Zgadnij co gotujemy? (77)
Kolejny quiz będzie historyczny. Tkwię bowiem w lekturach dotyczących historii polskiego salonu i stołu aż po same uszy. Przygotowuję się do filmu (dla stacji TVN Historia) więc pogłębiam wiedzę. I – co oczywiste – chcę się nią podzielić z blogowymi przyjaciółmi. Trzy dzisiejsze pytania będą więc związane z historycznymi tematami. Kto najszybciej i prawidłowo na nie odpowie otrzyma, tym razem nie książkę lecz koszulkę (T-shirt) wyprodukowana na jubileusz 50-lecia „Polityki”. Aby umożliwić złożenie autografu i dedykacji, do koszulki dołączony będzie jeden z dawniej wydanych zeszycików kulinarnych.
No to do dzieła!
1. W XIX wieku bardzo rozpowszechniona w Polsce zabawą towarzyską było bureau d’esprit – jaką nazwę przyjęto dla tej francuskiej zabawy literackiej?
2. Jeszcze w wieku XV i XVI podawano na stół królewski pieczeń z wielkich ptaków (z piórami i głowami), które były zastrzeżone tylko dla monarchów – jakie to ptaki?
3. W dworze szlacheckim (Ostrowskich) w spiżarni stały zapasy alkoholi: 730 litrów win, tańszych i 104 litry droższych, 48 litrów araku, 200 litrów okowity, a także piwo i porter – jeden z tych trunków podawano mamkom bo przybywało im dzięki temu pokarmu – co pijały karmiące mamki?
Odpowiedzi, jak zwykle, trzeba wysyłać na adres internet@polityka.com.pl
Komentarze
Mam koszulkę (Zjazd) i mam zeszyciki, więc pazerna nie będę. Czytając opisy gospodarowania zapasami, człowiek współczesny dochodzi do wniosku, że przemysł spożywczy zdjął mu z barków 3/4 roboty kuchennej. Bo co trudnego w fakcie wstawienia w szafki kilku opakowań z kaszą, mąką, solą? A dawniej trzeba było wybrać odpowiednie ziarno, posłać do młyna, określić jakie krupy (kasza) mają z tego wyjść, podobnie z mąką i jej rozlicznymi gatunkami, potem trzeba było to przechowywać w odpowiednich warunkach chroniąc przed robactwem i myszami, co jakiś czas dosuszać przegarniając na stołach specjalnych. Sól kamienną kupowano chyba dość zanieczyszczoną, bo trzeba ją było w domu płukać, osady odcedzać, potem długo gotować i odparowywać aż otrzymywało się sól bialą „do stołu” czyli naszą poczciwą warzonkę. I tak kolejno ze wszystkim – domowy wyrób płócien i sukna, samodziałów i pończoch, świec ioctu, konserwowanie żywności. Wiedza obszerna, przekazywana z matki na córke przez stulecia. Nic dziwnego, że przy gospodarstwie domowym pracowało wiele osób, a rola dobrej gospodyni była nie do przecenienia.
Gospodarz rozdaje nasze stroje organizacyjne w nagrodę! Skandal!
Tymczasem u mnie spadło pół metra sniegu i jeszcze pada, na rano Jerzor będzie miał gimnastykę gotową, u nas i u Franka. Idę dospać…
dziecię zyskuje dla siebie uniknienie od zyzowatości będąc do obu piersi przystawiane.
„Mleczywa, ryż, krupy, lekka leguminka, dobre rosoły, polewki piwne lub gramatki, młode warzywo, niezbyt tłuste mięsiwo, najstosowniejsze i zdrowe przedstawiają pożywienie. Czyste, dobrze wystałe piwo; a nawet mierne używanie lekkiego wina zarówno służą zdrowiu. W razie wszelako jakiejkolwiek niedyspozycji matki, lepsza, nad wszystkie te napoje, dobra świeża źródłowa lub studzienna woda.”
To dyeta dla matek karmiacych.
Koszulke mam, wiec nie bede konkurowac 🙂
Ten „domowy” wyrob maki wymagal tez elastycznosci w stosowaniu przepisow kulinarnych, bo w kazdym roku maka bywala nieco inna, zalezalo to m.in. od pogody w czasie dojrzewania zboza i zniw, i dobra gospodyni musiala po prostu „wyczuc” reka przy zagniataniu ciasta, ile jej nalezy dodac. Moja babcia zawsze dziwila sie gdy ja pytalam o przepis na dobre ciasto drozdzowe: ile dodac maki? no po prostu czujesz!
A u mnie na swiecie zewnetrznym dla odmiany lod; wczoraj padala marznaca mzawka i teraz swiat blyszczy pokryty cieniutka warstewka owych krysztalkow niby diamencikami. Jak ich bedzie wiecej, zaczna sie lamac drzewa i uszkadzac linie elektryczne, ach jak przyjemnie…..W ciagu dnia ma padac snieg i przysypac wszystko rowno.Teraz jest 4 rano i wciaz jeszcze nie ma decyzji, czy szkoly beda dzisiaj czynne czy moze zaczna sie z opoznieniem, a pierwsze autobusy szkolne wyjezdzaja o 6 rano. Tez ide dospac., bo co robic….Zycze wszystkim milego dnia!
nemo,
Usiłuję sobie ze wszystkich sił wyobrazić to dziecię co za wszelką cenę chce uzyskać uniknienie od zyzowatości i muszę przyznać, ze nasuwają mi się przed oczęta obrazy których nie podejmę sie tu opisać.
P.S.
Obśmiałem się jak norka….
Andrzeju Sz. – to jeszcze nic. Gdybyś kiedyś znalazł gdzieś dobre rady z kalendarzy XVIII-XIX wiecznych dla „obywatelstwa” wydawanych, to mógłbyś się dowiedzieć w które dni miesiąca Niewiasta Twoja ma cię ze świecą zapaloną nawiedzać w komnatce Twojej, a w które Ty musisz jej wizyty składać. Kiedyś miałam coś takiego w ręku (a raczej zbiorek wynotowany dla potrzeb wydawnictwa) i to dopiero była zabawa. Dokładnie tego nie pamiętam, ale w zaleceniach były i fazy księżyca i święci różni (ich dni) i jeszcze to i owo.
dziecię wtenczas pierś rzucić powinno, gdy jej nie potrzebuje więcej, a zatem gdy już starszych używa pokarmów i dobrze je trawi…
To albowiem, co twierdzą niektórzy pisarze, jakoby mleko po skończonym roku nie było więcej przyzwoitym dla dzieci pokarmem, mam za uczony przesąd, którego doświadczenie nie wspiera; tak jak za nieuczony i prawdziwie babski przesąd mieć należy to, co u nas niekiedy od poważnych słyszeć można matron: jakoby długie ssanie robiło dzieci niepojętymi i tępymi na całe życie.
jak chlubnie niewiasta wyrzec może, gdy już dorosły młodzian sławą okrasi swe imie ?memi piersiami wykarmiłam go”?
Ostrożność tem większa zachowa się w doborze pokarmów, im układ ciała matki jest delikatniejszy; im więcej tryb życia siedzący, miękki; im nareszcie zdrowie częstszym podlega zboczeniom. Jak wszędy, tak i tu, pewna względność na stan osoby jest potrzebna. Inaczej tedy prowadzić się może matka z klassy roboczej; inaczej osoba ze stanów wyższych zachować się powinna.
A na obiad dzisiaj u Pyr rumsztyk, jak trzeba, z cebulą, kapusta kwaszona zasmażana i ziemniaki deptane. O.
W Arystotelesa o „o sprawach afrodyty” są takie spostrzeżenia, że… A wyjaśnienia są jeszcze lepsze i aż nie wiadomo czy serio, czy tylko tak sobie z powazną miną 😉 Na przykład: czemu…. Czy dlatego, że przyrodzona jej wilgoć itd.?
Rumsztyk to rumsztyk, a wczoraj prawie mi obiecano, ze brukiew z kartflami na blogu zawiśnie.
A jejusieczku, a nawet jejusieńku! Toc wczoraj zupkę kwaśną wreszcie zrobiłem, co mję smakeim przniosła w rajską dziedzinę ułudy, kędy zapach czyni cudy. Ani barszcz, ani kapucha, ani żur, a pysznie kwaśna, bo na kiszonych grzybach. nie były to piękne malutjkie kureczki, jeno pieńki, ale i tak smak porwał gdzieś, az do babci i pacholęctwa. Ummm… 🙂
Są odpowiedzi ale wszystkie z błędem w punkcie pierwszym. Francuska zabawa towarzyska bureau d’esprit to nie żywe obrazy lecz inna gra literacka. Czekam więc dalej.
Alicjo koszulki nie sa ot tak poprostu rozdawane tylko wręczane za zasługi umysłowe i nie byle komu lecz członkom naszej blogowej społeczności. A – być może – każdy kolejny Zjazd będzie miał inny wzór stroju co ułatwi identyfikacje rocznika blogowiczów.
I komunikat z frontu Oskarów Kulinarnych. Własnie dziś straciliśmy pierwsze miejsce w stawce na korzyść członka kapituły Oskarów Roberta Makłowicza, który silnym szpurtem wyskoczył z tyłu stawki na czoło. Ktoś z naszych blogowych przyjaciół to przewidział. A fakt faktem, że książki Roberta M. są poczytne i fajne. Mam je na swojej półce, a najbardziej lubię tę o czasach ck Austrii.
Iżyk,
Ty nie śliń się tu tylko napisz jakżeś tę zupę robił.
Też bym chciał ummm….
Członek kapituły startuje w konkursie?
Nie wiem, czy śmiać się – czy płakać.
A bo to proszę Iżyka, znaleźć tego nie mogę – nie ma ani w „Przebojach światowej kuchni”, ani w „Kobiecych udkach” i nie mam pojęcia gdzie ja to widziałam. Gdzieś jest ale tu by archeologa było potrzeba z łopatą. Jak znajdę – zamieszczę.
witam
Oskary to takie, że i łatwo się z Oskara stać Oskar-żonym
macie pewnie jeszcze w pamięci sprzed kilku dni
tę ciuciubabkę z „zatrudnianiem” by oddać głos
cała reszta też nie wygląda lepiej
:::
Andrzeju Szy
nie Makłowicz układał regulaminy
i nie on się zgłaszał (choć niejednokrotnie odbierał)
:::
miło, że w ogóle taki pomysł powstał
ale wykonanie… no cóż
może wcale nie chwała kulinarii temu przedsięwzięciu przyświecała
obawiam się, że może podzilić los Fryderyków
niby są, ale coraz więcej osób nie chce mieć z tym wspólnego
coraz więcej osób manifestuje sprzeciw
To znaczy, że Madame tego nie robi, tylko z gazety. Ok, cierpliwie poczekam.
A.Szyszu. juz wiem jak to zrobić. Smak już mam, tylko teraz dołożę to , co pamiętam i dopiero napiszę. Tam, wtedy i onegdaj były jeszcze kawałki świnki smażonej na pięść duże. Pamiętam skojarzenie z pięścią, tylko moja przed 30-paru laty miała inny rozmiar 🙂 Mieso było odsmażone a w środku róźowe. Respektuje i poważąm konwencję genewską, no to najpierw muszę na sobie.
Brzucho. Czy dusisz ziemniaki z brukwią?
Iżyku – na zdrowy rozum to musi być praca 2-fazowa (różny vczas gotowania składników) Najpierw trzeba by obrać, pokroić i odparzyć brukiew, potem gotować ją na malutkim ogniu w małej ilości wody z mlekiem, kiedy będzie na wpół miękką wstawić osobno ziemniaki. Potem połączyć obydwie jarzyny i zrobić z nich puree , wrzucić to na gorący tłuszcz ze zkwarkami, kawałkami mięsa, boczku itd i krótko razem zasmażyć. Tak mi się wydaje.
Iżyk,
Tu w tym kraju dzikich zwierząt i dzikich ludzi istnieje tradycyjne danie o nic-większości-z-nas-niemówiącej nazwie „Rotmos”:
1 kg brukwi (mniej-więcej jedna duza brukiew)
2 marchwie
5 dużych ziemniaków (rodzaj łatwo rozgotowujący się)
1-2 pasternaki
1 łyżka masła
1 łyżka melasy
biały pieprz
bulion po gotowanej szynce, golonce lub prędze wołowej z dodatkiem liścia laurowego i ziela angielskiego
warzywa i okopowe ugotować w tym buljonie, utłuc, doprawić.
Gotowe….
Ja często robię taki „mos” z ziemniaków i selera-korzenia w równych nawet ilościach. Doprawiam masłem i utartym z solą czostkiem.
Dla porządku:
To co ja rozumiem pod pojęciem „brukiew” to
http://sv.wikipedia.org/wiki/K%C3%A5lrot
Ba. Ale to były kawałki. Ni to plasterki, ni to kostka. Duszone pyry (o!, pardąąą…) mają tę łatwość do kruchości i „rozmaziałości”, a to było miękawe ale równe i… brak mi własciwego słowa-komplementarne? to pasowało do siebie jakośc tak, że choć na półmichach były różne pieczone mięsiwa, to wszyscy do tej brukwi łapska wyciągali. Może to nie niemieckie, a duńskie jakieś?
No?, no?, no?, A.Szyszu, może to w tę stronę? Może oni tego nie „spiurzyli” tylko podgotowali i w piekarnik?!
Ludzie! No jak ja Was lubię, to ja aż sam nie wiem? 🙂 🙂
Tak jak właśnie i tego makłowicza, który w wąwozie somosierry mówi: o, tu kozietulski i jego ułani, a tam dale oni i ioch armaty. To się nie powinno było wogóle nam pdarzyć – dwa narody, które jedzą kaszanę powinny zawsze się przyjaźnić 🙂
I koszulka i zeszyt kulinarny pojechały pod Pisz. Iżyku jesli jest Pan mężczyna drobnym i średniego wzrostu to proszę koszulkę przekazać jako suknie Kierownictwu. Gratulacje.
Odpowiedzi zaś są takie:
1 Salon lub sewkretarz literacki
2 Łabędź i paw
3 Piwo.
Teraz zostawiam Was na cztery dni. Teksty będą wskakiwać automatycznie. A człowiek pojawi się w poniedziałek. Cześć!
Znalazłem również przepis według którego gotuje się brukiew pokrojoną w kostkę aż będzie „prawie miękka”.
Na patelni na oleju (dobrze jakby był pomarańczowy) podsmaża się nieco szafranu, skórki pomarańczowej i tartego imbiru poczem dodaje sie do tego brukiew i jeszcza kilka minut podsmaża aż do otrzymania odpowiedniej miękkości.
Mam wrażenie, że tak traktowana zrobi sie nieco lepkomiękka i straci ten w pocie czoła wypracowany kostki kształt.
Najlepiej wziąć i poeksperymentować z czasem gotowania, przyprawami i ostateczną obróbką….
Chyba że chodzi ci o tradycyjną (również fińską) zapiekankę z brukwi którą u mnie jada się w wigilię.
Owszem, brukiew jest ugotowana ale nie spiurzona aż do końca. Ja lubię jak w takiej „mazi” da się wyczuć kawałki a to kartofla (ziemniaka) a to tego selera a to brukwi. Piurzę więc zawsze niedbale.
Cóś mi w chremplu strzykło i z oddanego pokłonu nie moge się wyswobodzić 🙂
Dziękujemy.
Ędrju… Pod tę niemiecko-duńsko-szwedzko-fińską bjejowatą paciagę, duży jak na kwiaty flakon, kielich tego…, no…, „tu wlata, tam wylata-aqua destilata”. Przy pierwszej okazji z się nadarzenia 🙂
Co do tej Pani Małżonki, co to znawiedzała mężowska komnatę – zapewne ubrana była w giezło z dziurką?
No dobra, niech będzie z tymi koszulkami. One i tak przestarzałe 😈
Proponuje wymyślić coś nowego. Byle tylko nie za dużo tej gumowatej materii musiało być na niej. Albo jeszcze lepiej. Czyste koszulki, przywiozę farby do malowania na materii (są takie) – i będziemy tworzyć na miejscu, a co! Wszak artyści są wśród nas!
No, tak… kilka piw i paw (w salonie) 🙁
Izyku, gratuluje wygranej! Potrawy nie znam 🙁 Wyglada na jakas polnocna.
Jak słowo daję, chłopaki, piszcie w jakimś zrozumiałym języku, a nie szyfrem!!!
nemo,
Czy kiedykolwiek słyszałaś o tym oleju pomarańczowym w kuchni?
a czy ktoś słyszał o occie konwaliowym?
ten ocet to mój „króliczek”
zrobiłem raz, ale odchorowałem hertzklekotami
jednak widziałem gdzieś w przepisie, że był użyty
i teraz spać mi nie daje
pomóżcie proszę, jeśli ktoś coś kojarzy w temacie
Jesli do błędów i niezamierzonych przeinaczeń dodać słowotwórstwo i ludowszczyznę, to wychodzi mowa wiązana Masajów
chrempel – kręgosłup,
spiurzyć – rozgnieść,
paciaga- paćka,
bjejowatą – brejowatą,
Ędrju – Wielce Sznowny Pan Andrzej Szyszkiewicz z Uppsali
aqua – etanol pozyskiwany metoda chałupniczą
flakon – po prostu flakon.
Iżyk…
co do brukwi
doświadczenia mam prawie zerowe
moja mama kiedy byłem małym gnojkiem
i tylko mi w głowie było ganianie z łukiem
robiła taką zupę na brukwi
jednogarnkową
cudną, bo pamiętam ją do dziś
ale nic nie przeszło na syna
może za małą styczność miałem z brukwią jako taką
inaczej bym się zainteresował
Andrzeju,
Olejku pomaranczowego (esencji) uzywam do lampki z parujaca woda, aby pachnialo swiatecznie. Slyszalam jednak, ze mozna 2-3 kroplami olejku eterycznego uperfumowac oliwe uzywana do potraw. Bardziej podoba mi sie mieszanina oliwy ze swieza skorka z niepryskanej pomaranczy i sokiem z tejze oraz dodatkiem tymianku cytrynowego lub zwyklego z melisa jako marynata do kaczej piersi usmazonej krotko, wystudzonej i pokrojonej w cienkie plastry. Takie antipasto. Marynowac co najmniej 12 godzin.
Konwalie są silnie trijące, jeśli spożyte w jakiejkolwiek formie. Nie radzę.
Iży, Twój słowniczek także wymaga tłumaczenia. A nie mozna to od razu zwyczajnie, po ludzku?!
*trujące, psiakość… można je tylko wąchać, a i to nie w nadmiarze, bo głowa może rozboleć. Nie mówiąc o stanach halucynogennych…
Nawet woda z flakonu, w ktorym staly konwalie, jest trujaca 🙁 Konwalia sluzy w medycynie do produkcji kropli nasercowych, ale w kuchni nie ma co szukac. Chyba ze ktos ksiazkom nie wierzy i chce na sobie sprawdzic, ale prosze, nie na gosciach!
taaa
doświadczyłem nieprzyjemności obcowania z konwaliami
ale czytałem też, że trujące sa korzonki tudzież łodyżki
a ja ocet robiłem na samych kwiatuszkach
jednakowoż wyłomotały mnie nieźle
inna sprawa, że miałem wtedy niezdiagnozowane nadciśnienie
więc wszystko mnie mogło
:::
najgorsze, że mały falkonik podarowałem pewnej restauratorce
i zaraz po zażyciu dzwoniłem w te pędy aby ostrzegać/ratować
uff …zdążyłem
:::
za to inne octy, jak malinowy, truskawkowy, bzowy, różany…
po prostu zlizywać sam aromat :o)
Brzusio’
Ty sobie melisę zażywaj, a nie konwalie!
A co do oliwy i pomarańczy, nader oszczędnie używam mojej „blood orange olive oil”, bo aromat ma przecudny.
Alicju.
Jak bedzie tak normalnie i po ludzku, to gdzie wtedy zabawa? Zresztą patrz jakie ładne słowo – „herzklekoty”.
Swoją drogą ten Brzucho, to to jakiś Sinobrody, czy jaki Henryk VIII? 🙂 Gdzie ten olsztyński restaurant, co go trzeba omijać, a teściowej polecić? 🙂
Masz jeszcze flakonik tego eliksiru?
hertzklekoty zapożyczyłem ze śląska
flakonów już żadnych nie posiadam
bo ostatniego roku przeprowadzałem się cztery razy
wszystko się gdzieś zapodziało
(czasami lepiej raz sie spalić niż dwa razy przeprowadzać)
:::
restauratorka tą, zwaną również przez nas
Matką Boską Slowfoodową
to Agnieszka Kręglicka
ale nie bójcie się, już odrzuciła od się rzeczonym flakonem
:::
moi drodzy
trzymajcie kciuki
szukam sobie nowej roboty
a w Olsztynie jest tylko jedna knajpa
w której chciałoby się mi pracować
a nie tylko przychodzić do pracy
Trzymamy.
Brzucho lecz nie tylko,
Czy ktoś kiedyś na serio zastanawiał się nad ukuciem polskojęzycznego odpowiednika Slow Food ?
Wolne żarty! Wolne żarcie? 🙂
na poważnie, to raczej nie
w ogóle słaba ta nasza samoświadomość kulinarna
poza różnymi większymi czy mniejszymi gremiami
fanami, fanatykami, pasjonatami
ale jednak prawie za każdym razem outsiderami
nikt się tym za bardzo nie przejmuje
:::
pewnie czytałeś na moim blogu relację z rozmowy z lubuskiego
…zadzwonili jeszcze raz
chwilę się zastanawiałem, czy i tej rozmowy nie zrelacjonować
ale że była typu żenującego
to dałem sobie na luz
:::
właściwie nie wiem czy nawet warto spolszczać slowfooda
na całym świecie funkcjonuje i jest OKi
:::
taaaa… tyle, że tam to on funkcjonuje
a tu tylko garstka zapaleńców
Brzuchomoowca:
Na jakim zachodzie funkcjonuje określenie „slow food” i co ono niby oznacza? Bo ja pierwsze słyszę.
http://www.slowfood.pl
myślę, że tam znajdziesz sporo szczegółów
Nic podobnego mi się nie obiło o uszy. Widocznie potrzebna jest jeszcze jedna organizacja, żeby docenić tradycyjne metody uprawy, hodowli, sposobu gotowania i tradycji kulinarnej różnych regionów świata – dla mnie to oczywista oczywistość i bez organizacji… 😯
A co do nazwy, nie jest to czasem nazwa własna organizacji? Skoro istnieje Slow Food Italy, France, UK, Japan itd. to pewnie nic złego w Slow Food Poland, co?
Poniewaz Szwajcarzy slyna z powolnosci, to i slowfood ma sie tu dobrze. Organizacja ze slimakiem w herbie istnieje tu od 1986 roku i ma na celu laczenie przyjemnosci z etyka, a podtrzymywanie tradycji to i tak sport narodowy 🙂 Ogolna swiadomosc na temat warunkow hodowli zwierzat i uprawy roslin (zakaz produkcji i importu zywnosci modyfikowanej genetycznie) jest wysoka i od lat nie ma tu np. tzw. bateryjnego chowu kur. To ma oczywiscie swoja cene, ale i jedzenie w fastfoodach nie jest tanie 🙁 Krowy maja obowiazkowy wybieg (o czym gospodarze u Pana Lulka dopiero dyskutuja i zgodza sie, jak im Unia doplaci do ogrodzenia), ustala sie dopuszczalny czas transportu zwierzat do rzezni, wspiera organizacje chroniace i propagujace stare odmiany roslin i rasy zwierzat itd. I nikt nie mowi o slowfoodzie tylko o „normalnym” jedzeniu. Oczywiscie sa tacy, co ze wszystkiego robia biznes i odpowiednio oznakowane towary mozna juz kupowac np. w sieci coop. Ludzie w Helwecji od lad wedrowali i maszerowali po swoich dolinach, a teraz wmawiaja im, ze to jest „nordic walking” i bez odpowiedniego stroju i kijow juz sie chodzic nie da 🙁
od lat 😳 albo od lady do lady 🙂
U nas to po prostu „organic food”, dotyczy wołu odpowiednio hodowanego, kury, jajka i pietruszki. Ciągle produkcja niszowa, przynajmniej tak to wygląda na półkach sklepowych. Nie jest znacznie droższa ta żywność, musiałabym zrobić jakieś porównania, ale jest droższa. I słusznie.
Obawiam się jednak, że na mutantach się skończy – nie dałabym głowy za truskawy wielkości jaja kurzego jedna w drugą, wyhodowane w Meksyku czy gdzie tam, że to nie jakieś mutanty.
Ludzie niby to doceniają, ale… żyć chcą w biegu, przynajmniej tak ja to tutaj widzę. Slimak? Najwyżej z czosneczkiem 😉
My sobie tak ładnie tutaj marzymy, a jedna czwarta (jak nie więcej!) świata głoduje. I to niekoniecznie żyjących na niezdatnych do uprawy terenach.
chcecie zobaczyc slowfooda?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Slowfood/photo#5166500170950277874
Jeszcze o absurdach przepisowych itd. Otóż moja znajoma uczy jakieś dzieciatko gry na skrzypcach, w zamian dostaje „prawdziwe” kury jako zapłatę, prawdziwe jajka i coś tam jeszcze. Pani od kur. hoduje także krowę mleczną. Wolno jej, ale nie wolno jej ani mleka, ani wyrobów z tegoż nikomu sprzedawać, mimo zrobionych obowiązkowych szczepień, badań itd. Lucyna bardzo się napracowała nad panią, żeby ta wreszcie dała się namówić na sprzedawanie litra mleka, osełki masła, śmietany – wszystko po wielkiemu cichu, żeby czasem się nikt nie dowiedział.
A gdybym miała życzenie się zatruć takim mlekiem, czy zarazić jakąś zarazą, to co?!
nawiazujac do pierwszego wpisu Pyry, mam jeszcze slowjeansy w slowlandzie:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Slowjeans
Wy tu wszycy plotkujecie a jutro jest Valentinstag czyli Walentynki. U nas bardzo popularne swieto. Z Burgenlandii poczynajac od konca XIX wieku byla wielka emigracja do USA. Stamtad z powrotem wrócilo to swieto do Europy. Najpierw do Szwajcarii a potem do Niemiec i Austrii. Tyle, ze u nas jest to juz poczatek wiosny. W naszej Poludniowej Burgenlandii wszystko zaczyna sie o miesiac wczesniej. Kwitna krokusy, pierwiosnki, wylaza tulipany i szykuje sie forzycja. Rano sa przymrozki ale w ciagu dnia do okolo 14 stopni Celsjusza. Wrócily juz dzikie szare gesi. Zatrzymaly sie przelotem bo beda dalej lecialy na pólnoc.
Jutro zatem dzien kiedy zarówno panie panom jak i na odwrót daja drobne prezenty i calusa. Kwiaty mile widziane.
Pelno roboty w ogródku a niedlugo zaczna budowac nowy dom, ostatni na osiedlu.
Calkiem wiosenny wielki Budowniczy
Pan Lulek
powstały już nawet slow city
i podobno jedno z nich Reszel, jest dość blisko mnie
muszę się przyjrzeć
Ze wszystkich slow mnie podoba się to poniżej 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=l84d0OkhSIw
Panie Wielki Budowniczy, niech Pana gęś…a u nas przybyło wiadomo, czego 🙁
Od strony językowej to tego slow nie tylko nie można, ale i nie należy tłumaczyć. Wic cały siedzi w jego antonimie do fast, jako sprzeciw i reszta całej ideolo. By translacja miała sens, trzeba byłoby oddać w języku ducha fast, a to zdecydowanie coś więcej „szybkożer” skrzyżowany z „papkołykiem”. Zresztą i z tym slow nie bardzo bardzo jest co zrobić, bo niby co – „jak u mamy”, „kuchnia regionalna” czy „chłopskie jadło”? I znów ta bieda po 50 latach zabijania własnych tradycji. U nas nawet słowo „karczma”, najpierw piwżłopy podpierniczyły spożywcom.
Gospodarza nie ma. Wypchnijcie kogoś z z oficjalnym wpisem do p.Bralczyka. A co? Ale by się p. Piotr zdziwił, gdyby na YouTube prof. Bralczyk poświęcił jeden odcinek trzódce i „Gotuj się!” 🙂
sławek. Tam w skrzyni z emalią…
Jaka znowu „translacja”, czyżby „tłumaczenie” wyszło z mody?! *I znów ta bieda po 50 latach zabijania własnych tradycji* <– przyganiał Iżyk Iżemu 😉
Karczma zdaje się od jakiegoś czasu została przywrócona do łask (Karczma Rzym” w Suchej Beskidzkiej na przykład). I bardzo dobrze.
Wypchnijcie?? Kto kogo?
Iżyku, Ty tak sprawnie słowem operujesz, wpisz się u Profesora, niech poświęci odcinek.
Ale wygodniej chłopaka lub dziewuche posłać? 😉
Karczma „Rzym” byla od zawsze. W kazdym razie juz w poczatkach lat siedemdziesiatych truli tam zurkiem 🙁
Pan Lulek juz interweniowal u prof. Bralczyka 🙂 Moze jednak nalezaloby problem skonkretyzowac, aby biedny Profesor nie musial przekopywac sie przez wszystkie wpisy w poszukiwaniu slowa, ktorego Pan Lulek jakoby nie rozumie 😯
nemo,
znamy, znamy. W latach … dokładnie w ’88 tez truli. Prawie żem się… na szczęście siostra niedaleko mieszka, dojechalim, kazała jakiś zajzajer z pieprzem duszkiem wypić. O dziwo, pomogło. Jerzora struli w „Chłopskim Jadle” na ul.Jana w Krakowie 5 lat temu. A Jennifer stwierdziła, że ze wszystkich żurków w Polsce tam był najlepszy (Jerzor struchlał, jak zamówiła) 😯
A jadła w każdej knajpie do której weszlismy – zurek właśnie. Najlepsza zupa na swiecie wg. niej.
Antoine,
że Ci tak ładnie… jak tam sprawa z legitymacjami? 😉
Ojej… a jakiego to słowa nie rozumie Pan Lulek?! Lecę do Bralczyka…
Takie slou fudowe jedzenie w mieście stołecznym funkcjonuje jako tzw. zdrowa żywność, w podtekście ekologiczna!! : chleb ekologiczny, kiełbasa ekologiczne, ser ekologiczny, warzywa ekologiczne, jajka ekologiczne, miód ekologiczny, jabłka ekologiczne…. Wie ktoś jak wygląda ekologiczne jabłko?? Po pierwsze w lutym to już go nie ma!!
A wszystkie takie ekologie sprzedają w Warszawie sklepy co się na przykład zowią: Przysmaki z zagrody, Zdrowa żywność, Wiejskie klimaty
i tym podobne.
Ale to sklepy dla zdrowych, ekologicznych koneserów co to wieś widzieli na obrazku, normalna publiczność pewnie tam nie zagląda. Tłoku w nich nie widać, ceny regulują popyt. A czy to jest jakieś szczególnie smaczne….
te tak samo różowiutkie wędliny tylko eko konopnym sznurkiem obwiązane, kiełbasy o nazwach zachęcających ale cenach odstraszających, smakach tych cen niewartych.
Słynne sery z Korycina, dostępne już w wawie, są w porzo.
Szeroka publiczność ma pana Kościuszkę i jego chłopskie jadło dostępne nawet w sieciowych supermarketach!!! Na drewnianym, ekologicznym regale stoją słoiki z dżemami, mięsami, pasztetami, zupami…
Trzeba docierać do żródeł. Trudna sztuka, ale warto.
Alicjo, sprawa drgnęła, a właściwie to pojechała z Misiem na wycieczkę po krajach zagranicznych. Towar to trefny, ale na granicach teraz nie trzepią więc pewnie Misia nie cofną.
Jest tam parę ankiet do wypełnienia, zdjęć do zrobienia 🙂
Misio do kraju wróci już sam.
Myślę że rozumiesz? 😉
Antuan
Antuan,
Ty jak już konspirujesz to przymruż chociaż oko, dodaj o tych kasztanach na placu Pigalle, podnieś kołnież od prochowca i rozglądaj się nerwowo na wszystkie strony. Możesz też szybko odgasić peta o słup ogłoszeniowy i schować połówkę na potem. Będzie jak w kinie.
Zrozumie nie tylko Alicja.
A.Sz.,
Ależ ja już pisałem o sobie występującym w prochowcu i stosownym kapelutku!!
A petów nie gaszę o słupy już od jakiś parunastu lat.
Alicja pytała, Alicji odpowiedziałem.
Oczko mrużę 😉
Antonow
No dobra… kto tu pali?!
Prochowiec to juz Antułan i owszem… i było jak w kinie, na dachu przy kominie, a może jeszcze wyżej jak ten dach dach dach…
Do rzeczy zabrały się gołębie pocztowe, oraz misie 🙂
Agnieszka Osiecka
Siedzieliśmy jak w kinie
na dachu przy kominie,
a może jeszcze wyżej
niż ten dach, dach, dach.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Znalazłam cię w rynsztoku,
bez szelek i widoków,
za włosy cię wywlokłam
spoza krat, krat, krat.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Kazałam cię wyczyścić,
posłałam do dentysty,
wsadziłam pół Cedetu
na twój grzbiet, grzbiet, grzbiet.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Włóczyłam cię po sklepach,
bo byłeś jak Mazepa,
samego masz obuwia
z dziesięć par, par, par.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Prosiłam godzinami,
byś przestał jeść palcami,
mówiłam co spasiba,
co pardom, dom, dom.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Wbijałam w łeb,
jak dziecku,
po rusku, po niemiecku:
nie na to jest perfuma,
byś ją pił, pił, pił.
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Przytyłeś mi – ty łotrze,
bo miałeś według potrzeb,
czy dziś obywatela
na to stać?
A ty mnie precz wygnałeś
i tamtą pokochałeś,
to po całowałeś mnie
wtedy tak?
Ty jesteś kawał drania,
to nie do wytrzymania,
na diabła mi potrzebny
taki chłop, chłop, chłop?
Wystawię ci rachunek
za wikt i opierunek,
za każdy pocałunek –
zapłać!
Albo wróć.
Wróć.
A-23
Calkiem wiosenny wielki Budowniczy, Pan Lulek,
XXOO i duzej lopaty zyczy Tuska.
Oj Brzucho, czy to nie z konwalii robi sie cykute? Ostroznie…
Alicjo, sadze, ze slow food – w opozycji do fast food: produkty lokalne, zdrowy, przyrzadzane z uwaga i troska o tradycyjna recepture. Niekoniecznie przewiazany ladnym sznureczkiem, zeby wygladalo ludycznie. Ludycznie-nieautentycznie…
Kaszanka kaszance nierowna. Bardzo lubie kaszanki, salcesony i pasztetowe (kto dzis potrafi odroznic podgardlana od watrobianej?), ale strach to kupic.
Od zaufanego slowfoodowego producenta, b. chetnie. Gdzie on jest?
Brukiew nauczylam sie robic do Bozonarodzeniowego obiadu, taka rustykalna papke. Smakuje znakomicie, jesli doda sie do niej duzo surowego masla przed podaniem. Ale wszystko wtedy dobrze smakuje, prawda?
Tez marchewka z pasternakiem. To danie zaadoptowalam od przyjaciolki Irlandki. Czy nie mamy juz ekspozytury w Irlandii?
Tuska !
Lopaty nie bedzie. Obiecali dowiezc miotle. Pilnuj Królewskiej Poczty i wygrzebuj sie spod sniegu sama albo z pomoca Swietego Walentego.
XXOO
Pan Lulek
Ania Z.
Brukiew – jakieś szczegóły i różnice względem A.Szyszowych sposobów?
Alicju.
Ta „translacja” to mi tak sama jakoś z paluszków po klaiszach pobiegła.
Teraz ogromny skró i uproszczenia: z półwieczem zabijania to idzie mi o to (zawsze zresztą o to mi idzie), że ci dranie od wówczas nowego ustroju w ciągu kilku pokoleń próbowali wytłuc wszystko, co im nie pasowało personalnie i ideolo – AK do pierdla, a obyczaje na śmietnik. Część kosztów to przemiany społ. na wsi, awans do miast i np. jakaś nowa huta. Jak patrzę na tych niemców, włochów, czy francuzów, to oni w każdej pipidówkie mają od zawsze swoje lokalne coś. U nas odnawia się tradycję, jakieś jarmarki, kindziuki, święto kartofla, palanta, gumaca czy wideł z grabiami. Ach jak pięknie, orkiestra strażacka rżnie, proboszcz kropi, a wójt przemową otwiera. Czy mówię, że źle? A skąd?! Bardzo nawet dobrze. Tylko jak się stanie z boku i popatrzy, to widać że to fasada, matrix reaktywacja i odmalowany fronton kulturowej rudery. Przez 50 lat nie kultywowana ledwie zipie, bo te babcie, co ją jako autentyczną pamiętają, same ledwie zipią. Wyrwanie obyczaju na kilka pokoleń odbiera sens temu pojęciu i stąd mój prywatny nobel dla Barei za „narodzenie się nowej tradycji” . Zostały perełki, jak te palmy na kurpiach. Te tłumy tam wtedy, to stąd, wydaje mi się, że właśnie autentyczne, bo bez żadnej przerwy. Zgryźlie mogę, że niedługo to pielgrzymki będą naprawdę najstarszą tradycją…
To teraz Ty mi powiedz, co znaczy, że sam żem se przyganiał?