Zapiski z przedświątecznego planu
Pewnie w ubiegłych latach tez się mądrzyłem na ten temat. Ale co zrobić gdy święta powtarzają się co roku. A my wszyscy lubimy podążać utartym torem i powtarzamy swoje błędy z przeszłości.
Z punktu widzenia smakoszy to najważniejsze święta: tradycyjne potrawy na stołach, od stuleci większość podobnych wypieków, mięs, potraw z jaj. W wielu domach przed świętami zaczyna się Wielkie Myślenie, potem Wielkie Przygotowywanie i później już tylko Wielkie Jedzenie.
Najważniejszy jednak jest, daję słowo, pierwszy etap. Tylko bowiem dobre zaplanowanie to gwarancja, że do świątecznego stołu zasiądziemy w dobrym humorze, bez zbytecznego zmęczenia. A przy tym bez rujnacji domowego budżetu.
Zatem zaplanujmy, przemyślmy sprawę, tuż przed zakupami przejrzyjmy raz jeszcze plany: na pewno dojdziemy do wniosku, że można co nieco wykreślić.
Święta to przecież tylko 2 dni, no i jeszcze może trzeci, ten poświąteczny. Czy ma sens szykowanie hurtowych ilości produktów, gotowanie i pieczenie czegoś, o czym za dobę pomyślimy z niechęcią? Zaręczam, że nawet goście nie pomogą nam w jedzeniu: oni także w domu przygotowali dużo smakołyków a przychodząc z wizytą maja częstokroć nadzieję, że nie zostaną usadowieni przy stole.
Zachęcam więc do rozsądnego planowania, co z blogową pomocą, nie powinno być trudne.
Kilka dobrych przedświątecznych rad? Proszę bardzo.
*Pamiętajcie, że wiele produktów można kupić znacznie wcześniej, nie przed samymi świętami pozostawiając sobie na ostatnią chwilę jedynie część zakupów, takich jak mięso czy wędliny. Mąkę, cukier, jaja, tłuszcze, bakalie, warzywa można zgromadzić kilka dni wcześniej.
*Planując zakupy trzeba pamiętać o właściwych ilościach produktów.
Na przykład średni kurczak wystarczy na obiad dla 4 – 6 osób, kaczka dla 6, gęś dla 6 – 8 osób, świąteczny indyk da się podzielić na 10 – 12 porcji, kilogram schabu wystarczy dla 8 osób, kilogram wieprzowiny to porcja dla 6 – 8 osób, jedna polędwiczka wieprzowa wystarczy dla dwóch osób.
Mazurek kajmakowy
*Mazurki są specjalnością polskiej kuchni nie znaną nigdzie poza naszym krajem. Są pyszne. Ale bardzo tuczące. Wiedziały to już nasze prababki, dlatego mazurki kroi się w wąziutki paseczki, wielkości wskazującego palca. Można wówczas bez specjalnych konsekwencji spróbować tego wspaniałego ciasta.
Na dziś chyba wystarczy. Nadmiar dobrych rad, tak jak i nadmiar jedzenia, bywa szkodliwy.
Komentarze
Dzień dobry. Święte słowa cny Gospodarzu. To, co przygotowujemy teraz pół hurtowo pod hasłem świątecznym, wcale nie jest przygotowane wyłącznie na święta. Dzięki zamrażarkom porcje bigosu obskoczą jeszcze Nowy Rok i może jakiś inny spęd gościowy; to samo z pasztetem, czy Alicjowymi uszkami. Ja wczoraj nieźle podgoniłam robotę – pół bigosu już popyrkotało małą godzinkę, a dzisiaj dołoże pokrojone, podduszone mięsa (sos już jest w kapuście) czosnek i doprawię na gotowo. Bigos jest gotowany z 2 kg kapusty i 3 kg wsadu innego + jałowiec, czosnek, liść laurowy,grzyby, śliwki, malutka cebula, łycha przecieru. Wina nie dolewam, bo rodzina nie lubi takiego bigosu.
Ugotowałam też mięso na pasztet i raczej nie będzie to pasztet bogaty w składniki, bo z dziczyzny znajdzie się tam tylko dzicza wątroba, a poza tym łopatka, boczek, kurczaka to i owo, mięso z indyczego skrzydła, trochę słoniny i boczku wędzonego; jeszcze włoszczyzna z gotowania w ilości 1 marchwi, kawałka selera i sporego korzonka pietruchy, garść grzybów + przyprawy (nie zapominać o gałce) potem jaja, nieco bułki, osłona z pasków słoninki na spód formy i kratki na wierzch i do piekarnika.
Po raz pierwszy od wielu lat nie piekę domowych pierników. Nie piekę w akcji protestacyjnej – od 25 lat foremki piernikowe były w plastykowym płaskim pudełku w trzeciej szufladzie w szafce. Młoda z psiapsiółką doszły przy remontach do wniosku, że tam przeszkadzają i schowały w inne miejsce. Schowały skutecznie. To niech teraz kupuje pierniki. Foremki nie są do tego potrzebne.
Piotrze, jak dzilisz kurczaka na 6 porcji? Mnie wychodzą 4 i z kaczki też.
Przegięcie!!!
Ha, Ha, Ha! Jak wiecie korzystam z internetu w maszynie Młodszej – u dołu monitora pojawiają mi się komunikaty z jej poczty? gg? i przed chwilą przeczytałam „Śpiewający Krzysztof z Ornaku zmienił status na zaraz wracam”. Nowe formy komunikacji międzyludzkiej bywają przezabawne.
Pyro, poprostu same udka stanowią dwie porcje. A potem każdą połówkę na dwie części. Dla skromnych nóżki a dla większych żarłoków ćwiartki. W dodatku kurczaki bywają też i całkiem spore.
Kaczki zaś są wystarczająco duże by wykroić z nich 6 kawałków.
daje slowo, ma racje Gospodarz i podpisuje sie rowniez pod tym, ze najwazniejszy jest pierwszy etap. tak zwany plan A i tu wielkie dzieki YYYC_u, bratnia duszo szwendajac sie po planecie, za zyczenia. z jednym troche przesadziles, mianowicie z palmami. w naturze one tam nie wystepuja. innych drzew tez tam brak a co za tym idzie powiedzenie puknij ty sie w chojke nie bedzie mialo jakiegokolwiek adekwatnego przelozenia do mojej osoby.
naturalnie ze moga wystapic zawirowania w kosmosie i planowane slizgi po oceanie pozostana w sferze marzen. ale to jeszcze nie powod by oklapnac na dwa lezaki nad brzegiem oceanu. by ominac takie szczescie i popatrzec na wyspe z innej perspektywy przygotowalem rowniez plan B na wlasnych nogach bede mogl sprawdzic wieloletnie tradycje firmy specjalizujacej sie w obuwiu trekkingowym. tym razem nie dopuszcze by faktor przyjemnosci przebywania w ruchu moglby byc zaklucony tak przyziemna rzecza, jaka jest but.
zadowolenia z wdrapywania sie po kamienistych stokach na wulkany, spojrzena do ich wnetrza, podziwienia lagodnych stokow i dziwacznych skalek, spacerow po wydmych i dzikich wawozach, nie da sie zastapic nawet iberyjska szynka. o tancu chmur na niebie nie bede juz wspominal.
czy mozna sobie pozwolic na wiecej przedswiatecznego planu!
Oj,rozrzewniłam się czytając wieczorno-nocne wpisy.
Nisiu,Nowy 😀
Mimo,że wyjeżdżamy na Święta,to jednak na specjalne życzenie
mojej latorośli będę już niedługo robiła bigos.
Chciałaby nim poczęstować Ukochanego oraz jego Mamę.
Córa uważa,że mój bigos jest lepszy niż ichniejszy.Miło to było usłyszeć.
Zaprzęgnę ją oczywiście do pomocy 😉
Resztę zamrozimy i po powrocie z wojaży będzie,jak znalazł !
Moje dwie panienki wczoraj upiekły (w ramach odstresowania?) pierniczki. Część polukrowały, a niepolukrowane chyba zjadły, bo ich dzisiaj ie widzę. W całym domu pachnie korzennie.
Śniegu napadało, na razie nie wieje, pług przed piątą rano już przetarł drogę. Truck wczoraj wieczorem został odebrany z naprawy, jeszcze nim drogę zasypało całkiem.
Odmroziłyśmy fotel ogrodowy w wannie, wstawiłam go do pokoju i mam zamiar na nim zasiadać z robótka, bo wczoraj się okazało, ze przy robieniu na drutach bardzo bolą kolana. Sic!
Na razie (narazie) z fotelem rokowania są pomyślne.
A ja poproszę o przepis na mazurek przedstawiony na fotografii. Nigdy mi taki udany nie wyszedł. Nistety. Nie szkodzi, że tuczy.
Dnia udanego wszystkim życząc oddalam sią do do kolejnej pracy.
Znacie ? Praca kocha głupiego.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Popieram wczesne przygotowania do wszelkich okazji.
Dobre planowanie oszczędza nerwy i portmonetkę.
Jednakże gromadzenie jaj na „tradycyjne potrawy świąteczne” proponuję zacząć dopiero za jakieś 4 miesiące. Wielkanoc będzie późno w przyszłym roku.
Mazurek? Hm… Trening można zacząć już teraz. Może w końcu wyjdzie. Też poproszę o przepis. Albo sobie poszukam w archiwum.
Kawał Gniezna odcięty od internetu – Haneczka też.
Bardzo proszę Echidno:
Mazurek królewski
1/2 kg masła, 2 szklanki cukru, 2 1/2 szklanki mąki, 10 dag migdałów, 12 żółtek, 2 łyżki masła do posmarowania blaszki.
1. Masło utrzeć, najlepiej mikserem, na śmietanę.
2. Dalej ucierając wybijać po jednym żółtku.
3. Sparzyć, obrać ze skórek i drobniutko usiekać migdały.
4. Nadal ucierając masę dodawać po trochu siekane migdały, cukier i mąkę.
5. Blaszkę wysmarować dokładnie masłem, jeszcze lepiej wyłożyć aluminiową folią, bo ciasto ?lubi? przywierać.
6. Dokładnie utarte ciasto należy rozsmarować na blaszce na grubość palca, przybrać obranymi migdałami i piec w letnim piekarniku do momentu, kiedy będzie złote (ok. 30 min).
Nie jest to ciasto z rodzaju lekkich i dietetycznych. Smakuje dokładnie tak samo, jak przed dziesiątkami lat. Tak piekło się mazurki u praprababki i tak piecze się w rodzinie do dziś. Kroi się mazurek w paski długości ok. 10 cm, szerokości ok. 2 cm.
Nie sposób zjeść więcej niż jeden malutki kawałeczek.
Smacznego!
Prawda, ze polskie tradycje kulinarne na oba glowne swieta sa niezwykle bogate i warto je kultywowac, zachowac i nie zapomniec o nich. Nie wsposob jednak zastosowac je kazdego roku, bo ani warunki te same co pare dziesiecioleci temu, nie te czasy wiec i my nie ci sami. Warto wiec sie gleboko zastanowic nad tym, ile mozna podolac w te dni i ocenic na zimno, czemu mozna dac rady. Osobiscie nalegam, aby liste obowiazkowych pozycji na stole wigilijnym redukowac do jakiegos rozsadnego minimum, a ilosci ograniczyc nawet na ryzyko wpadki, ze bedzie ew. mniej niz chwilowy popyt na to. A lista jest dluga, o tym wiemy. Wiemy juz chocby dlatego, ze tu sie wymieniamy informacjami, znamy osobiscie ludzi z innych stron Polski i poprobowalismy u nich moze cos, co przypadlo nam do gustu i wciagnelismy to na nasza liste. A i sa checi na nowosci.
Tak kazdego roku probuje wplynac na to, jednak zwykle ze slabym wynikiem. Jak na razie, jestesmy zgodni co do tego, ze tego roku napewno bedzie mniej. Tak przyzekamy sobie zawsze jednak. Dokonamy Mam nadzieje) jakiegos wyboru miedza zelaznymi pozycjami (karp, tego chca wszyscy, jest juz przeglosowane, ze tylko smazony z patelni) i cos nowego, albo juz cos dawno zapomnianego. Sprobuje tym razem z zupa z konopii i zobacze kto ja bedzie jadl ze mna. Tradycyjnego barszczu juz nie mielismy w zeszlym roku.
To w wigilje, bo w pierwsze i drugie swieto bedziemy z wizyta.
Witam! Też myślę już o świętach i w związku z tym mam pytanie: Alicjo jak mrozisz uszka- ugotowane czy „surowe”, co robisz żeby się nie sklejały i jak je potem gotujesz do podania na stół? Mam wrażenie, że pisałaś o tym w ubiegłym roku ale prościej zapytać Ciebie teraz 🙂 Pozdrawiam całe blogowisko.
Dzien dobry,
I tak oto pytanie, ktore chcialam zadac Alicji, sformulowala izador 🙂
Dziekuje jednej i drugiej i zycze milego dnia.
A mazurek Gospodarzy wyglada pieknie.
O to samo chciałam zapytać Alicję 🙂
Pozdrawiam Wszystkich na blogu!
Alino – Alicja dosypia, ale pisała o tym wielokrotnie : ustawia gotowe, surowe uszka/pierogi na tacy i wynosi na kanadyjski mróz. Kiedy podmarzną zdrowo, pakuje w pojemniki (wtedy się nie sklejają) i wkłada do zamrażarki. Gotuje wrzucając na wrzątek, zupę itd. Ja na odwrót – gotuję pierogi, odcedzam na sicie, na desce, czy tacy na papierowym ręczniku kładę pojedynczo /na stojąco/ i czekam żeby wystygły i obeschły. Wtedy też w pojemniki na stojąco i do zamrażarki. Odgrzewam w warze albo na patelni. Obydwa sposoby dobre – byle nie posklejać.
Pepegor – od dawna robię Wigilię jako elegancki obiad. Niczego nie jem przez tydzień. Tegoroczna wieczerza została zaplanowana tak :
1. zupa grzybowa – krem (po msałej porcji w Wigilię, resztę zamroże na inny dzień, bo nie umiem ugotować troszkę);
2.karaś w smietanie /przypomnienie dawnej potrawy)
3. pstrąg w migdałach, kurki duszone w sosie własnym
4. kapusta z grzybami + kulebiaczki z rybą – pozostała kapusta w bigos, kulebiaczki można zjeść kiedy indziej na zimno albo na ciepło
5. kompot z suszonych śliwek z figami dobrze wychłodzony
na deser ciasta świąteczne. Do ryb białe wino, przy deserach likier orzechowy.
Mój wczorajszy przedświąteczny plan – pójście na zakupy z lekkim odbiciem na – nową kładkę pieszą, która w okamgnieniu staje się mostem westchnień w śródziemnomorskim stylu 😎
Uwieczniłam (wpisem i fotkami w nowiutkim albumie) — kto z Państwa ma ochotę na ponadnormatywną dawkę Fe – zapraszam (choć szpinaczku pysznego, jak w PanaGospodarzowym przepisie ostatnim, to nie zastąpi… chociaż… w okołowigilijnym czasie różności się zdarzają, jak ogólnie wiadomo… 😉 ) 😀
Ryśku, koniecznie rozchodź buty… nawet te z najlepszej firmy 😉 😀
Suuuuuper-wrażeń życzę — Tobie i Współwłaścicielce szóstego sierpnia (chyba dobrze pamiętam?… 😉 😀 😀
Witam południową porą i spieszę donieść, że dokonałam wielkiego dzieła – upiekłam rogaliki z konfiturą z róży (z płatków róży), wg przepisu pani Basi. Początkowo szło mi kiepsko, bo ambitnie chciałam żeby rogaliki były maciupeńkie takie na jeden raz, to mi nie bardzo wychodziło i pierwszy wsad do piekarnika był mało wyględny (był, bo już zjedzony), a kucharka i całe oprzyrządowanie lepiło sie od konfitur. Jedną trzecią słoiczka przy okazji pochłonęłam pocieszając w podjętym trudzie. Jednak przy kolejnych blaszkach wdać było postęp, a już ostatnia blaszka, to ho ho!
Żałuję, że ciągle nie umiem tych zdjęć prezentować, bo chętnie czekałabym na zachwyty i owacje Koleżeństwa 😀
Placku (wczoraj):
Panią Andersową miałam szczęście spotkać kilka razy; wcześniej, jeszcze dziecięciem będąc, odśpiewałam „Czerwone Maki” do mikrofonu przed grobem jej męża i całą grupą starszych współ-wędrowców (tylko małolat umiał wszystkie zwrotki pewnie ni na pamięć… śpiewać też umiał, ale to inna kwestia 😉 😀 )
A Jamiego spotkałam ostatnio tu. Gotował się… a nawet płonął, jak widać… chyba nie-klasycznie… szybkowarowo… 😉 😀
😳 …i na pamięć 😳
Pyro- tak trzymać,bardzo rozsądna ta Twoja wieczerza wigilijna.
My natomiast mamy nadal w pamięci już bardzo odległą Wigilię
u naszych przyjaciół,którzy postanowili zapoznać Osobistego
ze wszystkimi polskimi tradycjami tego wieczoru i przygotowali,
na nasze nieszczęście,13 różnych dań ! Wszystko było bardzo smaczne,
ale było tego po prostu za dużo.
Wtedy też jadłam po raz pierwszy kisiel żurawinowy własnej
roboty,przy którym zresztą już ledwo dyszeliśmy.
Niewątpliwie mamy,co wspominać ! Osobisty opowiada o tej sławetnej
Wigilii przy każdej świątecznej okazji.
http://s20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/?action=view¤t=b38a9b67.pbw
No, nareszcie, Nirrod. Piękna ziemia , piękni ludzie i okoliczności też.
Barbaro -mam różę, nie mam chętnego do roboty.
Ha Pyro kochana dopiero zaczynam powolutku nadrabiac zaleglosci po wizytach rodzinnych a kolejna zaczyna sie za tydzien. A do tego Zosiek mniej spi i ma w tym tygodniu atak kochania mamy, wiec mam rece pelne, szczegolnie, ze zaczela pierwsze samodzielne kroki stawiac, wiec obie z Betty pilnujemy, zeby sobie krzywdy nie zrobila…
No i do tego ida swieta… aaaargh!!!
Zosia do schrupania taka słodka – stwierdzamy to obydwoje z Basią. Tylko uważajcie na hipopotamy.
Dzien dobry,
Zimno jak w psiarni wiec na obiad bedzie chilli con carne z papryczkami chipotle i ancho (nie sa to bardzo ostre odmiany, z przyjemnym smakiem), guacamole, kwasna smietanka i czipsy kukurydziane z odsmazana czarna fasola, mniam!
Oj, dostałam po 4 literach od jamnika! Musiał wyjść i należało mu się trochę ruchu. Pyra się panicznie boi upadku, bo w moim przypadku może to mieć ostateczne konsekwencje. Śmierci się specjalnie nie boje, ale paraliżu … Więc rozsądnie, laseczkę w dłoń. Laseczki boi się pies, bo dostał nią przypadkowo w nos. Hałdy zmrożonego śniegu, świeży puch na tym, lodowaty wiatr – ni czorta nie mogę sobie pozwolić na ciągnięcie przez psa. Odpięłam niecnotę – niech pohasa w śniegu. Nie chciał wrócić , nie przybiegał na wołanie. Powolutku wróciłam do holu – zmarznie, to przybiegnie. A skądże! Organizowałam wyprawę gończą za jamnikiem. Przyciągnięty na sztywnych łapkach przez jedną z sąsiadek. za nic nie chciał do mnie podejść, bo laska…Opierał się w windzie i na schodach; dopiero w mieszkaniu (laska na stojaku) nabrał śmiałości. Teraz śpi zaraza jedna, a ja dumam kto z nim pójdzie w porze kolacyjnej, bo Młodsza dzisiaj w teatrze ze swoją klasą.
Mała Zosia jest urocza i ma niebanalną urodę.
A capella pisze o kładce – mostku westchnień. Taki most – całkiem duży i zabytkowy znajduje się także w Wilnie na Wilence. Łączy Stare miasto z dzielnicą Zarzecze/ Użupis/, a przyczepionych tam kłódek jest mnóstwo. W czasie pobytu w Wilnie warto zajrzeć na Zarzecze.
Farsz do uszek przygotowany. Z dodatkiem pieczarek jest łagodniejszy i smaczniejszy. Potem musiałam wziąć się za odśnieżanie , bo mąż wraca później, a na drogach korki, więc dziś ten obowiazek spadł na mnie. Na razie nie pada, więc efekty mojej ciężkiej pracy tak szybko nie przepadną. Zima jest przepiękna ale bardzo wymagająca.
Idę przygotować ciasto na uszka i oczywiście same uszka.
Pyro,
przezorności nigdy nie za wiele. Wiem doskonale, jakie mogą być skutki upadku na lodzie, bo spotkało to moją Mamę i zatruło jej ostatnie lata życia. A z Radkiem rzeczywiście w tej sytuacji wielki kłopot. I poradzić coś trudno…
Zoska cudna!
Zośkę na zdjęciach podziwiamy,
do Radka sąsiadów wysyłamy,
pod Gdynią odśnieżamy,
przepisy,jak zwykle wymieniamy,
o rozsądek na świątecznym stole
(być może) też zadbamy 🙂
Dodam tylko jeszcze do Pyrowego, co z uszkami, otóż jak nie ma silnego kanadyjskiego mrozu pod ręką, wstawiam surowe uszka na tacy do zamrażarki na szybkie zamrożenie – kluczem jest właśnie to, żeby zamarzły na kamień w 20-30 minut, inaczej niektóre popękają (przerabiałam to kiedyś na własnej skórze). Przez ostatnie lata tak wybierałam czas na robienie uszek czy pierogów, żeby nie korzystać z szybkiego zamrażania w żamrażarce. W tym roku też się udało, u mnie -15C dzisiaj, wczoraj też coś koło tego 😉
Teraz idę doczytać.
Pepegor – siemieniotka, którą chcesz na Wigilię gotować była postrachem mojego dzieciństwa. Bywała u Babci Walerii, więc ja robiłam straszne sztuki, żebyśmy tam na święta nie chodzili. Do dziś sądzę, że są dwie paskudne potrawy wigilijn – siemieniotka i kisiel owsiany
Nirrod,
ale słoniny to wam tam nie brakuje 😉
Przypomniały mi się klimaty południowo-afrykańskie.
Ja nie znam siemieniotki – skąd ten zwyczaj? U mnie zawsze był barszcz czerwony oraz zupa owocowa, której Jerzor serdecznie nienawidził, a przecież u mnie w domu tego nie jadł (opcja kompotowa dawno zwyciężyła), tylko u siebie chyba 🙄
Uprzejmie donoszę, że trzecie zalanie buraków kiszonych zaobfitowało równie dobrą kiszonką, zlałam 3 litr soku ale na tym już kończę, bo ileż można.
A kaczka u mnie też z trudem na 4 osoby wystarcza… może one niewymiarowe jakieś? Następnym razem sprawdzę wagę – kupuję w supermarkecie, bo nie mam znajomego „chłopa”.
Lat temu ileś nasza znajoma skrzypaczka uczyła dziecinę pobliskich farmerów gry na instrumencie, w zamian za produkty typu jaja, mleko, masło i drób. Farmerzy farmerzyli bodaj w jakimś zbożu, a drób i inną żywiołę dla siebie hodowali.
Kiedyś miałam gości z Niemiec, wybieraliśmy się na wycieczkę po okolicy, Lucyna zadzwoniła, żeby wpaść po drodze. Wpadliśmy. U Lucyny zawsze stół bogato zastawiony, na obiad „tylko” kurę od farmerki upiekła. Dorosłych było 6 osób i trójka małolatów, ta farmerska wolno chodząca po wielkim podwórzu kura opędziła wszystkich.
To jedyny raz w mojej 28-letniej karierze tutaj moment, kiedy jadłam kurę hodowaną, jak to drzewiej bywało.
Pyro,
dziwnie, ale mnie smakowala. Trzeba jednak zastrzec, ze matka moja zwracala swego czasu uwage na rozne wersje i wspomina jedna z nich, ktora dla niej tez byla tortura. I tu wspominalo sie nie tylko jedna recepture, ale nie bylem w stanie porownac, bo musze o to dopiero wypytac matke. Jak zrobie to spisze i wstawie.
Zegnam, ew. do wieczora.
Nie było u mnie też żadnego kiślu na Wigilię.
Mam pytanie – kto wymyślił określenie „galeria” dla centrów handlowych?
Swego czasu zdurniałam, słysząc to od znajomych, których nigdy bym nie podejrzewała o miłość do jakiejkolwiek sztuki, że tak ciagle biegają do galerii.
Po czasie już wiem, co to za galerie, tylko nadal nie wiem, kto był autorem tego określenia i co się za tym kryło? Bo pójść na zakupy to takie banalne, więc lepiej udać się do galerii? 😉
Alicjo – siemieniotka jest jedną z wielu zup wigilijnych. Kiedyś gotowano ją w Wielkopolsce, na Kaszubach, na Kujawach i na Śląsku. W porządnym domu gotowano jeednocześnie 2-3 zupy na Wigilię.
Kisiel owsiany to Litwa, Żmudź, Polesie i Podlasie. Nie jadłam, ale w tym wypadku wierzę Wańkowiczowi
A propos uszek…przypomniało mi się, że mam stosowną dokumentacje sprzed 2 lat…wyszła całkiem imponujaca, okrągła liczba 😉
W tym roku jeszcze nie wiem, bo dzisiaj dokańczam. I nie wolno zapominać (fot.3), że kucharz od czasu do czasu musi się posilić i czegos napić. Uszka będzie się jadło dopiero na Wigilię, to jeszcze trochę czasu…
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/UszkoDoUszka#
No widzisz, Pyro – to u mnie barszcz i ta owocowa była jako mus wigilijny. U moich znajomych ze Śląska nie obeszło się bez zupy grzybowej z kolei. Owocowa chyba od babcinej, kieleckiej strony. Gotowana z suszu i zabielana smietaną, mnie smakowała, ale z czasem rodzina oprotestowała. Stanęło na kompocie z suszu. A, i mama do tego dodawała kluski lane chyba… w każdym razie coś makaronowatego. Jak zaczęłam odgrzebywać to z siostrami z zakamarków pamieci, to teraz każda z nas pamięta coś inaczej 🙄
Alicjo – mój dom rodzinny był śląsko – poznański. Zupa grzybowa – obowiązkowa. Czasem Mama gotowała też barszcz z cichym przeznaczeniem na dni następne, bo wszyscy wybierali grzybową. Raz zrobiła migdałową, jako alternatywę, ale nie miała wzięcia. Nie było też u nas pierogów; były świeże (zielone) śledzie z patelni z cytryną, karp smażony, śledzie, kapusta z grzybami i krokiety ziemniaczano – orzechowe, kompot z suszu i makiełki. Wino było zawsze; nawet dla małych dzieci z wodą sodową – taki rodzaj szprycera. Dzieciaki się cieszyły; nie piły, bo niedobre, ale mieć w kieliszku musiały. Nie było racuchów, pierogów, kisielu, kapusty z grochem, kutii. To była Wigilia Polski Zachodniej.
No i byłabym zełgała przez przemilczenie. Przecież Wigilia mojej Świekry – Stasi, to też poznańska Wigilia. Musiała być zupa rybna, karp w szarym sosie, lin w czerwonej kapuście duszony albo te karasie w śmietanie – reszta jak u Mamy.
Dziędobrywieczór na rubieży.
Nowy, według przytoczonych przez Ciebie w nocy przykazań LK zrobiłam ostatni w życiu cykl programów. Pierwsze przykazanie było jego pointą. Pokazałam ludzi, którzy żyją według tych przykazań i za każdym razem komentował to filozof, z którym siedziałam w kawiarni na 22 piętrze, z widokiem „na świat”.
Wigilię robię zawsze taką samą, jaka bywała u nas w domu – no i nie wyobrażam sobie, że w tym dniu z domu wyjadę, choćbym miała być całkiem sama. W zeszłym roku byliśmy we dwójkę z synem, w tym przyjdą przyjaciele. Robię śledzie w oliwie, rybkę w jarzynach, barszcz z uszkami (Alicja, narobiłaś milion!!!), rybę smażoną (niekoniecznie karpia, raczej jakiegoś łososia albo sandacza), kapustę postną z grzybami, fasolkę i smażone kapelusze ususzonych prawdziwków (jeśli mam, a właśnie mam). Kompot z suszu, makowiec albo cokolwiek z makiem (nie umiem upiec makowca, mama umiała i siostra), drobne ciasteczka albo pierniczki. Bakalie, pomarańcze i orzechy koniecznie. Prezenty występują przed deserem jako danie specjalne… Choinka musi być. Ostatnio mam taki patent, że w domu stawiam malutką, ale na tarasie stoi duża, też ubrana i oświetlona i zagląda przez odsłonięte drzwi. To niezły sposób na maciupkie mieszkanko. Wieszam i stawiam różne ozdóbki – niech sobie będzie słodko i kiczowato.
Rysiek ty na jakis wulkan jedziesz. Jak znajdziesz ziele napiszesz ksiazke. Musi byc goaraco, uwazaj jak bedziesz korzystal z przepisow w kamasutrze, moze nieco przykrec piekarnik i zrob przeciag. Pamietasz przygody Pompejan?
Sandacz lepszy od lososia. Nie wiem czemu wole biale ryby na Wigilie. Grzybowa u mnie bywala i nawet nie wiedzialem ze moze byc inna zupa na swieta. Poza juz wymienionymi smakolykami zawsze mama robila karpia po zydowsku w galarecie i na slodko, rodzynki, migdaly i co tam jeszcze nie wiem. Pycha byl. Ostatnio rownie pysznego jadlem na krakowskim Kazimierzu w jednej restauracji ale nie pamietam nazwy.
Nisiu – żebyś wiedziała – nawet sama, pod swoją gałęzią choinki,z moimi potrawami, z moimi kolędami – jak w domu. No nie – czasem jemy Wigilię u któregoś z dorosłych dzieci albo wnuków. Łańcuszkiem to idzie. Oni też muszą mieć czas na zbudowanie swojej tradycji. Wtedy zabieram cały kosz specjałów domowych, żeby mi ich na stole nie zabrakło.
Za to na swieta zawsze zajac. Kruszaly na balkonie. Zawsze wisialy trzy. Comber na pieczen i przody na pasztet. Borowki obowiazkowo. Obiad swiateczny to bylo to. Jakos tez mi kuropatwy chodza po glowie ale te bywaly tez poza okresem swiatecznym. W smietanie. Pycha. Na srut trzeba bylo uwazac. Tutaj jadam czasem gluszca czy dzika kanadyjska ges. Tym razem mam jelenia i to poledwice zamiast zajaca. Bedzie uczta swiateczna a i pasztet gesi w zamrazalce wlasnoreczny. Basia makowce zrobi…koniec bo glodny sie zrobilem. Czas na sniadanie.
Tym razem na święta zaplanowałam wołowe zrazy zawijane we własnym sosie. Zrobię je wcześniej i zamrożę. Kopytka kupię bezczelnie gotowe, Hengleina albo jakieś inne apetyczne. Do tego kapustka. Na śniadanie wędlinki łapocie i resztki wigilijnych śledzików. El Capitano, który wpada z żoną, obiecał zrobić rybę w galarecie, bo umie, a poza tym mieszka w Trzebieży, gdzie rybę kupuje od rybakó, będzie świeża. Ja też właściwie wolę sandacza od łososia, ale czasem go nie ma pod ręką, a nie lubię się uganiać po sklepach. Chociaż teraz ładne mrożone są wszędzie.
Jak ja lubię te przedświąteczne rozmowy ! Słuchajcie,przecież to już jest
połowa przyjemności.Posłuchać o tym,jakie kto szykuje potrawy,co się
kiedyś jadało,co było udręką,a co smakołykiem.I to właśnie jest ta przedświąteczna atmosfera,a prezenty to drobny dodatek.
Te wszystkie przygotowania i opowieści są pyszne 🙂
W Kraju zawsze ide na sandacza. Jest chyba tlusciejszy od lososia i smazony bardziej mi smakuje. Lososie niestety bardzo spowszednialy. maja sliczny kolor. U nas (z Pacyfiku) jest jeden szczegolnie ladny „sockeye”. Wedzony, amarantowy jak zaden inny. Ostatnio wole lososcie w kazdej postaci poza smazonymi badz z grila. Trzeba naprawde dobrze zrobi a wiekszosc ludzi przesmaza i suche sa. Wedzony, surowy badz robiony na parze czy marynowany…pychotka. Kolezanka robi lososie jak sledzie, w oleju. Kupuje swieze, cale. Najpierw je soli a potem moczy 🙂 reszta jak sledzie.
Na Nowy rok od jakiegos czasu kupuje homary (lobster atlantycki) i przy koncercie noworocznym z Wiednia obiadek jak znalazl. Gotowanie proste i szybkie. Maselko z czosnkiem stopione na stole. Na sosach mi nie zalezy bo mi smak homara zabijaja. Buteleczka szampana i pare innych rzeczy. W tym roku foie gras, wedzony losos, pasztet z gesi, oscypek od bacy z Kuznic, bagietka od Francuza. Mysle ze starczy 🙂
Danuśko, masz rację, takie rozmowy są pyszne. Zastanawiałam się, dlaczego i wyszło mi, że od tego robi się rodzinnie. Tworzy się taka przyjemna więź – są między nami różnice, ale dla wszystkich te święta są ważne, każdy stara się utrzymać choć kawałek tradycji i wiele rzeczy nam się powtarza. Może więc jednak jesteśmy jakąś wielką chociaż rozsypaną na co dzień rodziną.
YYC – lobsterka (ale to była langusta, tak ją nazywali na BVI) pysznie ugrilowanego, właśnie tylko z takim masełkiem jadłam karaibskim wieczorkiem pod sosną karaibską (Pinus Caribbian, czy jakjejtam) na karaibskiej plaży… kurczę, jakie to miłe wspomnienie. Chociaż skubani tubylcy nie mieli oscypka od bacy…
Zając od leśniczego-myśliwego z Niedzwiedzia (gajowy Marucha) zawsze bywał na święta w czasach, kiedy to Babcia Janina przyjeżdżała i dyrygowała przygotowaniami do świąt.
Babcine dyrygowania zapamiętałam, bo babcia miała skłonności do robienia jedzenia na kompanię wojskową, pamiętała czasy głodu i wszystkiego jej było zawsze za mało, musiał być zapas wszystkiego na tydzień. Przynajmniej na tydzień!
Babcia dyrygent, mama wykonawca, a do krojenia niesamowitych ilosci warzyw do sałatki jarzynowej moje i Baśki ręce 🙄
Mimo wszystko lubie sałatke jarzynową i często ją robię. Tylko wyobraźcie sobie kilkulatka, dla którego godzina to jak tydzień dla nas teraz…a tu trzeba kroić!
Karp był dawno, nie przyjął się, chociaż mama robiła w galarecie i ściśle według przepisu (mama nie lubiła w kuchni improwizować i kombinować). Dla mnie smażona najprościej jakakolwiek ryba.
Od zawsze dbałam, zeby Wigilia była Wigilią, i dalej robię swoje, chociaż od 2 lat juz nie w moim domu, bo jednak rodzina synowej jest liczna i u nich pod ręką. Nam łatwiej tam dojechać. I nawet mi się spodobało – w Wigilię jest na czworo, stół polskim obrusem nakryty od Tereski Pomorskiej, ja barszcz i uszka, synowa, co tam jej do głowy przyjdzie, a potem chodzimy „po chałupach”, czyli zbieramy się piętro niżej czy dwa u któregoś z braci, a następnego dnia do wieżowca naprzeciwko, gdzie mieszkają rodzice synowej.
Jest rodzinnie, jest nas dużo, i to mi się podoba.
Jeden ze znajomych miał matkę Wallonkę i ona robiła w święta gwiazdkowe, na obiad genialną kaczkę z brzoskwiniami i zielonym pieprzem. Jadłam ją tylko raz, a przepisu zdradzić nie chciała. „To się robi zwyczajnie kaczka, po godzinie dookoła brzoskwinie i garść pieprzu i czekać. Samo się zrobi”. Mnie się nie zrobiło i jeszcze ślubny miał pretensje, że mu mięso z kompotem dałam. Próbowałam jeszcze ze dwa razy. Nie powiem, co mi wyszło. Kaczkę zjedliśmy, bo była jadalna – tyle o niej mogę powiedzieć.
Langusty pyszne zwlaszcza na plazy pod palemka z pain kilerem co 🙂
Takie grilowane jadlem na wyspach choc polinezyjskich nie karaibskich. Pod casuarina (zdaje sie rodzaj sosny tropikalnej z takimi wiszacymi dlugimi miekkimi iglami) na Matavai Bay. Do tego drink z wycisnietej swiezej papay’i. Nie pamietam jaki alkohol ale chyba jak na karaiabch rum 🙂 Albo surowa ryba na Samoa zwana „oka” (tunczyk, mahi-mahi itp) w mleczku kokosowym, pociachana w male kawalki z sokiem z limonki, zielona cebulka, ogorkiem swiezym, przyprawy, czasem tabasco. Zostawiona po zrobieniu na godzinke. Pycha (jesli ktos lubi ryby niegotowane). Milo powspominac 🙂 Taki okres w roku.
Ratunku – diabeł mi książkę ogonem nakrył i jej nie ma! Co robić, żeby pasztet się piekł, a nie wytapiał?
Pyro, niestety, nie umiem Ci doradzic ale dziekuje za wskazowki co do uszek. Mam w jednej z ksiazek przepis na kaczke z brzoskwiniami. Nie sprawdzilam wiec nie wiem, co jest wart ale gdybys chciala kiedys zrobic, chetnie Ci podam przy okazji.
Tak, rozmowy o naszych rodzinnych tradycjach to juz przedsmak swiat i jak pisze Nisia, poczucie, ze w jakims stopniu jestesmy taka wielka polska rodzina.
Od lat usiłuję się dowiedzieć, skąd się wziął w mojej rodzinie zwyczaj, podkładania, przez pana/panią domu (tuż przed kolacją wigilijną), pieniędzy ?
Oczywiście zjadłam „pod talerze”. 🙁
Choinka pachnie dookola. Tutaj wczesniej ubieraja wiec juz widac na dachach samochodow i za oknami. Domkow coraz wiecej tez przybranych wiec sie milo jedzie po zmierzchu bo ulice kolorowe. Swieta. Pogoda ladna, slonce, wczoraj nawet +8C i sniegu dookola duzo tylko sie brudny robi co nieco. Ma napadac za pare dni a potem swieta w sloncu i minusach malych. Jesli sie sprawdzi bedzie wysmienicie.
Zgago – znowu jest to nasza zach.polska tradycja. Moi Rodzice na sianku pod obrusem kładli duży banknot, a na obrusie w tym miejscu leżał chleb. Pod talerzami kładli drobne. Teraz ja kupują tanie losy – zdrapki i każdemu kładę pod talerz, zamiast tych drobnych.
Pyro, dziękuję Ci za wyjaśnienie.
Za mało bułki tartej dodałaś do pasztetu, Pyro – mojem skromnem zdaniem. Bułka by pochłoniła i nadmiar wody, i tłuszczu. Związałaby, o!
Rozmowy o tradycjach światecznych to do siebie mają, że ja co rusz tutaj, zamiast w kuchni 👿
OK…. już się przeganiam…przyszłam poszukać coś, znalazłam inksze i inaksze, jak zwykle 🙄
Tlusta langusta wlazla w moje usta…
Sorry ktos tu o langustach, to mi sie tak przypomnialo. Uszek w tym roku nie robie, bo a.: w zeszlym roku cala porcje szlag trafil jak w polowie gotowania gaz sie skonczyl b.: 24 bedziemy sie paletac po lesie Kibale a 25 trobic w owym lesie szympansy.
Dziwne beda w tym roku swieta.
Alicjo Tobie sie klimaty poludniowo afrykanskie a mnie sie tak zima marzy. nie na dlugo, tak ze dwa – trzy dni w Poznaniu i z tydzien gdziez na narty. Fajnie by bylo…
No proszę,ciekawy zwyczaj-drobne pieniądze pod talerzami,
zupełnie mi nie znany.Owszem w sprawie pomnożenia fortuny wiem,
że należy zachować łuskę karpia i włożyć do portmonetki.
Danuśko – ; lojalnie uprzedzam, że obydwa sposoby nieskuteczne – i ten z łuską i ten pieniężny.
yyc !
Ja jeszcze względem tego Twojego sandacza i łososia.Odbyłam konsultacje
z moim Nadwornym Wędkarzem i upewniłam się w moich skromnych
przekonaniach,że łosoś jest z całą pewnością bardziej tłustą rybą niż sandacz.
Może tego sandacza jadałeś w śmietanie albo z masełkiem i stąd to wrażenie.Ale sandacz to chuda,pyszna ryba z białym,delikatnym mięsem.
Zdecydowanie wolę sandacza niż łososia.A jeszcze,jak Osobistemu uda się
złowić własnoręcznie,to dopiero jest radość 🙂
Witam wszystkich serdecznie.
Jaki piękny dzień na blogu. Czytałam z prawdziwą przyjemnością i wzruszeniem.
Panna Zosieńka śliczna dziewuszka.
Pyro 🙁
A może jest jeszcze jakiś inny zwyczaj nam nieznany ?
I ten dopiero jest skuteczny !
Alicjo,
te Twoje uszka to cała armia uszkowa – od razu skojarzyły mi się z chińską armią terakotową. 🙂 A sałatkę jarzynową też robię, bo rodzina ją bardzo lubi.
A wczoraj na hali targowej w Gdyni widziałam zająca. Akurat ktoś pytał o cenę – 70 złotych. Osobiście nigdy sama zająca nie przyrządzałam i chyba tak zostanie.
Ze świątecznych potraw najbardziej lubię ryby w galarecie – przeważnie karp,ale bywa i pstrąg – z chrzanem lub sosem chrzanowym oraz kompot z owoców suszonych. Tak -kompot to potrawa nr 1.
Wymieniamy tu tyle róznych potraw, że naprawdę lepiej o nich rozmawiać . Gorzej byłoby, gdybyśmy musieli wszystkiego spróbować. 🙂
Słyszałam o jeszcze jednym zupełnie nieskutecznym sposobie na powiększenie fortuny – mianowicie zupa grochowa w Nowy Rok. Z pełnym przekonaniem i całkiem poważnie mówił mi o tym pewien znajomy, skromnie zreszto sytuowany. Jakoś nigdy nie miałam ochoty zaczynać Nowego Roku od zupy grochowej.
Witam,
A ja świąteczną tradycję sama sobie stworzyłam. Wigilijne menu w moim rodzinnym domu było bardzo nietypowe. Był barszcz, ale z fasolą „jaśkiem”. Była ryba smażona, ale podawana z ziemniakami i brukselką (i nie wiem skąd mamie wpadł do głowy ten pomysł). Był także kompot z suszonych owoców. I na tym jedzonko wigilijne się kończyło. Dopiero w swoim domu wprowadziłam bardziej tradycyjne potrawy jak uszka z grzybami czy pierogi z kapustą i grzybami. Rybka oczywiście jest smażona, jakieś śledziki (różne warianty w poszczególnych latach). Oczywiście kompot z suszek. Przygotowuję również kutię, bo to potrawa z rodzinnego domu męża za która przepada. No i oczywiście najbardziej lubiana przez dzieci część wigilijnego wieczoru prezenty pod choinką.
Nirrod, zapomniałam stuknąć, że Zosieńka jest piękna. 😀
Nirrod,
chcesz – masz. Nasza zima sprzed roku (koniec stycznia), wędrujemy po jeziorze Ontario. Do tej pory mnie trzęsie z zimna, chociaż ubrana byłam, baaaardzo (kalesony i te rzeczy). Zapraszam – najlepszy jest styczeń-luty u mnie. To znaczy dla mnie najgorszy. Ale jak gosci to bawi, to niech se lataja po okolicznosciach snieżnych i lodowych 🙄
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/25012009#
A i jeszcze chciałam przywitać nowego blogowicza (tak mi się przynajmniej wydaje) 🙂
Witaj garkomanie z 10:24 Już się posunęłam i robię miejsce przy stole 🙂
YYC, mahi-mahi to dorada była, tak nam wyszło na tych wyspach. Dooobra, tłusta, biała rybcia. Mniam.
Ostryga tłusta wpada mu w usta,
potem langusta, potem chablis…
To był Pan Esik w Ostendzie.
Gdzież Esik będzie godniej zasiędzie jak nie w Ostendzie, królowej mórz…
Własnie dzwoniła kobitka z Gdyni i pytała, czy mogą być smażone dorsze, rybka w galarecie i po grecku, śledź… Kochani, jadę do Rybowa! Do torciku postarałam się miłą Jolę dyplomatycznie zniechęcić.
Armia terakotowa – jak w pysk! Wiedziałam, że coś mi te zwarte szeregi przypominają!
Zosia sliczna dziewczynka i jaki usmiech 🙂
Haliczku, u nas w domu, czekanie na prezenty, to był zawsze dla mnie koszmar. Rodzice przyjmowali „Dzieciątko” a siostra i ja musiałyśmy – zamknięte w kuchni – umyć wszystkie naczynia, wytrzeć i poskładać. 🙁 Jak rodzice już wiedzieli, że w kuchni jest porządek, to dzwonili dzwoneczkiem i mogłyśmy pójść do pokoju z choinką (światło było zgaszone, tylko choinka się świeciła). Rodzice śpiewali kolędę – potem kolędy śpiewała płyta 😉 – a my rzucałyśmy się na prezenty.
Ja przyjmowałam tylko raz „Dzieciątko”, bo tak pomieszały mi się prezenty, że dzieci i siostrzenica się zbuntowały i wzięły sprawy w swoje ręce. 😆
No to nie wiedzialem ze mahi mahi to dorada. Ryba pyszna i taka miesna bym powiedzial. Bialutka. Mahi mahi ladniej czyli egzotyczniej brzmi jednak 🙂
Danusia calkiem mozliwe, ze sandacz chudszy. Rzeczywiscie jadalem chyba tylko z patelni na masle i do tego sam nigdy nie robilem. Lososiem natomiast zbyt czesto mnie czestowano i byl wysuszony stad mi sie wzielo, ze pewniechudszy. Spytaj jednak meza jaka rzonica miedzy lososiem z Pacyfiku a konkretnie „sockeye” a lososiem atlantyckim ktory wydaje mi sie znacznie bardziej tlusty od tego z Pacyfiku. Lososia tylko jedna z moich kolezanek robi wspaniale ale on niemal na granicy surowosci i upieczenia w srodku jest. Ten „sockeye” ma fantastyczny bardzo intensywny kolor. Zmienia kolor podczas tarla.
http://www.fly-fishing-discounters.com/images/sockeye.jpg
Alicjo, nawet orła nie zrobiłaś ? Na takim pięknym śniegu, aż się prosiło. 😀
Garkomanie, witam.
U mnie w domu rodzinnym nie było prezentów pod choinką 🙁 , dopiero ja wprowadziłam ten zwyczaj dla moich dzieci. Zobaczyć uśmiechnięte buziaczki bezcenne
Nisiu, a swoja droga to kazda rbka lepiej bedzie smakowala na wyspach. Ten zapach palm, oceanu. Rum z sokami wspanialymi jak chocby w painkilerze. Szum fal i piasek na plazy. To wszystko jakies takie…inne. Zapachy i slonce jakby inny odcien, zachod, wschod. Caly ten jazz egzotyczno-inny-niesmowicie. Ja niestety wyspy tylko od srodka znam, nie mialem okazj zeglowac wiec tylko sobie moge wyobrazic bo to najlepszy sposob na wyspy. Jeszce kiedys sie uda mysle. Mamy zaproszenie na Bahamas a tam moich przyjaciol znajomi przyplywaja co roku w odwiedziny wiec mi powiedzieli ze musimy ustalic daty zeby sie zgrac i nas wezma na 3-4 dni na morze (Exumas). Zobaczymy. Wtedy Wyspe Skarbow do reki i w droge 🙂
Haliczku, to prawda. Ja pamiętam, gdy z siostrą pisałyśmy w liście do „Dzieciątka”, tylko jedną prośbę; żeby każda z nas dostała po 1 kg …. landrynek. I dostałyśmy – choć do dziś nie wiem jakim cudem i ja dostałam. 😉 Nigdy nie byłam grzecznym dzieckiem – chyba tylko w chorobie. 🙂
I wyszedł letki
z cichej klozetki..
Kochana Pyro,
Ja po zlamaniu nogi tez jestem o laseczce…..
Buziaki,
Lena
Sianko pod banknotem, a te pod obrusem, chleben i solą! Jak pyra pisze.
Pieniądze te na wierzchu potem każdy z nas juz miał we własnej portmonetce i – koniecznie łuska rybia. Na zakonczenie kolacji: cztery orzechy włoskie dla każdego, każdy na jedną porę roku. Każdy z nas wyciągal po jednym z miski i rozgniatał. Jakość wnętrza miała prognozować dla kazdegoz nas jego losy na kolejny kwartał przyszłego roku. Przypominam, że mieliśmy wtedy orzechy z rodzimych źródeł, a nie jak dzisiaj, z plantacji w Californii i jakość była jeszcze dość zróżnicowana. Nie pamiętam już jak u mnie wychgodziło ale nasz schorowany ojciec, tak jakby wyciągał przeważnie te czarne.
A potem udawaliśmy się do drugiego pokoju, gdzie stała choinka.
Ccecie, to macie…
tylko wtedy, 2 lata temu, bylo -25C. Jak ktoś chce 🙄
…to ja ewentualnie mogę trzasnąć fotkę 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/0rzel.jpg
*chcecie
Alicja,
kto to w styczniu chodzi po jeziorze Ontario z gołą głową ? Nic dziwnego, że do dzisiaj Ci zimno. 🙂
Swoją drogą , obserwuję wielki powrót czapek i innych nakryć głowy wśród młodzieży. Rodzice mogą się tylko cieszyć.
YYC, wiesz, ja jeszcze kocham rybkę jeść w smażalni w Mrzeżynie, gdzie raz do roku jeździmy na takie małe festiwaliki szantowe. Tam są smażalnie w porcie, z widokiem na wyjście w morze, kutry pływają i przywożą rybki. Nasza ulubiona smażalnia ma reklamę „Mąż łowi, żona smaży”. Siadamy tam z przyjaciółmi śpiewającymi i nażeramy się tymi świeżutkimi rybami nieprzytomnie, a potem tacy nażarci oni wchodzą na scenę, a my się bawimy jak wariaci…
http://picasaweb.google.com/108203851877165737961/RybkowoISzantowo#
Trochę lata w środku zimy. I wcale nie jest gorzej ani mniej smacznie niż na Karaibach.
Jeśli mnie pamięć nie myli to zapraszałem na pokład Alicję i Jerzora i Ciebie yycu również, aleś Waćpan olał (kulinarne?) To były piękne dni, to były piękne dni…
Pyro – kiedy diabeł coś ogonem nakryje, trzeba powiedzieć: „Diabeł, diabeł, pobaw się i oddaj”. Oddaje.
Cichalu – nie kulinarnie tylko fizjologicznie
Krysiadku! Przecie kulinaria są dla fizjologii tyż!
Cichalu, tak było jak piszesz.
A po „wychodzi letki z cichej klozetki” było – że „tam, gdzie kobietki, tam Esik mknie”…
Nie pamiętam dokładnie.
Pamiętam początek:
Gdy skwar dopieka
biednego człeka,
pot po nim ścieka,
topnieje już –
gdzież Esik będzie
godnie zasiędzie
jak nie w Ostendzie
królowej mórz.
Uroczy pobyt,
tłum pięknych kobit,
wkoło dobrobyt
(bla,bla, zapomniałam)
Rozkosz przenika
ciało Esika,
nóżkami fika,
ze szczęścia drży.
Oj, trzeba znowu złapać za Słówka!
Ruchem hetery zrzuca jegiery…
Cichal, umiesz zrzucać jegiery ruchem hetery? Na jachcie? Wierzę, że tak!
Co racja , to racja
Oj, chyba jednak on je zrzucał ruchem pantery.
Ruchem pantery
zrzuca jegiery
i gdzie hetery
tam Esik mknie.
No.
Witaj Garkomanie 🙂
9-go grudnia afrykańskie dziecię ujrzeć – zdrowie i dostatek.
Co do jamnika-laskofoba – posmarowanie końca laski słoniną, może banknot, terapia to nie łapówka, a coś trzeba zrobić.
Mak, mak, i jeszcze raz mak.
Całowanie się pod jemiołą, jednokrotne nie działa.
Wspięcie się na kładkę dla pieszych lub bardzo ostrożne użycie kładki w bardziej konwencjonalny sposób.
Snucie wspomnień, ale bez potoku łez i każdego roku inne wspomnienie. Opowieść o krzepkim stryjku który spożywał jajecznicę z 40-tu jaj, jeszcze przed śniadaniem, to wyjątek.
Argh….
Do smazalni to z sentymentem wchodze. Stare lata jak sie mlodym bylo i te pyszne plastugi (fladry?) wpychalo zwlaszcza jak sie bylo z srodka Kraju i nad morzem wakacje spedzalo. Pamietam w Sopot jeszcze mieli grile (z rusztu) z kaszanka i szaszlykami. Sie tym czlowiek zajadal. Niestety nie mialem okazji ostatnio. Pare lat temu chyba w Juracie (albo Jastarni) usieldismy ale to juz nie bylo to a glownie dlatego, ze oni robili to w jakims ciescie i to nie to samo co sie pamietalo. Wegorzyka tez mozna bylo dostac, tlustego a do tego zmrozony kieliszeczek i zyc i nie umierac. Nie mialem wiecej okazji wstapic do smazalni nadbaltyckich. Tylko, ze to tez nad morzem. Ryb duzo wszedzie teraz ale jakos nad woda z tym morskim powietrzem lepiej smakuja.
http://www.youtube.com/watch?v=KJfSpX4tqRY
Nawet mnisi snia o Nisi
Musiala im przypomniec, ze mieli sie z nia zapomniec 🙂
Chciano raz o Placku zasiegnac opinii
Wiec sie o te opinie zwrocono do Nisi
a Nisia napisala w rubryce „uwagi”:
Placek ma bardzo maly przyrost zywej wagi
Wracam do pracy
YYC – To prawda, ale w wigilijny wieczór wsunę pod obrus prośbę – oby się Pyry foremki na piernik znalazły, oby nikt się z głodu nie przewracał.
Także w Darłówku ryby śpiewały, a capella, przy mostku zwodzonym.
YYC – hehe…
To te wspomnienia rybek jedzonych nad wodą wpłynęły Ci na wenę! Fosfor, fosfor!!!
Placku, jak Twoja żywa waga???
Na fotelu posunełam sie nieco w dzierganiu 🙂
Zapadało bajkowo, tylko wyjechać trudno. Sylwia wręcz z namietnością wpada w przydrożne zaspy, dobrze, że samopomoc sąsiedzka działa – tutaj popchną, tam pociągną i można jechać dalej.
Zdaje się, że pojutrze ma padać deszcz. Może na naszej górze jednak nie, bo lepszy już przetarty śnieg niż śnieżna zupa.
Kto pilnuje lampki? yyc czy Nowy?
Na sobotę zapowiada sie Ola i Paweł od Oli po Nobla. Ciekawostka, jak to z koniem po takich drogach.
Żabo,
ja dopiero z fabryki wychodzę, zajrzałem na chwilę. Później pewnie się pokażę.
Nowy, sfabrykowałeś jakiegoś KWIATA?
😆
Krystyno,
czapki modne, ale ja organicznie nienawidziłam czapek i tak mam 🙄
Natomiast zawsze dbam o to, żeby mieć dłuższą kurtkę (najlepiej skórzaną, antywiatrową) z kapturem i kaptury mi nie przeszkadzają wcale a wcale.
Do zdjęcia zdejmowałam na chwilę…
Żabo Stara – co dziergasz?
Nisiu – Waga idealna, żyję, w związku z tym wybacz, ale mówi się Fiata 🙂
Sprawdziłem, nadal nie pamiętam co się śpiewa po drugich linijkach kolęd, ale nic to, stanę naprzeciwko A capellii.
Małpowanie to grzech, ale nie śmiertelny. Poza tym, skoro Nisi wolno „Lalalala”…przepraszam, ci ludzie z pewnością wszystkie słowa znają, urżnęli się morskim powietrzem (opinia-potępienie)
Nie wiem czy Robinson pamiętał o pustym nakryciu dla wędrowca, kto by mu o tym przypomniał, papuga ? Zdrowie tych na morzu, zdrowie tych morzem otoczonych. Broń Boże nie smutek.
Nowy – miło wspominam nasze minizjazdowe spotkanie i mam nadzieję, że kiedyś dokończymy rozmowę na temat trawnika. Czekam niecierpliwie na następny fotoreportarz z Twoich wycieczek.
Wszystkim życzę dobrej nocy.
OK. Żeby nie było, że u mnie uszka prosto do gara czwórkami idą, to na koniec zrobiłam im niezłe bordello. Dzikie tańce i takie-tam. Jak już zrobię te trzy tacki (cirka ebałt 300sztuk najmniej), to wtedy nadmiar ciasta i farszu zużywam na te dwa wieloryby, które gotuję na zakończenie robót, podsmażam i zjadamy. Zjedliśmy, znaczy się, przed chwilą. Do tego Asti argentyńskie, czerwone.
Nadmiar ciasta i farszu zawsze mam – to chyba w spadku po Babci Janinie 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/img_5070.jpg
Jaje dla porównania do czegoś… kurczacze jaje, nie strusie 🙄
Hehe… Placku, co myślisz o naszym śpiewającym szefie państwa? 😉
U mnie musi być obowiązkowo 12 potraw i każdej należy odrobinę zjeżć. Przygotowuję więc małe jednokęsowe prcyjki przystawek na tzw. zaliczenie.
Obowiązkowo dania to: karp duszony z grzybami i śmietaną. ryba w galarecie, smażona z cytryną, 2-3 rodzaje śledzi, barszcz z uszkami, pierogi ,drozdzowe racuszki z sosem grzybowym , kompot z suszonych owoców , a słodkości oczywiście makowe .
Alicjo – Myślę, że o szefach bez adwokata się wypowiadać to zamach na demokrację, ale
wiolonczelista fałszował jak z nut. Myślę też, że z łatwością zjadłbym 300 tych strusich uszek 🙂
Och, Esko – karp duszony z grzybami brzmi bardzo, ale to bardzo milutko!
Placku, dzierż wagę!
Alicjo, kochana, Ty jesteś Artystka. Poradź. Przypomnij sobie jak wyglądam: krągły kurdupelek z małym łebkiem. Muszę czasem na ten łeb coś wsadzić, a we wszystkim źle się czuję. Co ja mogę nosić na łbie, żebym wyglądała jak człowiek??? Nie mówię o kapeluszach, tylko o czymś konkretnym na mróz. No to w czym mnie widzisz???
Nisiu, pilotkę !!!
By powstrzymać gwałtowny atak pełnego szacunku, a jednak w tym kontekście o wysokiej szkodliwości społeczne śmiechu, przypominam ogłoszenie drobne.
Ze śmiechem się udało, ale z ciekawością nie – Nisiu, o dzienne widzenie pytasz, czy nocne ? 🙂
(Karę za wtrącanie się przyjmę z czapką z daszkiem , salutując)
Pilotka z przyłbicą? . Jedynie pytam, a myślę , że ze ze wszystkich składników na zdjęciu Gospodarza niezbędne są kwiaty. Tulipany, niezapominajki, mlecze.
Dobrej nocy 🙂
Pilotkę.
No… pasuje takie, to pilotka tem bardziej!
http://alicja.homelinux.com/news/Pozdrawiam z Orki.JPG
Jak zwykle, zapomniałam sznureczki zesznureczkować.
Ale jestem zapracowana kobieta, o!
http://alicja.homelinux.com/news/Pozdrawiam_z_Orki.JPG
…pilotka Nisi nie pasuje… no wiecei, co?! 🙄
Placek,
nie bój Żaby… tulipany wschodzą. Oraz inne takie. Będą przed czasem.
Nisiu, Placku, rozbawiliście mnie do łez.
🙂 🙂 🙂
Krysiade,
weź od Danuśki mój adres mailowy i skrobnij swój. Coś się zrobi o tych trawnikach, tylko nie wiem czy przez to przebrniesz. Już kiedyś, bardzo dawno temu, pisałem coś tam Haneczce i Pyrze, ale wydaje mi się, że spodziewały się bardziej zwięzłej formy. Ja, niestety, potrafię zanudzić. 🙂
Nie wierzcie Nowemu, zanudzać to ja, ale nie nas!
Udaję się poczytać i pospać, nie wiem, co pierwsze, co drugie.
Zima trzyma, i mróz zamróz.
Alicja przysłała mi słoneczną pogodę, ale bardzo zimno, mroźno i silny wiatr. Jak to o tej porze z Kanady, co innego mogła przysłać?
Doczytałem dzisiejsze. Atmosfera coraz bardziej świąteczna, Gospodarza porady, Wasze przepisy, u niektórych już setki wigilijnych uszek, u wielu wspomnienia jak to w domu dzieckiem będąc bywało. Wszystko się miesza jak świąteczny mak w maszynce – a to właśnie była moja praca, przekręcić mięso na pasztety i mak na makowce, no i jeszcze wszystko to, co się braciom akurat nie chciało zrobić. Byłem najmłodszy. 👿
Wszystko to, o czym pisze Gospodarz i Blogowicze jest obliczone na kilka osób, a ja potrzebuję coś bardzo świątecznego, bardzo prostego, nie zabierającego dużo czasu i bardzo małego – dla jednej, dwóch, najwyżej trzech osób. Może Gospodarz albo ktoś z Was ma jakiś pomysł na świąteczne menu dla wędrowców na szlaku?
Żabo,
Gdy jeździłem w lecie do Sag Harbor, w pobliżu miasteczka spotkałem stadninę. Teren tam bardzo ładny, lekko falisty, ale największe wrażenie zrobiły na mnie tamtejsze konie, a właściwie chyba głównie klacze – piękne, zgrabne, widać że silne – niektóre mogłyby posłużyć jako żywe egzemplarze do nauki anatomii mięśni.
Nie znam się na koniach wcale i nie wiem, czy ze zdjęć można poznać rasę, wartość, przydatność itd. Zerknij, może coś na ich podstawie powiesz, jestem ciekawy.
Teren gospodarstwa bardzo zadbany, a dom właściciela też okazały.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Konie02#slideshow/5548855209658833394
Sie narobilo bo dwa sznurowadla podalem i sie zatkalo…jesli sie powtorzy to przepraszam
Na wystepach goscinnych bylem i grochowke jadlem. poczem golonke z grochem puree i chrzanem, kieliszeczek wodeczki wypilem i sie sniegiem rozpadalo. Co lykne to platek leci z nieba. To przestalem.
Wena zaporzyczona i przerobiona nieco na potrzeby. Idzie mroz jednodniowy czyli porzadany zeby sie odswiezylo sniegiem na bialo. Potem znowuz slonce i niebieskie niebo. Po wczorajszych tropikach +8C (pomarancze zakwitly) teraz -15C (niedzwiedzie polarne sie obudzily). Reszta tygodnia raz maly plus raz minus. Bilans musi wyjsc na zero.
http://www.youtube.com/watch?v=kmmIq_gyiSA
Pracowalem ciezko jedzac grochowke i mam chetna na wedliny, szynki i kielbasy lapotkowe. Organizujemy przerzut poczatkiem kwietnia. Dwa Lancastery, trzech kurierow. Ladownie o polnocy. Swieczki poustawiamy na prerii i niech clo sie glowi: wolno czy nie wolno. Bilans musi wyjsc na zero. Konsumcja w niedziele po pierwszej pelni ksiezyca po wiosennym zrownaniu. Pracujemy nad nastepnymi konspiratorami. Uniwersytet Wedlin Tatrzanskich (UTW) zalozylismy ze statutem a jakze. Punkt pierwszy: 1- kto je nie bladzi, punkt drugi 2- kto bladzi gloduje. Honorowy patronat objal Prof Jan Tadeusz Stanislawski. Bilans musi wyjsc na zero. Okazji jest wiecej niz nas. I to by bylo na tyle, pero, pero….. ide snic jak ci mnisi..
http://www.youtube.com/watch?v=V-eNZiE_6xE
Sie narobilo bo dwa sznurowadla podalem i sie zatkalo?jesli sie powtorzy to przepraszam
Na wystepach goscinnych bylem i grochowke jadlem. poczem golonke z grochem puree i chrzanem, kieliszeczek wodeczki wypilem i sie sniegiem rozpadalo. Co lykne to platek leci z nieba. To przestalem.
Wena zaporzyczona i przerobiona nieco na potrzeby. Idzie mroz jednodniowy czyli porzadany zeby sie odswiezylo sniegiem na bialo. Potem znowuz slonce i niebieskie niebo. Po wczorajszych tropikach +8C (pomarancze zakwitly) teraz -15C (niedzwiedzie polarne sie obudzily). Reszta tygodnia raz maly plus raz minus. Bilans musi wyjsc na zero.
http://www.youtube.com/watch?v=kmmIq_gyiSA
Pracowalem ciezko jedzac grochowke i mam chetna na wedliny, szynki i kielbasy lapotkowe. Organizujemy przerzut poczatkiem kwietnia. Dwa Lancastery, trzech kurierow. Ladownie o polnocy. Swieczki poustawiamy na prerii i niech clo sie glowi: wolno czy nie wolno. Bilans musi wyjsc na zero. Konsumcja w niedziele po pierwszej pelni ksiezyca po wiosennym zrownaniu. Pracujemy nad nastepnymi konspiratorami. Uniwersytet Wedlin Tatrzanskich (UTW) zalozylismy ze statutem a jakze. Punkt pierwszy: 1- kto je nie bladzi, punkt drugi 2- kto bladzi gloduje. Honorowy patronat objal Prof Jan Tadeusz Stanislawski. Bilans musi wyjsc na zero. Okazji jest wiecej niz nas. I to by bylo na tyle, pero, pero?.. ide snic jak ci mnisi..
http://www.youtube.com/watch?v=V-eNZiE_6xE
No jezce to..
http://www.youtube.com/watch?v=pVAoa3WNmFo
Ja, jak to co roku, mam do obskoczenia dwie wigilie i zawsze jest ten sam problem. Jak to zrobić żeby zjeść każdą potrawę (to przecież obowiązek) na dwóch kolacjach i nie umrzeć? Moja teściowa jest z zawodu kucharką i świetnie gotuje. Jak jem mało to się pyta czy mi nie smakuje, jak zjem więcej to w moim domu się pytają czy mi nie smakuje. A w obu domach gotuje się hurtowo. Wszystko potem ląduje z zamrażalnikach i dojadamy to potem przez tydzień albo i dłużej.