Bimbrownia w Białym Domu
Dziś drugi kawałek książki amerykańskiej autorki Barbary Holland o historii alkoholu.
„Zawsze istnieje popyt na napoje alkoholowe dla niepijących. We wczesnych latach 50. dwudziestego wieku Hadacol, suplement witaminowy, zawojował półki sklepowe i sprzedał się w milionach milionów butelek po 1,25 dolara za sztukę. W niektórych hrabstwach w południowych stanach, gdzie dobrowolnie wprowadzono prohibicję, lał się wręcz strumieniami. Leczył impotencję, cukrzycę, raka, epilepsję, astmę, kamień żółciowy i gruźlicę, a abstynenci żłopali go wiadrami. Być może celowo miał paskudny, stęchły rybi smak, co przekonywało ludzi cnotliwych o jego faktycznie medycznym przeznaczeniu, jako że w żadnym razie nie dostarczał miłych wrażeń. Miał za to 12 procent alkoholu, co może tłumaczyć jego lecznicze właściwości.
Matki święcie wierzyły w przemycany z Wielkiej Brytanii specyfik dla płaczących dzieci przeżywających problemy z ząbkowaniem lub bólami kolkowymi. Miał 8 procent alkoholu i spożywany w odpowiednich ilościach poprawiał samopoczucie zarówno matek, jak i dzieci (jego odmiana jest obecnie powszechnie dostępna i niektórzy wierzą w jej skuteczność, nie zawiera już jednak alkoholu, przez co podniosły się głosy, że do niczego się już nie nadaje).
Pod okiem policji alkohol trafia do kanalizacji
Niektórzy przekonywali, że prawdziwy alkohol również jest lekarstwem, tak jak był nim od czasów swych narodzin. Pewien lekarz stanowczo przekonywał „New York Times”, że ?nie ma nic bardziej pomocnego w nagłym wypadku” niż mocny drink i przepisywał go na wszystko od rozstroju nerwowego do zapalenia płuc, sam też wypijał zawsze jednego na zakończenie dnia.
Grupa lekarzy, konsumentów i piwowarów lobbowała zaciekle w Kongresie, aby zalegalizować piwo jako lekarstwo i zezwolić na jego sprzedaż w aptekach. Wywiązała się zażarta walka. Protestowali przemytnicy i damy z ruchu na rzecz wstrzemięźliwości. Ostatecznie uzgodniono, że można dyskretnie wystawiać recepty na wino i whisky, ale nie na piwo (nikt nie powiedział tego głośno, ale piwo uznawano za napój tych robotników, których alkohol najbardziej demoralizował).
W Białym Domu prezydent Harding nie mógł podczas obiadów podawać wina zaproszonym głowom państw, ale na górze, w prywatnych apartamentach częstował skrycie swoich kumpli martini. A owi kumple nie należeli do ludzi, którym do życia wystarcza woda. Prezydent grał również w golfa. Za czasów prohibicji golf przeżywał niespodziewany wzrost popularności, jako że prywatne ośrodki rekreacyjno-sportowe pozwalały na picie alkoholu, a Harding wywołał lekkie rozbawienie, wyszarpując butelkę z torby na kije golfowe w Chevy Chase Club.
W Waszyngtonie nieposkromiona córka Teddy’ego Roosevelta, Alice, produkowała dobre wino, doskonałe piwo i zupełnie znośny gin z pomarańczy” w zamontowanej w piwnicy destylarni. Słynęła z urządzanych przez siebie przyjęć i nie lubiła polegać na dostawcach.”
I na tym koniec. Więcej cytatów nie będzie bym nie został uznany za czołowego w kraju pijusa i demoralizatora.
Komentarze
Dzień dobry Szampaństwu!
Co to, znowu ja zaczynam? Śpiochy jesteście okropne, a to przecież ja byłam wczoraj na imprezie w Łobzie! Nie muszę dodawać, że bardzo udanej, powspominaliśmy stare lata i starych wspólnych znajomych. Dostaliśmy różne materiały poglądowe, w tym mapę powiatu z naznaczonymi stadninami – Stara Żabo, toż tu co rusz jakaś stadnina 😯
Dzisiaj odpoczynek, a jutro po południu skok do Połczyna, przyłączyć się do szanownego towarzystwa zjazdowego. Nie mogę się doczekać spotkania ze starymi zjazdowiczami oraz ciekawa jestem nowych, trochę nas będzie!
Dzień dobry Alicjo, jak dzik?
A dzień dobry, pluszaku.
Podobno dzik się udał, jak dla mnie, to troszkę więcej soli by mu nie zaszkodziło. Chłopcy stwierdzili, że dobry. Coś urodzaj na dziczyznę, bo u naszych przyjaciół w Łobzie też akurat dostarczyli świeżo odstrzelonego dzika.
ja tam więcej sarnów powazam paszczowo, ale dobry dzik nie jest zły 😉
Rozbawiła mnie dzisiejsza opowieść i skojarzyła mi się z opowieścią mojej przyjaciółki o jej babci. Babcia, która uważała, że wypicie pół butelki piwa świadczy o nieuleczalnym alkoholiźmie, zażywała w celach leczniczych jakiś specyfik z apteki. W płynie. Gdy trafiła na kilka dni do szpitala, kazała sobie ów napój dostarczyć, żeby mogła się wzmacniać. Lekarz, gdy to zobaczył, złapał się przerażony za głowę, bo to lekarstwo zawiera alkohol! 🙂
P.S. Pod poprzednim wpisem są zdjęcia od Nowego.
do Aliny ze zdjęcia pomacham … 🙂
a wczoraj tak cisza była bo wszyscy mecz chyba oglądali 😉
dzisiaj u nas piekna pogoda …
Na początku lat 80., na fali poluźniania gorsetów umysłowych zapoczatkowanej Solidarnością, w jednym ze szpitali psychiatrycznych w zachodniej Polsce, dyrektor wywalczył mozliwość podawania tak zwanym chronikom, piwa przed snem zamiast tabletek nasennych. Chmiel łagodnie ich rozliźniał i pozwalał im zasnąć. Z całą pewnością szkodził mniej niż tony chemii syntetycznej. Ten eksperyment trwał krótko. Jak zwykle komuś to przeszkadzało 🙁
Małgosiu Kochana jak choroba w domu to zawsze ciężko się zmobilizować do działania … pozdrawiam Cie serdecznie … 🙂
a mtsiódemeczce zdrowia życzę … 🙂 … chodzisz na jakąś rehabilitację czy sama się leczysz ….
Ja sie zgadzam z Pluszakiem. Wole sarne i jelenia od dzika, ale jak mi podadza, to zjem i nie marudze.
Co do alkoholu, to niech no tylko przyjdzie koniec stycznia…
W domu szefa koła łowieckiego na ten teren (nieoceniony Szwagier) bywała na stole sarna, ale ostatnią ustrzelił 2 lata temu i powiedział, że nigdy więcej. Okoliczności ustrzelenia były nie takie, jak by to sobie myśliwy życzył, nie będę wchodzić w szczegóły.
Witam,
dziś od samego ranka mam bardzo pracowity dzień,ale sama sobie wynajduję robotę.Dokończyłam sprawę z dżemem z aronii,potem wzięłam się za paprykę marynowaną, a to za sprawą odnalezionego przypadkowo przepisu Haneczki.Ale kupiłam tylko 1,5 papryki,więc to prawie nic w porównaniu do rozmachu Haneczki. Czeka mnie za chwilę pestkowanie śliwek na powidła.W przerwie umyłam podłogi. Ale jutro już będzie spokój, zajmę się przygotowaniem do wyjazdu do Żabich Błot, zaopatrzeniem kulinarnym męża na czas wyjazdu a wieczorem jedziemy na urodziny znajomej – ma być duża impreza w plenerze,przy ognisku. Gdyby nie to ,mogłabym jechać na zjazd już w piątek,i to z Pepegorem.No, ale trudno. Osobiście nie jestem za hucznymi obchodami urodzin, no bo z czego tu się tak bardzo cieszyć,chyba najwyżej z tego, że dożyło się iluś tam lat.W każdym razie jest to okazja do spotkania.
Małgosiu,pozdrawiam Cię serdecznie. Mam trochę podobnych doświadczeń.Są sprawy, na które niewiele możemy poradzić.Trzymaj się.
Jolinku, dzięki. Czasem mam większego doła niż zwykle i tak jakoś było wczoraj.
Krystyno 🙂
Krystyno,
na zgniłym Zachodzie obchodzi się hucznie urodziny, instytucja imienin nie istnieje. W sumie ma to sens, bo człowiek powinien się cieszyć, że udało mu się przeżyć następny rok. Ja do tego tak od lat podchodzę i w przeciwieństwie do Pyry, która mówi, że kobiecie nie wypada się chwalić wiekiem, ja się chętnie chwalę, bo niby dlaczego nie.
Zresztą…urodziłam się w dniu imienin (albo cwanie wybrali rodzice), nie przeszkadza mi to zupełnie obchodzić imienin Alicji po raz drugi w czerwcu 😉
Idę na molo dopilnować Jerza, który po przebieżce idzie polływać. Ja też pójdę pływać, ale za kilka godzin, po dłuższym spacerze.
*popływać, miało być!
MałgosiuW,
nie daj się zdołować!!! Daj odpór!
a ja sobie kluseczki na pocieszenie pichce
A ja leczo, syn zamówił
…a ja żywca do parówek znakomitych 😉
… a ja nic nie jem.Taka jestem konsekwentna,że aż sama sobie się dziwię, i to już od pół roku. Jeden dzień w tygodniu,przeważnie piątek lub czwartek nic nie jem. Dobrze mi to zrobi,bo od jutra rozpoczynają się imprezy – urodziny, zjazd ,a w poniedziałek bankiet, o którym wspomnę w odpowiednim czasie.
Alicjo,czy Ty po jeziorze pływasz łódką, czy wpław ?
to Ty Krysiu tak jak arcadius … też jeden dzień na wodzie … robię dzisiaj paprykę ale też małe ilości …
to bylo tak
http://nasza-klasa.pl/profile/647851/gallery/album/2/139
to mialo byc to super zdjecie a nie wszystko do czytania…… przecinek
morag a czemu Ty nie swoje zdjęcia pokazujesz? …
Krystyno,
mogę jedno i drugie, właśnie idę wpław, bo łódek tu garażuje sporo, ale nie wiem, która czyja, Szwagra nie ma, Jerzor mówi, że on się nie zna, poza tym nie ma kamizelek – u nas bez czegoś takiego nie można wypłynąć na wodę, a jak wypłyniesz, to jak nic na wielkim jeziorze na środku przyłapie cię wodna la policyja i przywali taki mandat, że odechce się pływania na najbliższe lata, państwo dba o życie obywateli, a co!
W tym wpław zawsze byłam dobra, w końcu wychowałam się na Bartnikach, a tam się od maja do końca września wskakiwało do wody na dzień dobry.
Zaraz tu Jerza zaprzągnę do maszyny, zeby może jakieś zdjęcia dla ilustracji. O, wrócił z obchodu i mówi, ze zimno się zrobiło 😯
No to jak ja mam iść pływać? Jak Jerzor mówi, ze jest zimno, to ja muszę się ubierać!
to zdjecie bylo podane jako „publiczne”, usilowalm to zlikwidowac, nawet zlikwidowalam konto i nie wychodzi mnie…
chyba mi sie jednak udalo
Morągu,
gdzie to jest, to udane?
Alicja, zlikwidowalam konto na naszej klasie (swoje) a chcialam pokazac Twoje zdjecie podane do publicznego ogladania, nagrodzone nagroda „Super Zdjecia” to jak siedzicie Ty i Twoja przyjaciolka w RPA na fotelach na werandzie, relaksujac sie po dniu pelnym wrazen, miala to byc zapowiedz wrazen zjazdowych, ale potem stwirdzilam, ze link nie pokazuje tylko zdjecia ale calos profilu i zlikwidowalam
skomplikowane to 🙂
to moze Alicja sama pokaze
Powód do dolowania to ja mialem ja. Jolka pokazala palcem gdzie powinienem posadzic jarzebine. Byl fachowy ogrodnik i powiededzial, ze lepiej gdzie indziej. Musialem przenosic kompostownik i wykopac odpowiednio dobry dolek, wokolo posadzi sie maliny a ja pomyslalem i niebieskie wieloletnie niezapominajki. Podobno sa takie.
Jako honorarium kropnal sobie pelna musztardówke, które kiedys dostalem w prezencie od Pyry. Nareszcie znalazla wlasciwe zastosowanie.
Obiecal, ze przyjdzie dopilnowac dokonczenia akcji.
A ja zostalem z wykopanym dolkiem do pazdiernika kiedy jest najlepszy sezon sadzenia jarzebin i malin.
Pan Lulek
Panie Lulku niech Pan na mnie wszystkiego nie zwala … ja nic nie pokazywałam a nawet miałam wątpliwości bo tam blisko rośnie brzoskwinia (chyba) … no ale cóż teraz ma Lulek winowajcę od wszystkiego … 🙂 .. no ale chłop mógł się napić za zdrowie Lulkowe … 🙂
Misio pokaż się bo coś Cię zamurowało 😆
Panie Lulku niech Pan dolkow pod soba nie kopie
my moragu to chyba same tu zostałyśmy … to potańcujemy jak kotów nie ma … nie żebym myślała, że my myszy jakieś … 🙂
A co było w tej musztardówce, że fachowiec obiecał wrócić? 🙂
Jakaś nowość w „Polityce” ciągle muszę się od nowa logować.
Do Pana Lulka.
Mnie się wydaje, że dobrze jest posadzić jak najwcześniej jesienią, żeby zdążyły zakorzenić się dobrze przed zimą.
Materiał szkółkarski podobno jest najlepszy jesienią, ale to już ‚chiba’ powinien być.
Do Jolinka.
Pytałaś, czy się sama leczę. Hmm, chyba raczej trudno.
Wytwarzam przeciwciała, które atakują moje zdrowe komórki, w różnych miejscach. Biorę trochę leków, robię testy i przeprowadzam zaawansowane badania, na które trzeba trochę czekać.
Mam nadzieję, że nie będę tak kwękać i ogłaszać biuletynów o stanie zdrowia do końca dni swoich.
Pozdrówka dla całokształtu! 😀
Zaraz przyjdzie ukochany synek na obiad.
Naprawdę ukochany, a na dodatek bardzo Go lubię. 🙂
Ach Jolinku, ja to po tym jak sie pocieszylam kluchami z sosem arabiata, to modle sie do Allaha coby mi jakiegos Araba, ktory handluje samochodami do Afryki(dala ogloszenie), podeslal, coby ten Arab ode mnie moj kultowy samochodzik( ktory nareperowal mnie znajomy po znajomosci, od ktorego trzy tygodnie w lecie odzyskiwalam ten smochod, a ktory ubezpieczylam u znajomej Zaby w Polczynie, tez tego lata,-samochody ubezpieczac tylko w Polczynie, 400 zl na caly rok)) KUPIL, bo ten kult mnie juz definitywnie stanal i nie mam sily go pchac tak jak w ubieglym tygodniu, trzy razy po K´udammie i okolicach plus prawie 100 euro na nowa baterie, dzisiaj wysiadl akurat jak parkowalam, wiec nie musialam nadwyrezac moja reka tenisisty. Ciche mrzonkiy o dotarciu na Zjazd nawet na pare godzin sie rozwialy.
u mnie wszystko po staremu nic się nie zmieniło w wejściu na blog …
myślałam mt7, że choroba diagnozowana i jesteś w okresie rekonwalescencji … przepraszam, że tak wywlokłam sprawę na forum …
może szybciej pociągiem przez Szczecin do Koszalina a tam ktoś Cię podrzuci lub odbierze dalej … ?????????
Jolinku, odmachuje Ci z pozdrowieniami a Zjazdowiczom zycze jak najlepszych wrazen kulinarnych i wszystkich innych. Podobnie jak Nowy, mam nadzieje, ze poznam Was w przyszlosci osobiscie. A moze niektorzy z Was odwiedza Burgundie? Bedziecie mile widziani. Bawcie sie dobrze a potem opiszcie. Pozdrawiam.
Witam
Przysiądę na chwilę. Życzę wszystkim zjazdowiczom owocnych obrad, JPanu Lulkowi, Jolinkowi, Jotce, MT7 i innym powrotu do zdrowia, Morągu cierpliwości – ta może ugotować kamień
Matahari37
E tam, co się będę pokazywał . Zdołowany jestem. Dużo gorzej niż Lulkowa jarzębina.
U niego przynajmniej jest nadzieja, że jak z dołka wyjmie i wsadzi, to urośnie.
Doktor był, Metaxę przyniósł. Kazał pić co wieczór. Może przejdzie , mówi. Ale co ma przejść, jak nadzieję straciłem.
Szkoda gadać. Człowiek jak głupi i podły to i samotny.
Nawet Okoń mnie nie lubi.
A ja Cię LUBIE Marku! 🙂
Ja też!!! 🙂
Marku
Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury.
ale z kroliczka spac nie bede, dobranoc
A jaki to doktor przepisuje Metaxę? Poprosze o namiary. Mnie jeszcze żaden ognistej wody nie przyniósł, furt tylko jakieś ch… antybiotyki. Może ja zażywam nie to co trzeba?
Misiu, ta Metaxa, to chyba z porannego udoju, nieodstana, jutro polknij podwojnie, a skrzydla nadziei urosna, ze ho, ho, albo nawet piesn w slowa sie oblecze i zakwili optymistycznie na krawedzi duszy,
pomidor 🙂
A czy ta krowa jest wściekła, że od razu przefermentowane daje? No nic nie rozumię 🙁
Dzien dobry Wszystkim,
Alsa, dzieki za 09:20, pozne komentarze na ogol przechodza niezauwazalnie.
Ja znowu pozno. Alicja zjazduje, to juz nie ma z kim gadac o tej porze, to samo co wyjsc na plaze nad ocean i do Lysego przemawiac.
Przez moja dluga tutaj ostatnio nieobecnosc w ogole nie znam jotki.
Czesc jotka.
Nie trzeba daleko szukac, wystarczy zerknac na 23:08 i juz Cie lubie. Tez bym chcial z Metaxa, chociazby na recepcie, wychodzic, a co dopiero mowic, jesli do domu takie kropelki przynosza.
Ciagle pozdrowienia dla „Zjazdowcow”. Dzisiaj nawet Zaba na blog nie zajrzala, ale trudno sie dziwic, szykuje sie do powitan.
Uwazam, ze bycie Zjazdowcem obliguje do ciaglego sprawozdania Niezjazdowcom, co sie na Zjezdzie dzieje. I tego od Was oczekujemy.
Bawcie sie dobrze.
Misiu a Ty czemu włazisz do doła … pogoda piękna, zdrowy jesteś, ręce do roboty masz zdolne, chałupę masz swoją, w ogrodzie Ci pięknie trawa rośnie, że nawet wiesz co w niej piszczy, 10 kg mniej musisz nosić, jeździsz po świecie, Pan Lulek kocha Cię jak syna, przyjaciół masz na całym świecie, sąsiadki nad Tobą czuwają … czego Ci brakuje chłopie … wrzuć na luz … popatrz w lustro i zobacz tam fajnego faceta 🙂 … i nie marudź tylko się ciesz, że Małgosia, ja i inni Cię lubią … 🙂 …
a kto to jest Okoń? …. 😉
O, Nowy, dziękuję 🙂 Ja tez tu jestem nowa, miło jak ktoś zagadnie. Na zjad posłałam, za pośrednictwem Pyry, antałeczek naleweczki tarninowo-głogowej. Niech choć ten zacny trunek mnie reprezentuje. Niech ma używanie albo vice versa 🙂
Na rychłe sprawozdawanie ze Zjazdu to ja bym tak za bardzo nie liczyła. Wiadomo, że się należy, ale to co się należy to jedna inszość a to co jest, to już całkiem insza inszość, wot źyźń, jak mawiaja Francuzi 🙁
Nie znaczy to, że my (chwilowo) pozazjazdowi mamy się smucić („ja jeszcze w życiu się rozkręcę, ja jeszcze w życiu się roztańczę”).
W porze podwieczorku zapraszm na naleweczkę z pigwy a altanie nad oczkiem wodnym 🙂
Dzień dobry Szampaństwu!
Nie wiem, jak w Zajączkowie, ale u mnie popaduje, nieśmiało, ale jednak, no wiecie, co?! 😯
Przecież wyraznie zamawiałam cesarską ! 👿
Marek,
Ty paskudo jedna, jak to nie przyjeżdżasz na Zjazd, ja się tak cieszyłam, że się znowu zobaczymy 🙁 Przecież planowałeś? Oj, Misio, Misio…
Tereska Pomorska byłaby z nami się zjawiła, ale z powodów wiadomych nie może, kazała upiec kawałek dzika dla Zjazdowiczów, co zrobiłam wczoraj – nie wiem, z jakim skutkiem, pewnie wysuszyłam tę szynkę na amen (nie mam słoniny, słonina została w Afryce), z góry proszę o wyrozumienie, w Tereski kuchni czuję się prawie jak u siebie w domu, ale jednak nie tak samo, jak u siebie. Musiałam zajrzeć do instrukcji obsługi kuchenki pod tytułem Zanussi wczoraj, i bynajmniej nie żartuję 🙄
Nowy,
u Zaby *internet, nap… la * (to cytat z poprzedniego Zjazdu), więc ja, jako Sekretarz, będę sprawozdawać na bieżąco. Ma się to poczucie obowiązku, a co!
Jolinku,
Okoń tu od czasu do czasu bywa, a zaczął od początku blogu. Pewnie któregoś dnia znowu wypłynie.
Alicjo czytywałam Okonia … pytanie było podchwytliwe 🙂
będzie pogoda … a pogoda ducha na pewno …