Co się komu kiwa od… piwa?
Arcyksiążę Karol Stefan i Maria Teresa – obraz Wojciecha Kossaka
Mnie nic, bo nigdy go nie nadużywam, mimo że jestem szefem znanego Wam z opowieści Klubu Piwnego. I to właśnie zbliżające się kolejne zebranie klubowe nasunęło mi ten piwny temat. Od początku istnienia naszej wspaniałej organizacji podczas spotkań pijemy guinnessa. Niektórzy po tych kilku latach domagają się zmian. I choć ja jako stary konserwatysta pozostanę przy tym irlandzkim produkcie, to muszę jednak słuchać głosu ludu. Co więc im wybrać?
Ostatnio Warszawa była miejscem spektakularnej operacji reklamowej firmowanej przez doskonałego piwowara czyli Grolsch. Nad głowami warszawiaków po linie wędrował Jan Gałka czyli człowiek pająk. I przeszedł. Teraz chyba tym samym wyczynem fascynuje mieszkańców Nowego Jorku czy innej światowej metropolii. A Grolsch chce przekonać piwoszy, że butelce tego piwa człek może wędrować własną droga i dojść do sukcesu. Może więc przejść z Irlandii do Holandii? Choć dziś te wszystkie marki są po prostu międzynarodowe. Ale początki miał w Enschede i to w 1615 roku.
Drugim browarem, który zrobił na mnie wrażenie jest Żywiec. Na razie nie smakiem piwa tylko chęcią odkupienia wielkiego obrazu Wojciecha Kossaka, na którym przedstawiona jest para książęca Habsburgów na tle pszczyńskiego pałacu. Ten wielkich rozmiarów obraz zniknął w czasie II wojny światowej wraz z innymi cennościami książęcymi i nagle odnalazł się w Niemczech. Do Żywca zaś wróciła księżna (nie ta z obrazu lecz jej wnuczka Maria Krystyna) i pomaga w staraniach o odkupienie obrazu . Byłem w Pszczynie i myślę, że pałac wiele by zyskał, gdyby dzieło Kossaka ponownie tu zawisło.
Zanim jednak zdecyduję (arbitralnie!) co koledzy będą pili najpierw sam wypróbuję i to, i to. No i posłucham porad przyjaciół, bo przecież w blogu istnieje silne lobby piwne. No to słucham pilnie!
Komentarze
Nie sądzę żeby mój wybór znalazł uznanie w męskich oczach, choć to nie o oczy chodzi w tym wypadku, ale gdybym miała stały dostęp, to piłabym belgijskie piwo o smaku wisniowym 🙂
Chyba nie tylko mężczyźni, ale wszyscy rasowi piwosze płci obojga obruszą się na taką podpowiedź, sorry, ale mnie właśnie to smakuje 🙁
Jotko,
De gustibus non est disputandum, więc nie przejmuj się rasowymi piwoszami.
Też zachwyciłem się tym piwem gdy byłem w Brukseli. Ale szybko swą sympatię przerzuciłem na guezue.
Piwa smakowe są niezgodne z bawarskim prawem czystości ,mówiącym ze piwo wolno ważyć tylko ze słodu jęczmiennego, źródlanej wody i chmielu 🙂 Na szczęście były tereny gdzie nie obowiązywało i tam powstawały piwa smakowe, wiec moim zdaniem są tak samo wartościowe. W Belgii która jest producent największe ilości rodzajów piwa w Europie a pewnie i na świecie tez piłam to wiśniowe piwko i bardzo mi smakowało
Ewo,
🙂
W Belgii zachwyca mnie nawet nie tyle różnorodność piwa, co wyrafinowanie naczyń, w których sa serwowane. Słowo „kufel” jakoś nie wydaje mi się odpowiednie. Choć może nie mam racji. Osobiście bardzo lubię i samo piwo Kwak i naczynie w jakim jest podawane. Podobno było to ulubione piwo woźniców dyliżansów. Drewniany uchwyt a zarazem podstawka pozwalały im na wygodną konsumpcję na koźle, Przwężona szyjka miała powodować specjany odgłos, w trakcie picia, w przypadku gdyby woźnicy głowa zanadto zaczęła się kiwać w czasie równoczesnego powożenia i konsumpcji.
Opowiadali mi o tym przyjaciele w Antwerpii, ale kiedy byłam dwa lata temu w restauracji w Waterloo, młody kelner robił tylko wielkie oczy, jak go poprosiłam o potwierdzenie historii pochodzenia „kufla”.
Niestety nie jestem dość gramotna żeby wstawić sznureczek do tego piwa 🙁
Piwa smakowe zostawmy kobietom, ewentualnie metrosexualnym 🙂 Gospodarzu masz fajne dwa małe browary na miejscu – Bierhalle (Nowy Świat) oraz BrowArmia Królewska (ul.Królewska).
Kwak, kwak
Upierdliwa jestem: te jabłka na wczorajszym zdjęciu, to co one za jedne? Czy tylko ilustracja, bo ładne?
maruda, przepraszam, ale chyba przegięłaś,
Panie Piotrze,
Ja osobiście polecam Perłę z Browarów Lubelskich. Choć jestem warszawiakiem to jednak przy każdej nadarzającej się okazji wybieram się do Lublina, który uważam za najbardziej urokliwe miasto w Polsce. I tam też po raz pierwszy spróbowałem produktu lokalnych piwowarów. Wspaniałe piwo z wyraźną i odświeżającą goryczką.
Jedynym minusem tego piwo była jego śladowa obecność na warszawskim rynku. Ale na szczęście od pewnego czasu i tu nastąpiła zmiana, a Perła w dwóch wersjach smakowych jest nie tylko szerzej w Warszawie reklamowana, ale i coraz powszechniej dostępna.
Dlatego też polecam.
…przegiąłeś-?
Piwosz ze mnie nijaki. Ale w upalne popoludnie chetnie siegam po dobrze schlodzony bursztynowy napitek.
W tutejszych sklepach alkoholowych wybor jest przeogromny – o dziwo. Z kazdego zakatka swiata. Fakt – czasami nastepuja chwilowe braki lecz stosunkowo szybko rownowaga zostaje przywrocona. „Klient nasz pan” dziala bez zarzutu.
Najbardziej zasmakowalam w Cascade Stout pochodzacym z najstarszego australijskiego browaru „the Cascade Brewery Co.” zalozonego w roku 1824.
Podczas naszego pobytu w Hobart odwiedzilismy zabytkowy browar, przepiekny ogrod zalozony przez zone wlasciciela i otaczny do dnia dzisiejszego troskliwa opieka. Ogrod polaczony jest z piwiarnio-restauracja gdzie mozna sprobowac gatunki piwa wytwarzane w browarze, zamowic to jakie smakowalo i w ogrodzie oddac sie degustacji.
A oto moje ulubione:
http://www.cascadebrewery.com.au/beer.htm
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Witam, Grolscha to ja sobie przywoze z Holandii skrzyneczkami.
Zabo wyslalm Ci cos na boku ale mogie pokazac i tu
http://www.tierschutz-berlin.de/index.php?id=208&tx_rbtierdb_pi1%5BshowUid%5D=4098&cHash=a2d5ec209b
Piwosz wie, co miałem na myśli. Bez obrazy. Tak na marginesie chciał bym wiedzieć skąd się wziął u nas zwyczaj picia piwa z sokiem i to jeszcze przez słomkę (obrzydlistwo). Mam na myśl mężczyzn, kobietę jestem w stanie zrozumieć.
ooo…
A teraz
http://www.cascadebrewery.com.au/beer.html
Szabo, strona 5-ta imie Lina
maruda –
pewnie pija tak ci co maczaja chleb w wodeczce i cmokaja, albo lyzeczka bo to panowie na dluzej starcza i efekt jest dluzszy.
Wg nich to nie ochyda lecz czysta oszczednosc. A jak jeszcze do podzialu jest jedna butelczyna zas chetnych mordeczek wiecej to …
E.
podloczylam nie to co chcialam.
Mialo byc:
http://www.cascadebrewery.com.au/beer.html
E.
Ciurkiem nie udaje sie.
I do tego
ERRATA:
– podlaczylam
A teraz jeszcze raz:
http://www.cascadebrewery.com.au/beer.html
Moze tym razem „zaskoczy” prawidlowo.
E.
Nie dalo rady. Jak jstescie cierpliwi to po otworzeniu strony kliknijcie na srodkowy kwadrat – ciemna butelka, trzecia od lewej strony ekranu.
E.
Odcięło mnie wczoraj od świata 🙁
Andrzejowe toasty wznosiłam chilijskim cabernetem myśląc ciepło, jak najcieplej, o świętujących 🙂
Dzień dobry Szampaństwu.
W grudniu pijemy chimay, kupowany w butelkach 0.7 l., takich korkowanych jak szampan. Jest to piwo nie na codzień, tylko własnie w okresie przedświatecznym. Tradycje przejęłam od starej, belgijskiej rodziny, chyba wiedzą, co mówią? Belgia to stolica piwna Europy, mój kumpel mieszkał kiedyś w Leuwen, gdzie króluje Stella Artois. Ile ja się tam piwa opiłam… choć winniczek jestem. Nwet Jerzor pił, chociaż jemu więcej niż dwa piwa nie wchodzą. Ale w Belgii sprzedają piwo w butelkach 0.25l , a u nas zazwyczaj 0.5l , wiec może dlatego tyle mu weszło? 🙄
Mnie smakuje przede wszystkim Leffe, potem długo nic, a potem browary niemieckie, austriackie, czeskie… Czesi nie maja niedobrego piwa, żeby to był jakiś zupełnie malutki browar, niekoniecznie zaraz Zlaty Bażant, oni po prostu robią dobre piwo. Niemcy i Austriacy zreszta też. Polskie piwa BARDZO się polepszyły i są całkiem znakomite, co zauważa każdy , kto pamięta dawne „ziębickie” czy inne „piasty”. Ja popieram Żywca, Okocim, Tyskie, Dojlidy – to są dyżurne marki w sklepie za rogiem, czasami pojawiają sie inne marki. Patriotka jestem, a co!
I cierpliwie uczymy personel sklepowy, jak wymawia się „Żywiec” – sami pytają! – no więc nie, nie „Zyłik”, tylko Żywiec… 😉
Zwierzątko,
jak piwo z Aussielandu, to oczywiście Foster 😉
U nas najbardziej popularny, reklamowany przez Crocodile Dundee 🙂
Panie Piotrze dziękuję za odpowiedź … 🙂 …
ja piwoszka słaba to tylko poczytam …
moja poczta od dziś nie działa bo muszę przekonfigurować port … TP mnie chroni przed spamami … to wiadomość dla zainteresowanych … 🙂
Hm… no więc właśnie… skąd sie wziął obyczaj picia piwa z sokiem i przez słomkę? Mam sporo znajomych (pań, to prawda!) które w taki sposób spozywaja ten szlachetny napój. Dla mnie to jest nie do pomyślenia wręcz.
Swego czasu byłam u przyjaciół w Munster (Westfalia pn.) i tam w browarze Pinkus zaproponowano mi szklanke piwa, na dnie spora łycha konfitur truskawkowych, no i słomka. Się obruszyłam, ze postponuja napój, ale poradzono mi, zebym posłuchała dobrej rady i faktycznie piła przez słomke, a z okolicy konfitur. Piwo było bardzo gorzkie, to prawda, sam chmiel, chociaż jak dla mnie, mogłoby być bez tych konfitur. Spróbować spróbowałam, ale resztę wypiłam zwyczajnie, starając się nie mieszać w to konfitur. Z przypraw lubię wszystko, co ostre, z win najbardziej wytrawne z wytrawnych, piwa lubię gorzkie, im więcej goryczki, tym lepiej dla moich kubków 😉 (i kufli!)
Haneczko,
możliwe, że piłyśmy wczoraj za zdrowie Andrzejów tym samym – też chilijski cabernet, i „występuje” w sklepach polskich gęsto 😉
Witam Gospodarza i Wielce Szanowne Towarzystwo Blogowe 😆
Gdyby u nas było na stałe w sprzedaży piwo Trapistów, Leffe i Chimay, to bym została piwoszem. Szczególnie piwo Trapistów (w kamionkowych butelkach), w moim przekonaniu nie ma lepszego. 😆
Życzę , miłego i pogodnego dnia, idę troszkę popracować (w domu ale to zawszeć praca, no nie?). 🙂
Bardzo podoba mi się ten Kwak 🙂 To znaczy owa szklanka
z podstawką.
Ja też,tak jak Echidna, piwo piję najchętniej w upalne popołudnia.
Zresztą nauczyłam się pić i lubić piwo właśnie podczas upalnego
lata spędzanego na południu….Francji (!)
Zimą rzadko mamy ten napój w naszej lodówce chyba,
że spodziewamy się gości lubiących piwo.
Zgago!
Musimy się kiedyś umówić w Belgii! Nie wyjedziemy stamtąd 😉
To kamionkowe rzadko u mnie na wsi się pojawia, Chimay świateczny w grudniu, a poza tym piwo belgijskie u mnie jest najdroższe 👿
Polskie niewiele za, zresztą…
A wiecie do czego moja Mama używała piwa ?
Do kręcenia włosów ! Zwilżała włosy jasnym piwem
i nawijała na wałki.Twierdziła,że piwo rozjaśnia włosy
(była blondynką ) i że fryzura lepiej się trzyma.
No,a ile piwa można użyć do kręcenia włosów ?
Doprawdy niewiele,więc potem to piwo zostawało w lodówce,
bo Ojciec nie zawsze dopijał, aż w końcu resztę się wylewało.
Jeśli chodzi o suszenie pomidorów, to należy używać do tego odpowiednich odmiano małej zawartości wody i pestek no i oczywiście konieczne jest posiadanie suszarki spożywczej mile widziane równie piękne sierpniowe słoneczko 🙂 w tym roku w ten sposób przetworzyłam 30 kg 🙂
W czasach kiedy często gęsto myło się głowę szarym mydłem, piwo służyło w charakterze odżywki i utrwalacza fryzur.
Nigdy nie pijam piwa z sokiem czy przez słomkę. Za to widywałam wielu mężczyzn pijących piwo z sokiem, szczególnie piwo grzane.
Danuśka,
Moja Mama też tak robiła, dodawała jeszcze do tego parę kropel soku cytrynowego, resztę wypijał zaraz Tata.
No co ??? Nawet przy pracach domowych, nie potrafię się powstrzymać, żeby nie zerknąć, czy to już nie jest czasami uzależnienie ? 😉
Alicjo, to jest moje najgorętsze i najcichsze marzenie, żeby znów spędzić 2 tygodnie w cudownym Leuven. Bruksela też mi się podobała ale wielkich miast mam przesyt a to wielokolorowe miasteczko z uśmiechniętymi, pogodnymi ludźmi, młodymi i starszymi, jest dla mnie symbolem szczęśliwego miejsca na Ziemi. Córa do późnego popołudnia siedziała na uczelni. więc miałam duuużo czasu, żeby chodząc godzinami po miasteczku obserwować ludzi.
W 1967 roku pojechaliśmy na występy do Czechosłowacji.
Ekipa składała się z młodzieży i doroślejszych. Do tych ostatnich zaliczał się między innemi solista śpiewający barytonem. Któregoś dnia ten baryton zaczął nieco nawalać a że byliśmy akurat w piwiarni to ten solista-śpiewak poprosił kelnerkę o piwo grzane.
Nijak nie szło wytłumaczyć! Na nic braterskie więzi między słowiańskimi narodami i wspólnota językowa, na nic pokazywanie zaczerwienionego gardła owiniętego szalikiem. Takiego piwa tam się nie podaje i już a jak się nie podoba to może zadzwonić na milicję? (zdaje się, że używano tam określenia „esembe” czy jakoś tak)
P.S.
Tam właśnie w tej piwiarni widziałem pierwszy raz w życiu werbel z prawdziwymi plastikowymi naciągami. Na górze biały matowy a na dole zupełnie przeźroczysty jak szkło! Na moim miałem na górze skórę cielęcą ana dole własnej roboty z cieniutkiej tkaniny nylonowej powlekanej rozpuszczonymi w acetonie piłeczkami pingpongowymi.
nie lubie i nie pije piwa.. wole wino..
Może nawet nie nylonowej tylko z cieniutkiego płótna, takiego bieliźnianego…
Małgosiu- no właśnie to dla jednego było do stosowania
zewnętrznie,a dla drugiego do użytku wewnętrznego 🙂
Jednym słowem dla ogólnego pożytku i zadowolenia.
Gospodarzu ja bym sobie Grolscha darowala. Produkuje go w tej chwili SAB Miller ten sam co Lecha, Tyskie, Tusker i wiele, wiele innych.
Jesli holenderskie, to polecam Hertog Jan albo Alpha (jeden z nielicznych rodzinnych duzych browarow w Holandii) ewentualnie Brand.
Osobiscie jednak poszlabym bardziej w strone Belgii. Na 100% dostepne w Polsce jest Leffe Blond (ten produkowane przez wielki koncern, ale bardzo smaczne), jesli ma byc ciekawostka smakowa, to zamiast slodkiego Kriek moznaby sprobowac Kriek Boon, osobiscie jednak wole go latem.
Calkiem przyzwoity tez jest Corsendonk.
Prywatny moj wybor padlby jednak na jedno z piw trapistow:
La Trappe – jedyny trapista holenderski
Westmalle,Chimay, Orval lub moj faworyt Achel.
jedna litera w adresie przekrecona i juz mnie wsadzilo do poczekalni. Nic to. Tutaj kopia wpisu:
Gospodarzu ja bym sobie Grolscha darowala. Produkuje go w tej chwili SAB Miller ten sam co Lecha, Tyskie, Tusker i wiele, wiele innych.
Jesli holenderskie, to polecam Hertog Jan albo Alpha (jeden z nielicznych rodzinnych duzych browarow w Holandii) ewentualnie Brand.
Osobiscie jednak poszlabym bardziej w strone Belgii. Na 100% dostepne w Polsce jest Leffe Blond (ten produkowane przez wielki koncern, ale bardzo smaczne), jesli ma byc ciekawostka smakowa, to zamiast slodkiego Kriek moznaby sprobowac Kriek Boon, osobiscie jednak wole go latem.
Calkiem przyzwoity tez jest Corsendonk.
Prywatny moj wybor padlby jednak na jedno z piw trapistow:
La Trappe – jedyny trapista holenderski
Westmalle,Chimay, Orval lub moj faworyt Achel.
aaah zapomnialabym o najwazniejszym piwie klubowych spotkan:
http://www.nietvervelen.nl/bier/bierposters/delirium%20tremens-klein.jpg
W Belgii pobyłabym sobie najchętniej w Bruggi, choć i Antwerpia ma miejsca z niepowtarzalnymi klimatami.
Zgago,
wszystko zależy czy masz syndrom odstawienia 🙂
Jotko, jeszcze mi się ręce nie trzęsą, nie mam migren, więc wygląda na to, że tych paskudnych objawów jeszcze nie mam. Tylko dlaczego latam co kilkanaście minut z kuchni do pokoju, żeby zerknąć ? 😯
Choć, z drugiej strony, jak jestem np. z przyjaciółmi, to mnie nie ciągnie 🙄 Za to po ich wyjściu lub po powrocie, natychmiast włączam i „wpadam”, żeby poczytać zaległości 😆
Czy to już początek syndromu ? Jotko, poproszę o fachową opinię.
Zgago,
sie robi złociutka 🙂
jeżeli nie warczysz na przyjaciół, którzy „przeszkadzają” Ci blogować, to nie ma powodu do alarmu.
Ale najważniejsze jest to czy odnajdujesz u siebie tak zwane cechy umysłu uzależnionego, czyli: poczucie mniejszej wartości, skłonność do obwiniania innych, życie przeszłością lub przyszłością (zamiast tu i teraz), skłonność do lęku. Te cztery cechy stanowią podglebie wszystkich uzależnień.
Do usług Szanownej Pani, firma poleca swoje usługi na przyszłość 🙂
Dzisiaj czarny Okocim, on mocny 👿 Kolejne rozrywki w pracy 👿 Zaraz mnie trafi ciężki szlag 👿 Nici z wolnych dni 👿
PS.
Zgago,
może po prostu jesteś „zwierze stadne” 🙂
Grolscha pijałam, ale ono dość drogie u nas i mocno gazowane. A tak w ogóle, to lubię piwo. Nigdy nie próbowałam piwa trapistów – ono u nas jest? Ale delirium tremens to jest dopiero coś! 🙂 Kupiłabym natychmiast! 🙂
A w domu mam carlsberga – lubię.
Jotko, dzięki Ci „firmo” 😀 Poczucie mniejszej wartości (niestety) mnie gryzie 🙁 Skłonności do szukania winnych wokół odeszły ode mnie (na zawsze) wraz z „przyjściem” dzieci na Świat (czyżby to było związane z poczuciem odpowiedzialności ? 😀 Przeszłość wspominam i to z wiekiem coraz milej, o przyszłości marzę a żyję tu i teraz 😀 A (niestety) boję się o zbyt wiele spraw i tych „małych” (rodzinnych) i tych „górnolotnych” ; co czeka moje i inne dzieci za 20 – 30 lat 🙁
Jaka diagnoza ? Czyżbym była naznaczona (od zawsze) syndromem „połowiczności” 😉 To by było, jak najbardziej prawdziwe 😆
A wpadłam, bo mi się roztapia miód w ciepłej wodzie, na moją dzisiejszą ” a’la chińszczyznę” 😉
Oh, Jotko, Brugia! rodzina mojego Taty (po kądzieli) emigrowała w końcu XVIIIw do Galicji z okolic Brugii, część mieszka tam do dzisiaj, w Loppen i nie tylko. Uwielbiam łazić (i pływać) po Brugii.
http://openlibrary.org/b/OL5669002M
Jotko- do tej Brugii to jadę razem z Tobą ! Dla mnie to
są też najpiękniejsze belgijskie wspomnienia.
Teraz jeszcze jest potrzebne ciepłe,letnie popołudnie,
frytki i mule oraz Kwak, jeśli weźmiemy dorożkę albo
Leffe Blond, skoro go tak poleca Nirrod 🙂
A w ogóle to do Belgii mamy właściwie już skompletowaną
załogę ,bo jeszcze Alicja i Zagaga….
A to jeszcze Żaba jedzie na piwo, i nie tylko, do Brugii !
Oj, tak Jotko, jestem jak najbardziej „zwierzęciem stadnym”. Odkąd pamiętam postępowałam w myśl powiedzenia, że „dla towarzystwa, Cygan dał się powiesić”. Miałam przy tym na tyle zdrowego rozsądku, żeby szukać towarzystwa ludzi mądrzejszych i lepszych od siebie. 😆
Nirrod, jak już jesteś, powiedz mi, czy w Belgii, Holandii lub ościennie, można kupić mrożone borówki – te czerwone? Pyra mnie do Ciebie wysłała, mówiła, że kupujesz.
To samo pytanie do morąga, tyle, że przekierowanie na Niemcy
Danuśku, no i znowu zaserwowałaś mi cudowne marzenie 🙄
Zwiedzanie Belgii i to w taaakim Towarzystwie, o rety !!!! Aż mi się „marmeladziok rozjechał” na samą myśl 😆
Alicjo –
Foster nie nalezy do moich ulubiencow. Moze najpopularniejsze poza granicami Australi (Crocodile Dundee czyli Paul Hogan rozpowszechnil?), nie mowie nie.
Ja tam wole to tasmanskie.
A tu tak a propos:
http://www.youtube.com/watch?v=eH3GH7Pn_eA&feature=related
obiad zjadlam, a mimo to polykam literk
Errata:
– Australii
E.
Zabo, czerwonych borowek to sobie mozna nazbierac ile sie chce w Borach Tucholskich.
Czerwone borowki tutaj i mrozone to bywaja w pospolitych sklepach w mieszankach z innymi owaocami a samodzielnie to trzeba po jakich sepcalnych sklepach polatac, na razie nie wiem
Siem tam bylo,
siem tam piwo pilo
http://picasaweb.google.com/echidna77/HobartBrowar?authkey=Gv1sRgCN__q6nu-8LYgwE#
E.
Also znalazlam strone importera belgijskich piw, wiec zakladam, ze sa do dostania, wiem, ze kiedys Piotr i Pawel mial je w ofercie. Trapistow znaczy sie. Delirium Tremens widzialam tylko w Holandii i Belgii.
Zabo borowki czy zurawine? Zurawine mrozona mozna dostac w chyba kazdym wiekszym sklepie w Holandii a od polowy pazdziernika do marca mozna dostac swieza. Co do Belgii to nie wiem.
Zamiast do Brugii ja sie wole udac do Gent. Waterhuis aan de Bierkant jest jednym z moich ulubionych miejsc bardzo praktycznie umiejscowione miedzy znakomita restauracja de Hel (pieklo) i Dreupelkot’em (jak sie znudzi piwo i zajdzie potrzeba na cos mocniejszego).
Szabo a nie moga byc w sloikach bo tego jest wszedzie kupa
Slusznie to sa zurawiny te w sloikach
Also: http://belgijskiepiwo.com/start/linki.php
Po wizytach bankowych poszłam wydawać pieniądze do Reala. W rezultacie Młodsza się na mnie boczy „Zamrażarka zapchana, a ty znowu mięso kupujesz!” No i wytłumacz tu dziecięciu, że do pasztetu, bigosu galaret mięsa w zamrażarce nie ma. To, że Stara Żaba dała nam dziczą wątrobę, nie stanowi jeszcze masy pasztetowej. Kupiłam więc całą łopatkę świńską z wyliczeniem 1/3 pasztet( i 2 kurze nogi i 0,5 kg wołowiny), 1/3 łopatki na roladę w galarecie, pozostała część na domowe mielone i do bigosu. Nabyłam także ok 1 kg ładnego, chudego boczku wędzonego, parzonego (w kuchni zastosowanie uniwersalne) i 1 kg z małym kawałkiem boczku świeżego, z czego połowa z przeznaczeniem na boczek pieczony, obkładowy, jedno udo indycze na pieczeń, wątróbki drobiowe na jutrzejszy obiad (połowa dla wychowańca) i skrzydełka kurczacze też dla niego. I gdzie ta obfitość pytam ja się? Acha, jeszcze dwie golonki surowe ale nie całe, tylko 2 spore porcyjne, co to mogą iść albo w galaretę, albo być spożytkowane obiadowo, jako bawarki. Prócz mięsa po kilka [plastrów dobrych wędlin, brunatny cukier trzcinowy (pierniki) i materiały dekoracyjne do ciast. Nikt mi nie wmówi, że to na miesiąc jest oszałamiająca wielkość zakupów, a tu święta na horyzoncie.
Piwo, to ja już pisałam, lubię ciemne, szkocki Adel scott, i pszeniczne, drożdżowe (kiedyś Grodziskie). Piwna jest w domu Ania, dla niej nie ma lepszego, niż „noteckie” (jasne i ciemne nie pasteryzowane)
Echidno,
ten Ci właśnie, Paul Hogan. Pełno go było w telewizji z reklamami Fostera i jak słyszę o aussie beer, to tylko Foster mi przychodzi na myśl, u mnie zresztą za rogiem nie ma dużego wyboru, jak bedę w większym sklepie, to rzucę okiem, co tam dają. Zdaje mi się, że to była cała kampania wtedy, w czasie, kiedy ten film wyszedł – i przy okazji promowano piwo australijskie.
Moje serce jest w Leuven, chociaż kumpel przeprowadził się do Antwerpii (o, jest okazja, zeby odwiedzić!). Zachwycona byłam tym miastem, zresztą, pierwszy raz byłam wtedy w Belgii, potem jeszcze parę razy „po drodze”.
I ta ławeczka żelazna z Marią -nie wiem, czy tak się rzeczywiście nazywała ta rzezba, ale Jo tak ja nazywał. Jo mieszkał dosłownie na rogu Mechellesestraatt i Rynku, tam też się nie spało wcale, mimo, ze piwo usypia. Zepsuł mi się wtedy aparat i kupiłam coś takiego jednorazowego, co to potem się wyrzuca do śmieci…ale ratusz to ciasteczko! A potem zwiedziłam kawał Belgii, brukselę oczywiście – też piękne miasto, Burgię odłozylismy na potem i na razie tak odłożona, trzeba zaplanować następny lot via Amsterdam na przykład, bo to rzut kuflem, a i loty tanie.
http://alicja.homelinux.com/news/bel09.jpg
Pyro- przeczytałam z uwagą listę Twoich dzisiejszych
zakupów i odetchnęłam z ulgą.No dzięki Bogu,są golonki !
Bo jak mowa o piwie to przecież musi być golonka.
Rób po bawarsku ! Znaczy grzecznie proszę 🙂
A co, Danuśka, wybierasz się do Pyry na golonkę? Dotąd tylko Alicja sobie zamawiała.
Pyro jestes jednak nieudana dziedzczka pruskiej spuscizny, tym co Ty kupilas niby z koniecznosci to niemiecka 6 osobowa rodzina by sie zywila caly kartal
to chyba ja mam cos z tym pisaniem
dziedziczka i kwartal
Morąg – i dlatego oni są zamożni, a Pyry nie bardzo.
Szabo z wszelkiej literatury wynika, ze to te protestanty na gorze maja jakis wielki boom gastronomiczny na czerwone borowki
Juz nie, juz nie, bo do pracy nieprzyzwyczajeni
Nirod, borówki, czerwone borówki=borówka brusznica – to mnie interesuje
Morąg, są w słoikach i co z tego? To co jest wśrodku to kisiel o pięknej barwie a w nim borówki (żurawiny są tak samo w kisielu). Do tego z dodatkiem octu i kwasu cytrynowego, że o skrobii na kisiel nie wspomnę. W tym roku u nas nie było w ogóle, w ubiegłym też. Sie mi wykończyły.
Wątpię, czy w Borach Tucholskich o tej porze można coś nazbierać, nawet jakby wcześnij były 😀
Co mnie uderzyło to fakt, że wszystkie belgijskie autostrady są oświetlone. Gent i Brugia to następne na liście, ale spojrzałam na mapę, jeszcze by się sporo znalazło… Kraj – perełka.
Piwo w klasztorze pozwalało nie jednemu zakonnikowi przeżyć. Skromne menu, częste posty. Piwo okazało się idealnym rozwiązaniem, posiadało składniki odżywcze i nie łamało żadnych przepisów związanych z postem. Spożycie piwa w ciągu dnia przez jednego zakonnika dochodziło nawet do 5 litrów.
Szabo, jak znajde to kupie i przywioze, myslalam, ze Ty potrzebujesz na biorac z grubsza 180 sloikow
Alicjo, oswietlone bo maly kraj ale nie wszystkie autostrady mozna takowymi nazywac, czasami sa taaaaaaaaaaaaakie dziury, ze szok
Wczoraj było io kotach, a teraz o zakonnikach,
to mi się skojarzyło :
Przyszła do proboszcza gorliwa parafianka i rzecze:
– Proszę księdza, chcę ochrzcić swojego kota.
Zdenerwowany ksiądz suchej nitki na niej nie zostawił, wyrzucił z plebanii i zagroził ekskomuniką.
Parafianka jednakże przylazła na drugi dzień i znowu w lament:
– Proszę księdza toż to jak członek rodziny.. prooszę.
Ksiądz twardo do wyrzucania głupiej kobity się zabiera, gdy owa w dzikim szale zza pazuchy pliki dolarów wyciąga.
– Ojcze tu jest 100 tysięcy dolarów za ochrzczenie mojego kocurka.
Patrzy księżulo, liczy łamie się.. a to, że dach cieknie.. sukmana wytarta.. wino mszalne się kończy.
Ach myśli- ochrzczę. I Ochrzcił.
Mija tydzień.. drugi ojczulka sumienie gryzie. Idzie w dyrdy do biskupa. Oczyszczę się – myśli – z tego grzechu straszliwego.
Wchodzi na komnaty biskupie i się kaja.
-Proszę księdza biskupa, grzech ciężki na mnie ciąży.
– Cóżeś synu uczynił?
Kota żem ochrzcił.
– No cóż .. grzech to śmiertelny. Nie ma dla ciebie miejsca w kościele!
– Ależ księże biskupie. Toż kobieta 100 tysięcy dolarów za to dała.
– aa ..synu.. to inna sprawa. Szykuj kota do bierzmowania!
Nemo – a jak Twój kot ?
Pyro, ciagle slysze, ze jakies Puszczykowo pod Poznaniem to najpiekniesze miejsce na swiecie, spotkalam znajomka na ulicy dzisiaj i on tez jak ten puszczyk, ze bylo wspaniale w Poznaniu i Puszczykowie
Morąg – Synuś mój tam na razie mieszka. To typowa miejscowość willowa (jak Konstancin itp) stare wille, duże ogrody, nowe domy ogrody min 1200 m (osłona Wlkp Parku Narodowego, nie wolno budować ciasno) Dobrze robi Puszczykowowi to, że ma „okoliczności przyrody” – przełom Warty, starorzecza, lasy szpilkowe i niespełna 20 km do miasta.
Gent to po polsku Gandawa. Pięknie tam jest. A poza tym tam jest to:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Retable_de_l%27Agneau_mystique.jpg
Uwielbiam Jana van Eycka. I Rogiera van der Weyden, którego więcej jest w Brugii.
Pyfko belgijskie, i owszem 😉
Piwo z sokiem? Grzane? Ależ oczywiście! Starsi narciarze zapewne pamietają „złamane” pyffko z sokiem wiśniowym w Kużnicach, po nartach. Potem Gomółka stwierdził, że alhohol a więc i piwo nie mogą niszczyc zdrowia chłopa, robotnika i inteligencji pracującej i nigdzieś go w górach nie uświadczył. Słowakom to nie przeszkadzało i tam, w „strzediskach” regenerowało się „dwanactką” bo „desitka to je pro żeny, prosim Was”!
Danuśka 😆 😆 😆
Nemo, właśnie, co z Twoim kotkiem ?
Pyro, zakupy zrobiłaś w sam raz na grudzień. Jak tylko jest je gdzie przechować, to doskonale. Po co latać tuż przed świętami z tłumami ludzi i wystawać w kolejkach ? Mało się wystałyśmy przez 40 lat?
A ja mam problem, w przeogromnej (głębokiej) patelni zmieściły mi się wszystkie warzywa i ….. nie ma miejsca na mięsko 😯 Ależ sobie tego dobra nawaliłam 🙂
Zgago to rób tego „chińczyka” po wegetariańsku 🙂
Pyro,ja za golonką się nie wściekam,jak mówi mój
ulubiony kolega, ale ewentualnie zjeść mogę.
Osobisty natomiast ma do golonki sentyment,to było
jego pierwsze danie zjedzone w Polsce.
Problem?
Mięsko se zostaw na jutro…
No to jedziemy do Belgii, oczywiście jak się ociepli 🙂
Jotko-autokarem,bo sporo chętnych się zebrało.
I z kierowcą,bo jak to piwo będziemy żłopać…
Danuśka,
Myślę, że mikrobus w zupełnosci wystarczy. Sąsiad ma! Mnie nie trzeba dwa razy powtarzać. Wystarczy się zadeklarować, termin ustalić i wycieczka będzie zorganizowana 🙂
Chyba, że wyjazd w ramach UTW, to wtedy rzeczywiście autokar 🙂
Jak co roku ociepli się w kwietniu, w maju….
Zabo borowek nie widzialam, tylko zurawiny. Cos mi po glowie chodzi, ze moja tesciowa kupila kiedys czerwone borowki w… Ikei, ale chyba w postaci dzemu…
Doroto z S. jeszcze jest kilka bardzo, z braku innego slowa powiem, ladnych obrazow Hieronima Boscha. A kolekcja Vlaamse Primitieven (flamandzkiego prymitywizmu?) jest piekna.
Jotko, zgłaszam akces o ile nie będzie to lipiec (termin zostania babcią). 🙂
Na przykład druga połowa czerwca?
Jak golonka to tylko w Poznaniu, w Poznaniu… (na melodię „jak przygoda to tylko w Warszawie …).
Ostatnio mój śląski przyjaciel (Górny Śląsk) mnie obsobaczył, że jak nie próbowałam śląskiego „golonko”, to niech się nie odzywam w temacie 🙄
Ja za! Nastepnym razem niech będzie golonko, ja w podróży mogę nic, ino wcinać takie, tu golonkę, tam golonko, a po drodze schweine haxe… a jak jeszcze piwo do tego, to ho-ho… 😉
Jotko, jeśli o mnie chodzi, to do lipca jest mi wszystko jedno, dostosuję się do pozostałych 😆
Alicjo, dobrze przyrządzone golonko, jest wszędzie smaczne 😉
ASzyszu, mięso na jutro ???? Przecież ja jestem wybitnie mięsożerna 😀
Właśnie jestem po obiedzie, objedzona niczym bąk. Po prostu, podzieliłam warzywa na pół, mięso też i mam 2 pełne patelnie 😉
Muszę sobie jedną patelnię zamrozić, bo mam obiady na cały tydzień a aż takiej monotonii nie jestem w stanie podołać.
Wiem tylko tyle, ze jak wracalem do domu w Kraju to ciocia u ktorej sie zatrzymalem nastepnego ranka z miejsca wyczowala ze pilem piwo, chyba ze raz sie zdazylo ze pilismy Stelle i nie byla pewna. Polskie piwa maja strasznie silny zapach „piwny” a juz piwo mocne nie nadaje sie do picia moim zdaniem. To jak piwo z kieliszkiem wodki czy spirytusu dla mnie a wlasciwie gorsze. Dla pijaczkow stojacych w bramach w ktorych pozniej sie zalatwiaja. Gospodarz niech naleje ze 3-4 szklaneczki roznych piw i niech piwosze posmakuja a potem wybiora co najbardziej do podniebienia przypadlo i wtedy im pokazac co wybrali i jest nowe piwo na spotkania.
Zabo czy ja juz Ci to pokazywalem? (Dla wrazliwych ostrzezenie to rodeo gdzie konie skacza).
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Rodeo2007#5410117188263515986
Nirrod ja tez kupuje w IKEA bo inaczej u siebie bym europejskich borowek nie dostal a smakuja bardzo dobrze (lingonberries). Do dziczyzny albo wolowiny na dziko czy tym podobne jak znalazl. A miejscowi za duzo tego nie kupuja wiec i atrakcje mam jak kogos zaprosze.
Ooooooo… ja też chcę do Belgii!!!
Morągu,
czy wiesz coś na temat naszego członka załogi jachtowej? Kuruje sie, czy znowu smiga na niebezpiecznych zabawkach? Bo jakby co, to chyba trzeba mu zabrać takowe, żeby krzywdy sobie nie zrobił.
Alicja – znowu Cię nosi? Ty sobie propelera wkręć ( tak mówiła moja ciotka Helena, jeżeli dziecko się kręciło przy stole)
Pyro,
a co to jest ten rzeczony propeler? Oczywiście jedziesz?
Alicja,
w czerwcu chcesz, czy mamy przyjechać do Belgii we wrześniu w charakterze komitetu powitalnego?
Żabo,
jedziesz z nami do Bruggi?
W temacie piwa zbyt biegła nie jestem , bo wypijam tylko kilka łyków od mojego męża,który też pije bardzo umiarkowanie , a wypijanie po kolei kilku butelek uważa za wlewanie w siebie piwa. Bo o smakowaniu nie ma tu mowy. Ostatnio kupujemy Grolscha. Z bólem serca wyrzucam puste butelki, bo są ładne i zamykane na kapsle. Kilka butelek stoi do wykorzystania,ale nie mogę ich przecież gromadzić. Jakiś czas temu kupowaliśmy piwo Żywe, ale teraz smaki mężowskie się zmieniły. Ale w upalne dni /kiedyż one nastaną ?/ szklaneczka zimnego piwa jest samą przyjemnością.
Jotko, propeler, to wiatraczek 😆
Alicjo, przecież byłaś brana pod uwagę, przez Jotkę.
Lub śmigło 😉
Wiecie, że bym chciała! Ale donoszę, ze rododendrony, którymi jest pół Belgii wysadzone, kwitną tam w kwietniu. Raz byłam 1 maja i wszystkie już poprzekwitały. Tam wiosna jest dużo wcześniej.
O, to może w Polsce w Ikei są? Ale pewnie już przerobione 🙁
yyc, dzięki, też mam takiego konia!
Nirrod – serdecznie dziękuję, że Ci się chciało szukać. 🙂 Jutro prawdopodobnie będę na zakupach, to się rozejrzę.
Czerwiec odpada, właśnie zaczyna się wysyp stonki turystycznej, wrzesień i owszem, bo turysci do pracy i szkół.
Przy stole to ja siedzę i się nie wiercę, Pyro droga, ale tak w ogóle to mnie chętnie nosi, a jak mnie nosić przestanie, to będzie smutno, bo jeszcze to i owo człowiek by chciał zobaczyć. Póki co, ćwiczę pieprzną piosenkę, którą yurek zapodał był parę dni temu, wszak rejs oceaniczny mnie czeka! Znam już na pamięć do tego miejsca, jeszcze trzy zwrotki i będzie całość 😉
No co… ktoś musi spiewać 🙄
Gdy słońce wyszło spoza chmur,
A wicher się wyszalał,
To bosman tylko flachę wziął
I szybko pałę zalał.
A bosman tylko zapiął płaszcz….
Trzeba chyba bedzie przejść na rum, bo po winie gardło mało chropowate i nie ten sam timbre, co powinien być…Ale fajki nie zamierzam zacząć palić, wystarczajaco długo paliłam papierosy, żeby gardło sobie zwichrować!
Przy okazji… morągu , przyznaj się bez bicia, jak tam Ci idzie walka z nałogiem?
Zabo w Ikei sa takie jak sie robilo na swieta tzn pamietam jak w domu mama robila borowki, szlo sie na rynek, gotowala i chyba takie male gruszki dodawala (kawalki). W kazdym razie byly pyszne a te Ikeowskie najbardziej mi je przypominaja. Tutaj takich nie ma. Cranberries, ktore sa tutaj najpopularniejsze, to co innego a jak sie nazbiera w lesie (w Albercie) to one sa wieksze od tych ktore pamietam i pekaja przy gotowaniu i skorka w nich twarda nawt po dlugim gotowaniu i ogolnie sa do de…
Miejscowe piwa tez nic specjalnego choc od ilus lat popularne male browary produkujace wiele roznych rodzajow piwa. Od czasu jak zprywatyzowali sklepy monopolowe wybor ze swiata ogromny. Rozne piwa takze z Afryki i Azjii. Pamietam w miare smaczne Tusk i Tusker oba z Kenii a Tusker nazwany od zalozyciela browaru ktorego slon zabil, jak wiesc niesie.
O, kulinarny wątek przegapiłam:
„W kambuzie kuk, rzygając w krąg,
Ponuro żuł nienawiść:
?Że też te gnoje jeszcze żrą,
Toż takich można zabić!?
A bosman tylko w mesie siadł
I oparł nos na blacie:
?Obiad ma być dziś z trzech dań
I deser na dodatek!?
Zdaje się, że kambuz został przydzielony Arcadiusowi, bo jadałam u niego i stwierdzam, że ryby przyrzadza bezkonkurencyjnie – no trudno, trzeba było się nie chwalić!
Zaraz…
Kapitan jest, dziewczyny dwie
majtek i kuk w kambuzie
i wiatr na wantach pięknie gra –
płyniemy w świat na luzie!
A bosman…
…o właśnie, kto obsadza stanowisko bosmana?
yyc,
te małe gruszki to były pewnie tzw. „ulęgałki” …
Alicjo, calkiem mozliwe. Nie wiem czy w Kaliszu sie nie mowilo tez kierdziolki (albo cos w tym stylu) ale cos mnie pamiec tu zawodzi…
yyc,jak tam nowa deska sie zpisuje? 🙂 tez lubie robic zakupy spozywcze w ikei,chciaz ostatnio mnie rozbawiło grzane wino bezalkoholowe 🙂
Alicjo – przykro mi, ale ja się zaczynam buntować na wrzesień. Młode we wrześniu już pracują i to intensywnie , bo początek roku. Nie dają rady jeżdzić na zjazdy itp. Nawet w tym roku Ryba nie przyjechałaby, gdyby nie było samochodu, który po nią pojechał. A to było tylko 170 km – dojazdu nie ma do Połczyna. Żaba oferuje nam Żabie Błota na wiek, wieków. To teraz myślcie jak i kiedy organizujemy zjazdy i czy pod Połczynem, czy w innym kącie mapy.
Życzeń wczoraj nie złożyłem. Się zamotałem i czasu zabrakło.
Andrzeju wszystkiego najlepszego!!!
Ja daję gruszki i jabłka. Najlepsze do tego są papierówki. Kroję w dużą kostkę i jabłka i gruszki. Jak są borówki w sierpniu to ulęgałek jeszcze nie ma, mogą być lipcówki.
yyc,
TUSK kenijski pojawił się u nas za rogiem parę lat temu w ramach promocji – dobre piwo, ale nie ostało się. Z tym sklepem za rogiem taki problem, że klientela jest okoliczna i osiadła, i tam ma być przede wszystkim to, co „miejscowi” kupują, bo to nie jest sklep przy głównej drodze, kto nie zna dzielnicy, ten nie wie, gdzie sklep. Dlatego mówię… to, że tam zawsze są przynajmniej ze cztery rodzaje polskiego piwa znaczy, że mieszkańcy to kupują. A jak zaznaczałam – do tanich bynajmniej nie należy!
na zjazd (obojętnie gdzie) 14 września odpada – Eska żeni syna
sarenko, poki co czyli od wczoraj deska sprawuje sie OK. Przywyklem jednak do dotychczasowej czy cienkiej choc o wiekszej powierzchni wiec sie zastanawiam czy tej nowej nie trzymac z boku i uzywac na jakies imprezy a na codzien stara wysluziona, z orderami za osiagniecia zostawic tam gdzie byla ostatnie 20 lat.
W Ikei to poza borowkami wlasciwie niewiele kupuje. Czasem jakies zamrozone ciacha np. wlasnie borowkowe (lingonberry) czy paste z kraba, ale w sumie to niewiele.
ulęgałki mają chyba za dużo komórek kamiennych
Ależ wymysliłaś, Pyro!
170km. to jest rzut beretem, 2 godziny jazdy góra (znam te tereny i drogi dobrze, bo od jakiegoś czasu bywam co roku), a Zjazdy nie są urządzane w środku tygodnia, tylko w weekendy 🙄
Toż Gospodarz po 2-gim Zjezdzie ofiarował swoje Kurpie jako stałe miejsce na Zjazdy, i jak dla mnie, jest to miejsce znakomite, chociaż daleko od mojej zwyczajowej trasy. Ale bym zaplanowała tak, żeby być, bo Zjazd jest dla mnie ważnym wydarzeniem, chyba, że jakieś wypadki losowe, to już trudno.
Innych argumentów za nie będę powtarzała … stonka turystyczna na wymarciu, pogoda jest piękna, żyć – nie umierać!
Jak ja z Kanady potrafię wszystko zaplanować tak, żeby być na czas, to ze Świnoujscia czy Poznania… pryszcz po prostu. I nie wmawiać mi tu choroby morskiej!
Dobra, dobra, jak trzeba będzie to Rybę i przywiozę i odwiozę, spoko…
Alicja – nie masz racji. Tobie pasuje, ale innym nie bardzo. Mogą być Kurpie, mogą Zabie Błota, ale dojazd naprawdę jest trudny i tu i tu, a nie każdy zmotoryzowany. Poza tym na dobrą sprawę na zjazd (z dojazdami) trzeba wyskrobać 4 dni. Nie każdy we wrześniu może sobie na to pozwolić.
Żabo,
w takim razie wiadomo, że jeśli u Ciebie, to 14-go skreślamy, może być tydzień przed, tydzień po, dwa- trzy tygodnie po. Jest dużo czasu, żeby się poumawiać i usciślić terminy, ja nikomu nic nie narzucam, ale rozsądnie myśląc, piękny miesiąc wrzesień zawsze się sprawdza, jeszcze z moich przedzjazdowych wypraw – pogoda, mało turystów i tak dalej.
Może wy nie zauważacie tego tak, jak ja, bo patrzę pod kątem turysty, który stara się wybrać optymalny czas pod względem pogody i innych okoliczności.
W końcu chodzi o to, zeby sobie posiedzieć w przyjaznych okolicznościach przyrody, jakieś ognisko długo w noc, nie martwić się o nagły zamróz i tak dalej.
Sluchajcie, jak chcecie sobie przyblizyc wiosne to do Belgii na Wielkanoc.
Rozmawialismy dzisiaj z deskowcem i ma tylko zlamana roczunie i szesc tygodni do wyleczenia sie a on ma za trzy tygodnie zabukowany i oplacony wyjazd nad ocean.
Walka z nalogiem zostala przesunieta na czsy ku temu bardziej korzystne, choc musze sie pochwalic, iz redukcja nastapila powazan i tego sie trzymam.
Pytacie, jak mój kotek?
Mój kotek w eleganckim kartonie po butach czeka na godny pochówek 🙁 Zagłaskany na śmierć oddał ducha o północy. Żył równo 21 lat i 5 miesięcy. Smutno mi niewypowiedzianie 🙁 To nie jest rozstanie z martwym zwierzakiem, to pożegnanie całej epoki i konfrontacja z własnym przemijaniem. Mieszkam tu ponad 29 lat, prawie cały czas w towarzystwie stworzenia, którego narodziny odbyły się w mojej obecności, członka rodziny i świadka wszystkich naszych radości i smutków. Był zabawką wożoną w wózku dla lalek, przytulanką, grzałką, podgłówkiem, uzurpatorem poduszek rozpychającym się w naszych łóżkach, lokalnym watażką i postrachem ptasich gniazd, obiektem ataku miejscowych kosów i dzielnym obrońcą własnego terytorium. Był ulubieńcem licznych sąsiadów i powiernikiem trosk i żalów dzieci rozwodzącej się pary. Aż matka, podsłuchawszy niechcący, czego musi słuchać kot Maurycy, zaczęła z nimi rozmawiać o ich problemach. I sprawiła własnego kota 😉
Tak mi się przewijają przez pamięć wspomnienia kocura pasjami kradnącego słomki ze szklanek z napojami, wyciągającego pazurem wagoniki kolejki elektrycznej znikające w tunelu, dumnego twórcy wielkiej pajęczyny wokół mebli, z motka drogiej wełny niebacznie pozostawionego na noc na fotelu, że o sprutej robótce nie wspomnę… Kota, co niemal do ostatka sikał obcym samochodom w rury wydechowe mając niekiedy czarną obwódkę wokół oka od zaglądania w rzeczone. Eh… 🙁
Po południu byliśmy w lesie należącym do naszych przyjaciół i po przedarciu się przez kopny śnieg przygotowaliśmy dołek pod świerkiem i gałązki jedliny… Teraz czekamy na przyjazd naszego dziecka, dla którego kot Maurycy BYŁ od ZAWSZE 😯 🙁
Sorry, nie chciałam Wam psuć piwnego nastroju, nie przejmujcie się. Ja się wzmacniam koniakiem.
Jak pan premier przestanie byc premierem bedzie mogl reklamowac piwo kenijskie. Zadba Tusk zebyTusk pijal Tusk. Mam juz slogan albo dwa. Tusk z Tuskiem dwa bratanki i do piwa i do szklanki.
yyc,
Proponuje, abys czesciej pisal, ze cos jest niesmaczne, zle lub, cytuje ‚ogolnie do de…’, jest takie tylko Twoim prywatnym zdaniem. Szczegolnie, kiedy to dotyczy amerykanskich tradycji i zwyczajow. ‚Cranberry sauce’ (tym razem) to niezwykle popularny i, w opinii milionow ludzi, bardzo smaczny dodatek do miesa.
Osoby, ktore nie znaja tematu, nie wyrobia sobie obiektywnej opinii.
Pozdrawiam.
Nemo,
tak mi przykro 🙁
Dopóki nie zamieszkały z nami zwierzęta, a stało się to dopiero po naszej przeprowadzce na wieś, nie rozumiałam, jak silne więzy mogą łączyć człowieka z domownikiem, jakim jest zwierzątko.
Teraz nie wyobrażam sobie już domu bez tych domowników.
Nemo – koty odchodzą do krainy dobrych łowów. Każdy kot ma tam stadko własnych myszy, chmurkę do polegania i wiatr, po którym wspinać się można aż do gwiazd. U nas pozostanie w ogrodzie pamięci.
nemo, nie zepsułaś, napisałaś mądre słowa. Współczuję Wam straty. Kot przeżył z Wami piękne lata.
Nemo wspolczuje…
Orca,kazde zdanie wyglaszane na forum jest prywatną opinia autora,niezaleznie od tego czy to podkreśla czy nie
Nemo, smutno mi razem z Tobą. Bardzo wzruszające wspomnienie. Wiele lat temu trzeba było uśpić naszą sunię, bo niestety bardzo cierpiała i wiem jakie to było trudne i jak się zrobiło pusto.
Nemo,
jak trzeba, to trza. Co gorsza, podobno każda żyjąca istota kiedyś tam odejść musi. Ja od czasu odejścia Tygrysa, przez pomyłkę zaszczepionego przez Tatę nie tą szczepionką…czego Tata nie wybaczył sobie nigdy…
Zwierzyny mam tu naokoło sporo, ale nie chcę się przywiazywać osobiście, nie chcę wiedzieć, czy to jest ten sam chippie, co rok temu, czy jakiś jego pobratymiec.
Nie znam się, czy wypada… ale może za Maurycego dzisiaj? Na stypach wypadało wypić kieliszeczek.
Orca nie pisalem o cranberry sauce tylko o zbieraniu cranberries w lesie i probowaniu ich ugotowania i za wychodza do de. Sprobuj i napisz prosze jak Ci wyszly. Jesli pisze ze cos mi smakuje (albo nie) robie dokladnie to samo co Ty czyli podaje swoja opinie. To chyba jest oczywiste, chyba ze ty piszesz w imieniu innych i innym to samo przypisujesz. A co do zwyczajow amerykanskich to akurat ja pozytywnie sie wyrazam o nich czesciej nic ci ktorzy tam zamieszkuja a ktorym ani Thanksgiving ani Halloween sie za bardzo nie podobaja (nie wspominajac juz o wielu innych zwyczajach). Czytaj uwazniej. Pozdrawiam.
sarenka (17:34),
Ty się nie przejmuj. Ja znałem jednego Szweda co się obśmiał do łez na widok polskiego barszczu z uszkami.
Grzaniec zajmuje w skandynawskiej tradycji świąteczno-kulinarnej przynajmniej tak wysoką pozycję jak barszcz z uszkami w polskiej.
Istnieje tu również głęboko zakorzeniona tradycja podawania bezalkoholowych wariantów napitków z okazji przyjęć, bankietów, świąt a nawet bez okazji.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…
projekcja to dosc powszechne zjawisko 😉
o 20:00 toast za kota
Resztką 24-letniej szkockiej od szwagra.
… przypomniał mi się Psotek u mojego brata Sławka… Młody był i durny, i znudzony chyba domownikami, wiec przyczepił się do nas i spać nam nie dawał!
Zamknąć drzwi sypialni – a gdzie tam, takie miau-miau odchodziły, że cały wielki, stary dom o grubych murach budził, trzeba go bylo wpuscić. Potem właził na łóżko i pół nocy wyskakiwał po, a w końcu się wtulał, przytulał, i mrrrrrruuuuuuuczał….
http://alicja.homelinux.com/news/HPIM0211.JPG
Andrzeju, czuje sie doedukowana jeśli chodzi o skandynawskie tradycje świąteczne 🙂 jednak wino to napój alkoholowy powstający w wyniku fermentacji soku z winogron, wiec bezalkoholowe wino to niezaprzeczalnie epitet sprzeczny 🙂 i to mnie rozbawiło
Przepis na ‚cranberry sauce’
1 szklanka wody
1 szklanka cukru
3 szklanki swiezych ‚cranberries’
Zagotowac wode i cukier przez 5 minut. Dodac ‚cranberries’ i pod przykryciem gotowac przez 2 minuty.
Do miesa mozna podawac cieply lub zimny sos.
Moje prywatne opinie sa wlasnie takie – prywatne.
Pyro,
se żartujesz chyba… jakie 4 dni na Zjazd?! 😯
nemo,
rudy Don Maurizio już w kocim niebie. Ale miał też niebo na ziemi, skoro przeżył tyle lat, co chyba żaden inny kot…
Żegnamy Kociego Tenora 🙁
nemo Twój kot miał piękne życie …. 😀
Ja dodaję nieco mniej cukru i wody, Orca, ale generalnie rzecz biorac, podobnie. Lepiej jest własny sos żurawinowy zrobić samemu, niż kupować, no ale my mamy ten luksus, że świeże czy mrożone zurawiny mozna dostać w sklepie na rogu zawsze. W Polsce nigdy nie znałam, bo nie było na wszystkich półkach sklepowych, zawsze dostępne.
W sprawie cranberries, które bardzo lubię i robię w okresie Thanksgiving na zapas. Przygotowuję podobnie jak Orca, zmniejszam jedynie ilość wody (może z pół szklanki). Gotować krótko, w przeciwnym wypadku robią się kaszowate. Nie mieszać.
A niesłodzony sok ( brrr kwasota straszna 🙂 ) zalecany przy problemach z układem moczowym.
Nemo, czytając tak piękną historię Twojego kotka w Waszej Rodzinie, „chlipnęłam” sobie, bo zaraz mi się przypomniał nasz Warkotek, który nas opuścił w styczniu tego roku po prawie 10 latach. Dlatego doskonale wiem jak się czujesz. Pomyśl tylko, jakie on miał wspaniałe życie u Was i jestem pewna, że spogląda na Ciebie z chmurki, i martwi się, że sprawił Ci przykrość.
się minęłam z Alicją 🙂
Pisałem kiedyś o Samie, potężnym syjamie, który w czasie swego kocięctwa(?) został nabyty w drodze kradzieży jako Samantha. Był dzielny i bezkompromisowy. Zginął nie ustąpiwszy rozpędzonemu samochodowi…
ASzyszu. Jeden Amerykanin pytał mnie czy wiem co to znaczy Burek. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie mógł się nadziwic, że z tego jadł kiedyś w polskiej rodzinie „red soup very tasty”
sarenka ma oczywicie rację,
„Bezalkoholowe wino” to pojęcie zabawne. Mnie bawi ta amerykańska kawa odkafeinowana oraz
– koszule nonairon
– ryż błyskawiczny
– masło orzechowe
– zimny wychów cieląt
– „Radion sam pierze”
mógłbym tak bez końca …
Za tych którym internt nie chce normalnie funkcjonowac.
Pan Lulek
Zurawiny!
Sa rozne eksperymenty z proporcjami wody i cukru. Kazdy robi, jak lubi. 🙂
Jadlam tez sos zurawinowy z dodatkiem skorki pomaranczowej (kandyzowanej?), ktora sie dodaje podczas gotowania cukru.
Resztki sosu zurawinowego pomieszanego z resztkami ziemniakow i resztkami indyka w misce pozostawionej od czwartku. Mniam!
Moja synowa też mówi – czerwona zupa, nawet po polsku się nauczyła. No, nauczyłam… o uszkach z grzybami to nie wspominam, się samo rozumie i nie ma prawa nie być.
Barszcz czerwony na Wigilie zawsze kiszę sama, nie uznaje koncentratów ani takich tam…
Za Maurycego, bo pora….
Kot Maurycy:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Koty#
Orca,
też mi pasuje, ale ja dodaję skórkę otartą z cytryny, niedużo tego trzeba. Widocznie cytrusy dobrze się żenią z żurawiną 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Don_Alfredo/Don_Alfredo_i_kumple/Maurizio.jpg
W moim domu barszcz pije sie bardzo często jako dodatek do posiłków 🙂 w każdy piątek nastawiam buraki na kiszenie 🙂
ostatnio zastosowałam taki przepis na zakwas buraczany(Twój Styl grudzień 2009):
1 kg buraków
250 g korzenia chrzanu
główka czosnku
3 łyżeczki soli
6 plastrów ananasa
2 kromki suchego razowego chleba
3 litry chłodnej przegotowanej wody 🙂
Wszystko trzymać w słoju przez 6 dni, po czym żebrać kożuch i odcedzić przez sito
Nemo, wiesz, że zwierzęta towarzyszą mi przez całe życie. Wszystko co robię jest z nimi związane, we wszystkich moich wspomnieniach zawsze jest pies, koń, kot…
Kiedy sprowadziłam się do Żabich Błot, trzydzieści lat temu, moja klacz Samba była półrocznym źrebięciem. Towarzyszyła mi przez prawie 26 lat a trzy lata krócej jeździłam na niej. Jeżdziłam na niej dla przyjemności, woziła moje dzieci, pracowałyśmy razem zaganiając owce i krowy. Rządziła i przewodziła stadu. Jeżdżąc na niej pojęłam ideę Centaurów – tak byłyśmy zjednoczone myślami.
Gdy odeszła, zdałam sobie sprawę, że była ze mną przez prawie połowę mojego życia. Zostawiła córki, wnuki, prawnuki… szukam jej w każdym z nich.
Zurawina a borowka to dwie rozne rzeczy. To co tu porownywac. Borowki ktore pamietam z Kraju byly pyszne, cranberries sa do zjedzenia i tyle.
Nemo-sciskam Cie mocno!! Po odejsciu Takiego Goscia,robi sie wielka pustka i w domu i w sercach domownikow 🙁 🙁 🙁
Pozdrawiam.
yyc,
nie mam porównania, bo nie znam borówki, na naszych terenach nie było, a przynajmniej ja nie wiedziałam, gdzie szukać. I nie słyszałam. Na jagody (te „czarne”) chodziło się za Lesieniec u babci pod Krakowem.
Żurawinę bardzo lubię, może własnie dlatego, że jest po cierpkiej stronie. A docukrować zawsze można, jak komu pasuje. Jako galaretka do drobiu – doskonała. Pektyny ma tyle w sobie, ze nie potrzeba nic, tylko wrzucic do muchy, zagotować, kapkę cukru albo i dużo cukru, jak kto lubi… i wystarczy.
jeden ze szwajcarskich kabarecistow, zaproszony na obchody 25-lecia programu 3 sat, pytal sie wlasnie: „jak mozna, pozostajac na wysokim poziomie, zadac cios ponizej pasa nie tracac przy tym polozenia horyzontalnego?”
Z tym nazwnictwem to oddzielna historia kto co jak nazywal zalezy z jakich polaci Polski pochodzil U mnie jagoda to ta czarna mala czy tez fioletowa (blueberries). Borowka to male czerwone roslo w lesie a galazki sie uzywalo na Wielkanoc do dekoracji stolu-swieconki. Zurawina to jeszcze co innego i powidla czy dzem przynajmniej jak ja to pamietam byly ciemniejsze od borowek. Borowki takie wygotowane (wysmazone) pare godzin dochodzily do siebie. Robil sie syrop odpowiedni a owoce byly cale (z cranberries nie sposb tego uzyskac) i odpowiednio doprawione (doslodzone) to bylo cos. Iles sloiczkow stalo w spizarni i sie wyjadalo z namaszczeniem i wielkim apetytem. Do swiatecznego zajaca nie moglo ich nie byc stad kojarza mi sie ze swietami glownie. I te z Ikei najbardziej mi je przypominaja a nazwa angielska jest lingonberries co juz zreszta pisalem. Z tego wnosze ze Ikea ma to co ja pamietam z dziecinstwa i nie tylko czyli borowki a nie zurawine.
Alicjo jak bedziesz w okolicach IKEA wpadnij i kup sloiczek a nie pozalujesz.
Borówki to małe, czarne blueberries. Jagody to ogólna nazwa na małe, czerwone lub czarne z lasu. Cracoviensis sum!
Cranberries można tak zrobic, że są całe owocki Yycu! Moja tak wyrabia od lat
ciekawe, że na zdjęciach w Internecie wszystkie jagódki są równo dojrzałe i czerwone, a te co się zbiera w Polsce to są częściowo czerwone a trochę blade, aż do białego prawie.
Listki są bardzo dobrym lekarstwem na biegunki. Mają masę garbników. Owczarze jak mieli problemy z biegunką u owiec to pasli je na borówkach. Powiny się nazywać sheepberries a nie cowberries
http://images.google.pl/images?client=qsb-win&rlz=1R3GGLL_plPL339PL339&hl=pl&q=cowberries&um=1&ie=UTF-8&ei=f3cVS7jvK4vFsgb0-PnDBA&sa=X&oi=image_result_group&ct=title&resnum=1&ved=0CBMQsAQwAA
Troche naplotkuje. Jolka zmienila nazwisko i teraz nazywa sie Jolinek30. Oto jaki wplyw ma regularne zazywanie PROPOLISU. Jak tak dalej pójdzie to bedzie musiala przejsc na mini i zaczac grac w klasy.
Bylo nie bylo
Pan Lulek
Wyrazy dla Alfreda i jego Personelu z powodu odejscia Morysia na wieczne łowy.
Długi, piękny koci żywot.
Teraz razem z moim Cyrylem polują.
Tu dobrze widać borówkę brusznicę:
http://pl.wikibooks.org/wiki/Wikijunior:Owoce/Bor%C3%B3wka_brusznica
Rośnie we wszystkich polskich lasach, w których ja byłam.
Tylko owoce raczej biało-zielono-czerwone ( w lecie).
Całkiem czerwone w gorące, słoneczne lata.
Raczej kwaskowy do kwaśnego smak.
Najlepsza w przetworach.
Na bazarach kiedyś było pełno borówek i żurawiny.
… fotoszopują, Stara Żabo, z tymi jagodami 🙄
W Polsce znałam tylko czarne jagody, te ze zdjęć podrzuconych przez mt7
Czy ktoś robił smażone ziemniaki z cebulką, curry , colombo, wermutem i ziołami prowansalskimi?
Muszę się pochwalić , że ja.
Podpatrzyłem u mojej koleżanki hinduskiej masażystki.
Dziś zrobiłem modyfikację , zamiast wermutu co go mi zbrakło dodałem wiśniówkę. Jak dodałem to podpaliłem .
Jajko sadzone i wyżej wspomniane kartofle w plasterkach. Wcześniej ugotowane w mundurkach. Jaja jak berety. Dobre było.
A – dodałem te takie żółte. Zapomniałem jak się nazywa. Bardzo żółte. Na targu kupiłem we wsi. 1825 kilometrów mam na targ to i zapomniałem.
Panie Lulku bez przesady …
nemo ten uśmiech był dla kota …
no wlasnie. Borowka gatunwek borowka rodzaj i tak samo jest z zurawina.
Wiem cichalu ze krakowiacy i gorale mowia na jagody borowki a na borowki jagody. Jak mowie co strona to inaczej w Kaliskiem jagoda to ta niebieska, borowka to ta czerwona z lasu (brusznica jak widze) a zurawina jeszcze co innszego.
cichalu wiem ze mozma cranberries zrobic zeby byly cale. Dziewczyny to podawaly nawet przepisy. Ale gotowanie 2 min to nie jest to o czym ja mowie czyli o borowkach pogotowanych (smazonych?) wiele godzin i to wszystko razem: dlugosc gotowania + dodatki dawaly zupelnie inny efekt. Moze macie na Florydzie inne cranberries. Te ktore ja widze w sklepie po paru minutach zrobia sie biale, popekaja i zostanie twarda skora i sa wlasnie do de…..innego okreslenia nie ma sa po prostu do wyrzucenia (a w lesie jak nazbieralem tez nie lepiej). Te gotowane w miute to zupelnie cos innego. Tutaj te o ktorych ja mowie zeby nie bylo niescislosci (sznureczek). Moze tylko tyle ze jak sie zgoogluje „borowki” to wlasnie ta wychodzi a jak „jagody” to bluberries. U mnie bo w roznych miejsca to samo haslo rozne wyniki daje.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bor%C3%B3wka_brusznica
Ludzie,
jak jedziecie do Bruggi, czy tez Gandawy, to przejezdzacie praktycznie pod moim oknem. Gdyby w busiku jeszcze zostalo jedno miejsce, to chetnie bym sie z wami zabral na piwo. Bede ta dyskusje sledzil z uwaga.
teraz wracam do wpisow z reszty dnia.
pepegor
Tumeric Marku
W Egipcie czesto sprzedaja tumerik jako sproszkowany szafran. Do utartych ziemniakow jest fajny. Troche smietanki (najlepiej obu, kwasnej i slodkiej)i tumeric a ziemniaki nabieraja pieknego zoltego koloru. Dobrze utarte ze smietana wygladaja bardzo apetycznie. Tumeric dodaje tez calkiem przyjemnego smaku.
leje cały dzień i nie zanosi się, żeby przestało. Nawet koni z boksów dzisiaj nie wypuściłam, głównie, żeby jeszcze gorszego błota nie narobiły. Obraziły się.
Wszystko się układa nie tak. W sobotę (tydzień wcześniej niż zapowiadali) przyjeżdża amerykańska część rodziny i przywozi na przechowanie psa. Konkretnie suczkę labradorkę. Ja miałam mieć w sobotę zabawę mikołajkową dla przedszkolaków z kucykami. Teraz będę wmawiać moim wnukom, ze są jeszcze chore (a są) i nici z zabawy. Natomiast nieświadoma przyjazdu wcześniejszego suczki labradorki, umówiłam się na piątek (dobrze, ze nie na sobotę, albo i niedzielę) na odbiór suczki rottweilerki. Tak zapytałam, pieska siedmiomiesięczna była do oddania z powodów pracy, mieszkania i czegoś pewnie jeszcze, a tu się okazało, że jestem najlepszą partią. Wolałabym, żeby nowa pieska zadomowiła się nieco nim zjedzie kolejna, ale to się nie da.
A mi się nie chce! Nie chce mi się sprzątać, gotować i udawać, że wszystko jest O.K. Oczywiście u podłoża leżą opóźniające się dopłaty, czyli ogólny brak gotówki. A do tego pada. WRRRRRRrrrrrrrrrrrrrr
TuRmeric. To jest kurkuma.
Nie wiedzialem jakiej nazwy sie w Polsce uzywa.
Acha no i RRRR bede pamietal
oj Żabko nie martw się …
ja uwielbiam smażone pokrojone w kostkę ziemniaki(tak jak do zupy) w rozgrzanej głębokiej oliwie(tak naprawdę to mam wrażenie ze sie w niej gotują) w kocowej fazie przyżadzania dodaje kilka pokrojonych ząbków czosnku, po odsączeniu łyżką cedzakowa stanowią dodatek do gulaszu lub wyprażanego sera 🙂
Pepegor,
pamiętaj, że sam się nadstawiłeś, to sie nie zdziw, jak ktos stanie ante portas…
yyc,
tumerik to jest odmiana imbiru (z tego, co mi po glowie, i mam w spiżarni), piękny kolor, ale trzeba ostrożnie, bo jak się sypnie za wiele, to danie wyjdzie gorzkie, to z własnego doswiadczenia 🙁
Używam do barwienia/dosmaczenia ryżu, ale tak aby-aby.
No i apiac zem sie zamyslil, choc to nie zdrowo na cycku jechac i rozmyslac. Dwudziestka piatka, o szostej rano, dostarczala cale ferajne na fabrykie. Te, co sie nie pomiescili w srodku, robili za winogrona na wszystkiem ktore pasowalo, zeby sie trzymac. Co i raz, jak sie dwa tramwaje mijali, mozna bylo temu, ktoren tyz wisial od srodka, i wlasnie nas mijal, w morde dac calkowicie bezplatnie. Jak zlecial, to zlecial, pieska jego dola. I tak nie dogoni.
Przygnietlo mie naraz do wagonu, hamulce zapiszczeli niemozebnie i tramwaj stanal. „Wiesiek Nereczka zlecial !” Krzyczeli. Tumult sie zrobil, karetka przyjechala, ale nic zem nie widzial, bo mie jakis gruby panorame zaslanial. Tunel sie calen zatkal, rada w rade – poszlim piechota. Rozne ludzie, rozne rzeczy pletli – ze mu tylko obie giry obcielo, ale zyje; ze trup marny, nawet nie bylo co zbierac; ze lapiduch z karetki tylko reko machnal i zarzadzil: do kostnicy, temu juz nic nie pomoze….Cale szczescie, ze Wieskowi Wyborowa z kieszeni wyleciala, jeden podniosl i oddal. W bramie na Wolskiej otworzylim te flaszkie i – lzy zalosci nad Wieskiem lejac – ruszylim spowrotem do domu, bo jeden liter na czterech to mucha -ptaszek, ale dac takiego chucha majstrowi na fabryce, to moze byc od cholery i ciut ciut…O robote sie nie balim, bo wszedzie sie prosili, zwlaszcza jak fachowiec, ale zalosc nad Wieskiem nas polozyla.
Niedopite jakies takie sie poczulim to mowiem: „Lolek, ty starozakonna sknero, zawsze dekujesz, to skocz i donies pozywienia !” Lolkowi dwa razy nie trza bylo powtarzac, sam tronkowa kolega byl, przytaszczyl. I zrobilim Wieskowi stype. Zeby bylo po Bozemu, z uszanowaniem. Lolek skrzypce z chalupy zalapal i jak nam zaczal grac, wszystkie zanieslim sie rzewnem placzem, jak bobry. A Lolek serca na polkie nie odkladal i takie smutki na tem instrumencie wywodzil, ze to co przyniosl, wyszlo poszlo i jeszcze trza bylo doniesc. Lolkowi lzy sie po polikach toczyli, na konierz sie lali, ze sie go pytam: „Lolus, a ty nie przesadzasz z tem zalem ?” – Stad, z Maryniaka, dwa kroki na Muranow, a tam mnie hitleroszczaki skubane cale rodzine spalili – wychlipal. Nie bylo co dalej pytac. „Choc tu, Lolus, do ojca – wychrypial stary Kadzidlo – W zalosci cie utule”. Wtaszczyl Lolusia na kolana, glowami sie podparli i chrap dali taki, ze u Siemiatkowskiej, pietro nizej, zyrandole sie mogli rozleciec.
„Matko przenajswietsza co jasnej bronisz Czestochowy, a co sie tu dzieje ?!” W drzwiach stala Nareczkowa a z niom – Wiesiek ! „Wiesiek, kurrrdebalans, tos ty z kostnicy nawial ?” rzucilim sie pytac. „Nieporozumienie medyczne sie wydarzylo – odparl Wiesio – trupy jem sie pomylili.” Na te okolicznosc wyboru juz nie mielim. Joziek polecial po harmonie a Nereczkowa po sasiadki, zeby zagrychy dorobic. Lolek sie wytarl i takie nam zaczal majufesy na skrzypcach podrzynac, ze nogowie ruszyli sie przebierac, jak u tech chomikow na kolku, co jech pan Zabinski, w ZOO hoduje. Tance, zimne nozki i Wyborowa trzymali towarzystwo jak trza.
Naraz – Lolek zapatrzyl sie na moje Hanie i znowu – w ryk potezny:
„Wszystkie tu, katoliki skubane, zony macie, nozki i inne wybzdziuszki wam gotuja, a mnie – kto ?” Problem w rzeczy samej okazal sie byc powazny. „Lolus, a ta na solidnem podwoziu, z WSS – tos wypedzil !”. Drugie, przewodniczkie pracy (a gustowny towarek byl, nie powiem) brunetkie zapalczywe – tyz ! To czego ty chcesz, Lolek ?” – „Zeby byla blondyna z niebieskiemy oczamy i zadartem nosem ! Albo – albo ! Jak nie znajde, to nie znajde – do Franciszkanow pojde !”
Grzech by bylo swoje moczymorde kochane, co i na skrzypcach umial i wogole, katabasom pod kropidlo oddawac. Poszukiwania sie zaczeli, od krola Zygmunta – do Wesolego pod Poniatoszczakiem. Wreszcie, znaszla sie jedna, co prawda nie rodaczka warszawska, z miasta Kobylki pochodzila, ale na stolowce fabrycznej takie klopsy ufaktyczniala, ze kazden jeden – a to kwiatek, a to bratek, prezenta jej nosil i o zamazpojscie zagadywal. Blondyna byla jak trza a dziurki od nosa prosto w niebo jej patrzyli. Zgarnelim pana Wacka, co limuzyna poniemiecka na holcgaz za taryfe robil i pojechalim do miasta Kobylki swatac Lolka z ta krolewna. Lolek sie w kosciolkowy ancug wbil, w ktorem – kiedy bez nas wystepowal – za Rudolfa z Walentynem mogl sie podawac. „A jakby co, tego owego, sie udalo, to dzieci panienka zamiarujesz ? – Jak by byli podobne do pana Lolka, to z zamknietemy oczamy ” – odparla dyplomatycznie.
Zarcie, picie i muzykie pomine, i wesele cale, slub w USC tyz, bo proboszcz u swiety Teresy sie znarowil i sie uparl, ze on Lolka musi przechrzcic, a Lolek go poslal pan wisz gdzie a ja rozumiem – o malo do ciezkiego mordobicia z ministrantamy na plebanii nie doszlo.
Siedzielim, spiewalim, zyczylim sobie co se tylko dusza moze zamarzyc, a Joziek z kolezkamy grali:
http://www.youtube.com/watch?v=SsGBr46em60
Kurkuma, i owszem, jest z tej samej rodziny, co imbir. Ale nie wiedziałam, że po polsku ma jeszcze jedną nazwę 😯
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ostry%C5%BC_d%C5%82ugi
W handlu takowa nieznana 😆
I jeszcze, coby już wątpliwości nie było 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Turmeric
Tumeric uzywam czesto Alicjo i nawet ostanio do nalesniczkow malych dla koloru sypalem 🙂
Dla poprawnych tutaj sie popularnie uzywa nazwy tumeric a nie tuRmeric. Mozna i tak i tak.
Definicja tumericku z pisma medycznego:
„Tumeric: A spice with anti-inflammatory effects. The active ingredient is curcumin, which has antioxidant and anti-inflammatory properties. Tumeric is a common ingredient in curry powder.”
Jakby ktos chcial pogotowac z tumeric’iem to tutasj prosze:
http://www.awesome-chef-recipes.com/cooking-with-tumeric-use-in-recipes/121/
O to to co zapomniałem jak się nazywa, kurkuma. Kupiłem z dziesięć deka. Starczy na długo. A na Długie to ja muszę po spirytus.
Baczewskiego kupiłem to mię się politura zsiadła. Do meblów ani do obrazów się nie nadaje. Do wypicia to już wogóle. Ślepoty można by dostać. Co one teraz produkują?
80% – reszta woda. To i politura mi się zsiadła. Mogłem równie dobrze zrobić na Lulkowym rumie. A na Długie to muszę.
Jak by się Okoń znad jeziora ruszył to może bym Kleofasa spotkał. Chyba się jednak nie doczekam.
A może by tak zanieść Okoniowe pisanie do jakiej gazety. Dorobiłby chłop do emerytury na stare lata. Ładnie pisze, znaczy jest napisane.
przyRZądzać
przyRZądzać
przyRZądzać
RZądzić
RZądzić
RZąd
Żądza
Żądza
Żądać
poŻądać
poŻądać
poŻądanie
poŻądanie
w Ekspresiaku takie kawałki Wiecha byli
Jolinku, spręż się, moja siostra idzie w czwatek do szpitala na operację ręki i pewnie kilka dni jej nie będzie
To ,że w Ekspresiaku byli to wiem. Ale czy on ten Okoń oryginalnie pisze czy korzysta z kopypasta to ja już nie wiem. W oryginale nie czytałem. Ojciec za późno po froncie się zabrał do roboty. No nie żeby leniwy był to to nie. Własnymy rencamy stolyce z gruzów podnosił. 300 procent normy w trójce murarskiej wykonywał . Nawet jakiś dyplom stoi za poniemieckim kredensem. A potem to go z gruzów do wojska wzieli. Władzę ludową umacniał nawet . Jesteś w WOPie zapomnij o urlopie. Jak go wzieli do tego wojska to po szkółce nic innego nie robił tylko fikołki fikał. Gimnastykował się nawet z sukcesami. Jak Jolinek w późniejszym czasie wygrywał nawet zawody na koniu drążku i batucie. Cały album mam nawet jak na rękach stoi do dołu głową. Ja bym się wywalił. Nie ma co. O kółkach na łańcuchu zapomniałem.
Kiedyś opisywałem jak sąsiadka przynosiła wiadra borówek bo nie miała siły przebierać?
Ja miałem.
P.S.
To prawda, że trudno jagodom zdjęcia robić.
P.S.
Borówki i cukier w ilościach na oko. Krótko gotować!
miałem
Oczywiście do przebierania borówek potrzebny jest pędzelek, szklanka i butelka whisky ale tego przecież nie muszę wam tłumaczyć…
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
Zrzędzić
A zapomniałem się zapytać:
Czy kolega Okoń władze ludową umacniał?
Bo jak umacniał to jesteśmy prawie rodzina 🙂
Nemo, współczuję szczerze.
To jest tak, jakby naprawdę utraciło się kogoś z rodziny. Dobrze, że pozwoliliście mu skończyć w sposób naturalny. Piszę o tym, bo mam coś takiego za sobą trzy lata temu. Mój kocur był tylko pół tak stary jak ten Wasz Moritz. Przypuszczam, że przynajmniej Twój malżonek go tak nazywał. Mój Maiki, był przeze mnie nazywany Mruczuś-Kruczuś, bo mruczał niezwykle głośno. Byłem jego absolutnym faworytem i domagał się wprost wzięcia w ramiona, jak tylko odlożylem aktówkę wracając z pracy, masował głową moj policzek, głośno mrucząc właśnie. Przechodził z nami dwie przeprowadzki.
Jak zaczął coraz bardziej niedomagać i zawiozłem go do lekarki, to ona zbadała krew na poczekaniu i stwierdziła skrajną niewydolność nerek. Człowieka by, jak mówiła, w takim wypadku wieźli zaraz do sztucznej nerki. Znaczyło to beznadzadzejny właściwie stan. Nie podjąłem decyzji i zabrałem go zpowrotem do domu, licząc na wsparcie żony i córki, aby nie podjąć samemu ostatecznej decyzji. Obje wpadły w panikę jak opowiedziałem co jest i, ku mojemu rozczarowaniu, obje były zdania, że należy zwierzęci ukrócić cierpienia i poddać kota ostatecznemu zabiegowi. Moja oferta, niech jedna z nich tym razem pojedzie w tej sprawie została naturalnie odrzucona. Wszyscy kochaliśmy tego kota. To był pierwszy kot w naszej rodzininie i wszyscy go kochali, ale ja, którego on kochał najbardziej, miał to teraz ostatecznie załatwić. Zapakować go chorego ponownie do tej klatki transportowej i tam zawieźć.
Do dziś nie mogę wybaczyć sobie tej uległości wobec tego wotum . Uważam, że powinienem zwierzęciu pozwolić zdechnąć w tej łazience, którą sobie wybrał jako ostatnie lokum, gdzie na koniec sikał i pił bezustannie, ale też więcej nie. Ten kot potrzebował m.z. nic więcej niż spokoju, aby swoje wycierpieć i odejść. Potrzebował najwyżej naszych odwiedzin w tej łazience od czasu do czasu, lekkiego muśnięcia po głowie i dobrego słowa . Do dziś żałuję, że nie tąpnąłem wtedy nogą.
O tak zwanym współczuciu byłbym gotowy dalej porozmawiać.
peregor
Okoniu dzieki, czy masz cos o pewnej niewiescie szanownej Walerci Piecyk?
Ah, Szyszu, Ty nie projektuj prosze bo bedziesz mial te osobowosc, jak to sie mowi, pokretna i bedziesz mial syndrom Stivie Wonder na okolicznosc kontaktu z klawiatura.
Taką władzę niejeden umacniał 🙂
– Krewa z naszem bratem, panie szanowny. Mało było konnej, rowerowej i wodnej gliny, jeszcze teraz damską wynaleźli i jak tu wyżyc z pracy rąk?
– Glina w gorsecie z fiszbinamy i w wiecznej ondolacji nic ważnego!
– Nie mów pan takich rzeczy, w gorsecie nie w gorsecie jeszcze prędzej za mordę pana szanownego weźmie i do młyna zataszczy.
– Jakiem prawem?
– Takiem prawem, że jako człowiek z wyższem wykształceniem salonowem nie będziesz pan chciał za żłoba z prowincji się pokazać i sam pan pójdziesz dobrowolnie jak baranek, gdzie pana kobieta zaprosi.
– Jeżeli o wiele dobrowolnie, to faktycznie. Ale na siłe nic nie zrobi. Zawsze mężczyzna kobiecie pryśnie, jak chce. Co spodnie i wygodny kamasz, to nie pantofelek na francuskiem obcasie i wąska spódnica.
– Tyż pan nie masz racji. Damska policja jest szemrana i spódniczki ma zapinane na guziki od góry do dołu. W razie jeżeli dany osobnik robi chodu, panna glinoszczanka rozpina spódniczkie i gania za niem jak maszyna.
– Owszem, sukienka zapinana na guziki poręczna jest co pod względem wsiadania do tramwaju i wolnej miłości na świeżem powietrzu, ale dla policji się nie nadaje.
– W jaki sposób?
– W taki sposób, że policjant, któremu na służbie łososiowy desus spod kapoty się miga, swojej powagi mieć nie będzie.
– Przede wszystkiem mondurowa galanteria wewnętrzna damskiej policji musi posiadac kolor granatowy z niebieską wypustką, to jest raz, a po drugie, jeżeli nawet nie, to nie wiem, czy znalazłby się ktoś, co by chciał na humorystyczne drakie się narazic, żeby go rozpięty od dołu władzuchna po ulicy ganiał. Ze wstydu byś się pan przed znajomemi spalił, no nie?
– Poniekąd tak jest.
– No, widzisz pan, znakiem tego nie wyrażaj się pan o damskiej policji, bo niewiadomo jeszcze, ile wyroków przez nią pan odsiedzisz.
– A swojem porządkiem jest sposób na żeńskie władze.
– Któren? Powiedz pan.
– Mysza.
– To znaczy detalicznie jak?
– Żywe mysze władzy na pończochy wypuścic, krzyku narobi jak wielkie nieszczęście, po stołach i krzesłach będzie skakac, a my sobie temczasem spokojnie chodu.
– Chyba że w ten deseń.
Dialog powyższy toczył się dziś rano w sądzie grodzkim przy ul. Długiej między dwoma panami w aresztanckich garniturach, skracającymi sobie oczekiwanie na sprawę czytaniem gazety ze szczegółowym opisem uroczystej inauguracji brygady mundurowej policji kobiecej. Rozmawialiby może dalej, gdyby uwagi ich nie zajął rozpoczęty właśnie proces pani Rozalii Koralik, teściowej, oskarżonej o pobicie zięcia, pana Euzebiusza Kwaśniewskiego, za pomocą klatki z żywą wiewiórką.
Jak wynikało z przewodu, nieszczęsny zięć, zaatakowany portretem w mahoniowych ramach, usiłował postraszyć teściową wiewiórką, ale odebrano mu ją i zadano osiem ran cięto-tłuczonych. Teściowa dostała tydzień aresztu.
A entuzjasta policji kobiecej spojrzał na swego towarzysza i rzekł:
– No, widzisz pan, a mówiłeś pan, że kobieta myszy się boi.
– Taka stara makolągiew samej cholery się nie zlęknie, ale w żeńskiej władzy takie wydry nie służą, tylko kobietki palce lizac, z sercowem uczuciem.
„Cafe pod Minogą” 😯
Książka taka w domu była, pod kluczem! To z doskoku, bo mam zajecia, ale naprawdę, była taka książka i z głowy nie rzucę autorem, bo to wieku pół minęło…
Wita Alicjo,
To był Stefan „Wiech” Wiechecki
Tak mi się kojarzyło,
matahari, tylko głowy wolałam nie dawać na wszelki wypadek 😉
Daj mi nogę, daj mi nogę,
daj mi nogę…
ja ci nogi, ja ci nogi dać nie mogę…..
Okiem i piórem Wiecha czyli życie na wesoło:
http://www.klubciconia.ptaki.info.pl/forum/viewtopic.php?t=5016&start=15&sid=ee810e25b3daba43bda6c81803836fdc
A tu jest Kleofas:
http://kleofas.blogspot.com/2009_12_01_archive.html 😆
Dzięki, mt7
😯
a ja z książek stuk, stuk, stuk, …
Można obejrzeć Cafe pod Minogą w 9 kawałkach:
http://www.youtube.com/watch?v=kzap21YIweI&feature=related
… wytykajmy, pokazujmy paluszkiem, umacniajmy, obalajmy, miejmy za złe… Ciekawa jestem, czy komukolwiek udało się urodzić i żyć w czasach bez chmur i chmurki i takich tam zawirowań… Jak komuś się wydaje, że żyje (i urodził się) w czasach słusznych, niech sobie nie wyobraża wiele… Za chwilę mogą one się okazać niesłuszne, zależy, jak zawieje wiatr. Historia nie takie przerabiała…
„Nie chodzi o to, aby iść do celu. Chodzi o to, aby iść po słonecznej stronie. I mieć dużo zaufania do ludzi”
Marek Edelman
Alicjo, to miał być żart
Nie żyłam w tamtych czasach, a gdyby nawet, to czy nie miałabym prawo do krytyki lub oskarżeń?
Wierzę, że ludzie potrafią być dobrzy w każdym czasie
..ah nie, matahari, ani tez nikt inny z blogowiczów…
odczytałam Cię dobrze 😉
Tylko wzięło mnie na takie przy okazji innych okazji, sparło jak kolka, że tak powiem, i wypowiedziałam się 🙄
Gdybym miała jakieś personalne, to bym wskazała.
Nie jestem pewna co do prawa oskarżania czasów, w których nie żyłam. Było jak było – historia kołem się toczy i co my możemy jej zarzucać? Krytykować i owszem, w sensie krytycznej analizy, wyciagać wnioski (a i tak sie nie nauczymy!)
Prawdą jest, że … ah, co ja bedę pisać.. Czesiek to śpiewał w latach, kiedy ja tornister (zna ktoś to pojecie?) na plecach…
A jednak…ludzi dobrej woli jest więcej.
http://www.youtube.com/watch?v=gzACDJCfQvs
…a to na dobre myśli wszystkim obecnym …
http://www.youtube.com/watch?v=i-7NVnLLeRw&feature=related
Oo, grzaniec jest smaczny! Nie tylko w Skandynawii. Niemcy robia po swojemu, dostalam recepte babci kumpeli, ale inaczej smakuje jak ja zrobie i jak jej babcia zrobi. Poszukam, bo i tak w czwartek mamy sobie grzanca przygotowac 🙂
Alicjo, oczywiscie, tornister znam, bom sama nosila na plecach…
targala wrecz..
😉
ja tez targałam, tekturowe takie, wiecznie ciężkie od kasztanów we wrześniu…
chyba pójdę popłakać do kącika, albo co?!
I jeszcze mi znowu zeszło na Czerwone Gitary 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=-Y3bxE179VU&NR=1
namo,
Twoja opowieść o Maurycym jest piękna i wzruszająca. Bardzo Ci współczuję.
cichal,
cranberries można też tak zrobić, że nie ma żadnych owocków i te wydają mi się najlepsze. Oto przepis:
1. do szklanki nasypać lodu
2. Przestrzenie miedzy kostkami lodu wypełnić do połowy szklanki Cranberry Juice Coctail (tutaj w każdym sklepie spożywczym, przypuszczam, że w Europie również)
3. Pozostałe przestrzenie wypełnić czystą, mocną wódką
Pić powoli lub szybko, jak kto lubi. Powtarzać.
Na piwach się nie znam, bo ich w ogóle nie piję, mogą dla mnie nie istniec. Z napojów piwopodobnych uznaję tylko irlandzki Guinness. To jest to! Nic więcej.
Dobranoc
dzień dobry … już robi się jasno …. 🙂
Marek takie sporty to może Pan Lulek … 🙂 ja biegałam tylko z pałeczką … 🙂
Żabko to ja zaplanuje spotkanie po szpitalu i zdrówka dla siostry …
pepegor jak żona się czuje ???
Marek może zaplanuj swój przyjazd do Warszawy na spotkanie w Instytucie Teatralnym 12 lub 13 grudnia … to się może zupełnie przypadkowo zobaczymy … 🙂
ASzyszu, taka ilość borówek mnie niezdrowo podnieca.
Pani, zamieszkująca ze dwa kilometry ode mnie, co roku dostarczała mi po wiadrze borówek, za stosowną – dość wysoką – opłatą. Jednego roku nawet dwa wiadra. Ostanie dwa lata nawaliła. Najbliższe borówki, w ilościach opłacalnych do zbierania, rosną z 50 km ode mnie. Przynajmniej ta pani tam jeździ, ponieważ dochody ze zbieractwa są podstawą utrzymania jej rodziny, chyba wie co robi.
Ja stosuję 3 kg cukru na wiadro, czyli na 13,5 litra (teraz są bardzo różne wiadra, dla koni 20 litrowe). Gruszek i jabłek nie wliczając. Żeby były takie śliczne czerwone trzeba je robić krótko, siłą rzeczy małymi porcjami. Jak robiłam wszystkie od razu, w wielkim garze,to mi brązowiały, co zostało mocno skrytykowane przez moją Mamę. Metodą dedukcji doszłam przyczyny – Mama po prostu smażyła natychmiast co sama uzbierała (ewentualnie z naszą dziecięcą pomocą) i nigdy tego tak dużo na raz nie było. Szach, mach, słoiczek po dżemie i już. Po wakacjach tych słoiczków było kilkanaście, ale prawie każdy z innego smażenia.
Proporcje wychodzą mi takie:
1 kg cukru na 2,7 kg borówek
a praktycznie 0,5 kg cukru na 2,25 litra borówek.
Cichal, ta ja ze Lwowa! Wiadomo, że to czarne na krzaczku to borówki a to czerwone to brusznice, albo gogodze. Ale co ja będę się z resztą Polski spierać!
Chcialabym poslusznie zameldowac, ze Pyry patent na inny sporny, jesli chodzi o nazwe, produkt dziala. Pyzy po raz pierwszy wyszly mi takie jak powinny byc. Do Afryki musialam wyjechac, zeby mi pyzy wyszly 🙂
Kenijski Tusker wystepuje w paru wersjach lacznie z lager sprzedawanym tutaj w malych butelkach. W Ugandzie jest jednak mniej popularny niz Nile produkowany przez ten sam koncern, co Lech i Grolsch. Rynek podzielony jest wiec miedzy Tusker, Guiness, Club i Bell (wszystkie 3 produkowane w Kampali) a Nile Special i Nile Gold produkowane w Jinja.
W lutym bede mogla sobie posprawdzac, ktore sa warte picia.
A deszcz sobie siąpi…siąpi….
Szanowny Panie Piotrze,
szczerze polecam niepasteryzowane piwo Żywe. Poniżej pozwoliłam sobie przekopiować notkę producenta:
„Piwo Żywe z browaru Amber jest jedynym piwem w Polsce, które posiada rekomendację międzynarodowej organizacji SLOW FOOD, promującej regionalne, smaczne i naturalne produkty . Rekomendacje – polska edycja: http://www.slowfood.pl.
Dostępne w wybranych punktach sprzedaży w Warszawie, Trójmieście, Poznaniu, Bydgoszczy i Toruniu, niebawem ? w Krakowie i Wrocławiu.
Podobnie jak soczki MarWitu piwo to ma krótki okres przydatności do spożycia ( 5 tygodni ), wynikający z braku konserwantów i pasteryzacji = jest więc piwem całkowicie naturalnym.”
Z piw niepasteryzowanych polecam także piwo Herbowe (ciemne, korzenne) browaru Koreb (i inne tego browaru) oraz doskonałe piwa Ciechan.
Nirrod, nie chcę Ci psuć humoru, ale moja córka, karmiąć biustem, je okropnie wybiórczo. Mnie to ominęło, bo moje były od urodzenia na butelce. Niegdyś tak po cesarkach bywało.