Zyg,zyg marcheweczka, o Holender!
Oj jak ja nie znosiłem marchewki. Ale to było w dzieciństwie. Dziś lubię ją w każdej postaci. Prawie tak Jamie Oliver, którego wynurzenia na ten temat przytaczam:
„Wszyscy przywykliśmy do pomarańczowych marchewek. Czy wiesz, że pierwotnie wcale nie były pomarańczowe, tylko raczej czerwone, a nawet fioletowe? Marchew pochodzi ze Środkowego Wschodu, gdzie jada się ją od tysięcy lat, lecz dopiero Holendrzy w szesnastym wieku zaczęli uprawiać jej pomarańczową odmianę dla uczczenia barw swego Domu Panującego. Tymczasem istnieje bardzo wiele odmian marchwi, której korzenie mają inną barwę i kształt. Spróbuj ich poszukać w dobrych supermarketach albo zamów nasiona przez internet. Być może uda ci się natrafić na żółte, różowe, białe, czerwone, a nawet fioletowe i czarne. To naprawdę fascynujące! Najlepiej zacznij uprawiać je samemu. Jeżeli masz w ogrodzie mato miejsca, posiej je na grządkach razem z kwiatami. Ja w minionym roku uprawiałem marchew nawet w wiaderkach, rękawach foliowych i doniczkach. To warzywo nigdy cię nie zawiedzie. W porównaniu z marchwią, buraki są niedoceniane. Najczęściej kupujemy zwykle buraki czerwone marynowane w słoikach. Tymczasem, podobnie, jak w przypadku marchwi, istnieją różne kolorowe odmiany buraków – od białych, przez żółte, aż po pasiaste. Jak już wspomniałem, można je przyrządzać tak samo jak marchew. Wyobraź sobie, że stawiasz na stole fantastyczną pieczeń z chrupiącymi ziemniakami, a obok tego coś zupełnie zaskakującego – pieczone buraki. Kto wie, czy nie okażą się gwiazdą wieczoru? Buraki można ugotować w zupie, ugotować i podać z sosem, upiec, ugotować na parze, krótko usmażyć albo dodać na surowo do sałatki lub surówki. Nie ograniczaj się tylko do przeczytania tego rozdziału. Włącz i buraki na stałe do swego jadłospisu!”
Ja już dawno włączyłem. A Wy?
Komentarze
Ja z kolei uwielbiam marchewkę od dziecka. Podobnie rodzeństwo. Z powodu surówki tartej prawie co wieczór w zimie: marchewka, jabłko, cytryna, miód (+rodzynki i kokos, jeśli akurat były) – pycha! I ten obrzęd wyczekiwania i jedzenia z salaterek… jakoś tak radośnie i nieformalnie.
Btw, fioletową marchewkę można dostać w Londynie na wielu straganach street markets.
Szabelką marcheweczkę ciach, ciach, ciach.
Oczywiście dla konia:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-06-09.html
Uf, znalazłam się; bue wiem co prawda na jak długo, bo dobry Stwórca obdarzył Pyrę rozlicznymi talentami (?) nie ma niestety wśród nich manualnych i technicznych. Młpdsza wróciła późnym wieczorem z jednej ekskursji i skoro świt zabrała tłumoki i psa i w świat. Zabiorą klasę 2-gą do Wielkopolskiego Parku Narodowego, gdzie będą się uczyć jak odróżniać kemy od ozów i sandry od wydm. Będą słuchać wykładów, wiercić dziury w ziemi i szukać pyłków roślin sprzed 10 tys lat.Korzystają z bazy UAM i wykładowców tegoż. Wracają jutro przed wieczorem. Tym samym Pyra zyskała półtora dnia urlopu i wykorzysta czas na zajęcia własne.
A to nas Pyra geograficznie dokształca !
Czym prędzej sprawdziłam,co to są te kemy i ozy.
Okazało się,że najdłuższy oz w Polsce występuje oczywiście
na Pojezierzu Poznańskim. Wielkopolska po raz kolejny w
awangardzie,tym razem pagórkowej.
A co do marchewek to najlepsze przyrządza mój Osobisty :
pokrojone w plasterki rzuca na patelnię i tak długo je
miesza,aż zmiękną, a potem się lekko przyrumienią.
Pod koniec soli,dodaje czosnku i zielonej pietruszki.
Można te marchewki przyrządzać z dodatkiem
ziemniaków,też pokrojonych w plasterki.Pychota !
Panie Marku! Zdjęcia piękne, ułani malowani, tylko ten małolat na siwku jakiś niedouczony, lepiej go na drugi plan, albo w ogóle na tyły. Jak ja widzę klienta, który trzyma wodze wędzidłowe i munsztukowe razem, to się mi wątroba wywraca. Nawet przy kielznie pelhamowym.
Marchewka? W każdej postaci. Kojarzy mi się z Akademią Pana Kleksa, coś tam było na temat marchewki, bohater książki miał podawaną codziennie i nie cierpiał – nie mogłam tego zrozumieć, bo uwielbiałam 😯
A zwłaszcza marchewka z chrzanem. Pół na pół (jak dla mnie) i czymś doprawiane, nie pamietam juz czym, ale była to niezła surówka tak zwana. O… łyżka śmietany gęstej tam była! I może coś jeszcze.
U mnie na hektarach chrzan rośnie (tutaj rzadka sprawa, ale od starych Polaków dostałam kawałek korzenia na rozplenienie, to się pleni!), ale na marchewke już nie ma miejsca 🙁
Ten malolat to albo protegowany albo z awansu spolecznego. Nie kazdy, droga Zabo wie czego i jak sie trzymac. Od Marka wystarczy oczekiwac jak optymalnie trzymac rure.
Tak czy inaczej zdjecie wspaniale a kandydat na Marszaka Konnicy nauczy sie zanim doawansuje.
Pan Lulek
O! Jakies wielkie burze nadchodzą, błyska okrutnie na niebie i w ogóle, ja szybko pod kordełkę, bo czego jak czego, ale takich nie lubię 🙁
de marchewka et buraczek…
nowym pluszakiem tu będąc, aczkolwiek w archiwach pogrzebawszy atmosferą zarażon głosu sobie udzieliłem i niniejszym gospodarza, a takoż i współ- witam
marchewce surowej za traumą z dzieciństwa (wychowanym na marchewkowym polu) stanowcze nie. chrzanik-wampirek specjalnie tego nie zmienia. minus kolejny: niedogodności na urodzie
dlatemuż marchewie gotowanej tak: buźki farbować nie farbuje i innym celom służy: niezbędnie ku sztukamięsu, pod orient na przesmaż krótki, z brukselką chociażby, co również, po przypraw zmianie i boczku tudzież śliwek suszonych dobawce podduszone dłużej swojskości nabiera
buraczek za to całoroczną i każdopostaciową formą uwagę mą przyciąga, czego i Państwu życzę, bowiem zgoła nieplebejska to jednak bestia
Buraki jako gwiazda wieczoru 🙄 Chyba tylko w Anglii 😉
Marchewka, jak już wczoraj wspominałam, była podstawą jadłospisu mojej pociechy i chyba jej nigdy nie obrzydła, w przeciwieństwie do mięsa, którego nie chciała w niemowlęctwie i teraz, od dobrych kilku lat. Szpinak wchodzi w każdych ilościach, nawet buraczki ostatnio, choć bez entuzjazmu. Osobisty akceptuje je tylko w barszczu, najlepiej klarownym z uszkami, lub jako ćwikłę w Polsce – do pasztetów i wędlin. W Helwecji buraki występują głównie w sałatkach. Do kupienia są już ugotowane lub sok w butelkach. Jak chcę surowe, to muszę sobie zasiać 🙄
Ta konnica w ogóle źle się zgromadziła do zdjątka, nie sądzę, żeby Marek fotografował z bliska konie idące ławą na spotkanie. I jest to uwaga do jeźdźców, nie do fotografa. Była kiedyś inicjatywa, bodajże gen Tuczapskiego, żeby postawić pomnik „Tysiąc lat jazdy polskiej” i do dzisiaj mam gdzieś tam w szufladach kilka znaczków -cegiełek na zbierane fundusze pomnikowe. Inicjatywa piękna, ale padła w złym momencie – coś na rok przed końcem tamtej, niesłusznej epoki. Zbiórka szła opornie, bo „komuchy wymyśliły” ale to jeden z dwóch, trzech pomników, na który Pyra dałaby jakiś grosz (drugi to Cedynia, a trzeci Grunwald – im dalej w historię, tym lepiej). Nigdy grosika złamanego nie dam na pomnik aktualny, na fali. Po jaką cholerę? Żeby za kilkanaście lat ktoś go uważał za celowe rozwalić? Pisał o tym Broniewski:
„Nie o każdym śpiewają pieśń.
Nie każdemu stawiają pomnik;
pieśni czasem historia przekreśli,
pomniki zburzą potomni”
Ten czterowiersz to początek poematu o gen. Świerczewskim. Wczoraj, w Poznaniu, dźwig i 8 budowlańców zburzyli pomnik Świerczewskiego po 52 latach „stania”. No, sami widzicie – na konnicę warto ewentualnie dać, na figury raczej nie.
Do wyboru do koloru
http://nl.wikipedia.org/wiki/Bestand:Carrots_of_many_colors.jpg
Niektóre wyglądają jak pietruszki, a inne jak anorektyczne buraki 😀
U nas na straganach i w sklepach króluje pomarańczowa, innych kolorów nie widziałam i ten holenderski kolor będzie mi się kojarzył z marchewka zawsze.
ja też, ja też!
buraki kocham i szanuję
nie depczę trawników
nie pluję na godło (Holandii!?)
:::
a przedwczoraj jadłem na jarmaku
grochówkę ..marchwkową
słodką od pomarańczowego warzywa
:::
idę do sklepu po buraki i cebulę
dziś wieprzowe nereczki
Bo swiat jest kolorowy i dlatego taki piekny!
A swoja droga najbardziej lubilam marchewke z ogrodka u babci, taka mloda, twarda i chrupiaca, oskrobana scyzorykiem i wymyta pod woda w lazience, zeby nie wchodzic do domu czy do kuchni. Do dzis pamietam zielen natki i zapach marchewki w calosci. Tymczasem wrocilam od rodzicow i nadrabiam zaleglosci korespondencyjne. Ile to przyszlo poczty.. ten nasz listonosz musial sie natargac!
Pyro, jest taki pomnik, ale wygląda kompletnie idiotycznie. Na usypanym pagóreczku stoi kolumna wyższa od latarni a na szczycie tejże galopują dwa konie. Na jednym ułan a na drugim rozwiany płaszcz. Znaczy tyle widać. Gdyby to bylo , powiedzmy, równo z ziemią to może jeszcze by uszło. Cytuję opis z http://www.warszawa moim oczkiem, a szukałam w Google: pomnik jazda polska + warszawa
„W 1978 ostatni kawalerzyści zapragnęli uczcić swe dzieje w pomniku i w 1981 powstał komitet organizacyjny. Na lokalizację wybrano skarpę Trasy Łazienkowskiej i wmurowano tam kamień węgielny w 1983, po czym ogłoszono konkurs. Nadesłano 13prac: wygrał Mieczysław Naruszewicz, projekt odlano w 1987 w pracowni Brąz Odlewniczy. Jednak ze względu na niezbyt stały grunt na skarpie, wyznaczono nowe miejsce na tym rondzie. Dlatego pomnik jest zbyt wysoki i źle skomponowany z otoczeniem, bo projektowany był pod skarpę, aby kawalerzyści wystawali ponad drzewa, a sama kolumna była skryta pomiędzy nimi. Do figury pozował płk Zbigniew Starak, jeden z uczestników bitwy pod Borujskiem, zresztą sam autor był ułanem i żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. 39 tablic, wykonanych przez Marka Moderau, zawierają dwa błędy w datach i miejsca najważniejszych bitew jazdy polskiej. Wykonano je ze zużytych łusek artyleryjskich, które przekazało wojsko.”
Mam prośbę.
Córasek od 21 września do 15 grudnia ma obowiązkowy semestr w Dublinie. Nie wypaliła nagrana kwatera i szuka innej. Musi być tania, może być wieloosobowa. Nie mamy znajomych w tamtych stronach 🙁
Nie przepadam za marchwią; przeszkadza mi jej słodycz. Na podobnej zasadzie nie lubię skorzonery. Oczywiście jednak marchew jem – najchętniej w surówkach. Prócz dwóch tu już opisanych, robię jeszcze jedną – marchewka, pomarańcza albo czerwony grapefruit w kostkę, grubo siekane orzechy, majonez zaostrzony chili (w miniimalnej ilości ten sos). Ugotowaną marchewkę tylko w sałatkach, jako jeden ze składników albo w jarzynówkach. A buraki z chrzanem uwielbiam.
Brzusiu,
w Holandii depczą trawniki i dlatego mają takie piękne.
U nas nie ma trawników, przystrzygane są chwasty i zielsko, o prawdziwej murawie mało kto wie i myśli.
Ana prezentowała zdjęcia parków, gdzie po pięknych soczystych murawach chodzą, siedz, brykają stworzenia wszelakie, w tym i dwunogie.
U nas nie wolno deptać klepiska.
Pomysł, zeby kawalerzyści wystawali ponad drzewa tez mi się wydaje lekko chybiony. W końcu to kawaleria a nie lotnictwo.
Pomnik stoi na skrzyżowaniu Trasy Łazienkowskiej i Waryńskiego, na skraju Pola Mokotowskiego. Kiedyś był tu tor Wyścigów Konnych i parady kawaleryjskie, więc miejsce nie najgorsze, tylko ta kolumna.
Akurat w tym miejscu wsiadałam do autobusu jak jechałam na uczelnię a nie chciało mi się iść na piechotę.
Obok jest dom studencki „Riwiera”
Riwiera była dla Politechniki, ja to mieszkałam u Mamy, przy placu Zbawiciela
mt7
..to tylko przeróbka piosenki T.Love
osobiście nic nie mam na przeciwko stąpania
a nawet przeciwnie
uważam, że trawniki nie tylko po są
aby je pieski osikiwały
że nie powiem konkretniej
🙂
Buraki z chrzanem to jest to!
Bardzo lubię marchewkę z rosołu. Musi być gotowana w całości i dodana dopiero pod koniec gotowania, kiedy mięso już jest miękkie. Taki rosół z kawałami marchewki, selera i pora to dopiero jest rosół 😎 Do jarzynowej kroję warzywa na małe kawałki, nie lubię rozdrobnionych na tarce. Tarte to tylko na surowo.
Marchew pokrojona w słupki lub tylko poćwiartowana wzdłuż, plus jakiś dip, to idealna przegryzka dla czekających gości.
Żabo – nie wiem, czy chodzi o ten sam pomnik, bo w Poznaniu osobiście kwestowałam w 1989 r (z mizernym skutkiem, potem wpadłam na pomysł, żeby odwiedzać miejsce spotkań numizmatyków i im sprzedawać owe metalowe znaczki (sylwetki 4 kawalerzystów – woja w misiurce husarza, powstańca 63 i ułana. Górny wertykal znaczka tworzyły dwa udające emalię ułańskie proporczyki – biel, czerwień i ciemny błękit) Z 200 „przydzielonych” sprzedałam coś 50, 12 kupiłam sama, resztę odesłałam.
Ten pomnik jazdy w chmurach, to chyba najgłupszy pomysł, jaki mógł się przydarzyć. Figurki są małe, albo tak wysoko, że długo nie wiedziałam, co kłębi się na wysokościach. Ech! 🙁
Brzusiu, wiem, że T. Love.
Tak mi się tylko ciśnienie podniosło w związku z trawnikami. 😆
Żabo – jeszcze do pomnika : jest prawdopodobne, że dziwactwo stanęło rzeczywiście w 87-ym ale komitet został z długami i ta „moja” kwesta była na pokrycie brakującego funduszu.
Nie lubię gotowanej marchewki, chyba że młoda w zupie jarzynowej. Moja
babcia Marysia robiła pyszną duszoną, startą na grubej tarce, jako jarzynkę, ale nie udało mi się takiej zrobić.
Brzucho, obiecałeś film, w którym występujesz jako skrzydłowy łabądek (to tak w nawiązaniu do wczorajszych wpisów) – i co?
Bo trawę należy strzyc, deptać i podlewać. Trawa ma bardzo płytki system korzeniowy i bez wody szybko usycha a skąd ma mieć wodę w mieście?
Pro domo sua:
W rolnictwie najlepsze do pielęgnacji darni są krowy, znaczy bydło, bo chodzi statecznie, ugniata równo i przygryza na odpowiednią wysokość, konie gorzej, bo jak się rozbrykają to niszczą darń a gryzą niżej i bardziej wybiórczo, po krowach i koniach trzeba wykaszać niedojady,owce doskonałe, ale gryzą zbyt nisko – owca ma złotą raciczkę i zatruty ząbek – kiedyś robiły za kosiarki na kortach tenisowych, i rzecz cenna samorzutnie rozrzucają kupy. Gęsi wyjedzą trawę z korzonkami, no a koń tatarski jak stąpnie to 10 lat trawa nie urośnie.
Z tymi trawnikami w Polsce to jak z końmi w lesie. Leśnicy uwazają, że koń las niszczy, znaczy niszczy leśne drogi, nawet w Gazecie Wyborczej przed kilkoma laty był ten temat poruszany pt „koń, szkodnik leśny”. Dla mnie jest to rzecz niepojęta. Jak ciężki sprzęt leśny zrobi z drogi tak błotnisty jar, ze nawet koń ma problem, zeby tamtędy przejść, to nie jest niszczenie. Dziki jak przeryją ściółkę lepiej niż glebogryzarka, to też jest w porządku i nawet zdrowotne, ale koń na drodze jest szkodliwy. Rzecz dotyczy nie tylko koni wierzchowych, które mogłyby zboczyć i stratować szkółkę, ale też koni zaprzężonych do wozu (pewnie furman mógły ukraść jakiś kawałek pniaka i wywieżć z lasu, zupelnie jakby teraz tego samochodem nie mógł) i, czego już całkiem pojąć nie mogę, rozciąga się to na wszelkie pojazdy konne, w tym bryczki, linijki i w ogóle takie, którymi ani po bezdrożach ani między drzewami, ani z ładunkiem w postaci pniaka, jechać się nie da.
Jak w Polityce przeczytałam o quadach w lesie, to sobie pomyślałam, ze to kara boża na leśników za wypędzanie koni z lasu.
Pyro, odsprzedaj mi parę takich znaczków, w końcu Ci 12 chyba nie potrzebne?
W „Koniu Polskim” też kwestowali i ciągle mówili, ze nie starcza.
Może bez tej kolumny by starczyło?
Żabo – 12 już nie mam, bo porozdawałam, ale jak znajdę ostatnie 4, to Ci 2 też podaruję. Szkopuł w tym, że 1/ nie wiem gdzie są, 2/ one strasznie czerniały po latach; jakiś podły stop w to dali/
Krowy są za ciężkie, terasują zbocza i zostawiają za duże placki 🙁 Na wszystkich nadmorskich wałach w Niemczech i Holandii pasą się owieczki, a trawa rośnie pięknie.
Angielski przepis na przyzwoity trawnik:
Kosić i podlewać. Przez 300 lat.
Ja jednak tradycyjnie uważam, że marchewka powinna być pomarańczowa, czyli w kolorze marchewkowym. Może ja mam skrzywienia i odchyłki zawodowe, ale biała i żółta kojarzy mi się z odmianami pastewnymi, choćby smakowała tak samo. To coś jak z ziemniakami: w Warszawie jadalne musiały być białe, żółte automatycznie były pastewne, w Łodzi odwrotnie – żółte jadalne, białe pastewne.
Marchew bardzo lubie pod wszelkimi postaciami z wyjątkiem surowej tartej. Tarta mi po prostu rośnie w buzi. Sam sok marchwiowy tez nie najlepiej mi wchodzi, a w mieszankach to i owszem. Nie wiem z czego to wynika, ale surową marchew też raczej gryzę „na grubo”, czyli niezbyt dokładnie.
Na buraki się to nie przenosi, chociaż surowych tartych nie próbowałam tylko w plasterkach.
Natomiast donoszę, ze nie lubię chrzanu. Nawet sosu chrzanowego. Jak muszę to zjem, ale naprawdę muszę.
Witajcie
Jestem w Puebla de Sancho Perez w Estramadurze. Pierwszy raz w Hiszpanii złapałem sieć bez zabezpieczeń więc mogę posiedzieć nad kompem. Bar nazywa się Cafe Bar Jose i mieści się pod jakimś monstrualnym średniowiecznym kościołem. Internet w knajpie jest właściwie jedynym przejawem nowoczesności- bywalcy mają chyba po sto lat i głośno komentują corridę w tv trzymając wykałaczki w ustach. Ja chłodzę się piwem zagryzając tapas bo mam za sobą 3 godziny marszu przez pola-zboża, zboża, winorośl, zboża, zboża…. Fajnie mi, skóra z ramion obłazi delikatnie swędząc, nogi słodko pobolewają. No i tyle u mnie Amigos.
Hola!
tak podobno robia na Bimledonie,
a marchewke tez lubie, byle zie zagotowana na smierc, surowa daje, gdzie moge, tym bardziej, ze juz nowa sie pokazala
abcd, chyba do porzadku chce mnie przywolac?
Nemo, to holenderskie krowy są za ciężkie i się ślizgają po zboczach. W Polsce była (i jest objęta dopłatami do ras zachowawczych) polska czerwona w odmianie górskiej (najlżejsza z odmian) i hipkała po górkach, ze aż miło. Pasałam w dzieciństwie.
Owca jest mniejsza i mniej waży, ale nacisk na cm kwadratowy racicy ma przynajmniej taki sam jak krowa a raczej większy – stąd ta złota raciczka.
Z kolei owce są dużo bardziej wrażliwe na zanokcicę i nie mogą chodzić po błocie, które krowom w ogóle nie przeszkadza. Owca w założeniu jest zwierzątkiem klimatu suchego, chyba ze to jest owca angielska, albo jej krzyżówka, albo jakaś wariacja górska.
Ja po prostu widzę, co te krowy wyprawiają w Alpach i to są tutejsze krowy, względnie lekkie. Holenderskie są stanowczo za ciężkie, już dawno swoje góry wdeptały w ziemię i wprawiły Holendrów w depresję 🙄
Nemo, szwajcarskie krowy też są spore i dają sobie radę w górach
Do schodzenia ze stromych zboczy krowa (i jej podobne) ma z tyłu nogi dwie raciczki na których się dodatkowo opiera. Rozszerzona od czubka racica też działa hamująco, ale najlepiej to działa u kozic na piargach.
Na logikę, wszystkie rasy zwierząt gorskich sa mniejsze.
Szwajcarskie krowy są specjalnie przystosowane do chodzenia po zboczach – mają nogi krótsze po jednej stronie.
A górale są mniejsi od Holendrów, też prawda.
Wojtku, nie forsuj nóg przesadnie, bo Ci będą jeszcze potrzebne. I czy nie lepsze wino niż piwo? Bo napewno tańsze.
Życzę Ci wytrwałości i wielu nowych smaków. Pisz też na nasz użytek bardziej szczegółowo a nie tylko: jem tapas.
Serdeczności.
to tak jek te ciągniczki do pracy w górach z mniejszymi kółkami z jednej strony?
Chciałam zaproponować Wojtkowi pokazanie się nam przed kamerą webcam w Zafra – 3 km od miejscowości, gdzie jest w tej chwili. Kamera niestety nieczynna 🙁
Wojtku,
a nie smarujesz się kremem przeciwsłonecznym?
Wojtku, czy masz kij pątniczy? Widziałam zdjęcia z pielgrzymki rodziny mojego byłego męża – na stałe mieszkają w Barcelonie i stamtąd szli – mieli takie specjalne kije.
zyczę Ci dobrej pogody do wędrowania
i mieli jeszcze taką „legitymację pątniczą” stemplowaną w różnych miejscach po drodze, na pamiątkę
I jeszcze trzeba mieć muszlę św. Jakuba na szyi. I kapelusz od słońca.
Krowy dawno w górach. Przeciez czerwiec. Pora na pierwszy pokos trawy. Bedzie czekala na zime a potem pojedzie sankami w doliny. Krowy ustrojone wrócy na zimowiska w dolinach.
Trzeba jednak cierpliwosci dla takich jak Brzucho. On jak mówi, ze czegos nie zrobi. to napewno slowa dotrzyma. Jak obiecuje ze cos bedzie, to tylko obiecuje. Tak bylo z nalesnikami a potem Work Shopem u Bialej Damy w Golubiu Dobrzyniu.
Jak glupi narobilem trunków w postaci nalewek a nawet pejsachówke wedlug przykazan 11 do 13 które zgubil Moses. Wszystko lezy na Poczcie Butelkowej i marnuje sie. Niezupelnie, bo nabiera urzedowej mocy.
Oczywiscie przesylka dla Alicji w postaci balaklawy zajmuje oddzielne, nalezne jej miejsce.
Z cesarska pogoda klania sie
Pan Lulek
Chcialabym zauwazyc, ze krowy po lakach w Holandii nadal laza i sobie trawe kosza. Na zmiane na jednym polu owce na drugim krowy.
Marchewke ostatnio u nas widzialam purpurowa u nas na ryneczku. Za to w Aftyce czerwona marchewka czesto jest spotykana.
Jeszcze dodam, ze u nas ostatnio lozka maja standardowa dlugosc 210cm.
Panie Lulku,
pierwszy pokos już był, przynajmniej w mojej okolicy. Po sianokosach spadł wreszcie deszcz i trawa rośnie na nowo, a przy chłopskich zagrodach zamiast malowniczych stogów piętrzą się białe i zielone piramidy plastikowych kokonów. Takie czasy nastały. Chłop sam z traktorem i odpowiednim sprzętem odwala w parę godzin robotę dla kilku osób na 2 dni 😎
Nirrod,
jasne, że łażą, a depresja nie mija…
No, zawsze mówiłam, że w górach są krowy zboczone.
Nemo wszystkowiedząca potwierdziła, mają dwie nogi krótsze. 😀
Nie, nie mija. Dlatego tacy wielcy tu rosna, zeby z dolka co jakis czas na swiat moc spojrzec…
😆
Nemo – naklep do Pyry na j.kodyniak@wp.pl, bo chciała do Ciebie napisać Marialka (pewnie w dziurce między szpitalem A, szpitalem B i przychodnia). Twierdzi, że adres e=mailowy do Ciebie, który jej dałam, jest głuchy. Więc, rozumiesz….
Przeszły burze, Jerzor wyjechał swoim dwukółkiem do pracy, ja, upewniwszy się ze już nic nie grzmotnie, wyczołgałam się spod kordełki.
Also,
Babcia Marysia wszystko gotowała doskonale, mnie najbardziej utkwiły w głowie mielone, ziemniaki tłuczone i do tego buraczki właśnie, ugotowane, starte i podprawione na lekko kwaśno. Obiady Babci Marysi widzę jak żywe w pamięci. To było w oczekiwaniu na pociag relacji. A po przyjezdzie do domu żarło się drugi obiad. Mało tego. Zabierałam ze sobą dwie duże kromuchy do szkoły na tzw. drugie sniadanie. Babcia Marysia tradycyjnie przygotowywała śniadania na nas dwie. Gdzie ja to pomieściłam, nie wiem, ale człowiek jak młody, chyba wiecznie głodny? Ja byłam 😯
Haneczko,
rozpuszczę wici względem Irlandii, wszak moi młodzi tam byli… co prawda nie w Dublinie, ale moze mają jakieś kontakty. Dam znać, jakby co.
p.s. Idę doczytać, bo zatrzymałam sie na wpisie Alsy i musiałam naklepać o buraczkach Babci Marysi.
Pyro,
odpisałam, mam nadzieję, daj znać czy doszło.
A tutaj Wam pokażę, co potrafi Holender w depresji:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Tulipany#
Jak tak sobie chodzą na zmianę to wyjadają niedojady po poprzednikach i pastwisko jest jak pole golfowe. Konie po sobie to jedzą albo jak im się to skosi, wtedy żrą z pokosu czego wcześniej do pyska nie wzięły, albo po przymrozkach. Tak czy inaczej wyżrą wszystko do gołego.
Nemo, to bardzo głęboka depresja
Jeny, znowu burzę od Alicji przywiało! Bo Ziemia się kręci w jedną stronę a burze chodzą pod wiatr, czyli od Alicji do nas.
Zycie się składa głównie z czekania. Z reguły z czekania na niespodziewane.
Permanentnie czekam na kowala. Dzisiaj dodatkowo na właściciela klaczy, która stoi, stała, bo już odbija, do krycia. Jeszcze na kilka innych rzeczy, też czekam.
ja tam widze, ze plytka, labadz po dnie chodzi, krowy lataja, i taka jedna to wilka lapie
Ja czekam na Godota. A on nic. Utkwił Bóg jeden wie, gdzie. Słońce wyszło. Nic sie nie martw Stara Żabo, po burzy zawsze jest słońce. Albo księżyc… 😉
Nemo – dzięki, przekazałam. Okazuje się, że adres miała dobry, ale nie mogła przepchać przez pocztę wp, będzie teraz próbowała przez onet.
Te depresje holenderskie tak wyglądają, że ja się piszę do tej dziury
Pyro,
po tych depresjach Ana z Krainy Wiatraków biegała z nożyczkami i strzępiła kwiaty tulipanów. Ja Ci mówię, to wszystko pic na wodę, fotomontaż, co nemo nam wciska!
Alicjo – Ty mnie nie rozśmieszaj, kiedy jem. Będziesz mnie miała na sumieniu. Ja już Rybioe zapodałam, żeby popatrzyła, a ona aktualnie też je.
Sławku,
ten łabędź wszystko popsuł 🙁 Chciałam pokazać, że umiem chodzić po wodzie, a to bydlę też wpadło na pomysł, żeby po palach… 🙄 Obrazki wybrałam z 300 – wszystkie udane 😎
Byłam na zakupach i mnie trochę pomoczyło, a takie ładne słoneczko było…
To dla Młodej… pewnie juz pokazywałam, ale w poszukiwaniu czegoś natknęłam się. Nic obok dla skali – kryształ ma 2.5 cm na *wysokość*. Z miejscowości (nomen omen) Poland, górne rejony stanu Nowy Jork, USA.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1385.jpg
Burza, zakłócenia w TV. Trzeba chyba wyłączyć i kompa?
Czy myśmy powitali pluszaka ?
Takeśmy sie marchewka przejęli, że chyba nie powitaliśmy 🙄
Zasiadaj pluszaku przy stole, Brzucho właśnie się posunął kapkę w stronę Pyry 😉
Mogę się kapkę przesunąć dla Pluszaka, ale ta kreacja baaardzo przypomina mi kogoś, kto już siedzi i to całkiem wygodnie. Lubi sobie na lato zmienić image
…Sławku,
na betonie kwiaty nie rosną, i nie powinno się siadać gołą d… na kamieniu (nic się nie rodzi…), bo faktycznie, wilka się złapie 😉
A babcie ostrzegały… dziadkowie też, i to w latach 60-tych 😯
http://www.youtube.com/watch?v=HsCb9KgXJoQ
Witam wszystkich. Sorry za wtręt ale mam mały romans do Pyry. MAMUŚ odłoż porządnie telefon bo chciałabym z Tobą porozmawiać o tych cudnych tulipanach i nie mogę 🙂
Wy jesteście straszną bandą. Opiszę, a co mi tam…
Siedzę tutaj, czytam, dopisuję coś, w międzyczasie nastawiłam jajka, na pół-miękko miały być,sztuk sześć. Tylko mi się nie śmiać!!! Zagadaliście mnie. Nagle słyszę jakieś wystrzały od strony kuchni. Po trzecim poeciałam sprawdzić, co jest na rzeczy. Przychodzę – woda wyparowała, garnek ze spalenizną lekką na dnie, jajka prawie wykrystalizowały 😯
Ja chyba przeniosę ten komputer do kuchni albo co 🙄
Aha – teraz dawać pomysł, jak te jaja wykorzystać – no, są na bardzo twardo.
Alicjo, w solankę mendy jedne
będą do sałat dziwnych
lub na przekąskę
… i mam szparagi jeszcze. I ziemniaki w mundurkach ugotowane.
Alicja – stanowczo natychmiast wyrzuć te jajca. Mało jest takich morderców wątroby, jak przegotowane jajka, a już gotowano – pieczone… Odżałuj.
To dobrze, ze Alicja czuwa i wita pluszaka. Milo jest byc zauwazonym. Dopiero teraz zajrzalam do blogu po kilkudniowej przerwie. Goscilam przyjaciol Szwajcarow poznanych w Afryce. Alicjo, pytalas jak sie tam znalazlam. Pisalam juz, ze bylo nas tam (w Abidzanie)kilkoro Polakow . Mieszkalam tam przez ponad osiem lat, spotkalam mojego przyszlego meza Francuza, tam tez pobralismy sie ( w Yamoussoukro, gdzie pozniej wybudowano bazylike poswiecona przez naszego papieza ). Moze przy innej okazji opowiem wiecej, nie chcialabym zanudzac innych biesiadnikow.
A co do marchewki, probowalam kiedys przyrzadzona z porto, smaczna. Umyta marchewke zetrzec na grubej tarce, wrzucic do gotujacej wody lekko osolonej. gotowac 8-10 mn. Podgrzac smietane, przyprawic pieprzem i sola. odcedzona marchewke wymieszac ze smietanka i dodac maly kieliszek porto. Podac cieple.
A propos marchewki – gotowanej nie znosiłam od czasu gdy w przedszkolu wmuszali mi marchewkę z groszkiem w białym sosie pełnym mąki. Obecnie dzięki Mamie lubię pod dwoma postaciami – marchewka gotowana, potem duszona z masłem i z dodatkiem gałki muszkatołowej – pyszna. Druga to ta z rosołu – dla mnie rosół bez marchewki to nie rosół. Podobnie jak Pyra uwielbiam buraczki z chrzanem – nigdy nie próbowałam ich piec – spróbuję. W Świnoujściu leje i jest bardzo zimno – zaraz rozpalę w kominku.
Ale to już czerwiec, a w zeszłym tygodniu wybrałam się do Kopenhagi. Na „Skanii” spożyłam pewien drink. który tylko z latem mi się kojarzy i aby poprawić nastrój i zaprotestować wobec pogody podam zaraz składniki – był pyszny. Nie znam dokładnych proporcji ale mniej więcej było to tak: syrop trzcinowy + 4 listki świeżej mięty + 2 listki bazylii + limonka (myslę, że 1/4) Trzeba to rozgnieść w grubej, wysokiej szklance (nie mam takich akcesorii barmańskich więc zamierzam rozgnieść to w moim ślicznym, kamiennym moździerzu) Potem wlewamy „Bacardi Apple” -chyyba 25 mililitrów, (właśnie tego nie wiem – 25 czy 50 mililitrów), sprite. Dodajemy kruszony lód i przyozdabiamy kawałkami jabłka. Trzeba wcześniej włożyć słomki. Jak napisałam jest pyszny – nazwali to Apple Mohito – barman ze Skanii wygrał konkurs Bacardi tym drinkiem. Pozdrawiam wszystkich Ryba – alkoholik.
Rybko, no co Ty?
w miecie nie ma alkoholu
Wy tu piszecie o depresji?
To jest depresja!
mowisz o tej skanowanej, po lewej?
A o czym mamy pisać? 🙄
Pyro, zanim nakrzyczałaś, zjadłam dwa jajka. Chyba nie mam watroby, bo nie protestuje… Dosmaczyłam musztardą z chrzanem 😉
Ah… Wybrzeze Kosci Słoniowej 😉
U mnie znowu idzie na burzę – ja nie podsyłam wam, sama tam sie przenosi z wiatrem i Ziemia sie kręci wiadomo…
Sławek,
o jaką miecie (ę) chodzi? 😯
Nie wytrzymałem i znów jestem u Jose. Oczywiście, że mam kij pątniczy jeszcze z wędrówki 5 lat temu po camino Aragon i camino Francuskim. Miałem wówczas opory czy z kijem się włóczyć ale w Pirenejach okulałem i kij był potrzebny. A teraz z tym kijem mam status”świętej krowy”- łaże po kątach, wściubiam nos, obserwuję życie a Hiszpanie się tylko uśmiechają i „Hola!” mi mówią. Muszli nie noszę bo plecak czasem się wywala więc potłukła by się. A zamiast kapelusza mam hippisowską bandanę w pacyfy.
Co do jedzenia to akurat dziś nic ciekawego bo Jose ma kawiarnię więc raczej na słodko. Ale zrobił mi tradycyjne boccadilo z jamonem i sałatkę z pomidorów, papryki i cebuli zlaną oliwą i octem żeby łatwo weszło. No i cafe solo bo sjesta mnie wymęczyła. Fajnie trafiłem bo schronisko jest ekstra. Zorganizowali je w Ermita de Belen czyli w dawnym eremie. Piękne miejsce, tuż pod miastem. Kościółek z dobudówkami, wodotryskiem- wszystko trochę arabskie w nastroju(może przez palmy) a z tyłu ogrodzona białym murem arena z kamienną widownią. Nie wiem co ci eremici tam robili. Może coś omawiali ale prędzej, jak myśle, piekli kogoś na stosie bo to było w wiekach średnich ulubione zajęcie ludności na tych terenach. No i za te przyjemności, jako „święta krowa” zapłaciłem tylko 10 euro. Wczoraj kupiłem na kolację ser owczy z tutejszej kooperatywy rolnej(socjalizm!). Pikantny jest jak cholera, ledewie połowę zjadłem bo co kawałek muszę przepijać wodą. W sumie jem porządnie tylko z wieczora, gdy się robi chłodno. Najczęściej marynowane, pieczone mięso z tutejszych czarnych świń i ensaladę(warzywa, tuńczyk i co tam jeszcze mają do zmieszania). Rankami kawa, sok a w drodze woda i owoce-najczęściej kiwi. A co do wina to przyjdzie czas bo ciągle się aklimatyzuję i na wszystko brak czasu. Ale mam plan zgłębić „temat” winny. Co do nóg Piotrze to je szanuję. Tu idą ludzie, którzy wyrwali się na urlop i chcą 1000 km przejść. Potem w Santiago żal na nich patrzeć – są jak Napoleońscy maruderzy uciekający spod Moskwy. Nogi w bandażach, ciała cuchnące a oczy jak głębokie studnie. Ja mogę iść dziennie 30 – 40 km ale po co skoro mam czas. Tym bardziej, że miałem kłopoty po długich marszach w słońcu. Chłopak z Polski( strażak), którego tu spotkałem powiedział, że to były klasyczne objawy odwodnienia. Wrogowi tego nie życzę. Więc idę sobie w swoim rytmie a gdy coś ciekawego się dzieje(jak dziś) to staję, szukam żarcia, spania i kicham na dystans i etapy. A tak wogóle to szczęśliwy jestem jak stary koń, który zwolniony z chomąta pobrykać jeszcze sobie może.
Czego życzę wszystkim szanownym blogowiczkom i blogowiczom
Zainspirowałeś mnie Piotrze. Właśnie zacząłem zgłębiać problematykę winną. Zamówiłem i dostałem szklankę wina o nazwie”Bodegas Chepe vino de La Tierra de Exstramadura”. Chłodnie, orzeźwiające, smaczne. Wasze zdrowie!
jest dwudziesta, no to zdrowie Wojtka!
Wojtek, fajnie Cie poczytac, nie mam wprawdzie hiszpanskiego pod reka, ale cos z poludnia, wiec tez za Twoje
No to jeszcze raz Wasze zdrowie. Tym razem „Vina Puebla Tempranilla Ribera del Guadian”- ponoć niespotykane gdzie indziej bo regionalne. Pyszne, z lekką nutą goryczki. Mój Boże jakie na placu, przed barem gracje się przechadzają. Pupy okrągłe, talie wcięte, nosy duże i załamane(mam do takich słabość), oczy czarne iskrzące i krucze włosy. Jedna mi w drodze tłumaczyła co to Sierra Morena. Wzięła pukiel włosów w dłoń i mówi:”To jest kolor morena”. Dopijam wino i idę nyny bo mi głupoty po głowie krążą. To wszystko przez świeże powietrze.
Dobranoc
Chilijskie też moze być… tam po hiszpańsku zasuwają 😉
No to… cono sur 😉
mnie intryguje wczorajsza debata na temat gara do kiszena kapusty, bardzo mi sie on podoba, wiecie ile kosztuje reszta sprzetu (poniemiecki w piwnicy leza i byly sie ostal, gdyby nie nowe generacje)
http://www.manufactum.de/Produkt/193901/1405709/KrauthobelHolz.html
Nasz Wojtek fajnie napisał u Passenta
http://passent.blog.polityka.pl/?p=576#comment-114809
Zdrowie Wojtka!
Gitarą z hiszpańska, akordeonem z paryskiego bruku… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=C_qlLIqyK6w&feature=PlayList&p=91CD07B3E4DFA1CE&index=34
Kurcze,Jose mi ciągle polewa regionalne przysmaki. I nie chce kasy! To chyba dlatego, że zauważył iż spisuję z butelek nazwy a potem przepisuję na kompie. Może za krytyka winnego mnie bierze?
Jeszcze kieliszek i wracam do eremu. Grzeszę myślą i uczynkiem a to przecież szlak pokutny. No ale ostatecznie go reklamuję.
Zamiast z Wami wypić, to ja dzisiaj produkuję likier czekoladowo – kawowy z kardamonem. Gorzałka to słabiutka, babska , a grzeje jak słońce w Estramadurze. To kardamon. Dlaczego robię taką imitację trunku ? Bo spiryt oszczędzam na wiśnie i jeżyny.
Morąg – zajrzyj do Praktikera, gary są.
Burza i ulewa 😯 Trochę przesadzają z tym deszczem 🙁
Włączyłam sobie TVN24, a tam – tfu, na psa urok – kolejne wcielenie pani Jaruckiej albo innej Krawczyk. I dlaczego oni p. Kotkę mianują aktorką? Nasze Babki kiedy spostponować inną babę chciały , mówiły „aktorka”. O dziwo – brzmi podobnie.
Ah Pyro co tam Kotka, JK oswiadczyl, ze on jest z AK.
Wracam do mojej depresji.
Wiecie co dostałem w prezencie po piątym kielonie? Reprodukcje hiszpańskich znaczków pocztowych poświęconych camino. Niesamowite?-chłopak mnie zaskoczył. Mają wielkość dużych widokówek i są fotoreprintami z 1943 i 1965 roku czyli jeszcze z czasów dyktatury Franco. Sam nie wiem co o tym myśleć. Super prezent!
Zdradzcie, kto to Kotka? Bo wiki zapodaje, że to nie kotka, tulko orzeł, a nawet wyspa u wybrzeży Finlandii 😯
Wojtek vel Kartka… teraz pilnuj plecaka!
Alicjo, Gospodarz da mi za to po lbie, bo o polityce przy stole nie uchodzi:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,6705551,Cugier_Kotka_nie_zlozyla_zawiadomienia_o_pobiciu_.html
Nirrodku – kolekcjonuję sobie autoprezentacje największego naiwniaka wszech czasów. Wiem już, że nie wychowywał się na podwórku, że codziennie śpiewał hymn narodowy, że stał tam, gdzie „myśmy stali”, wreszcie, że jest z kręgów AK. To wszystko przez to, że Tatuś mu takie wielkie komplety żołnierzyków z Zachodu przywoził, a Mama nigdy nie kazała (nawet po maturze)_ spakować cały zbiór i do piwnicy wynieść.
Alicjo
Plecak zdeponowany, kasa i passport przy dupie. Polska wielu rzeczy uczy ale chyba najbardziej ostrożności. Kupiłem sobie ubranka na drogę w demobilu Bundeswery w Krośnie Odrzańskim. Za 2 pary bojówek, koszulki bawełniane, skarpety i awaryjną bandanę(model misja Bałkany latem) zapłaciłem 150 zl. Jako bonus dostałem worek wojskowy. Tapicer ze wsi wszył mi do niego parciany pas i teraz po knajpach noszę swoje precjoza właśnie w tym worku. Worek przez plecy, bandana i kij dają poczucie bezpieczeństwa. Kto by coś chciał zabrać facetowi na lewiźnie z cudzoziemskiej legii?
…dzięki, nirrod. He he he… ta pani na poważnie?! Co to za kotka bez pazurów?! Ja bym tym trzem oczy wydrapała natychmiast, a ona się dała tak bez niczego kopać i bić?! 😯
Przy okazji zerknęłam do gazety, a tam o Wandzie Półtawskiej (jeszcze nie doczytałam wszystkiego). Dawno nie widziałam w obiegu tego nazwiska – pamietam, jaki wstrząs przeżyłam po przeczytaniu jej książki „I boje się snów”. Miałam zakazane czytać (smarkata), to oczywiście przeczytałam 🙄
upieklam chlebek z ciemnej maki dodajac ziarna sloneczniku, jutro czeka „nas” ostatnia i decydujaca klasowka z laciny- tlumaczenie i deklinacja – „kulysmy” jeszcze dzis wieczorem, dobra noc
Alicjo – ruszyłam dobrze posiwiałym łbem (a kiedyś tam się Sherlocka czytało) i oto co Pyra wydedukowała :
1. Kotce zrobiło się żal, że już po rozrywce: PO ograne, PiS niedograne, a żyć z czegoś trzeba;
2. Zrobiła się prawie celebrytka, a zabawa mogła się skończyć lata moment,
3. opowiadała znajomym, jak to jest sekowana za PIS, dodawała coraz kolorków ( o sprzedajnej dziwce mogła nawet usłyszeć w realu) aż machnęła tekstem o pobiciu. Znajomy któryś (czy nie Jaruś Kurski przypadkiem”) puścił przeciek do mediów – i potoczyła się kula śniegowa.
4. Teraz trwa w opowieści.
I tyle.
Już zdecydowanie idę spać. A propos tej aktorki, która zeszła nagle z ekranu i doznała przemocy. Był taki film Wody Alena w którym aktorzy nagle zeszli z ekranu i straszne traumy przeżywali w realu. Cierpieli, cierpieli i biegiem wrócili na ekran(prześcieradło)bo jednak tam im było najlepiej. Niestety nie pamiętam tytułu. Ale moim zdaniem to czysty formalizm tj. zwycięstwo formy nad treścią. Zresztą jakie zwycięstwo-nie ma treści to zostaje tylko forma. W sumie to jest optymistyczne jak stare, gliniane amfory na wodę, które mijam. Wody w nich nie ma, ciurka gdzieś obok. No ale amfora pozostaje jakimś znakiem przeszłości, historii. Idziesz, patrzysz i myślisz-tu kiedyś była woda. No ale pijesz z butelki. Ale mi się po tym winie zebrało na filozofię.
Pa, jeszcze rano coś skrobnę
Purpurowa róża z Kairu
Nie wiem, czy Alicja widziała ten filmik z Kotką:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,6652714,Zobacz__jak_Kurski_poznal_Anne_Cugier_Kotke.html
Bezbronna koteczka to nie jest.
Mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności karnej za składanie fałdszywych zeznań.
Cała sprawa jest żałosna, jak ….
Też gitara z hiszpańska… pod koniec 😉
http://www.youtube.com/watch?v=CbeiXcRxZ4c
Do Kartki z podrozy, czy to nie bylo w The Purple Rose of Cairo?
Szczesliwej dalszej drogi!
Idę sobie już od Was. Najpierw trochę ogarnąć kuchnię, potem umyć grzeszne cielsko, potem spać.
Z Kaliszem też sobie folgowała ta kotka 🙂
http://video.lublin.com.pl/play/Anna_Cugier_Kotka_i_Ryszard_Kalisz
Kobieta potrafi się lansować, szkoda tylko, że robi z siebie ofiarę losu.
Jest raczej przebojową osobą.
Jej macierzysta stacja ‚superstacja.tv’ 😯 napisała:
„najsłynniejsza postać kampanii wyborczej”.
Myślę, ze należy spuścić zasłonę miłosierdzia, Grażynko.
E tam kotek , miałknie i przestanie . Zasłużeni dają głos u Passenta. Robi się coraz zabawniej. Jeszcze chwila i będą pokazywać fotografie .
Z oficjalnych pożegnań i uścisków.
A może to gra w rosyjską ruletkę?
Z nudów?
O, rany… Nie znałam Superstacji – czemu niby mają służyć takie programy?!
mt7 ma rację – spuśćmy zasłonę…
Eeee tam, Marku, mnie to nie bawi.
Mam milion pięćset poważniejszych spraw na głowie.
Vancouver w Kanadzie jest najbardziej przyjaznym miastem świata. 🙂
Bardzo przyjaznym miastem jest Sankt Michael w Burgenlandii. 🙂 A jaką mają stołówkę !!!
Coś niesamowitego – w nocy cisza była na blogu. Czyżby Alicji zaszkodziły jajka?
Po tej burzy, co od Alicji przyleciała, Internet sobie gdzieś poszedł i dopiero teraz sprawdzam co się na blogu działo.
Niby dzisiaj ma nie padać, ale słońce jakieś dziwne i chmury też, altusiki jakieś dziwne.
A Pyra to spać też nie mogła, żeby o piątej na blog zaglądać?
Pyra wstaje kiedy ją słońce obudzi; za to po obiedzie ucina sobie drzemkę. Kiedy wróci Młodsza, zostanę znowu odstawiona od maszyny.
cześć Bando
Gospodarz śpi?
nic nie daje?
aha, dziś dzień zagadek
idę do wanny ..poczytać
Dzień dobry. U mnie równo 8:00
„Odświeżyłam” widok. Zagadek nie ma. ;(
zaszczytem jest niemałym miejsca przy stole doświadczyć, niniejszym się usadzam i za zaszczyt ów dzięki składam ceremonialne, mogąc i za postmodernistyczną nowalijkę, małosolną na ten przykład, posłużyć 😉