W Paryżu spadały gwiazdy

Skąd spadały? Z wieży Eiffela. I to przez całą noc o każdej pełnej godzinie. Był to widok niezapomniany. Oświetlona na niebiesko najwyższa konstrukcja w tej części miasta  i gwiazdy spływające po niej od czubka aż do ziemi.

Kawałek dalej Champs Elysees rozświetlone dzięki platanom rosnącym po obydwu stronach alei, a każde drzewo zamiast liści pokryte setkami srebrzystych żarówek. Na sam końcu, na placu Gwiazdy perspektywę zamyka największy jaki w życiu widziałem diabelski młyn czyli powoli obracające się koło z wagonikami dla odważnych, którzy gdy docierają do szczytu mają widok na wielki kawał Paryża. Diabelski młyn też oświetlony srebrzyście. Zrobiłem serię zdjęć patrząc od strony Łuku Triumfalnego ale żadne z nich nie oddaje uroku i czaru tego widoku. Wybrałem więc tylko jedno. Resztę w lepszym wykonaniu pewnie można znaleźć w Internecie.

Nocna jazda po przedświątecznym Paryżu pokazała nam czas kryzysu we francuskim wydaniu. Na Champs Elysees, w ich dolnej części, setki małych białych pawilonów, w których pod narodowymi flagami sprzedawano specjały z wielu krajów Europy. Były to i smakołyki, i ubiory, i zabawki, i wyroby ludowe czyli nikomu w domu nie potrzebne durnostojki. A wszędzie tłok, śmiech i zabawa.

W pobliżu Galerie Lafayette tłum taki, że nie można nawet przejść chodnikiem. O wejściu do środka nie ma co marzyć. A każdy z przechodniów dzierżył w dłoniach firmową torbę z zakupami.

Taki sam tłok i w restauracjach. Gdyby nie wcześniejsza rezerwacja biegali byśmy po mieście o tzw. suchym pysku. Zanim jednak wejdziemy do Villa Corse (rive gauche) na kolację opowiem krótko o wystawie „Picasso i jego mistrzowie”. Nigdy nie widziałem tak długiej kolejki jak do kas Palais Royal (ten cholerny komputer uparcie mi przerabia słowo Royal na Rogal, ciekawe jak to się ukaże w blogu). My na szczęście mieliśmy bilety kupione przez Internet i czekające na nas w recepcji hotelu, w którym nocowaliśmy. Dzięki temu bez przeszkód dostaliśmy się do środka pokonując kilka kordonów straży. A było czego pilnować. W kilkunastu salach wisiały najsłynniejsze obrazy Goyi, Ingresa, Rembrandta, Maneta, Van Gogha i wielu innych mistrzów z różnych epok. A obok nich obrazy pędzla Pabla Picasso, który czerpał z tamtych płócien inspirację. Choć mnie na usta ciśnie się sformułowanie mniej eleganckie: Picasso ściągał z obrazów starych mistrzów bez najmniejszego zażenowania. Wydało mi się, że artysta uznany za geniusza kpił sobie z publiczności, krytyki i kolegów malarzy. Ta opinia wcale nie oznacza, że żałuję kilkunastu euro za bilet. Wystawa jest wielkim wydarzeniem i warto ją zobaczyć. Bądź to dla starych mistrzów, bądź to dla sztuki Pabla. Albo i dla jednych dzieł i dla drugich. Największy podziw wzbudził we mnie ten, kto wystawę wymyślił i wszystkie płótna zestawił. To dopiero znajomość malarstwa!
Po strawie duchowej można zejść na ziemię. I to dosłownie, bo stacja metra przy bulwarze Grenelle mieści na wiadukcie, z którego trzeba zejść na ulicę niemal na wprost drzwi do wspaniałego korsykańskiego lokalu. „Villa Corse” ma dwa adresy – nasz oznaczony jest dodatkowo rive gauche w odróżnieniu od rive droite ulokowanej przy rue Malakoff.

W kilku salach, pośród książek na półkach jak w domowej bibliotece, rozstawione stoliki i wygodne krzesła. Wszystko tonące w półmroku. Na szczęście i karta menu, i karta win drukowana dużą czcionką, że wszystko można było łatwo odczytać. Zaczęliśmy od aperitifu czyli kieliszka cydru. Potem był lekko wytrawny szampan i już wjechały na stół przekąski: pierścionki kalmarów uduszone z truflami i rozmarynem oraz foie gras z figami i grzankami z wiejskiego chleba. Potem dorada, dorsz, okoń morski a każda ryba inaczej przyrządzona i z innymi owocami. Na deser sorbety z mandarynek, korsykańskie sery i oczywiście kawa.

A jak to wyglądało możecie zobaczyć. Mimo ciemności panujących na sali – dania są uwiecznione na tyle wyraźnie, że można sobie wyobrazić ich smak.

Kolejna relacja z Paryża – za tydzień.

Pola Elizejskie w świątecznej oprawie

Foie gras z grzankami z wiejskiego chleba

Kalmary z truflami

Deser o nie zapisanej nazwie

Korsykańskie sery

Okoń morski z jarzynami

Przegrzebki czyli Saint Jacques

Sorbet mandarynkowy