Targowisko w sercu miasta
Zapowiadałem, że przytoczę parę kartek z książki Stanisława Milewskiego o Warszawie sprzed dwustu lat i słowa dotrzymuję. Oto opis targowiska, które tętniło życiem w miejscu dziś chyba najbardziej snobistycznym w stolicy. Tu mieści się kilka modnych restauracji Magdy Gessler np. „AleGloria”, luksusowe sklepy w tym Ermenegildo Zegna , hotel Sheraton, pomnik Witosa. A dwa wieki temu:
„W OBRĘBIE NOWEGO ŚWIATU, który to obręb wyróżniało wspomniane wcześniej postanowienie Rady Administracyjnej z 1837 roku, wśród innych drobniejszych targów największy był usytuowany przy placu Trzech Krzyży. Nazwa ta pochodziła od trzech – jak to się je potocznie określała – figur: dwóch obelisków zwieńczonych krzyżami i statuy św. Jana Nepomucena, trzymającego w ręku także krzyż, a więc – krzyż trzeci. Obeliski i figurę wystawiono jeszcze w połowie XVIII wieku na pamiątkę – jak twierdził Sobieszczański – „pokonanych trudności w wybrukowaniu i pomierzeniu ulic i kanałów w Warszawie za marszałkostwa Fr. Bielińskiego”.
W latach dwudziestych XIX wieku na placu został wzniesiony kościół św. Aleksandra jako wyraz czołobitności dla cara i upamiętnienia jego pobytu w Warszawie. Obok, nieco później, wystawiono duży budynek, do którego przeniósł się Instytut Głuchoniemych; działalnością tej instytucji objęto w latach następnych także ociemniałych. Wokół kościoła i Instytutu były tylko nieużytki, urozmaicone z rzadka rozsianymi domostwami i budami. Było to, jak świadczą opisy, dość nędzne przedmie?ście, rozciągające się do rogatek mokotowskich i belwederskich, z którego dopiero niedaleka przyszłość miała uczynić jeden z ładniejszych placów stolicy i trakt dla wytwornych ekwipaży.
Właśnie w owych sielsko-wiejskich latach, a może jeszcze wcześniej, upodobali sobie to miejsce włościanie z okolicznych wiosek. Tu zazwyczaj zatrzymywali się swymi furkami, gdy interesy handlowe ściągały ich do miasta, tu też najchętniej popasali, tym bardziej że przyciągały ich liczne szynki, które od lat czterdziestych zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Wśród nich wyróżniał się „Ostatni Grosz” (karczma pod tą samą nazwą funkcjonowała później przez wiele lat na Pradze) – szynk najstarszy i najbardziej uczęszczany.
Tak było przez całe lata. Placyk stał się zwyczajowym miejscem popasu dla chłopów zajeżdżających do Warszawy przez rogatkę mokotowską i belwederską, a w wielu przypadkach – i przez czernia?kowską. Sprzyjała temu skromność miejsca: przyjezdni czuli się tu swojsko, z dala od wielkomiejskiego blichtru i gwaru. „Nasz włościanin nie lubi w ogóle wspaniałości – odnotował bezimienny dziennikarz – unika ile może, przyjeżdżając do miasta, miejsc wydatnych; wabi go raczej ustronny zakątek, zbliżony postacią do jego skromnej siedziby, gdzie czuje się bardziej w swoim żywiole. Tam lubi wypocząć, tam nawet chętniej sprzeda swój produkt, a w zaopatrywaniu swych potrzeb przez kupno niezbędnych przedmiotów przedkłada skromny stragan, budę lub żydowski sklepik nad porządny sklep, a tym bardziej ozdobny magazyn”.
Tym to chłopskim upodobaniom, jak również właściwej ludowi wiejskiemu niechęci do nowości, objawiającej się w przyzwyczajeniu do stałego miejsca postoju i zakupów, przypisywano fakt, że na placu Trzech Krzyży (mieszkańcy ciągle używali tej nazwy, choć urzędowo zwał się on placem św. Aleksandra) spontanicznie niejako powstało targowisko. Ożywiało się ono we wszystkie dni targowe, gdy przybywające coraz liczniej chłopskie furmanki otaczały wieńcem gosposie i służące, wśród których uwijali się „naręczni” przekupnie i Żydzi.
Urzędowo określony w 1837 roku asortyment: ?targ miejski na wiktuały oraz zboże w ziarnie, słomę, drzewo i węgiel” -miał charakter jedynie teoretyczny. Zboże mało kto tu przywoził, a i drzewo oraz węgiel z rzadka się pokazywały na targu. Ciągle pozostawał tym, czym był od początku: wieśniacy sprzedawali tu ze swych fur komu popadnie, co mieli na zbyciu z drobiu, owoców i innych wiktua?łów oraz sami dokonywali zakupów w budach i straganach, głównie pieczywa.(…)
Ciżba ludzka i furmanki wypełniały w dni targowe już nie tylko plac św. Ale?ksandra, ale wylewały się i na przyległe ulice, głównie Hożą i Mokotowską. Ruch miejski bardzo był przez to utrudniony, co w wielu przypadkach stawało się przyczyną różnych scysji i interwencji osób urzędo?wych, jako że stojące wozy tamowały przejazd do pałaców cesarskich. Swój sprzeciw zgłosił też warszawski konsystorz rzymsko-katolicki; targowano niemal u samych wrót kościoła.
W tej sytuacji w 1868 roku Komitet Urządzający wydał pozwolenie małżonkom Rybińskim na otwarcie w przylegającej do placu posesji targu wiktuałów; powstały tam porządne jatki oraz sklepy z nabiałem i warzywami. Wkrótce potem Józefa Broniewska otrzymała pozwolenie na urządzenie na swoich placach na rogu Kruczej i Hożej „targu tak z wozów, jak i pieszego”.
Targ wozowy z placu zaczęto stopniowo rugować, co przychodziło z trudem, bo chłopi uparcie stawali tam, gdzie się przyzwyczaili. Nic do nich nie trafiało: ani prośby, ani groźby. Nie pomagały wymyślne rugania przez stójkowych ani nawet płazowanie szablą. Dopiero gdy plac stał się reprezentacyjny – problem umarł naturalną śmiercią, a chłopskie wozy przeniosły się na inne targi i przedmieścia. Na ulicy Starynkiewicza gromadziło się w tym czasie – jak podaje J.S. Bystroń – 500-800 furmanek!
Handel wiktuałami kwitł jednak w tej okolicy w najlepsze.”
W tym przypadku wiemy komu to przeszkadzało? Dziś bez sporego konta w banku lub zamożnego sponsora na plac ten przychodzić nie warto!
Komentarze
wszystkich nowych biesiadników już wczoraj przywitałam … 🙂
Małgosiu nic szczególnego nie czuję z tej wody … ale ja paląca to węch nie ten podobno ….
Z opóźnieniem i tylko dzięki wpisowi Starej Żaby zobaczyłem nowego blogowicza czyli Jacka. Witaj i rozgość się wraz ze swoimi zdjęciami. Z wielką frajdą obejrzałem reportaż z Lizbony. Trafiłem nawet na uliczki tuż obok hotelu w którym mieszkaliśmy. Basia rozmarzyła się i chce tam jechac ponownie. Oczywiście na fado, sardynki i percebes.
Witam,
Dopiero dziś dowiedziałam się o urodzinach Pyry Młodszej i Ryby. Dlatego życzenia spóżnione,ale bardzo serdeczne.Kto nie zna tych tych dziewczyn,może tylko żałować.Mają w sobie mnóstwo pasji i energii, które udzielają się otoczeniu. Niech Wam się wiedzie,jak najlepiej !
Jolinku, to było wczoraj wieczorem, teraz ja tez już nie czuję.
Szaro za oknem! A tak było ładnie 🙁
Za piękne życzenia dla Bliźniaczek nie dziękuję : niech same moje Panny Córki… Przeczytałam „od deski do deski” otrzymaną od pp Adamczewskich książkę o kuchniach Europy 9WIADOMO, ŻE KSIĄŻKI KUCHARSKIE SŁUŻĄ PRZEDE WSZYSTKIM DO CZYTANIA) Jestem oczarowana. Z każdą nową pozycją wydaną przez nasz małżeński tandem, jest to coraz lepsza literatura – zniknęła gdzieś pewna sztywność stylistyczna obecna we wczesnych publikacjach, gawęda nabrała potoczystości i zaiskrzyła humorem. Merytorycznie zawsze były to pozycje staranne; z indeksami, adresami, źródłami. Gratulacje Basiu, Piotrze!
Tu Młodsza (Pyra znowu wpisała się pod moim nickiem a ja muszę przedstawiać się drugi raz 😉 ) Serdecznie dziękuję wszystkim blogowiczom za wspaniałe życzenia. Miłego dnia moi drodzy
Bardzo lubię targowiska. Najbardziej urzekł mnie targ w Bernie. Nie tyle ze wzgledu na jego okazałość czy szczególną orginalność produktów, co ze wzgledu na jego umiejscowienie.
W stolicy Szwajcarii, na placu przed parlamentem, dwa razy (chyba dwa razy) w tygodniu rozkładane sa kramy z różnościami. Mozna degustować sery, kupowac owoce, sadzonki roslin. Wszystko to co na tradycyjnym targu zwykło się kupować. Nikomu nie przeszkadza, że obywa się to praktycznie przy samym wejściu do parlamentu.
W pozostałe dni tygodnia, kiedy kramy znikają, włączane są fontanny. Z wybetonowanego placu wytryskjuja w róznych miejscach strumienie wody. Wyższe, niższe, losowo, to tu, to tam. Dzieci te małe i te całkiem duże biegają pomiędzy strumieniami wody. Psy podchodzą i piją z tych nizszych strumieni. Nieco w oddali od fonntann ludzie leżą na porozkładanych recznikach lub częściach garderoby. Plażują. I jakoś nikt nie ma zastrzeżeń. I za to właśnie, między innymi, kocham Szwajcarię 🙂
Dzięki Pyro za życzliwą ocenę. Prawdę mówiąc ten rodzaj krytyki lubimy najbardziej. A serio mówiąc zachęca ona nas do wiekszego wysiłku i szukania atrakcyjnych tematów.
Jotko, 😀
wtorki i soboty (targ w Bernie).
Plac nie jest wybetonowany tylko wyłożony pięknym gnejsem z doliny Valsertal w kantonie Graubuenden (Gryzonia). Fontanna składa się z 26 wodotrysków symbolizujących poszczególne kantony (niektóre nie chciały lub jeszcze nie chcą zapłacić swego udziału 😯 ).
W zimie jest tu lodowisko publiczne. Gratis.
Nowy,
jasne, że możesz korzystać z mojego adresu mailowego. Po to go podaję 🙂
kapitan.nemo@op.pl
Z dużą przyjemnością poczytałąm o tym,jak kiedyś wyglądał,
ten niezwykle elegancki teraz, Pl.Trzech Krzyży.
Eska – Ty mnie nie podpuszczaj z hymnem !
Mnie słoń na ucho nadepnął i do układania oraz
śpiewania hymnów się nie nadaję.
U domu to nawet najgłupszej piosenki nie pozwalają
mi nucić,bo mówią,że tak fałszuję.
kiedyś też lubiłam chodzić na takie różne targi … ale teraz coraz mniej … pełno tam teraz towaru rodem z Chin i to takiego byle jakiego … a ci rzekomo chłopi sprzedają swoje towary po cenach jak w dobrym sklepie w Warszawie … jak już się zdarzy mi być na takim festynie jaki był koło Myszyńca z okazji Święta Miodobrania to moje wrażenia są złe … pełno zawodowych tzw. ludowych handlarzy i ludzi jak na występie Madonny .. dawno nie byłam na takim autentycznym targu gdzie jest ten specyficzny klimat targów z mojego dzieciństwa ….
Nemo, sorry za ten „beton”, to taki niefortunny skrót myślowy 🙁
Beton i Szwajcaria to zupełnie rózne, nie przystające do siebie bajki. Moja berneńska przyjaciółka jest, jak sama o sobie mówi, ekologiczną terrorystką. Moze nie jest tak źle, ale poprzeczka ustawiona wysoko. Kiedy ostatnio zostawiała nam swój dom na czas wakacji to pokazała mi nawet, którego proszku do prania mam używać gdybym robiła pranie przed południem, a którego po południu. Chodzi i to, że w poblizu jej domu jest dom seniora, w którym pranie robi sie przed południem i wtedy woda, cos tam, coś tam …. miałam tych wytycznych dotyczących stosowania chemii tyle, że głowa mała. Totalny stress. Ale mieszka się u niej cudownie. W pogodne dni, z tarasu na dachu domu widać całą „wielką trójkę”, jak na dłoni.
Bylismy tam ostatnio dwa lata temu i to właśnie nasz wnuk szalał, razem innymi dziećmi, pod fontannami, a mąż przysypiał sobie spokojnie na rzeczonym gnejsie. Cudo 🙂
Ponieważ wnuk uwielbia jaskinie, tunele i góry to były oczywiście: st beatus hohlen, tunel św. Gotharda w drodze nad jezioro Como i na deser Jungfraujoch 🙂
Chciałoby się tam wrócić jak najszybciej, a równocześnie tyle innych pieknych miejsc na świecie, trzeba wybierać 🙂
Lizbona na zywo w wielu miejscach bardzo sie podoba, w innych nieco denerwuje zaniedbaniem i brudem. Ale po powrocie o tym brudzie szybko sie zapomina, a piekne widoki powracają we wspomnieniach.
Wyłączyłem sie troche ostatnio, bo pracy zbyt dużo, trzeba pozbyć sie zaległości przed urlopem, który zaczyna się jutro. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, zamelduję się w końcu miesiąca lub na poczatku paxdziernika.
Targowiska w centrach miast mają swoje uzasadnienie – przecież prawo składu należało do najcenniejszych przywilejów miast. Wszystkie nasze Rynki i place to albo byłe targowiska albo place manewrowe jazdy. Jednym słowem albo handel albo wojsko. Poznań miał wiele rynków, bo w miarę, jak do miasta przyłączane były okoliczne wsie, tworząc nowe dzielnice, powstawały rynki w ich obrębie. Dzisiajna dawnych rynkach są albo skwery, albo przestrzeń reprezentacyjno – spcerowa, przy której kwitnie handel w wielkomiejskich sklepach i punktach gastronomicznych. Rynki dosłowne pozostały trzy : jeżycki,łazarski i na pl.Wielkopolskim. Ogromnie jednak zmieniono formy : 1/3 to kioski z kwiatami, 1/3 to ciuchy, a pozostała część jest warzywno – owocowa. Przy blokowiskach też są ryneczki o podobnym podziale, ale to maleństwa. Z dzieciństwa i wczesnej młodości też pamiętam dawne rynki z długimi stołami, antycznymi wagami i zażywnymi jejmościami w grubych waciakach, sprzedającymi jaja, drób żywy, gomułki sera, ser zgliwiały do smażenia, masło w osełkach, miód w słoikach, worki z fasolą, grochem, beczki z kapustą i śledziami. Jakoś przeżyliśmy bez inspekcji SANEPIDu. Potem ta egzotyka zniknęła z miasta. Kiedy moi Rodzice przenieśli się z Poznania do Głogowa, zastali tam targowisko starego typu, czynne dwa razy w tygodniu. Furki chłiopskie zwoziły wszystko, co „teren” produkował. Na takim to targowisku, Mamę moją omal z przerażenia szlag nie trafił omalże. Otóż zabrała z sobą mojego wtedy pucołowatego, blondaskowego i cherubinkowatego, 2,5 letniego Stasia. Niby go za rączkę trzymała, ale tam… Malec z łotrowską uciechą dorwał na straganie dwie wielkie truskawki, a bojąć się, że mu zdobycz odbiorą, wlazł w bezpieczny kącik, żeby zjeść: przycupnął sobie pod brzuchem wielkiego konia. który stał przy wozie. Buźka się mu śmiała, a Babcia na zmianę krzyczała ze strachu i żebrała o pomoc (sama się koni potwornie bała) Staś truskawki zjadł, pomyślał, żeby jeszcze raz spróbować, wylazł spod konia – i wtedy go przemoc rodzinna dopadła.
Dziekuje za porady w sprawie tarty.
Chce zrobic ze sliwek, bo kolezanka przywiozla mi tego z pol kosza /nie wiem co zrobie z reszta/ pytanie: ile warstw tych odpestkowanych przewidziec, ile masla na spod i ile cukru. Przyprawic moze jeszcze czyms innym?
Przywiozla mi jeszcze dosc spora dynie, z polowy chce zrobic zupe. Zamierzam ja przyprawic tartym imbirem, moge dolozyc gozdzikow?
pozdrawiam
pepegor
chciałoby się napisać …. dziś prawdziwych targów już nie ma ….
Małgosiu słoneczko świeci … 🙂
Pyro a Rynek Wildecki i ten na placu Bernardynskim?
Pepegor – tarty to z założenia ciasta jednowarstwowe. Dynię możesz długo przechowywać, możesz z niej zrobić konfiturę, możesz ją marynować, Specjalistką od zup jest Nemo i Marialka (Marialka w tym roku nie pisze i Nemo pozostała jedynym ekspertem zupnym) Ze śliwek jest specjał nad specjały – czyli powidła.
Nirrod – wildecki jest nieduży, a Barbardyński to rynek umierający – zmieniły się ciągi komunikacyjne, dokoła mieszkają biedni emeryci i śródmiejska biedota. Marne szanse. Chyba, że znów się coś w życiu tego fyrtla odmieni.
Rynek miał być Bernardyński ale coś tam z palcami Pyry nie po kolei…
Idę robić strasznie nie lubianą czynność przed bardzo lubianym obiadem, czyli trzeć ziemniaki na placki. Eska – z Twoją śmietaną będą oczywiście.
Czasy się zmieniły,a zatem targi i bazary się zmieniły.
Ja chodzę raz w tygodniu na bazar,który jest położony
niedaleko mojego domu. Jest tam wszystko- warzywa i owoce
również prosto od producentów. Teraz nie przyjeżdżają furami,
ale żukami i innymi nyskami. Wybór jest duży,jakość
zdecydowanie inna niż w supermarkecie i potargować się można.
Zawsze wracam z pełnymi koszami zakupów.
Są też stoiska zawodowych handlarzy. Są artykuły spożywcze,
ciuchy (chińskie i polskie),jest w zasadzie mydło i powidło.
Publiczność przychodzi różna.Czasem do niektórych stoisk
ustawiają się kolejki – np.po doskonałe pieczywo.
Kiedyś była „aleja ukraińska” z ciuchami,ale zniknęła.
To miejsce funkcjonuje tylko w soboty i niedziele do ok.14.00.
Przy ładnej pogodzie jest gwarnie i tłumnie.
W tygodniu jest czynnych tylko kilka stałych sklepików i
klientów niewielu.
Pepegor,
jaką tartę kombinujesz zrobić? Tatin? Do tego śliwki się nie nadają. Zrób może taką:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/CiastaRozne#5097840445229094722
Ciasto nie musi być francuskie. Może być tzw. Kuchenteig czyli ciasto zagniecione szybko ze 150g mąki, pół łyżeczki soli, 75g zimnego masła w kawałeczkach oraz 3-4 łyżek zimnej wody. Ciasto po zagnieceniu potrzymać w chłodzie przez 30 minut, potem cienko rozwałkować i używać do produkcji tart o różnych smakach np. śliwkowej.
Rozwałkowanym ciastem wyłożyć formę, ponakłuwać widelcem, posypać cienką warstwą mielonych migdałów lub orzechów laskowych, ułożyć śliwki pokrojone w ćwiartki, posypać cukrem i cynamonem, piec w temp. 250 stopni w dolnej części pieca ca 25-30 minut.
Podawać ciepłą z lodami.
Można też owoce zalać mieszaniną 2 jajek, 2 dl śmietanki i 4 łyżek cukru. Piec jak wyżej.
Na początku albumu jest ciasto morelowe. Tak można robić ze śliwkami i innymi owocami.
Resztę śliwek możesz zamrozić (połówki bez pestek) i użyć w zimie na takie ciasto. Albo usmaż powidła.
Zupę z dyni można robić przeróżnie. Ja dodaję curry, bulion, a na koniec śmietankę i grzanki z czosnkiem. Można dodać prażone pestki z dyni, olej z dyni, co się chce.
Dynia z goździkiem i cynamonem plus sok cytrynowy i cukier daje kompot jak ananasowy. Gotować bardzo krótko, by kawałki dyni się nie rozpadły.
Dynię ugotowaną bez niczego można zamrozić np. w pudełku po lodach i zużyć zimą na zupę. Można też mrozić surową w kostkach, ale zajmuje więcej miejsca.
Do Sławka
Kolega przyszedł i widzi, że łuk stoi. Strzały w tarczy , mówi że wsadziłem tak specjalnie. To mu pokazałem jak się strzela. Pierwszy raz na pokaz tak mi się udało. Dwie pierwsze strzały pod rząd w krzyżyk na środku
Koledze szczęka opadła , mówi ,że jak w filmie.
To się pochwalę :
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/NowyFolder702#5382400800197602354
To z Marka taki Winnetou albo inny Wilhelm Tell !
Tak Jolinku słonko wyszło, to miło.
Na bazarku pod Halą znam jednego prawdziwego chłopa spod Bednar koło Łowicza. Często u niego właśnie robię zakupy warzywne. Ale on też nie sprzedaje tylko swoich produktów.
Robin Hood z Ostrołęki 😎
To jest teraz niebezpieczna okolica 😯
Dziekuje Wam, Pyro i Nemo!
Zupy potrafie dosc dobrze, a dyniowa robie podobnie. Chodzilo mi o to, czy w wypadku dyni nie zaryzykowac tej kombinacji z imbiren i gozdzikami, bo przeciez jakos do siebie pasuja /moze to asocjacja z tym kompoten, jeszcze w domu/. Mozna to oczywiscie zawalic i potem blamaz i robota na darmo.
Zawiedziony jestem tylko z tymi sliwkami, ze nie nadaja sie do francuskiego. Ja tam nie bede niczego ugniatal bo raz, ze ostatnio nie udaja mi sie nawet kopytka i powiedzialem sobie, ze tylko jeszcze gotowce, a dwa, nie bede piekl u siebie tylko u corki, bo wnuczka ma urodziny. Z ta tarta to mialem nadzieje, ze przywioze sliwki ladnie ulozone na blasze, a ciasto tez juz rozwalkowane na blacie i tylko wloze do piekarnika. To jak Nemo, francuskie tylko z gruszkami? Przedysponowal bym ewentualnie.
Twoje zdjecia znam. Dech zapiera i dlatego tez raz chcialem sprobowac, a za recepty dziekuje i odloze na razie do zbioru.
Zegnam do wieczora.
pepegor
Nemo, napisała że NIE MUSI być ciasto francuskie, a nie że nie może. Bardzo dobrze komponują się śliwki z ciastem francuskim
Za zdrowie „Blizniaczkowych Pyratkek” wznoszono kielichy wczoraj. Ponoc o 20stej. Z wiadomych wzgledow nie moglam.
Za to dzisiaj , choc z niewielkim opoznieniem szczescia wszelakiego zycze i radosnych chwil w kuchni i przy stole. A takze by kulinarna wena nie opuszczala Was.
W Wasze biale raczki!!!
MalgosiuW –
jak juz znalazlas prawdziwego chlopa i to na dodatek spod Bednar, nie chwal sie za glosno. To w dzisiejszych czasach ewenement. Choc swoja droga jaki on tam prawdziwy skoro swoich produktow nie sprzedaje.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Pepegor,
to ciasto ze śliwkami jest francuskie. Chodziło mi tylko o to, że nie da się zrobić tarty Tatin czyli odwracanej, pieczonej z ciastem na wierzchu a owocami na dole, bo śliwki się rozciapciają 🙁 Na odwracaną nadają się gruszki i jabłka i to też lepiej takie nie rozpadające się w pieczeniu.
Możesz pojawić się z surową tartą (przechowaną w chłodzie) i u wnuczki tylko wsadzić ją do pieca i upiec. Ciasto francuskie piec w temp. 200-220 stopni. Najlepiej upiecz sobie jedno na próbę to będziesz wiedział i oszczędzisz sobie stresu.
Imbir pasuje do dyni, również w zupie, goździk też, ale może tylko jeden, żeby nie zdominował aromatu.
E tam, jaki ze mnie Robin Hood. Sławek to jest dopiero. Bez celownika na zawodach bażanta w locie , lub zająca w podskoku trafia w środek. Tylko pasztetu z tego nie ma bo plastikowe.
Ps
Czy ktoś z was wie gdzie Amor kupuje strzały ?
Zima idzie i dobrze byłoby się ogrzać.
Marku-mam w zanadrzu ,być może, adres takiego sklepu,
ale chodzi o to,aby kupić strzały najwyższej jakości i
aby trafić nimi w dziesiątkę tzn w samo serce 🙂
Muszę odbyć chyba naradę wojenną z Pyrą.
Marku –
w ramach zimowej rozgrzewki proponuje zawrzec blizsza znajomosc z niejakim Bachusem. Amora zostaw sobie raczej na wiosne, bo z prawie golym tyleczkiem smiga to co to za rozgrzewka, a i strzal swoich zazdrosnie strzeze. Te zas dotarcza mu taki jeden – chromy na jedna noge, niekoniecznie towarzyski, ale zna sie na rekodzielnictwie jak malo kto. Nie mysle jednak by Ci zechcial pociski gowniarza ze zlotym kolczanikiem na zamowienie, prywatne zrobic.
Dobranoc z mojej strony globu
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
„Matuś dali ci pierzynę…Idzie zima, ciebie ni ma…” śpiewał Chyła (?)
Nie wiem, czy się w ogóle przyznać do „sztucznego żywienia dzieci”. Miałam złudzenia, że naturalnie, a tu wychodzi, że nie… Zrobiłam placki; bardzo dobre placki. Postawiłam na stole talerz z plackami, słój ze śmietaną Eski i nóż do śmietany, talerzyki, widelce. A to Dziecko warknęło, że Macierz głupieje widać – placki ociekają oliwą, a Matka daje jeszcze masło do smarowania. I ona tak nie chce. Ona chce z kwaśną śmietaną. Biedne dziecię wychowane na produktach śmietanopodobnych, za czorta nie chce uwierzyć, że w tym słoju JEST śmietana. Jadła „na sucho”.
Witam, moje ciasto/tarta sliwkowe bylo b. dobre, robilam podobnie jak nemo podaje.
Zabciu wejdz do „krzynki”.
(trzeci dzień od debiutu)
Targowisko u mnie jest, a jakże! W soboty, do wioskowego parczku zjeżdżają z okolic „furmanki” marki Ford, Toyota czy Chevrolet. Na straganach można kupic („cie” się nie drukuje!) ekologiczne owoce i warzywa. Nie wiem na czym owa ekologiczośc polega (!?) Wizualnie i zapachowo tak. Owoce są mniejsze, jakieś kostropate nie takie dorodne jak z supermarketu, ale pachną jak trza! Truskawka truskawką, śliwka śliwką. A propos. Węgierki tutaj się nazywają „włoskie”. Żona kupuje tu, con amore, różne różbości, ale przedewszystkim świeżą bazylię. Łaskawie odstępuje mi parę listków do pomidora i mozarelli a sama ukręca z oliwą i czosnkiem piekielną pastę na zapach której nawet najmoderniejsze strzały Amora nie pomogą…
Cichalu, dobrodzieju, zajrzyj pod klawsz z „c” może tam cosik wpadło i blokuje.
Skoro wszystko działa z altem, to „c” też powinno.
Nie mam lepszego pomysłu.
mt7 Superłaskawco, boję się zaglądac bo a nuż cosik połamię? Jeżeli drukuje normalne „c” to chyba nie to. Pewnikiem się elektrony zbuntowały…
Za pół godziny oddaję maszynę właścicielce Do wykonania mam : włożenie łopatki wieprzowej w marynatę (na jutro dla YYC do kopytek z gęstym sosem i buraczkami- ściśle wg zamówienia)
– zmielenie sera od Eski – będzie pascha, adresat ten sam i trochę na dwa pozostałe dni,
-upieczenie kawałka łopatki cielęcej na niedzielę
– wyprodukowanie paliwa na dzisiejsze popołudnie i jutrzejszy poranek
Nie wiem dlaczego, ale jestem senna i łażę, jak mucha w smole
Przepraszam – od Eski ta wzgardzona przez Dziecię śmietana; ser od Żaby, a na jego produkcję patrzyłam wszak własnymi oczami
Ja też mam zgryz, bo nadal nie wiem, jak na Macu wyprodukować duże „ś” 🙁 Nie mogę więc zaczynać zdania od śliwek ani śniegu 🙄
Na dworze szaro mglisto, a jeszcze przed tygodniem…
Chyba się wezmę za krojenie jabłek na mus, ale też tak łażę jak Pyra…
Pyro,
jakie paliwo produkujesz? 😯 Skręty?
Raczej napchańce Nemo. Teraz sprzedają gotowe gilzy i są takie aparaty do napychania. Nauczyła mnie Haneczka, za co wdzięxczność moja nie ma granic.
Tacy tam z was pomocnicy. Człowiek się o amoralne strzałki zapyta i nikt nic nie wie. Nawet wszystkowiedząca Nemo. Sam będę musiał polatać i poszukać.
Redbulla sobie kupię , będzie łatwiej. Może coś z tego latania wyniknie. Jak nie , to zamarznę na amen. Lulek przynajmniej się zabezpieczył. Właściwie to Pyra go zabezpieczyła. Ma się gdzie ogrzać.
Lulek dasz kawałek ?
Marek – przecież cytowałam wyżej – nie sama pioerzyna, ale dziewczę z pierzyną na zimę koniecznie.
Jak to wszystko wraca. W czasie wojny (II Światowej) robiłem Mamie (Ojciec był na paroletniej „wycieczce” do Tobruku, Gazali a potem Monte Cassino) takie papierosy. Jeszcze z przedwojennych gilz HerBeWo. Czasem je podbierałem i dawałem oraczom pracującym na polu parę ulic dalej. Za to sadzali mnie na koniu! Do dzisiaj pamiętam zapach tych koni i uczucie szczęścia, które mnie wtedy ogarniało.
Młodsza wzięła psa i poszła z nim do weterynarza. Twierdzi, że ma jakieś grudki na uszach i pysku i pewnie coś złapał. Ja niczego nie widzę. Niech obejrzy „znający”
Witam.
Polska czcionka w Viście
Wybierz panel sterowania–>zmień klawiatury lub inne metody wprowadzania danych (pod zegar, języki i region)–>zmień klawiatury–>Dodaj…
następnie szukasz polski programisty i zaznaczasz–> ok
potem ustaw „Język domyślny” na polski programisty.
Dla Mac Nomo poczytaj http://web.mac.com/heidi17/Heidikowa_witryna/Drobiazgi.html
Marek może to?http://www.tapis.pl/piece-piecyki/realizacje/
Dzień dobry Szampaństwu,
Na Dolnym śląsku pogoda do kitu. Poza tym jestem tak zabiegana, że ledwie dycham. Też byście byli, gdyby tak od jednego Szwagra na Pomorzu po drugiego na Dolny śląsk…
Pozdrawiam wszystkich i idę na piwo do „Klubu” .
Hurra !!!
Znalazłem na strychu porządną kołdrę puchową 180×180 cm.
Możecie być o mnie spokojni . Już nie zmarznę. Lulek śpij spokojnie napad z włamaniem ci nie grozi.
Zaraz , zaraz …
Czy samą pierzyną żyje człowiek?
Znowu mam problem 🙁
Lulek ma jeszcze poduchy…
a ja mam 2 m x 2 m koldre
To jest chyba propozycja dla Marka. 😆
też tak pomyślałam ale nie chciałam prowokować …. 🙂
a Pana Lulka coś wcięło dzisiaj … chyba się wczoraj przepracował w ogródku …
Morąg
No to kiedy mam przyjechać?
W Berlinie byłem tylko po wschodniej stronie. Było pięknie . Podziwiałem wtedy kwitnący socjalizm. Po mojej wizycie za rok się wszystko zawaliło. Po co mnie wpuszczali ?
a wlasnie, ze nie bo 1,5 m zajmuja koty
Mozesz przyjechac kiedy chcesz, mamy jeszcze antresole w drugim pokoju
duchy do poduchy i jerzyny do pierzyny
3,24m kwadrat opanuje
Marek dodzwoniłeś się do Pana Lulka?
Nikt nie odbiera.
czy ja dobrze zrozumiałam, że Danusia ma zamiar być swatką po rozmowie z Pyrą … Marek co Ty na to?
Morąg
Mamy problem. Ciekawe czy twoje koty polubią mojego ptaszka.
Marek Ty przecież ptaszka zawsze w domu zostawiasz … 🙂
Swatka ! Jaka Swatka ? 😯
Ptaszek w domu?
To po co pojadę …
Moje koty lubią ptaszki 😎
A tak właściwie, to ptaszek stary już jest. Ćwirgolić już nie chce . Na stare lata mógłby się do czegoś przydać. Przynajmniej koty miałyby pożytek.
15.29 … przeczytaj Danuśkę 🙂
Co z tym Lulkiem … ??
kod „wymowny” 66d6, co do ptaszka to nie biore za niego odpowiedzialonosci, ale Marek jak chcesz sobie porobic zdjecia (mozesz sobie spokojnie porobic zdjecia o podbnej tematyce jak u Jacka 65) i podziwiac nie kwitnacy socjalizm (i to w zachodniej czesci) ale najnormalniejsza post/komunistyczna glupote, bo tak sie to nazywa mnie natomiast przypomina czasy PRL-u
O Matko Boska !
Lulek wrócił z Wiednia . Był samochodem. Sam .
Pan Lulek
Reinkarnacja 😯
no tak ćwiczy przed Sylwestrem … a my się tu martwimy …
Kobieta wymagająca ? :
Musi być odpowiednio wysoki. Odpowiednio przystojny (ale nie aż tak, abym ja była dodatkiem do jego wspaniałego, fantastycznego życia). Musi odnosić sukcesy, być wypłacalny i z determinacją dążyć do celu.
Musi również, i tu sytuacja nieco się komplikuje, znać się na dobrych żartach, ale jednocześnie wiedzieć, gdzie jest granica pomiędzy tymi mniej przyzwoitymi dowcipami, które akurat ja uznaję za śmieszne. Musi znać dobre restauracje, ale nie może mieć żadnych wymagań dietetycznych. Powinien zawsze być wymagający, ale nigdy wybredny czy grymaśny. Nigdy, nawet przez minutę, nie wolno mu paradować z zarostem na twarzy. Musi śmiać się z holenderskiego akcentu. Musi być inteligentnym facetem, który nigdy nie da mi odczuć, że jestem głupsza. Musi nosić się modnie, a nie tylko wiedzieć, co jest modne. Powinien wyglądać tak, jakby sobie nawilżał twarz kremami, choć naprawdę tego nigdy nie wolno mu robić. Musi być gotowy otoczyć mnie opieką, ale jednocześnie to ja sama będę się sobą zajmować. Nie wolno mu mieć ani jednej pary butów ze sprzączką po jednej stronie. Nie może nigdy wyglądać tak, jakby używał kosmetyków do pielęgnacji włosów.
Musi być na tyle odważny, aby spotkać się z moją siostrą. Jednocześnie musi mieć na tyle fantazji, aby niespodziewanie zabrać mnie na weekend do Paryża, bez specjalnego afiszowania się. W towarzystwie musi być jedyną osobą, z którą mam naprawdę ochotę porozmawiać. W zasadzie to już koniec listy moich wymagań. Problem w tym, że jestem naprawdę wybredna i nie mam ochoty na kompromisy. Prędzej zjadłabym osę, niż podzieliła się swoim niedzielnym sushi z facetem, który ma na sobie spodnie w kolorze pomidorowym.
O Boże jestem ideałem 🙂
Może z jednym wyjątkiem, uwielbiam mój pomarańczowy sweter.
Byłam dzisiaj w Koszalinie u lekarza orzecznika. Orzekł, ze się nie nadaję do pracy przez pół roku, a poczym dodał: a potem się zobaczy co dalej.
Prezes padnie trupem jak zobaczy to orzeczenie. Ja mam wrażenie, ze on cały czas był przekonany, że ja coś kręcę do spółki z lekarzem, bo mi mówił, w formie przestrogi, ze ZUS teraz wszystkie zwolnienia sprawdza. Ja się z trudem powstrzymuję, żeby mu nie życzyć podobnego złamania.
Wczoraj zebrałam z trawnika jeszcze dwa kilo małych mirabelek i właśnie je zaczęłam smażyć. Jeszcze w sadku sprawdzę te duże, może się na wsad nazbiera.
Przepis na śliwki w occie, prosty jak kłębek sznurka w kieszeni: śliwki przekroić na połówki (pestki wyrzucić) zalać octem pół na pół z wodą. Zostawić na 24 godziny. Potem ocet zlać a śliwki zasypać warstwami cukrem. Ocet można użyć jeszcze jeden raz. Jak śliwki siądą to dołozyć nowe. To szystko. Podobno są genialne.
pepegor, kładź śliwki na jakiekolwiek ciasto, połówki środkiem do góry, znaczy skórką na ciasto. Jak chcesz żeby były bardziej ozdobne, to każdą połówkę rozetnij wzdłuż trzema cięciami na cztery paski, ale tak, zeby się w jednym końcu trzymały razem i je rozczapiż.
a może rozczapirz?
Żabo!
Prezesa przemilczę, ale Tobie życzę z całego serca powrotu do zdrowia. Przepis śliwkowy jest rzeczywiście genialny. Niedawno, w piwnicy znalazłam słoiczek sprzed wielu lat. Do teraz zachowały doskonały smak.
Matahari37
Dzisiaj byla próba generalna. Dojada bez asysty do Wiednia i spowrotem czy nie. Nie pytajac nikogo o zgode dojechalem z postojem u mego przyjaciela. Sam nie wiem czy on jest lepszy kucharz, czy tak zwany stolarz artystyczny. Potem zrobilem rózne zakupy i wrócilem w fatalnej mgle do domu.
Chyba wyjde na swoje
Pan Lulek
Panie Lulku, gratulacje!
Pyro,
kupilem ciasto nie patrzac zanadto. Jest tego 10 sztuk w paczce, mrozone. W domu przeczytalem, ze nie trzeba walkowac, tylko rozmrozic. Mysle wiec, ze poloze sliwki jak radzisz i zaloze dwa rogi do srodka, beda wydluzone szesciokaty. Ale co do tego, gdzie z tym maslem, pod spod i gdzie z tym cukrem, na wierzch? A moze jeszcze troche cynamonu? Blache chyba musowo natluscic.
Zrobilem akurat salatke z wedzonej makreli i paste ze sledzia, na chleb.
A teraz zycze dobrej nocy.
pepegor
Stara Żabo Roztomiła. Te one śliwki trzeba jakoś myc jak ogórki?
czy może byc brązowy cukier, bo taki mam? Ocet ilu procentowy? Może byc winny, bo mam? Jeśli dobrej nocy to czekam jutro na odpowiedź. U mnie dopiero wczesna kolacja. Moja Osobista w ramach ekspiacji narządziła kociołek pierogów z mięsem. I znowu pójdzie w zadek!
Cichał, myślę, ze ocet może być winny a cukier brązowy. U nas używa się octu spirytusowego, który ma 10% a winny z reguły ma 6%. Pokombinuj jakoś. Myślę, ze kiedyś ten przepis był wymyślony z octem winnym i dawano czysty 6%, a ten pół na pół to jest późniejsza wersja.
Czy śliwki myć to zależy od znajomości drzewa i sposobu zbioru – jak Twoje własne i rwane to nie musisz, jak trzepane w błoto to raczej tak:)
Nie ma to jak Pan Lulek na swoim 🙂
Pepegor,
pytasz wprawdzie Pyrę, ale to ja Ci wczoraj podałam przepis, więc jeśli go jeszcze raz przeczytasz i spojrzysz na obrazek, to będziesz wszystko wiedział 😉
Masło jest niepotrzebne, ciasto francuskie zawiera tyle tłuszczu, że się nie przyklei do blachy. Sliwki posyp cukrem i cynamonem.
jest wersja z cukrem pudrem po upieczeniu
Pan Lulek wychodzi na prostą … 🙂
te śliwki aż się proszą by je zrobić … kupuję dzisiaj i zalewam …. ciekawe czy gruszki tak można zrobić … bo bardzo lubię śliwki i gruszki w occie …
Nemo,dzien dobry.
Naturalnie ze od Ciebie dostalem i skapowalem, ze tati to jestt to odwracanie. Jeszcze raz dziekuje!
Pyro, dziekuje rownie serdecznie za porady do tarty i za przepis na sliwki w occie. Moja kozezanka, od ktorej mam te sliwki tez sie tym interesuje. Zrobie i sprawozdam.
pepegor