Coś dla sprinterów
Ci z Was, którzy poznali Basię wiedzą, że – w odróżnieniu ode mnie – nie lubi ona zbyt długo siedzieć w kuchni. Siedzi tytle tylko ile MUSI. Jej przepisy z tego właśnie powodu są szybkie, sprinterskie wręcz. Często też zamęcza mnie uwagami, że namawiam wszystkich do spędzania godzin w kuchni gdy znacznie ciekawiej jest np. na dworze, w czytelni, w operze i w wielu innych miejscach. Aby uniemożliwić żonie kolejny atak w tej bitwie zamieszczam dziś jej kawałek kulinarnych wyznań.
„Szybkie gotowanie to konieczność, w obliczu której stają niemal wszystkie kobiety pracujące poza domem. Jest to spory wysiłek, także organizacyjny, tak wielki, że czasami nie mamy już czasu myśleć o utrzymaniu porządku w kuchni. A rzecz jest ważna, zwłaszcza, jeżeli kuchnia jest także miejscem jedzenia posiłków. Owe pół godziny, które dajemy sobie na przygotowanie obiadu nie obejmuje już żadnych prac porządkowych. W kuchniach wyposażonych w zmywarki bez problemów to wszystko, czego użyło się w czasie gotowania, wkłada się do komory zmywarki, dzięki czemu zachowany jest porządek. W kuchniach bez zmywarek, a takich przecież większość, jedynym wyjściem jest systematyczne odstawianie zabrudzonych naczyń w jedno miejsce, na przykład do przygotowanej miski lub komory zlewozmywaka. Wprawdzie urośnie tam góra, ale tylko tam. Nie żałujmy tego jednego gestu.
Nasze menu na dziś to: krupnik z płatków jęczmiennych, wątróbki drobiowe z jabłkiem z dodatkiem ziemniaków i zielonego groszku, a na deser zmiksowany z miodem serek homogenizowany.
Składniki takiego obiadu dla 4 osób: Kostki rosołowe, koncentrat w paście lub vegeta według smaku, pół surowego pora, 10 łyżek płatków jęczmiennych, zielona pietruszka, 60 dag wątróbek z drobiu, 2 winne jabłka, 2 średnie cebule, 2 łyżki tłuszczu do smażenia (masło z olejem), 2-3 łyżki mąki, sól, pieprz, ziemniaki, 1 puszka zielonego groszku, 2łyżki tartej bułki, 1,5 łyżki masła, 2 opakowania serka homogenizowanego, 4-6 łyżek miodu, do przybrania mandarynka, pomarańcz lub – w sezonie – truskawki.
Wlać do garnka 5-6 szklanek wody, dodać vegetę lub koncentrat, pokroić pora w makaronik i włożyć do zupy, dodać także płatki jęczmienne. Postawić na ogniu. Nastawić wodę na ziemniaki. Wątróbkę starannie opłukać i odstawić w durszlaku do odsączenia. Rozgrzać tłuszcz na patelni, obtaczać wątróbkę lekko w mące i usmażyć na tłuszczu, obrać cebulę, pokroić ją w krążki, ułożyć obok wątróbki i pod przykryciem razem dusić. Obrać jabłka, pokroić w ćwiartki i ułożyć obok cebuli, znów nakryć patelnię i dalej dusić. Obrać ziemniaki, wrzucić do wody lekko ją soląc. Puszkę z groszkiem otworzyć i jej zawartość wlać do garnuszka, podgrzać. Usmażone jabłka i cebulę układać po trochu na każdej wątróbce i nadal, pod przykryciem, lekko podgrzewać. Ziemniaki odcedzić,utłuc na puree z odrobiną mleka. Na patelni zrumienić bułkę, do rumianej dodać masło (nie przypalimy wówczas tłuszczu), polać odsączony groszek. Serki umieścić w wysokim naczyniu, dodać miód i zmiksować,wyłożyć na deserowe talerzyki, przybrać owocami. Do ugotowanego krupniku dodać siekanej zielonej pietruszki, jej resztą posypać usmażoną wątróbkę. Podawać zupę w talerzach obficie posypaną siekaną zieleniną. Wątróbkę najlepiej byłoby podać na tej samej patelni, na której się smażyła lub na półmisku w ten sposób, aby na każdej leżała odrobina cebuli i jabłka, a wokół ziemniaki puree. Całe drugie danie proponuję posypać siekaną pietruszką lub koprem.”
Pewnie i racja, że to szybki obiad. Ale ja tam wole swoje przepisy. A prawdę mówiąc i Basia woli gdy ja gotuję a ona zajmuje się czym innym!
Komentarze
Powinnam powiedzieć wszystkim „dzień dobry”, ale jaki on dobry? Ciemny, deszczowy, listopad w styczniu. W lotnictwie wojskowym żałoba.
Obiad właściwie gotowy, bo wczoraj jednak zrobiłam szare kluski z kapustą, więc pieczeń z szynki została na dzisiaj, a do niej reszta wczorajszej kapusty zasmażanej. Anka będzie w domu dopiero wieczorem, więc spieszyć nie mam się do czego.Minął już dla mnie czas gotowania trzy daniowych obiadów. Nie ma mężczyzny co to do niego przez żołądek, nie ma rosnących i jedzących za kompanię wojska dzieci i z pewnym żalem stwierdzam, że na codzień panuje u nas jedzenie „barowe” – albo zupa i tylko zupa, albo kawałek mięsa, jarzyny i kawałek chleba albo łyżka ryżu, albo ryba z surówkami albo wreszcie kluski, placki czy inna smażenina z farszem czy czym tam trzeba. Desery też prościutkie – kawałek ciasta pozostały z sobotniego pieczenia albo po prostu owoce. Rzadkie dosyć okazje kiedy robię tradycyjny, większy obiad lubię celebrować. Wtedy jest zupa krem albo czysta, w filiżance, co najmniej dwie jarzyny, kluski na parze i wymyślne sosy.. Osobiście lubię kuchnię i lubię w kuchni siedzieć, rozmawiać.
Pyro,
Gotowanie – a może po prostu szykowanie posiłków dla coraz mniejszej ilości osób i coraz mniejszych żołądków to nie tylko twój los.
Najgorzej jest samotnym – bo tym chyba trudniej o motywację do kulinarnych wyczynów. Ja gdy na parę dni zostanę sam (a zdarza się to niekiedy) to odżywiam się raczej niż jadam.
Jedyny pożytek ma z tego lodówka bo przy okazji zostaje wyczyszczona z resztek dziwnym trafem zawsze tam lądujacych.
Niemniej jednak warto celebrować, zapalać świeczki na stole nawet do najprostszych posiłków, układać równo sztućce, włączać muzykę a choćby siedzieć i rozmawiać w kuchni.
W przeciwnym wypadku grozi nam jedzenie z papiera przed telewizorem. A to już tylko krok do….
A pośpiech – jak wiadomo – wskazany jest jedynie przy łapaniu pcheł.
Ponieważ ja wypowiadam sądy wielokrotnie kontrowersyjne, będzie tak i tym razem. W momencie gotowania (jako że nie mam zmywarki) usiłuję używać tych samych naczyń i sztućców powtórnie. Jeżeli np. podgrzewam mleko nie widzę powodu, żeby w tym samym garnku nie móc ugotować kartofli. Jeżeli mam łyżkę do zamieszania zupy, to mogę nią również poruszyć bitki. Jeżeli mam kubek, w którym zrobiłem sos ziołowy do sałaty, to mogę również w nim rozpuścić koncentrat pomidorowy w odrobinie zupy. Ja tylko patrzę, czy jedno pasuje do drugiego. Mam mniej zmywania.
Piotr zasprintowal !
Jeszcze nie skonczyla sie dyskusja na temat poprzedniego wpisu a tu znowu cos nowego.
Tuska broni mojej pierzyny na odleglosc. Czyzby jakas tarcza antypierzynowa.
Marialko i D. moga sobie pójsc na wariant wspólnej pierzyny duzej albo dwu mniejszych. Ich sprawa i tyle. Jak trzeba bedzie, to Pyra pomoze.
Podaje przepis na sniadanie które nazywa sie pecie. Skad nazwa nie mam pojecia. Jadam regularnie co najmniej raz w tygodniu.
Platki owsiane, kilka lyzek
Mak czarny lub bialy niemielony
Rodzynki lub sultanki
Orzechy wloskie lub laskowe
Luskane ziarna slonecznika
Suszone jablka lub gruszki, pokrojone
Co tylko wpadnie do glowy i da sie zjesc na surowo typu nie miesnego
Konfitury jakie sa aktualnie otwarte.
Jogurt, kefir lub zsiadle mleko
Calosc wymieszac w salaterce.
Zajadac lyzka i popijac herbata czarna lub ziolowa.
Jesc do oporu, najlepiej, zeby nic nie pozostalo.
Po godzinie przebywac w poblizu ustronnego miejsca bo zacznie sie reakcja, szczególnie jesli dodano swiezych drozdzy.
Najlepiej zajadac w dniu kiedy nic innego nie bedzie jedzone i nastepuje próba naprawienia za jednym zamachem figury, która psulo sie pracowicie przez kilka ostatnich dni.
Do takiego jedzenia to i kuchnia nie jest specjalnie potrzebna
Pan Lulek
Kuchnia jako miejsce w domu tradycyjnym najważniejsze. Z wygodnym dużym stołem i solidnymi krzesłami z drewna. Na stole można podać obiad i można też zagnieść ciasto .
Kredens przepastny musi być w takiej kuchni koniecznie. W wielu mieszkaniach „blokowych” można pomarzyć o wielkiej wygodnej kuchni, w której spędza się większość czasu . Teraz modne są amerykańskie kuchnie połączone z pokojem dziennym ale to już nie to samo co dawniej gdy pod fajerkami huczał ogień i przyjemne ciepło rozchodziło się dookoła
chichichi 🙂
Szukam, co inni o pulpecikach takich malutkich w zupie, powiedzą, więc gdzieżby jeśli nie u Guru? W blogu tylko wzmianki, więc na stronę. Pulpecików nie ma ale mam pięc trafień w pulpety, z czego wybieram „rosół z pulpetami”. Czytam, że na 46 porcj bierzemy 45 szklanek rosołu i oczy wywalam, że On, Wielki On, na moich oczach ze smakosza-sybaryty w hurtownika jadłodajniannego się przeobraża. Jakże to? Mistrz Jedi, Mahatma i Nostradamus porzuca ezoterykę i dla mas rosoły warzy?! No nieeee… Przyglądam się wątpiąco stronie i widzę, że pulpetów z ryb też sztuk 40 i sześć ukręcić każe, watrobianych wiedeńskich też i niczym Pan Lulek „w rozterkach cały” drepcze po stronie w tę i nazad.
Komentarze nadusiłem, a tam admin tłumaczy „kryszab” że, do „zupy krewetkowej” to 2, może 3 dymki ze szczypiorkiem w zupełności wystarczą, a 23 to błąd, z reszta już poprawiony.
Rosołu zatem szklanek trzeba czterech, góra 6-ciu, a Mistrz, Moi Drodzy, nadal gotuje w Eleusis nie na agorze, tylko kopiści, kopisty-apokryfisty, nauke przeinaczają.
Pisarczyki! No, no – ja Wam mówię – no, no, no!
😉
Też nie bardzo odpowiadają mi kuchnie otwarte na pokój, a szczeólnie na salon. Takie było pierwsze mieszkanie mojej Ryby w Świnoujściu. Kuchnię od salonu oddzielał blat barowy i wystarczyły słownie dwie szklanki i talerzyk, żeby sprawioać wrażenie nieprzyjemnego bałaganu. Byłam kiedyś świadkiem zamawiania nowoczesnej obudowy meblowej do kuchni. Miało to kosztować tyle, co mały samochód z wszystkimi bajerami w wyposażeniu i jak zrozumiałam z rozmowy miała to być duża kuchnia, otwarta na salon (też duży) i pani zamawiająca zastanawiała się nad kolorem dywanu do tej kuchni. Nie wytrzymałam i spytałam jak sobie wyobraża gotowanie czy robienie klusewk z dywanem pod nogami. Dowiedziałam się, że, oczywiście, nikt w tej kuchni niczeego gotować nie będzie – najwyżej zrobi się herbatę albo kawę. Ta pani musiała mieć mnóstwo pieniędzy, jeżeli kupowała sobie taką zabawkę „do patrzenia”. Po co komu kuchnia do robienia herbaty?
Madame. Ja poprosze adres tej pani i dobre słowo u tej pani. A nuż się jej wyposażenie znudziło?
Torlin,
Bardzo praktyczna to Twoja kontrowersja. Jakbym siebie samego widział…
P.S.
Mam zmywarkę
Torlinie ja sie z Toba zgadzam. Tlumacze ulubionemu juz od pary lat, ze nasza kuchnia, to nie restuaracja i ze nie musi za kazdym razem chwytac za swieza lyzke, badz miske i ze do misli po marchewce mozna ze spokojem wrzycic obrane pyrki czekajace na swa kolej.
Tlumaczenie idze dosc ciezko, jako ze na mnie spada obowiazek zmywania.
Wniosek: kucharz niezmywajacy nie liczy sie z iloscia brudnych naczyn.
Pominę te komentarze. Powiem tylko, że mam diametralnie inne zdanie na ten temat. I to nie tylko dlatego, że jestem właścicielem zmywarki.
Reszta jest milczeniem – jak mawiał Szekspir, który podobno nie istnial (tylko ciekawe skąd te powiedzenia?).
Właśnie przed chwileczką znowu zapomniałam o numerkach.
Iżyku – owej pani nie znam osobiście. Po niewczasie przypomniało mi się powioedzonko Wiktorczyka (wiesz kto to był?), że piękne kobiety i drogie samochody trzymają się zwykle razem. Widocznie rzecz dotyczy nie tylko samochodów. Ja ją spotkałam kiedy „turystycznie” oglądałam ładne meble. To jedna z moich słabości i kiedy jeszcze chodziłam sobie po mieście, zawsze trafiałam do jakiegoś sklepu meblowego, ze szkłem i porcelaną albo do księgarni. Reszta sklepów raczej nie budzi moich pożadań.
Hm, mam… 2 zmywarki. I jeszcze, jasna chlorella, zmywam!
Mnie, Madame, szkiełko, mebelki i porcelit nie kręci wcale. wiadomo – chłop, ale łapy mi latają i ślinię się na widok patelni (Panowie, Panooowie! Prosze o spokój!). Zobaczam kolejną i… idee fixum dyrdum.
Ozorem chlaszczę, a czas ucieka. Babcia robiła zupę, co nigdzie więcej takiej nie było, więc bardzo byłbym wdzięczny, gdyby ktoś mnie naprowadził.
Zupa była warzywna i odcedzona. Zabielana (własciwie to szara) i wyraźnie kwaśna. Do niej, i tylko do niej, były te sine kartoflane kluchy, a w zupie były pulpeciki mięsne wielkosci laskowego orzecha, które gotowały się w tym wywarze. Myślę, że ta „szarość” pochodziła od mąki obtasczxanych pulpecików. Kluchy na talerzu zalewało sie tą zupą i oczywiście jadło ale istatą były wyraźne trzy odzielne smaki zupy, kluch i pulpecików. Wszelkie próby odtworzenia, to za każdym razem pomyłka.
Babcia pochodziła z zamojszczyzny, lecz mieszkało się jej w róznych garnizonach (tu 😉 do Pyry) po całej Polskce. Może ktoś wie, o czym mówię?
Iżyku – to, o czym piszesz, przypomina mi najbardziej zupę nazywającą się „białe, kwaśne”. Zupa ta ma w Wielkopolsce kilka odmian
– na podrobach (szczególnie na płuckach) wywar z warzywami, potem w to zaprawa ze zsiadłego mleka labo i serwatki z mąką , na samym końcu mięso pokrojone w kostki wrzucone w zupę (Pyra nie jada);
– analogicznie jak wyżej tylko wywar na stópkach uszach itp – Na talerze kładzie się całe, ugotowane ziemniaki i w to leje zupę
– wywar na warzywach i kościach podprawiony zsiadłym mlekiem z mąką, szare kluski i pulpety albo kostki mięsa.
Z przypraw obowiązkowo ziele angielskie i majeranek.
A Mojemu to „lapy sie trzesa” jak napisal Izyk na widok patelni i… nozy! Niby dobry noz w kuchni wazny, ale troche mnie niepokoi ten blysk w jego oczach na widok jakiego szczegolnego egzemplarza!
Ela – może to mój brat jakiś. Też lubię noże.
Niech licho porwie te kody! Ja tylko na chwilkę, bo robię pierogi dla córki i wnuczki. Nie potrafię gotować w kuchni, w której jest bałagan, więc sprzątam na bieżąco i mimo posiadania zmywarki też zmywam ręcznie. Właśnie omyłam patelnię i maszynkę do mięsa. Teraz pora na lepienie.
Co do noży, to R. ma tak samo – nie ma już gdzie ich trzymać, a ja i tak używam tych samych trzech od lat. Smacznego dnia. 🙂
Marzy mi się kuchnia otwarta, bo chciałabym, żeby przy gotowaniu sobie pogadać. U kilku moich znajomych jest taka kuchnia i chyba cała rzecz w tym, zeby ona była odpowiednio ustawiona. Otóż z boku, a nie tak, żeby wyłaziła ze wszystkimi bebechami na salony. U Zośki salon, jadalnia i kuchnia i odchodzącu od kuchni barek to jedna przestrzeń (oj, duża przestrzeń, jakieś 70-80m kwadratowych), a jest to tak sprytnie zaprojektowane, że nic się w oko nie rzuca. Kuchnia jest w jednym rogu, z boku. Lubię stać lub siedzieć na stołku barowym przy wysepce i plotkować z Zośką, kiedy ona gotuje, napić się czegoś przed obiadem, coś pokroić czy obrać w ramach pomocy koleżeńskiej.
Mam ten sam odruch, co Alsa – myję wszystko w trakcie, bo jest na to czas – tu coś się podsmaża, tam się zagotowuje, więc w tym czasie to i owo zmywam i chowam.
Kuchnię mam szalenie niepraktyczną i uważam, że małą, chociaż kuchnia Arkadiusa to połowa mojej, ale jego kuchnia jest praktyczna. Moja jest przerobiona z małej sypialni. Jest to 3×3.5m kw. plus na jednej ścianie 60cm wnęka na wbudowaną *meblościankę* z szafkami, blatem, zlewozmywakiem. Byłaby idealna, gdyby nie to, że na jednej ścianie są drzwi na ogród, a obok okno długie i wysokie, niewymiarowe, pod oknem *starożytny* kaloryfer typu żeberka. Tam się nic nie da ustawić. Na przeciwległej scianie wyjście na salony plus wbudowana w ścianę szafka długa od podłogi na zioła, a obok szafki drzwi do schowka (bardzo cennego) pod schodami. Może należałoby pożegnać się ze schowkiem pod schodami i szafką zielną, ale po 14 latach mieszkania tutaj jakoś nie umiem 🙁
Wtedy można by było zagospodarować tę przestrzeń inaczej i mieć „większą kuchnię. ALE… dopiero co tymi ręcami przerabiałam kuchnię i nie mam zamiaru wpuszczać się w ten interes znowu. A poza tym nie mam jeszcze pomysłu. Podsyłam Wam dokumentację z remontu – tymi ręcami!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Kuchnia/
I lecę na zakupy.
Co do kuchni otwartej na pokój dzienny, chciałabym taką właśnie mieć. Po przemyśleniu doszłam do wniosku, że to dobre rozwiązanie dla osoby lubiącej gotować a jednocześnie chcącej spędzać czas z ludźmi. Koniec kuchennej izolacji. Faktyczny i spory bałagan wytwarzam tylko robiąc przetwory ( choćby ze względu na ilość produktów) a robię je co dwa lata.
D. przywitała mnie dziś pyszną zupą grzybową. Na deser miałyśmy ananasa z świeżo startym cynamonem. Idę na kawę serdecznie Was pozdrawiając!
Alicja, nie narzekaj !
Moja kuchnia jest 4 X 2,5 metra. Otwarta na pokój dzienny w którym sie nie siedzi. Sa tylko ksiazki i troche kwiatów. Idea otwartej kuchni jest znakomita. Jest osobny pokój jadalny ale to cos zupelnie innego. Tymy rencamy przebudowywalas, to trzeba bylo wtedy ruszac glowa. Teraz zostaw tak jak jest w mysl zasady: jak nie mozna zmienic, to trzeba polubic. Jest natomiast problem gdzie trzymac ksiazki kucharskie. Najlepiej byloby w kuchni, ale jest tego zbyt wiele. Ja robie tak, ze w nocy jak juz przeczytam wszystkie komentarze, odpisze na listy, przeczytam aktualny artykul z Polityki albo innych gazet i dojde do wniosku, ze mi juz nic nie potrzeba, to ukladam plan jedzenia na kolejny dzien. Z tego w sumie i tak nic nie wychodzi ale co pomysle, to moje.
Plotkowac o gotowaniu jest najlepiej na stojaco z kieliszkiem czegos dobrego w dloni.
Ale czasami, nawet dla siebie samego warto zrobic jedzenie z zastawa na siedem fajerek.
Pan Lulek
Moja kuchnia też nie jest duża – ok 9 m.kw. mieści się w niej dość duża lodówka, stół krzesła i 2,4 mb wyposażenia ( w rzędzie 2 szafki 80-tki, 2 40-tki kuchenka) I to samo powtórzone nad szafkami stojącymi. Jako spiżarnio – graciarnia wykorzstywana jest szafka na balkonie (ze starego zestawu kuchennego 2 x 80-tka jedna na drugiej) w której upycha się formy do ciasta, foremkę na baranka wielkanocnego i duże formy gliniane na baby. Nie ma gdzie trzymać np miksera, maszynki el. do mięsa, itp. Stoi to poupychane w szafach w pokoju moim, czyli w miejscu do tego nienajlepszym. Też mam nawyk mycia wszstkiego czego uzywam na bieżąco. W efekcie na odstojniku leży góra sprzętu do schowania kiedy kończę gotowanie.
Ja tam jestem zadowolony ze swojej kuchni, u nas w ogóle życie rodzinne dzieje się w kuchni. Ale ma ona 24 m2, z dużym stołem i z wyjściem na taras. Ale najbardziej jestem zadowolony z blatu, jest on o wymiarach 2,5 m x 120 cm i przez to jest gdzie brudzić i gdzie to wszystko rozstawiać. Ludzi, jak przyjdą, to nie można wygnać „na pokoje”, wszyscy najchętniej siedzieliby w kuchni. Może dlatego, że tam też jest telewizor?
O, rany, Torlin! Zazdroszczę Ci takiej kuchni! Też bym się nie pchała na pokoje, gdybym była Twoim gościem. 🙂
A teraz pytanie do wszystkich – czy farsz do ruskich pierogów można zamrozić? Naprodukowałam tego, jak głupia i teraz nie bardzo wiem, co z tym zrobić. Słyszałam, że można smażyć z takiego farszu placki, ale też nie wiem, jak. Będę wdzięczna za podpowiedź( dorabianie ciasta i lepienie kolejnej porcji pierogów nie wchodzi w grę!).
P.S. Te kody mnie wykończą!
Alsa – mrozić nie mroziłam ale placki robiłam. Musisz dosypać mąki, potem formować małe (5-8 cm) placuszki w dłoni i panierować je – albo tylko w grubej mące, albo w jajku i bułce tartej. Są bardzo dobre. Ciasto nie może długo leżeć, bo sioę rozłazi potem.
Dzięki, Pyro! Znaczy, że zaś muszę do garów, bo mi się farsz rozlezie. 🙁
żegfnam się do jutra. Jutro jeszcze moge plotkować, a od niedzieli dwa tygodnie spokoju będziecie mieli od Pyry. Ania będzie miała „wakacje” co znaczy, że będzie przygotowywała lekcje na drugie półrocze i materiały dla maturzystów. Dobrze, jeżeli od rana na trochę dorwę się do klawiatury.
Pyro, nie strasz swoją nieobecnością przez dwa tygodnie! A co z tymi młodymi ludźmi, którzy mieli za wikt i opierunek złożyć Ci Twój własny komputer? Nieaktualne?
Alsa,
ten farsz do jutra wytrzyma, nie musisz zaraz do garów. Ty masz całkiem fajną kuchnię z częścią jadalną, nie masz czego zazdrościć Torlinowi, bo parę osób się tam swobodnie zmieści. Podobnie jak Pyra mam za mało miejsca na składowanie różnych mikserów (sztuk jeden, co ja gadam!) i takich rzeczy, co to raz na jakiś czas, dlatego schowek pod schodami jest dla mnie taki cenny.
Panie Lulku,
gdybym zawołała fachmanów i kazała zabudować drzwi na ogród oraz zmniejszyć okno i walnąć tam wiecej szafek – miałabym praktyczniejszą kuchnię. Ale… co zrobic z kaloryferem?! Po drugie, z drzwiami na ogródek trudno się rozstać, bo tam jest letnia jadalnia od maja do końca września. Tak zle i tak niedobrze, toteż wykonałam kosmetykę kuchni i natychmiast, zgodnie z Pana sugestia, polubiłam.
Powinnam wywalić te małe półki i wstawić tam coś wysokiego (półkowego). Też nie mieszczą mi się książki kucharskie i parę innych drobiazgów, co mogłyby na półkach spoczywać. Czyli ciagle jest miejsce na usprawnienie 🙂
a czy ruskie sa w Kabulu? mrozenie im nie szkodzi, konsumpcja nie sprzyja, to dla Alsy, ktora nie miala okazji przewinac sie przez bar mleczny przy placu Grunwaldzkim
Ruskich w Kabulu nie ma, za to sa Kanadole i inni, także Polacy.
Alsa jest z Wrocławia, Sławku, tak że przez Plac Grunwaldzki miała okazję przewijać się 150 tysięcy razy, jak nie więcej. Mrozić Ruskich nie ma sensu, wszak maja Syberię, lodówki nie potrza. A teraz udaję sie do kuchni, w planie placki ziemniaczane plus sałata mięszana z fetą i takimi tam.
Do Pyry:
ano właśnie. Najlepiej zakup ten browar i kuś nim młodych – nie dając spróbować! Tylko popatrzeć.
Jako zachęta do składania tego komputra tylko dla Ciebie. Jak nie pogonisz, to nie dostaniesz, dobrze wiesz.
A ja tam ruskie mrożę. Nie wiem, jak zachowałby się samotny farsz w zamrażarce, ale w cieście pierożnym na pewno nic mu nie dolega. Praktykuję od lat i nie zamierzam przestać. Za tydzień znowu przywiozę transport boskich ruskich od Mamy (ani ja ani moja właścicielka nie umielibyśmy zrobić czegoś tak dobrego) i w porcjach do zamrażary. Jak przyjdzie ich pora, dam im odtajać i na patelnię! Młodemu też smakują, ale chyba założę mu szlaban na ruskie, bo on zawsze sypie do nich cukier, profan jeden niepoprawny. Aż serce się kraje…
Ja też ruskie mrożę, ale tu chodziło o sam farsz. 🙂
Młodemu dałabym spokój – w końcu ludzie jadają różne dziwne rzeczy, a skoro nie szkodzi, to niech tam im na zdrowie będzie. 🙂
Chociaż o ruskich z cukrem słyszę po raz pierwszy. Może z Młodego będzie wielki wynalazca kulinarny w przyszłości, kto wie?
Czy to mój komputer zwariował, czy serwery Polityki? Ktoś oprócz mnie ma problemy?
Ruskie z cukrem?!
Tylko z kwaśną, gęstą śmietaną, a najlepiej z boczkiem zesmażonym i maślanką! U mnie były placki ziemniaczane. Troche udziwniłam, ale wyszły przednio.
Połowa ziemniaków starta na zwykłej tarce na ziemniaki, a połowa na dużych otworach. Reszta zwyczajnie, i ja zawsze dodaję dużą cebulę, bo wtedy ziemniaki nie ciemnieją. I cebulę w plackach lubię (wiem, że Pyra nie cierpi!). Zeżarte już, z gęsta kwaśna śmietaną, popijane maślanką.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Placki_ziemniaczane/
P.S. A to pierwsze zdjęcie to zima u mnie dzisiaj, ok. 0C i słońce. Może być! W nocy kapkę mrozu.
No, mój komputer wrócił do normy, chociaż wcześniej sie wyłączył (syn mi poskładał z dwóch, więc jest to możliwe, Pyro – nie odpuszczaj!).
Dobrych i smakowitych snów wszystkim życzę. 🙂
Dobry wieczór Państwu ! Ja z zawiadomieniem pocztowym:
Panie Lulku, na BY, BY POLAND jest do Pana list.
Alicjo, mam dylemat, nie wiem, co najpierw pochwalic? zimowy chatki obrazek, czy te placki? obie foty zachecajace, w sumie szukam pretekstu na przeprowadzke do Kanady, zima i kuchnia jednako zapraszajace ,
wlasnie wrocilembyl z degustacji winek roznych, po dziesiatej flaszce zapomnialem, co pochwalic, przywalony obfitoscia subtelnosci korkowo niedorzecznie przymiotnikowych, wykonalem pare fot bez sensu, ale za to w atmosferze bezpapierosowej, co czym predzej udostepniam, dla precyzji: miejsce: Paryz, La Defense
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DegustacjaWinkaWSkrocie
Alicjo – wyglada przednie. Wykonalas kawal roboty!
Gdybys chciala to o czym piszesz, musialabys raczej przeprowadzic remont generalny – lacznie z przestawianiem kuchenki, lodowki i prawdopodobnie zlewu. O kaloryferze nie wspominajac. Ale daj sobie z tym spokoj.
Jesli moge cos doradzic – gdybys lodowke obudowala i dodala jako nadbudowe szafke lub poleczki, mialabys problem miejsca z glowy. Ja mialam podobny problem w pralni: pomieszczenie raczej male i na dodatek waskie. Na wprost drzwi wejsciowych, drzwi wyjsciowe do ogrodka tylniego, po lewej szafka-pomocnik wbudowana w sciane, czyli kolejne drzwi; po prawej szafka pod zlewem, obok pralka i juz. Suszarka stala sobie omalze posrodku i za kazdym razem musialam ja przesuwac. Powiesic na scianie nie moglam – brak wspornikow w scianie. No i wzielam sie na sposob, najprostszy i chyba najtanszy z mozliwych. Kupilismy w IKEA-i GORM shelving unit (polki ) i problem rozwiazany. Stoi sobie to cudo naokolo pralki, na jednej polce suszarka, a reszte polek mam na inne drobiazki (wys. 1.74, zas polozenie polek sama sobie dopasowujesz). Poniewaz nie ma scianek wyglada dobrze i nie jest zawalidroga.
http://www.ikea.com/ca/en/catalog/products/30058508
I sama przyznasz – niezbyt drogie. Drewno surowe; mozna pomalowac lakierem, farba lub bajca jedynie.
A mniejszy unit mozesz „walnac” nad kaloryferem i masz kolejny problem z glowy. Dla nas plusem jest to, ze taki mebelek mozna w przyszlosci uzyc np. w garazu.
Pozdrawiam
Echidna