Ważna jest kolejność lizania
Podobno co roku na półkach sklepów całego świata zalega 100 milionów ton cukru. Życie mogłoby więc być bardzo słodkie gdyby tylko źli ludzie nie psuli humoru ludziom dobrym. No tak i gdyby w dodatku nie wymyślali co jakiś czas nowych teorii o szkodliwości tego czy owego. Wiemy – i to od czasów II Rzeczpospolitej – że cukier krzepi. Hasło to wymyślił Melchior Wańkowicz i wygrał w ten sposób jeden z pierwszych w Polsce konkursów na hasło reklamowe.
Późniejsze badania uczonych wykazały szkodliwość cukru. Oczywiście spożywanego w nadmiarze. Ale czy można opanować się jedząc makowiec, kutię czy sernik?
Cukier był zaś przysmakiem, i to luksusowym, drogim, od tysiącleci. Tak, tak od tysiącleci. Najpierw produkowano go z trzciny cukrowej. Wpadli na ten pomysł około 10 tysięcy lat temu (uczeni twierdzą że 8 tys. lat p.n.e już produkowano ten przysmak) mieszkańcy Nowej Gwinei. Zanim wieść o wynalazku dotarła do Europy musiało upłynąć wiele czasu i wody w Gangesie, Tygrysie i Eufracie. Cukier najpierw z odległej wyspy przez Polinezję, Indochiny, Chiny, Indie dotarł do Persji. W tych krajach był on nie tylko drogocennym smakołykiem, na który stać było tylko ludzi bogatych lecz także stosowano go jako afrodyzjak. W Chinach np. w celu wzmożenia popędu seksualnego żuto kandyzowaną trzcinę cukrową.
W Europie w tym czasie jako słodkiej przyprawy używano miodu. Tak było aż do czasów gdy pojawił się wojowniczy Aleksander Macedoński. Ów groźny młodzianek podbił Indie a jeden z jego dowódców przywiózł jako łup wojenny ową słodką roślinę czyli trzcinę cukrową.
W tym czasie zaczęto też sprowadzać do Rzymu cukier trzcinowy w celach leczniczych. Uprawę trzciny cukrowej Europejczycy przejęli od Arabów dopiero w XIV wieku. Muzułmańskie plantacje tej rośliny istniały już w na Cyprze, Krecie, Sycylii i w Hiszpanii. Wówczas też przejęto i nazwę produktu, który w języku arabskim brzmiał – sukkar.
Wenecja stała się szybko wielkim centrum handlu cukrem. Stąd wożono go do Anglii, Danii, Szwecji. A gdy Krzysztof Kolumb dotarł na Hispaniolę przewiózł tam sadzonki trzciny i okazało się, że w tamtejszych warunkach klimatycznych świetnie się roślina rozwija. Wkrótce krajce Nowego Świata stały się potentatem w produkcji słodkiej przyprawy. I trwa to do dziś. Brazylia, Jamajka, Kuba to mocarstwa cukrowe.
W średniowieczu w Europie na słodki rarytas stać było monarchów i najbogatszych arystokratów. Podawano więc cukier na deser, na srebrnych tacach w postaci wielkich brył. Cukru w postaci proszku jeszcze nie znano. Głowa cukru trafiała więc najpierw w królewskie ręce. Król lizał pierwszy. Gdy uznał, że ma dość słodyczy podawał przysmak księciu czy innemu z najszlachetniejszych swoich poddanych. Kolejność lizania odzwierciedlała hierarchię ważności w państwie.
Pod koniec XVI wieku a dokładnie rzecz biorąc w 1575 roku niejaki Olivier de Sevres opublikował dzieło o rolnictwie, w którym upierał się, że w pewnym gatunku buraków jest tak dużo słodyczy, iż da się z tego wyprodukować cukier. Głos uczonego Francuza pozostał jednak niezauważony. Dwieście lat później Andreas Margraf, Prusak, członek Akademii w Berlinie poszedł o krok dalej: wyodrębnił on z buraków cukier. Trzeba było jednak jeszcze poczekać niemal pół wieku by w 1786 roku Franz Achard opracował metodę przemysłowej produkcji cukru z buraków. W 1801 roku ów Achard – Francuz mieszkający w Prusach – kupił na Śląsku majątek Kunert (dzisiejsze Konary) i postawił tam cukrownię.
Rozkwit cukrownictwa w Europie spowodował Napoleon Bonaparte finansując kolejne cukrownie starając się wykluczyć z rynku europejskiego Anglików. Ogłosił on blokadę wysp brytyjskich. Cukrowników zaś zwolnił od podatków i sfinansował powstanie instytutów naukowych zajmujących się rozwojem hodowli buraków cukrowych.
W 1826 roku uruchomiono pierwszą polską cukrownię. Wybudowano ją w Częstocicach. Jej właścicielem był hrabia Henryk Łubieński,
W pierwszych latach dwudziestego wieku cukier przestał być rarytasem dostępnym tylko dla milionerów. Na rynku zaś znalazło się tyle cukru z buraków ile przywożono z zamorskich kolonii cukru trzcinowego.
Dziś na stołach w kawiarniach i domach prywatnych należy do dobrego tonu podawanie dwóch cukiernic z dwoma gatunkami cukru: białego z buraków i brunatnego – z trzciny. Czasem jeszcze można spotkać słodzik dla cukrzyków. Ale my, zdrowi smakosze nie musimy sięgać po chemikalia. Życie jest słodkie. Albo przynajmniej bywa takie!
Komentarze
Kochani,
u nas czyli na witrynie http://www.adamczewscy.pl też rewolucja. Wydawca przestraja wszystko na nowe tory. Będzie prościej, łatwiej, nowocześniej i sporo nowych rubryk i kącików. Wszystkie przepisy, porady, anegdoty ze starej witryny trafią na swoje nowe miejsce miejsce w ciągu tygodnia. Powstały nowe dodatkowe rubryki oraz mozliwość rozmowy z autorami, zadawania pytań i natychmiastowych komentarzy (jak w naszym blogu). Przepraszamy za kłopoty i perturbacje, ktore jeszcze jakiś czas potrwają.
Teraz aby wejść do witryny trzeba wystukać zmodyfikowany adres:
http://www.adamczewscy.nowy-swiat.pl
Po zakończeniu renowacji wrócimy do starego adresu. Do zobaczenia więc.
Włoskie wina , słodkości od Bliklego … wizyta w Jaskini Lwa , a Misia drapie w gardle i łamie w kościach. Może się rozruszam i dotrę na spotkamie. Jednak marnie to widzę 🙁
To nie jest tak w pełni.
Jeżeli chodzi o historię i dostępność, to zacytuję Jerzego Michałowskiego z 1935 roku, pisał on: ?”Cukier na wsi nie istnieje. Większość dzieci nie widziała go chyba nigdy, jedynie w formie cukierków na odpustach. Sól używa się obecnie szarą, nieraz nawet czerwoną bydlęcą; na wiosnę w okresie przednówka z braku gotówki stosuje się kilkakrotne gotowanie ziemniaków w tej samej raz osolonej wodzie”. Przed wojną rząd stosował ceny dumpingowe, aby móc zwiększyć eksport, przerzucał w ten sposób podstawowe obciążenia na rynek krajowy.
A jeżeli chodzi o współczesność, to Unia jest zalana cukrem. Ale też i słusznie nazywa się ją „białą śmiercią”. Dodawana jest wszędzie, do wszystkich produktów, z coca colą na czele. Stąd m.in. ta otyłość.
U nas w domu goście zawsze najbardziej chwalili torty, mówili o nich „niskocukrowe”. Ja kupnych tortów właśnie z tego powodu nie znoszę, z tej przekręcającej człowieka na drugą stronę przeraźliwej słodkości.
Piękne dzień dobry dla wszystkich.
Z cukrem, jego ceną i łakomstwem łączy się jedna z anegdot w mojej rodzinie. Rzecz się działa w czasie I wojny, jedzenia było mało, miasta śląskie niedojadały, cukier był wciąż jeszcze drogi. Moi Dziadkowie zaś mieli w domu pięciu chłopaków. Babka cukier trzymała pod kluczem – słodziła zbożową kawę dla wszystkich, w wielkim dzbanie, resztę przeznaczając do posypywania placków, na naleśniki i świąteczne kołacze. Wyżeranie przez dzieci kuru uchodziło za jedno z poważniejszych grzechów domowych. POd czasu do czasu Babka jednak musiała wyjść z domu, a przed wyjściem wygłaszała kazanie o łakomstwie, nieposłuszeństwie i wszelkich karach bożych, czekających na podżeraczy. Nie na wiele się to zresztą zdawało, bo chłopaczydła były specjału złaknione. Pod wodzą najstarszego, Zefka (Józefa) z cukiernicy w szafce ginęło nieodmiennie kilka bryłek cukru (rąbanego z głowy). Babka urządzała wręcz pełne śledztwo po powrocie – nigdy nie znalazła winnego, aleć przecież dzieci swoje znała : Zefek, przełożony przez zydel kuchenny i oczekujący na karę wymierzaną pasem , płakał, że nieprawda, nie on i że „skąd Mama wie?”. No i Matka Zefka lekkomyślnie palnęła, że poinformował ją o przestępstwie św. Józef, patron zbója ( tu wskazała na gipsową figurkę świętego, bowiem śląskim obyczajem w domu pojawiały się kolejno figurki albo obrazy patronów potomstwa). Zbuntowany ukarany i zły jak osa Zefek , podniósł na Świętego bluźnierczą rękę, łamiąc mu ramię i rozbijając głowę. No bo jakże – śledzi i widzi wszystko, a co gorsze jeszcze skarżypyta. Rzecz się skończyła karzącą ręką Ojca rodziny, który w sobotę, po szychcie, pięknie wyparzony w wannie stojącej na środku kuchni i odziany w świeżą bieliznę, rozliczał cały tydzień – Babce do ręki tygodniówkę, chłopakom po „tytce” karmelków albo, co się też zdarzało, pasy na stołku. Spokojnie, na zimno, za cały tydzień.
Były to czasy, co?
Misiu – mleko z miodem, herbata z miodem i cytryną, wieczorem grzaniec winny z podwójnym imbirem i też z miodem. Trochę ulży.
Z tym lizaniem glowy cukru, to jakas legenda 😉 Przyzwoita glowa wazyla ok 50 kg i glupio wygladalby krol przy takim zajeciu. Poza tym nie sadze, zeby do nastepnej uczty wnoszono nowa glowe, a krol na pewno nie lizalby po najnizszym ranga gosciu 🙁 Do uzyskiwania mniejszych kawalkow sluzyla specjalna siekierka, a na tacy wnoszono okruchy, z ktorych wladca wybieral pierwszy. Rowniez do jezyka nie weszlo okreslenie „kolejnosc lizania” (Leckordnung) w przeciwienstwie do „Hackordnung” czyli kolejnosci dziobania (w kontekscie rangi socjalnej).
Ciekawa (i udokumentowana) jest historia zapoczatkowania produkcji cukru w kostkach. Zona wlasciciela cukrowni na Morawach skaleczyla sie w reke kruszac glowe cukru do herbaty dla gosci, a krew zabarwila cukier na czerwono. Zazadala wowczas od meza, aby zaczal produkowac cukier w poreczniejszych dawkach. Na czesc zony fabrykant wyprodukowal cukier w kostkach w kolorze czerwonym, oczywiscie uzywajac barwnika spozywczego. Zakrwawiony cukier zostal i tak podany, byl zbyt cenny, by go marnotrawic.
http://www.wdrmaus.de/sachgeschichten/zuckerwuerfel/
Pamietam z jakiejś książki, ze gmina żydowska (może Krakowa?) podczas powitania Jagiełły ofiarowała mu trzy głowy cukru, co było iscie królewskim prezentem.
Podzielić się chciałem wyimkami z jadłospisu Hotelu Warszawa w Augustowie, co żem bawił dni dwa. Wyimkami, ponieważ nie wszystko warte uwagi, a ciekawostki w karcie są:
FOR GOOD BEGINNING jest np:
1. Carpaccio z tuńczyka z rukolą i roszponką (rucola and wasabi sauce) – 37 zł. Szukacie tego chrzanu japońskiego po świecie, a on pod Augustowem na tuńczyku spoczywa.
Z MAKARONÓW rzuciło mi się tylko
1. Penne rigate a’la vodka, co na polski przetłumaczono jako Penne rigate a’la vodka… I słusznie! Jak jest vodka, to co tu jeszcze na polski tłumaczyć? – 26 zł.
ZUPY
1. Żurek to „old polish fermented rye soup…” z kiełbaską itd – 18 zł.
2. „Boletus cream with sweetgrass” to krem borowikowy z…, no?, z czym? Z żubrówką – 18 zł. Trawa, czy zaszyfrowany wyciąg lub jaki macerat? 🙂
3. Rosół z lina” (tench brotch) – 15 zł.
Czas na RYBY
1. Lotta zapiekana itd. to lotta roasted za 56 zł. Za Lineuszem wiem, że „lotta lotta” to miętus, ale co to ta lotta?
2. „Sandacz smażony w pestkach dyni podany z carpaccio z pomidorów i sosem pesto” za 39 zł. Ależ to brzmi… Mlammm… I dowiedziałem się, że o byciu karpaczczjem decyduje sposób cięcia, a nie surowiec. Tyle razy ciapałem pomidory, a tu proszę, jak jaki mesje Jourdain – całe zycie mówiłem prozą?
3. Ktoś szukał whitefisha w zeszym tygodniu. European whitefish to sielawa – 45 zł.
STEKI to
1. Tournedo Rossini with Fois Gras and Porcini Mushrooms za 85 zł., ale to je tylko biedota. Smakosze jadają
2. T-boon stek w piwnej marynacie i sosem Jack Daniels BBQ – 140 zł. Niestety, sosiku w kieliszeczek nie dali.
DANIA REGIONALNE to
1. The Podlassia-Style Cooked Fresh Meat na żytnim chlebie, czyli świeżynka – 25 zł.
2. Potato Cake – babka ziemniaczana z żurawino i śmietano – 36 zł, ale ta im nie wyszła.
Sposród SALADS zaintrygowała mnie tylko jedna, czyli
1. Compose Your Own Salad – 25 zł., z czego rozumiem, że za kompozycyjną robociznę nie biorą.
Nie wiem, dlaczego wśrod sałat zanotowałem
2. Fois Gras z gruszkową szarlotką, różowym pieprzem i szampańską galaretką – 70 zł. Pewnie winna była być w dziale galaret?
Wszystko to podpisał tamtejszy szef kuchni p. Marcin Budynek.
Pyro,
I wojna. Kazimierz Marcinkiewicz gdy premierem Polski był chwalił się odbieraniem lania na zimno po II wojnie. Miał je sobie za korzyść… Co do cukru. Ten wynalazek życiu się nie przysłużył. Ja przypłaciłam upodobanie do słodyczy (z przyległościami) dusznicą bolesną, na szczęście już nie tak dokuczliwą. Może całkiem z niej wyjdę? Jestem na dobrej drodze…
I ciekawostka: http://fakty.interia.pl/nauka/news/alzheimer-to-cukrzyca-typu-3,1015855 .
Jedni naukowcy pracują na rzecz popularyzacji cukru, inni naukowcy nie mogą się przebić z ostrzeżeniami przed cukrem. A jest jeszcze i sprawa drożdżaków cukier uwielbiających więc być może traktujących apetyt człowieka jak pacynkę.
Carpaccio wyemancypowalo sie jak elektrolux i stalo synonimem cieniutko krojonych marynowanych plasterkow miesa, ryby, warzyw czy owocow. Jego wynalazca byl czlowiekiem o poetyckiej duszy, znawca malarstwa weneckiego. Wymyslil np. cocktail Bellini o mocnych kolorach, a surowa wolowina z parmezanem skojarzyla mu sie z kolorystyka obrazow Vittore Carpaccio. Wolowine musial pokroic cieniutko, bo sie jej inaczej nie da zjesc na surowo, a taki wlasnie sposob jedzenia miesa zalecil lekarz pewnej contessie bywajacej w barze Harry w Wenecji. Oryginalny przepis zawieral jeszcze sos majonezowy z cytryna i sosem worcester.
Iżyku – większość nas, kucharzących po przeczytaniu Twego wpisu dojdzie do wniosku, że „mówi prozą”. Musisz teraz potrawy w swojej kuchni tak szumnie ponazywać i doliczyć sobie 20% za znajomość języków obcych.
Andrzej Sz. i Teresa S. – ja też robię ciasta niezbyt słodkie i zupełnie bez sztucznych aromatów. Słodycz przesłodzona i ciasto perfumowane odrzucają mnie z miejsca. W efekcie rodzina mojego Syna nie przepada za moimi tortami na bazie gorzkiej czekolady, orzechów, bitej śmietany i ew. słodzonych lekko owoców, ani za moim piernikiem świątecznym. Ja z kolei uważam, że to, co oni kupują w cukierni, nie bardzo nadaje się do zjedzenia.
Ale jako osoba uparta i przekonana o własnej słuszności, podam przepis na piernik – moim zdaniem jeden z lepszych, jakie figurują w moich przepisach.
PIERNIK
Dzięki Pyro, Pyruniu, 🙂 .
cOś SIę POKIćKAłO , WIęC JESZCZE RAZ
pIERNIK
4 SZKLANKI MąKI,
1, 5 SZKL. CUKRU ( W TYM TE 0,5 SZKL NA KARMEL)
0,5 KOSTKI MASłA ALBO MARGARYNY
NIEPEłNA SZKLANKA MLEKA
1 SZKL. MIODU,
3 łYżKI STOłOWE KAKAO
2 OP. PRZYPRAW DO PIERNIKA + DODATKOWO łYżKA CYNAMONU, 1 łYżECZKA IMBIRU
4 JAJKA, SZCZYPTA SOLI
300 G GORZKIEJ CZEKOLADY
3 łYżECZKI PROSZKU DO PIECZENIA + ca 150 g orzechów włoskich
Uwaga – wychodzi z tego wielka, pełna blacha piernika
0,5 szkl cukru upalić na patelni na dość ciemny karmek. Rozpuścić w mleku. Karmelowe mleko przelać do garnka, włożyć tłiuszcz, przyprawy miód, wsypać kakao, i szklankę cukru. Zagotować, odstawić. Kiedy masa przestygnie i jest tylko ciepła, wbić żółtka, wsypać mąkę, dobrze wymieszać Proszek do piecz. rozpuścić w kilku łyżkach zimnej wody. Białka udić na b.sztywną pianę ze szczyptą soli. Proszek wlać do ciasta, połączyć całość z pianą z białek, wyłożyć na blachę i piec w tem ok 150 stopni ( piecze się ok 45-50 minut) Zapomniałam o tym, że do ciasta wsypuje się orzechy w dużych kawałkach m/w 2/3 przygotowanej ilości) Można też dać inne bakalie, ale orzechy wystarczają.
Po schłodzeniu piernika polewamy go rozpuszczoną czekoladą i ubieramy pozostałymi orzechami.
Roboty przy nim nie jest dużo, a piernik znakomity – nie tak trwały, jak z ciast dojrzewających, ale tydzień spokojnie wytrzymuje. Można przełożyć powidłem śliwkowym.
Jadac z Torunia, w którym jest znakomita restauracja pod „Modrym Fartuchem” oraz slynny Krzywy Dom, jadac na pólnoc w kierunku Grudziadza przejazdza sie przez miasteczko Chelmza. Nad wielkim jeziorem. Byc moze juz calkowicie zrujnowanym bo na jego brzegami jest najwieksza w Europie cukrownia. Z okolicznych pól przyjezdzaja ciezarówki z burakami a wode do produkcji brano wlasnie z tego jeziora. Za moich mlodych czasów byla to olbrzymia, z konca XIX wieku, fabryka, która w okresie kampanii piekielnie cuchnela. Tak zwane gazy zlowonne. Eufemizm ale zatykajacy oddech. Miejscowi ludzie tak byli do tego przyzwyczajeni, ze nie zwracali na to uwagi. Dawno nie bylem w tym miesci, slyszalem tylko, ze byl czas kiedy przerabiano kubanska trzcine cukrowa.
Co sie zas tyczy glów cukrowych, to one istnieja do dzisiaj. Nie takie ogromniaste, o wielkosci okolo jednego kilograma z których mozna odlupywac kawalki przy pomocy malej siekierki.
Co zas tyczy cukru brazowego czyli nierafinowanego, to ostatnio rosnie jego popularnosc i sposób podawania. Ostatnio bylem zaproszony na herbatke i wlasnej roboty konfiturami. W specjalnej, trzy czesciowej cukiernicy podawano brazowy cukier pod trzema postaciami. Kamyki o srednic okolo 15 milimetrów, gruby zwirek o srednicy ziaren 2 milimetry i drobny piasek podobny wielkoscia do cukru bialego typu krysztal. Cukiernica miala wyglad miseczki z trzema przegródkami i jedna srebrna lyzeczka. Wygladalo bardzo ladnie na pieknie i recznie haftowanym obrusie.
Jak tak dalej pójdzie, to zamiast jesc beda fotografowal potrawy zeby innym tez robic apetyt.
Co zas dotyczy nowego systemu o którym pisal Piotr, proponuje, zeby dla zwyklych zjadaczy chleba zrobic na blogu szkolenie. Jesli bowiem informatycy wzieli sie do dziela to nie mozna wykluczyc, ze potem nikt nie bedzie wiedzial o co chodzi, co wcina, czeko nie rusza, jakich znaków zwanych literami wolno uzywac, zeby nie wcinalo itp.
Jest rzecza bowiem wiadoma, ze. Na poczatku byl chaos, potem dobry Bóg uporzadkowal swiat a na koncu przyszli informatycy i w wielu dziedzinach wszystko wrócilo do poczatku.
Z autopsji poznal to
Pan Lulek
Tfu, na psa urok i do trzech razy sztuka! Nie wiem dlaczego podałam tak wielką ilość czekolady na kuwerturę. ZSamglenie umysłowe pewnie.,. Wystarczy aż nadto 1,5 tabliczki, czyli 150 g.
Bry!
Na tematy cukrzane powiem to, co zawsze – nie używam. Spożywam w owocach i takich tam marchewkach. Nie wiem, czy zauważyliscie nową osobę na blogu (pod wczorajszym wpisem), zajrzałam kiedyś na videoblog prof. Bralczyka i uznałam, ze należy tę osobę koniecznietu taj sciągnąć. Osoba mieszka w Korei i zaciekawił mnie jej opis kuchni koreańskiej (ha! z cukrem niewiele wspólnego to ma, przyznaję!), który Wam tu wkleję. I mam nadzieję, że anettkah będzie tu do nas zaglądać i dzielić sie swoimi spostrzeżeniami:
„Z rozpedu zapomnialam odpowiedziec na twoje pytanie dotyczace koreanskiej kuchni. Niezwykle rzadko jestesmy zapraszani do domow, ale to i tak nie ma znaczenia, bo wiekszosc dan serwowanych na miescie jest faktycznie na ostro, nawet w restauracjach w stylu zachodnim czy japonskim koreanskie ?kimczi? jest obowiazkowe. Dania typu spaghetti karbonara czy bolognese tez sa czesto robione pod ich smak, na ostro. Ciezko sie z tym zyje? Dwa razy dziennie odbywamy debate pod tytulem ?Co by tu zjesc??, ktora nieodlacznie konczy sie albo zamowieniem czegos wyprobowanego w jednym z naszych wyprobowanych miejsc, albo probami upichcenia czegos w malenkiej i skapo wyposazonej kuchni (na szczescie jedzenie na miescie jest tansze niz kupowanie skladnikow i samodzielne gotowanie). Dla niewtajemniczonych, ?kimczi? to kwaszone czy kiszone warzywa, przewaznie kapusta, w sosie chili. Istnieje okolo 200 rodzajow kimchi, i czesc z nich jest niepikantna, a najlepsze, tradycyjne kimczi sa sezonowane nawet przez rok w duzych glinianych dzbanach zakopanych w ziemi. Nie da sie ukryc, ze jest to potrawa niezwykle zdrowa i odzywcza, czasem zalujemy, ze nasze podniebienia odrzucaja ja z taka konsekwencja.
Z rzeczy, ktore odpowiadaja naszym delikatnym podniebieniom nalezy wymienic koreanskie sushi, czyli ?kimbap? (dostepne w roznych smakach, nasze ulubione to z tunczykiem), a takze ?bulgogi i ?galbi? (cienkie kawalki wieprzowiny lub wolowiny przyrzadzone z cebula i aromatycznymi przyprawami i serwowane z ryzem i swiezymi liscmi, w ktore sie je zawija). Lubimy tez ryz z warzywami i krewetkami serwowany z sosem z czarnej fasoli, tzw. ?dza-dzang?, choc to ponoc przysmak pochodzacy z Chin.
Koreanskie zupy sa okropnie wodziane i bez smaku (chyba ze znow pikantne), a inna narodowa potrawa – ciastka ryzowe, w wiekszosci mdle i gumiaste?
Ale, czego sie nie robi w imie doswiadczenia i poznania innej kultury!”
A ja od siebie dodam, że lubię ostre i uwielbiam kimchi. Leniwie kupuję w sklepie, a powinnam wreszcie zrobić swoje! Chyba będę zresztą zmuszona, bo sklep koreański właśnie był się zamknął 🙁
Aaa.. Pyro, dosc udany, nie powiem. A i w kraglosci nie wchodzi. Tak sobie tylko zartuje.
Kilka miesicy temu ogladalm filmik dokumentalny o tematyce tocka w tocke. Wspominano tam miedzy innymi cos na temat syropu klonowego i wyrobie zen slodyczy. I to nie tylko w Kanadzie.
nemo – Kryniczko Wiedzy. Zapewnie jak zwykle masz racje, ale czy nie bawi Cie wizja lizacego dworu? Tak wedlug hierarchii?
A teraz z innej „beczki”. Nie wiem czy macie zwyczaj wracania wstecz do poprzednich wpisow. Jesli tak – trudno – powtorze sie, jesli nie to i tak sie powtorze. Rzecz dotyczy KK czyli Ksiazki Kucharskiej i kalendarza na Nowy Rok.
Moi Drodzy
Swieta za przyslowiowym pasem. I w tym nastroju swiatecznym chcialam Wam zrobic mily (mam nadzieje) prezent swiateczno-noworoczny. Wyszedl mi podwojny, ale to i lepiej.
Nostalgiczny Kalendarz 2008 z Blogowego Zjazdu. Dla tych co uczestniczyli – wspomnienie wspolnych chwil; dla nas – tych, co z wielu powodow dojechac nie mogli – Zjazdowe ?szalenstwa? utrwalone przez Alicje.
Drugim jest Ksiazka Kucharska autorstwa Gospodarz Blogu i nas samych pod zdecydowanym wplywem i opieka kulinarna naszego Guru – Pana Piotra.
Jest to prezent z duzym wyprzedzeniem lecz ze wzgledu na okres przedswiateczny ?oraja mna? w pracy okrutnie i po prostu obawiam sie iz moge byc zbytnio zajeta by nawet wskoczyc do naszej Blogowej Kawiarenki.
Alicja – Czarodziejka z Kingston posredniczyla znacznie w przesylce z Krainy Oz. Za co serdeczne dzieki.
Krotka informacja i wyjasnienie przesle wkrotce osobno.
Pozdrawiam Was serdecznie
Tytan pracy przedswiatecznej
Echidna
Potrawy opisane przez Iżyka firmuje jeden z najlepszych polskich kucharzy Marcin Budynek. To nazwisko z pierwszej dziesiątki mistrzów.
A co do lizania to historyjka może i mało prawdziwa ale za to ładna. Lubię takie opowiastki ubarwiajace historię. A męrca szkiełko i oko pozostawiam innym. Choć sam staram się od czasu do czasu z tego sprzętu też korzystać.
A teraz zaczynam się przygotowywać duchowo i fizycznie do wieczornego spotkania z Czytelnikami.
Acha i jeszcze jedno: wydrukowałem sobie i kalendarz i księgę przygotowana przez Echidnę. Oba dzieła wspaniałe. Zwłaszcza, że księga może żyć i być uzupełniana. Wielkie dzięki i podziw Echidno!
I teraz nastepuja obiecane kilka godzin wczesniej wyjasnienie i nformacja.
antku – byloby GENIALNIE gdyby Adobe byl za przyslowiowe „friko” ( czy jak wolisz frico). Niestety NIE. Za programy tej firmy placi sie ciezkie pieniadze. A bo i jest za co – to tak tylko na marginesie. Za darmo mozna jednak sciagnac ze strony Adobe i zainstalowac na komputerze Adobe Reader (prosze nie mylic z Adobe Acrobat). I to nie jest piractwo, sama firma namawia do tego. Rowniez za darmo miedzy innymi mozna sciagnac wersje Beta nowych programow badz nowe wersje Beta programow istniejacych. Tylko nie wszystko w takich programach „pracuje” i czas uzytkowania wielokrotnie jest ograniczony. Taka jest polityka firmy. Calkiem sluszna moim skromnym zdaniem.
I z tego tez powodu zaproponowalam Wam byscie weszli na strone internetowa tej firmy i sciagneli sobie Adobe Reader. Dla niewtajemniczonych – jest to program do odczytywania dokumentow w formacie pdf. Dokumentow wielostronicowych, a nawet z dzwiekiem. Ma wiele innych funkcji lecz nie czas i miejsce na wyklad.
Poniewaz ksiazka ma powyzej 60-ciu stron, a w przyszlosci zwiekszy swa objetosc – Adobe Reader jest znakomitym programem do odczytywania (otwierania) dokumentu jaki w przyszlosci mam zamiar uaktualniac w miare czasu i mozliwosci.
I tu musze sie przyznac, ze nie wszystko jeszcze nanioslam – stad te braki Ana – ale zapowiada sie niezla „kobyla”.
Wracajac zas do Adobe. Instrukcje obrazkowa wraz z dosc dokladnym opisem co i jak robic Alicja zamiescila na swojej stronie
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Pomocnik/
Trzy dokumenty jpeg. Kliknac dwa razy i otworzy sie duza strona. A jeszcze lepiej kliknac prawym klawiszem myszy na ilustracje, wybrac „zachowaj jako jpeg” i przeniesc w ten sposob na wlasny komputer. Sciagawka gotowa. A potem to juz tylko wedlug instrukcji.
Jak juz Adobe Reader jest zainstalowany otworzy kazdy dokumemt „.pdf”. W tym wyzej wymienione pozycje. A te , podobnie jak instrukcje, najlepiej zachowac na desktopie. Otwiera sie wtedy via Adobe Reade szybko i bezproblemowo. Mozna wydrukowac, przeniesc na dyskietka (wypalic), przeniesc z folderu do folderu itp. Wszystko LEGALNIE, za przyzwoleniem i zacheta Adobe.
Jakies klopoty? Pytajcie.
Ach, Izyku, bylabym zapomniala – takze lubie Cie i niekoniecznie za to, ze nas lubisz. Tylko prosze nie wydziwiaj jezykowo zbyt czesto, bo to sie zle „rozumie”. A Izykowka zawsze przywoluje wspomnienie wakacji jakie spedzilam w tamtych okolicach przed laty. Bylo wspaniale!
Pozdrawiam Was serdeczni
Echidna
Izyku, lotta, to polowa mietusa
Ja wiem zescie serdeczni lecz chcialam pozdrowic Was serdecznie. Choc po obiedzie widac niedojedzona – literki lykam
E.
Zdradzę słodki przepis:
Trzy łyżeczki zukru i parę lisic świeżej mięty. Rozetrzeć i dodać parę kropel cytryny. Szklaneczkę uzupełnić Havana Club. Można nie dodawać wody. A gdzie się tego nauczyłem, o tu i to od znawcy różnych gatunków życia:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Acuba/photo#5127898052122221522
Nie musiałem, ale chciałem.
Gospodarzu, echidno, bardzo lubie barwne historie i nie daze do udowodnienia moich racji, ale ta akurat o lizaniu cukru nie wydala mi sie szczegolnie zabawna, a raczej nieapetyczna, bo nawet w sredniowieczu (a moze nawet zwlaszcza w sredniowieczu, ze wzgledu na epidemie roznych zaraz) ludzie nie brali do ust czegos, co juz kto inny polizal 🙁 Jezeli jedli ozory, to ugotowane 🙂 Bakterie i wirusy nie byly jeszcze znane, ale znano miazmaty i morowe powietrze, a sztucce, (jesli w ogole) to kazdy mial swoje, by ich nikt inny nie oblizal. Poza tym, jest Pan autorytetem i potem przyjdzie jakis wikipedysta, uzna Pana za zrodlo informacji i powieli w internecie, a pokolenia utwierdza sie w wyobrazeniu o sredniowiecznej ciemnocie 🙁
Ja jako źródło informacji? Zwłaszcza o czasach Średniowiecza? No jestem stary ale nie aż tak!
A mówiąc serio (powtarzam to w tym miejscu po raz któryś) Wikipedia to świetna i nawet rozwijająca zabawa. Nie jest ona jednak wiarygodnym źródłem wiedzy ponieważ tworzą ją przypadkowi autorzy, którzy sami siebie uznają za autorytety. W dodatku mogą oni korzystać właśnie z tak niepewnych źródeł jak moje opowiastki obyczajowe. Ale nawet wiedząc to wszystko i podchodząc bardzo sceptycznie do Wiki nie mogę się powstrzymać przed opowiedzeniem takich anegdot jak ta o lizaniu. A w dodatku nie wzbudza ona we mnie obrzydzenia. Tak jak – prawdziwe – historię o karmieniu z ręki dostojnych gości na Bliskim i Dalekim Wschodzie. Przy czym nie zachęcam do stosowania tych zwyczajów w Polsce a zwłaszcza w Szwajcarii. I proszę o uśmiech wyrozumiałości. Ja dziś jestem w nerwach przedpromocyjnych!
Izyku, pewnie Cie zanudze, ale mietus wg. Lineusza jest Lota lota, wiec jedno”t”, ten Pan o budowlanym nazwisku, pewnie upolszczyl francuska Lotte, o ktorej nie tak dawno byla mowa na blogowisku
http://fr.wikipedia.org/wiki/Baudroie_commune
gdyby napisal w menu „zabnica”, kto by to zamowil? a naprawde warto
Dziendobry,
rzadko jadam ciasta, placki i torty, troche przez rozum, a troche, bo rzadko mozna kupic cos naprawde dobrego.
Kiedy jednak sie trafi cos pysznego do kawy to serce sie raduje.
Np. tort orzechowy albo szarlotka na kruchym spodzie, albo drozdzowe ze sliwkami.
Moja Mama robi mistrzowska napoleonke…
Menu w Augustowie bardzo globalne z lokalnym akcentem ryb slodkowodnych i starych przepisow, milo poczytac (T-bone steak w cenie, ale moze kuchnia i otoczenie tego warte).
My (ja maz i syn) uzywamy tak malo cukru, ale moj Ojciec, chwala Bogu 84 lata, slodzi trzy lyzeczki na szklanke herbaty, a szklanek tych pije 6 lub wiecej dziennie. Nigdy jeszcze na nic powazniej nie chorowal, takie geny mu Bacia z Dziadkiem zafundowali.
Topka soli i glowa cukru zawsze mi sie kojarza z „Opowiesciami mojej zony” i starosta z Leska.
ciao,
a
Szefie, usmiecham sie caly czas i nawet trzymam kciuki, choc moze na chwile przestane, bo roboty mam od groma 🙂 Karmienie z reki na Wschodzie mi nie przeszkadza, oni tam myja rece, poza tym uzywaja przewaznie tej czysciejszej 😉
Witam wszystkich.
Izyku w GW byl w tym tygodniu artykul o tym jak to tlumaczone sa karty dan z polskiego na angielski i sadzac z tego co napisales w Augustowie nie jest nic lepiej.
Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze z tym jest kiepsko. Slubny wolal nauczyc sie czytac karty dan po polsku, bo miedzynarodowe wersje sa czasem dosc odbierajace apetyt.
W Holandii ostatnio pojawil sie cukier… z mniejsza zawartosci cukru w cukrze.
Obejrzalam to cudo bardzo dokladnie, bo mialam nadzieje na jakis niesamowity wynalazek i niestety wielkie rozczarowanie. Sacharoze wymieszali z aspartamem i zadowoleni, ze ich kg cukru nie zawiera kg cukru. Nie ma to jak marketing…
A ja teraz na zgoła inny temat. Otóż uskarżałam się już w ubiegłym tygodniu, że nie mam co czytać, bo nie ma kto mi pójść do Biblioteki. Przyduszona koniecznością wracam więc do własnych ksiązek na swoich regałach. Tak więc wczoraj, w niedzielę, dzieliłam czas między „dzień z Janem Kobuszewskim” (TVP Kultura) , a dwiema książkami Marii Iwaszkiewicz : „Gawędy o jedzeniu” i „Gawędy o przyjęciach” Z różnych względów lubię obydwie te książki ; nie są tak dowcipne, jak p.Michałowskiej, ale też mają niezłą dawkę humoru i mnóstwo sprawdzonych przepisów. I wyobraźcie sobie dokonałam odkrycia! Naprawdę – w pozycjach wielokrotnie czytanych, znanych, epokowe odkrycie. Otóż obydwie te ksiązeczki mogą posłużyć historykom rynku spożywczego w Polsce jako materiał źródłowy do hasła „Czego w Polsce nie było w latach 70-tych XXW” Słowo daję – p. Maria podaje np przepis z kuchni włoskiej, francuskiej czy angielskiej i od ręki, pod przepisem podaje zamienniki – nie tylko win czy serów ale i wielu innych produktów czy przypraw. Nawet przepis na francuski deser bananowy opatrzony jest dopioskiem „o ile uda nam się kupić banany” Natomiast wiele rodzimych produktów (ryb, dziczyzny, mięs) trzeba by dzisiaj takimi przypisami oznaczyć, gdyż powoli przechodzą do sfery mitycznej. Tak to niedzielna lektura poszerzyła Pyrowe horyzonty.
Nirrod, mniejsza zawartosc cukru w cukrze ma mascobado z Filipin. Uzywam go najchetniej do drinkow (caipirinha) i deserow (panna cotta). Jest w sprzedazy nawet w Polsce, pochodzi ze sprawiedliwego handlu i na dodatek dobrze smakuje, a jego cena nie sprzyja rozrzutnosci w stosowaniu 🙂
Skład: sacharoza (75-88%), fruktoza (3-10%), glukoza (2-9%), sole mineralne (1,5-2,5%).
Izyk, mowiles sandacz? ten jeszcze sie rusza, lece wypatroszyc
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Sandacz/photo#5142334563675251346
kupel wrocil z ryb
Ugotuj w wywarze warzywnym i posyp jajkiem na twardo, a potem roztopionym masłem. Wino możesz sam dobrać. Smacznego!
Muszę przestrzec przed znajomymi Alicji z blogu prof. Bralczyka!!!
Anettkah to ktoś, kto nie ma za grosz szacunku dla polskiego ducha romantyzmu, patriiotyzmu, a genetycznego mesjanizmu w szczególności. Kto odziera Nas z Nam przysługującej męczeńskiej szaty i zrywa Nam z rąk słusznie przysługujące Nam kajdany. Kto za nic ma mękę szlachetną Naszą i z lubiością przeżywane katusze Polaków walcżacych ze spiskami całego świata.
Dowód – kto bywa na En passant nie mógł nie zauważyć (Bitwa pod Wrocławiem i „Kochabitacja”) tłumaczeń artykułów z koreańskiej prasy w sprawie słusznie się Nam jedynie należącego EXPO i ekonomicznym potencjale Korei. A mogliśmy bodaj i 100 lat przeżywać tę piękną kartę wrocławskiej martyrologii i wpisać miasto na listę świętych miejsc bitew tak pięknie przegranych. Ciekawostki o koreańskiej kuchni przeczytałem wprawdzie z rozdziawem i przyjemnością, ale pamiętać trzeba, że to przez anettkah zamiast na męczenników, wyszliśmy na gołodupców! (a WordPressowego cerbera na wszelki wypadek przepraszam 🙂
sławek
Ale które pół miętusa? Miętusowe „Przyłbie”, czy „przedogonie” Tu odświeżyłem stronę i widzę, żeś „lotta” na „lota” poprawił. I, !@#$%!!!, masz rację, a ze mnie gamoń. Teraz nie wiem czy w kulfonach moich notatek błąd, czy w menu, ale jak znam siebie, to … 🙁 Szkoda, bo mylę się jakoś tak niechętnie.
Nemo
Z tą higieną to chyba nie tak i nawet szlachetka łyżke nosił w cholewie. Wieczorem Torlin wróci z biblioteki i rozsądzi.
Blogowy fotopodlądacz na promocje nie przyjedzie . Leży w pościeli i ogląda Kopciuszka w paryskiej operze. Ani ręką ani nogą . Pomarzyć może jedynie o zwinności i gracji francuskich tancerzy 🙂
Witam wszystkich! 🙂 Nie tak dawno z każdej opowieści Szefa i tak wyłaziła Panalulkowa pierzyna, a ostatnio jakby ryby! Mniam, zdecydowanie wolę od cukru! Takiego sandacza jadłam tylko raz – moja Babcia zrobiła w dawnych czasach, trzeba by spróbować, zwłaszcza że teraz nie tak trudno dostępny.
Teraz tylko smakowitego popołudnia życzę i lecę do garów itd. 🙂
Iżyku,
jesteś w mylnym błędzie, to nie moi znajomi, tylko nasz znajomy G.Okoń vel Maślak, poznaję po stylu wpisów (no, nikt inny tak nie rozprawia!) natomiast anetthah pierwszy raz widziałam i rzucił mi sie w oczy smakowity wpis. No to w jasyr i już!
I co Ty opowiadasz, przecież nie ona wydzierała Wrocławiowi EXPO !
Co do cukru jeszcze, mam dyżurną cukiernicę niezbyt dużą, do której sięgam, gdy potrzebna szczypta cukru do jakiejś potrawy. Dla mnie może nie istnieć – za wyjątkiem, kiedy piję kawę (ze 3 razy w roku?). Kawa musi być ze śmietanką i łyżeczką cukru, inaczej mi nie przejdzie.
Gospodarzu,
nerwy przedpromocyjne? Ja myślałam, że na tym etapie to juz rutyna 🙂
Mimo wszystko trzymam kciuki.
Izyku, przypuszczam, ze szlachetka wlasnej cholewy sie nie brzydzil, ale cudzej?..:(
Alicjo – spokojna głowa. Każda, KAŻDA promocja pp Adamczewskich w Polityce to wielki sukces. Więc i tym razem będzie tak samo. Sum sum corda!
Misiu 2,
czyżbyś poszedł na chorobowe?! Herbatkę z miodziem i imbirem, natychmiast! I aspirynka nie zawadzi.
Misiu2 jesteśmy z Tobą (ale zdrowi)! Kuruj się jak Ci tu przyjaciółki zalecają tylko wybierz jedną poradę i jedną kurację a nie z każdej po trosazeczku bo Cię wykończy ta ludowa medycyna.
A w sprawie tremy to tez jest lekartswo, ktore zaaplikuje sobie ale już tam na miejscu. Zresztą problem jest o tyle mniejszy, że jest nas dwoje a prowadzi Marcin Wojciechowski (dawniej TOK FM) z którym przez parę lat siedziałem przy mikrofonie Kuchni Świata.
Sprawozdanie zdam w koncu tygodnia.
Alicju – 🙂
Przejrzyj tylko, wprost przeleć, fragment
http://passent.blog.polityka.pl/?p=378
Może nie wydzierała, ale (z iluzji) odzierała! Mogliśmy sobie leżeć i z dumą naszą klęskę trawić. Ale nie! Musiała (ja też sądzę, że to kobieta) artykuły tłumaczyć i słoną prawdą po oczach sypać! 😉
Na boku powiem, że znajomym rozsyłałem link do Jej tłumaczeń.
Chorobowe? Nic z tych rzeczy, pospałem dwie godziny a teraz co chwila ktoś puka w szybę i niosą obrazy do oprawy. Trzeba się zwlec z gawry co chwilę i pobiec do pracowni. Na całe szczęście.
Nemo, nie cuduj Kapitanie. A picie z trzewiczka? Nie zawsze był to szklany pucharek. Ja tam w dawne wieki przenosić się nie zamierzam. Nawet pewne wyobrażenia sprzed 100 lat nt medycyny moga przyprawić współczesnych o ciężki przypadek paniki.
Alicjo zdekonspirowałaś Maslaka vel G.Okon
Pisałem kiedyś o młodej chińskiej malarce Hui Ting Zoong, której obrazy kupiłem na targach w Bolonii
Okoń opisał miejscowość niedaleko Szanghaju Nahui . Potem opisał ją u Bralczyka jako Maslak.
Niezły z niego Franio
http://bralczyk.blog.polityka.pl/?p=10#comment-666
Biorac jednak pod uwage niecodzienne aromaty, ktorymi cechuja sie niektore wina – moze to picie z trzewiczka bylo tylko sposobem na intensyfikowanie doznan????
Franio Maslak Okon za kazdym razem powtarza ten sam blad: pisze Johnny Carlson zamiast Carson 🙂
E tam…. Na taka pogode prawdziwym lekarstwem, jest kapanie pan w szampanie. Cos mi sie wydaje, ze w tej procedurze to ja niestety jestem juz weteran. Gdyby jednak Piotr chcialby w telewizji dokonac stosownej prezentacji, melduje sie chetnie w charakterze konsultenta. Oprawa muzyczna naturalnie:
….. najlepszy jest Maxim,
z repertuarem swym,……
Ale taka oprawe muzyczna najlepiej dobierze Dorota z Sasiedztwa.
Nieomal weteran, ale jeszcze z podkreconym wasem.
Pan Lulek
Nemo
A potem pisze ,że Miś łże jak pies.
http://www.metacafe.com/watch/49953/best_of_johnny_carson/
Misiu, nie przejmuj sie, moze to taki zaoceaniczny humor, to tak, jak te ichnie spodnie w kratke, nie wszyscy biora to na serio, a swoja droga, co Ty tu robisz przy klawiaturze? miales kanarka wcisnas do herbaty z miodem, zagryzc bimbrem i pocic sie pod kordla, trzym sie, jutro znowu ramy przed Toba
Światło wyłączyłem o 18.00 . Zamknąłem drzwi za ostatnim klientem i mogę się położyć .
Z Franiem Okońskim droczę się jak zwykle 🙂
My tu o kolejności lizania a w Sztokholmie goście zjeżdżają się na bankiet noblowski.
Jeden kanał telewizyjny nadaje na okrągło. Zobaczymy – sprawozdamy.
P.S.
Kolega z pracy w autobusie rano opowiadał, że w piątek mieli „noblowski bankiet” w przedszkolu. Były między innymi hamburgery z baraniny. Paaaaaaalce liiiizać!
No i po obiedzie!
Było znowu dziarsko. Karczochy, ryż, pieczarki z patelni. Do tego reszta tego białego co stało w lodówce od soboty. Wznieśliśmy toast za Nobela Alfreda.
A w ratuszu bankiet się rozkręca. Pełno nobliwych pań i panów. Dla równowagi corocznie zaprasza się pewną ilość studentów i studentek. Frak obowiązkowy ale dla studenta w Uppsali frak to żadna nowina. Można wynająć albo kupić w sklepach z używaną odzieżą.
Król w zeszłorocznym chyba fraku, królowa zaś w nowej kreacji jak co roku.
P.S.
Na deser będzie sernik z jabłkami według fińskiej recepty. U nas znaczy – na bankiecie noblowskim się dopiero okaże.
U mnie będzie pomidorowa. Zastanawiam się, czy makaron, czy ryż. Lubię ryż w pomidorowej.
Andrzej Szyszkiewicz,
jak się w fińskiej wersji jabłka do sernika dodaje? Mogę prosić?
W Sztokholmie na deser były maliny i czarne porzeczki w „koszyku” z orzechów pistacjowych z lodami waniliowymi. Podane – jak zwykle – z fajerwerkami!
Ja kupiłam dzisiaj meksykańskie maliny i ichnie jagody. Jagody jak jagody, ale malinami mile się rozczarowałam, pięknie pachniały i były prawie jak z lasu, prawie. Zeżarłam prawie wszystko, tylko trochę zostawiłam w ramach dzielenia się. Fajerwerków nie było, ale rozpaliłam *fajer*.
A Gospodarz opowie coś o promocji? I co to za tajemnicze lekarstwo na tremę? 😉
Nie wiem dlaczego, ale mam niejasne przeczucie, że Misia tam nie będzie, bo rozłożon przez chorobę, ale za to Antek. Mam rację?
Tereso,
czytałam kiedyś książkę Kwaśniewskiego, tego od diety optymalnej. Już czytając, robiło mi się niedobrze od nadmiaru tłuszczu, a jednak wiele ludzi powiada, że im znakomicie pasuje taka dieta i tryskają zdrowiem. W sumie to taka dieta, jak tutejsza Atkinsa. Ciekawa jestem, na czym polega ten fenomen. I czy są jakieś statystyki, obserwacje, jak to działa na dłuższą metę. Sprawdzić na sobie nie sprawdzę, bo bez warzyw i owoców nie mogę żyć
i jem je w ilościach znacznie przekracających statystykę, można powiedzieć, że to mój deser, i to przez cały dzień 🙂
To tak na marginesie, już dawno miałam Cię o to zapytać. Aswoją drogą to byłby dopiero paradoks, gdyby Gospodarz zrobił wpis dietetyczny na blogu dla łasuchów 😆
„zaowcarkowało” mi się… *przekraczających
Tereso,
Kruchy spód. na to obrane i pokrajane w wąskie łódki jabłka (JonaGold), całą warstwę.
Na to mieszanka lekkiego twarogu, źóltek, piany z białek prayprawiona do smaku czym trzeba, Do pieca na godzinę w temperaturze 175 stopni.
Sernik soczysty i kwaskowaty jak się patrzy.
P.S.
Psy wylizały talerze po serniku do czysta. Nie na bankiecie w Sztokholmie tylko u nas w domu.
Tereso,
Z tą dusznicą bolesną można sobie poradzić, Mnie przytrafiła się jeszcze przed czterdziestką. Niekoniecznie przez zamiłowanie do słodyczy – na dobrą sprawę nikt nie potrafi z pewnością stwierdzić dlaczego.
Kilka operacji na sercu, cztery tabletki dziennie i jak tak dalej pójdzie to umrę zdrowiutki jak rydz!
Opowiem jutro rano!
No chociaz jedno zdanie, PROSZĘ ! Było wspaniale?!
Wiedziony silnym i tajemniczym magnetyzmem trafiłem dzisiaj wieczorem na ulicę Słupecką. Ciemno już było,dżdżysto, ale trafiłem. Wejście oświetlone, czuwająca ochrona, szatnia. Zostawiłem kapotkę, rozejrzałem się dookoła. I cóż zobaczyłem? Zaraz przy szatni sklepik z książkami. Kupiłem jedną, taką z walizką na okładce. Wypadało chyba , no nie?? Stwierdziwszy że powinność swą spełniłem, udałem się na pokoje. A tam smakołyki!!! Za friko !! Jak ten adobe reader!! Stoły nakryte obrusami, za stołami miłe panie, tylko przy maszynie z kawą był pan kawowy. Na obrusach……ach, czego tam nie było?? Kawioru, łososia, pyzów, flaczków, nawet śledzika nie było. 🙁
A co było?? Były z Francji sery camembery… winogrona…ciasteczka różne, mniejsze i większe i pączki pewnej znanej warszawskiej cukierni.
A w kieliszkach czerwone wino!! Fajno jest!! pomyślałem i zostałem na dłużej. Jadłem, piłem, przegryzałem, piłem, ciasteczko makowe, serek, winogrono, kawa, ciastko francuskie, serek francuski, sernik wiedeński, serek, pączek lukrowany……
Ludzi było, ho, ho! Twarze znane i nieznane. Moja była nieznana.
Przyjemnie było, ale w pewnej chwili podszedł do mnie pan z plakietką „ochrona” i powiedział : zamykamy!! Wszyscy już wyszli, a ja zagłębiony w lekturę tego co na stołach nie zauważyłem, co? jak? gdzie? i co ja tu robie???
Co tam więcej się działo, nie wiem.
Wyszedłem i wróciłem do domu.
O tym blogowisku donoszę.
A o czym nie doniosłem??
W dwóch słowach : Było dobrze!! 🙂
Co ja będę mały żuczek….
Ralacja godniejsza z Pierwszych rąk będzie.
A MÓWIŁAM ?!
Mówiłam, że Antek tam będzie?! Antek, szykuj swój wpis-opis, z zdjęcia masz?! No bo Misiu nigdy nie wybiera się na imprezy bez! Mam nadzieję, że godnie Misia zastąpiłeś!
Niektórym to dobrze. Nie wymawiajac antkowi.
Deszcz, zimno, prawie zadyma a na Slupeckiej Jasno Oswietleni a na dokladke z ochrona. Tylko za co zamykali tych co sie zalapali. Chyba od jutra bedzie juz amnestia i mozna zaczynac od poczatku. Odwalam glodówe w ramach przygotowan przedswiatecznych i tylko samochodzik dostal nowe wycieraczki i pól litra w zbiornik.
Pojedziemy na podwójnym gazie
Pan Lulek
Echindo !! Ręka mi drżała nad słowem reader, ale stwierdziłem jak prezes K. że jest to oczywista oczywistość. Przecież o tym adobe była mowa. 😉
Wiem ile się płaci u nas za Fotoshopa. Faktycznie dużo!
Ale wykonałem telefon i podaję szczególy:
Acrobat 8 wersja pudełkowa na polski Windows to 2290zł + 22% VAT
Photoshop wersja jak wyżej 2830zł + 22% VAT
Ale można potargować i zakupić zestaw: te dwa programy + Illustrator + InDesign za jedyne 4400 + VAT. Okazja niesamowita!!!
Tylko mnie niepotrzebna. 🙁
Antek, Ty nas nie wkurzaj! Relacja z Najpierwszych rąk będzie z innego punktu siedzenia! 😀
Alicjo!! Misia NIKT nie zastąpi!
A moja relacja o 23.02 !! 😉
Jadłem, piłem, ręce zajęte, książkę pod pachą ściskałem…
Jak mogłem jeszcze robić zdjęcia??
No jak ??
Ja też byłam, i była żona sąsiada wraz z sąsiadem. Szkoda, że nie wiedziałabym, który to antek, bo bym podeszła i pozdrowiła. Niestety byłam tylko pół godziny (a właściwie kwadrans, bo spotkanie się opóźniło ze względu na korki), w związku z czym załapałam się tylko na trochę serków, ale nie na beaujolais nouveau, które było planowane na po (nie wiem, czy mam czego żałować, bywa to kwach nie lada, ale zdarza się, że jest pijalne). Pogaduchy były sympatyczne i nie widać było żadnej tremy. Ale jak się skończyło, niestety nie wiem, bo musiałam wyjść. Byłam na koncercie Freddy’ego Cole’a, młodszego brata Nata – rozkoszne, staroświeckie śpiewanie z klasą, po prostu w sam raz do tego Lulkowego szampana 😀
Najbardziej mnie ujął, jak śpiewał, że nie jest swoim bratem, tylko sobą:
http://www.youtube.com/watch?v=H0z8ofn5a8w&feature=related
Alicjo, Andrzeju,
Mam podstawy się spodziewać, że obejdę się bez operacji. Poprawa jest znaczna. Najmniejszy wysiłek fizyczny był ponad moje możliwości, włączając spacer do śmietnika, czy sklepu w sąsiednim do mego bloku budynku. Dziś, póki nie mam pod górę, chodzę bez przeszkód, czasem łapię się nawet na tym, że przyśpieszam kroku. Tylko za sprawą diety.
Przekonuję się do niej coraz bardziej.
Nie jadam produktów zbożowych i tzw cukrów prostych, chyba że w ilościach mieszczących się (jakoś to trzeba nazwać) w bilansie dnia. Tłuszczu nie je się w ilościach zastraszających, może trochę więcej niż przeciętnie (nie pracuję fizycznie, nie trenuję sportów). Białka też nie je się tyle co u Atkinsa (nadmiar białek organizm przetwarza na węglowodany, ze 100 gram białek wytwarza się 58 gramów węglowodanów). W sumie je się niewiele, smacznie, jest się sytym i kondycja się poprawia. Warzywa są zalecane.
Do sprawy podeszłam metodycznie, przeczytałam książki i pojechałam do Jastrzębiej Góry na kurs, zaprenumerowałam „Optymalnych” wydawanych przez OSBO (Ogólnopolskie Stowarzyszenie Bractw Optymalnych). Wydrukowałam tabele, używałam wagi, liczyłam co mam na talerzu chyba z rok. Potem mogłam zdać się na „oko”.
Jak się wpakowałam w dusznicę? Głównie tzw niehigienicznym trybem życia pracoholika. Jadłam byle szybko w zasadzie cokolwiek. Zjadłam sporo drożdżówek (z jagodami, z makiem), napoleonek, innych ciastek, lodów, czekolady. I smakowitych kiełbas, bo wygodne dla człowieka żyjącego w pośpiechu (nadają się na posiłek szoferowi, ja dużo jeżdziłam).
Otrzeżwiałam, gdy nie dało się zrobić tzw wysiłkowego EKG, a kardiolog wzruszał ramionami (jego problem?).
Jeśli ktoś ma kłopoty ze zdrowiem, może spróbować zmiany żywienia. Są duże szanse na poprawę, ale nonszalancja wskazana nie jest, wręcz przeciwnie. Parę dni temu znalazłam stronę internetową J.Kwaśniewskiego. Internet mam od kwietnia i najpierw się wybrałam na stronę „Polityki” (czasochłonne) i stronę PK (także). OSBO też ma stronę, sprawdziłam.
Z „Optymalnych” wiem, że w Kanadzie, Australii, USA, Europie, jest sporo praktykujących ten sposób jedzenia. Wiem też że Austriacy wnioskowali o nagrodę Nobla dla Jana Kwaśniewskiego. Możliwe, że w końcu ktoś inny tę nagrodę dostanie, za np pięćdziesiąt lat, gdy już rzeczywiście nie będzie pieniędzy na propozycje przemysłu farmaceutycznego, a tak się stać musi, bo chorych przybywa mimo leczenia.
Rozpisałam się…
PS. Za przepis na sernik z Jabłkami dziękuję. Kruche ciasto to właśnie tłuste ciasto. Ja jak w serniku chcę urozmaicenia to na spód daję masę makową. Spróbuję na ten mak dać jabłka, chyba będzie dobrze. Ciasta kruchego nie robię (mąki używam trochę więcej niż soli, czyli mało i nie żałuję).
Pozdrawiam, Teresa
Nic nie szkodzi Tereso, ciekawi mnie temat. Poszukam pózniej strony – książke miałam raz w rękach i z pożyczki, a tutaj „na wsi” trudno dostać 🙂
Antek,
wpis jest – ale to mało, mało!!!
Momenty były, jakieś lapsusy, skandale? Poplotkuj trochę! Ujawnileś się Gospodarzom? Więcej szczegółów prosiemy? A bożole piłeś? Kwach czy znośne?
Oto link: http://dr-kwasniewski.pl/ . Wdałam się na tamtym forum w dyskusję nt tzw klapsów ( wątek chyba w „Wolny temat”), 19000 wyświetleń, a komentarzy ponad 600.
Dzięki, Tereso. Zerknę tam.
dzieki Tereso, ja zerklem, 75% nawiedzonych, a reszta, nie wie o czym mowi, zalosc, tym bardziej, ze my tu chcemy jesc, a nie sie obywac, Kwasniewsi dr., pewnie jest bardzo kompetentny, tylko, co On ma tutaj do szukania, gdybym chcial sie leczyc, pewnie polazlbym do konowala z dyplomem, tutaj mam ochote sprawiac sobie przyjemnosc, polaczona z kapka rozsadku, nie bierz tego komentarza za bardzo osobiscie, statystyczne komentarze, nie sa dla mnie argumentem na dobra kuchnie, kurde, znow pewnie swoja wredote wydzielilem? odpuscie, plz
Nawiedzonych tam może 5 %, dlatego dobrze widać tych nienawiedzonych.
slawku,za Twoje zdrowie i pomyślność. 🙂
Próbka: http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=912.msg33939#msg33939 . Może w innych niż wolne tematy jest poważniej?
Dzisiaj po poludniu ide do Pana Doktora. Na konsultacje prawne. przy okazji dokona ogledzin mojej powloki zewnetrznej. Chodzi o to z jakimi krajami swiata ma Austria porozumienia w sprawach opieki zdrowotnej, w tym szczególnie w naglych przypadkach zachorowan. Musi miec to nienajgorzej zorganizowane, bo my mamy rocznie miliony turystów w tym znaczna liczbe polamanców w górach. Istnieje dobrze rozwinieta siec transportu smiglowcowego i dostep do najlepszych szpitali nie stanowi problemu. Lubie plotkowac z Panem Doktorem a on daje bardzo praktyczne i przyjemne rady. Na przyklad zaleca spanie we dwoje. Twierdzi, ze jest to najbardziej naturalna gimnastyka. Z duzym zrozumieniem przyjal fakt posiadania przeze mnie pierzyny i zapowiedzial doprowadzenie wlasnej, odziedziczionej po rodzicach do porzadku i ponowne wprowadzenie do uzytku. Rady swoje sam stosuje i od tego Panstwo Doktorostwo dorobili sie czworga dzieciakó z których najmlodsza panienka ma 14 lat. Mama jest szczupla jak nastolatka i nosi ubrania naszej miary 36. Bardzon niski numer, prewie na dolnej skali wymiarów.
Dla Teresy dwa typy ze wskazan Pana Doktora. Po pierwsze, odstawienie cukru i zastapienie miodem prosto od pszczoly. Do kawy, herbaty itp. Stosuje i podobno bardzo mi pomoglo na moje nadcisnienie.
Po drugie, dwa razy w tygodniu zamiast sniadania nastepujaca mieszanka. Platki owsian jak najprostszego gatunku, rodzynki, mak niebieski ale moze tez byc i bialy, niemielony, suszone sliwki, orzechy wloskie lub laskowe albo ziarna piniii, odrobine Aceto Balsamico di Modena, ale moze byc i inny ocet owocowy. im wiecej skladników suszonych owoców, tym lepiej. Calosc zalac dowolna konfitura, najlepiej wlasnej roboty. Dobrze wymieszac wszystkie skladniki. Ladowac lyzka ile wlezie popijajac woda mineralna z babelkami. Czysci po kilkunastu minutach i czlek czuje sie czlowiekiem. Stosuje regularne. Ponadto na obecna pore roku odkrylem, ze dobrym sposobem na utrate niepotrzebnych kilogramów jest zjadanie nadmarznietych winogron prosto z krzaka. Srodek, ten jest jednak radykalnym i nie naleza zbytnio oddalac sie od swiatyni dumania. Tyle, ze po takim zabiegu czlowiek ma potworny apetyt. Pic duzo bezalkoholowych plynów.
A od czasu do czasu zafundowac sobie taka wyzerke, ze sam z siebie czlowiek nie ma przez dwa dni ochoty na jedzenie.
Ostatnio przy stalej wadze i dobrym humorze
Pan Lulek
Tereso,
Pan Lulek ma krzepę, jest energiczny w wymiarze trzech 30-latków razem wziętych, żadnej najmniejszej nadwagi, ja nie wiem, o czym on mówi 😯
Nie zmyślam, spotkałam Pana Lulka na żywo! Tytan!
Panie Lulku… po co Ci miód, jak dodajesz konfitury do tej mikstury, hę?! Nie za słodkie?
Pan J. na śniadnko od niepamietnych lat: miska (czubata!) jakichś jęczmiennych (chyba) płatków, do tego ze 3 figi (suszone) pokrojone, nasiona dyni, parę migdałów, orzeszek albo dwa jak jest na podorędziu, kilka plasterków banana albo innego owoca, jak jest – mleka tyle, żeby aby-aby. FUJ!
Acha – a miód też mi zeżarł! A ja czasem potrzebuję do przepisów 🙁
Czuję się dużo lepiej ale co to za życie, gdy człowiek przeczyta i uświadomi sobie co go ominęło. Druga zaplanowana wizyta na Słupeckiej nie doszła do skutku przez choróbsko oskrzelowe.
Sobotnia zabawa w naprawianie jezdni przed domem ( fachowcy tak dobrze nie wyczyszczą tego co inni zepsuli) i człowiek załtwiony jak co roku w grudniu. Bańki się należą za pracę bez czapki 🙁 Z drugiej strony na pocieszenie wpadło ładnych parę stówek na święta.
Luluek znowu nie śpi po nocy.
Witam serdecznie Gospodarza i Blogowiczow,
Jako poczatkujaca blogowiczka aktywna (bo czytam bardzo czesto), juz na wstepie przepraszam: po pierwsze za to, ze nie nadazam z blogowym tempem (na sugestie Alicji odpisalam dopiero wczoraj, a zatem moj post znalazl sie na szarym koniuszku poprzedniego wpisu Pana Adamczewskiego; czy go tutaj wkleic?). Po drugie przepraszam wszystkich Polakow, z Izykiem na czele, za obraze na lamach En Passent, od teraz solennie obiecuje udzielac sie juz tylko na niniejszym blogu kulinarnym oraz jezykowym Profesora Bralczyka, tak bedzie bezpieczniej!!:-)
Alicja – dzieki za zaproszenie i wklejenie mojego posta n/t kimchi.
A zeby dodac cos na temat, to Koreanczycy spozywaja cukru wcale niemalo, glownie w kawie z automatow (guzik pod tytulem ‚kawa ze smietanka’, ktory oznacza brak cukru, jest jakims dziwnym trafem we wszystkich automatach nieaktywny), ale takze w postaci sosu cukrowego rozsmarowywanego na tostowanych kanapkach, ktore mozna kupic w licznych budkach gastronomicznych. Zamawiam kanapke z szynka/serem/jajkiem/tunczykiem/czyms tam innym, i oprocz wszystkich tradycyjnych dodatkow typu salata, ogorek kiszony, etc, dostaje porcje sosu cukrowego na obu kromkach!
My też serdecznie witamy nową członkinię naszej stołowej społeczności. A ja uprzedzam, że tu są licznie reprezentowani przewrotni zgryźliwcy. I nie wszystkie uwagi należy traktować serio. Nikt za wpisy nie obraża się. A już napewno nie w imieniu wszystkich Polaków. Wolno pisać nie tylko o kapuście. Nawet kimchi.
Drogi Gospodarzu,
Jakby to ujela moja mama: ‚Alez bron Panie Boze!’, tzn wcale nie odebralam uwagi Izyka jako zgryzliwej, wrecz przeciwnie, moglabym ja nawet nazwac bardzo wyrafinowanym komplementem, a do tego swietnie ujal w niej Izyk nasze polskie przywary narodowe – stad usmieszek po ‚bezpieczniej!!’.
Udzial w blogu na pewno zmotywuje mnie do odwazniejszego eksperymentowania z koreanska kuchnia, i bede co ciekawsze rzeczy zamieszczac na Panskich goscinnych lamach.
Pozdrawiam serdecznie.
🙂
Miewam, jak każdy, owe bezsensowne deja vu. H. Bergson, taki filozof z kraju sławka, mówił, że mamy dostęp do rzeczywistości na dwa sposoby, itd. Ten drugi, uważam, jest zupełnie psu na budę, bo na co mi wspomnienie co sie samo do pamięci przylepi, zamiast to, które jest dla mnie ważne. Dni temu kilka czytam pewien tekst o kłopotach z koreańskimi imionami uczniów i klapka się we łbie odmyka, że przecież już to było… Gdyby deja vu miało sens, to pewnie od razu wiadziałbym, że anettkah będzie korespondentem „Gotuj się!” w krajach Orientu. 🙂
Pani artykuły dot. EXPO trafiły w sam moment Polaków „szczytowania”. U nas po prostu pozytywizm trwał za krótko lub „praca u podstaw” ograniczała się tylko do pustej deklaracji. Nie będę zbędnie wywodził, skoro zrobiono to tak dzielnie:
„(…)
Pointa zaś wierszyka mego
w takich słowach się zawiera,
że znam cały kraj, co tego
przypomina mi kasjera.
Mały kraj, co tak uważa
z pokolenia w pokolenie:
że ktoś ciągle go obraża,
że ktoś wciąż go nie docenia.
Czasem mu ktoś prawdę kropnie:
Kraju mój – źle kombinujesz.
Nikt się aż do tego stopnia
tobą nie interesuje.
Skończ te siupy, bo cię wpiszą
do Guinnessa lub Gallupa.
A kraj okno – trach! I dyszy:
„Kto powiedział: ‚Kasjer dupa!’?!”
„Kto powiedział: ‚Kasjer dupa!’?!”
Wojciech Młynarski
wesolych swiat
welka cena dla ohotnikuw
ciassto take jak makowiec czy sernik
tylko 20 funtuw
numer gg to jest 10252731
mozece e-mailem moj e-mail jest kahnad@wp.pl/katarzynka@btinternet.com
mozece dostac przes gg albo e-mail moj adres i przyjsc
zapraszamy!!!!!
a jeszcze zapomnalam cos spominec moja mama moze wam zroic makijaz a dzieci moga sie pobawic .tez makijaz kosztuje 20 funtuw
zapraszam wienc was!!!!!!!!
pa pa
wesotych swiat
„`*„__/\__„*„?„„*„
`*„`>??????<
„`*`??\/?? „`?„*„?„??\/??
___ ___________/\
_____________
_______________\/
_____________*o*o
___________o`* o.@*o`.
__________.’ ‚*Q o *o@
__________( () o*o* @ o’.
_________.-‚ o *0_Q.-‚-;*o)
_________.’ 0 Q @0@ ()* `-.
________* @ o*o @. ?Q * o )
_______o`-…-@””-Q ‚-~@’`0*.?
_______.’` @ Q * 0*?Q. ? @`-.)
_______*.’ o . @* ‚-@?o??Q.*-oQ?.
______* @ * ._()__0*Q.~-‚ @ ()* `
______(o () * o* Q’._@_Q o ()?´´*.’.
_____o’-.-‚ @`–._ @?* Q *.@-* * „-.
_____.-‚ @ _Q_.-‚~’-. @ ´()`-*@.o?Q?
____.’ @* o ..-‚ * o *.@ * 0 *@oQ`)*o
___’._@ * o () ‚-._@__0__@_.-‚Q o . ‚-.
___;–@’ 0?Q * Q o *@ * 0? o @ *’-*.o@;
___.o-‚ * ? ‚._@__* .Q.~ @- . 0 () Q @
___* @ *? o * @ _.”Q~o..__@__.–‚`@–.
___;’-.__@_Q . 0 () oQ * @ o *___;’-.__
„*„__/\__„*„?„„*„__/\__
`*„`>?????????< `*NARODZENIA`?’*???<
„`*`??\/?? „`?„*„?„??\/??
__/\__
„`*„__/\__„*„?„„*„
`*„`>??????<
„`*`??\/?? „`?„*„?„??\/??
___ ___________/\
_____________
_______________\/
_____________*o*o
___________o`* o.@*o`.
__________.’ ‚*Q o *o@
__________( () o*o* @ o’.
_________.-‚ o *0_Q.-‚-;*o)
_________.’ 0 Q @0@ ()* `-.
________* @ o*o @. ?Q * o )
_______o`-…-@””-Q ‚-~@’`0*.?
_______.’` @ Q * 0*?Q. ? @`-.)
_______*.’ o . @* ‚-@?o??Q.*-oQ?.
______* @ * ._()__0*Q.~-‚ @ ()* `
______(o () * o* Q’._@_Q o ()?´´*.’.
_____o’-.-‚ @`–._ @?* Q *.@-* * „-.
_____.-‚ @ _Q_.-‚~’-. @ ´()`-*@.o?Q?
____.’ @* o ..-‚ * o *.@ * 0 *@oQ`)*o
___’._@ * o () ‚-._@__0__@_.-‚Q o . ‚-.
___;–@’ 0?Q * Q o *@ * 0? o @ *’-*.o@;
___.o-‚ * ? ‚._@__* .Q.~ @- . 0 () Q @
___* @ *? o * @ _.”Q~o..__@__.–‚`@–.
___;’-.__@_Q . 0 () oQ * @ o *___;’-.__
„*„__/\__„*„?„„*„__/\__
`*„`>?????????< `*NARODZENIA`?’*???<
„`*`??\/?? „`?„*„?„??\/??
ha ha