Zgadnij co gotujemy?(132)
Wiosna ludów trwa. Ruch na szosach jak diabli. Warto zaplanować jakąś ciekawa wycieczkę. Aby Wam to ułatwić dziś nagrodą quizie są mapy i przewodniki. Mapy Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii – wydane przez „Politykę” z zaznaczeniem ciekawym miejsc wartych zwiedzenia oraz przewodniki z podpowiedziami gdzie i co można tam zjeść. Więc i pytania muszą być w tym podróżniczym stylu.
1- Jak się nazywa najsłynniejsza litewska nalewka i skąd taka nazwa ?
2- Ukraińcy też lubią pierogi tyle tylko, że noszą one tam inna nazwę, jaką?
3- W którym kraju przysmakiem jest sernik z kminkiem i solą?
Tyle pytań a za prawidłowe odpowiedzi wieloczęściowa nagroda. Kto szybciej prześle dobre rozwiązanie na adres internet@polityka.com.pl ten otrzyma plik map oraz przewodników. Czekam!
Komentarze
Z litewskich wakacji przywiozłam sobie zapasik nalewki. Zostało z niej tylko wspomnienie….
3 – sernik z kminkiem – estonski
2 – to moze pielemienie
1 – 3 po 9 czyli Trejos Devynerios to z internetu a tesc napisal trisz divinis lub trojanka 27 ziol podzielonych na 3 czesci itd…
przepraszam – ja zapomnialam, ze to trzeba wyslac gdzie indziej, to moze jedyna nadzieja w administratorze, ze skasuje – nakladam sobie kare niezagladania tu przez kilka dni …
Hm, pielmienie kojarzą mi się bardziej z kuchnią rosyjską niż ukraińską.
a to i dobrze ewo, ze zle, bo zostawilam szanse dla innych. tez mi sie kojarzyly z rosyjska ale taka informacje gdzies znalazlam – moze to sie jeszcze da jakos odkrecic ( zawstydzona mordka). a teraz ide spac-co trzeba bylo juz zrobic ze trzy godziny temu to by nie bylo problemu teraz …
Miałem się dzisiaj wstrzymać, ale spodziewano się nagrody w formie nowej Książki, a jest coś innego. Ponadto pytania dzisiejsze rekordowo łatwe, choć niejednoznaczne. Litwa zna wiele nalewek, a według mnie co najmniej dwie walczą o palmę pierwszeństwa pod względem rozsławienia.
Rozsławiał te nalewki Wańkowicz, którego dzieła wielokrotnie były tu przywoływane, a o jedną z tych nalewek Gospodarz juz pytał w konkursie, tylko pytanie było zadane od tyłu.
Pierogi też sprawa niejednoznaczna, bo w Polsce mamy jedną nazwę na to, co w Rosji ma ich kilka i są one na Ukrainie zaadaptowane. Najpopularniejsze u nas, czyli gotowane, a w przypadku mięsnych – z nadzieniem już termicznie obrobionym, noszą we Lwowie nazwę bardzo podobną do Rosyjskiej, a w Kijowie całkiem rosyjską, bo tam ten język dominuje.
Sernik z solą i kminkiem nie dziwi, jeżeli tam, gdzie go jedzą, jedzą również cukierki zwane salmiakami. Najbardziej popularne w Finlandii (ale to nie ojczyzna słonych serników z kminkiem) noszą tam nazwę salmiakków, ale to nie jest szczyt finezji. Sa jeszcze ciekawsz Tervo, gdzie do smaku salmiaku dochodzi jeszcze urok starych palonych opon i szczególnie lubiane lukrecjowe z dodatkiem salmiaku. I to jest to! W książce „Kill grill …” autor opisuje, jak w wieku lat bodajże ośmiu zdobył się na połknięcie ostrygi prosto z łowiska, na co nie zdobyli się jego rodzice.
Był to poczatek smakoszostwa, przez które dzielnie brnął w dzieciństwie zanim wspiął się na szczyty kulinarne. Kto nie spróbuje fińskich słonych cukierków we wszystkich odmianach, nie może powiedzieć, że jest prawdziwym samkoszem. A że obrzydliwe? A czy znawca sztuki może się za takiego podawać, jeżeli oglądał wyłącznie dzieła udane? A może nie znac kontrowersyjnych?
według mnie nie są to pieliemienie, lecz ukraińska wersja innej nazwy rosyjskiej dla pierogów gotowanych, bo od gotowania ta nazwa pochodzi.
Gospodarz chyba nie będzie miał problemu, jeżeli prawidłowa odpowiedź doszła przed 8:37, co bardzo prawdopodobne. Ja wysłałem o 8:39.
Ja wysłałam trochę wcześniej ale nie gwarantuję poprawności odpowiedzi.
Którą drugą nalewkę miałeś na mysli Stanisławie – miodowego „suki-yna”?
Miałem na myśli gadzinówkę, czyli nalewkę na żmii.
Nalewki na żmii były znane i w obecnych granicach Polski, a także w wielu innych krajach, między innymi w Południowej Ameryce. Ale litewską rozsławił Wańkowicz, podobnie jak i 3 po 9. Mam ładnie symetryczny kod 2ff2
Żmija pojona wpierw mlekiem, a potem zalana spirytusem? Czego to ludzie nie wymyślą…
Mlekiem pojona przez tydzień, o ile dobrze pamietam. Żmija hodowana na wódkę. Butelki tego szlachetnego trunklu można chyba obejrzeć w Muzeum Farmacji w Kownie. Są więc chyba właściwości lecznicze. Aha, zapomniałem, że w Chinach i Wietnamie, czyli pewnie i w całej wschodniej Azji robią nalewki na kobrach.
Nalewka na kobrach – brrrrrrrrrrr
No to ciekawam, co Autor dzisiaj miał na myśli. 🙂 Pierogi obstawiam tak, jak Stanisław – od warzenia, a nalewkę ziołową. Dowiem się po południu, bo teraz wybywam.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
Jak zwykle nie wzialem udzialu. Nie da rady bo we srody przychodzi umyslna nie z wlasnej winy. Najpierw trzeba obgadac najnowsze wiadomosci a potem mistrzyni scierki i miotly szaleje.
Uprzejmie prosze Markla zeby sie nie obcyndalal i kazdego rana wystawial cos fotograficznego. Ostatnio tyle nafotografowal, ze starczy do czasu kiedy wystawia mu pomnik. Kronikarz Prus sie przypomina. Krople maja to do siebie, ze draza skale.
Ziab jak djabli. Zimna Zoska klania sie
Pan Lulek
Przypuszczam że Gospodarz miał na myśli nalewkę popularną a nie ekstremalną 😉 , stąd również jestem za ziołami.
Pyra wyszła z Radyjkiem i nie wróciła, pewnie gania psinę po krzakach. Albo nie ma dostępu do PC. Alicja dosypia, Nemo karmi speleologów albo gania z nimi po jaskiniach. Albo wybrała się do odległych przestrzennie przyjaciół na proszony obiad. Coś dużo wolnych miejsc przy stole dzisiaj.
Dzień dobry Szampaństwu.
Pada u mnie i jest chłodnawo.Wreszcie jakaś koronkowa zieleń zaczyna się pojawiać na drzewach. Trawa i owszem, odbiła porządnie.
Dzisaj pracuję na swoim. Na obiad coś z biustów kurczaczych albo ryba, zobaczę. Jeszcze do śniadania sporo czasu zostało, nie muszę myśleć o obiedzie.
Przyjemnego dzionka wszystkim!
Stanisławie,
nemo jest na urlopie – w przeciwnym razie na dzisiejszą nagrodę nikt nie miałby szans, nawet Ty 😉
Tu też chłodnawo Alicjo i wreszcie pada deszcz. No, może deszczyk. Tak naprawdę chuda mżawka. Ale pada 🙂
Nalewkę na dowolnym wijcu wypiłabym chyba tylko za cenę cudzego życia 😕
Nalewki żmijówki są lecznicze, więc może bywają okazje do picia za cenę własnego życia – uratowanego
Gdzie Nemo urlopuje?
U nas też właściwie deszczyk, ale zapowiada się z przerwami na pare dni. no i temperatury w okolicach 15C , a w tej chwili jest tylko 10C. Tak wyglada nasz maj, typowo.
Co do wijców, niech one są pojone ambrozją i niech mają diamenty w przewodzie pokarmowym – nie tknę pod żadną postacią, nalewka czy nie. Ja nawet węgorzy nie jadam…
Konkurs rozwiązany. Tym razem wygrała Ewelina z Chrzanowa – gratulacje! Mapy i przewodniki juz na poczcie. Przydadzą się zapewne na wakacje.
A odpowiedzi sa następujace:
1 Nalewka litewska na 27 gatunkach ziół to 999 czyli trzy dziewiatki;
2 Ukraińskie pierogi to warenyki;
3 Dziwny sernik pochodzi z Estonii.
Za tydzień nagrodą będzie książka Basi i moja czyli długo oczekiwane kuchnie Europy.
A my kupiliśmy wędzarnię ogrodową. Z dostawą do domu. A jakże! Wędzarnia ma wymiary 30 x 30 x 160 i jest z czarnej blachy. Wczoraj uwędziliśmy pstrągi. Sztuk 5 ( słownie :pięć). Świeże pstrągi sprzedaje nad jeziorem Kierskim taki jeden rybak, który ma hodowlę. Ten rybak sprzedał nam też drewno olchowe i dokładnie poinstruował jak się obchodzić z tą wędzarnią. Te ryby wyszły przepyszne.
A z tą wędzarnią to było tak: w tamtym tygodniu kupilismy w sklepie wędzone ryby. Te ryby okazały się w środku surowe. Włożyłam je na chwile do mikrofalówki ,żeby je dopiec. Po chwili jak otworzyłam drzwiczki, całą kuchnię wypełnił ostry zapach „domestosu” zmieszanego z chlorem i lizolem. To te ryby rozgrzane dały taki wstrętny odór. Ryby wylądowały w kuble na śmieci a my podjęliśmy decyzję ,że nigdy więcej nie będziemy jeść sklepowych ryb. W internecie znalazłam producenta wędzarni. W poniedziałek zamówiłam. Wczoraj przywieźli. Zdumiewające tempo!! Cena całości , łącznie z transportem 850 PLN.
Ta wędzarnia może też spełniać funkcję grilla. czas wędzenia rybek- dwie godziny. Decyzję o zakupie tej wędzarni przyspieszył również fakt ,że w okolicy wszyscy sąsiedzi mają grile i dym grillowy od wczesnych godzin , w cieple dni , to normalna sprawa. Tak więc dymek z naszej wędzarni nie będzie niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza gdy się zmiesza z dobrosąsiedzkim dymkiem grillowym.
I jeszcze słówko w sprawie konkursowych pielmieni o których pisze Wanda TX. ja oprócz pielmieni i na Ukrainie i na Białorusi i na Litwie jadałam cepeliny. Co prawda Litwini uważają ,że to ich potrwa narodowa ale tak samo mówią na Ukrainie. 🙂
a warenyki …to nie jadłam 🙁 bo nie widziałam , i słyszałam 🙂
miało być „nie słyszałam „
Panie Piotrze,
Przewodniki i mapy sa zawsze mile widziane.
Serdecznie dziękuję 🙂
.
Gratulacje dla Ewy. Transkrypcja oficjalna pewnie taka, jak podał Gospodarz. Fonetyczna warieniki, przy czym i piszą jak rosyjskie, bo maja na Ukrainie jeszcze i jak nasze. Rosyjskie warienki, nie możecie nie znac. Pielmieni są konkretną potrawą pierogowa z mięsem wieprzowym i wołowym – po równo. Nazywają je pierozkami uralskimi lub syberyjskimi. Są bardzo dobre. na ogół.
Pielmieni i warenyki, słone serniki,
A podpłomyki ?
Do koszy wkładamy dziś na pikniki !
Na majówki ruszamy bez gadzinówki,
dziewczyny nie chcą żadnej żmijówki !
Litewskie nalewki są dla rozgrzewki.
Tymi butlami nie pogardzimy,
bo ….je lubimy 🙂
Witam wszystkich po powrocie z niedalekich wojaży.Byliśmy na Słowacji i w Krakowie. Już w poniedziałek pracowicie opisałam wrażenia z podróży,ale komputer zjadł cały wpis. Wczoraj zaś internet zepsuł się i musiał przyjechać fachowiec.Teraz wszystko jest już w porządku.
Na Słowacji,gdzie się nie obrócisz,to trafiasz na ślady Janosika.Mieszkaliśmy w miejscowości Terchowa,gdzie Janosik się urodził i gdzie wystawiono mu na wzgórzu wielki błyszczący pomnik.Jest też dość trudna trasa górska – Janosikowy chodnik, ale trudy wynagradzają przepiękne widoki. Kulinarnie bez rewelacji.Można dość smacznie i niedrogo zjeść,chociaż karty dań są bardzo często tylko w j.słowackim i można przeżyć zaskoczenie,kiedy zamiast spodziewanego żeberka /rieberko/ otrzymuje się schabowy z kostką.
Bardzo miłą niespodzianką okazały się tamtejsze ciastka ,właściwie torty zwane Marlenką. Zdaje się,że produkowane są w Czechach,ale według receptury staroarmeńskiej.Tort skłda się chyba z pięciu cienkich warstw ciasta,pieczonych oddzielnie i przełożonych delikatnym kremem.Jest wersja miodowa i mleczno -czekoladowa.Tort ma swoją stronę http://www.marlenka.cz. Wygląda jak pieczony w domu i smakuje doskonale,w przeciwieństwie do ciastek,jakie jedliśmy w Krakowie w kawiarni Jama Michalika.Wystrój kawiarni zachwycający,ale sztandarowe ciastko /na pierwszym miejscu w menu/ rozczarowujące,a właściwie beznadziejne.Nazywa się michalik wawelski i jest to suchy biszkopt przekładany nieciekawym kremem.Byłam zdumiona,że taki wypiek podawany jest w takiej kawiarni. Sernik też był bardzo przeciętny.Cóż,okazuje się,że elegancja lokalu nie zawsze oznacza dobre jedzenie.Kawa była przyzwoita,ale bez rewelacji.Może inne dania są lepsze,ale to co jadłam rozczarowało mnie.
Jeszcze trochę o Krakowie.Właściwie nie wiadomo ,gdzie jeść,bo tyle tam restauracji,barów,kawiarni itp. Praktycznie decyduje przypadek.Jednego dnia jedliśmy obiad w restauracji Poezja Smaku,w głębokich podziemiach.Wystrój piękny,wysmakowany,stare umeblowanie. Jedzenie smaczne,ale oczekiwanie 40 minut przy niewielkiej liczbie klientów to przesada.Baliśmy się zamówić deser,bo do kolacji nie wyszlibyśmy stamtąd.Dlatego następnego dnia poszliśmy do Polskiego Jadła i tu wprawdzie nie było tak elegancko,ale smacznie ,dania obfite,szybko podane.Podobała mi się też bardzo obsługa kelnerska.Kelner był sprawny,pomocny,zainteresowany klientem,ale nie narzucający się.Tacy właśnie powinni być kelnerzy. Taki też był kelner w Rużomberku na Słowacji.
A sam Kraków w wiosennej szacie,kasztany w pełnym rozkwicie,kosy śpiewają jeden przez drugiego.Tłok tylko na głównych trasach,trochę z boku zupełnie spokojnie.Dla mnie największą ucztą była jednak uczta duchowa – wystawa obrazów Jacka Malczewskiego i dwa wieczory w teatrze.
Przejrzałam po powrocie wasze wpisy o przyjemnościach i kłopotach dużych i małych.
Dobrze móc zajrzeć na blog,bo mimo atrakcji wyjazdowych, trochę mi go brakowało.To już takie małe uzależnienie.
Pyra żyje – trochę niewygodnie co prawda, ale uparcie. Kontynuuję pielgrzymki zdrowotne. Nie leczę się latami, za to jak już zacznę….Jutro ciąg dalszy. Pada, nie pada, pada. Przelotnie ale obficie. Nie gotowałyśmy obiadu , Młodsza zafundowała pizzę do domu, sos czosnkowy, tosty z czosnkiem. Drogo, jak cholera, a najlepsze było ciasto na pizzy. Reszta ogólnie poprawna, ale jak dla mnie nie warte swojej ceny.
Grażyna – zazdroszczę Ci tej wędzarni. Nie wiem, czy przed następnymi świętami nie naciągnę Ciebie na uwędzenie kiełbasy i szynki.
Oj Pyro, nie żałuj
Nie ma czego
To fakt, ze wędzone dłużej poleży. Tyle tylko, ze podczas tego smrodliwego procesu konserwacji, dosięga nie tylko dym pstrąga, który jest na ogól hodowlanym podłym wyrobem. Wraz z dymem otrzymuje toto wędzone nie tylko zabarwienie. Dym zawiera elementy jak najbardziej aromatyczne, które nade wszystko przyczynić mogą się do rozwoju wewnętrznego skorupiaka. I nie ma znaczenia czy nośnikiem dymu jest olcha, buk czy stara zdarta opona. Kraj miedzy Odrą a Bugiem od pewnego czasu opanowany jest kolejnym po grillu szaleństwem. Jeszcze kosmos nie ochłonął po zimowym zadymianiu atmosfery /czytaj: recyklingu na własną łapę/, a zaczyna się nowa fala zadym.
Znacznie zdrowsze moim zdaniem są zadymy uliczne
Krystyno,
druzgocącą krytykę walnęłaś pod adresem Jamy Michalika, tym bardziej, ze oni się szczycą tymi „słynnymi ciastami i tortami”. Słyszałam podobne opinie – chociaż nie jadam słodkiego, miałam zamiar tam się wybrać na obiad podczas ostatniego pobytu – odradzano mi stanowczo.
E tam, Arcadius…
wszystko jest dla ludzi, także grill i wędzonka – musiałbyś się przestawic niemal wyłącznie na kuchnię z grilla czy wędzonkę, żeby sobie wywędzić skorupiaka.
Tutaj też krzyczano na ludzi, że karcenogenne (dym) i tak dalej. Jak ktoś sobie codziennie griluje … to sobie wygriluje. Albo i nie, bo niektóre osobniki są oporne!
Stanislaw podaje pawidlowa nazwe na te pierogi. Akcentuja vArieniki. To orginalna nazwa ukrainska i rosyjska. W odroznieniu od „pelmEni” sa duze, napchane i miesem, i ziemniakami, i owocami, zazwyczaj polane skwarkami lub smietana. Z owocami podaje sie na zimno i ze smietana. To to co w Polsce nazywa sie pierogi. PelmEni („pelmiEshki”), nazwa czysto rosyjska. Sa mniejsze i tylko z miesem (wolowina+wieprzowina). Podaje sie z maslem, czasem w rosole (buliOn). W Polsce nazywali je „uszka”. Podawali z czerwonym barszczem (czysty wywar) to co w Rosji nazywaja „sviokOlnik”, od naci burakow – „sviOkla”. Dobre nad ranem, po ciezkim pijanstwie. Kolduny, nazwa polska, pochodza z Litwy, mieso wieprzowe, wolowe i koniecznie baranina, wyrazny smak majeranku, podawane byly w rosole. Po wojnie byly w barze „Zamkowy”, na Krakowskim, przy ruchomych schodach. Nazwa w Rosji i na Ukrainie nieuzywana. Dawno temu przeprowadzilem dokladne „badania” w restauracjach i rodzinach tak rosyjskich jak ukrainskich i litewskich. A o czym bylo gadac ? O kontraktach ? To byl automat.
Krystyno,
Czeskie Marlenki bywają też osiągalne na południu Polski – ostatnio jadłam je w kawiarni w Sosnowcu, a mój brat natknął się na nie w Katowicach i Ustroniu. Nie wiem jak często bywasz w tych okolicach, ale może kiedyś skorzystasz…
Errata.
Po obejrzeniu strony internetowej widzę że Marlenki są sprzedawane w sieci Carrefour i Makro praktycznie w całej Polsce.
Arcadius Ty jak prawdziwy dżentelmen rodem z ruskiego romansu – potępiając zgniłą kapitalstyczną właścicleke wędzarni , równocześnie przytulasz zatłuszczoną łapą przodownicę katorżniczej pracy.
Grill ma byc w sumie w piatek. Taki byl plan. Teraz plan sie zmienil, bo jest Wazne Spotkanie i Wazny Wywiad. W miedzyczasie Niemcy sie antywojennie powypowiadali, politycznie poszlo, ze hej! A ja zmeczona jestem, bo pogoda straszna, nastroj tez taki sobie. Ach, byle do piatku.. A na grilla proponuje pieczarki smazone. Mniam, mniam.
Wrócilem z wyprawy zagranicznej. Bylismy miedzy innymi na zakupach w mojej dawnej firmie.
Dalej juz nie sprawozdaje. Internet znowu szaleje.
Spokojnej nocy
Pan Lulek
U nas tez sie spokojniej zrobilo, jak napisze, ze opadl kurz po bitwie, to bedzie niemadrze, bo bitwy nie bylo, tylko wymiana argumentow
http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=25&c_start=340#c8757
teraz juz tylo lulu.
Gotują się, czy śpią?
Ja jak najbardziej kulinarnie, Grażyna wyskoczyła dzisiaj z wędzarnią, ja zaszalałam i kupiłam sobie nowy piec kuchenny 😯
Usiadłam przy komputerze, trzask-prask wybrałam – wahałam się pomiędzy dwoma, przeważyła estetyka, funkcje podobne, cena o stówę niższa, co na korzyść dla mnie 😎
Jerzor z Rogerem podjedzie i przywiezie któregoś dnia.
Jak to dobrze, że nie trzeba włóczyć się po sklepach!
W sieci mam o wiele więcej detali na temat produktu, spokojnie mogę w zaciszu domowym poczytać, porównać itd.
W sklepie dopytać się pomocy fachowej o detale, to tak w głowie namieszają, że człowiek wyjdzie ze zmywarką do naczyń zamiast pieca 🙄
Polecam sieciowe zakupy 🙂
Zakupy w sieci…
Wczoraj dostałem paczkę z zamówionymi książkami. Niby ceny okazyjne . Ale z książkami nie ma to wiele wspólnego. Większość to broszurki dodawane do gazet. Jak nie pomacasz to nie wiesz. Kupowanie kota w worku.
Stary i głupi. Ostatni raz.