Biała śmierć

Zhang Wang nie był poetą, filozofem ani cesarzem, a mimo to jego nazwisko do dziś znane jest każdemu miłośnikowi chińskiej kuchni. To na niego powołują się najczęściej kucharze Państwa Œrodka, gdy nie mają już żadnych argumentów w dyskusji o wyższości jednego smaku nad drugim. Zhang Wang bowiem traktowany jest w Chinach jak święty. A co najmniej jak wielki bohater.
Każdy chiński kucharz ma zawsze pod ręką kilkanaście kamiennych naczyń z podstawowymi przyprawami. Są to: sól, sos sojowy, olej sezamowy, wino przyprawowe, ocet, cukier, pieprz, papryka, gorczyca, cebula, imbir, czosnek, pasta paprykowa i bulion. Nie bez powodu jako pierwszą wymieniłem sól…
Przed paroma wiekami cesarz chiński (jego imię uległo zapomnieniu
w odróżnieniu od imienia mistrza rondla) zapytał swojego kucharza, która z używanych przezeń przypraw jest najbardziej aromatyczna. Ten bez wahania odparł: sól. Władca uznał odpowiedŸ za arogancką i kpiarską, kazał więc kucharza ściąć mieczem. Następcy aroganta mieli polecenie gotować bez soli. Szybko więc cesarz mógł się przekonać, że potrawy straciły smak, a przyprawy swą moc i aromat.
Wielkoduszny cesarz umiał przyznać się do błędu. Pośmiertnie przyznał kucharzowi tytuł książęcy i kazał jego posągi ustawić w wielu świątyniach. Zhang Wang został więc i świętym, i księciem. Do dziś zaś jest patronem kucharzy, a jego posągi można było jeszcze do 1950 roku oglądać w Syczuanie.
Nie bez powodu śmierć straszy w tytule niniejszego rozdziału. Sól bowiem była i jest przyczyną niejednego zgonu. I zaraz o tym opowiem. Otwarcie przyznać jednak trzeba, że bez soli nie ma też i życia. Jej brak w jakimkolwiek żywym organizmie powoduje odwodnienie i rychło prowadzi do zgonu. Ludzie wiedzieli o tym od zawsze, starali się więc zdobywać sól na różne sposoby: szukając jej pod ziemią i wykopując ją stamtąd, odparowując na przybrzeżnych morskich płyciznach czy wreszcie wydobywając
z popiołu spalonych drzew (z tego właśnie powodu w Anglii wycięto przed wiekami bezpowrotnie wielkie połacie lasów).
Tam gdzie ludzie znajdywali sól, tam osiedlali się i tworzyli nowe miasta, a nawet państwa. Właściciele morskich salin czy wysychających starych słonych jezior dochodzili do wielkich bogactw. Niezłe majątki zdobywali także i handlarze soli. Wszyscy oni żyli jednak w ciągłej niepewności, że przyjdzie ktoś silniejszy, lepiej uzbrojony, bardziej zdeterminowany i maczugą, mieczem lub podstępem odbierze im Ÿródło ich bogactwa.
Przed tysiącem lat – i dawniej – prawdziwą siłą dysponowali monarchowie. Oni to szybko przejęli wszędzie prawo do wydobywania soli i handlu nią. Natychmiast też ustanowili podatki – i to niemałe – zarówno na sprzedaż, jak i na zakup oraz używanie soli. Podatki te przetrwały przez stulecia i bardzo często stawały się przyczyną buntów, rzezi, a nawet rewolucji. (We Francji podatek solny, tzw. gabelle, zniesiono dopiero w 1945 roku).
Naruszenia prawa podatkowego dotyczącego soli, a także jej nielegalne wydobywanie traktowane było pod każdą szerokością geograficzną jak zbrodnia. I tak też karano solnych rabusiów, przemytników i nielegalnych kopaczy.
W XVI wieku – jak pisze w swojej książce Historia naturalna i moralna jedzenia Maguelonne Toussaint-Samat – bezlitośnie stłumiono powstanie Reims, Dijon i Rouen wywołane rozszerzeniem podatku solnego.
W Akwitanii z tych samych powodów wybuchła wojna domowa. Wojska królewskie walczyły z czterdziestotysięczną rzeszą włościan zgromadzonych
w regionie Cognac. Początkowo chłopi przegnali królewskich i zdobyli pobliskie miasto Saintes, plądrując i niszcząc je doszczętnie. Niewiele póŸniej zbuntowali się mieszkańcy Bordeaux. Ci byli bardziej wyrafinowani
i okrutni. Królewskiego rządcę Tristana de Monneins zabili, poćwiartowali
i posolili jak, nie przymierzając, przygotowywanego do upieczenia wieprza. Potrzebny był więc ktoś równie okrutny jak buntownicy. Król wysłał konetabla Montmorency. Ten, nie namyślając się ani chwili, naszpikował całą Akwitanię lasem szubienic. I nie stały one bezużytecznie. Montmorency odbił Bordeaux z rąk solnych buntowników, zarekwirował wszystkie kościelne dzwony, zawiesił parlament i nałożył na miasto grzywnę w wysokości 200 tysięcy liwrów. Ale i to mu nie wystarczyło. Wyznaczył 125 szlachciców, których zmusił do odkopania pohańbionych szczątków Monneinsa. Gdy tego dokonali, powywieszał większość z nich, a resztę wysłał na galery.
Legendarny francuski bandyta Mandrin to nikt inny jak nielegalny żupnik i handlarz. I jak przez to Ÿle skończył!
W jego ojczyŸnie 225 lat temu kroniki zanotowały 3700 przypadków konfiskaty nielegalnie wydobytej i transportowanej soli. Przy okazji aresztowano ponad cztery tysiące mężczyzn i kobiet a także – o zgrozo – ponad sześć tysięcy dzieci. Większość aresztantów skończyła na szafocie. Białe złoto – jak wówczas nazywano ów minerał – mocno było splamione krwią.
Na tym krwawym tle nieŸle wypadnie legenda związana z polską solą. Gdy w XIII wieku krakowski książę Bolko poprosił o rękę węgierskiej królewny Kingi, znanej także pod imieniem Kunegunda, ta wyprosiła u ojca
w wianie solne żupy. Król dał ukochanej córce kopalnię w Marmarosz – najzasobniejszą w całym Siedmiogrodzie. Królewna, żegnając rodzinną ziemię, wrzuciła do solnego szybu swój zaręczynowy pierścień przywieziony przez wysłańców polskiego księcia. Zabrała też ze sobą do nowej ojczyzny węgierskich górników. Ci zaś po przyjeŸdzie do Polski zaczęli szukać soli
w okolicach Krakowa. No i poszczęściło się. ZnaleŸli Węgrzy pokłady białego złota w Bochni i Wieliczce.
Co było dalej, niech opowie ksiądz Piotr Skarga, autor Żywotów świętych – mnie czytelnicy zapewne by nie uwierzyli, ale człekowi duchownemu nikt kłamu nie zada: „W pierwszym bałwanie [tak nazywano wielkie bryły soli wydobywane w kopalniach – P. A.], który wykopano, pierścień się on jej znalazł, który ujrzawszy Kunegunda i poznawszy, dziękowała Panu Bogu, który dziwy czyni tym, którzy Go miłują”.
Nie ma więc czemu się dziwić, że święta Kinga (bo w 1999 roku Jan Paweł II powołał dotychczas błogosławioną w poczet świętych) ma swoją kaplicę w podziemiach Wieliczki. W starej kopalni, na głębokości
110 metrów, wydrążono wielką kaplicę mogącą pomieścić pięciuset wiernych.
I jest to największa na świecie świątynia znajdująca się w kopalni.
Na koniec kilka słów o szkodliwości nadużywania soli. O tym, że bez niej dania tracą smak, już wiemy. Ale człowiekowi potrzeba nie więcej niż 3 do 6 gramów soli dziennie. Zważywszy zaś, że większość produktów ma w sobie naturalną sól, tę z solniczek trzeba dawkować skąpo. Nadmiar soli bowiem wzmaga, i to znacznie, ciśnienie krwi. Jeśli więc chcecie żyć zdrowo i długo, to odstawcie tę solniczkę, którą właśnie dzierżycie w dłoni. No nie, nie całkiem i nie na zawsze. Ale soląc pamiętajcie, drodzy Czytelnicy, że nie wszystko złoto, co się świeci. Nawet wówczas, gdy mówimy o białym złocie. Czasem może kryć się za nim biała śmierć…