W papieskiej kuchni

To chyba ostatnie posiedzenie polskich biskupów na Jasnej Górze spowodowało, że najpierw sięgnąłem po książkę Josefa Imbacha o papieskiej kuchni a potem znów sięgnąłem do dzieła Eleny Kostioukovitch. Biskupi w Częstochowie siedzieli wiele godzin i wygotowali raczej zakalec. W obu wymienionych książkach zaś opisy apetytu papieży i umiejętności ich kucharzy wydały mi się bardziej smakowite:

„Około połowy XVI wieku na papieskim tronie zasiadł Juliusz III (był papieżem w latach 1550-1555), który, jak wiemy z ówczesnych biografii, przeżył ostatnie lata swego pontyfikatu w zbytkownej willi niedaleko Rzymu, oddając się ziemskim rozkoszom. Pewien młody awanturnik o imieniu Innocenzo został przez niego wyniesiony do godności kardynała i został wszechpotężnym jałmużnikiem na papieskim dworze. Wielu krewnych papieża, choć były to osoby niegodne, obejmowało ważne stanowiska i godności kościelne, podaje rosyjski słownik encyklopedyczny Brockhausa-Efrona.

Innocenty został mianowany kardynałem w dwudziestym roku życia. Prałaci, którzy najbardziej odczuwali potrzebę zmiany zwyczajów Kościoła, aby przeciwstawić się protestanckiej reformie, daremnie protestowali przeciwko jego nominacji. Niektóre osoby z otoczenia papieża złośliwie tłumaczyły przywiązanie Juliusza III do tego chłopca-kardynała tym, że wyznaczył mu szczególną funkcję opiekuna papieskiej małpy. Z tego powodu zyskał przezwisko Bertuccino – ?Koczkodan”. Z dziennych rejestrów papieskich kucharzy wynika, że ów Juliusz III codziennie kazał przynosić sobie do swych prywatnych pokojów faszerowane pawie (potrawę bogatych arystokratów, z pewnością nie pokutników) i cebulki z Gaety (opowiadano, że miały być wspaniałym afrodyzjakiem).

Paweł IV, który został papieżem niedługo potem (1555-1559), potrafił spędzić przy stole nawet pięć godzin, smakując jedną po drugiej dwadzieścia potraw.

Natomiast Pius V (1566-1572), później kanonizowany, przywrócił Kościołowi surową prostotę. Ten dominikanin i fanatyczny prześladowca heretyków, zanim został papieżem, działał jako inkwizytor. Po otrzymaniu papieskiej tiary zabronił urządzania w Rzymie świeckich uczt. Szlachcice, którzy łamali ten zakaz, musieli płacić grzywnę. Wszystkich innych za pierwszym razem skazywano na pokutę, za drugim na publiczną chłostę, I a za trzecim na galery. Do klasztorów wprowadzono przepisy tak surowe, I że nie wszyscy byli w stanie się do nich stosować. Inkwizycja karała przestępstwa popełnione dwadzieścia lat wcześniej, a papież nigdy nie łagodził wyroków, wprost przeciwnie, jeśli egzekucji było niewiele, odwoływał sędziów za brak gorliwości. Sam Pius V był wolny od pospolitych przywar, skłonności do nepotyzmu, niegodziwości (to on obłożył ekskomuniką angielską królową Elżbietę I) i choć jadał bez świadków, bezpośrednie świadectwa papieskiego apetytu pozostawił jego prywatny kucharz – który okazał nie tylko mistrzostwo kulinarne, ale także talent literacki. Kucharzem tym był nie kto inny, tylko Bartolomeo  Scappi, autor pierwszej poważnej włoskiej książki kucharskiej i reformator zachodnioeuropejskiej kuchni. W dziele z 1570 roku, Opera de arte del cucinare (Dzieło o sztuce kulinarnej), Scappi opisał kilka ulubionych potraw papieża, na przykład słodkowodną rybę z jeziora Garda i rybę z Morza Liguryjskiego oraz czarny kawior z egipskiej Aleksandrii.”

Warto w tych czasach było być papieżem. I tylko ciekawi mnie czy mieli oni w swoim ogródku takie borowiki. Ten, znaleziony w piątek rano, zapowiada niezły wysyp.