Wycieczka głodomora do twierdzy Modlin
To nie była daleka wycieczka ale pełna wrażeń i smaków. W Zatorach zajrzeliśmy do pałacu Radziwiłłów, który po raz kolejny zmienił właścicieli i chyba wreszcie zostanie wyremontowany do końca. Stoją rusztowania, kładziony jest tynk, a zrujnowana obora i piękne ogrodzenie z czerwonej cegły są już prawie całkowicie odbudowane. Najbardziej nas zachwycił jednak pałacowy park zadbany tak jak by książęcy ogrodnik nie opuszczał go ani na chwilę. A park ten od dawna figuruje w spisie zabytków.
Serock tym razem udało się przejechać bez przeszkód. Może dzięki temu, że to była niedziela. Tuż za miastem zobaczyliśmy wielkie kupy piachu pozostawione przez urzędników ( ministrem G. na czele), co ma symbolizować wbicie pierwszej łopaty w budowę serockiej obwodnicy.
Parę kilometrów dalej na skraju wsi Marynino zatrzymaliśmy się. Za płotem zobaczyliśmy piękne stadko bawołów. Choć może to inny gatunek rogatych i kudłatych bydląt. Jeśli to jednak bawoły, to prędzej czy później będziemy mieć w pobliżu domu wytwórnię mozzarelli!?
Ostatnie kilkanaście kilometrów pokonaliśmy w kilka minut i wjechaliśmy do Twierdzy Modlin przez Bramę Ostrołęcką. Jeśli chcecie dokładnie ją obejrzeć to wejdźcie tu:
www.bramaostrolecka.pl My zatrzymaliśmy się tylko na chwilkę, bo było za wcześnie na południowy posiłek. Postanowiliśmy zajść do oficerskiej kantyny w drodze powrotnej.
Zwiedzanie nadrzecznej części Twierdzy jest dość przygnębiające. Ruiny, chaszcze i śmieci. Na budynkach z roku 1836 (są daty budowy na murach) wiszą ogłoszenia: Nieruchomość na sprzedaż. Klientów nie widać a gmaszyska popadają w coraz większą ruinę.
Po drugiej stronie rzeki resztki XIX wiecznego spichlerza zbożowego. Chyba niewiele czasu go dzieli od całkowitej śmierci. A to taka piękna budowla. Pewnie nie znajdzie się żaden wariat, który odbudował by spichlerz jako hotel z restauracją, do której można by dopływać z Warszawy statkiem. Ostatnimi śladami życia tych ruin była realizacja części filmu „CK Dezerterzy”. Tu ulokował bowiem niektóre sceny Andrzej Haliński (znany Wam mój przyjaciel z sąsiedniej wsi, kucharz natchniony i producent małosolnych oraz nalewek). Po nim zaś wszedł z kamerami inny wybitny scenograf Allan Starski produkując w spichlerzu „Pana Tadeusza”.
Początek Twierdzy sięga 1656 roku. W czasie najazdu szwedzkiego armia Karola Gustawa postawiła u ujścia Narwi do Wisły obóz warowny Bugskansen. 150 lat później z rozkazu Napoleona wzniesiono cytadelę bastionową nazwaną właśnie Twierdza Modlin.
W 1831 roku 7 tysięcy powstańców stawiało w Twierdzy silny i długi opór Rosjanom. Wreszcie Twierdza padła.
W 1834 roku Rosjanie zmienili nazwę na Nowogieorgijewsk, która obowiązywała do 1915 roku. W tym czasie – dokładniej w 1844 roku – wybudowano na Szwedzkiej Wyspie rozdzielającej Wisłę i Narew spichlerz zbożowy, który oprócz funkcji magazynowych pełnił też i funkcje obronne.
W okrsie międzywojennym w Modlinie powstał śródlądowy port marynarki wojennej i stocznia budująca rzeczną flotę wojenną. Wtedy też powstał szerego potężnych bunkrów. Twierdza w roku 1939 była Kwaterą Główną Armii „Modlin”. We wrześniu 39 obroną dowodził gen. Wiktor Thomee. A dowodził on 40 tys. Żołnierzy i pociągiem pancernym „Śmierć”. Twierdza Modlin padła 29 września.
Po długim i romantyczno-patriotycznym spacerze wróciliśmy do Bramy Ostrołęckiej. Ta dawna oficerska kantyna przekształciła się w restaurację, która szybko zdobyła renomę i publiczność. Wojskowy wystrój wnętrza (mundury, wyposażenie żołnierskie, proste stoły i krzesła) zharmonizowany jest z kartą dań. Jest więc golonka na kilka sposobów, żołnierska pajda chleba ze smalcem i kiszonym ogórkiem ale są także sztandarowe dania z kuchni polskiej i rosyjskiej: schabowy z kapustą, ruskie pierogi, pielmieni, solanka, strogonoff, bliny z łososiem, karamańczyki ze szpinakiem czy wreszcie kotlet Kutuzowa pod którą to nazwą kryje się robiony z piersi kurczaka słynny kotlet Pożarski. Oczywiście są i ryby: lin, łosoś, sandacz, sum i pstrąg.
O cenach w Bramie nie będę pisał, bo zrobi się tu zbyt tłoczno, co może za sobą pociągnąć ich podwyżkę.
Sami widzicie, że niedzielna wycieczka była pełna wrażeń.
Komentarze
Na mój rozum to jest szkockie bydło górskie, takie skrzyżowanie owcy z krową (na wielkość i kudłatość 🙂 ), użytkowane raczej na mięso niż mlecznie, wytrzymują bardzo ciężkie warunki, popularne w rolnictwie ekologicznym
TrekLens | Scottish Higland cow PhotoThis photo from the TrekLens travel gallery is titled ‚Scottish
Some info :
Highland cattle are an ancient Scottish breed of cattle with long horns and shaggy pelts. The breed was developed in the Highlands and western coastal regions of Scotland, and breeding stock has been exported to Australia and North America since the 1900s. The breed was developed from two sets of stock, one originally black, and the other reddish. Today, Highland cattle come in a wide variety of colours.
Highlands are known as a hardy breed (most likely due to the rugged nature of their native Scottish Highlands), which will eat plants other cattle avoid. They both graze and browse. The meat tends to be leaner than most beef, as highlands get most of their insulation from their thick shaggy hair rather than subcutaneous fat. This coat also makes them a good breed for cold Northern climates.
Highland cattle were the earliest registered breed, with the registry („herd book”) established in 1884. Although groups of cattle are generally called herds, a group of highlands is known as a fold. The breed is affectionately known as „shaggy coos” or „hairy coos” in parts of Scotland. They were also known as „kyloes” in Lowland Scots – possibly a corruption of Gŕidhealach meaning of „Gaelic culture”, or by conflation with „kye”, an old name for cow.
Notably, Highland cattle were successfully established in Italian Dolomites, in wide open areas. Their hair provides protection during the cold winters, and their skill in browsing for food is also important in order to survive in such a steep mountain area.
Best regards,
Sandu
Czyli, Panie Piotrze, zamiast sera bedzie pieczeń 🙂
Tyz piknie! Ale szkoda, że wizja mozzarelli oddaliła się od mojej chałupy.
Jej, jakie te bydlątka ładne 😀
Jak tylko wygram w Lotto, zaraz kupuję te ruiny twierdzy Modlin. Odnowę zlecę Misiowi za sutą opłatą. No i wreszcie będziemy mieli stałe miejsce zjazdowe!
A bawoły sprowadzę nasze kanadyjskie, nie wiem, czy się nadają mozarellowsko, ale co mi tam, jak już będę multimilionerką 😉
Ech, żal serce ściska… W Modlinie bywałam służbowo kilkakrotnie, bo to był „nasz” garnizon. Słynne Różane Osiedle – czyli jak na owe czasy, nowoczesne osiedle mieszkaniowe z alejkami wysadzanymi jarzębiną, a klubem garnozonowym zarządzał brat znanego aktora – Machalica. Nie był ten brat bardzo udany, ale dzięki temu powstały niezliczone anegdoty. I wierzcie albo nie – nie było chaszczy, śmieci i ruiny.
A Pyra ma trzy wspaniałe dni komputerowe, bo Dziecko poszło do roboty. Co prawda od września zaczyna roczny urlop, ale sierpniowe zajęcia ją nadal obowiązują. Dzisiaj pyta na egzaminach powtórkowych jutro i pojutrze są konferencje, a w sobotę poprawia matury poprawkowe w OKE. A ja mam komputer. Zaraz nastawiam pralkę, a na obiad będą dzisiaj i jutro pieczarki; tzn dzisiaj kotlety panierowane z pieczarek ” surówka, jutro pieczrki w śmietanie z pietruszką do pyz drożdżowych.
Nemo : dostałam wczoraj gruszki klapsy czyli faworytki jeszcze trochę twarde, a ciasto francuskie leży w zamrażarce – przypomnij, proszę, co z tym zrobić, żeby wyszła Twoja tarta tatin.
Jak Szef pojedzie do Paestum, to się na bawoły napatrzy
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bufala.JPG
W Helwecji też można spotkać, 300 sztuk. I jest mozzarella. Szkockie bydło jest tu też popularne, a w Polsce wcale nie rzadkie 😎
Atrakcją może być wypożyczenie łódki i powożenie nią uroczych dam – na „dole”, na prawym brzegu jest przystań widoczna z mostu. W czasie kanikuły można zwiać z zatłoczonej plaży w nieco bardziej ustronne miejsce. Tylko ostrożnie z dalszym zapuszczaniem się w dół – można zostać wessanym przez silny nurt Wisły, jeśli jej poziom jest wysoki, no i kłopot z powrotem. Ale opalanko w łódce z paniami – pierwsza klasa.
Pyro,
płaską formę z niewysokim brzegiem lub tortownicę namaścić masłem, posypać cukrem, ułożyć na tym dość ściśle ćwiartki obranych gruszek i do pieca na godzinę przy ca 200°C. Jak się od spodu lekko skarmelizują i nie będzie widać ciekłego soku – przykryć ciastem, podwijając brzegi do środka (między brzeg formy a owoce) i jeszcze raz do pieca na 20 minut. Wyjąć gdy ładnie zrumienione, przykryć paterą i odwrócić. Jeść ciepłe, można dodać gałkę lodów waniliowych.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/TarteTatin#
Mój przepis jest bardzo uproszczony.
Alina wspominała wczoraj o metodzie tradycyjnej, że owoce można karmelizować na patelni, dać na natłuszczoną i posypaną cukrem blachę, przykryć ciastem francuskim lub kruchym i zapiec jak wyżej.
Legenda mówi, że wynalazczyniom (siostrom Tatin) przypalił się tradycyjny placek z jabłkami, więc zebrały owoce i przykryły je świeżym ciastem 😉 Inna wersja mówi, że przy wyjmowaniu z pieca ciasto spadło na podłogę, więc zebrano, co się dało i upieczono przykryte na nowo…
Dzięki Nemo. Dzisiaj nie, bo pranie i muszę nacieszyć się maszyną, ale jutro tartę uskutecznię. Pytanie – czy te gruszki nie wypadają trochę mdłe? Czy kropisz cytryną?
Nic nie kropię. Gruszki są słodkie i karmelowe, według mnie i dotychczasowych konsumentów – znakomite, bo nabierają nieoczekiwanego intensywnego smaku. Wypróbuj, to mi powiesz 😉
W Modlinie Tata sluzyl. Opowiesci z tego okresu znam na pamiec.
A dzieki Wam mam ochote na gruszki..
Smętna zaduma po mnie chodzi, bo tak jakoś „bez przyczyny” rozpada się małżeństwo moich przyjaciół. Lubię ich obydwoje serdecznie. Przeżyli razem 30 lat, wychowali dzieci, zbudowali dom,posadzili drzewa… Ani bocznych romansów, ani nałogów, ani teściowej za drzwiami. On często na kontraktach, ona w kraju pilnowała dzieciaków i swojej pracy zawodowej. W ub r poszli na emerytury – i okazało się, że niemal się nie znają, że ich drażnią drobne przywary u tego drugiego, że już nie mają wspólnych celów ani nawet nawyków. Bo przez lata starzeli się jednakowo, ale nie razem. Nie sądzę, żeby doszło do rozwodu, ale związek to to już nie jest; pewnie jakaś forma federacyjna.
Zaduma, powiadasz?
Paolore- każdy z nas znany jest tylko z jednej strony: czasem jesiennej, czasem słonecznej, a pechowców z tej, która skwaszona, jak ocet siedmiu złodziei.
Wróciłem wieczorem ze stolicy. Już wczoraj w południe dopadła mnie z pracy informacja, że wielka robota do zrobienia będzie na 15 wrzesnia, a materiały dostanę 10. Znowu weekend z głowy i to zjazdowy. Przekleństwo jakieś. O wyjexdzie na Zjazd nie ma mowy. Przykro mi, Krystyno, ale nic na to nie moge poradzić. Może, jak mi będzie bardzo dobrze szło, to w niedzielę wpadnę na chwilę, bo bardzo chcę poznać Zjazdowiczów. Z drugiej strony jechac ponad 200 km w jedną stronę na dwie godziny to trochę szaleństwo.
Nie komentuję tego, co powyżej, bo nie mam czasu pzreczytać. Na pewno dużo ciekawego. Przeczytałem, oczywiście, co napisała Pyra i rzeczywiście to smutne. Wcale jednak nie takie rzadkie. Znałem małżeństwo zaprzyjaźnione z moimi rodzicami. On był marynarzem i dopóki pływał, nie było większych problemów, choć zwykłe oczywiście były. Gdy przeszedł na emeryturę, nie mieli, o czym rozmawiać, a po krótkim czasie odszedł ze stosunkowo młodą kobietą.
Bardzo mi żal tego niszczejącego Modlina.Byliśmy tam
w ubiegłym roku na wycieczce z przyjaciółmi.
Rzeczywiście wszystko niszczeje,a miejsce jest tak pięknie
położone. Z wieży jest naprawdę wspaniały widok na Wisłę
i Narew. Milioner do odbudowy i sensownego zagospodarowania
doprawdy pilnie poszukiwany !
Taką wspaniałą atrakcję turystyczną moglibyśmy mieć
w pobliżu Warszawy.
Szkoda 🙁
mutimilioner. Milion to teraz kosztuje domek jednorodzinny w stanie surowym
Witam,
Stanisławie ,szkoda,że nie będziesz na zjeżdzie,bo na pewno wszyscy chcieliby Cię poznać. Ja sobie poradzę z podróżą,bo połączenia kolejowe i autobusowe są niezłe, a dziś z Żabą uzgodniłyśmy szczegóły podróżno – noclegowe.
Patrzę na miskę gruszek i muszę coś z nimi zrobić,bo szybko się psują.Chyba skuszę się na tę tartę,tylko że o godz.14 mam wizytę u dentystki . Zobaczę, jaki będę miała nastrój po powrocie .
taki trochę lepszy domek, ale nie pałac znow. Budynki (bo prawie bez ziemi) po Stadzie Ogierów w Łobezie (Łobzie) Agencja wyceniła na 5 milionów, kilka lat temu. Na remont potrzeb było też przynajmniej tyle samo a budynki w końcu nie były aż tak zniszczone, do końca stały tam konie i nawet część stajni była remontowana na bieżąco. Zaczęło się sypać jak opustoszały. A to też zabytek z drugiej połowy XIX w.
Racja z tymi cenami. Kiedy wykupiłyśmy dla Ani nasze mieszkanie od Spółdzielni, notariusz podsumował nasze klatki betonowe na 270 tys – 62 m kw.z durnym rozkładem
Zapraszam do obejrzenia:-))
DWA KSIĘŻYCE NA NIEBIE.
Dwudziestego siódmego sierpnia czyli jutro, pół godziny po północy – na wygwieżdżonym niebie Mars będzie najjaśniejszy. Będzie taki duży jak księżyc w pełni, chociaż będzie oddalony 34,65 milionów mil od Ziemi. Będzie to wyglądało, jakby Ziemia miała dwa księżyce! Nie należy przeoczyć tego wydarzenia i podzielić się tą wiadomością ze znajomymi, bo nikt z żyjących nie będzie miał okazji obejrzeć czegoś takiego drugi
raz.
Powtórzy się to w 2287 roku.
🙂
Jolinku,
skąd bierzesz takie informacje?
„…W czasie rekordowego zbliżenia planeta będzie miała taką wielkość na niebie jak piłka tenisowa obserwowana z odległości 528 metrów…”
To zjawisko najmniejszego oddalenia Marsa od Ziemi od 60 000 lat (tzw. wielka opozycja) miało miejsce w 2003 roku 😉
Pyro – 270 tys za 62m2 to pryszcz.
W moich okolicach Ursynów-Kabaty 62m2
to circa about 600.000 zł.
To na ten Modlin trzeba rzeczywiście
pasjonata – miliardera !
To nie krowy. To mamuty tylko zminiaturyzowane i dlatego sie uchowaly. Dobra ide poczytac bo narazie tylko zdjecia obejrzalem.
Aaaa – pasjonata!
Wspominałam o powrocie mojej przyjaciółki z Indii. Wróciła zachwycona górami i wstrząśnięta życiem codziennym, zwłaszcza w miastach. Treking w Ladakhu był wspaniałym przeżyciem, mimo znacznych wysokości (ponad 5200m), przejazd przez najwyższą dostępną przełęcz (5600m ) nad przepaściami – niezły horror, ale oto, co napisała zapytana o warunki higieniczne tej podróży:
„Higiena… Owszem maja łazienki ale nie doszło do nich, że łazienki się sprząta, odkaża. Często w różnych miejscach korzystałam z łazienki najpierw po umyciu zlewu (czym się dało: chusteczką, szmatką, czasami szczotką klozetową!!) nie po to, by do umywalek lać wodę ale żeby można było na nie patrzeć. Łazienki niektóre były nawet wykafelkowane (można by je było łatwo sprzątać) ale np ściana nad kafelkami była zagrzybiona i niepomalowana itp, zawsze coś było niedorobione. Elementem każdej łazienki był prysznic – tzn rura z sitkiem wystająca ze ściany, w podłodze był odpływ i cała woda, z umywalki też, leciała w tę dziurę. Na temat czystości klozetów nic nie piszę, bo były poza jakimkolwiek kategoriami. Czasami lepiej było korzystać z publicznych toalet na np dworcach, gdzie w podłodze były po prostu dziury albo tzw łapy niedźwiedzia. To spostrzeżenia z hoteli, jak maja w domach?? nie wiem, pewnie podobnie. Natomiast we wsiach (nocowaliśmy 2 razy u ludzi) łazienki były „na dworze” w kanale nawadniającym (kanały to fenomen tybetańskich wsi, prowadzą wodę czasami kilometrami z górskich potoków, są kamienne ale szczelne, fantastyczne budowle), dzięki nim wsie maja wodę, pola są nawadniane. We wsiach uprawiali podobne rośliny jak u nas: głównie zboża, rzepak, nawet kwiatki w ogródkach mają takie same. Ale wracam do łazienek na wsiach. Więc korzystają z kanałów, tam też piorą. WC – to osobny mały budyneczek z dziurą w podłodze i wszystko. Nie używają papieru toalet. ale myją się po „użyciu” podobnie jak muzułmanie. Papier jest strasznie drogi, 2 rolki to cena dobrego obiadu w restauracji. Bywaliśmy nawet dwa razy na tzw ciepłych źródłach (rura wystająca z betonowej ściany, zero basenów, zjeżdżalni itp), tam panie Hinduski przychodziły myć sobie swoje długie włosy – szampony posiadały, zresztą spotykałam sklepy drogeryjno-apteczne ale środki czystości były dość drogie. Największą straszną rzecz widziałam jadąc do Agry. Jechaliśmy pociągiem, pomniejszą klasą (o widzisz, nie sprawdziłam jak klopy w pociągu!!! szkoda) Wyjechaliśmy z Delhi po 7 rano i chyba całe Indie żyjące w slamsach, za przeproszeniem „srały – tzn załatwiały swoje ranne potrzeby). Robili to (widziałam setki tylko mężczyzn z siusiorami na wierzchu) wzdłuż torów kolejowych, przejazd pociągu wcale im nie przeszkadzał – każdy mężczyzna z butelką wody do pomycia się!!!! horror. Na mieście zdarzało się, ze były jakies publiczne toalety, dokładnie sie je wyczuwało, jak wyglądały??? nie odważyłam się nigdy sprawdzać. opowiadali mi, że Hindusi i Hinduski nie maja zahamowań w tym względzie, nawet na ruchliwej ulicy, z boczku potrafią zrobić co potrzebują i idą dalej – dlatego Delhi kojarzy mi się z rozkładającym moczem.
My na szczęście, tak się tam pociliśmy, że wieczorem przypominało mi się, że od rana nie byłam w toalecie, piwa nie piłam – nic nie goniło i to było dobre…”
Indie zapewne są piękne ,ale nadal są na końcu mojej
listy miejsc, które chciałabym odwiedzić.
Również z powodów jak wyżej.
W Twierdzy Modlin nigdy niestety nie bylem. Ktos moze mi powie co to jest solanka i karamaczyki. Liny w smietanie bym zjadl teraz juz zaraz. Chyba ich 30 lat nie jadlem. Mama czasem robila ale nawet nie pamietam kiedy ostatni raz a od tego czasu nie jadlem. Sandacza zawsze bardzo chetnie, pstrag i losos sie nieco oklepaly a suma nigdy nie lubilem. Musze sprawdzic jak lin jest po angielsku i moze uda sie kupic choc to chyba taka lokalna ryba. Swoja droga czy po Wisle plywaja statki z Wa-wy do Gdanska?
Ciekawe czy Texas Longhorne sie nie wywodzi z tych krowek. Tylko, ze w Texasie goraco to futerko wylinialo.
Afryka Południowa. Takich czyściutkich i pięknie przystrojonych łazienek nigdzie nie widziałam. Pani, która sie tym zajmuje, jest opłacana z datków podróżnych, korzystajacych z przybytku, stąd ten słoik, a czasem gustowna miseczka. Kwiaty świeże, pięknie pachnące. A o Indiach kiedyś w satyrycznym programie opowiadał Kanadyjczyk, oczywiście Hindus z pochodzenia, inaczej byłoby politycznie „niekorektne” – i zaczął od tego, że wysiada na lotnisku w Dehli i… łapie się za nos. A potem mniej więcej w tym stylu, co koleżanka nemo, tylko dosadniej.
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/07.Wybrzeze-I/25.Toaleta%20dla%20kobiet%20na%20stacjach%20benzynowych%20-%20typowe.%20Swieze%20kwiaty.jpg
Indie slyna z niesamowitego brudu i zawsze tak bylo. Nic tu nowego. Alicjo poczekaj nastepne 10-20 lat i w Afryce Poludniowej tez sie zmieni. Oni juz gonia Rodezje. Kraj silniejszy gospodarczo wiec i zruinowanie zajmie wiecej czasu.
Jak juz wygrasz te miliony albo lepiej miliardy to kup jakis przyzwoity zameczek albo palacyk z pieknymi ogrodami i parkiem. Po co Ci twiedza.
…właśnie się zastanawiam nad tą twierdzą… w sumie zamek w Kamieńcu Ząbkowickim wyglada całkiem niezle, częściowo odbudowany i zagospodarowany, nie mówiąc o tym, że wychowałam się w cieniu tegoż…
Zreszta, mam podesłany onegdaj przez Gospodarza przewodnik po… (Wakacje z duchami) jest w czym wybierać 😉
To, że się zmieni w Afryce Południowej – nie podlega wątpliwości, jest olbrzymie „parcie” z północy, a granica mimo zasieków pod napięciem – dziurawa. Różnicę widać gołym okiem – najpierw byliśmy na południu w Cape Town, a potem w Messinie, granica z Zimbabwe. Na południu bogato i nawet przebogato, na północy biednie , brudno i pełno wysiadujących na chodnikach uciekinierów z północy.
Powtarzam opinię znajomych, których tam spotkaliśmy, nie tylko Polaków, ale i rodowitych Burów – biali zaczynają stamtąd wyjeżdżać. Z drugiej strony wiadomo, że bez białych RPA zginie i wszyscy zdaja sobie z tego sprawę. I tak to się kolebie…
Moi sąsiedzi wrócili z RPA po 15-letnim pobycie, zniechęciły ich coraz gorsze warunki życia i bezpieczeństwa. Tęsknią do znajomych kątów i prawie co roku jeżdżą tam na wakacje, ale na stałe wracać już nie chcą.
Stanisławie, 200 km to do mnie jest np. z Poznania, da się przyjechać, serio,serio… A następna okazja za rok, a jak zowu cś Ci wyskoczy?
Ciekawe, ze chyba z polowa murzynow w Poludniowej Afryce to ludnosc nabyla, emigracja zarobkowa (wtedy im aparthaid nie przeszkadzal) a teraz swoich pobratymcow nie bardzo maja ochote wpuscic i strzega granicy lepiej niz kiedys biali :-). Podejrzewam ze wiekszosc bialych by wyemigrowala tylko, ze ich jako uchodzcow nikt nie przyjmuje. No bok jak, przeciez wiadomo, ze biali moga tylko przesladowac a nie byc przesladowanymi. Zreszta w jakim swietle by to stawialo murzynow. No i praktycznie nic nie mozesz ze soba zabrac, czyli wszytko poza rzeczami osobistymi zostaje na miejscu. Im kto starszy tym trudniej wybrac sie emigracje i zaczynac od nowa (nie tylko zreszta z RPA).
Mlodych lekarzy z RPA jest coraz wiecej w Kanadzie a to dzieki programowi, ktory dopuszcza przyjazd i prace w odleglych miescinach gdzie trudno o lekarza. Zdaje sie musisz podpisac na 3 lata kontrakt. Nie musisz tez robic residency. Potem pozostanie w Kanadzie to juz formalnosc. W BC jest ich dosc duzo,nie wiem jak gdzie indziej.
Jak zwykle przed samym Zjazdem drużyna się wykrusza. Aktualna lista uczestników na dziś, wygląda następująco :
Żaba,
pp Adamczewscy,
Alicja z Jerzorem
Danuśka (bez obstawy)
Krystyna – jak wyżej,
Haneczka – tudzież
Pyra + dziecka – 4 sztuki
Sławek + Wojtek
Wujek Leszczek z Połowicą*
Pan Lulek, PaOLOre, Andrzej Jerzy – nieobecni, usprawiedliwieni
Zginęły nam Morąg i Magdalena (jedna zajęta dzieckiem, druga dorosłym)
Być może i ASzysz nas zwizytuje, może jeszcze ktoś – dalej Bractwo – dopisywać się.
* Wujek Leszczek jest (jak wiadomo z Żabich reportaży) sąsiadem i męskim wsparciem w razie potrzeby, o Połowicy zaś sama Żaba mówi, że „Baba z charakterem i fantazją kulinarną” O, ja przepraszam – czyta nas od roku i się nie odzywa, bo nieśmiała? To ma być „z charakterem”?
No dobra;włosów jej wyrywać nie będę, niech się zjawi po sąsiedzku.
Zguybiłam Arcadiusza z Przyjacielem.
Ja obserwowałam i wsłuchiwałam się w to, co ludzie mówią. Najpierw zmroziły mnie te osiedla z zasiekami pod napieciem i strażnikami (a przecież w tych osiedlach mieszkają także czarni), pózniej zrozumiałam, dlaczego tak jest. I zrozumiałam, dlaczego Jadzia nie chce się zatrzymywać byle gdzie, żebym zrobiła zdjęcia, chyba że przestrzeń otwarta i z kilometra widać, że nikogo w pobliżu. Opowieści opowieściami, wystarczyło poczytać gazetę codzienną. Podobno aż na taką skalę bandytyzmu w RPA dotychczas nie było.
Niesamowite, bo jest to kraj wielkich możliwości. Mają złoto, węgiel i diamenty – nie mówiąc o doskonałym klimacie i glebach, gdzie można uprawiać co się zamarzy. Na przeszkodzie stoi afrykańska „psyche”, którą tak wyraziście opisał Kapuściński w „Hebanie”, cały czas miałam tę książkę w pamięci, konfrontując obrazki, które widziałam i informacje zasłyszane.
Pojęcie jutra nie istnieje – tam się żyje dniem dzisiejszym. Czas? Mamy czas…
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/08.Wybrzeze-II/011.Wszyscy%20czekaja%20na%20cos.jpg
Longhorny to mają rogi jak bydło Watusi, swoją drogą po jakiego grzyba im takie rogi? Bronić się takimi rogami na boki dość nieporęcznie i ciężko głowę nosić. yyc’u znasz jakieś uzasadnienie dla tych wielkich rogów? Skoro je hodują to powinno jakieś być, oprócz tradycji. W Ameryce jest wiele ras bydła mięsnego, łącznie z bezrogimi brahmanami wywodzącymi się od zebu, a takie rogi muszą przeszkadzać w transporcie.
Pyro,
ja już mam bilety do odebrania na lotnisku przed odlotem, trasę skandynawską wytyczoną z noclegami w Danii i Szwecji, a Aszyszowi proponowałam i dalej proponuję jazdę z nami na Zjazd, niech się zastanowi, przecież ze Szwecji prujemy prosto tam!
Zawadzimy o szwagra, z którym wiadomo, nie takie my…, ale od szwagra do Żabich jest jakieś 35 km, czyli rzut berecikiem bez antenki nawet.
Miś i Brzucho też posiani?
Nie wiem nic Stara Zabciu, ale sie dowiem dla Ciebie. Mam znajoma w Texasie to zadzwonie. Amerykanka od pokolen choc nie farmerka (a wlasciwie ranczerka skoro bydlo) ale moze cos wiedziec. Wiem tyle co gdzies czytalem, ze te longhorny wychodzily zdecydowanie z mody i sie wykruszaly, az ich zostalo tak malo, ze sie nawet wladze stanowe ruszyly, zeby zachowac ten symbol Texasu i teraz wracaja do mody. Chyba cos tak jak Ty kiedys pisalas o polskiej krowie, jesli dobrze pamietam.
Alicjo Rodezje kiedys zwano „bread basket of Africa”. Co z tego sie ostalo kazdy widzi.
Ja mysle, ze oni sie wykruszaja z tego zjazdu bo tam STRASZY. Do dworu trakt prowadzi przez Wilcze Jary i Zabie Blota. Uroczyska i bagna dookola, samotna wrona na wyschnietym drzewie kracze i kracze…kra, kra…kra.. Zezowaty Stangret o kruczym nosie z jednym zebem usmiecha sie do gosci odwracajac z kozla. Czworka czarnych koni z grzywami do ziemi razno mknie do przodu. Mgla zasnuwa powoz…. We dworze, rozswietlonym pochodniami, trwa podniosla atmosfera. Wszystko czeka na gosci. Z okien luny bilja w czarna, bezksiezycowa noc. Goscie sie jednak spozniaja…
Na Longhornach to nawet jeżdżą wierzchem, tak jak na koniach. Zastanawiałam się czy nie można się na róg nabić jak taki bryknie 🙂 .
Jak symbol to i tradycja.
yyc,
ja tam byłam, miód i wino piłam, i niestraszne mi Żabie Błota, a jakby co do czego, to mam nadzieje, że Żaba tę mietłę (taką z wierzbiny, z porządnym kijem) ma, to po północy nad okolicą polatam i dopiero wszystkich wystraszę 😉
Miś chyba coś remontuje z rozpędu po tych porządkach, co zrobił, a Brzucho… no właśnie! Gieno, odezwij się 👿
Widzicie? Już zaczynam straszyć 😉
Odpowiedź na pytanie calgarczyka: solanka to pyszna rosyjska zupa; są solanki rybne, sa i mięsne. A karamanczyki to fileciki z drobiu. Też z kuchni rosyjskiej.
A na Zjeździe mogą się pojawić rózni niespodziewani goście. Tak to bywa. A więc: ahoj przygodo! – jak pokrzykiwał jeden z moich przyjaciól – bywajcie!
pięknie wakacje spędzacie Panie Piotrze a my przy okazji poznajemy różne zakątki na Kurpiach … 🙂
nemo ta informacja od córki …
w Warszawie się zbiera na deszcz od 14 godziny i nie może się rozpadać … głowa mnie zaczyna boleć od tego zbierania się …
Dziekuje za info. Moja cioteczka widze by to lubila bo ona cala za kuchnia rosyjska i sie nadzwic nie moze, ze wiecej restauracji nie ma rosyjskich. Mowi zawsze, ze pamieta przedwojennej rosyjskie potrawy i zawsze z westchnieniem wspomina. Ja niestety nie mam porownania specjalnie to jak zamowie to ufam restauratorowi, ze to autentyczne. Chyba jednak tylko pielmieny jadlem w gdansku i bliny ale to chyba litewskie bardziej niz rosyjskie. No nic moze trafi sie okazja sprobowac soalnki i karamanczykow.
Jada goscie jada na zjazd, nieznani, tajemniczy…. oj bedzie straszylo w Zabich Blotach pod Wilczymi Jarami.
Pamietam kiedys u kolegi w ogrodzie wielkie rozno ustawilismy a na nim barana mlodego po paru dniach marynowania w kwasnym mleku (tak ktos kazal) pieklismy. Piekl sie i piekl i konca nie bylo widac. Trzeba bylo organizowac wiecej wodki (takie byly czasy a sklepy pozamykane bo pozno). Wreszcie zaczelismy skrawac miesko cieniutkimi plasterkami a wlasciwi kolega chirurg przynioslszy skalpel zaczal rozbierac barana. Impreza udana, Barana bylo duzo i pozostal na grilu. Kolezanka pozniej opowiadala, ze okoliczne psy go w nocy rozebraly i lataly kazdy z koscia barania w gebie. A kosci jego psy rozniosa… Milego zjazdu rzycze.
zycze, rycze
😉
Te opowieści o pieczeniu barana… też tak raz było na jakimś rajdzie (Kotlina Kłodzka, rzecz jasna), i miał to być popis braci Greków. Pojechali dwa dni wcześniej, Tello (Aristotelis) i Stello(Stelianos) i mieli zamarynować zwierzę, ale przynapili się marynatą tak, że baran był ciepły, jakeśmy dotarli na miejsce 🙄
Nikt nie narzekał, liczyły się dobre chęci, pożarlismy barana jaki był, bo głodni byliśmy przeokropnie.
Gdyby się nie przyznali, że nie doprawili jak należy, nikt by nawet nie zauważył…
Stara Zabo tu cos ciekawego o longhornach i dlaczego znow do nich wracaja, nie mam czasu na calosc, wiec nie wiem co z tymi rogami.
http://www.ansi.okstate.edu/breeds/cattle/texaslonghorn/
Pozdrawiam wszystkich
Trzeba bylo o krowach zeby sie Wanda odezwala 🙂
Z tego wynika, ze pochodzi od europejskiej krowy a ze 500 lat temu to chyba tylko hiszpanskie mogly byc to pewnie stad. Rogi pewnie sie powiekszyly, wyrosla wieksza i juz mamy Texas Longhorne. Swoja droga jak by tak jeszcze Wanda opisala jak i czy i czym sie rozni stek z takiego rogatego w porownaniu z dajmy na to Angus bylo by swietnie. Chyba jednak bede musial do kolezanki zanim TX tu zajrzy ponownie…
Serdecznie dziękuję za wczorajsze życzenia i pamięć 😎
O, wyszło, że placki ziemniaczane. W rzeczy samej, przed wyjazdem należy się pozbyć ziemniaków. Na zewnątrz goraco, ale w domu całkiem przyzwoicie, nawet mi to smażenie placków nie będzie wadziło.
Nie wiem, co ja robie, ze jestem taka zajeta, ale na pewno nie robię tego, co powinnam.
Zliczyłam walutę. Kilkaset randów, nie wiem po co, bo się nie wybieram na razie, i tylko 12 euro 😯
Randy do wymiany… o, i złotówek żadnych! Nawet drobnych 🙄
Za to bolivary w dziesiatkach tysięcy!
Oh, odetchnęłam. Mam jeden grosz polski przecież… na szczęście 😉
Tylko dla Szanownej Żaby.
http://www.tvn24.pl/-1,1616555,0,1,kastrowal-konia–skuli-go-straznicy,wiadomosc.html
yyc – ja Ci sama nie opisze roznicy w stekach – moze kiedys jak na tyle polubie, zeby rozrozniac. Sama chetnie poczytam co Twoja kolezanka powie.
Kolega z Kanady ogolnie narzekajacy na jakosc jedzenia w TX jedynie steki chwalil nawet w dosc nieekskluzywnej restauracji wiec cos na rzeczy byc musi 🙂
No to juz na jakis czas az znowu o longhornach sie zbierze :).
Moze rzeczywiscie pchne e-mail z zapytaniem zwlaszcza ze ona z tych co lubi sobie zjesc a ostatnio slyszac, ze nigdy nie jadlem teksanskiego na wyspy (gdzie spotkalismy sie u znajomych na wakacjach) przytargala caly obiad zamowiony, potem w tejze restauracji zamrozony i zapakowany.
Ale dzieki za odpowiedz.
Uwaga! Podaję miejsca na noclegi poza Żabimi Błotami w Połczynie i okolicach:
Eleganckie:
Willa Hopferówka
Willa Hopferówka POŁCZYN ZDRÓJ
ul.Solankowa 8b (Zobacz na mapie)
78-320 Połczyn Zdrój
tel. 094 366 61 88 094 366 61 88; 504484630
fax. 094 366 42 69
Telefonując do obiektu prosimy powołać się na serwis NOCUJ.com.pl
http://www.hopferowka.webpark.pl
e-mail: wyślij zapytanie
Typ obiektu: Pensjonaty
Województwo: zachodniopomorskie
Region: Pojezierze Drawskie
Krajobraz:
Liczba pokoi: 17
Liczba miejsc noclegowych: 33
Dostępność obiektu: całoroczny
Cena za pobyt 1 osoby:
minimalna: 80 zł
maksymalna: 130 zł
Agroturystyka:
1. Dolina Trzech Stawów
78-326 Toporzyk
Brzozowa 59
województwo zachodniopomorskie
tel. 094-3658140 094-3658140
fax: 094 36 58 140
kom. 0602139071
mail:
http://www.toporzyk.pl
właściciel: WIESŁAW JANUSZ SULEŻYCKI
Dnia Wed, 26 Aug 2009 11:30:00 +0200, Ewa Giebułtowicz napisał(a):
> Wieśku, czy w dniach 11-13 września bedziesz miał coś wolnego? Czy można
> kierować do Ciebie ludzi?
> Pozdrowienia
> Ewa
Witaj Ewa,
w tym terminie mam jeszcze wolnych 6 pokoii. Łącznie mogę przyjąc 21 osób. Ostatnio zrobiłem salę biesiadną na 40 osób, kuchnię letnią z wędzarnią ryb i inne.
Zdobyłem 3 miejsce w województwie w konkursie na najładniejszy pensjonat agro.
Zapraszam na kawę
Wiesiek
2. Bukowy Jar
Gospodarstwo Agroturystyczne „Bukowy Jar” wita Państwa na swojej internetowej stronie. Chcielibyśmy tym sposobem przybliżyć nasze gospodarstwo agroturystyczne wraz z wszystkimi jego najlepszymi zaletami. Żywimy nadzieję, że to, co zobaczą Państwo na naszej stronie spowoduje, iż zaplanowanie pobytu w przepięknej Szwajcarii Połczyńskiej, położonej na terenie Drawskiego Parku Krajobrazowego w województwie zachodniopomorskim, będzie oczywiste.
Zapraszamy
Justyna i Tadeusz Prażewscy
P.S. Obecnie teren ten został zaliczony do obszaru Natura 2000 „Ostoja Drawska PLB 320019”
Pyro znalazlam sie i najpierw ide sie wykapac, dlacze juz koniec wakacji, a wakacje mialam taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakie udane! Pozdrawiam, informacja dla slawka swinka morska mi uciekla w chaszcze, wybrala wlasny wikt i opierunek.
A dlaczego Szwajcaria Polczynska? Czy wy tam macie jakies gorki co mozna z nich na pazorki nogi polamac? A moze produkcja zegarkow bac czekolady? A moze na Zabich Blotach i w Wilczych Jarach Wilhelm Tell grasuje (jablek podejrzewam tam nie brakuje)? Intrygujace.
Miś trafił na ołtarze!
http://www.parafia.myszyniec.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=100:wystawa&catid=28:aktualnosci&Itemid=43
Gratulacje!
Jolinku, ale Księżyc już dawno zaszedł, więc będzie widać tylko Marsa a la Księżyc a nie oba razem. Chyba, ze czegoś nie rozumiem.
A tak w ogóle jest pochmurno i grzmi!
„Hopferówka”
Restauracja mieści się przy pięknej, odrestaurowanej willi o tej samej nazwie, pełniącej funkcję pensjonatu. Sama restauracja nazywana jest przez właścicieli i gości ?Ogrodem Zimowym?. ?Hopferówka? swoim gościom serwuje przede wszystkim dania kuchni polskiej. Wszystkie posiłki kucharze przygotowują sami ? na miejscu.
I tak z zup do wyboru mamy m.in.: barszcz czerwony z kołdunami (własnej roboty), rosół z żołądkami, flaki wołowe, gulaszową, zupę cebulową na winie z grzankami i żółtym serem, żurek na kiełbasie z jajem.
Z dań na gorąco restauracja poleca: kaczkę z jabłkami, bułkami na parze i czerwoną kapustą; smażone wątróbki zawijane w plastry boczku z pieczonym jabłkiem; ?chłopskie jadło? czyli śledzia w cebuli z pieczonymi ziemniakami z folii. Oprócz tego sznycle, polędwiczki, golonkę ?palce lizać?, placka po węgiersku, dania a drobiu, szaszłyk z karkówki itd.
W ?Karcie Dań? Hopferówka proponuje również dania z dziczyzny jak np.: ?połczyńską? pieczeń z dzika w grzybach czy schab z dzika w migdałach.
Smakosze pysznego domowego smalcu, mogą takowy zamówić np. do kufla piwa !
Obiad możemy zakończyć deserem. A do wyboru mamy ciasta: jabłecznik i sernik, rurki z bitą śmietaną, puchar lodowy, naleśniki czy może po prostu filiżankę gorącej wedlowskiej czekolady…
Obok sali restauracyjnej znajduje się bar, który oprócz napoi na gorąco serwuje także różnego rodzaju napoje zimne i trunki alkoholowe.
Restauracja w okresie letnim zaprasza do ?ogródka piwnego? gdzie organizowane są różnego rodzaju imprezy np.: przy grillu i muzyce z akordeonu.
Na specjalne życzenia ?Hopferówka? organizuje imprezy okolicznościowe jak np.: komunie, chrzciny, stypy czy różnego rodzaju przyjęcia.
Zapraszamy wszystkich codziennie od godz. 10.00 do 22.00.
Ul. Solankowa 8 B.
Pada, grzmi i błyska!
Co Wy na „połczyńską pieczeń z dzika w grzybach” albo na „schab z dzika w migdałach”?
yyc, oczywiście, że mamy górki i jeziorka pomiędzy górkami. Pod względem nachylenia zboczy zaliczamy się do ziem górskich, proszę się nie śmiać. Może niewysokie (nieco powyżej 200 m), ale za to miejscami całkiem strome.
Popatrz na mapę fizyczną: Żabie Błota są na pierwszym wzniesieniu i od zachodu, i od północy. Dlatego tu stale wieje.
Kto chce zobaczyć aktualne niebo nad sobą mimo chmur i burzy, może sobie tu wybrać z listy pobliską miejscowość i sprawdzić, gdzie podziewa się „wielki jak Księżyc w pełni” Mars
http://www.fourmilab.ch/yoursky/
Księżyc (pół) jest teraz nad Toronto.
Ja glosuje za Hopferowka. Z tego co Zaba pisze to grzech byloby sie nie wybrac a juz schab z dzika z migdalami to nie da sie nie zjesc. Kolduny wlasnej roboty (wole w rosolku) tez nie do pogardzenia. Zreszta z tej listy Zabowej to chyba wszystko bym zamowil. Nie wiem jak sie jedzie z Kalisza do Ustki ale jesli blisko w miare to przejade przez te Hoferowke. Znaczy jesli do Ustki pojade.
A poza tym każdy ma taką Szwajcarię na jaką go stać
Kołdunów w barszczu to jeszcze nie jadłam
Ja jadłam ostatnio w Międzyzdrojach. Bardzo dobre były.
Ale ze Ci przy tych wiatrach te Blota jeszcze nie wyschly?
Zabciu sie nie smieje, jakbym smial. Tak sobie po prostu mysle, ze w Polsce wiecej Szwajcarii niz w Szwajcarii. Ja mysle, ze Helweci to kiedys chodzili w rogatywkach. No ale gdzie nas nie bylo…
http://www.youtube.com/watch?v=uvES4RWJDrw
Informacja dla Moraga. Slawka na blogu poki co nie ma. Polecial szukac tej swinki morksiej na jakiejs wyspie. Pewnie mial wiarygodne informacje z CIA.
Z Kalisza do Poznania – 116, z Poznania do Połczyna – 200, z Połczyna do Koszalina – 63, z Koszalina do Sławna – 43 i do Ustki – 45 = 316 + 151 = 467
Droga najkrótsza:
Kalisza do Konina – 60, z Konina do Bydgoszczy – 103, z Bydgoszczy do Tucholi – 85 ,z Tucholi do Chojnic – 26 , z Chojnic do Ustki – 120 = 394
Różnica – 73 km
Chyba się wyrobisz?
a wiesz kto to był w majątku szwajcar? Jako stanowisko a nie narodowość.
Pół księżyca wisi nad Kingston. Marsa nie widać. Zamiast robić coś pożytecznego, próbowałam dość bezskutecznie uciąć sobie drzemkę. Nic mi dzisiaj nie wychodzi, poza plackami ziemniaczanymi, miałam nadzieję, że zostanie parę, a tu okazuje się, że „wyszły”.
konfitura z mirabelek żabim sposobem:
kilogram wydrylowanych mirabelek (można drylować jak wiśnie a można przekrawywać jak śliwki węgierki) zasypać kilogramem cukru. Następnego dnia zagotować w rondlu do konfitur aż obejdą warem a potem gotować wolno 20 minut. Odszumować. Jak całkiem ostygną zagotować jeszcze raz i odszumować. Ostudzić. Powinny być wszystkie bursztynowe i przeźroczyste a syrop gęsty. Zagotować i gorące wkładać do słoików, zakręcić, słoiki przykryć żeby wolno stygły.
Najoptymalniej robi się z dwóch kilogramów owoców i dwóch cukru. Większej ilości na raz nie polecam, bo dłużej gotowane ciemnieją.
W moich okolicznościach przyrody mirabelki nie występują, czyli konfiturę mam z głowy. Wyszłam na chwilę, niebo pięknie rozgwieżdżone, wszystko swieci, jak należy.
Pojechalem na rowerek. Kolejne 32 km. Czas 1h23min. Srednia 23.04/godzine. Moj rekord.
Stara Zabo nie wiem kto to byl szwajcar ale tak jak bym slyszal ze byl. No ale juz pewnie spisz.
Roznica w drodze nie az taka. jakbym sie wybral do Ustki to przez Polczyn zatem. Zalezy to tez troche od znajomych bo samemu mi sie nie chce. Poki co mowia, ze jada. Moze jakies spotkanie na dziczyznie w Hopferowce zatem. Jak bede jechal dam znac na pewno.
A szwajcar to od otwierania drzwi, wnoszenia-wynoszenia bagaży i takich tam , w hotelach na przykład 😉
No tak sobie myslalem o drzwiach a potem sie skonfudowalem klucznikiem co kluczami machal wiec go do drzwi przypisalem.
Marek gratuuuuuuuuuuuuuuuulacje …. 🙂
Żabko jednym słowem wpuszczono mnie w maliny z tym Marsem … 🙂 … nie miałam czasu sprawdzić i puściłam informację dla Was … to się więcej nie powtórzy … 😉
Pan Lulek snuje plany podróżnicze i humor mu dopisuje … 🙂
morag witaj po wakacjach i sprawozdaj jak to pisze Alicaja … 🙂
ranek w Warszawie miły po nocnych deszczach ….