Nie wychodź za próg bez piżamy…
… ale jak tu się powstrzymać jeśli zza okna werandy widać kilka pięknych prawdziwków rosnących pod płotem?! Ale latanie po ogrodzie i lesie całkiem na golasa i jeszcze „na mokro”, bo prosto spod prysznica też nie jest dobrze na wsi widziane. Wciągnąłem więc portki na mokre, gołe ciało, na grzbiet T-shirta z napisem „Polityka wciąga” i łapiąc po drodze koszyk pognałem po „moje” borowiki.
W ciągu kilkudziesięciu minut miałem kilkadziesiąt przepięknych (co widać) najszlachetniejszych grzybów. Nie wszystkie jednak nadawały się do jedzenia. Niektóre miały już wewnątrz lokatorów. Robale zajadały się tym, co nam się przecież należało. Po obejrzeniu całego zbioru i obcięciu końca nóżek zostało nam trzydzieści osiem pięknych borowików, osiem kozaków i pełen koszyk (drugi) maślaków. Wśród tych ostatnich były urodziwe pomarańczowe, rosnące zawsze pod modrzewiami.
Większość zbioru przeznaczyliśmy na suszenie. W elektrycznej trzypiętrowej suszarce w ciągu doby wyschły na pieprz. Kilka najdorodniejszych przeznaczyliśmy na przekąski do dwóch kolejnych obiadów. Pierwszego dnia zrobiliśmy sporą porcję borowików z patelni. A przepis jest prosty:
4 prawdziwki, łyżka oliwy extra vergine, łyżka świeżego masła, szczypta soli, szczypta pieprzu, łyżeczka drobno posiekanego koperku
Borowiki po oczyszczeniu i umyciu osuszyć na papierowym ręczniku. Pokroić cienko wzdłuż nóżek czyli zrobić tzw. przekrój pionowy. Rozgrzać na patelni oliwę extra vergine z masłem (pół na pół). Wrzucić plasterki grzybów i smażyć 3 – 4 minuty z każdej strony. Pod koniec lekko posolić, dodać odrobinę pieprzu i szczyptę drobno posiekanego świeżego koperku.
Jeśli grzybom towarzyszy kieliszek białego wina to człek się czuje jak w raju.
Na drugi dzień szykowaliśmy się do wyjazdu do Warszawy. Ale przed zamknięciem domu coś nas podkusiło, by zajrzeć za drewutnię i sławojkę. No i znów musieliśmy biec po koszyk. Nowa porcja prawdziwków wyrosła przez noc. Nie było ich wprawdzie kilkadziesiąt lecz tylko dziesięć ale za to robactwo nie zdążyło jeszcze nas wyprzedzić.
Na drugi obiad mieliśmy więc świeżutkie borowiki. Mogłem więc zrobić prawdziwkowe carpaccio. A robi się je tak:
2 spore prawdziwki, 5 dag sera pecorino, oliwa, sok z cytryny, sól
Grzyby oczyścić nie myjąc, pokroić w cienkie plasterki (wzdłuż czyli na stojącej nóżce), ułożyć na półmisku, posolić delikatnie, skropić cytryną i wstawić do lodówki. Po pół godzinie wyjąć, posypać płatkami cienko pokrojonego pecorino i polać oliwą. Podawać z białym winem.
Reszta obiadu już jest mało ważna. Choć też nie była od macochy: argentyńska polędwica na krwisto, z plasterkami podsmażonych batatów i trzyletnim argentyńskim winem malbec golden reserva z winnicy Trivento.
Życie bywa piękne.
Ładny?
A może ten jest najładniejszy?
To cała rodzinka państwa B.
Borowiki i kozaki razem
Pierwsza porcja już oczyszczona
A tu druga tura już czeka
To już koniec tego dobrego
Komentarze
Panie gospodarzu,
zazdrosc serce toczy. Ja tego roku jeszcze nie przynioslem do domu zadnego grzyba. Deszczu nie widac i nie wiem, czy z tego w ogole jeszcze cos bedzie. Nemo wie wiecej, bo wie cos o paneuropejskiej grzybni. Ta pewno z Alp na Mazowsze sie wyniosla.
Pozdrowienia dla wszystkich blogowiczow!
pepegor
ja p0rzyniosłem, ale ino kurki, trza na grzyb!
Nie mogę na to spokojnie patrzeć 👿 🙁
A tu znowu sucho i gorąco. Wczoraj wieczorem, po zmroku, +18 😯
Pepegor,
nic nie wspominasz o Twoich kulinarnych eksperymentach w ubiegłą sobotę. Zrobiłeś w końcu jakąś tartę?
O 😆 , o prezentach natury. A ta dzieli równo, jak tylko może 😆
I choć dziś nie mam urodzin, tez otrzymałem parę prezentów. Nie mam potrzeby ich nawet rozpakowywać, wystarczy ze wyjdę po nie, nawet na golasa na balkon.
Pierwszym prezentem jest Słońce. Świeci lampa od samego rana. A ja na balkonie pod niebieskim niebem. Spod niego po horyzont zatoka pomorska wypełnia całą pozostała przestrzeń. Biorę lornetkę. Ustawiam ostrość. Jest! 😆
Delikatna zmarszczka na wodzie spowodowana wiatrem zapowiada kolejny, ten najbardziej oczekiwany prezent natury. Jest czysty i przejrzysty. Nie trzeba go obierać myć czyścić pędzelkami. Napełniać szklanki płynami.
Jest zbyt zimny? Nie. Nie ma takiej opcji. Wiatru może być tylko za mało.
I gdybym miał codzienny obowiązek w pocie ze wstydu uklęknąć wieczorem przed konfesjonałem, nie pozostawałoby mi nic innego: * Ojcze, ja dziś ponownie ciężko kitowałem! *
Okrutnik z naszego Gospodarza 🙁
a u mnie dojrzał dziki bez, szpaki nieprzeliczonymi stadami go obsiadają i zjadają.
Grzybów w tym roku prawie nie ma.
Pepegor, to gdzie niby ta grybnia sobie poszła?
-grzybnia- rzecz jasna
Żabo, co robisz z bzu? Sok, czy coś jeszcze? Ja muszę się kiedyś skusić na kwiaty w cieście, ale to najwcześniej w przyszłym roku 😉
Ta grzybnia się zaczaiła 🙄 Osobisty mówi, że do następnego lipca… 🙁 Ja jednak jeszcze sprawdzę w sobotę 😉
…a koło sławojki były? 😉
Były Alicjo 🙂 Może Gospodarz podałby przepis na grzybową sławojkę? Bym postawiła 🙄
haneczko, to idzie tak: „weźmij resztki z grzybów leśnych czyszczenia pochodzące, miejsce wybierz ciemne a wilgotne, wodą dla efektów szybszych obficie zroś…” 😉
Nemo,
tarte zrobilem wg. przepisu, na sliwki posypalem troche cukru waniliowego. Tym co jedli chyba smakowalo, bo tak mowili. Ja nie probowalem, bo to lezy poza schematem mojego chwilowego rezymu dietycznego. Mam tych sliwek jeczcze dosyc zamrozonych i jeszcze sobie zrobie przy okazji. Po osmiu dniach diety mam cztery kilo mniej, a od czerwca liczac: dziesiec. Wytrzymac jeszcze musze do wtorku.
Ta cala impreza, ktora tak glodujac sobie w detalu wymyslalem poszla znowu w calkowity chaos i znowu polowa nie zostala doceniona, bo goscie nie mieli juz sily na dalsze rzeczy. Fakt jest, ze zamiast tuzina osob przybylo tylko osiem, a ja mialem juz rozmrozone rzeczy i trzeba bylo robic priorytety. Wiec zupa z dyni: z imbirem wysmienita /wczoraj nadawala tez na ten temat Maggie/, z gozdzikami bylem bardzo ostrozny i nie byly wyczowalne. Kazdy zjadl i chwalil, ale to mam juz wyprobowane, wiec zadna niespodzianka. Ta zupa byla jednak bardzo sycaca, co tez sie niestety przyczynilo do skroconego potem programu kulinarnego. Nowoscia byly: surowe krewetki /ogony, ale ze skorupka/ posolone, zalane oliwa z dobra iloscia czosnku. Smazone w patelni i podawane do bagietek z sosem sojowym /rybna odmiana, z prazonymi ziarenkami sezamu/ i sosem Leny/Ryby z receptury zjazdowej. Dla odmiany kontrowalem z filecikami z sardynek, ktore lezaly w tymianku i czosnku, plus dyzurne, w mace i tez prosto z patelni. Mialem tego duzo, a uczestnicy stale domagali sie jeszcze, wiec ich tymi rzeczami przepelnilem. Potem na sile, podawalem jeszcze ?kurze chipsy? z patelni, tj. cieniutko pokrojone platki z piersi kurczaka zalane octem balsamicznym, z czosnkiem, kolendra i kardamonem, otaczane maka, do tego salatka wloska. Niektorzy juz odmowili. Zostaly: moja tarta, ktora miala byc podawana do kawy i moja salatka z wedzonej makreli i pasta sledziowa. Nazajutrz, w niedziele zjadana byla reszta chipsow i tarta wlasnie, ktora przelezala na blasze w stanie surowym do nastepnego dnia. Nie wiem czy to bylo zle, ale zewnetrznie sie nie zmienila, a ciasto upieklo sie bez zarzutu.
Nauczka: raz jeszcze dokladniej skalkulowac, ile przecietny czlowiek na dzien dzisiejszy jest w ogole w stanie zjesc, a potem pomnozyc przez czynnik mniejszy od jednego.
pepegor
pepegorze, zaintrygowała mnie ta sałatka z wędzonej makreli, ciekawym, czy podobna do przeze mnie stosowanej
Zabo no wlasnie,
Nemo uchyla rabka tajemnicy, ale nie powie wszystkiego.
Juz dawno pytalem o szczegoly. Bo wyglada na to, ze z tymi grzybami to jakas Unia. Sa rowni i rowniejsi.
Pluszak,
wieczorem odpisze, teraz musze cos zrobic
pepegor
A według mnie, tak całkiem skrótowo, jako że rozdawane prezenty ważne są jedynie w dzień, wieczorem pakują i udają się na zasłużony odpoczynek by rano w pełnej świeżości ponownie zapukać do mych drzwi.
A wiec według mnie są jedynie dwie rzeczy na planecie, które robione nawet nie na najwyższym światowym poziomie dają maxymalne zadowolenie i pełną satysfakcje.
Mam nadzieje, ze nie rozczaruje Was klepiąc tu, ze jest to sex i kitsurfing.
No dobrze, nie ma potrzeby przyznawać mi 100%owej racji. W tym przypadku 50% to i tak całkiem niezły rezultat 😆
Pluszaku, mniejsza o ciemne wilgotne, ale skąd resztki przy tegorocznym bezgrzybiu 🙁
2111
arcadiusu – to ja te 50% bez bicia przyznaję;
pepegorze – czekam z niecierpliwością;
haneczko – mogą i pieczarkasy kupne być – potem z tego wychodzą mutanty średnicy patelni
Tylko pozazdrościć.
Haneczko- resztki ? Resztki to z pańskiego stołu.
Znaczy ze stołu Gospodarza albo Aszysza.
Może podeślą jakąś pocztą grzybową !
Pepegor- Twoje chipsy kurczacze intrygujące !
Witam wszystkich serdecznie, mimo pochmurnego dzionka. Gospodarzu, widząc takie cudeńka, zaczynam bardzo żałować, że jestem taką zapyziałą mieszczką. Uwielbiam grzyby w każdej postaci (z wyjątkiem pieczarek, których się zdążyłam przejeść w czasach słusznie minionych). Kompletnie się na grzybach nie znam a uwielbiam je zbierać – oczywiście w towarzystwie znawców. Tyle, że moje towarzystwo eksperckie się wykruszyło i teraz mogę być jedynie najzwyklejszą konsumentką grzybów oferowanych przez targowiska.
Nemo, wczoraj jeszcze raz pojechałam sobie na targ (uparłam się na te śliwki) i wyobraź sobie, że tym razem odniosłam sukces. Pani sprzedawczyni wiedziała, które śliwki mi polecić 🙂 . Podejrzewam, że pierwsze podejście było o złej porze, bo za drugim razem było dużo mniej ludzi i spokojniej.
Tarta była przepyszna, ciasto rewelacyjne. Malutkim problemem było to, że moja forma na tartę okazała się … za duża (średnica 28 cm.), więc upiekłam w tortownicy i zjadłam calutką na jedno posiedzenie 🙂 . Faktem jest, że bez lodów (zakazane 🙁 ). Dziękuję za wspaniały przepis. Na razie zmykam, bo ma przyjść sąsiad i poprawić mi „cuś” w komputerku zgodnie z : http://www.youtube.com/watch?v=goQKddnPJ7Y&feature=PlayList&p=09AF8B259EDB4380&playnext=1&playnext_from=PL&index=16
A gdzie przepadła Pyra ???
Ostatnio brakuje mi dni. Żyję na dwa domy, bo jedna opiekunka mojej mamy wyjechała, a druga jeszcze nie przyjechała. Nocuje u mamy, a w dzień walczę u siebie. A jutro wyjazd na upragnione wakacje. Największy kłopot z tym, że mama leci do mojej siostry dopiero w sobotę. Zmontowanie opieki na te dwie doby kosztowało mnie mnóstwo nerwów i czasu.
Żegnam na dwa tygodnie. Bawcie się dobrze. Na mnie czeka Egipt.
Arkadius,
a kiedys uwazalem, ze najlepsze trzy rzeczy pod sloncem, to szampan przed i papieros po.
A teraz – bezskutecznie probuje sie odzwyczaic od palenia
pepegor
No tak , na szampana mnie nie stać, a papierosów nie nauczyłem się palić.
Co to za życie?
Pyra cała i zdrowa, rozmawiałam z nią wczoraj.
Bo szukałam Alicji. Alicja się znalazła a Pyra przepadła.
Mój orzech, który w obiegłym roku owocował jak winogrona w tym ma wielkie, pojedyncze orzechy, które jeszcze wcale nie zamierzają spadać.
Ubiegłorocznych została mi cała masa, muszę spawdzić czy nadają się do czegoś więcej niż tylko dla wiewórek.
Stara Żabo, ja coś tam powyżej piskałem o bzu 😉
Na brak prawdziwków mam sposób.
W ubiegłym roku w środku lata zajrzało nam w oczy widmo bezgrzybowej wigilii. Po raz pierwszy od trzydziestu lat. Wszystko zużyte, na dnie ostatniego blaszanego pudełka jakiś był borowiczanny.
Poprosiłem wiec ojca aby jadąc do nas w sierpniu przywiózł odrobinę suszonych „kupnych” z Polski. Po przyjeździe ojca pangrzybnia poczuła sie chyba urażona i postanowiła zemścić się srodze. Tyle prawdziwków co wyrosło w lesie przez nasatepny tydzień to ja w życiu nie widziałem!
Doszło do tego, że dostaliśmy z ojcem zakaz grzybobrania, bo nie było już gdzie suszyć a przynosiliśmy z lasu jedynie najpiękniejsze kapelusze.
Pangrzybni należy po prostu dopiec, „weść jej na ambicję” a ona już ten tego….
następny
„Grzybowi dopiekę chętnie, albo i mu dosmażę. Ofert oczekuję. Foto mile widziane”
Przez pomylke wpisalem to wszystko pod wczorajszym tematem wiec kopiuje i przenosze tutaj 🙂
Od widel do widelca niedaleko a i przez Neptuna do morza blisko. Ten co prawda wode przerzucal to mu lekko bylo.
Wczoraj bylem w Lodzi. Najpierw muzeum w dawnym wiezieniu carskim a w czasie wojny gestapowskim gdzie mojaja mama siedziala pare miesiecy i nawet jest zdjecie i notka o tym wiec bylo milo. Potem Manufaktura, ktora przyznam jest imponujaca i pieknie zrobiona. Posiedzielismy na kawie-piwku na dziedzincu, natykajac sie na holenderskie siatkarki. Potem do Anatewki i jedzonko bylo bardzo dobre. Ja wzialem gesie watrobki w wisniach (pyszne), zupe grzybowa z pulepetami miesnymi Jankiela (taka nazwa, albo cos kolo tego) bardzo dobra i ges w sosie borowikowym, farfelki i buraczki. Pic nie moglem bo jechalem (kolega dal samochod).
Jazda w Polsce to przezycie jak jazda nad morze Arktyczne albo i lepsza. Tiry mnie atakowaly z kazdej strony, wszyscy wyprzedzali ale i ja rowerzystow i traktorzystow wyprzedzalem brawurowo. Asfalt miejscami jak drogi w Klondike, przechodzi ni stad ni z owąd w piekny gladki jak lustro, wymalowany pieknie i ponownie znika za zakretem w dziurach i poszarpanych poboczach.
Kuzyn z kuzynka, ktorzy czekali w Pabianicach, zeby dalej razem jechac stwierdzili ze lepiej jak zostawie autko na parkingu (juz w Lodzi) i potem razem sie jakos upchamy w jednym (5 osob). Jak wrocilem do swojego nie moglem otworzyc, naciskam, naciskam i nic. Sie okazalo ze akumulator rozladowany ( nie mam nawyku wlaczania i co wazniejsze wylaczania swiatel w dzien). Otworzylem kluczykiem, wylaczylem alarm na wszelki zeby nie wyl jak sie juz autko uruchomi, kolega polecial do stacji kupil kable i sie uruchomilo. Lampki jakies pomaranczowe co prawda swiecily mi przez reszte drogi wiec bylo przyjemnie. Zeby bylo weselej zgubilem, badz ukradziono, tablice rejestracyjna z przodu. A z tym sie okazuje klopot i dzisiaj rano kolega do urzedu komunikacyjnego musial sie udac. Potem jeszcze wypad do domu kolegi w lesie gdzies niedaleko Lodzi i powrot do Kalisza przy swietle czerwonego rogalika ksiezyca. Nieco bokiem i tu mila niespodzianka. W ktorejs z gmin zrobiono nakladem pieniedzy z UE piekna droge, czarniutka i wymalowana slicznie (Picasso jakis pracowal). Niestety w sasiedniej gminie juz pieniedzy z Europy zabraklo i wrocilem do Polski. W sobote moglbym jechac ponownie do Lodzi na mecz siatkowki Polska-Chorwacja (kolega dzwonil ze jest bilet dla mnie) ale juz jestem poumawiany wiec chyba nie dam rady. Ogolnie musze stwierdzic ze jazda po naszych drogach wyjatkowo mi nie odpowiada, wole byc wozony albo jeszcze lepiej wsiasc do pociagu byle jakiego. Mieszkam w miejscu gdzie droga prosta po horyzont (a horyzont jest bardzo daleko) a na niej ja i jakis zagubiony w oddali samochod. Pobocza szerokie a dookola preria czyli trawa -tez po horyzont- gdybym sie nagle zdecydowal wypasc z drogi. Jak sie wiec znalezc na drodze na ktorej dwa fiaty 126p z trudem sie mijaja, do tego trzeba objechac traktor z burakami bo sie kampania cukrownicza zaczyna a PKS i TIR co na skroty jadą zawina nami jak derwiszami. Potem juz prosta choc nieco wyboista droga do celu wsrod sprzedajacych grzyby, jablka, ziemniaki i inne niezbedne lasuchowi do zycia produkty 🙂 Jak widzicie przygod mam co niemiara. Wegorzyk co go kupilem byl sobie taki. Jak mie sie cos przypomni to dopisze za pare minut a teraz ide na papieroska.
W Albercie prawdziwkow nie uswiadczysz, nawet suszone w lesie nie rosna tylko w polskim sklepie. Kiedys jednak sie naciąłem bo kupilem grzyby prawdziwe i byly one prawdziwe ale nie prawdziwki tylko jak najprawdziwsze podgrzybki (samych grzybkow za dobrze nie bylo widac spod opakowania). Teraz uwazniej juz spogladam na zawartosc opisana na opakowaniu takim druczkiem ze okolarow nie moge dobrac (chce zakupic +19) no ale to juz nie wina producenta zem slepy.
w tym roku nie mam jak jechać na grzyby i nawet nie kupiłam by zamarynować … może będę miała suszone i zamrożone … mam tak samo jak Krysia lubię chodzić po lesie i zbierać ale potem trzeba je szybko obsprawić a człowiek trochę zmęczony od tego świeżego powietrza ….
Małgosiu pięknego wypoczynku 🙂
yyc sprawozdanie na 5+ … 😀
dziękuję za życzenia na podróż … 🙂 …
No nic lece dalej. Pranko trzeba zrobic. Koszule w pralni a ja do koleznaki z butelczyna lece i jakies sery po drodze zakupie co ich u siebie nie widuje. I tak sie pranie zrobi a ja winko sącząc, pogadam i powspominam w towarzystwie dziewczyny z lat szkolnych. Romantycznie prawda. Tylko to pranie… No ale zostalem zaproszony na pranie 🙂
A propos wideł i widelców:
http://www.flickr.com/photos/laubonnais/1350657085/
8m wysokości, stal nierdzewna, w Jeziorze Genewskim koło Vevey, La Fourchette Geante 😉
Malgosiu w Egipcie jest cieplo wiec zycze dogrzania akumulatorow na zime. Pieczone golebie albo kozina sa pyszne 🙂
Jolinku dziekuje za mile ustosunkowanie sie do moich przygod podrozniczych. W nawiazaniu do ktorych jeszcze tylko dodam ze najfajniejsze na drogach czy tez raczej przy drogach sa te nasze kapliczki udekorowane wstazkami i kwiatami, kazda inna a wszystkie kolorowe. Daje to poczucie ze jednak w tym rozgardiaszu ktos nad nami czuwa.
Po powrocie wczoraj odwiozlem koledze samochod, opisujac przygody a kolega smiejac sie zaprosil na kieliszeczek, zona zrobila kolacje i ogladajac film z sierpniowego slubu ich syna posiedzielismy do polnocy. Spalem dobrze ostatniej nocy.
To sytuację mamy następującą :
– Jolinek – jedzie do Lotaryngii i Alzacji
– Małgosia – do Egiptu
– Jotka – do Chin przez Warszawę
– Zgaga- kupuje od wczoraj śliwki na targu w Katowicach
– yyc – robi pranie między Łodzią a Pabianicami
– Alicja – nieustająco odwiedza
– Pepegor – na diecie,ale robi przyjęcia
– Żaba – nie na diecie,ale może zrobi sok z bzu
– Pluszak – grzybom chętnie dopiecze
– Pyra – znalazła się,ale milczy blogowo
– Marek – zbiera na szampana
– Haneczka – gromadzi materiały na grzybową sławojkę
– Arcadius- wiadomo fruwa nad Bałtykiem
A wszyscy pozostali niech wiedzą,że też ich pozdrawiam 🙂
Jolinku baw sie dobrze Lotaryngii i Alzacji. A Alzacja to teraz w Niemczech czy we Francji bo juz mi sie pokickalo. Wiem ze w Europie 🙂
mnie się bardzo Danuśkowe podsumowanie podoba
mnie też 😉
nemo, może my som spokrewnione? 😉 jako te Pyry i Ryby
Przyniesiono baranka. 11,6 kg, bez kości (tylko kotleciki z) w zgrabnych porcjach popakowane próżniowo udźce, łopatki, ragout, filety, antrykoty, mielone. Z porcji mielonego zrobiłam na obiad lamburgery z czosnkiem, solą, papryką i świeżym rozmarynem. To był test, bo baranek męski, ale nie zalatuje baranem tylko wspaniale pachnie i smakuje 🙂 Chyba zaraz zamówię następnego na przyszły rok.
Na deser gruszki gotowane w białym winie z cynamonem, goździkami, skórką cytrynową, mocno wychłodzone.
Pepegor,
czyś Ty w jakimś głodowym amoku gotował? 😯 Tyle potraw na jeden posiłek 🙄 Goście powinni odczuwać pewien niedosyt, to będą marzyć o Twojej kuchni 😉
Do śliwek lepiej jednak cynamon niż wanilię…
pluszaku, nawet zaspać nam się zdarza podobnie… 😉
Nemo, Pluszak – miło mi 🙂
A ten baranek to mi przypomniał nasze poszukiwania
baraniny (ew.jagnięciny) na wyspie Pag w Chorwacji.
Słynie ci ona z hodowli baranów ( albo raczej słynęła).
Chcieliśmy zatem skosztować mięska owego w knajpce
jakiejkolwiek. Nie udało się niestety 🙁
Nigdzie ani pół kotleta 🙁
Za to jest tam znakomity pażski syr 😎
I jedna owieczka przy przystani promowej. Karmiłam ją jabłkami 😉 Tam jest tak potwornie sucho i pustynnie, co te owce jedzą? 😯
jabłka, nemo, jabłka z syrem 😉
No właśnie już od dawna nic nie jedzą.
I dlatego ich nie ma !
Nemo- a Ty też wkrótce na wakacje.
Tylko jeszcze chcielibyśmy wiedzieć,gdzie ?
Umieścimy w kolejnym resume.
Danuśko,
za tydzień, na Sycylię.
Owieczka na Pagu:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci#5384992482153189218
yyc, Alzacja i Lotaryngia we Francji. Mieszkalam w Alzacji, kolo Strasburga prze 15 lat, piekny region. Jestem pewna, ze Jolinek wroci z tej podrozy z jak najlepszymi wrazeniami. Kuchnia smaczna a wina alzackie tez!
yyc, przyjemnie sie Ciebie czyta, piszesz rownie naturalnie jak oddychasz! Milego konca wakacji zycze.
Dziekuje Danusi za pozdrowienia, jestem w tej ostatniej kategorii.
Nasz Guru Sezam prawdziwy za slawojka posiada. Bogaty w lesne runo co porawda lecz to najprawdziwsze bogactwo. Bo co z faktu posiadania zlotej zastawy wynika jesli na owaz nie ma co nalozyc?
MalgosiuW – milego pobytu w krainie faraonow zycze. Nie baw sie jednak w prof. Michalowskiego. Ponoc teraz to niezbyt bezpieczne zajecie. A i zazdrosnie strzezone.
yyc – doswiadczenia z polskich drog mamy podobne. Jesli jeszcze przestrzgasz odnosnych przepisow mozesz byc narazony na delikatnie mowiac dziwne palcy machanie (glownie tego srodkowego), gesty Kozakiewicza i wymyslne, pietrowe ukladanki slowne jakie niegdys lacina okreslano. W najlepszym wypadku „glupi czy co?” mozesz uslyszec.
nemo – spoznione gratulacje z okazji wczorajszej wygranej. Przyda sie podczas wedrowek po Polsce.
ASzyszu – ja n ieco opozniona w doniesieniach z Blogowego Frontu. Rozumiem zes juz po przeprowadzce. Azaliz to prawda?
A teraz Moi Drodzy mala ciekawostka przyrodnicz jaka nieczesto mozna ogladac. Wczoraj Sydney nawiedzila burza piaskowa. Ruda. Wszystko wygladalo jak w nierealnym swiecie. Taki marsjanski krajobraz – jesli na Marsie rzeczywiscie jest czerwono.
Acha – to nie fotomontaz ani inna radosna dzialalnosc w jednym z wielu programow komputerowych
http://news.bbc.co.uk/2/hi/in_pictures/8270495.stm
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Nemo- Sycylia odnotowana !
Danuśko rewelacyjne podsumowanie. 😀 Uśmiałam się do łez 😀
Mam prośbę do Szanownego Towarzystwa Specjalistów Kulinarnych; czy znacie może jakiś przepis na tort ze słodziutkim kremem, z malutką ilością jaj i bez masła ? „Chodzi za mną” słodziutki torcik a „swoich” mam zakaz. 🙁 Ja się mogę odwdzięczyć przepisami na nieprzyzwoicie cholesterolowe torty.
Danuśka, niech no się tylko prawdziwe grzyby pokażą (pieczarkowce nie, to substytut 😉 ), to ja im umoszczę, liści naściółam i zraszać będę 😆
Echidno,
u nas to nawet w TV pokazywali, niesamowite 😯 Dzięki za gratulacje 🙂
O naszych przeżyciach na polskich drogach donosiłam latem. Nie wyprzedzały nas tylko kombajny i traktory wiozące zboże 🙄 Jechaliśmy przepisowo tj. 95 kmh tam, gdzie wolno jechać 90, ale to było za wolno 😯
Echidno – prawda!
Zgago 🙂
A Nemo zapewne podeśle jakiś przepis.
Haneczko- lepiej ściółać niż ścióbić 🙂
nemo – Ty Piracie Drogowy! Az 5km ponad limit??? Tutaj powinna wyskoczyc ikona minki raz to rozesmianej, raz to zdziwionej na przemian z olbrzymim wykrzyknikiem w oku. Nikt jak na razie nie zaprojektowal takowej. Licze na Twoja wyobraznie.
A powaznie mowiac dziwi mnie nastawienie kierowcow. NIe wszystkich wiadomo. Tlumaczenie sie stresem i zyciem w pospiechu to nie tylko dziecinada. To wrecz glupota. Wariaci pedzacy przez teren zabudowany z predkoscia 90-120 km na godzine to zgroza.
No i stan drog niekoniecznie odpowiada takim predkoscia. Nie dosc ze prawie wszystkie jednopasmowki, to jeszcze dziury, nierowne lub brak poboczy i inne ciekawostki rodem z koszmaru pijanego drogowca.
A najciekawsza jest autostrada z Poznania do Warszawy. Od Poznania pyszna jazda. Lecz nie do stolicy. O nie! Circa-about 100km przed sama W-wa nagle sie konczy i juz. Ponoc nie wykupiono ziemi.
E.
Zgago,
możesz zrobić tort całkiem bez jaj i masła i bez pieczenia nawet, ale z twarożkiem, bitą śmietaną i żelatyną. Spód robi się z pokruszonych sucharków (cwibak) zmieszanych z rozgrzanym nugatem, ale może też być z pokruszonych biszkoptów sklejonych niewielką ilością masła. Taka warstewka na dnie tortownicy, żeby tort dał się nabrać na łopatkę. Na ten spód dać masę serową i dobrze ochłodzić w lodówce.
Masa serowa
6 listków żelatyny namoczyć w zimnej wodzie, odcisnąć
3 łyżki białego wina zagrzać w rondelku, rozpuścić w nim żelatynę (nie gotować)
400 g twarożku
80 g cukru
1/8 l swieżo wyciśniętego soku z pomarańczy
5 łyżeczek soku z cytryny
5 łyżek likieru pomarańczowego
szczypta wanilii
wymieszać, 2 łyżki tej masy wymieszać dokładnie z rozpuszczoną żelatyną, dodać do reszty masy, wymieszać, jak zacznie tężeć dodać 200 g ubitej śmietany, wymieszać delikatnie i wyłożyć na spód w tortownicy. Chłodzić ca 2 h.
Przed podaniem przybrać krążkami dokładnie obranej pomarańczy.
Echidno, 😆
Osobisty jest kierowcą opanowanym i spokojnym, ale w Polsce chyba mu się podnosi ciśnienie i co chwilę cedzi przez zęby „Holzkopf”, co oznacza drewniany łeb, pustą pałę czy coś w tym rodzaju 😯 pod adresem wyprzedzających „na trzeciego”, na podwójnej ciągłej linii, na skrzyżowaniach, w terenie zabudowanym itd.
95 kmh, bo 5 kmh tolerancji mają radary 😉 Oczywiście nie wszędzie da się z tą prędkością jechać, bo strach przy tych głębokich koleinach, dziurach i braku poboczy… Za to w ilości przydrożnych krzyży i zniczy Polska już chyba dawno prześcignęła byłą Jugosławię 🙄
Nemo, serdeczne dzięki ! Jutro z rana zabieram się za torcik. Dziś już nie bo zamiast obiadu, zjadłabym tort a nie nie byłoby rozsądne 🙁 . Jeszcze raz serdecznie dziękuję za pomoc.
Dziewczyny, teraz i tak jest już lepiej. Trochę narodu się ucywilizowało. Ale do nieszczęścia wystarczy jeden dureń.
Zgago,
możesz zrobić wieczorem i wstawić na noc do lodówki.
Taki torcik można robić o różnych smakach i z różnymi owocami, byle nie takimi, które na surowo rozkładają żelatynę np. kiwi. Ilość potrzebnej żelatyny ustalić według informacji na opakowaniu. Uwzględnić objętość wszystkich składników, żeby nie wyszło za rzadkie. Powodzenia 🙂
Pluszaku,
tu przepis na salatke z makreli:
– 1 wedzona makrela
– 6 jajek na twardo
– 3-4 srednie ogorki z octu
– 1 cebula
– ok 2 lyzki st. chrzanu z sloika
– ok 2 lyzki st. musztardy
– ok 1 lyzki masla
– sol i pieprz
Obrac makrele. Niestety kto to juz robil ten wie, ze to bardzo zmudne, bo ma to osci drobne a twarde ? i to wrecz w nieprzewidywalnych miejscach. Cebula i ogorki w drobna kostke, jajka najlepiej tym aparatem, albo i nozem. Ilosc chrzanu i musztardy to kwestia gustu i ww ilosci to raczej minimum. Ja ostatnio daje wiecej chrzanu niz musztardy, tak 2:1. Wszystko to rozgniatac cierpliwie tluczkiem od kartofli, az stanie sie maziste. W czasie ugniatania dobrze sie tej masie przygladac, bo wtedy jest okazjia do wylowienia ostatnich osci. Doprawic chrzanem i musztarda w razie potrzeby. Dobrze jak ta masa polezy i sie przegryzie, to wtedy przeoczone osci zmiekna i nie sa zauwazalne.
Pasta sledziowa:
– 4 filety matjas z folii, wraz z olejem
– 4 jajka na twardo
– 4 niewielkie ogorki z octu
– 1 cebula
– musztarda
– pieprz /soli nie trzeba/
Wszystko to roztrzepac takim recznym mikserem na miazge, przyprawic i gotowe.
Miksuje w waskim naczyniu zalewajac najpierw pokrojona cebule tym olejem, bo jest wtedy latwiej i dokladniej. Reszte rzeczy w zasadzie w dowolnej kolejnosci i ma wyjsc na koniec rownomierna masa. Filety maja tyle soli, ze trzeba sprawdzic, czy na wlasny gust nie dodac jednego jajka, aby bylo mniej slone. Musztardy wychodzi sporo, ale ilosci nie potrafie okreslic, bo dporawiam mieszajac. Mozna uzyc natychmiast, ale i tu lepiej, jak sie troche przelezy. Na powierzchnie klade maly listek i z 2-3 zarnka ziela angielskiego, aby przesiaknelo.
Oba przepisy znam jeszcze z rodzinnego domu i powinny byc tu tez powszechnie znane. Zalecam szczegolnie ten drugi, bo mozna to zrobic na poczekaniu, a niema nic lepszego na koniec wieczoru, kiedy goscie juz nie sa glodni i tylko jeszcze zagryzaja. A jak zostanie to zaden problem, bo to polezy w lodowce, a w razie czego mozna to zamrozic i miec na zas.
pepegor
ASzyszu – widze ze na parapetowke to juz nie mam szans sie zalapac. Nie szkodzi. Zycze wam by w nowym domostwie uplywaly szczesliwe godziny, rury nie „puszczaly”, dach trzymal sie mocno i nie poddawal nawet najwiekszej wichurze.
Czy Twoje namiary sa nadal aktualne?
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
nemo –
alez to byl zart jedynie. O piractwo to ja Cie podejrzewam jedynie w odmetach Alp wysokich.
E.
Echidno,
wiem, że żartujesz sobie, ale myślałam, że raczej z naszego „tchórzostwa” drogowego, jak i reszta użytkowników polskich dróg, co z takim politowaniem nas mijała podskakując na koleinach jak w w jakimś amerykańskim filmie pościgowym 😉
Na mieście byłem , pojechałem się napić.
Arcadius może , to ja gorszy? Na szampana za wcześnie, ale kawę robią dobrą.
Omawiałem kolejny krok mojej inwazji.
Wystawa „Pod dachami Paryża” w listopadzie Tytuł oczywicie może się zmienić.
W październiku może uda się zrobić wystawę „Jestem z miasta”. A w grudniu to pokaże „Fotografie ze wsi Ostrołęka” .
A co !
nemo –
i to jest wlasnie nieszczescie, ze przestrzeganie przepisow drogowych postrzegane jest przez wielu kierowcow w Polsce jako owo „tchorzostwo”.
Nienajlepszy stan drog, brawurowa jazda – czesto, gesto po „jednym malym glebszym” – samochody niekoniecznie w dobrym technicznie stanie i nieszczescie gotowe. Jakos jednak nikt z moich rozmowcow nie przyjmowal (lub przyjmowac nie chcial) takiej argumantacji. Natomiast czeto slyszalam:
„Ja jestem zbyt dobrym kierowca by…”
„Z moim stazem za kolkiem …”
„Majac taki samochod …”
– czy to jest wlasciwe i logiczne rozumowanie?
I to jest grozne.
E.
Jolinku – no widzisz,wystawy Marek będzie robił co chwila.
To w końcu jakąś wspólną wycieczkę odbędziemy !
Zanim by się człek ()kobieta też człowiek podobno) doczekał, aż Dziecię wrzuci coś w sieć po skanowaniu, to by się pień anielskich doczekał wcześniej.
Więc Cichalu notuj sobie, co wyszperasłam, a co nie wymaga spirytusu,aronii, derenia i innych tego typu środko0wo-europejskich specjalności.
I. LIKIER RÓŻANY
1 kg owoców dzikiej róży
skórka z 2 pomarańczy
kawałek cynamonu
5 szklanek winiaku albo innej berbeluchy
szklanka spirytusu albo mocnego rumu (65-70%)
2 szklanki miodu
szklanka wody
Do słoja wrzucić oczyszczone owoce róży, cynamon i cieniutko pokrojoną skórkę pomarańczową, zalać winiakiem i spirytusem, szczelnie zakryć, zostawić na słońcu przez 2 tygodnie, codziennie wstrząsając słojem. Z wody i miodu ugotować syrop, lekko przestudzić, połączyć z maceratem różanym, a po 2-3 dniach przefiltrować przez gazę, wlać w butelki i wynieść je w ciemne, chłodne miejsce. Dojrzewa 3-4 miesiące.
LIKIER WĘGIERKOWY
350 g śliwek węgierek bardzo dojrzałych
300 g gryczanego miodu
1 l wódki (lepiej mocniejszej)
W możdzierzu rozgnieść śliwki razem z pestlami, w słoju zalać miodem i wódką, zostawić na 4-5 tyg.. Potem przeflitrować, rozlać, dojrzewa 2-3 miesiące w ciemnym , chłodnym miejscu
Tyle na razie. Jutro być może nastukam więcej
Pyro,
co to znaczy „oczyszczonych owoców dzikiej róży”?
Kiedyś zapragnęłam marmolady z owoców róży i zaczęłam je czyścić tj. przekrawać i wydłubywać nasionka wraz z tą „szklaną watą” ze środka… 😯 Szybko sobie dałam spokój 🙄
Echidno,
takich pewnych siebie kierowców mam w polskiej rodzinie 🙄 Jedna siostra i mąż drugiej. Ten to już wyprzedzał traktor skręcający w lewo (jakoby z zepsutym migaczem), urwał mu przednie koło, a sam dachował w rowie 😯 Wjechał też na znak drogowy pod posterunkiem milicji 😯 bo wiózł swojego psa i znajomą z dzieckiem i dziecko dokazywało z psem na tylnym siedzeniu 🙄 Drugiemu szwagrowi pijany osiemdziesięciolatek z rowerem wtargnął nocą na jezdnię zza wiaduktu. Nie było szansy uniknięcia wypadku, starszy pan zginął, szwagier był w szoku, a rodzina ofiary ze zrozumieniem pokiwała głową i wyraziła zdziwienie, że dziadek przez tyle lat uniknął wypadku, bo przecież wiecznie pijany i z tym rowerem… 🙄
Zgago – jeszcze jeden (albo 2) kremy do ciasta bez masła i jajek
1. Czekoladowy
150 ml śmietanki 18%
tabliczka gorzkiej czekolady
50 ml spirytusu, rumu albo innego mocnego alkoholu
1 opakowanie „śnieżki”
Rozpuścić w śmietanie czekoladę, schłodzić w lodówce
Ubijać mikserem dodając stopniowo „śnieżkę”, a pod koniec malutkimi porcjami alkohol.
To bardzo smaczny krem – mozna go łączyć z owocami np malinami, albo bakaliami i podawać w pucharkach z bitą śmietaną, rurkami waflowymi i innymi bajerami.
Jego odmianą jest krem z erozgotowanej białej czekolady, w którym potem mieszamy wiorki kokosowe.
Witam wszystkich,
zaganiana jestem bardzo od samego rana. Do południa musiałam jechać do mieszkania syna i synowej,bo miał być przegląd pieca gazowego, a oni wyjechali do Indii. Przegląd polegał na kompleksowym czyszczeniu,więc odpowiednio długo trwał. Potem musiałam uporać się z resztą pozostałych od wczoraj grzybów. Suszę je, a część usmażyłam i albo je zjemy,albo zamrożę, żeby potem wykorzystać je do kotletów grzybowych. Pepegor na zjeżdzie podawał mi przepis.
Pluszaku,jadłam kiedyś bardzo smaczną sałatkę z ugotowanego ryżu i rozdrobnionej makreli, z dodatkiem cebuli i chyba ogórka i oczywiście przypraw. Może takie połączenie składników Cię zainteresuje.
Zgago,jeśli możesz jeść biszkopt /wiadomo,że pieczony jest z jajkami/,to bardzo dobry jest torcik przełożony masą powstałą z połączenia ubitej z b. zimnym mlekiem śmietany z torebki / Śnieżki / ze stygnącą galaretką owocową. Ubija się trzepaczką i odstawia do lodówki do zastygnięcia.Na pierwszą warstwę dobrze jest dać dżem z czarnej porzeczki.Blaty biszkoptowe nasączamy przegotowaną wodą ,lekko ocukrzoną z dodatkiem soku z cytryny i alkoholu. Użycie produktów z torebek jest pójściem na łatwiznę, ale czasem można uprościć sobie pracę.
Nemo – niestety – to jest to. Trzeba założyć długie rękawice, cieniutkie. Przyznam się, że ja rok temu wydłubałam tylko połowę, a połowę wrzuciłam w stanie naturalnym. Nalewka dojrzewała cały rok.
Haneczko,podaję obiecany przepisna keks:
składniki :
-20 dag masła /1 kostka/
-20 dag mąki pszennej
-5 jajek
-15 dag cukru
-1 płaska łyżka proszku do pieczenia
-0k.75ml mocnego alkoholu
-25 dag różnych bakalii/rodzynki,skórka pomarańczowa,orzechy drobno pokruszone i co tam kto ma /.
Rodzynki moczymy w alkoholu,pozostałe bakalie mieszamy z 1-2 łyżkami mąki. Masło ucieramy z cukrem,wbijając po 1 żółtku. Do puszystej masy dodajemy stopniowo mąkę z proszkiem do pieczenia i alkohol, w którym moczyły się rodzynki. Z białek ubijamy pianę . Do ciasta dodajemy bakalie i pianę. Blaszkę wykładamy papierem/baz papieru mogłyby być trudności z wyjęciem upieczonego keksu z blaszki/. Ciasto pieczemy w wąskiej blaszce. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 140 stopni C, a po ok. 10 minutach zwiększamy temperaturę do 180 st.C. Pieczemy okołoło 50 minut.
Jeśli składników jest 1 – 2 deko więcej,nic się nie stanie. Można dodawać utłuczone gożdziki,kardamon,ale ja tegonie praktykuję.Natomiast nieraz zamiast części cukru dodaję trochę konfitur.
Wykonanie keksu jest bardzo proste, a ciasto jest bardzo smaczne,zresztą nazywa się ono ” keks znakomity „. Smacznego !
Skoro jestesmy przy przepisach, czy mozesz Krystyno napisac, jak przygotowujesz farsz miesno-kapusciany do pierogow? Wspominalas o tym niedawno. Chodza za mna te pierogi wiec jesli mozesz, podaj prosze. I po ugotowaniu czym je polewasz?
Pyreńko! Ślicznie dziękuję. Wszystko zapisane. Problem gigant. Jak zdobyc i gdzie, dziką różę? Już mnie od tego rozbolała głowa…Pytania: czy mniut musi byc gryczany? i co to „Snieżka”, którą zwolna należy dodawac?
Cichalu – daj Ty spokój różom dzikim i sztamowym. Jutro Ci nastukam kardamonkę i pieprzówkę i coś tam jeszcze.
Śnieżka to taka sztuczna śmietanka z papierka – ubija się na mleku i nie ma (na szczęście) nic wspólnego z nalewkami
Alino,
farsz do pierogów nie ma ścisłych proporcji.Ponieważ czasami gotuję zupę na mięsie,zamrażam potem to mięso.Można oczywiście ugotować dowolne mięso specjalnie na pierogi,ale ja wykorzystuję resztki. Co do proporcji kapusty kiszonej do mięsa ,to jest dowolna,może być 3:1,albo 2:1.Potrzebna jest też cebula i dobrze jeśli są suszone grzyby,spora garstka. Kapustę z grzybami trzeba trochę pogotować,ale niezbyt długo, potem odcedzić porządnie na durszlaku. I teraz przepuszczamy to wszystko przez maszynkę do mielenia. Doprawiamy pieprzem/już raczej nie solimy/ .Ja dodaję też zmielony kminek/jak ktoś lubi – może być w ziarenkach/.Do takiego farszu można też dodać sos z pieczonego kurczaka,jeśli akurat nam został. Niektórzy ugotowaną kapustę drobno siekają,można i tak. U nas w domu jemy pierogi odsmażane,ale lubię i świeżo ugotowane.Wówczas trzeba je polać troszkę tłuszczem ze skwareczkami ze słoniny lub boczku, według uznania. Czasami robię część pierogów tylko z mięsem,a część z kapustą z grzybami. Tak więc,widzisz Alino, sprawa jest prosta i wszystko zależy od Twojego smaku.
Krystyno, dziekuje serdecznie za szybka odpowiedz. Przy okazji powiem Ci jak mi wyszlo to nadzienie. Jeszcze slowko na temat kuchni i kina, ktorym sie interesujesz. Wchodzi na ekrany nowy film z Meryl Streep, ktora wciela sie w postac Julia Child, ktora propagowala w Stanach francuska kuchnie. Film ma tytul „Julie i Julia”. Zerkinij o kogo chodzi, dolaczam link.
http://www.youtube.com/watch?v=LWmvfUKwBrg
Alino, cieszyłabym się z nowego filmu z Meryl Streep,gdybym była pewna,że będzie wyświetlany w Gdyni,a to jest wielka niewiadoma. Gdynia liczy około 250 tys. mieszkańców i ma duże kino z 8 salami,ale ambitnych, a nawet w miarę inteligentnych filmów jest jak na lekarstwo.Komercja w najgorszym stylu dominuje. Owszem,dobre filmy można obejrzeć w Gdańsku,ale ode mnie to już wyprawa. Ale może ,może tym razem… Czekam też na nowy film Almodovara „Przerwane objęcia „.
A Meryl Streep ostatnio oglądałam w filmie „Wątpliwość „,wprawdzie nie w kinie,ale w domu,ale byłam zachwycona jej grą.
Krystyno, dziękuję za przepis 🙂
Bardzo Wam; Pyro i Krystyno dziękuje, cieszę się, że będę wreszcie mogła się dosłodzić 😉 Jeśli chodzi o jajka w biszkopcie, to mam przepis na „cuś”, co ma wygląd i smak biszkoptu i z 1/3 przepisu (2 jajka) prawie „wychodzi” z mojej małej tortownicy. Oczywiście robiłam sobie i szarlotki, i drożdżowe z owocami i posypką ale już przeogromnie tęskniłam za tortem z ogromniastą ilością słodkiego kremu. Całe życie uciekałam przed lekarzami ale moje pisklęta tak mi już żyć nie dawały, że prawie z „obstawą” szłam na badania 🙁 . No i miałam rację; pójdziesz do lekarza, to zawsze ci coś znajdzie 😉 . No i znalazła cholesterol i podwyższone ciśnienie. Szukała i szukała jeszcze anemii, ale nie znalazła 😀 .
no widzę, że Marek ma plany znakomite i Danusiu pewnie się załapie na jakiś wernisaż … 🙂
pasty sobie zapisałam …
mnie to się nie chce robić ostatnio pierogów to robię taki farsz jak przygotowuje Krysia i wpycham do naleśników …
Danusia widzę, że funkcję sekretarza Alicji podkradasz 😀
ASzysz a ta parapetówa to była już?
Wpadłam zziajana, tyle do czytana przede mna…
Pluszaku, ja robiłam sok (tradycyjnie w sokowarce) i zamykałam niesłodzony do słoików. W miarę potrzeby – różne grypki i chrypki – otwieram, zagrzewam na tyle żeby się cukier rozpuścił (1 : 1, co by się nie popsuł) i teraz jest kilka sposobów od łykania łyżką jak syropu na kaszel do pomieszania z jakimś innym atrakcyjnym sokiem np. z malin albo czarnej porzeczki i zrobienia z tego napoju do picia. Sam sok czarnobzowy dość nieciekawy w smaku.
Namiary te same (adres oczywiście inny).
Parapetówki nie było i dłuuuugo nie będzie. Mam nadzieję, że do świąt otworzymy przynajmniej połowę zapakowanych kartonów.
Jutro pojadę po łóżka – koniec ze spaniem na podłodze!
Gdyby komukolwiek z was przyszło do głowy przeprowadzać się to odradzam.
Oj, tez odradzam przeprowadzke, ale zmiana miejsca jest czesto przyjemna, do przeprowadzki potrzebne sa krasnoludki, koboldy i dobre trole.
Eh, nie wytrzymałam 🙄 Pokonując opór Osobistego nakłoniłam go do wyjazdu w okolice Lasku Czarownic na inspekcję. Marudził, że nie warto, ale pojechaliśmy. Ledwo dotarliśmy do naszego miejsca postojowego, ustaliliśmy miejsce i czas spotkania (19:30 to stanowczo za późno 😎 ) i ruszyliśmy każde w swoją stronę, jak już po 3 sekundach, pod pierwszą chójką natrafiłam na dwa borowiki na pękatych nóżkach 😯 Oj, niedobrze, pierwsza chójka… niedobrze 🙁 Bo trzeba Wam wiedzieć, że w tej okolicy jak coś znajdę natychmiast, to potem przez godzinę nic 👿 I tak było, no prawie, bo błąkając się po znajomych miejscach i skanując poszycie pod kątem borowików, zebrałam parę kurek i w końcu jeszcze dwa spore prawdziwki. Osobisty podobnie. Tak więc pangrzybnia wzięła na ambicję i mimo suszy coś z siebie wydała. Marnie bo marnie, ale na 3 sita w suszarce wystarczyło, a jutro będą z patelni, z czosnkiem. Ten pierwszy pękaty prawdziw ważył ponad 350 g, ale w trzonku miał lokatorów 🙄
Wzorem Gospodarza na grzyby poszłam ubrana i to w taką samą koszulkę Polityki 😉
Osobisty nazbierał jeszcze pieprzników żółtawych i trąbkowych, a ja – borówek.
Nie mam Politycznej koszulki 🙁 Kubaska zjazdowego też nie, pan mąż zaanektował 🙁
ASzyszu, my 6 lat po przeprowadzce, a dopiero od miesiąca nie śpimy na podłodze 😆
Ech, wszyscy już pewnie śpią, a ja jak zwykle późną nocą…
Stara Żabo 🙂
tak jak obiecałam odwiedziłam dzisiaj nasz targ pod kontem sit i przetaków i zrobiłam małe rozeznanie 😆 . Największe dostępne przetaki, którymi Pani handluje mają ok.50 cm średnicy i różnej wielkości oczka. Pytałam o to gdzie kupuje /tajemnica 😉 /, i czy można sobie zamówić odpowiedni wymiar – ale na to pytanie trudno Jej było odpowiedzieć. Gdybyś w dalszym ciągu była zainteresowana- mogę Ci kupić i przesłać /wcale nie żartowałam 🙂 /. O „furkach” plecionych i innych wozach- pani sprzedająca nie słyszała. Prawdopodobnie gdzieś tam wyplatają dobrzy rzemieślnicy na specjalne zamówienie. Padła nawet nazwa Sarzyny -jako „zagłębia” wikliniarskiego -ale Tobie zapewne nie o taki chodziło. W każdym razie będę pamiętała.
Antek
pięknie pisałeś o Roztoczu, targach, Fundacji Kresy 2000 i różnych innych naszych imprezach. Dzięki. Byłam, widziałam, ale na razie jestem mocno z doskoku. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się „rozwinę” i poopowiadam 😆
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów serdecznie
Witaj Anka, ja akurat nie śpię 🙂
Taki przetak 50 cm średnicy z oczkami do przesiewania zboża, czyli żeby nie przeleciało na drugą stronę. Trzeba by to chyba empirycznie sprawdzić a może pani sprzedająca wie jakie mają być?
Jak byś mogła się dopytać, proszę
Chciałam jeszcze coś napisać, ale juz padam
dobranoc!
Też już padam na twarz. Pani sprzedająca proponowała nawet podejść do chłopa handlującego zbożem, ale śpieszyło mi się do szpitala do Taty- i już nie podchodziłyśmy. Następnym razem jak już będę rozmawiała 😉 konkretnie-nie omieszkam sprawdzić 🙂 . Dobranoc
Buźka z przymrużonym okiem miała być po „konkretnie”, ale przebudowałam zdanie i wyszło- jak wyszło. Pozdrawiam i naprawdę uciekam
Dzięki, Anka