Wiejska kolacja na werandzie
Myślę, że kolacja była udana. W każdym razie my czyli gospodarze jesteśmy zadowoleni. Trwała niemal do północy, zjedzono wszystko co przyrządziliśmy. A fakt, iż proszono o dokładki wyraźnie wskazuje na to, że smakowało. I to mimo zapowiedzi, że tych morskich żyjątek to nasi goście boją się i ich nie spróbują.
Lęk przed nowymi, nieznanymi smakami przełamali młodzi. Obaj synowie naszych sąsiadów (to od nich kupiliśmy ziemię i żyjemy w przyjaźni od 36 lat) oraz ich żony pierwsi sięgnęli po krewetki i ośmiorniczki. Jednym bardziej smakowały skorupiaki, drugim mięczaki. Ale wszystko pałaszowali z apetytem.
Cieszyło mnie też, że po pierwszych łykach i chwili zastanowienia zdecydowali, że wolą wino (wytrawne z Langwedocji ze szczepu mourvedre, który daje wina różowe i bardzo owocowe, młode wina czerwone, osiągają one najwyższą jakość w połączeniu z odmianą merlot. W Dolinie Rodanu mourvedre jest częstym składnikiem Châteauneuf du Pape) od niezłej przecież czystej Finladii.
Rodzice zaś podzielili się na dwie odrębne smakowo drużyny: męska połowa odważyła się na owoce morza lecz zdecydowanie optowała za wódką; damska zaś preferując wino – na owoce morza patrzyła ze strachem czy nawet ze wstrętem.
W głębi Regina – mama Sławka ( siedzącego w środku), który przejął gospodarstwo, z prawej Basia – szwagierka Sławka
Wszystkim jednakowo smakował pasztet i faszerowana ryba.
Daniem głównym, podawanym na gorąco, była biała kiełbasa – surowa mocno podsmażana na oliwie a potem gotowana w czerwonym wytrawnym winie z rozmarynem i czarnymi oliwkami pozbawionymi pestek. Do tego były świeże gorące bułeczki co chwilę wyjmowane z piekarnika.
Od lewej – też Basia A., za nią Zenek – młodszy z braci, właściciel najlepszego warsztatu samochodowego w okolicy, Bożena – jego szwagierka i Tadeusz – głowa rodziny
Na deser dwa wypieki Basi: sernik z rodzynkami oraz kruche ciasto z kremem budyniowym i malinami.
Tuż przed kolacją zza płotu wystartowały z wielkim krzykiem żurawie. Nie sądzę jednak, by odleciały na stałe. Jeszcze przecież za wcześnie. Dzikie gęsi też spokojnie brodzą po rozlewiskach. Choć zimno to przecież jeszcze kalendarzowe lato.
Komentarze
Takie przyjazne ucztowanie jest zawsze sympatyczne i sprzyja zacieśnianiu więzi. Francuzi mają świetne przysłowie : drobne gesty wspomagają wielkie uczucia i wielkie przyjaźnie. I to jest prawda, a przyjazne sąsiedztwo jest nie do przecenienia.
O robalach morskich nie będę, ale uwspółcześniona wersja wereszczaki jest interesująca. Nawet jestem skłonna zaryzykować i ugotować; w końcu żyję w ojczyźnie białej kiełbasy, a nawet sama ją popełniam.
Nasz Miś Kurpiowski to w ogóle zdolna i pracowita osoba. Chyba łatwiej wymienić to, czego zrobić nie potrafi, niż to, z czym radzi sobie znakomicie. O wielkim sercu i przyjaznym usposobieniu i mówić nie ma co. Kto zna, ten ceni.
tylko jak każdy Artysta za wrażliwy jest ..
fajne takie posiaduchy z sąsiadami jeśli się sąsiadów lubi … 🙂
Wydawać by się mogło, że uprzedzenia kulinarne dotyczą przede wszystkim dzieci. A jednak i dorośli nie są od nich wolni. Niedawno spotkałam osoby, które przybyły na spotkanie, gdzie głównym daniem był pieczony dzik i wcale nie zamierzały go jeść. Twierdziły, że nie lubią i nigdy tego nie jadły. Na szczęście dały sie namówić i zdziwione swą odwagą pałaszowały porcje z wielkim smakiem. Tak bywa też bardzo często z owocami morza. Chociaż moja koleżanka, babcia wnukom, nie je buraczków i nigdy nie zjadła wątróbki z kurczaka, twierdząc, że to wyglada obrzydliwie. Wcale jej nie namawiam, bo każdy ma prawo mieć jakieś uprzedzenia, nawet jeśli nie wie, co traci.
A kolacja na werandzie była bardzo smaczna i elegancka. Podoba mi się obrus na stole.
tylko mi te owoce morza do „wiejskiej kolacji” trochę nie pasują .. 😉
ja z reguły wszystko próbuje i potem jem lub nie jem .. czyli dobrze wiem co tracę … 🙂
Tak sobie dumam nad dzisiejszym obiadem i coraz silniej przemawia do mnie pomysł szarych klusek z kapustą zasmażaną, kwaszoną + barszczyk czysty do popicia.
Dwa razy się wpisywałem i dwa razy poszło w powietrze. Nawet kopiowałem, ale jak poszło to doszedłem do wniosku, że widocznie nie powinienem był tego pisać.
W wiejskiej kolacji Gospodarza podoba mi się pomysł na
białą kiełbasę duszoną w czerwonym winie.
Jednym z regionalnych dań sabaudzkich jest natomiast biała kiełbasa podsmażona z cebulą i duszona w białym winie.
Widać z tego,że biała kiełbasa lubi kąpiele w obu rodzajach wina 🙂
Dzien dobry,
Zapraszajac gosci, ktorych nie znam zbyt dobrze ( a w kazdym badz razie ich kulinarnych smakow) staram sie nie proponowac rzeczy, ktore nie sa zbyt znane w obawie, ze im nie posmakuja. Byc moze nieslusznie tak mysle. Widze, ze Gospodarz sie odwazyl i dzieki temu dal okazje swoim gosciom odkryc dania, ktorych nie poznaliby gdzie indziej.
Danuśko – w piwie też się dusi. Przecież staropolska wereszczaka to kiełbasa duszona w cebuli i w piwie.
Najpierw zaległosci;
Plackowi &Kruszonce, Jerzorowi & Bicyclowi, familii Pyry najserdeczniejsze życzenia długiego smacznego życia 😆
Powitanie Nisi, bonwojaż dla haneczki 😆
Sąsiadów mamy wspaniałych. Wszyscy zgodnie uważamy, ze jest to bonus od losu. Chuchamy i dmuchamy na te nasze sąsiedzkie więzi. Nie znaczy to, że nie dochodzi czasem do jakichś zgrzytów i naburmuszeń. Ale znamy priorytety. Dzięki temu udaje nam się wspólnie robić wiele miłych i pożytecznych rzeczy dla nas samych i dla mieszkańców gminy.
Kukulski był kolegą szkolnym Włodka, ten sam rocznik. Obaj byli w klasie oboju, z tym , że Włodek po liceum muzycznym poszedł na politechnikę, nie widział się w roli zawodowego muzyka. Kukulski skończył 66 lat w maju. Włodka urodziny będą w najbliższą sobotę.
Pyro- ogólnie wychodzi na to,że biała kiełbasa lubi być na lekkim rauszu 😀
Dziędobry na rubieży!
Moja przyjaciółka Mira, neofitka w zakresie kosmicznych walk Dobrego ze Złym, pojechała do swojego Kołobrzegu, a ja zastanawiam się nad możliwością wyciągnięcia zamrożonych gotowanych rosołowych mięs, połączenia ich z resztkami kaczki i wykonania pierogów z danym mięskiem. Leje u nas jak z cebra, więc żadne grzybobrania nie wchodzą w grę. A w ogóle – dobrze w domu być ze swoim małym pieskiem, który spokojnie uwinął się w kłębek na moim łóżku i ogłosił desinteressement w każdym temacie…
Wczoraj jeszcze piekne widoki cichalowe i Nisiowe z nad plaz a dzisiaj leje, leje rowno…
Znalazłam sztukę,którą powinni obejrzeć nasi blogowicze :
http://www.ebilet.pl/tekst.php?id=4647
Nie chodzi mi oczywiście o powikłania miłosne,tylko o te PRZEPISY
KULINARNE, które bohaterka podaje ze sceny 🙂
Że już nie wspomnę o tytule : „ZGAGA ”
Zgago- gdzie jesteś ?
A Nemo to już wyjechała na wakacje ?
Witam caluśkie Blogowisko – oczywiście z Gospodarzem na czele.
Najpierw zaległe najserdeczniejsze życzenia imieninowo-urodzinowe, spełnienia marzeń i smakowitych dni, dla Alaina, Placka, Jerzora. 😀
Nie odzywałam się, bo prawie zamarznięta, walczyłam z ….. życiem i prezesem wspólnoty, który się sprawdza doskonale, poza jednym; ma idee fix, jaką jest nie włącznie ogrzewania. Jemu jest wiecznie ciepło a że innym jest zimno, to nie ma żadnego znaczenia. 👿
sasiedzi sa rozni i wiedza o tym wszyscy bardzo dobrze. jeden z nich jest zbieraczem. ale nie takim od razu by wszystkie czarno biale rysunki pic a s s a posiadal, badz krowy z porcelany na polce ustawial.
nic z tych klockow, on o tej porze roku zbiera grzyby i zeby bylo smieszniej sam ich nie jada. a obdarowani maja byc mu za takie prezenta jeszcze bardzo wdzieczni. jak sam mowi, jest mu po grzybach strasznie zle, zupelnie ich nie trawi, a po wieczornej porcji duszonych prawdziwkow spac nie moze. w takim razie zaproponowalem zupe. glowa sasiad krecil w pozycji horyzontalnej
kieliszek wina?
usmiech powrocil mu czerwonym nosem. skonczylo sie na … nie klepne na ilu. kiedy poczul zbieracz, ze zostal nalezycie, jak na sasiada przyjety, poczlapal do siebie. ja natomiast zostalem sam na sam z dwoma koszami prawdziwkow. skarb, za ktory ludzina gotowa jest placic w twardej walucie badz w zlocie
co z tym zrobic? bylo juz po dwunastej, po polnocy i naturalnie ze smazenie na masle z cytrynowym sokim oraz z dodatkiem czosnku i posiekanej pietruszki bylo juz stanowczo za pozno. o tej porze mogloby toto faktycznie legnac w brzuszku i pluton underberga niewiele by zwojowal. na inne fantastyczne idee przerobienia grzybow pomimo odsuszenia paru flaszek nie wpadlem. nadawalem sie tez do odsuszenia, co rychlo uczynilem
obudzila mnie dzis rano informacja przesylana esmsem o stanie wiatrow w mojej okolicy. spojrzalem na ta kupe szczescia po wczorajszej wizycie sasiada i nie pozostalo nic innego jak chwycic za noz i oselke. teraz mozna sie i nim golic. ale jesli kroi sie nim prawdziwki na plasterki to istnieje niebezpieczenstwo, ze niewinne robaki beda poddane rowniez tej procedurze. niedosc ze pozostaly bez domu i podworka to na dodatek, teraz i ich zycie jest zagrozone. a moj noz nie jest jeszcze wyposazony w sensory uruchamiajace hamulce w przypadku napotkania na istote zywa. ostry jak brzytwa rznal prawdziwka jednego za drugim wraz z domownikami. zrobilem tylko nieco glosniej niz zwykle muzyke zanim zabralem sie do rzniecia
to trwalo trzy godziny. po nich jeszcze pol by nadziac toto wszystko na sznurki ktore zawisly w pomieszczeniu. niech teraz schna, prawdziwe girlandy
no tak, ja juz musze konczyc. czas pakowac latawce i deseczke. mam nowa. ta stara odkleila sie mi jakis czas temu od stop na wodzie i jej juz nie doszedlem ani na wodzie ani na brzegu. znalazl ja / widziano jak ludz maszerowal z takim dziwadlem, ktore nie pasowalo do niego przez wioche / jakis slepiec
dlaczego tak klepie?
ano dlatego, ze na deseczce napisane byly dwa numery telefonow i w dwoch roznych jezykach: wroc do mnie 😆
zdaje sie ze biedak nie mial na telefon i teraz ma cos czego nie potrzebuje i nie wie do czego to sie nadaje 😆
dobrze mu tak. mi tez
no to lece popajacowac
i robie wampa
Osobiście nie lubię niespodzianek pod tytułem „kulinarne ciekawostki ze świata”. Jako dodatek – tak. Jako jedyne dania – nie.
Pamiętam wpadkę na obiedzie proszonym. Owoce morza w wielu wydaniach. I nic więcej.
Musiałam odmówić. Kategorycznie. A że i Wombat sekundował mi dzielnie, gospodarz miał kłopot nie lada. Inni goście – nomen omen przyczyna wpadki, bo zapewniali gospodarza o naszym zamiłowaniu do takich potraw wiedząc – PODKREŚLAM WIEDZĄC – że nie „prowadzimy” – byli oburzeni naszą odmową i zachowaniem.
Coby nie rozwijać tematu zbyt szeroko – czy wypada postawić przed znanym sobie wegeterianinem półmisek z mięsiwem wszelakim i być oburzonym gdy odmówi?
Coby być dobrze zrozumianą – nie krytykuję, takie tylko luźne przypomnienie sytuacji. Nie było to miłe. Ani dla gospodarza, ani dla nas.
Podobnie bywa z alkoholem.
Znacie? No jak to ZE MNĄ się nie napijesz? Jakże często spotykamy się z taką postawą.
Danuśka –
Zgaga chyba na wywczasach jakowyś.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Ooo … Zgaga walczy o życie w cieple, a ja Ją na wywczasy wysyłam!
Echidno, nawet nie masz pojęcia, jak pragnę, żeby mnie „ktoś” wysłał na wywczasy. 😆
Echidno, jeśli chodzi o „proszone obiady”, też uważam, że najpierw należy się dowiedzieć, co zaproszeni jadają i to osobiście ich. Mimo, że ze mnie straszny roztrzepaniec, to nie zdarzyło mi się, akurat tej wpadki, zaliczyć.
Po prawdziwki muszę jutro pojechać do centrum u mnie ich ani „du,du”.
Wczoraj, na jednym z portali internetowych znalazłam przepis, który może wykorzysta ktoś, kto lubi gości zaskakiwać niespodziewanymi smakami. Carpaccio z borowików: potrzebne są listki rukoli bez ogonków, oliwa truflowa, sól morska(najlepiej kwiatek), biały pieprz, balsamico (niekoniecznie) i kilka sztuk młodych, jędrnych ale sporych borowików.
Talerz polać oliwą truflową, na tym rozłożyć świeże listki rukoli. Na liściach z kolei grzyby krojone wzdłuż, a cienkich plastrach (boki kapeluszy odłożyć do innych potraw). Posypać zmielonym kwiatem solnym i pieprzem, skropić oliwą truflową, garść liści rukoli usiekać drobno i posypać borowiki, można dać nieco balsamico, ale to niekonieczne. Schłodzić w lodówce przez 20 minut. Ponoć niebo w gębie.
Podobnie jak z pieczarkami. Najlepiej tzw swiss buttons
http://mushroomman.com.au/Swiss-Brown/?sort=price
E.
Wychynąłem spod góry papierów, przez którą przekopuję się ku uciesze mojego urzędu skarbowego. Przy okazji znalazłem skarb. Skarb nieistotny dla urzędu. Skarb ma postać notesu o pożółkłych kartkach, zapisanych kuropazurnym bazgromaczkiem. Znaczy, tylko pierwsze strony są zabazgrane, poza tym notes jest jak najbardziej pożółkłopusty. Pewnie zapodział się między innymi szpargałami w malutkiej garsonierze na poddaszu kamienicy w sercu wiedeńskiego Penzingu. Rzuciłem okiem na trudne do odcyfrowania literki. Moje pismo. Zawsze miałem problemy z kaligrafią, ale po średnio udanej próbie przyswojenia sobie sztuki stenografii porzuciłem ogni speranza, że moje zapiski mogą dla kogoś być czytelne i zrozumiałe. Zarazem nastąpił przerzut tej przypadłości także na inne środki wyrazu – od dawna czuję się nieczytelny i niezrozumiany: w piśmie, w myśli, w mowie, w uczynku i w zaniedbaniu.
Tym razem zadałem sobie trud i zacząłem odzyskiwać swoje, w połowie lat osiemdziesiątych na papier przelane słowa. Odłożyłbym te karteluchy na bok po przeczytaniu pierwszego zdania, ale parę chwil wcześniej miałem wirtualny kontakt z naszym blogowym Ozzie-Pet, a bazgroły okazały się być listem do pewnej osoby z Australii.
Nie umiem sobie dzisiaj przypomnieć, czy list (w nieco staranniej wypracowanej formie) został kiedykolwiek wysłany. Przypuszczam, że tak, bo pamiętam list, który dostałem potem z Sydney.
Epizod króciutki i niewinny, sekunda, mgnienie oka, zastąpiony prędko innymi obrazami cięższej wagi. A dziś wydaje mi się, że można by było z tej migawki zrobić niezły film. Ale musiałby się tym zająć Claude Chabrol, takie było moje pierwsze skojarzenie. Po chwili skonstatowałem, że nikt nie nakręci tego filmu…
Początek lat osiemdziesiątych. M., młody Polak świeżo po studiach (albo jeszcze w trakcie, nie pamiętam), bezgranicznie zakochany w swej dziewczynie, dostaje szansę pracy na jednej z niemieckich uczelni. Podejmuje decyzję o pozostaniu za granicą. Ma dobre układy na uczelni. Usiłuje namówić dziewczynę na wyjazd. Czuje jednak, że sprawy nie układają się po jego myśli. Postanawia walczyć o swą miłość. Nie może wyjechać z Niemiec, nie tracąc statusu emigranta, ukrył jednak swój polski paszport, zgłaszając jego stratę. Przez zieloną granicę przedostaje się do Austrii. Ląduje u mnie na poddaszu. Stąd z duszą na ramieniu (stempelki w paszporcie mogłyby zainteresować jakiegoś służbistę) jedzie do Polski. Władze się nie zorientowały, ale wyprawa kończy się dla niego fatalnie. Dziewczyna, nie tylko nie chce wyjeżdżać, ale przestała też odwzajemniać jego uczucie. M. był bardzo zdeterminowany, więc dramaturgia tego spotkania musiała być godna porządnego celuloidu. Zdołowany i zrezygnowany chłopak wraca do Austrii na swoich wariackich papierach. Stąd skok przez zieloną granicę do Niemiec. Stamtąd pierwszą nadarzającą się okazją do Australii, byle dalej. Tam prowadzi żywot dziwoląga, chociaż lubiany w otoczeniu. Znika na długie tygodnie, wędrując nago po na australijskim bezludziu i stara się zapomnieć. I wraca. Na ogół. Raz nie wrócił…
Gdy jeszcze wracał, dał J. z Sydney, dziewczynie o długich jasnych włosach w kowbojskim kapeluszu, mój telefon i adres, bo odwiedzała Polskę lecąc przez Wiedeń i nie miała gdzie się podziać. Bardzo mile wspominam to spotkanie. Potem list, że M. odebrał sobie życie.
Taki film: jeden dzień, jedna noc, chwila niedługa. Dwie strony moich mało istotnych bazgrołów. Ale całe życie M…
Ufff…
Spóźniłeś się do Chabrola, spóźniony jest scenariusz, nie znajdziesz obsady. Bo nie ma już tamtych spełnień – niespełnień, tamtych ludzi i czasu nacechowanego nadzieją i pozorem wolności wyboru. I odbiorców dzisiaj się nie znajdzie, bo kogo interesują rozterki świtu poprzedniej generacji? Tylko nas, których czas nie oszczędził, a serce boli tak samo.
Strulem sie. Prawdopodobnie wieloskladnikowa zupa stojaca kilka dni w kuchni poza lodówka. Wyglad i zapach w porzadku. Mordowalo mnie dwie godziny i nagle odpuscilo ale jestem slaby. rozmawialem z paOlOre bo odrobine popsul sie komp. Teraz znowu wszystko funkcjonuje.
Cesarska mamy, cesarska ale juz na calego jesienna.
Pozdrowienia
Pan Lulek
Och- melancholijnie się zrobiło i jesiennie ….
A Nisia te pierogi na rubieży lepi i lepi.
No więc, Danuśko kochana, prawdę mówiąc, to na razie wyciągnęłam tylko maszynkę do mięsa… mięsko się rozmrażało spokojnie, a mnie wcięło segregowanie i opisywanie fotek z Bretanii. Potem zrobiłam sobie grzybową z mrożonki. no i właśnie lecę do pierogów. Tylko jeszcze zajrzałam na blog…
Tak można, kiedy nic człowieka nie goni.
😆
No właśnie i tu znaleźliśmy idealne rozwiązanie :
oglądamy zdjęcia z Bretanii podgryzając mięsne pierogi Nisi,
na przekąskę owo carpaccio z jędrnych borowików proponowane przez Pyrę,
a do całości butelka dobrego wina 🙂
Tylko kto w końcu zaprasza ?
Pyro –
Tamtych ludzi jest jeszcze sporo, tamte spełnienia-niespełnienia przeszły metamorfozę i nadal istnieją, a ludzie i czas nacechowany nadzieją i pozorem wolności wyboru pozostają niezmiene.
Coraz częściej jednostki nie potrafią odnaleźć swego miejsca w społeczeństwie, padają pod naporem stresu codzienności i niestety niekiedy błahe wydarzenie urasta do problemu życiowego z jakim nie potrafią sobie poradzić.
Krótka wzminka prasowa – całe życie człowieka gwałtownie urwane …
E.
Danuśko,
w każdej chwili 😆
echidno,
też tak myślę, to są sprawy uniwersalne, poruszajace wszystkich, w każdym czasie i pod każdą szerokością geograficzną – rzecz w formie przekazu
paOLOre,
wzruszająco to opisałeś
Jotko- dzięki 😀
Wielkopolskę znam słabo,a zatem na pewno,któregoś pięknego dnia
skorzystam !
Pyro,
uświadom mnie, proszę, co to jest kwiat solny .Używam soli morskiej, ale ma postać grubych kryształków.
Za oknem szaro i mży, a ja jutro wczesnym rankiem mam jechać na grzyby. Może sobie mżyć/ to dobre na cerę /, byleby nie rozpadało się na dobre. Na borowiki nie liczę zbytnio, zadowolę się podgrzybkami.
Dorota u Ewy z Poznania
Też chcę być uświadomiona co to kwiat solny!
Krystyno – ten kwiat solny (kalka z francuskiego) to najczystsze kryształki osadzając się na szczytach solnisk. Wiatr przenosi kryształki jak piasek i osadza na górnych obrzeżach solnisk. Ta sól zbierana jest tylko ręcznie i uchodzi za gatunek najwyższy. Mam taką z I-go Zjazdu. Przywiózł Sławek dla każdego woreczek. Miałam dwa – swój i Ani.Jeden jeszcze mam, bo nie miałam dla niej zastosowania. Ania przywiozła mi z Francji 2 kg zwykłej soli morskiej i właśnie jej używam, kiedy potrzebuję.
Pawełku odbyłeś sentymentalną podróż …
a ja i moje mieszkanie pachniemy olejkiem rumowym .. wziął i się rozbił .. 🙂
ta sztuka „Zgaga” to grana jest od lat .. trzeba się wybrać …
a my też w sobotę znowu na grzyby jedziemy .. może teraz ususzę .. te co zrobiłam marynowane na wszelki wypadek 5 minut powekowałam ..
wsi spokojna, wsi szczesliwa…
Dziękuję, Pyro. Jesteśmy więc , Dorota i ja, uświadomione co do tej soli. Rzeczywiście, taka sól powinna mieć szczególne zastosowanie.
Z innej beczki – nie mam, niestety, piwnicy. Za to mam całkiem spory strych. Mąż właśnie zamontował mi dwa regały i chcę wypróbować przechowywanie przetworów na strychu, przynajmniej w sezonie jesienno -zimowym. Latem może być tam za ciepło. Zaczynam od dżemu z aronii.Regały stoją w ciemnym kącie, z dala od okna. Ciekawa jestem, jak wypadnie ta próba. Na dole mam zakamarek, ale trochę tam ciasno, bo oprócz małej spiżarni służy on jako schowek na różne różności. Idę dokonać odbioru robót, bo i linki do suszenia zostały zawieszone.
Jolinku-wiem,grany jest w różnych teatrach.Teraz skojarzył mi się
z naszym blogiem oraz naszą Zgagą 🙂
Niestety wygląda na to,że 2 października nie będę mogła „Zgagi” obejrzeć.
Będziemy ją tropić dalej,może uda się jakiś mini zjazd przy tej okazji
zorganizować 😀
Krystyno-przewiewny strych b
miało być -przewiewny strych bezcenny :
do suszenia prania, albo … kiełbas oraz szynek !
a ja znalazlam stara kasete z „Rozdennyi w CCCP” dobrym rockiem, dobrze ze jeszcze mam aparat z miejscem na kasety
Danuśka jestem za .. ale dopiero po 5 października ..
znowu mi sie po….. to jest raczej hip hopowe
http://vclips.ru/ligalaiz-rozhdennye-v-sssr-ofitsialnoe-video.html
Wzruszyles nas paOlOre. Wspomniales o C.Chabrolu. Lubil bardzo dobra kuchnie i staral sie nakrecac swoje filmy (o ile to bylo mozliwe) w miejscach, gdzie byly dobre restauracje. Zapraszal wtedy cala ekipe. Aktorzy i technicy wspominaja go jak najlepiej. Tu ponizej tylko tytul kulinarny 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=bkvN1M1lxes
paOlOre – Świeże i niezależne od upływu czasu. Właśnie trwa festiwal filmowy w Toronto. Richard Ayoade zaprezentował film pod tytułem Submarine – Łódż Podwodna. Obejrzałem, a po przeczytaniu Twego wpisu pomyślałem, że bardzo chciałbym obejrzeć film o całym życiu M.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za życzenia, teraz na pewno się spełnią 🙂
Żal mi damskiej połowy drużyny rodziców, ma święte prawo do strachu i obrzydzenia, być może w dzieciństwie była zaatakowana przez ośmiornicę. Nie wiem, ale wszystko jest możliwe. Z drugiej strony nie jest to tak ważne, była ryba, a krem budyniowy jest bardzo łagodny.
Historia M. przejeła mnie do szpiku kości. paOlOre – dziękuję.
Danuśka,
strych rzeczywiście jest bardzo przewiewny, tylko skąd wziąć te szybki i kiełbasy? Pewnie z kupnem mięsa nie byłoby problemu, ale do wyrobu dobrych przetworów potrzebne sa także umiejętności. Ale nigdy nic nie widomo.
Napisałam dziś rano, że podoba mi się obrus na stole stanowiący tło dla kolacji na werendzie u Gospodarza, a zapomniałam napisać, że zauważyłam także bardzo ładny biały obrus z haftem richelieu na Twoim stole . Coraz rzadziej widuje się takie obrusy.
(Merci pour le chocolat)
Kwiaciarnia Sławka
To naprawdę ziemia soli, bo to są nie tyle baseny z solanką, co słone bagniska. Nasycenie solą jest tak duże, że sól się wytrąca. Wiat i słońce też pomagają.
paOlOrku toc to iscie holenderski scenariusz. by nie zalac sie… lzami 😆 dodaj do tego troche australijskich pustynnych krajobrazow. wiem ze to nie takie proste ale uzyskac je mozna jesli czerwony z czarnym przyjmie sie jako wyjsciowe kolory. w miare potrzeby dodasz troche naturalnego zoltka. ale ilosc jego uzalezniona jest od wyjsciowego czerwonego. inaczej mieszasz majac do czynienia z czerwonym wpadajacym w pomarancz i inaczej postepujesz jesli byla to czerwien winna w rodzaju czerwonego zweigelta czy wrecz wpadajacego w blauer zweigelt
w kazdym razie zoltego w malych ilosciach, w miare potrzeby
chetnie bym jeszcze popatrzal na australijskie plaze. na przygode z falami. protagonista o smuklych nogach. no taki chlop slaski w barach szeroki w dupie waski. typ sportowca z wolnymi od tluszczu strefami, z bujna czupryna wyplukana w slonej wodzie i wysuszonej do bialosci pod australijskim sloncem
pacyfik toczy po sobie fantastyczne fale. przy brzegu one sie lamia, hucza i rycza przy kazdorazowym zalamaniu. powstaje krach niczym karambol na autostradzie, wraz z nim na chwile biala piana po czym znika i ukazuje sie turkis. w dali ponownie troche bialego i na przemian gestego niebieskiego, az po horyzont gdzie laczy sie toto z niebianskim niebieskim
w takiej scenerii laduje koles M wewnetrzne baterie na kolejne wyzwania zycia. po takich przyjemnosciach moga tylko odejsc samobojcze mysli. taki happy end w rozumieniu z dobrym wyjsciem na wode z deska do surfingu
w koncu to byl rodak, a jak rodak to katolik i alkoholik, a nie jakis tam samobujec. happy end ma byc. jedynie pozytywny koniec daje szanse w nakreceniu drugiej i ewentualnie trzeciej czesci
no coz. M nie musial odejsc, on tego chcial, a mi z tego powodu nie jest zal. akceptuje kazde poczynania ludziny. a ekstremistow rozumie lepiej niz innych
Fleur de sel – ostatecznie zapomniałam kupić – a była! Na pociechę mam sól morską z Francji, nabytą w Piotrze i Pawle przed wyjazdem – identyczna stała na francuskiej pólce i to tej górniejszej.
Pierożki wyszły jak malowane, farsz mięskowy doprawiłam smażoną cebulką, solą (morską, hehe), pieprzem, odrobiną ziół prowansalskich (z Prowansji, kupiłam kiedyś w Bydgoszczy) i gałką. Ciasto się zrobiło genialne – samo, w robocie. Podam Wam proporcje, chcecie? Bo naprawdę wyszło idealnie, tzn. delikatne, miękkie, elastyczne i nie rwało się w rękach. No więc do tego malaksera wrzuciłam pół kilo mąki 650 uniwersalnej (taką miałam pod ręką), dwa żółtka, kubek wody dość ciepłej, kranówy i sól. Dwie minutki się kręciło i się ukręciło. Wałkowało się cudnie. Wyszło mi około siedemdziesięciu pięciu pierożków – większość zamrażam, część ugotowałam, z tego część zeżarłam, a sporo mam do odsmażenia. Danuśka, wpadaj!!!
parenascie albo az 14 obrazkow na temat: jak hartowala sie sol na ziemi czarnej
Zaraz, zraz; coś musimy uzgodnić. Ja zamrażam pierogi gotowane. Wyciągam z wody, stawiam w rządku na dużej desce żeby ociekły (gorce schną błyskawicznie) Kiedy wystygną pakuję w woreczki i do zamrażalnika. Wtedy już się nie zlepiają, Nastepnego dnia biorę każdy woreczek i patrzę, czy są osobno – jeżeli nie, to łubudu woreczkiem o blat szafki i z powrotem w mróz. Kiedyś układałam w pojemnikach ale zabierają za dużo miejsca.
dziekuje jesli ktos dobrowolnie wytrwal do 14stki
mi sie to ponownie udalo 😆
ide lulu
jutro tez jest wiatr
jeszcze nie zawiany rysiek 😆
Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu. Ja zamrażam surowe na tacy, którą mam w zamrażarce specjalnie do tego celu. Jak już są kamyczkowate, to zbieram i pakuję do woreczków. Ani im się śni zlepiać.
Uzgodnijmy też to, że Nisia musi za karę wrócić do B., ale tej francuskiej, i przywieść naręcze solnych kwiatów. Rozmyślam teraz o niewiernych żyrafach, one też sól lubią.
Rysiu, obejrzałam wszystko. Bardzo ładne patchworki. 😆
Nisiu – Skoro już tam będziesz, nie zapomnij o soli na deser , nie lepi się, ale klei.
Placek – masz żyrafę? To ją przyślij. Młodsza z licznych wycieczek do kopalni soli przywozi próbki jak pięść albo dwa grapefruity . Zabrała mi jedną miednicę domową – zgrabną taką, kwadratową – na te próbki i od kilku lat ta miednica okupuje wierzch szafki w skrytce; bo, Mamo, sole są higroskopijne, a tam jest sucho, w domu by wilgotniały od pary wodnej.
Więc, rozumiesz, ta żyrafa potrzebna. A pacyny soli są kolorowe – jest sól szara, jest biała, żielonkawa i różowa – tylko czemu w misce i na mojej szafce?
Wiesz, Placku, oni tam mają w tej B. słone karmelki, ale jakoś się na ich zjedzenie nie zdobyłam. Japońskie słone cukierki (a to ci oksymoron smaczny!) z algami kiedyś mnie odrzuciły i teraz jestem nieufna. Słone to słone, a słodkie to słodkie. Choć, jak wiemy, do słodkiego dodajemy zawsze sól, a do słonego cukier, dla wzbogacenia smaku.
„Życie jest piekielnie skomplikowane – powiedział sentencjonalnie lord Julian, co mu się prawdopodobnie często zdarzało”.
Sto pierogów dla tego, kto wie, z czego to jest… 🙄
Pyro – Rozumiem aż za dobrze, ale nie zgaga żyrafa jest Ci potrzebna, ale zgrabna kwadratowa miednica domowa. Nora Ephron wpuściła żyrafę do domu i nic dobrego z tego nie wynikło, oczywiście poza Zgagą. Sztuki nie widziałem, ale pamiętam jeszcze film z Meryl Streep. Nie pamiętam już kto grał żyrafę, ale zawsze pamiętam, że może być gorzej – ciesz się szafką.
Nie wiem czy grali już w Polsce film o Julii i Julce, także z Meryl Streep, także Nory Ephron. Obejrzyj, przez dwie godziny nie będziesz musiała myśleć o soli i o tym jak nas kolejne pokolenia traktują. Przepisy też w nim są 🙂
Patron ?
Powtórka z Morderstwa…Autorki nie pamiętam, to przez te żyrafy 🙂
Nie wiem Nisiu, ale to zdanie jest tak „angielskie” jak zdanie o zaglądaniu do domku Prosiaczka „Im bardziej zaglądał, tym bardziej tam Prosiaczka nie było.”
Dochodzi czwarta – czas na plotki z czasów młodości.
…………………..no i ta baronica, córka byłego premiera, wyjechała do Ameryki z mężem, ambasadorem, miała aferę z Carlem Bernsteinem, tym od afery Watergate. Rozżalona Nora przezwała ją żyrafą i poślubiła Włocha, dlatego że według niej przepis na trwałe małżeństwo to mąż Włoch. Poza tym twierdzi, że jedyną religią powinno być wierzenie „nigdy nie jest zbyt dużo masła”. Chabrol miał 3 żony, ona trzech mężów, coś w tym przepisie jest.
Nie wiem tylko jak przeskoczyć stadium drugiej żony. Czy ktoś to wie ?
Myślę, że każdy smakosz zgodzi się ze mną gdy powiem „lepszy prosiaczek w garści niż żyrafa na dachu”. Wiem coś na ten temat. Znajomi w Anglii zajmują się sprzedażą pasz dla egzotycznych zwierząt. Na „okrągłe” urodziny męża żona wynajeła żyrafę, wstawiła ją do stodoły, a mąż, ten Anglik bez krzty dobrego wychowania spojrzał na łeb zwierzęcia wystający przez dziurę w dachu i na pytanie „NO I CO POWIESZ, KOCHANIE ?” odpowiedzial…żyrafa.
Nie mogłem dłużej milczeć. Tacy są Anglicy, tacy są meżczyżni, tkie jest życie.
Na szczęscie obowiązek mnie wzywa, ale pierogi także policzę. „Wierz, ale sprawdź”. Wiem, że to tylko cytat z Reagana, ale wierzę, tak jak Gałczyńskiemu (chyba), że „kobieta jest jak patelnia, zawsze ją można potrzymać za rączkę”. Tym tchnącym optymizmem stwierdzeniem kończę, miłej nocy 🙂
Jeszcze tylko jedna maleńka uwaga; gdyby to mnie tak jak sąsiadów fetowano, piłbym Finlandię z winem i zagryzał czym popadnie, oczywiście powoli i z rozkoszą.
widzialam dzisiaj w sklepie figurke zyrafy myslalam, ze to krowa
Placku – jeszcze troszeczkę i Nisia będzie musiała, biedactwo, napisać „Powtórka z morderstwa 2”
Danuśka (godz. 19:34), kiedy, kiedy, można się będzie zapisać ?? 😉
Ryśku, też obejrzałam całą czternastkę – zawsze oglądam z radością, wszystkie blogowe zdjęcia.
Nisiu, przepis „skaliłam”, tylko muszę z wypróbowaniem poczekać aż przetrzebię zamrażalnik i z całą pewnością nie będę robiła 75 pierogów, bo mi się do mojego zamrażalnika nie zmieści tyle.
Pyro, dzięki za pomysł na zamrażanie pierogów, jak ostatnio robiłam, to każdy z osobna smarowałam oliwą, coby się nie skleiły.
PaOlOre, podobała mi się Twoja historyjka, tylko szkoda, że zakończenie aż tak tragiczne.
Chociaż gdy się było młodym, to każde niepowodzenia, było traktowane jak tragedia, niektórzy poobijani idą dalej a inni się załamują od razu. Ciekawe od czego to zależy? Jotko, nauka znalazła odpowiedź na to pytanie ?
Placku, może w Las Vegas by się udało ? Wziąć ślub a 10 minut potem rozwód?
O szyby deszcz dzwoni,
deszcz dzwoni jesienny….”
Pada od wielu godzin – właŚNIE TAK: MIAROWO, NIEZBYT GWAŁTOWNIE ALE STALE. Biedny psiak przespał niemal cały dzień. Wody prawie nie pił, żeby nie musiał wychodzić. Założyłam polarek, wypiłam czarkę słabej wiśniówki, jestem senna. Zawsze mówiłam, że w moim totemie musiał być zwierz, który hibernuje w zimie.
Pyro, ja bardzo lubię ten wiersz Staffa. Zawsze jak pada jesienią myślę jak trafnie ten nastój jest w nim oddany.
Małgosiu, też go lubię, ale kiedy mam ochotę cytować, to znak, że lato się skończyło.
Zaginęły nam Koleżanki :
Asia – Basia z Mikołajem, który spał,
Koteko
Tambylka
oraz Kolega
ASzysz
Zgago, do mojego też się nie mieści, ale część zeżarłam od razu, a część mam do odsmażenia na masełku, mniam, mniam.
😆
Rozwiązanie zagadki literackiej: „Kapitan Blood”. Moje najukochańsze źródła cytatów na wszystkie okoliczności to „Zemsta”, „Kapitan Blood” i „Trzej Muszkieterowie”. Może jeszcze „Wielce zobowiązany, Jeeves”. No i różne inne. Te jednak mają najwięcej wdzięku. 😆
Nisiu, 😀 „niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”, to chyba też z „Zemsty” ? Używam tego cytatu od „wieków”, gdy sobie „życie” o mnie przypomina. 🙁 Jak sobie kilka razy głośno powtórzę ten mądry cytat, jakoś szturchańce mniej bolą. 😀
Dobrej i spokojnej nocy wszystkim życzę. 😀
Zgago, jasne, rejent Milczek.
Mój najukochańszy z Zemsty to Podstoliny:
Nie traciłam na namyśle niepotrzebnym czasu wiele,
bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele!
😆
Staram się myśleć, ale też mi czasem dzieło jakoś szybciej wychodzi… Chyżam w nim widocznie.
Opracowałam pięć albumików z Bretanii. Jutro je umieszczę gdzie trzeba. Placku, bój się, dużo tego…
Dobranoc!
„Tego się obawiałem”. Don Diego westchnął ponownie i wstał. „Nic już nie mówmy”
Nisiu – Nie boję się, jam nie Don Diego, jam Errol Flynn
Pomyslalem sobie, ze wezme do serca rade sasiadki w sprawie bazsennosci czyli pójde pózniej spac. W TV lecial jakis stary odcinek „Universum”. Dospalem, akurat. Obudzil mnie glód. Okropny. Trudno sie mówi, poszla kromucha czarnego chleba z podsuszana chuda kielbasa. Do popicia sok i woda moralna.
Kursy walut nastepujace: 1,000 Euro = 1,300 USD
Jeszcze raz kropne sie do wyra w ramach eksperymentu.
Pan Lulek
Placku, prawda, przecież Ty znasz Kapitana B.!
A co sądzisz o tym?
http://www.youtube.com/watch?v=1oGwHV96OB4&feature=related
„Wasze Wysokopriwoschoditielstwo, pałkownik Biszop”?…
Odpływam chwilowo w ocean snu, niesiona czterdziestodziałową Arabellą.
Swoją drogą ta Arabella głupia gęś była…
Placku, przyjeżdżaj na pierogi!
Podzcytuję do tyłu,
Nisiu – bardzo piękne zdjęcia. Atlantyku i latarni Ci nie zazdroszczę, bo mam w zasięgu ręki, Francji, Europy – owszem, bardzo. Obawiam się, że życia mało na to co chciałoby się jeszcze zobaczyć.
Wśród ptaków wielkie poruszenie……………
http://picasaweb.google.pl/takrzy/LatarniaMorskaPoisonIvyJesienia#slideshow/5516974144788425650
Wpis paOlOre bardzo wzruszający – jestem z pewnością „poprzednią generacją”.
Dobranoc, a Jolinkowi – dzień dobry, bo na pewno zaraz wstanie.
🙂 🙂 🙂
dobranoc Nowy śnij o podróżach z marzeń … 🙂
dzień dobry ..:)
Piękna sprawa – taka sąsiedzka integracja na werandzie, przy pysznym jedzeniu! 😀
W moich rodzinnych stronach niektóre ‚wynalazki’ francuskie, belgijskie, itp. ‚lud’ przyswoił sobie już dobre kilkanaście lat temu (a nawet wcześniej, ale trzeba dostępności produktów, by się wykazać)… a to z powodu, że od dawna „stara emigracja” (np. ta z ‚okolic’ pierwszej wojny – w rejony Lille) ściągała „swoich” sezonowo lub na dłużej; sezonowi wracali, budowali szykowne domostwa… i wciąż pamiętali (zwłaszcza kobiety), czego się nauczyli jako nianie, kelnerki, itd. Teraz w Belgii, Francji, Walii czy innym Londynie pracują młodzi z praktycznie co drugiego domu… Inni od dawna we Włoszech, Wiedniu…
…i w sumie wychodzi na to, że najbardziej zapóźnieni w rozwijaniu potencjału własnych kubków smakowych mogą być ci ze stacjonarnym stylem życia i stałą polską pracą… na tyle słabo płatną, że nie stać ich na te wszystkie Tunezje, Egipty, Turcje, i inne Kanary — np. nauczyciele (a szkoda, bo przecież kuchnia pierwsza albo jedna z pierwszych ‚otwiera’ człowieka… młodego człowieka… na Inność, na kultury odmienne od polskiej czy europejskiej…).
trafne uwagi Basiu … te wyjazdy przekładają się również na inne postrzegania życia społecznego .. może petycje jakąś do rządu by zasponsorowali wyjazdy tym wszystkim, których nie stać i wszystkim żyłoby się lepiej … 🙂
Dzień dobry.
Toż mówię, że jedyne czego zazdroszczę młodym, to podróże.
Jolinku – miałam postulaty ‚wyjazdów szkoleniowych’ – radykalne i dalekosiężne – już dawno… i jeszcze dawniej… 😉
Co do sponsoringu?… Jak wszystko, będzie po kryzysie… 😐
Dobrze, że tak duża rzesza młodych sponsoruje rozwój swojej „światowości” sama… nie oglądając się na granty, dotacje, subsydia, trzynaste pensje i inne takie… 😎 :thumbs up!:
ciekawa wystawa w Krakowie .. może sobie zrobię wycieczkę ..
http://www.mck.krakow.pl/view.php?idt=1&idm=593
Po raz pierwszy polska publiczność będzie miała niepowtarzalną okazję poznać kontrowersyjną historię Bloomsbury, sylwetki twórców i ich znakomite dzieła.
W Galerii Międzynarodowego Centrum Kultury zaprezentowane zostaną najlepsze obrazy, drzeworyty i litografie tak znanych artystów, jak: Vanessa Bell (siostra Virginii Woolf), Duncan Grant, Roger Fry i Dora Carrington.
Tjaaa… Po raz pierwszy… że w Polsce to już zapomnieli dodać 🙄 😀
Nisiu – Piraci są na całym świecie. Pierwsze słowa „Scaramouche” i to co autor sobie zażyczył na grobie to „He was born with a gift of laughter and a sense that the world was mad” (urodził się z darem uśmiechu i wyczuciem, że świat jest szalony) – pałkownik Biszop do tego pasuje 🙂
Najprostszego zdania nie potrafię przetłumaczyć, mój sąsiad przez całą noc rozrabiał, to jego wina, a przecież to takie proste: żyj i daj żyć.
Dzień dobry globalni sąsiedzi 🙂
Nisia z Plackiem wczoraj o cytatach, więc zrobiłam swój ranking źródeł cytatowych
1. Boy i jego „Słówka”
2. Fredro – właściwie całość
3. Wańkowicz – dużo
4. Bułhakow – Mistrz i Małgorzata.
liczni autorzy fraszek i wierszy lirycznych (te mi są coraz mniej przydatne)
Pomylilem dni tygodnia a Marceli znalazl mnie w szpitalyn stanie. Pogotowie ze spuchnietymi nogami odwiozlo mnie do szpitala. Zastanowilem sie co powinienem ze soba robic. Zgodna opinie najblizszych mi osób byla jednoznaczna. Oddaj wszystko co masz kosciolowi. motywacja byla rózna. Grzegorz ma na glowie czesc firmowego majatku o rocznych obrotach 1,5 miliarda obrotów i nie zajmuje sie drobiazgami, Agnieszka zabrala ojcu samolot i poleciala do Aten. Przewidziane jest zwiedzanie Grecji w ramach programu sponsorowanego przez Komitet Olimpijski. W szpitalu w Gössingu doprowadzili mnie do mniej wiecej normalnego stanu i wyslali do szpitala
do Eisenstadtu. Najpierw bylem na stacji intensywnej poowijany drutami i przewodami jak kosmonauta. Potem slabo poruszajacy sie i wreszcie dzisiaj odeslany do domu. Jolka tez byla zdania, ze powinienem wszystko oddac kosciolowi dla Zakonu Templariuszy. Wyobrazcie sobie mloda piekna templariuszke wystepujaca jako amazonka.
Moze zalapie sie kiedys na posade jurora
Pan Lulek
Panie Lulku,
cieszę się, żeś na nogach 🙂 Przypomnę tylko, że minęły dwa tygodnie i dziś wpisujemy się pod nowym tematem.