Zupa zupie nie równa
Znów grzebałem w starych książkach i dogrzebałem się paru fajnych przepisów. Niektóre podkradłem Basi z jej „Kuchni polskiej na nowo odkrytej”. Rezultat tego buszowania Wam przedkładam. I to zarówno ze względu na język soczysty, jędrny, smakowity i prosty jak i z powodu samych przepisów, które warto ponownie na nasze stoły wyciągnąć. No powiedzcie sami czy warto zjeść zupę rakową ( a sezon tuż, tuż) robioną jak przed wiekami; albo polewkę piwną na zimno gdy za oknem upał?
Zupa rakowa
Obierają się ze skorup ugotowane raki(na osobę np.20) wziąć należy półtory kopy: odłączać skorupki a osobno szyiki , te ostatnie póydą do wazy. Skorupy zaś wypłukawszy tłuka się miałko w moździerzu, do których dodawszy półtora funta masła, należy znowu razem przetłuc. Gdy się to uskuteczni, wybiera się do rondelka i na miernym smaży ogniu (często mieszając) dopóki masło nie weźmie koloru rakowego.
Późniey się przeciska mocno przez serwetę lub płótno; wyciśnione tym sposobem masło leje się do rondla , do którego dodawszy nieco szynki krajaney w kostkę, cielęciny, włoszczyzny i korzeni zasmażyć na ogniu , późniey dodać półkwarty pszenney mąki, zamieszać i znowu nieco podsmażyć. Zdjąwszy z ognia rozprowadza się bulonem wygotowanym wyżey podanym sposobem, do czego dodaje się półkwarty kwaśney śmietany i tyleż białego wina; wszystko to gotować kwadrans mieszając często. Gdy się ugotuje należycie przecedzić przez sitko do czystego rondla, do czego wkłada się trochę ryżu odgotowanego, kopru świeżego pokrajanego, szyjek rakowych i kilkanaście skorup odgotowanych i ofaszerowanych(czyli nadzianych), cytryn z parę pokrajanych w talerzyki, kilka drobnych kalafiorów, szparagów krajanych(jeśli się znaydować mogą). Z temi wszystkiemi ingredyencjami, przy wydaniu należy zupę zagotować i wydać do stołu”- „Kucharz dobrze usposobiony” Jan Szyttler 1830
Zupa szczupakowa tłuczona
Upiekłszy rumiano głowę szczupaka, potłucz ją drobno z parą pieczonymi jajami, grzankami z bułek, garścią migdałów, także drobno tłuczonych, potem zagotuj w kwarcie zupy grochowej lub wody pietruszkowej, dodaj kawałeczek masła, i nieco kwiatu muszkatołowego i przetrzyj przez sito na przysmarzane (tak! – przyp. autorki) grzanki” – „Praktyczna kucharka” 1902
Zupa ze szpinaku ze skowronkami
6 skowronków zalać bulionem i ugotować smak. Szpinak ugotować, przetrzeć przez sito , połączyć z bulionem i już nie gotować. Skowronki dodać do zupy. „Kucharz Nowy dla Osób Osłabionych” Jan Szyttler 1837
Chłodnik polski na 8 osób
Wziąć pół garnca kwaśnej śmietany, 3 kwaterki sosu ogórkowego , 8 twardo ugotowanych żółtek , przetrzeć przez sito, zmięszać to wszystko razem i przecedzić do wazy: ugotować osobno młodych buraczków, kalafiorów, grubo pokrajanego szczawiu, szparagów i szyjek rakowych, włożyć kilka świeżych ogórków w kostkę pokrajanych jako też twardo ugotowanych jaj , trochę soli , siekanego kopru i trybulki, na koniec kawałek lodu” – „1000 potraw , ciast i wetów podług najbieglejszych europejskich kuchmistrzów z dodaniem kilku słów o usłudze stołowej” 1854
Kalteszal
Szklanka cukru , 10 dag rodzynek ,kawałek cynamonu , 3 łyżki startego suchego chleba ,sok z 2 cytryn,1 cytryna skrojona w plasterki , pół butelki czerwonego wina , 2 butelki piwa.
Rodzynki zalać wrzątkiem i chwilę gotować, odcedzić. Wymieszać wino z piwem i cukrem, dodać cynamon i sok cytrynowy, starty chleb i wreszcie pokrojoną w plasterki cytrynę. Podawać na zimno. – „Praktyczny kucharz warszawski” 1895
Polewka piwna , czysta
6 szklanek piwa,2-3 łyżki cukru, skórka z połowy cytryny , łyżka rodzynek, łyżka soku cytrynowego, kawałek cynamonu, 10 dag białego sera.
Zagotować piwo z cukrem ,skórką cytrynową, rodzynkami , cynamonem i sokiem cytrynowym. Ser pokroić w niewielką kostkę, dodać do polewki, według „Ilustrowanego kucharza krakowskiego dla oszczędnych gospodyń” Marii Gruszeckiej 1898
Chyba warto było poświęcić trochę czasu na szperanie po bibliotecznych półkach.
Komentarze
Wróciłem wieczorem z krótkiej i bardzo intensywnej wycieczki do Zakopanego. Napisałem wczoraj ale zezarło wpis 🙁
Zobaczyłem śnieg na gór szczycie, kwitnące łąki w dolinach zakupiłem na słowacji cały plecak win pochodzących od Austalii po Francję . Oczywiście nie mogło zabraknąc włoskiego chianti i Beherowki. Dopełniłeł plecak kiełbasami, serami potem oscypkiem z Witowa i mogłem wracać do domu.
Podróż z Kościeliska do domu zajeła mi tylko 7,5 godziny.
Zdjęć mało bo pogoda niefotograficzna, w Tatrach zachmurzone szare niebo.
Następny wyjazd zaplanowany tym razem na dłużej.
Dziś zdjęcie zrobione w 1986roku na krakowskim rynku
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-02-13.html
Zdjęcie z Zakopanego będzie po południu gdy wrócę z pracy.
Jak wiadomo , kocham stare książki kucharskie, są wprost rozczulające. Ta zupa rakowa, do której bierze się półtora funta masła (ok 75 dkg) Już sprawozdając treść łaskawie mi przez Justynę ofiarowanej „Kuchni gdańskiej” zwróciłam uwagę na olbrzymią ilość masła używanego do potraw. Z zup podanych dzisiaj przez Gospodarza robię chłodnik )oczywiście znacznie skromniejszy. Robię cfzasem też chłodnik piwny i wtedy stosuję piwo karmelowe, którego już nie dosładzam – rodzynki, twarog w kosteczkę, piwo i śmietanka – to zupełnie wystarcza. A poczytać warto.
Dla mnie zupa to jest podstawa obiadu, nie wyobrażam sobie go bez niej.
Taaa…Zupki szczupaczej Państwo zażywają, a tymczasem myśmy w reportażu penetrujący udział wzięli. Poszliśmy sobie na prawdziwe angielskie śniadanie po walijsku. Czyli nie w domu i nie u ludzi, a n ulicy, tam gdzie wszyscy i to co wszyscy. Zgodnie z arkanami sztuki wmięszaliśmy się w ciżbę i hajda!, gdzie naród falą poniesie. Idą więc walonkowie ze swoimi walonkami do swansea market, gdzie mydło z powidłem na barachle spoczywa. Tu grempliny, tam arrasy misternie drukarką na karton nabryzgane, ówdzie smród morskich fruktów, w kącie wal stary klucze dorabia, a za nim wallencja wielka zębiska, a właściwie fiszbiny szczerzy, że nowe kolory na łbie utrefionym położyła. Horror, HORROR po prostu! Horror ta tęcza i ślepak, co ją kładł! A za te loki rozkrzaczone na łbie, to fryzjerom łapy ucinać! No więc walwallencja ryczy i gulgocze, a za plecami mi gulgot odpowiada i przeciska się do niej mniejsza walonka z takim zamym kuriozum nad ramionami. Kuriozum się obraca i od razu wali mię po oczach podobieństwo rysów. No, teraz to już na prawdę są takie same! Tylko kto to przyszedł – matka, wnuczka czy babka? Niezbadane są drogi, którymi myśl Stwórcy biegła. W mądrości swej nieodgadnionej strasznie On obszedł się z walami. Może to ta dobroć, szczerość i taka jakaś „ludzkość” względem innych, co jej słowianie nie znają, zaważyła, że urodę to oni mają taką, rzekłym, eksperymentalną. A nawet prototypowo eksperymentalną. Urodę opartą na wolnych skojarzeniach, swobodnym strumieniu myśli i przypadku. Głernika to jest zupenie schematyczne obrazek! picassowe twarze, to przy rysach walów są czytelne jak kratki w zeszycie do matematyki. O!, tu to jest dopiero symbolizm.
O śniadaniu jeszcze napiszę, bo teraz to już tymczasem
Marek dzisiaj pracuje. W Poniedzialek Zielono Swiatkowy. Niemozliwe. Taki odmieniec. U na swietujemy. Ruch na drogach niewielki. Wielu ludzi robi wypad na zielona trawke a lokale maja wysokie obroty.
Wczoraj byly wychowywane dzieci przy pomocy tradycyjnych podarków.
Skoro tak, to i pora zajac sie wychowywaniem kazdego kto popadnie pod reke. Kiedys, dawno temu usilowalem wychowac syna na bananowego mlodzienca. Nie udalo mi sie, bo on nie lubil bananów. Jak glupi wcinal jablka, gruszki a w wakacyjnej porze, w ogrodzie moich rodziców, co tam wpadlo pod reke. Ulubiony byl surowy rabarbar, prosto z pola, po odarciu ze skórki. Mojej wnuczki tez nie udalo mi sie wychowac na bananowca, bo wczesnie zeszla na droge samodzielnosci i postanowila zostac nauczycielka. Teraz wychowuje cala swoja szkólke plywacka.
Kotów wychowywac, to bylo zadanie z góry skazane na kleske.
Wszystko wskazuje na to, ze chyba móglbym odrobine przyczynic sie do wychowania Radka. Radka na psiego bananowca.
Wedlug zasady. Sa wsród psów bananowce, jak wsród bananowców psy.
Zaczac nalezaloby niewatpliwie od jedzenia.
Moze ktos wie co w psim jedzeniu odpowiada bananom, prosze o informacje.
Jezeli zas macie ochote skladac w dniu jutrzejszym, czyli 13 maja, kompletnie virtualne urodzinowe zyczenia, to najlepsza kandydatka jest Tuska czyli Lena, które nie tylko musi pozbierac sie ze skutków weseliska ale nawet zreperowac swój komputer.
Uciekajac do ogródka, w oczekiwaniu na rady jak najlepiej sprowadzic Radka na bananowa droge, pozdrawiam
Pan Lulek
Iżyku, a jakim że to prawem, praw Stwórcy do eksperymentu chcesz wzbraniać? Charakter wallijski ( jak twierdzisz) wyszedł doskonale, to jeszcze nadmiar urody chciałbyś im zafundować? Jakaś sprawiedliwość musi być. To samo z Holendrami – zobacz, jak na ich tle nasza Nirrod świeci niby gwiazda. Oni mieli kolonie, floty i korzenie, a my tromtradację i Dzikie Pola. No i kobiety. To właśnie jest ta sprawiedliwość dziejowa.
We wczesnych latach 50tych, kiedy wody były jeszcze stosunkowo czyste, raków nie brakowało. Babcia Michalina w Puszczykówku zupę rakową przyrządzała. Oczywiście składników i „technologii wytwarzania” nie pamiętam, ale zapach zupy z nieodłącznym aromatem koperku, smak „szyjek” rakowych i kolor masła rakowego, pamiętam doskonale.
A niby były to czasy zgrzebnego PRLu. 😉
Spójrzmy prawdzie w oczy: kuchnia bywa istna izba tortur.
Nieszczęsne raki, po męczeńskiej śmierci, bezlitośnie na miazgę tłuczone. Szczupak, zrumieniony bez pytania o zgodę, utłuczony takoż. Skowronki niewinne, zalane w trupa bulionem i ze szpinakiem zmieszane!
Osłabłam, a na kropelki za wcześnie 🙁
Andrzeju.jerzy,
ja mam te wspomnienia z lat 60-ych 🙂 Gotowane z koprem raki, mmmm…. I osobiste grzebanie patykiem pod korzeniami drzew nadjeziornych w celu wyploszenia skorupiakow przed kapiela w jeziorze, bo nam, dzieciom, sie zdawalo, ze te raki tylko czyhaja, zeby kto wszedl do wody i zaraz sie rzucaja, by szczypac 😯
No i rodzynki zalewane wrzątkiem. Horror! 🙂
Łotr od Pressa zwraca mi uwagę, że za często gadam…
Ale nemo przypomniała mi raki łowione „na latarkę” w Jeziorze Jarosławski. Eh…
Ja też nie bez winy. Łowiłam. Na żaby brały. I jadłam z zachwytem.
Poogladalem jeszcze raz zdjecia Marka i skladam nastepujaca, rozwojowa, propozycje. Podczas Zjazdu, kazda z Pan zostanie przez Marka i Slawka uwieczniona. Potem wszystko pojedzie do Echidny. Ona zrobi z tego piekny kalendarz roku 2009. Mam na mysli projekt graficzny gdzie dolaczy i swój konterfekt. Wydawnictwo, oczywiscie Slawek.
Zeby sprawe postawic zupelnie jasno. Edycja tego kalendarza winna byc niezbyt wielka a kazdy z nas poniesie koszty, wlaczajac podatki, mam nadzieje umiarkowane, honorarium autorskie i koszty wysylki do domu. Platne podczas Zjazdu albo na wskazane konto w okreslonym terminie.
Osobiscie zamawiam trzy egzemplarze z dostawa do domu czyli Poludniowej Burgenlandii.
Teraz tylko trzeba rozpoczac polowanie na kogos kto podejmie sie zorganizowac cala akcje zaczynajac od okreslenia wielkosci wydawnictwa i ceny jednostkowej.
Ze swej strony proponuje zeby byl to Antek. Znajduje sie jak gdyby w srodku kuli ziemskiej. Mam na mysli powierzchnie, oczywiscie.
Pan Lulek
Tyle sie napisałam i zjadło mi wpis! Drugi raz nie będę wszystkiego wklepywać bo nie mam czasu.Więc krótko:
P .Piotr o rakach, szczupakach i słowikach a ja w sobotę czytałam monografię Mariana Borusia wydaną w 1939 roku poświęconą mojemu rodzinnemu Hrubieszowowi i okolicom. Jest też cały rozdział o jedzeniu zwłaszcza na wsi.Na święta pierogi z ciasta przaśnego lub chlebowego nadziewane kasza, grochem ,serem czy ( moje ukochane z dzieciństwa bo babcia też piekła) soczewicą. Na codzień – ziemniaki z zacharem( w moim domu na wigilię),czyli czosnkiem utartym z olejem, kapuśniak,juszka(krupnik jaglany zabielany mlekiem), mamałyga,czy po prostu zielsko- zwłaszcza na przednówku-gotowane i ucierane na rzadką papkę liście:lebiody, pszonki, fiołków, miodunki pospolitej, bodiaka, czy gorczycy.I to do ziemniaków uprzednio przyprawione czosnkiem, cebulą czy zasmażką. (już wiem, dlaczego najbardziej lubię szpinak gotowany a potem rozstarty z czosnkiem, smażony ze skwareczkami!)
Tak więc warto czytać i przypominać sobie co kiedyś jadano. Ja znalazłam wiele odniesień do tradycyjnej kuchni hrubieszowskiej w potrawach serwowanych na naszym rodzinnym stole i już będę umiała przekazać swej córce co jej przodkowie jadali.
Swoją drogą- skowronki?!-Masakra- jak mawia pewna blond „gwiazda” 😉
Iżyka można czytać pasjami! 😀 Cóż, chyba jego uczucia do walijczyków są dość gwałtowne 😉 ale jak uroczo opisane 🙂
Szpinak ze skowronkami!!! No wiecie co?!
Torlin,
nie opowiadaj, że codziennie gotujesz zupę, bo bez tego nie ma obiadu. Już to widzę!
Iżyku,
pytanie zasadnicze – czy oni, autochtoni,chodzą w walonkach?!
*walonki – takie mniej wiecej filcaki, but prosty i nawet prostacki, bardzo użyteczny w niepogody.
Alicjo, nie fantazjuj, ze walijczycy uciekali z Syberii w walonkach. Oni byli przejazdem u nas w Burganlandii i dopiero potem wyemigrowali za chlebem a nie za walonkami n azachód. Mialem kilka w domu, ale wszystkie mi wcielo. Moze by wyslac jakiegos emisariusza, który kupilby kilka par. Proponuje droge poprze Cesnine Beringa a potem z zakupami dalej na zachód przekraczajac granice na Bugu.
Pan Lulek
U mnie zupa jest na 2 dni. Zawsze. Z wyjątkiem strasznych upałów, ale przez pozostałe 10 miesięcy zawsze.
… osobiście gotujesz, Torlin? 😉 Wierzę Ci, tylko tak sie przekomarzam. No to ja Cie zapraszam – Ty będziesz gotował zupy, a ja drugie dania! Od razu sie przyznaję, ze moje zupy są sążniste , i takie same w sobie… drugiego dania nie potrzeba. A co do upałów, to o chłodnikach nie słyszałeś?! Albo o gazpacho!
Panie Lulku,
proszę nie wytykać mi fantazjowania. Bez fantazjowania świat byłby nie tyle czarno-biały, ile w ogóle…szary. A nic gorszego nie ma, nad szarość. I żadna pierzyna tego nie ociepli i nie doda koloru.
Piotr nie odpowiedział na insynuacje agenta i co ja mu teraz powiem, kiedy zadzwoni? Torlinowi się nie dziwię, bo miałam męża – póki się nie pochorował, zawsze musiała być zupa i kawałek kiełbasy do zagrzania, jeżeli Pan I Władca własnie taką fanaberię miał. Mogło być w domu 5 gatunków sera, 2 rodzaje śledzi albo ryb wędzonych, jajka i dżemy – jak nie było zupy (żeby mu i na kolację starczyło) i kiełbasy, to w tym domu nie było nic do jedzenia.
Zupa zupie nie równa, również rakowa rakowej. Przywołany przepis doprowadza do bardzo złego nastroju, bo chciłoby się taką spróbować, a nawet pochłonąć w dużych ilościach, a kogo stać czasowo na taką zupę? Ale Kalteszal i polewka piwna też warte spróbowania, a w przyrządzeniu mało kłopotliwe. Wiem, bo sam je przyrządzałem wg tych właśnie receptur, chociaż z innych źródeł czerpanych. I łączenie wina z piwem w jednej zupie wychodziło całkiem smakowicie. Myślę, że połączenie takie jest niestrawne bez cynamonu. A ja przyrtządzałem te zupy 50 lat temu jako uczeń liceum. A propos piwnej polewki – ser biały musiał być własnej roboty, dobrze odciśnięty, żeby się ładnie kroił w kostkę i nie kruszył. Gdzie teraz dostać taki ser, bo z naszego mleka już się zsiadłego nie zrobi. A jak zrobi zaparzając wrzątkiem, to do zupy piwnej bym tego nie ryzykował.
Pozdrawiam
Stanisław
U moich rodziców też zawsze musi być zupa. Ja tak jak Alicja, robię zupy treściwe więc nie jadam ich codziennie bo mój obiad jest jednodaniowy.
Raki były nie tylko za komuny. Są, a dokładniej rzecz biorąc były jeszcze w zeszłym roku, mniej więcej o tej porze. Świetnie ze gospodarz przypomina takie wyśmienitości. Już niedługo zrobię raczki. Troszeczkę inaczej niż w poprzednim roku.
Tym razem bez napisów > spadam na deskę. Zaczyna się wiaterek i życie nabiera nowego wymiaru.
Proszę nie regulować odbiorników!
Jest tak ustawione, ze powinno samo odpalić.
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/RakiZKoperkiem/photo#s5199459036125315522
Małgosia ma rację, że lubi zupy treściwe, po te należą do najlepszych, chociaż są wyjątki. A ja z treściwych zup chciałbym sprobować bouillabaisse. Będąc w Marsylii widiałem restauracje oferujące te zupę w cenie 25-45 EUR. Ta cena sprawiła, że straciłem apetyt. Moja córeczka twierdzi, że w Prowansji można znaleźć bardzo dobrą bouillabaisse w cenie 12 EUR. Zdaniem francuskich smakoszy nie ustępuje marsylskiej za 45. Ja osobiście poza Marsylią tego nie szukałem, więc i nie zauważyłem. Czy ktoś może mi podać adres we Francji, gdzie można zjeść dobrą bouillabaisse za 12 EUR?
U mnie właśnie był pan z poczty i doręczył mi kopertę z „Polityki”, a w niej Basi Adamczewskiej i pani Mellerowej (forma w żaden sposób nie świadczy o braku szacunku dla Barbary A)i teraz będę mogła zajrzeć wraz z Autorkami do kuchnia babci i wnuczki. Nie chwaląc się zbytnio, mam też przeuroczą dedykację. Za jedno i drugie, dziękuję
Pyro nie kontaktuj się z agentem, bo Cię wpisze na listę swoich współpracowników. A moje wiadomości są z pierwszej ręki czyli od Pani Ou. Była ona przez lata sąsiadką prof. Andrzeja Garlickiemu i jemu opowiedziała cały życiorys swojej rodziny. Ile w nim prawdy tylko ona wie.A agent niech zajmuje się szpiegostwem a nie życiem smakoszy.
Jestem cala i zdrowa,
Dziekuje za zyczenia. Wesele bylo wspaniale!
Napisze o wszystkim pozniej (jestem w pracy).
Tuska
Panie Lulku, z tego, co Pyra donosiła, to przecież Radek sam postanowił się wychować na bananową młodzież i zaczął, całkiem logicznie, od obgryzania bananowca. Oczywiście Pana rady mogą mu znacznie ułatwić dalszy rozwój w tym kierunku, ale dobry początek jest już zrobiony. 🙂
… a wiecie co?! Przestańcie o rakach i słowikach, przecież o tej porze roku to się śni botwinka!!!
No tak, tylko skąd tu wziąć surowce…
Tuśka, pamiętaj o zdjęciach!
Witamy Stanisława! Na temat zupy, która wspominasz, rozpisywaliśmy się parę wpisów do tyłu. Ja doszłam do jedynego słusznego wniosku, że faktycznie nie da jej się ugotować garnuszek dla 2 osób, surowców za dużo. Helena napisała całe opowiadanie, jak to lata temu na pożegnanie w Nowym Jorku, i na swoje urodziny, wzięła się za gotowanie tejże zupy w ilościach wiadrowych.
Zajrzyj Stanisławie do archiwów, ze 4-5 wpisów do tyłu, będziesz tam miał prawie wszystko na temat tej sławetnej zupy 😉
Ziemniaki tymiankowo-czosnkowe zjedzone, surówka z młodej kapusty z papryką i szczypiorem w oliwie, takoż, o rzodkiewkach nawet pamięć zaginęła. Młodsza była dzisiaj na obuwniczych zakupach i ma doskonały humor. Aktualnie zwiedza trawniki z wychowankiem. Ja sobie czytam przysłaną książkę i też mam nastrój nienajgorszy. Pogoda taka, że człek przypomina sobie jak się robi chłodnik poziomkowy albo jagodowy, że już o klasycznej zupie cytrynowej na wywarze cielęcym się nawet nie zająknę. A jutro zapowiadane szparagi.
Arkadius,
zdjęcia piękne, ale powinieneś był uprzedzić Pyrę. Ona nie lubi, żeby cokolwiek jedzone przez Nią na nią gały wywalało!
Raz w życiu jadłam raka (sztuk jeden), poczęstowała mnie koleżanka z pracy i przy pracy, nie było czasu się rozwodzić nad i doprawiać. Nie zachwyciłam się, dla mnie było to słodkawe, nijakie, a do tego wyglądało nieprawdziwie, jak plastykowa, czerwona zabawka. Teraz już bym wiedziała, co z tym robić, ale raków brak.
Fajny kod abab.
A ja dziś zaczynam sezon rabarbarowy. Kompot właśnie się studzi. Zupa botwinkowa już była, szparagowa też.
A miłych blogowiczów proszę o pomysł na pyszny, ale prosty placek z rabarbarem. Z góry dziękuję za odzew.
Mój ludzki tata, kiedy – w dość dorosłym już wieku – zetknął się ze skorupiakiem zerkającm nań z talerza, zypytał bardzo niepewnym głosem: czy ja mam jeść TO, czy TO ma jeść mnie? 😀
Małgosiu – placek piekłam w sobotę i przepis podałam
… moja synowa ma dzisiaj urodziny. Pogadałyśmy na boku via komputer. Bardzo znudzona życiem osoba (ale czego się spodziewać po filozofie, a z wykonywanego zawodu programiście?!).
Powiada, ze właściwie powinna iść na wcześniejszą emeryturę i zafundować sobie dziecko, czym chyba Maciek nie byłby zachwycony. No wiecie co?! Poparłam. Chłopów nie należy pytać o opinię w tym względzie!
A, i jeszcze do tego – marzy jej się hodowla kaktusów. Bladego pojęcia nie ma, o co z tymi kaktusami chodzi i jak się je hoduje (zabiła każdy kwiat, który jej dałam, kaktusy trzymałam na koniec, też nie przeżyły, a to trzeba się naprawdę starać, żeby ukatrupic kaktusa), ale chęci ma 😉
No i jak tu nie lubić takiej synowej, pytam ja Was.
Moje pierwsze spotkanie z rakami odbylo sie w lecie 1954, jesienia mialam zaczac pierwsza klase. Bylo to jednoczesnie pierwsze spotkanie z morzem – Azowskim, w malutkiej miejscowosci Bierdiansk, gdzie spedzalam miesiac z Rodzicami. Dwa lata przedtem mojmu Ojcu skonczylo sie zeslanie na Syberii (gdzie sie urodzilam), on natychmiast skorzystal z okazji aby przeprowadzic nas z Matka jak najdalej od obozow i zamieszkalismy na Ukrainie, w Donbasie.
Bierdiansk byl miasteczkiem gdzie niczego nie bylo – cukru, chleba cale lato, mieso sie pojawialo raz w tygodniu i ustawialy sie po nie ogromne kolejki. Byl natomiast wspanialy targ pelen jarzyn, owocow, ryb. Na sniadanie i na obiad chodzilismy na targ, jak wiekszosc letnikow. Na targu ustawione byly na ogniu duze metalowe kadzie, w ktorych gotowano raki, smazono w glebikim aromatycznym oleju slonecznikowym rybki- byczki i jakies jeszcze inne, a takze wspaniale zlote „pirogi” nadziewane kapusta, ryba lub baklazanami.
Wszystko wydawano klientom na kawalku gazety, jadlo sie to na stojaco lub chodzac mniedzy straganami. I moje codzienne sniadanie to byly raki, ktore z miejsca pokochalam, zagryzane pomidorami, ktore moja matka nalegala zeby strannie umyc i w tym celu przynosila z domu duza butelke wody..
Mieszkalismy u gospodarzy, w pokoju na podlodze lezaly sienniki wypelnione suchymi pachnacymi morzem wodorostami. Zapach morza zawsze mi sie kojarzy z tymi siennikami.
Moi mlodzi glupi rodzice pozwolili abym ja, syberyjska blonsdynka, ktora nigdy nie widziala prawdziwego slonca, spalila sie straszliwie. Cale plecy i ramiona mialam pokryte bolesnymi pecherzami. ktore nasza gospodyni zawziecie leczyla smarujac mnie na noc gesim smalcem i ochrzaniajac moich Rodzicow za brak wyobrazni i niefrasobliwosc.
Z tego lata zostalo mi duze zrobione na plazy zdjecie; siedze okrakiem na gumowym krokodylu (fotograf pozyczal do zdjecia), mam warkoczyki w ktore wplecione sa dwie duze biale kokardy, a oczy mroze od slonca.
Procz zabaw na plazy moja najwieksza rozrywka bylo wypatrywanie w miasteczku kolejki, ustawianie sie w niej, zaklepywanie miejsca i pedzenie do rodzicow i gospodyni po pieniadze na jakis deficytowy towar, ktory wlasnie rzucili – make, konserwy lub kasze gryczana. Bylam z tego powodu stawiana innym dzieciom za wzor: jaka rozumna Lenoczka, zdobyla nam pozywienie, chodz wysmaruje ci plecy gesim smalcem, biedne dziecko z takimi durnymi rodzicami…
Pyro, Małgosiu
Dziękuję, znalazłam. Skleroza nie boli.
Serdeczne życzenia dla synowej Alicji. A Ty Alicjo nie chciałabyś tej wcześniejszej emerytury dla niej? 😀
MałgosiuW,
nie mam specjalnego parcia na bycie babcią, nigdy bym nie naciskała, że ja chcę wnusia lub wnusię. Będąc w wieku mojej synowej dopiero zaczynałam się stabilizować w Kanadzie, z 3-letnim Maćkiem pod pachą.
Oni mają zupełnie inny start. Znając Jennifer wyobrażam sobie, że jak sobie coś postanowi, to przeprowadzi. Z tymi kaktusami też – nic nie szkodzi, ze w tej chwili nic nie wie o hodowli kaktusów, jak będzie trzeba, to się wszystkiego dowie. A a propos ewentualnych wnuków to ciekawa jestem, co wyjdzie z takiej mieszanki polsko-chińskiej 😉
Nie ma się co łudzić, geny chińskie zdominują polskie,
znamy takie małżeństwa i ich potomstwo. Wyobrażam sobie takie małe, na oko Chińskie – ale niebieskie oczy!!! Jak przyjdzie co do czego, to możecie na mnie liczyć, że podzielę sie wrażeniami i zdjęciami. A póki co, możemy sobie poteoretyzować:)
Tuska odnalazla sie w charakterza tesciowej. Dzieciaki zrobily Jej na urodziny wspanialy prezet.
Z urodzinami to bywa bardzo róznie. Od poczatku podjalem meska decyzje, zeby mojej slubnej dawac na urodziny tyle róz ile wiosen ukonczyla. Zawsze przed urodzinami zamawialem poslanca z odpowiednim bukietem zawierajacym stosowna liczba róz. System funkcjonowal bez pudla do pewnego czasu. Któregos roku zastalem moja slubna zajete pracowicie liczeniem róz. Awantura byla w prawdziwie wegierskim stylu. jak w Baronie Cyganskim, o czym dokladna relacje moze zlozyc Dorota z sasiedztwa a niewatpliwie Redaktor Olszanski potwierdzi. Skonczylo sie tym, ze czesc róz wyladowala w pieknym wazonie a kilka zostalo skazanych na obce naczynie. Krótko mówiac, w pewnym momencie kalendarz przestal funkcjonowac.
Od tego roku w urodziny sadzilem nowa róze wysokopienna w ogrodzie a kazda na wszelki wypadek dawala w pierwszym roku niewielka liczbe kwiatów. Metoda okazala sie o wiele tansza i jedynym atrybutem urodzin byla butelka szampana do lózka z samego ranca wraz z poranna kawa. Dzien bowiem byl wolny od pracy.
Tym niemniej przypominam, ze Tuska jubiluje w dniu jutrzejszym i w zwiazku z tym powinna, poza zyczeniami, dostac czerwone róze.
Pan Lulek
Małgosiu, smacznego! Ja też jestem rabarbarowa 😀 W dzieciństwie się jadło łodyżki maczane w cukrze krysztale….
Do czterdziestki (mojej) było według wzoru Pana Lulka. Potem, jako że wazon się kończył, a wiadro nie pasowało, znowu zaczęło się od jednej.
A tak w ogóle to najbardziej lubię pojedyncze kwiaty. Dokładnie pamiętam pierwszy,forsycję z wstążeczką w serduszka 🙂
…Panie Lulku,
to niech Pan dostarczy Tuśce róże (posłańcem?), a my będziemy szampana za Jej zdrowie nieustające popijać 😉
… a ja pamietam, jak leżałam w szpitalu i starający się przynosił róże zawinięte w gazetę, zeby nie było takie oczywiste, że lata z kwiatkami i ma w ogóle jakieś uczucia pod adresem. Nie dziwcie się.
Miejscowość była mała, wszyscy znali wszystkich, chciał się przemknąć niepostrzeżenie, jakby to jaki wstyd był.
Teraz śmiejemy się z tego, ale wtedy to była poważna sprawa 😉
Alicjo – zbliża się 20.00 to co? Opijamy Jennifer, czy odpuszczamy?
Pyro!
Nic a nic nie odpuszczamy! Oczywiscie, że za niecałe 25 minut wznosimy szklanice!
Pytanie retoryczne, że tak powiem.
Pyro Kochana.
Kazda godzina 20.00 jest wlasciwym sygnalem dla dobrego poczatku. Oczywiscie, ze opijamy. Tym bardziej, ze mój Pan Doktor przy okazji przypadkowego spotkania zapytal mnie dzisiaj, czy regularnie wypijam wieczoren na sen 1/4 litra czerwonego wina. Bylem pewnie jak ten rak czerwony i sklamalem, ze oczywiscie. Jakiekolwiek tlumaczenie sie abstynencja nie wchodzi oczywiscie w rachube. Na dzisiaj jest zaten Jennifer, na jutro Tuska. Co robic we czwartek. Na wszelki wypadek prosze o zrobienie remanentu w rodzinach i zakomunikowaniew kolejnych aktualnych okazji.
W nadziei na cudowne zachowanie znakomitego stanu zdrowia, pozostaje
Pan Lulek
Dla Nemo, jeśli się przyda audycja o nowych prądach w wegetarianizmie.
Audycja do odsłuchania/ściągnięcia pod tym adresem:
http://www.polskieradio.pl/podcasting/show/?nr=8&name=trojka
Generalnie padło wiele słusznych kwestii dotyczących m.in. szkodliwości cukrów prostych, prod. mlecznych, przetworzonych, była mowa o leczeniu astmy dietą. Nie było nagonki na wszystkie tłuszcze (masło i smalec OK, aczkolwiek w małych ilościach), tylko na te z margaryny i wszelkich olejów. Nadal ten sam mit o konieczności spożywania błonnika dla prawidłowej pracy jelit. No i gadanie o „typach metabolicznych”, z którym to podziałem absolutnie się nie zgadzam.
Pozdrówka, Teresa
Iżyku,
w nawiązaniu do wpisu Pyry.
Oni mają takie cuda wokól siebie, że jakaś równowaga musi być.
http://images.google.co.uk/imgres?imgurl=http://www.arosfa-beddgelert.co.uk/gallery/slides/Beddgelert%2520bridge%2520over%2520River%2520Colwyn.jpg&imgrefurl=http://www.arosfa-beddgelert.co.uk/Gallery.htm&h=400&w=533&sz=56&hl=en&start=10&sig2=EcHr65VPV2jjc6y9rMtcHw&tbnid=NlpXvG-JiQmGZM:&tbnh=99&tbnw=132&ei=TdnmR_D9MY-owgHRyL0h&prev=/images%3Fq%3DBeddgelert%26gbv%3D2%26hl%3Den%26safe%3Doff%26sa%3DG
Niestety, gdzieś mi zginął osobisty Walijczyk i nie mogę udowodnić, że bywają wyjątki od reguły.
Nie wiem jak łotr to przełknie. Wysyłam i oczywiście wznoszę.
Panie Lulku,
oczywiście, że trzeba podlać czerwonym, nie bez kozery jest czerwone! Zdrowie wszystkich dzisiejszych solenizantów i jubilatów, w tym mojej synowej ! 🙂
Nie wiem, czy toast będzie ważny, bo ja dzisiaj wznoszę szklankę z sokiem pomarańczowym. Tak mi wyszło. Chyba dziewczynie nie zaszkodzi?
Łotr każe czekać na akceptację. Link jeden, ale wielki. Ciekawe, jak długo będzie trawił. Idę obejrzeć Gombrowicza Jarockiego.
Wznoszę z przyjemnością.
Wypiłam zdrowie synowej i teraz śmiało ochrzaniam Teresę Stachurską. Tereso, czytając te posty, można się pochlastać. Kogo obchodzą cukry proste i typy metaboliczne?! My chcemy sobie żyć i cieszyć się życiem, a nie wymierzać sobie aptekarsko, co jest zdrowe, a co nie jest zdrowe.Miałam koleżankę, która tak robiła, zdrowotna jak diabli. Zmarła w ’94 roku. Teraz mam następną, nie żartuję, Krystynę Zdrowotną, tak ją od lat nazywamy. Zawsze nam wierciła dziury w brzuchu, co się powinno, a czego nie. Dorobiła sie tego przydomku nie bez kozery, taka namolna była, podczas gdy my wszyscy i tak jemy i pijemy, niektórzy nawet palą, co nam się chce. Krystyna juz nie wstaje, nie ma sił. Lekarze nic dla niej nie potrafią zrobić, rak jest tak rozsiany.
ZYCIE JEST SMIERTELNA CHOROBA PRZENOSZONA DROGA PLCIOWA.
JASNE?!
No to cieszmy się z życia, póki co.
A ja wznoszę toast Baileys’kiem. Sto lat dla Jennifer!
…dodam, że Jola zmarła w wieku 42 lat, a Krystyna jest mniej wiecej w moim wieku. Czy naprawdę warto sie trząść nad każdą kalorią, albo czymś tam, co wprowadzamy do swojego organizmu? Lepiej pożyć trochę…
.. i jeszcze dodam podpis pod obrazkiem chyba Czeczota – „życie to nie maraton. Każdy dobiegnie!”
Po co się umartwiać po drodze i żałować przyjemności?!
Dziękuję wszystkim wznoszącym za zdrowie Jennifer!
Chciałam zauważyć, że w tym tygodniu jest jeszcze Andrzeja (ASzysz, Andrzej Jerzy – przyznajcie się) jest i Zofii ale nie wiem, czy taka pani występuje na naszym blogu, albo w bliskiej rodzinie. Jeżeli nie, to możemy wypićza wszystkie Sońki, Zofije i inne panie Mądrości pełne. Zaraz potem urodziny Misia, Heleny, Gospodarza. Trzeba uzupełnić zapay
Skowronki zalać bulionem???!!!
Te ukochane przez wszystkich podniebne dzwonki?
Przecież to zbrodnia – nie wierzę, że takie danie było kiedykolwiek w polskiej kuchni.
Alicjo
Podpisuję się dwoma ręcyma pod tym co napisałaś o zdrowotności i zachowaniach prozdrowotnych w jedzeniu i piciu. Gdyby wszystko zależało od tego co się je a właściwie co zalecają mądrzy i uczeni , to moje przyjaciółki zmarłe w wieku 43 lat żyłyby do setki. Obie niezwykle dbały o skład , rodzaj pożywienia. Mięsa prawie wcale, większość warzyw przygotowana w Zepterach , Termomixach i Bóg wie czym jeszcze…
Ale co ja się będę wymądrzał jak głupi jakiś…
Kwiatki dla Jenifer przywiezione z ogródka mojej zakopiańskiej sąsiadki:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-12.html
Uherskiego, wszystko zanotowane, a jak. A wie ktoś, co to Dzień Przeglądu Tecznicznego?!
Ja w tym roku już byłam parę dni temu i przy okazji infekcji zaliczyłam, Nemo też ma z głowy – a Wy?!
Raz na jakis czas nie przeszkadza sprawdzić, czy wszystko działa, jak należy.
16.05 – DZIEN PRZEGLADU TECHNICZNEGO, imieniny Jedrzeja Uherskiego
18.05 – urodziny BlejkKocikowej (od BlejkKota z sąsiedztwa, Owczarkowej Budy) Heleny, Misia2, DZIEN WLOCZYKIJA
19.05 – urodziny Piotra A. (oraz mojej młodszej siostry, Danuty)
Austria to kraj wybitnych ludzi. W przeszłości jak i obecnie. Jest taki nazywa się Mayr. Jego teoria o zdrowym jedzeniu wzięła się z jego ojczyskach łąk. Nie wiem czy był Mayr w swoim życiu również pastuchem, ale zauważył ze krowy po oddaniu stolca maja mało zafajdane rektum. A krówki odżywiają się zdrowo. Mało tego, maja wyśmienite podniebienie. O ich kubeczkach smakowych gospodarz sam się wypowiadał tutaj.
Dlatego głoszę za Mayrem: czytacze odżywiacie się źle jeśli po posiedzeniu wasze rektum jest mocno zafajdane.
A mi na dodatek wydaje się ze, jeżeli ktoś powie, ze pomaga trzy razy w tygodniu gorąca podkowa w plecy, i jeżeli on uważa ze mu to pomaga, to reszta jest zupełnie bez różnicy. Jestem wielkim entuzjasta czegoś takiego, bo ja i tak tego nie będę odczuwał. Tu dwie żółte twarze z uśmiechem od ucha do ucha. A przecież to takie proste. Jeśli ktoś nie da rady, wytrzymac raz w tygodniu bez korytka to przynajmniej cztery razy w tygodniu, na objadokolacje niech idzie na spacer i dużo świeżego powietrza na deser. Tereso to jest zdrowe.
Wysurfowany pierwszy raz w tym roku na Bałtyku
arkadius
Pyro całkiem zapomniałem. Następnym razem zawiąże im oczy.
Alicjo
beck`sem zum voll
… Arkadius,
widać, że z teorii o tych krowach, podobnie jak (domyślam się) ten wspomniany przez Ciebie Mayr. Głupoty opowiadasz o niezafajdanym krówskim rectum.
Kto pasał krowy, ten wie wiecej, niż w uczonych książkach napisano.
Widocznie pasałaś krówki na złych pastwiskach. W Austrii jest znacznie lepiej, zapytaj się Pana Lulka.
No? Pokaż, haneczku, pokaz tego rudolfa wallentino?! Jak wordpress puści, he, he… 😉
Madame. Ja Stwórcy experymentów nie wzbraniam, jeno gdzie ta myśl sprawiedliwa, żeby tak po ojczymsko-macoszemu te walonki…, tego…, że i najdroższe doctory z hollywoodu łapska bezradnie rozkładają, a skalpele im wylatają. No, jesli walonki też są na Jego obraz i podobieństwo, to się już nie dziwię, że od co do ukazywania się, to od ostatniego gorejącego krzaczka na synaju woli on w niebie bezpostaciowo i eterycznie przebywać. A nadto tworzenia Jego obrazów i podobizn się surowo zabrania.
Śniadanie.
No, u tyfaniego na tym brekfeście to myśmy może i nie byli… Tak, ale co to za sztuka zjeść dobrze i drogo? Zjedz tanio i smacznie, mówi Imć Adamczewski. Jedź do Paryża, barceony i mediolanu, zejdź ze szlaku, odryj te małe kafejki, bistra i restauracyjki, gdzie tubylcy oddają się rozkoszy stołu.Teoretyk. Tu, jeśli coś ładnie pachnie, to u góry ma indian, pakistan, bangladesi, italian i fręcz, ale nigdy cymru czy łelsz. Jeśli cokolwiek łelsz, to tylko piwo, ale my jeść.
Zamawiamy: Kierownictwo małe śniadanie, ja duże, a w roli frykasów występują grzanki, usadzone jajeczko, „sosyczki” (trzeba je w cudzysłów, bo to jest coś, że tylko Bobik by opisał, ale szkoda go truć!!!), bekon i… jako , że przed ichnią fasolą poważnie nas ostrzegano, więc roztropnie zamawiamy po pomidorze. Śniadanko uzupełnią kawka i herbatka. I już jest miło. Pan przy stoliczku obok otrzymał talerz czego takiego… No, takie luźno półpłynne. Dyskretnie zerkam. Tak, to miała być lazania, ale wyszła rozłazańja. To nic. Makaron to nie jest ich narodowa zdobycz. Moja też nie, więc się nie czepiam, bo za te trzy funciki lazania może popłynąć. Jest miło. Miło ciepło i tak rodzinnie/serdecznie. Pani dwa stoliki dalej, co popija śniadanko, się odbiło… Jej się odbiło, a na całym wszystkie płetwale błękitne odjęknęły jej „na zdrowie”. Reszta fauny i flory właściwie nie zareagowała. Wstyd się przyznać, ale tylko myśmy zbystrzeli na sekundkę, bo reszta fauny i flory, ani lemingi, ani surikatki, ani nawet amazońska puszcza nie zarejestrowały tego, co mogło zrywać czapaki z głów. Jakże to kulturalni i tolerancyjni ludzie-wymieniliśmy celne spostrzeżenie.
Tak, nie jest może tu jakoś luksusowo, bo o pięć kroków już stragan ale nie dla wygód my tu przecież i właśnie w tej chwili.. są… wjeżdżają na stół dwa talerze…
Dokończę jutro.
Arkadius,
nie kłóciłabym się ze mną na temat pastwisk i pasania krówek, temat znam z autopsji, a nie dywagowania (dywagowanie, czyli pieprzenie głupot) teoretycznego. Pan Lulek nigdzie nie napisał, że austriackie pastwiska lepsze, niż polskie.
I czego się czepia krówskich dup, Arkadius?! Kij w mrowisko? 😉 http://alicja.homelinux.com/news/A-i%20krowa.jpg
Arkadius, synku – Ty już rakom oczu nie zawiązuj, Ty sobie ten, no, supełek na języku. Ja niby rozumiem, że artysta lubi podbechtać mieszczucha (może się krwiopijca zakrztusi przy jedzeniu, albo zatchnie przy piciu). Teoretycznie to ja rozumiem i na zajęciach np z fizjologii mogę wysłuchać wykładu o defektacji. Jednak, Arek, weź proszę pod uwagę, że my tu przy stole. PRZY STOLE DO CIężKIEJ CHOLERY!
nO, ULżYłO MI.
…Iżyk, więcej proszę!
popłakałam się ze śmiechu 😉
Znalam kiedys przystojnego Walijczyka z Cwmbran, jego kolega tez niczego sobie – obaj grotolazi 🙂
Arkadiusu,
krowa zre trawe i ma chyba z piec zoladkow, aby strawic zawarta w zieleninie celuloze. Moze ma czyste rektum, choc moje liczne obserwacje tego nie potwierdzaja, za to ma ofajdane nogi, a jak bedziesz stal za blisko, to tez bedziesz mial zielone piegi. Krowy srodkowo- i polnocnoeuropejskie maja permanentna biegunke w porownaniu do krow na poludniu (Korsyka, Sycylia, Kalabria). Tamte wykorzystuja wszystka wode i robia kupy jak konie.
I jeszcze dowcip dla Arkadiusa z jego ulubionej dziedziny:
Przychodzi dziarski staruszek do doktora i mowi:
Panie doktorze, mam taki maly problem. Czuje sie swietnie, ale… puszczam bąki i to dosc czesto, o, na przyklad przed chwilą. Są wprawdzie nieuciążliwe dla otoczenia, bo ich nie slychac ani nie czuć, ale jednak trochę kłopotliwe, bo częste, o, jak wlasnie teraz, i znowu…
Lekarz daje staruszkowi opakowanie lekarstwa z zaleceniem zazywania jednej tabletki dziennie i przyjscia ponownie po miesiącu. Po uolywie 4 tygodni pacjent zglasza sie znowu do doktora i zapytany o rezultaty kuracji mowi: No, bąki są jak były, ale zrobiły się takie smrodliwe 🙁 Na to doktor: To bardzo dobrze! Znaczy, że węch przywrócony, teraz zajmiemy się słuchem!
Alicjo! Czy nie należałoby zebrać dzieł wszystkich Iżyka?
Pyro, to krową zakłada się już pampersy?
Alicjo nie klepałem ze Pan Lulek klepał. Jest rezydentem blogu na Austrie i z tej to prostej przyczyny może być najlepiej zorientowany ´w temacie krowiego …´
Wszystkiego dobrego dla Jeniffer!
Kwiatkow nie mam, ale jakas belke stalowa moge podeslac!
Tuska
Nemo gdybyś się jeszcze dowiedziała jakie to były tabletki? Z góry dziękuje. Może i na mnie poskutkują.
Dawniej miałem zawsze problemy z fasolka.
Dziś sytuacja ulęgła zmianie. Odstawiłem takie dobre danie.
Lena – życzenia dostaniesz jutro, oczywista, oczywistość, ale sprawozdanie gdzie? Nie myśl, że Ci tak ulgowo przejdzie. Proszę po drobnomu – kiecki, prezenty, jedzenie, picie, balowe podrywki – wszystko.
andrzeju jerzy,
ja mam słabość do Pana Lulka i jego opowieści, dlatego wszystko zebrałam. Wszystko inne jest w archiwach blogu Gospodarza zebrane. Ja mam tylko dwie ręce i tyle czasu, ile mam. Nie tylko Iżykowi się należy, ale i Pyrze, i Nemo, i Antkowi, i Helenie, i Arkadiusowi, i… no, tu już należałoby lecieć po kolei, po nazwiskach.
Nemo,
dzięki za poparcie w temacie krowim 😉
… Lena, fotki proszę , fotki! Ja opublikuję, a ty skomentujesz;)
To nie fer. Pyra Nemo i Alicja napadaja na mnie. I to jednocześnie.
To jak to?
Po tych kopiastych porcjach, które tu są prezentowane na jednego człeka, wy nic, ani trochę, ani ciut ciut?
Nemo ślij medykamenty. Od dawna wiedziałem ze ze mną jest cos nie w porządku w wielu dziedzinach. Ale okazuje się, ze w tej również? To zupełnie cos nowego.
Szumi u mnie. Myślałem ze to po ´?´ browarach, ale wyszedłem na balkon. I co? To morze szumi. I to jak piknie. Swiezy luft wchodzi do mej budy.
A do tego siec nadaje na jutro NO 4 do 5 Bauforta. Życie nabiera kolorków, również tutaj.
Alicjo – ja właśnie dzisiaj odbyłam część przeglądu technicznego. Wygląda na to, że jak mnie piorun nie strzeli, to jeszcze trochę Wam głowy pozawracam. Teraz wyłączę komputer, poczytam jeszcze mój nowy nabytek i spać.
Dobranoc
Arkadiusu,
nie sądzę, bym Ci musiała objaśniać dowcipy, ale te tabletki były na przywrócenie zmysłu powonienia 😉
Ja wcale na Ciebie nie napadam, ale pomysły pana Mayra, aby ludzie odżywiali się jak przeżuwacze uważam za tak absurdalny, że aż zabawny 🙂 Czy wiesz, jak dużo metanu (jednego z gazów odpowiedzialnych za efekt cieplarniany) produkują krowy?
Pan Lulaś, jako ten diabeł z pudełka wyskoczył z pomysłem kalendarzowym na rok przyszły. Ma wszystko obcykane, opracowane, zaplanowane. Tylko jakiegoś entuzjazmu tu nie zauważyłem?
Pytam, czemu?? A pytam bom przez Pana Lulka zaplanowany na stanowisko koordynujące!! Czym ja sobie zasłużyłem? Pewnie to jakiś warsiaski patriotyzm zagrał, bo nic innego byc nie mogło.
Jeśli będzieci chcieli to się tym zajmę, a co?? Trzeba podejmować wyzwania. Szczególnie te rzucone przez Pana Lulka!
A co do talentów literackich tu objawionych.
Tak łazi mi po głowie od jakiegoś czasu pomysł dla Gospodarza na nową kulinarną pozycję.
Idea jest taka : przepis kulinarny podany przez Państwo Autorstwo jest dodatkowo oprawiony w stosowny ozdobny, taki z zawijasami i frędzelkami tekst autorstwa Blogowych Perłowych Piór.
Pyry z gzikiem w interpretacji obyczajowo – historycznej pióra Pyry..
Golonka i Pan Lulek z premią za śrubę…
Dziczyzna I Iżyk ze stosowną zrozumiałą i jasną dla ogółu wykładnią…
Fasola po bretońsku, skutki spożycia opisze… jasne że Arkadius 😉
Długo można jeszcze….
Pewnie macie własne skojarzenia. Jakie?
Panie Piotrze!! Jest to pomysł?
Pana bardziej wyszukanym propozycjom kulinarnym Perły też dadzą literacką radę!! Nie wątpię!
Jeśli tak, zamawiam jak Pan Lulek trzy egzemplarze.
Jako honorarium!
Doczytałam.
Arkadius, napadam na ciebie. A żeby ci nie było samotnie, Iżyka masz za kompana.
IŻYKU!!! Fotka? Niedoczekanie! Rudolfa V. to ja smerfię!
…Arkadius,
przecież ja tak na żarcie… 🙂
Teraz uruchamiaj wyobraznię, że ja, nemo i haneczka napadamy na Cię. Byłbyś naprzeciw! 😉
U Was niedaleko północy, u mnie pod wieczór, kliknęłam na wiadomości pierwszy raz dzisiaj…
No i w ostatecznym rozrachunku co jest ważne – chyba dzień dzisiejszy, bo jutro pod nami ziemia się może rozstąpić, i co wtedy? I te wszystkie mądrości, jak należy żyć, jak się odżywiać, co pić, palić, czego unikać – i tak diabli wezmą. Ja Wam mówię, doceniajcie co macie!
Po mojemu, to Tuska juz obchodzi. Sto lat zatem i wszelkiej pomyslnosci. Alicja zasugerowala, zeby podeslac jakiegos poslanca z kwiatkiem.
Da sie rade, posle sie na rowerze.
Pan Lulek
Panie Lulku,
jeśli Tuśka 13-go, to jeszcze nie obchodzi, my jesteśmy 6 godzin do tyłu za Europą. Dopiero po ósmej wieczorem, poniedziałek!
Ale jaja! Chińskie!!!
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/dd/Arranged_century_egg_on_a_plate.jpg
Dziekuje Alicjo za zwrócenie uwagi.
Cala racja po Twojej stronie. Tym lepiej. Sadze, ze rowerzysta ma wieksze szanse zdazenia na czas z kwiatkami. Jesli wolno o cos prosic, to zatelefonuj do Tuski wieczorem Waszego czasu i daj znac, czy poslaniec dotarl. Tuska tak goraco balowala, ze spalil sie jej komputer i jest chwilowo odcieta od swiata. Jak tak dalej pójdzie, to chyba przyjdzie mi podeslac jej liczydla.
Pieknego dnia zycze nie tylko Tobie ale i wszystkim blogowiczom
Pan Lulek
Dziękuję Alicji za odesłanie do wpisu Heleny na temat wiadra zupy marsylskiej gotowanej w Nowym Jorku. Bardzo to ciekawe i chyba mordercze rozterki homarowe nie odebrały apetytu. Ale nadal nie wiem, gdzie we Francji można zjeść te zupę za 12 EUR