Biała rolada z zielonym szlaczkiem
Bardzo lubię białe sery. Najbardziej mi smakuje twarożek domowej roboty. Robimy go jednak bardzo rzadko ponieważ mleko kupowane w sklepie jest najczęściej pasteryzowane i nie zsiada się. Zabawa, bo tak trzeba nazwać tę domową produkcję, może odbywać się tylko w lecie gdy mieszkamy na wsi i mamy mleko od zaprzyjaźnionych krów. Jedną z nich – piękną, dorodną, z olbrzymimi wymionami, o zdumiewającej sierści w kolorze szarym – moja wnuczka uważa za swoją własność, bo zna ja od urodzenia czy raczej ocielenia (rzecz dotyczy dnia narodzin cielaczka a nie Zuzi). Z tego mleka robimy twaróg, który nie ma (naszym zdaniem) sobie równych. Technologia jest prosta jak budowa cepa. Litr mleka należy doprowadzić do wrzenia i wlać do niego także litr mleka zsiadłego. Teraz doprowadzić do zwarzenia się (uwaga na pisownię: to jest od słowa „war” a nie „waga”) mleka i trzeba przelać je do bardzo gęstego sita lub – co my robimy – do czystej lnianej ściereczki uszytej w kształcie trójkąta. Teraz trzeba poczekać aż wycieknie cała serwatka (dobry półprodukt do orzeźwiających napojów) i twaróg w ściereczce włożyć pomiędzy dwie deseczki przycisnąwszy ciężkim kamieniem. Po kilku godzinach leżenia w chłodnym miejscu uformuje się piękny ( w kształcie przypominającym serce) i pyszny biały serek.
W zimie musimy korzystać z twarożków kupowanych. Był czas, że stale na śniadanie kupowaliśmy ser wiejski z wytwórni w Piątnicy. Był rewelacyjny. Gdy zdobył rynek i był bardzo popularny nagle popsuł się. Coraz częściej bywał kwaśny, albo suchy, lub też gruzełki zbijały się w jedną wielką bryłę. Przerzuciliśmy się więc na inny twarożek. Sytuacja powtórzyła się. Zaczęliśmy więc szukać kolejnego gatunku. Kupowaliśmy białe twarogi o różnych smakach z różnych wytwórni a nawet z różnych krajów. Jak to w Europie bez granic. I wreszcie…
Nie zawsze twaróg jest czystą bielą. Tak właśnie jest z francuskim Le Roule z ziołami i czosnkiem. I z wierzchu, i w środku biel sera złamana jest zielenią ziół. Również smak lekko słodkawego, bardzo delikatnego twarogu z krowiego mleko przełamany jest aromatem mieszanki ziół i wyczuwalnego, acz nie nachalnie, zapachu czosnku.
Jadłem Le Roule przez kilka dni z rzędu. Jako deser po obfitym obiedzie, jako przekąskę z grzankami przed kolacją, wreszcie jako gorące danie czyli w naleśnikach z serowym farszem. Za każdym razem ser smakował inaczej. Ale za każdym razem był wspaniały.
Jako deser łagodził spalony język i podniebienie nadwerężone ostrymi przyprawami towarzyszącymi befsztykom. Na dodatek znalazłem wino, przy którym ziołowy twaróg rozkwitł całym bukietem aromatów. Było to, zupełnie w Polsce nieznane, Champ Long z serca Doliny Rodanu czyli z Cotes du Ventoux. Podstawą tego białego wina jest słynny szczep grenache blanc. Jest więc to wino subtelne, lekkie, niezbyt kwaśne i właśnie pozwalające zabłysnąć własnymi aromatami ziołom zdobiącym Le Roule.
Naleśniki z twarogowym farszem były też bardzo dobre. Ale uznaliśmy, że Le Roule jest za dobry na to, by wpychać go do ciasta. Na farsz nadają się pośledniejsze sery. Ten powinien zachwycać podniebienia samodzielnie. I wreszcie znalazłem dlań właściwą kompozycję. Le Roule na płatach delikatnego, różowego mięsa łososia to – moim zdaniem – szczyt wyrafinowania. I tak już zostanie. Na moim stole twaróg ziołowo czosnkowy będzie deserem, któremu towarzyszy lekkie białe wino lub biało-różową przekąską czyli z najlepszej jakości łososiem.
Smacznego!
Komentarze
U nas ser robiło się tak: do 5 litrowego kamiennego gara nalewało się pełne mleko. Minka dawała mleko o zawartości 4.4%, tylko takie Minki były przeze mnie pasane. Smietana gruba, gęsta i żółta zbierała się z wierzchu, pod spodem zostawało kwaśnie mleko, które można było kroić nożem. I teraz zawartość gara podgrzewało się powoli, aż się wszystko dobrze zwarzyło. Mama robila to na brzegu blachy pieca, dobrze ciepłym, ale nie przesadnie goracym. I w lnianą ściereczkę, a potem pod praskę, jak już serwatka ściekła w miarę. Praska miała w dwóch drewnianych płytach wyryty liść i ser był nie tylko pyszny, ale i pikny! Jeszcze prostsze, bo bez gotowanego mleka. Zaznaczać chyba nie muszę, że Minka była badana na okoliczność, a zasady czystości przestrzegane w stajni i przy dojeniu. W końcu to trafiało na nasz stół! I nie tylko, nie byliśmy w stanie wykorzystać produkcji Minki tylko dla siebie, dwa razy w tygodniu przyjezdżały panie z Paczkowa i kupowały nadmiar sera i masła.
Prawda Alicjo – nigdy nie miałam swojej Minki, bo gdzie ją pasać? No i moja Mama bała się krowy (wychowana na Starym Rynku gdzie Dziadkowie mieszkali) ale należeliśmy do rodzin, które kupowały mleko i masło i ser przywożone co drugi dzień przez syna gospodarza z Rataj, zanim na nich nie powstało nasze blokowisko. Twarogi produkowaliśmy w domu często i ja jeszcze je robiłam, póki w handlu było naturalne mleko (nie UHT). Teraz ich nie zrobię bo nie mam z czego. Z twarogów oferowanych w handlu regularnie kupuję tylko „Serek wiedeński” f-my Jana (przywiozłam taki na Zjazd – smakował Ani Sławkowej) jest to ser typu ricota smaczny, nigdy nie kwaśny i nie pływający nadmiernie w serwatce. Drugim kupowanytm przeze mnie jest „twaróg średzki extra”. Obydwa te sery produkuje sp.mleczarska ze środy Wlkp. Obie z Anią nie specjalnie przepadamy za białymi serami i jak się już coś takiego kupuje, to musi być naprawdę dobre. Wiosną najbardziej smakuje twaróg z „zielonym”, czosnkiem, rzodkiewkami i inną surowizną. W zimie gruby makaron z pokruszonym białym serem, polany masłem z rumianę bułeczką (kto lubi na słodko, może posypać cukrem), w lecie poznański gzik zastępuje obiad albo kolację. Piotr ma świętą rację, że dobry twaróg gra z rybką w duecie. Robiłam kiedyś taką sałatkę do natychmiastowej konsumpcji – ryż al dente, pokruszony twarog, ryba wędzona, zielenina, odrobina majionezu.
U nas zostaly pod ochrona ostatnie 20 sztuk.
Krówska hodowane od 40 lat. Bylo ich kiedys wiecej, bo kazda rodzina miala w gospodarstwie krowe, konia, swinie i do tego stadko róznego ptactwa. Powoli odeszlo to w przeszlosc. Pozostaly dwa stada. Jedno kolo mnie i inne po drugiej stronie drogi, wlasnosc burmistrza. Kiedys na skraju miasteczka. Teraz ta hodowla obok mnie, juz otoczona domami mieszkalnymi. Stoi posrodku osiedla wielka obora jak Arka Noego. Juz niedlugo krowy zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej musza otrzyma dostep do swiezej trawy. Takie sobie wyrobily przywileje. Obydwaj gospodarze czekaja jak dlugo sie da zeby podjac decyzje trawa albo likwidacja hodowli. Mleko odbiera specjalna firma transportowa ale mozna kupic na miejscu mleko prosto od krowy. Niektórzy kupuja. Ja nie pijam mleka a Muli toleruje tylko pasteryzowane o zawartosci tluszczu 3,5 %Stoja przygotowane banki na mleko poranne a gospodarz, tylko mój sasiad, rozlewa kazdemu z porannego udoju. Miedzy nami jest to odrobine demonstracja przeciwko masowej produkcji. Czasami, jak dobrze zawieje wiatr, to w calaj wsi czuje sie, ze leci domem od granicy. Oczywiscie kiedy wiatr wieje od strony Wegier. Kiedys znani bylismy ze wspanialych wyrobów serowarskich, teraz pozostaly w muzeum tylko stare przyrzady i nikt nie potrafi sie nimi poslugiwac.
Cale szczescie, ze pozostaly parniki do parowania kartofli dla swin, przerobione nastepnie na urzadzenia do produkcji trunków dla wlasnych i sasiadów potrzeb.
A na piatek potwierdzono termin praktycznych zajec na kursie dla odswiezania wiedzy.
Gotuje sie
Pan Lulek
Wracając od Piotra zrobiłem trochę zdjęć spacerując po Starym Mieście. Warszawa w takim swietle po raz pierwszy na moich zdjęciach.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Warszawa13012007
Marku
Słońce przydaje urody architekturze, to prawda. Pięknie wyglądają dachy i wydobyte światłem detale. I zacienione fragmenty nabierają charakteru . Fajnie, ze pokazałeś nam to wszystko.
Piękne te zdjęcia Marka!
Co do twarogu, to też produkowałam samodzielnie w dawnych czasach. Zgadzam się z Gospodarzem, że coraz trudniej znaleźć naprawdę dobry. Też zachwycałam się tym z Piątnicy, ale już od dawna nie nadaje się do niczego.
Poszukam tego, który poleca Pyra, bo chciałabym twaróg bez dodatków.
Smakowitego dnia życzę. U mnie piękny, słoneczny dzień. 🙂
Pyra gotuje dzisiaj zupę pieczarkową, traktowaną jak eintopf i jiest to bardzo smaczna zupa do gryzienia. Kiedyś już pewnie podawałam przepis, ale w razie potrzeby mogę podać jeszcze raz. Ogromna zaleta – czas – pół godziny i zupa na stole. W domu, gdzie mężczyźni są, przydadzą się jeszcze gotowane ziemniaki tłuczone, polane jakiś tłuszczem albo całe wrzaucane wsprost na talerz. Dla samych kobiet zupa jest wystarczającym posiłkiem.
Warszawa byla zawsze i jest moja.
Moje ulubione spacery Traktem Królewskim w obydwie strony. Przede wszystkim jednak Stare Miasto.
Tam byl, a moze i jest, sklep o imieniu Hefajstos, który sprzedawal piekne wyroby kute z zelaza. Kucie swobodne. Juz troche zapomniana sztuka. Kiedys poszedlem do tego sklepu z fotografiami lisci i jagód winogronowych i poprosilem, zeby kazali to odkuc w dwu egzemplarzach. To jest piekny katalog skad pochodzily te zdjecia. Trwalo dlugo bo dwa miesiace. Trudno bylo znalezc kogos kto by potrafil to zrobic. Kosztowalo tez sporo. Kazdy egzemplarz byl inny. Wiadomo swobodne kucie. Obydwa pojechaly do Dolnej Austrii. Jeden egzemplarz pozostal u mojego przyjaciela w Feuersbrunn. Winiarza takiej klasy, ze kupienie teraz od niego skrzynki wina jest prawie niemozliwe. Wszystko idzie niestety za granice i skosztowac mozna sobie w Kalifornii albo Nowym Jorku w dobrych lokalach. Drugi egzemplarz mieszkal kilka lat u mnie w Perchtoldsdorfie a potem wyemigrowal do Burgenlandii i w pokoju stolowym pokazuje sie w calej krasie.
Mial ten kowal reke i oko kiedy wykonywal te winogrona.
Marku, dziekuje Ci za piekne fotografie i pytam czys Ty przypadkiem nie pomylil zawodu. Kiedy ukaze sie Twój pierwszy album albo gdzie bedzie inauguracyjna wystawa. Daj znac, postarem sie przyjechac.
Czy fotograficy robia tez cos w rodzaju wernisazu i spraszaja gosci i przyjaciól na otwarcie i stosowny poczestunek.
A tak przy okazji, co nalezy podawac z takiej okazji
Pan Lulek
Marku, cudne! Absolutnie.
W moim domu lniany woreczek z tasiemkami zawiazywalo sie na pretach polki w lodowce, a pod spod stwaialo sie miske aby serwatka sciekala. Rano bylo gotowe. Z serwatki w lecie robilo sie chlodnik typu okroszka, zas do serkow domowych dodawalo sie cienko skrojone rzodkiewki, sczypiorek, koperek i pieprz. To bylo krolewskie wiosenne sniadanie. Very special, indeed.
A zna pan francuskoi kozi twarozek chavroux? Teraz to moj ulubiony – z kawiorem, ktory kupuje w rosyjskim sklepie za bezcen – 15 funtow za pol kilo, zas jak nie ma wlasciciela, to Ola-Litwinka sprzedaje mi po 12 funtow za puszke. W zyciu tak nie opychalam sie kawiorem jak teraz, no ale wyleczyl mnie z anemii pooperacyjnej. „Zazywaj kawioru medycynalnie” – jak mnie poucza E.
Odpadaja mi rece, bo wlasnie w ulewnym deszczu przesadzilam do dwu nowych donic ogromne hortensje, stojace po obu stronach drzwi wejsciowych, bo jedna poprzednia mi sie rozpekla, musialam obie zmienic dla harmonii. Niestety nie sa tak piekne (donice) jak ppoprzednie. Te jedna ocalala, piorunsko ciezka, musze przedzwigac po schodach do sypialni E. i przesadzic do niej fikusa. Ale zrobie to jutro, aby Pani Dochodzaca mogla umyc podloge po moim ogrodnictwie.
Szostego lutego przyjezdza Renatka bo ma przerwe semestralna na uczelni! Alleluja! Na tydzien tylko, ale zawsze! Zamowila ostrygi na powitanie, wiec musi przyjechac z wlasnym specjalnym nozem. Szkockie nie tak wspaniale jak te z Bostonu czy z nowojorskiego Oyster Baru na Grand Central Station, ale tez niezle. Ostrygi!
Podaj, Pyro, bo nie pamiętam takiego przepisu, a jestem wielką zwolenniczką jednogarnkowych obiadów.
Gospodarza ostatniego akapitu nie skumałem i dlatego naklepię jak ja to czuję i co mi smakuje.
Jeśli już zdarzy się, że lista posiłków jest aż tak długa i kończy się na serze, a na dodatek dopycha się to wszystko deserem, to nie nazywam tego jedzeniem tylko żarciem i to wielkim.
Po czymś takim tylko underberg. Piórka do tego celu wyszły dawno z mody.
Jadam ser przed deserem. Słodki smak tego ostatniego o wiele bardziej niż ser akcentuje końcówkę. Bo któż po prawdziwym esspreso ma ochotę jeszcze na rosół, nawet jeśli będzie to z zielononóżki.
Ja nie.
Nie trudno się domyśleć, ze przy tego typu extrawagancjach posiłkowych z tyloma daniami do dyspozycji stoi flaszka. I to nie jedna.
Jest wspaniale, jeśli kawałek tortu, czekoladowy krem czy pieczone jabłko z borówkami połączy się z porto. Ale po tym to już definitywny koniec.
Podczas kiedy czerwone wino popijam do posiłku i również do serów, to ze słodkościami zaczyna mi się toto warzyć > to nie pochodzi od słowa waga.
Jest podobno regułą, ze sery popija się czerwonym.
Niech pija ci, którzy tak uważają.
Nie tylko mi, przyjacielowi również, znacznie lepiej smakuje kozi z białym winem. Trudno powiedzieć czy to poprawnie.
W kombinowaniu ze smakami jest nieskończona ilość możliwości. W końcu w grę wchodzi osobisty smak. Niektórym smakują rude innym blondynki.
Taki kozi twarożek, przywieziony z Francji, jadłam w sobotę. Pyszny nawet bez kawioru. 🙂 Niw wiem dlaczego, ale nie kupowałam naszych kozich serów. Ma ktoś doświadczenia w tym względzie?
No to kupię Heleno też tuzin na 6 lutego i może poczujemy się jak byśmy siedzieli przy jednym stole Pani, Renata i ja. Basi nie wymieniam mimo, że też jest z tego samego roku (mojego i Renaty)polonistyki lecz nie jada ostryg (na szczęście dla mnie). Polecam do nich sancerre galinot. Trochę kosztuje (w Polsce, nie wiem jak w Londynie) ale nic lepszego do ostryg nie wynaleziono.
Serek kozi chavroux jest oczywiscie i tu dostępny. Też bardzo go lubię. A donic proszę nie ruszać. Przytoczę tu własną historyjkę z nieposłuszeństwa wobec zaleceń lekarza. Po wymianie mojej naturalnej lecz uszkodzonej podczas rąbania drew soczewki oka miałem zakaz noszenia ciężarów. Po 3 miesiącach uznałem, że jestem w pełnej formie i nie będę się stosował do głupich zaleceń. Popchnąłem unieruchomiony samochód i… soczewka obróciła się o ułamek milimetra. Odczuwam tego skutki do dziś. Do donicy wezwać pomoc meską. Np. Misia 2 – bardzo uczynny i chyba wybiera się do Londynu. A i ja będę na początku kwietnia. Już mi wolno dźwigać donice. I samochody też ale teraz moje się nie psują,
W kwestii kozich polskich twarożków nie mam doświadczenia. Z krowich kupujemy naramowicki, dość tłusty i gładki, służy do przygotowywania past serowych.
Dziś na obiad żur, na grzybowym wywarze. Mam też zdrowo wyglądający, mocno pachnący czosnek. Niby drobiazg ale ostatnimi czasy trudno taki dostać.
PS. Mam jakiś problem z wrzuceniem komentarza. Przepraszam jeśli się zwielokrotnię.
http://images.google.fr/imgres?imgurl=http://www.rians.com/images/visuels/Roule02.jpg&imgrefurl=http://www.rians.com/produits/Roule.htm&h=170&w=190&sz=12&hl=fr&start=138&tbnid=aYAcoHxT5e3tnM:&tbnh=92&tbnw=103&prev=/images%3Fq%3Dfromage%2Broul%25C3%25A9%2B%26start%3D120%26gbv%3D2%26ndsp%3D20%26svnum%3D10%26hl%3Dfr%26sa%3DN
cos nie chce dzis przechodzic
Zupa pieczarkowa „do gryzienia”
o,5 kg pieczarek,
2 – 3 łyżki masła,
1 cebula, sól, pieprz, duża szczypta majeranku
o.1 l wody albo bulionu warzywnego
Cebulę pokrojoną w małą kostkę zezłocić na gorącym maśle., wrzucić pokrojione dośc grubo pieczarki (najlepiej jak pomarańcze – małe na 43, duże na 8 części) Grzyby posilić i popieprzyć. Smażyć do wygotowania się soku i wchłonięcia masła przez grzyby. Przełożyć do garnka zalać wrzątkiem albo bulionem, gotować ok 15 minut. Zupę doprawić do smaku sczyptą soli , pieprzem (niezależnie od tego, co dostały same grzyby) wsypać jeszcze majeranku (likwiduje słodkawy smak pieczarek). Zupę podprawić pojemnikiem gęstej, kwaśnej śmietany rozbełtanej z łyżką mąki.
Jeżeli używamy słodkiej śmietanki, to w zupe tyrzeba wlać 2 łyżki soku cytrynowego. I to wszystko.
Uwaga – żeby nie zwarzyła się śmietana, najpierw trzeba ją dobrze rozbełtać ze szczyptą soli, rozbić z mąką i stopniowo, do śmietany wlewać zupę – co najmniej w sumie 0,25 l. potem dopiero całość połączyć. Przy podgrzewaniu pilnować, żeby zupa była gorąca ale nie gotowała się.
Misiu, przednie foty
a ja tu czekam na akceptacje
Sławku – już pytałam : jak się otwiera ten słoik z musztardą? Tam jest jakiś duźy korek i nie umiemy go ruszyć.
Piotrze !
Jak mozesz. Co nalesników nadaja sie tylko najlepsze nadzienia. Wtedy taki nalesnik ma wszystkie inne pod soba.
Nieco skonfundowany
Pan Lulek
O! Dzieki za sugestoe wina. JUtro soie rozejrze poki pamietam. Oczywiscie i Mis i Pan jestesco serdczenie proszeni do mnie w czasie pobytu w Londynie!
Mialam z kozim twarogiem w Polsce takie oto doswiadczenie. Kiedys przed moim przyjazdem do POlski REnatka obwiescila mi radosnie, ze znalazla gdzies w Borach Tucholskich producentke serow kozich i wlascicielke koziej fermy. Kupila na moj przyjazd i „jeszcze tam pojedziemy”. Twarozek rzeczywoiscie okazal sie byc wysmienity, rzeczywiscie wstapilysmy do tego gospodarstwa. Pani okazala sie byc miastowa, wyksztalcona na WySRolu, ksiazki w domu, wielka milosc do koz. Zakupilysmy. I znow byl swietny.
Nastepnego lata znow w drodze do swojej wsi Renata wstapila do pani od serkow. Dlugo dzwonila u drzwi, nikt sie nie odzywal. Ruszyla klamka, drzwi byly otwarte. Weszla i oniemiala – w domu panowal nieopisany brud, puste butelki po wodce, straszny smrod w calym domu. Koz w zagrodzie nie bylo, pani od serow nie bylo, tylko ogolne spustoszenie. Wstrzasnieta zadzwopnila zeby mi o tym opowiedziec.
Nigdy juz tam nie pojechala. Ale ser byl swietny!
Wiem, ze z tymi donicami to nie bardzo madre, ale tak sie denerwowalam ze mi zginie najwieksza hortensja wyhodowana wlasnymi recami od malenskosci i wybitnie piekna – biala, azurowa, koronkowa. Jest wielka moja radoscia w lecie kiedy kwitnie i jesienia kiedy czerwienieja liscie i kwiatostany. Wtedy je scinam na jesienne bukiety.
Pieczarki właśnie duszą się w maśle i przyprawach. Tym razem pokroiłam je w grube plastry, bo na cząstki były za duże, ale ogólnie rzecz biorąc świetne p- świeże, zwarte, bielusieńkie na przekroju. Trochę żałuję, że nie zrobiłam panierowanych, takie duże doskonale się nadają , z każdego kapelusza 3 „kotlety”
Alsa – w przepisie zapomniałam podać, że potrzebna jest śmietana 18-tka i 1 łyżka mąki pszennej.
Dzisiaj internet robi najdziwniejsze rzeczy. Lepiej sobie odpuscic.
Helena w takim przypadku, to ja jednak donosze. W naszym poblizu byl niedawno przypadek, ze napadli samotny dom. Wlasciciela wyslali na tamten swiat, balowali a znaleziono calosc po dwu miesiacach. Makabra czysta. Umarlakowi wprawdzie nie pomoze ale za to jest szansa dorwania sprawców. Niedawno wlamano sie na plebanie, zamordowano ksiedza i gosposie a sprawcy uciekli samochodem ofiary. Znaleziona obydwu po znakach rejestracyjnych samochodu. Ukradli 200 Euro.
Bywa róznie i wtedy trzeba cos robic.
Pan Lulek
No, Pyra właśnie postawiła przy sobie miseczkę z zupa pieczarkową i nastrój ma doskonały. Może nawet pomyśli o czymś, co posłuży za deser po takim posiłku
Pyro, dzięki za przepis. 🙂
Po moim poprzednim wpisie internet przestał działać (wcześniej był b. ślamazarny), więc się wkurzyłam i poszłam do fryzjera i na zakupy. Też już jestem po obiedzie – krupnik ” z wkładką”. Pamiętacie jeszcze takie zapisy w barowych jadłospisach? Na deser zjadłyśmy z koleżanką troche serów. Teraz L. B.
Proszę skróty rozszyfrowywać, albo najlepiej w ogóle nie uzywać – co to znaczy „L.B.”, Alsa ?
Pieczarkową lubię i w ogóle lubię zupy, które prawie że można jeść widelcem, jednodaniowe. Podejrzewam, że każdy ma swoją wersję. U mnie jednodaniowa pomidorowa (ZNOWU! Ale to było na wyrazną prośbę żarłoka). Z wkładką, a jakże, pokrojonymi warzywami i ryżem.
Chavroux kupuję, zwłaszcza jak surfiarz przyjeżdża, bo J. patrzy na te serki z odrazą. Często kupuję otoczone w grubo zmielonym pieprzu, jest też otoczony w ziołach, w koperku i czymś jeszcze chyba.
Do twarogu uwagi: u nas obciekanie z serwatki (a jak, zużywanej!) odbywało sie w zimnej spiżarni – a potem ser do wspomnianej praski i pamiętam, jak byłam cwiczona w tym, żeby nie zakręcić ustrojstwa ani za mocno, ani za lekko, bo ser miał być odpowiedniej konsystencji i broń Boże nie wysuszony!
Praska była tzw. poniemiecka, prawdziwy antyk.
Do tej pory został mi zwyczaj jedzenia białego sera – kroję na ok. 1.5 cm „kromki”, na to szczypiorek, plasterki rzodkiewki, moze być zielony ogórek, moze być plasterek pomidora i szczypior, moze być posiekany sczypiorek czy pietruszka. Niebo w gębie!
Dzisiaj kupuję twaróg w „Bałtyku”, nie to samo, ale „zje pies psa, jak nie ma zająca”.
Heleno, puknij Ty się w rozum – nie kuś losu, musisz targać tę donicę już dzisiaj do E.?! Poproś o pomoc pania dochodzącą, albo postaw donicę z boku i niech czeka na silne ramiona Misia!
Puknelam sie w rozum i bede czekala az Pani Agata przyjdzie w czwartek. Ale to znaczy, ze musze wczesnie wstac ( o 9-ej), bo ona najpierw idzie do E., a potem dopiero do mnie.
A w piatek tez czeka mnie nieludzko wczesna pobudka – ide do lekarza po te nowe tabletki na palenie – znam juz dwie osoby po kuracji, ktore nie pala. A wszystko przez te tlumy POlakow, ktore teraz oblegaja moja przychodznie i nie mozna sie umowic na wizyte o przyzwoitej porze – wczesnym popoludniem. Nasza sluzba zdrowia kompletnie nie byla przygotowana na te hordy mlodych rodzin z dziecmi. Skarzyl mi sie lekarz, ze przylatuja z kazdym katarem, kazdym przeziebieniem u dziecka i kaza dawac… antybiotyki. Ale on nie daje. I slusznie. Co im zapisze jak dostana zapalenia pluc?
El be to ‚leżenie bykiem’, czyli absolutne lenistwo. Chyba źle to napisałam, bo przeciez niemożliwością jest, żebyś nie znała tego określenia, Alicjo. Oczywiście, nic z tego nie wyszło, dopiero teraz mam czas na leżenie ‚na dowolnie wybranym boku’.
Also – ja to dzisiaj uskuteczniam . No, może nie leżę (nie lubię) ale nic nie robię. Cholernie męczące zajęcie.
No, coś Ty, Pyro?! Jest tyle książek do przeczytania, tyle zaległych pogaduch telefonicznych, nawet listy można pisać, jak kto biegły w tej sztuce. Uwielbiam, a jak pracowałam, było to moje wielkie marzenie. Smakowitego el be życzę. 😀
Pyro, silom i godnosciom osobistom, sie otwiera, kiedys dzialalo tez: otwierac, jestescie otoczeni, ale to juz podobno przebrzmiale haslo, tak naprawde, to nie wiem, popros uczynnego sasiada z wiertarka
Sławek – ja po prostu chcę chyba za dużo :
-zjeśc musztardę,,
– zachować korek,
– nie uszkodzić ładnego, fajansowego słoika.
Więc stoi sobie w lodówce śliczny i nietknięty.
Jedzenie- przejedzenie- pęknięcie?
Zjadłam porcję żuru i ciastko od D. Już wiem, że to był błąd. Już wiem, że coraz mniej mogę. D. radzi sobie śpiąc głęboko.
Przeżyję?
Heleno, jak się suszy hortensję, bo ja próbowalam, ale nie bardzo mi to wyszlo. Widzialam takie suche bukiety z hortensji u koleżanki, ale nie chciala zdradzić tajemnicy. 🙁
Pyrko, przykro mi, ze tyle z tym zamieszania, sprobuj wprowadzic chudy nozyk miedzy korek i sloik, pare razy dookola, coby szpara powietrza nieco wpuscila, podem podwaz delikatnie jakims niespecjalnie agresywnym cienkim przecinakiem, np. widelcem, jak nie pusci, wystaw na parapet, golebie otworza, och, jak te Kobiety lubia byc „niezaradne”
Doktor Marialka pyta, czy przezyje 😯 No pewnie, ze tak 🙂 Wypij cos na trawienie, od Lulka lub Becherovke albo tez sie przespij 😉
Z serkiem chavroux mozna zrobic fajny placek do wina. Cienko rozwalkowane ciasto drozdzowe jak na focaccie lub pizze, na to cienkie plasterki chavroux (nie rozplywa sie w pieczeniu) i pomidorow, posypac igielkami rozmarynu (najlepiej swiezego, ale moze byc tez suszony), pokropic oliwa i posypac sola, piec w temp. 200°C ok. 15-20 min.
Nie znam, bo z zasady nie używam skrótów – chyba, że ogólnie znanych. To wygląda jak coś dla wtajemniczonych, mnie nikt nie wtajemniczył – ską? mam wiedzieć?!
Pyro,
współczuję, znam ten ból – może dla rozrywki jakieś małe zajęcie jednak? 🙂
Idę do zajęć, bo mnie naszło.
Heleno, jak się ludziska nasłuchaja (przynajmniej u nas) reklam typu „zapytaj lekarza, czy ten lek się nada dla ciebie”, to lecą do lekarza i każą, żądają wręcz. Po cholerę do lekarza – wysłuchać reklam firm farmaceutycznych, zdiagnozować samemu chorobę (wiem, co mi jest!), zakupić lek i się lekować.
Antybiotyki zażywałam kilka razy w życiu – kilka!!! A mam dobrych kilka dziesiatek lat, nie pięc czy osiem.
To samo mówią nasi lekarze. Presja pacjentów, którzy wiedzą lepiej, jest ogromna. Nie tak ma wyglądać współpraca lekarz-pacjent.
Sławek, żebym ja tylko takie kłopoty w życiu miała. Nie martw nic. Podumam, otworzę. Myślałam po prostu, że znasz ten typ i doradzisz. A słodką kobietka w zyciu mi się nie zdarzyło być. Warunków naturalnych nie miałam. Raz mi się zdarzyło tuż po slubie szlochać w poczuciu życiowej krzywdy. Mąż o kilka lat ode mnie starszy szybko stracił dla kozy cierpliwość, kiedy na pytanie „Czego płaczesz/” po raz kolejny nie dostał odpowiedzi, tylko głosniejsze ryki – złapał młodziutką żonkę za kark, przełożył przez kolano, wyciął trzy solidne klapsy i stwierdził „Teraz masz powód. Popłacz sobie”. Więcej przy nim nie płakałam. Nie wyrobiłam w sobie odruchów niezaradnej kobietki. I tak już, niestety, zostało.
No to już serio napiszę.
Oj, dołożyłam się i ja w święta do nieporozumień na linii pacjent- lekarz.
Przyszła do mnie pacjentka skarżąc się na przejedzenie. Z rozmowy wynikało, że zjadła poprzedniego dnia… pół wiadra jedzenia. Wychodziła jednak z załozenia, ze nie to jest przyczyną dyskomfortu bo jadła tylko rzeczy świeże.
Byłam okropna ponieważ po pierwsze odmówiłam zastrzyku. Odmówiłam też skierowania do chirurga. Pacjentka była bliska wybuchu na mnie, powstrzymała się jednak. Sądzę, że wyłącznie dlatego, ze byłam w stosunku do niej serdeczna i traktowałam ją bardzo poważnie. Zaleceń dotyczących środków domowych poprawiających trawienie nie chciała słuchać.
Kiedy po 6 godzinach pojawiła się z tym samym zbiorem skarg, w równie dobrej formie jak poprzednio ( przy obu wizytach bardzo dokładnie ją badałam), wypisałam spokojnie receptę na łagodny środek poprawiający trawienie ( ale co najważniejsze kupowany w aptece). Pani wychodziła ode mnie promienna.
Z antybiotykami jest tak, jak piszecie. Więc już nawet nie będę nic dorzucać.
Aha, Nemo- mam się już lepiej!
Będąc młodą lekarką na swej wysuniętej placówce, wszedł raz do mej przychodni pacjent o wyglądzie tran… tranwe… pedalskim.
? Dzień dobry, pani doktór!
? Dzindobry! Co panu dolega?
? Jestem albowiem Transseksualistą.
? Proszę zapodać objawy.
? Lubię ubierać się w kolorowe sukienki i błyszczące ozdoby, a chłopcy w mundu…
? Jesteś pan więc fetyszystą, jak nasz kapcan, nie cepelian wojskowy. Czy pan też jesteś cepelian?
? Nie, pani doktór! Mnie się podobają mężczyźni, chciałabym urodzić dziecko, a to co mam tu między nogami ? o to, to mój wstyd i obrzydzenie powoduje.
W istocie, cierpisz pan na zespół dezaprobaty płci, co jest związane z patologią płata czołowego. Proszę się położyć na kozetce i rozluźnić.
? Aaa!
Pospiesznie zadałam pacjentowi narkozę (buuum!), zręcznym cięciem skalpela odsłoniłam kości czaszki i dokonałam trepanacji tejże (odgłos młota pneumatycznego). Po czem moim oczom ukazał się nadmiernie rozbudowany i pofalowany mózg. Za pomocą pompy próżniowej wyssałam ca. 98% mózgu (odgłos ssania), a wolną przestrzeń nawodniłam (stuk spłuczki ?THE BEST NIAGARA? i szum opadającej wody). Po czem zamknęłam czaszkę i zaszyłam ranę catgutem (turkot maszyny do szycia) i ocuciłam pacjenta.
? Czy może zapodać, jak się czuje? Czy nadal chciałby urodzić?
? Eee, po co mi tam.
? Czy nadal podobają się mężczyźni?
? Che tam.
? A kolorowe sukienki i świecidełka?
? A chu… tam.
? Jest więc pan uleczony. Może się pan zrewanżować na parapecie.
? Do widzenia pani doktór!
? Do widzenia!
Gdy pacjent opuścił gabinet, znalazłam na parapecie wibrator z napisem w nieznanym języku: MADE IN GAYLAND, FOR MEN ONLY. I znów mogłam zadumać się nad postępami medyny.
medycyny
Nemo, sugerujesz operację wyciągania jedzenia z brzucha???
A ja tak zachowawczo…
Marialko, ja nic nie sugeruje, gdziezbym smiala 😉
Będąc młodą lekarką z dala od rubieży [1], bo w cyntralnem mieście Śląska, Dolnem zwanego, wszedł raz do mej przychodni pacjęt o wyglądzie winowatem. Pacjęt czymał kota młodego, szarego po wierzchu.
? Dziędobry, co jemu dolega?
? Dziędobry pani doktór, jemu nic nie dolega, dlatego chciałem jemu wytnąć to i owo.
? Ach, to nie ma problemu, proszę jego położyć na stół pośrodku, a pieniądze na tem drugiem, pod oknem.
Pacjęt wyciągł jedno i drugie i położył, a przy tem wpatrywał się we mię wzrokiem ukradkowem i bardzo zachwyconem, z czem mię było miło.
Zważyłam kota na oko w ręcach, po czym wyciągłam szczykawkę i zaszczykłam jemu Jasia.
? Zaraz zacznie działać, a tymczasem niech się pan rozpłaszczy i dołoży do tego pod oknem ? rzuciłam.
Pacjęt rozpłaszczył się i dołożył, a przy tem nadal rzucał się na mię zauroczonemi spojrzeniami, co mię sprawiało przyjemność.
Odczekaliśmy trochę, po czem kot sflaczał i obwisł.
? No, już można, zaraz jemu wytnę?
? Ale czy aby na pewno on wcale nic zupełnie nie czuje? ? zatroszczył się pacjęt, wpatrując się we mię wzrokiem maślanem.
? Nic a nic, niech pan paczy ? to mówiąc wzięłam i fachową ręcą uszczypłam kota we worek.
Pacjęt skurczył się w twarzy i jakoś zmalał, i od tej chwili stał się zupełnie oficjalny i małomówny.
Zabrałam kota na zaplecze, wytłam, zaszyłam i oddałam pacjętowi, któren kota wziął, zapakował i wyszedł w stanie lękowym nie pytając nawet, o której kończę pracę, przez co pozostawił mię pełną zadumy i bez nadziei na relaks na łonie, ale przynajmniej z satysfakcją finansową.
Trudny, oj trudny jest zawód lękarza i dostarczający mię wiele zagadek?
Marialko, czy Twoi pacjenci zostawiaja cos na parapecie?
Hortensjo, hortensji nie susze, bo brzydko wygladaja po wysuszeniu, jak slubne bukiety w salonie Miss Havisham z Wielkich nadziei Dickensa.. Natomiast jak zaczynaja przekwitac i z bialych robia sie zielono-rozowo-czerwone, to je obcinam i wstawiam do wazonu z woda. I wygladaja jakos bardzo ladnie jesienia. Ja generalnie lubie hortensje, zwlaszcza te takie biale azurowe, w ktorych baldachimach poszczegolne kwiatkki nie rozkiwtaja wszystkie naraz, tylko otwieraja sie powoli.
Znam dwa sposoby suszenia kwiatow tak by zachowaly one troche wiecej koloru.
Jeden – wstawia sie do sloika z lodygami zanurzonymi w glicerynie. Ciemnieja ale sa miekkie i sie nie krusza.
Drugo sposob, to w drewnianej skrzynce zanurzone w takim niebieskim proszku, ktorego nazwa wyleciala mi z glowy, ale ktory jest bardzo hygroskopijny i wyciaga z kwiatow cala wilgoc. Proszek ten mozna odswiezyc w piecu – podsuszyc. Ale trzeba go sporo.
Pewnie zaraz ktos sobie przypomni jak on sie nazywa.
W moim domu antybiotyki podawano tez tylko przy wysokiej temperaturze, tak blizej 39 st. C. W szpitalu po operacji karmiono mi duzymi dawkami antybiotykow przez caly 10-dniowy pobyt, no ale szpitale pelne sa zawsze zarazkow, choc higieny pilnowano w moim bardzo dobrze i nikt sie do mnie bez nowych rekawiczek nie zblizal. Nawet bylam zaskoczona bo spodziewalam sie brudu, prawde powiedziawszy.
Nemo!
Moi pacjenci nie zostawiają niczego na parapecie. Nie zezwalam.
A poza tym tak sobie teraz uświadomiłam, że część mojego czasu pracy spędzam w pomieszczeniu bez okien ( i parapetów ).
Nemo, dziwne sa te dysmorfie ciala. Pare lat temu tutejsza telewizja pokazala program, ktory wciaz mam w glowie i przed oczami. Tam byli ludzie, ktorzy chcieli sobie odciac jedna lub dwie kompletnie zdrowe i sprawne konczyny. Lekarzom, ktorzy im tego odmawiaja, grozili zazwyczaj polozeniem sie na torach kolejowych, zeby im nogi obcielo lub samodzielnym obcieciem sobie ramienia..
Niektorzy chcieli tylko do kolana, ale byla kobieta, ktora chciala zostac tylko kadlubem, tulowiem od dolu.
Teraz oni odnajduja sie w internecie i zakladaja grupy samopomocowe.
Tak. Wiem. Po obejrzeniu tego programu, wszystkim chcialam to opowiadac, a ludzie opedzali sie ode mnie jak od natretnej osy. Trudno, Musieliscie wysluchac. I podziekujciue, ze opowiedzialam bez szczegolow!
Heleno! Do tego jeszcze dorzucę zaburzenie seksualne polegające na podniecaniu się wyłącznie partnerem okaleczonym w sposób widoczny.
Jesteśmy dziwni.
I to bardzo.
Heleno, Hortensjo i wszyscy, co sie stesknili za latem:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Hortensje
To jeszcze zadam pytanie… z jakich powodów? Estetycznych? A filmowcy wymyślają horrory, nie wiadomo po co.
Tymczasem dla zmiany tematu, klimatu i w ogóle, z mojego stroika światecznego zostawiłam gałązkę berberysu, iglaki poszły do kominka. Parę dni temu patrzę, a tam roslina zaczyna fikać. Owocki na wpół się ususzyły, natomiast wyszły małe listeczki i żółtawe, drobne kwiatki. Ha!
http://alicja.homelinux.com/news/Berberys.jpg
Nemo,
jakie piękne. Twoje?
P.S. A co do suszenia kwiatków, to jest jeszcze jeden sposób – bardzo drobny suchy piasek, układa sie kwiat w pudełku, zasypuje ostroznie tym piaskiem i szczelnie pudełko przykrywa. W sumie spore zawracanie głowy.
Mój sopoób najprostszy – kwiatki, każdy z osobna, powiesić na sznureczku z dala od słońca, w suchym miejscu. szczególnie róże wyglądają pięknie i kolory bedą się długo swietnie trzymać, tylko nie mozemy wazonu z suszonymi kwiatami stawiać na nasłonecznionym miejscu. Jakis ciemniejszy kąt, z daleka od bezposredniego światła.
Ależ dzisiaj sto problemów aby tu wejść!!!!! 🙁
Wieczór!! Alicjo, dobra pora na horrory!!
Przywołana przeze mnie jakiś czas temu zdobywczyni trzeciego miejsca w plebiscycie „The Washington Post” na Idiotę Roku , moja rodzima Rzecznik Praw Dziecka, Ewa Sowińska pewnie chce powalczyć w tym roku
o pierwsze. Wystąpiła z apelem do ciężarnych kobiet o to, by będąc w stanie błogosławionym nie oglądały horrorów, ani nie słychały łomoczącej muzyki gdyż może to mieć zły wpływ na rozwój dziecka. Może urodzić się chore, mieć np.ADHD 😯
Ta wiadomość przypomniała jak to dawno temu, gdy moja żona była
z dużym brzuchem, poszliśmy do kina na film ” Obcy-ósmy pasażer Nostromo”.
Jest tam mocna scena, w sam raz dla cięzarnych kobiet!!
Żona pamięta mi to kino do dzisiaj!!!
Ale Kubuś urodził się zdrowy. 🙂
Witam wszystkich wieczorem! Zezarlo mi poprzedni wpis, o tym, ze nie moge sie dostac od dwoch dni do bloga i ze mi zzera wpisy 😉 . Ciekawe, czy jeszcze dojdzie?
Streszczajac – placki ziemniaczane sa super z sola, cukrem i smietana! Szczegolnie jako przerwa w pracy. A od jutra szykuje sie na wizyte w Polsce u Rodzicow i nic nie jem! I przywioze sobie miod od Tatusiowych pszczol i Mamusine „nastawianki” pigwowe, dereniowe i wisniowe.
Na mój nos serwer Polityki kichał cały dzień, aż się położył na godzinkę.
mowilem wczoraj ( dzisiaj ) ze dusze na skwarki przetapiaja, na tym blogu, Nostromo, to cienias, zasnalem, i tak sie porobilo, zesmy sie potem rozlezli, w ciazy nie bylem, wiec mi sie smyklo, potem spotkalem taka, co po „Ptakach” z brzuchem na wrobla sie bala spojzec, brzuch i wrobel nie byl moj , wiec tez sie rozlazlo, gotujmy sie!
Zwariować dzisiaj można z tym internetem!
meg_mag szczęśliwej podróży. 🙂
niech to spali, trzy wpisiki mnie wetlo, m. in. z elegiami dla Misia, chyba pojde pospac,
smacznego na jutro, jesli dojdzie
Wizyty u Rodzicow maja pozytyw – najadam sie po uszy 🙂 . I negatyw – kiedy juz jestem najedzona po uszy, zastanawiam sie, czemu los Rodzicielke tak pokaral i potomstwu jedynemu nie pozwolil odziedziczyc ani odrobiny talentow, czy to do muzyki, czy to do kuchni…
Dobrej nocy!
Serwer szaleja wobec tego na próbe wysylam Wam krótka historie zaslyszana w mojej przeszlosci.
Kochana Tusiu !
Pieknie opowiadalas o niektórych obyczajach zwiazanych ze zmiana stanu cywilnego w Kanadzie a mnie naszly wspomnienia o czyms calkiem odwrotnym co przezyl mój przyjaciel.
Stas Rozek byl brygadzista na Wydziale Konserwacyjno Malorskim w Gdanskiej Stoczni Remontowej. Teraz nosi ta stocznia imie Józefa Pilsudskiego a wtedy miala skrót GSR.
Brygada jego to byl kwiat rycerstwa. Wybrancy organów scigania. Nie tam zeby jacys polityczni. Normalni, na ogól rzecz biorac praworzadni, tyle, ze wpadali w kolizje z prawem. bywalo, ze którys z nich byl zbyt predki albo nietolerancyjny znajdujac wlasna przyjacíólke in flagranti z jakims innym panem i wyprawil jedno z dwojga na tamten swiat. Albo zapomnial dojsc do siebie po wczorajszym spotkaniu kolezenskim i wyladowal sluzbowa ciezarówka na slupie wysokiego napiecia. Nie podaje pelnej palety przypadków a tylko takie na wyrywki dla scharakteryzowania srodowiska. Takim elementem zerzadzal Stasio. Sluchali sie go wszyscy wpatrzeni wen jak w obrazek. Chlopina byl jak Wolodyjowski. Jego slubna malzonka byla Aniela. Pracowala na tym samym wydziale jako mistrzyni miotly ale na terenie warsztatu a nie na statkach. Praca czysta, spokojna. Aniela byla wzorem cnót niewiescich i odpowiedniej postawy. Stas siegal jej do biustu, jesli chodzi odlugosc a w pasie byl nieco cienszy jak lydka zonina. Tradycja tego wydzialu bylo, ze kazdej soboty najblizsze grono znajomych Stasia w drodze do domu wykonywalo przerwe regeneracyjna w lasku na skraju którego stala budka z piwem. Obiekt byl zarzadzany przez jednego z bylych pracowników Stasia. Stas mial tam kredyt nieograniczony a na dokladke nie byl w stanie pokrywac rachunków. Przyczyna byla prosta. Nad wieczorem Aniela zjawiala sie przed lokalem i zbierala na plecach slubnego do domu. Stas byl wtedy w takim stanie, ze nawet nie protestowal. Aniela byla ponad placeniem jakichkolwiek dlugów malzonka. Poza tym nie bylo wiadomym kto zamawial kolejne rundy. Dzieci nie mieli. Byc moze byl to konflikt genetyczny albo jakas inna przyczyna. W niedziele rano, po sniadaniu odbywala sie kolejna runda. Stas wracal do siebie i malzonkowie wypominali sobie wzajemne urazy. Pan malzonek byl wtedy góra i czasami biedna Aniela przychodzila w poniedzialek do pracy z sinymi otoczkami wokól ucz modrych. Idylla trwala lat kilka az tu do roboty zjawil sie nowy, swiezo spragniony wolnosci pracownik. Chlop jak dab. Ze dwa metry wzrostu i odpowiedniej wagi. Dla Sasia to bylo male piwo bo on dawal sobie rade z kazdym. Los skrzyzowal jednak drogi Anieli i Zdzicha. Amor zrobil swoje. Na dokladke okazalo sie, ze ten Zdzicho jest przyjacielem brata Aniel. Brat mial zas ze Stasiem od dawna na pienku.
Krótko trwalo, az jednej soboty koledzy byli zmuszeni odstawic swojego brygadziste do domu. Aniela wyparowala.
W niedziele, w poludnie do domu przyszedl brat Anieli i ten nowy Zdzichu. Mieli regulaminowa flaszke i zaprosili Stasia do stolu na powazna rozmowe. Lekko skacowany, do tego bez sniadania uslyszal, ze bedzie rozwodzony ze swoja slubna, która oddala serce Zdzichowi i za nic we swiecie nie wróci w domowe pielesze. Oni przyszli omówic warunki rozstania i dokonac wstepnie podzialu wspólnego dobra. Litr na trzech, to w gruncie rzeczy nie tak wiele, chociaz Stasio nie mial ochoty na picie. Po prostu w niedziele nie pijal. Poszla cala flacha a gospodarz wyciagnal z zapasów to co tam trzymal na wszelki wypadek. W pewnym momencie wpadl mu do glowy pomysl, ze jak dzielic majatek to doslownie i przystapil do dzialania. Ci sobie pili a on zaczal. Podzielil na dwie czesci malzenskie loze, potem szafe i komode. Dal rade nawet telewizorowi. Kiecki szly w pól. Wzdluz. Rajstopy takoz. Zabawa tak sie gosciom spodobala, za w któtkim czasie udzielili pomocy i wszystko bylo podzielona. Troche klopotów sprawily produkty typu cukier i maka ale i z tym sobie poradzono.
Na pobojowisku goscie konczyli uczte zwyciestwa a gospodarz poszedl trzezwy ja aniolek na komisariat i zameldowal, ze wlasnie wrócil do domu i zastal taki stan, jaki zastal. Nie chcianu mu dac wiary ale wreszcie pojechali z nim radiowozem do jego mieszkania. Zmeczeni ciezka prace i napitkami brat i nowy partner Anieli spali snem sprawiedliwych. Stas podal do protokolu, ze stan taki zastal po powrocie do domu i prosi, zeby wladza przynajmniej zabrala ze soba delikwentów. Zabrali do ochronki. Podobno rachunki do placenia byly wedlug najwyzszej taryfy.
Dalszy ciag sprawy nie jest zbyt ciekawy. Ot zwyczajna rozprawa przed kolegium, tez najwyzsza stawka a Stas po prostu wyjechal na Slask, gdzie z racji niewielkiego wzrosu bez klopotu znalaz zatrudnienie w kopalni wegla kamiennego awansujac z czasem na funkcje strzaloweg i obrabial kolejne przodki.
W calej tej historii poszkodowana byla najbardziej stocznia, która stracila tak znakomitego fachowca.
Zycze Tobie spokojnej nocy i pieknych kolorowych snów
Teodor
Wspaniale opisana sytuacj analogiczno – birmanska. Lubie ten prosty nie owijajacy w bawelne jezyk. Wtracic usilowalem swje trzy grosze i zostalem ustawiony w kolejce do moderatora.
To chyba dla zmylenia przeciwnika raz jest akceptator a raz moderator. Tez zapewne dla zmylenia przeciwnika wazna czesc tytulatury
Mat. pchor.rez. czyli
Pan Lulek
Heleno, dziękuję bardzo. 🙂 .
nemo, u nas w ogrodzie hortensja jest podobna do tej na Twoim 5 zdjęciu, ale jeszcze nie jest tak bujna :sad:. Mam nadzieję, że w tym roku nie zmarznie i zakwitnie caly krzak 😀 .
meg_mag, szczęśliwej podróży. 🙂
Dzień mnie tu zaledwie nie było.
Całe szczęście, że zajrzałem bo inaczej nie wiedziałbym:
– jak się otwiera słoik z musztardą
– co to jest hortensja
– o pacjętach na parapecie
– jakim elementem zarządzał Stasio
– o wpływie ptaków na kobiety w ciąży
– że Marialka ma się już lepiej
– dlaczego Helena musi w piątek rano wstać
Gotuj się! (bo nie znasz dnia ni godziny)
Alicjo, kwiaty też tak suszylam, alena razie zaniechalam 🙁