Jest karnawał!
I co z tego? Same straty. Albo nas zaproszą, to trzeba wydać na smoking albo chociaż na nowa koszulę. Że nie wspomnę już o dezodorancie i wodzie kolońskiej. Albo my zapraszamy, to wydatki zwiększają się w zastraszający sposób, bo trzeba wydać przyzwoitą kolację.
Ale tak prawdę mówiąc lubimy wydawanie przyjęć. Przychodzą ludzie, których cenimy a może nawet lubimy. A my staramy się podjąć ich godnie czyli przygotować dania najlepsze z najlepszych. I to do tego dania karnawałowe.
Oto niektóre z nich:
Bażant w boczku
Młody bażant, sól, czarny pieprz, 15 dag tłustego boczku, 3 dag masła, 5 dag ciemnych winogron
Bażanta sprawić i opłukać dokładnie wewnątrz i z zewnątrz, posolić i posypać świeżo zmielonym pieprzem z każdej strony. Pokroić boczek na cienkie plastry i owinąć nimi ptaka. Przewiązać nitką bawełnianą związując też nogi. Obsmażyć krótko na maśle i piec w piekarniku około godziny w temperaturze 250 st. C. Co jakiś czas polewać wytopionym sosem. Gdy ptak zmięknie skończyć pieczenie, zebrać sos, dodać do niego winogrona i podawać z czerwona kapustą.
A to kolejny przepis:
Kuropatwy na rożnie
Po jedne j kuropatwie na osobę(tu 4 sztuki), 15 dag słoniny, łyżka bułki tartej, pół szklanki bulionu, pęczek listków szałwii, sól
Sprawione ptaki umyć i osączyć. Natrzeć solą a uda i piersi obłożyć plasterkami słoniny obwiązawszy nitką bawełnianą by nie odpadła. Do brzuszków włożyć liście szałwii. Wbić na rożen i piec 25 min w wysokiej temperaturze. Po upieczeniu szałwię usunąć. Polać bułką tartą podsmażona na maśle.
I jeszcze jeden:
Zając na rożnie
1 zając,10 dag słoniny, 10 dag masła, sól
Zająca sprawić i oczyścić z błon, umyć, osączyć z wody i natrzeć sola. Uda i comber naszpikować słoniną. Nadziać na rożen i piec pół godziny smarując co 10 min. masłem. Podzielić na części i podawać z sosem cumberland lub musztardowym.
Tak się złożyło, że proponuję aż dwa dania z rożna. To są przepisy niezbyt często stosowane w dzisiejszych czasach więc tym bardziej atrakcyjne. I dość proste w robocie.
Jeśli jednak ktoś chce te same ptaki czy szaraka podać inaczej to zapraszam do witryny www.adamczewscy.pl gdzie są i inne przepisy.
Na koniec sięgnę do Alfabetu moich ulubionych win, by tę dziczyznę dobrze popijać.
Dodatkowa pokusa – Barolo, król win z Piemontu
Gigondas z Côtes du Rhône (Francja) – czerwone wytrawne, bardzo treściwe, pełne aromatu czarnych jagód, pachnące lasem. Doskonałe do dziczyzny, a zwłaszcza dzikich kaczek i gęsi. Najlepsi producenci: du Trignon, Saint-Cosme, Raspail-Ay.
Montepulciano d’Abruzzo z Abruzzo (Włochy) – czerwone wytrawne, lekkie, o aromacie ziołowym, korzennym i pieprznym, ciemorubinowym kolorze i wyczuwalnym smaku wiśni. Bardzo dobre do dziczyzny, np. combra z dzika lub pieczeni z udźca sarny. Najlepsi producenci: Farnese, Barba, Montori.
Brunello di Montalcino z Toskanii (Włochy) – czerwone wytrawne, bardzo mocne, z intensywnym garbnikiem, pachnące ziemią, wiśniami i korzeniami. Doskonałe do pieczonego dzikiego ptactwa i ostrych serów. Najlepsi producenci: Frescobaldi, Friggiali, Fuligni.
Myrto z Trydentu – białe wytrawne o charakterystycznym dla regionu Dolomitów bogatym owocowym bukiecie. To mieszanka Sauvignon Bianco (60 proc.) i Incrocio Manzoni(40 proc.). Często leżakowane w dębowych beczkach. Podawane w suche i gorące lato w temperaturze do 12 st.C wspaniale gasi pragnienie. Doskonałe do ostrych serów pleśniowych i owoców morza. Najlepsi producenci zlokalizowani SA wokół miasteczka Mezzolombardo. Wyróżniająca się winnica – Foradori.
No to teraz możemy wszyscy ruszać do kuchni. Nie boimy się żadnych gości. Byle podczas dekantowania win za dużo z karafki nie wysączyć. Na zdrowie!
Komentarze
Witam 🙂
raz jeszcze życzę Gospodarzowi, Blogowiczom, Rodzinom i Przyjaciołom tychże wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Dziękuję za trzymanie kciuków i wszystkie dobre słowa.
Wiedeń zdobyty 🙂
Sprawozdanie w stosownej chwili.
Życzę pięknego , zimowego i słonecznego dnia 🙂
Dawno się nie wpisywałem, mimo podczytywania.
Dziękuję pięknie za inspirującą nagrodę, już poddałem lekturze.
Dobrze, że po okresie świątecznego łakomstwa człek bardziej odporny na Piotrowe pokusy, a kusić to nasz Gospodarz potrafi, ho, ho…
Jotka, kciuki trzymaliśmy starannie, bo stan dróg jaki jest, każdy widzi, a tu lód, śnieg, błoto i mgły. Na tych drogach mieliśmy kilka załóg (w tym dwie w kierunku na Wiedeń) i Nemo, która jeździła między Alpami, a Karkonoszami – kciuki nam nieźle zdrętwiały od tego trzymania.
Dzien dobry Blogowicze,
nareszcie mam znowu dostep, ale tylko tu wpracy. W domu chyba zima spowodowala, ze nie mam polaczenia z reszta swiata. Na szczescie, dziala przynajmniej telefon.
A kabaczka /kabaka!/ rozbiore jeszcze w tym miesiacu i zachowam nasiona, to dostanie kazda/ kazdy wedle zyczenia. Warzywo naprawde godne uwagi, bo niedosc ze trwale, ale do tego jeszcze bardzo smaczne.
Milego dnia jeszcze raz,
pepegor
witaj bando
na kilka karnawałowych dań
a i owszem, jeszcze się skuszę
ale czas najwyższy skończyć
z świątecznym, sylwestrowym, noworocznym ..obżarstwem
lekkie przegłodzenie się przyda
:::
choinka mi pięknie pachnie
to chyba jej łabędzi śpiew
Pyro,
dzięki za te kciuki, bardzo się przydały 🙂
W ramach noworocznych postanowień postanowiłam nic nie postanawiać i spróbuję tego postanowienia dotrzymać 😎 W przepisie o kuropatwach zastanowiło mnie pół szklanki bulionu. Do popijania w trakcie pieczenia? To ja wolę wino. Nie ma natomiast masła do tej bułeczki, którą należy polać ptaka upieczonego w słoninie 😯 Intrygujące.
Pepegor,
ja też poproszę o nasionka kabaczka. Mogę się zrewanżować nasionami różnych dyń, w Stuttgarcie dostałam garstkę nieznanych, ale dynie podobno były dobre (z wystawy w Ludwigsburgu), mam też znane.
Na dworze zima. Minus 4 i sypie śnieg, a tu nie ma z kim zagrać w kanastę 🙁 Wprawiłam się w tej grze z rodziną w Polanicy, kiedy na dworze siąpiło i ciemno było już wczesnym popołudniem. Kilka dni w 8-osobowym gronie nie zawsze musi być przeżyciem traumatycznym, mimo że to rodzina 😉
Powiesiłam nowy kalendarz, a w nim imieniny Eugeniusza 😯
Brzucho, jeśli Twoje, to miłego głodowania! 😀
Smakowitego, wspamiałego karnawału i nie-innego całego Nowego Roku 2010 życzę PP Redaktorstwu i wszystkim ich Gościom – realowym oraz wirtualnym!!!
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Walnęło, jak obuchem w starą Pyrę. Co walnęło? A, omówienie badań socjo „Kogo pragną Polki” (strona główna Polityki) Mam nieodparte wrażenie, że dwa instytuty badawcze robiły badania w magazynie z lalkami Barbie nt jaki powinien być Ken. W przybliżeniu tak mogłaby odpowiadać moja Wnuczka, o której tu pisałam, że dobry Bóg dał jej dobre serce, sporą urodę, a na rozum już boskiej dobroci nie starczyło. Myślę jednak, że nawet ona (jedyna lektura to babskie magazyny z tych najprostszych, „Gala” za trudna) więc nawet ona jednak odróżnia chłopa od wydmuszki. Zawołałam Młodszą, żeby przeczytała – cierpliwości starczyło jej tylko na pierwszą stronicę, drugą pominęła z okrzykiem : nie moja bajka!
Nemo – Brzucho wrześniowy.
Pyro,
„W badaniach brali udział także mężczyźni, udzielając często jeszcze bardziej niezwykłych odpowiedzi niż panie.”
Wypowiedzi pań wcale mnie nie zaskoczyły, wolałabym poznać te powyżej 😉
Zastanawiające są rzeczywiste doświadczenia tych pań z polskimi facetami w realu, skoro na pierwszym miejscu stawiają higienę i pieniądze. A że nie chcą polityków, to też chyba nikogo nie dziwi…
Ten artykuł przeczytałam w papierowej „Polityce” w Polsce i stwierdziłam, że jedna moja siostra chyba trafiła na ideał, bo nie dosyć, że biznesmen i domyty, to jeszcze nosi ją prawie na rękach. Jest niestety inteligentny i nie brunet, ale nobody is perfect 🙄
komunikat specjalny
:::
imienin dziś nie obchodzę
ale życzenia i prezenty przyjmuję
🙂
Wszystkiego Naj w Nowym Roku Szanownemu Panstwu zycze!
Melduje poslusznie, ze nogi jeszcze mam. Ostatnie, bo ostatnie, ale sa.
Najbardziej podobalo mi sie w artykule o gustach kobiet okreslenie tego idealu jako polaczenia fryzjera z kelnerem. Piekne. Wychodzi na to, ze nie tylko przecietny Polak chcialby glupia zone, ale i przecietna Polka chce glupiego meza. To sie dobrali. Jakos tylko cholera doswiadczenie pokazuje, ze wiekszosc moich kolezanek zamiast sobie glupiego z forsa znalezc, to znajduje sobie madrych, ale groszem nie smierdzacych… Ah glupie te baby 😉
Nirrod, nie podskakuj za wysoko, bo te nogi ostatnie mogą nie zdzierżyć.
Nemo mnie zinspirowała plackami ziemniczanymi. Będą na obiad
Z podanych przepisow posiadam jedynie rozno. W tym kraju zajecy nie uswiadczysz, kuropatw jeszcze nigdzie nie widzialam, a bazanta na fotografii w renomowanym pismie dla pan co to lubia i pieniadze, i byc noszonymi na „rencach”, i duzo takiego blyszczacego posiadac i obdarowujacy delikwent niekoniecznie musi duzo wiedzec. Im mniej tym lepiej. Rozmawia sie wtenczas latwiej.
Czyli jak widzicie Pyro i nemo – choroba ogolnoswiatowa. Artykul w „Polityce” nie zaskoczyl mnie. Szczegolnie po tym gdy podczas spotkania towarzyskiego zostalam zapytana, przez pania z pretensjami do szczytow intelektualnych, czy z tymi dizonaurami to prawda.
Pierwsza mysl – zartuje ze mnie, druga – specyficzny humor kobita posiada, ale nie – ona tak serio.
Styks obmywa Olimp, Charon plywa po Nilu i faraonow do nieba przewozi – roznych nowych faktow czlek sie uczy.
Kiedys prowadzilam dzienniczek kuriozalnych powiedzen, nowych „prawd” i podobnych cudakow. Teraz juz nie mam na to ochoty. Zbyt szybko sie zapelnial.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
echidna
proszę! co tam proszę ..błagam!!!
pokaż wyjątki z dzienniczka
:::
„dinozaury” zaraz ustawię sobie jako opis na GG
🙂
z jakimi dinozaurami?
patrzę w ten tekst o agentach i innych ideałach i nic o dinozaurach nie widzę 😉
Brzucho –
dinozaury, dinozaury oczywista!
Wyjatki miales – a notes gdzies w garazu lezy zapaczkowany z innymi szpargalami. Jak sobie co bardziej pikantnego przypomne to podrzuce.
Aaa … i nowe fakty geograficzne. Np: stolica Rosji jest Sofia.
E.
Jak moja znajoma z kantonu Vaud przedstawiła się tamtejszym znajomym, że ma na imię Zofia, to ją zapytano, czy pochodzi z Bułgarii 😯 Osoba pytająca była więc dość kumata z geografii 😉
Tutejsza znajoma w rozmowie ze mną (ostatniego lata) stwierdziła, że słyszała jakoby Polska starała się o przyjęcie do UE 😯
nemo –
powitac po wojazach. I male pytanko: jakzes sie z ta „kontrabanda” alkoholowo-zywnosciowa zapakowala? Bo to i trzy osoby, i tyle dobra wszelakiego… A i bagaz osobisty.
A mnie Panie Dziejski, co lotnisko, to sprawdzali czy narkotykow nie posiadam. Checa na calego byla w Niemczech, gdy nagle Wombata „wcielo”. Byl i nagle nie ma, jak w ruskim cyrku. Statywem sie opiekowal, a wygladalo to jak male buzuki w pochwie o barwie plomienia. Nie powiem, rzucalo sie w oczy. No to przylapali i dokladnie przetrzepali. Caly sprzet, plecak i wszystkie mozliwe schowki w garderobie. A mial tych kieszeni i kieszonek od groma. Taki jeden to nawet chcial karte z aparatu wyciagac. Gorliwiec! Dobrze, ze na osobista nie wzieli tom w koncu zauwazyla gdzie stoi.
I dobra rada dla wszystkich – pasek w spodniach powinien byc wezszy nizli szlufki. Moj na wcisk wlozylam zanim sie odzialam. No i bryndza – kaza pasek wyjmowac, ja mowie ze nie dam rady. A dobry byl, z cwiekami metalowymi i ladnie na bramce dzwieczalo.
Kobitka sie uparla lecz facet w koncu odpuscil. Gdyby nie on niewatpliwie wyladowalbym w osobnym pokoiku.
Ja rozumiem takie postepowanie lecz czlowiek czasami nie przemysli do konca i efekt bywa niesympatyczny. Po czasie zabawny …
E.
Teraz to chyba na golasa do samolotów wpuszczać będą, może w takich szpitalnych koszulach 🙄
Echidno,
jeep cherokee nie bez powodu ma w nazwie „szeroki” 😉 Bagażu osobistego na tygodniowy wyjazd w zimie nie bierze się dużo, a i tak nie wszystko było potrzebne, bo nie było śniegu i mrozu, a jak przyszedł, to musieliśmy ruszyć w podróż powrotną. Osobisty jest mistrzem pakowania i dziecko na tylnym siedzeniu miało dosyć miejsca, tak na półtorej osoby, nawet laptop się zmieścił 😉
Tez mi to do glowy wpadlo. Jednorazowe ubranka dla pasazerow. W kwiatki dla pan, w kratke dla panow.
E.
Nemo,
którędy jechaliście do Polanicy i jakie mieliście warunki na drodze?
My wyruszyliśmy w środę późnym wieczorem. Kolega był gotowy do drogi dopiero o 20.30. Droga na południe była oblodzona, padał paskudny deszcz, na poboczach stały samochody po wypadkach. Koleżanka przewróciła się na pierwszym postoju i w hotelu przy granicy z trudem chodziła – nie mogła stanąć na prawą nogę. Wygladało to groźnie. Już się liczyłam z tym, że trzeba będzie zostać na miejscu i szukać pomocy lekarskiej.
Na szczęście nastepnego dnia i pogoda się poprawiła i koleżanka wydobrzała. Do Wiednia dotarliśmy w stosownej porze i w znakomitych humorach.
Tu jednak czekała na nas w hotelu „niespodzianka”. Z zamówionych dwóch apartamentów, otrzymaliśmy jeden plus klitka na poddaszu. Tłumaczono nam, że to Sylwester i tak dalej. Ja rezerwację zrobiłam 2 września i wtedy były jeszcze dodatkowe, poza tymi, które zarezerwowałam, wolne apartamenty.
Pan właściciel, w rozmowie telefonicznej stwierdził, że jak jesteśmy przyjaciółmi to możemy spędzać czas razem w jednym apartamencie i dwa nie są nam potrzebne!!! On ze swojej strony daje nam „a nice New Year gift” i „obniża” cenę pokoju o 30%. Po prostu: cudnie, świetnie!!! Nie było sensu marnować cennego czasu na utarczki i zaakceptowaliśmy ten wymuszony układ.
Przygoda w hotelu i nieuprzejmi wiedeńscy kierowcy, to jedyne niesympatyczne akcenty.
Noc Sylwestrową spędziliśmy w wielkim tłumie przed ratuszem. Była świetna atmosfera. W sumie nie najgorsza pogoda. Wokół konkurencyjne koncerty. Na głównej scenie Robbie Wiliams. Podobno atrakcja. Rzecz gustu. Niemniej bawiliśmy się świetnie.
Nowy Rok rozpoczęliśmy Koncertem Noworocznym w Hofburg Palace. Bilety zamawiałam on line i trochę się zdenerwowałam, jak zobaczyłam, że mamy pierwszy rząd, ale akustyka była tak dobra, że nie było żadnych problemów w odbiorze muzyki. „Dawano” tradycyjne wiedeńskie „kawałki” polki i walce Strausa, obowiązkowy Mozart i Lehar: arie, duety typu „usta milczą …”. Wszystko „lekkostrawne”, ale bardzo dobrze i dowcipnie podane. Jednym słowem bardzo udane. Stoje przeróżne od wieczorowych kreacji i futrzanych etoli po wełniane golfy, sportowe spotnie i kozaki.
A potem to już wędrówki po historycznych miejscach. Wzgórza, „skąd to Sobieski…” całe już były w śniegu. Miło było sączyć zacny trunek i patrzeć na miasto „co to je król Jan …” zza szyb ciepłej restauracji. Wieczorne spacery po wymyślnie dekorowanych kolorowymi światłami ulicach. Najbardziej podobały mi się przeogromne czerwone kule wiszące nad ulicą, nieopodal katedry świętego Stefana.
Żegnaliśmy się z Wiedniem siedząc wieczorem w obrotowej restauracji na wieży telewizyjnej i podziwiając pięknie oświetlone miasto.
Podróż powrotna była długa i męcząca, z korkiem na autostradzie spowodowanym wypadkiem. Dojeżdzając do domu obiecywałam sobie, jak zwykle: dość tych podróży, w domu jest wygodniej i bezpieczniej. Zobaczymy 🙂
Co do dyskutowanego artykułu, to moim zdaniem, wykonane badania informują jedynie o poziomie absolwentów polskich uczelni, szczególnie kierunków nauk społecznych i humanistycznych. Odpowiedź w znacznej mierze zależna jest od sposobu sformułowania pytania. Znając szerokość horyzontów i głębokość wiedzy polskich studentów nie dziwię się uzyskanym wynikom. Inna rzecz, jak się one mają do rzeczywistości. Pewnie tak, jak ja do cesarzowej chińskiej 🙁
Znam pana, który z całą powagą opowiadał, wpatrzonym w niego z podziwem, paniom o tym, jak wyglądały ginozaury 🙂 Skoro wyginęły … 🙂
Zjadlyśmy po 4 spore placki i +,- na jeszcze 4 zostało ciasta. Dooobre. Teraz Radzio z Panią poszli kupić coś dla psa, bo owszem – kulki są, ale obiadku – nie ma. Pies, z małymi, higienicznymi przerwami przespał całą dobę. Zejście ze Śnieżnika do parkingu zrobili w godzinę i 25 minut. Natomiast w Nowy Rok Ania wzięła psa, kijki, psiapsiółkę i poszli na Śnieżmok. Kijki nie były potrzebne – jamnik panią dosłownie, wciągnął na szczyt. Pani ponuro „wiesz, on ma żelazną kondycję”. Tak, tak, tylko on wie, że w razie czego pani albo ktoś wezmą pieska i poniosą, pani musi na własnych nogach.
Jotko – ginozaury? Kupuję natychmiast to określenie.
GINOZAURY! Pyro, ja również używam tego wyrażenia z upodobaniem, nie bacząc na prawa autorskie 🙂
Jotko,
nasza podróż do Polanicy przebiegła bezproblemowo po suchych autostradach i -1 do -4 stopni po drodze przez Zurych, Stuttgart (nocleg u przyjaciół), Norymbergę, Pragę, Kudowę. Powrót tą samą trasą był gorszy, bo padał śnieg w Polsce, Czechach i dolnej Bawarii, do tego niewielkie korki koło Norymbergi. Za to na południe od Stuttgartu było słonecznie i bezchmurnie z mrozem do -7, aż do domu, gdzie nas zastał front chmur z zachodu i teraz nie przestaje śnieżyć. Samochód do Polski dojechał czysty (wymyli go w warsztacie przed przeglądem technicznym), wrócił cały zachlapany solą 🙁
W Polsce nigdzie nie jeździliśmy poza wyprawą po jabłka pod Bardo i do Kłodzka na zakupy, zaraz w poniedziałek po przyjeździe. Gdyby nie codzienne spacery po polanickim parku i jedna piesza wycieczka w góry w stronę Dusznik, to by mi chyba mięśnie do cna zanikły 🙁 Zima w polskim kurorcie kojarzy mi się z zagłębiem górniczym, a Osobistemu z parowozami, które uwielbia, bo zewsząd czuć (i widać) było dymy z palenisk węglowych spychane wiatrem z gór pomiędzy domy 🙁 To jest zimowy horror. Dom mojej siostry jest ogrzewany gazem i drewnem z kominka, ale co z tego, skoro ze wszystkich kominów w sąsiedztwie wali gęsty szarożółty dym cuchnący siarką 🙁 Jadąc wczoraj przez Badenię-Wirtembergię i pół Szwajcarii specjalnie zwróciłam uwagę na kominy domów – wyglądały na nieużywane 😯 Nad żadnym miasteczkiem nie wisiał szary smog z kominów, a mróz był przecież wszędzie 🙄 Tu, u nas, nie wolno już nawet budować zwykłego kominka bez filtrów na pyły.
Po znakomitym sniadanku wyruszylismy na skróty na podbój Wegier. Zimno bylo ale ubralismy sie jak cebulki. Wykonalismy stosowne zakupy, pokazalismy buzie na sloneczko i stwierdzilismy, ze na przyszlosc dobrze byloby nastepnym razem kupic jakis koszyk. Pogoda jak zwykle cesarska tylko potworne mrozy – 3 Celsjusze. W cieniu. Na obiadek natomiast najpierw nalesnik cienki jak pergamin z marmolada z dzikiej rózy, potem deser w sklad którego weszla miedzy innymi galaretka owocowa a potem danie zasadnicze w postaci kaszy gryczanej, szpinaku i sadzonego biologicznego jajka. Prosto od kury.
Pan Lulek
Pozdrawiam wszystkich noworocznie życząc miłych blogowych
spotkań, sukcesów kulinarnych oraz pomyślności we wszystkich
innych dziedzinach życia 🙂
Afrykańska podróż zakończona, z temperatury +35oC
przeskoczyliśmy w dzisiejsze -12oC z całym szalikowo-rękawiczkowym
oprzyrządowaniem. Klapki i szorty czas schować na dno szafy 🙁
Region,który odwiedziliśmy w Senegalu to Casamance :
http://afryka.org/index.php?showNewsPlus=2605
Zdjęcia w obróbce.Prześlę,jak tylko się uporamy.
No i akcent kulinarny – podstawą wyżywienia jest ryż w towarzystwie
ryb lub kurczaków.Ulubiona jarzyna to cebula,marynowana w soku
z cytryny i podawana na surowo lub duszona.Pyszna !
Jadłam codziennie,tak jak tubylcy. Osobisty oczywiście omijał dużym łukiem.
Witaj Danuśka. Dopiero wczoraj o tOBIE PLOTKOWALIŚMY, BO aLICJA NIE ZWAŻAJĄC NA REALIA KONIECZNIE CHCIAŁA cIĘ OBSADZIĆ W ROLI SOLENIZANTKI.
Pyro – poprzednich wpisów jeszcze nie czytałam.
Póki co nie bardzo mam czas.A soleniznatką styczniową
rzeczywiście nie jestem. Miło jednak,że o mnie myśleliście 🙂
Do tego Senegalu to chyba żadna inna nacja nie jeździ –
wszędzie tylko Francuzi, niektórzy osiedlają się na stałe,
inni podróżują turystycznie. Osobisty czuł się jak ryba w wodzie !
Gdyby nie ta wszechobecna cebula….
Sporo mieszanych par. Od paru lat tendencja następująca:
ona Francuzka w wieku balzakowskim,on piękny i młody,
dwudziestoletni Senegalczyk.
Dzień dobry Szampaństwu.
Zimowo, wcześniej padało na biało. -8C, chociaż słońce zaświeciło niedawno.
Uparłam się na Danuśkę, bo jak trzeba, to trza. Ktoś musi, żeby obchodzić mógł ktoś. Cebulę w cytrynie zastosuję, to musi być coś, co chyba będzie dla mnie w sam raz. Znaczy… splasteryzować i zalać sokiem z cytryny, odstawić na parę dni w ciemne i zimne?
Czekam na tych gamoniów z olejem opałowym, bożyli się, że będą o siódmej rano. Prawie wpół do jedenastej – a ich nie widać. Przecież i tak nie wierzyłam w tę siódmą…
Jeśli chodzi o kominy i dym, to jak Polska długa i szeroka wyjaśniano mi, dlaczego gęstość, kolory i zapachy różne – ludzie najzwyczajniej w świecie palą w piecach śmieci, szczególnie na wsiach – bo gdzie je wywozić, gminy mają jeden-dwa punkty zbiorcze śmieci. A zgodnie z postępem cywilizacji śmieci przybywa, nie ubywa. Ludzie palą wszystko, łącznie z plastikiem – to czuc, wystarczy pojeżdzić wieczornym wrześniem po okolicy, bo już wtedy wieczorami rozpala się w piecach dla ogrzewki.
Zagadka noworoczna, ale proszę podać oficjalną, całą nazwę. Pomyślę nad nagrodą dla zwycięzcy. Czekam do mojego południa na odpowiedzi 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1244.JPG
Alicjo. Pełna nazwa brzmi: „Skocznia narciarska” Zobacz do skrzynki, tam już jest mój adres. Nagrodę możesz wysłac, tylko dobrze owiń, żeby butelka sęi nie rozbiła!
Kapitanie…
o nie, TA skocznia jest nazwana imieniem i nazwiskiem! Więcej nie podpowiadam 🙂
Alicjo,
o spalaniu śmieci, gumy i plastiku nie wspominam, choć też znam te charakterystyczne zapachy, bo ich w Polanicy nie wyczułam, ale już te „legalne” dymy i pyły wystarczyły mi, zwłaszcza oglądane z góry, przy błękitnym niebie i w pełnym słońcu 🙁 We wtorek był jedyny pogodny dzień i wykorzystaliśmy go do wędrówki po okolicznych pagórach. W środę spadł śnieg i z wycieczki w Góry Stołowe nic nie wyszło, za to odwiedziliśmy pszczelarza, który poczęstował nas najlepszym miodem pitnym, jakiego kiedykolwiek próbowałam. Miód zrobił na drożdżach do porto i tak trochę smakowało, fantastycznie. Tych drożdży też trochę dostałam i teraz mogę zaszaleć, tylko jeszcze nie wiem, z czym 😉 Dostaliśmy jeszcze propolis, pyłek pszczeli na miesięczną kurację dla dwojga, butlę tego miodu i świecę z wosku. Wszystko tylko dlatego, że bezinteresownie dostarczyliśmy mu próbki miodów sycylijskich, tak po prostu w prezencie, nic od niego nie chcąc. Latem, kupując u niego po raz pierwszy znakomity miód zauważyliśmy, że zbiera miody z różnych okolic. Pszczelarz w wieku 77 lat, wzruszony naszą pamięcią, zaprosił do swojego kantorka, gdzie stał antałek, bawił przez godzinę rozmową, a na koniec kazał się wpisać do kroniki. Teraz jesteśmy już zaprzyjaźnieni i przedstawieni następczyni, której przekazuje swoją pasiekę 🙂
…w skrzynkę zerknęłam juz dawno, adres pchnęłam, gdzie należy.
Pomysł, jaką nagrodę… wykorzystam 😉
Bo Ty, nemo, jezdzisz zazwyczaj w określone rejony, a ja się toczę od Wybrzeża, przez Warszawę czasem, naokoło Krakowa, potem Górny Śląsk, zanim dojadę na Dolny – i to wtedy dopiero czuć i widać, śmieci palone na rozpałkę, zanim coś konkretnego…
Zdaje mi sie, że w kwestii kominów UE zajęła stanowisko i ma jakieś wymogi, ale ktoś to by musiał egzekwować. Łatwiej z zakładami przemysłowymi, ale wyobraz sobie takiego biegającego po wsi urzędnika, uswiadamiającego ludziom, ze tak nie powinni. Zwróciłam uwagę parę razy… spojrzano na mnie jak na durną. Użyłam argumentu – przecież ta Ziemia i jej otoczka zostanie dla twoich dzieci, wnuków… Nie, nie jest to chwytny argument. W ludziach trzeba wyrobić to poczucie.
Tutaj tak palić się nie da, chyba, że na pustkowiu… ale wracając zza rogu zawsze zbieramy po rowach puszki, papiery i inne takie, i Jerzor stwierdza – ludzie to świnie. I tym obraża świnie, bo one wiedzą, gdzie należy paskudzić.
Alicjo, skocznia narciarska w Wiśle Malince im. Adama Małysza 🙂
MałgosiuW
racja! Dzisiaj dostałam te zdjęcia, robione w Sylwestra 2009
Nagroda bedzie!
Adres…
Alicjo, mój adres mailowy i domowy powinnaś mieć.
…i tak a propos, rozmawiałam na ten temat ze znajomym, który podesłał zdjęcia… Adaś żyje, ma sie dobrze, nadal skacze, chociaż juz zapowiedział, ze kończy, a potraktowano go jak zasłużonego, nieżyjącego… Bo z nazywaniem imieniem to jednak sie troche czeka, aż…
Nawet podobno Adaś się wypowiedział, ze miło, bo miło, ale moze ciut za szybko…
MałgosiuW
jasne, że mam.
W tym tygodniu zamierzamy przyrządzić krupnik/ ten na spirytusie /. Dawno temu już to robiliśmy według przepisu z pożyczonej książki o nalewkach. Książka została zwrócona, a przepis nie zapisany. A trunek był znakomity i szybko został wypity. Różne przepisy znalazłam w internecie i coś wybiorę, ale proszę doświadczonych twórców i wytwórców nalewek o sugestie i rady. Jeszcze trochę spirytusu jest w domu i trzeba go pożytecznie wykorzystać .
E tam, jak ktoś stale zajmuje 11 miejsce, to taka skocznia już prawie jak pomnik upamiętniający przeszłe zasługi. O naprawdę umarłych sportowcach nikt potem i tak (z małymi wyjątkami) nie pamięta 🙄
Krystyn0 – jutro Ci przepis naklepię; teraz jest za ciemno dla moich ślepiących oczu ze starych notatek czytać.
Dzięki, Pyro.
Oho, zajechali paliwowi! No to teraz 700 litrów…ciekawe, ile im zabierze natoczenie.
Co do sportowców, mamy kilka ikon. Kusociński – wiadomo. Chociaż ciekawa jestem, czy młodsze pokolenie słyszało. Najlepiej zapamiętuje się wielkich ludzi w połączeniu ze skandalami – taka Stanisława Walasiewiczówna na przykład…spojrzałam kiedyś w Kronikę XX wieku, zdjęcie naszej reprezentacji, stoi Stasia, wysoka jak dąb, a wyglada jak typowy Stachu. Kilka lat temu była granda o to…chodziło o kobietę, która wówczas była czwarta, i gdyby Stasię pozbawiono medalu, wówczas ta kobieta byłaby brązową medalistką (a ciagle żyje). Nie pamiętam, jak to się zakończyło, zdaje się, ze komitet olimpijski czy jakieś tam odpowiednie ciało nie chciał ruszać tak dalekich rekordów i spraw. Kiedyś przegladałam tę Kronikę właśnie olimpiadami i zakreślałam polskie medale. Najlepiej wypadlismy w ’80, bo Amerykanie, Niemcy i chyba ktoś jeszcze zbojkotowali igrzyska w Moskwie, a przecież to wielka konkurencja. Ale i nasz *Kozak* pokazał wtedy gest – a takiego, złota tyczka moja! A Ślusarski wziął brązową.
Za szczesliwe powroty na blog pija dzisiaj
Jolinek51 i Pan Lulek
…i jeszcze mi się przypomniało, że jako kilkulatka pasjonowałam się boksem 🙄
Tata słuchał sprawozdań radiowych, to ja też. Znałam na pamięć całą ówczesną stajnię Feliksa Stamma, a jego pamiętniki były naprawdę pasjonujacą lekturą, on miał dar opowiadania. Pamiętniki zaczytałam w strzępy…
Nauka nie poszła w las. Kiedy Rysiek S. po raz kolejny pociagnął mnie za mysie ogonki, rozłożyłam go prawym prostym na boisku przed szkołą, usiadłam na nim okrakiem, poprawiłam lewym sierpowym, a potem już niesportowo pięści poszły w ruch całkiem bezładnie. Było to w czwartej klasie – Rysiek nie odezwał się do mnie słowem do końca podstawówki, i potem chyba też nie, aż straciłam go z oczu. Dziesięcioletni chłopcy powinni wiedzieć, że dziesięcioletnie dziewczynki podkochują się w swoich nauczycielach, ewentualnie w porywach w jakimś Mietku L. albo Jasiu W. z przynajmniej siódmej klasy. A końskie zaloty równolatków nie znajdują zrozumienia u dziesięcioletnich dziewczynek. Chyba, że to ten Mietek L. z siódmej klasy się zaleca… 😉
Urodziny Newtona ! To może tak… każdy po jabłuszku? 😉
Zjadłam jabłuszko. Rubinola. Polecam.
Na kolację ziemniaki w mundurkach, śledzik.
Witam!
Nemo,
poszłam Twoim śladem i złotą renetę … Czuję, że na jednym się nie skończy 🙂
z obiadów pani L.Ć.
5 stycznia
Rosół z kaszką krajaną w kostkę
Sztuka mięs opiekana z chrzanem
Brukiew z sosiskami
Pieczeń cielęca z kapustą surową
6 stycznia +
Polewka z piwa ze śmietaną
Paszteciki z grzybów
Szczupak duszony z jarzynami
Legumina parzona z sosikiem malinowym
I jak tu się odchudzać? 😥
Gospodarzu! Dziękuję jeszcze raz za piękny prezent! A teraz przepis na amerykańskie obchody 40 urodzin. Muszę krakac jak i one chociaż u nas w Krakowie ważne były tylko imieniny. Trzeba najpierw miec czterdziestolatka, który urodził się drugiego stycznia. Potem odpowiednio wielkie mieszkanie na 30 – 40 osób. Stronę gastronomiczną załatwia catering, A było:
Kilka rodzajów sera, winogrona i truskawki.
Różne chipsy i pogryzadełka z paroma dipami.
Szparagi zawijane szynką parmeńską
Koreczki z szynki zawijanej z serem kozim
Pepperoni
Włoska kiełbasa toczona w grubym pieprzu
Kilka rodzajów oliwek i ostrych papryczek
Grzyby w śmietanie na gorąco.
Kawałki kurczaka panierowane z wiórkami kokosowymi i sos maślany chyba z miodem.
Placuszki ziemniaczane zapiekane z boczkiem i serem.
Klopsiki w sosie pomidorowym (paskudne)
Itd itp etc roznoszone przez kelnerkę a potem stawiane na stołach albo byle gdzie
No i oczywiście wina, piwa, koniaki, whisky i wody mineralne, mające największe powodzenie. Dziwni ludzie…
Dyskretna, cicha (chwała Bogu) muzyka i dzieci bawiące się w osobnym pomieszczeniu (w basemencie) Nikt nie wskazywał na stan wskazujący!
Oczywiście clou stanowiły torty: czekoladowy i kokosowy a potem zdmuchiwanie 40 świeczek! Po północy wszyscy rozeszli się za obopólną zgodą stron, wsiadając do swych wielkich, terenowych bryk i minivanów…
Wszystkiemu towarzyszył trochę mrożkowski, konik z karuzeli:)
Krótka dokumentacja fot.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/UrodzinyEryka10#
Ida red u mnie newtonowo.
Ziemniaki w mundurkach rozebrane, splasteryzowane, podsmażane właśnie, trzeba skończyć wczorajszą ostrą italiańską kiełbasę.
Kapitanie,
w międzyczasie porządkowałam zbiory książkowe (jestem dopiero w 1/3 na oko). Znalazłam podwójne egzemplarze i pewnie jeszcze znajdę, bo człowiek jak jedzie, to kupuje jak głupi.
Zrobię listę przed wyjazdem, może coś będziesz chciał. Współczesna proza polska – także nowości z pokolenia naszych pisarzy, E.Redliński, Janusz Głowacki. Jeśli nie masz „Ostatniego ciecia”, to przywiozę, mam podwójny – emigracyjne wspomnienia „Głowy” z Nju Jorka, dla Ciebie lektura obowiązkowa 🙂
Nowy,
w Toronto i w Ottawie (najbliżej) też mamy księgarnie polskie. Ceny takie same, tylko w $, nie w złotówkach. Nie daj Boże, żebym tam weszła, wyjdę z torbami, albo i to mi zabiorą 🙄
Zresztą, nie chodzi o ceny, i tak z Polski nic innego nie wożę, bo jedzenia niezapuszkowanego mi nie wolno, zabutelkowanego tylko butelke na twarz ( 🙄 no wiecie, co! ), a szmat mi się nie chce, czasami coś, albo jakis but.
Limit samolotowy – 22 kg. na twarz. Jak dają, to brać 😉
Poza tym w Polsce (i na blogu) doradzą, co warto, czytam też recenzje dla rozeznania się. A moja przyjaciółka Alsa zaopatrywała mnie w książki od niepamiętnych czasów. Teraz jak jestem we Wrocławiu, udaję się z kartą Alsy do wydawnictwa wiadomego, mam zniżkę i jestem panisko 😉
Jerzor dzwiga i klnie. No chwileczkę – ja nie zawsze mam ochotę obiady gotować, czy szmaty prać, o sprzątaniu nie wspominając!
Wspaniale Alicjo. Ja się zrewanżuję swoimi.
Zamieszczam, bo to do nas wszystkich:
*Witaj Alicjo.
Wszystkiego, co tylko najlepsze, dużo spełnionych marzeń, zdrowia , pogody ducha dla Ciebie i Twojej Rodziny- również dla Blogowiczów.
Nie piszę oficjalnie na blogu, bo nie mam talentu twórczego. Jestem człowiek od techniki i liczenia. Ale za to tym bardziej doceniam Wasze liczne talenty literackie i poetyckie no i oczywiście kulinarne. Blog tylko kulinarny byłby bez wyrazu, a tak jak jest – to rewelacja. Miło w gronie osob błyskotliwych często się uśmiechnąć. I za to wlaśnie, na Twoje ręce, serdecznie dziękuję.
Raz jeszcze wiele dobrego.
Irena*
Hej… tutaj wszyscy pisują! I niektórzy bardzo oszczędnie! Reguły nie ma… ja jestem rozgadana, bo mam dużo czasu i doświadczenie na internecie. No, może Stanisław pisze deko wiecej, jak się nudzi w pracy 😉
Ireno,
dołącz!
Szanowny Panie Redaktorze,
Pana blog jest bodajze jedynym, gdzie panuje taka atmosfera. Zyczliwosc i cieplo, az milo tu zagladac, co czynie czesto, choc dotychczas nie zabieralam glosu. I chyba nawet nie dlatego, ze Pan tego pilnuje, tu po prostu nie wypada zachowywac sie niekulturalnie – taki fenomen udalo sie Panu i gronu sympatycznych blogowiczow stworzyc. Oprocz najlepszych zyczen noworocznych przesylam wszystkim jedna z najpiekniejszych piesni, jakie w zyciu slyszalam:
http://www.youtube.com/watch?v=BSTNAyopq00&feature=related
Najmilej pozdrawiam Gospodarza i gosci