Rodzina za stołem

Nie raz i nie dwa rozmawialiśmy tu o rodzinnych śniadaniach, obiadach i kolacjach. Zawsze też byłem zdania – większość z was je podzielała –  że to dobrze wpływa na życie rodzinne, umacnia je i kształci młode pokolenia.

Mam przed sobą nową książkę Wydawnictwa Muza, z serii prezentującej wielkich kucharzy świata, pt. „Nakarm mnie” pióra Billa Grangera. To znany szef kuchni  i restaurator z Australii (Echidno – potwierdzasz?). Z wielu przepisów opublikowanych w tym tomisku (bo to jak zwykle księga wielkiego formatu i pięknie zilustrowana ale za to trudna w użyciu) będę korzystał z przyjemnością. Z zadowoleniem przeczytałem też kilka komentarzy, które podtrzymują moje własne opinie na temat zasygnalizowany w tytule dzisiejszego felietonu. Oto co pisze Bill:

„Korzyści, które płyną z jedzenia posiłków wspólnie z rodziną, możliwie jak najczęściej, są nieograniczone. Podawanie dzieciom od najmłodszych lat różnego rodzaju jedzenia w naturalny sposób zachęca  je do próbowania nowych smaków i rozszerzania wiedzy. Takie podejście opłaciło się w przypadku trójki moich dzieci, które co do zasady zjedzą wszystko lub chociaż spróbują. Uważam, że jest to również sposób na dzieci wybrzydzające przy stole, aby próbowały nowych smaków.

Nie chodzi tylko o nauczenie dzieci jak należy się odżywiać, ale również o przybliżenie podstawowych manier przy stole, na przykład posługiwania się sztućcami, zakazu mlaskania  i przed odejściem od stołu, zaczekania, aż skończą jeść wszystkie osoby.

Niezależnie od tego jak mocno jesteśmy zajęci i jak różne jest życie każdego z nas, czas spędzony przy stole służy rozmowie i dzieleniu się nim z innymi. Wspólne posiłki to jedna z podstaw życia rodzinnego i bardzo się z tego cieszę.”

Można powiedzieć, że to dość banalne prawdy ale jakże często lekceważone a  to już niesie ze sobą poważniejsze konsekwencje. Warto więc, w miarę możliwości, zapamiętać rady Australijczyka. Aby to wam ułatwić, w następnym quzie, książka „Nakarm mnie” będzie nagrodą za prawidłowe odpowiedzi na pytania.