Przecinka
Nie przecinek lecz przecinka. Specjalista łączący w swych umiejętnościach wspinaczkę wysokogórską ze robotą drwala i wiedzą dendrologa zrobił u nas właśnie przecinkę.
Zachciało się Basi prawdziwego trawnika wokół werandy. Przyszła pani z pobliskiego Centrum Ogrodniczego w Grabówcu i orzekła. Bez przecinki ani rusz. I poleciła pana Wojciecha Stalmacha z pobliskiej Jachranki. Pan Wojtek okazał się świetnym fachowcem działającym punktualnie, solidnie i bardzo fachowo.
Przyjechali z samego rana, obejrzeli teren i orzekli: to wyciąć, i to wyciąć, a to zdecydowanie wyciąć. Resztę przerzedzić i przystrzyc usuwając suche zbędne gałęzie.
Przez trzy godziny jeździli na linach po modrzewiach i sosnach. Wybrane drzewa padały precyzyjnie tam gdzie chcieli nie łamiąc nic po drodze. Drewno pocięli, zjedli drugie śniadanie i wypili kawę. Zainkasowali okrągłą sumę i wyjechali. Ich wizyta przypomniała nam dawno nie używany przepis nazwany przez Francuzów „Jaja drwala”. Warto więc go odkurzyć i podać:
8 jaj, 8 grzanek z bułki, 10 dag szynki lub boczku, 6 dag masła, sól, pieprz
Żaroodporne naczynie wysmarować masłem. Dno wyłożyć usmażonymi na maśle grzankami. Przykryć szynką lub boczkiem. Ubić pianę z białek i przykryć grzanki. Zrobić dziurki w pianie i wlać w nie żółtka. Piec w gorącym piekarniku 6 – 8 minut.
Teraz czekamy na panią Olgę i jej pracowników, by założyli trawnik, który po czterystu latach strzyżenia będzie jak w ogrodzie pod Pałacem Buckingham.
Komentarze
Nie mam leśnej działki, ale nie lubię przecinki w lasach. Wiem, że konieczna, że dla zdrowia lasu, ale wiem też, że po grzyby nie ma co na taki teren wchodzić, na leżących grubą warstwą gałęziach można sobie nogi powykręcać, a w ogóle las po przecince jest przez kilka lat brzydki, nie słychać w nim ptaków. Przepis na jaja drwala fajny, chociaż rozgrzewanie piekarnika dla 4 jajek, to lekka przesada. Z tego samego powodu przestałam robić jajka w bułeczkach (wydrążona bułka, masło, ser, jajko posolone i posypane pieprzem, na wierzch plaster boczku , obok zapieczone „wieczko” czyli ścięty wierzch bułki) Robiłam takie jajka od czasu do czasu kiedy miałam piekarnik gazowy; piekarnik elektryczny wypada mi po prostu za drogo; no, chyba, że robi się jednorazowo takich bułeczek 8-10-, czyli gorącą przystawkę dla gości.
Dzien dobry Mile Blogowisko,
Przyznam, nie wiedzialam, co to jest przecinka.
Jajka lubie jesc pod wszelkimi postaciami. Tutaj w Burgundii bardzo popularna przystawka sa jajka „en meurette”, to znaczy gotowane „w koszulkach” i podawane w sosie winnym i z grzanka.
Zabieram sie do czytania zaleglosci zyczac Wam milego dnia.
Zastanawia mnie częsta obecność 2 żółtek w jajkach, które kupuję czasem w osiedlowym sklepiku.Nieraz na 10 sztuk przypada 7,8 takich podwójnych.Modyfikowane?Jakieś kury szczególne?
Dwujajowe, Ewo z Poznania, dwujajowe,
E.
Jak piekę ciasto, mam dylemat ,ile tych jajek użyć, czy liczyć np. jedno jako dwa, żeby się zgadzało z przepisem.
Nie zgodzę się z Tobą Pyro.
Buszując w tzw przecinkach, wychodziłam z lasu ze wspaniałym łupem. Głównie kozaki i prawdziwki. A było to w puszczy Piskiej. Lata temu.
Towarzystwo mykało w las i każdy z osobna, zazdrośnie strzeżąc swych grzybowych szlaków, zbierał leśne runo. Ja łaziłam po owych przecinkach i pod koniec leśnej włóczęgi czułam się jak Ali Baba, niosąc w wiadrze przesypujący się Sezam grzybowy.
Śmiesznie było!
E.
Nemo i inni grzybiarze,
okazuje się, że znam dobrze zasłonaka kołpakowatego, tyle że pod potoczną nazwą kołpaka. To bardzo smaczny grzyb, a ponieważ nie jest zbyt dobrze znany/ ludzie słusznie obawiają się grzybów blaszkowatych/, jest ich w lasach dość dużo. Występuje też pod nazwą płachetka zwyczajna albo kołpakowata. Systematyka jest trochę skomplikowana, ale ze zdjęć wynika, że to ten sam grzyb. Myślę, że może on występować także w pobliżu leśnego domu Gospodarza wśród świerków i krzaczków jagodowych i borówkowych.
Ewo z Poznania,
Bo to są bliźniaki 😉
Blizniaki jednojajowe!
Krystyno,
ten grzyb nawet po łacinie ma dwie nazwy, a co dopiero w innych językach 🙄 😉
W każdym razie żyję i mam się dobrze i będę te grzyby uwzględniać przy następnym grzybobraniu.
Podwójne żółtka zdarzają się u młodych kur o nieustabilizowanej owulacji. Bywają nawet po 3 i więcej żółtek, ale to już bardzo rzadko. Nie ma natomiast kurczaczych bliźniaków, bo dwa embriony w jednej skorupce nie przeżyją 🙁
Jeśli jaja są duże np. 90-gramowe, to w przepisach z większą ilością jaj można ich liczbę nieco zredukować np. z 6 do 5. Przeciętne jajo waży 65 g i taką wagę przyjmuje się za podstawę w przepisach kulinarnych.
W normalnym jajku dwa żółtka w sumie są niewiele większe od pojedynczego.
Przecinki w lesie kojarzą mi się z młodnikami i ich pielęgnacją oraz zabezpieczeniem przeciwpożarowym. Tworzenie takiego korytarza.
Wycinanie dorosłych drzew i tworzenie polanki to jest zwyczajna wycinka, żeby nie powiedzieć – karczowanie 🙁
Jak zwał tak zwał, za 300 lat będzie co oglądać 😉
nemo, dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie!
W moim sklepiku osobno są sprzedawane jajka zwyczajne, a osobno 2-żółtkowe Kiedy ugotuje się takie podwójne, to ugotowane jest tylko 1 żółtko – one się zlewają razem. Ja biorę zawsze zwyczajne jajka, bo mi łatwiej liczyć do pieczenia, a i nie mam zaufania do tych dużych. Kiedy miałam KURY, CZASEM TRAFIAŁO SIĘ TAKIE PODWÓJNE, ALE NIE BYŁA TO REGUŁA (przepraszam, znowu nacisnęłam przypadkowo cabs lock) więc skąd te ilości handlowe?
Przecinki w lesie robi się także pod liniami energetycznymi a w kopalni w celu połączenia sąsiednich wyrobisk…
Po wycince ekologia tego miejsca sie calkowicie zmienia i gatunki przedtem tam obecne gina. Jednak po jakims czasie zjawiaja sie inne, ktorym to bardziej odpowiada.
Ladny dzien dzisiaj, czego tez Wam zycze!
pepegor
Pyro,
na fermie z 10 tysiącami kur masz naraz tysiące młodych niosek. Znam taką fermę w pobliżu Bystrzycy Kłodzkiej. „Podwójne” jaja zbierane są osobno i mają wielkie wzięcie.
To jest taki kacet dla kur 🙄
Echidna ma pewnie dużo więcej zręczności ode mnie, jeżeli z upodobaniem chodziła po czyszczonym lesie; ja miałam obolałe nogi po pół godzinie i najczęściej pusty koszyk. Nie lubię i już. Będę teraz piekła kuraka, ponieważ wody mam tyle, ile nalałam w gary, obiad musi być z piekarnika. Radkowi skrzydełka ugotowałam skoro świt , przed 8.00 rano. Za pół godziny dostanie.Mlodsza może następną część porcelany i szkła myć po południu, kiedy woda będzie, a ja wtedy zastawię pralkę ze ścierkami i ręcznikami. Jako, że większość tego dobra jeszcze wciąż jest spakowana w wielkich worach, to , co pod ręką pierze się na okrągło.
Otwiera mi się tylko główna Zgaga, albumy nie chcą 🙁
Trawnik na piasku to niezłe wyzwanie. Będzie siany czy z rolki?
Przecinka – wycinka , nieważne, to nie dukt do wyrzutni rakiet V-2 ale kolejny „labour of love” , leśny pomnik miłości. Wzmianka o 400-tu latach strzyżenia trawnika sugeruje entuzjazm nie do opisania 🙂
Nie powinno być tak żle – wokól Pałacu Buckingham po dziś dzień nie trawa rośnie, a rumianek, a tego specjalnie przycinać nie trzeba, lubi też z reguły kwaśną glebę, a w lesie o taką nie trudno. Raj pod stopami, dobrze znosi deptanie, upajający zapach, coż więcej porzeba ? Ze względu no obecność rysia odradzam flamingi, ale rumiankową ławeczkę.
Tak, młoda para siedząca na wonnej ławeczce z reguły nie musi się martwić o zachowanie dynastii. Romantycznie, prawie jak u hr. Krasińskiego 🙂
Przypuszczam, iż suma uiszczona za usługi drwalskie była tak okrągła, że koszt użycia piekarnika na taką ucztę był nieistotnym drobiazgiem.
W jakimś ogrodniczym programie, polecano zamiast trawy „rumian zwykły” to niska krzewinka o wielkich (ok 5 cm średnicy” białych wiatach. Szkopuł w tym, że taki „trawnik” jest ok 15 razy droższy przy nasadzeniu. Radzili więc nasadzić np 10 m, kw. , a potem z przyrostów rozsadzać następne kawałki. W utrzymaniu tani.
Haneczko,
Mnie się „Zgaga” otwiera bez problemu 😉
Zdjęcia obejrzałam z przyjemnością. I zrobiłam się głodna…
Rodzą się, ale to dłużej trwa i nie wygląda tak apetycznie jak drwalskie śniadanie.
Chętnie bym coś przyciąl 🙂
The Camomile; The more it is trodden on, the faster it grows Wiedział już Szekspir 😉
Henryk IV-ty wiedział , Szekspir to dziennikarz 🙂
Rodzą się? 🙄 Wielkie jajo plus położna z ostrym kozikiem… 🙄 Cesarskie cięcie… Przeżyły?
Tak, przeżyły, to nie była przycinka.
Szkoda, że w polskich puszczach nie ma strusi.
Pyro,
angielski rumianek trawnikowy to niekwitnąca odmiana rumianu rzymskiego Chamaemelum nobile.
Placku,
te biedne wymęczone bliźniaki 🙁 Mokre, słabe… niedonoszone? Masz dostęp do informacji o ich dalszych losach? Karierze?
Nemo – ten pokazywany był kwitnący i to jak. W ogóle wyglądał jak powiększony kilkakrotnie zwyczajny rumianek, tylko niższy zdecydowanie, liście wielkie, szczelnie okrywał ziemię. Na oko jakieś 15-20 cm wysokości, zwarty pokrój.
Pyro,
rumian rzymski używany na trawniki ma listki drobne i gęste, o paprociowatym pokroju. Rośnie nisko tworząc gęsty kożuch nie wymagający koszenia. Jajo rzucone na taki trawnik nie pęknie 😎 Nie wiem jednak, jak znosi kontynentalną zimę, bo długotrwały mróz szkodzi mu, a trawie – nie.
Rumian o dużych kwiatach mam w ogrodzie, rumianek rzymski zarasta ścieżki, ale kwitnie, choć ubożej od zwykłego.
Nie wszystko, co pięknie rośnie wokół pałacu Buckingham, nadaje się na kurpiowskie piaski 🙄
Mam pytanie: czy znacie domowe przepisy na lody? Chodzi o jakiś nieskomplikowany przepis dla młodej matki karmiącej, która ma wielką ochotę na lody, ale nie może jeść tych ze sklepu, bo dziecku szkodzą. A wiadomo jak zachowuje się niezadowolone niemowlę.
Krystyno,
u mnie w domu robiło się lody z ubitych do zgęstnienia na parze żółtek, śmietanki lub mleka, cukru i wanilii. Taki zamrożony sos waniliowy 😉 To były najlepsze lody na świecie.
Czy ta młoda matka ma maszynkę do lodów?
Nemo – Bliżniaki wyschły i uciekły z domu.
Nemo,
nie ma. Ale ten zmrożony sos może zastąpić lody. Przekażę informację zainteresowanej.
Robiłam latami lody z 3 serków homo, 5 żółtek, 160 g masła, 250 ml ubitej kremówki , cukru do smaku. Wszystko to ubić dobrze w mikserze, podzielić na części – do jednej tylko wanilię, do drugiej kakao i grubo siekane orzechy albo czekoladę, do trzeciej widelcem rozgniecione 2 banany – układąć warstwami w pudełkach, na 12 godzin do zamrażalnika. Dosyć dobre i jest tego dużo – mnie dla dwóch nastolatek i męża łasucha starczało na 5 dni
Krystyno,
do zimnego gęstego sosu waniliowego (na mleku) można dodać ubitej śmietanki (dla puszystości) i zamrozić mieszając co pół godziny trzepaczką. Wyjdzie takie parfait 😉 Można dodać pokruszonej czekolady, orzechów, jeśli dziecko nie ma alergii…
Mieszanka na lody śmietankowe:
5 żółtek
180 g cukru
0,25 l mleka
0,1 l śmietanki
wanilia
Żółtka utrzeć z cukrem, mleko i śmietankę zagotować z kawałkiem wanilii, wymieszać z masą żółtkową, ubić na parze do zgęstnienia, wystudzić.
0,2 l śmietanki kremowej ubić, wymieszać z sosem waniliowym, zamrozić.
Krystyno – Może te zdjęcia pomogą, lody robione bez maszyny a owoce które oboje lubią. Nawet pikle można dodać.
Nemo – Te kurpiowskie piaski podobają mi się nawet bardziej niż ogrody na Capri 🙂
Placku,
to na razie list gończy za jednym kogutkiem 🙄
Może te kurczaki udały się na kurs dla pilotów?
Może raczej kurs latania 😉
Nemo – Żartuj sobie do woli, Respighi tymczasowo je przygarnąl. Miałaś rację, to łabędzie.
Tata był łabądkiem
Placku,
na kurpiowskich piaskach to ja bym dywan…
Tak, ale te z jajka pochodzą z Biłgoraju , z ląbędziem w herbie. Drwali karmi się dobrymi polskimi jajami.
Jestem głodny jak…
Nemo – Mam słabość do wrzosowisk od czasu dziewiczego ich poznania przez Tajemniczy Ogród, ale cóż, pani Olga pomoże z wyborem 🙂
Rumiankowe widziałem otoczone szlaczkiem z lawendy. Wdychałem.
Lawendowy szlaczek może być
Zainspirowałeś mnie tym biłgorajskim motywem. Zrobię dziś okrągły bochen zamiast podłużnego. Zaczyn na zakwasie dojrzewa od nocy.
Trawnik z rolki jest bardzo drogi a gwarancji, że przetrwa parę sezonów nie ma. Ekipa ogrodnicza wywiezie więc część naszego piasku i zamieni go na dobrą ziemię. Potem posieje trawę. To jest tylko spłachetek ogrodu wokół werandy i ma 140 metrów kwadratowych. Ta metoda bedzie kosztować równo połowę tego, ile by trzeba zapłacić za rolkę.
Zrobię dokumentacje fotograficzną.
Helwecki piróg (moje marzenia, to piróg). Na biłgorajskim Roztoczu jest restauracja Pod Łabędziem.
Tak bardzo chciałbym przyjechać jeszcze na śniadanie do Polski, pożegnać się „jak człowiek”.
Placku,
piekę chleb. Żytni z dodatkiem mąki orkiszowej. Na maślance. Przyprawiony kolendrą, kminkiem i koprem włoskim, plus łyżeczka miodu.
Z poprzedniego nie zostało ani okruszka…
Ale wrzosów między sosenkami to ja bym tam trochę nawrzosiła – nie pamiętam, czy były tam wrzosy? Prawdziwek pod sławojką i maślaki w trawie – owszem, były 😉
Pogoda cesarska, bardzo słonecznie i rześko. Na obiad będą żeberka z grilla, już zabejcowane od wczoraj, sałata i ziemniaki.
W przedobiadowych planach – fryzjer, a co! Złapałam Małgosię w ostatniej chwili, jutro wyjeżdża na urlop do Krakowa. Ja niedługo też, chociaż na Kraków nie stanie czasu 🙁
Nagły wysyp dobrych wiadomości – jesień już za rogiem 🙂
Placku,
a co Ty się tak żegnać chcesz?
Prawda, jesień za rogiem, ale jeszcze miesiąc lata nam został… oby nie tylko kalendarzowego!
By uczcić niewątpliwą znajomość rzeczy pani Olgi, okrągły chleb i nową fryzurę Alicji – grzanki z chałki, mascarpone, owoce i coś mocniejszego.
Może zrazy, braciole, może to i to.
KAWA 🙂
…i herbata 🙂
Herbata na deser, z prostą strawą włoskich drwali, między kawą a herbatą sorbet 🙂
Hejka Alinko,
Ty lepiej napisz jak wakacje minely i co podjadaliscie (moze jakies zdjecia?).
Na takich glebach tymianki radzą sobie dobrze, a jaki zapach! Rozmaryn też, ale nie wiem, co z zimą. U mnie uchował się w ogródku chyba trzy zimy pod rząd, a potem wziął i przemarzł 🙁
Już my tam Gospodarzowi te hektary urządzimy, niech no nas tylko wpuści 😉
Dzisiaj urządziłyśmy sobie dzień lenistwa : wody nie było, prądu nie było, majstra nie było. A my jesteśmy zmęczone (ja – psychicznie, Ania – dokumentnie) a tu za tydzień czas do szkoły, bo szkolenia i konferencje Rady. Więc dzisiaj dzień pod hasłem l.b. Zjadłyśmy spory kawał kurczaka z surówka, reszt zostawiłyśmy na jutro; tyle, e nie na obiad, a w chrakterze wędliny, na zimno. Na obiad będę jutro piekła klops, a na deser pewnie placek drożdżowy z kruszonką.
witam Kochani, po jakże długiej przerwie! Złamany kręgosłup nie sprzyja blogowaniu. Uwierzcie i strzeżcie się!
Pozdrawiam, Ula
Ula – wiem; sama mam 5 kręgów złamanych. Ciekawe doświadczenie, co?
Ale przykodowalo…” 8aaa „. Jolka gdzies sie zgubila. Marceli, Ojciec Marceli ma sie rozumiec, zabral ze soba swoja piekna przyjaciólke i pojechali klasztorowac.
Jolka gdzies sie zgubila. Dobrze, ze ma klucz od swojej kurnej chaty.
Porzucony na pastwe komarów.
Pan Lulek
Podaję przepis na lody owocowe – zaznaczam , jest to bomba kaloryczna .
2 białka ,szklankę cukru i szklankę owoców (maliny, jeżyny , porzeczki lub wiśnie drylowane) ubić na bardzo gęstą masę i do zamrażalnika na około 3 godz.
.
No i znowu zanudzę grzybami.
Ten wczorajszy cygan, co go Nemo znalazła nie jest zasłoniakiem kołpakowatym, przynajmniej po tym co zobaczyłem na polskiej wiki. To jest chyba ten cygan, cyganka, Zigeuner.
Ekspert który mnie co do tego grzyba utwierdził., tzn co do jego jadalności, jakieś trzy, albo cztery lata temu podał mi wtedy trzy nazwy z których jedną zapamiętałem. Zapytany dzisiaj na ten temat upewniał się, czy jestem pewny, że wiem to od niego. Trudno, ekspert też już w leciech. Zapewniał, że sprawdzi, ale wyczułem wyraźną ulgę jak mu podpowiedziałem Zigeuner. Nemo byłaby kolejny raz górą.
Zdjęcia chyba nie zrobiłem, ale znalazłem jeszcze dwa słoiki z zeszłego roku. Zrobię sałatkę ryżową na urodziny wnuczki.
U mnie komary chwilowo odpuściły – być może dlatego, że wilgoci nie ma jak to u nas zwykle, poszły nad wodę. Wilgotność powietrza 40%, baaaardzo rzadkie klimaty!
Placek wspominał o nowej fryzurze – miałam zamiar tylko lekuchno podciąć jak zwykle, ale dało mi do myślenia „nowa fryzura” i…
Mam nadzieję, że jestem rozpoznawalna 🙄 Jak nie, to może nawet i lepiej? 🙂
Wizyta wymagała swoich godzin, a cośmy się nagadały, tośmy się.
Empress,
poprawy kondycji życzę, to chyba wymaga cierpliwości, *reperacja* urazów kręgosłupa? Tej cierpliwości życzę przede wszystkim. Pozdrawiam.
Pepegorze,
zdjęcie w polskiej Wiki wygląda bardziej na tego trującego sobowtóra 🙄 W niemieckiej jest właściwe, takie jak w moim atlasie grzybów. Poszliśmy dziś znowu do lasu, ale trochę dalej niż wczoraj, z zamiarem nazbierania tych kołpaków i nie było żadnego 🙄 Za to Osobisty nazbierał kani (usmażyłam na kolację) i jakichś podobnych, ale z krwistymi blaszkami, podobno to jakaś pieczarka, ale wyrzuciłam. W przeciwieństwie do kani bardzo łatwo dała się obrać.
….”Warszawo ma, Ty jestes jak lza. malenka miescina gdzie moja rodzina i gdzie mój dom. Malenki Dom, kochany mój dom. Ja jeszcze tam wróce i wszystko wywróce. Warszawo ma”….
Pan Lulek
Było dużo borowików i garść kurek.
Empress,
witaj po długiej przerwie 🙂 Mam nadzieję, że wracasz do zdrowia bez komplikacji i jesteś zadowolona z postępów rekonwalescencji.
Pan Lulek zamierza wywrócić Warszawę 😯 Może zacznie od Krakowskiego Przedmieścia? 😉
Witam wszystkich mocno wieczorową porą 🙂
Wróciłam wczoraj ze stolicy,nachodziłam się straszliwie ale lubię wykorzystywać te chwile kiedy wyrwę się z domu do oporu 🙂
Byliśmy z dzieckiem i w Muzeum Powstania Warszawskiego i w Ikei i na Powązkach i na Krakowskim (a jakże).
Róznorodność duża bo i nasze potrzeby takie były,misz-masz 🙂
Córka wybiera się na Erasmusa od października i o ból głowy przyprawia mnie jej młodzieńcza niefrasobliwość,mieszkania będzie szukała na miejscu już będąc,na zasadzie,że co się mamo martwisz-coś znajdę…
Poczytałam sobie o realich wanajmu mieszkań w Paryżu i nie jest łatwo.
Ma ktoś może jakieś doświadczenia w tej materii 😉
Przydał nam się taki wypad w inne miejsce,nawet metro pokochałam chociaż to kawałek bo córka wynajmuje mieszkanie na Kabatach ale co tam,było fajnie 🙂
Pozdrawiam
Wracając do Krakowskiego to „fenomen” tego miejsca jest dla mnie największą zagadką,jak garstka tych przeróżnych „osobowości” wpływa na na pewne sytuacje a odpowiednie instytucje to tolerują.
Jak tak sobie chodzę po moim lesie, to mam czas na obserwacje, a nawet rozmyślania 🙄 Dziś w pobliżu naszego z Osobistym miejsca spotkań na koniec grzybobrania (każde chodzi swoimi ścieżkami) w tzw. Lasku Czarownic byłam świadkiem jak krowa wyjadała grzyby 😯 Widywałam już wcześniej ślady żerowania, ale tym razem przyłapałam zwierzę in flagranti 😎
Górskie powietrze i samotność sprzyjają układaniu różnych rymowanek, więc taką piosneczkę sobie nuciłam rozglądając się za niezauważonymi przez krowy grzybami:
W Lasku Czarownic koło Mrowiska
Wzięła krasula grzyba do pyska
Pysk zaśliniony, oczy anielskie
Dreszczyk rozkoszy wstrząsa jej cielskiem
Patrzę na krowę, mina mi rzednie
Bo bydlę bierze, ale wybrednie
Za nic ma kanie, kurki, rydzyki
Jeden za drugim żre borowiki!
Krowa żre grzyby, a potem z mleka
Robi się sery, pokarm człowieka
Tak za pomocą natury trybów
Bierze się pasja zbierania grzybów? 🙄
Nemo, brawo!
Co do kani jednak to powiem, biorę wszystkie których pstrokacizna na kapeluszu składa się jedynie z łuszczących się skórek. Natomiast wszystkie te, co mają coś podobnego do brodawek (muchomory), coś takiego jak kruszonka na cieście unikam. Uchodzi mi rzecz jasna przy tym tzw. Perlenpilz, którego można z Panterpilzem pomylić, oba mają kruszonkę. Te kanie natomiast występują w przeróżnych formach, czasem nawet z całkiem krótkimi nóżkami, występują często w parkach i można iść na pewniaka, jeśli skórka na kapeluszu jest szara i się łuszczy.
Marzena,
Ty się w ogóle nie przejmuj córką, ona sobie poradzi. Na pewno nie będzie sama, młodzi sobie podpowiadają to i owo. Najgorzej, jak rodzice się martwią o pociechy! Przypomnij sobie lata górne i chmurne… chciałaś być ciągle sprawdzana i pod okiem rodziców, kiedy byłaś już gotowa wyfrunąć w świat i poczuć się dorosłą?
Jerzora bratanica radziła sobie świetnie w Irlandii (też Erasmus), skończyła studia, zaczęła następne, już pracując (teraz Poznań!), porusza się bez trudu po świecie. Bye tylko nie sprawdzać za często, czy żyją, dadzą sobie radę. Jak nie dadzą, to zadzwonią – „kochane pieniążki przyślij mi, mamo!” 🙂
Jeśli już o grzybach i tego konsekwencjach to wspomnę, że dzisiaj sprawozdano na tvn 24 o formie 5 ciolatka, co to musiano mu przeszczepić wątrobę po nakarmieniu go sromotnikiem. Dziecku idzie bogudzięki lepiej, ale potem pokazywano jakie grzyby pewnie zbierać, a jakich unikać. I tu akurat zestawiono szeregowego podgrzybka z, i właśnie, zamiast zapowiedzianego jadowitego szatana, pokazano nietrującego goryczaka.
Dobranoc, idę spać.
Toteż właśnie… ja zbieram tylko te grzyby, co znam. Niewiele, z 5-8 rodzajów. Trzymam się tego uparcie – ktoś mi pokaże w naturze, pokaże charakterystyczne cechy i przekona mnie, że już znam się na grzybie, zbieram bez strachu. Jakiekolwiek wahanie – odrzucam. Zdjęcia czy cokolwiek innego mnie nie przekonują – muszę widzieć na żywo, i to niejeden okaz. Gdybym sama je zjadała – to moje ryzko. Ale nigdy, kiedy karmię innych. To była piękna kania – zrobiliśmy schabowego, starczyło na przystawkę dla czworga.
http://alicja.homelinux.com/news/Jola&Michael.jpg
Ja tam ide na calosc. Jak mi sie jakas dziewczyna podoba to nie ogladam tylko jednym ciagiem. U moich pobratymców od wschodu istnieje zasada, ze biedny mezczyzna powyzej pieciu ( 5 sztuk ) potomków nie placi alimentów. Niezaleznie od tego ile Pan uszczesliwil.
Praktyczne, panstwowe podejscie do zycia
Pan Lulek
A zbieraliście kiedy grzybki ze śmigłowca?
Jakieś 30 lat temu, kiedy przyjaźniłam się z kilkoma stukniętymi akrobatami samolotowymi (uwielbiam ich do dzisiaj) miałam tę okazję. Polecieliśmy śmigłowcem na patrolowanie lasów. Pod Szczecinem koło Stepnicy są takie podmokłe łąki, do których w ogóle nie ma dostępu, więc spokojnie rosły tam kanie jak smoki. 40 cm średnicy i więcej. Widać je było doskonale z kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu metrów. Pilot Marek robił zawis jakieś pół metra nad kanią, pilot Pawełek wyskakiwał, zbierał grzyba i wracał. Dostałam jedną taką kanię w prezencie. Wyszły z niej cztery kotlety wielkości średniego schaboszczaka. Bardzo dobre!
Idę spać, zmęczona jestem, właśnie wróciłam z gór. Byłam w teatrze z wyszynkiem i kolacją. Jutro zapodam do protokołu. Dobrej nocy!
Dobry wieczór!
To, co dla mnie najważniejsze: byłam dzisiaj w Szczecinie u doktorów ortopedów. Zaprosił mnie osobiście ordynator, zadzwonił we wtorek po 22, bardzo przepraszając za późną porę. Nagle się okazało, ze mogą moje kolano uzdatnić już zaraz, we wrześniu, a nie za 4 lata. Wykłóciłam się na późniejszy termin, czyli na ostatnią środę października.
Teraz będę musiała sobie kupić samochód z automatyczną skrzynią biegów 😀
Jutro zjeżdżają goście. Rodzina po psa i dziewczę, które kiedyś jeździło u mnie konno. Ona na stałe mieszka w Hiszpanii i nie widziałam jej od 28 lat. Chyba dobiega 50?
Przez tydzień był Paweł od Oli z dwoma psami. Po zmiejszającej się ilości psów można wnosić, ze wakacje mają się ku końcowi. Domowych jest raptem tylko (!) cztery, w tym jeden jamnik, który przy misce warczy za trzy a nawet pięć. Tym niemniej pozostaje chudy, ale futerko mu się poprawia.
Jutro zapytam siostrę stryjeczną o przepis na lody, zdaje się, ze ma dobry.
Ja robiłam zawsze w maszynce elektrycznej wstawianej do zamrażalnika. Zajeździłam w ten sposób dwie maszynki, bo robiłam – jak już – w ilościach hurtowych. Teraz mam taką, od paOlOre, którą trzeba najpierw zamrozić a potem kręcić w niej lody. Jeszcze nie wygospodarowałam tyle wolnego miejsca w zamrażarce.
O! Miałam zapodać, ze Nisia w Karpaczu, a ona już tu!
Żabo…
zaniedługo Łasuchy zjadą 😯
No ale my to nie goście – my swojaki 🙂
Radyjko ustawi Twojego jamnika do pionu, albo jamnik ustawi Radyjko.
Witaj, Żabo! Mam nadzieję, że doktor B. zrobił na Tobie pozytywne wrażenie. 😆
Wyjechałam na rowerze i przejechałam swoje, pod górkę wyjechałam 🙄
Zrobiłam to o tyle z ochotą – i z własnej inicjatywy – bo wieczór jest rześki i bardzo przyjemny, chłodnawy nawet. Wtedy można sobie dać czadu, a nie w takiej saunie, do której niektórzy są przyzwyczajeni, nie mówiąc o rowerach, na jakich jeżdżą. Ja na tym z koszyczkiem na zakupy, ale sobie radziłam 😎
Jutro z powodu samozaparcia i tej górki będę miała mięśnie kwachowate jak nic. Z zajęć fizycznych lubię chodzenie (po równym) oraz seks.
Kolejność… niekoniecznie 😉
Jamnior, jamniora, to schowa do wora. Powcinalo ludzi na calym swiecie. Gwiazdy nie leca bo nie widac nieba. Tak sie zaciagnelo chmurami i nawet niema kawalka burzy. Nie mówiac o piorunach.
Co zatem robic w taka noc.
Chyba dziabne zubrówki.
W gruncie rzeczy absolwent, czy abstynent.
Pan Lulek
Pyra zapowiada, ze Radka nie zabierze. Ale nie z powodu mojego jamnika.
Nisiu, dr. B. rzeczywiście przemiły.
Przypomniałam sobie, ze mam w tym szpitalu znajomego chirurga (miękkiego). którego poznałam, jak jeszcze podrostkiem był. Taki zdolny, ze był najmłodszym chirurgiem z II w Polsce. Chciałam go znaleźć, ale tylko sie nalaziłam po klinice (cztery piętra do góry i na dół) i nawet nie trafiłam na właściwy oddział. Może go poszukam następnym razem, będę miała czas.
Ależ kod mi się trafił od samego (niekonieczni) rana: 5545. Ładne cferki – numerki jak kto woli.
Idę politycznie się udzielać. U nas dzisiaj wybory. Obowiązkowe. Szkopuł w tym, że nie bardzo wiadomo kogo wybrać. Kandydaci nie sprecyzowali swych programów, ciekawe czy wogóle jakieś mają. Kampania przedwyborcza przypominała przepychankę w załadowanym tramwaju, i rozmówki typu pani X ma krzywy nos zaś pan Y fałszywy uśmiech. Udana kampanie, nie powiem. O rezultatach doniosę.
E.
Żabo…
googlaj po nazwisku i klinice. Jak nie ma w internecie, to nie istnieje 🙄
Udaje sie do zajęć typu na dowolnie wybranym.
…juz prawie poszłam, ale przeczytałam wpis Zwierzątka. No co Ty, Echidna… Nie ma czegoś takiego w naszych krajach, jak wybory obowiązkowe. Idziemy, bo poczuwamy się – i jakbyśmy mieli pretensje… to do kogo? Do tego, na kogo głosowaliśmy 🙂
Znam ten ból… politycy to politycy, a obiad ktos musi ugotować i podać. Oraz wymyć naczynia 🙄
Spadam do wyrka i zajęć kulturalnych.
Alicjo, sprawdziłam, istnieje w internecie, ma same dobre opinie od pacjentów, żadnych negatywów, ale na takiego sie zapowiadał. Ja akurat miekkiego nie potrzebuję (tfu! i obym nie potrzebowała!). Ostatnio sie z nim widziałam dwa lata temu na pogrzebie Szefa (czyli jego ojca). Dla ułatwienia dodam, ze jego żona jest znaną i nagradzaną (przez Politykę też) szczecińską reżyser(-ką) teatralną. Juz prawie trafiłam, ale potem się okazało, ze nie te schody. Drugi raz juz nie miałam siły wchodzić.
Panie Lulku kochany! Podeślę pocztą butelkową destylat z czarnej porzeczki, niech się tylko listonosz trafi 😀
Alicjo –
Poczuwanie to jedno, a wybory są obowiązkowe. W Australii. Trza iść lub płacić karę. Dla ułatwienia dodam – jak nie płacisz to lądujesz w czterech ścianach. 30 dni wyjęte z życiorysu.
E.
PS – poprzednio delikutachnie nadmieniłam o kłopocie pt: Na kogo głosować. Tak naprawdę nie ma kandydata. Obie partie startujące (inne niekoniecznie się liczą, choć kto wie jaki będzie rezultat) nie mają wyraźnego programu, szastają sloganami, wzajemnie się oczerniają i co najgorsze generalnie nie ma wielkich różnic w ich obiecankach-cacankach.
Poczekamy, zobaczymy. Jakby na to nie patrzyć, nie jestem w stanie euforii. Wręcz przeciwnie.
Jeden taki twierdził, że coś gnije w państwie duńskim. Poszerzyłabym o kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt?) inncy państw. NIekoniecznie położonych w starej Europie.
PS2
Kulinarnie też było. Przed naszym lokalem wyborczym (miejscowy ośrodek kulturalno-oświatowy) stoi olbrzymi grill i sprzedawane są kiełbaski zawinięte w biały chleb. $2,50 sztuka. A nad tym trzepoczący transparent: popieraj miejscowy biznes. NIe poparłam. Nie znoszę ichnich kiełbasek.
E.
Radość z posiadania strzyżonego trawnika bywa czasami niewielka
http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/i/s/Krolowa_brytyjska_Krolowa_3716859.jpg
Być może, że po pierwszych zachwytach Gospodarz po prostu zaniedba trawnik i wyrosną tam piękne, różnobarwne kwiatki zwane chwastami i wszystko wróci do normy.
Normalny, zwykly robotniczo-chlopski kod. Az wstyd i poruta podawac do publicznej wiadomosci. Tyle, ze spac juz sie nie chce a za oknem czarno i gwiazdy nie spadaja. Pomimo sierpnia.
Odrobine zaniepokojony
Pan Lulek
Nowy –
Też tak sobie pomyślałam. Lecz nie chciałam psuć radości Gosodarza i Gospodyni.
W czasach gdy pierwsza aplikacja 3D zawitała na ekrany Mac`ów, podczas omawiania projektu zachaczającego o przyszłość ktoś wyraził swoje zdanie. A mianowicie, że w lasach będą dyskretnie rozwieszone głośniki. W płynącym z nich repertuarze – śpiew ptaków.
I tak mi – wybacz Piotrze, wybacz Basiu – zabrzmiał Wasz trawnik na kurpiowskiej działce. To się chyba mówi: zgrzyt.
E.
Panie Lulku –
a czym Pan jest zaniepokojony? Głęboką, czarną nocą? Brakiem spadających gwiazd? Czy że Jolka gdzieś się zgubiła?
Zaciekawiona
Echidna
PS
5:45 to głęboka, czarna noc?
Zwierzątko,
Ja również nie chciałem psuć radości Gospodarzom. Jeśli tak się stało to bardzo ich przepraszam. Powiedziałem tylko swoje zdanie.
Nowy –
Ostatnimi laty, ze względu na skąpe opady deszczu i co za tym idzie ogólny brak wody, nastąpiła moda na skalne – kamienne – palmowe – i jakieś jeszcze ogródki.
Zrobione z umiarem cieszy oko. Choć z drugiej strony co za dużo …
Nasz sąsiad zasadził jukę. Przed domem, jako szpaler powitalny. Wyrosło nad podziw, a że sadząc nie pomyślał o drobiazgu jaki jest rozrost rośliny, ma teraz busz jukowy. I problem – ciąć szkoda, przesadzić nie ma gdzie.
Ja wcale nie mądrzejsza. Kupiliśmy krzaczek. Rósł sobie powoli, zagłuszony innymi roślinami. Przesadziłam i po pewnym czasie tak dobrze poczuł się w nowym miejscu, że poszedł ku górze i w boki jak oszalały. Sprawdziłam raz jeszcze jak powinien rosnąć. A to wcale nie krzak lecz całkiem spore drzewo. No to przycinam na wysokość krzaczka. Nietypowe bonsai, bo cięte nie od korzeni lecz to co na wierzchu. Jak na razie działa.
Słonecznie, ale wieczory już chłodne i nocą trzeba się przykryć, bo można zziębnąć.
Jestem bardzo zaniepokojony 🙁
Nie mogę się dodzwonić . Poczta też milczy…
Lulek siadaj na rower i ruszaj na poszukiwanie do Warszawy.
Przechodzimy totalna kontrole budynków mieszkalnych i okolic. Chodza czwórkami. Dwu panów i dwie panienki bardzo modnie odziane. Kontrola wypadla nie najgorzej. Zamiast Jolki, która jest pewnie w drodze, zwrócono uwage aby przez kilka dni nie podlewac to korzenie pójda w dól.
No to nie bedziemy sikac.
Pan Lulek
Pomózcie Markowi w nawiazaniui kontaktu z Jolka. On nie jest w stanie zrozumiec, ze ja jestem slepy i wysiadla mi prawa reka
Odrobine wsciekly
Pan Lulek
A teraz serio: czy któraś z Warszawianek nie mogłaby podjechać do JolinkA I SPRAWDZIĆ CO SIĘ Z naszą koleżanką dzieje? Ona nie ma zwyzcaju ginąć z horyzontu bez wieści.
Dziędobry na rubieży.
Jolinek nam się zapodział? Ale miejmy nadzieję, że wszystko jest w porządku. Jolinek to duża dziewczynka i, jak zauważyłam, przytomna.
JOLINKU!!!
Panie Lulku
Zęby już masz. Teraz pora na wizytę u okulisty. Noszenie okularów nie boli. Rozwiązuje też sporo problemów 😉
Bylem u najlepszych okulistów. Ostatnie, nie tak odlegle badania daly nastepujaca diagnoze. Cuda moga sie przytrafic, na ogól po zejsciu z tego swiata.
Czego i Wam serdecznie zycze.
Pan Lulek
Czy Jolinek zaginela w Warszawie, czy w drodze do Pana Lulka?
Do poczytanka
http://gotowanie.onet.pl/1623084,1,artykul.html
😯
Echidna,
te oczy robię pod adresem tematu „wybory obowiązkowe”, myślałam, że we wszystkich krajach commonwealth prawo jest mniej więcej podobne w zasadniczych sprawach. U nas w wyborach uczestniczy zawsze mniej więcej 40% populacji, nikogo nie puszkują ani nie łupią „mandatami” za to, że się wybory olało. Wybór i wybory powinny być wolne z definicji, dlatego mnie zatkało i tka 😯
Tyle na zrazie (kulinarnie), idę poczytać do tyłu, co tu się gotowało podczas mojej nocki (jeszcze jest przedświtowo u mnie, 5:25)
Echidno, Nowy,
nie ma za co przepraszać. Zwłaszcza mnie. Ja napewno zapuszczę ten trawnik i bedzie jak dawniej. To Basi dojadła łysina pod werandą. Ogrodniczka posieje na lepszej trawę, ktora lubi cień i niech sobie rośnie. A pośród niej bedzie to, co ptaki przeniosą.
Nie martwcie się! Będzie jak to na Kurpiach czyli cudnie i dziko!
Istnieje cały szereg państw z przymusem wyborczym. Został on ustanowiony w przekonaniu, że każdy obywatel ma obowiązek choćby minimalnej troski o swój kraj. Przez udział w wyborach i referendach ma okazję tę troskę wyrazić. Poza tym może sobie podemonstrować 😉 Najpoważniej (sankcje) traktują ten przymus Australia, Belgia, Singapur, Wenezuela. W Turcji zlekceważenie wyborów może kosztować 130 euro, W kantonie Schaffhausen – 3 Fr.
Echidno,
jeśli żaden z kandydatów Ci nie pasuje, to skreśl ich wszystkich, niech sobie nie myślą 🙄
Młodsza zrobiła wczoraj podstawowe zakupy, ja dzisiaj poszłam po to, czego lada chwila zabraknie w domu i po chleb. Wydałam 26 złotych z groszami i się zdrzaźniłam – wcale nie dlatego, że 26 złotych to takie wielkie pieniądze. Zezłościło mnie to, ZA CO zapłaciłam. Kupiłam bowiem torebkę zwykłej, jodowanej soli, zwyczajny chleb, 0,5 l maślanki, 20 dkg sera tylżyckiego i 25 dkg lazuru i 3 przyzwoite pomidory. Ani ilości, ani półka towarowa na luksusy nie wyglądają i z wyjątkiem lazura wszystkie inne zakupy to elementarz domowy. Żywność naprawdę drożeje.
9ee9 – nie mogłam takiego kodu przepuścić!
Trawnik, to nie tylko strzyc przez kilkaset lat, ale jeszcze podlewac i ugniatać, znaczy wałowac. Przed wojną do strzyżenia kortów tenisowych używało się owiec. Doskonale ugniatają, tylko zbyt mocno przygryzają. Mówiło się, że owca ma złotą raciczke i zatruty ząbek.
Jak by nie patrzeć, z braku owiec, wałowanie jest ważne.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo nie było potrzeby.
Owszem, wiem, że za czasów słusznie minionych wszyscy szli do urn wyborczych, przymusu pisanego nie było, ale był ten *wiadomy*.
Gdyby nie wpis Echidny, tkwiłabym w mylnym błędzie, że pod jedną koroną takie rzeczy się dzieją 😯
Każdy obywatel powinien przejawiać to minimum troski o własną wioskę, ale…niech tam się inni martwią, myślą, jakiego by tu sołtysa wybrać. Obywatel, który olewa wybory, przyjdzie do sołtysa i będzie miał pretensje, kiedy mu coś będzie nie na rękę. Ja przynajmniej wiem, że tego sołtysa wybrałam, w jego programie wyborczym było to i tamto, więc mam określone pretensje.
Cholera, świat nie jest jeszcze idealny 🙄
To znaczy… ludzie.
Kiedyś Pan Lulek chodził w okularach , teraz bez…
Cuda , cuda ogłaszją ! 😉
Definicji demokracji, wolności, wyborów jest więcej niż obywateli.
W Kanadzie też się przymierzają do wprowadzenia obowiązku głosowania, bill s-22. Kłopot w tym, że niewiele osób interesuje sposób w jaki wybieramy naszych najlepszych 🙂
Pyro- Drożeje w zastraszającym tempie. Wybacz, ale co to jest lazur ?
mało przytomna byłam – napisałam to nad ranem a teraz zobaczyłam, że nie wysłałam. O dziwo internet się przestał wyłączać, bez żadnego mojego udziału. Ciekawe na jak długo?
znaczy to o trawniku i owcach.
Idę na dół sprzątać przed gośćmi, wrrrr……
Dzień dobry 🙂
Zajrzeliśmy wczoraj do lasu, zdumiewająco suchego mimo dużych deszczy. Jest lepiej niż przed tygodniem. Wylazły muchomory, olszówki i surojadki. Krów nie było. Tradycyjnie nazbieraliśmy torbę śmieci 👿
Do obiadu pieczarki 🙁
Jak ładnie wyskoczyło! c7c8!
Pyro,
Imaginuj sobie Waćpani, że za te same sto dolarów 10 lat temu miałam cały wózek wyładowany towarem nabytym wiadomą drogą. Teraz jedna torba, w porywach dwie.
nemo,
Dowcip polega na tym, że trzeba zakreślić wszystkie nazwiska lub jedno. Wpisując numery w kratki obok nazwisk ustalasz swoją preferencję kandydatów. To na białej karcie. Na zielonej, ballot z mniejszą ilością nazwisk, wszystkie. Dla ułatwienia dodam, że jest to system preferencyjny, podobnie jak w Anglii.
Co suma-sumarum jest dość pogmatwane.
E.
Szkoda, że nawet sołtysa nie wybieramy; to nie jest system z proporcjonalną reprezentacją.
Placku – przepraszam, że bez wyjaśnienia. Lazur to jedyny w Polsce ser błękitny, pleśniowy, bardzo przyzwoity. Istnieje jeszcze odmiana z pleśnią zieloną i brunatną, ale obydwie znacznie gorsze. Cena za kg ok. 40 złp.
Placku,
ja zaprotestuję naprzeciw! Ja chcę mieć wolny wybór i wybór, czy w ogóle chce mi się wybierać!
Najlepszych nie wybieramy… przecież wybieramy polityków 😉
Idę dospać.
Pyro – Dziękuję. To rezczywiście rozbój w biały dzień.
Alicjo – Przyjemnych marzeń sennych 🙂
Placku, żeby Cię trochę zmylić: lazur to jest też rodzaj lakieru do drewna… chociaż nie jestem pewna, czy to nie dziewczynka, „lazura”. Jakaś masakra językowa w każdym razie.
Gospodarzu – gdybyście jednak chcieli mieć porządny trawnik, to mam pocieszającą wiadomość: PODOBNO NIEPOTRZEBNE CZTERYSTA LAT KOSZENIA, WYSTARCZY DWIEŚCIE.
Żabo – owce wciąż spełniają swoją rolę: na lotnisku w Nowym Targu. Zjadają i depczą. Oraz stanowią element dekoracyjny: ślicznie wyglądają białe owieczki na zielonej trawie z lotu ptaka.
Wybieram lazur, sołtysa też 🙂
Echidno,
Nasz system jest bardzo podobny, z kratkami, numerami kandydatów i list etc.
Jak u mnie są wybory (kantonalne), to dostaję kilkanaście gotowych list partyjnych i czystą do wypełnienia wedle uznania. Mogę wybierać z różnych list i każdemu kandydatowi dać dwa głosy, puste miejsca na liście scedować na jakąś partię np. zielonych, młodych czerwonych, SP kobiet, nacjonalistów, partii samochodowej, ewangelickich demokratów etc. Mogę też wrzucić pustą kartkę, ewentualnie z komentarzem, głos nie będzie ważny, ale wyraz będzie dany i powinien dać do myślenia 🙄
Ty też możesz ich wszystkich skreślić i już. Przecież nikt nie sprawdza przy głosowaniu kto i jak głosuje 😯 Zakładam, że w Australii wybory są tajne.
W ogródku wegierske szalenstwo. Dwie, w tym jedna z dzisiejszymi urodzinami rzna na calego. Trzeba bedzie podjechac do banku zeby uiscic naleznosci. Pachnie skoszona trawa i ziolami.
Oczywiscie, ze cesarska pachnie jednak wczesna jesienia.
Pan Lulek
Nisiu – I tak już jestem w opałach – pomyliłem lazur z glazurą.
Astralijczycy wybrali taki system, i tylko niewielki procent wyborców oddaje nieważny głos. Co kraj to obyczaj. Szkoda tylko, że lazur wszędzie drożeje.
Logiczny stąd wniosek – jest ponadpartyjny i coraz częsciej robiony w Chinach. Stąd kolejny wniosek – cieszmy się trawnikami.
Placku to zaden rozboj, gdyz lazur tzw. blegitny jest bardzo, bardzo dobry, obsadza ze spokojem wszelakie swiatowe standarty interesujecego w smaku i smacznie bardzo, zrobionego sera. Najlepszy jest u Zaby w Polcznie, poznanskie wydanie nie jest takie dobre, warszawskie srednie a pomorskie pycha! Jeszcze Pyra bedzie wspominala te czasy, kiedy placila za rarytas o swiatowym standarcie tylko 10 jewro.
Panie Gospodarzu nie przejmowac sie trawnikiem, wiatr wszystko co mozliwe z nasionek przyniesie, gdyz takie sa zwyczaje wiatru. W sprawie podlewania to moja znajoma wziela tez. na powierzchnie ca. 100 m2 trawniczka przed domem, firme do zalozenia ustrojswa komputerowo/polewaczkowego, , firma przez wiele tygodni cwiczyla na nerwach znajomej i za jej pienadze dzialanie ustrojstwa, zasiana trawa wyrosla sam w tzw. miedzyczasie i ma sie dobrze, komputer jest wiecznie wymieniany, owca napewno jest praktyczniejsza ale musi byc ona rodzaju meskiego, gdyz trudno dojezdzac z Warszawy aby wydoic opiekunke trawnika. Wszystko juz przerobilam. Co do meskiej owcy to pan owca czyli baran tak sie rozpuscil, ze zaczal bronic posesji i bral na leb kazdego co chcial na nia wejsc.
Dorotolu – W jakość sera nie wątpię, miałem na myśli nieświatowy rozmiar polskiego portfela.
Placku portfel portfelem ale sztuka zycia opanowana jest, kawiarnie pelne, ludzie ubrani, nikt uwazajacy sie za „mittelschicht” nie grzebie w smietnikach od rana, rzebia ludzie biedni. Przy klozecie publicznym na rogu ul. Widok, (klozet sie ostal zlikwidowano kiosk z gazetami) i tam sprzedaja super mrozona kawe american z roznymi smakami po 10 zl. sztuka ale w upalne dni bylo to jak najbardziej na miejscu i na podniebieniu.
Placku i ogólnie Starszyzno – nie wiem, czy pamiętacie, ale był kiedyś minister (a może wice) budownictwa, który nazywał się Glazur. Tematycznie (wykończeniówka). Był też minister rolnictwa Kłonica. Kiedyś to dbali o kompatybilność nazwisk funkcyjnych z funkcją. A teraz co? Czy minister Klich nie mógłby nazywać się Armata, a minister Rostowski – Złotówka? Łatwiej byłoby się zorientować. A tak Placek może się pomylić.
Dorotolu – Cud, zaniemówiłem 🙂
Szkoda, że nie mogę z Tobą podyskutować oko w oko, muszę zapalić.
Nisiu – Minister obrony powinien się nazywać Tarcza, Armata to nieco wyzywające nazwisko, ale co ja tam wiem – tyle tylko, że zbieranie grzybów śmigłowcem to materiał na film 🙂
Był kiedyś minister kultury Motyka, przez jakiś czas także ambasador PRL w Bernie. Miałam okazję go poznać na jakiejś imprezie w miasteczku Avanches. Z lewej siedział burmistrz miasta, z drugiej jakiś przedstawiciel rządu kantonalnego, obaj usiłowali nawiązać z nim kontakt po francusku, niemiecku, angielsku… W końcu ambasador rzekł dobrodusznie: Panowie, ja znam tylko trochę rosyjski 🙄 Pan Motyka prezencję miał pasującą do nazwiska, taki sołtys w przyciasnym brązowym garniturze 😉
Na szczęście do roboty i kontaktów z otoczeniem miał wykształconego i reprezentacyjnego konsula 😎
W związku z moim kilkudniowym niebytem spieszę donieść, że odwiedziłam moje ulubione Karkonosze z przyległościami.
Czy Państwo Łasuchostwo wie, że na wysokiej górze (no, średnio wysokiej, ale na górze) we wsi Michałowice jest teatr, który łączy dwie sztuki: sceniczną i kulinarną?
Teatr Nasz (kiedyś jeszcze im. zdrowego rozsądku) Jadwigi i Tadeusza Kutów. Na tyłach rezydencji, czyli niewielkiego domku. Poniżej teatru kilka domków letniskowych, bardzo przyjemnych oraz malutka restauracyjka. Po spektaklu – ostatnio Kutowie grają w czwartki, piątki i soboty – towarzystwo schodzi do onej restauracyjki na wino, piwo i kolację. Tam witają osobiście Artyści (i właściciele w jednej podwójnej osobie), podobnie zresztą jak przed spektaklem, rozprowadzają na miejsca i towarzyszą w biesiadzie do ostatniego gościa, czyli czasem do baaaardzo późna. Wybór potraw niewielki, bo wszystko tu niewielkie, ale za to wszystko przyrządzone rączkami Artystki. W ubiegły czwartek po recitalu – kilka genialnych interpretacji, bo Jadwiga JEST wielką artystką – zjadłam pieczoną karkóweczkę w sosie plus pyrki i modra kapusta z winogronami… a potem poprawiłam jeszcze śledzikiem w trzech rodzajach. Myślałam, że za dużo zamówiłam, ale gdzie tam. Ludzie bardzo mlaskali też nad tatarem z łososia i nad innymi potrawami.
Rzadko zdarza mi się, że mogę sobie po spektaklu wypić to i owo, bo zazwyczaj robię za kierowcę. Tym razem zaplanowałam nocleg, więc spokojnie rzuciłam się na piwo. Towarzystwo przy stole (tam są duże stoły w celach integracyjnych) piło jakieś dobre czerwone wino (chwalili). Po mnie piwo chodziło od ostatnich szant, gdzie nie mogłam się napić, więc nadrobiłam.
Poranek u Kutów wygląda tak, że Jadwiga wstaje o szóstej rano i robi śniadanie dla gości z tych domków. Standard, ale wszystko smaczne. Najsmaczniejsze znowuż towarzystwo obojga Gospodarzy, którzy osobiście dbają o każdego. Łącznie z podaniem trasy wycieczkowej (którędy do Szklarki?).
Kiedy odjeżdżałam koło jedenastej, Jadwiga zbierała się do przygotowywania dań kolacyjnych, a Tadeusz załatwiał telefonicznie ważne sprawy bytowe. Mam nadzieję, że potem pospali trochę, bo wieczorem znowu spektakl, potem kolacja – i tak dalej.
Gdybyście kiedy byli w Karkonoszach w okolicach weekendu, to wieczór u Kutów obowiązkowy.
To piszę na wypadek, gdybyście jeszcze nie byli.
http://www.youtube.com/watch?v=Oxa2MrabG0g&feature=related
To a propos ostatnich wakacji…
nie Placku, krowa zujaca grzyby jest bardziej atrakcyjna filmowo i ekologicznie/poznawczo
Aparaty latające i grzyby? Kiedyś już opowiadałam na blogu, ale niewielu już tych , co to czytali na blogu zostało, to ja powtórzę.
Lata 70-te; na polowym lotnisku gdzieś w okolicach Bydgoszczy, wylądowała załoga, w której pilotem był gen. Józef Sobieraj. Miały tam być jakieś zajęcia, odprawa czy coś, ale dopiero po południu. Dzionek był piękny, z dwóch stron lasy grzybne przy tym lotnisku, panowie postanowili pochodzić z dwie godzinki po lesie. Chodzą, a tu prawie nic – spotkali staruszka z pełnym koszem grzybów, pytają gdzie nazbierał. Starszy pan popatrzył na skórzane kurtki, na jednej zobaczył generalski wężyk, zgłupiał ze szczęścia, po rękach chciał całować, wreszcie zameldował się wg najlepszych wzorów carskiej armii (weteran spod Cuszimy jeszcze i z I wojny) mówi, że tyle lat żyje, tyle się nasłużył, a żywego generała widzi po raz pierwszy i to w swoim lesie. Emerytowany gajowy to był, ojciec i dziadek też gajowego, od 1945-go w tej gajówce rodzina siedzi. Mówił, żeby pan generał i panowie oficerowie poszli odpocząć, jego rodzina grzyby nazbiera i dostarczy na lotnisko przed odlotem. Uzgodnili, że wylot o 19.00. O 18,30 zajechał wózek w jednego konika prawie pełniutki grzybów – same borowiki, przedszkole borowikowe – maciupcie, świeżutkie sztuka w sztukę. Stary pogonił 2 synów, dwie synowe 7 wnuków i dwie prawnuczki. Lasy towarzystwo znało na wyrywki. Sobierajowa maszyna, to myśliwiec bombardujący, nie tranportowiec – jak zabrać grzyby? Wypełnili dobrem calutkie łuskochwyty, sztabowy „antek” zabrał resztę dla oficerów towarzyszących. Sobierajowa na najbliższe zebranie ORW przyniosła na pokaz słój marynowanych grzybków pokazując zbrunatniałe i pokancerowane dłonie od obierania grzybów. Powiedziałam Ziutkowi „Jeszcze jeden
taki kawał i rozwód biorę”. Grzybów więcej nie przywiózł , tylko wannę małych węgorzy typu sznurowadło, ale to już inna historia
Nisiu – Zakutałem się bez pamięci 🙂
Dorotolu – A zatem wszystko ustalone ; w dziele musi być śmigłowiec, w nim krowa i grzyby. Generała i gajowego z rodziną może grać jeden i ten sam aktor, sceny letnie – Capri, pozostałe na Kurpiach i w Karkonoszach. Dla mnie pyszna euro kawa, dla Pyry lazur, dla Nisi piwo. Ty będziesz dziękowała za nagrody.
Sobieraj to niezwykle kuszące nazwisko.
Koniecznie wanna węgorzy – Blaszany Bębenek przy niej zblednie.
Byłabym zapomniała!
Placku, zgodnie z życzeniem pozdrowiłam Karkonosze od Ciebie. Przesyłają całuski!
Generał Andrzej Sobieraj służy w Żaganiu, a tam mój wujek siedział w oflagu. Świat jest maleńki.
oflagu dla polskich jencow czy dla niemieckich?
Dziękuję Nisiu – uzbierało się tych miejsc do pozdrawiania.
W dawnych dobrych czasach mój ojciec zwykł był jeździć nonszalancko trofiejnym motocyklem BMW po piaszczystych dróżkach w trofiejnym (odzyskanym) lesie, a jego pasażer na tylnym siodełku miał obowiązek zbierania prawdziwków dostrzeżonych w trakcie jazdy. Grzybowe wyuzdanie kończyło się niekiedy wielkim wiklinowym koszem pełnym samych kapeluszy, bo nóżki zajęłyby za dużo miejsca 🙄 Zbytnie oddalanie się od dróg jezdnych nie było w owych czasach ograniczone lenistwem, to raczej zdrowy instynkt nakazywał unikania mało uczęszczanych miejsc z pozostałościami frontu. Każdy młodzian z okolicy mógł się pochwalić różnymi rodzajami uzbrojenia, a jak kilku młodych zrobiło w lesie ognisko z dodatkiem znalezionych granatów i niewypałów, to ludność niedawno przywieziona z Kresów myślała, że Niemcy wracają 😯
Dodam, że była też kiedyś minister kultury Furcewa.
Nie mam czasu na doczytanie, bo objad dochodzi, a dochodzący akurat się zjawili.
Jolinka nadal niet?
przepraszam nic nie wiedziala o oflagu w Zaganiu, ciekawe rzeczy tam sie dzialy, dzielni i pelni odwagi ludzie tam przebywali
http://www.muzeum.eline2.serwery.pl/index.php?id=29&lng=ger
Dla tych z RAF, Stalag Luft III, czyli garstka oficerów w morzu innych więżniów. Wylądował w New Jersey.
…mniejszy, niż się Plackowi wydaje, że maleńki… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=_YkKJ009Wug
W Żaganiu siedział Steve McQeen
Dorotolu – Film „Wielka Ucieczka” był o Sagan – Żaganiu, chyba Stalag VIII. Sporo ich tam było.
To działo się w Żaganiu
Ausbrüche aus diesem Lager waren das Thema zahlreicher Filme. Der bekannteste von ihnen ist der in den sechziger Jahren gedrehte Film amerikanischer Produktion unter dem Titel „die Große Flucht”, in welchen Steve Mc Queen und Charles Bronson die Hauptrollen spielen.
To popatrzcie jakich ja nauczycieli w szkole mialam, zylam tam przez 18 lat w odleglosci chyba 80 km od Zagania i nikt mi nie powiedzial o tych dzielnych ludziach
Film znam ale widzialam go juz na Zachodzie
Ojej! Było kiedyś takie zjawisko, jak „bananówy”! Spódnice dość szalone, podaję dla wyjaśnienia młodzieży. Właśnie na tym wideo Rodowicz taką na sobie ma. Nigdy nie miałam, byłam wtedy na etapie mini. Mini już miała wtedy 9 lat, ale ja jestem opóźniona, więc co mi tam 😉
Bananówy przeleciały biegiem, mini zostało.
Dzięki, Mary Quant 🙂
Przepraszam za lotniczo-obozowe dygresje.
Mieliśmy wysyp Sobierajów – w wojskach lotniczych było dwóch niespokrewnionych (Józef i Ludwik – późniejszy komisarz wojewódzki w stanie wojennym) dwóch było w innych formacjach, jeden z GZP, a wszyscy w randze gen. brygady albo dywizji- wyżej już nie. Miałam „akademię ku czci” chyba z okazji Dnia Kobiet – sala wielka w Klubie, w pierwszym rzędzie działaczki ORW i ludzie z dowództwa, między nimi onże \Józef. a program typu zbieranka – składanka w wykonaniu Gajosa, Korssakówny, kilku poznańskich aktorów i śpiewaków i między nimi Olgierd Łukasiewicz, który to prowadził. Zaczął od „dowcipu” – że to piękne panie, a między nimi generał, co zrobił „sobie raj!” Jezusiczku – generał wyszedł, szefowi mojemu ciśnienie o 25 kresek w górę poszło i jak zwykle winna była Pyra, bo nie dopilnowała.Coś mi się wydaje, że oni wszyscy byli gdzieś z Rzeszowszczyzny.
?przepraszam, że wlazłam między wasz dialog, ale się zdarzają zderzenia 😯
Jeszcze nie zdążyłam doczytać do tyłu, o czym aktualna dyskusja.
„Wielka ucieczka” była w polskich kinach i w polskiej telewizji w latach siedemdziesiątych, to taki klasyk kina wojennego. Bywałam w Żaganiu u tamtejszych „Bobrów” (klub speleo), stalagi wtedy nas mało interesowały… 🙄
Juz konczymy, ja mam w kazdym razie Aha-Erlebnis, wyroslam tam w przekonaniu, iz te tereny nie maja historii, o niemieckiej (nie nazistowskiej) sie nie mowilo a przywieziona via osadnicy byla opowiescia o utraconej ojczyznie i jeszcze do tego zwalaczana. Poza tym, no coz standart „bytowania” przedstawiony na filmie, czystosc i porzadek nie kojarzy sie nieuswiadomionemu z Zaganiem i Lubuskim.
Nemo czy u Ciebie mowili o tym oflagu jak bylas dzieckiem? Znam tylko oboz w Smogorach.
Pyro,
w mojej okolicy była też rodzina o tym popularnym nazwisku, możliwe, że z Rzeszowszczyzny, u nas byli sami napływowi. Jeden z nich był zootechnikiem i ludzie szeptali sobie dziwne rzeczy o nim i krowach… 🙄
Nemo – Tak, zainteresowanie bobrami pozostaje na całe życie.
Doroto,
mówiło się, ale jak ktoś powiedział, że ten filmowy Sagan to Żagań, to nikt nie wierzył…
Sedgwick:Danny, do you speak Russian?
Danny:A little, but only one sentence.
Sedgwick:Well, let me have it, mate.
Danny:Ya vas lyublyu.
Sedgwick:Ya ya vas…
Danny:Lyublyu.
Sedgwick:Lyubliu? Ya vas lyubliu. Ya vas lyublyu. What’s it mean?
Danny:I love you.
Sedgwick:Love you. What bloody good is that?
Danny:I don’t know, I wasn’t going to use it myself.
Dorotolu – Także w Świętoszowie k. Żagania – ogromne obozy.
Za moich czasów w mojej wsi ludzi dzielono na tych zza Buga (cała wieś), na centralskie gołębiarze (mój Tata) i kieleckie scyzoryki (moja Mama).
Nie dziwota, że dzieciom takich mariaży mogło się nieco pomerdać 🙄
O bananach – Grozi nam ich kompletna zagłada, ale pozostanie nam mini.
Jakby tak przeanalizować, to z dzisiejszej wirtualnej pogawędki scenariusz na kilka filmów możnaby napisać. Serial może? Z motywem przewodnim w postaci sonaty o krowie autorstwa nemo. Każdy może śpiewać na swoją nutę. Tym sposobem utworzymy wirtualny, niezsynchronizowany śpiew chóralny.
E.
Czyli krowa poczciwe zwierze, gdyz ci wszyscy rodem z Rzeszowszczyzny, ktorych ja poznalam, to akurat czlonkowie PAN-u w przeroznych specjalizacjach, a to tylko dlatego, ze ojciec drewniana lyzka po lbie walil podczas posilku z jedenj miski, jak sami opowiadali. Czyli kazda metoda wychowawcza polegajaca na lyzkowaniu do glowy jest skuteczna.
Czy to znaczy, że nie zaprezentujesz nam swej nowej fryzury ? Mohawk ? 🙂
Placku zaczynam sie bac, telepatyczne wlasciwosci, fakt obcielam wlosy… ale i tak nic nie pomoglo, potrzeba mi jest woalka.
Nemo u nas nie mowili ale, ze moi tacy prolondynsko nastawieni panstwo starsi nic mi o ludziach z RAF-u nie powiedzieli (cale lata czekali na Anglikow i zniesienie zelaznej kurtyny – tam tak sie zylo bez korzeni kompletnie) to uwazam to pogrobowo za wielkie niedociagniecie pedagogiczne.
Dorotolu – Zapewniam Cię, że nie posiadam absolutnie żadnych właściwosci, ale zawsze uważałem woalki za szczyt elegancji.
Moja elegancka cioteczna babcia nosiła woalki. Bez wentylatora 🙁
Acha, Placku – jakżeby inaczej szalona Ciotka mogła całować „unosząc gwiaździstą woalkę?
…dziś prawdziwych woalek już nie ma…
Jasny gwint, co ja tu jeszcze robię w szlafroku?!
Och, och.
Opary absurdu znowu w natarciu.
Usłyszałam takiego niusa, że wdowiec po jednej z posłanek, ofierze katastrofy smoleńskiej, ma pomysł, żeby zrobić pomnik tym, co zginęli, na Żwirki i Wigury, czyli na dojeździe do lotniska. Znakomicie podniesie to morale tych wszystkich, którzy podróżują samolotami, a i tak się boją. Memento mori, samoloty spadają. Ciekawe, jak podniósłby się poziom hercklekotów co wrażliwszych podróżnych…
Placku dzieki, wlasnie postawiles mnie na nogi, jak sobie takie woalkie sprokuruje to przejde przez dalsze zycie tak, ze az iskry beda lecia
A młodzieży chcę przypomnieć, że króciutkie, zalotne woalki nosiło sie jeszcze we wczesnych latach 50-tych. Przed wojną zaś i moja Matka i jej kieszonkowa siostra Zofia nosiły kapelusze z woalkami. Mam na fotkach.
Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe….Przepraszam, zamyśliłem się.
Nisiu – Meissner opowiadał (a może Arzt), że piloci, którzy na wymiatanie nad Niemcy, albo nad Morze Północne dostawali w prowiancie sardynki, klęli okropnie i wyrzucali je o morza; biorąc je za aluzję do wodujących , postrzelanych maszyn.
Pisze pisze i nic nie moze przejsc.
Wracom do prehistorii. Przed druga wojna swiatowa byla w Warszawie krawiecka firma „Opus”. Wlascicielka byla babcia Zbikowska. De domo ma sie rozumiec. Firma ta miedzy innymi zajmowala sie szyciem i wynajmem garderoby. Meskiej i damskiej. Wlascicielka i szefowa czyli wspomniana babcia, znana byla z noszenia powiewnych sukien i kapeluszy, które znakomicie podkreslaly urode wlascicielki niezbyt wiele maskujac wdzieków. Tlumaczyla wszystkim, ze ja tez Stwórca powolal na swiat bez zbednych szmatek.
Do dzisiaj tak juz zostalo.
Pan Lulek
Alino,
napisz do mnie wpis jako mail. A ja spróbuje wkleić jako Twój wpis.
Może używasz jakiegoś słowa, na który Łotr ma alergię?
Nigdy nie wiadomo, na co on ma alergie, swoją drogą…
A ja sie ostatnio dowiedzialam, ze moja dzielnice czyli Charlottenburg wyzwalali Polacy, a bylo to tak, powiada wspolpracujacy w projekcie historyk: „Ruscy mieli za duzo do roboty w innych dzielicach to dali cynk do…Aliantow i pozyczyli sobie dywizje Polakow i ci wlasnie wyzwalali nasza dzielnice”… no tak to ci biedni kosciuszkowcy co o glodzie i chlodzie bez butow szli caly szlag wojenny na Berlin zostali na koniec pozyczeni od Anglikow. Projekt zapowiada sie wiec dobrze. Poszukuje ksiazki wydanej przez jakies wojskowe wydawnictwo w Polsce „Z jak Zitadelle”, moze nasza pani od propagowania kultury w wojsku mi pomoze?
To zdecydowanie nie moj dzien. Znow odmowiono.
Pisalam o naszym pobycie na Krecie, ktorej niestety nie zwiedzilismy, poza Rethymno, gdzie byl nasz hotel. Lokalna kuchnia jest smaczna i bardzo urozmaicona. Duzo warzyw, owocow, malo miesa, owcze sery i jogurty, wszechobecna oliwa z oliwek. Na wyspie uprawia sie glownie odmiane „stafidoelia”, bardzo smaczna. Pyszne sa faszerowane liscie winne, karczochy, kawiaz z baklazanow.
Doroto,
wyzwalali? 😯 Spod czyjej okupacji?
Dotąd słyszało się o zdobywaniu Berlina, wyzwolenie to nowość 🙄
Witaj Alino 🙂
Dorotolu – Autor zginął w katastrofie pod Smoleńskiem.
(Sprawdż na Allegro – Stanisław Komornicki)
Alino,
Łotr ostatnio nie przyjmuje słów zawierających „a s s” bez odstępów, więc ani pasji, ani paszportów w obcych językach…
Alicjo, dziekuje za propozycje. Sprobuje dopisac jeszcze pare slow a usuwam te, ktore moze „uczulaja”…
Przywiozlam stamtad rodzaj lebiodki, ktora nazywaja „dictame”, do zaparzania. Dobra jest, wedlug nich, na wszystko, bezsennosc, nadcisnienie, cholesterol. Dziala tez jako aphrodyzjak, podobno. Nawet nie wiem jeszcze, jak smakuje 🙂 Napisze Wam pozniej.
Łotr jest, pardą, uczulony na cztery litery 😉
Nemo, no widzisz to ja juz pojeciowo lece tutejszym slangem, my tu mowimy o wyzwalaniu Berlina… spod wladzy nazistow, to sie zaczelo od „Hitlers Machtergreifung” a Niemcy to tak sobie dzielili sie na: lojalnych aktywnych, nielojalnych a poslusznych oraz nielojalnych i nieposlusznych
Nemo, to sie wyjasnia. Pisalam o tym, ze nie umieszczam zdjec bo jeszcze nie „picasuje” (z dwoma s). Dzieki.
No to moze bedzie szansa na wznowienie…
Z jak Zehr lojalni
Dupa (przepraszam, sprawdzam!) może być, ale po angielsku ni ma szans 😯
Pewnie nie oderwe sie teraz od klawiatury 🙂
yyc z wczoraj 16:42, pytales o zdjecia wiec probowalam sie tlumaczyc…
Placku, pozdrawiam.
Doroto,
tak teraz wyzwalamy Afganistan 🙄
Alino,
Picasa = Picture+casa
Ten słynny Pablo P. chciał się nam niedawno pokazać od nieprzyzwoitej strony, ale Łotr się szybko zorientował i zapobiegł rozpowszechnianiu nazwisk z d… w środku 😎
No wyzwalamy,
ale ale skoro ksiazka sie znalazla to moze ktos podczytuje i zna jakiegos weterana z Dywizji Kosciuszkowskiej, ktory osiedlil sie w Berlinie po jego wyzwoleniu, jest mi bardzo potrzebny do pogadania jako Zeitzeuge!!!!
Nawet o Ma s sa Marittima nie da się opowiedzieć bez (p)odstępu 🙄
Dorotol – kalendarz! Nawet „synowie pułku” mają w tej chwili 80-tkę. Pogadasz sobie, jak ja z Powstańcami Wielkopolskimi” (no to my wyszli z lasu i my strzyloli)
To se zrobie fotografie, ze byli i ze jeszcze zyja.
Caly dzien ide do sklepu po istotny zakup komercyjno-zwyczajowy ale sklepy na szczescie do 20-tej, wiec ide na sloneczko.
Pamiętam z dzieciństwa fragment opowieści jednego weterana wojennego, który przeszedł szlak bojowy z Sielc do Warszawy, tam dostał się do niewoli, potem w okolicach Hamburga został wyzwolony przez aliantów:
… i potem nas Anglicy samolotami do Polski wywieźli.
– A dlaczego samolotami?
– A, żeby nas Ruskie po drodze nie okradli 😎
Jedyne, co zwiedzilismy na Krecie, to stara dzielnica Rethymno, blisko portu. Architektura odzwiezciedla cala skomplikowana historie wyspy, ktora
I tak, dzięki historykowi Dorotola i najnowszym zdjęciom powstanie kolejna sensacja na rynku fantastyczno-naukowym 🙂
Kościuszkowcy wynajęci od Anglików ? Rosjanie ich o pomoc prosili ?
Zdjęcia to się znajdą, a te z Anglikami można sobie wyobrazić.
Placku,
może to właśnie byli ci Kościuszkowcy z Hamburga 😉
Sąsiad jednak nic nie wspominał o wyzwalaniu Berlina po drodze… 🙄
Nemo – Gdy sobie pomyślę, że taki historyk łże Dorotolowi w żywe oczy, je pyszny drogi ser, a ja tutaj…śmiej się, śmiej 🙂
Jeśli naoczny świadek otrzyma honorarium, zgłoszę się na ochotnika.
To było tak…
ciag dalszy: nalezy oficjalnie do Grecji tylko od stu lat. Przedtem byli i Arabowie i Wenecjanie i Turcy i widac to w starych konstrukcjach. Moj maz mial nadzieje odnalezc jakis slad obecnosci Rosjan, ktorzy probowali zawladnac ta czescia wyspy w 1899 roku. Wydane zostaly w tym okresie (od maja do lipca) rosyjskie znaczki, potwierdzajace ich obecnosc ( ma je w swojej kolekcji). Jedyny rosyjski akcent to byli Rosjanie w hotelu, liczebnie najwieksza grupa, po Francuzach i Belgach. Glownie rodziny 30 latkow z dziecmi i babciami 🙂
tak, to tak, Gerwazeńku „Witaj nam Polsko/ myśmy są wojsko, biało – czerwone”
Dorota – jedyne informacje możesz uzyskać w ambasadzie (ataszat – kombatantów mają w obowiązkach – i w nosie)
Alino – Te znaczki z rosyjskimi stemplami ? Szczęściarz 🙂
Ja się nadaję do ubijania tzw. interesów jak nie powiem, co do czego. Wróciłam z ubijania poobijana. Daję upust, bo gdzie, jak nie na blogu sobie popłakać 🙁
Pan Lulek 10:53
Panie Lulku, jest Pan wspaniały. Dawno się tak nie uśmiałam. Rechotałam w głos sama do siebie, po przeczytaniu Pańskiej riposty.
Bronia,
witamy przy stole 🙂
Jak nie znasz naszego Pana Lulka, to podrzucam sznureczek do czasów, kiedy Pan Lulek lubił się nieco więcej rozpisywać, ku naszej uciesze:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Idę się znowu zmagać… jak ja nie cierpię zakupów!!! Nie chcem, ale muszem, przymuszona koniecznością…
Witaj, Broniu, już robię miejsce. Czy Twój nick to Twoje prawdziwe imię, takie piękne i staroświeckie???
Alino, zauważyłaś, że Picasa, z którą się zaprzyjaźniasz, ma tylko jedno s? Może jej twórcy też mieli problemy z Łotrem.
Alicjo – a co handlowałaś?
O, przegapiłam – witaj Broniu przy naszym stole.
Uwaga – dzisiaj pijemy zdrowie Asi i Nirrod, bo dzisiaj świętują obydwie nasze Joanny.
Zgubila sie Jolka ( Jolinek51 ). Wcielo ja po drodze czy co. A ja czekam, a ja gore. Pan sobie Panie Pospieszalski to i owo a ja gore.
Jutro murowana piekna pogoda bo jest czerwien o zachodzie
Osamotniony niestety. a we wsi swieto z grilowancami.
W rodzinie byla oczywiscie ciotka Bronka. Piekna pani.
Pan Lulek
Panie Lulku
Załóż okulary i sprawdź pocztę. Wiadomości Joli mogą być sprzed tygodnia. Z zaplanowanej wizyty zrezygnowała. Ja też.
Broniu, witaj. Mnie tez Pan Lulek rozbraja 🙂
Placku 18:14, tak, ze stemplami. Zrobie zdjecie strony z tymi znaczkami i, jak juz pojme picase ( tak, Nisiu, z jednym s, nie wiem, dlaczego pisalam z dwoma…), dolacze, jesli Cie to interesuje.
Czy już szklanki, kieliszki i inne kufle nalane :
naszej ślicznej Nirrod życzę ciekawego pobytu w Afryce i żeby Zosia jej pięknie rosła, a Asi z Nakła – Bydgoszczy (nie wiem gdzie dzisiaj jest) kolorowej młodości.
Pana Lulka zdróweńko
gazowaną wodą
mam nadzieje że nie zaszkodzi to nikomu
Wciąż jestem na cenzurowanym z powodu nicku na Picasie.
Może by się Pan Administrator raczył obudzić, bo śpi już drugi tydzień.
A może jest na urlopie?
Gospodarzu, przecież to jest jakaś farsa z tymi filtrami, pliiiz 😯
Dzień dobry!
Placku, Nemo, Dorotolu, i wszyscy wspominający dzisiaj Stalag Luft III w Żaganiu, oglądałem kiedyś film animowany Chicken Run (Hennen Rennen) i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to jest „Wielka Ucieczka II”.
Polecam!
Alicjo! Ty tutaj o du.ie (16:59), a ja na kobyłkę u płota u błota czekam.
Stara Żabo na Błotach! Rzuć we mnie fidbakiem (nie biftekiem), jeśli internet jest znowu łaskawy dla Ciebie i dostarcza pocztę.
Dzięki za miłe przyjęcie.
Mam na imię Henryka Bronisława. Zawdzięczam to mojej niezwykle charakternej Babci. Najlepsza przyjaciółka mojej Mamy miała na imię Anna i Mama chciała, abym tak właśnie miała na imię. Ale urodziłam się w domu, w malutkiej wsi pod Włocławkiem i to Babcia udała się w środku siarczystej zimy zarejestrować ten doniosły fakt we właściwym urzędzie. Babcia była nieposkromioną miłośniczką imion kobiecych pochodzących od męskich. Moja Mama miała liczne rodzeństwo i jak wam powiem, że mam Ciocię Kazimierę, Stanisławę, Aleksandrę, Romualdę, Czesławę, że o wymyślnych imionach wujków nie wspomnę, to wiecie co jest grane.
Mamuśka też była uparta i dla niej byłam Ania, dla Babci Henia, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko zostać Bronią.
Coś mi się wydaje, że Jolinek z rodziną wyjechała gdzieś w podwarszawskie plenery i mile spędza czas. Na pewno wkrótce się odezwie.
A propos wyborów, o których była mowa. Usłyszałam dziś w telewizji informację o tym, że mieszkańcy jakiejś wsi zbojkotowali wybory / nie wiem które, bo coś robiłam w kuchni i słuchałam mimochodem/ w proteście przeciwko władzaom, które nie potrafiły zapewnić im przyzwoitej drogi. Skutek osiągnęli i drogę wyremontowano. Tak więc bywa,że nieoddanie głosu przynosi wymierne korzyści.
PaOlOre,
jam z doskoku dzisiaj, pomiędzy rozjazdami. Dam Ci znać. Zarutko toast spóźniony wypiję, poczekam na tę tam wełnę, znaczy wenę, i namacham.
Oraz rzucę. Niestety, nie Fibakiem, w tem momencie nie dysponuję 🙁
Idę sobie nalać toastowe za Asi i Nirrod!
Broniu, urocza historia. To ja sobie też coś małego chlapnę.
Na kolację mam pstrąga uwędzonego wczoraj w dymie z widokiem na Karkonosze.
Tam są takie smażalnio-wędzarnie z obłędnymi widokami, najlepszy wiu chyba w Podgórzynie, bo tam jeszcze stawy i te góry się odbijają. W Mysłakowicach z kolei (mój pstrązio) wielka panorama. W Głębocku też śliczne otoczenie, że nie wspomnę Ściegien.
Piękna kraj wy macie – jak mówił jeden obcokrajowiec u Chmielewskiej.
My mamy, znaczy.
Piękna kraj!
😆
Krystyno – ta droga to blisko Nisi; a oni kolejno zbojkotowali wybory do europarlamentu i prezydenckie, ale z pewnością pomogła tv /TVN? pokazali na cały kraj, że 2 km drogi buduje się 60 lat.
Jakaś droga blisko mnie faktycznie jest.
Inną trafiłam, kiedy jechałam do gór i zachciało mi się w Legnicy skręcić na Złotoryję i jechać przez Góry Kaczawskie – kiedy wjedzie się na Kapellę, otwiera się boski widok na Kotlinę Jeleniogórską i Karkonosze. Ujechałam kilka kilometrów i droga się skończyła, tzn. okazała się zablokowana szlabanem i kupą piachu. Drugą obok opatrzono oznakowaniem „ślepa” i tabliczką: Stan tej drogi jest wynikiem działalności starosty powiatowego.
Cafłam się na krajową trójkę… i tak zaczynało padać i z widoku byłyby nici.
Drogi w naszym kraju robią się polityczne.
każda droga ma swoją drogę
http://www.dailymotion.pl/video/x85y5g_bobby-vinton-moja-droga-ja-cie-koch_music
Nisiu,pozwolę sobie nadmienić,że bardzo ale to bardzo zgadzam się z Tobą co do opinii na temat pomnika i dokładniej jego lokalizacji.
Będąc świeżo po wizycie na Powązkach pomyślałam,że warto byłoby na miejscu pewnych osób bardziej zadbać o miejsca spoczynku swoich bliskich.
Tyle
Alicjo,pewnie masz rację co do moich obaw.
Ale martwię się jak córka znajdzie to mieszkanie w Paryżu,nigdy tam nie była,chociaż jako siedemnastolatka z czwórką rówieśników przemierzyli szlak Św.Jakuba do Santiago de Compostela…i też żadne z nich nigdy tam nie było nie mówiąc już o znajomości francuskiego.
Panie Lulku jak to Wlosi mawiaja…
„rosso di sera
bel tempo si spera”
Alino witaj i opowiadaj z a s sami czy bez asow. Kretenskie zdjatka mile widziane 🙂
Kuzden ma swoje rekordy. Guiness tez ma. U nas budowano plac zabaw dla dzieci ladnych kilkadziesiat lat. Jak juz zbudowano to bylo akurat dla wnuczat.
Wszystko sie odnajdzie we wlasciwym czasie.
Powiem nieco zadumany
Pan Lulek
Panie Lulku a dla dzieci brzydkich ile budowali? 🙂
nigdy nie bylem na placku zabaw 🙁
Marzeno, jejku jej, kiedy ja o tym pisałam? Skleroza mnie rąbie. Ale cieszę się, że się ze mną zgadzasz…
😳
🙁 placu
Placku nie lze tylko glupoty opowiada, juz mu opowiedzialam o Dywizji Kosciuszki i o tym, ze tez polska flaga byla na Reistagu, co uznal za „szowinistyczne” wznoszenie sie, skoro tak uwaza to ja se mogie na to pozwolic a oni nie, choc ich „wyzawlali” z niewoli pewnego malarza, kiedy my natomiast bylismy „faszysci i podpisalismy Pakt o nieagresji”, ser to jadamy my i importujemy go wlasnym sumptem do naszych domow, taki historyk niemiecki nie jada tak drogiego sera, on oszczedza, dlatego ma niedostatki w pojmowaniu historii.
PaOlOre nebenbei podjadam Bergkäse ale tutaj przepakowywane.
Pyro do ambasady…. ambasada w Niemczech byla interesujacym i pulsujacym zyciem osrodkiem za czasow pana Reitera.
A drogi w Polsce sa imponujace, burdel do kwadratu, do Warszawy jechalam od objazdu do czerwonego swiatla i od objazdu do zamknietej drogi, wszedzie gorzyska piachu i zwiru, lasy trafia szlag, buduja na gwalt i na raz jakby czasu przed laty na to nie bylo.
Nisiu,dzisiaj o 16:11 🙂
Se nalałam czerwonego – za wszystkie Joanny!
Marzeno,
ja jestem kobietą, która wierzy w tak zwany zimny wychów. Mój syn mógłby coś na ten temat powiedzieć. Trochę się potłukł, ale się nauczył.
Pomogłam w momencie ważnym, ale nie wtrącałam się, obserwując wszystko z boku. Do tej pory słyszę – dzięki, mamuś. Za to, że dostał lekcję z dorosłości, a jednocześnie wstyd, że matka za tę lekcję zapłaciła z własnej kieszeni. Serdeczni koledzy ze *stancji* zniknęli w odpowiednim momencie, a rachunek…
Dorotol,
zwolnij, bo nie nadążam 😯
Dorotko chill mal
Alicjo,właśnie chodzi mi o te „rachunki”dosłownie i w przenośni 🙂
O matko, ale skleroza…
Faktycznie, pisałam…
Wspanialy, pelny. Cala geba ksiezycowa a do mnie znowu wraca historia. Rodzinna ma sie rozumiec. Niedaleko od Warszawy w kierunku na Garwolin jest wies która nazywala sie Wilga. W rzece o tym samym imieniu plywaly klenie i daly sie lowic na wisnie. Od zachodniej strony stal wiatrak tak zwany „Kozlak” na czterech lapach. Skomplikowana byla historia budowy. Z puszczy Bialowieskiej ciagnieto wolami ( kilkadziesiat sztuk wolów ) os glówna. Przetrwal lata a potem przerobili go na knajpe „Pod Kogutem”. Doszly mnie sluchy, ze ona nadal istnieje.
Wie ktos cos na ten temat ?
Pan Lulek
22cc <—kod!
Marzeno,
rachunek był spory (2 tys.$). Zapłaciłam – za kolegów i łatwowierność Młodego. Drugie tyle dałam Młodemu do do ręki i powiedziałam – to ostatnie. Jesteś młody, zdrowy, silny, radź sobie. Poradził sobie, zmobilizowało go.
Nie ma reguły, kto w jakie guano wdepnie i kiedy, albo czy w ogóle. Ale na pewno trzeba młodym zostawić tę przestrzeń, niech próbują pływać.
Za moich czasów 🙄
Nie śmiejcie się! Radziłam sobie sama. Chciałam być niezależna. I byłam.
Panie Lulku,
na moich Bartnikach (stawy powyrobiskowe) klenie łowiłam na czereśnie 😯
Knajpy Pod Kogutem zakładają niejacy bracia Golemowie na moim terenie. Jest kogut w mieście, drugi w Kliniskach, trzeci w Brzozowie na trasie nadmorskiej… Do tego trzeciego jeździmy z synalem czasami na rosołek… jak nam odbije, bo to z 60 kilometrów. Ale my lubimy jeździć.
Pan Lulek to ma dobrze. W mojej okolicy pełnia zamówiona na weekend będzie dostarczona dopiero we wtorek 🙁
Piekę chałkę w formie liczby 50, na jutrzejsze urodziny jednej przyjaciółki. No, jeszcze nie piekę, na razie zamiesiłam…
PaOlOre,
film „Chicken Run” też tak odczytałam, choć wczoraj cytowałam w innym kontekście 😉
Nawet w Simpsonach wykorzystano ten temat wraz z muzyką. Klasyk.
Prawdziwa historia, finał przygnębiający. Dzięki za linka.
Zanim wam powiem dobranoc, posluchajcie ze mna tego co ponizej. Mam nadzieje, ze polubicie.
http://www.youtube.com/watch?v=rIUSikXex5w&feature=rec-LGOUT-exp_fresh+div-1r-6-HM
Zaczyna byc znany we Francji. Warto zapamietac: Ray LaMontagne.
Ciacho.
Nisiu, Trafiłem do Kutów rowerem jeżdżąc po górkach z synem. Och te wspominki…
To jest nasza Ameryka,
to jest nasza Ameryka,
ptaków śpiew i drzew muzyka…
Czy jak tam. Yurek! 😆
http://teatrnasz.pl/tn/
Od razu mi sie skojarzyło (jerzu też, chociaż ucho ma drewniane) z tym:
http://www.youtube.com/watch?v=1EBw_da7BZk
Alicjo 21,39 nie nadazasz, nie musisz, jestesmy w roznych przestrzeniach zarowno czasowych jak i scenicznych
…no to się nie staram nadążać, Dorotol, o *przestrzeniach scenicznych* mowy nie ma, bo nie znam, nie wiem, o co biega.
No to muszę się przyznać, że też nie nadążam. Może dlatego, że polszczyzna jakaś taka…niekoniecznie znajoma i fakty, powiedzmy, zagadkowe?
No cóż…róbmy swoje na własną miarkę 😉
http://www.youtube.com/watch?v=16KoUgNjJTw
Na Pragie, na Pragie bierzem kazda lamagie.
Ze wspomnien
Pan Lulek
Mam mieszane uczucia, czy ta smarkata powinna samotnie wypływać, ale skoro to się już stało, to będę za nią trzymał kciuki, całe dwa lata!!! (chociaż nie znam się na żeglarstwie, jeszcze się nie znam)
Musi się udać!
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8278713,14_latka_wyplynela_w_samotny_rejs_dookola_swiata.html
Nemo,
może pokażesz nam jak wyglada ta chałka. Świetny prezent. Chodzi o pomysł i pracę własnych rąk. Coś mi się wydaje, że to nie pierwszy taki Twój wypiek.
Dzień dobry. Panienka, jak panienka, ale sąd i rodzice odważni, albo i zdesperowani – chce koniecznie, niech płynie, przynajmniej na złe drogi nie zejdzie. Z drugiej strony 200 lat temu, uchodziłaby za całkiem dorosła i już by ją za mąż pchali.
Roboczy nam dzień nastał – zaczynamy sprzątanie po półkach i szafach.
Ja za, a nawet przeciw. Czysta komercja. To nie czasy Thora Heyerdahla, któremu o coś chodziło w wyprawach na tratwach.
Dziewczę nie zejdzie na złe prądy nawet, bo przecież jest bez przerwy obserwowana przez media. Życzę jej jak najlepiej.
Dopiero na starość poznałam smak pływania pod żaglami na Wielkich Morzach i Oceanach, leżąc na dziobie Cygneta myślałam właśnie o tym, jak to było, kiedy się pływało w czasach Thora. Albo *na łupince z orzecha*, jak Jerzy i Ewa Tarasiewiczowie.
Nowy,
nie chrzań (kulinarnie 😉 ), też żeglowałeś 🙂
Są dowody!
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/KapitanskieTangoLipiec2010#5492619172807536594
Otrzymalem w prezencie kilka nowych przypraw. Miedzy innymi dwa rodzaje soli i nowy gatunek pieprzu. Na sniadanko pomidorek od sasiada i inne pysznosci. Teraz sobie siedze przed kompem i zadaje pytanie:
…” co by tu jeszcze spieprzyc „…
Jak skowronek na wiosne
Pan Lulek
…nie pieprz Panie Lulku wieprza pieprzem, bo przepieprzysz wieprza pieprzem 😉
Chrząszcz brzmi w trzcinie
w Szczebrzeszynie, że przepiórki trzy
podpatrzyły jak raz w Pszczynie
cietrzew wieprze wietrzył.
Witrzył cietrzew wieprzy szereg
oraz otomanę,
która miała trzy z nóg czterech
powyłamywane 🙄
Poszłam dosypiać, a tu jakieś syreny, ambulanse i nie wiadomo, co, w nocy nie mają potrzeby jechać na sygnale, bo droga pusta.
Teraz idę dospać.
Goście, goście i po gościach 🙁 Szkoda, że tak krótko 🙁
Też uważam, że komercja. Dżamble pływają cichutko. Teraz zacznie się wyścig coraz młodszych. Poczekam na oseska 😎
Na Polsacie pancerni zaraz zdobędą (wyzwolą?) stację Tiergarten, podczas gdy na TVN dopiero wyzwalają warszawską Pragę… Jestem ciekawa, czym posiłkują się inne staje komercyjne w krajach, gdzie nie nakręcono pancernych, a wakacje szkolne trwają, Swoją drogą Maniusiowi Szczepańskiemu prędzej czy później pomnik trzeba będzie postawić.
Chyba wszyscy zapatrzyli się w tych Pancernych.
U mnie dzisiaj taki trochę czeski obiad pieczona szynka wieprzowa,knedliki i kapusta.
Pyro, jeśli chodzi Ci o mojego dawnego Nadpryncypała, to on był Maciek.W istocie, nigdy przedtem ani potem telewizornia nie miała się tak dobrze, choć Prezes nosił jak najsłuszniej ksywę Krwawy Maciek.
Dziędobry na rubieży.
Jest pięknie, słonko świeci, ptaszki śpiewają, pieski figlują.
Mam rosołek z kurczaka, delikatny, duszone udko, pyrki i jakąś roślinę zrobię, będzie obiad.
Pstrąga wędzonego z widokiem na góry połowicznie zeżarłam (dobrze mu zrobiły te widoki, smaczny był!), a do drugiej połowy dołożyłam jajko na twardo podziabane drobno, takiż serek żółty „królewski”, cebulkę i majonez. Bardzo miła pasta na kanapkę. Moje kundlowate mają do niej TAKIE oczy, kiedy tylko wyczują boski zapach.
Tak Nisiu, oberszefa Ci przechrzciłam, reszta b.z. Swoja drogą takiego gościa skazywać za „zagrabienie” lodówki, to trzeba mieć poczucie humoru.
Nissiu. Wynika, że pracowaliśmy obok siebie (będzie o czym gadać) Ja raz byłem dopuszczony przed oblicze miłościwie panującego Macieja. Siedział za biurkiem. Uniósł zadek na jeden centymetr i podał mi dwa palce nie patrząc komu. Panisko było, że ha!
Nota bene dzięki niemuprzeszlismy z ruskiego sprzętu na standard Thompsona. Niebo a ziemia…
Otóż to, Cichalu, otóż to…
Był rok 72-gi, od roku w Radiokomitecie rządził M.Szcz., a ja holowałam po Poznaniu i po miejscowych jednostkach p.Sokorskiego (wydał wtedy kolejną książkę i zorganizowaliśmy mu cykl spotkań autorskich). Z Sokorskim to była taka sprawa, że pamiętano mu przeszłość frontową, to był ktoś swój, podobnie jak Jaroszewicz. Mieszkał w „Merkurym”, skąd go codziennie rano zabierałam i tak 3 dni. Nudził się przy mnie chyba niemożebnie, ale miał okazję wygłosić kilka sporych monologów, bo ja umiem słuchać, a byłam ciekawa, więc godziny spędzane nad kawą czy obiadem w oczekiwaniu na kolejną imprezę wysłuchiwałam spowiedzi – rzeki. Nie wiem które z uczuć : gorycz, rozczarowanie czy ulga przeważały w jego opowieściach o ostatnich tygodniach w „telewizorni”. Plotki personalne pominę, ale jedna cecha Sokorskiego mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła – lojalność wobec byłych przełożonych i najbliższych współpracowników. To nie był człowiek nowego typu, co to nagle, po dymisji „przejrzał na oczy”. Mówił tylko, że na odchodnym „wypłacił sobie ekstra premię” – otóż miał służbowe mieszkanie 106 m.kw. w Alei Róż; kiedy już wiewiórki mu doniosły, że jutro go wywalą, pojechał do URM, w której gestii były prominenckie mieszkania i załatwił sobie wykup lokalu. Pieniądze pożyczył mu Cyrankiewicz i jeszcze ktoś – o 10.00 rano zapłacił za mieszkanie, a o 13.00 stracił stanowisko.
Podziwiałem go swoiście w pewnym okresie (choć nie pochwalałem) bo dziwkarz był to przedni…
Co tam będę owijał w bawełnę, poprostu ja, chudopachołek, ordynarnie mu zazdrościłem…
Chłopy 🙄
Dzień dobry w ten pochmurny poranek. Nawet mi się wstawać nie chciało, ale w końcu trzeba się było zwlec z wyrka. Mam gości na późny lunch (14-ta), przychodzą Kanadyjczycy. Zupa szparagowa, schabowe, ziemniaki, kapucha kiszona, typowy „polski obiad”. Dorzucę podsmażone pieczarki.
Teraz muszę Jerzora wypchnąć z domu na bieganie albo inny rower, bo trzeba ogarnąć chałupę, pałętający się po domu chłop w takich momentach zdecydowanie przeszkadza.
Bardzo dziękuję za wczorajsze życzenia! Wczoraj nie miałam czasu, żeby zajrzeć na blog. Nawet wieczorem, bo na noc zostały u mnie moje dwie siostrzenice (4 i 6 letnia). Zajęć było sporo – rysowanie, czytanie, zabawa w sklep itp 🙂 pozdrawiam Wszystkich! Życzenia dla Nirrod – mojej imienniczki!
O p.Sokorskim = c.d. i o tym, czego Cichal mu zazdrościł ( a Sokorski pewnie takim chłopakom, jak młody Cichal – i miał czego). Wtedy, kiedy 3 dni byłam asystentką S. był już starym człowiekiem po 60-tce ale widać było, że urodą nigdy nie grzeszył – wzrostu ledwo średniego, krępy, twarz nieciekawa, ale emanował autorytetem. Taki polor daje władza,którą się długo sprawuje, albo pieniądze, albo duży osobisty dorobek. Dorobek możemy pominąć, bo wielkiej literatury nie tworzył; pieniądze mógłby mieć, gdyby nie 4 rozwody i częste eskapady z Józiem (Cyrankiewicz) na trunki i panienki, władzy też już nie miał (gdyby się nazywał Macierewicz miałby haki, całe mnóstwo haków). Piekielnie dużo wiedział o ludziach władzy i była to wiedza nie tylko obiegowa. Po prostu był w środowisku długo, z niektórymi ludźmi znał się sprzed wojny, z innymi z wojska i czasu odbudowy, z innymi z partii – z większością towarzysko – pił, polował, tańczył uwodził baby albo dawał się uwodzić). Powiedziałabym, że to rasowy dziennikarz – reportażysta : zbierał okruchy, układał obraz, ale tylko dla siebie. Sławna była awantura w KC, gdzie urządzono S. pranie sumienia za przekraczanie prędkości w stanie wskazującym i za dziwki. Sokorski się nie pokajał – tak lubią szybkie samochody, koniaczek i d\iwki, on i Józio, ale niech się Towarzysze od ten tegują, bo oni po pracy i za swoje; prywatnym samochodem, za swoje paliwo i swój portfel.
Czerwone wino. Czerwone róze. Piekna kompozycja. Zginela gdzies Jolka. Nie zglasza sie na prywatna poczte ani na blog. Moze ktos ma z Nia kontakt i da znac.
Z góry dziekuje.
Pan Lulek
Telewizji nie oglądam, ale wiem, że na naszym CBC od lat zapchajdziurą jest „Coronation Street”, angielski, nudny jak flaki z olejem serial. Mówię „nudny”, ponieważ przed laty usiłowałam to ogladać. Chyba za darmo to dostali, dlatego tak tłuką. Ciekawa jestem, ile osób to ogląda.
Jerzor wypchnięty, kapusta przyprawiona (do kiszonej – marchewka, pieprz, oliwa, źdźiebko cukru), hej, mietła i ściera w dłoń!
Pyro!
Po 60-tce to jeszcze ciągle wiek średni, starość zaczyna się po 90-tce, dziewiątka Ci się odwróciła na szóstkę 🙂
Brawo Alicjo! Skąd u Ciebie, Młoda Damo, takie dojrzałe konkluzje?
Alicjo – teraz wiem, wtedy miałam niespełna 40-tkę (33?) i p.S. wydawał mi się zgrzybiałym starcem.
ALICJO,
wydaje mi się, że w ubiegłym roku podawałaś swój sposób na uporanie się z muszkami owocówkami, ale nie pamiętam, na czym on polegał. Jeśli tak było, jak mi się wydaje, przypomnij, proszę co mam tym muszkom zrobić, bo denerwują mnie okropnie. Nie trzymam na wierzchu żadnych nadpsutych owoców, ani napoczętych pomidorów, tylko zdrowe owoce, a muszki obsiadają je. Może inni też mają jakieś skuteczne naturalne sposoby.
Wczoraj i dzisiaj sporo jeździliśmy po naszej okolicy i stwierdzam z całą pewnością, że bocianów już nie ma, niestety. Ani w gniazdach, ani na łąkach i polach. Albo zbierają się na swoich bocianich zgrupowaniach, albo już odleciały do Afryki. Jesień idzie, nie ma na to rady…
Ale turystyka kwitnie. Dziś przed południem pojechaliśmy do Orłowa.Upał niemiłosierny, ale trudno cały dzień tkwić w domu. Spotkaliśmy tam dwójkę rowerzystów – panią i pana w wieku ok.35 lat. Dyskutowali, czy to co widzą na horyzoncie, to jest Półwysep Helski. W tej sytuacji musieliśmy się wtrącić i objaśnić, jak sprawy się mają. Ci państwo widzieli Gdynię pierwszy raz w życiu. Zwiedzanie zaczęli nietypowo, bo właśnie od Orłowa. Byli zachwyceni widokami. Przekazaliśmy im trochę informacji turystycznych.Potem spotkaliśmy się jeszcze raz na końcu mola orłowskiego, a na koniec , kiedy wrócili z klifu, w kawiarni przy Domku Żeromskiego. Wszystko im się podobało, czemu w ogóle się nie dziwiłam. Było nam bardzo miło, że im było tak miło.
A nasi znajomi pojechali do Zakopanego. Jechali w piątek, w korkach na drodze. Po drodze mieli problemy z samochodem. Dojechali o drugiej w nocy. W piątek postanowili wejść na Rysy / !/ Czekali kilka godzin w kolejce, aby wjechać na Kasprowy Wierch/ w życiu tyle bym nie czekała/. Ale w końcu wjechali i ruszli szlakami. Oczywiście są niewprawieni, kolega na co dzień w zasadzie porusza się tylko samochodem. Naturalnie nie dotarli do celu i w porę zawrócili. Byli nieprzytomnie zmęczeni .Stawy i mięśnie nadwyrężone. Dziś pojechali samochodem pod Gubałówkę, potem kolejką na górę i tam mały spacerek, jak małe dzieci. Tak to jest jak mierzy się siły na zamiary. Kolega był kiedyś na Giewoncie i ma nadal wielkie mniemanie o swojej kondycji, nie dbając o niazupełnie. Trochę sie z niego śmialiśmy,bo my w planach mamy co najwyżej wejście na Nosala. Mąż dałby radę poważniejszym wyzwaniom, ale nasze plany musimy dostosować do moich niewielkich możliwości. Jestem kobietą nizinną i po płaskim mogę chodzić cały dzień, natomiast za chodzeniem po górach nie przepadam. Trochę chodzę, ale tylko dla widoków.
Krystyno,
nalej do jakiegoś maczynia (ja to robiłam w szerokim kielichu) kapkę wina na dno.
Przykryj szczelnie folią przezroczystą, dziabnij drutem czy wykałaczką kilkanaście otworów. Muszki chętnie wejdą, ale nie wyjdą.
Poza tym sprawdź, czy nie masz gdzieś obierków ziemniaczanych trochę starszych, nadgniłego ziemniaka. Do tego muszki jak do miodu, wiem, bo przez to przeszłam, niezauważony zgniłek za pojemnikiem z ziemniakami.
naczynia, gapo jedna…
Pyro, co prawda, to prawda. Dla nastolatki facet po wojsku jest już lekko przejrzały, a trzydziestolatek – starcem stojącym nad grobem 😯
Pamiętam to – może teraz się zmieniło.
Cichalu,
im bliżej… tym dalej się odsuwa pewne granice 😉
I tak powinno być!
Wracam do bardzo nielubianych zajęć 👿
Oj nie Pyro, o ile ja dzisiaj nadazam, to przesada z tym pomnikiem Pyro dla pana Szcz. tak sie zlozylo, ze pracowalam 76/77 dla redakcji publicystycznej i mialam okazje byc zapraszana na audiecje do tych panow do ich biur, audiencje te nie wniosily nic pod wzgledem zawodu telewizorczyka, byly raczej chore, mialo sie do czynienia roztaczajacym sie za tym biurkiem nawet nie chudopacholkiem tylko chamem, ale z prowincji bylam akuratnie w danym momencie ja: i na wypowiedz ni z tego i owego : „k – ja ci zrobie” – to ja nie wiedzialam dlaczego i co ten facet chce cos mi zrobic, czyzbym cos zle wykonala, na wypowiedz „nie moge cie ogladac na planie bo sie mocze” (????) poradzilam takiemu watzce, zeby poszedl do lekarza, bo ja bedac ze wsi pomyslalam, ze on sobie przeziebil pecherz i siusi w majtki, chcialam dobrze a wyszlam na najbardziej arogancka gowniare na swiecie, szalu dostal. Ale jak mi jeden z nich tez ni z gruszki i pietruszki, po skonczeniu audycji zapowiedzial „ze kupi mnie mieszkanie, w ktorym ja bede na niego czekalc az on przyjdzie” (pewnie taki z tych ich puli i dojsc) to juz skonczyla sie moja kariera telewizyjno- publicystyczna w Warszawie, bo ja uwazalam, ze jakim prawem taki cham, bedzie mnie kupowal mieszkanie, kiedy ja mam po pierwsze rodzicow od tego a po drugie jeszcze zamoznych. Moze teraz powinnam wrocic do tej propozycji ….
Ło matko! (z córkami…)
Dorotol – Boy:
„Lecz tymczasem mu wychłódło,
bo już była stare pudło”
rowniez Boy …za duzow wody swieconej a za malo szarego mydla”
Odnalazla sie Jolka. Tak po prostu, ni z gruszki, ni z pietruszki. Tyle, ze ja nadal nie wiem. Przyjedzie, nie przyjedzie. Cale szczescie, ze trafilo na upartego i cierpliwego.
Którym oczywiscie jest.
Pan Lulek
A ja po prośbie.
Znamy chyba wszyscy ten kultowy film. Twarzy tam wiele, a niektóre bardzo znane. Ale kto jest ten pan, w środku jury. Ten czarnowłosy z wąsikiem?
http://www.youtube.com/watch?v=-HP1Cvjmdio
Nisiu, Cichalu, może wiecie kto to był. Bo nigdy go przedtem ani potem nie widziałem. W żadnej już produkcji.
No to Bogu dzięki i Panu Lulkowi!
Broniu, ? – Witajcie 🙂
Alino – Z przyjemnością obejrzę zdjęcia znaczków i „rosyjskiego” Cypru, a Twoj mąż miał rację; Rosjanie odbudowali całe miasteczko, postawili szpital, nawet zatokę pogłebili, w ramach pomocy ówczesnego ONZ-tu.
Krystyno – „Jestem kobietą nizinną i po płaskim mogę chodzić cały dzień” to zdanie godne pamięci Agnieszki Osieckiej, może napiszesz całą o tym piosenkę ? 🙂
Dzien dobry,
Placku, masz na mysli Krete oczywiscie 😉 Zdjecie zrobie wkrotce.
Pepegorze, osobiście nie kojarzę.
Ale zajrzyj tu, może Ci się jakaś klapka otworzy?
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/121215
Pepegor, to był jeden z naturszczyków Piwowskiego. Po Rejsie już go nie widziałem, ale to nic nie znaczy.
Być może , że nazywał sie Bezamson (?)
Alino – Przepraszam, Kretę – tak sobie język pogryzłem, że Cypr z niej wyszedł 🙂
Jestem kobietą nizinną
i chodzę tylko po płaskim…
Gdy zima – jest mi zimno
i psa mam rasy haski.
Latem małe mam kotki,
kąpieli w słońcu zażywam,
hoduję róże słodkie,
na fisharmonii grywam.
Do góry nie spoglądam,
bo zaraz mam zawroty…
Fortuny nie pożądam –
za duże z nią kłopoty.
Jak cały nizinny ludek
mam wymagania nieduże:
Wystarczy mi mój ogródek,
pies haski, koty i róże.
Jej, Krystyno 😀 ale z Ciebie szczęściara 😀
Jolka odnalazla sie a z nia nastepujacy wierszyk:
…” Gdy wrócisz, o nic Cie nie zapytam,
po prosto Cie przywitam,
jak gdyby nigdy nic.
Gdy wrócisz, nawet po wielu latach,
zastaniesz pokój w kwiatach,
jak gdyby nic, jak nic „…
Dla Jolinka i Pana Lulka:
http://www.youtube.com/watch?v=_xAKvEXEtyw
W szczenięcych latach śpiewaliśmy: Gdy wrócisz, na progu się przewrócisz…
eeae – taki kod
Nisia już lekcje odrobiła summa cum laudae i ja już nie muszę. Słońce świeci i jest burza. Dziwne.
Pyro, czasem miewam ataki pracowitości!
Głównie wtedy, kiedy powinnam zająć się czymś zupełnie innym. 👿
Dość tych krotochwili. Jedziemy na ostatni przed wylotem do Polski, koncert jazzowy. Niestety nie w plenerze, bo leje. Odwiedzimy też barkę hydroponiczną. Jest w pobliżu.
Nisiu, Cichalu, dziękuję.
Na 90 procent jestem sobie pewny, ze znalem go osobiście. Takie twarze nie trafiają sie tuzinami. A nawet głos ten sam i nazwisko w bloku wykonawców też jest.
Ciekaw byłbym dalszych jego losów. Straciłem go z oczu w 1964.
Nisiu – Pada, ale przestało padać, dziękuję 🙂
Oto cytat cytatu o jednym ze wcześniej wspomnianych Wybitnych Indywiduóuóuów, pod koniec artykułu o mowie-trawie, strona 2-ga, parter , autorstwa pana Borowskiego.
Lutosławski wyraził swe uczucia bardziej dobitnie – Pierwsza Symfonia.
Dorotolu – Pozostań ogniście niezłomna, prawdopodobnie mieszkanko było na Mariensztacie, rzeczywiście chamstwo coś takiego proponować. Tobie się pomnik należy, za bezbierność 🙂
Panie Lulku – Jak to dobrze, że Pan śpiewa. Dziękuję za obraz Młyn nad Wilgą.
nie wiem co znaczy bezbiernosc, ale pomysly z pomnikiem dla pana Szczaaaaaaaaaaaaaacza to tak jak pochwala jurnosci typkow z grupy Lepera, „mezczyzni tchnacy wladza, majacy doze frustracji” jak taki sie nawet wyrtykulowac nie potrafil o co mu chodzilo tylko „k” – bo sam „ka” byl a dalej w studio siedziala szczesliwa obywatelka malzonka i wiadomosci zapowiadala… a jeszcze, ze „wladze” niby mial to on se kupi wraz z mieszkaniem, to ja sie po to spod kurateli mamuchny i tatusia urywalam aby wyczekiwac na chlopa-chama co najwyrazniej nawet lychy drewnianej w domu rodzinnym nie posiadal, ktora niektorzy rodzice pomyslunek progeniturze „proletariatu” ze skutkiem wbijali.
ale sie dzisiaj mebli naprzestawialam a ksiazek nawyrzucalam min. calego Solzenicyna, bo poza tym, ze zegrozeni jestesmy najbardziej przez brudy i niszczenie srodowiska, to sie nie sprawdzil
Alicjo – dziękuję. Zastosuję sposób na muszki.
Haneczko – czy ja jestem szczęściarą ? No, może , chociaż raczej tak o sobie nie myślę. Ale to, że mieszkam niedaleko morza, ma duże zalety i doceniam to.
Placku, 🙂 . Dziękuję za miłe słowa. Dobrze, że Nisia od ręki machnęła zgrabny wierszyk, bo ja, niestety, nie potrafiłabym tego zrobić. Choć w przeszłości udawało mi się coś zrymować. Ba, nawet w dawnych czasach koleżanki z akademika zorganizowały wieczór jednego wiersza – mojego- opisującego przygody jednej z nich. Potem wena uleciała i nie powróciła. I chyba dobrze uczyniła.
Krystyno, jestes szczesciara bo masz dla siebie, wylacznie dla siebie taki sympatyczny wierszyk 🙂
Placku, artykul bardzo ciekawy.
Czytam „Z pamietnika niemlodej juz mezatki” Magdaleny Samozwaniec
(tytul w nawiazaniu do „Kartek z pamietnika mlodej mezatki” z 1926), nieznane zapiski odnalezione przypadkowo. Przyjemna lektura, duzo zdjec i swiat, ktorego juz nie ma.
Bylo mi piekielnie zimno wiec ucieklem pod kordelke od Pyry. I co, nic, rozgrzalem sie a tu dalej nic. Ech kordelko, kordelko, poznanska Ty moja.
Rodem z Warszawy w okolicach Pola Mokotowskiego.
Pan Lulek
Dobranoc a Panu Lulkowi milych snow.
http://www.youtube.com/watch?v=nrLmaB8aJSI&feature=related
po kiego grzyba taka zabawa, to ludzie po powodzi nie maja gdzie mieszkac a tu…
http://wiadomosci.onet.pl/2212850,11,pomnik_wielkiego_przywodcy_stanie_w_centrum,item.html
tez malego wzrostu byl i uzurpator
ci radni to chyba nie warszawiacy, to jekies przecieranie szlaku, a potem Warszawa bedzie miastem pomnikow malych ludzi, ciekawy skansen
W lesie byłem:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-08-22.html
http://www.youtube.com/watch?v=86egt8PDmos&feature=related
Taki zespół odkryłam przed chwilą, a śpiewaja moją ukochaną balladkę o powrocie dobrego księcia Charlie do Skye… po bitwie pod Culloden, w której dostał on był w zadek, niestety, i musiał wiać.
Ta piosenka powinna być kołysanką.
A jakby kogo nie uśpiła, zaraz zapodam jeszcze jedną śliczną szkocką.
http://www.youtube.com/watch?v=hKvB3g3HEPQ&feature=related
Dziki górski tymianek.
Szkockie ballady są najpiękniejsze… zawsze tak mówiłam (odkąd kilka poznałam).
Ta publisia chyba też tak myśli.
Dobranoc.
Moi przyjaciele są właśnie w Paryżu. Podesłałam im do posłuchania…poezja nutkowana.
http://www.youtube.com/watch?v=8GXAU4XFKk4
A u mnie tak:
http://www.youtube.com/watch?v=0aO5MIdjAlc
Po jednym zdjęciu Misia wstyd pokazywać swoje, ale trudno. Robiłem je z myślą o Blogu, no i trochę dla siebie, gdy już stąd wyjadę.
Riverhead to niewielkie, 30-tysięczne miasteczko na wschodzie Long Island, około 20 minut ode mnie. Do niedawna było to największe w tym rejonie skupisko Polaków, osiedlali się tu emigranci z początków 20-go wieku, głównie chłopi. Ziemia była tu tania, piaszczysta, uboga, w sam raz do uprawy ziemniaków i żyta. Polskie farmy powstawały jak grzyby po deszczu, a w Riverhead powstało Polish Town. Do dzisiaj każdego roku w sierpniu odbywa się tu „Polish Festival”. Polski akcent za oceanem, wciąż wyraźny, ale szybko słabnący. Gdy przyjechałem w 1985 było to prawdziwe polskie święto, dzisiaj nieco jeszcze pozostało, ale już niewiele.
Cieszy wciąż istniejąca Polska Szkoła, w której polskie dzieci w soboty uczą się mówić, pisać i czytać po polsku, przerabiają „Litwo, ojczyzno moja….” itd. Jest polski kościół i tzw. Polska Hala, czyli Polish Hall.
Zdjęcia starałem się ułożyć w jakąś logiczną całość, ale nie wiem na ile mi się to udało.
Jak zwykle – ogląda kto chce, żeby nie było, że zanudzam.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/PolishFestival#slideshow/5508380066110315362
Sprawdzam, ale te zdjęcia się nie otwierają. Nie wiem co jest.
Alicja spróbuj, jeśli tam jeszcze jesteś.
Jeszcze jestem, Nowy. U mnie się otwierają bez problemu, właśnie się gapię na…
A Ty nie bądź taki skromny z tym robieniem zdjęć!
Dużo poczucia humoru i tak zwanego luzu, bez zadęcia 🙂
Bardzo fajne.
Dzięki Alicjo.
U mnie też OK. Pozdrawiam