Zakazuję zakazywać
Już kilka razy sięgałem po książkę Barbary Holland wydanej przez WAB a zatytułowanej „Radość picia”. Znalazłem w niej jeszcze dwa interesujące fragmenty, które tu zaprezentuję:
„Dziesięć kilometrów od mojego domu w Wirginii znajdowała się słynna destylarnia prowadzona przez obrotną damę i jej trzech oddanych synów. Zgodnie z przepisami, kiedy federalny urzędnik zjawiał się, aby zamknąć destylarnię, musiał zabrać ze sobą zastępcę szeryfa tamtejszego hrabstwa. Moja sąsiadka prowadziła interes na skrawku ziemi położonym na styku trzech hrabstw, a całe wyposażenie miało zamontowane kółka. Kiedy agent federalny schodził, posapując, z góry w towarzystwie zastępcy szeryfa hrabstwa Loudoun, kobieta i jej synowie przetaczali wszystko przez granicę do hrabstwa Fauquier i czekali, aż w obliczu zbliżającego się zastępcy szeryfa z Fauquier trzeba będzie przetoczyć urządzenia do hrabstwa Clarke.
Nie wiemy, jak długo trwały podchody, ale prawdopodobnie po kilku rundkach tej zabawy, urzędnicy się poddali. Tak czy inaczej, podobnie jak wielu najlepszych bimbrowników, kobieta działała jeszcze długo po zniesieniu prohibicji. Z wszystkich relacji wynika, że produkowała mocny i pyszny alkohol.
Aresztowany alkohol w rękach policji stanowej
Mieszkańcy miast przestali się kąpać i napełnili wanny zabójczymi mieszaninami spirytusu zbożowego, cytryn, skórki pomarańczowej, soku winogronowego, jagód jałowca i wszystkiego innego, co mieli pod ręką. Mężczyźni udawali kapłanów, aby położyć rękę na sakramentalnym winie, dozwolonym w kontekście religijnym. Nędzarze pili tonik do włosów, przelewając go najpierw przez bochenek chleba, aby odfiltrować olejki i aromaty. W zaciszu kuchni gospodynie domowe wlewały w siebie esencję waniliową, której nie zde?legalizowano, ponieważ władze uznały ją za zbyt wstrętną, aby nadawała się do przełknięcia. Prawdziwi desperaci mogli ściągnąć płyn hamulcowy z samochodów, przefiltrować go i wypić, ale nie wychodziło im to na dobre. Podobnie miała się sprawa ze Sterno, prymitywną formą podpałki z węgla drzewnego zwana „Puszkowanym ogrzewaniem” – różowawą galaretą, którą spalało się w puszce, aby podgrzać obiad. Wytwarzano ją z denaturowanego etylu i alkoholu metylowego, które można było wycisnąć przez ścierkę, uzyskując trujący płyn zwany „wyciska”.
Niektórzy, upiwszy się do nieprzytomności, nigdy już się nie budzili. Gin z Ulicy Ginu był śmiercionośną miksturą; gin z wanny za czasów prohibicji miał podobne właściwości. Prawo wymagało, aby alkohol przemysłowy zawierał w sobie truciznę. Miało to odstraszać ludzi od picia, tak się jednak nie stało. Kreatywni przedsiębiorcy dodawali do niego glicerynę, olejek jałowcowy i nazywali ginem, albo karmel kreozot – wtedy powstawała whisky. Przemytnik alkoholu dysponujący butelką prawdziwej whisky rozlewał ją do czterech flaszek, uzupełniał wodą, zabarwiał jodyną, a na koniec przywracał moc alkoholem przemysłowym lub samochodowym płynem do spryskiwaczy. W 1928 roku władze Nowego Jorku przebadały skonfiskowaną gorzałkę i okazało się, że niemal w całości składała się różnego rodzaju trucizn. Niektórzy szacują, że w wyniku prohibicji pięćdziesiąt tysięcy Amerykanów zmarło, zostało sparaliżowanych lub utraciło wzrok.”
Te zgony muszą wziąć na swoje sumienie zwolennicy i propagatorzy prohibicji. I dlatego jestem za tym by w wielu przypadkach zakazać zakazywania. Człowiek winien móc i decydować co je oraz pije.
Komentarze
Dzień dobry Szampaństwu!
A co wy tak cicho jak myszki pod miotłą?
No tak, w wyniku prohibicji zmarło wielu Amerykanów, ale tez powstało kilka fortun, między innymi fortuna rodziny Kennedych, szmuglujących z powodzeniem alkohol z Kanady. Popyt był, więc i parę kanadyjskich fortun powstało… w ten sposób ekonomię napędzono, a że ktoś stracił życie…
slawku
takze o te szpony. ale jednoczesnie o to, co już naklepalem
… A ja chciałbym zobaczyc obrazek ktory zmusi mnie do myslenia. Zobaczyc w nim polaczenie dwoch jakze istotnych detali.
W koncu haslo _ Kultura WARTA poznania _ jest rowniez dwuznaczne.
a na dodatek oczekuje, ze obrazek uczyni mnie madrzejszym, bo ja chcialbym z tej imprezy cos wiecej zrozumiec, nauczyc sie, cos podpatrzec. poczuc nastroj …, ale chyba zbyt duzo wymagam
dzis rozpoczelo sie nad morzem babie lato. ale jak widze to na blogu pojawilo sie już wczoraj 😆
😆
Donoszę, że na Pomorzu pogoda cesarska. Wstałam tuż przed świtem i poszłam na molo – pięknie! Mgły nad gładziutką taflą jeziora, którą od czasu do czasu przetnie sunący po wodzie perkoz, na niebie księżyc, od wschodu czerwone niebo nadchodzącego świtu.
I nagle po drugiej stronie jeziora głosy: …i wiesz, k.., on był k…, sierżantem w wojsku, k…, ale dostał po rodzicach kawałek ziemi i spadek, i sie ch… obkupił w ziemie, no i k… zadzwonił, żeby mu elektryke zrobić w komórce, k…, i pyta, k…, ile za robote, to mówie, k…, pięćset, a on w porządku, ma ch… kasę, k…
Poczem zagrzmiał ryk silnika spalinowego i panowie wypłynęli na jezioro.
Dobrze, że jezioro rozległe i szybko zniknęli za zakrętem, wróciła błoga cisza.
Taki zgrzyt w pięknym obrazku.
Arcadius, fruwasz dzisiaj? Jak jechaliśmy w niedzielę, widzieliśmy fruwających koło Wolina, myślałam, żeby zjechać i Ci pomachać, tylko Jerzoru nie chciało się za bardzo wjeżdżać w te drogi. Tak czy owak – dobrych wiatrów, bo pogodę chyba masz 🙂
Dzięki za przepisy z dzika, jeszcze nie zdecydowałam, który wykorzystam, dziczyznę robię jutro, dzisiaj robimy sobie dzień *niejedzony*, bo Szwagier pojechał do Szczecina, Tereskę przewożą do Choszczna i tam ją postawią na nogi. Dzisiaj znowu jakiś postęp zanotowała, codziennie coś nowego, czyli dobre wiadomości – właśnie w radio usłyszałam, że dzisiaj jest Dzień Dobrych Wiadomości 🙂
Haneczko,
rzeczywiście tutaj chwilkę posiedzę, bo do niedzieli, potem Poznań – u Agnieszki (bratanica J.) i Bartka, odwiedzę też moich lotników, a z Pyrami to się spotkam na Zjezdzie. No i z całą bandą oczywiście 🙂
Mówiłam, ze będzie pogoda? Zobaczycie, ja wam to mówię!
Pana Lulka będzie brakować 🙁
Ale na pewno będzie spirytem z nami, a my z Nim 🙂
A po dobie w Poznaniu – na Dolny Śląsk do Mamy, gdzie zainstalujemy się do końca pobytu, czyli faktycznie to tam najdłużej posiedzę. Przy okazji odwiedzę trochę ludzi, z naszej blogowej bandy oczywiście Alsę. Koleżanki z ogólniaka i podstawówki też się skrzykują, Jadzia Południowoafrykańska już zjechała – same Zjazdy 🙂
Idę wyprowadzić pieska, a potem siebie na spacer. Tak a propos, piesek miał być myśliwskim posokowcem, a okazał się posokowcopodobnym kundelkiem. Sędziwy trochę, ma ponad 18 lat i problemy zdrowotne, ale jeszcze błysk w oku, na które nie bardzo dowidzi zresztą.
myśmy też pędzili jak wódka była na kartki … kolega przynosił aparaturę i robiło się party brydżowe na całą noc … inny kolega pracował na takim obiekcie, gdzie była i akumulatornia i destylarka a w około drzewa śliwkowe .. tak się wyspecjalizował, że nas raz na wakacjach do ruiny mało nie doprowadził … mianowicie przywiózł ten swój urobek w butelkach po jakiś dobrych trunkach a my myśleliśmy, że to oryginały … trzeba się było zrewanżować bo dziadami nie jesteśmy … prawie nam kasy zabrakło jak się skubany przyznał …. niestety kolega się wciągnął w picie, sobie życie zrujnowały i umarł młodo …
wiatr wywial sie Alicju, badz jak kto woli stal sie ponownie tym czym byl zawsze powietrzem, w niedziele przed kolacja. wczoraj doprowadzalem moje cialo do stanu przed plywaniem. tzn gimnastyka, plywanie wplaw, ogolne uzdrawianie i lekki spacerek pod klify. w powrotnej drodze spotkalem kompana od spadachronow i wspolnie przeczytalismy pare niezlych egzemplarzy. dzis rowniez rekonwalescencja w planie. na fruwanie szansa jest dopiero w czwartek. czekanie jest wliczone w tego typu przyjemnosci. ale za to jak juz nadejdzie wiatr to juz nic sie nie liczy, wszystko moze poczekac badz zostac odlozone na dni bezwietrzne 😆
Alicjo wprawdzie haneczka to też Jola ale to ja o tym pobycie .. 🙂
Osobiście wolę imiona i określenia od literowych oznaczeń segregatorów. Nawet najsympatyczniejszych. A tak w ogóle nie mam czasu – zlewam wiśniówki. Alicjo – pudła na Zjazd przywieź, Piotr i Danuśka też wiśni dostaną, więc plastykowe pudełka zamykane albo pojemniki po dużych lodach przywieźcie.
Arcadiusza też powyższe dotyczy
Jolinku,
wszystko mi się mięsza, pewnie po tym winie wczorajszym od Grigorija 😉
Arcadiusu,
tutaj też prawie bezwietrznie, taka byle-byle fala na jeziorze, Twój spadochron nawet by nie drgnął na takie coś. Pseudoposokowiec leniwie wyszedł na spacer za potrzebą tylko, skarcił mnie wzrokiem, jak chciałam wyprowadzić na wieś, choćby tylko pod żandarmerię wojskową. Nie – to nie.
A propos, wojska nie ma, nie ma porannej pobudki i apelu… prawie zawsze były o tej porze ćwiczenia, często NATO, a teraz cisza. Szwagier mówi – no tak, kadra jest, ale do wojska zawodowego mało ludzi się garnie. W koszarach sami oficerowie plus personel pomocniczy.
O, i zlikwidowali kasyno wojskowe i nie ma teraz gdzie pójść na piwo 🙁
Precz z prohibicją! Mam wrażenie, że ludzie nigdy tyle alkoholu nie pili, co w czasach zakazów i ograniczeń.
R. też pędził – miał doskonałą aparaturę, zrobioną w warsztatach na Politechnice Wr. – pamiętam jakieś miedziane rurki i spirale. Dzięki tej aparaturze, której oczywiście użyczał sąsiadom, cieszył się ogromnym poważaniem wśród mieszkańców naszej wsi.
Ale fortuny to się na tym nie dorobił. 🙁
Pyro,
chyba zabiorę ze sobą sporą butelkę plastikową na te wiśnie. Tereska zrobiła wspaniały dżem wiśniowy, ja co prawda nie jem, ale spróbowałam, a Jerz sprzatnął pół słoika przy śniadaniu. I jeszcze wczesniej wypytywał Arcadiusa, czy ma te konfitury, co to swego czasu…
A pisałam wam, ze Arcadius przyrządził wspaniale sandacza na kolację w sobotę? Wszystko zostało zanotowane i podam w odpowiednim czasie.
Jutro spotkanie na szczycie w Łobzie (właśnie – Łobzie, czy Łobezie? Mnie to pierwsze podchodzi, a jak jest prawidłowo?), z kolegą ze studiów. Już od paru lat obiecujemy sobie piwo, nigdy się nie złożyło, ale jutro wreszcie jesteśmy umówieni na mur. To znaczy na piwo.
Ach prohibicja !
Westchnęla nam rano Alicja,
a dla Kennedych to była delicja.
Also,
na Polibudzie we Wrocławiu chyba na każdym wydziale była taka aparatura, nasz szanowny kumpel znad jez. Huron (obecnie) tez uskuteczniał taki proceder (wydz. mechaniczny), a naukowo był porównywalny z R. Nawet się o tym zgadali, kiedy R. był roków temu parę w Kanadzie 😉
Co się mogło dziać na wydziałach chemii, to tylko można sobie wyobrazić 😯
Lecę się wyprowadzić.
Chemik, z którym pracuję potwierdza.
Oj-działo się !
A sprzedaż alkoholu od 13.00 ?
To też pomysł z cyklu jak wyżej.
Nie potrzebuje zezwolen bo pracuje jako podnajemca. W tym roku wyjatkowo mnie wywrócilo. Morag byla w wytwórni z rodzina i widziala na wlasne oczy i próbowala wlasnym jezykiem. Nikt z obecnych nie zszedl z tego swiata. Byli wprawdzie w grobowcu ale rodziny Bathyanych do których nalezy zamek w Güssingu, od kilkunastu pokolen.
Wejscie do wnetrza surowo limitowane.
Pan Lulek
Oj dzialo sie, moja kolezanka warszawska, studentka chemii, korzystala z tego, ze mieli przepiekne, olbrzymie mieszkanie i wystroj jednego pokoju skladal sie zasadniczo z swietnie wykonanej aparatury do przerobu alkoholu, kolezanka i jej koledzy z uczelni praktykowali dzielnie, wychodzil im alkohol 70% towy i co ciekawsze nie mialo sie po tym zadnego kaca, tacy zdolni chemicy byli.
Obeszłam trasę wokół koszar, 3 km spacerkiem szybkim. Cisza, ani żołnierza, coby gwizdnął za 🙁
Chciałam zauważyć, że jeśli chodzi o poranną opowiastkę i tych rybaków – takie opowiastki okraszone kwieciście można usłyszeć pod kazdą szerokością i długością geograficzną (pewnie poza Szwajcarią 😉 ), nad Collins Bay także, tylko trochę nudnie, bo wszystko na podstawie jednego słowa *fak*. Specjalnie piszę fonetycznie, bo bardzo być moze, że ŁotrPress jest na nie uczulony.
Panalulkowe wyroby znam z ubiegłego i zaprzeszłego roku i sami widzicie, że żyję 😉
A ja takie rozmowy tzn. wyrazenie pod adresem kobiet jako gatunku i do mnie jako przedstawicielki mialam na proszonej kolacji, ktora urzadzilam dla artysty i autora publikowane w ProLibris w Zielonej Gorze, wposcilam do domu, przywitalam, stol byl nakryty, wino stalo, zaczelam podawac jedzonko, na glowne danie byl oslawiony dzik, i slysze, ze q… jakie to drobnomieszczanstwo, a kto mnie q… mature dal, jak on jest q….poniziny do cna, zu musi sie z takimi q…. tu mial na mysli wszystkie kobiety i partnerki zyciowe, zadawac,jesc i przebywac, a wypil tylko kieliszek wina, bo byl samochodem. Podczas wizyty u niego w domu przez dwie godziny nie mozna bylo dostac herbaty, bo nie czestuja gosci, gdyz jego partnerka zyciowa oszczedza. Facet sie teraz w ostanim numerze skarzy, ze wylecial z mojego mieszkania, oczywscie wrzeszczac QQQQQQQQQQQQQQQQQQ….. i pani redaktor ProLibris (okolice Przytoka) puscila to do druku pot tytulem „Kobieta jako czlowiek”, jakby nie miala wystarczajaco duzo lat aby ocenic, staszego sfrustrowanego mezczyzne, zyjacego na oszczednym wikcie.
q…. f… 👿 wcięło mi taki długi wpis 👿
Alicjo, Szwajcar też potrafi, tylko nikt postronny nie zrozumie 😉
Mój wuj miał odpowiednią aparaturę w komórce na tyłach domu w samym centrum miasteczka. Aparatury tej używał przez lata zupełnie bezpiecznie, bo piętro wyżej mieszkał komendant posterunku, a wszelkie wyziewy szły na konto knajpy w przylegającym budynku.
Kiedyś na Ukrainie miałam wgląd w przygotowania do pewnego wesela. Pan Młody pędził dzień i noc i obawiał się, że nie zdąży, bo miał dopiero 100 litrów gotowego samogonu, a wesele miało być już za miesiąc 😯
morąg – 😯
Omijać artystów czy co…
Morąg,
to ten Jacek, co mówi „Geld macht frei”?
Nie wpuszczać za próg 😎
nie wiem Also, ten pan to w cywilu byly doktor, docent i jeszcze hab…..
Dla wyjasnienia, Alicja zaczela o temat brzydkich ech dochodzacych ja na molo, potem przeniosla to do innej krainy, ze niby tez sie zadrza. No i zdarza sie i owszem niezaleznie od sterootypow kulturowych, wyksztalcenia i pochodzenia. A, ze swiat jest maly, to… tego dzika, wiele kilogramow (przepraszam, ze znowu o dziku) wlozyl mnie, podczas mojego pobytu w Lodzi, kierowany goscinnoscia i odruchem serca Pawel, ktory byl potem tak szampansko goszczony przez Alicje z Jerzorem, ich znajomych i yyc w Kanadzie. (Alicjo powinnas zahaczyc o Lodz, bo Anka, ktora pomimo, ze wiele pracuje, stawia na stole takie wykwintnosci, ze palce lizac, Anka i Pawel sa bardzo goscinni).
Dzik pochodzil nie tylko od Pawla, ktorego artysta zna ale i z lodzkich lasow. Artysta hab. jest rodem z miasta Lodzi i kierowana takim „drobnomieszczanskim” zwyczajem, aby poprzez dania laczyc ludzi, zaprosilam doktora hab. Doktor jak wyzej dostal amoku i teraz sie skarzy na lamach wydawnictwa, kierowanego przez zone naszego kolegi (bylego) blogowego. Die Sache ist rund i kul ziemska tez.
tak nemo, on zada ode mnie na skype przeprosin, chcialam byc uprzejma ale tak to nie jest moj swiat
Chudzina taka… 🙁
http://www.lutterbeker.de/lutterbeker/bilder/Kunst_Kuenstler/Jacek_Wesolowski_final.jpg
nem tutaj to jeszcze jak byl dr i nawet podobnym do czlowieka, teraz to nielchlujstwo „artystyczne” do kwadratu
teraz to on sie tak ma http://www.kunstprojekt-goetzen.de/258.0.html
tak mowiac miedzy nami, to nie trzeba bylo na dla niego poswiecac dziczyzny, tylko jego przerobic na dzika
Magdaleno,
bardzo mnie cieszy to co napisałaś o Sylwestrze na ulicach Wiednia. Ja nie mam specjalnych doświadczeń jeżeli chodzi o uliczne sylwestrowanie. Szereg lat temu w Paryżu i ostatni Sylwester w Wenecji. Jakichś większych ekscesów nie zaobserwowałam.
W tym roku, jak pisałam jedziemy przede wszyskim na Wiedeński Koncert Noworoczny. Przyjedziemy około południa do Wiednia. W hotelu możemy się zameldować około 13.tej. A wieczorem chętnie pójdziemy bawić się „na mieście”. Jakie miejsca szczególnie polecasz? Mamy rezerwacje w hotelu Suite Hotel 200m zum Prater. Koncert następnego dnia o 11.00, czyli balowanie do białego rana raczej odpada.
Morąg,
jesteś niesprawiedliwa, ale rozumiem, że Cię wkurzył 😉 Gość wygląda wreszcie jak artysta a nie sekretarz POP w powiatowym miasteczku, ma w sobie wściekłość i ekspresję czyli atrybuty konieczne w wykonywanym zawodzie…
Chętnie poczytałabym, co pisze, Prolibris reklamuje „interesujące i nowotarskie ( 😯 )w formie artykuły Jacka Wesołowskiego… ” Znaczy po góralsku pisze? 😯
Wiecie co?
Koniec końców wychodzi na to, że i owszem, ludzi przyjmuje się gościnnie, ale z polecenia znajomych, chociaż może sie zdarzyć, że z przypadku zaplątają się całkiem fajne dusze (u mnie się zaplątały i nawzajem). Nigdy nie miałam problemów ze znajomymi z internetu – jak się dużo rozmawia, szybko można człowieka wyczuć.
Morągu…
Paweł, chirurg wiadomy, tłumaczył nam tak – no, jak się tej krwi tyle napatrze, to chciałbym odpocząć, i idę na polowanie 😯
Szwagier jest głownym szefem w kole łowieckim na ten teren Pomorza, więc kto wie, czy się Paweł tutaj nie wybierze, juz rozmawialiśmy o tym i z jednym i z drugim.
Też bym chętnie poczytała, a zwłaszcza o tej drobnomieszczańskiej dziczyżnie. A wściekłość w sobie pewnie, że ma, skoro nawet na herbacie oszczędza! 😉
W googlach jest jego instalacja – świetny komentarz! Tak to można każde badziewie przerobić na Sztukę! Ale ja się nie znam…
po goralsku to to nie jest tu jeden przyklad, http://prolibris.wimbp.zgora.pl/pdf/200614/PL14_03_NaGranicy.pdf, po goralsku i odnosnie swoich 4 liter jest Dzien-nik-Tage-buch ale nie moge znalezc w sieci, sluchajcie antyreklama to tez rekalama, koncze ide po szpinak do Tatarzyna
Alicjo,Twoje spotkanie na szczycie odbędzie się w Ł o b z i e .
Ptaszki z Łobzowa latają do Krakowa, assa tadarassa 😎
Morąg, daruj już Panu Artyście. Gdyby najspokojniejszego znanego mi pana, czyli naszego Gospodarza, ktoś uszczęśliwiał życiem oszczędzającym nawet na herbacie, to też by pewnie ciężkim słowem rzucił, a żeńskie egzemplarze znienawidził serdecznie. Daj chłopu kwaśnieć we własnym sosie. Do domu nie wpuszczaj.
Pan Artysta jest w domu tak ubezwłasnowolniony, że nawet herbaty gościom nie poda ani sobie nie zrobi? 😯 Za to odreagowuje w cudzym domu przy gościnnym stole? 😯
Naszego Gospodarza nie wyobrażam sobie w podobnej sytuacji, ani rzucającego ciężkim słowem 🙄 On nie ma tej potrzeby 😎 Prawdziwy gentleman potrafi sobie zjednywać wszelkie żeńskie egzemplarze, a nawet niektóre męskie 😉
prawda nemo chociaż nasz Gospodarz też artysta … 🙂 …
jak to dobrze, że ja mogę się znać tylko z tymi, których chcę znać … 😉
jakoś mi dzisiaj nic nie smakuje … budyń sobie chyba ugotuje z malinowym soczkiem …
nemo trafilas w dziesiatke, jak po tym wejsciu z pierwszymi q powiedzialam, jemu innym gosciom, uderzajcym w podobny ton, ze to nie moja wina, ze maja zle doswiadczenia z kobietami a w koncu sobie je sami wybierali zostawiajac dla mlodszych i podobnoz czarujacych panienek „mieszczanskie” zony, aby teraz miec tylko prawo wejscia do domu gdzie mieszkaja dzieci aby posprzatac i dzieciom ugotowac i to jeszcze boczkiem, boczkiem aby nie przeszkadzac, to cala furia wylecila na mnie – z pracy mnie zwolnil, matury mi zabronil, pochodzenie mnie wymowil i ku zachwytowi moich sasiadow rozslawil mnie, niestety za pozno – ze wzgledu na wiek, jako przesiebiorstwo pewnego rodzaju.
😆
Ludzie, przecież ja chciałam tylko Morąg uspokoić. Gdyby zamiast go grzecznie wypraszać, kopnęła tuż pod plecami, żeby zleciał na pysk z któregoś tam piętra, ani okiem bym nie mrugnęła, tylko po co kobieta ma wściekać się na swołocz przez miesiące całe? Jak znam życie to p. Redaktor nie traktuje per q– bo anse i frustracje sobie, a żyć trzeba… Znałam kiedyś dość świętoszkowatą niewiastę, która kilka godzin latała po mieście z docepioną przez dowcipnisiów kartką „Zakład świadczy usługi dla ludności. Fachowo, szybko, z dostawą do domu”. Zainteresowanie było spore.
Dziękuję za komplementy oraz nowy dla mnie tytuł:artysty.
Tylko czasami wyczyniam jakieś sztuki. Ale do zniesienia przez publiczność. Ale rację ma (co oczywiste Nemo), że lubię zjednywać sobie damską sympatię i towarzystwo. A męskie … czasami.
Pyro droga, mój pan mąż prosi żeby Cię bardzo przeprosić, ale dzisiejsze plany mówiąc wytwornie sz… trafił i nie jest w stanie dotrzeć do Ciebie. Zrobi to jutro mnie więcej o tej porze. Może być?
Może być. Też miałam męża.
Pyro
🙂 🙂 🙂
za całokształt
Zrobilam szpinak po barbarzynsku i jestem zadowolona…
Jotka z Pyrlandii?
Ha. Czekam, aż Jerz się przespi, a śpi juz i spi, śpioch taki 🙄
W planie byłopojechać do Drawska na zakupy. Namawiałam tego tam na jutrzejsze świtowe kajakiem… se sama popłynę, zabiorę aparato, rura to nie jest, ale zawsze coś…
Szpinak to ja ledwie sparzam, na tyle, żeby „zemdlał” lekutko, potem sole trzezwiące, czosnek i te rzeczy dyżurne. I od czasu, jak tak traktuję szpinak, uwielbiam po prostu.
Alicjo ja go traktuje podobnie, czy Ty jestes w okolicach Drawska Starego gdzie sa taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakie piekne jeziora?
Okazuje sie, ze Jolke ciagnie do Austrii tylko w inna strone. Przeciez Flandria byla kiedys prywatna wlasnoscia Habsburgów. Teraz upanstwowili, podzielili pomiedzy Holandie, Belgie, Francje i wlaczyli do Europy. Jak nas tak beda okrawali to zostanie tylko Wieden i Poludniowa Burgenlandia.
Wtedy to my przylaczymy wszystkich.
Pan Lulek
Alicjo, pyrlandką to ja jestem z importu, a tak w ogóle to z ziem wyzyskanych – z Dolnego Śląska! Do Poznania wpadłam na chwilę na studia i zobacz co się porobiło! Ale Dolny Śląsk kocham, moja mama tam jeszcze mieszka, a Wrocław jest dla mnie jednym z najpiękniejszych miast 🙂
Alicjo, morag, a czy znacie sałatkę ze świeżego, młodego szpinaku?
* opakowanie młodego szpinaku (ja kupuję w Lidlu)
* słoiczek suszonych pomidorów w oliwie
* ser lazur (moze być feta, inny grecki, wg.upodobania)
* garść pestek dyni
* garść pestek słonecznika
szpinak wypłukać i odsączyć na sicie, pomidory pokroić w małe kawałki, ser w kostki, pestki uprażyć na suchej patelni; wszystko razem wymieszać, zaleć zaprawą z pomidorów, ewentualnie doprawić według uznania. Pycha!
To jest to co tygrysy napewno by lubily najbardziej, gdyby znaly ten przepis!!!!!!!!!! Ale teraz juz znaja i beda w ten sposob szpinak przyrzadzac!
No właśnie! Na co jego robić zemdlałym na pół zdechłym, jak on może być przytomny, silny, młody i jędrny 🙂
Po przerwie zajrzalem na bloga i odkrylem, ze YYC wyjechal wlasnie do Polski. Skorzystam z tego, zeby sie na chwile wtracic do waszych dyskusji, bo mam pytanie do jotki: jak Ci sie udalo dostac bilet na koncert noworoczny do Musikverein? O ile wiem odbywa sie to przez losowanie w styczniu kazdego roku. Ja na razie nie probowalem, ale sie przymierzam wiec bede wdzieczny za odpowiedz, bo moze sa inne sposoby.
Jasne, że znam przepis, z młodziutkiego szpinaku, polecam też przepis Gospodarza, szpinak młody żywy, jajka na twardo, truskawki, dressing musztardowy.
Wróciliśmy z zakupów w Drawsku Pomorskim.
Morągu, jesteśmy nad jez. Bucierz w Olesznie, do Drawska rzut beretem nawet bez antenki. Tu są piękne jeziora! do prywatnego molo mam ze 20 metrów od domu… raj na ziemi, powiadam wam!
Tereska ma tu takie hektary, ze ja dopiero w tym roku wypatrzyłam mirabelko-coś tam, takie czerwonawe, u mnie na Bartnikach były poniemieckie żółte.
Sprawdziłam sprzęt przy molo. Mariana kajak… nieużywany od lat, przewrócilim i Jerzor powiedział, ze nie mam się ważyć wypływać. Obok jakies łódki, ale nie wiem, która należy do Mariana. Wymyśliłam, że jutro jak wstanę o świcie, to poproszę tego sąsiada rybaka, zeby mnie zabrał ze soba na mały rejs, no i ubiorę się po ludzku, a nie w malinowym (kultowym, Alsa) szlafroku 🙄
Mój szpinak dopiero zasiany 🙄 Może jak wrócę z Sycylii z suszonymi pomidorami, to będzie w sam raz.
Mam kosz śliwek, pięknych jakby węgierek (?) rasy Fellenberg, dużych, soczystych, żółtych w środku, pestka łatwo odchodzi. Zaraz zacznę smażyć powidła, bo niektóre popękały przy trzęsieniu drzewem. A jutro będzie placek ze śliwkami.
Alicjo,
kolor malinowy komponuje się znakomicie z jeziorem o świcie 😎 Każ rybakowi zrobić sobie zdjęcie.
Alicjo czy to ten rybak co tak sie wyrazal z przecinkiem?
Panie Lulku jak będę tam przejeżdżać to pomacham do Pana … do nemo też … 🙂 … ale to dopiero za dwa tygodnie …
ostatnio czytałam jakiś przepis na powidła ze śliwek i było tam napisane by śliwki bez pestek przekręcić przez maszynkę … robił tak ktoś?
O nie, morągu, ci przecinkowi byli na drugim brzegu, rybak natomiast bardzo kultura, dlatego jutro gdyby, to się zaproszę na łódkę.
O diabli… upijamy się z Jerzorem piwem mocnym, browar Jabłonowo shock
Będziemy dobrze spać 😉
yyz,
historia kupna biletu jest rzeczywiście godna opisania, ponieważ pokazuje jak pewne mity determinują nasze postępowanie.
W pierwszych dniach stycznia byłyśmy z kolezankami na spacerze. Gadałyśmy o tym i o owym i w pewnym momencie jedna z nich powiedziała, że jej wielkim marzeniem jest Wiedeński Koncert Noworoczny. A na bilety na ten koncert trzeba czekać ze dwa lata, co miał rzekomo powiedzieć Bogusław Kaczyński, bardzo ceniony w Polsce krytyk muzyki poważnej. Ponieważ ja jestem ta od załatwiania więc mi przydzielono to zadanie.
Weszłam na stone internetową opery wiedeńskiej i po prostu zapytałam co mam zrobić żeby kupić bilety. Na drugi dzień dostałam od nich link do biura, które się zajmuje sprzedazą online. Po akceptacji ceny przez przyjaciół zrobiłam rezerwację – płatność z karty w momencie rezerwacji, bez mozliwości zwrotu. 9 stycznia wysłali mi listem poleconym vaucher.
Jednym słowem okazało się to dziecinnie proste. Wszyscy byłi i nadal są bardzo zdziwieni bo oczekiwali nie wiadomo jakich trudności.
Tutaj namiary na to biuro:
info@viennaticketonline.co,
http://www.viennaticketonline.com
koncert w wykonaniu Hofburg Orchestra odbywa się w Imperial Palace Hofburg
yyz,
info@viennaticketonline.com
Jotka,
zapamietaj, zeby nie wrzucać w jednym wpisie dwóch sznureczków (linków) , bo press Cię wsadzi do poczekalni.
Wypiliśmy to mocne i chyba walniemy sie do wyrka? Są okienka w dachu…
Jotko,
to chyba nie jest TA orkiestra i nie TEN koncert.
Bilety na koncert noworoczny Filharmoników Wiedeńskich kosztują od 3 200 euro w kat. I do 450 euro za miejsce stojące. Hofburg Orchestra gra za 150-165 ero od łebka i chyba nie jest transmitowana na cały świat. Ale na pewno gra nieźle 😉
Bilety do Musikverein chyba jeszcze są, w tym kryzysie 🙄
http://www.ticketpool.de/tickets/Neujahrskonzert.html-Vu_Daten_Id=347538-&
nemo,
takie informacje dostałam i takie bilety kupiłam, na bilet za 3 200 euro razy dwa, mnie nie stać a stać za 450 euro też nie chcę. Zobaczymy jak będzie. Napiszę Wam o tym jak wygladał koncert. Tak czy siak cieszymy się. Być może rzeczywiście na TEN koncert konieczne są ekstra zabiegi 🙂
Tu fragment informacji z wikipedii na temat losowania biletów
W rzeczywistości odbywają się trzy koncerty o takim samym repertuarze. Najsłynniejszy z nich to Koncert Noworoczny (1 stycznia), wcześniej ma miejsce Koncert Sylwestrowy (31 grudnia), a około 29 -30 grudnia ma miejsce koncert próbny. Na każdy z powyższych koncertów można wylosować bilety, jedynym warunkiem jest wypełnienie odpowiedniego formularza na stronie Filharmoników Wiedeńskich. Formularz taki pojawia się w terminie od ok. 2 stycznia do ok. 25 stycznia na rok przed daną serią „koncertów noworocznych”. Formularz jest dostępny w języku niemieckim i angielskim. Na każdy z trzech wymienionych koncertów należy wypełnić osobny formularz. Ceny biletów: miejsca stojące 30 euro; siedzące od około 100 Euro. Osoby, którym powiedzie się w trakcie losowania otrzymują w lutym lub marcu listowne zawiadomienie o wygranych biletach, należy zapłacić za nie przelewem do końca czerwca danego roku. Osoby, którym się nie powiodło otrzymują zawiadomienie drogą elektroniczną (e-mail).
No właśnie, a to co zachomikowane, sprzedają później za bajońskie sumy 😯
Najdroższe losowane miejsca w Nowy Rok 2010 (16-32 rząd) to 940 euro.
Jotko!
ja zaczynam sylwestrowe wedrowanie zawsze pod Opera, potem ide w kierunku Stephansdom, a potem dalej pod Ratusz, tak, zeby o polnocy byc pod Ratuszem i wysluchac walca, wypic szampana i ok 1 wracac do domu.
W miedzyczasie popijam poncz, grzane wino (ze specjalnych kubkow, ktore co roku sobie kupuje na pamiatke), przystaje przy scenach z najrozmaitsza muzyka (plan scen i koncertow do dostania w budkach z ponczem), a jak bardzo zimno to przysiaduje na gulasz w ktorejs kawiarni w miedzyczasie.
Magdaleno,
dziękuję bardzo 🙂 Mimo, że do Wiednia niedaleko to nigdy tam nie byłam. Mąż i przyjaciele owszem, ale ja nie. Od dawna chciałam spędzić tam sylwestra a w Nowy Rok pójść na koncert. Bardzo się na tę wyprawę cieszę.
Jak długo są otwarte kawiarnie?
Pytam ponieważ co kraj to obyczaj. W czasie ostatniego sylwestra, kiedy zmęczylismy się już wędrówką po Wenecji chcielismy przysiąść w kawiarni na placu św. Marka. Najpierw długo trzeba było czekać w kolejce. A potem okazało się, że kawiarnie zamykają o 23 ! Oniemieliśmy! Na ulicach było swietnie i około północy zaczął padać snieg.
niestety nie wiem, jak dlugo sa otwarte kawiarnie, bo nigdy nie probowalam wejsc do kawiarni po polnocy, ale nie sadze, zeby byly zamykane przed
Po długiej, technicznej przerwie powitalny ukłon.
Jotka, bardzo dziękuję za wiedeńskie namiary. Do jutra podejmę decyzję jaki koncert wybrać ze sporej oferty na 3 października. A czy znasz jakieś miłe miejsce -z dobrą acz niezbyt ( to trudne w Wiedniu) kuchnią. Wyruszamy silną grupą na drobną wędrówkę po Górnej Austrii i tym razem Wiedeń chcemy wziąć na rozgrzewkę.
Nawet czytałam, żeby powidła przecierać przez sito, a nawet, o zgrozo! dodawać cukru!.
Ja śliwki bez pestek ładuje do gara, na początek odrobinę wody nim puszczą sok i tak je gotuję, co jakiś czas mieszając aż odpowiednio zgęstnieją. I tyle.
Oczywiście na takie powidła śliwki muszą być porządnie dojrzałe, najlepiej jak już się się zaczynają lekko marszczyć koło ogonka. Dojrzałe węgierki, takie na powidła, mają nawet 28% cukru. Własnego.
Moja Mama powidła zapiekała w glinianym garnku i tak stały tylko przykryte celofanem. Ja nie mam tyle wiary we własne wyroby, takoż stosownych gliniaków, więc je pakuje do słoika.
Mam jeszcze ubiegłoroczne, degustacja na miejscu w Żabich Błotach.
U mojego Dziadka, w ogrodzie stał wielki gar na specjalnym palenisku i najęty człowiek cięgiem w nim mieszał i podkładał do ognia. Muszę się dopytać po co było tyle powidła, może je gdzieś wysyłał? Skoro wysyłał do Szwajcarii kiszone rydze w beczkach, to moze powidła też? E, chyba na sprzedaż to jeden gar, nawet obsługiwany przez „Żmudzina” to byłoby mało. Rydze to przywozili wozami. Czy teraz sobie ktoś potrafi wyobrazić wóz rydzów?
Ja mieszam sama jak najęta, ale te śliwki coś jeszcze za mało dojrzałe, bo nie pomarszczone choć niby słodkie, a ta rozgotowana breja kwaskowata jakaś i na razie czerwona. Z zapiekanych powideł albo takich obsychających to zawsze najbardziej lubiłam tę zaschniętą skórkę 😉 Napracowałam się dziś jak ten „Żmudzin” 😯 Zrobiłam galaretkę z litra soku jeżynowego, konfitury ze śliwek, przecier z pomidorów, zakisiłam dwa słoiki ogórków, nastawiłam powidła… Od piątku do poniedziałku będę mieć gości, więc nie będzie czasu na babranie się w przetworach.
Może jutro na grzyby?
A ja dzisiaj odtrąbię koniec akcji mirabelkowej. Wyzbierałam wszystkie owocki koło domu, z jednego drzewka, na którym niby prawie nic nie wisiało, uzbierałam ponad 40 litrów, właśnie nastawiłam przedostatnia sokowarkę. Miałam dać sobie już na wstrzymanie, ale coś mnie popchało do sadku a tam leży kilka ogromnych mirabelek pod tym drzewkiem, co to wycieli i odrosło. Nie zdzierżyłam, jak ta Marusia z gruzinskieg toastu i potrzasnęłam gałęzią, trochę się posypało, no to jeszcze raz, i jeszcze…
Nazbierałam 4 kg, akurat na dwa wsady konfiturowe. Ciekawostka, ze na tym samym drzewie są jedne owoce wręcz ogromne a inne takie średnie; do konfitur je posegregowałam, ale potem w słoiku to właściwie specjalnej różnicy nie widać. Najważniejsze żeby nie ściemniały w trakcie smażenia.
Obeszłam sadek, od odstatniego obchodu na ziemi nie ubyło a wręcz jeszcze przybyło opadniętych owoców. Konie już się chyba przerzuciły na węgierki a kolejne mirabelki dojrzewają.
Komunikat dla yyc’a – skonczyłam drylować!
Nemo, skąd ta Twoja znajoma wzięła „żółte z rumieńcem”? Nie znalazłam żadnej śliwki, znaczy odmiany, tak wybarwionej. Jabłka, gruszki, nawet brzoskwinie, ale śliwki są wyłącznie jednolite. Jak wiśnie.
Zgadza się: najlepsze z powideł są te zaschnięte skórki. Kiedyś (jak już miałam kuchenkę z termoobiegiem, więc stosunkowo niedawno) rozsmarowałam na blasze dżem mirabelkowy i wysuszyłam na ciągutkę. Może to samo zrobić z powidłami?
Żabo,
te mirabelki podobno są żółte w czerwone kropeczki. Za 10 dni pojadę po nie, obejrzę dokładnie i zreferuję, może nawet jakieś zdjęcie da się zrobić, choć one już zamrożone.
Ciągutki robię (zasuszam) z powideł pigwowych. To taka tutejsza specjalność tzw. Quittenbrot. Pigwy gotuję, wyciskam sok na galaretkę, a wytłoki przecieram, dodaję cukier i gotuję, aż się zrobią czerwonobrązowe i szkliste. Wówczas rozsmarowuję na blasze i zasuszam, kroję na paseczki i przechowuję w blaszanej puszce, przełożone arkusikami pergaminu, by się nie posklejały. Bardzo dobre i smaczne zimą, i podobno zdrowe, dużo pektyny.
Kobiety dlaczego Wy sie w domu marnujecie pootwierajcie sklepy z delikatesami, zaschniete skorki, galaretki, kofitury, powidla i to po nocach, to tylko nasze Matki mialy na takie cos nerwy i czas.
Żabo,
mirabelka z Nancy ma rumieńce. Tu jest niemiecka baza danych, mirabelka jest pod koniec. Link bezpośrednio do niej jest za długi.
http://www.obstsortendatenbank.de/fruechte.htm
Takie z kropeczkami to u mnie też były, ale im pestka nie odchodzi, właśnie w tym roku sprawdzałam. Kiedyś ich było mnóstwo, ale w tym roku raczej sporadycznie się tak wybarwione trafiały. Tyle, ze to jest jakby inny rodzaj rumieńca te kropeczki.
już sobie resztki na dzisiaj odpuściłam, mam dosyć. Czyli z odtrąbienia nici.
Dobranoc!
To ja tradycyjnie… po trzeciej nad ranem…
Przywiozę do Żaby te podejrzane mirabelki od Tereski, co to je dzisiaj (wczoraj) odkryłam. Pestka odchodzi i owszem. Czerwonawe one są 😯
Ale kulinarnie wspominając… bardzo mi smakowała pieczeń, schab ze skórą u Pauliny w Danii – Paula powiada, że nigdzie nie sprzedają wieprzka ze skórą, ale tam i owszem. Wszystko zanotowane i sfotografowane.
Tereska Pomorska wie, że ja tu na nią nadaję od czasu do czasu, dziękuje za życzenia zdrowia. Podobno ta choroba łapie młodych ludzi, w przedziale od 20 do 50 lat. I tu Teresa szpetnie zaklęła (po cichutku), bo 28 pazdziernika kończy 50…
Ironia losu (na youtube: isn’t it’s ironic – Alanis Morisett)
Co by tu jeszcze…prędkość internetową mam powalającą, 54kb/sec
A topek lapek Agnieszki, który kiedyś jej przywiezliśmy z Kanadaland, u nas te sprzęty są tańsze, niż w Europie. Skoro wszyscy śpią… naplotkuję na Agnieszkę. Po tych swoich studiach ekono i takich tam w Irlandii nie udało jej się znalezć pracy w Poznaniu, Bartek bardzo szybko załapał niezłą pozycję w Banku Zachodnim. No to Agnieszka – to ja będę panią sklepową sprzedającą, a co!
I faktycznie jest. Panią kierowniczką Vistuli w Browarze (Pyra kojarzy, o czym mówię), i nie tylko Vistuli. Bynajmniej nie sprzedaje, tylko zarządza interesami. Powiada, że bardzo to jej pasuje i odnalazła się w tych interesach, jakoś tak naturalnie jej przychodzi, i przede wszystkim kontakt z ludzmi. Ma do tego dar dziewczyna, uśmiechnięta od rana do nocy, a przy okazji naprawdę piękna. W tej rodzinie tak mają 🙄
O, wszyscy śpią, a ja juz pieska nakarmiłam, wyprowadziłam na spacerek do pieskiego kibelka, zawadziłyśmy o molo, pogoda będzie cesarska oczywiście, na jeziorze lustro bez zmarszczki, słoneczko i te rzeczy.
Idę dospać.