Rośnie pod ziemią owoc szatana
Czasem trwa długo zanim coś nowego na talerzu mnie zachwyci. Tak było z tym szatańskim ziemniakiem. Ale teraz jadłbym je znacznie częściej niż to w moim domu się robi. Rozumiem jednak, że i inne produkty czekają w kolejce.
Przywieziono bataty czyli słodkie ziemniaki do Europy dopiero w XVI wieku, ale w Ameryce Środkowej uprawia się je od ponad 5 tysięcy lat. Bataty jada się głównie w krajach biednych, na stołach bogatych krajów bywają rzadziej, ale za to służą tu do przygotowywania wymyślnych dań.
Roślina nazywana wilcem ziemniaczanym wytwarza grubiejące części podziemne, których smak i wartości są znakomite. Zawartość, przede wszystkim potasu i witaminy A, ale także innych witamin i korzystnych dla zdrowia składników stawia je w rzędzie godnych polecenia elementów diety.
Bulwy, pokryte brązową lub czerwonawą skórką, mają również kolorowy miąższ: czerwony, różowy, brązowy, niekiedy biały. Wbrew pozorom batat nie jest krewnym ziemniaka, aczkolwiek bardzo dobrze zastępuje go w wielu potrawach, co można zauważyć w naszych przepisach. Bataty mogą stanowić produkt służący do przygotowania bardzo oryginalnych choć prostych dań lub po prostu bardziej oryginalny (w naszej strefie klimatycznej) niż zwykłe ziemniaki dodatek do dań mięsnych, rybnych lub z warzyw.
No to pora na parę przepisów:
Bataty zapiekane z gorgonzolą
(4 porcje)
4 równej wielkości bataty, 4 szalotki, ok. 10-12 dag gorgonzoli, sól, pieprz, 2 łyżki oliwy
Bataty umyć (nie obierać ze skórki), posolić po wierzchu i piec przez godzinę. Szalotkę pokroić w cienkie krążki i podsmażyć na złoto na oliwie. Gorgonzolę pokroić na 8 równych plasterków lub rozgnieść widelcem. Upieczone bataty przekroić na połówki, na każdej położyć nieco zrumienionej szalotki i plasterek gorgonzoli (lub posypać pokruszoną). Zapiekać w piekarniku w temperaturze 180 stopni Celsiusza około 3 minut – ser powinien się rozpuścić i zawrzeć.
Placki inne niż wszystkie
(4 porcje)
0,75 kg batatów, 3 łyżki oleju, 2 łyżki masła, sól, pieprz, 4 łyżki pokrojonego w kostkę wędzonego boczku lub szynki
Bataty obrać, umyć i zetrzeć w malakserze na grubej jarzynowej tarce. Przyprawić pieprzem i solą i dokładnie wymieszać. Dodać wędzone mięso i ponownie wymieszać. Formować placuszki i smażyć na mieszance oleju i masła, po 5 minut z każdej strony. Jeśli muszą poczekać na podanie na stół, warto ułożyć je w nagrzanym piekarniku na warstwie papierowej kuchennej ściereczce: nie tylko będą ciepłe, ale jeszcze odsączone z nadmiaru tłuszczu.
Suflet z batatów i sera
(4-6 porcji)
1 kg batatów, 3 łyżki masła, 3 łyżki mąki, 1 ? szklanki mleka, 1 średnia cebula, ? szklanki startego parmezanu, 1 szklanka startego gruyera lub innego sera o wyrazistym smaku, po ? łyżeczki do kawy mielonego imbiru, gałki muszkatołowej i mielonego ziela angielskiego, pieprz, sól, 6 jaj
Bataty upiec w piekarniku (50 minut) lub po obraniu ugotować w wodzie (upieczone są smaczniejsze). Miąższ dokładnie przecisnąć przez praskę do ziemniaków. Ostudzić. Roztopić na dużej patelni masło, dodać posiekaną jak najdrobniej cebulę i smażyć, aż stanie się miękka, czyli około 10 minut, mieszając. Zagrzać silnie mleko. Na patelnię z masłem i cebulą wsypać mąkę i mieszając smażyć, aż zacznie się pienić. Wówczas wlewać mleko, ciągle mieszając, aby powstał sos. Gotować 2 minuty. Do sosu dodać sól, pieprz, gałkę, imbir i ziele angielskie. Kiedy lekko wystygnie, dodawać po kolei żółtka, energicznie mieszając. Połączyć sos z purée z batatów, dodać starty gruyer, po czym lekko, ale dokładnie wymieszać. Sporą formę do sufletów lub 2-3-litrowe wysokie naczynie żaroodporne wysmarować odrobiną masła i wysypać połową startego parmezanu. Do formy przełożyć suflet, posypać pozostałym parmezanem i piec 50 minut w piekarniku o temperaturze 180 stopni Celsiusza. Podawać od razu z dodatkiem keczupu lub z sokiem pomidorowym albo bez żadnych dodatków.
Komentarze
Przepisy wyglądają smakowicie.Niestety, nie jadłam nigdy batatów. 🙁
Miłego dnia !
7, e, 17, mam na dzień dobry. Kody to dodatkowa atrakcja zafundowana nam przez organizatora forum, do tego nieumyślna?
Bataty jadłam raz w Grecji trzydzieści lat temu. Obok nich na talerzu występował kotlet z jagnięciny, łyżka ryżu, śmietana i pomidory z cebulą na ciepło w oliwie. Nie smakowała mi wtedy grecka kuchnia ze względu na mnogość tłuszczu w niej występującą i w większości uważałam, że nie mam co jeść. Ten obiad zapamiętałam jako najlepszy przez dwa tygodnie. Bataty uznałam za takie sobie.
Ciekawe jak tamta, bo może się zmieniła, grecka kuchnia smakowałaby mi teraz? Czy lody i kawa nadal są tak obłędnie słodkie i podają do nich duży dzbanek wody?
Bataty sa cudowna jarzyna i nieslychanie dzis polecana wszystkim, ktorzy chca lub musza utrzymywac dziete nisko weglowodanowa (diabetycy, Atkins!).
Pierwwszy raz jadlam bataty w domu mojego kolegi ze studiow, Andrzeja. Jego mama, aktorka Ewa Karsnobedbska robila je na slodko w indywidualnych zaroodpornych naczynkach, dosmaczane cynamonem i czums jeszcze.
Wtedy, po pierwszym sprobowaniu zrazilam sie do batatow i uznalam, ze to nie dla mnie.
MOja drugie spitkanie – po 30 latatch! – uswiadomilo mi, ze jest to wrecz genialne warzywo i mozna je robic inaczej niz na slodko.
Robie dla mojej diabetyczki Renaty na dwa sposoby, oba przez siebie wymyslone.
Po obraniu i pokrojeniu na mniejsze kawalki gotuje ok. 20 minut (znaczbie krocej niz ziemniaki), w tym czasie obsmazam w masle i oleju duza cebule na zloto, siekam spora garsc koperku, a po ugotowaniu batatow, robie z tch skladnikow piure, dosalam i dodaje pieprzu. Jest leciutkie i cudowne.
Drugi sposob, to tp bardzo szybkie frytki z batatow. Kroje na spore kawalki, polewam oliwa, ukladam na brytfannie w pojedyncza warstwe, sole, pieprze i posypuje posiekanym rozmarynem i wstawiam do mocno nagrzanego piekarnika na 15 minut, nie wiecej. Wychodza ladnie zrumienione z wierzchu, badzo puszyste w srodku. Zawsze za malo.
Niestety, nie wierze, ze bataty sa latwo dostepne w Polsce poza Warszawa. Gospodarz podawal kiedys, ze mozna je kupic w Bomi. Not so. Przeszukalysmy rozne supermarkety na prowinci i guzik! Ani sladu.
Wiec jak jade do Polski, zabieram kilogram dla R.
Teresko, sa dwie kuchnie greckie – jedna dla turystow vel frajerow, inna dla siebie. Nalezy wiec zawsze znalezc sobie takie miejsce, gdzie noga turysty nie postanie. Tam czesto daja wspaniale rzeczy – z duzej bialej fasoli, baklazanow, cytryn, oliwek etc.
My juz do Grecji nie pojedziemy nigdy, jak o tym niejednokrotnie wspominalam, dopoki ten narod i spoleczenstwo nie ucywilizuje sie na tyle by nie dreczyc i nie torturowac zadnej zywej istoty jaka sie wsrod nich narodzi lub zostanie sprowadzona z Afryki: sloni, tygrysow, kory, sy,kozy, osiolki etc. I kiedy przestanie uwazac tak jak ich pani ambasador w Polsce, ktora mi owiedziala z oburzeniem, ze „nie wazne jak czlowiek traktuje psa, tylko jak traktuje nnego czlowieka”.
Ambasador?! 😯
Tak, grecka pani ambasador w Warszawie! Nie umiala zrozumiec o co mi chodzi i dlaczego nie mozna przytroczyc drutami psa do szyn kolejopwych , aby go pociag rozjechal. No bo skoro pies jest niepotrzebny…
To chyba z nami nie jest tak źle. W swojej naiwności może ,ale smiem twierdzić, że żaden polski ambasador nie powiedziałby czegoś takiego! W ogóle mam nadzieję, że „wrażliwość” tej pani jest podzielana przez mniejszość naszych rodaków. Choć kreatury wszędzie się zdażają. Niestety….
Kiedyś oglądałam wstrząsający dokument o tym, jak radzą sobie z ogromną ilością psów bezpańskich w Meksyku…. Do tej pory dostaję dreszczy na wspomnienie ….
Pisałem już kiedyś, że jednym z naszych domowników był Lucek, ulicznik i filozof z Korfu. Jak mama sobie wyobrażała, co temu najłagodniejszemu stworzeniu pod słońcem mogliby zrobić, gdyby został w swojej ojczyźnie, to dostawała białej gorączki. Niewykluczone, że byłaby w stanie osobiście przytraczać greckich, hiszpańskich, tureckich i innych ambasadorów do szyn kolejowych. No i dobrze, niech chociaż ludzie o nas walczą, bo pies sam nie jest w stanie odpłacić człowiekowi pięknym za nadobne. 🙁
Tak, polska „wiejska” mentalnosc bardzo sie zmienia i zawsze znajda sie ludzie, ktorzy przeciwstawia sie okrucienstwu wobec konia czy psa.
W Grecji taki gatunek wsrod autochtonow nie wystepuje. Wszystkie przytulki dla zwierzat prowadzone sa i zalozone przez cudzoziemcow, podobnie caly wolontariat, ktory w tych przytulkach pracuje jest rekrutowany za granica: w Holandii, Wlk. Brytanii, Niemczech etc. Znam tylko jeden wypadek, kiedy w takim przytulku pomagala w kastrowaniu kotow i psow weterynarka grecka – za darmo.
Bylysmy z E. posmiewiskiem calej wyspy Zakinthos, kiedy kupowalysmy w gospodzie kolacje dla 4-miesiecznej rasowej wyzelki Lindy naszych gospodarzy. Uwazano nas za dwie ekscentruczne Angielki (jedna w wozku inwalidzkim) i z rozbawieniem krecono kolka na czole na widok nas maszerujacych ze sloikiem z miesem lub przynoszacych z rana wode dla kozy uwiazanej w polu.
Dzień dobry,
Trochę mnie tu nie było – dałam się zaprząc do opieki nad leżącą w szpitalu kilkuletnią siostrzenicą Osobistego. Myślę, że stan intelektualnego przytępienia będzie mi jeszcze przez kilka dni towarzyszył wiernie. Pozwolicie, że przeczekam ten trudny czas z dala od komputera, ze ścierą w dłoni.
Na wprowadzony przez Helenę temat nie będę się szerzej wypowiadać, bo nie potrafię o tym mówić spokojnie. Jestem z tych, którzy za maltretowanie psa czy innego zwierzęcia najchętniej zamordowaliby. Taki już jestem zły człowiek 😕 , że nie ruszają mnie „słodkie” niemowlęta i dzieci w domach dziecka, a płaczę na widok schroniska dla psów. Osobiście nie uważam, żeby człowiek był gatunkiem wyższym, lepszym i godnym szacunku. Jako gatunek jesteśmy nad wyraz podli.
Ale ja tu w innej sprawie. Potrzebę rady Dostałam wiadro wiśni i muszę je jak najszybciej oporządzić. Problem w tym, że nie mam drylownicy – a chyba nie ma sensu kupować dla jednego użycia. Zrobię trochę kompotu, ale co z resztą? Coś kojarzę, że pestki nie są zdrowe – Pyro, Panie Lulku czy można zrobić nalewkę z niedrylowanych wiśni?
Jak przeczytam zaległe wpisy, to się jeszcze odezwę. Na razie będe tylko zerkać, czy coś mi poradzicie, na co bardzo liczę.
Uch, oczywiście miało być „potrzebuję rady”, a nie to, co wyszło.
Do nalewki wisni sie chyba nie dryluje? Tak przynajmniej bylo w moim domu w glebokiej przeszlosci. Wisienki szly do ogromnego sloja w calosci.
Do drylowania wiśni potrzebne są duże agrafki. Lub średnie. W zależności od dorodności wiśni. Jednym z końców (agrafka oczywiście zapięta!) wydrąża sie pestkę. Bardzo proste i szybkie. Wymaga tylko dla mniej wprawnych zabezpieczenia się ew. od tryskającego soku.
Nie agrafki tylko spinki do wlosow (baretki). Ale to tylko do pierogow.
1848 – Wiosna Ludow, taki kod.
Małgosiu, Dzięki za patent – właśnie odebrałem 5L spirytusu do nalewek jesienno-zimowych….
Właśnie , że agrafki! U mojej babci było sporo drzew wiśniowych. Co roku wszystkie zasiadałyśmy z agrafkami w rękach do ogromnych miednic i wiader. W zyciu nikt w mojej rodzinie nie używał drylownicy.
Należy tylko pamietać, że z wiśniami jak z jogurtem. Czynność wykonujemy od siebie 😉 🙂
Chemou, powodzenia. To naprawdę proste i szybkie.
Baretki!
Mam w domu i agrafki, i baretki. Wyjaśnijcie, proszę, technologię. Przeszyć owoc na przestrzał, czy chodzi tylko o zrobienie w nim otworu i wydłubanie pestki palcami? Jeśli sobie poradzę, to zrobię konfiturę, nie kompot. Tylko jak na złość wcięło mi książkę kucharską, w któej miałam dużo przepisów i notatek o przetworach 👿
U mnie w domu też używano takich dużych spinek – nie wiedziałam, że mają taką nazwę.
Zaokrąglonym końcem baretki wydłubuje się pestkę. Od strony ogonka.
Myszowata,
Tak jakby łyżeczka tylko wydłubać pestkę.W miejscu, gdzie ją widać (zagłębienie w wiśni) jakby ją podważyć. Dlatego agrafka jest tu najlepsza bo końce ma ” zabudowane” i to pomaga w wyjęciu pestki.
Beretka dla mnie to była zawsze kolorowa wstążka, a raczej obszycie przy mundurze zamiast medali i odznaczeń. W końcu jestem córka wojskowego 😉
Nawet nie wiedziałam ,ze też tak się nazywają spinki do włosów.
baretka oczywiście
Barette, en francais.
Można robić nalewkę na niedrylowanych wiśniach, ale będzie miała nieco Migdałowy smak od pestek – normalnie 2/3 drylowanych, 1/3 całych,
Ja jestem dzisiaj na odwyku komputerowym. Komputer potrzebny do ważnych, zawodowych celów.
Nie klnę, dobrze mnie Mama wychowała.
Moja mama przypomina sobie z dawnych czasów świetny przyrząd do drylowania. Była to dziurka obwiedziona cieniutkim kawałkiem metalu i osadzona na drewnianej rączce. Proste jak drut, w pełnym tego słowa znaczeniue 🙂 a nader skuteczne.
Wracając jeszcze do tematu zwierzęcego – ja mam wrażenie, że stosunek do zwierząt w Polsce to jest raczej bezmyślność niż okrucieństwo. Kiedyś tam ksiądz powiedział, że stworzenia mają być człowiekowi poddane, pani w szkole dołożyła, że zwierzęta nie myślą, to i nadmiernie przejmować się nimi nie trzeba , no to taki obraz świata zostaje i komu by się go chciało korygować. Ale w pojedynczych przypadkach widać nieraz dużo dbałości o żywinę, chociaż też czasem przedziwnie rozumianej. Tłumaczono mi np. na wsi, że psów nie można spuszczać z łańcucha, bo polecą na ulicę i pod auto mogą wpaść! Natomiast południowcy wydają się czasem naprawdę czerpać sadystyczną przyjemność z dręczenia zwierząt. Znam opowieści Niemców zajmujących się ratowaniem zwierząt w Hiszpanii i nawet nie chcę ich cytować, bo włosy od tego stają dęba. Być może ma to coś wspólnego z kultem machismo, ale to taka hipoteza z brzucha i żeby ją czymś poprzeć musiałbym się głębiej zastanowić.
Dziś pogoda jak drut, goście wysłani w śniegi i lody oraz mróz trzaskający (przesadzam), a ja mam chwilę oddechu. Nikt mnie nie przekona, że drylowanie wiadra wiśni za pomocą agrafki, wsuwki do włosów (to jest po polsku, a nie jakaś baretka) czy innych drucików nie doprowadzi do szewskiej pasji i rzucenia wszystkiego w diabły 😯 Od kiedy mam drylownicę o wydajności 8 kg/h ani przez moment nie żałowałam, że to pożyteczne urządzenie stoi bezużytecznie przez ca 360 dni w roku. Nie jest drogie, tylko nie kupujcie w Polsce bylejakiej chińskiej podróbki, polecam oryginał firmy Leifheit
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci/photo#5223200548209654450
Bobiku, którzy księża w dzisiejszych czasach mówią o poddaństwie zwierząt, sugerując gorsze traktowanie? Chyba więcej uwagi się poświęca np. Św. Franciszkowi i za jego przykładem nazywa (również psy 😉 ) „naszymi braćmi mniejszymi” co jest oznaką szacunku a nie gotowości do stosowania przemocy.
Nemo, obsługa drylownicy w zestawie? 😉
Baretka to nie to samo co wsuwka. Wsuwkę trzeba „rozcapierzyć” przed wsunięciem w nią kosmka, wsuwka boleśnie zahacza o skórę, wsuwka ogólnie przysługuje chyba tylko pensjonarkom, do podtrzymania grzywki nad jedną ze skroni.
Co innego baretka. Ta służy do podtrzymywania wymyślnych koafiur na czubku głowy. Jesli włosów dużo, i jeszcze nie daj Boże umyte – beretki wdzięcznie i dźwięcznie dzwonią po chodnikowych płytach 😉 Dlatego przestałam używać. Wyjmę zaraz z szuflady, by sprawdzić ich nowe zastosowanie.
Spinaczem.
Myszowata, w ubiegłym roku kupiłam małą drylownicę i nie mogę się nadziwić, dlaczego tak późno. Szybko i czysto, wiśnie wcale nie rozdyźdane.
Hiszpanom nie daruję corridy. Ludzie dorośli, świadomi (powiedzmy), za obopólną zgodą, mogą sobie wzajemnie robić dowolne rzeczy. Ale od zwierząt wara.
Myszowata ! Ale kod 1d1d
Wylacznie. Zalac spirytusem. Najlepiej. W ostatecznosci moze byc gorzala. Albo miód albo czysty cukier. Na poczatku mieszac intensywnie potem pozwolic sie odstac. Zlewac z góry ostroznie zeby nie zabeltac. Pozostale wisnie odcedzic przez durszlag albo grube sitko. Napitek jest wtedy gorzkawy ale niezbyt szkodliwy. Doskonaly dla pracujacych na fuche w umiarkowanej ilosci. Wysuszone owoce uzywac do robienia deserów ale nie dla dzieci. Mozna podsuszyc i zapudrowac cukrem. Do ogryzania zima podczas pisania komentarzyc w blogach okreslonych ludzi zyczac im tego samego. Lekko gorzkie ale niezbyt trujace. Dodawac do grzanca.
Pan Lulek
Panie Lulku, wszystko zanotowane. Z wyrocznią się nie dyskutuje.
Chyba będzie z gorzałą, bo słabo mi się zrobiło, gdy zobaczyłam cenę spirytusu 🙁 Czy jej rodzaj gra rolę? Ziemniaczana, żytnia?
Pan to pewno już wszyskto robi „na czuja”, ale jam początkująca – ile potrzeba cukru albo miodu? Miód brzmi ciekawiej, mam nawet, tylko nie wiem, czy w wystarczającej ilości.
Jeśli mnie pamięć nie myli, to owe baretki zawsze kupowałam jako szpilki do włosów .Tak też na to mówiła moja babcia. Jako osoba starsza miała ich dostatek(choć od conajmniej 15 lat nie używała) ; z różnych tworzyw, nie tylko metalowe.Rzeczywiście one nie lubią się trzymać świeżo umytych włosów. Zawsze dodaję wspomaganie wsuwkowe.
Panie Lulku,
Nie udało mi się po prostu wkleić Pana wpisu, wycięło – więc po swojemu, umieszczam pod sznureczkiem. Trochę pózno, ale dopiero wstałam:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Pan_Lulek.html
Małgosiu, jeszcze co do kwestii zwierzęcej – bo po drodze odpowiadałam jeszcze na tematy fryzjersko-wiśniowe:
Nie wiem jak to z księżmi. Ale swego czasu doszłam do takich wniosków na podstawie obserwacji różnych moich znajomych: im ktoś jest bardziej zaangażowany religijnie (vel „głęboko wierzący”), tym wyżej stawia człowieka, podkreślając jego godność, świętość jego życia itp, jednocześnie bardzo nisko stawiając godność i życie zwierzęcia. W tym, co mówię, nie ma ani złośliwości, ani chęci włożenia kija w mrowisko. Po prostu takie mam subiektywne obserwacje. To był – i jest – dla mnie zawsze taki zgrzyt, że ci serdeczni, uczciwi i dobrzy ludzie, których bardzo cenię i szanuję, z taką nienawiścią mówią o schroniskach dla zwierząt („Wytłuc te kundle, na leczenie dla dzieci nie ma, a psy będzie miasto dopieszczać”), z całkowitą obojętnością przechodzą koło cierpiącego zwierzęcia, a własne psy (akurat ci, co w ogóle mają) trzymają zimą marznące pod drzwiami albo na łańcuchu, a kotów nie karmią „bo sobie same znajdą” ? i nie mówię o mieszkańcach wsi lub osobach niewykształconych, ale o wykształconych mieszkańcach dużych domów z ogrodami w dużych miastach. To jest jedyna rzecz, której w tych ludziach zaakceptować nie mogę. W rozmowach na ten temat oburzają się, mówiąc ?To tylko zwierzę, najważniejszy jest człowiek?. Nie wiem, czy to jest reguła. Akurat takie zachowanie dostrzegam u tych, których mam w polu obserwacji. Jak Ty to widzisz?
A św. Franciszek mógłby być doskonałym pretekstem do głębszego spojrzenia na problem relacji chrześcijanina i otaczającego go środowiska naturalnego. I całkiem poważne zadanie dla Kościoła – przypominanie wiernym, że trzeba mieć szacunek dla natury, tak jak miał go św.F (którego najczęściej chyba się spłyca – gadal do ptaków i śpiewał do słońca). I ten szacunek dobry chrześcijanin może okazywać przez wyrzucanie papierka do kosza, a nie pod nogi, wywożenie gruzu na wysypisko, a nie do lasu, bycie dobrym dla swoich gospodarskich i domowych zwierząt, zbieranie kup Suni z trawnika, segregowanie odpadów, niemarnowanie wody itd. Może gdyby o tych sprawach zacząć mówić w kategoriach cnót i grzechu z ambony, to by do ludzi trafiło? Bo jako styl życia, przyzwoitość czy dobre wychowanie – nie trafia 🙁
Tutaj przepisy ogólne Pyry na nalewki, a w /Przepisach jest i więcej nalewek, Myszowata.Jest tam tez przepis Pana Lulka na orzechówkę i wiśniówkę.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Nalewki-ogolnie_Pyry.html
Niedawno odbywało się to wariactwo w Pampelunie, gonitwa byków ulicami miasta, potem stadion i corrida – czy tez odwrotnie. Bodaj w Spieglu ogladałam serię zdjęć. To są barbarzyńcy, nic mnie nie obchodzi ani tradycja, ani tak zwana kultura.
Alicjo!
A do rzeźni czasem chodzisz? A może befsztyczek?
Myszowata,
Jestem w takim razie szczęśliwym człowiekiem bo inni ludzie mnie otaczają. Serio! Wiem, że istnieją tacy, o których napisałaś, ale ja nie mam z nimi styczności i moja wiedza jest na ten temat tylko z opowiadań takich jak twoje. Może wpływ na to ma fakt, że jestem mieszczuchem z krwi i kości. Przerażały mnie opowieści np. o zabijaniu komisyjnym świń przy wcześniej przygotowanym stole, by świeżynka była bardzo świeża 😯
Tzn. w odpowiedniej odległości od obrusów, ale w obecności dzieci. Sama również ze względu na swój zawód mam bardzo częsty kontakt z ludźmi wierzącymi i księżmi. Mój obraz jest inny i tyle.
Co do drugiego akapitu- pełna zgoda! Też tak uważam!
Małgosiu, przyznaję, że nauczanie Kościoła w Polsce znam z drugiej ręki, więc mogę mieć luki czy zapóźnienia i bardzo się cieszę, jak ktoś mi je wskazuje. Jeżeli notowania św. F. istotnie ostatnio poszły w górę, to mogę temu tylko z radością przymachnąć ogonem. Ale w czasie pobytów w kraju widzę wciąż jeszcze bardzo wiele z tego, co opisała Myszowata – z grubsza biorąc
brak świadomości, że ludzie są natury częścią, a nie władcami.
Ja nie twierdzę, że jest to tylko wina chrześcijaństwa. I Kartezjusza bym ugryzł w łydkę, i behawiorystów potarmosił, no, sporo kandydatów by się znalazło 🙂 I świnia bym był, nie pies, gdybym nie zauważał w Polsce mnóstwa ludzi dobrej woli, którzy starają się nam życie ułatwić i osłodzić – od zakładaczy prywatnych schronisk zwierzęcych, po staruszki dokarmiające piwniczne koty. Dlatego zresztą napisałem, że u nas ze stosunkiem do zwierząt wcale jeszcze nie jest najgorzej, w porównaniu np. z południem Europy. Ale propozycja Myszowatej, żeby stosunki człowieka z naturą włączyć w obręb refleksji (i praktyki!) chrześcijańskiej również na szczeblu codziennych zachowań, bardzo piękna. Tak trzymać, ludzie! 😀
Torlin,
co innego jest zwierzę zarżnąć, a co innego wbijać w niego te wszystkie piki, które wbijają torreadorzy. Pooglądaj zdjęcia, to zobaczysz. Taki byk w końcu się wykrwawia, a ile się nacierpi, to się nacierpi.
Nie, jeszcze jestem mięsożerna – i nie wciskaj mi tu hipokryzji, bo na świecie jest tak, że albo ty zjesz, albo będziesz zjedzony i już. Chodzi mi o okrucieństwo.
A na dzisiaj schabik. Befsztyczki u nas rzadko.
Też jakoś tak mam z natury, że jestem mięsożerny i gdyby to mięso nie kładło się codziennie samo w mojej misce (no, mama trochę mu pomaga), to musiałbym je sobie sam upolować. Ale wtedy musiałbym zastosować proste reguły ekonomii – tylko tyle, ile konieczne, bo wszystko ponadto, to zbędny wydatek energii. Sami powiedzcie: wyobrażacie sobie najedzonego psa, który z nudów przywiązuje kotu do ogona puszkę po piwie? 😯 Nie mówiąc już o dźganiu byków czymkolwiek!
Wiem o tym dokładnie ze są glosy za i przeciw corridzie. Sporo z nich jest mi znane. I nie klepie tego by komukolwiek przyznawać racje. Jeśli ktoś z czytatych ma możliwość taki spektakl obejrzeć to serdecznie polecam. A sknerom polecam Fieste Hemingwaya.
Juz za 40euro można dostać niezłe miejsce całkiem z przodu. Zaczyna się spektakl na ogół wieczorem. Nie wszystkie areny zapełnione są do ostatniego miejsca jak w Cordobie. Publiczność stanowią głownie tambylcy, również dziecki, turyści tudzież dziecki w różnym wieku i płci.
W końcu zaczyna się ceremonia. Ponownie w tym miejscu odsyłam do Fiest Hemingwaya.
Pokazuje się zwierze i tego nie chce zaprzeczać, ze będzie walczyć z człowiekiem, co wielu ludzi uważa za niedopuszczalne. Ale sami jedzą świnie czy kurczaka z farmy gdzie zwierzaki te zanim zostaną zabite nie maja nic z życia. Nie widza często gęsto za życia światła dziennego. Przyznam się szczerze ze mnie to nie porusza ze ludziska cos takiego jedzą.
Co mnie natomiast zastanawia to to, ze ludź jest się w stanie zmierzyć z tak wielkim zwierzakiem, który zanim przybył do areny egzystował par lat w absolutnym raju. Na arenie spotyka się dwóch przeciwników. Jeden przewyższa drugiego 10 razy wagą, a drugi ma ponoć więcej inteligencji. Głupota jest mówienie o tym ze byk reaguje na czerwona chustę > muleta. Te zwierzęta są ślepe na kolory, nie reagują na nie. Byk reaguje tylko na ruch i nie przetwarza tego ze jest ten ruch powodowany przez matadora. W końcu atakuje mulete nie matadora który stoi nieruchomo. Byk uderza na mulete na wysokości klejnotów matadora. To są młodzi ludzie przed którymi jeszcze otworem stoi parędziesiąt lat przyjemności sexualnych. To nie tak ze on może używać szpady od samego początku. Matador oceniany jest przez publiczność. Decydujacy glos ma jest prezydent siedzący w loży honorowej.
Podczas wieczoru jest sześć występów. I im dłużej to oglądasz bardziej cię to wciąga. Matador jest cały czas tam, każdą chwile uważny i obudzony w każdej sekundzie. Broniący klejnotów oraz niejednokrotnie swojego życia. Czegoś takiego nie widuje się często i ma to cos fascynującego w sobie.
Wydaje mi się ze można, znając perfidie ludzka troszeczkę poćwiczyć by rutynowo zabić byka. Ale matador pokazuje odwagę, gotowość na ryzyko i wystawia swoje jaja na bycze rogi.
Być może nie mam racji, ale następnym razem postaram się popatrzeć jakie argumenty przemawiają za występem na arenie matadorki.
To znaczy, że nie-chrzescijanie byliby zwolnieni ze sprzątania po sobie? 😉 Cóż z tym ma wspólnego wyznanie?To po prostu kultura osobista, umiłowanie porządku, respektowanie przepisów, świadomość ekologiczna i td. Po co w to mieszać (a gdy kto zechce-zwalać) katolicyzm? Mam wrażenie, że najlepiej jakby katolicyzm i księża byli pociągani do odpowiedzialności za wszystko , ale z drugiej strony wymaga sie od nich zamknięcia w kościołach i nie wtrącania się do spraw codziennych. 😉
Moje doświadczenia są inne. Zreszta -co to znaczy :katolik? Jeśli taki, co przypomina sobie o kościele przy okazji narodzin dziecka czy zgonu kogoś w rodzinie, albo przychodzi na mszę by poplotkować (w ostatnią niedzielę taka jedna para przegadała w kruchcie całe nabożeństwo przeszkadzając innym.Zapomnieli, że w kościołach zwłaszcza starych jest super akustyka), jeśli tacy fasadowi katolicy to pragnę poinformować ,że budzą oni głęboką irytację również wśród kleru.Ostatnio znajomy ksiądz powiedział mi, że niektórym wcale nie zaleca modlitwy, tylko zrobienie czegoś pożytecznego, zajęcie sie czymś i w pracy szukanie Boga.Dość regularnie z ambon gani się dewocję i namawia do czynów i konstruktywnego zastanawiania sie nad swym życiem i uczynkami a nie zajmowanie się tylko klepaniem pacierzy i ganianiem do konfesjonałów! Tak więc nie jest tak źle, jak się mogło by wydawać.Zawsze jednak mogłoby być lepiej. To jasne. 🙂
Wracając do włosów i kuchni….
Mam wujka, wyjątkowo źle reagującego na wszystkie składniki w zupie, które same się tam umieściły.Nie muszę chyba dodawać , że zawsze to COŚ jest akurat w jego talerzu….Nawet jeśli zawartość po nalaniu była sprawdzona przed podaniem, muszka czy co gorsze- włos, zawsze wypływa tuż przed nosem wuja. 🙂
Arcadiusie, czy dobrze zrozumiałem, że narażanie klejnotów przez matadora kompletnie niczemu nie służy, poza zaspokojeniem jego próżności i podniesieniem poziomu adrenaliny grupie nażartych i znudzonych kibiców? No, z psiego punktu widzenia jest to absolutnie zbędny wydatek energii. Moja ocena ludzkiej inteligencji spadła w tym momencie o kilka oczek. 🙁
Bobiku, pies z nudów nie przywiąże kotu puszki do ogona, tak jak i sfora innych psów nie rozsiądzie się w pobliżu, by z zajęciem „doglądać” dręczenia kota.
No właśnie, Tereso. 🙁
Małgosiu, sam napisałem, że nie mam zamiaru zwalać wszystkiego na chrześcijaństwo 🙂 ale chodzi o to, że w kraju, w którym wpływ Kościoła jest tak duży jak w Polsce, to, co się głosi z ambon ma zupełnie inną wagę, niż w krajach zlaicyzowanych. A ponieważ nie słyszałem, żeby Kościół całkowicie odżegnywał się od roli wychowawczej – to po prostu podrzucamy pewne tematy… 🙂
Warunki w rzeźni to jeszcze inna sprawa. Nie zmusimy całego świata do wegetarianizmu, bo większość ludzi mięso jeść musi, taką potrzebę mają widocznie ich organizmy. Ale to nie znaczy, że nie można zabijać w sposób humanitarny – jak najszybszy, bez dodatkowego stresu, jakim np. jest obserwowanie zabijanych poprzedników przez zwierzęta czekające w kolejce. Niestety, w masowej produkcji o tym się zapomina. Ale tu zadanie dla nas, konsumentów – pewne rzeczy możemy wymusić. Widać to najlepiej po jajach (jakkolwiek to brzmi 😉 ). Jeszcze niedawno jajo było jajo, a teraz ludzie są bardziej świadomi – wymuszają coraz większą podaż jaj typu 2 czy 1. Pytają w sklepie – czy to od kury z klatki, czy z wybiegu. Ostatnio byłam na targu pod Halą Mirowską. Jaja od wolno biegających kur? Żaden problem – od wyboru do koloru. Supermarkety pod wpływem konsumentów też poszerzają asortyment. Tesco jak na razie wprowadziło „2”, ściółkowe. Ale to już coś.
Wysyłać koni do włoskich rzeźni też nie musimy – to wg mnie jedna z największych polskich hańb. Polska gospodarka nie padnie, jeśli zrezygnujemy z tego. Ale tu też kwestia mentalności – że koniowi, który latami służył w gospodarstwie albo wygrywał wyścigi, na koniec gotuje się bezrefleksyjnie taki los, byle tylko jeszcze zarobić na nim kilkaset złotych.
Ja akurat mięsa prawie nie jadam (bo po pierwsze nie przepadam, po drugie „kwestie etyczne”)- jedynie zimą odczuwam potrzebę zjedzenia raz na tydzień czegoś z mięsem, widocznie organizmowei czegoś brakuje. Oczywiście, w gościach czy w innych okolicznościach, gdy nie mam wyboru, mięso zjem – nie będę robiła fochów, opowiadała o rzeźni i odbierała apetytu innym. Takim zachowaniem można tylko zniechęcić „normalnych ludzi” do wegetarian 😉
A na takich, którzy wytykają hipokryzję, to chyba tylko jedno wyjście. Zapytać: Co sam w tej sprawie zrobiłeś, że dajesz sobie prawo do oceniania mnie?
Nie mam zamiaru tłumaczyć co kto ma rozumieć. Jak również wyjaśniać czemu i komu służą wyścigi wielbłądów, koni i słoni oraz psich zaprzęgów.
Przedstawiam moje spostrzeżenia kropka punkt.
+ jeszcze, ze z pojedynku, wbrew temu co widzi się w mediach byk bardzo często wychodzi z areny o własnych nogach. Jest od razu w rękach weterynarzy. Po okresie rekonwalescencji przechodzi na dożywotnią emeryturę, co często oznacza paręnaście lat życia w stadzie krów. Nie musze chyba dodawać ze są to nie kastrowane byki i ze to jest raj na planecie dla byków. Czegoś takiego mogą pozazdrościć bykom wszelkie psie i kocie kastraty miejskie.
Arcadius, co tak będziemy strzępić ozory po próżnicy? Widzę, że po prostu zazdrościsz tym bykom. No to niech Ci będzie, możemy spisać umowę, że ja zapewniam Ci, powiedzmy, trzy lata życia w rajskich warunkach, a Ty potem z radością i entuzjazmem dajesz się publicznie zakłuć na arenie. Oczywiście obiecuję, że jak jakimś cudem wyjdziesz z tego żywy, to Cię nie wykastruję i dam Ci poszaleć z tymi krowami. To jak, stoi? 😆
Myszowata,
święta racja. Tylko świadomym wybieraniem towaru mozemy sterować podażą. Niech nie myślą ,że człowiek to bezmyslny odkurzacz.
Powinni uczyć w szkołach odróżniania zdrowej żywności od tej niewłaściwie wyprodukowanej i to w jak najszerszym znaczeniu.Zobaczcie, co sie dzieje z segregacją i kampanią opakowaniową. Owszem, minęło parę ładnych lat od kiedy zaczęto propagować ekologię, ale w końcu coś drgęło. Nawet w mojej mieścinie kilkunastotysięcznej pokazały się pojemniki na zużyte baterie, ostro wycofywuje się jednorazówki, w biedronce trzeba za nie płacić .Ludzie powszechnie segregują odpady. Pewnie jeszcze trzeba będzie trochę poczekać ,aż nauczą sie gnieść plastikowe butelki, ale czynnik ekonomiczny w postaci traktowania niewłaściwie posegregowanych odpadów jako zwykłych pomoże 😉
Ależ oczywiście Bobiku.
Co będziemy gadać o pustych pyskach.
Nalejmy po szklanicy i od razu rozjaśni się w mózgownicy.
Arcadius, to to rozumiem, już lecę po szklaneczkę. Byle to w szklaneczce to nie było Egri Bikaver! 😀
Czyżbyś wyrósł już z miseczki? 😀
Czyli w Hiszpanii na emeryturze – po prostu byczo! 🙂
Myszowata !
Skad ja mam wiedziec ile czego. Zalezy jakie surowce. Podstawowa zasada brzmi nadstepujaco. Jak kiedys, nie tak dawno, bywalo.
Ma byc dobrze, towarzysze. We waszych rencach przyszlosc je.
Pan Lulek
Arkadius, wybierze się Pan znowu na corridę?
Ja w ogóle nie mam poczucia, że urosłem, ale miseczka faktycznie jakoś dziwnie zmalała… 😀
– Można przyjąć, że wołowina (i cielęcina) jest produktem ubocznym przy produkcji mleka, przynajmniej część wołowiny.
– Popyt na mleko i jego przetwory zwiększa podaż mięsa wołowego na rynku.
– Żywność produkowana sposobami naturalnymi jest oczywiście zdrowsza, ale i droższa, i byłoby jej jeszcze mniej, czyli starczyłoby jej dla bogatszych a reszta byłaby zdrowiej głodna.
– Miarą człowieczeństwa jest nasz stosunek do zwierząt – im bardziej są od nas zależne tym bardziej jesteśmy za nie odpowiedzialni = im większa władza tym więcej obowiązków i odpowiedzialności
– egro: nie należy kopać kulawych żab snujących się poboczem do swojej kałuży
Panie Lulku 😀
Chodzi o wiśnie.
Z wyrazami empatii dla różnych żabek; na motywach dickensowskich…
http://www.wrzuta.pl/audio/x2HiiGMESL/lubelska_federacja_bardow-zabka
Myszowata! Niech Cie Renka Bowska broni przed laniem spirytu na owoce! No toż żesz, że to grzech gorszy jak śmiertlny i lepiej na corridzie w roli głównej występować, niż za takie nalewkarstwo w kiciu nie siedzieć! Z KS-em – się rozumie! Dziwno mi, że Pan Lulek, co za autorytet biega, takich rzeczy nie doś dozwala, to jeszcze i zachęca. Nigdy nie dajesz więcej, jak 72-73% ogólnego elektrolitu mocy i raczej pod 70, niż powyżej. Powyżej, to jak owoc niechętnie miody oddaje. Bo a wiem..? 🙁 Jakiś orzech zielony zupełnie jeszcze. Jakieś pestkowce mocne ale, na boziulkę, nie wiśnie, co sama się chyba wymyśliła na nalewki.
Stara Zabo – zab nie tylko nie nalezy kopac ale nawet wziac je w ochrone. Jakis czas temu w naszym radio publicznym (dotacje sluchaczy a nie reklamy) uslyszalam, ze mamy teraz rok Zaby (a juz byl rok Pyry o ile sie nie myle). Bo zaby moga nam wyginac jak ich nie zaczniemy chronic.
Wracam myslami do Zwierzynca – tam wzdluz szosy pobudowano zapory i przelazy, zeby zaby nie ginely pod kolami aut kiedy z lasu i lak wedrowaly w kierunku jeziorka.
Pozdrawiam
Sorrry Ser. Odszczekuję! Może oboje mówicie „spirytus” na 70%, a ja we łbie poleciałem na skróty, że idzie wam o taki apteczno-sklepowy.
Tereso oczywiście ze pojadę jak się wyrobię, ale proszę mnie tu panami nie obrzucać po cyber przestrzeni. Jedyne co mam z pana to panama hut. O tu, ale za to gold edition: http://picasaweb.google.com/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
Iżyku czyżbyś się już zwalił na stare śmiecie? 🙂
Moja chińska synowa powiada, że ten rok jest Rokiem Szczura 😉
p.s. A takie korytarzyki dla żab tutaj też mamy, rury pod drogami co jakiś czas – i podobno one z tego jakimś tam ichnim instynktem wiedzione – korzystają.
Izyk !
Jak dam w ten glupi dziób to az sie swieczki zaswieca na cala przestrzen kosmiczna. Nalewki robie od malego, do kolan. Chyba sie przepisalem. Ostatnio robilem z orzechów dodajac róznosci. Jest to nalewka na winie. Co sie nawinelo, to poszlo do nalewki.
Jak w piatek przyjedzie Marek, to wyda obiektywna opinie jaka ona jest, ta nalewka. Juz gotowa. Jesli wyda negatywne opinie, to nie zostanie zaproszony do nowootwartego Heurigera. Zadnych zatem sankcji nie przewiduje sie zatem i ocena bedzie obiektywna.
Jesli zalewa sie wisnie gorzala, wszystko jedno ze zboza czy ziemniaków, to wisnie moga byc suche. Jezeli zas spirytusem to zaleznie od zawartosci ducha, nalezy owoce umyc i nie suszyc albo nawet dodac odrobine wody. Najlepiej arabskiej z babelkami. Miód zas prosto od pszczoly albo w postaci kremu miodowego leje sie na owoce tak zeby je zakryc a potem leje ducha. Mieszac nalezy wylacznie drewniana lycha która w mowie ludu nazywana jest kopystka. Najlepsza z drzewa lipowego. Przywioze taka na Zjazd i wrecze oficjalnie Kierownictwu, zeby mialo czym mieszac. Podczas naciagania mozna mieszac wspomniana kopystka albo trzymajac w reku slój powodowac ruch wirowy zawartosci.
Oficjalnie zawartosc ducha dla nalewek wynosi 70 do 80 %. Lepiej jednak jesli duch jest bardziej krzepki. Nie wychodzi wtedy z pestek kwas pruski.
Byc moze moja nalewka wisniowa nie jest tak znakomita jak Marka ale ma jednak kilka róznych pod soba. Marek robi wspaniala wisniówke która niestety ma jedna wade. Mianowicie, pachnie malizna i szybko wychodzi a pozostaje tyko szlachetny posmak.
W zyciu nie robilem nalewek wedlug przepisów, tym niemniej historia nie zanotowala wypadków zgonu na skutek.
Znane byly natomiast, stan wskazujacy.
Pan Lulek
Alicjo a może poszuka synowa jeszcze przepisu jak je przyrządzać? 🙂
Z tym kwasem pruskim to nie wierze do póki nie spróbuje. 🙂
Pamietam jak trzydziesci pare lat temu poszlam w Nowym Jorku na reportaz do kosciola sw. Fraciszka, gdzie odbywala sie pierwsze chyba nabozenstwo Blogoslawienstwa Wszelkiego Stworzenia (Blessing of All Creatures). W kosciele i wokol kosciola yl taki tlum ludzi ze zwierzetami jakiego w zyciu nie widzialam na zadnym katolickim swiecie. Bo i przybyli do kosciola ze swa zwierzyna nie tylko, mam wrazenie katolicy, przyprowadzajac ze soba procz kotow i psow, takze weze, chomiki, szczury, wietnamskie prosieta, kanarki. Pamietam chlopca z koza i bardzo groznie wygladajacego Murzyna z kroliczkiem, ktorego milosnie tulil do serca.
A nabozenstwo zaczelo sie oczywiscie hymnem, ktory wtedy slyszalam chyba pierwszy raz w zyciu:
All things bright and beautiful,
All Creatures great and small….
I do dzis mysle, ze nie znam piekniejszej piesni koscielnej. A zapozczatkowane wtedy przez proboszcza sw. Franciszka nabozenstwo Blogoslowienstwa Zwierzat, odbywa sie teraz w wielu amerykanskich kosciolach, a nawet katedrach. I zawsze kosciol jest przepelniony, a zwierzyna zachowuje sie… no, bardzo godnie.
Arkadiusie,
synowa prawie niemięsna. I gotujaca jak musi – zazwyczaj w weekendy przyjeżdżaja jej rodzice, restauratorzy na emeryturze, no i muszą się wyżyć, więc gotuja na cały tydzień dla Jennifer i Maćka oraz dla swoich dwóch synów i ich partnerów zyciowych.
Gdyby nie to zajęcie weekendowe, czuli by się bardzo niepotrzebni, a tak to przynajmniej dzieci nakarmią, skoro ich jeszcze wnuki nie obsiadły. O ich gotowaniu pisałam (i obfotografowałam) peany jakiś rok temu. O nie, w chińskiej restauracji znajdziecie zamerykanizowane podróbki. To, co tych dwoje ludzi urządziło na przyjęcie dla 60 osób, to się w pale nie mieści. Zadnej zewnętrznej pomocy – won z kuchni!
Tylko torty były zamówione z jakiejś cukierni.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Jedzonko_chinskie/
A skąd, Arkady, a gdzieżby?! Paranormal activity stąd się na blogu bierze, że Państwo właścicielstwo na dni całych dziesięć wyjechało na kontynent (Rosoł czy może raczej… Łosroł? Jakoś tak dziwnie się ta ich stolica nazywa). Dość, że gdzieś za ałtajem czy uralem i dlatego internet mamy. U siebie… 🙁 Co ja bym dał, żeby być teraz u siebie…
Co się zaś tyczy brania po pysku od Pala Luliana to odszczekałem (to raz!) nim zdążył post własny upublicznić, a dwa, że wolę bodaj i codzień, niźli w niewoli przysmaki.
Izyku daj po pysku jak ci to pomoże. 🙂
Helenko kiedyś jadłem świecone w kościele jajka. Musze szczerze klepnąć ze nie czułem jakiejkolwiek odmienności smakowej. Były jaja jak jajka. Być może ze szczurami jest trochę inaczej. Wiesz co nieco na ten temat?
Rowery w Warszawie – podaje GW – za darmo mozna wypozyczyc i jeszcze dodadza mapki, zeby sie nie pogubic:
– Pora wyciągnąć warszawiaków z domu ……..
Rowerów jest 40, na razie tylko dla dorosłych. Czekają w holu głównym Sadyba Best Mall (ul. Powsińska 31). Można je wypożyczać w weekendy: w soboty w godz. 10-21, w niedziele do 20. Wystarczy pokazać dwa dokumenty tożsamości, w tym jeden ze zdjęciem. Roweru można używać przez kilka godzin albo przez cały dzień.
Wypożyczający dostaną mapki z trzema trasami wycieczek. Najkrótsza ma ponad 20 km i prowadzi przez parki w Wilanowie i Powsinie do rezerwatów przyrody w Zalesiu Górnym. Zielony szlak wiedzie przez Las Kabacki do Góry Kalwarii. Najbardziej wytrwali mogą przemierzyć 40 km wzdłuż Wisły i zakończyć wyprawę przy ruinach Zamku Książąt Mazowieckich w Czersku.
Wypożyczalnia działa na próbę do 3 sierpnia. Jeśli pomysł chwyci, na Sadybę trafi więcej bezpłatnych rowerów.
…..
Slyszalam o miastach europejskich, gdzie mozna tak wlasnie jezdzic ale zeby tak szybko ten pomysl dotarl do Warszawy ! – naprawde jestem zbudowana. Mam nadzieje, ze przedluza ten termin. Bede dopiero! 5-tego sierpnia.
Jak zwykle zgadzam się z Małgosią. Chrześcijan poznaje się po miłości. A jak kocha się ludzi trudno się znęcać nad zwierzętami. Może południowcy potrafią to rozdzielić, ale mnie trudno to zrozumieć.
Arcadiusie,
A skąd ci przyszło do głowy, ze ma inaczej smakować? 🙂
Panie Lulku,
A jeszcze tak dla pewności dopytam – drylowac cokolwiek czy nie? A jeśli tak, to jaką częśc? Już mnie ręka do roboty nalewkowej pali…..
Miód mam, wodę mam, wiśnie mam, słoje mam, spirt czeka pięc litrow. Czy jest coś jeszcze ważnego do przestrzegania? Bo w nalewkach jestem brzdąc, a spirt drogi, szkoda go na samosie testy.
chemou
Stanisławie,
a co z ateistami? Znaczy, ja nie mam serca i nie kocham nic , niczego i nikogo?
I jeszcze przed snem to, Arkady, napiszę, że za kobietą to, panie, nigdy chłop nie nadąży. Jeszcze dwa dni temu cholerne lisy wybebeszyły worki, burdlu na dachu narobiły i wytruć by to tałatajstwo, gdyby wypadało, ale nie wypada. Szczęściem torysy wruco, porzondek, panie, zrobio i wreszcie myśliwi lisa wyłapio. Dzisiaj dla pieska śniadanie od tifaniego, dą perinią dla greckiej kózki żeby sobe poskakała i groźny murzyn z króliczkiem przy serduchu wielkim jak cała owsiacza orkiestra pomocy. Bo femina, panie, to zawsze semper taka variatur i jeszcze mutabile est.
Ja tego murzyna też w kościele widziałem, ino później. Wyblakł mu cały heban, za to królisier były dwie 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Grafika:Hefner2006.jpg
Heleno, tu się polega…
No coś ty, Alicju. My, ateiści, jesteśmy kochający inaczej. Trochę też inaczej będziemy zbawieni…
Myślę, że trochę opatrznie zrozumiałaś Stanisława, Alicjo. Po prostu chrześcijaństwo nazywa się „religią miłości”.Często o tym przy okazji Wielkiej Nocy….
Ale jest jeszcze jedna, najważniejsza kategoria ludzi, można by rzec- Super Kategoria, czyli Dobry Człowiek lub Szlachetny Człowiek. Oby takich osobników niezależnie od ich wyznania czy braku takowegoż było jak najwięcej!
Innymi słowy- każdy prawdziwy chrześcijanin powinien umieć kochać co nie wyklucza takich uczuć u nie-chrześcijan.
Iżyku, przynajmniej kobiety nie są nudne 😉
Nie chciałbym Stanisławie rozpoczynać dyskusji innej niż sprawy kulinarne w tym blogu, ale patrząc na zwyczajnych ludzi wierzących, praktykujących polityków i księży mam wrażenie, że od miłości do ludzi są oni dalej od ateistów. Takiej ilości wylewanej żółci, nienawiści, żądań, kar, wymuszeń jak w kk, to można spotkać tylko u muzułmanów. Z przykrością stwierdzam, że żadnej „miłości chrześcijańskiej” w życiu nie zaobserwowałem.
A mnie bardziej denerwują np. lekarze palący papierosy czy popadli w chorobę alkoholową. Albo policjanci nie przestrzegający przepisów drogowych lub przekupni sędziowie. I czy aby na pewno religia determinuje zachowanie tj kk to same …… a reszta (prócz muzułmanów) to o. k.? Coś czuję brak obiektywizmu 😉 🙂
Przejrzałam dziś swoje zasoby przepisowe i okazało się, ze propozycje Pana Piotra będą moimi pierwszymi (jeśli chodzi o bataty).Przypomnialo mi się moje wahanie kupić- nie kupić nad tymi bulwami gdy byłam na Teneryfie. Wystraszyłam się, ze nie będę miała co z nimi zrobić jeśli nie znajdę „instrukcji obsługi”. Teraz już to nie grozi.
Dobranoc
Donoszę, że skończyłam z czarnymi porzeczkami na ten rok. Mogę się zacząć oglądać za wiśniami, malinami i co tam jeszcze teraz jest na tapecie
Ja osobiscie nie dryluje wisni. Natomiast dryluje morele i brzoskinie przed nastawieniem na jednorazowe pedzenia, ale to jest zupelnie inna historia. Niedrylowac wisnie nauczylem sie, kiedy jesienia jezdzilem na Hel zbierac dzikie, pózne, wysmagane morskim wiatrem owoce. One sa tak male, ze sie po prostu nie da. Jezeli ktos dryluje 2/3 a reszte zostawia, to ja sie pytam w jakim celu. Zeby tylko z lekka podtruwac. Przy gorzale z dwukrotnym pedzeniem, to w ogóle nie mialoby sensu.
Zasada jest nastepujaca, generalna. Co dobre dla gorzaly, dobre dla nalewek. Jak ktos sie boi to moze zawsze wypróbowac na osobach osobistych przyjaciól. Albo mu wyjdzie napitek albo zejsciówa.
Jak na razie jeszcze zyje. Ale co to za zycie.
Pan Lulek
Małgosiu… wszyscy jesteśmy ludzmi. Zadna religia mnie nie obchodzi. Nie potrzebuję etykietki. Co to w ogóle znaczy – „religia miłości”?
Ja lubię blizniego swego. Wierzę w człowieka i jego dobrą wolę. Niepotrzebny mi żaden bóg i żadne religie żeby wiedzieć, że … żyj i daj żyć innym.
Stara Zabo, u mnie czarne porzeczki za chwilę! Ale będzie ich mało 🙁
Dzisiaj zrobilam michę kawioru według Mamy Heleny, Jerzor już sie do tego przysiadł, paskuda, i nawet żarł na gorąco. To ma być dla Gości!!!
Najwyżej dorobię 😉
Religia milosci? Chyba tylko do swoich i to nie do wszystkich?
Strach pomyslec jak wygladalaby religia obojetnosci przez te dwa tysiace lat.
Religia miłości bo potrzeba było wiele miłości by pójść na krzyż za całe draństwo mieszkające na ziemi. Stąd nazwa!
Alicjo, jedni potrzebują inni nie, ale to nie definiuje poziomu człowieczeństwa.Całkowicie popieram twoją maksymę życiową.Jestem tego samego zdania. Traktujmy się z szacunkiem i tolerancją. Moja reakcja wynika z tego, ze mam wrażenie, iż padają tu komentarze generalizujące moją religię bardzo niesprawiedliwie. Chodzi tylko o dystans i tolerancję. Mam alergię na generalizowanie i przeczucie, ze osoby takie jak Torlin liczące złych katolików nie liczyły na innych grupach populacji ludzkiej 😉
Heleno, nasza religia mówi, że jesteśmy słabi i ułomni, grzeszymy do końca swych dni bo taka natura ludzi. Nasze życie powinno być wypełnione dążeniem do świętości . Nie wiem skąd sie bierze w osobach spoza Kościoła oczekiwanie ustawicznej świętości od chrześcijan, a szczególnie – Katolików? 😯
Moze bierze sie z rekordowej w skali swiata ilosci krwi, przesladowan, stosow Inkwizycji, nawracan ogniem i mieczem, wycinania w pien wszystkich ktorzy woleli modlic sie np. do slonca czy do jakiejs swietej gory i nikomu nie przeszkadzali, procz tych ktorzy w imie religii milosci chceli ich nauczyc prawdziwej wiary
Szkoda, ze trzeba to jeszcze tlumaczyc i przypominac. To znaczy, ze lekcja nie zostala przerobiona do konca.
Ostatni raz bylam (nie liczac ppogrzebow) w kosciele ze trzy lata temu, w katedrze oliwskiej na sw. Szczepana. BYlam wstrzasnieta tym co lecialo tego dnia z ambony i tym, ze wierni przyjmowali mowe nienawisci jako cos normalnego.
Nikt o zdrowych zmyslach nie oczekuje od ludzi sweitosci. Ale oczekuje ze wierni pilnowali wlasnego zbawienia i nie dazyli do zbawiania innych popelniajac zbrodnie.