Nowe dania na naszym stole
U nas na Kurpiach o takich rzeczach mówi się, że nie są wyględne. Nie wyględna może być dziewczyna lub chłopak – czyli dobrzy, mili, uczynni ale nie urodziwi. Niewyględne może być i danie. Choćby nie wiem jak było smaczne jeśli kucharz nie umiał nadać mu efektownej formy, to i tak będzie krytykowane: niewyględne!
No i przyznać muszę, że moje nowe dokonania były właśnie takie. Zresztą sami zobaczcie:
Kolacja jeszcze przed obróbką
Ryby już w soli i cieście wędrują do piekarnika
A to po upieczeniu ale jeszcze w pancerzu solnym
Zapowiadałem parę dni temu, że idę po okonie morskie, by upiec je w pancerzu z soli. Okonie w sklepie były ale (o właśnie!) niewyględne. Natomiast dorady kusiły swoim wyglądem więc kupiłem trzy. Obok nich leżały gigantyczne krewetki więc i na nie skusiłem się.
Potem, w sklepie z arabską żywnością mieszczącym się w restauracji „Samira” (obok Biblioteki Narodowej) kupiłem największe zielone oliwki bez pestek. Z nich właśnie powstała gorąca przekąska.
Dorady oskrobałem, co jest bardzo łatwe, ostrożnie wypatroszyłem uważając, by nie rozlała się żółć i dokładnie umyłem i odłożyłem do osączenia z wody.
Z ogrodu przyniosłem pęczek świeżego rozmarynu i drugi – tymianku. Dno brytfanny wysypałem grubo solą morską. Ryby zaś napełniłem obydwoma ziołami i plasterkami cytryny. Tak przygotowane obtoczyłem w soli, wciskając ją dłońmi w skórę, aż powstał dość gruby pancerzyk. Wtedy posmarowałem każdą najpierw mieszanką oliwy i soku cytrynowego a potem luźnym ciastem zrobionym z mąki i wody.
Teraz ryby ułożyłem na w brytfannie na podłożu z soli i wstawiłem do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C. Piekły się przez 40 minut.
Po wyjęciu postukałem trzonkiem noża aż pancerze pękły. Nie było to tak efektowne jak wówczas gdy kelner w nadmorskiej, włoskiej restauracji podawał nam takie ryby na kolację. Na szczęście pancerze wraz ze skórą dały się zdjąć bez uszkadzania mięsa ryb. Zapach był apetyczny. A polane sosem z oliwy, soku cytrynowego i ziół były naprawdę pyszne.
Gdy ryby były w piekarniku my zajadaliśmy faszerowane oliwki ( na zdjęciu wyżej). Wybrałem największe ponieważ mają one spore dziurki po pestkach. W te dziurki wtłaczałem (z trudem wielkim) zmielone mięso salami. Potem każdą oliwkę obtaczałem w mące, rozbełtanym jajku i tartej bułce. Tak przygotowane rzucałem na głęboką patelnię z oliwą. Jeszcze gorące przerzuciłem na talerz i tak zaczęła się uczta.
Mam nadzieję, że każda następna próba będzie bardziej udana. Myślę o urodzie dań. Smak może być bez zmian – (skromnie mówiąc – doskonały!
Komentarze
Za czorta nie wiem, co nasz Gospodarz wpychał w oliwki. Kiełbasę mieloną? Swoją drogą podziwiam pracowitość, pewno nie chciało by mi się ręcznie nadziewać oliwek. Przy okazji przypomnę, że Sławek pokazywał kiedyś uzyskiwanie pancerza solnego powstającego przez wymieszanie dużej ilości soli z białkiem ubitym na sztywno. Powtsaje rodzaj ciasta solnego, którym pokrywa się ryby, drób , kawałki mięsa itp przed pieczeniem.
A mi te oliwki nadziewane mielona salami podobaja sie jak nic…
Nadziewalem oliwki roznymi ingrediencjami ale na salami jeszcze nie wpadlem.
Pozdrawiam Serdecznie
Mnie natomiast interesuje czy te dorady i te krewetki zostyly nabyte na Kurpiach, czy zostaly przetransportowane z Wa-wy?
Bareya, aktualnie z zachwytem spozywam male, zielone oliwki nadziane rybka sardelka, polaczenie bardzo smakowite, nabyte w sklepie a rodem z Hiszpanii.
mnie te oliwki też się podobają .. łatwe do zrobienia i nowość na stole .. tylko czy to przepis oryginalny Twój Piotrze czy podpatrzony gdzieś w świecie .. bo jak podam to mówić oliwi ale Adamczewski? …
Jolinek51
Bardzo ładnie brzmi: „Oliwki ale Adamczewski„. Zapodawaj tak. I z wykrzyknikiem.
E.
Zapomniawszy dodać – akcent na ale.
E.
a nasz kolega się nie pochwalił .. 🙂
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,8255983,Blog_tygodnia__Nalesnikiem_do_nieba.html
echidna tak będę robiła … 🙂 … bo przecież źródło wiedzy tu jest …
Witam i życzę słonecznego, ciepłego dnia.
Pyro, przez noc mieszkanie uzyskało nareszcie optymalną (dla mnie) temperaturę, więc też pozakręcałam kaloryfery, zostawiając odkręcony tylko w łazience (bez okna).
Klarcia się wzięła do „uczciwej” pracy, to okna można pootwierać a może i …umyć. 😀
Mnie też się spodobał pomysł z faszerowanymi oliwkami w panierce. Ja uwielbiam oliwki, szczególnie faszerowane ząbkami czosnku ale nigdy bym nie wpadła na pomysł, obtoczenie ich w panierce i obsmażenie w głębokim tłuszczu.
Nemo, jak się czuje Twój Osobisty? Mam nadzieję, że wypadek nie ma poważniejszych konsekwencji, czego Wam życzę.
Dorady do Pułtuska jeszcze nie dopływają. Szkoda! Może w przyszłym roku dotrą.
A przepis oliwkowy pochodzi z Toskanii.
Na koniec wiadomość dla Jotki: już cztery razy wysyłałem do Ciebie listy. Dwa razy w sobotę i dwa razy dziś. Nie dotarły?!
a ja jestem ciekawa wynikow z klasowki, dzisiaj dzieciaki pisza pierwsza klasowke z historii, nowy przedmiot i pisza w jezyku polskim czyli jezyku slyszanym ale rzadko pisanym, caly weekend tluklysmy Merowingow, Karollingo, Ottonow i Normanow, duzo nowych, specyficznych slow, ciekawe co z tego wyjdzie…
Mam wieści towarzyskie –
1. pełna wrażeń, serów, sztuki i obserwacji wróciła z Holandii Haneczka. Po południu sprawozda;
2. wieść wstrząsająca w swoim dramatyzmie : Stara Żaba leży i NIC NIE ROBI. Słowo daję. Żaba się podziębła i zaległa w pościeli . Odgraża się, że wytrzyma, odeśpi i nie rzuci się do roboty za dziesięciu krasnoludków.
Jestem w rodzinnym Krakowie. Jest piękny, ale inny. Muszę się Go uczyć od nowa. Wielu znanych punktów już nie ma, kolegów też…
W ramach rubryki – do śmiechu, proszę zobaczyć zdjęcie (tylko dla dorosłych) „turysty” z dumnego Albionu!
http://picasaweb.google.com/cichal05/Krakow1?authkey=Gv1sRgCNmfisCRiLqKWw#
Z kroniki towarzyskiej – byłam wczoraj na spotkaniu Bab z Rzeczpospolitej Babskiej.
Baby (kulinarnie, jakby nie było!) mają się dobrze, obrady minęły w przyjemnej jak zwykle atmosferze, chociaż niektóre Chłopy się rozpolitykowały. Przegoniłyśmy, rzecz jasna. Chłopy robili za kierowców i tylko dzięki naszej łaskawosci zostali zaproszeni do stołu, no i zaraz zabrali się za określone tematy. Nie, bynajmniej nie był to seks.
Cichal,
machamy Ci od nas, my też na południu, ale jakieś prawie 300km na zachód. Pozdrów Ewę.
Zdjęcie półdupków niezbyt apetyczne, podobno synowie Albionu powoli wykopywani z Krakowa, przenoszą się tłumnie do Poznania (albo Wrocławia, już mi się myli, kto mi co powiedział).
Tymczasem lecimy do Wrocławia. Pozdrowienia dla całego blogowiska!
Zrobiłem sobie kawę ale paOlOre 😀
Kawa nieważna, ale ale kupuję natychmiast. Dobrze, że zacząłem podczytywać bez kawy (jeszcze bezimiennej podówczas), bo musiałbym wymieniać klawiaturę i pucować ekran…
…bry…ństwu! wracam do zajęć w podgrupach.
Dzień dobry! Już drugi dzień pięknej wrześniowej pogody, chyba umyję okna 🙄
Zgago,
śpieszę Cię uspokoić, że Osobisty ma się dobrze, choć od doktorów wrócił dobrze po północy, zdążyłam nie tylko upiec chałki, ale i ciasto czekoladowe na niedzielę. Po długich deliberacjach palec został zszyty i usztywniony szyną, a wszystko pięknie owinięte w śnieżnobiały bandaż, ustalono też termin poniedziałkowej kontroli. Na pytanie Osobistego, czy to się nie za bardzo zabrudzi, padła odpowiedź: A co się ma zabrudzić na niedzielnym nabożeństwie?!
Pierwszą czynnością Osobistego po powrocie do domu było zdjęcie wierzchniego bandaża opatulającego prawie całą dłoń oraz wyprostowanie i ponowne wygięcie (według własnego uznania) szyny na palcu 🙄
Nasza ekspedycja do jaskini stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Osobisty był tak zdeprymowany, że cały swój sprzęt do asekuracji oraz hełm z lampą etc. zostawił w samochodzie postanawiając podejść pod otwór jaskini (2007 mnpm) wysłać do niej trzech młodych grotołazów (w tym nasz Geolog) i udzielać instrukcji stojąc na dole pod ścianą. Otwór tej jaskini znajduje się u podnóża 200-metrowej pionowej, miejscami przewieszonej ściany skalnej, na wysokości jakichś 15 m. Można się do niego wspiąć trawersując ścianę i korzystając z kawałka stalowej liny rozpiętej w najbardziej niebezpiecznym miejscu lub po „drabinie” czyli ca stuletniej belce z przewierconymi otworami i zatkniętymi w nie „szczeblami”, dawno już niekompletnymi. Podobno dziadek Osobistego instalował tę drabinę w swojej młodości. Poniżej górnego wejścia do jaskini i pod krawędzią, na której oparta jest drabina, rozpościera się w dół szczelina skalna ze kolejną obszerną grotą. Stojąc więc na drabinie jest się nad sporą przepaścią 😯 Dawniej było tak, że Osobisty wspinał się do otworu po trawersie i potem ubezpieczał mnie wchodzącą po drabinie. Tym razem młodzi wspięli się również po ścianie, ale od początku z ubezpieczeniem liną poręczową (o wiele rozsądniejsi, niż my dawnej), Osobisty stał pod ścianą i aż go skręcało 🙄 W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam: Wejdź po drabinie, a młodzi niech cię asekurują, tylko uważaj na ten palec 🙄 Jak on ruszył 😯 Już po paru minutach wspiął się do góry jak wiewiórka (drabina wytrzymała, a bocianim nogom wystarczył co drugi szczebel) wzbudzając podziw i entuzjazm młodych. Wszyscy razem zniknęli w „dziurze” na 2 godziny, a ja siedziałam sobie na słoneczku pod tą wielką ścianą. Przede mną tańczyły ranne mgły odsłaniając i zasłaniając Eiger, po bokach słychać było odgłosy wspinaczy pokonujących drogi o różnych stopniach trudności, koło stóp przebiegała mi szara myszka, a wśród rumoszu skalnego co jakiś czas gwizdał nerwowy świstak, bo nad okolicą krążyła para orłów. Nie wspomnę o krowich dzwonkach na zboczu poniżej, bo to oczywista oczywistość 😉 Słoneczko grzało, pachniały zioła i było idyllicznie, gdy się nie patrzyło na leżące wokół świeże kamienie spadłe niedawno z tej 200-metrowej ściany 🙄 Dla odwrócenia uwagi czytałam sobie sycylijski kryminał 😉 W końcu zadowoleni grotołazi wraz z rozpromienionym Osobistym wyleźli z jaskini, zjechali na linie w dół i mogliśmy się udać stromym zboczem w dół do samochodów, a potem do położonej niedaleko chatki jednego z grotołazów, gdzie jego ojciec czekał już przy rozpalonym pod rusztem ognisku i gotował nam makaron z sosem grzybowym do przyniesionych przez nas mięs i ryb do grillowania. Miał też wspaniale zimne piwo, kawę, herbatę, grappę etc. Zostaliśmy aż do zachodu słońca…
Takie niedzielne nabożeństwa to chyba mógłbym nawet polubić,
pal diabli palca biel!
Czy coś jest „wyględne” czy nie, zależy bardzo od aktualnych doświadczeń, odniesień i… ambicji 😉 Jak pomyślę o zachwycie moim pierwszym własnym chlebem… 🙄 Wczoraj upiekłam kolejny Da się oglądać, ale nadal uważam, że mu jeszcze czegoś brakuje do perfekcji 🙄
Gospodarzu,
usmażone oliwki wystarczyłoby zaprezentować na lepszym tle (listki rukoli, pomidorek) i bez tych okruszków, ładnie udrapować nie więcej niż 5 sztuk i już by było „wyględnie” 😉
Nemo, bardzo interesująca relacja. 🙂 Ach, te krowie dzwonki…
A nawiązując do dzisiejszego tematu -o wielu bardzo smacznych daniach można powiedzieć, że są ” niewyględne”, np. wszystkie smażone małe ryby, w tym moje ulubione śledzie w zalewie. A są i takie, które i wyglądu nie mają i nie sa zbyt smaczne, np. przereklamowany ,moim zdaniem,czulent – brunatna breja. Dziś nie gotuję obiadu, bo mąż je poza domem, a ja wczorajsze pozostałości.
Dzięki Nemo za życzliwy komentarz. Ale trzeba mieć zmysł plastyczny. A z tym jestem na bakier. Bedę ćwiczył. Zobaczymy jak wypadną kolejne próby.
Piękna opowieść, Nemo, prawie, jakbym tam była. Siadłabym przy Tobie pod tą ścianą. Dziury w ścianie jakoś mnie nigdy nie pociągały; nawet takie z galeriami, przewieszkami, syfonami i tym całym rzędem nawisów. Chyba moje prababki dosyć tam przesiedziały.
dzwonilam do Zaby, Zaba juz nie lezy, Zaba siedzi i glos ma bardzo zywotny
Nemo</b., 😀 😉 😀
Niemniej jednakowoż opowieść byłaby pełna i zamknięta (nie tylko z konstrukcyjnego pktu widzenia) gdybyśmy dostali na koniec info o stanie opatrunku Pana Małżonka… Inaczej napięcie rośnie… i taki suspensik nierozwiązany na wieki?!…
(ja to rozumię, jest postmodernizm (albi i co dalsze)… ale… 😐 )
Tu też pogoda cudo… A ja – zamiast nadganiać sprawy zawodowe i bytowe (w imię kolejnego wypadziku) – komcie po blogach piszę w środku dnia… 😮 – bardzo mało wyględnie wyglądam w swej osobistej ocenie 😐 😀
Oliwka nadziana oraz rumiana,
ryba w solnym pancerzu już rozłupana.
Zgaga od rana dzisiaj dogrzana,
Żaba w kordełce zmizerowana,
Nemo w górach swych zakochana !
Żaba co raz mniej zmizerowna 😀
Nemo ? z przyjemnością przeczytałam Twoją opowieść 🙂
U nas też drobna przygoda z palcem Osobistego.
Nasz Piksel zapadł na infekcję ucha.Dostaliśmy zatem od weterynarza
maść do smarowania oraz jednorazową strzykawkę z antybiotykiem
z zaleceniem wykonania mu ową strzykawką zastrzyku podskórnego i
z zapewnieniem, że to proste i na pewno sobie z tym poradzimy.
Ja trzymałam psa, a Osobisty miał jednym zręcznym ruchem( bo tak
przecież robi to weterynarz) zrobić ten zastrzyk. W trakcie robienia
zastrzyku pies się wyrwał z moich czułych objęć, a igła trafiła w palec Osobistego !
I tak zaaplikowaliśmy niechcący odrobinę antybiotyku Panu zamiast psu.
Dzisiaj rano Osobisty pojechał do weterynarza z próbą o zaaplikowanie
lekarstwa Pikselowi. Weterynarz uśmiał się setnie i zastrzyk wykonał
w ciągu 2 sekund 🙂
Danuśko, 😆
A cappello,
hm… masz rację, nie dokończyłam opowieści 🙄
Dodam więc, iż opatrunek ekspedycję jakoś przetrzymał, mimo że Osobisty trochę się zapomniał i pod wpływem refleksu złapał się jakiegoś występu i szynę ponownie jeszcze inaczej wygiął, ale nawet nie za bardzo się pobrudził i podczas dzisiejszej kontroli pani doktor (inna niż w sobotę) nie była zaszokowana. Dostał zapas opatrunków i płynu dezynfekującego do codziennego płukania i teraz moim zadaniem będzie opatrywanie tego palca 🙄
Dziędobry na rubieży.
Jestem dzisiaj niewyględna oraz zgęzła.
Gospodarzu, znacie słówko „zgęzła”? Nie wiem, czy to śląskie, czy kujawskie, ale u mnie w domu było w użyciu.
Gości wczoraj miałam (zgęźlactwo jednakowoż nie z nich chyba pochodzi) – sąsiadki moje dwie, przyniosły w darze jakieś wino słoweńskie – BIO, tak im powiedział pan sprzedający. Mętne było. Ja tam mam upodobanie do win klarownych. W smaku takie sobie. Białe wytrawne. Lunar Movia ma napisane na nalepce, a po drugiej stronie Brda. Brda, moim zdaniem, jest nasza, nie słoweńska.
Ja nie wiem, ale może to jest taki patent, że jak wino jest mętne czyli niewyględne, to się mówi o nim, że BIO.
Nisiu – nie tylko zgęzła , ale i marudna! A może nawet nie cyrno? (Babcia Anna spod Głuszyny Kościelnej bywała i zgęzło i niecyrno, a to tylko 10 km od Starego Rynku)
Danuśka,
Chciałaś kwiaty cukinii w sosie wermutowo-śmietankowym
Tu jest film instruktażowy a poniżej proporcje składników, które dopiero teraz zauważyłam na stronie z filmem 😳 Przyznaję, że robiłam „na czuja” na podstawie tego filmu i wychodzą znakomite.
50 g szalotki
1 ząbek czosnku
500 g pomidorów
10 kwiatów cukinii z ogonkami (zalążkami)
4 łyżki oliwy
0,1 g szafranu (kilka nitek)
4-5 łyżek wytrawnego wermutu np. Noilly Prat
200 ml słodkiej śmietanki kremowej
Sól, pieprz, gałka muszkatołowa
300 g linguine (spaghetti, penne)
sok z cytryny
150 g ricotty
pieprz z młynka
Tfu, korekta – Babka Anna bywała zgęziała, nie zgęzła, niecyrno bywała też.
444d
W moich młodych latach, bywało, człowiek upijał się w 4 d. Ale żeby od razu w 444, to chyba przesada.
Pyro, zgęzła = zgęziała. Oboczność jaka czy co. Obie formy były w domu używane. Ale patrz, komputer zgęziałej nie poprawia, a zgęzłą tak! Widać oficjalne słowniki też mają co nieco do powiedzenia na ten temat.
Niecyrno – śliczne.
Marudna – toż to normalna, poprawna polszczyzna literacka.
Nisiu – marudna + stan faktyczny, a nie ćwiczenie słownikowe.
Dzień dobry Wszystkim.
Ósma rano, zbieram się do pracy.
Przeczytałem co dzisiaj – chyba nigdy nie będę nadziewał oliwek salami, nie będę łaził po grotach, ale zawsze będę oglądał piękne zdjęcia a capella – zajrzyjcie na koniec wczorajszego wpisu.
Poniedziałkowych przyjemności życzę.
Muszę zaraz wychodzić 👿
Nisiu, może tutaj znajdziesz wskazówkę 😉
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=6795
A ja zestresowana, bo robię gospodarzowe placuszki (te z czwartkowego wpisu). Pierwsza część zrobiona i stygnie. Ciekawa jestem, co tym razem „schrzanię”. Mam do tego prawdziwy talent, jak np. z chlebem wg przepisu Nemo. 🙁
Dookoła mnie wszyscy chorują, siostra-pracoholiczka nie poszła do pracy, tak ją ścięło z nóg. Jerzor już doszedł do siebie po swoich premiach górskich w stanie wskazujacym na przeziębienie 🙄 . Tylko ja tryskam zdrowiem, no i pies, czyli Jaga.
Piękny dzień, chociaż chłodnawy wiatr, przeszliśmy się po okolicznych polach.
Na obiad (u Danki podobnie jak u mnie, 16-17-ta) będą kopytka z mięsem i grzybami w sosie zawiesistym, do tego do wyboru ogórki kiszone i buraczki. Ogórków chyba doniosę z piwnicy, bo wyżarłam połowę ze słoika, nie moja wina, że robi je znakomicie 🙄
Po cichu też wyznam, że wyżarłam słoik smalcu ze zmielonymi skwareczkami oraz grzybami przesmażonymi z cebulą. A co tam – pieprzyć (kulinarnie!) cholesterol, żyje się raz 🙂
Nemo- dzięki ! Marudna nie będę – sos zrobię,makaron ugotuję,
ale kwiatów cukinii nie dodam,bo nie mam.
Już nam chyba kiedyś pokazywałaś ten cukiniowy film,
ale nie skojarzyłam,że sos był właśnie śmietankowo-wermutowy.
Zgago- będzie dobrze 🙂 Sprawozdaj !
Danuśko,
kwiaty nie muszą być, ale dobre będzie też z młodziutkimi cukiniami, takimi do 15 cm, jeśli Ci się uda dostać. Cukinii nie obierać, pokroić w podłużne słupki, jak na tym filmie.
Udalam sie zrobic zapasy wspomnianach przeze mnie oliwek z sardelami i juz bylo tylko piec, sa wyrzucane sezonowo w tzw. Lidl-u, moze w zannaych Wam Lidlach tez beda, gdyz naprawde je polecam. Do domu wracalam kurzgalopem jak zobaczylam jak moj kot czas spedza.
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UnbenanntesAlbum#
Doroto,
na takich akrobatów potrzebna jest siatka ochronna, bo jeśli spadnie, to chyba nie na trawnik? 🙄
Spoldzielnia mi nie pozwala zalozyc normalnie stosowanej siatki ale juz wypatrzylam w sklepach w Polsce ladna siatke metalowa, ktora bedzie mozna otoczyc balustrade, doloze jeszcze skrzynek na kwiaty (bez kwiatow) i bedzie mogl z tej perspektywy ogladac swiat siedzac w skrzynce
Zgago, dzięki. No właśnie zgęziała jestem, czyli po mojemu-domowemu zgęzła, znaczy coś mnie częsie! Ogólnie czuję się jak kuper ptaka.
Mała Zuza nauczyła się od Mikołaja łazić po balustradzie?
Pyro one byly w tym roku 2 miesiace na wsi, tu drzewko, tu motylek, lapaly nawet pasikoniki a teraz nuda i sa najwyrazniej niezadowolone, w nocy poluja na siebie i tupia jak jakies stado.
Nisiu, jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało, przywołałaś moją ulubioną część ptactwa. 😉 Jestem nieszczęśliwa, gdy „tej” części przy udku nie ma. 😆 😆
Jeśli chodzi o placuszki, to oznajmiam, że jestem pełniuteńka. 😆 Pycha !!
Tylko nie byłabym sobą, gdybym „czegosik” nie „zmaściła”. Podejrzewam, że miałam trochę dłużej pogotować (niż przepisowe 10 min.), żeby 0,5 l bulionu + sok z warzyw bardziej wyparował, albo dodać więcej mąki i na dodatek zrobić małe placuszki. Ja „chitrus” zrobiłam duże, które nijak się nie chciały ściąć tak, żeby można je było przewrócić na drugą stronę, więc się rozsypały. Następnym razem będę wiedziała.
Zjadłam tego całą wielką patelnię i jestem tak objedzona, że ledwo się ruszam. 😆
Dziękuję Gospodarzu za przepis, to jest najprawdziwsza pychota. 😆
„Jasny gwint”, już wiem dlaczego. Wkulałam się z powrotem do kuchni, żeby resztę obsmażyć i zajrzałam do wydrukowanego przepisu, żeby sprawdzić co znowu schrzaniłam i już wiem, jak wół było napisane; „gotować stale mieszając dwadzieścia„. 😳 😳
oczywiście miało być: dwadzieścia minut. 😳
Witam,
wpadłam jak po ogień i zaraz biegnę dalej. Dzieje się dużo, jak to w życiu: i śmiech i łzy. Jutro zapodam więcej.
Natenczas chcę przypomnieć powiedzonko z czasów nieboszczki komuny i wiecznych niedoborów. Mówiło ono mianowicie, że klasa robotnicza je szynkę ustami swoich przedstawicieli . Nawiązując do tej chlubnej tradycji powiem tak: Blogowisko będzie się dzisiaj bawić na koncercie Stinga całym jestestwem swoich przedstawicieli. Bawmy się dobrze 😆
Zgago-skoro placki się rozsypały znaczy,że wyględne nie były 🙂
Grunt,że Ci smakowały.
Nasz obiad też był znakomity- omlet z kurkami ! A doń sałatka Józia,
czyli pomidory pokroje na ćwiartki,polane oliwą i posypane listkami bazylii.
Kurki kupione w okolicach Wyszkowa.Już się kończą i trzeba spieszyć się
z ich jedzeniem 🙂
W „naszym” lesie,przy głównym dukcie, w sobotę rano naliczyliśmy
27 samochodów grzybiarzy !
Pierwsza klasowka juz nawet oceniona, Daga i jej przyjaciolka dostaly dobry, jedna osoba tylko bardzo dobry a reszta tak sobie, jak na pierwszy raz i to po polsku to dobrze
Oliwki nasziewane a la Sting lub poczciwe martini też jest nie do pogardzenia.
Kurpiowski sposób podawania oliwek pasuje do gwary, ole Adamczewski, ole!
Spóźnione życzenia dla wszystkich solenizantów, a dla Nowego radosnych i udanych urodzin (chciałem być pierwszy).
Córkę-rowerzystkę mych przyjaciół potrącił samochód, uprzejmie proszę wszystkich okaleczonych, przeziębionych, zlumbagowanych o umiar, to nie na moje nerwy. Zapomniałem jej poradzić by wspięła się na stromą skałę, nic tak nie przyśpiesza procesu gojenia.
Cichalu – jest Ci bardzo do twarzy w czerwonym kapeluszu, szkoda tylko że twarzy nie widać. Bawcie się jeszcze lepiej 🙂
Alicjo – Gdybym mógł, przechowałbym lokalną pogodę w słoiku po smalcu, jest wyględna, wręcz idealna.
tych oliwek u nas w Lidlu nie ma chyba,że w tygodniu hiszpańskim …
o Panu Lulku mało wieści bo Marek się nie może dodzwonić do Ojca Marcelego … może dzisiaj wieczorem się uda ..
urodziny Nowego? .. kiedy? … jutro Danuśki to pamiętam … 🙂
Jolinku – Użyłem fortelu, może Nowy się przyzna. Teraz uczę się gwary kurpiowskiej, na razie utyskiwania 🙂
„Downiej z daleco było ziadomo cy to je chłop, cy baba. a dzisioj…, jek nie uscypnies, tak nie poznos”
Witajcie,
Urodziny Nowego sa 10 kwietnia, chyba ze cos nie tak z moja pamiecia…
Jutro Danuski, tego jestem prawie pewna 🙂
Jolinku moze bedzie i u Was tydzien hiszpanski, tu teraz cos takiego sie odbywa, przed wyjazdem na zjazd byl grecki i zatargalam ja i Pepe takie duze greckie, zielone oliwki bez nadzienia ale wyjatkowo smaczne
Co do ryby w pancerzu z soli, Pyra (8:34) wspomniala o sposobie, opisanym przez Slawka. Jesli macie cierpliwosc i poczekacie do prawie 7 minuty filmiku, zobaczycie to przygotowanie tutaj </a . Ryba jest wypatroszona ale nie oskrobana. Gospodarz „wciskal” sol w skore a tu ryba jest otoczona sola, ktora nie przenika do srodka.
Dlaczego to sie wydrukowalo na czerwono? Przepraszam, to niechcacy, tylko jak tego uniknac na przyszlosc? Cos zrobilam nie tak…
ale mi dobre grzybki marynowane wyszły .. zjadłam sobie parę z mięskiem z rosołu i popiłam rosołkiem … pycha było …
A ja idę grzybki marynowane jeść! Luśka podarowała dwa litrowe słoje, chyba ich nie wcisnę do bagażu…
Jotko, zazdroszcze tego dzisiejszego koncertu…
Corka Stinga tez spiewa a glos ma jakby podobny do ojca. Nagranie jest slabe ale jesli chcecie posluchac:
http://www.youtube.com/watch?v=USBL7I6A3WQ
Kochani, bardzo dziękuję za życzenia.
Ciągłe kłopoty z internetem doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Operator obiecuje, ze po 1 października to się zmieni , że niby mają coś domontować…oooby to była prawda.
Na fali grzybowej przypomniała mi się genialna polewka, którą podają w restauracjach w Słupsku. Może nie znacie patentu, to podam. Prosta jak dzień dobry i pyszna. Mięsza się mianowicie wywar z suszonych grzybów z wywarem z kiszonej kapuchy. Zasmażeczka delikatnie, ku zagęszczeniu. Te grzyby w drobną kostkę pokrajane pływają w zupie. Nazywa się ona polewką słowińską, albo prościej i swojsko: kacówką.
Pewnie można do niej dodać delikatne kluseczki, ale tam nie dawali.
Będąc w S. i mieszkając w hotelu Zamkowym z onąż restauracją, zjadałam tego straszne ilości, kelnerki myślały, że stale chodzę nawalona i muszę leczyć tego kaca.
Placku – dziękuję bardzo, jesteś pierwszy. 🙂
Alina ma rację, a ja się przyznaję – to będzie 10 kwietnia.
Ja mam takie wspomnienie ze Szczecina – imprezy konkursowe odbywały się na Zamku, a w hotelu (nazwy nie pamiętam) na dole była restauracja, w której dawano czysty barszczyk z pasztecikiem. I ten pasztecik to był cymes – gorący, znakomicie upieczony , delikatny. Samego sprzedawać nie chcieli, tylko do barszczu. Byłam z Mężem, a on tego pasztecika żądał wciąż i wciąż… Bywało, że zamawialiśmy 8 barszczyków, odstawialiśmy filiżanki na tacę, a zjadaliśmy hurtowo paszteciki.
Moja idealna dorada.
Andaluzja, zjazd Blogowiczów opus 15-te, piątek, już po zachodzie słońca.
Złowienie dorady – Krzysztof Kolumb
Przepis – Federico Garcia Lorca – Casida de la muchacha dorada, moja ulubiona lorca, po hiszpańsku, polsku, francusku, niemiecku, esperancku.
Część pierwsza, oprawa muzyczna w wykonaniu duetu Sting/Stingówna, na tle nucenia zespołu Kurpie, wykonawca Piotr Kurp-Adamczewski.
La muchacha dorada
se banaba en el agua
y el agua se doraba.
Naga złota dziewczyna
w wodzie się zanurzyła,
woda się rozzłociła.
(W tym momencie Nemo robi pierwsze zdjęcie, a Pyra oświadcza, że osobiście za doradą nie przepda, ale jeśli już tak ma być, to zje)
Vino la noche clara,
turbia de plata mata,
con peladas montanas
bajo la brisa parda.
Noc strwożona nadeszła,
jasna, ze złego srebra;
nad łysymi górami
brunatny wiatr powiewał.
(Złe srebro to sól którą trzeba zeskrobać, a góry są dla A capelli)
Części drugiej i trzeciej nie mogę opisać, to blog publiczny. Wystarczy, że wspomnę nagość, łzy, słowika o spalonych skrzydłach, świt bez skazy.
Część czwarta.
Złota dziewczyna naga
to była czapla biała,
woda ją pozłacała.
La muchacha dorada
era una blanca garza
y el agua la doraba.
Dorada to czysta poezja, a do niej dużo, dużo wina, wszak dorada to ryba.
Zdrowiej Pan, Lulku.
Witajcie,
Nemo – cudna opowieść! Zazdraszczam okoliczności przyrody.
Zgago – w moim domu się się mawia: „wyglądu toto ni mo, ale może w smaku będzie dobre” (sprzedane po którejś ciotce ze wsi).
Danuśko, mnie znajomy weterynarz opowiadał o „kotce-rekordzistce”. Właściciel miał przytrzymać kicię do zastrzyku. Ledwo igła dotknęła futra, kicia znalazła się na karniszu, a weterynarz miał dwoje pacjentów, bo właściel miał ręce podrapane do krwi.
Muszę Plackowi wytoczyć proces w obronie dóbr osobistych (wnuk Stalina właśnie procesuje się z Archiwami za szarganie nazwiska dziadka przy okazji zbrodni katyńskiej). Co takiego Placek zrobił? Patrz wyżej – obszczekał Pyrę; a Pyra ryby lubi. Formułka „nie jem” dotyczy tylko morskich robali (i każdych innych) i czerniny. Formułka „Nie przepadam, ale jak trzeba…) dotyczy zup mlecznych i warzyw na słodko (vide – marchewka)
Pan Lulek jest już na oddziale ogólnym … czuje się lepiej i może wyjdzie do domu w środę …
my z Markiem w środę jedziemy i w czwartek Pana Lulka nawiedzimy … może wtedy więcej szczegółów poznamy ..
Wróciłam, napisałam i sama siebie zżarłam 👿 Idę się wściekać 👿
Tutaj kwiatek dla Żaby http://www.smgrowers.com/products/plants/plantdisplay.asp?plant_id=199
Pyro, nie gadaj, przecie to licentia poetica Plackiensis!
Opowieści wakacyjnych ciąg dalszy.
Kolejna podróż zawiodła nas na Skiathos.
Mnie zawiało bo-tam-mnie-jeszcze-nie-widzieli, a Witek zacierał łapy na myśl o owocach opuncji ;-).
Wysepka bardzo malownicza, szczegółów Wam opisywać nie będę. Sami zobaczcie. Dodam tylko że na tej wyspie były kręcone niektóre sceny filmu ?Mamma mia?.
Po zwiedzeniu miasta popłynęliśmy na plażę Koukounaries, ponoć jedną z najpiękniejszych plaż świata. W tym roku plaża była wyjątkowo pusta ? Anglicy i Niemcy nie dopisali 😉 . Przyznaję się bez bicia że po takiej rekomendacji mnie ta plaża rozczarowała. Po odjęciu infrastruktury i koloru wody niejedna polska plaża mogłaby śmiało konkurować z Koukounaries.
Tak czy siak wycieczka była udana a Witek zachwycony ?łupami? 😀 .
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/Skiathos#
Też mamy ładnie.
Mimo choroby musiałem dzisiaj przystąpic do służby, jednak na zakończenie dnia oko miało się czym cieszyć.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Soeder?authkey=Gv1sRgCODW3J33yp3HFQ#5519060578566092626
pepegor
Dorada to u nas w tej chwili faworytka. Sluszna porcyjka i niewiele ości, a smaczna nadwyraz. Tylko po co to pieczenie w tej solnej skorupie nie kapnąłem jeszcze. Nie wiem, co z tego mają być za fory. Oliwek nie nabijałem, za to miksowałem i mieszałem ze stopionym gorgonzolą: http://picasaweb.google.de/pegorek/Kueche?authkey=Gv1sRgCLerkMucj9_rZQ#5519067027956315746
Te olbrzymie conchile zapełniłem klasycznie, pomidorowo mięsnie i szpinakowo mięsnie, ale największe wrażenie zrobiła masa oliwkowa z serem.
Zazdroszczę Poznaniakom, też bym poszła na Stinga, byłam 2 razy, ale już dość dawno temu, od tego czasu trochę się zmienił. Stadion wyrychtowaliście piękny, oby świetnie i długo służył Pyrom 😉
Ostatni dzień w Polsce, jutro szturmujemy Berlin.
Placku,
trzymaj pogodę. Tutaj niby jest pogodnie, ale chłodny powiew. Ciekawa jestem, czy ktokolwiek zbierał moje maliny, zachęcałam podlewaczy kwiatków, ale oni leniwi jakby, kwiatki w chałupie podleja, ale już na ogródek to wyjść im się nie chce. Pewnie szpaki będą miały uciechę, niechby zostawiły dla mnie garsteczkę.
Ciągle z doskoku do komputra, ale po drodze dojrzałam wpisy, że z Panem Lulkiem coś źle było. Tu na wsi nie mam zasięgu bezprzewodowego, więc korzystam z maszyny Młodego i nie mam czasu przysiąść i poczytać. Mam nadzieję, że z Panem Lulkiem będzie wszystko dobrze (sądząc po wpisie Jolinka).
Jejku, ludzie! Nie chorujcie!!!
Co jeszcze zrobiłem pokazuje dalej. Brak tylko tarty i quichy.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Kueche?authkey=Gv1sRgCLerkMucj9_rZQ#5519070518119298850
Robiłem przy tym dwa dni.
Pepe, ale masz fajnisty pałacyk…
A co zrobiłeś z tymi muszlami? Zapiekłeś?
A propos zapiekłeś (jedna moja ciocia powiedziałaby: zapiokłeś, to bardzo ładnie i smacznie brzmi) – jutro wpada moja przyjaciółka na drugą sesję filmową poświęconą Gwiezdnym Wojnom. Planuję zapiekaneczkę: ziemniaki, cebula, jajka na twardo i grzybki przyduszone wstępnie. Na to ser Królewski z Ryk albo skądśtam, nie pamiętam. Taki zwykły ser na zapiekance jest bardzo bene. I hajże na kosmitów!
PS – bez żadnych śmietan i beszameli, bo ja nie lubię. Dla przyjaciółki znajdę coś i dam osobno…
Placku (godz. 18:40), już dawno się tak nie ubawiłam. 😀
Pyro, ja to bym chodziła z nosem w chmurach, gdyby mnie ktoś wspomniał w libretcie i to mając w tle taaaaki chór. Niechby autor nawet mnie ciut „przyciemnił”. 🙄 😀
Ewo, jaki piękny kolor ma morze 🙄 Bardzo mi się podoba miasteczko, szczególnie urokliwe są te wąskie uliczki. 😀
A co się robi z owoców opuncji ?
Pepegor, zdjęcia pyszne. Widziałam u nas w delikatesach te wielkie muszelki i nie wiedziałam, że można je tak atrakcyjnie zapełnić. „Kurcak” ależ ja jeszcze mało wiem. 🙁
Zakon odmówił. Pan Lulek dalej będzie się musiał męczyć we własnym mieszkaniu. Jednym słowem z planów przekazania mieszkania na cele związane z działalnością Braci Mniejszych nic nie wyszło. Może to i dobrze bo PL wraca do zdrowia. Nawet powiedział lekarzowi , że zapisze się do baletu w związku z ustaniem dolegliwości nożnych. Chodzą słuchy o możliwości kontaktów z innym zakonem.
Pan Lulek i Zakon Templariuszy.
Tam skarb mój gdzie serce moje…
Maria konopnicka
Gdzie jest mój dom.
Gdzie jest mój dom? czy tam, gdzie marzeń roje
Budują świat z mgły ułud, z pieśni czaru;
Gdzie lube sny kołyszą serce moje,
Gdzie poi mnie szumiący zdrój nektaru?
Czy tam, gdzie czyn w żelaznej ma prawicy
Pochodnię zórz i wieków ciężkie wagi…
I świeci w dzień ogniskiem swej źrenicy,
A w ciemną noc dobywa miecz swój nagi?
Gdzie jest mój dom?.. czy tam, gdzie smutek cichy
W przestrzeni drży, jak skarga konająca…
Gdzie srebrne łzy padają w róż kielichy,
Gdzie nocom gwiazd, porankom braknie słońca?..
Czy tam. gdzie ból, krwawiący świat przez wieki,
I wszystek trud, i wszystkie hasła boju,
W stłumiony krzyk zlewają się daleki,
I płoszą sny widmami niepokoju?…
Czy tam mój dom, gdzie stoją białe trony
Wieczystych prawd, wśród ciszy majestatu,
Królując nam bez berła i korony,
I pchnięciem w ruch rozkazy dając światu?
Czy tam mój dom, gdzie źródła wiedzy płyną,
I w ludów krew wlewają żywe prądy?
Gdzie w szary świt zdobywcy słońca giną,
Wpatrzeni w wschód, zkąd wstają nowe lądy?
Gdzie jest mój dom? czy tam gdzie silni stoją,
Zgromiwszy lwa w swej piersi walką męską?
Czy tam gdzie ci, co drżąc się niepokoją
Przed chwilą burz bolesną ? choć zwycięską?
Czy tam, gdzie szał otwiera swe ramiona,
Płomiennych fal czarując upojeniem…
Gdzie burzą tchnień rozkoszy drga zasłona,
Gdzie życie jest i czarą ? i pragnieniem?
Czy raczej tam, gdzie duchy, jak gołębie,
Białością piór zlewają się promienne…
Gdzie smętny wzrok zapada w tęsknot głębie,
Myśl budzi się ? a żądze milkną senne?…
W błękitną dal wędrowny ptak odlata…
W głębinę wód samotna łódź wypływa…
Ach! mamże ja tak zawsze wpośród świata
Zbłąkana żyć, jak cień, co nie spoczywa?
Gdzie prawda ta, co chwyta bez podziału?
Gdzie przystań jest dla wszystkich walk i trudów?
Ach, gdzie jest cel, krwi godny i zapału,
I życia chwil, i wielkich dążeń ludów?
W skarb drogi swój swe serce człowiek wkłada,
Jednocząc w nim żądz swoich niepokoje;
Jaż tylko mam z przestrachem pytać blada:
Gdzie jest mój dom? ach! gdzie jest wszystko moje?
Idę ? i drżę ? i wracam przerażona,
I obcy świat otacza mnie dokoła…
Ach! gdzież jest dłoń przyjaźnie wyciągniona?
Gdzie drogi głos, co na mnie: ?pójdź!? zawoła?
Gdzież skłonię skroń? ach! gdzież ja się ukoję?
Gdzie płynąć dam tym wstrzymywanym łzom?
Gdzie jest mój skarb? ach, gdzie jest gniazdo moje?
Gdzie jest mój dom?!…
Jej, wszystko mi zżera
Ładne ? 🙂
Po tej dobrej nowinie o Panu Lulku zycze Wam spokojnej nocy. Mnie czeka sprzatniecie kuchni… Do jutra 🙂
Misiu, och ……….
Ach! gdzież jest dłoń przyjaźnie wyciągniona?
Gdzie drogi głos, co na mnie: „pójdź!” zawoła?
Masz rację, w tym jest problem Pana Lulka i …. nie tylko Jego.
Tak ,Misiu; duszoszczipatielnyje.
Cieszę się, że z Panem Lulkiem lepiej, szczegóły doczytam później.
Dzisiaj jest tutaj piękna pogoda, ocean śliczny, rozbujany nieco, taki lubię najbardziej. Wiem, że na Blogu są conajmniej trzy wielbicielki mórz i oceanów – Alina, Krysia i Nisia – dla nich kilka zdjęć. Jeśl ktoś jeszcze lubi – niech otwiera.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/Ocean02#slideshow/5519106869444678226
Nowy – tyle wody…
Te fale szerokie na kilometr – bardzo mnie one wzruszyły na mojej ukochanej Plaży Topielców. Widzę, że masz takie na wyciągnięcie ręki – z aparatem.
Dzięki!
Misiu, wzruszyłeś mnie do łez. Kto dziś cytuje Konopnicką? Doprawdy, Rara Avis z Ciebie, a nie żaden Ursus. Nawet Drugi.
dzień dobry … 🙂
spałam ale się nie wyspałam a dzisiaj mam dzień pracowity …
na pociechę obejrzę Wasze zdjęcia .. 🙂
Barbaro witaj po powrocie .. 🙂
Dorada to pyszna ryba. Zupelnie niespodziewanie przedwczoraj (niedziela)zjadlem dorade z grilla w niby-francuskiej restauracji w Zlotych Tarasach. Nic wymyslnego jak u Gospodarza, ale calkiem to bylo smaczne. Z tego wszystkiego zglodnialem wieck koncze pisac i ide kupic cos dobrego do zjedzenia (moze wlasnie dorade).