Zgadnij co gotujemy?(124)
Malutki kawałek Europy a ma aż trzy języki: włoski, niemiecki i ladyński. Tym ostatnim posługuje się niewielka grupa (no, może 25-tysięczna jak twierdzą niektórzy) ale widnieje jako oficjalny język i są w nim napisy na szyldach czy drogowskazach. A poza tym piękna kraina. Warto tam pojechać także w lecie, bo piękniej położonych jezior nie widziałem, choć wrażliwość na piękno to sprawa indywidualna. (Napisałem to by uprzedzić prostujących mnie, że piękniej usytuowane jeziora są w…….) A co tam gotują. No właśnie zgadujmy!
1 – Chleb który nie czerstwieje ponieważ jest wiecznie suchy i chrupiący, układany lub ustawiany na półkach i leżący przez wiele dni to….?
2 – Duma rolników Trydentu-Górnej Adygi to owoc, którego zbiory przekraczają 50 proc. całej włoskiej produkcji, jaki to owoc?
3 – Pieczywo jest tu do smaku doprawiane różnymi ziołami: kminkiem, anyżem, koprem włoskim oraz – najczęściej – ziołem pachnącym jak maggi. Co to za zioło?
Kto zna odpowiedzi ten pędzi do komputera i wysyła list na adres: internet@polityka.com.pl i – jeśli wyprzedzi wszystkich innych – wygrywa książkę Joanny i Artura Podgórskich „Wakacje z duchami” czyli przewodnik po polskich zamkach i innych atrakcjach turystycznych.
Komentarze
Nasz droga Pyra znowu bez łączności ze światem. Albo Radio wyciągnęło na spacer. Ja spacerowałem po Bolonii bardzo wcześnie rano i późnym wieczorem
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-03-11.html
Nie mam pojęcia co gotujemy ale po Bolonii kiedyś i ja spacerowałem. Był czerwiec, było gorąco i te uliczki z podcieniami i półmrokiem w nich panującym zachowałem w pamięci. Jak bym tam znowu był (albo bardzo wcześnie rano albo póżnym wieczorem).
Późnym wieczorem Włosi wygrali mecz kwalifikacyjny w niedaleko toczących się piłkarskich mistrzostwach świata. Co tam się działo!
Wstyd przyznać, ale w Bolonii byłem tylko raz – 2 dni. Przyjechaliśmy w pięknym słońcu, a potem lało jak z cebra. Podcienia są bardzo przydatne w takich okolicznościach. Podobne ulewy pamietam z Lugano, gdzie tez podcienie pomagają.
Wysłałem odpowiedzi o godzinę spóźniony, ale zrobiłem to raczej z obowiązku.
W ogóle nie wiem, o czym się mówi na blogu w ostatnich dwóch tygodniach, bo byłem bardzo zajęty i jeszcze będe przez pare dni. Nie miałem nawet czasu obejrzeć, jak aktualnie wygląda zatoka w Kingston o zimowym świcie.
Ale w piątek byłem w pierogarni przy Bednarskiej w Warszawie. Wybieraliśmy się do naleśnikarni o nazwie Fabryka czy Manufaktura czy jeszcze coś innego w tym rodzaju. Okazało sie, że już tamtego lokalu nie ma, sa natomiast pierogarnia i winiarnia z restauracją.
Sklep z winami atrakcyjny. Spory wybór z własnego importu. Parę dobrych win w Polsce raczej niedostępnych. Równiez pare dostępnych, ale tutaj w dobrej cenie. Akurat dobra cena to około 200 złotych. Ale są też wina po 20-30 złotych nadające się do picia. Próbowałem przeliczać ceny francuskie i wyszło, że bardzo zbliżone, gdy normą jest, że u nas jest od 30 do ponad 100 (w zalezności od sklepu) procent drożej.
Pierogarnia wypadła nieźle. Dość wysokie ceny jak na pierogi, ale próbowałem siedmiu rodzajów (po 2 pierogi) i wszystkie nadzienia były dobre. Świetne z kaszą gryczaną. Ciasto nie było twarde, ale było zbyt grube. I tak była to 1/3 grubości najczęściej spotykanej, ale jeszcze nie to, co byc powinno, żeby uznać pierogi za godne polecenia.
Do pierogów piłem kwas chlebowy. W smaku niezły, trochę za mało gazu i niedostatecznie schłodzony, choć nie powiem, że całkiem ciepły. W sumie wrażenia pozytywne. Nawet moja Małżonka, która nie jest amatorką pierogów, stwierdziła, że jest z obiadu zadowolona, bo tak dobrych pierogów dawno nie jadła.
W niedziele ponownie obiad w Winiarni Literackij „Cyrano & Roxane” w Sopocie. Jedliśmy polędwicę wołową w sosie pieprzowym z ziemniakami gratin i warzywkami, których smak zachwycał. Sama poledwica zachwycała jeszcze bardziej, co nie dziwota. Podali do tego noże stekowe, bo polędwica miała ze 2,5 cm grubości. Zwykłym nożem też by się pokroiło bez problemów. Naprawdę zachęcam do odwiedzania tego lokalu. Wino z Roussillion, jak zawsze. Do wyboru bergeraki bardzo dobrej jakości. Niezbyt tanie, ale warte swojej ceny. Zresztą niezbyt tanie to pojęcie względne. W wiekszości średnio drogich lokali butelka byle czego kosztuje około 100 zł. Tutaj jest to cena za wino dobre, a taniej można dostać całkiem niezłe. Poza tym wiedzą, jak je podawać. Właściwa temperatura i w razie młodości pachnącej alkoholem, energiczna dekantacja przyspieszjąca właściwe odetchnięcie napoju.
Doczytałam.
Poor Brzucho! Musi być jakiś knyf, który trzeba podpatrzeć u wprawionego. Podziwiam, że nie piżgnąłeś kulasa w plenery. Zjedz draństwo, niech ma za Twoje 👿
Poczytałem wczorajsze i widze, że z Kingston nic nie straciłem. To cieszy.
Czy znałem jakąś kurtyzanę? Tak wstecz spogladam i niczego takiego nie widzę. Ale też obecnie nie mamy kurtyzan tylko studentki korzystające ze wsparcia sponsorów. Studentka nie musi studiować oczywiście.
Różnica pomiędzy kurtyzaną a sponsorowaną studentką jest zasadnicza. Przyczyną tej różnicy obecne zakłamanie i hipokryzja. Z kurtyzanami panowie się afiszowali, sponsorowane studentki ukrywają przed żonami.
Najczęściej panny ze swoimi sponsorami można spotkać na wycieczkach zagranicznych przedstawianych w rodzinie jako podróże służbowe. Ale trzeba miec dobre oko, żeby taką parę rozpoznac.
Nastrój Brzucha troche rozumiem, bo sam zmęczony nie mam ochoty na dobre jedzenie. W Warszawie wybieraliśmy się do Dzikiego Ryżu, a z braku apetytu wylądowaliśmy w pierogarni. Mogę pocieszyc, że jutro, gdy nóżka będzie gotowa do jedzenia, apetyt wróci, jak mnie wrócił w dwa dni po powrocie.
Co do etymologii, za dużo nie chcę się wypowiadać, ale kurtyka na pewno ma swoje uzasadnienie w kontekście kurtyzany.
Ta naleśnikarnia nazywała się Manufaktura. Żałuję, że jej już nie ma, bo z naleśnikami mam taką samą sprawę jak Wuj Lulek 😉 Ale skoro są dobre pierogi, to też nieźle.
Nie pamiętam, czy tu już wrzucałam moją Bolonię, gdzie byłam na Święta. To wrzucam okołokulinarne zdjęcia. Od tego do końca albumu 🙂
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/CoDlaSmakoszy#5285692233883134818
Dwie osoby niemal równocześnie (komputer zaznaczył sekundowe różnice) przysłały prawidłowe odpowiedzi, które brzmią tak:
1 schuttelbrod;
2 jabłko;
3 lubczyk.
Po raz pierwszy więc wysyłam dwie nagrody czyli książki Joanny i Artura Podgórskich „Wakacje z duchami”. A dzięki temu, że autorzy są moimi redakcyjnymi kolegami to i o autografy było łatwo. Książki wysłałem do Stanisława do Gdyni oraz do Danuty do Wrocławia. Gratulacje!
Następne zagadki bedą nagrodzone bardzo ciekawą książką wyciągniętą z mojego domowego archiwum. Jest tylko jeden egzemplarz więc będzie tylko jeden szczęśliwiec.
Smaczne zdjęcia. Zadziwiła mnie etylkirta na owocach opuncji. Znałem je dotychczas we Włoszech jako „fico d’India”. Tutaj widze „Kaktusfeigen”, czyli po niemiecku. Pomyślałbym, że to nie Bolonia tylko Merano albo Trydent. Ciekawe, skąd ta nazwa w tym miejscu.
Dorotko, jakie pyszne obrazki! Tam wiszą nawet owe słynne wieprzowe nóżki czyli zampone, z którymi zmagała się dziś w nocy Brzucho aż mu minął apety, co jest bardzo groźnym objawem, Zajrzyj Brzucho do albumu Doroty to odzyskasz zdrowie i chęć do jedzenia!
Stanisławie,
widzę, że pewne konteksty kojarzą nam się podobnie 😉
Dziś pogoda typowo marcowa, ścierają się fronty, pada deszcz i co chwilę wychodzi słoneczko. Pierogi chyba wyprodukuję dziś na kolację, bo obiecałam Geologowi z Rumunką, że dostanie tych z niedzieli, ale nic nie zostało 🙁
Stanisławie, Danuśka – gratulacje 🙂
Nie wiem, co to „etylkirta”. Chyba szkocki trunek pity w męskim stroju narodowym Szkotów, albo karton w szkocka kratę na ten trunek. Ja miałem na myśli etykiete
widzisz Brzucho?
u Doroty pod numerem 16 wisi tego pelno, ceny nie zauwazylem, wiec moze warto bylo sie trudzic?
widzialem za to ceny ryb i innych morskich, totalnie ksiezycowe, to Bolonia, czy Ulan Bator?
kalamary 55euro/kg
dorada, zwykla, szara 50
langusta 65
moze to rzeczywiscie dla niemieckojezycznych turystow?
gratulacje dla zwyciezcow i zwyciezonych
Dzisiaj nie spodziewałem się wygranej. Bardzo pieknie dziekuję i gratuluję Danuśce. Za gratulacje dziekuję. Schüttelbrot jest suchy i chrupki, jednak bardzo sie różni od chrupek skandynawskich i bardziej przypomina chleb prawdziwy.
Nemo, chyba kiedys wpadnę do Ciebie na pierogi. Pewnie za 2-3 lata. Mam nadzieję, że nie będę musiał przedtem łazić po grotach, bo Moja tego nie lubi. Ale popatrzeć od Ciebie na góry warto sądząc ze zdjęć.
Sławku,
mnie się zdaje, że część tego PaniDorotkowego targu leży w bawarskiej Bolonii czyli Monachium 😉
Pyra żyje. Doczekała się wyjścia Ani do pracy i dorwała się do maszyny. Pies mnie skrobie po kolanach pazurami – nudzi się i doprasza o wyjście. A, wała. Dopiero 11-ta, a on już był dwa razy i to za każdym razem powyżej pół godziny. Zimno, duje, a ja mu się pozwolę ciągać na wiewiórki! Dzisiaj wypoczynkowo – nie gotuję. Prawie cały żur wczoraj ugotowany został w garze. Młoda nie jadła. Nie, to nie – zje dzisiaj.
Stanisławie, Danuto (albo na odwrót) – gratulacje. Za tydzień zapowiadam Pyrowy atak na Piotrowe półki z książkami – za każdym razem uzyskiwałam tą drogą rarytasy (Kuchnia rosyjska, knajpy Lwowa). Jestem co prawda człowiekiem życzliwym i zsocjalizowanym, ale i cnoty mają swoje ograniczenia.
Stanisławie,
zapraszam pod warunkiem, że pomożesz przy tych pierogach. Możesz wałkować ciasto 😉
Gratulacje dla zwycięzców!!! Czekają ich super wakacje bo z DUCHAMI 🙂
Symfonia smaku zadziwiajaca. To właściwe skrzyżowanie blogów. Czy Pani Dorota rozpoznała wirtuoza? Wirtuoz to smaku czy muzyki?
Ceny w samej rzeczy zaskakują niezbyt miło. Od dawna znałem Włochy jako kraj drogi, ale to trochę przesada. Primitivo di Manduria ostatnio robi się modne, ale jeszcze da lata temu było tańsze o ponad połowe. Ocet balsamiczny 25-letni może byc drogi. Chyba nigdy takiego świadomie nie próbowałem. Pan Piotr pewnie próbował, więc jestem ciekaw wrażeń. Używa się tego bardzo skąpo, więc może warto raz na jakis czas wydac tyle.
W bawarskiej Bolonii na pewno 2 pierwsze zdjęcia, co i z podpisów wynika, ale potem zaczynają się napisy włoskie.
Wałkowac lubię, a nawet wykrawać po przykryciu połową ciasta. Ale nie wszyscy akceptują tę technikę.
Moi Mili,
Wygląda na to,że przesłaliście gratulacje pod moim adresem.
Ale to nie ja jestem taka mądra i utalentowana – niestety 🙁
Poza tym dopiero teraz otworzyłam komputer.
Ja jestem Danuśką z Warszawy,a odpowiedzi wysłała Danuta
z Wrocławia. Przyłączam się natomiast z przyjemnością do
gratulacji dla zwycięzców !
No to gratulacje dla Danuty z Wrocławia 🙂 Może się odezwie?
Może się Danuta odezwie. Jan się porzecież odzywa, choć jednozdaniowo.
Miejsca przy naszym stole mnóstwo i każdy gość mile witany.
Obejrzałam sobie „wystawkę” Doroty i zgłodnialam. Dobrze, że kiepsko widzę, to i ceny mogłam przeoczyć.
a ja tez byłem w bolonii.
dotarlismy tam grobo po polnocy i szkoda było wydawac kase na hotel. pewnie gdybym znal wloski to probowalbym w hotelu negocjowac cene za nocleg do jednejtrzeciej, w koncu tyle z tej doby hotelowej jeszcze pozostalo.
nic innego nam nie pozostalo jak walesanie sie po miescie. bylo wyjatkowo ciemno i wygladalo grozno. kosmos ogarnely ciemne chmury. przemieszczaly sie leniwie i tylko z rzadka dopuszczaly swiatlo z sasiedniej planety.
bylismy akurat w takiej ciasnej uliczce z waskimi i wysokimi kamienicami. w wiekszosci z nich miescily sie knajpy i bary. wszystkie juz albo jeszcze zamkniete. ale i tak sie najedlismy. tyle tylko ze tym razem strachu.
przed nami stanely nagle dwa duze siegajace mi do pasa psy. nawet nie mam pojecia skad one sie tam wziely. podziwialismy widocznie w tym czasie porozwieszane na balkonie prania. takie tam stare gacie i biustonosze olbrzymich rozmiarow. gorsetow nie było ale i tak wystarczylo to, by nabrac po raz kolejny niesmaku do tego typu klimatow. w kazdym razie te dwa piesy pojawily sie z niczego z ciemnosci czy spod tych kocich lbow, ktore naciagaly nasze stawy skokowe.
ja ze strachu wciagnalem powietrze tak gleboko ze weszlo ono do przedluzenia dolnych plecow i zaraz potem wyszlo z nich z przerazajacym halasem. rezonans dzwieku w waskich uliczkach dopelnil swego i przerazilem sie w tej chwili tego bardziej niz piesow.
to nie bylo moje normalne brzmienie. mialo tak potezna moc ze myslalem przez chwile, ze przeistoczylem się w orangutana. piesy musialy chyba tak samo pomyslec. ten dzwiek wprowadzil je w skocznosc i skowyczac zniknely tak szybko jak sie pojawily.
Johnny 😯 😆
Dziękuję za gratulacje.
Są one nie w pełni zasłużone, bowiem moje odpowiedzi nie były w 100% poprawne. Dzięki wyrozumiałości pana Piotra, będę mogła cieszyć się ciekawą lekturą. 😉
Daniello, nie kryguj się. Regulamin konkursu jest taki, że i pytania nie musza być precyzyjne a odpowiedzi nie muszą trafiać w prawdę obiektywną tylko w to, co miał na myśli autor. I tylko Gospodarz ma prawo oceniać, czy odpowiedzi w ten zamysł trafiły. Czasami można się martwić, że obiektywnie prawdziwa odpowiedź nie została uznana, czasami cieszyć, że Gospodarz uznał odpowiedź nieco naciąganą. Dlatego jest to świetna zabawa. Najmniej wątpliwości budzą pytania, na które odpowiedź można znaleźć w archiwum tego bloga.
No właśnie. Był Gospodarz w Górnej Adydze a chyba nie wiemy, co tam jadł i co widział. Czyżbym przeoczył relację? Możliwe, bo ostatnio dużo wagarowałem jednocześnie pobierając troche nauki w sąsiedztwie.
Klękajcie narody! Pyra ma wreszcie dziurki na balkonie, w tych dziurach osadzone kołki, może powiesić żyłkę anty-gołębiową i dwie półeczki na małe doniczki. Rodzinni mężczyźni robili to od 3 lat, przyjechał Haneczkowy Pan Mąż i wywiercił i przykręcił, zabrało mu to ze 20 minut wszystko razem. Chyba się w nim zakocham, czy co? Górą blogowa samopomoc po raz kolejny. Idę szorować te półeczki, bo wiadomop – gołębie
Gratuluję zwycięzcom!
Stanisław bardzo precyzyjnie określił zasady tego konkursu! 😀
Pyro,
mężczyźni „na wynos” są niekiedy sprawniejsi niż u siebie w domu 😉 Mojego Osobistego biorę na ambicję oznajmiając, że muszę wezwać (lub pójść do) fachowca. I wtedy nagle mój rower ma nowe opony, noże są naostrzone i kran przestaje kapać 😉
Czy masz czym zaszantażować Twoich rodzinnych facetów?
nemo, potwierdzam 😆 , tak to działa 😆
Pierwsze sprawozdanie było w poniedziałek a następne będą jutro tj. w czwartek i w piatek. Też ilustrowane zarówno widoczkami z gór jak i daniami na stole.
Jutro natomiast idę na kolację organizowaną przez Włoski Instytut Handlu Zagranicznego zrobioną przez kolejnego świetnego kucharz z Górnej Adygi Stefana Unterkirchera, który odwiedził Warszawę. Opisze ją w przyszłym tygodniu.
Świetne są włoskie instytuty handlu zagranicznego. Tak naprawdę służą promocji kraju, niekoniecznie tylko handlowej. Obowiązkowo trzeba odwiedzić dziedziniec takiego instytutu w Wilnie, skąd piękny widok na Pałac Prezydencki. Sam instytut też całkiem ładny. Obowiązek oczywiście uwarunkowany przebywaniem w Wilnie. Specjalnie jechać to już przesada.
Nemo – zaszantażować? Wiesz co oni robią kiedy Matka, Babka, etc robi się namolna? Przestają przychodzić. Kiedy zaś muszą przyjść, to stwierdzają, że to Młodsza nawaliła, bo dawno powinna przywlec następnego niewolnika do domu!
Interesujące.
Co my tu w końcu gotujemy?
Owszem różne przysmaki gotujemy.
Czasem gotujemy,ale głównie dywagujemy.
I to lubimy najbardziej 🙂
E nie,gotować też bardzo lubimy.
Przypominam,że dzisiaj gotowanie doprawialiśmy….
lubczykiem 🙂
Ja właśnie dopieprzyłam… kapustę z grzybami. Jak Geolog chce pierogi, to musi przyjść przed kolacją 😎 Ciasto zamieszone. Teraz kombinuję, czy by nie zrobić crepes Suzette na podwieczorek. Udało mi się uratować przed zeżarciem niepryskaną pomarańczę.
3afe? A fe bo chciałem nawiązać do wpisu Stanisława o pierogach. Pierogarnię na Bednarskiej znam z wypadów na obiadki w czasie pracy. Przez ostatnie 4 lata bywałem tam przynajmniej raz, dwa razy w miesiącu. Jakość systematycznie się pogarszała, cena rosła, więc zmieniliśmy lokal na „na kłopoty Bednarska” dwa kroki obok.
Polecam niedaleko, przy Mariensztacie, restaurację chińską Bliss. Byłem tam kilka razy, jedzenie jest bardzo dobre, atmosfera też, ale ceny już mniej przyjazne 😉
Stanisławie, z opóźnieniem odpowiadam na @10:27 – bo z tą opuncją i innymi owocami to Monachium. To jest albumik ogólnie ze zdjęciami dla obżartuchów 🙂 Napisałam przecież – Bolonia jest od zlinkowanego zdjęcia do końca.
No i gratulacje oczywiście 😀
„Ale trzeba miecStanislaw 10.02
dobre oko, zeby taka pare rozpoznac” ?! Albo nie miec oczu, zeby nie widziec roznicy. W Bolonii, w barze przy ulicy Marconi, przyjaciel Wloch postanowil poznac kur…tyzane, alisci brodaty byl i dama wrzasnela: Con barba ? No ! Niente ! Udalismy sie zatem do ristorante Sergio, gdzie wlasciciel lzyl glosno gosci ku powszechnej radosci obecnych. Dawne to byly czasy i przyjaciel oznajmil, ze przyszedl z gosciem z Polski. Sergio wyglosil tyrade do kucharza, zeby mnie dobrze nakarmil „bo w tej Polsce to oni glodem przymieraja…” A sam byl wzorowa komunizda: pierwszego maja paradowal na placu sw. Marka, na wiecu komunistycznym, z czerwona kokarda w klapie. Innym razem zapytal czy widze w Bolonii jasne wlosy i niebieskie oczy. Byly. Dosc niezwykle. „Bo Bolonie wyzwolila polska dywizja gen. Maczka – uswiadomil mnie przyjaciel – i stacjonowali prawie przez rok.” Niestety, nie odwiedzalem z przyjacielem waskich zaulkow wieczorowa pora. Z pewnoscia stracilem.
Wróciłem z sesji w salonie piękności. Sześć pań fotografowałem aż mi ręka ścierpła i nie tylko. Kolorów nawet dostałem.
Chyba powiem ,że zdjęcia wyszły nieostre. Do poprawki 🙂
Tak Ci sie tam spodobalo Marku, ze chcialbys jeszcze raz?
á propos ingenting – jak tu mawiają – czyli bez żadnego związku z dzisiejszym tematem kulinarnym.
Na obiad były warzywa z piekarnika: kartofle, marchew, pasternak i cebula pokropione oliwą. Plasterek palsternaka smakuje wybornie z kawałkiem greckiego feta. Bardzo zrównoważone proporcje słodkości i słoności.
Polecam.
P.S.
Zwróćcie proszę uwagę na to „plasterek palsternaka” – majstersztyk – nespa?
Jaki ja głupi…
po polsku: pasternak
po tutejszemu: palsternacka
Pyra dzisiaj była klasą robotniczą i ma dosyć. Jutro raniutko napiszę, a teraz ogłaszam strajk.
a palsterek, to plasterek?
och te szwedzkie najazdy
no prosze 😆 jaka samokrytyka i samoocena tu nastepuje
co jeden to lepszy 😆
nemo jesli sie zszokowalas moim klepaniem to jest mi bardzo bardzo 😳
nie potrafie tak klepac by zostac zaproszony na pierogi do helwecji 🙁
ale w swinoujsciu smakowaly mi wysmienicie o czym nie omieszkalem tutaj klepnac jakis czas temu. to nie byly jakies tam z tasmy i dla großküchen towarzystwa
Ryba przygotowala je na moje podniebienie
Rybo 🙄
Niekoniecznie Sławuś, ale
Plaster to pl(a z kółkiem ale WordPress nie przenasza)ster.
Wymawia się „ploster”
Szynka wymawia się tak samo ale pisze „skinka”
Flaszka pisz się „flaska” i takoż wymawia.
tak mają tu porobione….
Czegoz ci Szwedzi nie wymysla..
Niedorozwiniety jakos ten temacik z kurtyzanami i gejszami, a Pan Piotr tak dowcipnie zasugerowal. To dodam. W Shanghai kolezka miejscowa, bardzo obyta z Japonia, potraktowala mnie dwoma gejszami do obiadu. W foyer restauracji siedzialo ze dwadziescia dam, bardzo mlodych, eleganckich i wyperfumowanych, i kiedysmy usiedli przy stole, dwie dolaczyly do nas. Zaskoczyly mnie te dwie wysokie ( 5.7 – 6.0) Chinki mowiace niezle po angielsku i nie przypominajace deski do prasowania. Obsluge mialem jak nigdy. Sugerowaly dania, nakladaly na talerz, wycieraly dziob i usmiechaly sie tak, ze gorna polowka glowki omal nie odpadla. Przy rachunku, kolezka zauwazyla, ze to sa gejsze, bardzo eleganckie panie, wylacznie do towarzystwa za stolem i dodal: Jesli chcesz je jeszcze, to juz poza moimi kompetencjami. A zaplacil za towarzystwo ok. $2500. Jakie gejsze zatem ? Chyba wszedzie tak jest: jak go zwal tak go zwal, a zawod jedyny w swoim rodzaju.
Johnny,
Ty mnie bardzo rozbawiłeś i zaskoczyłeś niezwykle obrazowym opisem, ale przecież nie zgorszyłeś 😉 Ja na pierogi nikogo nie zapraszam, goście sami się wpraszają i muszą pomagać w lepieniu 😎 Geolog pięknie wałkował ciasto, to sobie zasłużył. Na kolację był rosołek z kury, pierogi z kapustą i grzybami i crepes Suzette polane koniakiem i podpalone. Na podwieczorek potrenowałam „flambirowanie” i już wiem, że koniak trzeba lekko podgrzać, polać gorące naleśniki i podpalić długą zapałką. Wieczorem wyszło mi dużo lepiej i goście byli pod wrażeniem. Osobisty mówi, że podpalanie Remy Martina to dekadencja 🙄
Nemo – bardzo proszę – opisz szczegółowo tą technikę podpalania. To znaczy ile polać , jak podpalać , jaki ma być talerz, czy podpalać na stole w pokoju przy gościach , czy w kuchni w pobliżu zlewu , czy trzeba mieć w pobliżu butelkę z wodą ( jako gaśnicę – jakby co… 🙂
Najlepiej zadzwonic przed podpaleniem po straz pozarna 😆
Grażynko,
ja podpalałam na patelni, ale w zasadzie można na talerzu czy półmisku. Palą się tylko opary alkoholu, niskim, błękitnym płomieniem, więc nie ma groźby pożaru, ale uważać trochę trzeba np. na włosy, ręce, obrus (nie nachlapać). Zrobiłam tak: na stalowej patelni rozgrzałam sos pomarańczowy, utytłałam w nim poskładane w chusteczkę naleśniki, podgrzałam aż zaczęły bulgotać, w osobnym rondelku podgrzałam 4 łyżki koniaku (do ca 40°C, sprawdziłam palcem), polałam naleśniki, podpaliłam w kuchni i płonące zaniosłam na stół. Paliło się chwilę i samo zgasło, wówczas rozdzieliłam na talerze i już. Smak był fantastyczny 😎 Gaśnicy nie potrzeba.
Ela pewnie masz rację. Ale oprócz tego ,że będę telefonować po straż, liczę na to ,że Nemo napisze krok po kroku – „jak to się robi”.
Ja już tymczasem idę spac.Jutro poczytam. Dobranoc.
( a skoro już mowa o straży – to kupa śmiechu z tym Pawlakiem i jego strażackimi firmami… 🙂 ..no i temat zastępczy po wpadce meczowej kolegi Premiera )
Nemo dzięki !!!!!!!!!!Doczekałam się zanim poszlam spać. Jutro na obiad robię miedzy innymi pora drobno pokrojonego , duszonego w maśle . To może na tym porze wypróbuję takie podpalanie !!
Koniak mam.
Grażynko,
lepiej na deserze np. brzoskwiniach z puszki.
Rozgrzej łyżkę masła, dodaj 6 kostek cukru, podsmaż aż lekko zbrązowieją, wlej sok z pół cytryny i pół pomarańczy, zagotuj, dodaj 4 połówki brzoskwiń, rozgrzej, polej Grand Marnierem lub koniakiem jak wyżej, podpal. Podawaj z lodami waniliowymi.
A podpalanie Grand Marniera, to też jest ale dekadencja…
I tu zgadzam się w pełni zarówno z Osobistym jak i Panią Dorotecką.
Dekadencja to mało. Mnie się cisną na usta słowa których to za żadne skarby nie przytoczę.
Jak ktoś sobie chce flambirować to można pośledniejszych trunków użyć. Mój syn kiedyś użył Żubrówki – bo nic innego akurat w domu nie było – i tez się paliło…
O Tempura! O Mores!
Nemo (23:25) ! Dziękuję za przepis.
Masło mam, brzoskwinie w puszcze mam, cytrynę mam, pomarańcze mam, lody mam 🙂
Cukier też mam- ale sypki 🙂
A Grand Marinera sobie kupię , co mi tam jakieś otempury z moresem 🙂
Jest dostępny przez całą dobę
http://www.alma24.pl/produkty/produkt.do;jsessionid=4C607662DEAF1BB87CE5D9F40FF1C615?id=26&page=2&productId=78057