W Paryżu spadały gwiazdy
Skąd spadały? Z wieży Eiffela. I to przez całą noc o każdej pełnej godzinie. Był to widok niezapomniany. Oświetlona na niebiesko najwyższa konstrukcja w tej części miasta i gwiazdy spływające po niej od czubka aż do ziemi.
Kawałek dalej Champs Elysees rozświetlone dzięki platanom rosnącym po obydwu stronach alei, a każde drzewo zamiast liści pokryte setkami srebrzystych żarówek. Na sam końcu, na placu Gwiazdy perspektywę zamyka największy jaki w życiu widziałem diabelski młyn czyli powoli obracające się koło z wagonikami dla odważnych, którzy gdy docierają do szczytu mają widok na wielki kawał Paryża. Diabelski młyn też oświetlony srebrzyście. Zrobiłem serię zdjęć patrząc od strony Łuku Triumfalnego ale żadne z nich nie oddaje uroku i czaru tego widoku. Wybrałem więc tylko jedno. Resztę w lepszym wykonaniu pewnie można znaleźć w Internecie.
Nocna jazda po przedświątecznym Paryżu pokazała nam czas kryzysu we francuskim wydaniu. Na Champs Elysees, w ich dolnej części, setki małych białych pawilonów, w których pod narodowymi flagami sprzedawano specjały z wielu krajów Europy. Były to i smakołyki, i ubiory, i zabawki, i wyroby ludowe czyli nikomu w domu nie potrzebne durnostojki. A wszędzie tłok, śmiech i zabawa.
W pobliżu Galerie Lafayette tłum taki, że nie można nawet przejść chodnikiem. O wejściu do środka nie ma co marzyć. A każdy z przechodniów dzierżył w dłoniach firmową torbę z zakupami.
Taki sam tłok i w restauracjach. Gdyby nie wcześniejsza rezerwacja biegali byśmy po mieście o tzw. suchym pysku. Zanim jednak wejdziemy do Villa Corse (rive gauche) na kolację opowiem krótko o wystawie „Picasso i jego mistrzowie”. Nigdy nie widziałem tak długiej kolejki jak do kas Palais Royal (ten cholerny komputer uparcie mi przerabia słowo Royal na Rogal, ciekawe jak to się ukaże w blogu). My na szczęście mieliśmy bilety kupione przez Internet i czekające na nas w recepcji hotelu, w którym nocowaliśmy. Dzięki temu bez przeszkód dostaliśmy się do środka pokonując kilka kordonów straży. A było czego pilnować. W kilkunastu salach wisiały najsłynniejsze obrazy Goyi, Ingresa, Rembrandta, Maneta, Van Gogha i wielu innych mistrzów z różnych epok. A obok nich obrazy pędzla Pabla Picasso, który czerpał z tamtych płócien inspirację. Choć mnie na usta ciśnie się sformułowanie mniej eleganckie: Picasso ściągał z obrazów starych mistrzów bez najmniejszego zażenowania. Wydało mi się, że artysta uznany za geniusza kpił sobie z publiczności, krytyki i kolegów malarzy. Ta opinia wcale nie oznacza, że żałuję kilkunastu euro za bilet. Wystawa jest wielkim wydarzeniem i warto ją zobaczyć. Bądź to dla starych mistrzów, bądź to dla sztuki Pabla. Albo i dla jednych dzieł i dla drugich. Największy podziw wzbudził we mnie ten, kto wystawę wymyślił i wszystkie płótna zestawił. To dopiero znajomość malarstwa!
Po strawie duchowej można zejść na ziemię. I to dosłownie, bo stacja metra przy bulwarze Grenelle mieści na wiadukcie, z którego trzeba zejść na ulicę niemal na wprost drzwi do wspaniałego korsykańskiego lokalu. „Villa Corse” ma dwa adresy – nasz oznaczony jest dodatkowo rive gauche w odróżnieniu od rive droite ulokowanej przy rue Malakoff.
W kilku salach, pośród książek na półkach jak w domowej bibliotece, rozstawione stoliki i wygodne krzesła. Wszystko tonące w półmroku. Na szczęście i karta menu, i karta win drukowana dużą czcionką, że wszystko można było łatwo odczytać. Zaczęliśmy od aperitifu czyli kieliszka cydru. Potem był lekko wytrawny szampan i już wjechały na stół przekąski: pierścionki kalmarów uduszone z truflami i rozmarynem oraz foie gras z figami i grzankami z wiejskiego chleba. Potem dorada, dorsz, okoń morski a każda ryba inaczej przyrządzona i z innymi owocami. Na deser sorbety z mandarynek, korsykańskie sery i oczywiście kawa.
A jak to wyglądało możecie zobaczyć. Mimo ciemności panujących na sali – dania są uwiecznione na tyle wyraźnie, że można sobie wyobrazić ich smak.
Kolejna relacja z Paryża – za tydzień.
Pola Elizejskie w świątecznej oprawie
Foie gras z grzankami z wiejskiego chleba
Kalmary z truflami
Deser o nie zapisanej nazwie
Korsykańskie sery
Okoń morski z jarzynami
Przegrzebki czyli Saint Jacques
Sorbet mandarynkowy
Komentarze
O rany!!!
…to rzeczywiscie wspanialy wyskok do Paryza….
Ale bedzie sprawozdanie. ZHa chwile jazda w droge
Pan Lulek
Basia jest tego warta i basta.
Dzisiaj Dziecko do nocy w robocie, Więc mam maszynę na calutki dzień. Mam też nadzieję na uzyskanie internetowej samodzielności – przyjechała wczoraj karta graficzna do mojego trupa i teraz tylko trzeba „znającego”, który ją zamontuje.
Ofiarą komputera nie został royal ale malarz V.v Gogh
Wystawa jest ponoć rewelacyjna. Komputer wiedział, co robi nie przyjmując nazwy Palais Royal. Chciał zwrócić uwage, że wystawa miesci sie w Grand Palais, tuż przy opisywanych Polach Elizejskich – w stronę Sekwany. Przy Palais Royal mieści się, między innymi, Comedia Francuska. Ale to szczegół, a wnioski z wystawy ciekawe. Zżynali artyści zawsze. Narodziny Wenus Botticellego zostały zerżnięte z Chrztu Chrystusa. Nie wiadomo, czyjego, bo kompozycja była przyjęta w owym czasie powszechnie. Śniadanie na trawie było zżynane kilkakrotnie, ale raczej w charakterze pastiszu, więc to naturalne. Geniusz Picassa pozwalał mu chyba tworzyć dzieła oryginalne nawet zżynając. Bardzo żałuję, że tej wystawy obejrzeć nie mogę. Moja Ukochana obejrzy na poczatku stycznia.
W ogóle zrobiło się tak bardzo artystycznie od wczoraj. Zdjęcia z restauracji też artystyczne, ale brak mi refleksji Gospodarza odnośnie smaku.
Jeszcze o sprawach artystycznych. Było wczoraj trochę o Ericu Mendelsohnie. 28 listopada Liceum Plastyczne w Olsztynie przyjęło go za patrona. Sprawa była bardzo kontrowersyjna i wywołała wielkie emocje. Hieronim Skurpski, malarz, był kontrkandydatem, a jednen z argumentów brzmiał: „To tak jak wybierać między śledziem a kawiorem”. Śledziem miał byc oczywiście Mendelsohn.
Gospodarzu, Stanisławie,
mój komputer zżyma się i proponuje dorżnąć takie komputery, co „zżynają”, znają rive goche i van Gocha 😯
Zżęta to może była trawa przed śniadaniem. I wyzbierane szyszki 😉
Nemo,
Co ty znowu o tych szyszkach?
Przepraszam, że tak od rana pozwalam sobie na prywatę, ale sporo osób znających mnie tutaj pisuje również u Bobika.
Zostawiłam na Jego blogu następującą prośbę
http://www.blog-bobika.eu/?p=122#comment-6070
Bardzo chciałabym uniknąć z tego powodu nieporozumień
Po przeczytaniu zgłodniałem. Idę zaparzyć sobie herbaty. W teczce mam sznytki z pasztetową…
…bo szyszki sa bardzo istotne przed swietami a i po swietach tez, jak na wiosne czy wczesnym latem rozwijaja sie pieknie na galeziach choiny.
tutaj jest nowosc zakupowa, szyszki pini, ktore jeszcze sa nie rozwiniete i jak je sie bedzie trzymalo w ciepelku to maja „pykac” otwierajac sie.
emi,
nie przepraszaj, tam już tego komentarza nie ma. Również parę innych chyba zostało wykasowane, bo brak ciagłości w numeracji….
Bobik cenzor!
emi, tez szukalam nie ma
Szyszki pini – wypraszam sobie!
Kiedyś była taka piosenka:
itsy, bitsy, pini, łini
jelloł polka dot bikini
napisałam:
Bardzo serdecznie witam Wszystkich 🙂
Większość z Państwa znam (lepiej lub gorzej) z blogów POLITYKI, dlatego zdecydowałam sie jednak zwrócić do Państwa z prośbą-małą-ingerencją w życie Waszej społeczności blogowej. Nie pisuję tutaj ( Bobiku- z braku czasu, a nie sympatii 🙂 ) mimo wszystko chciałam prosić osobę piszącą jako Emi , czy nie mogłaby w jakiś sposób zmodyfikować swojego nicka. Tak aby w bardziej znaczący sposób odróżniał sie od mojego.
Od przeszło 1,5 roku pisuję na blogach POLITYKI pod nickiem emi , pewnie osoby systematycznie śledzące Blog Bobika nie mają problemu z odróżnieniem nas ( Emi i emi), jednak dla mniej uważnych może to być chyba za duża zbieżność nicków.
Mam nadzieję, że odniesiecie się Państwo, a szczególnie Emi ze zrozumieniem do mojej prośby.
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam Wszystkich Państwa – emi z blogów POLITYKI
zycze milego poranka w tak polki
http://video.google.de/videosearch?hl=de&client=firefox-a&rls=org.mozilla:de:official&hs=1cI&resnum=0&q=yellow+polka&um=1&ie=UTF-8&sa=X&oi=video_result_group&resnum=4&ct=title#
ja ten wpis widzę na swoim komputerze, ale skoro mówicie o wykasowaniu…
nic nie rozumiem 🙁
a może czeka dopiero na akceptację, chociaż taki komunikat nie pojawił się u mnie, zaczekajmy może jeszcze sie ukaże 🙂
Andrzeju,
śniadanie na trawie, kocyk… Szyszki wyzbierać profilaktycznie, aby kieliszki z szampanem stabilnie stały 😉 A trawę zżąć. Z tego samego powodu.
emi,
jeśli napisałaś to dzisiaj, to nie zżymaj się, tylko uzbrój w cierpliwość. Ten szczeniak sypia do południa 😉
… a ja nie rzne trawy w mojej puszczy, dopiero jak jest bardzo wysokaie tej soczystej zieleni trawy na ca. 10 cm.
natomiast do wyrzniecia mam dwa olbrzymie bukowe pnie moze ktos z artystyczna zylka chetny?
przepraszam – jest komunikat o poczekalni 🙂
Strasznie coś kręcę, ale to nieprzespana noc, gorączka, ból głowy i straszliwy katar 🙁 cieszcie się, że tego nie macie 😉 niby mam wracać do łóżka i wygrzewać wynędzniały całokształt, ale leżąc nie da się oddychać 🙁
Niech to chwilowe zamieszanie będzie mi darowane, ale jak w takim stanie człowiek bierze się za załatwianie spraw wagi zasadniczej 😉 to wygląda jak wygląda 🙁
nemo – ja się nie zżymam, ja ledwo kontaktuję 😉
to nie ja bredze to komputer mi zjadl.. zal mi tej soczystej zieleni…
Żal mi emi; wiadomo, człek z grypą szuka spokojnego miejsca na zdechnięcie. Fatalne samopoczucie , jedyna nadzieja, że to za długo nie trwa. Żal mi też mojego nowego Prawnuka, który na kilka dni trafił do szpitala (dzisiaj „wychodzi”) właśnie z powodu infekcji wirusowej. W związku z tym prześladują mnie dwie sprawy : zawsze mnie uczono, że noworodki i niemowlęta do m/w 4-go miesiąca życia, mają tzw „odporność pierwotną”, czyli przeciwciała pobrane z organizmu matki i na takie infekcje powinny być odporne, szczególnie jeżeli są naturalnie karmione, a on jest „na piersi”. Jest jeszcze maleńki, urodził się w początku października – warunki bytowo-pielęgnacyjne ma bardzo dobre., a matkę rozsądną. A paskudę złapał i groziło malcowi odwodnienie, więc wylądował z Mamą w szpitalu. Druga sprawa, to właśnie mama w szpitalu – myślałam, że nasze szpitale dziecięce pozwalają rodzicowi towarzyszyć dziecku, bo to i stres mniejszy i mama całą, codzienną pielęgnację przy dzidziusiu zrobi odciążając personel. Okazało się jednak, że za pobyt matki przy maluchu, rodzice płacą i to wcale nie mało. Obydwie te sprawy mnie i martwią i dziwią.
Jak to nie ma postu emi, skoro jest. Musi co Bobik wstał i wpuścił 🙂
Ja spieszę póki co wyjaśnić, bo się domyślam, o co chodzi – znam (wirtualnie) tę osobę. Zaczęła ona swego czasu pisać u mojego blogowego przyjaciela fomy jako „babka z Gdyni”, wszyscy (wraz z Bobikiem) tam się poznaliśmy. Babka ma prawdziwego pieska o imieniu Emi i czasem ma zwyczaj się pod niego podszywać 😉
…miało być „wszyscy TAM się z nią poznaliśmy”…
Dziwi wiele, Pyro. Troche z innej beczki, ale podobnej. Obecność partnera przy porodzie jest już sprawą normalną. U nas w wielu szpitalach za to się coś płaci. Jeżeli poza obecnościa przy porodzie chce się jeszcze razem nocować, to kosztuje słono, więcej niż w Finlandii, która jest podobno krajem drogim. Za samą obecność w Finlandii nic się nie płaci. U nas płacenie jest nielegalne, jeżeli szpital w związku z obecnościa partnera nie ponosi dodatkowych kosztów. Tutaj link do odpowiedzi MZ na interpelację poselską w tej sprawie. Wg mnie wyjaśnienie ma zastosowanie także do obecności rodzica przy dziecku: http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/03D3673B
Pyro czego matka nie ma, to idziecku nie przekaze. Jesli twoja wnuczka nie jest odporna na jakiegos wirusa, to maly tez nie. Tak sobie przynajmniej mysle, bo lekarzem nie jestem. Za pobyt rodzicow w szpitalu z dzieckiem u nas tez sie placi, bo taki rodzic i zjesc musi i lozko zabiera. Szczerze mowiac nie wiem ile, bo mojemy szwagrostwu placilo za to ubezpieczenie…
i jakby tego bylo malo, to w Paryzu wlasnie pada snieg, ciekawe, czy w Teksasie Indianie juz zbieraja chrust?
nawet nie wiem kiedy
z foie gras zeszło na szpital
:::
poproszę o cofnięcie taśmy
:::
na choroby jeszcze będziemy mięli czas ponarzekać
A u nas tez pade lecz deszcz. i jest chlodnawo. Lecz paczuszka jaka zastalam po powrocie do domu rozjasnila zachmurzone niebo.
Pyro –
DOSZLO, SERDECZNIE DZIEKUJE.
A dla ciekawskich – grzybowy prezent od Pyry.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
U Pyry pachnie bigosem. Z wczorajszego obiadu zostały trzy kotlety mielone: jeden połamany na kawałeczki dostał Radzio z ręki w charakterze obiadu, drugi odsmażyła sobie Pyra ze słuszną porcją bigosu pod pajdę chleba. Młodej nie ma, ale jeżeli zechce wieczorkiem może zjeść ostatniego, też z bigosem, bowiem Rodzicielka otwarła słoik bigosowy. Na balkonie zostały jeszcze dwa.
Widzieliscie moja nowa deseczke.
N I E ???
No to popatrzcie:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/DeseczkaDoCieciaWody#slideshow/5277770225949288546
😆
zaraz wracam
A zatem przyjaźń polsko-francuska podtrzymana. Dzisiaj mamy
na talerzach i foie gras i kalmary z truflami oraz….. bigos i
mielone kotlety. Już nie mówiąc o tej sznytce z pasztetową 🙂
Vive la France ! Vive la Pologne !
piekny dzien dzisiaj byl
szedlem na wprost a slonce swiecilo w plecy. vis a vis szla zlota dziewczyna. no wiecie, taka o ktorych rodzice tuz po porodzie mowia ze beda ja pieknie ubierali.
wymiana usmiechow przy mijaniu. ogladam sie. ona tez. i na dodatek usmiechnieta….
i w tym momencie juz wiedzialem …. wiedzialem ze … wlazlem w gowno, nie zadne tam kozie bobki. moje osiemdziesiat kilo zywej wagi rozgniotlo to lajno na plasko. traktorowy wysoki protektor nowych butow wypelnil sie rowno, az po brzegi.
calkiem to normalne fizyczne zjawisko. wierzcie mi, ale to była piorunska a zarazem bezsensowna robota by przywrocic podeszwe do poprzedniego stanu. idiotyczne wydlubywanie kawalkiem patyka.
sam nie wiem, dlaczego nie pozwolilem temu troche wyschnac kontynuujac spoko dalszy spacer. moglem przeciez tez zaznaczyc miejsce mojej przechadzki
johnny walker,
twoje opowiadanie przypomniało mi jak w dzieciństwie na płocie z nieheblowanych desek zobaczyłem napis „D.pa”. Myślałem, że naprawdę i chciałem pogłaskać. Wbiłem sobie drzazgę i od tamtego czasu nie wierzę w słowo pisane….
Johny – jakie ładne sobie kupiłeś ranne pantofle!
Johnny walker
deska śliczna, tylko czy ta uroda pływa? Opowieść typu – zagraj Chłopie w Totka, bo złoto do złota ciągnie.
ASzyszu – ponoć Kain zabił Abla za opowiadanie starych dowcipów.
Sądzę, że Johnny deseczce kupił. On teraz dla niej wszystko.
A za trochę, jak się opatrzy i zestarzeje, wymieni na nowszy model 😉
Gospodarzu,
za takie zdjęcia w porze śniadaniowej powinno się na galery skazywać… sumienia nie macie! Lecę do lodówki!
Aha! Buraki na barszcz zakisić…
Pyro,
aż tak daleko moja pamieć nie sięga….
Tu można trochę luknąć na wystawę:
http://www.tvn24.pl/24467,1567826,0,1,picasso-i-mistrzowie,wiadomosc.html
Muzeum Picassa w Barcelonie
http://www.bcn.cat/museupicasso/en/
pozwala na bardziej intymny kontakt z mistrzem. Wystawione są tam prace z różnych okresów jego twórczości. Przyciągają zwłaszcza te najwcześniejsze, malowane na skrawkach kartonu, kawałkach deski. Ponadto znajdowała się (a może ciągle jeszcze znajduje) tam wystawa fotografii Lee Miller która przyjaźniła się z Picasso przez trzydzieści sześć lat i wykonała mnóstwo jego zdjęć. Pozwala to nierzadko ujrzeć mistrza „w gaciach” – że się tak wyrażę.
Ponadto niektóre dziewczyny dyżurujące w poszczególnych salach muzeum wyglądają jakby żywcem wyjęte z obrazów wiszących na ścianach co sprawiło na mnie niesamowite wrażenie.
Muszę wam się pochwalić, że moja kapusta kiszona z żurawiną jest rewelacyjna! A miałam obawy, że przesoliłam – nic z tych rzeczy, wyszła jak należy.
Idę te buraczki nastawić, bo najwyższa pora. Ciekawe, jak będą wyglądać moje święta po chińsku?! Jak widzicie, uszka i barszcz zabezpieczam sobie sama, reszta mnie nie obchodzi.
ASzyszu,
ale na tej wystawie nie chodzi tylko o Picassa.
Celowo zestawiono dzieła Mistrzów i Picassa, bo on je na swój sposób przedstawił nie kryjąc źródła inspiracji:
http://www.rfi.fr/actupl/articles/106/article_5852.asp
A czy ja mówię, że chodzi?
Chciałem pochwalić się, że tez byłem w muzeum raz kiedyś….
Prosba do zmotoryzowanych krajan, musze zmienic ubezpieczenie samochodowe, samochod duzy, ciezki i stary ale z katalizatorem, rodu Espace, ktora ubezpieczalnia jest najtansza?
najtansza w Polsce
W Teksasie Indianie zbieraja, zbieraja na pewno … wczoraj byl alarm tornado, wylo przez pol nocy. Kot sie gdzies zaszyl i nie pokazal do rana. Pies sie caly trzasl, ale ona sie trzesie czesto. A my doszlismy do wniosku, ze i tak najbezpieczniejszym miejscem jest nasza sypialnia i poszlismy spokojnie spac. Dzis rano 60F i ma szybko spadac do 30F na noc – znaczy sie mroz! A wiec nic nie pozostaje, jak rozpalic tym chrustem w kominku, zawinac sie w cieple pledy i przeczekac, no bo jutro znow bedzie cieplo. Tu mowia, ze jak sie nie lubi pogody w TX to wystarczy poczekac na inna 5 minut
Alicjo – poprosze o opis jak tu robisz buraki kiszone, to znaczy jaka sol (zakladam, ze niejodowana, moze kosher?), jaka woda (z kranu? czy kupujesz jakas?). Probowalam i za kazdym razem do wyrzucenia, nie slyszalam, zeby sie komus udalo.
Pyro – mam nadzieję, że Maluszek szybko wróci do zdrowia.
Ja postanowiłam radzić sobie bez lekarza, ale nie wiem, czy to się nie zmieni. Bardzo często łapię różne infekcje, ale przeważnie mam przy tym tylko stan podgorączkowy – a dzisiaj rano 38,6, a potem cały czas 39,3 – nie wiem co o tym myśleć. Czytałam żeby nie zbijać początkowo gorączki, bo to znak, że organizm walczy, ale czy taka temp. jest jeszcze „bezpieczna”, nie wiem , trochę mam stracha przed nocą 😉 🙁
Andrzeju @15:35
A oni jakoś specjalnie dobierają te dziewczyny? 😉
WandoTX,
Krajam buraki na nieduże kawałki, układa, ciasno w słoju, dodaję 4-5 ząbków czosnku i zalewam letnia wodą BEZ SOLI, dodaję piętkę zytniego chleba na zakwasie, może być też kawałek pumpernikla. Tydzień – i gotowe, tylko w ciepłym miejscu musi stać.
A_Szyszu
mam podobny stosunek ale do słowa słyszanego ….
ale to już zupełnie inna para kaloszy.
___________________________________________
morag_u 9:36
proponuje to co w linku
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/RzniecieWPlenerze#slideshow/5277819100640370930
ale sama wiesz z artystami nie zawsze tak wychodzi jak się zamierza 😉
czy mam rozumiec Johnny, ze przyjezdzasz w awkacje i bedziesz rznal, maszyny takie jak na zdjeciu mam i wiele innych jeszcze ale ja tego samam nie obsluze
Doroto,
Mnie się wydaje, że te dziewczyny w Museu Picasso z czasem same posiadły umiejętność dopasowania się do środowiska w którym spędzają sporo czasu jak ten
http://en.wikipedia.org/wiki/Zelig
jakiś.
taaakich maszyn to ja tez nie obsluguje 😆
Rozmawialem przed chwila przez skypa z jednym takim typem w Egypcie odnosnie naszego pobytu w el gouna. Mowil lamanym niemieckim tudziez angielskim. Ale mowil za to w tych dwoch jezykach jednoczesnie. W koncu pyta mnie kiedy ja przyjade i mowil ze nie mam sie o nic martwic. On jest krolem w Egipcie 😯 , a jak nie daje wiary mam poczytac w magazynie kitowym. Marudzil jeszcze o tym ze od trzech dni nie spal bo robil pozegnalne party, dla tych co akurat wyjezdzali. I ze chwilowo jest calkowicie fertig 😉 Na sam koniec przypomnial mi, bym nie zapomnial zabrac z pokladu samolotu butelki wodki, tylko zadnego oszczednosciowego wariantu 😮 Zawsze jest pomocna taka flaszka by nie meczyc sie zbytnio na suchoty w tamtejszym klimacie. Niezle sie zapowiada, zobaczymy jak sie uda 😆
Albo oglądają fimy Almodóvara
http://www.youtube.com/watch?v=qLCQPNnFUJc
Wygrałam 10$ w Lotto! Przeznaczam na hazard, a jak!
Jest niby zero C, ale takie wilgotne, wszędzie się wciskające zimno. Brrrrr….
Remanent zamrażarki ujawnił zapasik sosu spagetti. To oznacza dwa obiady, hurrrra! W takim razie jutro mogę robić uszka. Do uszek idą prawdziwki z okolic sławojki Gospodarza 😉
WandoTX ,
wodę na buraki należy przegotować i przestudzić, coś mi się ślamazarnie dzisiaj pisze, dopiero ta wielka wygrana mnie obudziła 🙂
dzieki, tak zapomnialam o tym chlebie, no moze sie jeszcze raz przymierze
Dziecko wróciło. Zabrało mi z ręki smycz i poooszli. Żegnam się do jutrzejszego południa. Przyjemnego wieczoru.
Jak sie jedzie do Paryza to sie je kuchnie francuska , ktora jest b.smaczna
a nie wloska!
Wiemy co Gospodarz zjadl….a jak smakowalo?
Ostatnio zrobilem wyprawe na Yukon i Alaske. W paru miejscach zjadlem bardzo smaczne posilki. W Prince Rupert przepyszny halibut saute z pysznymi zasmazanymi w sosem kremowym ziemniakami, w Dawson City arctic char (miejscowa ryba) prosto z patelni, skwierczaca i usmazona perfekcyjnie czyli nie wysuszona, w Fairbanks poledwiczka z caribou i chyba najwieksza frajda to Alaskan King Crab w Homer z pary z maselkiem czosnkowym i tyle – niebo w gebie (jedna nozka ze 30 cm). Najwieksze rozczarowanie za to bylo w Inuvik za kolem polarnym. Myslalem, ze u eskimosow sprobuje jakiegos wieloryba czy chocby foke a tu wszedzie pizza i chinszczyzna…
Pozdrawiam smakoszy.
yyc,
ta „nowoczesna ” dieta Innuitów i Indian zaczyna być widoczna… po gabarytach. A i pewnie statystyki lekarskie miałyby coś ciekawego do powiedzenia na ten temat. Pozostaje samemu sobie złowić fokę u… no własnie, co dalej, usmażyć? 😯
Buraki zakiszone, jutro być może te uszka, jak mi się zechce… jeszcze 2 tygodnie do świąt sporo czasu, a ja nic innego nie robię. Tradycyjnie też nie piekę 😉
Nemo ,
sprawdzałaś swoją kapuchę, czy wyniosłaś do piwnicy i zapomniałaś?
Dobranoc wszystkim udajacym się, u mnie bardzo wczesny wieczór, ale już ciemno.
yyc, witamy, okazuje sie, ze pizzyzna i chinszczyzna zalewa nawet Eskimosa, na tego kraba, to juz sie troche czaje, zlazl juz podobno pod Norwegie, wiec moze jeszcze rok, czy dwa i da sie w Europie kupic swiezego za ludzki pieniadz, swoja sciezka niezly robal, srednia 4,5 kg, a widziano juz po 15 kg/ szt. jest co pojesc, a do tego wszystkie komentarze smakowo zgodne, co zreszta i Ty potwierdziles, do tego podobno stanowi zagrozenie dla obcych mu ekosystemow, zlazi na dol globu, bo glodny i wcina, co spotka, moze jeszcze nie wie, ze sam jest dobry i ze my go zjemy?
halibuta wspominam z rozrzewnieniem z czasow slusznie minionych, oj smakolyk byl, a jak chrzanik sie do niego trafil, eh, gdyby nie te kryle, to pewnie i Gierek by sie ostal 😉
Przypomniales mi tym Gierkiem i krylem poledwice chyba zwala sie bosmanska z ryby czy wlasnie z kryla ja jakos robili?? Po latach moze to bardziej wspomnienie mlodosci niz smaku ale mi smakowala…choc czlowiek narzekal ze do czego doszlo zeby wedzona poledwice robic z ryb !!…. Swoja droga to jedna z rzeczy ktore zawsze lubilem to nasza swojska poledwica wedzona surowa. Pycha i czesto serwuje jako przystaweczke z melonem (cantaloupe) i zurawinowym sosem na listkach salaty (butter lettuce) przybrana galazkami rozmarynu, ktorego zapach uwielbiam. Tradycyjnie chyba tak sie podawalo szynke westfalska badz parmenska (chyba wszystko co wedzone i surowe) ja sobie zamienilem na poledwice.
Co do kraba to niestety trudno dostac prosto z wody bo sezon z tego co wiem na Alasce trwa raptem pare dni do tygodnia. Potem juz tylko mrozony co ponoc jest OK. Mojego pani wrzucila do pieca parowego na 7 minut (zamrozonego) i tyle. Tzn wlasciwie jedna noge co bylo ok. 500 gram. Smialem sie ze jem kraba z sauny, z czego wniosek ze w Norwegii bylby jak znalazl..)) Zreszta ogolnie uwielbiam wszelakiego rodzaju seafood.
Gospodarz ostatnio zrobil mi straszna ochote na zajaca, ktorego niestety nie dostane tu gdzie mieszkam. Ostatniego swiatecznego jadlem 28 lat temu…jak ten czas leci. Zamiast tego w ostatni weekend na obiad byla wolowina na dziko, sos ze smietana i prawdziwkami. Wolowina zamarynowana (24 godz) w czerwonym winie, soya i oliwa, rozmaryn, jalowiec, etc.Przyznam, ze resztki sosu wylizuje chlebem przennym (bagietka) z polmiska czy brytfanny…co mi chyba najbardziej smakuje…)). No to sie niezle rozgadalem. Pozdrawiam wszystkich. Milo sie Was czyta, rozne przepisy, ktore podajecie zaczne uzywac bo brzmia niezle.