Zgadnij co gotujemy?
Dziś nagrodą jest opisywane tu ostatnio wielkie tomisko niemieckiego autora Christiana Teubnera „Kuchnia Produkty spożywcze z czterech stron świata”.
Teraz pytania, które oczywiście też muszą być z różnych stron naszego globu. Oto one:
1.Fioletowy lub różowy piękny i subtelny kwiatek – smakuje jak czosnek, jest ostry jak rzeżucha a jak się nazywa ?
2.Nazywany jest czasem gruszką ziemniaczaną, ma piękne żółte kwiaty i smakowite bulwy – to …?
3. Co to jest kombu i do czego służy ?
Zapraszam do komputerów. Odpowiedzi jak zwykle należy wysłać na znany stały adres czyli: internet@polityka.com.pl O przyznaniu nagrody rozstrzygnie czas dotarcia i poprawność odpowiedzi. Powodzenia.
Komentarze
Nie dostanie Pyra tomiszcza – nie zna odpowiedzi na jedno pytanie. Może ten, kto wygra, pożyczy do przeczytania? Bo przecież książki kucharskie i książki o kuchni służą nade wszystko, do czytania (gotujemy i tak po swojemu) Właśnie myślę nad kolacyjką dla 6 osób w sobotę. Młodsza zaprosiła 4 psiapsiółki. Jedno pewne – zupy odpadają – panie nie jadają zup
Pyro – O to nie pytałaś, ale jeszcze pamiętam skład pasty potrzebnej do polowania na kurdle – Lem też tego tomiszcza nie wygrał, sam sobie „Dzienniki Gwiezdne” napisał. Polowanie bez szczypiorku to strata czasu. Pocieszam czym mogę 🙂
Ja z kobietą co zup nie jada nigdy bym się nie związał. Na ten przykład zupa z ostatniego tygodnia co ją jadłem: ZUPA z dyni z gęsią wątróbką . Czy może być coś lepszego? Poezja mówię wam, delikatna o anielskim smaku wątróbki które doszły od samego zupy gorąca. Olej z pestek dyni co prawda zabezpieczyliśmy we własnym zakresie bo nawet tam go nie znają. I ona z drugą trzecią i czwartą włącznie nosem kreci i mówi , że do ust nie weźmie! No zabiłbym i poćwiartował własnoręcznie. Mieszkać pod jednym dachem i musieć patrzeć jak to to je tylko suche ? Nigdy w życiu! Jak zupy chłopu nie zrobi co to za niewiasta? W głowach się poprzewracało i tyle.
Zupy nie jeść . No wiecie co.
Placku – mz tym pisaniem dla siebie, to różnie bywa. Pewnie z 5 lat temu jakieś wydawnictwo ogłosiło konkurs na książkę dla kobiet – takie czytadło. Pyra podumała, że może by i napisać coś takiego „dla chleba, panie , dla chleba” Nawet dobrze się i pisało i czytało, ale trochę mi w ostatniej fazie choroby Osobistego, brakowało czasu. Termin konkursu minął, Pyrze pozostało na dysku 115 stronic bez rozwinięcia intrygi, o zakończeniu nie mówiąc. Żal było wyrzucić – polubiłam rodzinę, o której pisałam. Mlodej po jakimś czasie padł komputer, połowa tego mojego tekstu zginęła w czarnej dziurze. Odtworzyłam z modyfikacjami. No i tak piszę – ma to już ze 300 stronic i jest traktowane jako antydepresant. Ostatnio nie piszę. Tekst został na zepsutym laptopie od PaOLOre. Kiedy naprawi i czy tekst przetrwał – nie wiadomo. Myślę jednak, że kiedy będzie mi łyso i ponuro, popiszę dla siebie c.d. Nobla za takie czytadła nie dają, ale trochę przyjemności z tego jest.
Niestety, w środy na ogół nie mogę o 8 się włączyć i teraz nawetr nie próbuję.
Placek wyraźnie daje do zrozumienie, że pewnie znowu wygra. Ciekawe, czy tym razem przyjmie nagrodę.
Do polowania na kurdle szczypiorek nie wystarczy. Jeszcze sos grzybowy odgrywa istotną rolę nie wspominając o bombie zegarowej. Ciekawe, że w angielskiej wikipedii szczególnie wyróżniono nasz kraj wśród użytkowników szczypiorku wspominając o podawaniu szczypiorku z twarogiem.
No proszę, szykuje się sensacja literacka. Tylko wszystko, co napisane, trzeba archiwizować. Po kilka razy, bo zarówno płyty CD jak pendrive’y są niepewne. Zawsze trzeba oznaczyc daty zapisu, żeby się potem nie zastanawiać, która wersja aktualna.
Stanisławie – Mam nadzieję, że Pyra manuskrypt odzyska i podzieli się z nami – to wyrażnie mówię, na dzisiejszą nagrodę nie mam szans, no może 0,3 procent szans. Zupę z dyni i dzieło Pyry, z tymi pragnę sie związać 🙂
Niech patrzą co zupy nie jedzą:
http://picasaweb.google.com/Marek.Kulikowski/ZupaZMalonaINieTylko#slideshow/5540420933576462146
A ja lubię zupy! 🙂 Obejrzałam zdjęcia Misia, ta zupa dyniowa wygląda smakowicie, gruszki też. Gorące zupy są najlepsze w taki dzień jak dzisiaj. U nas pada i jest strasznie zimno – bo wieje wiatr.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-11-17.html
Misiu, jesteś sadystą. Całe szczęście, że ostatnio parę razy zupę z dyni jadłem, w tym raz na sposób brazylijski. To znaczy zupa była na sposób brazylijski a nie moje jej spożywanie.
W piątek jadłem zupę krem z pomidorów w restauracji La Fortuna w Gdyni. Wielokroć bardzo je chwaliłem – restaurację i zupę. Tym razem wpadka na całego. W tej zupie ważna jest ociupina słodyczy. W połączeniu z ostrością jest świetna. Ale tym razem była zdrowo przesłodzona 🙁
Też lubię zupy, to młode kobiety boją się zup.
Placku, Stanisławie – nie dokuczajcie. „Dzieła” to nie mój rozmiar. Całe życie ściąga mnie w stronę kabaretu. I napisałam wyraźnie – piszę dla siebie, jak zarobek przegapiłam (czyli zgodnie z definicją M.Samozwaniec pisze kicze do szuflady)
Dzieło Pyry na pewno zasługuje na czytanie w wygodnym fotelu i nie nad talerzem zupy z dyni. Te przyjemności należy rozdzielić.
Co znaczy dla siebie? Czy autor ma prawo czymś takim decydować. Gdyby tak kiedyś posłuchano Kafki, ile kultura światowa bezpowrotnie by straciła.
Może Pyra nie jest drugim Kafką, choć pewnych elementów kabaretowych w Procesie można się doszukiwać na upartego. Na przykład w mieszkaniu mecenasa. Ale nie tylko nobliści funkcjonują na rynku literackim. Dzielenie się twórczością jest przyjete na sąsiednim blogu i u Bobika. Pyro, nie kryguj się tylko udostępnij chociaż jakiś fragmencik na razie.
Pozdrawiam i udaję się na Ważną Konferencję. Na koniec będzie lunch 🙂
Po zjedzeniu wołowiny z Kobe nic nie będzie takie jak dawniej 🙂
Powtórzyć się nie da. Może gęś sobie kupię na wiosnę. Zywą.
Co mam udostępnić, jak tkwi w zepsutej maszynie gdzieś w Warszawie? Nie mam
„Lubię” (=akceptuję) prawie wszystko, co wymyśliła do spożycia cywilizacja europejska (z szerokimi okolicami: od tajskich do meksykańskich), ale gdy mam do wyboru ‚na pierwsze’ zupę czy świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy (a nawet z kartonu), albo sok selerowy czy inny ‚pikantny’, albo inny warzywny z kefirem czy jogurtem, albo… — nie zastanawiam się ani ćwierć sekundy… —
— nie mówiąc już, by samej za często „ukatrupiać” te wszystkie przepyszne-i-optymistyczne witaminki, sole mineralne makro- i mikroelementy, tracić na to czas i gaz… i jeszcze – po kilku sekundach tego czegoś na moich kubkach smakowych* – od tego tyć?… 😮 😉
Apage!!! 😐
=> Nie mam szans na bycie skazaną na Misia 😥 😉 … ani on na mnie zresztą… 🙄
[Na szczęście zupy są tak trywialnie łatwe, że najmniej „kumaty” facet (żonaty czy singiel) może sobie spreparować sam (dowolnie wyrafinowaną), skoro „lubi” i mu długoterminowo nie szkodzą na linię, serducho, itd. 😉 😀 – ja potem muszę niektórych takich wyciągać na rower, rolki, narty czy w góry — znacznie ważniejsza misja dla białogłowy w XXI wieku, niż sterczenie przy zupowych garach… 😛 – ja zresztą od prawie dwudziestu lat noszę dumnie tytuł Księżniczki/Królewny Sałatek, nadany mi przez ojca jednego z kolegów, dra nauk medycznych zresztą :kufa wzbierająca najsłuszniejszą i najnależniejszą dumą: 😉 😀 ]
___________
*owszem, przyjemnie doznanie, zwłaszcza jesienią… i mam kilka osobistych ‚samograjów’ – np. miksowana na bazie selera + cumin + curry – wiele pochwał zebrałam od trzydziestolatków i wczesnych-czterdziesto, ale czy tak samo byłoby z mniej obytymi, bardziej konserwatywnymi pięćdziesięcio- czy sześćdziesięciolatkami?…
„Kuchnia polska” na rozdrożu jest… o ile kiedykolwiek istniało coś takiego, jak jeden-i-zunifikowany styl nadwiślańskiego się-posilania?… … …
P.S. Pyro, Placku: 😀 😀 (a propos wczoraj)
Kafka nie pasuje do żadnej zupy. Próbowałem.
Kafka nie napisał „Kobiety całują się na przywitanie, bo nie mogą się ugryżć”, Samozwaniec napisała. Nie chcę Kafki.
Wiadomość o wpisaniu kuchni francuskiej na listę dziedzictwa
kulturowego bardzo mnie ucieszyła.To jest wspaniała kuchnia,
a podejście Francuzów do jedzenia zasługuje na szczególny szacunek.
VIVE LA CUISINE FRANCAISE !
Ostatnio też jadłam kilka razy zupę z dyni,w tym również w moim
własnym wykonaniu.Mojej zupy dyniowej nie będę wpisywać
na listę dziedzictwa,ale powiem prosto z mostu,że była dobra 🙂
Po przygotowaniu ostatniej zupy zostało mi jeszcze trochę dyni,
a że nie bardzo było wiadomo,co z nią zrobić została zalana
wódką.Okazuje się,że istnieje też nalewka dyniowa.Nie wiadomo,
czy będzie smaczna,ale kto nie eksperymentuje,ten nie poznaje
nowych smaków.Może ktoś z Was robił taką nalewkę ?
Mini zjazd sobotni potwierdzony przez Nowego !
Maile do wszystkich zainteresowanych wysłane, w tym również
do Dorotola.Szykuje nam się bardzo miła impreza 🙂
Nie mam się czym pochwalić – zupą, książką, najlepszą sałatką od czasu gdy mur runął, nie mogę się nawet pochwalić znajomościmi, jak Tuwim, ale mogę cytować (z oburzeniem na mężczyzn) – ” Znałem kobietę z takim zezem, że jak płakała, to łzy jej ściekały zza uszu”.
O soku pomarańczowym z kartonu nie powiem ani słowa 🙂
Danuśko – nie robiłam, ale wydaje mi się, że bez drobno pokrajanego kawałka świeżego imbiru i jakiegoś goździka się nie obejdzie. I cukru ze dwie szczypty tylko
O soku pomarańczowym z kartonu nie powiem ani słowa – smakuje (zwłaszcza schłodzony) do kwadratu temperatury otoczenia i wysokości ponad poziom morza nabieranej własnonożnie 😀 😀 😀
(jak się chce, to się powie… 🙄 😛 )
Kafka, zupa, stek, gruszka, kobieta za Misia kuszącą „blu górę czy cóś”. Filiżanka gorącej kawy. Powiedziałem. Co za wolność, w głowie mi się kręci 🙂
Pyro- imbir i goździki ! Słusznie,dorzucę !
Dzięki 🙂
vertigo, rzecz normalna… ale można opanować, we właściwym towarzystwie, przy odpowiednim instruktażu i praktyce 😐 😀
A capello – Liczę na to, że Twój niezmienny optymizm jest bardzo zaraźliwy 🙂
Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Za oknem szaro i ponuro, na szczęście jesteście i nastrój się poprawia.
Znam zupy po których się nie tyje,
( a wprost przeciwnie) i nie trzeba chodzić na rolki w celu schudnięcia.
Danuśko chyba o mnie zapomnieliście zjazdowo?
naoczni świadkowie (doświadczyciele) twierdzą, że bywa…
/samochwała wykazała się jednakowoż sławetną ostrożnością procesową 🙄 /
Krysiade 😳
Czy możesz mi podać swoejego maila ?
Gotowanie zup to sztuka. Wiele osób potrafi ale niewielu jest artystami.
Można jeść same sałatki i zostać ich królową. Można tylko po co . Miałem dwie przyjaciółki co to zepter termomix , mięso szkodzi , najzdrowże na parze. tylko na oleju.
Masło zabija . Smalec śmierdzi. Dzieciom mleko sojowe bo krowa się wściekła…
Sałatki latem , sałatki zimą .
4 kilo nadwagi , śmiertelna choroba…
Od dziesięciu lat jedną odwiedzam 1 listopada. Drugą nie bardzo mogę bo stoi w wazonie na komedzie u dzieci , a dzieci wyjechały.
Podobno człowiek może być cywilizowany na dwa sposoby. Podobno.
A zupy nie jeść bo dupa rośnie.
@Krysiade:
Na rolki bo:
– towarzystwo, endorfiny, serotoniny, odreagowanie stresu, zrzucenie nadmiaru energii, ogólna młodzieńczość, szczęście (uwarunkowane od dziecka)
– zbudowanie mięśni do trzymania kręgosłupa w dobrej pozycji przed komputerem i brzucha podczas śpiewania wysokich nutek
– uodparniania się
– itakdalej
– można też zrzucić wagę… albo ją utrzymać na stałym poziomie… albo nieco podnieść (mieśnie ważą wiecej, niż sadło)
Każdy żyje nieco inaczej („Rób co fces i patrz końca” – mówią czasem górale) – ważne by znać zależności przyczynowo-skutkowe i w razie czego móc winić raczej siebie, niż cały dookolny świat 😀
Misiu a taką jadłeś? Spróbuj, jest pyszna!
Austriacka zupa dyniowa
1 – 1, 5 kg dyni, 2 łyżki oleju z pestek winogron, 4 szklanki wywaru z włoszczyzny lub rosołu przygotowanego z kostki, szczypta ostrej papryki, szczypta mielonego imbiru, szczypta mielonego cynamonu, sól, 4 łyżki śmietany, 2 łyżeczki oleju z pestek dyni. Jako dodatek: grzanki z bułki, 4 łyżeczki pestek z dyni.
Dynię obrać z grubej skórki, usunąć pestki, pozostały miąższ pokroić w kostkę, wraz z 2 łyżkami oleju z pestek winogron umieścić w garnku, wlać 2 – 3 łyżki wody i pod przykryciem dusić na niewielkim ogniu, aż dynia się rozgotuje.
Lekko ostudzić dynię i zmiksować na gładki krem, dodać wywar lub rosół, zagotować doprawiając solą, ostrą papryką, imbirem i cynamonem.
Do śmietany dodać odrobinę ciepłej zupy, starannie wymieszać, wlać do garnka i silnie zagrzać.
Zupę na talerzu posypać podsmażonymi na suchej patelni pestkami z dyni oraz podać osobno zrumienione także na suchej patelni grzanki z bułki.
Ozdobić subtelnym rysunkiem zrobionym z oleju z pestek z dyni.
Danuśko oczywiście – krysiad@jpd.com.pl
Niesubtelnie dojrzewam do fasolówki na wędzonce z łychą na baczność 🙂 Lubię konkrety 🙂
A u nas w sobote bedzie zupa z dyni z ryzem i na ostro. Co mi tam. Rzeznik wystawil pudlo i kartki do wrzucania uwag. Juz ja mu nawrzucam, ze kaczek nie sprzedaje…
Krysiade- a zatem list do Ciebie już wysłałam.
Ekipa zjazdowa szykuje się do kolejnej,wspólnej biesiady.
Proszę jeszcze Dorotola i Barbarę o potwierdzenie swojej obecności.
Nowy będzie,jak rodzynek w cieście 😀
Nie zgadzam się z a capellą, że zupę może ugotować każdy. Może coś zupopodobnego. Do dobrej zupy trzeba się przyłożyć. Na jutro zaplanowana jest zwykła pomidorowa, ale mąż własnie ją lubi. Ostatnio jadł poza domem m.in. jakąś zupę, mówił, że była podobna do pomidorowej, ale smakowała inaczej. Nie zapytał, bo nie chciał uchodzić za nieznającego się na rzeczy. Podejrzewam, że mogła być to zupa dyniowa.
A capella – co do ruchu na swieżym powietrzu – zgadzam sią całkowicie.
Powrócił Placek, może pojawi się i Nemo.
Dziędobry na rubieży.
Mamusiu moja, jaka ściera za oknem…
Zupa daje pociechę. Możemy założyć Stowarzyszenie Zupa Jest Najważniejsza.
Kurdle i sepulki. I pćmy łagodne. Oraz murkwie.
Do Kafki pasuje czarna polewka.
Zrobiłam żurek. Ja to lubię. Z tymi zupokremami to niekoniecznie, chyba że z pomidorów. No i robota wtedy żadna, świetna zupka dla gości.
Namawiali mnie ostatnio do kupienia termomiksu, ale przecież fajnie jest pichcić na zwykłej kuchni. Byle mi ktoś (coś) wymiąchał co trzeba, bo rąsie mam słabe.
Misiu, nie ćwiaruj bardzo proszę. Też zup nie jadam i to nie z powodu prowadzonej diety co by mi siądźka nie rosła – co ma rosnąć, rośnie i tak – lecz nie przepadam za nimi. Ot co! Gotuję jednakowoż bowiem Wombat obiad bez zupy uważa za niewykończony. Wcale nie narzekam z tego powodu, a zupy muszę przyznać są smakowite. To nie autoreklama, skoro goście zamawiają przed przyjazdem – znaczy dobre!
Próbowałeś może rosołu z kołdunami? Przepis na nie podał Gospodarz jakiś czas temu. Wspaniałe!
Placku, witam Waszmości. Tu już łzy omal ekranu nie zalały z tęsknoty za Tobą i Twoim specyficznym podejściem do wielu tematów. Jam tam ćwok i nie zawsze nadążam lecz tyle zrozumiałam, że talenta i wiedzę erudyty posiadasz.
a cappella – po kiego grzyba na rolkach się męczyć i na złamanie nóżki narażać? Jeść wszystko lecz umiarkowanie, krótkie codzienne spacery zamiast godzinek przed telewizorem.
Górale (i nie tylo oni) mają rację.
E.
Też uważam, że dobrej zupy ugotować kiepska kucharka/rz nie ugotuje.
Nisiu- zupa – krem jest świetna z zielonego groszku, z prawdziwków i z porów. Innych raczej nie gotuję. Na zimny dzień zupa eintopf, że łyżka staje, a w niej mięsko, albo wkładka z boczku albo „kobasa” (jak mój Synuś swego czasu kiełbasę ochrzcił) Żurek, Krupnik. Grochówka, kapuśniak, zupy „soliankopodobne” itd itp. Ślubny mój przepadał za barszczem małorosyjskim – z fasolą, kapustą i burakami gotowanym na wędzonej golonce, albo też wędzonych żeberkach. Żeby było „treściwe” jeszcze pojemnik śmietany w to-to. I chudy był!
U Aliny padł internet.Najważniejsze,że Alina nie padła 🙂
Wróci do nas,jak tylko upora się z techniką.
Dzisiejsza pogoda niewątpliwie sprzyja treściwej zupie.
Natomiast nie przychodzi mi nigdy do głowy gotowanie
gotowanie rosołu czy też krupniku w czasie letnich upałów
i dziwi mnie ten zwyczaj w różnych pensjonatach czy domach
wczasowych.Waza z gorącą zupą na stole,kiedy na dworzu 30oC !
Ło matko !
Dzień dobry Szampaństwu.
U yyc sroga zima (15cm śniegu spadło, powiadają, a yyc jeszcze pewnie śpi i nie wie!), u mnie całą noc lało, a przez długi czas była taka ulewa, że hej. Do piwnicy spłynęło trochę wody od drzwi, chociaż niby są zabezpieczenia.
Zupowy czas dla mnie zaczyna się od października do maja, a potem wszelkiego rodzaju chłodniki lub kremy na chłodno typu zupa z brokułów, pomidorówka Nisi etc.
A teraz sążniste zupy, najlepiej takie, by starczyły za cały obiad 😉
Haneczko,
barszcz ukraiński polecam, z fasolą jaśkiem. Ja dzisiaj też o fasolówce pomyślałam, patrząc na to mokro-zimno.
Nie mogłem wcześniej zaspokoić Waszej ciekawości, bo miałem wykład o „Polityce” dla licealistów z Chełma.
Ale już po spotkaniu. Informuję więc, że wygrał księgę Marcin Ł. (Czy wysyłać nagrodę na stały adres?)
A odpowiedzi są następujace:
1 Tulbaghia violacea czyli fioletowa;
2 Słonecznik bulwiasty czyli topinambur;
3 Kapusta morska używana do japońskich zup.
Gratulacje!
Pyro, ja po prostu nie lubię takiej kremowo-puchatej konsystencji. Nawet serniczek agarowy mnie letko brzydzi. Jesli muszę, to zjem, ale bez przyjemności, choćby było najsmaczniejsze.
Danuśko, piszesz o tych gorących zupach latem jako o nieporozumieniu. Otóż co kto lubi. W naszym karaibskim rejsiku hitem był winiarski żurek. Jakoś wszyscy lubili. I tak na zmianę nam szło: słodkie rumowe drinki i ten żurek. Ło matko, hehehe.
Gratulacje dla Marcina! Niestety nie znałam odpowiedzi na pierwsze pytanie 🙂 . Jestem ciekawa czy jedliście już te kwiatki?
Dziękuję 🙂
Po raz kolejnym jedno z pytań sprawiało trudność, tym razem nr 1, dopiero na anglojęzycznej stronie udało mi się znaleźć odpowiedź na nie. Poszukiwania okazały się podwójnie opłacalne, poza konkursem, udało nam się powiększyć jadłospis o kolejne kwiaty 😉
Dla zainteresowanych polecam http://joansbolton.wordpress.com/2010/07/10/edible-flowers/
Adres pod który powinna trafić książka wysłałem mailem.
Co się zaś tyczy zup. Im gęstsze tym lepsze 😉
Z wyjątkiem rosołku, ma się rozumieć. Rosołek pożądany rzadki. Raczej. I te kołduny jak małe wysepki… w Grabównie, w Dworku, nieprawdaż, Panie Gospodarzu?
Narobiłeś mi wtedy apetytu na te dworkowe kołduny, a naprawdę nie mogłam zboczyć i ominęłam je o 20 kilometrów. Teraz za mną chodzą. Dryp, dryp.
Kertiot,
Gratulacje!
Gratulacje dla zwycięzcy. To pierwsze pytanie wszystkim sprawiało klopoty.
Marcinie – przepraszam za literówkę.
Jak się człowiek spieszy…
Alicjo, luuubię ukraiński, ale zrobię inną razą. Fasolowa jakby cieplejsza, a za oknem mokry ziąb i trzeba dać odpór 🙂
Gratulacje dla zwycięzcy 🙂
Gdzie jest Nemo?
Wygląda całkiem całkiem:
http://ogrody.gazetadom.pl/ogrody/5,72162,5046049,Cebulowe_perelki__.html?i=2
Haneczko, zajrzyj do Bobika.
Nisiu- kwaskowy żurek pomiędzy słodkimi,rumowymi drinkami
wręcz wskazany 😉
Oczywista oczywistość- co,kto lubi !
No proszę,jakie ładne te cebulowe perełki.
Dzień dobry Wszystkim,
Gratulacje dla Marcina!
Ustaliliśmy sobotni termin po długich rozważaniach, ale inaczej się nie dało. Ten dzień nie pasuje Nisi, która nie może być wcześniej 😥 😥 😥 , a ja nie dysponuję w niedzielę wolną chatą, Danuśka ma też wtedy wychodne gdzieś tam. Nigdy nie jest tak jakby się chciało, ale za nieobecnych, zwłaszcza Nisię i Jotkę, z którymi pewnie się rozminę, wypijemy kilkakrotnie specjalny toast.
Kwiatek ładny i delikatny – takie lubię. Może kupię do ogrodu? 🙂 Danuśko, a na Waszym zjeździe będzie jakaś zupa? 🙂 A może sałatka z kwiatami 🙂 Życzę przyjemnego spotkania!
Asiu- wlaśnie trwają zakulisowe negocjacje dotyczące menu zjazdowego 🙂 Dzięki za życzenia !
Nowy- pamiętaj,że naszą starą,dobrą tradycją jest to,że każdy
jakieś drobne danie pod pachą przynosi.Spodziewaj się zatem
5 lub 6 niespodzianek kulinarnych !
Witam,
jeżeli chodzi o blog, to nie jestem „w kursie dzieła” dopóki nie doczytam.
Niemniej spieszę wam donieść, że mimo szaroburej pogody dzisiejszy dzień należy do bardzo udanych.
Udało mi się pozyskać nieodpłatnie trochę sprzętu oraz mamony dla UTW. Aż się sama dziwię, że spotykam tylu ludzi życzliwych i otwartych na potrzeby innych. Może jednak z ludzkością nie jest tak źle? 🙄
Od rana mam dobry humor!
Przygotowania do sobotniej imprezy andzrzejkowo-integracyjnej zapięte na ostatni guzik. Łącznie z zakupem tygielków do lania wosku. Dekoracje zrobi w piatek sekcja plastyczna.
Przedwyborcza kampania na rzecz naszych kandydatów do władz gminy znakomita.
Teraz idę nakarmić mężą, który wrócił z pracy a po obiedzie idzie na zajęcia UTW.
Miłego dnia 😆
Ech, gdzie te niegdysiejsze ściorgi na których bobczyły dwuhektarowe kurdle, te sepulki z odświstem, te ośmioły na których polowanie powodowało, że człek stawał się…no jaki? Kto pamięta?
Jotko,
Aż milo czytać TAKIE doniesienia 🙂 .
Oby więcej!
Chcesz być wesoły, poluj na ośmioły!
Witam serdecznie. 😀
Niedawno wróciłam ze spotkania z psiapsiółką u Bliklego – pączki z różą nadal są u niego najlepsze – przynajmniej w moim mieście. 😆
Z eklerów już ostatnio zrezygnowałam, to jest tak, jak ludź znajdzie lepsze, to już gorszego nie chce. Ale w zamiast eklera zjadłam „tartę z kajmakiem” (właściwie powinna się nazywać „tartusinka”, taka maciupcia), pycha. 😉
Kartiot, gratuluję ! 😆 😆
Nisiu! Wygrałaś złotą odznakę komandora Pirxa! Gratuluję! Wręczenie wraz z towarzyszącą butelką – w roku przyszłym.
Jotko, wcale się nie dziwię, że ludzinki z chęcią wspierają Twoje działania. To jest „syndrom Owsiaka” (tak to nazwałam na swoje potrzeby), ludzie widzą, że to co podarują nie wpada w „czarną dziurę” a wtedy chętnie pomagają. Cieszę się razem z Tobą i szczerze gratuluję energii. 😀
Cichalu – aj, aj, ser!
A kurdel bobczy…
Jestem przekonana, że gdzieś w kosmosie ON TO robi. Lem na niego poluje co niedzielę.
Zgago, wiesz co, mnie się podobają te maciupetkie porcje. Wszystkiego. Ostatnio w restauracjach jest moda na porcje jak dla drwala, potem ja to zostawiam na talerzu i jest mi głupio, bo to grzech, żarcie marnować. A świat głodny chodzi. Od razu mam wizję Marii Antoniny z tą maszynką – ciach, ciach.
Zjadłabym maciupkiego pąsia.
Sekret zdradzę: znowu zagniotłam chleb (mikserem). Akurat, kiedy miałam sięgnąć po foremki, przyjechał pan kurier i przywiózł zamówione silikonowe. W życiu poczta nie przyszła tak w porę. Teraz rośnie. Trzymajcie kciuki, co?
Mam złe przeczucia…
Nisiu, takiej porcji jaką pokazał Miś o 9:01, też bym nie dała rady, natomiast ćwiartce 3 kilogramowej kaczki z szarymi kluchami (szt.6) dałam rady bezproblemowo. Może dlatego, że w bardzo miłym towarzystwie i bez pośpiechu – czyli po francusku. 😉
Jeśli chodzi o słodkości, to jak są w dobre, to uwielbiam duże i dużo. Blikle, to jest jedyna cukiernia (po kilkudziesięciu latach totalnej posuchy), gdzie jadam ciastka. Ciastek i ciast z żadnej innej nie biorę do ust. Wolę domowe wypieki. 😯 🙄
Jak masz złe przeczucia, to radość z udanego chleba, będzie tym większa. 😀
Nemo, gdzie jesteś ????????
No widzisz, Zgago, i to jest właśnie tak: Ty jesz ile chcesz, w tym słodkie, ja jem mało, słodkiego śladowo, i kto tu jest gruby w tym towarzystwie? O ile pamiętam, figurę masz jak ta lala…
👿
Nie powiem, że nie żre mnie zajzdrość!
Nisiu, przecież to nie z powodu jedzenia jesteś ode mnie ciut większa, tylko z powodu sterydów – masz przecież sporo uczuleń. Widzę to po mojej Starszej, póki nie musieli Jej odczulać (po końskiej dawce antybiotyku) była wręcz chudym dzieckiem a potem już poooszło ciągle Jej dochodziły nowe uczulenia. W tej chwili jest uczulona na prawie wszystko, je mało a tyje. Moja siostrzenica też leczony uczuleniowiec, je 1/4 tego co ja i nie potrafi wrócić do dawnej wagi.
Musze sie poskarzyc, ze Mis robi mnie w konia, ani sie do niego nie mozna dodzwonic ani on nie reaguje na moj apel z poprzedniego dnia.
Nisiu,
a co Ty tak zamawiasz nieszczęście? Daj wyrosnąć spokojnie i nie zapeszaj!
Robactwo morskie dzisiaj robię, skoro nie mam ani jaśka na barszcz ukraiński, ani fasoli na fasolówkę.
Młode się zapowiedziały na 27-go pytając, czy tatuś łaskawie by nie przyjechał (i pewnie „odjechał) do Toronto, bo chcą przywieźć swój sprzęto astronomiczny i wreszcie w naszych krzakach (z polanami) pooglądać gwiazdy. U nich tam w centrumie Toronto za dużo świateł na obserwację. Sprzęt mają porządny, niezbyt poręczny do targania pociągiem. No dobra, ale pogodę astronomicznie przyjazną to lepiej niech zamawiają już dzisiaj!
Bardzo ponuro jest i mokro.
Dorotol, a czy Miś nie pławi się czasem w paryskiej rozpuście (przynajmniej jedzeniowej). 😉
Zgago w Paryzu rozpusta???? jedzeniowa to tak a ta cala reszta to mit poganiany mitem.
Dorotol, teraz „ona” (ta rozpusta) wszędzie, dlatego już i w Paryżu nie zwraca się na nią uwagi. 😉 A jedzeniowa jeszcze dostrzegalna. 😉
Miś się pławi w wyuzdanym mizogynizmie – miej się i czuj na baczności, Dorotolu!… (zwł. póki płyny zupne nie wyczerpane a pogoda szaro-mżawkowa)… 🙄 😀
disclaimer: 😉
a capello 😆
A ja lecę do urodzinowego sąsiada (i sąsiadki – żeby nie było ….) na kawę.
Bawcie się grzecznie. 😉 😀
Zupy owszem ale z watrobka to nieeeeeeeeeeeee
Ja się pławię ? W leksusie ? W życiu. Trafiło się jak ślepej kurze ziarko. Teraz to szczawiowa i kopytka. A od czasu do czasu kartoflane placki. Szkoda gadać. Trzeba będzie ścięc 🙂
Ło, Misiu, na plackach nie ściękniesz…
Nieprawda. Kiedyś ludzie głównie się żywili w ten sposób a grubych było mało. Teraz to ciągle cud diety a nas coraz więcej. Otyłość rodzi się w głowie a nie na talerzu.
No to zrobię sobie placki.
Tylko muszę kupić kartofelki…
A ja dzisiaj wracam do domu,a moja młodzież w kuchni :
-smaży domowej roboty frytki
-rozpuszcza w rondlu czekoladę ze śmietaną i konfiturą wiśniową
i oznajmia,że to będzie sos do bezów,które byli kupili w cukierni !!!
I co miałam zrobić ???
No spróbowałam te frytki.Dzięki Bogu był do nich dietetyczny okoń 🙂
A ten sos czekoladowy,to była poezja….
A jutro trzeci czwartek listopada i mamy Beaujolais Nouveau.
I znowu jest pretekst do drobnej rozpusty.
Cichalu,
gdybyś tak mógł przetłumaczyc mi Twój wpis z 15.40, to byłabym zadowolona, bo nie zrozumiałam nic a nic. Chyba Nisia jest też biegła w tym języku.
Miała byc jutro pomidorowa, ale stanęło jednak na rosole. Kupiłam ładny szponder i kawałeczek indyka. Zastosowałam sposób Nemo, czyli obgotowałam mięso w małej ilości wody, potem wypłukałam i dałam do świeżej wody. Garnek z początkiem rosołu przenocuje sobie za oknem, a jutro będę mogła łatwo zdjąć cały tłuszcz.
Cały dzień pada deszcz, jutro ma być trochę lepiej. Oby.
A mnie tym razem to tutaj nie rozpieszczaja, jeszcze po drodze w okolicach zajazdu przy szosie trafilm sie nam krolik miniaturka, jadl na naszych oczach choinke a z nosa mu lecialy … no i krolik obecne wizytuje Warszawe i codziennie warszawska pania weterynarz
Krystyno, co to daje? Płukanie, mam na myśli.
Tfu, przejęzyczyłam się. Obgotowywanie i wylewanie miałam na myśli.
Nisiu,
nie trzeba wtedy szumować rosołu. Zawsze mam problemy z dokładnym zebraniem szumowin. A tak , wylewam wodę z wszystkimi farfoclami, mięso płuczę i potem już gotuje się w czystej wodzie.
To jest język miłośników Lema Krystyno. Sięgnij np. po „Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego”. I dziś to się pysznie czyta.
Dziękuję, Piotrze.
Lema znam raczej mało, może warto po niego sięgnąć. Lepiej późno niz wcale.
Dodam, że to akurat pochodzi z podrózy XIV. Żonglerka słowna. Inne to znakomicie zakamuflowana formułą science fiction – satyra na ustroje autorytarne. Przeczytaj Krysiu, będziesz miała świetną zabawę!
Dołączam się do Cichalowej zachęty! Dzienniki gwiazdowe, a zaraz potem Bajki robotów.
A co do rosołu, to ja jestem z takiej szkoły, co w ogóle nie szumuje. W szumowinach, jakkolwiek by to paskudnie nie brzmiało, znajdują się różne wartościowe rzeczy, których szkoda się pozbywać, a w procesie powolnego gotowania (pyrczenia względnie pyrkania, jak kto woli mówić) szumowinka znika samoistnie po jakimś czasie.
Chlebek wyjęłam, jest ładny i ładnie puka oraz chrupie. Zobaczymy, jaki będzie po rozdziabaniu.
Silikonowe foremki w porządku. Nie śmierdzą. Wyglądają – po wyjęciu chleba – jakby w ogóle nie trzeba ich było myć. Umyłam, oczywiście, wyjąwszy z opakowania i posmarowałam oliwą jak kazał producent. Chlebek sam z nich wyskoczył.
Gratulacje Kartiot-Marcinie 🙂
Nemo – Bez Ciebie nawet z zupą Misia świat jst mroczny i nieprzyjazny, wróc jak najprędzej, proszę.
Nisiu – Tak, czarna polewka, jak broda i sweter do Ernesta, idealnie pasuje 🙂
Echidno – Nawet dla mnie masz dobre słowo, dziękuję. Co do mej rozległej wiedzy, oto moje odpowiedzi na dzisiejsze pytania:
tymianek (też pachnie, też w ziemi rośnie, w zupie i tak wszystko jest zmiksowane na puch)
karczoch jerozolimski (nazwa na tyle egzotyczna, że może przypakiem to też bulwiasta gruszka)
kumbinacja tych zielonych paskudztw z morza (służy do jedzenia)
Możesz płakać z politowania, ale w mej obronie dodam, że podpisałem się pod tymi bzdurami 🙂
Przestało lać, teraz wieje, a to niedobre na moją tubalgię, ale to nieważne.
Bardzo mi brak obecności Nemo i Pana Lulka. Nie wiem dlaczego zebrało mi się na zwierzenia. Królikowi Dorotola życzę szybkiego powrotu do zdrowia i wielu lat pociechy z Właścicielki. Na katar – zupa z trawy czosnkowej.
Nowy – Jesteś rodzynkowym dziecięciem szczęścia, baw się dobrze 🙂
Szumowiny (na koniec gotowania mniej więcej) zbieram małym gęstym sitkiem i zjadam ze smakiem. Toż to białko, szkoda wyrzucać. Zjadam też wszystkie warzywa, łącznie z cebulą, a do rosołu dodaję marchewkę i zieloną, posiekaną pietruszkę. Korzeń pietruchy z rosołu zjadam.
Ja też obgotowuję mięso na rosół . Właściwie zalewam wrzątkiem i po minucie wylewam. Mam wrażenie , że tak przygotowany rosół jest lepszy w smaku. I mniej tłusty 😉
Krystyno, a cóż za problem z tymi szumowinami w rosole?… – przez gęste sitko się go cedzi (na końcu)!*… – w przeciwnym razie jak rozumiem wpuszczasz część wartości odżywczych i smakowych do ścieku?… czy choć kwiatki tym podlewasz? 🙂
____
*to maksimum certolenia się z rosołem, na jakie może sobie pozwolić bez ryzyka utraty wizerunku 😉 młoda duchem i ciałem, wielofrontowo-aktywna niewiasta… 🙄 😀
O, mój komć czekał, aż go kliknę i teraz okazuje się, że Mama i ja jesteśmy ze szkoły Nisi! 😀
Nisi i Alicji, jeśli uważnie i powoli przeczytać… 😀
Alicjo rany boskie!
Szumowiny na końcu gotowania? Takiego szumowinę włożyć do wrzątku to wymięknie po minucie.
I do wszystkiego się przyzna , Nawet do romansu z cielęciną.
Co do szumowania, wszystkieśmy ze szkoły mojej mamy i babci!
Na pewno walnie mi wątróbka i inne podróbka.
Świeży chleb podobno szkodzi jak cholera.
Jest pyszny! Chrupie, ma cienką, złotą skórkę, a w środku Żytni na Zakwasie. Chyba on, ten chlebek, ma w nosie zagniatanie ręcami (że takie ekologiczne) i wyrastanie w koszyczku. On lubi mikser silnie amerykański i silikonowe foremki.
No i pewnie woli taki zakwas, co już trochę pożył…
Nie szkodzi, Nisiu — to, jak mówią szczerzy żywieniowcy, jedna z większych mistyfikacji dokonywanych przez pokolenia ‚reglamentujące’ ten specjał swoim rodzinom –
– przeciwnie, gorący łatwiej się przyswaja…
Chodziło o poskromienie łakomstwa.
Trzeba przyznać z drugiej strony, że łatwiej strawny – gorący jest też bardziej tuczący (bo szybciej jesteśmy głodni i sięgamy po więcej).
Przyrzekłem sobie, że nie będę się tym chwalił, ale nie mogę już wytrzymać. Lem pisał także o mnie, a zatem jestem nieśmiertelny – „gdyby nie internet nie wiedziałbym, że na świecie jest tylu idiotów”.
Nie wiedziałem, że Nisia ma własną szkołe, ale wcale mnie to nie dziwi. Lem nadal chodzi mi po głowie, a z nim Daniel Mróz. Czy ktoś pamięta jeszcze krótką karierę dziadka Mroza ?
Ulubione „Szumowiny” napisał Singer – polecam studentom tematu, miłośnikom Warszawy. O gotowaniu też coś tam jest, ale nie pamiętam czy o rosole. „Maks Barabander spożył szumowiny i podlał kwiatki żródlaną wodą z biedronki”. Możliwe.
Najpiękniejsze kwiatki i bulwy szkicował ołówkiem taki jeden z Krakowa – jasnota purpurowa. Być może robił z nich pyszne zupy. Tyle pytań, tak mało czasu.
Wiatr rozprawia się z resztkami jesieni. Nic tylko zasnąć z niedżiedziami.
Wczoraj był taki wdzięczny różany temat .Z płatków tych oto różyczek -których u mnie obfitość- http://picasaweb.google.com/Eska.ska/RenatkaWsrodKwiatowINieTylko?authkey=Gv1sRgCIzOsujUsa749QE#5540293001538999122wychodzą wspaniałe konfitury.
Misiu,
żadne tam rany, tym bardziej boskie – jak już te szumowiny się wyszumią i zbiją w te farfocle , to je wyciągam – ale nie zaraz, niech się najpierw dobrze wyszumią. Purystom chce się jeszcze klarować rosół – zdaje się, że Pyra o tym kiedyś pisała. Ja jakoś tak lubię.
Wiatr u mnie też przewiewa ostro i temperatura spada. Jeszcze miesiąc jesieni, z małym groszem. Nawet, gdyby spadł śnieg (nie daj boże!).
Esko – Aniołek z różyczką i róże. Piękne.
Purystom i Pyrystom.
A cappello – ucieszyłaś mnie niezmiernie. W takim razie pęknę z prostego przeżarcia.
Chlebek – kombinacja mąki i wody plus sól i koleżanki bakterie – cudo. Masełko i kwiecie solne. Ta kwiatowa sól jest pyszna. Masełko nie moje, ale też udziabię.
Esko, a mnie nie pokazało…
Nisiu – Odcedziłem różane konfitury na końcu 🙂
Nisiu, a jakiej wielkości masz te foremki i skąd?
Placku! Mistyfikatorze Wielki! Nie wkładaj w usta Maksa czego on może nie lubi…chyba, że słowo biedronka w jidisz znaczy cóś innego…Shalom
Ja bym chętnie trochę orzechów, ale nie dadzą się odcedzić ze zdjęcia 🙁
Lubię świeże, tegoroczne orzechy, tutaj nie znalazłam takich, ani nikogo z orzechem włoskim.
Placku, coś muszę robić nie tak z wysyłaniem zdjęć…sprawdzałam czy poszły i nie powiem co mi się wyświetliło -myślałam, że mam majaki po nocy spędzonej przy ciężko chorym koniu.
Placku – 😆
Małgosiu – coś mi się widzi, że obie należymy do Klubu Gadżeciarzy…
Znalazłam w guglu taki sklepik: http://www.pomocnicykuchenni.pl/pieczemy,formy-silikonowe,40,0107.html
Reklamowali się, że mają dobre formy, znaczy nieśmierdzące. Poza tym mieli wszystko, co chciałam kupić. Boski jest składany lejek – w ogóle nie zajmuje miejsca. Niektóre foremki są urocze, tylko uważaj na rozmiary – niewielkie. Ale dla mnie to dobrze. No i potwierdzam: formy firmy Silicomart nie śmierdzą. Chyba je polubię. Kupiłam też dwie maty, mniejszą i większą. Widziałam, jak się na tym piecze – nie przylega, nie trzeba odmywać i odskrobywać. Chleb zrobiłam w dwóch małych keksówkach.
Fajne jest to, że te formy są miętkie i można je zwinąć w trąbkę. Zajmują mało miejsca.
Oj należę Nisiu do tego klubu z pewnością! 😀 Dzięki!
Nisiu, „polecę klasyczką” ; a nie mówiłam, że radość będzie wielka ???? 😆
Do wyrabiania chleba Twoja hamerykańska machina miała „świderek”, czy zwykłe „trzepadło” ?
„Skarpetki,opus 124 „we Współczesnym w Warszawie,bardzo dobre role podstarzałych aktorów w wykonaniu Fronczewskiego i Pszoniaka.Środek tygodnia a teatr pełen (przewaga również podstarzałych widzów )Polecam.
Esko – Nie jest tak źle, parę liter w odsyłaczu się przesunęło, a róże i tak piękne 🙂
Cichalu – @#$%^&^$#
Zgago, HAK miała. Trzepadło by się rozleciało, żytnie ciasto jest strrrrasznie masywne. Ale machina też masę posiada, więc poradziła z palcem w nosie.
Zakupiłam 3 sakramencko ciężkie i duże kapuchy na kiszenie, jutro się będę w to bawić. Idę doczytać to i owo.
Dobranoc Szampaństwu 🙂
Książki kucharskie to fajna rzecz ale jeszcze nigdy nie udało mi się ugotować czegoś stricte wedle przepisu. Zawsze czerpię z nich inspirację, ale zawsze i tak gotuję po swojemu. A co do pytań to niestety nie wiem… A szkoda.