Wiejska kolacja na werandzie


Myślę, że kolacja była udana. W każdym razie my czyli gospodarze jesteśmy zadowoleni. Trwała niemal do północy, zjedzono wszystko co przyrządziliśmy. A fakt, iż proszono o dokładki wyraźnie wskazuje na to, że smakowało. I to mimo zapowiedzi, że tych morskich żyjątek to nasi goście boją się i ich nie spróbują.
Lęk przed nowymi, nieznanymi smakami przełamali młodzi. Obaj synowie naszych sąsiadów (to od nich kupiliśmy ziemię i żyjemy w przyjaźni od 36 lat) oraz ich żony pierwsi sięgnęli po krewetki i ośmiorniczki. Jednym bardziej smakowały skorupiaki, drugim mięczaki. Ale wszystko pałaszowali z apetytem.

Cieszyło mnie też, że po pierwszych łykach i chwili zastanowienia zdecydowali, że wolą wino (wytrawne z Langwedocji ze szczepu mourvedre, który daje wina różowe i bardzo owocowe, młode wina czerwone, osiągają one najwyższą jakość w połączeniu z odmianą merlot. W Dolinie Rodanu mourvedre jest częstym składnikiem Châteauneuf du Pape) od niezłej przecież czystej Finladii.

Rodzice zaś podzielili się na dwie odrębne smakowo drużyny: męska połowa odważyła się na owoce morza lecz zdecydowanie optowała za wódką; damska zaś preferując wino – na owoce morza patrzyła ze strachem czy nawet ze wstrętem.

W głębi  Regina – mama Sławka ( siedzącego w środku), który przejął  gospodarstwo, z prawej Basia – szwagierka  Sławka                                

Wszystkim jednakowo smakował pasztet i faszerowana ryba.

Daniem głównym, podawanym na gorąco, była biała kiełbasa – surowa mocno podsmażana na oliwie a potem gotowana w czerwonym wytrawnym winie z rozmarynem i czarnymi oliwkami pozbawionymi pestek. Do tego były świeże gorące bułeczki co chwilę wyjmowane z piekarnika.

Od lewej – też Basia A., za nią Zenek – młodszy z braci, właściciel najlepszego warsztatu samochodowego w okolicy, Bożena – jego szwagierka i Tadeusz – głowa rodziny

Na deser dwa wypieki Basi: sernik z rodzynkami oraz kruche ciasto z kremem budyniowym i malinami.
Tuż przed kolacją zza płotu wystartowały z wielkim krzykiem żurawie. Nie sądzę jednak, by odleciały na stałe. Jeszcze przecież za wcześnie. Dzikie gęsi też spokojnie brodzą po rozlewiskach. Choć zimno to przecież jeszcze kalendarzowe lato.