Wiejskie rozkosze
Tym razem mało tekstu a dużo widoków. To oczywiście z lenistwa spowodowanego upałem. Jest bowiem u nas gorąco i tylko życzyć sobie trzeba, by taka pogoda była i na początku września.
Na zamieszczonych obrazkach możecie zobaczyć lina w śmietanie a w tle pierogi z mięsem i fragmenty surówki oraz żur podany w chlebie. A wszystko oczywiście ze „Złotego Lina”.
Jest też Zuzanna czyli nasza 12-letnia wnuczka hasająca na desce po Zalewie Zegrzyńskim.
A jak Zuzia to i Kuba musi być. Zamieszczam jedno znane Wam zdjęcie z pobytu w Berlinie (w czasie ferii wiosennych) i fotografię bieżącą. Tak wygląda dziś Jakub z osełedcem, który sobie (i nam) zafundował w dniu ukończenia gimnazjum.
Teraz obydwoje są wraz ze swoją mamą na obozie członków chóru pieśni renesansowej „Pośrodku Żywota” gdzieś tam hen na północnym wschodzie czyli za Suwałkami.
Ciekawe jak będą wyglądać gdy wrócą?!
A my z Barbarą działamy jak saperzy zwiadowcy: od knajpy do knajpy w poszukiwaniu najwłaściwszego miejsca dla nas i dla Was. Na razie żyjemy. Hurra!
Komentarze
Lato w pełni, letnia kuchnia, letnie przyjemności, wiosenna młodzież – ech, chce się żyć patrząc na te fotografie. Już wczoraj pisałam, że podziwiam ale nie będę naśladowała kuchennej pracowitości Gospodarzy naszych. Wczoraj za cały obiad posłużyła nam wielka salaterka fasolki z masłem i bułeczką + kompot, dzisiaj będzie równie wielka micha mizerii z małych ogórków w śmietanie z bułką żytnią – żadnego gotowania, a jak już, to krótkie przesmażenie czegoś, żeby kuchnia się nie nagrzewała. W lesie i nad wodą upał nie jest tak dokuczliwy, jak w blokowisku – ogromna masa betonowych pudeł jasno tynkowanych, betonowe alejki wokół, mimo sporej ilości drzew, dają efekt piekarnika. W całym mieszkaniu mam otwarte okna i żadnego ruchu powietrza. Codziennie przecieramy podłogi co najmniej raz wodą z esensją lawendy albo mentolu żeby łatwiej było oddychać.
Będę chciała dzisiaj zgwałcić Młodszą, żeby poszła do Biblioteki, bo czytać nie ma czego. Wyciągamy z półek po raz n-ty ulubione i na wpół zaczytane książki
U nas lato poki co nie moze sie wykluc.
Musze sie zabrac za robienie reklamy, ale jakos mi sie nie chce… lenistwo to straszliwa choroba…
Kuba zgolil loki?
Bede musiala chyba tez zmienic fryzure, bo cos za dlugo nosze te sama. Zdjecia sliczne.
Wlewanie zuru do bochenka chleba jest gimmickiem, dzis troche obciachowym. Ja poprosze w misce, moze byc gliniana.
Zuzia jest fajna dzierczyna.
Bawcie sie dobrze, zdrowo i bezpiecznie (o, choroba, zabrzmialo jak reklama prezerwatyw, nie zamierzona!). Przyjemnego lata, dobrych zbiorow kurkowych jesli to sie da pogodzic – to znaczy niech pada, a nawet leje noca.
Wszyscy zajęci widać, a Alicja odsypia pewnie obwożenie gości po Wyspach. Uważnie przeczytałam Pana Lulkowe opisy hodowli oleandrów i potwierdza się to, co mówił mi ogrodnik – oleandry muszą mieć słońce i wiatr – podobnie, jak np begonie. W zaciszu są podatne na choroby grzybowe, wiatr je chroni przed zarodnikami grzybów. Niech pięknie kwitną przy Lulkówce. Jak pojedzie tam Marek z rurą, to pewnie zrobi fotki ogrodu w pełnym rozkwicie. Ryba wczoraj dzwoniła, i martwiła się, że róże już przekwitają. Będa kwitły jeszcze wczesną jesienią, ale już nie tak obficie, jak w czerwcu.
Ze smutkiem pewnym stwierdzam, że Festiwal Teatralny Malta co prawda okrzepł i rozwinął się pięknie, ale wraz z „ucywilizowaniem” i skomercjalizowaniem dużej części imprezy (spektakle biletowane w makniętych przestrzeniach dziedzińców pałacowych albo wnętrzach pofabrycznych) przestał być, niestety, świętem całego miasta Teraz owszem, chodzi się nad Maltę na koncerty i pokazy, ale nie ma tej atmosfery dyskutowania o przedstawieniach, nie ma przedstawień granych między blokami na trawnikach, nie ma zażartych dyskusji młodzieży. Jest grzecznie, spokojnie, są notable, dyskusje panelowe – i trochę celebrowanej nudy. Żal.
W notce marginesowej jest odnotowany wpis Arkadiusza. Pod tekstem go nie ma. Czyżby cenzura Łotra dotknęła naszego kolegę?
Droga Pyro! Drogi Bobiku!
Bardzo dziękuję za życzenia, ale ja jestem niepozorny imieninowo. Przez wiele lat mało kto z wyjątkiem mojej najbliższej rodziny pamiętał ten dzień, dopiero terroryści uczynili go słynnym na cały świat. Mam imieniny 11 września.
Zaskoczony jestem, że zaglądacie do mojego blogu. Ale jest mi miło.
Deska to fajna rzecz. Przez góry nigdy nie mam na to czasu 😀
Wczoraj nie miałem czasu odpisać, bo nie zaglądałem do komputera. Trwają przygotowania do grilla na cześć mojego syna i jego narzeczonej, zdali ostatnie egzaminy i są na ostatnim roku.
Pyro,
wpis Arkadiusa jest, ale pod poprzednim tematem. Na moim marginesie widać nie tylko, kto się wpisał, ale także, pod jakim tematem.
Ja odsypiałam wczorajszy stres, a spało się tak dobrze, bo w nocy padało. Ziemia dobrze nasiąkła i odetchnęła, teraz mogłoby być znowu ładnie i jest, z paroma chmurkami.
dobra dobra, jestem i tutaj
Dopiero co wstałem i dalej mi w brzuchu burczy. Dzwoniłem do rybaka, mówię prawdę ze przysnąłem i zaraz wsiadam w brykę się by dotrzeć do niego i odebrać co moje.
_ a kto późno wstaje nic nie dostaje_ usłyszałem.
To żaden kłopot, powrócę do planu pierszego i wieczorem udam się na lowy. W tej chwili pozostaje nic innego jak zęby w ścianę. Na zakupy nie mam czasu. A mam jeszcze parę kleinichkeitów do poprawienia przy sprzęcie. Wiatr rozwiewa się co zapowiada ponownie wspaniały dzień spędzony na wodzie.
O widzę ze moja koleżanka surfistka. Ma kłopoty ze zwrotem?
Klepnę szybko jak ja to czynie, może się to przyda komu.
Zacząć należy od tego ze zwrot to jest taniec na desce, wykonujemy bądź naśladujesz trzy figury swiatowego kina.
1 Robin Hooda albo Sławka strzelającego z luku. Przednia reka przymasztowa wyciągnięta przed siebie, tylna w pozycji naciągania cięciwy ze strzałą. Zapytaj się Slawka jak mi nie wierzysz. To nadaje przyspieszenia desce.
2 Johna Wayna najsłynniejszy cowboj ekranowy. Uginasz kolana jak przy jeździe konnej, ręce na bomie przypominają trzymanie cugli, sylwetka lekko pochylona do przodu.
3 Charlie Chaplin to najważniejsza figura. Podczas jej wykonywania żagiel sam zmienia pozycje. Ale do rzeczy. Tu następuje zmiana kroków. Ustawiasz stopy tak jak to robił mistrz. Żagiel zmienia pozycje i zaczynasz płynąc w kierunku przeciwnym. To gwarantuje ze nie moczysz ciała w zalewie.
Jeszcze bym cos klepną o Kubie a raczej o kompozycji obrazka. Ale przyszedł extremista surfista i nie wypada by mi przeszkadzał.
Łykend się dopiero rozpoczyna. Powrócę tu …
PS. Kuba z lokami wyglądał jak delikatny, wrażliwy pięknoduch, bez – prawie jak skin, na szczęście zostawił loczek na pamiątkę 😉 Życzę mu i Zuzi pięknych wakacji!
Ja chyba slepa jestem. Na ktorym to zdjeciu widzicie Kube bez lokow? hmm?
Nirrod – na drugim ma mniejszą obfitość uwłosienia, ale i tak włosy piękne. Ponoć Dziadek miał też materiału na co najmniej 3 trezki, więc niech się Młodzian cieszy, póki czas. Bo męskie włosy to jednak nie stan permanentny.
oseledec!!!
Na tym drugim zostawil sobie jednego, na rozmnozenie.
Wyglada bardzo, bardzo cool.
Znacznie bardziej niz z lokami z lat siedemdziesiatych (koniec).4b2e
4b2e – to przez pomyslke wpisany kod nie tam gdzie trza. Zapomnialam nacisnac „delete”.
Witam Was w piatkowy wieczor. W Polszcze upaly, a my dogrzewamy chalupke bo zimno „lokrutne”.
Panie Piotrze – zdjecia tak apetyczne, ze zaraz po skresleniu tych slow bieze do kuchni przygotowac jakas wyzerke – to znaczy sie chcialam powiedziec: przygotowac jakies danie na wczesnowieczorny posilek.
Dzisjaj raviolli z pikantnym sosem pomidorowym, z dodatkiem miesa wolowego (mielonego), posypane startym serem. Z warzyw bedzie bob, a na deser kisiel zurawinowy ze smietanka.
A wnuki ma Pan wspaniale.
nemo – dla mnie Kuba nie wyglada prawie jak skin lecz tatarzyn z jakieogs obrazu, ale nie pomne w tej chwili czyjego i jakiego.
Heleno – dla Ciebie zur w chlebie zalatuje myszka, a ja po raz pierwszy cos takiego widze. I chetnie bym specjalu sprobowala – w tymze wydaniu. Niestety i w tym roku nie dobije do Zjazdowej Bandy. Szkoda.
No to udaje sie do kuchni. Tymczasem.
Tyle piszecie o rodzinach, ale się wszyscy znacie jak łyse konie. Jednak i ja się pochwalę, że dziś córeńka przylatuje z Paryża na 10 dni. Byłem przestraszony słysząc w radio informację, o dzisiejszym strajku na paryskich loniskach, jednak Ola szczęśliwie wystartowała przed jego rozpoczęciem. Czeka na nią parę butelek przedniego wina, gar gołąbków, pstrąg tęczowy, wielki gar zrazów (nie wiem jeszcze jakich, to tajemnica Ukochanej) i tort truskawkowy.
Kuba ma na głowie śledzia:
„Osełedec (ukr. ????????? – dosłownie ‚śledź’, (ros. chachoł) – czub, wąski kosmyk włosów na czubku ogolonej głowy, spleciony w warkocz lub rozpuszczony, noszony przez Kozaków zaporoskich szczególnie w XVII wieku. Kozacki osełedec był fryzurą analogiczną do podgolonego czuba polskich szlachciców w XVI/XVII w.”
Za czasów wczesnej Rusi osełedec był oznaką szlachetnego urodzenia.
Dzis jest Independence Day. Uwielbiam to swieto na rowni z Dniem Dziekczynienia. Bardzo mi imponuje, ze ani prezydent, ani zadem inny polityk kraju nigdy nie robi z tego swieta politycznego wehikulu. Prezydent moze sie pojawic na jakiejsc paradzie z dala od Waszybngtonu, gdzies na glebokiej prowincji i zlozyc zyczenia. Nie wyglasza jednak mow, zas donosi o tym jedynie lokalna prasa. Podobnie zachowuje sie opozycja i kandydaci na prezydenta. To nie Francja i nie Polska, gdzie urzedujacy prezydent robi co moze aby zepsuc swieto i odebrac holdy w imieniu res publiki.
Do portu w Nowym Jorku zawijaja zaglowce, ludzie w ogrodkach rozpalaja barbeque i pieka lub kupuja ciasta w narodowych kolorach (np placek z jagodami i truskawkami i bita smietanka). I wystawiaja pasiato-gwaizdzista flage . Taki patriotyzm mi niezwykle odpowiada – domowy, prywatny, intymny, nie na pokaz, bez wielkich slow, radosny i pogodny.
Wlasnie wstawilam do donicy z hortensjami przed domem swoja flage.
Happy Independence Day, Mamo!
Tych wiele znaków zapytania zastąpiło bukwy ukraińskiego słowa „osieliediec” 😉
Strasznie fajnie jest gościć nasze przyjeżdżające dzieciaki. Pamiętam, że kiedy zbliżał się powrót dzieciaków z obozów, wakacyjnych praktyk czy innej włóczęgi, stawałam na głowie, żeby na stole były ulubione dania, a w czyściutkim pokoiku świeża pościel i kwiaty. Odwiedziny dalszej rodziny (szczególnie starszego pokolenia, ale nie tylko) dzielę na wizyty i wizytacje. Te drugie cholernie męczące i denerwujące. Swego czasu postrachem mojej rodziny były świąteczne odwiedziny sędziwej ciotki Heleny, najmłodszej siostry mojego Dziadka, Jana. Malusieńka, siwowłosa pani po wypiciu kawy ze śmietanką zaczynała regularną inspekcję mieszkania, od podnoszenia naszych spódniczek (mojej i Siostry) i sprawdzania, czy dzieci mają czyste majtki. Potrafiła otworzyć bieliźniarkę i rzucić okiem, czy Mama ma właściwy porządek w szafach. Trochę bała się mojego Ojca (komunista, nie wiadomo, czy brzytwy w kieszeni nie trzyma) ale i Jemu potrafiło się oberwać za podwinięcie rękawów koszuli przy obiedzie. Ciotka trzęsąc rzadkimi już loczkami półgłosem utyskiwała „Mój Boże i czegóż się spodziewać po takim człowieku. Że też ta Janka tak głupio za mąż wyszła”. Mówiąc nawiasem Ciotka i jej rodzina zawdzięczała mojemu Ojcu bardzo wiele, ale zawsze pozostał ten Obcy i Zły. Wszyscy tolerowali Helenę, bo swego czasu przez 5 lat wychowywała moją Mamę pomagając w ten sposób materialnie moim Dziadkom, rodzicom licznej gromadki.
Tak, Echodno, zalatuje myszka. Zreszta nie lubie zabaw z chlebem, jesli sie nie ma tego zamiaru zjesc ( a co z miazszem?). W naszej i nie tylko naszej kulturze chleb ma szczegolne znaczenie, nie wyrzucamy go z szacunku dla ludzkiej pracy i coraz czesciej z szacunku dla ludzi, ktorzy cierpia glod. Przeciez i Polska byla kiedys „krajem gdzie kuszyne chleba podnosza z ziemi przez uszanowanie dla darow Nieba”.
Jesli zas chodzi o dzisiejsza kuchnie, to wystrzega sie ona gimmikow, a wiekszy nacisk jest na WIDOCZNA swiezosc i jakosc produktow. Nawet zapalanie crepe Suzette zalatuje bardzo stara mysza (nie mylic ze Stara Zaba, ktora z pewnoscia zadnego chleba nie marnuje, tylko daje konikom)
Bobiku kuzyn?
http://wiadomosci.gazeta.pl/aliasy/mod/super_zoom.jsp?xx=5422884&dx=80269
Ja musz przestac czytac gazety, bo mnie kiedys cos trafi.
Jadam czasem zupę w chlebie i zawsze mam z tym problem. Nie przyszło mi kiedykolwiek do głowy, że można takie naczynie zostawić do wyrzucenia. Stopniowo wraz z zupą zjadałem po trochu miąższ, oczywiście nie dopuszczając do powstania dziury, czyli sporo musiałem zjeść już na sucho. W Augustowie pamiętam zupę grzyopwą w chlebie tak pysznym, że zjedzenie talerza było całkiem miłe. Trudno tylko po takiej zupie zjeść jeszcze cokolwiek. Ale to nawet ekonomicznie.
Pyra przypomina czasy, kiedy odwiedziny krewnych bywały częste i długie, nieraz parotygodniowe. Wspominam takie wizyty bardzo mile, zarówno ciotek i kuzynów/ek jak i moje u nich. Wspominam też mile wspólne wakacje, gdy ileś (nieraz ponad 20) osób z rodziny spędzało razem wakacje nad morzem lub w Zakopanem. Takie wspólne wakacje na wsi pod Sławą Śląską w końcówce lat 50-tych rozszerzyliśmy o przyjaciół i grono sięgało 50 osób. I w dobrym sezonie każda z tych osób potrafiła zebrać w jednym dniu 10 kg prawdziwków, czyli w sumie pół tony. Ale to jeden sezon był taki.
Wyspy będą dzisiaj, bo wczoraj mieliśmy dzień biegania po Kingston, a i z rana niepewna pogodę (deszcz 😯 )
Mariusz chciał zresztą odpocząć nieco. Atrakcją była między innymi wizyta w dept.geologii w muzeum mineralogicznym, gdzie nas oprowadził entuzjasta – kustosz, a nawet zaprosił do swojej kanciapy, gdzie właśnie przygotowuje ekspozycję dinozaurów. Pobawiliśmy się kośćmi, potem były jeszcze ciekawe okazy trylobitów, meteoryty i takie tam różne, które normalnie są nie do dotykania, tylko w gablotach. Nawet złota nam dano na potrzymanie.
Spać poszłam 4 godz. temu i idę dospać.
Dzisiaj pogoda szykuje się jak drut, słońce już wstało.
Zazdroszcze Wam tych rozbudowanych wszerz i wglab rodzin. Ja cale zycie mialam tylko babcie (po Mamie) oddalona o tysiace kilometrow, ktora pokonywala dwa tygodnie trwajaca podroz raz na dziesiec lat, czyli widzialam ja dwa razy w zyciu. Liczna przed wojna rodzina Ojca – wiadomo jak skonczyla. Doliczylam sie osiemnastu osob, wraz z malutkimi dziecmi.
Mam teraz w Walii spotkanego pare lat temu pierwszy raz kuzyna po kadzieli, jego zone i dzieci. Wszyscy sa noszeni przeze mnie na rekach.
Heleno – ja myslalam (i nadal mysle po podpowiedzi Stanislawa), ze ten zur konsumuje sie wlacznie z chlebem. Nie potraktowalam chleba jako jednorazowego naczynka do wyrzucenia po skonczonym daniu.
nemo, Kryniczko Wiedzy – Kozak oczywista a nie tatarczyn. Mea (maxima) culpa.
Nie mysle, zeby wszyscy to zjadali. Nie idzie sie do resatauracji zeby sie opchac chlebem i juz niczego nie wcisnac. A co zmaizszem chleba?
ususzyc i bedzie jak znalazl do panierki
Nirrod, w swoim domu gotowa jestem serwowac wszystkim zupe w chlebie, choc nie wiem po co, skoro mam wedgewooda. Zostawione ogryzki moge dac ptakom, kaczkom w stawie, a miazsz ususzyc na tarta bulke. Ale restauracja nie powinna tego robic – moim zdaniem. Powinna sie skupic na swiezosci i jakosci potraw, ladnej porcelanie (czy co tam) i sztuccach, profesjonalnym serwisie, porzadnych serwetkach i kwiatach na stole. A nie wymyslac cyrku z jedzeniem. Cyrk jest zawsze obciachowy i jakis taki rozpaczliwy.
Mój ojciec – najstarszy – miał 3 braci i siostrę, mama 12 rodzeństwa, sama była najmłodsza. Najstarszy brat mamy po studiach w Dorpacie wyjechał do Paryża wiele lat przed wojną. Odwiedziłem kiedyś w Paryżu kuzynkę i na śianie zobaczyłem zdjęcie mojej mamy w wieku lat kilkunastu. Z paryskiej rodziny nikt już sowa nie zna po polsku. Nagrobek Wuja też francuski. Po wojnie z rodziny krajowej zostali rodzice, 2 braci ojca i siostra oraz 2 braci mamy i 2 siostry. Brat ojca w wieku 17 lat został wywieziony z Wilna w 1939, a brakujące rodzeństwo mamy poginęło na różnych frontach i w partyzantce. 2 siostrzeńców mamy zostało uwięzionych przez NKWD w Wilnie w 1944 roku. Jeden uciekł z transportu, drugi spędził 4 lata w Workucie.
Po raz pierwszy w życiu zupę w bochnie chleba jadłam w San Francisco w 1996 roku. Była to zupa z małży – porcja za duża na dwie osoby. Pozostawione resztki dojadali jacyś bezdomni 🙁 Później, w Polsce stało się modne podawanie żurku i grzybowej w fantazyjnych miseczkach z chleba, który sam w sobie wcale nie jest specjalnie smaczny i zapewne ląduje w odpadkach dla świń. Połowa zupy i tak wsiąkała w ten chleb 🙁 Tak jak Helena preferuję talerze bez wydziwiania.
Co do odwiedzin krewnych, bardzo licznych w mojej rodzinie, to pamiętam z mojego dzieciństwa, jak się ukrywałam przed wyjazdem gości, aby uniknąć tego obcałowywania na pożegnanie 🙁
Ja nie mowie co preferuje, ja mowie co mozna z miaszem.
Pragne doniesc, ze wczorajszy Obiad Czwartkowy nr 2 odbyl sie w gronie wiekszym niz poprzednio, tendencja wzrostowa czyli 🙂
Sprawozdanie na cztery rece napiszemy, jak sie nieco z praca wyrobie, bo poki co poczatku weekendu nie widac.
Pozdrawiam!
Nirrod jak tam afty? Poprawiło sie choc trochę?
Przez kilka godzin nie miałam łączności z Polityką, nawet napisałam do Pana Lulka, żeby mi złapał Jego Anielskość Pawła. Już nie trzeba, Lulku. Wróciłam na „łojczyzny łono”. Teraz wypiję popołudniową kawę i pójdę z pieskiem do parku. Potem mam jeszcze trochę roboty na dzisiaj Patrzę po mieszkaniu i biorąc pod uwagę moje narastające lenistwo, oj, jak by mi się Dochodząca przydała.
Nie tylko Tobie Pyro. Popuszczajac wodze fantazji – ogrodnik tez.
Ty popoludniowa kawke saczysz, a ja szykuje sie do lozka. Juz po polnocy.
Zatem mowiac dobranoc zycze Wam udanego weekend’u.
Echidna – ta spiaca
Pyro Najwspanialsza !
Jesli paOlOre zamelduje sie, to po prostu mozesz odwolac akcje. Nie musisz nawet wspominac kto dokonal samonaprawy.
Moja Dochodzaca nie z wlasnej winy ma teraz wielkie klopoty z dziecmi. Synek postanowil sobie zafundowac ze swoja przyjaciólka jakis egzotyczny urlop a córce wypowiedziano mieszkanie. Wlasciciel kamienicy przebudowuje dom i ma zamiar prowadzic wynajmowanie pokoi na godziny. W dodatku w centum miasta, liczac na to, ze od czasu do czasu jakas zblakana para zechce ulec zapomnieniu we dwoje.
Córka znalazla sobie nowe locum w 7 Bezirku. Garsoniera o lacznej powierzchni 70 metrów kwadratowych, do wziecia od zaraz, za jednak niezla sumke 700 Euro miesiecznie, bez zadnych swiadczen. Jest to jednak centrum miasta i dlatego tak drogo. Mama, czyli moja Dochodzaca nie z wlasnej winy, dostala zadanie zorganizowania przeprowadzki, gdyz mloda dama wyjezdza na urlop na wyspe Capri. Mame, czyli Dochodzaca, wzieli djabli i zazadala zaliczki na poczet kosztów w wysokosci jednego tysiaca Euro. Tak to ukladaja sie czasami stosunki rodzinne na linii matka – córka.
Niewatpliwie lepiej funkcjonuje wariant dziadek – wnuczka.
Tam z góry wiadomo, ze oskubywany jest
Pan Lulek
Panie Lulku – Wujkowie i Dziadkowie jak świat światem do skubania służyli, służą i służyć będą. Zakon ich taki. Natimiast Matka zostawiona z przeprowadzką w chwili, gdy przeprowadzająca się latorośl funduje sobie wakacje w Lazurowej Grocie – o, co to to nie. I jeszcze na Mamusi konto? Lulek, zamiast zaliczki pożycz dochodzącej pas – najwęższy, jaki posiadasz.
Panie Lulek, nie narzekac – u Was taniocha. Kawalerka 70 m kw. w centrum za 700 euro, to bezcen. Moja Pani Dochodzaca pobiera za pokoj na dwie osoby w domu, gdzie sa jeszcze cztery pokoje wynajmowane, z jedna kuchnia i jedna lazienka na wszystkich – 125 funtow tygodniowo i pokoj ten jest uwazany za tani. Nie w zadnym centrum, choc od centrum niezbyt daleko (Hammersmith and Fulham). Wynajmuje te pokoje tylko Japonkom, „bo nie chlaja, pani Helenko, jak nasi i placa regularnie. Zeby jeszcze mniej wody uzywaly, ale one sie musza codziennie kapac, taki u nich zwyczaj No, co kraj, to obyczaj, pani Helenko”.
Japończyk w wodzie, Polak w wódzie:
w różnych się rzeczach moczą ludzie.
Lecz woda również polskiej duszy
jest bliska, gdy po wódzie – sushy. 😀
Pyro, Pan Lulek na alarm dzwonił, że Twój komputer się zbiesił.
Zawiesiłem więc wszystko inne na gwoździu
i zaraz po powrocie do domu dorwałem się do klawiatury.
Lecz widzę, że ktoś już ujarzmił gada, skoro blogujesz.
W takim razie nie będę dryndał telefonem po próżnicy.
Zakładam, że funkcjonalność blaszanego durnia została przywrócona.
W takim razie wracam do innych robótek,
które jakoś nie chcą się same wykonać 😉
Aureola Ci się rozwija Pawełku nasz. Pierwszy zawsze na hasło pomocy. Dzięki serdeczne. Lulkowi już dziękowałam. Na jego dobre serce też zawsze mogę liczyć.
Gdzie to dają 70 m za 700 euro? Moja córeczka płaci 600 za 20 m + prąd, który służy też do ogrzewania. I nie jest to uważane za przepłacanie. I to nie w Paryżu tylko w Orsay. Za to w Finlandii czynsze bajkowo tanie, regulowane. Jak jest wolne mieszkanie, przychodzi oglądać 20-50 osób, a potem gospodarz wybiera sobie lokatora, ale cena jest stała. Kupno mieszkania w podhelsińskim suburbie ostatnio też bajkowo tanie, nawet w porównaniu z Polską.
Bobiku, gdybym nie wiedział, że to Bobik, pomyślałbym – Szymborska. Co prawda z ostatnich wydruków, ale zawsze.
Bobik, no co Ci powiem? Jestes po prostu niezrownany. Niezrownany!!!
Wiatajcie !!
widze,ze u Gospodarza zarelko jak sie patrzy!! 🙂 Szczegolow nie czytam,bo wole sie nie denerwowac,bo o linach i takich tam moge tylko pomarzyc 🙁
Wnuki urosly,wydoroslaly,nawet wlosy „udziwnily” 😉 Tak to w zyciu jest,ze ten co ma loki,chce proste i na odwrot.Moj syn od najmlodszych lat jest posiadaczem pieknych lokow.Ja podrosl,nagle przestaly mu sie podobac,i chcial miec proste,albo sterczace.Na szczescie udalo mi sie przekonac go,ze ma z czego byc dumnym.I niech sie cieszy z tego co mu Bozia dala,bo moze ich wkrotce zabraknac,jak tatusiowi niestety! 😉
Pozdrawiam.
Haneczko nie za bardzo. No moze odrobinke, bo ze 3 slowa dzisiaj powiedzial.
700 euro za 70m2 w centrum, to nie jest zle. Sasiad z gory placi 1200 za 90m2 w centrum Hagi. Ile to by kosztowalo w A’damie wole nie myslec.
Heleno i doroto l.
zajrzyjcie do poczty. Doroto, ja dopiero dzisiaj zajrzałam do tamtej skrzynki, wyjaśnienia w mailu 🙁
Skąd ja to znam, tę walkę z loczkami? A tak, u mojego Wnuka, co to się właśnie żenił. Od dzieciństwa miał ładne loczki – takie pierścioneczki i od dzieciństwa mu się bardzo nie podobały. Co on z tymi włosami wyprawiał to ludzkie pojęcie przechodzi. Obcinał, prostował, czesał na tony żelu, na cukier, no, cyrk. Wyglądał jednak zawsze ładnie. Aż przyszłam na jego ślub i własnego, jedynego wnuka nie poznałam – udało mu się wreszcie oszpecić doskonale. Na czaszce sterczały mu do góry pęczki usztywnionych, prostych drucików. Ani jednego loczka. Złożyłam mu szczere gratulacje – 28 lat bezowocnych wysiłków i wreszcie sukces!
Pyro, jestes obciachowa. Druciki sa cool. Loczki sa dla frajerow. I jeszcze sie goli taki pasek na brwiach, na ukos. Super cool.
Moze zaczniesz wreszcie czytac jakas prase mlodziezowa, zeby byc na biezaco? Sama nie czytam, ale obserwuyje ulice i wiem, co sie nosi.
Loki są znowu modne:
http://www.frisierstube.ch/work_frisuren.htm
Nemo ja tam wole takie loczki:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Model/photo#s5187307688093661938
a jeszcze jedno.
Może mi ktoś powiedzieć ile calorii ma piwo. Jedno jedyne. I czy jak się je razem zsumuje to tyle co całodzienne wyżywienie?
Czy to takie tylko takie Schnapsidee?
Arkadiusu,
piwo ma więcej kalorii niż coca-cola
piwo – 48 kcal/dl czyli 0.5 l piwa ma 240 kcal
cola – 44
sok z marchwi – 27
whisky – 250
wino czerwone – 66
Chłopak z loczkami – bardzo ładny i fajnie ubrany, buty – bombowe 😎 Gdzie zrobiłeś to zdjęcie?
To może oznaczać, ze dzisiaj tez już nie ma potrzeby męczyć przewodów pokarmowych.
2400cal pewnie wystarczy do przeżycia?
To jest podobno Hiszpański top model. Duło wiatrem jak cholera kiedy szepnął mi tak na Lanzarocie do ucha w tym czasie kiedy przyjaciel poszedł tam gdzie król piechota chadzał.
Arkadiuszu,
do przeżycia najważniejsza jest woda, a tej miałeś dziś pod dostatkiem 😉
pod stopami i nie tylko
Dieta piwna jest trochę jednostronna, ale zaopatrzyłeś Twój organizm w witaminy z grupy B, kwas foliowy i potas. Powinieneś mieć bardzo zrównoważoną psychikę, gładką skórę na twarzy, zdrowe kąciki ust i wzmocnione naczynia wieńcowe, czyli same korzyści 😉 Tylko nie prowadź dziś żadnych pojazdów.
Wszystko się zgadza nemo.
Nawet czuje ta witamine be od czasu do czasu.
Nakierowałem się dzisiaj statkiem, a może z lepiej klepnąć
z Tadkiem / extemista surfowy/. Zrobiliśmy sporo przerw na lądzie. Po tylu godzinach surfowania co dzisiaj ma zawsze problemy z pozbieraniem sprzętu i doniesienia do domu. Powoli czuje ze skończyłem polówkę jakis czas temu. Czas zmienic zainteresowania.
Ah nemo jeszcze jedno, jeśli jestes jeszcze w sieci to klepnij proszę czy do gazpacho dodaje się cebule. Mam diabelską ochotę zrobić toto jurto, z samego rana.
Zanim skończy się lato.
Daje się cebulę i czosnek.
Można bez cebuli, ale czosnek musi być.
Czosnek to oczywista oczywistość. Dziś już nikomu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, zapach ten nie tylko ja bardzo lubię.
Ale z cebulą to nie byłem pewny.
Danke i spadam do wyra. Pomimo ze nikt heute na mnie nie czeka.
Szumi tutaj jeszcze morze. To lepsze od kazdej muzyki.
poslucham jeszcze troche
i dobranoc czytatym
Zapamiętałam, że pół litra Guinessa ma 380 kalorii. Cztery takie – i lunch załatwiony 😉
Dobranoc, ja też sobie pójdę, bo chyba już wszyscy śpią albo sobie balują zanim nadejdą deszcze.
bardzo dobre wino już wypite. Zaczął się nie tylko festiwal na Malcie, ale i w Avignonie. Znów bez polskich spektakli. W czasie festiwalu atmosfera fantastyczna w nocy. Kończą się spektakle np. o 2 w nocy i tłumy przewlają sie przez miasto. Otwarte wszystkie nie tylko knajpy, ale i sklepy. I cud prawdziwy: mimo, że miasto otoczone murami i niby cepry wszędzie dotrą, są jednak knajpki tylko dla miejscowych. Kto wypatrzy, tego nie wyproszą. A w godzinach popołudniowych w takiej knajpce można zamówić piwo albo wino do własnych kanapek.
Stanisławie,
czyżbyś bawił właśnie w Avignonie?! Byliśmy tam rok temu, był festiwal i kwitła lawenda, ale na moście nikt nie tańczył 🙁
Moje dziecko jest gdzieś w południowej Anglii, właśnie przysłało SMS, że dotarli na miejsce, a my nawet w tym ferworze urodzinowo-wyjazdowym nie zapytaliśmy wczoraj, gdzie dokładnie 😯 Wiemy tylko, że w odległości pół godziny jazdy pociągiem z Bristolu. Czy wypada się dopytywać o dokładne namiary?
Nemo,
bądz pewna, że sami zaesemesują, jak kasy braknie i podadzą dokładne namiary 😉
Stanislawie, jeslis wlasnie w Avignon prosze o namiary na ciekawa knajpke lub dwie – wybieram sie juz po zakonczeniu festiwalu i nie turystyka a sprawy rodzinne tam mnie sprowadzaja tym niemniej knajpki ciekawe zawsze dobrze znac.
Nemo – jak chcesz to zatancze a co mi tam 🙂
Wando TX, kucharko, oraz wszyscy ukryci Jankesi!
happy Fourth of July ! 🙂
Chciałabym ogłosić wszem i wobec, że oto dziś nareszcie trafiłam na truskawki przez duże T. Dorodne, o pięknym kolorze, soczyste i tak słodkie, że wymieszane z jogurtem wcale nie wołały o cukier. Niniejszym zwracam więc honor owocom nie tak dawno przeze mnie na tym blogu odsądzonym od czci i wiary.
Naprawdę, pyszne. Gdybym miała choć ksztynę talentu Bobika, napisałabym do tych truskawek odę.
Awinion kojarzy mi się z kontrastem, jaki dało suche gorąco, ostre światło i kumkanie żab w sadzawkach – na powitanie po wyjściu z dworca TGV. Poza tym ze śniadaniem pod oliwką z widokiem na stare miasto i pałac (mieszkałam na wzgórzu po drugiej stronie rzeki), karmazynem z batatami małej rodzinnej afrykańskiej knajpce i …śmiercią papieża, o której zadźwięczała komórka po wyjściu z teatru. Po kilku dniach wróciłam do Warszawy i prawie pożałowałam, że nie zostałam w Awinionie dłużej.
Choc juz pewnie wszyscy spia i ja dodam ze milo wspominam Avinion i Arles, i mala sliczna plaze w Cassis. Ze lzami w oczach wspominam tez befsztyk z frytkami i salate z kaczka confit (jako rozne dania).
Gdzie podziala sie nasza francuska ekspozytura w osobie slawka? Bardzo lubilam jego wpisy, znal sie tez na kuchni.
Ja mam ogromna slabosc do Francji, gdzie za moich dwoch pobytow nie zjadlam ani jednego zlego posilku. Nawet hot- dog na stacji benzynowej przy autostrada di sole byl rozowy i gladki, buleczka chrupiaca i ciepla, i nawet musztarda znakomkita- a bylo to w Krainie Musztardy- Dijon. Lza sie w oku kreci, bo niewiele jest takich krajow: patrz Izykowe reportaze z pubow Walii, Gospodarskie poszukiwania na Kurpiach.
A ja po Francji gotowa bylam wybuchnac placzem gdy w relatywnie drogim hotelu w Genewie potraktowano nas fondue w postaci kromek czerstwego chleba i sera bez smaku w kokilce, bez kawalka warzywa lub przyprawy, chocby listka zielonej pietruszki. Piekny to kraj i miasto, ale najedlismy sie dopiero w piatek wieczrem, gdy Hiszpanie i Portugalczycy wyciagneli na ulice grille i tanie wino i zaczla sie prawdziwa zabawa.
Oczywiscie wszedzie mozna zjesc dobrze jak sie wie gdzie, ale we Francji mozna zjesc dobrze prawie wszedzie.
slawku, serdecznie cie pozdrawiam.
a.
,
Ba, Sławek… postać ostatnio mityczna. Jak ja dorwę tych naszych buntowników, pół buntowników i wspierających buntowników w swoje spracowane łapki, to ani zipną! No, już się wszyscy przestraszyli? To dobrze. Będę dzisiaj smażyła mielone – część na obiad, część do chleba (w upały nie kupuję wędlin) a po remanencie w zamrażarce stwierdziłam, że w niedzielę i poniedziałek (z gościem) będą kurze sznycelki z cebulą i grzybami, co to i Alsa i Alicja już je robiły i były zadowolone. Biusty kurze są 4 po dodaniu wszystkiego co trzeba, będzie na batalion wojska i jeszcze orkiestra się przeżywi. Tym razem zrobię wariacje na temat – nie ma ładnych pieczarek, więc ugotuję trochę grzybów suszonych do sznycelków. Powinno wyjść ekstra.
Brydż nam już wychodził bokami,
teraz gramy w „Człowieku, nie irytuj się!”,
problem w tym, że gra nie przewiduje dziadka,
więc nadaję cichcem z komórki pod stołem.
No to tyle doniesień typu „tajne przez poufne”.
Spadam, bo mnie namierzą. Pa!
Nie bawię w Avignonie. Ostatni raz byłem prawie rok temu. Przeczytałem tylko o rozpoczęciu festiwalu i naszły mnie wspomnienia. Nie pamiętam adresu konkretnej knajpki, ale we wtorek może popatrzę na plan i napiuszę, gdzie ich szukać, a gdzie unikać. Na moście podobno nigdy nie tańczono, tylko po mostem na wyspie. Zachowany fragment wyspy nie sięga. Za parę dni mogę dać namiary na świetną knajpkę w Saint Remy i w Monpellier.
Nasz wychowanek był już dzisiaj 2 razy na wybiegu i teraz śpi. Do domu wrócił jak do kompanii karnej protestując całym swoim psim ciałem. Trudno – jak ktoś mimo zakazów zbiera jedzenie wyrzucone przez nieodpowiedzialnych ludzi z balkonów, to musi karnie wrócić do domu. Głupie to takie, aż strach. W domu bułek nie lubi, wcale o nie nie prosi, a jak mu się kawałeczek rzuci, to bawi się nim pół godziny i nie zawsze w końcu zje. Spod czyjegoś balkonu wyniósł dzisiaj bułkę z pozieleniałą wędliną i połowę pożarł z entuzjazmem.Pewnie mu i tak nic nie będzie ale oduczyć trzeba.
Tak mi te kurki chodzą po głowie (jak to łakomczuchowi) i dochodzę do wniosku, że np placek Nemo pokryty duszonymi kurkami i zapieczony w jajeczno-śmietankowym kremie, to mógłby być hit kolacji
Co innego w domu, co innego zdobyczne. Nam tez kurki lepiej smakuja zebrane wzdluz drogi, niz te przyniesione z bazaru.
W bardzo niedobrej ksiazce pana nomen-omen Smyczynskiego, jedynej za glebokiego Gierka dostepnej na rynku na temat wychowywania psa, bylo gdzies, ze jesli sie chce uchronic psa od tarzania sie na spacerze w g.. innego psa, to nalezy dac mu od czasu do czasu mieska niezbyt sweizego. Bowiem ma ono w sobie troche potrzebnych psu bakterii, ktore ewolucja zaprogramowala w czasach kiedy Radek byl wilkiem.
Nigdzie indziej tego nie czytalam, ale moze cos w tym jest, stad pozieleniala kielbasa jako szczegolny smakolyk.
W zasadzie podchodze do rad Pana Autora z duza doza sceptycyzmu. Kiedy po smierci Ojca E. pojechalam do W-wy urzadzac pogrzeb i likwidowac mieszkanie, sposrod kilku tysiecy ksiazek, wybralam do ocalenia kilka – te ktore E. rzewnie z rodzinnego domu wspominala. W tym Smyczynskiego. A kiedy zaczelam czytac w samoloce. wlosy mi stanely deba od glupot, ktore ten Autor tam wypisywal. Jedno pamietam, bo bylo kryminalne: ze do dzieci najlepiej jest miec w domu rotweilera! Bo slyna ze szczegolnego umilowania dzieci.
Ale moze z tym niezbyt swiezym miesem mial racje….
Sorry, errata: Nie za glebokiego Gierka, tylko za glebokiego Gomuly.
No, dzisiaj nadaję się na śmietnik. Straszna cholera mnie trzęsie. W domu wsadziłabym ręce w ziemię, ale jestem na służbie i muszę trzymać twarz i nerwy. Ufff, jakie to męczące.
„Bo z życiem tak już jest, psia mać,
że trzeba je za mordę brać –
ubóstwiam szefa”
Ktoś to kiedyś (Kobuszewski?) śpiewał do melodii „To jest cudowne”
Haneczko – pomaga. Ja sobie śpiewam. Podobnie , jak „Spokojnie chłopie. Wcinaj szpinak na śniadanie”.
Pyro, zazwyczaj ja je biorę, ale czasem ono mnie chwyta 🙁
Pyto – to było do „Rififi”! 😀
O Boże, sorry, Pyro oczywiście, nie Pyto 😳 😆
Byłyśmy na lodach. Wypróbowane smaki: anasowe, jogurtowe, malaga, mela verde ( a w zasadzie szarlotkowe),papaja 😆 Bardzo smakowały!
Z rynku ogórki małosolne, pomidory malinowe i, niestety, niedobre nektarynki. Gość w dom- bóg w dom, coś dobrego dziś na kolację wymyślę!
Dorotko z S. – oczywiście, że „Rififi” Skleroza to nieszczęście. Ta piosneczka mi jednak nie raz ratowała życie i zdrowe zmysły. Tam gdzieś jest taki wers „choć szef powinien w mordę brać” co zawsze wyśpiewywałam głośniej nieco. Na moje szczęście szefa miałam upierdliwego ale z poczuciem humoru – na pytanie zastępcy „Co Jarutkę ugryzło dzisiaj?” odpowiadał : „A niech sobie dziewczyna pomarzy”.
Marialko – ileś Ty tych lodów zjadła? To chyba w kilogramy poszło?
No normalnie Pyro, pięć smaków, pięć kilo…
Dwie porcje po 3 gałki, jeden smak- ananas powtórzył się w obu pucharkach.
No, to nie masz się czym chwalić Marialko. Trzy gałki lodów. To chyba dłużej czytałam opis niż Ty wcinałaś lody? Jednak myślę, że może zjem jakieś lody? Może jutro. Dziś już mi się nie chce.
Pyro,
rodzina A. już w Poznaniu zadomowiona (ci powracający z Irlandii). Jak widzisz, zajęcia kulturalne już sobie zdążyli znalezć.
Tymczasem my mamy plan Sandbanks dzisiaj i będziemy za chwilę realizować. Alsy Mama obchodzi dzisiaj 85 urodziny, podzwoniliśmy, oczywiście gadać się nie dało, bo tam cały gang. To wiecie, za kogo toast dzisiaj, co? 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/0282285626.jpg
Zdrowie Mamy Alsy, oczywiście. A jutro taki sam jubileusz 85 urodzin obchodzi mój były Wódz Naczelny – gen Wojciech Jaruzelski. Też wzniosę toast Klęłam go póki pracowałam w Jego resorcie, że nie mieliśmy latami podwyżki, bo pan Generał upierał się, że są biedniejsi w budżetówce i jego pracownicy poczekają. Nie doczekali się aż do zmiany ustroju. A co tam, jeden z ostatnich Polaków , którzy potrafią powiedzieć „Ja decydowałem, ja ponoszę odpowiedzialność” Stara , dobra szkoła.
Pyra mnie obśmiała a ja jestem dzisiaj przejedzona, chyba przez te lody 😐
Na kolację 2 sałatki. Pierwsza z ziemniaków i małosolnych w bardzo dobrym winegrecie. Druga- mieszane sałaty, pomidor malinowy- z balsamico. Domowe wino od ojca D. i piwo do wyboru.
Marialko – niegroźnie Cię obśmiałam – najpierw zastopowało mnie tyle smaków, a potem rozbawiło zestawienie 3 gałek w pucharku. Nawet teraz mi się buzia śmieje. A sałatka ziemniaczana jest zupełnie konkretnym jedzeniem, my też czasem na kolację robimy, jak dołożyć do tego warzywa i sałaty, to naprawdę może zapchać.
Byłam nieprecyzyjna- ta kolacja dopiero się odbędzie!
Więc to zapchanie mi nie na rękę i nie na żołądek! 😆
Myszowata, czy to o takie truskawki chodziło? 😆
Choćby mi ktoś obiecał
większe niż życie stawki,
w życiu się nie podejmę
przechytrzenia truskawki.
Złośliwa chytrość tejże
jest zgoła przysłowiowa,
wystarczy spojrzeć jak się
przed okiem ona chowa.
Jakże się robi przykro
każdemu daltoniście,
gdy słyszy śmiech truskawki
zaszytej sprytnie w liście,
a i krótkowidz zwykły,
choć w szkła się zaopatrzy,
zemdleje z głodu zanim
truskawkę gdzieś wypatrzy.
Więc by się z tych gagatków
nie mierzyć całym klanem,
kupuję chytruskawki
przez innych już zebrane!
Ktos kiedys pisal cos na temat komarzycy. Czy toto moze zostawac w ogrodzie na zime, czy trzeby zabierac do domu a moze wystarczy tylko dobrze okryc.
Poprosze o rade. Mam dwa krzaki w skrzynce. Byly zima w mieszkani ale zgubily cale liscie. Teraz odzyly, tylko wymagaja intensywnego podlewania. Nie moge znalezc zadnego opisu ani nazwa w jezyku niemieckim badz angielskim
Z góry dziekuje
Pan Lulek
Lulku, ktoś ci link poda, ja nie pamiętam. Była większa dyskusja na ten temat
kilka tygodni temu. Moja pani kwiaciarka mówi, że w warunkach domowych są to raczej rośliny jednoroczne. Dlatego ja swoje w grudniu wyrzuciłam, a teraz kupiłam nowe.
Bobiku, kolejny rozkoszny wiersz! Jakie to niesprawiedliwe, ze Ty je sypiesz jak z rekawa, Zdolna Bestio! Choc rozumiem, ze u Was to w rodzinie – Twoja Mam tez niczego sobie…. Chytruskawki sa pieknym wynalazkiem, domyslam sie, ze sam nie jestes daltonista, bo sie znasz na kolorach, jak wyszlo w czasie podjemowania decyzji w sprawie farby do moich odslonietych schodow. Ale kazdy daltonista albo krotkowidz ucieszy sie z tego Wiersza (nie mowiac o Myszowatej, ktora zainspirowala domagajac sie ody).
I podziwiam Twoja niezwykla wspanialomyslnosc i szczodrosc w rozdawaniu wierszy. Dobry Pies!
Panie Lulku komarzyca Plectranthus.
http://en.wikipedia.org/wiki/Plectranthus
Panie Lulku, tu jest linka:
http://www.ho.haslo.pl/article.php?id=2673
Nirrod, całkiem zapomniałem, że mamy teraz zebranie ZNZS! Na szczęście jeszcze zdążyłem! 😆
ha! Wyciagam wino.
Białe czy czerwone?
To co, zdrowie Dostojnej Jubilatki i wszystkich szlachetnych gości blogowych – po raz pierwszy. Grupy nieformalne, zbiurokratyzowane i poziomki też mile widziane przy bufecie
Dzisiaj jest pogoda na biale. czerwone stio w zapasie. Rozowe sie chlodzi na jutro.
stio=stoi
Nirrod, no nie uwierzysz, ale to fakt. Zgadzam się na białe! 😀
No to co? Zdrowie Dostojnej Jubilatki? Chyba się zgadzasz… 🙂
Bobiku znakomity pomysl, oczywiscie, ze sie zgadzam.
Uchwałą ZNZS z dn. 05.07.2008, na wniosek ob. Pyry Pyrlandzkiej niniejszym wznosi się w niżej wym. krajach:
a/ Holandia
b/ RFN
toast za zdrowie Dostojnej Jubilatki oraz Wszystkich Szlachetnych Gości Blogowych. Niech żyją! Niech żyją! Niech żyją!
Podpisano: Nirrod
Zamerdano: Bobik
Pieczątka: chwilowo brak, ale wkrótce coś się wymyśli 😆
Bobiku, dziekuje !
Spróbuje posadzic bezposrednio w ziemi w zacisznym miejscu. Moze przezimuja bo okryje gruba warstwa lisci.
Ponadto wyrosly mi karczochy na wysokosc trzech metrów i nie wiem co z nimi robic. Zaczynaja kwitnac a ludzie pytaja czy to oset.
Przynioslem galaz do domu ale ma bardzo intensywny zapach. Ciekaw jestem czy usne. Jesli chodzi o obudzenie, to przeciez niema wielkiego znaczenia. Jesli tak, to wszystko w porzadku. Jesli sie nie obudze, to przeciez nie bede w stanie narzekac.
Pieknego wieczoru
Pan Lulek
Nie wiem czy się przyznać. A niech tam. Pyra sama w domu więc ostatniej butelki wina nie otwierała. Przejrzała barek i wlała sobie na toast łyk Lulkowej śliwowicy. Myślę, że toast będzie ważny? Mam nadzieję.
Panie Lulku. to nie mnie należy dziękować, tylko całemu ZNZS-owi. M.in. po to on został stworzony, żeby nie trzeba było za każdym razem osobno dziękować lub odpowiadać Nirrod i mnie. 😀
Pieczec?
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/pieczecZNZS.jpg
Aaaabsolutnie zgadzam się na taką pieczęć! Zgadzałbym się nawet dłużej, gdyby nie to, że u nas właśnie nastąpi kolacja. 😀
Druga wersja.
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/pieczecZNZS-1.jpg
Po kolacji Bobiku mozesz zdecydowac, ktora wolisz.
Ależ mamy zdolną młodzież. Jestem pełna podziwu.
Zjadłam „piknikową” kolację, czyli pudełko szprotek w oleju + pomidor i rzodkiewki z chlebem. Za napój posłużyła mi stopka toastowej śliwowicy.
Nirrod, wolę pierwszą wersję. O ile psy popijające wino z kieliszka są w naturze zjawiskiem dość pospolitym, to kto kiedy widział psa jedzącego nożem i widelcem? 🙂
Zaraz sobie schowam do szuflady namiary na tę pieczęć. Jej używanie nie podlega żadnym regułom ani ograniczeniom. Wszyscy nie jesteśmy prezesami! 😀
Pyro, mam nadzieję, że ta stopka była bez nagniotków? 😎
Bobiku – zupełnie bez i w ogóle malutka (pojemność 35 ml a pełna nie była).
I po obiadku. Pyro tej sliwowicy, to Ulubiony Ci zazdrosci.
Bobiku, o takie truskawki chodziło, tylko trochę ciemniejsze 😉
Antku, pochwal się zdobyczami (chyba że deszcz zatrzymal Was w domu).
Nirrod – jak wiesz I Zjazd był 10 miesięcy temu. Nie licząc wina, Pyry dostały od Pana Lulka po butelce gruszkówki, śliwowicy i odwiecznego bimbru. Bimber odziedziczyły Marialka z Dorotą, gruszkówka (poemat zupełny) była bardzo oszczędnie użytkowana aż do grudnia, śliwowica też niesłychanie oszczędnie użytkowana zajmuje jeszcze pół butelki. Tym sposobem czuję się 100% Poznanianką, czyli „nyrolem”.
😀 😀 😀 😀
Nirrod nie chwal się ze byłaś u dentysty.
Czyżbym przeoczył jakąś okazje?
Jeszcze nie bylam, dopiero bede 😉
Antku widzę żeś się napracował.
Klepnij co to za *dublerka i On*?
18 rzad od gory.
O Nirrodka torebkę tez dojrzałem
Gdzie widzicie tego Antka?
Juz wiem Antku A&J toto.
Brawo!!!
Pyro nie mam pojecia. Ja go nie widze
ale ja go widze i bawie sie swietnie. w 80 fotek dookola swiata.
Arkady!
q siedż cicho!!
Ale żeś mnie wypatrzył!
szpion jakiś…..
jutro !! 😉
ok Antku.
spadam
bum bum bum
do jutra
Jak tak, to Pyra też zabiera swoje zabawki i idzie do domu. Dobranoc
Podaje dobra knajpke w Saint Remy: Un Bouchon en Provence, 51 rue Carnot. Kuchnia głównie lyońska i nie ma ogródka, ale jedzenie super i całkiem tanie, głównie dla miejscowych.
W Avignonie nie pamietam nazwy i adresu, ale szukać trzeba na wschód od placu Carnot, a w żadnym wypadku nie jeść pomiędzy Rodanem a Pałacem Papieskim.
Alicjo,
dziekuje.
Wczoraj troche lalo po poludniu ale uprzejmie przestalo przed 9:30 czyli sztucznymi ogniami w Waszyngtonie.
To jesteśmy my 😉
Alsa, poznajesz nas? 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_4774.jpg
Zabawa była dzisiaj przednia, chociaż nieoczekiwana, bo nie to planowaliśmy.
Zamiast gdzieś tam wylądowaliśmy u Bonnie i Rogera. A chyba Isi i Mariuszowi to sie podobało.
A Iśka nie powiem co, ale bardzo słusznie się w moim ogródku i owszem, za przycinanie się zabrała. Wiem, że nie narobiła szkody 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_4767.jpg
No, to co, Aluniu? Wybieramy sie razem na „Mamma Mia!”? Bo rozumiem z jakichs mimochodem rzuconych wzmianek, ze tez masz sekretna slabosc do Abby. O mnie samej to szkoda gadac. Jak dochodzi do „The winner takes it all”, to niemal tone w potoku lez*. Ale nie mow nikomu. Jestem ostra przez reszte dnia.
*Ale ja tez zaplakuje sie przy Stingu, sentymentalna krowa.
Jedni tną, inni zbierają.
Zabraliśmy się wczoraj za czarną porzeczkę. Jeden krzak dał 8 kg. Wieczór był pogodny i cichutki, miło się nam rwało i czyściło. A potem spadł wreszcie deszcz, ulewny bardzo. Zachodzące słońce i woda zrobiły takie rzeczy, że koniecznie trzeba było wyjść z domu i patrzeć i całkiem nic nie mówić. To był pierwszy sobotni promyczek.
Potem, po dwudniowej nieobecności, wróciła Aura. Nic nie chciała powiedzieć gdzie ją nosiło. Była wyraźnie zniecierpliwiona pytaniami, wymówkami i oglądaniem czy cała i zdrowa. To był promyczek drugi.
Reszty dostarczył pan mąż. W świeżo sprzątniętej kuchni otworzył wyjętą z zamrażalnika Pepsi. I ona na niego pufnęła. Stał zalany, kapiący i tak strasznie zdziwiony, że dostałam ataku śmiechu. Z posykującą butelką w zaciśniętej dłoni, bezradnie i bezbronnie zapytał „Ale dlaczego?”. Wyłam i płakałam, on zresztą po chwili też.
Wieczorem wykonamy dżem, oby bez przygód 😀
Ech, haneczko, co Ty jeszcze robisz przy tej kasie? Chmielewska np. (pierwsza, która przyszła mi do głowy, ale można by dodawać nazwiska) żyje chyba całkiem nieźle z tego, że tak zabawnie potrafi podchwycić i opisać różne okruchy codzienności. A u Ciebie i wdzięk jeszcze i czasem liryczna nutka, ale zatrzymująca się daleko przed granicą kiczu… No, co Ty robisz przy tej kasie? 😉
No i jeszcze jedno pytanie, na boku: co pepsi-cola robi w zamrazalniku?
W tej chwili siedzę i oczom nie wierzę.
Bobiczku, Ty jesteś do ran wszelkich i do podnoszenia, jak komuś spadnie. Robię to, co naprawdę umiem. Że czasem dwoma palcami coś sensownego wystukam, to nic nie znaczy.
Ty mi lepiej powiedz, jak mam obejrzeć Federera z Nadalem siedząc tu, gdzie siedzę 🙂
Heleno, pan mąż ją tam chłodził. Trochę długo (przez porzeczki) i częściowo zlodowaciała. Resztę wypiliśmy na zdrowie i bez.
Pelargonia kwitnie i kwitnie. Nasza sypialnia wyraźnie jej służy.
haneczko, Federera z Nadalem nie podniosę, nie ta kategoria wagowa. 🙂 A od tenisa w ogóle kazali mi się trzymać z daleka, bo zawsze usiłuję porwać piłeczkę. 😀
Heleno, ja chyba wiem, co pepsi robiła w zamrażalniku. Pewnie to samo, co niedawno nasze piwo – wskoczyło tam dla zażycia ochłody w tempie przyspieszonym. Tylko u nas nie było tak zabawnie, bo rozerwało butelkę i trochę tacie łapę pokaleczyło. 🙁
OK, OK, mnie sie tez przytrafilo. Drozej i bardziej upokarzajaco niz pepsi i butelka piwa, bo byl to bardzo wytwrny szampan przyniesiony w stanie cieplym przez gosci.
Lata temu. Wsadzilam na dziesiec minut, zebysmy mogli otworzyc, ale w miedzyczasie rozjuszyla mnie jedna goscka, ktora, dowidziawszy sie, ze Ema sclerosis multiplex oznajmila przy stole, ze wcale po niej nie widac i nie slychac, ze ma… skleroze. Z tej wscieklosci, zapomnialam o szampanie, az tem uslyszelismy straszny wystrzal w kuchni, a kedy tam wbuieglam, drzwiczki zamrazalnika byly otwarte na osciez, w suficie bylo wglebienie, na podlodze lezalo pol syczacej butelki, drugie pol znalazlo sie w zlewie, dobrze, ze mi kocieta nie pozabijalo.
A wszystko przez te debilke, a nawet dwie – te co powiedziala i te co wsadzila do zamrazalnika.
Psia natura jest jednak nie mniej wredna niż ludzka. Same straszne przypadki, a ja tu rechoczę. 😆
Dzień w pełni. Ciepło, wietrznie, trochę chmurek, deszcze zdecydowanie przeniosły się w sferę życzeń pobożnych . To stopniowanie rzeczy oczekiwanych, to wynalazek J.Meissnera, tego od „Dywizjonu 303) Pan Janusz twierdził, że istnieje ochota, marzenie i pobożne życzenia. Przy pierwszych dwóch kategoriach można mieć niejaką nadzieję na spełnienie, przy trzeciej tylko siła wyższa może coś zdziałać. No, to niech działa u czorta! Odpracowałam obowiązki psiej niańki, przygotowałam biusty do smażenia, teraz nabierają właściwego smaku , za godzinę część pójdzie na patelnię, część poczeka do jutra. Popołudniową porą rodzina nas zabierze na przyjęcie ogrodowe (Igor dzisiaj kończy 3 lata i pomaleńku gromadzona jest wyprawka do przedszkola) Najmłodsze dziecko w rodzinie wkroczy tym samym na kolczastą scieżkę edukacji.
Uwagi do wczorajszego wieczoru!
Nie mogliście mnie widzieć, bo widział mnie tylko Arkady!
Zza pleców filował co robię i głośno komentował. Złośliwiec jeden.
Miałem coś ważnego do zrobienia.
Myszowatej w odpowiedzi….
Byliśmy, akutat nie padało. Bazylia była!! 3 złote za bardzo solidny pęczek.
Czereśnie – ciemne słodkie, choć drobniejsze od tych różnych nowoczesnych odmian 3 zł, truskawki po 5 zł – już się kończą i już trochę nieszczególne, bakłażany po 5, cukinie i patisony po 3, pomidory….od1,5 do 5, ziemniaki od 0,5 do 2, ogórki po 2 i mniej…..Długo tak można!
Już jest wszystko, wiśnie, porzeczki, agrest, morele,maliny, jerzyny, jagody, bób, fasolki..oszaleć można!!
Tylko czemu tyle dobra w jednym czasie?
A w listopadzie tylko wiatr i deszcz.
Miłej niedzieli!!
My udajemy się szukać wrażeń.
Może na kawę? 😉
A jak wkroczy, to popędzi. Czas przede wszystkim.
Nurtuje mnie pytanie- czym wznosić zdrowie Igora dziś o 20 ? Mlekiem, zważyszy jego wiek przedprzedszkolny?
Marialko,
dobrym trunkiem , inaczej się nie liczy!
Buuuuu… mlekiem? Marialko, z ręką na sercu, czy dzieci naprawdę lubią mleko?
Proponuję wzniesienie toastu czymś, co jest bliższe dziecięcemu sercu. Fantą na przykład. Albo pepsi. Uprzednio dobrze zamrozić, and – it’s showtime! 😆
Bobik,
nie przeginaj. Dzieciom maślanka, a starszym – co im dusza dyktuje. I żadnych coca/pepsi/fanta. To jest dopiero ale niezdrowe na zdrowie!
No nie, mlekiem nie. Igor pewnie sokiem jabłkowym (lubi) my , co tam rodzina przygotuje. Ja wypiję jeszcze za 85-te urodziny Generała Wojciecha
Alicjo, ale przecież jak ta pepsi eksploduje, to dzieci jej nawet polizać nie zdążą, wszystko ścierka wypije. Za to o takich wybuchowych urodzinach jeszcze długo można opowiadać w przedszkolu. 🙂
No i oczywiście w czasie akcji – „przestrzegaj przepisy BHP!” 😆
ps – pamiętacie jeszcze hasła wypisywane szablonem na chodnikach „Zwolnić Lecha, wsadzić Wojciecha!”?
no…. i o to biegało Boboku, przepisy BHP 😉
Idę dospać. Drodzy Goście jeszcze śpią, i niech, zważywszy, że mają ambitne plany wycieczkowe na dzisiaj.
Hmmm….. Czy ten Bobok to zwykła literówka, czy też Alicja chciała coś przez to powiedzieć? 🙄
p.s.
Zauważcie, jak pracowałyśmy z Isią wczoraj. Tu porzeczek przycinanie, tam sprzęt ciężki. Nie myślcie sobie, to nie była wolna sobota!
Bobiku,
literówa, bo ja o bladym świcie nie włączam lampki przy komputrze. Przepraszam 🙂
Alicjo, co ty mi z wolną sobotą?! Możesz zobaczyć, jak dziś w nocy zasuwałem na Dywaniku. 200% normy! 😀
Pyro, czy przywozić Ci Lejzorka i Trzech panów w łódce?
E, jak literówka, to nie ma za co przepraszać. Ale teoretycznie mogło się z tym kryć całkiem co insze, na przykład śmieszne, a ja na śmieszne zawsze jestem łasy. 😀
nie liczác psa, prawda haneczku?
Bobik,
daj mi dospać! U nas każda sobota jest wolna, ale z okazji Drogich Gości + wspominki wyszedł taki temat. 🙂
Reszta potem, bo musze dospać i nie klepać tutaj, niech wszyscy dośpią też.
A dlaczego niby pies ma się nie liczyć? 😯
Iżyku, gdyby to był Bobik, to koniecznie trzeba liczyć. W dodatku Pyra by mnie ozłociła.
Pyro, a teraz chcą posadzić obu. Przyszedł walec i wyrównał. 😯
I co ten Qba se na lbie zrobil??!! Niech on sciága teraz bluzé té! I wdziewa odzienie z napisem ZIP CODE, Addidas albo jaka Legia – Dziady!
Jedno i drugie mlode ma gébé o babci, uwazam.
A bobik to jest lasy ale na komplementy! Ja to by bobika dusil na bezdechu za to lizustostwo takie do dam. Ja, Bobik, wszystko widzé i procenta wyliczam i widzé, ze w procentach to ty z nimi trzymasz, a mówiles, ze w spodniach chodzisz. No to znaczy, ze jak? Komplementy, ani chybi. Za wiersze tez Boba bym dusil. Ze tak mu latwo, jak… „psu w kucki” (O. August – taki rzymski cysorz kiedsyny), a tu, cholera, czlowiek do slowa Walia to tylko same biale rymy znajduje.
Zostalo mi 12 minut.
…”jak psu w kucki” powinno byc i to by byo na tyle. Haneczku! Ja do ciebie list otwarty naszykujé, tylko incaust w glowie znajdé (poukladam), co twoje haniátko z takim ziéciem spota. Ale ty sié nie zamartwiaj, bo jej dobrze bédzie a i ty sié, hudobo, na takim ziéciu podtlucisz ;).
I to by bylo na tyle ( za J.T.Sskim), bo czas minál
No to mam kolejny powód, żeby jeszcze trochę pożyć!
Iżyku, teraz nie bardzo jest moda na zięciów 😉
A pewnie, że trzech panów (nie licząc psa). Iżyku, ty nie zazdrość Bobikowi – on rozpieszczany z różnych powodów, ale i Ty, nie chwaląc Cię zbytnio, doceniany przez damy (a i huzarów) byłeś i jesteś.
Pyry zjadły po parę sznycelków bez jakichkolwiek wypełniaczy za to z rzodkiewkami. Rzodkiewki w kostiumie surówkowym dostały tylko odrobinę soli. I to był strzał w 10-tkę. Smaki się idealnie uzupełniały. Nie chwaląc się zbytnio – prosty i bardzo smaczny letni obiad.
Pyro takiego hasla nie pamietam, ale w przejsciu podziemnym, w samym centrum stolicy, ktos napisal: „Wojtek, historia Ci wszystko wybaczy, ale ja Ci w…le. Zenek”. I to w czasach gdy wiadomo jakie jednostki trojkami przez misto chadzaly. Czesto.
Alicjo – przy gosciach masz czas i w ogrodzie popracowac? Ja przy moich nawet w nos podrapac sie nie mialam czasu! Zazdroszcze! Ot co.
miasto oczywista nie misto
Iżyku, ja już nawet gdzieś wyjaśniałem, że jestem szczeniak starej daty, w związku z czym szacunek dla dam wyssałem z mlekiem matki. A ponieważ po tacie z kolei odziedziczyłem profeministyczne nastawienie, to po prostu nie umiem inaczej, choćby mi wszystkie kości odebrali i na wyłączną konsumpcję ptasiego mleczka skazali. 🙂
A komplementów to ja się nawet trochę boję. Jak Ci zapewne skądinąd wiadomo, psa i na śmierć zagłaskać można. No i komplementowany często na ludzką i psią zawiść się naraża. 🙁 Tak że jak mnie ktoś czasem kuksnie, byle nie za mocno, to ja nie mam nic przeciwko. To nawet zdrowe! 😀
Za to sześciodniowy tydzień pracy jest zdecydowanie niezdrowy 🙁
Haneczko, współczuję i wykazuję pełne zrozumienie, bo właśnie muszę iść też sobie trochę zepsuć zdrowie. 🙁
U mnie dziś za obiad robi miska kalafiora po neapolitańsku ( o którym pewno żaden neapolitańczyk nie słyszał 😉 ). Nie chce mi się gotować dla mnie jednej. A Osobistego właśnie pokarało : twisted: za to, że na 2 tygodnie urlopu postanowił pojechać do mamusi, zamiast z Osobistą nad wodę/do lasu/gdziekolwiek. Przed chwilą dzwonił z X, że mamusia w kilka dni po powitaniu synka zapakowała walizki i pojechała na jeszcze inny koniec Polski. I on teraz pyta, czy ja bym do niego nie dojechała, bo z tatusiem nie mają co jeść, z poza tym jak babcia wyjechała, to ktoś będzie się musiał zająć jego chorą kilkuletnią siostrzenicą, i rąk brakuje do malowania płotu i….
Na chójkę z nim 😉
„Taką wredną satysfakcję” chciałam przedstawić przez: 😈 ale Łotr nie pozwolił.
Wpis Pana Lulka poniżej. Nie udało mi się wkleić, więc sposobem innym….
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Sen_Pana_Lulka.html
Powoli trzeba będzie zacząć ustalać dopuszczalną ładowność chójki. 😆
A teraz wyjaśnienia – Pan Lulek tego tekstu nie przepchał przez łotra, ale łotr wcale nie okazał się łaskawszy dla mnie. Więc skopiowałam i wsadziłam jako taki plik. Gdzie diabeł nie może…
Nasi Drodzy Goście właśnie wyjechali, będą podbijać Ontario. Na początek Toronto-Niagara. Potem Bruce Peninsula, Tobermory- tam prom do Manitoulin Island, Sudbury, Cochrane – stamtąd pociąg do Moosonee, nad Hudson Bay.
Plan ambitny, ale zarazy są zorganizowane niezle, dadzą radę. Pod koniec pobytu w Kanadzie wrócą do nas. Chyba nas polubili? 🙄
Cholera, a trzeba było czymś do siebie zniechęcić 😉
p.s.
Nie wpisujcie tak szybko, bo ja mam zaległości!!!
Myszowata – 🙂
Jasne!
Bobiku, pojemność chójki jest jak worek bez dna – wszystkich pomieści 😉
Dlaczego nikt nie wyraził podziwu dla dzielnych traktorzystek, ha?!
bo nie wrzuciły kierunkowskazu
A dlaczego nie odpowiedzialas czy pojdziesz ze mna na Mamma Mia!?
Jak Kuba Bogu, mind you…
… tako i Bóg Kubowi. jeszcze nie doczytałam wszystkiego!!!
Ale doczytawszy – ja mam wszystkie płyty ABBA , a na żaden musical ani mi sie śni, niech on i będzie najlepszy.
Na koncert prawdziwej ABBA i owszem, ale oni zapowiedzieli, że nigdy więcej.
Jeśli, to się udam na koniec świata, zeby ich usłyszeć 🙂
Myszowata,
powiedz, że zazdraszczasz i dlatego czepiasz się szczegółów takich jak kierunkowskazy 😉
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Fidelowi 😎
Jak ja wrzuciłam Ursusa rocznik 1948, to też nikt nie zareagował 🙁 To wrzucam teraz mój sposób na upały: nemo on the rocks 😉
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/OnTheRocks
Ja tylko poza podziekowaniem i slowami uznania dla Alicji chce jednoznaczniew wyjasnic, ze snilo mi sie, ze umarlem. Byla jakas literówka w oryginalnym tekscie.
Przed chwila dzwonil mój syn, który jest dzisiaj solenizantem. Konczy 45 lat, zyczenia dalszej kariery zdecydowanie odrzucil. Powiedzial, ze ma dosyc i nie chce zeby nastepcy kombinowali co to po nim zostanie. Poza zyczeniami dostal ode mnie prezent. Virtualny prezent ma sie rozumiec. Powiedzialem mu, ze nie zapomnialem dlugów zaciagnietych swego czasu u niego. Przyjdzie czas rozpatrze. Pytanie czy oddam, jest innym, calkiem niestosownym w dniu urodzin.
Wyjechalem z Polski w wieku lat 48. Czasu mi brakowalo i musialem uciekac przed wszystkim a najbardziej mopingiem. Jemu wystarczy tylko trzymac sie krzesla i awansowac w bok potencjalnych mlodszych rywali. Cala rodzina idzie dzisiaj na kolacje do wloskiej restauracji. O tyle bezpiecznie, ze syn wlasciciela lokalu jest podwladnym mojego syna i tez bedzie z wlasna zona na tej kolacji. Beda dyskusje dwurodzinne.
Pan Lulek
Och, och, och. Wpisalo mi sie gdzie indziej przez pomylke. Nie mam pojecia jak, bo tam wcale nie zagladalam. Bedzie heca. Nie wydawajcie mnie.
Heleno pięciogwiazdkowa (VSOP?!),
nabyłam rzeczoną maszynkę do lodów i wypróbuję jak się znowu ociepli, bo dzisiaj popaduje co chwila 🙁
Oczywiście, Alicjo, że zazdraszczam. Każda prawdziwa kobieta powinna kiedyś wsiąść na traktor i ruszyć w pole z zaangażowaną pieśnią na ustach. Jako ta, która kierownicy traktoru w rękach nigdy nie miała, odczuwam zrozumiałą zawiść.
Czuję, jak mi się obniża poczucie własnej wartości. Przepraszam, muszę się oddalić w celu popadnięcia w histerię.
😉
To się nazywa Strojek na vyrobu zmrzliny albo IJsmachine 😯
Hela będzie traktorzystką 😉
Nemo, powiedz, że to nie fototapeta, pleksi i folia.
Iżyk ma mi za złe, a ja przecież cięgiem jeno o nim myślę… 😆
Kiedy moczę nogi w balii,
myślę: jak tam Iżyk w Walii?
Kiedy mnie przybywa w talii,
myślę: jak tam Iżyk w Walii?
Gdy podziwiam kwiaty dalii,
myślę: jak tam Iżyk w Walii?
Nie cieszą mnie bachanalia,
bo pod czaszką: Iżyk/Walia.
Nie uwiedzie mnie Rozalia,
nie mam czasu, wszakże Walia…
Nie ulegam echolalii,
bo tam Iżyk wśród kanalii
może musi jeść fekalia? 😯
Diabli wiedzą, toż to Walia!
Oddałbym już swe już swe regalia*,
wyrzekł się opieki palia-
tywnej, zginąłbym w batalii!!!
– byle Iżyk wrócił z Walii.
*No, nie tak całkiem moje, tylko pożyczone bez pytania od Stanisława I, ale on może śpi i nie zauważy. 😀
A ja jezdzilam na traktorze i nie musze zazdroscic. To znaczy byl to taki niezbyt duzy traktor, a anwet powiedzialabym zupelny traktorek-maluszek i scinalo sie nim trawke w ogrodku w Hamptons na Long Island. Jednak byl to traktor, a przynajmniej tak go moj Ojciec nazywal. Nie ma podkladki zdjeciowej, alas, poor Yorick!
Oho! Tam gdzie sie wpisalam przez pomylke juz jest reakcja. Nie szkodzi. Jestem znakomicie zakamuflowana.
No, dajcie mi trochę powydziwiać 🙂
Cośmy się z Isią wczoraj uśmiały, tośmy – chyba widać, co?! Nie mogłyśmy włączyć kierunkowskazów ani niczego, bo wcześniej Roger serwował wino. Mogłyśmy jedynie pozować 🙁
Alicji fotka przypomniała stare czasy.
http://62.121.129.121/graph/plakat2.jpg
Chcesz komplementów?
Piękny ten traktor! 😉
Nemo!!
Powinnaś zostać ukarana za dręczenie moich pobudzonych wyobraźnią zmysłów.
To nie może być prawda!
Takie miejsca nie istnieją. Na dodatek tak w zasięgu ręki?
No, chyba że w takim uporządkowanym i pięknym w jakim przyszło Ci żyć kraju.
Cóż powiedzieć…współczuję.
Oczy pewnie Cię strasznie bolą, patrzeć na takie obrazki tak na żywo i codziennie. Kto to wytrzyma??
Ja po tych fotkach czuję już pod powiekami lekkie pieczenie. Muszę sobie coś zakroplić na uspokojenie.
Ręce mi się trzęsą, zakroplę pewnie doustnie, do oka trudniej trafić.
Myszowata ma rację, to fototapeta.
Bobik, podoba mi sie enjambement – palia…tywny. Od razu kojarzy mi sie ze swietem w Sienie.
Heleno,
ten traktor bynajmniej nie do ścinania trawy, tylko wielkie bydlę. Zrobi wszystko, odgarnie śnieg i ziemię, i jak zamontuje się łychę do wygarniania ziemi, to też. Roger ma kilka mniejszych (takie hobby, nie rzeczywiste potrzeby), z bólem serca pozwolił nam na ten egzemplarz wejść. Egzemplarz był nakryty pokrowcem i tak dalej, dla mnie by Roger tego nie zrobił, ale na widok błysku w oku Isi – natychmiast.
Heleno, zajrzyj do poczty, ważne.
Możemy spróbować ustanowić rekord Guinessa w siedzeniu na chójce!!
Taka odpowiednio wyrośnięta i rozgałęziona..ho, ho, pomieści!!
Jeśli w Mini Morisie upchnęło się 22 osoby, to na blogu „Gotój się” może
zabraknąć facetów! Zakładam że tylko ta płeć może startować.
Apeluję więc do facetów od Pani Kierowniczki i Owczarka oraz indywidualnie do Osobistego Myszowatej!!
Pomożecie?
My na chójkę nie wchodzimy. Ja mam za krótką spódnicę, a Isia za białe spodnie.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4800.jpg
Alicja, poczta ode mnie.
Antku, jak ja mam pomóc? Widział kto kiedy psa wdrapującego się na chójkę? Moje Honorowe Kotostwo ma swoje biologiczne granice i nie obejmuje łażenia po drzewach! 😉
Kocham Bobikowe kuplety.
Kolejny piekny dzien: plywanie, truskawki, czeresnie… Raj.
r
Aniu Z. – dziękuję, robię co mogę 🙂 Ale wymyślanie wierszyków też ma – na szczęście! – biologiczne granice 😀
Bobiku!
Będziesz może spełniał funkcje nadzorcze? Obszczekiwał tych którzy będą chcieli wcześniej zliźć, albo takich co to z czystego snobizmu wliźć będą zamierzali.
Bo towarzystwo tam zacne może się zebrać.
Tak jeszcze spytam…..a jeśli tak z tej chójki, na sznurku zjedzie koszyczek z pustymi już flaszkami i parę złotych to za róg pobiegniesz?
A tam dla Ciebie bedzie u pani sklepowej czekała wcześniej zamówiona pysssszna kość szpikowa…..
Hau? Łapa? 😉
Nemo, do tego nie można się przyzwyczaić.
Znaczy, za cerbera miałbym robić? Hmmm…. właściwie, czemu nie? Co ja tylko pies na suczki mam być? Pies na chłopów też mogę. Jak równouprawnienie, to równouprawnienie, ze wszystkimi konsekwencjami. No i jeszcze ta kość szpikowa… 😎
Ale uprzedzam, jako cerber jestem bardzo obowiązkowy. Ordnung na tej chójce będzie do obrzydliwości. Zadnego włażenia poza kolejnością. Zadnego skakania po cieńszych gałązkach (przepisy BHP!). Zadnego obszczekiwania postronnych (bo potem będzie, że faceci zachować się nie umieją). Regularne dmuchanie w balonik, żeby mi kto nie zleciał na łeb w stanie zanadto wskazującym. Eliminowanie wdrapujących się z niskich pobudek (za niskie uważane będą jakiekolwiek pobudki poza chęcią pobicia rekordu). No i oficjalne przedstawicielstwo Guinessa, żeby nikt nie mógł zarzucić, że rekord lewy.
Są chętni? To łapa! 😀
Chojka nie jest wiezieniem, zeby jej pilnowac. Jest to dobrowolne miejsce przebywania, rodzaj klubu, gdzie spotykaja sie ludzie o podobnej konstrukcji emocjonalnej i swiatopogladowej. Brac chojkowa sama sie bedzie pilnowac, bo Bobik ma ciekawsze rzeczy do roboty i zreszta jest tu, przy stole potrzebny. I nie jest Bobik od tego aby biegal za rog i znosil smnkolyki. Chojkowicze beda musieli sami sie pofatygowac. Nikt im uslugiwac nie bedzie, nawet za kosc.
Wypluj te kosc, Piesku, wypluj!
Hej wy konie, rumaki stalowe,
Hej na pola prowadzcie ze nas,
Niech zawarcza traktory bojowe…
Spiewalo sie, a dwa tygodnie temu jezdzilo sie na autentyku z naszego Landwirtschaftmusem. Jest cala kolekcja. Rózne typy, a Ursusa na licencji Lanz Buldog nie ma. Ech przydalby sie sponsor który naszemu Muzeum podarowalby Ursusa ze stalowymi kolami, kolczastymi i na chodzie. Byloby co opijac. Sam wyjalbym z rezerwy zabytkowa flaszke gorzaly z zawartoscia przeznaczona dla wyzwolicieli. Toz to juz ponad pól wieku minelo i z uplywem lat, zawartosc nabiera posmaku. Zupelnie jak Gold Wasser w Gdansku. Im starszy, tym zacniejszy.
W zwiazku z urodzinami mojego pierworodnego wzniesiono czyms zacnym, miejscowym.
O czym raportuje
Pan Lulek
Nemo, musiałam jakoś przeoczyć Twoją „wrzutkę” z traktorem. Zajrzałam do Twojej galerii dopiero teraz. Ursus jak ursus, ale ten czerwony Lanz-Bulldog z 1936…sliczny. Ale najbardziej kobieco czułabym się, kierując walcem parowym 😉
Nie mogę się nadziwić przejrzystości wody w fotografowanych przez Ciebie rzekach i jeziorach. Czy tam wszystko na skale albo bielutkim piasku, bez żadnego mułu, gliny, lessu czy innego „zamulacza” (proszę wybaczyć niski poziom mojej wiedzy geologicznej 😳 )? A w samej wodzie nic nie kwitnie, nic nie zielenieje? I naprawdę nikt nie wylewa obornika, albo chociaż zawartości szamba do przepływającego koło działki strumienia? A może chociaż pralkę ktoś wrzuci do potoku, albo starą oponę? Nie? Dziwny kraj 😕 😉
Heleno, ja jestem za tym, żeby tę chójkę trochę dośmieszyć, bo ona już nam za bardzo w powagę zaczęła obrastać. A jak ja będę jej pilnował, to chyba znajdę możliwość, żeby ją jakoś szczeniaczym sposobem połaskotać. Chójka rozbawiona traci umiejętność niecnego oddziaływania, a nawet przestaje mieć jakiekolwiek podejrzane zamiary. No, może poza zamiarem pobicia rekordu. Ale choć jedną zabawę, nam, chłopcom, trzeba zostawić 😆
Heleno,
dzięki. A żeby to… 🙁
Chyba jestes jakims lutrem, Bobik, a scislej presbiterianinem. I tym sie roznic od nas, prawdziwych z ducha katolikow. Dosmieszyc! No, pytam ja kogo…
Ja sem niedowiarek. Bez serc i bez ducha.
Nic nie dośmieszać, chójka to jest chójka i taką ma pozostać.
Alu, nie uwierzysz, ale to katolicyzm przez nas przemawia. Sama sie nam dziwie.
Moja koleżanka Elżbieta powiada, że to chrześcijański duch. Jak zwał, tak zwał.
ALSA!!!!
Przestań gadać telefonicznie, bo ani przy komputrze, ani via telefon nie mogę się dopukać! Ani skajpowo, ani telefonicznie. Kiedy mam oplotkować wizytę Isi, jak nie teraz?!
Melduję powrót z urodzinowego przyjęcia Igora. Sprawozdam jutro, bo dzisiaj mam dość. Zaległości przeczytałam, rymy walijskie doceniłam, wodę przeczystą obejrzałam. A „Konie stalowe” też śpiewać umiem Panie Lulku Podobnie, jak Myszowatej nigdy nie zdarzyło mi sie na traktorze zasiąść Przywiozłyśmy z Puszczykowa oprócz pełnych brzuchów najbrudniejszego szczeniaka świata. Niby to miał iść zaraz pod prysznic, ale wygląda na to, że do rana wytrze się dokumentnie w Ani pościel.
Panie Lulku – toast za Prawnuka wypiłam (piwem zimnym) za Generała wypiłam, a trzecią małą szklaneczkę mogę zaliczyć za urodziny Twojego Syna? Nie mam sił na nowe toasty, tym bardziej, że skrzydełka orientalne, kiełbaski pieczone i salatki zjedzone dosyć dawno i potężna micha czarnych, wielkich czereśni też i torcik serowy też. Nie będę piła pod wspomnienia. To niezdrowo
A co się dziwić, że się w Niemczech zlutrzyłem? Tu nawet łotrpress zostałby lutrpressem. 😀
Ale w głębi serca jestem zawsze Psem, Który Rozumie Obie Strony. I szczeniakiem, który po prostu nie wytrzymuje, jak za długo jest na poważnie. 😆
Prosze jak sie towarzystwo rozpisalo.
Do Izykowych wpisow dodam tylko, z gory obludbnie przepraszajac obywateli ze stoylcy, ze jak po raz pierwszy dzieckiem bedac pojechalam do Warszawy, to przezylam wielki szok.
Na przystanku autobusowym ktos napisal Legia i nie dodal zwyczajowego „to q-wa”
Teraz pojde spac, bo to dlugi i ciezki weekend byl. Dobranoc.
Powracająca melodyjka dzisiejszego dnia: Heleno, zajrzyj do poczty. 🙂
Mysle, ze Twoja psia dusza tylko czekala na to zeby sie zlutrzyc. Typowe luterskie zagrania – obce i niepojete.I podejrzane tez. Znam ja Was.
Heleno, nie bić! Duszę może mam i luterską, ale ogon tak katolicko-prawomyślny że nawet Twoją i Alicji kontrolę by przeszedł. 😀 A pomiędzy luterstwem i prawomyślnością panoszy się Rozbrykanie.
Bobiku, uważaj z dośmieszaniem chójki. Jak zbyt rozśmieszysz ją samą, to się trząść zacznie. I pospadają z niej nie tylko szyszki 😉
Jestem za Bobikowym rozbrykaniem i za Iżykowym też (on tylko ostatnio przydepnięty) A Pan Lulek coś zbyt często się P.B naprzyksza – a to samochodzik niebiański, a to sny rajskie, a to uzdrawianie nie z tego łez padołu. Ty uważaj, Lulku , lepiej. Jeszcze się do Ciebie tam przywiążą
To trzeba ustawić tablicę ostrzegawczą: Uwaga! Włażenie na chójkę wyłącznie na własną odpowiedzialność! 🙂
Ale ja jako cerber postawiłem tak ostre warunki dla pchających się do chójki, że napór kandydatów może się poważnie zmniejszyć. 😀
Bobik, masz list.
Żegnam się na dziś. Czas do mysiej dziury. Dobranoc!
O, rany, ale nawpisywaliście! Wszystkim wznoszącym toasty za moją Mamę wczoraj – serdeczne dzięki. Zdrowie Igora, Pyro! niech rośnie zdrowo i rozumnie. 🙂
Pogaduchy później, teraz muszę do Alicji.
Alicjo, wysłałam Ci mejla, zajrzyj proszę!
Heleno, doszło. I poszło. 😀
Zepsułam wyjście 🙁 🙂
Ale coś ważnego znalazłam w poczcie. Proszę o poparcie wszystkich – nie tylko warszawiaków – którym nie jest obojętny los ostatnich ambitnych kin w Warszawie: Iluzjonu (jedyne miejsce i to chyba w Polsce, gdzie można obejrzeć stare filmy, wielkich klasyków, urokliwe nieme kino) i Luny, z ambitnym repertuarem i ciekawymi imprezami, i w której emeryci i studenci przychodzą w poniedziałek obejrzeć dobre filmy za pięć złotych. Ostatnie kina, w których na sali nie ma podajników do coli, a w kuluarach nie ma żłobu z popcornem. Idzie walec, chce wyrównać. Żeby było tylko multi i pop 🙁
Warszawskie kina Luna i Iluzjon mogą znikąć z kulturalnej mapy
> > miasta. Na ich miejscu powstaną sklepy lub biura, tak jak w miejscu
> > Teatru Nowego na Puławskiej jest teraz Carrefour Express. Pozostaną
> > tylko kinowe fastfoody w rodzaju Multikina, w których takie filmy jak
> > „Nieznajoma” Giuseppe Tornatore czy „Casablanca” Michaela Curtiza raczej
> > się nie pojawią.
> > Poniżej link do petycji, dzięki której może uda się powstrzymać
> > proces karczowania małych kin.
> > Muszą zebrać 10 000 podpisów by zechciano z nimi rozmawiać. Prośba o
> > rozesłanie maila do wszystkich znajomych.
> >
> > http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=3248
Hej, ja jeszcze w sprawie chójki. W młodości wczesnej a łobuzerskiej lubiłam się wdrapywać na drzewo (kiedy nikt nie pilnował, co rzadko się zdarzało, bo trzeba było ćwiczyć 🙁 ). To co, jakbym też chciała się wdrapać na chójkę, to byście mi żałowali? 😉 😆
Nemo – dzieki za zdjecia „on the rocks” – jestes taka usmiechnieta, chetnie bym Cie tam spotkala. 🙂
A tu moja przygota plecakowa – bylo super, przeliczylam sie nieco z forma. Ale my mieszkamy na nizinach, malo mamy czasu na wyprawy gorskie i czasem bez aklimatyzacji startujemy czy to na narty czy na wyprawy …
http://picasaweb.google.com/WandaTX/BlogPreserve?authkey=BlIJjJh4TJY
O, widzę, że chójka się zaczyna emancypować 🙂 Jak się już całkiem zrobi dla ludzi, nie dla płci, to może zacznę żałować, że nie dla psów 🙁
Doroto, jak rozumiem esencja chojki polega na tym, ze nie mozna tam byc wslanym, tam sie idzie siedziec z wlasnego wewnetrznego nakazu lub potrzeby. Nikt ci nie moze chojki pozalowac albo zakazac.
Wiadoma knajpa 🙂
Przesłane przez Marialkę )potrzebę miałam z Alsą poplotkować, zajęło mi czasu…)
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Rogalin/
Doroto z sasiedztwa – w sprawie, ze wszyscy moga spiewac i daje to duzo radosci – czy w Polsce byl wyswietlany film Young @ Heart?
o spiewajacych calkiem juz niemlodych osobach?
Mogli i calkiem sympatycznie.
Pozdrawiam
Nie, Wando, nie znam tego. Wygląda na kolejną Muzyczną Historię Krzepiącą 😀
Tak zgadza sie, krzepiaca i wzruszajaca zarazem. Jest tego duzo na you tube, mozna sie zorientowac. Wydaje sie, sasiedzka Doroto, ze lezy Ci na sercu edukacja muzyczna dzieci w szkolach polskich a takze rozspiewanie wszystkich, byle tylko na jakim takim a nie knajpianym poziomie. To sobie pomyslalam, ze taki na faktach oparty film moglby Cie zainteresowac.
Przy okazji – kiedys moja calkiem nieduza jeszcze corka miala w szkolnej radiostacji powiedziec cos o swoich rodakach
„Polacy zbieraja sie przy ogniskach i spiewaja” – to byla jej wazna opowiesc dla rowiesnikow 🙂
Tymczasem
Na chójkę się nie włazi, na chójkę się wysyła za karę. Dobra kara nie jest zła, mind you.
Jeszcze nie nadrobiłam czytania wpisów 🙁
Ale fajowskie potrawy… jak sobie patrze, patrze i aż człowiek ma ochotę na coś takiego;-)