Krótki karnawał też bywa radosny

Tegoroczny karnawał kończy się 5 lutego. Nie jest więc przesadnie długi. Ale jeśli zwolennicy zabaw dobrze pomyślą, to i tak mogą wyszaleć się dostatecznie. Piątków i sobót jest parę, a jeśli do tego doliczyć jeszcze ostatki to czasu na tańce i obżarstwo jest dość.

Zanim jednak zaczniemy planować co, kiedy i z kim to zajmijmy się pracą naukową. Jaka jest etymologia słowa „karnawał”? Uwielbiam takie rozważania. Grzebiąc bowiem w encyklopediach i słownikach jestem pewien, że znajdę zawsze kilka wersji odpowiedzi całkowicie ze sobą sprzecznych. Tak jest i tym razem.

Jedni bowiem twierdzą, że jest to tłumaczenie z łaciny carne valere – pożegnanie z mięsem. Za tą wersją przemawia staropolskie słowo mięsopust, którym przed wiekami określano okres zabaw, parad, maskarad i hulanek.

Druga wersja i druga grupa uczonych mężów twierdzi, że słowo to należy wywodzić od łacińskiej nazwy wozu w kształcie okrętu, który toczył się w pochodzie ku czci Dionizosa a nazywany był carrus navalis.

Jak go zwał, tak go zwał. Grunt, że to pora przyjemna. Choć nie wszędzie i nie dla wszystkich. Znalazłem bowiem informacje, że w Danii (mam nadzieję na odzew naszych duńskich reprezentantów) ulubioną karnawałową zabawą był tzw. kot w beczce. Zawieszano więc beczkę na drzewie a w niej zamykano czarnego kota. Mężczyźni – na ogół konno i z zawiązanymi oczyma – pędzili obok drzewa i usiłowali beczkę rozbić drągiem. Zwyciężał ten, który zdołał odbić dno beczki. Oszalały, nieszczęsny kot na ogół uciekał, czasem jednak ginął. Chłop zaś bywał zwolniony przez rok od podatków. Barbarzyński ten obyczaj był przez Duńczyków krytykowany już na przełomie XVIII wieku. Ale ostatnie maltretowanie kota opisano w sprawozdaniu z karnawału w 1880 roku.

Sama zabawa przetrwała do dziś. Zamiast żywego zwierzęcia do beczki wkłada się wizerunek lub kukiełkę kota i mnóstwo łakoci. Chłopów na koniu zastępują dzieci, które – także kijami – rozbijają beczkę walcząc o jej zawartość.

Niemczech zaś przetrwała do dziś zabawa polegająca na obcinaniu krawatów. Rozbawione Niemki – głównie w Nadrenii i Westfalii – wyposażone w wielkie nożyce dopadają na ulicy całkiem nieznanych sobie panów i obcinają im właśnie krawaty (nawiasem mówiąc i tak dobrze się to kończy). Zabawa ta przeniosła się do Berlina gdzie rzeź krawatów ma miejsce w ostatki. Zastanawiam się więc czy nie zmienić daty wyprawy do stolicy Niemiec. Choć może wystarczy zastąpienie marynarki swetrem na sportową koszulę?!

Przygotowując kolejny felieton z cyklu Za stołem, którego temat jest też karnawałowy ślęczałem parę dni w Bibliotece Narodowej i czytałem prasę z końca XIX wieku oraz lat dwudziestych wieku XX. Szukałem oczywiście sprawozdań z licznych zabaw, przyjęć i polowań. A było tego mnóstwo. Nie będę tu cytował tych kawałków, które znajdą się w 4 numerze „Polityki” lecz przytoczę te, które ze względu na miejsce w gazecie musiałem pominąć.

W tygodniku „Świat” wśród setek podobnych ogłoszeń znalazłem i to zapraszające na bal do doskonale znanego mi hotelu:”?Wielka Noc Sylwestrowa w salonach restauracji hotelu Bristol z udziałem najwybitniejszych sił artystycznych Teatrów Warszawskich. Wiele niespodzianek i atrakcyj, które trwać będą całą noc. Do tańców przygrywać będą 2 orkiestry. Prosimy uprzejmie Szanownych Gosci o wcześniejsze zamawianie stolików z powodu ograniczonej ilości osób!”

O tym, że bal w Bristolu był drogi miał świadczyć zapewne zamieszczony obok dowcip rysunkowy. Rozmawiają dwie damy:

– Chciałabyś być żoną milionera?
– Wolałabym być od razu wdową po milionerze.

Wśród rad karnawałowych z tygodnika „Bluszcz” wynotowałem poradę przydatną dla tych, którzy urządzali karnawałowe spotkania w domu: „Indyka lub kurę zamiast opalać nad słomą należy położyć na półmisku, nalać okowity – zapalić, a całe opalą się z włosów i skruszeją nieco.” Mam nadzieję, że ów drób był wcześniej pozbawiony życia.

Na koniec cytat z „Kurjera Warszawskiego”. Dziennik ten przez szereg dni zapowiadał Bal Prasy. Komitet Honorowy Balu to była lista najprzedniejszego stołecznego towarzystwa. Dziennikarze zawsze bowiem potrafili zakrzątnąć się wokół własnych spraw. I wreszcie 7 lutego 1926 roku ukazała się mała notka: „Bal prasy w salonach rady ministrów rozpoczął się o godz. 11 i pół polonezem, do którego stanęły pary: marszałek Rataj z panią ze Skrzyńskich Sobańską, premier Skrzyński z p. redaktorową Janową Czempińską, ambasador francuski p. Panafieu z p. marszałkową Ratajową, jenerał Konarzewski z p. Stetson, poseł Post z p. senatorową Balińską, minister Zdziechowski z p.Segesser, redaktor Konrad Olchowicz z p. Józefową Potocką, redaktor Jan Czempiński z p. ministrową Raczkiewiczową. Zbawa w chwili, gdy to piszemy, trwa w całej pełni.”

Drugiej części sprawozdania nie zamieszczono. A ciekawe co było na stołach?