Santa Claus przyjechał i…został

Cejlońskie śniadanie Kurta

Tę anegdotę Mistrz sam chętnie opowiada. Dlatego nie pytając Go o pozwolenie przytoczę ją tu w całej krasie. Kurt Scheller – wybitny kucharz (i tu kłopot z przymiotnikiem: szwajcarski, polski, europejski, azjatycki? – wyjaśnienie wątpliwości poniżej) w jednej ze swych licznych podróży zawodowych wylądował w Kolombo czyli na Cejlonie. Było to w grudniu. Na lotnisku już wisiały dzwoneczki i inne akcesoria Bożonarodzeniowe.  Na Kurta czekał przedstawiciel firmy, w której miał gotować. Po przejściu przez bardzo skrupulatna kontrolę i szereg bramek antyterrorystycznych podróżnik znalazł się w hallu pełnym ludzi, w tym tabunów dzieci niemal ze wszystkich stron świata. Na siwego pana z długachnymi sumiastymi wąsami rzucił się tłum małych Cejlończyków z okrzykiem: – Santa Claus przyjechał!

Kurt nowe swoje nazwisko i związane z nim stanowisko przyjął z godnością.

 

 Merill, Dilhan i ja czyli uczniowie Kurta

Na szczęście dla nas – smakoszy znad Wisły – nie zamieszkał na tej wyspie na stałe. Santa Claus przyjechał do nas i… tu pozostał. Mieszka w Warszawie już niemal 20 lat.

Przez ten czas szefował w paru smakowitych miejscach: w kuchni Hotelu Bristol, potem w Sheratonie, na koniec w Rialto. Wszędzie tam odcisnął swoje piętno i zostawił paru bardzo utalentowanych uczniów.
Od siedmiu lat Kurt Scheller robi to, co lubi najbardziej: uczy gotowania. Uruchomił Akademię Gotowania, w której zdobywają ostrogi miłośnicy rondla i patelni, znawcy doskonałych dań i pysznych win. Akademia początkowo mieściła się w Śródmieściu, by wreszcie wylądować na Saskiej Kępie przy ulicy Międzynarodowej. I myślę, że jest to adres właściwy, bo Mistrz uczy właśnie kuchni międzynarodowej: polskiej, francuskiej, włoskiej, arabskiej…

Tomasz otwiera 12-letnie aceto balsamico, Julita zdjemuje patelnię a Basia czeka na swoje zadanie

 

Wielkie zasługi ma Scheller także w dziedzinie podnoszenia kwalifikacji młodych polskich kucharzy. Przez kilka lat kwalifikował, wybierał i kształcił  kadrę polskich uczestników międzynarodowych mistrzostw i olimpiad kulinarnych czy cukierniczych.

 Zdejmowanie skorupek z surowych krewetek to proste…jeśli się umie

Ale chyba już dość pochwał. Jeszcze tylko jedna anegdotka, która pokazuje co w życiu tego SzwajcaroPolaka znaczy gotowanie. Byliśmy w ubiegłym roku razem na Cejlonie. Tym razem jako goście rodziny Fernando czyli właścicieli herbacianej firmy Dilmah. Zwiedzaliśmy plantacje herbaty, fabryki przetwarzające ją i wysyłające na wszystkie kontynenty. Mieszkaliśmy w przepięknych miejscach i fantastycznych pensjonatach. Karmiono i pojono nas wspaniale. I oto pewnego dnia gdy nasza pięcioosobowa grupa szykowała się do śniadania na tarasie z widokiem na góry porastające  herbacianymi krzewami, przyszedł Kurt i zapytał czy chcemy dobry omlet. Potwierdziliśmy to, myśląc, że złoży zamówienie u obsługującego nas kamerdynera. A tymczasem Mistrz poszedł do kuchni, usunął z niej tamtejszego kucharza i po kilkunastu minutach przyniósł omlety o takim smaku…..no po prostu niebiańskim. I przyznał się, że nigdy tak długo nie pauzował w gotowaniu. To był czwarty dzień podróży.
W pierwszą niedzielę października spotkaliśmy się z Kurtem w jego Akademii. Odżyły wspomnienia z Cejlonu, bo byliśmy w tym samym składzie. Wśród gości – tym razem nie nad Oceanem Spokojnym lecz nad Wisłą – byli Julita i Tomasz Witomscy  szefowie firmy Gourmet Foods  i polscy przedstawiciele Dilmah, Merill J. Fernando i jego starszy syn Dilhan oraz nasza rodzinna drużyna czyli Barbara i ja.

Żegnał nas ochroniarz o nazwisku Salvadore Dali … marki owczarek

To nie było tylko spotkanie sentymentalne i wspomnienia z Cejlonu. My tu ciężko pracowaliśmy (co choć trochę odzwierciedlają obrazki) gotując pod okiem szefa Akademii. Potem zaś zjedliśmy własne dania i popiliśmy je dobrymi winami. A były to: risotto z grzybami, krewetki w sosie z mleczka kokosowego z chili, wołowina w sosie śmietanowo-ogórkowym i tiramisu.

Komunikat końcowy: wszyscy żyją i są w dobrej kondycji.

I Post Scriptum: w jakim celu przyjechali do Polski Merill i Dilhan Fernando? Oczywiście na Dni Herbaty. Podczas tych Dni organizowane są finały konkursu zawodowych barmanów przyrządzającyh herbaciane drinki i dobierających herbaty do przekąsek (lub na odwrót). Relacja za parę dni. I po herbacie!