Sushi zamiast śledzia po japońsku
Byłem uczniem Mistrza Kawasumi. Wprawdzie tylko przez trzy godziny ale wpływ jaki na mnie wywarł najsłynniejszy specjalista sushi w Japonii, a co za tym idzie i na świecie, jest przeogromny. O mistrzostwie Mistrza świadczą oczywiście jego osiągnięcia: kilkukrotnie skutecznie bronił on tytułu najlepszego specjalisty układania kazar-makizushi czyli sushi ozdobnych oraz tytułu zwycięzcy w technikach przyrządzania sushi. Jest tez szefem Akademii Sushi w Tokio. Zanim obejrzycie zdjęcia z lekcji prowadzonej przez Kawasumi i przeczytacie kolejne ochy i achy które wydaję na jego cześć, przytoczę fragment książki Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek pt. „Tradycje kulinarne Japonii”:
„Sushi. Wprawdzie jedna z postaci tej potrawy znana była już w VIII wieku n.e., niemniej dopiero w okresie Edo zyskała sobie ona popularność, która trwa do dnia dzisiejszego. Mimo iż sushi traktowane jest jako najbardziej reprezentatywne danie kuchni japońskiej, to nie jest to potrawa o pochodzeniu czysto japońskim. W swojej pierwotnej formie trudno jq również było nazwać daniem. Prototyp sushi powstał na terenie Tajlandii, Laosu, Kambodży i Malezji pomiędzy X a IV wiekiem p.n.e., chociaż istnieją hipotezy, które przesuwają tę datę nawet do 2 000 lat p.n.e. Początkowo był to jedynie sposób konserwacji mięsa. W delcie Mekongu panuje gorący i wilgotny klimat, który bardzo utrudnia przechowywanie produktów spożywczych, dlatego też jej mieszkańcy szukali najlepszego sposobu, by zgromadzone przez nich mięso i ryby nie utraciły wartości odżywczych i nie popsuły się. Idealnym rozwiązaniem okazała się konserwacja przy użyciu gotowanego ryżu. Najpierw gromadzone ryby i mięso dokładnie oczyszczano i solono. Kolejno do dużych drewnianych lub ceramicznych naczyń wkładano warstwę ryby czy mięsa, a następnie warstwę ugotowanego ryżu. Czynności te powtarzano do momentu, aż wypełniło się całe naczynie. Wtedy to przykrywano je wieczkiem, które przyciskano kamieniem i całość odstawiano w chłodne, ciemne miejsce na około 3 lata. Po tym okresie wyjmowano mięso i ryby, natomiast ryż, który przez ten okres uległ procesowi fermentacji, całkowicie wyrzucano. W ten sposób przygotowywane produkty pochodzenia zwierzęcego zachowywały wszystkie właściwości odżywcze i nadawały się do spożycia.
(…) W początkowym okresie sushi przygotowywane było zgodnie z recepturą pochodzącą z południowo-wschodniej Azji i nosiło nazwę narezushi. Z upływem czasu zapożyczone z obcych krajów techniki konserwowania ryb zaczęły ulegać modyfikacji. Pierwszą z nich było skrócenie okresu przechowywania w kadziach z trzech lat do około roku. Do dnia dzisiejszego przygotowywany jest w Japonii tylko jeden gatunek narezushi, który nosi nazwę funazushi. Jest to specjał z mięsa karasia, które leżakuje otulone ugotowanym ryżem sześć miesięcy. Ze względu na to, iż jest to potrawa, której przyrządzenie wymaga dużo czasu, jej cena nie należy do najniższych. Obecnie można jej spróbować w miejscowościach położonych nad jeziorem Biwa, które obfituje w karasie. W XVI wieku pojawiła się potrawa nama nare, której okres przygotowania trwał około miesiąca. Był to pierwszy krok w kierunku współcześnie znanej nam wersji sushi, bowiem konsumowano wtedy już zarówno mięso rybie jak i ryż. Kolejnym ogniwem ewolucji kulinarnej było danie o nazwie iizushi. Do wypatroszonej ryby wkładano ryż, całość przyciskano prasą lub kamieniem i odstawiano na noc. Potrawa ta podawana była już następnego dnia po przygotowaniu, bardzo często pełniła nawet funkcję głównego dania. W XVII wieku pojawiło się hayazushi, którego nazwa oznacza „szybkie sushi”. Odnosi się ona do faktu, iż przygotowaną w ten sposób potrawę spożywano już w kilka godzin po przyrządzeniu. Kolejnym rodzajem sushi, który pochodzi z rejonu Kansai, jest hakozushi, zwane inaczej oshizushi. Słowo hako oznacza „pudełko”, zaś wyraz oshi – „nacisk”, „ucisk”.
(…)Najbardziej znana forma sushi pojawiła się jednak dopiero w XIX wieku. Przepis ten zostały opracowany przez Hanaya Yohei (1799 – 1858). Ze względu na miejsce pochodzenia zyskała sobie ogólną nazwę Edomaezushi. Początkowo specjał ten sprzedawany był na niewielkich stoiskach, które pracowały do momentu wyczerpania się składników. Cechą wyróżniającą Edomaezushi jest ciepły ryż, z którego przygotowywane było sushi. Hanaya Yohei jest twórcą nigirizushi, którego nazwa pochodzi od czasownika nigiru oznaczającego „ściskać”, „ugniatać”. Nigirizushi to jajowata bryła, uformowana z ryżu, na wierzch której położony jest plasterek ryby czy owoce morza (lub obecnie mięsa, warzyw itp.). Całość musi być takiej wielkości, by bez problemu dało się ją zjeść na jeden raz. Jeśli chodzi o bryłkę ryżową, to powinna ona być na tyle dobrze uformowana, aby przy podnoszeniu kawałka sushi nie rozpadała się na części, ale równie delikatna, by zagwarantować osobie spożywającej przyjemne doznania smakowe. Jeśli zaś chodzi o plasterek ryby, to jego zadaniem jest tworzyć wraz z ryżem harmonijną całość. Drugim typem sushi wymyślonym w okresie Edo jest makizushi. Nazwa pochodzi od czasownika maku, który znaczy „zwijać”, „zawijać”. Jak nietrudno się domyślić, makizushi muszą być w coś zawinięte, a najczęściej są to arkusze glonów nori.”
I tu może już pojawić się Mistrz Kawasumi. Dziś będzie tylko pokaz jego sushi, które powstały na moich oczach w ciągu kilkunastu minut, a wyczarowywane były w stylu prestidigitatorskim. Czasem przyrządzane przy użyciu tylko jednej dłoni. A co spod palców Kawasumi wyszło to popatrzcie sami:
I to juz wszystko. Tylko żal było zjadać i misia, i królewski zamek!
Komentarze
Witam,
susz mnie ciągnie, ale jeszcze nie spróbowałem. Jakoś tak boję się stracić wyobrażenie, ze to delikatne, wytrawne, subtelne.
Przed laty sama nawet zdobylam (autodydaktycznie) wiedze i umiejetnosci robienia sushi i jadalam ja czesto, po mieso ryb jezdzilam ok. trzydziesci kilometrow do japonskich sklepow. Raz nawet zaprosilismy pewnego polskiego dyplomate z jego niemiecka zona, cala kolacja byla japonszyznowata, babsztyl dostal szalu i dal temu nawet upust, ze nie dalismy im „czegos przyzwoitego do jedzenia, co syci”, a tutaj w Berlinie to dopiero bym musiala wysluchiwac, wiec dalam sobie spokoj z takimi zabiegami jak plukanie i wachlowanie ryzu dla podejzanych typow. Teraz chadzam niechetnie i rzadko na sushi do restauracyjek i spozywam ja siedzac obok nuworus´janek, ktore trzymaja w domu, wszelki wypadek, gosposie z Polski lub Ukrainy aby te gotowaly im kapuche.
http://www.skecze.net.pl/stanislaw-tym/
a ja dzisiaj wstałam taka zmęczona jakbym nie spała wcale …
sushi jadłam pierwszy raz na otwarciu szkoły komputerowej pod patronatem Ambasady Japońskiej na Nowogrodzkiej … potem pycha sushi w Berlinie w lokalu pod jakimś wiaduktem kolejowym … lubię je jeść i wiem kiedy jest takie sobie tzn. takie komercyjne robione z metra … a patrzenie na Mistrza jak to robi to podwójna przyjemność jedzenia ..
morag co Ty taka krytyczna jesteś … ludzie są tylko ludźmi i daj im żyć jak chcą dopóki Ci do domu nie włażą …
ja poczekam na Stanisława 😉
Nigdy nie jadłam sushi. W zasadzie otwarta jestem na „nowinki” kulinarne. Nie wiem skąd u mnie ten opór, bo czuję wyraźny opór. Może to wzięło się stąd, że nagle zrobiło się to takie modne i ludzie zaczęli się snobować na „chodzenie na sushi”. Może niepewność czy będzie to dobrze (zdrowo) zrobione. Może też obawa przed tym, jak się zachować kiedy okaże się, że zupełnie mi ta potrawa nie smakuje. Chciałabym zpróbować bo zewsząd słyszę, że surowe ryby są bardzo zdrowe. Już od dłuższego czasu „chodzę” wokół tematu, jak wokół jeża.
Jolinku, może to zmęczenie to po prostu jeden z objawów Twojej choroby?
Trafilem ze sniadaniem generalnie w temat. Jadlem mianowicie przysmak morswina, takie male rybki w znakomitym oleju. Rodem z Polski. Podczas akcji ratowniczej przywiózl syn z Polski. Wycieralem chlebem resztki sosu takie bylo dobre. Troche zbyt zimno na prace w ogródku. Jak sie ociepli to wypelzne.
Z zyczeniami pieknego dnia byly namietny palacz trzypaczkowiec dziennie. Galois bez filtra.
Pan Lulek
Moje umiejętności „w temacie” sushi kończą się na robieniu misia, nawet bardzo podobnego,tyle, ze z puree kartoflanego. Mój syn stale domagał się takiego misia na talerzu.
Jolinku, wiem daje upust i potem to mi nawet glupio, ale nie sadze abys Ty mnie urzadzila awanture, ze podalam niejadalna kolacje, to albo sie skraca wizyte albo mozna poprosic o cos innego.
Mam dzisaj szczescie co do rzemieslnikow, wlasciciele domu przysylaja mi ekipe (po pol roku prosb), ktora mi nareperuje tynk spadajacy z sufitu, tynk bedzie zrobiony tylko w tych miejscach gdzie odpada, caly sufit mam robic sobie sama. Maja pomalowac tez okna od zewnatrz o ile pogoda na to pozwoli, w lecie wlasciciele nie chcieli o tym slyszec.
albo, Morągu, dobra gościa przed wizytą, długo przed wizytą, daje znać, co by było niemile na talerzu widziane 😉
owszem pluszak to byla nauczka, teraz sie wypytuje
Zabo, jak przyjade na akcje kot i mysz to przywioze specjalny ryz i urzadzimy sobie japonski wieczor, kimona tez mam.
b71a – kod mi się powtórzył, jakie jest prawdopodobieństwo przy cyfrach mieszanych z literami?
Właśnie się przeciera, przestało padać, trochę pojaśniało. Zastanawiam się po co komu deszcz w listopadzie? Wiosną ceber deszcz – łyżka błota, jesienią łyżka deszczu – ceber błota. Owies już rano przywiozłam, szczęśliwie slalomując pomiędzy kontrolami drogówki. W trucku wszystko jest sprawne (jak już odpali), tylko stan drzwi może być przyczyną zatrzymania dowodu – z obu stron dolna część przerdzewała tak, że powiewa sobodnie w czasie jazdy. Nawet trochę błota wpada do środka, bo tapicerka nie ma się czego od dołu trzymać. Na wszelki wypadek nie chcę sprawdzać co by było gdyby, a bez tego rzęcha byłoby mi znacznie trudniej.
na awanturę z mojej strony to raczej nie można liczyć … kiedyś jak byłam młoda i piękna to się czasami dałam ponieść dyskusji na tematy polityczne lub inne drazliwe …. o jedzenie to się kłóciłam czasami z byłym bo gotował bardzo dobrze i mi porcje nakładał jak dla chłopa a ja zawsze o linię dbałam … 🙂 .. ale nie o to mi chodzi …. mnie po prostu szkoda czasu na emocjonalne podchodzenie do ludzi, którzy mi są obcy lub obojętni … zawsze to na mnie miało zły wpływ bo się potem przejmowałam i czułam się źle z tym …
Zjeść to i zjem, ale siedzieć po japońsku to ja nie będę!
Idę na dwór, znowu pada. Wrrrrrr…
ja tez preferuje zwyczaje rzymskie a teraz do roboty, saronay… czy cos w tym rodzaju, pewnie znou jakiegos byka walnelam
Dzień dobry. Pyra już „luźniejsza” i zabiera się za odgruzowanie swojego pokoju ze stert książek i papierów tudzież wrszcie sprzątnięcia własnej podłogi, bo poprzez owe sterty nie było sprzątane i gołą stopą na dywanie wchodzi człek w piaskownicę. Słuchajcie łasuchy wszego autoramentu – trafiłam na prześliczne słówko określające nas wszystkich, a używane w I poł XIX w
Łakotnisie
prawda że miło znać Pana Lulka -łakotnisia i Haneczkę – łakotnisię i małżeństwo Łakotnisiów Adamczewskich?
Sushi nie jadłam – w tym zakresie wierzę Dzieciom, które gust kulinarny mają podobny do mnie „Mama, zjeść się daje, ale największa przyjemność to patrzeć na to. Kup sobie obrazki”
Nie wiem, nie jadłem nigdy sushi, ale wydaje mi się, że jest to moda, sformułowałbym na tę okoliczność taki „nowotwór” językowy, że jest to danie „celebryckie” (nie „celebryty”!). Danie, które jest znane z tego powodu, że jest znane. I zapewne jest to kolejne danie biedoty z dawnych wieków jadającej z głodu co popadnie, a później te dania lądują na superbogatych stołach jako wyrafinowane cuda sztuki kulinarnej, jak małże, ostrygi, ślimaki czy kawior.
No proszę. Mamy tu kolejnego szoumena prezentującego japoński Fast Food. Mistrzowie od pokazów, podobnie jak i telewizyjni kucharze służą tylko i wyłącznie rozrywce. To podnosi ich sławę. I jeśli posiadają własne restauracje to takie pokazy przyczyniają się, ze będą te lokale zatłoczone.
Chyba niewielu z nich jest się w stanie rozdwoić i prowadzić i to i to.
Dla nich głównym biznesem jest marketing. I dlatego wykonują durnowate działania, które umacniają ich renomę. Gotują na targach, zwołują presse konferencje, pozują do obrazków, zabiegają o czas antenowy w TV, spotykają się z kolegami na warsztatach w celu wymiany doświadczeń 😆 Prezentują się gdzie tylko mogą.
A widownia przyjmuje toto tak jak przyjmuje 😆 Nie zdając sobie sprawy, ze aby cos dobrego z ryby zrobić to należy ja najpierw mieć u siebie w kuchni na stole. I tu nie pomoże najlepsza książka kucharska na temat ryby, ani mistrzowski pokaz, jeżeli tej ryby brak w naturalnych warunkach i jest jej z roku na rok coraz mniej.
I tu morąg ma racje. Kapucha ma kolosalną przyszłość. Sama rośnie i nie płacze, ze deszcz na nią pada. To jest bohater, zasługując na pozycje pisaną. Bo z pewnością nie jest nim makaron z pomidorowym sosem. Pozycje z tymi zuchami leżą pod każdą strzechą i nawarstwiają się kurzem.
Zmieniam rytm zycia. Bede wstawal nie predzej jak o godzinie 8.00. Marek szukajacy pracy doniósl wczoraj, ze chetnie zostanie Major Domusem, wyspecjalizowanym w otwieraniu butelek. Tylko co On zrobi jak od tego wymachiwania rura zmajstruje jakies miejscowej pieknosci nic innego tylko te mala dziecine.
Ani kawalka chmurki na niebie i róze kwitna i rosna jak na wiosne.
No to do roboty
Pan Lulek
O masz… czwarta nad ranem 🙄
Lubię sushi. W sam raz trafia w moje potrzeby smakowe. Niestety, w mojej najprawdziwszej japońskiej knajpce „Discover Japan” nie podają nic porządnego do napicia, tylko colę i takie tam lanie wody, w której ryba niespecjalnie specjalnie pływać 😉 – nie mają licencji na serwowanie sake czy nawet piwa.
Owszem, wyrabiałam czasami sushi. Alsa może poswiadczyć, bo i u niej w domu straszyłam, ale wtedy nie miałam tego doświadczenia, co teraz. Doświadczenie mówi mi – idz, babo durna, do „Discover Japan”, jak chcesz dobre sushi!
Ta knajpa (knajpeczka raczej) jest w sąsiedztwie kampusu uniwersyteckiego, a u nas zagranicznych studentów do licha i ciut. Tetsuja San bożył się na prochy wszystkich przodków, że to najprawdziwsze sushi, niezamerykanizowane, a co lepiej dla Tetsui – tanie jak barszcz! Studenci z Kraju Wiśni biegają tam jak my, Polacy, do Baltic Deli po prawdziwie polskie przysmaki. Już kiedyś wam o tym klepałam. Moja Japonka od herbaty potwierdza – tam jest prawdziwe sushi. Jest też inna knajpka, gdzie jest według Japonki dobre sushi, byliśmy tam razy kilka, faktycznie, dobre. Sprawozdawałam, ale nie chce mi się latać po archiwach.
U mnie na wsi (120 tys. luda) są to knajpki malutkie, wcale nie wystawne, kilka stolików i mała obsługa, w Discover Japan jest tylko Japończyk i jego żona, okropnie się kłócą, ale już nie w naszym towarzystwie, bo wiedzą, że Jerzor od biedy, ale trochę zna japoński.
Ryż do sushi jest specjalny, dostałam od Japonki Herbacianej i nawet jak oni wszyscy nie są mistrzami świata w przygotowywaniu sushi, cenne uwagi się przydają.
Ci mistrzowie świata to raczej od pijaru i propagowania, a dobre jedzenie „narodowe” i tak przyrzadza Kaśka, Jochen, Sindri, Alain, czy inny *kowalski* lokalny.
Czy przyjmując, że cyfr jest 10 a liter 24, cztery miejsca do wykorzystania, to prawdopodobieństwo będzie 34 do czwartej potęgi? Czyli milion z hakiem?
Torlin,
ja też mam takie wrażenie, w Polsce zrobiono z tego „trynd”, a co za tym idzie ceny nieziemskie, jak ktoś tak ma i musi być *tryndowaty*, to niech tam lata…
O… spojrzałam do tyłu i zauważyłam wpis Arcadiusa – Arcadiusu, pijar musi być, a potem się pytamy lokalnych Japończyków czy innych (zależy od kraju), osochozi tak naprawdę w kuchni narodowej. My, łasuchy, już się lekuchno rozeznawamy w tym wszystkim, ale chyba ktoś musi coś na rynek rzucić. Jak gawiedz da sobie wmówić, że to jest coś, za co warto zapłacić 10 razy tyle, niz za talerz „ruskich”, no to niech gawiedz tak ma.
My wiemy lepiej 😎
I nawet potrafimy sobie sami przyrządzić, jeśli mamy stosowne składniki i wskazówki od zaprzyjaznionych Japonek Herbacianych, albo Tetsui 🙂
Wygląda na to Żabo, że masz rację, bo to są kombinacje z powtórzeniami.
Torlin,
Nie jadłeś ale ci się wydaje. Poniekąd możesz mieć rację ale jak tu już kiedyś pisałem sushi może być po prostu smaczne i przyjemne w spożyciu.
Dodam jeszcze, że ta japońska para to byli normalni starsi ludzie, imigranci z przedmieścia. Przedmieście było też typu „blokowisko” zamieszkane głównie przez raczej niezamożnych imigrantów z ponad setki różnych krajów (Fittja pod Sztokholmem).
Przyjęcie było – jak to tam w zwyczaju – składkowe. Każdy coś przyniósł, ja pewnie napiekłem chleba a ci Japończycy robili sushi.
Do czego zmierzam w tym przydługim nieco komentarzu?
Dobre jedzenie jest smaczne a nawet najbardziej wyszukane danie można spieprzyć.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę..
spieprzenia wyszukanego dania?????
… nie straszcie mnie tu matematyką przed bladym switem 😯
Kombinacje z powtórzeniami, a nie daj Boże za chwilę całki i takie tam perturbacje 🙄
Herbatkę może ktoś zaparzy…?
Śpas od koleżanki:
Kana Galilejska na drugi dzień po słynnej przemianie wody w wino. Wszyscy na wielkim kacu. Ktos zakrzyknął:
– a może by tak kto po wodę wyskoczył i przyniósł…?
– to może ja? – zapytał Jezus
– Jezu, tylko nie TY, zakrzyknął tłum
Ciekawe, że sushi jako potrawa budzi emocje i to różne, a nikt nie podejmuje wątku trzyletniego przechowywania ryb w ryżu jako w środku konserwującym. Zupełnioe nie znałem tej właściwości ryżu.
Życzenia ASzysza wprawiły mnie w pewną konsternację.
Na wszelki wypadek będę unikał w najbliższym czasie dań wyszukanych, chociaż do kończ to trudne, bo ostatnio co sobota chodzimy na imieniny. Zaczęło się Tadeuszem, a kończy Andrzejem.
Stanisławie, a są jakieś trójmiejskie suszarnie, gdzie będzie to, o co chodzi?
Jeszcze chciałem wrócić do gęsi marcińskiej. Ostatnio dużo w prasie o niej pisano, wojewoda kujawsko-pomorski reklamował, reklamowano też kilka restauracji.
W wielu miejscach bardzo chwalono sopocki Bulaj z szefem kuchni Arturem Morozem po raz kolejny przedstawianym jako jeden z najlepszych kucharzy w Polsce. Znam tę restaurację. Mają tam na ogół dobre wina, niektóre w rozsądnych cenach. Podają znakomite kotleciki jagnięce, chwalone m.in. przez naszego Brzucha. Ale nie wszystko jest tam znakomite.
Mule całkiem przeciętne, a gęsina podawana 11 listopada była dalega od znakomitości, choć trudno powiedzieć, że do niczego. Uda były na dobrym poziomie, piersi pozostawiały sporo do życzenia. Suchawe i twarde dawały się jeść z przyjemnością tylko za sprawą fantastycznej wręcz modrej kapusty, którą należało potraktowac jako sos.
Ogólnopolska reklama sprawiła, że tego dnia w Bulaju porcji gęsiny podano chyba parę setek. Byc może tu leżała przyczyna pewnych niedostatków.
„Uda były na dobrym poziomie, piersi pozostawiały sporo do życzenia.”
Ja tam się nie znam, ale Stanisławie… 🙄 , pewien jesteś, że wkleiłeś wpis, gdzie należalo? 😉
Ide dospać z wrażenia 😯
Czy ktoś się kontaktował ostatnio z Andrzejem Jerzym? Martwię się o niego. Ostatni raz dzwonił do mnie na przełomie sierpnia i września obiecując, że po następnym etapie remontu osobistego zadzwoni, a może nawet wpadnie na kawę i małe co nie co.
„Minął sierpień,
minął wrzesień,
już październik
i ta jesień…”
jak śpiewał w KSP pan żegnąjący pomidory, a Jędrusia ani widu, ani słychu, a to przezcież mój Kum Jamnikowy!
Andrzeju, spieprzenia wyszukanego dania nam życzysz? 🙁
Suszarni w Trójmieście nie brakuje. Do najstarszych o dobrych tradycjach należą Łazienki Południowe, gdzie sushi można zjeść na miejscu w chińskiej restauracji lub wziąć na wynos w stoisku przy hotelu. Ostatnia – Hana Sushi w Klifie w Orłowie, w nowej części na piętrze. Nie byłem tam, ale zauważyłem, że ma spore powodzenie. Vis a vis Klifu przy Przebendowskich mamy Hashi Sushi, a przy tej samj ulicy bardziej w stronę moża Sushi Restauracje Japońskie. W Gdyni jeszcze „Sushi Pesca” Bar przy Świętojańskiej 3. W Sopocie przynajmniej 3 oprócz już wspomnianego. Jest, w czym wybierać
Pyro,
jest w porządku z andrzejem.jerzym, ale dajmy mu się trochę pozbierać. Niech se odsapnie po cerowaniu i takich tam. Pewnie się wkrótce pojawi.
Pyro,
nie masz już namiarów na osobę, która Ci tego psa dostarczyła? Też bym chciała wiedzieć, jak a.j się miewa.
Jedzenie sushi poza domem to jest kwestia zaufania, głównie co do świeżości ryby, a robienie samemu to taki sam problem, jeśli się mieszka daleko od morza 🙄
Jak samemu zrobić sushi
Stanisławie, dziękuję za wskazówki
najbardziej mnie chyba kusi sopocki Dom Sushi…
moi drodzy
czy ja wyglądam na dziadka?
http://picasaweb.google.pl/Brzuchomoowca/Weronika?authkey=Gv1sRgCMm1z7-Yu_uLnQE#
:::
na imię ma Weronika
Weronika Mientkiewicz Columbano
urodziła się w czwartek o 9:20
dł. 51 w. 3200g
O, ale poszłam dospać…!
Przy okazji… muszę wpisać do słownika wyrazów znacznych „suszarnię” – no przecież to piękne 🙂
Pyro, to moja ulubiona piosenka z wiadomych powodow. Nie moge im powiedzieć adios, a co mi , czy one ze szklarni czy z Meksyku, ja je dopieszczę i zjem, o! I NIGDY, przenigdy nie włożę do lodówki! Swoich mam jeszcze kilka, tych, co zebrałam z miesiąc temu w obawie przed przymrozkiem – spokojnie dojrzewają w misce na stole. Hm… własciwie to dojrzały i juz prawie po nich (zeżarłam), tylko kilka z Klanu się ostało 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=CHZzKVd6T14
Panie Lulku (9:46),
ani chybi musiałem przedawkować z Uhudlerem, bo za nic nie mogę sobie przypomnieć, kiedyś mnie Waść adoptował 😉
Czy to znaczy, że Przysmak Morświna wygrał z naleśnikami?
Ne ma problema…
Żebyś tylko z rozpędu nie zaadoptował Świętej Cecylii 😀
Brzucho 🙂
Ale Ci do twarzy, Dziadku swieżo upieczony 🙂
Gratulacje!!!
Brzucho!!! 🙂
Gratulacje!!! 🙂
O 20:00 wzniosę szkło z jakimś godnym wydarzenia płynem 🙂
Brzucho – witaj w klubie. Panieneczka jak malowana, Dziadek fachowy, a Mamusia wzorowo przejęta.
Przy okazji nie gratulowałam jeszcze Wandzie na Teksasie podobnej radości.
Powiększa się grono babć i dziadków na blogu! Niedawno Małgosia TX, teraz Brzucho! 🙂 Niech wnuczątka rosną zdrowo! 🙂
Jak już zrobi się samemu sushi to można wykorzystaćtę instrukcję do wykonania pożytecznego urządzenia do podawania smakołyków na stół…
Zapomniałam z tego wszystkiego zapytać o blogowe uroczystości listopadowe – ile jeszcze toastów „adresowych” nas czeka?
spacja
Z biedy, oczywiscie z biedy, przeciez te wszystkie kuchnie biora sie z tego, ze dana nacja jadala to co dawala im ich ziemia czy wyrzucalo na brzeg morze. A potem to sprzedano dalej. To sushi owiniete glonami to nic innego jak nasze pierogi klejone skrzetnie w domciu. A ostrygi otwieral sobie francuski chlop scyzorykiem siedzac na brzegu morza.
Morag ma rację,
Francuski chłop jedzie sobie nad morze a w polu mu rośnie…
Brzucho!
No jaka pyszna wiadomosc w poniedzialek z rana 🙂
poza tym, to ja Ciebie – wiesz co! ale tak kompletnie bez podtekstow 🙂
i niech mi ktos wyjasni, czy sushi to tez maki, czy tez sushi to sushi a maki to maki
milego tygodnia wszystkim!
Brzucho, fajnie, bedziesz mial jeszcze okazje chodzic z taka udana wnuczka do dyskoteki.
Szysz ja mowie o kmieciu w sredniwieczu, ktoremu byc moze nie roslo i wygrzebal na plazy ostryge, sprobowal i powiedzial eureka!
sredniowieczu
Według niektórych źródeł maki to sushi zawijane w rolki…
nie zgadza sie, scyzorykow nie bylo w tych czasach, a gozik czym tam sobie otworzyl
Brzucho, gratulacje
Morag,
Ty mnie nie tłumacz – ja dobrze wiem kto i kiedy powiedział eureka!
Pozdrawiam Wszystkich i wracam na dobre do roboty.
Stara Żabo (10:43)
te rachunki się nie zgadzają, bo Łotr Press najwyraźniej nie umie generować liczb losowych. Zauważ, że chyba zawsze dostajemy litery z pierwszej dziesiątki, a cyfry też na ogół jakieś takie „pierwsze”, tzn. nawet jeśli zdarzy się jakaś jedna cyfra powyżej 5, to pozostałe znaki (cyfry lub litery) są z pierwszej piątki.
Ja mam: d1d1
W tekście Gospodarza uderzyło mnie to samo, co Stanisława – gotowany ryż jako środek konserwujący ryby i to na 3 lata! 😯
Ten średniowieczny kmieć miał jednak czas, by się uczyć greki, choć mu nie rosło, a teraz… 🙄
Brzucho,
congratulations! Dziadek jak się patrzy 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Moze ktoś jeszcze ma coś do wyznania w tym względzie, to niech sie spowiada, zapiszę.
Andrzejów to nawet nie wspomniałam, ale dorzucę, bo wiadomo, my panny musimy ten wosk lać i takie-tam…
O andrzeju.jerzym wspomniałam powyzej.
O tym , czy suszarnie z daleka od mórz sa lepsze czy gorsze, to możemy dywagować na tej samej zasadzie, czy pomidory to tylko latem z własnego ogródka, czy wcale. Jasne, że te własne… ale te inne, chociaż nie nasze, a gdzieś tam z południa, też nam osładzają życie.
Ryba złowiona przed dwoma godzinami, czy ryba ze sklepu… ryba mrożona i tak dalej – no, bez przesady 🙄
Postepując według tej zasady, na sushi to tylko do Japonii, na bigos do Polski, na … i tak dalej.
Tylko mi nie mówcie, że ryba do sushi ma być swieża. WIEM! Jak „pachnie rybą”, to ją należy zutylizować inaczej, a nie jeść, zwłaszcza na surowo.
Morąg – ostrygi to już Naendertalczycy i ich pobratymcy – skorupy małży masowo na stanowiskach skamieniały sobie. Najłatwiejszy do pozyskania posiłek w okolicach nadmoskich
Slyszalam ze w soli przechowywano jajka (dla zachowania swiezosci). To moze by tak sushi z soli?
Probowalam robic ten japonski przysmak w domu pod „czulym” okiem znajomego japonczyka. Wychodzilo ladne, kolorowe i nawet do zjedzenia, ale zaniechalam pozniejszych dzialalnosci w tym wzgledzie bo sprasowanym glonom daleko do powloki golabkow. Czasem coby bylo kolorowo na stole serwuje jako jedna z przekasek i to by bylo na tyle jak mawial …
Powinnam dodac – z ryb uzywalam wedzonego lososia, a kiedys spreparowanego wczesnie sledzia jako ze owoce morza w naszym domu nie laduja na talerzach.
Moda na sushi opanowala chyba caly swiat. Ot co robi reklama w roznej formie. Ja nie wysmiewam ani dania ani smakoszy owego przysmaku. Ale gdzie trzeba upatrywac faktu iz barkow, restauracyjek i stoisk serwujacych kolorowe rolady sushi przybywa jak grzybow po przyslowiowym deszczu. I maja klientele. Czyli zrobilo sie szalenie popularne. Spotkalam sie z opinia w masmediach, ze jest to dietetyczne i sycace danie. Kolejny powod by przybywalo chetnych do zakupu zdrowego lunch’u.
Trzeba przyznac – wyglada ladnie, kolorowo i przy odrobinie kunsztu kucharza/szefa kuchni na talerzch, polmiskach, pudelkach poiawiaja sie male cuda. A cala ta misterna i ulotna szuka ginie w przepastnych jamochlonach glodomorow. Bo ile tego trzeba zjesc by uczuc sytosc?
A propos – chybascie zwariowali moi Drodzy. Przez weekend nagadliscie „tyla” ze nadazyc za Wami nie bylo sposobu. Nadgonilam jednack. Acha!
Pozdrowiatka od zwierzatka
Łakotnisia Echidna
Pyro no widzisz, te kulinarnia to tylko kwestia pomyslunku i tego co napatoczylo sie do zarcia, fajnie, ze zyjemy w czasach kiedy rzeczy te sa wszystkim dostepne.
Lubie nowinki i mialam to szczescie, iz w czasach kiedy, we Freiburgu w Szwarzwaldzie, dorabialam sobie kunszt jezyka niemieckiego, to mialam grupe ludzi pochodzacych z calego swiata od Ameryki do Afryki i wzdloz calej Europy, spotykalismy sie czesto i gotowalismy na zmiany swoje ulubione potrawy, ile sie mozna bylo napatrzec, posmakowac i podpatrzec nieznanych rzeczy, fajnie bylo, wycieczki do Szwarwaldu na pstragi, do Alzacji na tamtejsze specjaly i do Bazyleji.
Jak czlek najedzony to pisze androny.
Errata:
– massmedia
– pojawjaja sie
– sztuka, sztuka a nie szuka
(choc kto szuka to moze znalezc, niekoniecznie to czego szukal, ale to juz inna bajka).
E.
O, własnie! Co kraj (kontynent może?) – to obyczaj, w Kanadzie sushi to sushi, yyc pewnie potwierdzi, a chyba nawet wspominał, że w Polsce to drogie jak jasna cholera, a tutaj idziesz do japońskiej knajpki i wcale ci to dziury w kieszeni nie zrobi.
A Echidna powiada, że w Aussielandzie moda teraz 😯
Ja to bym sobie zrobila wycieczke na Grenlandie. I wcale nie po to by sprobowac „specyjalu” potomkow Egigwy. Te ichnie haftowane kurteczki szalenie przypadly mi do gustu. Buciki tez.
Echidna
jeszcze jedno zanim przyjdzie ekipa, no chyba nie na powage wzieliscie, ten kmiec a przedtem, jak donosi Pyra neandertalczyk, krzyczeli eureka oczywiscie po swojemu, darli jadaczke „to jest to” to bede wtrynial od dzisiaj!
Morągu,
niedzisiejszaś?! Jasne, że wzięte wszystko na poważnie, i to śmiertelnie wręcz!!!
Nie wiadomo, kogo *pociagnąć za konsekwencje*, proponuję Stanisława, bo On coś nawijał o udach w porządku, ale piersiach już nie takich, albo odwrotnie, w każdym razie nieprzystojne teksty zapodawał 🙄
Alicjo –
ta moda to juz kilka lat temu sie zaczela. Nastapi przesyt lub tez cos nowego sie pojawi i sushi przesunie sie z pozycji jaka obecnie zajmuje na dalsza.
Taki sam proces odbywal sie z kalmarami w roznej postaci, pozniej prawns i shrimp (celowo pisze po angielsku po polskie slowo wyglada koszmarnie i jest nieczytelne). A jeszcze wczesniej chinszczyzna.
A propos chinszczyzny. Ktos wczoraj wspominal, ze ryz tuczy bo przeciez przed wiekami moznowladcy chinscy byli tlusci, a chlopi nie. Chlopi byli niedozywieni nie tylko z powodu niewielkiej ilosci podstawowego pozywienia jaki byl ryz. Oni miesa prawie wcale nie jadali. Stad tez te owoce morza zasobne w bialko i proteiny. To co obecnie jest luksusowym i wykwintym daniem niegdys utrzymywalo przy zyciu. Tak w ogromnym skrocie.
Podobnie jak z kawiorem, o jakim Guru nie tak dawno wspominal.
Echidna, nadal Łakotnisia
a kawioru to ja nie lubie 😉
Nie wiem,kto jadł w niedzielę sushi,
ani kogo po weekendzie suszy.
A tu proszę- jesień gra nam melancholijnie w duszy !
—-
Żabo -dzięki za dedykację dla Ali.
Dedykacja została przekazana i dzisiaj po południu
zapewne zostanie przez adresatkę odsłuchana.
Smalec Pyry z cukrem kojarzy mi się natychmiast
z żeberkami w miodzie. A one smakują wybornie.
Pyro czy kosztowałaś już owego smalcu ?
Sushi nie nalezy do moich ulubionych smaków,
ale od czasu do czasu się dam skusić. Natomiast na
obrazkach rzeczywiście wygląda pięknie, bo kuchnia
japońska jest sztuką ,czasami wręcz przez duże S.
Sprawa jest bardzo wazna! Zwracam sie do calego audytorium!
Czy ja moge zaufac temu mezczyznie?
cdn.
Brzucho,
wielkie gratulacje, życzę wszelkiej pomyślności całej szczęśliwej Rodzinie 🙂
paOLOre,
współczuję z powodu pierepałek z zalanym mieszkaniem 🙁
Alicjo,
dzisiaj jest Dzień Tolerancji 🙂 – to do kalendarza
Andrzeju!
Ależ ja jednego słowa nie mówiłem, że sushi jest niesmaczne. Mnie chodzi o tę atmosferę wtajemniczenia, pięknie wykpił to w piosence Wojciech Młynarski „Kartoflanka”, jak poszedł do restauracji z najmilszą i tam w karcie dań było napisane „Potato soup”.
Czy kartoflanka jest niesmaczną zupą?
Mam do wychowania: dwa kroliki, trzy koty o dziecku nie mowiac…
Brzucho! jak najbardziej wyglądasz na dziadka. Powiem więcej: na zakochanego dziadka.
Razem z Wandowym TX to dwa nowe blogowe wnuki prawie w tym samym wieku.
Ja bym chciała, żeby Dzień Tolerancji był na codzień, ale może zacznijmy od wpisania do kalendarza i zobaczmy, czy uda się z tego zrobić kiedyś Tydzień, potem Miesiąc… a potem… no dobra, tak daleko już nie wybiegam!
Nie, Morąg, w żadnym wypadku niemożesz zaufać TEMU mężczyźnie! A o kogo chodzi?
nasz wspolny kolega Arkadiusz, poszedl do lasu a tu wyslanka Artemidy zapytala go czy ma ochote na grzyby, on niby nie jada ale przyniosl mnie,
CZY TO SA KANIE?
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/OwoceLasu#
Teraz musze zabrac sie za namawianie wnuczki, zeby zrobila mnie pradziadkiem.
Namawiac bede Marka, zeby pospieszyl z rura. Wszystkim nowym babciom i dziadkom serdeczne gratulacje z zyczeniami powtórek.
Sam to moge sie tyko sklonowac. Ale to nie bedzie juz autentyczny
Pan Lulek
Wyglądają na kanie.
Ta większa z trzeciego obrazka ma na nóżce pod samym kapeluszem taką „obrączkę” . Zjeść na surowo. Powinna smakować migdałowo.
Gdyby smakowała gorzkimi migdałami to wezwać pogotowie.
Brzuchowi należy życzyć, aby wnuczę pokochało
dobrą kuchnię i doceniło przyjemności jej serwowania
i smakowania.
A zatem życzę !
Dziadek już za chwilę będzie wymyślał potrawy dla …
przedszkolaków -:) Sami wiecie,jak ten czas leci !
Brzucho –
do twarzy Ci w dziadkowym stanie. Gratulacje dla rodzicow, a Ty dopieszczaj wnuczke.
morag –
jak juz sama pytasz innych to pewnie jakies watpliwosci posiadasz. Niezaleznie w czym masz mu ufac, najpierw zaufaj swojemu wyczuciu.
Danuśka –
stawiam weto – u nas wiosna. Nadal. Prosze o poprawke w rymowance.
Mam problem jezykowy. Od lat wielu. I nikt nie potrafi odpowiedziec nan.
Jak jest mzawka – to pada mzawka – ewentualnie mzy.
A co pada w dzdzysty dzien?
Z gory uprzejmie dziekuje za pozytywne rozpatrzenie mego pytania.
Lacze wyrazy szacunku (Tak sie chyba niegdys pisalo podania. Donosy?! „Uprzejmie donosze iz …”)
czyli
dobranoc z mojej strony globu
Echidna
Ryż, dobrze ugotowany, znaczy miękki, ma bardzo wysoki indeks glikemiczny. Podobno, zeby schudnąć, lub po prostu nie tyć, należy jeść potrawy o indeksie glikemicznym poniżej 50, a taki ryż ma 95, podobnie ziemniaki pieczone i kluski ugotowane „na miękko”.
Ja ten indeks mam w głowie z powodu pilnowania się w ramach diety cukrzycowej. Bardzo mi odpowiada: orzechy 15 a czekolada gorzka 25
na sromotnika bezwstydnego to nie wyglada. Kanie przypomina. Sluchaj ASzysza i nie zapomnij o pogotowiu.
E.
Sromotnik jest bielszy niż ten tam odcień bieli. Kanie, na mój ogląd.
Ja myślę, że ten ryż bardzo szybko kisł i kwas mlekowy był konserwantem
ja chwilowo myślę to co SŻ oraz że to kanie
Stara Żabo –
bo my gotujemy ryz na „mientko” taki klajster prawie. I nie mam tu na mysli Ciebie, siebie i grona smakoszy lecz generalnie nacje. Moja Bunia gotujac ryz na sypko stosowala skomplikowana procedure. Miedzy innymi jakies „dochodzenie” pod pierzyna. I byl to dosc dlugi proces.
A „uni” gtouja w tych swoich bambusowych pudeleczka krotko na parze i ponoc jest odzywczy lecz nie tuczacy. Sprawa rozbija sie o technologie. Ponoc. Jam nie ekspert ino powtarzam com w „mundrych” zurnalach wyczytala.
E.
gtouja?!!??
gotuja mialo byc
Widac czas spac.
E.
Biedacy nie jadali białego ryżu tylko brązowy, a on się trudniej trawi i nie jest tak tuczący.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Brzuchu, najserdeczniejsze gratulacje! Niech się Weronika zdrowo chowa i mądra rośnie!
Morągu takie same kanie rosną i pod moją chałupą. Potrzebna tylko patelnia, odrobina masła i soli. No i apetyt.
Echidno gdy dżdży to pada dżdż. Sięgnij po piękny wiersz Leopolda Staffa „Deszcz jesienny” i znajdziesz zwrot o dżdżu kroplach za oknem.
Brzucho witaj w klubie! Wnuczka (wnuk tez) to wspaniały egzemplarz człowieka. I także od Ciebie zależy „co z tego wyrośnie”!
Torlinie, to prawda, że sushi, bouillabaisse, kawior, ostrygi były najpierw na stołach biedaków. Ja tam się tylko przysiadłem i nie wyjadam wszystkiego.
pluszak chwilowo, a jak ja sie potem wykopyrtne to zmienisz zdanie…
Tez jestem zdania, ze to sa kanie i to bardzo piekne.
morągu, ja to zawsze mam jakieś zdanie chwilowo 😉
Brzucho, teraz jesteś kompletny 😀 Niech maleństwo chowa się smacznie i zdrowo 😀
We wszystkich restauracjach w Chinach podawano nam ryż „mientki” – taki można spokojnie jeść pałeczkami (jak kto potrafił!), ryżu na sypko raczej nie da się tak jeść.
Poza tym we wszystkich hotelach na śniadanie wystawiane były, w ramach „szwedzkiego bufetu”, jajka w specjalny sposób postarzane. Białko żółte, żółtko zielone, zapach siarkowodoru. Podobno jest to specjalny przysmak. Ja nie odważyłam się tego jeść. Kolega twierdzi, że jadalne. Chińczycy rzeczywiście jedli to z apetytem.
Jakie walory odżywcze ma tak przygotowane jajko? Nie mam pojęcia 🙁
No przecież GOTUJOM…
Mnie wyjaśniano (Japonczycy), że ten ryż do suszonego ma być klejący. I jest. Jest on krótki, okrąglutki raczej i pewnie jakaś odmiana, bo ryż jak ziemniaki – nie jest jeden, jedyny.
Chiński ryż, długi, krótki czy posredni, też jest klejący sie – no bo jak to jeść pałeczkami?! 😯
Nadmieniam, że w wieloosobowej rodzinie chińskiej mojej synowej tylko Maciek posługuje się pałeczkami, nawet matriarcha rodziny, 90-cioletnia Babcia, używa widelca 🙄
OK. Pałeczki – wiadomo, drewno i dlatego drzewa w Japonii wycięli itd… spieszę uspokoić ekolo, ze juz od dawna robi sie pałeczki drewnopodobne, i też działają. Dla mnie to zawracanie głowy, jak chce mi się jeść, to już, a nie gimnastyka z pałeczkami!
Morag,
mozesz bez problemow zjesc.
Wandzie z Texasu oraz Brzuchowi serdeczne gratulacje z powodu wnuczat.
pepegor
… do tych śmieci kulinarnych, co to na bogatych stolach drzewiej nie bywało, dorzucę flaczki. Tutaj znane dobrze potomkom tych, co to ich z Afryki zatargano do Ameryki – co spadło z pańskiego stołu…
jotko un nie jest mientki, un jest specjalnie kleisty, mozna go dostac w sklepach azjatyckich, okragleszy i trzeba go plukac przed gotowaniem, jak to sie kiedys robilo z ryzem w dawnych czasach
ja dorzucę żołądki, dobra rzecz
Kanie bez wątpienia. Na drugi raz fotografować na stole, na dobrym tle, a nie w koszyczku.
Jak się ma do dyspozycji jedną miseczkę ryżu na cały dzień, a do tego parę chwastów, kilka insektów i kaczą łapę, to nie sposób przytyć, choćby ten ryż był nie wiem jak rozgotowany 🙄
he,he to nie ja fotografowalam, tylko kolegus, ja chcialam na marmurowej plycie z odzysku
Jotka,
Nie wszyscy się odżywiają – niektórzy po prostu jedzą.
Piotrze – Guru Nasz Smakowity, dziekuje.
Zawsze przypominam sobie ten lapsus jezykowy gdy dzdzy. A wlasnie nadeszla dzdzysta noc. Co prawda krople dzdzu nie wala w me okno. To raczej natura ulewy i w tym wypadku nie zgadzam sie z poeta. Choc przyznaje brzmi wspaniale, a nawet groznie, budujac nastroj jeczacej ponurosci jesiennej.
A zapytalam nie z przekory lecz ciekawosci bowiem rozne juz odpowiedzi od polonistow otrzymywalam. I dlatego stanowi to dla mnie zagadke.
Cos jak z tym „the”. I kiedy nalezy go uzywac. Rozne szkoly roznie zalecaja.
Wychodzi na to, ze od lat dzdz to moj kucyk czyli „hopla-z przrzutka”. Bo na miano konika czyli hobby nawet nie zasluguje.
Echidna
W kwestii ryżu czuję się doedukowana, dziękuję 🙂
ale nadal nie pojmuję po co jeść jaja, za przeproszeniem, śmierdzące 🙁
Oczywiście, Echidno, dżdż i mż 🙂 kiedyś sluchałam o tym, skąd to się wzięło, znaczy, chyba Miodek w Ojczyźnie-Polszczyźnie tłumaczył, ale nie pamiętam 🙁
Morąg, kanie. Kaniom przesuwa się ta obrączka na trzonie i trzon jest pusty w środku
Słowo „dżdż” nie istnieje i nie występuje w literaturze.
Dżdżu, dżdżem, dżdże, dżdżysty wywodzą się od dawnej formy rzeczownika „deszcz”, który jeszcze w XV w. miał postać „deżdż” (w rosyjskim do dzisiaj dożd). Kochanowski pisał „Słuchaj, jako bije w ściany z gwałtownym dżdżem grad zmieszany”. Krople dżdżu to zatem deszcz, a nie mżawka. Dżdżysty dzień to dzień deszczowy, słotny. Może być też mżysty, kiedy nie pada, a mży 😉
Nie jestem pewien, że kilkakrotnie odgrzewany bigosik zawsze wzbudza entuzjastyczne reakcje potencjalnych (niedoszłych?) konsumentów. Nie chodzi mi jedynie o jego wartość odżywczą.
Na takie jajo chyba jednak bym się skusił.
P.S.
Zdjęcie zostało zrobione przez mego syna w Chinach. Być może kolor jest nieco zafałszowany. Z jego opisu wiem, ze smakuje to bardzo intensywnie jajecznie.
Stara Żabo,
ciekawe, co by ten Kania powiedział na to, że mu się obrączka na trzonie przesuwa, a trzon pusty w środku jest n;-)
Zajechał do mnie klient po obraz . Wracał z lasu . Uzbierał wiadro grzybów.
Efekt cieplarniany czy co?
Wg Miodka, i zgodnie z nemo, pierwotnie mianownikiem była forma deżdż. Ponieważ j.polski nie zachowuje dźwięczności na końcu słów, przekształciło się w deszcz. Zasada e ruchomego sprawia, że w odmianie jest deżdż, dżdżu (nie deżdżu, podobnie jak pies, psa, a nie piesa). Forma dżdż to dopuszczalna licentia poetica 😉
o przy okazji ogladania tego Kani znalazlam Figure mloda i urokliwa
http://www.youtube.com/watch?v=4maeB_eOLqc&feature=fvw
ekipa wyszla i ja tez wychodze
Sushi tak, ale bez ryżu. To tak jak z herbatą z rumem. Lubię, ale bez herbaty. Sajonara!
Pozdrowienia z drogi. Jesteśmy w Północnej Karolinie w miejscowości Apex. czy to nie oznacza „małpiarni”? Od ape?
Ale się dziś rozgadali… ile trzeba przejechać, żeby się dopisać 😆
Brzuchowi i wnusi najlepszego! Niech małe chowa się zdrowo!
Co do sushi. Ja dosyć lubię. A z kuchnią japońską zapoznałam się kilkanaście lat temu, kiedy podczas pewnego niestniejącego już niestety festiwalu w Zakopanem zakwaterowano mnie w Gorcach, w pensjonacie prowadzonym przez osiadłą tu Japonkę.
To było to:
http://www.akiko.pl/akiko,polski.html
Polecam obejrzenie stronki, bo historia miejsca i rodziny jest ciekawa. Kiedy tam byłam, był tam jeszcze ówczesny partner Akiko, góral Leszek, który się potem ulotnił był. Ale Akiko, jak widać, radzi sobie pysznie. Hoduje na miejscu japońskie roślinki, które moga rosnąć w tym klimacie, sprowadza produkty przez ambasadę. Tam kosztowałam po raz pierwszy surowej suszonej solonej ryby (bardzo dobra) no i sushi właśnie. Zapijanego sake, które też mi zasmakowało 😉
W suszarniach (też używamy tego określenia w rodzinie) faktycznie bywa drogawo, czasem bez większego uzasadnienia. Ale duża podaż pewnie w końcu sprawi, że tak drogo nie będzie. U mnie na osiedlu właśnie zrobili w suszarni promocje i jest dużo taniej 🙂
Jotka,
dobrze, żeś mi przypomniała, przypomnę mojej synowej o tych jajach, bo mi obiecała i wie, gdzie je w torontońskim Chinatown nabyć. One ponoć wcale nie są śmierdzące, tylko starszawe odpowiednio moje dziecko twierdzi, że zgrozy w tym nie widzi, jadł, smakowało. Najwczesniej będę tam na wiadome świeta, ale już zapodam, żeby zakupili, a potem sprawozdam.
Nie jesteśmy w stanie spróbować wszystkiego, co na tym swiecie jest, ale… ja jestem w miare otwarta na różne takie i przyznam, że mi wiele rzeczy z orientalnej kuchni podchodzi, meksykańskiej i inne jakieś egzotyczne, byle były ostre – chyba w poprzednich życiach przemieszkiwałam w tamtych okolicznościach geograficznych, albo co? 😯
może białko w tych jajach jest lekkostrawne? Na zasadzie zakopanej zdobyczy, albo innego harkala?
Pełna zazdrości również serdecznie gratuluję Brzuszkowi. 🙂
Niech Wnusiowa rośnie zdrowo, na pociechę sobie i światu.
Nemo i Haneczko – o tym dżdżu,deszczu oraz mżawce,
a także o ruchomym e to nawet Osobistemu słowa
wspomnę !!! Nie będę go dołować.
W końcu to i tak sukces,że wymawia słowa takie jak
Cieszyn i Szczecin oraz Brzeszcze (taka miejscowość
na Śląsku )
A teraz dedykacja dla Echidny,jako że prosiła o sprostowanie
mej wcześniejszej rymowanki :
A w Australii wiosna
i Echidna jest radosna.
Nie ma dżdżu ani krzty
a rozrywkę dostarczamy stale MY !
Panie Lulku,
dopisuję się do byłych namiętnych palaczy trzypaczkowców – ale extra mocne bez filtra (z żółtym paskiem). Całe szczęście – już dwanaście lat, jak się wypisałam.
Stara Żabo, Alicjo,
cóż tu pisać, złośliwe jesteście.
Zgago,
dziękuję za radę, działa.
W „Słowniku poprawnej polszczyzny” pod redakcją Doroszewskiego jest „dżdża” rodz. żeński, dekl II, drobny deszcz
Kiedyś czytałam duży reportaż o Aikawa san. Rzeczywiście ciekawa i urokliwa historia. Szkoda, że Arkadiusz do mnie tych sów nie dostarczył – byłyy już opanierowane i pożarte. QA i jeszcze Pyra z Młodszą mogłyby się poźreć między sobą, bo one nieparzystno znależione. Nabyłam była 3 ogony wieprzowe, nasoliłam z odrobiną soli peklowej, wieczorem namoczę groch (cały, z łuskami) jutro wyciągnę kawałek boczku wędzonego, majeranek i czosnek – będzie pierwsza w sezonie grochówka. Ogony ogryzę osobiście. Młodsza jest ponad to!
Morąg – Kasia F. rzeczywiście młoda i ładna, ale…no, jest w niej coś wulgarnego.
Powiedziałabym, że nieprzyjemnie złośliwe.
Widze dzisiaj pysznosci na zdjeciach: maguro (ahi tuna-tunczyk), hamachi (yellowtail), sake (losos) i ebi (ugotowana krewetka). Moje ulubione to unagi (wedzony wegorz), uni (sea urchin-jezowiec morski) i hotetagai (scallop) no i tradycyjnie tunczyk i losos. A z maki to zalezy od humoru i checi ale najczesciej tzw. tutaj california roll czyli krab, avocado i zawiniete „do gory nogami” czyli ryzem do gory i obtoczone w czerwonej ikrze latajacej ryby. Pycha palce lizac. Zreszta ostatnio pisalem duzo bo lazilem niemal co drugi dzien na sushi. Chyba podswiadomie wiedzialem ze bedzie o sushi 🙂
Ktos pisal sushi bez ryzu lubi. Sushi bez ryzu to nie sushi bo suchi znaczy tyle co ryz (doprawiony, marynowany) sama ryba to sashimi. Wracam poczytac bo tylko przelecialem.
A jeszcze jest „polskie sushi” czyli kaszi 😉
http://zpierwszegotloczenia.pl/przepisy/kaszi/
yyc, to dolec do herbaty z rumem:) Krysha, ja pobierałem Galoisy (po 16zł w hotelu Cracovia) albo Sporty, ale tylko Radomskie. 25 lat temu zmądrzałem…
Znaczy zmądrzenie zajęło mi więcej czasu, albo się później urodziłam.
O kaszi Doroto rozprawialiśmy tu wiele tygodni temu, oglądając nawet zdjęcia tego dania. Czasem ale niezbyt często, kupuję je w sklepie ze zdrową żywnością, ktory mnie kusi częściej pysznym twarogiem, świetną szynką czy olejem z pestek dyni. I w dodatku mieści się obok ulubionego sklepu z winami i to zaledwie dwa pietra poniżej mojego mieszkania.
Wszyiscy tylko Brzucho i Brzucho a o Wandzie Tx zapomnieliscie. Wstyd, panowie w szczególnosci. Prosze wziasc w wiadomosc, ze z malutkich wnuczek wyrastaja piekne panny. Czesto nawet do wziecia. Dzieki Najwyzszemu za male dziewczynki.
Wando, jeszcze raz gratulacje z nadzieja, ze dozyje ogladac najpierw piekna dziewuszke a potem wspaniala panne. Dalej w wieku sie nie posuwam.
Pan Lulek
W pierwszej klasie LO mialam mozliwośc poznania kuluty japonskie dzieki prowadzonym przez Pania Yoshiko Onishi fakultecie z jezyka japońskiego.Były to niezwykle ciekawe zajecia.Poznawałam na nich jezyk,kulture,sztuke i kuchnie tego niezwykłego kraju.Co jakis czas schodzilismy do szkolnych podziemi by w zamnietej na co dzien stołówkowej kuchni oddawac sie rozkoszom przyzadzania japońskich dań.Pani Yoshiko Onishi dostawała od swojej rodziny paczki z oryginalnymi produktami.Pokazywala jak nalezy przyzadzac nie tylko sushi ale i inne tradycyjne potrawy.
Chciaz jezyka nie udało mi sie opanowac 😉 zaczełam przeprowadzac eksperymenty kulinarne z kuchnią japońską w tle. Najpier otzymalam w prezencie od nauczycielki a potem sama kupilam liscie nori,ryz,sosy sojowe słowem wszystkie potrzebne dodatki i akcesoria kuchenne.
Lubie robic Sushi na przyjecia w gronie przyjacioł albo wieczorna przekaske. Dosc ciekawie wychodzi sushi w wersji wegetarianskie 😉
Panie Lulku,
skąd mamy wiedzieć, co komu się rodzi, jeśli tu nie bywa i nie melduje? 🙄 Jesteś pewien, że Wanda ma wnuczkę, a nie wnuka?
W wegetariańskiej wersji suszone jest wysmienite, można ciepnąć na to trochę kawioru, niekoniecznie astrachańskiego. Ale to też kwestia gustu. Jako przystawka – mnnnnnnnnnnnniiiiiaaaaammmmm…….
Co racja to racja. Najwazniejsze, ze zostala babcia. Wando Tx jakiej plci jestes babcia. Zeby mozna bylo o wiadomej godzinie wzniesc stosowny toast.
U mnie czeka czerwone wloskie z Toskanii.
Pan Lulek
alicjo,z kawiorem to juz nie bedzie wegeatianskie 😉 a z kawiorem tez bardzo lubie,Wojtek przywiozł mi z ostaniej wyprawy na Kaukaz kilka puszeczek 🙂 musze w koncu zuzyc bo skompstwo smakosza sprawi ze sie w koncu przeterminuje 🙂
Dorota,ja mieszkam na podhalu,jakos ostanio mi umknelo to piekne miejsce a wiem,ze warte jest odwiedzenia wiec sie tam wybiore,dzieki za link 🙂
Sushi po prostu smakuje i dlatego ludzie jedza. Nie ma takiej reklamy zeby zmusic ludzi do jedzenie tego co im nie smakuje. Moga sprobowac ale nie spozywac regularnie. Zreszta jesli tak mody przeszkadzaja to trzeba by miec zastrzezenia do np. pizzy bo w koncu do II WS nikt jej nie jadal poza Wlochami. Rozreklamowali ja – o zgrozo!! – amerykanscy zolnierze. Dzieki Ameryca pizza jest jedzona na calym swiecie. Jakby polskie pierogi nagle staly sie popularne na swiecie to oczywiscie nie byla by to reklama i dobry marketing tylko ich smak ktory zdobyl swiat. Skad u lasuchow tyle dyskusji o reklamach, modach a nic o smaku?
Podac komus na swiecie nasze zimne nozki albo nie daj Boze marynowane (ciagnace sie, kwasne) grzybki to sie porzygaja (ze sie tak ladnie wyraze) a dla nas to przysmaki, dlaczego? Zeby ludzie cos sprobowali to trzeba najpierw wiedziec, ze to jest. A jak wiedziec jak ktos tego nie pokaze. Jesli sie wprowadza na rynek nowy produkt (takze spozywczy) to trzeba zrobic marketing. Czy owoce ktore w Polsce za PRL-u byly niedostepne a teraz sie masowo jada to tez tylko moda? Moze po prostu smakuja, choc pewnie nie wszystkim i nie wszystkie. Ciekawe opinie tych ktorzy nie jedli. Chcialo by sie powiedziec bardzo polskie. Moze by tatara na ryzu usadzic i bedziemy mieli nasze sushi. Sprobujcie bo warto (sushi nie tatara). Zdawalo mi sie ze lasuchy jadaja nie tylko kapuste i pierogi i sa gotowi do eksperymentow i nie mowie tu o jadaniu robakow czy innych obrzydliwosci. Sprobuj zanim powiesz nie lubie, gdzies takie slogany widzialem.
Czy najwyzszej klasy sportowcy ukazujacy sie w TV z tego powodu przestaja byc sportowacami najwyzszej klasy?
Nie ma takiej reklamy zeby zmusic ludzi do jedzenie tego co im nie smakuje
Powiedział yyc, i dobrze powiedział.
yyc,moim zdaniem to czy akceptujemy jakies potarwawy w duzej mierze zalezy do naszych przyzwyczajen wyniesionych z domu rodzinnego.Jesli wychowalismy sie w rodzinie otwartej na kuchnie swiata,spotykalismy sie z roznymi smakami,bylismy od małego zachecany do prubowania nowych potraw i przypraw to z wieszka ufnoscią i ciekawoscia podchodzimy do tego co nowe. Oczywiscie nie musi tak byc bo czasami człowiek wychowany w tradycyjnej kuchni polskiej,zaczyna sie w niej „dusic” i szuka czegos nowego.
Panie Lulku, plci meskiej sie ostalam babcia 🙂
pani Yoshiko Onishi ,miwła ze trudno przekonac Japończyka by zjadł jakis bardzo”cuchnący”francuski serek pleśniowy 🙂
Wando nasza Teksańska, gratulacje!!!
p.s po cichutku… teraz pozostaje Ci tradycyjne dzierganie booties? 😉
sarenko zgadzam sie. Kazdy z nasz w czyms wyrosl i to lubimy. Wracamy do smakow dziecinstwa. Mnie po prostu dziwi ta pisanina na temat marketingu, TV i mody. Zwlaszcza wsrod lasuchow a nic o smaku o podniebieniu. Coz moze byc prostszego od kawalka ryby na ryzu i miec tak wspanialy smak.
Ja w domu sie przestalem bawic jak Alicja bo po cholere sie meczyc jak mozna pojsc tam gdzie robia to specjalisci. Szybciej i smaczniej. Mam dwie knajpki do ktorych zagladam 99% razy jak ide na sushi. To zdjecie roznych special maki (rolls) w Kinjo Sushi & Grill bo tak sie w pelni nazywa. Wlasciel Peter Kinjo, Japonczyk oczywiscie.
http://images.google.ca/imgres?imgurl=http://kinjo.base5media.com/specials/specials1.
Moze teraz?
http://images.google.ca/imgres?imgurl=http://kinjo.base5media.com/specials/samplers.jpg&imgrefurl=http://kinjo.base5media.com/menu_specials.html&usg=__OWKa1-TTa-Z_F5DBfmgn2kgKmxA=&h=840&w=500&sz=694&hl=en&start=14&um=1&tbnid=1oK7DkwtgXKh0M:&tbnh=145&tbnw=86&prev=/images%3Fq%3Dkinjo%2Bsushi%2Bcalgary%26hl%3Den%26sa%3DN%26um%3D1
Przepraszam cos chyba chrzanie…
Brzucho bardzo Ci do twarzy z dziadkowaniem … 🙂 gratulacje dla dziadków i rodziców a mała Weronika niech zdrowo i dobrze nam rośnie … 🙂
Wanda już się chwaliła tu i gratulacji babciowych trochę dostała …:D
Panie Piotrze bardzo mi przykro ale dzisiaj na spotkaniu nie będę … 🙁 jeszcze nie wydobrzałam po chorobie ale myślę, że w Warszawie będą jeszcze okazje na spotkanie z fanami Państwa Adamczewskich …. 🙂
see urchin w wodzie Poprzednie zdjecie czeka na akceptacje
http://lh3.ggpht.com/_NeLm9Wz9W3E/SaImniCikMI/AAAAAAAABX0/_30TRr4Zm1E/s1600-h/DSC01514%5B16%5D.jpg
i na talerzu, smacznego choc akurat to moze nie kazdy lubic.
http://lh5.ggpht.com/_NeLm9Wz9W3E/SaImyKkihvI/AAAAAAAABYc/w8iPlsY7J20/UniSeaUrchin_thumb%5B9%5D.jpg
a to z jednej z moich ulubionych knajpek
http://kinjo.base5media.com/specials/samplers.jpg
I juz ostatnie. Poprzednie mi sie pomylilo tutaj special maki z „mojej” knajpki
http://kinjo.base5media.com/specials/specials1.JPG
No to mamy komplet. Blogowe, ze tak powiem rodzenstwo. Moze by tak wykonac jak nie teraz oficjalne chrzciny no to potem otrzesiny. Pieknego wieczoru Gospodarzostwu zyczy ozdrowieniec.
Pan Lulek
yyc,
bardzo smakowite te zdjęcia 🙂
No to poszly zdjecia teraz chyba dobrze. Jak cos wejdzie pozniej to i tak sie zagubi w przeszlosci. Na zachete dla tych co jeszcze nie probowali 🙂
Nastepnym razem musze zabrac wlasny aparat i machnac „moje” sushi.
W Sopot w chinskim hotelu (lazienki poludniowe) pare lat temu sie zatrzymalem na pare dni ale sushi choc niby mialo byc to nie bylo (zamkniety bar).
W rodzinnym Kaliszu nawet jest sushi ale chyba nie za popularne bo i drogie i ludzie jak wszedzie komentuje, komentuja ale nie ida sprobowac 🙂 Bylem ze 3 razy i bylo dobre choc biedny sushi chef (mlody chlopak, przyuczony gdzies w szkole w ktorej ponoc japonczycy ucza) biedny bardzo sie meczyl i strasznie wolno mu to szlo. Gdyby stali sie popularni nie wyrobilby sie. Te walce (kulki?) z ryzu ukladal jakby jej lepil z plasteliny, formowal i formowal, konca nie bylo widac…no ale w koncu uformowal i podali 🙂
u nas sushi wcale nie jest takie drogie można kupić już za 10-20 zł … i knajpek w Warszawie jest sporo … są i drogie gdzie na dużym talerzu leży mini porcja a kosztuje 60 zł … u mnie w pracy były różne bary i między innymi japoński i ceny były porównywalne za danie lunchowe …
Hej Jolinku. No wlasnie do smaku dochodzi jeszcze podanie i trzeba przynac ze robia to ladnie. I to wszedzie choc nie sa to jakies wspaniale restauracjie slynne w swiecie tylko najzwyczajniejsze lokalne sushi bary/japonskie restauracje.
No nic juz sie chyba nagadalem dosyc. Zachecam goraco, zjesc najpierw potem jak ktos nie lubi no to nie lubi. Ale jak ktos polubi to go bedzie ciagnelo bardzo. Od czasu do czasu dostaje sie nieodpartej ochoty na sushi. Zamowic goraca sake lyknac miseczke na odwage jesli trzeba, soya sos i wasabi do umaczania i zaostrzenie jesli ktos chce i jestesmy gotowi na nasze pierwsze sushi. Losos i tunczyk na poczatek najlepsze, smaczne i znane nam. maki czyli te zawijance na drugi ogien. Bezpieczne sa i lepiej wygladaja dla tych co do surowej nie sa jeszcze przekonani. Zawijane w te wysuszone glony co moze nie kazdy lubic jednak. Scallops, wegorz i inne rybki na trzeci rzut. Uni na koniec. Do uni trzeba sie przekonac. Smak morza, wypelnia buzie, kremowe w konsystencji i lekko slodkawe. Czasem sie mowi jak to smaki w ustach sie zmieniaja. Uni dla mnie jest najlepszym przykladem. Najpierw morze potem lekka slodycz. Ewentualnie idziemy w sashimi czyli sama rybe bez ryzu, tak nam posmakowala surowa … OK dosyc…smacznego.:-)
Tak yyc, znów mi narobiłeś smaku, czas się po przerwie wybrać. Uni nigdy nie jadłam, ciekawie opisujesz. Następnym razem. Ale teraz mam ciąg polskiego jedzenia, różne żeberka i takie tam. Częściowo to wina tego blogu, także Brzucha, Ziemianina….
A i jeszcze chciałam Wam donieść o sile blogowego towarzystwa: pokazala się tu kiedyś katasia ( mam nadzieję, że nie pomyliłam nicka) sama prowadząca ciekawy blog. Okazała się być sąsiadką mojej córki, tej młodej mamy. Nawiązały już kontakt. Czy się zaprzyjaźnią? Czas pokaże.
Za życzenia bardzo wszystkim dziękuję, niestety w przeciwieństwie do Brzucha nie mogę jeszcze naszego maleństwa potrzymać, za kilka miesięcy.
Rodzeństwo blogowe? Tak, to wesoły koncept. Moje maleństwo nazywa się Noa. Trochę biblijnie ale chyba rodzice nie mieli tego zamiaru, ładnie im brzmiało i tyle.
4499 Tylko pozazdroscic takiego koda. Szykuje sie punktualnie z zyczeniam nalepszego dla wszystkich a zdowia dla Jolki. Najpierw mnie uzdrowila a potem ja wzielo. Bidula nie taki klimat.
Pan Lulek
Widze za dwa wpisy zatrzymalo. Pewnie te linki do zdjec pochrzanilem. Jak w koncu wpusci to juz bedzie jutro. Pozostale zdjecia poszly wiec jest OK 🙂
Sarenko nie chce mi sie przepisywac calego wpisu bo Tobie odpowiadalem tyle tylko ze sie zgadzam z Toba, ze mamy wyrobione smaki z dziecinstwa i dodam ze zawsze do nich wracamy.
Sa jednak rzeczy do ktorych sie uprzedzamy bez specjalnego powodu bo ani wyglad ani zapach czy w kocu smak nie sa odrazajace (wtedy mozna by zrozumiec niechec). Ciekawe ze czesto przeciwnie potrawy prezentuja sie swietnie i zapach mily nie mowiac o smaku a jednak nie chcemy nawet sprobowac. Co do cen na sushi to domyslam sie ze tanieje, choc pewnie w dalszym ciagu za drogie dla wielu. I slyszalem komentarze w stylu: „Panie za te pieniadze to ja zjem cos konkretnego a nie jakies tam kawaleczki surowej ryby ktorymi sie nawet nie najem”. I pewnie to racja. Ciekawe zreszta ze mimo iz restauracji japonskich nie brakuje to jednak tylko sushi zawladnelo ludzmi w takim stopniu.
Gratulacje świeżo upieczonym dziadkom!!!
Patrzcie ludziska jak nam się dzieciaki niebezpiecznie szybko starzeją.
Morągu żyjesz?…grzyby wyglądają na kanie,ale jedna drobna szczegóła…czy korzeń nie był przypadkiem zakończony dużym zgrubieniem.
Esko zyje, smaczne byly, nie strasz po wczasie!
Gratulacje dziadkom i rodzicom!
Esko, nigdy nie wyrywam grzybow z korzeniami a kani juz duzo w zyciu zjadlam nie ogladajac korzenia, wiec juz dawno powinien mnie szlag trafic….
Ojej!
Toż toast przegapiłam 🙁
Ale chybcikiem wznoszę, za oseski nowonarodzone, i za Dzień Tolerancji (na drugą nóżkę 😉 )
I udaję się do kuchni w wiadomym celu o tej porze dnia….
O, czy meldowałam, ze u mnie cesarska? I że prace na budowie naprzeciwko, zabudowujące mój ogląd na Collins Bay trwają?! Fundamenty wylali w piątek, a dzisiaj nawiezli jakichś materiałów, wyładowywali to pół dnia.
A było kupić ten kawałek ziemi 👿
Hej… poczułam czułość do Łotra 😯
Napisał, że kod niepoprawny (był, przyznaję bez bicia!!!) , ale sam zachował tekst, wiem, bo ja nie robie kopii ani nic takiego, jak wetnie, to trudno
Żabko wysłałam maila i mam nadzieję, że doszedł ….
a mi powiedział, że nie może wyświetlić strony i zeżarł co było. Teraz w ogóle częściej zżera.
chłopaki coś dla Was:
http://kobieta.onet.pl/wideo/5674672,31,1,1,relacjetv.html
… bo jak pyskujemy tyle, i wysyłamy w jednej sekundzie maile, Pyra stamtąd, a ja stąd dla *naprzykładu*, to Łotr dostaje z głową i kasuje jeden z wpisów.
doszedł, Jolinku. Odpowiedź wysłałam 🙂
Zdrowiej – nam i sobie!
Jolinek51. Z obcej kobity? Fuuuuj!
do mnie też doszedł … 🙂 … dziekuję
możesz ze swojej … 🙂
Nie w purytanskiej Kanadzie takie numery. Znajac zycie to by musieli miec tysiac zezwolen, zgode tutejszego sanepidu a na zewnatrz by sie scieraly plakaty tych walczacych o wyzwolenie kobiet i z tymi walczacymi o inne wyzwolenie kobiet. Dla jednych bylo by to ponizajace dla drugich dowod niezaleznosci. Posrodku Armia Zbawienia zbieralaby na dzieci w Afganistanie i bezdomnych w Nowym Yorku a Liga Ochrony Praw Zwierzat (jaki ladny oksymoron) czuwalaby zeby przypadkiem psy nie widzialy tego gorszacego zajscia. Czlonkowie kluby hodowcow zlotych rybek by z oburzeniem donosili na policje….
Nie, nie w Kanadzie Jolinku…a szkoda. Moze jak juz zostaniemy krajem muzulmanskim to w gronie meskim sprowadzone z Europy dziewczyny beda tak serwowaly sushi.
krysha, mt siódemeczka, cóż tu pisać, cóż nie jestem złośliwa, jestem zgryźliwa i mam do tego pełne prawo i przywilej, bo zgryźliwi starcy – tak stoi w „Modliwie Komandora” – są jednym ze szczytowych osiągnięć szatana; tak jak przywilejem młodości jest ufność we własne siły i popełnianie błędów, aby potem mieć się na czym uczyć. Im wyżej wzlatujemy, zadufani w swoje racje, tym boleśniej zderzamy się ze skrzeczącą rzeczywistością.
Ponieważ jestem już dotatecznie stara i schorowana, więc mogę przyznać, że moja zgryźliwość, w której staram się być perfekcyjna, niestety, jedynie asymptotycznie do tej perfekcji dąży.
Zgryzliwa Zaba? Jak to mozliwe ? Zaby nie maja zgryzu…
Prosze pozdrowic Wilcze Jary i przebywajace w nich Rusalki i Krasnoludki. Jezdzca bez Glowy moze lepiej na razie zostawic w spokoju. Pozdrawiam….S 🙂
21.27 bardzo dobry pomysl, podoba sie mnie ale tego chyba japonczycy nie wymyslili (nie moge otworzyc filmu)
Zaba spod znaku barana, to najbardziej ugodowy czlowiek o dziwo.
Kiedys byl taki japonski film cos ala ‚Wielkie zarcie” gdzie tak wlasnie sushi podawali. To juz dosc dawno temu bylo.
Jeśli kogoś interesuje tradycyjna od lat wystawa świąteczna (już!) w Lord&Taylor w Nowym Jorku, to zapraszam. W szybie wystawowej odbija się Fifth Ave. Umówmy się, że to zamierzony efekt… http://picasaweb.google.pl/cichal05/OstatnioZaktualizowane#
Ja jestem nieprzyjemnie złośliwa, ale inna nie będę, bo taka jestem. I też jestem dostatecznie stara. Zreformować się tego nie da, ani starości (SZKODA!) ani złośliwości (no… trudno!). Najwyżej pójdę do piekła i już.
Przynajmniej będzie kulinarnie – będę się smażyć w smole 😉
No prosze dyslekcji kazecie sie pozbywac ale wlasnej zlosliwosci to juz sie nie da? Nie ladnie innym kazac pracowac nad soba a samemu sie wytlumaczyc wiekiem i juz, ha 🙂
Ladne cichal, u nas toze takie jest w KdWe ale gorzej zrobione.
Dzisiaj yyc mowil o reklamie, polskich pierogach itp., donosze, ze w tym roku dozyjemy moze nawet sukcesu w tej gesti, gdyz na sasiadujacym ze mna swiatecznym jarmarku rozstawiono juz pawilon z napisem „Polskie specjaly i przyprawy”, ciekawa jestem co za przyprawy i jak to sie uda?
Witam wieczorową porą!
Alicjo,
czyżby? Widzę w Tobie osobę z poczuciem humoru, a do piekła nie tak łatwo się dostać 🙂
yyc, pamietaj my jestesmy starsze i lepiej ubezpieczone
Pierogi nasze sa dobre i az dziw, ze nie weszly do grona szybkich i latwych potraw. Mozna w koncu nawet na ulicy zlapac talerzyk z kilkoma i w drodze zjesc. No i kilka rodzajow takze slodkich, hmm kto wie moze u moraga sie zacznie.
p.s. Do tej smoły wymyślcie jakies przyprawy, oprócz dyżurnych, może cos pikantnego wyjdzie 🙂
Zdrowie naszych blogowych osesków, ich Rodziców i Dziadków!
Jolinku – zdrowia. Właśnie wróciliśmy ze spotkania w ArtPrzychodni na Bielanach. Było pełno malarzy, rzeźbiarzy i innych grafików płci obojga. Bardzo, bardzo sympatycznie. I smacznie, bo podali na koniec wino, sery, oliwki i suszone marynowane pomidory. No i te rozmowy! Plastycy rozumieją smakoszy lepiej niż inni, bo są wyczuleniana kolory i kształty.
WandoTX- ściskamy Cię za wnuka serdecznie! My swojego też uwielbiamy!
Alicja, to ja chcę do tego samego kotła 😆 Żaba mówi, że jestem kanciasta, czyli uwieram, więc się nadam 😉 No i mam rekomendację od Pyry, nazwała mnie wiedźmą 😎
O, przepraszam 👿 To ja już nie mam patentu na dogryzanie? 😯
Kurczę pieczone (kulinarnie zagajając) – ja sie nie chcę niczego pozbywać, yyc , ja nic, ino chcę nabywać! I trwać!
http://www.youtube.com/watch?v=2m9B3QQ55eE
Dystansu trochę do politycznej poprawnosci i łażenia na paluszkach wokół każdego tematu, z tego się rodzi hipokryzja. Bo chcemy, żeby nas świat postrzegał lepiej, niż wyglądamy.
Juz dawno sugerowalam ludziom majacym ciagoty do gastronomii, zeby zainwestowali w taka bude z pierogami, ludziom brak chyba odwagi, a poza tym jakosc, ci co sie za to brali to albo dowozili gnioty ze Szczecina, gotowali je i lup na talerz nie wzbudzalo to zachwytu w klientach. Inni zamawiajac u jakiejs prywatnej osoby, ktora robila ciensze ciasto to zamawiali duzo i zamrazali je, potem te pierogi pekaly im podczas gotowania i byla afera (nie mieli ludzie pojecia), nikt nie wpadl na pomysl, ze mozna je gotowac potem zamrozic i podmazyc, smakuja nawet lepiej, gdyz niemieckiej publicznosci nie podoba sie to, ze one nie maja jakiegos sosu, skwarek nie beda jedli.
Rosjanie natomiast sprzdaja swoje war.. (cos tam), maja juz bary nie daja zadnych skawerk, posypuja gotowane sucha, podsmazona cebula i interes idzie.
A Pyra slow na wiatr nie rzuca 🙂
Bedziem smazyc czarownice?? 🙂 Uczta Lukullusa.
Mane, thekel, fares. Wina polac i Panowie z Baltazarem tez przekasim i toasty wzniesiem.
Nemo, nie załapałaś się. A trzeba bylo budzik nastawić 😉
nadchodzi jedenasta i mnie napada glod, czy mozna jesc po nocach avocado i oliwki, bardzo dobre sprzedawali dzisiaj w sklepie dla tzw. akademikow czyli w aldim, byly oliwki z ziolami prowansalskimi, z chili, z czosnkiem mam wszystkie rodzaje podwojnie
Witam ! Ja też, ja też chcę do tego samego kotła !!!! Ja chcę z Wami !!! Gdzie mi będzie tak wesoło ? Wprawdzie też jestem ciut koścista, ale zawsze czytając Wasze „złośliwości”, zarykuję się ze śmiechu (mam bzika? ) Oby wszyscy byli tak „złośliwi” jak Wy a Świat byłby o wiele lepszy. I kropka. 😆
Jeśli chodzi o ilość wpisów, to cóż dziwnego, że ich tyle ? Wszyscy piszą o pysznych potrawach, „pysznych” przygodach, „pysznych” widokach …. a Gospodarz tolerancyjny, to bije rekordy popularności, ot co.
MORĄG!!!
Marchewka i grapefruity!!! Nic nie żryj teraz, bo jak sama mówisz, przytyc nie chcesz, no to słuchaj nas, ewentualnie napij sie wody ( nie mylić z wódą, morąg nie pije wyskokowych).
Czasem najtrudniej w lustro spojrzec 🙂
Dla purystow-dysleksja
Dzisiaj chcialam kupic sobie calvadosa, byl po 9.99 na odprezenie bo mnie troche swiezsze powietrze w mieszkaniu irytuje
A co tu mi wymyślają od tolerancyjnych. Ja niczego nie toleruję tylko poleruję. Aż do błysku. Wszystko.
Wróciłem przed chwilą z pracowni i jedno wam powiem: okazało się ,że jestem genialny.
Geniusz i tyle. Wymyśliłem nową technikę reprodukcji obrazów. Copy oil ink print.
Produkt identyczny z naturalnym.
Japońska technologia druku cyfrowego z moim talentem.
Koledze artyście wypadła szczęka z zawisów.
Myślałem wiele lat o czymś takim w końcu mam narzędzie.
yyc, zeby spojzec w lustro musze wlozyc okulary a czesto mi sie gubia
A co to za uczta z takich koscistych, co? To i rosolu sie nie zrobi. O przypomnialo mi sie, lece do domciu…rosolek czeka.
Morąg, litości ! O tej porze piszesz o takich pysznościach ? Ja to bym zjadła całe wiaderko (malutkie oczywiście) oliwek z czosnkiem, albo w ostrej zalewie, których u nas w Kauflandzie, ani żadnym „Aldiku”, nie uraczysz 😥
A RFN w każdym zakątku różnych supermarketów pełno stoisk, gdzie Turcy sprzedają takie pyszności w ilościach „skolko ugodno” 🙁
Wypraszam sobie!!! 👿
Zeżarł!!!
Ale wracajac, jak to co z tych koscistych?! Toz to będzie wywar na kościach! Plus te inne mięska, może jakieś curry, chlust wina basilicata bardzo a propos, w końcu spod Vesuvia… 😉
„Bo chcemy, żeby nas świat postrzegał lepiej, niż wyglądamy.”
Alicjo, to ten wiek dał Ci taką świadomość intencji innych osób?
Uważam, że to był chwyt (ten o Adze) poniżej poziomu, byłam nieprzyjemnie zaskoczona i to wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.
yyc, jak to kiedyś młode pokolenie mówiło; nie bądź taki do przodu, bo Cię z tyłu zabraknie 😉 A na czym się robi najlepszy krupnik ? A rosół ? Można zupę na gwoździu, to i w kociołku może być smoła na kościach. 😀
Zgago to nie byly z stoiska u Turka tylko normalna wystawka promocyjna w aldim, moze maja zamiar powiekszyc swoj asortyment i w przyszlosci bedzie to zawsze do kupienia, fakt nawet zalewa jest dobra
Zgago!
Ja robię różne krupniki, ale tak dla siebie to robię na pęczaku i jak ugotuję, to drewniana łyżka ma stać pionowo tak, jak ją postawiłem w zupie. To dopiero jest krupnik. 😀
Kandydatki do piekieł!!!
Smoła świetnie komponuje się ze świeżo zmielonym grysem bzaltowym i mączką wapienną,obecność masełka bardzo pożądana , ono nada masie gładkości …i wszędzie czuszki ,takie maleńkie czerwone diabełki.
mt7, porównanie z Agą to mi się nasunęło pierwszej, nie Alicji. Zgłaszam copyright! Poza tym Aga jest pełnoprawnym uczestnikiem na blogu, charaktrystycznym i rozpoznawalnym, ale nie rozumiem dlaczego odniesienie do niej ma być chwytem poniżej poziomu?
Torlin, ja robię krupnik z kaszą perłową (to pewnikiem nie to samo co pęczak) ale też łyżka musi koniecznie w nim stać na baczność 😉 A jak już zjem cały talerz, to sięgam do gara i wyjmuję z niego kości schabowe i obgryzam. Lepiej wtedy do mnie nie dzwonić, bo „warczę” 😉
Żabo, wiem, że Ty.
Nie chcę już dalej rozwijać tego tematu, bo to nie jest miłe.
Wpadłam i wypadam.
Sorki!
Chcę Esko 😀 I żeby Twoja śmietana masłowa tam była 😀 I smalczyK 😀
Ktos tu chce, żebym mu kością w gardle stanęła 😉 No, to nie takie proste, trzeba się baaaaardzo postarać 😆
Esce trzeba wierzyć, bo ona zawodowo ten grys, mączkę i smołę mieszała, czy też raczej dozorowała mieszanie
Żabo, pomarudzę, bom ciekawa. Jak byliśmy na zjeździe, to nie gniotłaś. Czy gniecenie jest przypisane do pory roku, czy do gości?
Przez te „kociołkowe” tematy, zapomniałabym o życzeniach dla Babć, Dziadków i wnucząt blogowych, aby tylko wszyscy zdrowi byli. Toast jutro, bo młodzież mi „kabelek” zabrała a oddali już po czasie. 🙁
To ja juz wiem dlaczego wszystkie tak do piekla sie garna…..zeby sobie pojesc i sie nie przejmowc o tzw linie, ha. Ale wymyslilem.To ja z Wami jak mnie tam wpuscicie. Ze juz nie wspome tego calego dobrego dla ciebie jedzenia i co zdrowe a co nie. A wlasciwie o ile dluzej zyja ci co sie „zdrowo” odzywiaja? Bo kiedys czytalem o czlowieku ktory chodzil na sale i cwiczyl po 2-3 gdziny dziennie a potem przeczytal ze pozyje statystycznie dwa lata wiecej od tych co nie cwicza i stwierdzil ze on juz te dwa lata stracil na cwiczeniach kiedy jego koledzy z zycia korzystali. I co wy na to?
Taki krupnik, Zgago, w studenckich czasach nazywał się „szpachlówka”. Kto nie wie co to moze zapisac sie na kurs zeglarski
Ja chyba jestem jakaś przymulona dzisiaj, bo nic a nic aluzji nie pojmuję 🙁 I dlaczego mt7 obraża się w imieniu Agi albo kogoś innego 😯 Chyba pójdę spać, czy co…
Gdzie jest antek?!
o, sushi… kiedys sie bronilam, ale dobrze zrobione jest przepyszne!
a krupniku nie lubie… a zeglowac moglabym zawsze i wszedzie! 🙂
To jest nas dwie, nemo. Antek też po mnie chodzi.
Nemo, to tak jak i ja, nic z tej „zastępczej” interwencji nie rozumiem, ale jak już się wielokrotnie przyznawałam, jam „ćwok sześćdziesięciosześciowy” 😉
A i spać pójdę za chwilkę, tylko odpowiem:
yyc, do naszego kociołka, to najwyżej będziesz miał dostęp, jeśli na bieżąco będziesz nam „donosił” te pychotki, do których nam sznureczki podawałeś 😀
Myślisz, że najpierw narobisz nam pypcia a potem się będziesz ładował do kociołka ? Nie ma tak. 😆 Nawet na obgryzanie kosteczek trzeba sobie zasłużyć 😉
A teraz, życzę wszystkim pysznych snów.
Coś mi po głowie chodzi Konopnicka i takie tam ….
Pragmatyczne te blogowiczki, ze az strach. Do czego to doszlo zeby do piekla sie wkupywac. A ja myslem ze za kare 🙂
Konopnicka i jakie tam?
yyc, za karę, to ten gość ćwiczył dwa lata ! 😆
Już teraz muszę zmykać, bo młodzież mi coś za bardzo łazi – sprawdza, jak dalece jestem niegrzeczna 😉 Jak trza młodym dawać dobry przykład, to trza. 🙁 Dobranoc.
yyc, gwoli pewnego wyjaśnienia: my, stare, a jest nas tu nieco, swoje dzieci już odchowałyśmy i dysleksja nie jest nam problemem nieznanym, bo naszym dzieciom, krewnym i kolegom też się to zdażyło, nie wszystkim, ale pewnej części, wcale nie tak małej. I wbrew temu, co się niektórym wydaje, sporo na ten temat wiemy. Kiedyś nie było taryfy ulgowej: jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś, takiego mnie Panie Boże masz. Mój syn nie dostał promocji w IV klasie podstawówki z polskiego – takie miał problemy z czytaniem i pisaniem. Jak z nim pracowałam to często mi ręce opadały. Prof. Marta Bogdanowicz, jest naszą krewną i dzięki niej jakoś najgorsze przebrnęliśmy, ale dopiero jak mój syn mająć kilkanaście lat zrozumiał, że nikt za niego tego nie zrobi, zaczął intensywnie sam pracować – uczył się poza domem – i efekty tego było widać.
A jak go kilka lat temu zapytałam: Synku, jak ci się udało tak poprawić? Odpwiedział: Życie, Mamiś, życie mnie zmusiło.
Możesz popytać na blogu, dowiesz się więcej o takich dzieciach, które ciężką pracą i bez taryfy ulgowej nauczyły się pisać w zasadzie bezbłędnie, również w obcych językach, mało tego same są nauczycielami. Ale nad nimi nikt się nie litował, czasy były inne.
…a mówiłam, nemo… nie jedz muli, to Cię nie przymuli 🙄
Ja tam idę sobie poszukać jakichś zbożnych celów do zbawiania świata, a potem was będę gnębić, że nie jesteście wystarczająco na , fuj, to też mi nie przechodzi przez gardło po polsku, TOPIE, i zobaczycie wtedy, o!
Te… zródełko…
krupnik to jesienno-zimowa zupa! A przepisy jak stąd do tamtąd, gdzie bywa paskudnie, jesiennie i zimowo.
U mnie na żeberkach albo innej kości z mięskiem (haneczki żeberko, zgagi udko?), dużo warzyw – seler, por, marchewki DUŻO, pietrucha, ząbków czosnku… pół główki bez obierania, cebula przypalana na płycie jak do rosołu, po ugotowaniu tych kościstych, a kasza dosyć gruba. Ziemniaki w kostkę. To jest naprawdę pozywna zupa. O, listek bobkowy (ja daję trzy) oraz kilka angielskiego ziela ziarenek.
Przypomniała mi się „Akademia Pana Kleksa”. Krupnik i marchewka nie bardzo… z zakamarków pamięci mi się kojarzy…
Oj tak, Żabo. Z lewostronnym i nieortograficznym Młodym ćwiczenia dzień w dzień 🙂 Może on nie był najtrudniejszym przypadkiem, ale trzeba było się przyłożyć i daliśmy radę.
Alicja, bierz, ile chcesz 😆
Oj, taki docip na temat ateisty w piekle słyszałam:
Ateista dostał się do piekła. Chodzi po tym piekle i nic nie rozumie: wszędzie miło, przyjemna atmosfera, tańce, kartograjstwo, w piłke grają, słowem same rozrywki. W końcu usłyszał jakieś straszne jęki, zagląda przez uchylone drzwi a tam kotły ze smołą, diabły z widłami pilnują duszyczek w tych kotłach, zeby nie uciekły, smród, opary siarki – słowem prawdziwe piekło. Ateista się przestraszył, ze może jego też to czeka, a tu wychodzi jakiś diabeł, widzi jego przerażenie i mówi uspokajająco: to tylko dla katolików, sami tak chcieli i tak to sobie wymyslili!
yyc
kłosy (i nie o wiedzę tu chodzi)
Patrz Zabo,o tej samej godzinie pukałyśmy .
Haneczko, gniecenie w zasadzie od pory roku, ale i od gości. W lecie owsa idzie stosunkowo niewiele, bo i mało koni dostaje i po mało dostają, owies też bywa różny, latem już nie ma co wybrzydzać, kupuje się co jest. Czasem jest taki „prosto spod kombajnu”, czyli jest w nim trochę nasion chwastów i słomy, i taki strasznie źle się gniecie, bo trzeba wsypywać do kosza zasypowego (to tak naukowo brzmi) małymi porcjami i jeszcze pilnować, zeby sie nie „zawiesił”, czyli żeby się sypał równo na gniotące walce. Jak się znajdzie chętny do gniecenia to oczywiście gniecie, a jak nie ma chętnego a ja nie mam czasu, to sobie odpuszczam.
Natomiast zimą, kiedy zużycie wzrasta do 150 kg dziennie (czasami więcej) to już oszczędności są istotne (4 kg gniecionego zamiast 6 kg całego), poza tym stare konie i młode zmieniające zęby też powinny jeść gnieciony. Czyli prościej jest wszystkim ugnieść. Oszczędzam jakiś 50 kg dziennie, czyli po obecnej cenie około 15 PLN a za to przynajmniej godzinę stoję przy maszynie i dwa razy przerzucam ten sam owies (do gniotownika i z). Kiedy owies był dwa razy droższy to rzeczywiście była oszczędność. Natomiast inne ziarna muszą być zgniecione
Eska, spać!
Jeszcze raz próbowałam odblokować Forda i nic. Piszczy, błyska, drzwi zamyka.
Poluję!!!
Na co? Z bronią palną?
Podcza ostatniej podrózy po Górnym Slasku widywalem olbrzymie tablice z napisami.
KOBIETY NIE CHCA PRAW MEZCZYZN
My chyba tez nie chcemy praw kobiet.
Lykne cos na sen. Kropelki sztuk 19 i popije woda kamienna.
Spokojnej nocy.
Pan Lulek
Jestem pierwsza dzisiaj i kod 1111, witam, za raz przychodzi ekipa do opalania okien, sami mowia, ze te okna trzeba wymienic ale coz, wlasciciele oszczedzaja.
Panie Piotrze to strasznie, żałuje, że nie mogłam być …. 🙁
Zgago ja to kupuje zwykłe oliwki bez pestek i je nadziewam sama czasami a to czosnkiem a to migdałami … ok.3 dni przed jedzeniem … smakują jak ze sklepu … 🙂
Żabko czyli zarabiasz 15 zł na godzinę … a jakbyś pracowała 10 godzin prze cały miesiąc to majatku byś się dorobiła … 😀
Jolinku,świetny pomysł,to nadziewanie oliwek,kolejny przepis do mojej kolekcji”robie to sama”