Po „Absyncie” został mi tylko absynt i łyżeczka
Bardzo nie lubię gdy znikają moje ulubione knajpki. Zmartwiłem się więc setnie gdy doszła mnie wiadomość o zamknięciu jednej z najlepszych w Warszawie restauracji czyli francuskiego „Absyntu”. Od pewnego czasu krążyły słuchy, że czynsz w tym miejscu stolicy przekracza nowojorskie ceny i stać na to tylko bankierów albo takich entreprenerów, którzy chcą koniecznie ponosić straty. Co w rezultacie przynosi im zyski a czasem i wyroki.
Nie ma już „Absyntu” a mnie zostały tylko wspomnienia np. wspaniałego jubileuszu 40-lecia małżeństwa, który wraz z dużą grupą przyjaciół tam świętowaliśmy. Pocieszam się tym, że rodzina Kręglickich prowadzi parę innych równie fajnych lokali a wśród nich nowo otwartą „Piątą ćwiartkę” czyli jedyną w Warszawie restaurację z podrobami. I to jak podawanymi!
Absynt dla gości
Na szklance położyć dziurkowana łyżkę. Na łyżce dwie kostki cukru. Nalać absynt do szklanki przelewając przez cukier. Podpalić cukier, który będzie spływał na dno. Poczekać aż płomień zgaśnie. Rozcieńczyć absynt zimną wodą. Podać aperitif. Spróbować cukier, bo bardzo smaczny
Na pociechę mam też butelkę absyntu oraz łyżeczkę misternie dziurawioną, dzięki której mogę podawać drinki z ulubioną wódką francuskich impresjonistów wg. wszelkich prawideł. I butelka, i łyżeczka to prezent z „Absyntu”. Otworzę ją i użyję przy jakiejś specjalnej okazji. Na razie mogę obie rzeczy tylko zaprezentować i schować.Aby nie trwać w ponurym nastroju postanowiłem przyrządzić coś smacznego i w naszym domu jeszcze nieznanego. Miałem zaś przed oczyma widok szynki pieczonej w miodzie i musztardzie, którą popisywał się w kanale Kuchnia TV jakiś mistrz kulinarny. Wprawdzie nie miałem przepisu ale od czegoż fantazja!
Ostrożnie, bo można się oparzyć
Kupiłem dwukilogromową bryłę wieprzowego zadka wraz ze skórą i grubo ją posoliwszy odłożyłem na dwie doby w chłodne miejsce. Po tym czasie wsadziłem szynkę do wielkiego gara pełnego wrzątku i zmniejszywszy ogrzewanie potrzymałem tak przez godzinę. Po wystudzeniu mięsa naciąłem skórę w dość regularną kratke, wetknąłem w szparki goździki a całość grubo nasmarowałem mieszanką musztardy z Dijon i miodu gryczanego. Teraz do brytfanny i do piekarnika. Tam szynka spędziła trzy godziny w temperaturze 185 st. C, co jakiś czas polewana sosem spod pieczeni, a na ostatnie 30 minut zdjąłem pokrywkę, by nabrała zdrowego rumieńca.
Pachnąca miodem i goździkami szynka wygląda godnie. Podana z sosem własnym smakuje wspaniale. Ale największą rozkosz sprawia podniebieniu podana na zimno jako wędlina. Warto się tak bawić, by rozjaśnić horyzont i odpędzić smutki.
Komentarze
Wyklad inauguracyjna na UTW nie tylko zapisal sie zlotymi zgloskami w historii nauki polskie a raczej swiatowej ale zaowocowal nowymi przepisami. Trzeba spróbowac stosujac inne trunki wlasnej produkcji.
Wracam jednak do wczorajszej inauguracji z pytaniem czy Magnificencja posiada juz rektorskie berlo. Jesli nie to do czasu wyposazenia Osoby i Urzedu w stosowne akcesoria gotów jestem udostepni z wlasnych zbiorów autentyczny demokratyzator.
Z zyczeniami pieknego tygodnia kresle sie
Pan Lulek
Łubu dubu, łubu dubu….. Szkoda, że odchodzą tacy Wielcy Aktorzy, a zostają nam same Mroczki… Gospodarzu, szynka wygląda smakowicie.
Szynka piękna bardzo, absynt również przystojny.
Mnie wczoraj rozczarował Deker: woda podana do espresso była letnmia, desery również, a towarzysz otrzymał latte z syropem, które się zwarzyło. Jedyny sposób: kupić Bianki i przemrozić we własnej zamrażarce przed spożyciem. Raczej jestem na nie.
NIEEE!!! NIE MA „ABSYNTU”????
Jestem w żałobie… 🙁
Jakież przemiłe i przepyszne obiadki tam jadłam kilka razy z moim przyjacielem, zaprzyjaźnionym z miejscem i z gospodarzami, czasem pod troskliwym okiem Agnieszki K. … 🙁
„Piąta ćwiartka” mi nie zastąpi, bo podrobów nienawidzę 👿
Piotrze, a nie wiesz, może oni gdzieś ten „Absynt” przeniosą?
Witajcie, Kochani.
Nie wiem, o czym oststnio tutaj się dyskutuje, bo czasu brakowało. Ale o jedzeniu chyba zawsze.
Uczciliśmy Św. Walentego w gdyńskiej restauracji włoskiej La Fortuna. Nie było rezerwacji, ale czekać długo nie było potrzeby, bo dwuosobowych stolików przygotowano sporo. Obawialiśmy się trochę, że w taki dzień ogromnego ruchu jedzenie będzie ciut gorsze. Jednak nie. Było, jak zwykle, przesmacznie.
Zupy oboje te same – krem z pomidorów. Podobno inne są równie dobre lub nawet jeszcze lepsze, ale pamiętając smak pomidorowej nie zamawiamy żadnej innej. Czym ona tak przyciaga? Przede wszystkim wrażeniem naturalności. Dobrych naturalnych przypraw i brakiem podejrzanych gastronomicznych dodatków. Czysty smak i aromat Toskanii.
Jeszce były pieczarki faszerowane szpinakiem z gorgonzolą. Znakomite. Dużo czosnku, ale szpinak tego wymaga, niestety. I zupa i pieczarki straszliwie gorące, ale tak właśnie trzeba.
Na drugie Ukochana miała polędwiczki wieprzowe w sosie śmietanowo kaparowym, a ja po raz pierwszy w Polsce zdecydowałem się na rzymskie danie Saltimbocca alla Romana. Oryginalne jest z cielęciny. Tutaj oferują ze schabu. Ale i w Rzymie jadłem w wydaniu wieprzowym. Przypominam, że jest to mięso w płacie szynki parmeńskiej z listkami szałwi, wszystko w sosie winnym z boczkiem pokrojonym w kosteczki okraszające pieczone ziemniaki. Wbrew pozorom wcale nie tak łatwo to danie przyrządzić, żeby smakowało, jak należy. Jakość szynki, boczku i sosu – wszystko musi być najwyższej jakości i harmonijnie doprawione. Efekt smaczniejszy niż oststnio w Rzymie w całkiem renomowanej restauracji dla miejscowych. Co nie znaczy, że na tamto mogłem narzekać.
Co ciekawe, włoski mistrz kuchni był zatrudniony na czas rozruchu i nauczenia czegoś polskich kucharzy. Brzmi to niemal niewiarygodnie, ale pomimo wyjazdu Włocha niczego jakoś nie psują. Nie wiem, kto jest właścicielem, ale widać, że pilnuje jakości składników. Co prawda jesienią docierały sygnały o kiepskiej jakości szynki stanowiącej tutaj ważny składnik kilku potraw. Ponoć bywała słona, sucha i twarda, ale ja tego absolutnie nie potwierdzam, choć wierzę, że mogła taka bywać.
Niestety, ze względów samochodowych mogliśmy wziąć tylko najmniejszą karafeczkę – 250 ml wina apulijskiego, w którym niewiele więcej niż umoczyłem usta. Zamówiliśmy za to dwie buteleczki wody mineralnej. Rachunek za całość 107 złotych.
Teraz jeszcze poczytałem troche recenzji bywalców. Podejrzewam, że część była pisana przez konkurencję albo osoby zupełnie pozbawione zdolności oceny jakości jedzenia. Trzy gwiazdki na pięć za smak to zupełne nieporozumienie. Są również zarzuty do profesjonalizmu obsługi. Z tym się zgodzę częściowo. Obsługa jest grzeczna, ale raczej po przeszkoleniu niż po gruntownym przygotowaniu zawodowym. Mnie to specjalnie nie przeszkadza.
http://www.kregliccy.pl/absynt.php
pewnie gdzieś przenoszą
Pluszaku, potwierdzam, że ostatnio z Dekerem dzieje się coś złego. Zdaje się, że jest na jakimś dużym zakręcie osobistym, czy nawet poza nim, ale to u profesjonalisty nie powinno mieć znaczenia.
Nie wiem, czy cukiernie i kawiarnie sygnowane Tomasz Deker są jego własnością, czy też to tylko lokale patronackie, do których dostarcza wyroby. Ale dając nazwisko odpowiada za wszystkio.
Wracając do Dekera. Ja zazwyczaj kupuję parę ciastek i zjadamy je w domu po obiedzie. Też się kiedyś naciąłem wybierając ptysie i kremówki. Zupełnie przeciętne. Z całą pewnością zasługują na uznanie wszystkie ciastka i torty z duzym udziałem czekolady, a także serniki.
Stanisławie, myślę, że całkiem słusznie 😉 Bianki na wynos powinny smakować. Ale i tak babeczki kajmakowej z Sowy nie przebijają.
Ostatnio bedac przed tygodniem w Polsce popróbowalem wyroby Sowy. Nie najgorsze ale nie zwariowalbym na ich punkcie. Zbliza sie godzina 11.00 a zatem pora na podobiadek. Duze ciacho i kawa rozpuszczalna. Te lubie przed obiadem.
Ciesze sie z powrotu Stanislawa. Gdzie u licha zgubila sie Magdalena i jeszcze kilka osób.
Milego dnia wszystkim
Pan Lulek
Ja się nie zgubiłam,chociaż w tych śniegach,które również
padały nad południowo-zachodnią Francją można było.
W średniowiecznych,gaskońskich miasteczkach byliśmy często
jedynymi turystami.Z jednej strony przyjemnie,kiedy nie ma
tłumów,ale z drugiej strony poza sezonem wszelakie atrakcje
turystyczne pozamykane.Pozostaje podziwiać architekturę
oraz delektować się lokalną kuchnią,a to jest zawsze miłym zajęciem 🙂
Urlop się skończył,dzisiaj rano trzeba było odkopać samochód.
Odśnieżanie i wyjechanie spod domu zajęło nam 40 minut !
Sypie nadal !
Ciąg dalszy sprawozdania nastąpi.
Nie wiem, czy w naszej książce kucharskiej u Alicji jest zamieszczony przepis na ciasto Jotki, ale warto, naprawdę. Wracając jeszcze do wczorajszego spotkania, Basi A, podobała się aranżacja saloniku Jotki – dwa bliźniacze wykusze zastawione roślinami. W ten sposób w pokoju jest mnóstwo zieleni, ale nie zabiera ona miejsca „mieszkalnego”. Inna sprawa, że przy okazji pokój pozbawiony zostaje dwóch ślicznych kątów – przeszklonych, trapezoidalnych, z widokiem na frontowy ogródek. Coś za coś – jak to bywa w życiu. Wielki, secesyjny kredens z serwantkami, stare pianino i pojemny stół, dopełniają wnętrze jedym bokiem otwarte na malutki salonik z kompletem wypoczynkowym. Myślę, że Gospodarzom jest wygodnie w tym domu. Wszelkie pokoje do pracy zostały bodajże, wymiecione do przyziemia; w związku z tym, gość się nie potyka o kable, biurka, komputery itp.
Niestety, nie podyskutuje z Wami. Za daleko mam do omawianych tu lokali. A Absynth? Na pewno szkoda szkoda kazdego, ktory sprawdzil sie i wpisal sie w krajobraz kulturowy. Taki brak to cezura w tej substancji, ktora potem dlugo musi sie odradzac. Jesli natomiast chodzi o tytulowy specyjal, to przyznam, ze nie mam zdania, bo dotychczas jakos nie spotkalem sie z tym nigdy. Wiec nie wiem co mnie ominelo.
A pieczen wyglada objecujaco!
Po czternastu dniach rekonwalescencji zycze wszystkim milego dnia jeszcze,
pepegor
Dzień dobry Szampaństwu
Niestety, w /Przepisach/Slodkie.etc nie ma przepisu na ciasto Jotki, mam nadzieję, że Jej Magnificencja znajdzie czas i poda, skoro Pyra tak rekomenduje.
Weekend przeszedł leniwie, tylko wyjątkowo przegadany z ludzmi z różnych części świata. O przepraszam, byłam za rogiem w ramach zajęć sportowych!
Poza tym nos w książkach, najlepsze lekarstwo na takie zimowe, bezśnieżne a wietrzne dni.
Witaj Danuśka … 🙂 … a w TVN pokazywali przed chwilą jak się produkuje i pije Absynt … nie piłam jeszcze ale mam w domu … nawet nie wiedziałam, że tej specjalnej łyżeczki mi brak … teraz poszukam w sklepie lub na starociach …
Cieszę się bardzo, że tak ważna osoba jak Pan Lulek mój powrót zauważyła. Pan Lulek jest instytucją. Dobrze, że piszą tu osoby używające z zasady języka tradycyjnego i jeszcze nikt nie napisał, że Pan Lulek „jest kultowy”, co może oddawałoby istotę, ale mnie by raziło, bowiem sprawy kultowe są dla mnie zarezerwowane dla innych dziedzin.
W sprawie Sowy trudno polemizować z Panem Lulkiem, który na co dzień ma do czynienia z wyrobami wiedeńskimi. Sascherami, marcepanami i innymi. Ale w zasadzie i tak mam podobne zdanie. Dobre, ale nie należy przeceniać. Dobre, a nawet znakomite, torty czekoladowe i niektóre inne. Do tego tańsze niż Dekera. Ale niektóre drobne wyroby herbatnikowe prawie przeciętne. Ostatni zakup – ciasto piernikowo czekoladowe z bakaliami i chyba kawalkami gruszek. Po prostu znakomite. Należycie wilgotne a nie mokre. Bardzo puszyste. Babeczek kajmakowych nie próbowałem. Są wszędzie i na ogół niczym nie różnią się od przygotowanych naprędce w domu poprzez gotowanie puszki ze słodkim mlekiem skondensowanym. Pluszakowi wierzę, więc może jeszcze jutro spróbuję kupić u Sowy.
Pluszakowi miło, że Stanisław pluszakowi wierzy 😀
Pieczeń wygląda smakowicie i jakby ?zawiało? wspaniałym zapachem.
Ja piekę podobną lecz przygotowanie inne. Mianowicie najpierw nacinam skórę (na ukos), nacieram solą, obficie smaruję miodem i ładuje do lodówki na około 24 godziny. Przed pieczeniem nabijam goździkami. Z miodu, lekkiego sosu sojoweg i zmiażdżonego czosnku przygotowuję miksturę do polewania/smarowania podczas pieczenia.
Wysoką i szeroką forme lekko opryskuję oliwą, wkładam mięso, a na wierzchu kładę cieniutko zheblowane wiórki masła. Formę nakrywam folią.
Piekę około 2-3 godzin od czasu do czasu zwilżając mięso ww miksturą. Niekiedy trzeba dodać nieco wody. To zależy chyba od jakości szynki. Ostatnie 40-30 minut bez foli.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego goście domagają się skórki???
Odnośnie Zimowej Olimpiady – największ fuks jaki miałam przyjemność oglądać to zdobycie przez australijczka złotego medalu w jeździe szybkiej. Dokonał tego wyczynu Steven Bradbury w roku 2002. Warto popatrzeć
http://www.youtube.com/watch?v=lfQMJtilOGg&feature=related
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
ten fuks to miał być – największy
pluszaku –
rozumiem iż powoli dochodzisz do formy. Bo to i leki w kąt rzuciłeś, i do piwniczki schodzisz… Ni etylko na wiosnę idzie lecz i na polepszenie Waszmościowego zdrowia. Czego oczywiście serdecznie życzę.
E.
Jak dzwoniłam na początku stycznia do Absyntu, żeby zamówić stolik rozmowa została automatycznie przekierowana do innej restauracji Kręglickich i tam słysząc moją rozpacz w głosie powiedziano mi, że nowy lokal już się podobno szykuje gdzieś na Foksal i wiosną powinien ruszyć.
to nie pluszak był chory tylko pepegor miał przypadek żebrowy … ale może pluszak też?
pluszak był niegroźnie przeziębiony, a pepegor groźniej stłuczony. pluszak piwniczki nie posiada 😉
Wy już teraz zacznijcie trzymać kciuki jako i ja trzymam za: http://vancouver.interia.pl/wiadomosci/news/justyna-kowalczyk-wyrusza-po-pierwszy-medal,1438535,6608
bo wczoraj za późno się zabraliśmy za trzymanie i kiepsko było …
Smakowicie ta pieczeń wygląda. A jeśli wybornie na zimno się sprawdza na chlebie to mi w to graj. Samodzielnie wykonaną wędliną gości raczyć z pachnącym żytnim chlebem.
Smutki to cacko musi rozwiewać na długo.
Dziekuje za przepis
Wracam jeszcze do wątku dotyczącego ciast i deserów.
W pięknym mieście Figeac (ok 150 km na północ od Tuluzy)
próbowaliśmy tamtejszej specjalności- pastis. To nie aperitif,
to ciasto w formie sakiewki, która składa się z kilku warstw
ciasta francsukiego i jabłek.Całość pokropiona pastisem
i stąd ta nazwa.Kiedyś gospodynie dodawały do tego wypieku
ziarna anyżku. Bardzo smaczne 🙂
mea culpa
do pepegora odnosił się wpis. A tak przy okazji – pluszaku nie przeziębiaj się. Ciepły szaliczek i czapeczka wskazane.
E.
Przymanowski na Grójeckiej. Zaraz za Mochnackiego. Schodziło się po schodkach do maciupeńkiej cukierni. Jakie tam były wspaniałe ptysie! I eklerki! I pączki!
A latem lody. Nie w kubeczkach, bo wtedy takich frymuśności nie bylo. Wafelki. I to było to!
Idą spać. Dobranoc.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dziędobry na rubieży białej do obrzydzenia.
Zaniedbałam pogratulowania Magnificencji – sto lat, sto lat!
Szynka Gospodarza wprawia mię w melancholię (O Melancholio, nimfo, skąd ty rodem?!). Na razie nie mam w planie gości, bo zarobiona jestem, dziecko też zarobione, komu ja taką szynkę zrobię? Jakiś makaronik co najwyżej w sosem śmietnikowo-prawie-bolońskim.
Mam taki jeden sos, którego nauczyła mnie przyjaciółka, pół-Włoszka przez telefon w stanie wojennym. Leje się oliwę na patelnię, cebula, czosnek, tuńczyk z puszki (w stanie wojennym szprotki wystarczały), pomidory, bazylia i już, można makaron wrzucać. Plus serek, wtedy tarty oscypek, a teraz parmezanu mamy skolko ugodno. Zabawna rzecz się wydarzyła,: kiedy ona mi dyktowała te składniki przez telefon jak się rzekło – nagle coś zaburczało i odezwał się sympatyczny męski głos jakby pełen troski. Mają panie świadomość, że ta rozmowa jest kontrolowana? – zapytał. Zaryczałyśmy w słuchawki i poradziłyśmy mu, żeby skrzętnie zanotował i kazał żonie ugotować. On biedny pewnie myślał, że my tak szyfrem. Cebulka, czosnek – może chodzi o bibułę albo handgranaty ukryte w doniczkach.
Sosik sprawdza się do dziś.
Pewnie oglądał Giuseppe w Warszawie i z jajkami faszerowanymi czarną farbą mu się poplątało
http://www.youtube.com/watch?v=14Q8UpD80P0&feature=related
Pyra starsza w gościnie u Młodszej. Właśnie obrałam michę ziemniaków na placki. Szukam ochotnika do tarcia tego dobra. Lubię placki, mogę smażyć, ale żeby ktoś z tarką popracował (mechaniczne rozcieranie do kitu – produkt znacznie gorszej jakości). Danuśka wróciła, Pepegor ozdrowiał, gdzie reszta naszej załogi? Pluszak i Stanisław też byli poza naszym stołem przez czas niejaki, ale wiedzieliśmy, że lada moment wrócą.
Tuńczyk z puszki jest bardzo przydatnym składnikiem wielu szybko przygotowywanych dań głównych i sałatek.
Co do rozmów kontrolowanych, miałem kiedyś sekretarkę, która, jak się kiedys okazało, w poprzedniej pracy odsłuchiwała nagrania z podsłuchów. Siedziało takich pań kilkanaście w pokoju i wszystkie słuchały. Jak sie dosłuchały czegoś interesującego, informowały o tym przełożonego, a ten ewentualnie przekazywał nagranie do stenotypistki, która przepisywała nagranie. Na wszelki wypadek to samo nagranie dawano do słuchania kilku panienkom, bo a nuż któraś coś przepuści. Pani nie pracowała u mnie długo, bo jakoś ta poprzednia praca nieco mnie do niej zniechęcała.
Nie mam nic przeciwko podsłuchiwaniu gangsterów, byle prawdziwych a nie ewentualnych. Ale tamte podsłuchy dotyczyły ówczesnej opozycji.
A dziędobry na placówce wysuniętej, dziędobry…
Echidna,
ileż to odzieży wierzchniej się było pobrudziło, bi z wafelków kapały roztopione lody 🙄
Najlepsze w życiu lody jadłam raz, w Henrykowie na Dolnym Śląsku, zwykłe, śmietankowe i w wafelku, bodaj za 3 złote – i już nigdy potem ani przedtem 🙁
Te na Komandorskiej we Wrocławiu się nie umywały… chociaż dobre były.
Dzień dobry w słoneczne lutowe popołudnie!
Gospodarzu,
był listonosz z paczką, pokwitowałam, włożyłam baterię i… chodzi!
Dziękuję bardzo! 😀
Za mną weekend bardzo aktywny. Bieganie na nartach w bajkowej scenerii, pieczenie chleba, smażenie pączków, goście…
Na mojej trasie biegowej w sobotę -11, ale bez wiatru, słoneczko, dało się wytrzymać bez rajstop. Według prognoz miało być z dnia na dzień cieplej, no to wczoraj tym bardziej bez rajstop, a tu -13 😯 Potem jeszcze nadciągnęła mgła z doliny i mróz zaczął szczypać, gdzie popadnie, a tu i ówdzie (zwłaszcza ówdzie 🙄 ) nawet dość dotkliwie, ale po powrocie do domu czucie wróciło i odmrożeń nie mam 😎
Kciuków żadnych i za nikogo nie trzymałam, lojalnie ostrzegam na przyszłość, że w tej dziedzinie jestem całkowicie zawodna 🙄 O wynikach sportowych dowiaduję się najwyżej przypadkiem i są mi całkowicie obojętne. Wiem, to niepatriotyczne, idę za karę pobiegać po śniegu 😎
Przegapiłam trochę tłustoczwartkowe jedzenie pączków, ale tutejsze produkty zwane Berliner Pfannkuchen nie zachwycają, jak i nie zachwyca mnie większość pączków z polskich cukierni. Żadne nie osiągają klasy pączków jadanych zimą w domu rodzinnym. W sobotę wieczorem zostałam trochę sprowokowana przez dziecko, które przywiozło mi w prezencie głęboką patelnię mówiąc: może wreszcie zrobisz znowu takie pączki, jak zrobiłaś raz, kiedy miałam 6 lat?
OK. Sięgnęłam po moją starożytną Kuchnię Polską i do roboty. Z pół kg mąki i 8 żółtek wyszło ciasto delikatne jak puch. 30 pączków, po równo z galaretką malinową i powidłami śliwkowymi, zostało usmażonych, posypanych cukrem pudrem i skonsumowanych w niedzielę prawie do ostatniego, ledwie udało mi się zarezerwować 2 na dzisiejszy podwieczorek 🙄
Nie pamiętałam już, że robienie pączków to taka prosta i szybka sprawa. Udało mi się żadnego nie przypalić, a na niektórych wyszła nawet jasna obrączka.
Z chlebem poszło gorzej. Z ciasta na samym zakwasie bez drożdży wyszło mi coś w rodzaju fińskiego chleba z dziurką, smaczne nawet, ale zupełnie płaskie 🙁 Może za krótko pozwoliłam mu dojrzewać przed pieczeniem?
Witam wszystkich ,
ja to mam dobrze ,bo Stanisław bywa od czasu do czasu w gdyńskich restauracjach ,degustuje ,sprawdza teren i opisuje wszystko .A ja potem całkiem spokojnie i na pewniaka idę sobie do takiego lokalu i nawet nie muszę zbytnio zgłębiać menu ,bo i tak wiem co najlepsze .Ale ostatnio mąż sam wybrał sobie saltimbocca alla Romana ,czyli właśnie polędwiczki w sosie winnym .Ja jadłam tortelini z farszem borowikowym / doskonałe / ,ale oczywiście spróbowałam też trochę mężowego dania .Rzeczywiście dobre . Mam nadzieje ,że Stanisław z małżonką odwiedzi też inne gdyńskie lokale i wyda o nich opinie .Bo sopockiego Cyrana i Roxanne już znam ,tyle tylko,że tam trochę drogo .Nie jestem bywalczynią restauracji ,ale od czasu do czasu – z przyjemnością tam idę .
Danuśka ,ja też lubię wyjazdy poza sezonem ,bo wówczas nawet znane miejsca można poznać z najlepszej strony i w zupełnym spokoju . To fakt ,że w małych miejscowościach muzea są przeważnie nieczynne .
Pyro- zgłaszam się tylko do jedzenia.
Wiem ! O takich chętnych zawsze najłatwiej 🙂
W St Etienne,rodzinnym mieście Osobistego,jest restauracja
„La rapee ” specjalizująca się w plackach ziemniaczanych.
Są trochę inne niż nasze- bardziej przypominają pączki niż placki.
Atrakcją jest sposób smażenia- na wielkiej żeliwnej patelni,
zawieszonej nad żarem w ogromnym kominku.
Często jednak francuski placek ziemniaczany to jedynie
utarte ziemniaki bez dodatku jajek,czy też mąki.
Absyntu nie miałam nigdy okazji pić .Ale ta nazwa zawsze kojarzy mi się z obrazem Edgara Degas pod tym właśnie tytułem .
Tymczasem wyrobiłam zwykłe ciasto drożdżowe i czekam ,aż sobie urośnie .Czy te smaki z dawnych lat rzeczywiście zawsze były takie wspaniałe ? Nie jestem pewna .Jesteśmy trochę rozkapryszeni i znudzeni nadmiarem wszelkiego jadła ,niby coraz bardziej wymyślnego ,ale tak naprawdę mało zróżnicowanego w smaku .Niedawno mąż zażyczył sobie kisielu z tartym jabłkiem .I to dopiero była jakaś atrakcja .
Pyro, z plackami ułatwiam sobie życie malakserem, ale część tylko ścieram na tej tarczy do placków, a część na najcieńszych wióreczkach. Bardzo dobry efekt, a nie męczą i nie ranią się paluszki.
😆
Krystyno,
smaki z dawnych lat są zawsze wspaniałe, pod warunkiem, że to nasze dawne lata i nasze smaki 😉 Od tego, jak nam ukształtowano pamięć smakową w dzieciństwie zależy nasze mniemanie o dobrym jedzeniu, gdy dorośniemy. Nowości i obce smaki akceptuje się chyba łatwiej, niż nowe wersje potraw znanych i lubianych w dzieciństwie. A wzorce przynajmniej z mojego dzieciństwa nie były marne, zwłaszcza jeśli chodzi o jakość produktów wyjściowych: „prawdziwego” mleka, masła, jaj, wędlin, mięsa, chleba…
W Cyrano et Roxane coraz drożej, niestety. Mały lokal (ostatnio troche przerobiony wystrój pozwolił na zwiększenie liczby miejsc), a popularność bardzo wzrosła, szczególnie w kołach uniwersyteckich. Mogą więc ceny podnosić.
Nie wiem, czy szybko wypróbujemy kolejne restauracje, bo Fortuna bardzo nam zasmakowała.
Co do dawnych smaków są jednak możliwości porównania. Z dzieciństwa jako wyjątkowo smaczną zapamietałem Danusię Wawela. To samo moja Ukochana. Kupiliśmy kiedyś po czekoladce i rozczarowaliśmy się potężnie. O ile pierrot czy bajeczny Wedla nadal smakuje dobrze, to Danusia dość mizernie, a receptura ponoc ta sama. Mamy teraz tyle czekoladek na najwyższym poziomie, że liderzy cieciństwa pozostają w tyle.
Nemo, zazdroszczę. Nigdy nie zdobyłem się na zrobienie pączków. Mama Ukochanej wstawała o 3 nad ranem, żeby rano była gotowa setka pączków z okładem. Ale 30 pączków z połowy kilograma to wydaję się nie takie groźne. 8 żóltek na 0,5 kg mąki tez nie brzmi groźnie. Czy robisz pączki na smalcu? Sa różne szkoły. I ile lejesz spirytusu do tłuszczu? Chyba kiedyś się zdecyduję. Szczególnie po tym, jak synek z Finlandii pochwalił się, że pączki wyszły mu znakomicie.
Stanisławie ,ja także niedawno wspominałam jak w ubiegłym roku syn zaskoczył mnie niesłuchanie , informując ,że usmażył swojej żonie pączki .A ja ich nigdy nie smażyłam .Żadnych zobowiązań nie podejmuję ,ale może w przyszłym roku warto by jednak spróbować .Skoro młodzież potrafi ,to my tym bardziej .
Stanisławie,
chciałam zrobić na smalcu, ale nigdzie nie było 😯 więc usmażyłam na tłuszczu kokosowym, który jest bez zapachu, a na opakowaniu namalowany był pączek i to ułatwiło mi decyzję w sklepie 😉
Do ciasta dodałam mały kieliszek rumu i pół kieliszka spirytusu. Naprawdę spodziewałam się większych trudności. Przepis w Kuchni Polskiej jest na kilogram mąki i 15 żółtek i z tego ma wyjść ca 70 pączków. Żółtka ubiłam ze 100 g cukru na parze do zgęstnienia, na koniec dodałam 100 g stopionego masła. Ciasto rośnie bardzo szybko, już po 15 min. należy zacząć formować pączki i zanim ostatni jest zrobiony. pierwsze urosły do smażenia. Na tej patelni (ze szklaną pokrywą) mieściło mi się 7 pączków, więc i smażenie nie zajęło dużo czasu.
Pozdrawiam do jutra
PS. czekolady z Wawela nigdy nie uchodziły za dobre, przynajmniej w mojej okolicy. To samo z Goplaną. Miarą jakości był Wedel. I chyba jedynie wedlowskie zachowały dawną klasę i gdy w latach 70. pierwszy raz spróbowałam pierwowzoru czyli czekolady Cailler, to wedlowska z orzechami wydała mi się jednak lepsza 🙂
Dziekuję, Nemo. Brzmi to jak sen złoty. Nie lubię ubijać na parze, ale często to musze robić, więc się przyzwyczaiłem, choć nigdy nie jestem pewien, czy to już, a za długo też nie wolno. Inaczej ubija sie całe jaja, inaczej żółtka i inaczej też bez cukru. Dlatego ten brak pewności.
Stanisławie,
w przypadku pączków wystarczy żółtka ubijać, aż się zagrzeją do temperatury ciała (sprawdzić palcem i oblizać 😉 )
Z kremami gorzej. Zawsze mam wątpliwości jak robię sos waniliowy 🙄
Fakt, ze matka moja potrafila w krotkim czasie ugniesc dwa, trzy tuziny paczkow. Smazylismy potem my, dzieci, w sadle. A spirytus byl w ciescie. Pamietam jakie byly lekkie i puszyste! Tez tak mam ze wydaje mi sie, ze nigdy juz paczki nie dorownaly tym tam, jakie mam w pamieci.
http://www.utw.tarnowo-podgorne.edu.pl/
U mnie w domu pączków nie smażono, natomiast chrust był specialite de la maison. Tak cienkiego i chrupiącego nie jadłam nigdy nigdzie indziej. Robiła go mama, potem siostra. Obie, niestety, nie żyją, a ja nie mam kogo spytać, jak one osiągały tę cienkość i delikatność?…
A mnie się przypomniało, że poza wizytą u Dekera z zapowiadanych rzeczy kupiłem makinetkę, najprostszą. Urocza rzecz i łatwo się czyści.
Jotko jesteś WIELKA !
GRATULACJE !
Pluszaku,
czyżbyś w końcu podjął decyzję?! Że się łatwo czyści to jasne, ale jak Ci smakuje taka kawa?
Jak na razie testowałem jakąś gevalię czy coś w tym guście, i owszem, smakowała 🙂
To się cieszę 🙂 Osobisty uznaje kawę tylko z takiego urządzenia 😉 A moje clooneyowskie nespresso wyśmiewa i ignoruje 🙄
Jotko,
podziwiam i chętnie bym się zapisała, szkoda że tak daleko 🙁 W zarządzie ani jednego pana, a wśród słuchaczy?
Pyro, moja Mama, ku zgrozie Cioci Myszki, ziemniaki na placki, nie tyle mełła, ile ścierała, w maszynce do mielenia orzechów. Nie ma różnicy z tartymi na tarce, a dużo przyjemniej. W razie, zatrudnij zięcia, on trze jak maszyna i smaży też, tyle, że on robi z cebulą a ja akurat placki lubię na słodko ze śmietaną. Jak jem u młodych, to nawet ta cebula mi nie przeszkadza.
Postawiłam trucka do warsztatu. Będzie miał nowe drzwi w kolorze niebieskim z czarnym pasem u dołu. Razem z jasnowiśniową maską (reszta biała) bedzie to wypisz-wymaluj trois couleurs (Ble!). W planie miałam, że zięć mnie przywiezie z tegoż warsztatu i wtedy odbiorę sobie samochód, znaczy Forda, którego mu byłam pożyczyłam na czas naprawy jego BXa. W tym warsztacie, jak niegdyś żartowałam, powinnam mieć zniżke i abonament. I powinnam, bo właśnie z rana zięć mnie zgaszonym głosem powiadomił, ze cofając wjechał w „maszynę leśną” pozostawioną obok ich domu na weekend. Krótko mówiąc jestem całkiem do tyłu (i z tyłu) o dwie lampy i częściowo klapę bagażnika. Zdaje się, że zderzak jest cały, ale zięć nie był pewien. Zaordynowałam wstawienie Forda do warsztatu, z kolei właściciela poprosiłam, żeby jakoś w miarę szybko go doprowadził do stanu używalności a sama, jako środek transportu, zatrudniłam panienkę. Ostatecznie parę dni mogę się z domu nie ruszać, owies mam do soboty. Żeby sobie poprawić humor zakupiłam rozmaitość suszonych owoców, będę je sobie przy kompie pogryzać.
Dla mnie ekspres byłby nieekonomiczny a takie coś to i owszem 😉
i taki, tylko okrągły, zaparzaczyk:
http://4.bp.blogspot.com/_ZqF1V9aZAFM/SgCuA7t2mHI/AAAAAAAAAdk/_s3XLonLjJQ/s400/zaparzacz.jpg
znaczy nabyłem
o, taki: http://www.herbaty-kania.com/images/db/produkty_340.jpg
Żabo-czy pogryzasz sobie również suszone śliwki ?
Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle.To wszyscy wiemy 🙂
Natomiast najlepsze śliwki,w tym suszone są w Agen.
Próbowałam w wersji bio,znakomite !
Tak to jest w tej Francji,że co drugie miasto z czegoś słynie.
Tuluza słynie z fiołków – violette de Tolouse :
http://www.lamaisondelaviolette.com/recettes/
Z tymi kolorami to jest ciekawie.
Miasto słynie z budowli z czerwonej cegły i zostało nazwane
ville rose czyli różowe miasto. A jego symbolem jest fiołek,
fioletowy jak wiadomo.
Następny fiołkowy wieczór trzeba będzie zorganizować
zatem w Tuluzie 🙂 A doprawdy warta jest obejrzenia !
Tuluza słynie oczywiście przede wszystkim z cassoulet.
Nie jest to danie lekkostrawne,ale na zimowe wieczory,jak znalazł.
http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/obiady/cassoulet_z_tuluzy
Wydaje mi się,że w oryginalnym przepisie nie występuje seler naciowy.
Pyro,
Twój telefon jest głuchy. Znaleźliśmy przed chwilą w samochodzie Twój portfel. Jeśli go szukasz, możesz przestać.
Bylem dzisiaj w gosciach u Waltera. Wykuwalismy zrebu rocznego Business-Planu.
Dojechalismy do polowy roku. No, troche dalej, do najblizszych zbiorów moreli.
Zgodnie z planem rozpoczynamy wiadoma kampanie okolo Swiat Wielkiej nocy. Trzeby bedzie przerobic zapasy zacieru z biezacego roku no i pomyslec o nowej wersji Djabelskiej Trucizny. Odrobine rekonwalescent.
Pan Lulek
Kalendarzowo ujmujac, zacier pochodzi ze zbiorów ubieglego roku ale liczy sie data drugiego przebiegu. Tak jak z urodzeniem dzieciatka.
Tylko dla informacji w roboczym zargonie.
Pan Lulek
Do tej szynki zamiast miodu uzyc syropu klonowego i bedzie szynka pieczona ala Kanada.
Z otwarcia olimpiady, to mysle, ze panienka hymn kanadyjski spaprala niemozebnie. To jest ladny hym a jej kazali spiewac jakby za trumna szla. Nie rozumiem skad ta swiatowa moda na wydziwnianie z hymnami. Otwarcie bylo przyjemne ale zadnej piosenki ktora by w ucho wpadla i potem sie kojarzyla z Vancouver (a w Calgary mieli nawet dwie). Tutaj jedna „Can’t you feel it”. Jedyne co moglem znalezc (smiesznie to teraz wyglada). Z ceremonii zakonczenia:
http://www.youtube.com/watch?v=7Ki16mEGvfQ
Tutaj zachecaja do boju hokeistow (przynajmniej kiedys tak skandowali) walczacych z Sovietami: da da Canada, niet niet Sovijet..da da Canada niet niet Sovijet 🙂
Co mnie natomiast zdziwilo to, ze wiekszosc kibicow chce zwyciestwa nad USA a dopiero potem Rosja (chodzi o hokej) Jeszcze niedawno Rosja byla wrogiem hokejowym #1. NHL grala do wczoraj. Hokeisci dopiero teraz docieraja do Vancouver. Szykuja sie na zloto ale druzyna zagra razem po raz pierwszy na dzien przed pierwszym meczem.
Justyna Kowalczyk startowala widze w Canmore a to dwa kroki ode mnie szkoda, ze nie wiedzialem bo bym sie wybral na zawody.
W weekend przygotowane flaki, pieczen wolowa w greckiej marynacie i ryba po grecku. Nic tylko jesc.
yyc Justyna dopiero będzie startowała dzisiaj za 2 godz …
a jeszcze jedno … pewnie znasz z Kalisza:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Kurzajewski
On jest młodszy ale rodzina tam mieszka długo …
Jolinku wiem ale podalas sznureczek a tam bylo o starcie w Pucharze Swiata w Canmore 5-6 lutego. Niefortunnie mi sie napisalo 🙂
Ten komentator konczyl moje liceum ale na zjazdach chyba nie bywa (na zjazdach gwiazda jest Mietek Szczesniak). Rodzicow tez nie znam choc pamietam, ze znajomi kiedys chcieli mi przypomniec ich i skad sie znamy ale nie kojarze. Kalisz male miasto a licea byly 4 w tym czasie to sie znalo przelotnie wielu a teraz juz trudno spamietac 🙂
Van-city pogoda sie nieco poprawiala wczoraj w Whistler tez moze beda mieli lepsze warunki choc snieg mokry jak kasza. W TV tego tak nie widac. Wierze, ze nasz Sikora wiekszy i ciezszy mial wiecej problemow niz komkurencja.
Haneczko – dziękuję. Telefon był źle wyłączony, a portfela wcale nie szuałam. Nie zauważyłam, że „zgubiłam”
Maszynka najlepsza ta do świerkania…
Zimy, ponurasty dzień, idę do kuchni coś działać. W kominku może rozpalić, bo jest niewielki mróz, ale włazi wszędzie, paskudztwo wilgotne. Oj, dolo, dolo…
Pomyslelm ze moze trzeba by lasuchom zaprezentowac goscia z BC o kltorym duzo w te dni.
A whistler on Whistler czyli marmot (Hoary marmot) zwany potocznie swistakiem na gorze swojego imienia 🙂
http://i1.treknature.com/photos/2366/whistler_1-te.jpg
I jeszcze jedno zeby poznac lepiej gwizdka:
http://i1.treknature.com/photos/10387/marmot-tn.jpg
Tu będzie relacja z biegu Justyny:
http://nazywo.interia.pl/relacja/vancouver-2010-bieg-kobiet-na-10-km-stylem-dowolnym,1891
yyc, wyświetla się „403 – Forbidden” zamiast świstaka 🙁
w obu linkach
Oj to nie wiem czemu. Jeszcze raz zatem inaczej:
http://es.treknature.com/gallery/North_America/Canada/photo20311.htm
Sorki cos sie pokickalo….mea culpa
http://pt.treknature.com/gallery/North_America/Canada/photo20218.htm
Czy mozna w internecie obejrzec transmisje TV. Bo ten sznureczek to chyba taka slowna transmisja?
BARDZO, BARDZO dziękuję za miłe słowa 😀
jestem Wam wszystkim ogromnie za nie wdzięczna i nie ma w tym cienia przesady, kiedy mówię, że bardzo dużo dla mnie znaczą 😆
Panie Lulku,
chyba będę musiała zatrudnić kogoś od „pyjaru”, bo ja sama za grosz nie mam głowy do myślenia o tak zwanym sztafażu 😮
Nowy,
raczej wolę się wstrzymać z linkami, kto zechce ten znajdzie. Lepiej nie zapraszać różnych dziwnych wędrowców z cyberprzestrzeni, mam nadzieję, że mnie rozumiesz 😉
Nemo,
to faktycznie zbyt duża odległość na bycie „studentką”, ale chyba nie za duża na bycie Wykładowcą!
Mówię zupełnie serio. Bywasz w Polsce. Co stoi na przeszkodzie przyjechać i podzielić się swoją rozległą wiedzą? Ba, mądrością!
Zależy mi bardzo na tym, żeby na/w naszym Uniwersytecie wyraźnie odróżniać informacje – od zalewu których pekają nam głowy – od wiedzy a wiedzę od mądrością. Ta ostatnia nie ma nic wspólnego z tytułami, posadami, etc.. A przekazać ją można tylko podczas SPOTKANIA człowieka z człowiekiem.
Marzy mi się żeby tych spotkań było jak najwięcej.
Zapraszam do takich spotkań.
Dzisiaj przeżyłam naprawdę wspaniałe chwile. Mogłam przekonać się na własne oczy co znaczyła dla wielu ludzi wykonana przez nas praca. Jak bardzo przeżyli samą inaugurację – radość ze wspólnego bycia razem. Co dla nich znaczy możliwość wyjścia z domu, bycia z innymi, wspólna praca i zabawa.
Najpiękniejsze było to, kiedy ludzie odkrywali, że naprawdę mają coś czym mogą się podzielić z innymi, kiedy odkrywali swoją wyjątkowość.
Może mówię niezrozumiale. Chodzi o to, że każdą osobę, która dzisiaj regulowała należności za najbliższy semestr, pytałam o to, co chciałaby zrobić dla Uniwersytetu. Większości wydawało się, że nic nie potrafią i nic nie mają do ofiarowania. A potem odkrywaliśmy wspólnie, że każdy może coś ofiarować. Patrzenie na to, jak „niemożność” przepoczwarzała się w radość i dumę było czymś pięknym. Dla takich chwil warto się trudzić 😀
Sorry za patos 😳
Jotko, gratulacje! A już tak bez patosu, podaj proszę przepis na swoje ciasto 😀
Magnificencjo !
Czy i gdzie moznaby zapoznac sie z zasadami dzialania UTW. Czy obowiazuje oplata wpisowego, czy tez czesne za semestr. Tam gdzie cos kosztuje od razu brzmi dla mnie powaznie. Nawet w targu wymiennym. Dla przykladu w dniu dzisiejszym wymienilem rakietke do tenisa stolowego na znaczki pocztowe dla Poczty Butelkowej. Machniom, powiedzielismy i machnelismy a potem opilismy sprawe. Ja z gwinta czyli nakretki od butelki.
Pelen oczekiwan
Pan Lulek
TV w sieci na zywo:
http://www.ctvolympics.ca/cross-country-skiing/results-and-schedules/event=CCW010000/index.html
to trzymamy kciuki …
Poszla…
Witam Serdecznie, nareszcie otworzyło mi się okienko ma świat.
Poczytałam wstecz i oczy odmówiły posłuszeństwa. Cholerne ślepia.
Jotko, gratuluję udanej inauguracji UTW !!!
No jak oni tymi pokrzykiwaniami nie obudza niedzwiedzi to bedzie dobrze.
No to nie da rady….
szkoda dziewczyny …
Szkoda
Szkoda, ze zadnego medalu.
Jotko, z opoznieniem niemniej szczerze gratuluje sfinalizowania tego wspanialego projektu. Podziwiam energie i zycze duzo radosci i satysfakcji. Gdybym byla blizej, tez bym sie zapisala ale bedac daleko bede tylko kibicowac.
Pobiegla nasza dziewczyna wspaniale. Tam decyduja ulamki sekund. Jeszcze przed nia kariera.
Wypijmy za tych, którzy walcza do konca i potrafia przegrywac w pieknym stylu.
Za te wspaniala dziewczyne i jej dalsza kariere.
Toast !
Pan Lulek
i tu
http://www.nbcolympics.com/
Jotko,
Twoje wysokie mniemanie o mnie bardzo mnie zaszczyca, dziękuję 😀 Ale na początek wolałabym posłuchać innych wykładowców, których Ci na pewno nie zabraknie. Poza tym w Polsce bywam w lipcu i czasem w Sylwestra, a wtedy na pewno macie ferie 😉
W telewizorze olimpiada. Wielki sukces szwajcarskiej… gastronomii 😯 W Vancouver, przed restauracją House of Switzerland ludzie stoją w ogonku ponad 2 godziny, aby załapać się na prawdziwe, szwajcarskie fondue 😯 Dwum tysiącom dziennie się to udaje, dalsze tysiące zadowalają się szwajcarską kiełbasą z rusztu i porcją raclette na zewnątrz. Szef restauracji nie potrafi uzasadnić tak wielkiego powodzenia i mówi, że kiedy pierwszego dnia zobaczył zapas sera (1,6 tony) to był przekonany, że połowa wróci do kraju. Dziś musiał zamówić dalsze dostawy 😯 Druga helwecka knajpa znajduje się w Whistler.
Ach, ach. takutki samiutki świstak wylazł na mnie kiedyś na Zawracie – zjawił się nie wiadomo skąd, świsnął wściekle jak wkurzony policjant, stanął słupka (przysięgłabym, że obelżywie) i zniknął, jakby go nigdy nie było. Ale był, a ja go już trzydzieści lat mam we wdzięcznej pamięci…
Przepis na to ciasto, które kiedyś znalazło uznanie w oczach haneczki a w niedzielę zasmakowało pani Barbarze.
Ciasto orzechowo ? miodowe
Ciasto:
? 2,5 szklanki maki
? 150 g masła lub margaryny
? 100 g cukru pudru
? 1 całe jajko
? 1 łyżeczka sody oczyszczonej
? 1 łyżka miodu
Zagnieść ciasto. Podzielić na pół. Schłodzić. Wyłożyć na dwie blachy. Piec każdy placek około 20 minut w temperaturze 200 C.
Masa orzechowa:
? 300 g grubo posiekanych orzechów włoskich
? ? kostki masła
? 2 łyżki miodu
? 4 łyżki cukru pudru
Wszystkie składniki włożyć do garnka i podgrzewać przez około 5 minut. Wyłożyć na spodnią część upieczonego ciasta.
Krem budyniowy:
? 1 litr mleka
? 3 budynie waniliowe/śmietankowe
? 1 kostka masła
? 5 łyżek cukru pudru
? 5 łyżek wódki (niekoniecznie)
Ugotować budynie na mleku, ostudzić. Masło z cukrem utrzeć na pulchną masę. Połączyć dodając delikatnie masę do budyniu. Na koniec dodawać ostrożnie wódkę (wg. uznania, np. koniak, czystą).
Krem wyłożyć na masę orzechową. Przykryć drugim plackiem. Polać polewą czekoladową, udekorować owocami: wiśnie, czarna porzeczka i jeszcze raz polać polewą czekoladową.
Polewa czekoladowa:
? ? kostki tłuszczu (margaryna, masło)
? 4 łyżki kakao
? 4 łyżki cukru pudru
? 2 -3 łyżki wody (niekoniecznie)
Wszystkie składniki włożyć do garnka. Rozpuścić mieszając dopóki masa się nie wyklaruje robiąc się błyszcząca. Jeszcze ciepłą posmarować wierzchni placek.
Danusko, szkoda, ze bylo Wam troche za daleko do Burgundii i urlop krotki ale, co sie odwlecze… 😉
znaki zapytania wyskoczyły w miejsce kropek i myślników
Nemo,
skoro w maju podróżujesz na Wyspy Brytyjskie to może via Poland? 🙄
Nie jest to żadna forma nacisku 😐 po prostu pomysł pod rozwagę, dla Ciebie, ale i dla innych Blogowiczów – moze chcecie podzielić się swoją wiedzą swoimi doświadczeniami? JeżPrzepis na to ciasto, które kiedyś znalazło uznanie w oczach haneczki a w niedzielę zasmakowało pani Barbarze.
Ciasto orzechowo ? miodowe
Ciasto:
? 2,5 szklanki maki
? 150 g masła lub margaryny
? 100 g cukru pudru
? 1 całe jajko
? 1 łyżeczka sody oczyszczonej
? 1 łyżka miodu
Zagnieść ciasto. Podzielić na pół. Schłodzić. Wyłożyć na dwie blachy. Piec każdy placek około 20 minut w temperaturze 200 C.
Masa orzechowa:
? 300 g grubo posiekanych orzechów włoskich
? ? kostki masła
? 2 łyżki miodu
? 4 łyżki cukru pudru
Wszystkie składniki włożyć do garnka i podgrzewać przez około 5 minut. Wyłożyć na spodnią część upieczonego ciasta.
Krem budyniowy:
? 1 litr mleka
? 3 budynie waniliowe/śmietankowe
? 1 kostka masła
? 5 łyżek cukru pudru
? 5 łyżek wódki (niekoniecznie)
Ugotować budynie na mleku, ostudzić. Masło z cukrem utrzeć na pulchną masę. Połączyć dodając delikatnie masę do budyniu. Na koniec dodawać ostrożnie wódkę (wg. uznania, np. koniak, czystą).
Krem wyłożyć na masę orzechową. Przykryć drugim plackiem. Polać polewą czekoladową, udekorować owocami: wiśnie, czarna porzeczka i jeszcze raz polać polewą czekoladową.
Polewa czekoladowa:
? ? kostki tłuszczu (margaryna, masło)
? 4 łyżki kakao
? 4 łyżki cukru pudru
? 2 -3 łyżki wody (niekoniecznie)
Wszystkie składniki włożyć do garnka. Rozpuścić mieszając dopóki masa się nie wyklaruje robiąc się błyszcząca. Jeszcze ciepłą posmarować wierzchni placek.
wkleiło sie drugi raz bez sensu 👿
Nemo,
a może na Wyspy Brytyjskie via Poland 🙄
To żadna forma nacisku, jedynie myśl pod rozwagę. Dla Ciebie i dla innych Blogowiczów. Może zechcecie się podzielić swoja wiedzą i doświadczeniem. Macie tak rozległe i ciekawe doświadczenia …
Najgorsze to, ze ona biedna byla padnieta a ta Kalla czy jak jej tam wydawala sie calkiem swieza. Na 10 km 20 pare sekund to chyba troche duzo.
Na jakich dystansach Justyna Kowalczyk jeszcze startuje?.. i ktory jest jej najlepszym dystansem…moze Jolinek wiesz? Na zdrowie i za pomyslnosc nie tylko Kowalczyk ale i reszty ekipy 🙂
Wszystkie Polki pobily Kanadyjki ktorych bylo…tylko jedna. Kiedys chyba bylo lepiej. Najlepsza byla Brazylijka, wygladala w zielonym stroju jak Robin Hood albo jakis Zielony Gil. No i w koncu kto biega na nartach w Brazylii…no chyba, ze po piachu na plazy.
Na toast mogą być aperitify rodem z Gaskonii.
Jeden nazywa się floc i jest to armaniac z sokiem winogronowym
białym lub czerwonym,a drugi to pousse rapiere-wytworne połączenie
armaniaca z szampanem.
A zatem,co komu podać ?
Nemo-podczas mojej podróży do Francji spędziłam upojne 4 i 1/2
godziny na lotnisku w Zurichu, gdzie miałam przesiadkę.
Mój lot do Lyonu przewidziany o 17.15 został odwołany, a następny
samolot wylatywał o 21.50. Cały wieczór lał deszcz,a zatem wypad
do miasta nie miał sensu.Wszystkie sklepy ze szwajcarskimi
czekoladkami zwiedziłam nadzwyczaj starannie !
Swiss Air zaoferował mi obiad na swój koszt,ale nie było to fondue 🙁
Ale kod 1111
Jotko, czy w tych kremach i masach ma być po 0,5 (1/2) kostki masła?
Dzięki!
10 km stylem klasycznym … w tym biegu właściwie biegła dodatkowo z myślą,że może się uda … „Na początku sezonu traciłam do Kalli na tym dystansie minutę i 40 s., więc odrobiłam trochę straty. Konkurowałam dzisiaj z łyżwiarkami, a teraz będę konkurowała ze sprinterkami.” …
yyc’u Justyna lubi biegać na długich trasach z podbiegami. Krótkie i płaskie to nie jej specjalność
Acha czyli medalowe nadzieje wszystkie przed nami. Nie ma wiec zmartwienia. Co sie odwlecze to nie uciecze 🙂
Ponieważ Justyna Kowalczyk będzie biegać na olimpiadzie na 4 dystansach /zostały jeszcze trzy / ,to Polacy dopingowani przez naszych hurraoptymistycznych sprawozdawców sportowych oczekują oczywiście od niej 4 złotych medali .Po dzisiejszym biegu Justyna mówiła ,że myślała ,że dobrze będzie ,jeśli znajdzie się w pierwszej dziesiątce .Z piątego miejsca była zadowolona .Kolejny bieg /sprint /odbędzie się pojutrze ,czyli w srodę i tu już Justyna Kowalczyk będzie jedną z faworytek .
Widze za nie ma zadnego pana na 15km. Zaczyna sie za godzinke myslalem ze emocje a tu posucha. Sa jacys Kanadyjczycy wiec pokibicuje dla odmiany im 🙂
Odzyskałam utracony wczoraj internet i chciałabym pogratulować Jotce. Rozkręcenie takiego przedsięwzięcia wymaga i energii i zapału i determinacji i dobrych pomysłów. Bardzo mi się podoba logo.
Osobiscie nie oczekiwalem 4 zlotych medali nawet nie wiedzialem, ze startuje w tylu konkurencjach. Zakladalem ze biegnie tam gdzie ma szanse na medal a nie meczy sie zeby sie znalezc w pierwszej 10-tce, ale moze to nie ma znaczenia i tak by musiala potrenowac. TV tez ja przed startem pokazywala i to ze 2-3 razy mowiac jako o jednej z faworytek wiec to chyba nie tylkio hurra optymysci na cos liczyli. Ponoc zaklady bukmacherskie dawaly jej srebro/braz (vide link Jolinka). Niewazne. W srode kolejne emocje a jej ulubione dystanse przed nami 🙂
ale trzeba być optymistą …. zajęła 5 miejsce a to najlepsze miejsce po Małyszu … 🙂
MałgosiuW,
pół kostki 🙂
yyc ,
to nie była żadna złośliwa uwaga pod Twoim adresem .Chodzi mi tylko o to ,że nasi sprawozdawcy nie potrafią /nie chcą ,nie wolno im ,albo co innego / rzeczowo informować o szansach polskich zawodników . Ja także liczę na medale Justyny Kowalczyk .
Na kolację był u nas dorsz po grecku .Ja przyznałabym mu srebrny medal .Mam nadzieję ,że ta Twoja ryba po grecku także jest udana .
czyżby mój sos po grecku zainspirował do zrobienia ryby po grecku i yyc i Krystynę … 🙂
„…Justyna Kowalczyk (dla TVP): – Starałam się rozłożyć siły optymalnie, ale ostatni odcinek to były „prostki” i zjazdy, więc nic więcej nie wywalczyłam. Na początku sezonu traciłam do Kalli na tym dystansie minutę i 40 s., więc odrobiłam trochę straty. Konkurowałam dzisiaj z łyżwiarkami, a teraz będę konkurowała ze sprinterkami. Zrobię, co mogę, nie powinno być źle. Podsunęłam trenerowi pomysł, żeby wycofać się z tej konkurencji. Medale mają swoją wagę, ale moje zdrowie jest najważnijsze!…”
U mnie tez dorsz po grecku. Lubie i pewnie Twoj wpis Jolinku o rybie po grecku (sosie greckim) przyczynil sie do ruszenia tylkiem i kupienia odpowiednich produktow :-). Nomen omen na iminino-urodzinach w sobote tez miedzy innymi byla po grecku rybka. Zreszta bylo bardzo polskie jedzenie bo i salatka jarzynowa i tatar i wspomniana ryba i juz nie pamietam co ale jedzenia duzo (az teraz zglodnialem i zaluje, ze wiecej nie zjadlem). A na cieplo byla swinska noga (tzn pewnie kawalek) dobrze wypieczona jak wsrod tutejszych znajomych modnie ostatnio na malutkim ogniu 10 godzin dochodzila do siebie w piekarniku. Mieso pysznie doprawione i oczywiscie super kruche a skorka wrecz rewalcyjna.
Z tymi dziennikarzami to zawsze zabawa (oczywiscie nie wszystkimi). Na Malyszu w koncu wiekszosc z nich juz tez jak sie mowi lache polzyla.
Z tego wnosze, ze preferuje dluzsze dystanse jak Zabo wspominalas i stylem klasycznym. No to miejmy nadzieje, ze cos zdobedzie zreszta mysle, ze dla niej samej to jest wazne. Mozna wygrywac puchary swiata i nawet mistrzostwa swiata ale chyba najlepiej sie jednak pamieta mistrza olimpijskiego i to medal chyba najbardziej zloty (srebrny/brazowy).
dziennikarze to i sport zrobią niesportowy (patrz na portale co teraz piszą) … ech dziś prawdziwych dziennikarzy już nie ma …
jotko bardzo ciekawie i starannie zrobiona strona szkoły … jestem pełna podziwu … 😀
Przypomnial mi sie Tomaszewski…
Bardzo lubie ogladac biegi. Moze dlatego ze sam duzo biegam i polubilem znacznie wiecej niz zjazdowki. Cisza spokoj, czesto zywej duszy na szlaku, slonce gory, dookola. Jak sie jezdzilo na dzien dwa pod namiot to juz w ogole byla przygoda. Na zjazdowka mecza mnie juz te tlumy ludzi, wyciagi nad glowami i brak ciszy. Kiedys lubiem bardzo i jedne i drugie narty. Od paru juz ladnych lat biegowki zdecydowanie odsunely zjazdy na plan daleko dalszy. Taka sobie osobista preferencja 🙂
Wlasnie biegna 15km.
Halo, halo wpadala, jestem chora gotuje i pieke, gdzie jest strony szkoly jotki, podrzuccie prosze, nie mam czasu czytac wszystkiego
Dorotolu,
mówisz i masz 😆
http://www.utw.tarnowo-podgorne.edu.pl/
Czy trener i coach to sie w Kraju uzywa dla okreslenie innych funkcji?
Bo Jotka jest perfekcjonistką: przemyślała, zaprojektowała, na początek znalazła sponsorów (a jeszcze tzw Władze zaagitowała) i sądzę, że jak większość animatorów życia kulturalnego w środowiskach lokalnych, najwięcej zgryzoty będzie miała z tzw „działaczami”, „aktywem”. Początek był bardzo udany, choć trzeba zauważyć, że (jak dotąd) cała inicjatywa „wisi” na jednej osobie – czyli naszej Jotce. Jest i zarząd i rada programowa i program, ale nie ma jeszcze automatyzmu zdarzeń. Oby nadal Dziewczynie sił i cierpliwości starczyło.
2 złote medale dla Szwajcarów 😯 W wiadomościach pokazali, że jeden przebiegł 15 km w 33 minuty, ca 3 razy szybciej niż ja 😯 🙄
Jotko, gratuluję i szczerze podziwiam 🙂
Danuśko, cieszę się, że znów jesteś z nami i że dzielisz się urlopowymi wrażeniami. Na taki zjazd w Tuluzie to bym sie chetnie wybrała, obejrzałam te smakowitości na zdjęciach, oj, ślinka leci 🙂
Ale narazie dobranoc Wszystkim!
Wydaje mi się, że coach to trochę więcej niż tylko trener, ale może niechby się specjaliści wypowiedzieli 🙂
Nemo, gratulacje dla sportowcówq z Twojego kraju – Młodsza Pyra nalega krzykiem, żebym nie zapomniała napisać, cytuję „Oni tak dawno nie mieli złota! Do czorta, górski kraj. Niech się cieszą” No, to niech się cieszą.
No, niech się cieszą 😀 Dzięki, Pyro.
Czytam, że dla Szwajcarów to dopiero trzeci złoty medal w narciarstwie zjazdowym w historii igrzysk olimpijskich. No to niech się tym bardziej cieszą 🙂
Jest jeszcze parę dyscyplin, w których są dobrzy, to może jeszcze coś przybędzie. W telewizorze powiedzieli, że te złote medale ważą po pół kilo 😯
Nie mam duszy kibica – cieszę się, kiedy wygrywają „nasi”, ale kibicuję wszystkim najlepszym albo tym, dla których to wyjątkowy wyczyn z różnych względów. Niech wygrywa lepszy.
Witam Was 😀
Nemo, medale takie ciężkie, bo z odzysku – ekologiczne; o takie :
http://wyborcza.pl/1,75248,7562404,Medale_olimpijskie_z_odzysku.html
Ślinka mi ciekła na tę szynkę ze skórką. Tylko gdzie taką kupić 🙁 U nas sklepy mięsne albo firmowe, wielkich zakładów, albo takie, które kupują mięso w hurtowniach. Niestety w kilku pytałam, czy można zamówić, ale odpowiedź brzmiała; nie. 🙁
Danuśku, takie śliczne fiołkowe pychotki pokazałaś, że wgapiałam się niczym w dzieła sztuki 😀
Żabo, bardzo się cieszę, że masz wreszcie kogoś do pomocy, mam nadzieję, że Pannie starczy zapału. 😀
Pożegnam już pt Towarzystwo. Haneczka pożyczyła mi książkę, o której pewnie opowiem Wam jutro (części Bogowiska pewnie znana). Przytulę teraz imć Torwalda do siebie i wlezę pod kołderkę.
Jotko, jestem pełna uznania i podziwu. Nie omieszkałam zajrzeć na Waszą stronę i jak porównam ją z naszą, to ……. szkoda gadać.
U Ciebie wszystko jasno napisane, zakładki przejrzyste. Wszystkiego co trzeba można się bez wydzwaniania dowiedzieć. Jednak co Wielkopolska, to Wielkopolska – porządek i myślenie jak należy.
Gratuluję
Nie halasowac po nocy, chyba ze sie spiewa Gaudeamus przy kidzie b7c7. Pani Rektor lsni uroda, wdziekiem i madroscia. Vivat Academia.
Gratulacje !
Ide dospac aby zebrac sily do nowych zadan na jutro
Pan Lulek
Dzień dobry Wszystkim,
Bardzo jestem zajęty, ale nie na tyle, żeby Was nie podczytywać od czasu do czasu. Dzisiejszy wpis Gospodarza (część o szynce) bardzo apetyczna i w zasięgu moich możliwości. Kusi, żeby zrobić, więc pewnie wkrótce się stanie.
Krystyno, Żabo,
dla Was wstrzymane niedawno zdjęcia moich obiado – kolacji, o które prosiłyście. Chłopskie jadło, chociaż wczoraj była ryba gotowana w/g przepisu z francuskiej książki kucharskiej (ostatnie zdjęcia). Sam robiłem, więc dla mnie była bardzo dobra! Do ziemniaków przydałby się jakis sos, ale miałem tylko sos tatarski. Z baku innego i ten okazał się w miarę dobry, chociaż ze sklepu.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/Kolacje?authkey=Gv1sRgCLb07_jphMaoGw#slideshow/5436066858031730034
Dobranoc 🙂