U Basi na imieninach…
Bard Warszawy Stanisław Grzesiuk (a po nim chyba dzisiejszy ulubieniec młodej publiczności Muniek Staszczyk) śpiewał: „U cioci na imieninach/ zakąska i flaszka wina…” Tak też było i u Basi. Tyle tylko, że Barbórka w naszym domu rozciągnięta będzie w czasie i potrwa przez trzy kolejne soboty. I tak dobrze, że skończy się na tyle wcześnie i będzie jeszcze czas na przygotowania świąteczne.
Pierwsze koty za płoty. Wieczór był chyba udany, bo goście zgodzili się wyjść ale grubo po północy i tylko dzięki obietnicy (dotrzymanej), iż będą mogli wynieść najbardziej smakujące im dania. Zniknęła więc z półmiska ryba faszerowana w galarecie (gefiltefisz w wykonaniu solenizantki to mistrzostwo świata), a także tort orzechowy i zupa pomarańczowa.
Nie dostali nic więcej, bo wszystko spałaszowali. A co było to widać na obrazkach. Kolacja była polsko-włoska. Rozpoczynała ją wspomniana już ryba i carpaccio. Miałem trochę tremy, bo robiłem tę prostą wydawałoby się przekąskę po raz pierwszy.
Największa trudność to oczywiście właściwe pokrojenie polędwicy. Płatki mięsa winny być tak cieniutkie by można było przez nie czytać gazetę. Włożyłem więc sztabę polędwicy do zamrażalnika i odczekałem trzy godziny. Mięso stwardniało ale nie zamarzło. W tym stanie dawało się dobrze kroić. Krajalnicę ustawiłem na najcieńsze z możliwych plasterki. I wówczas okazało się, że kłopot sprawia też zdejmowanie ich z maszyny w taki sposób by nie kruszyły się lub nie rozrywały. Samo układanie na półmisku to też sztuka. Trochę zbyt późno wpadłem na myśl, że dno półmiska powinno być lekko natarte oliwą. Ułatwiałoby to potem pobieranie dania i nakładanie na talerze gości.
Gdy półmisek był już w całości pokryty krwistymi płatkami polałem carpaccio najlepszą oliwą (tym razem wziąłem liguryjską Carli, bo jest bardzo delikatna) i skropiłem octem balsamicznym z Modeny o smaku leśnych owoców. To był też dobry wybór. Zwłaszcza, że ocet i pachniał, i smakował malinami. Jeszcze tylko odrobina pieprzu prosto z młynka, płatki parmigiano i poszarpane listki świeżego szpinaku. Zabrało to sporo czasu a ogołocenie półmiska trwało zaledwie parę minut.
O zupie pomarańczowej już pisałem więc nie będę się powtarzał. Wydaje się, że to będzie wśród naszych przyjaciół tegoroczny przebój sezonu. Wszyscy dopytywali się o przepis.
Danie główne stanowiły pieczone przepiórki z modrą kapustą i puree ziemniaczanym. Przepiórki to prosta robota. Kupuje się je już oskubane i wypatroszone. Wystarczy posolić, owinąć plasterkiem słoniny (by podczas pieczenia mięso nie wyschło), włożyć do brzuszka odrobinę np. rozmarynu lub – jeśli kto woli – kulkę ziela angielskiego czy jałowca i do piekarnika. Każdy ptaszek to jednoosobowa porcja. Ani za duża, ani za mała.
Okazało się też, że polskie przepióreczki bardzo lubią (a my wszyscy też) włoskie wino Primitivo Salento charakteryzujące się owocowym aromatem i smakiem. (Niebagatelną zaletą jest też niewygórowana cena tego trunku.)
Na deser były rożki z kruchego ciasta faszerowane konfiturami z róży oraz tort orzechowy. Tortu nie próbowałem ale ilości jakie pochłonęli moi przyjaciele świadczyły dobitnie o jego jakości. Zdążyłem „załapać się” na dwa rogaliki. Bardzo je lubię. Zwłaszcza, ze to przepis Babci Eufrozyny.
Rozmowom przy stole (tym razem nic o polityce a dużo o sztuce, wszyscy bowiem byliśmy świeżo po obejrzeniu wystawy flamandzkiego malarstwa) towarzyszyła muzyka z nowych płyt. Dostała Basia bowiem piękny czteropłytowy bożonarodzeniowy album oratoryjno-kantatowy Jana Sebastiana Bacha. Gdy umilkły dźwięki zwiastujące zbliżające się święta przeszliśmy na wspomnienia młodości i do końca kolacji towarzyszyła nam Ella Fitzgerald i Luis Armstrong.
To była piękna noc!
Komentarze
Naszej Basi Kochanej,
a za nią
na ewentualność występowania w blogu lub przyrodzie
takoż Wszystkim Innym Basiom,
niezliczonych
ale zdrowych, miłych i smacznych przygód życzę
i sztamperl Pana Lulkowej śliwowicy jako toast wznoszę!
Jeszcze raz składam życzenia bo stare znikły wraz z poprzednim wpisem. Prezent dla Basi robi się i dojedzie wkrótce, wszak imieniny trwaja trzy tyźnie.
Basiu
Składam Ci najserdeczniejsze imieninowe życzenia. Życzę wielu pomysłów i natchnienia do pracy nad kolejnymi książkami. No i życia pełnego podróży i ekscytujących przygód. Twoje zdrowie Basiu!!!
Pozdrawiam
Jejku, jej. Moje yczenia dla Basi tkwią pod poprzednim wpisem, więc tu już tylko repeta : Nieustające zdrowie Basi.
Pani Barbarze
Samych gefiltefiszów z kaparami, karpaczcziów szpinaczno-parmezańskich, przepiórek rumianych i rogalików różanych pod wielkim tortem orzeszkowym z zupą pomarańczową w prymitywnym Salento, oraz wszelkich innych naleznych słodkości Żonie Cezara-
życzę.
Ach! Ominąłbym, a przecie „last bat not list” jeszcze gości zadowolonych, co grubo przed północą za drzwi dadzą się wypchnąć 🙂 Jeśli piepiórka była daniem jednoosobowym, to dwójka gospodarzy i gości sztuk 10! Razy 3 soboty… Salon to, czy dom otwarty?
Raz barbarzynca w Barze
Marzyl o Pani Barbarze
Ze stanie za barem
Da tort z rabarbarem
A on Jej Barbakan pokaze 🙂
Pani Basi i wszystkim Barbarom i Barborkom barwnego dnia, bombonierki i barcaroli zyczy
nemo
Ejże, Kapitanie?!
Bombonierka nie zaczyna się na „bar”.
Faktycznie, kłopot, bo mi przychodzi tylko barakuda i barbiturany…
O, mam! Z rzeczy przyjemnych na „bar” jest bara-bara 😉
Bardzo sedeczne życzenia imieninowe dla Pani Barbary,a także piosenka!
a.j
Wszystkiego Najlepszego z Okazji Imienin 😀
Barczystego barda z barakowozem 🙂 , barona z barcia, barylki z barszczem i barytona bez barier 🙂
Izyku, Ty bys tylko sie barlozyl 🙁
Zdrowie Basi!
(kto może o tej porze ?)
Myśmy już wznosili o Waszej północy, a do naszej mamy jeszcze ho-ho i to jest ta wyższość mieszkania w kraju będącym 6 godzin do tyłu nad krajem będącym 6 godzin do przodu 🙂
Dla Pani Basi u mnie jest Błękitna Róża wraz z życzeniami
satysfakcji z rozkoszy życia
arkadius
http://www.youtube.com/watch?v=VblAfsjKIWQ&feature=related
dla Piotra od Basi,
Panowie, nie ma żartów! Chwila nieuwagi i mała, przypadkowa iskra namiętności może się nieoczekiwanie zmienić w ognisko domowe
barka Barbary barokowa bardzo 🙂 ,
barbarzyńskie barany się barłożą,
baraż w barze „Barbapapa”,
bar_o_metr! …
W barchanowym barlogu
(barchan barwy twarogu)
Baron czeka dni pare
Na (w bardotce) Barbare
Baranine przyprawil
Barcarole nastawil
Baranica go grzeje
A on wciaz ma nadzieje…
Sławku – Twoja historia pięknej miłości trafiła bez pudła. To jest to i to jest tak.
Pani Barbarze szczęścia życzę !
Teresa
Nemo! Hut ab!
Idę zająć się czymś, co mi lepiej wychodzi… 😉
Wielce Szanowne i milosciwie panujaca nam Barbaro. Cale szczescie, ze nie swieta, chociaz zeby z tak wszechstronnym Piotrem wytrzymac tyle lat to trzeba byc swieta.
Otóz Barbaro droga, w dniu Twoich Imienin meldujemy sie z masa najlepszych zyczen nie smiejac zbyt wiele komplementowac aby dac i innym mozliwosc zlozenia nalezytych holdów.
Tusia czyli ( LENA )
Jerzy Teodor ( Pan Lulek)
Nemo 🙂
mini provocatio, 20 minut i juz jest perełka 🙂
Ciekawe, co szyszkiewicz zrymuje.
P.S. Oj tam zaraz barłozył. I jeszcze to „się” ..?
Pani Tereso!
Na smierć zapomniałem!!! Potwierdzam, przepraszam i rącżęta ślimaczę.
Arkadius!
Gotuj się! i postfach kontrolen. (ja z niemickiego to tylko kartofeln, tomaten zuppe und Sztalingrad z gardłowym „er”)
Co spojrzę na foto dokumentację Piotra, to robię się bardziej głodna.. W efekcie właśnie wyciągnęłam z garnka kawałek gotowanej, gorącej wołowiny (gotuje się rosół, nie żaden rosołek) i właśnie jem z chrzanem i chlebem. W ten sposób przetrwam do obiadu. A na obiad właśnie rosół z dobrym makaronem i mięso rosołowe (antrykot) z chrzanem i warzywami marynowanymi. Trudno. Też chcę mieć coś Babrbórkowego.
Pyro, wprawdzie nie wiem, czy w Polszcze mozna kupic zuchwy wolowe, ale zapewniam Cie ze jest to najlepszy kawalek wolowiny do gotowania, sam mniod, a juz z chrzanem, to raj dogebny
Wołowina z samym chrzanem? Pyro a nie lepiej z sosem chrzanowym – gęstym, zawiesistym i z kilkoma ugotowanymi rodzynkami?
Oj, bar burzy się Barbórzy,
kiedy się gospodarz wkurzy?
Tu pozwolę sobie zacytować replikę podwładnego który to po suto zakrapianej kolacji służbowej nieopatrznie wylądował twarzą na półmisku z galaretą. Pytany przez dyrektora co on tu wyprawia – odpowiedział:
Padam do nóżek!
Na zyczenia nigdy nie jest za pozno.
Pani Barbaro, podporo naszego Blogowego Guru, moc serdecznosci imieninowych przesyla
Echidna
Ja już pierwszy toast za p. Barbarę spełniłam tuż po północy, ale skoro Pyra zwołuje blogowisko na 18. 30, to oczywiście będę. 🙂
Menu imieninowe zachwycające! Surową polędwicę mogłabym sobie ewentualnie odpuścić, ale ta faszerowana ryba – mmmm… Do tej pory sądziłam, że jest to danie ‚teoretyczne’, bo strasznie trudne, jak dla mnie, a tu proszę – w całej okazałości!
Ptaszki też zachęcające. Jeszcze chyba nigdy nie jadłam takich.
No to się naoglądałam, a na obiad zjem aczorajszy krupnik. 🙁
” I tak to nas, biednych ludzi,
rzeczywistość ze snu budzi”.
Solenizantce- LA PIU BELLA DONNA,
same serdecznosci i oby Sloneczko zawsze swiecilo i szczescie na dluuugie lata w domu Panstwa zagoscilo 🙂 🙂 🙂
Ps. ………..kolacja pysznosci!! Ach te przepiorki,torty i rogale…………
Pozdrawiam.
Ana
Zdrowia i stu lat w radości! Ode mnie i od D.
Barbarzynca Barbarze
barwnie bardzo bardzic mial chec
barwurowe rymiki, chocby tylko sztuk piec
bar, barykada, barobus, bardachim,
barman Baryla westchnie nad takim,
nie stalo Muzy,
wers mu sie dluzy
grafoman z ochota,
a wyszlo to to
nie mniej jednak, dla sympatycznej Pani Basi
niech nam sie do Piotra lasi
Samych pyszności i życia słodkiego
Dla małżonki Piotra z Blogu Sąsiedniego!
Dla Pani Barbary Najlepsze Zyczenia Imienionowe.
A dla Pana Piotra, zeby jednak odciazyl troche Malzonke od tych wszystkich przygotowan imieninowo-swiatecznych. Bo samo wsadzenie miesa do zamrazalnika i pokrajanie go na cienkie plasterki, to za malo, za malo, za malo – jak spiewal Broniewski bodajze.
Do gefiltefisz w moim domu ZAWSZE, zawsze dodaje sie cienko pokrojone talarki z marchwi, wyjetej z wywaru nieco wczesniej, aby sie nie rozgotowala kompletnie. Wtedy polmisek ma wesole pomaranczowe kropki.
PS Nemo! Po prostu padam na kolana. Twoj talent poraza.
Sławek – jesteś Kochany, ale, u diabła, pisz lepiej prozą. A żuchwy krowiej w Polsce nie uświadczysz. Nb rosół najsmaczniejszy jest z pręgi czyli nogi od kolana do kopyta. Teraz nie kupuję, bo jeszcze w totka nie wygrałam (przeciętnie 3,5 kg x 16 złotych, a z mięsa tylko nadzienie pasztetowe można zrobić)
Heleno, dzieki za uznanie, az sie zarumienilam 😳
Z marchewka tez masz racje 🙂 To byla pierwsza moja mysl na widok obrazka (smutny troche 🙁 ) i wspomnienie z dziecinstwa. I jeszcze galazka pietruszki lub jarmuzu 🙂
Pustki dzisiaj na blogu. Czy wszyscy poszli na imeniny? Mnie nie pozostała żadna zaprzyjaźniona Basia (nie licząc Adamczewskiej), a był czas gdy znałam mnóstwo Basiek, a jedna nawet była moja siostrzenicą.. Gdzie te Baśki? Zupełnie nie wiem co się stało.
Nemo – jeżeli masz zgryz ze zrobieniem ryby faszerowanej w galarecie, to starym sposobem jest zawinięcie wałka rybnego w starą, spraną ściereczkę albo inne rzadkie płótno, dobrze ugotować w wywarze i ostudzić w wywarze (obciążając np talerzykiem). Po wystudzeniu klarować wywar białkami, sprawdzić doprawienie, wymieszać z żelatyną, a wałek pokroić ukośnie na kawałki i zalać krzepnącą galaretą.
Pyro, wiedzialem juz wczesniej, ze sie wyglupie, i sie udalo, teraz juz bede tylko wezykiem
nemo u mnie tez masz medal
Nobel pokazał przyjacielowi swój wynalazek:
– No, jak dla mnie bomba! – rzekł przyjaciel.
* * *
Pyro, to nie nemo, to ja mam zgryz z faszerowaną rybą. Czytałam przepis, w którym trzeba pokroić rybę na 1,5 cm kawałki, wyciąć mięso, przygotować farsz i nadziać nim te kawałeczki skóry itd. Nawet nie mam zamiaru próbować.
Zbliża się godzina toastu. Gotowi?
mialo byc o 18h30 Hurrrra, wiec jestem
zegarek mnie zwodzi, wiec powtornie Hurrrra
kurde jeszcze minuta, niecierpliwym jakis taki, moze teraz? 🙂
Slawek, dzieki 🙂 ale Twoja poezja mi tez przypadla do gustu, bardziej awangardowa (ten bardachim 😀 ) niz moja, czestochowska 😉
Zdrowie Solenizantki!!! 🙂
Greenwich mnie unika, przepraszam za niekompatybilnosc, staralem sie jak umialem
Sławku 🙂
Perełki Nomo dziś nic już pewnie nie pobije. U niej Pegazy na Alpach się pasają, więc starczy, że tylko w okno zerknie i już błyskotliwe skojarzenia same w rymy się składają. Taka tam pasza – Milka sfioletowieje, a Pegazy rwą w górę jak głupie. „Na Alpach w Splugen” to i Mickiewicz dostał ataku.
Chłop chłopu komplementów nie przynosi, ale Twój „bardachim”, gdy się go tylko tak semantycznie w głowie kilka razy obróci… No, to on jednak swoje parę kilo sensu waży. Sam spróbuj! 😉
Basiu, zdrowko, won z zegarkami
Ponieważ dziś są tu niemal wyłącznie same życzenia to oddaję głos solenizantce!
Naprawdę wzruszona serdecznością (i poezją) Waszych życzeń dziękuję wszystkim gorąco. Całuję znajomych z Kórnika, a jeszcze nieznanych ściskam i mam nadzieję poznać podczas kolejnych zjazdów. Zapraszam też do TOK FM gdzie dziś wieczorem będziemy obydwoje. Barbara
PS.
I jeszcze mój dopisek do komentarza Heleny. Jak to ja mało robię. A kto zrobił zupe pomarańczową, kto upiekł przepiórki?! I kto zajmował się winem co jest pracą odpowiedzialną i wymagającą wiedzy oraz kwalifikacji. Widzę w tym komentarzu dużo feministycznej solidarności. Nawet zbyt dużo.
A na koniec tez wołam jak Basia: do zobaczenia na kolejnym zjeździe!
Izyku, gadalem wstepnie z Rudym, kurde dalekos, ale, jak zamrozisz, to obejdziemy sie bez semantyki, naostrz haczyki
No proszę, Kapitanie 🙂
Mą Kapitę też do „bardachimu” cuś czuje?
Zdrówka Wam wszystkim, a Solenizantce najsamprzód.
Piotrze, dzis nie Twoj dzien,
odpusc, i tak swoje wiemy, zgadujemy,
odluz
na pozniej, co bylo wczesniej,
dla zapominalskich:
„Zdolna jestem niesłychanie,
Najpiękniejsze mam ubranie,
Moja buzia tryska zdrowiem,
Jak coś powiem, to już powiem,
Jak odpowiem, to roztropnie,
W szkole mam najlepsze stopnie,
Śpiewam lepiej niż w operze,
Świetnie jeżdżę na rowerze,
Znakomicie muchy łapię,
Wiem, gdzie Wisła jest na mapie,
Jestem mądra, jestem zgrabna,
Wiotka, słodka i powadna,
A w dodatku, daję słowo,
Mam rodzinę wyjątkową:
Tato mój do pieca sięga,
Moja mama – taka tęga
Moja siostra – taka mała,
A ja jestem – samochwała!”
No, to po toaście. Co nas jeszcze w tym miesiącu czeka? Ewa Wojtkowa? Jakaś Marysia? Janek, Szczepan? Sylwester? Przyznać się proszę. Bardzo lubię wieczorne toasty, a wypicie bez toastu to przecież pijaństwo pospolite.
u mnie w kalendarzu zanotowano Alicje, na 16 zgrudnia, ze nie wspomne o Urbanie ( 19.12. ), Abrahamie ( 20.12 ) i Hiverze ( 22.12 ), 28.12 wypijemy Wszystkich Niewinnych, wiec za Nasze, cierpliwosci Pyro doczekamy
ok, Mlody glodny ide smazyc frytki, kartofel Manon, polecam, do tego filet z jagniecia, ktory mlodziez, swietokradczo sponiewiera kechupem
Puk puk… imprezujemy? Przyda się trochę wesela w ponurym , snieżnym dniu 🙂
Zdrowie Basi i Baś czytających!
Lecę skajpem z życzeniami do siostry, ale mam Was na oku!
Iżyk,
dziękuję za wiadomość. Pozdrawiam – Teresa
Sławek,
z ochotą będę obchodziła Alicji 16 grudnia, nie wiedziałam, że taka jest 🙂
A i sądzę, że Alsa – Alicja też się przyłączy, a poza tym jesteśmy kwietniowo-czerwcowe!
Ale póki co, nieustające zdrowie Barbary!
P.S.Przepisy na gefilte fisz mam w książce Basi Adamczewskiej „Kuchnia żydowska według Rebeki Wolff”. Przymierzam się do zrobienia na święta, tylko zastanawiam się, czy te kulki (przepis drugi) nie rozlecą mi się podczas gotowania. I jeszcze, czy musi być karp w tej gefilte po żydowsku (przepis pierwszy), bo tu z karpiem są kłopoty – co byście poradzili, jaką inną rybą można zastąpić tego karpia? Sama nie wiem, który przepis wybrać…
mon capitaine, Izyku, sam sie tez dziwie, jak mozna se tak wymowe spaskudzic?, wyraznie Zabojad jednostka niechlujna :)nie bierz do serca, bierz w watrobe, naostrzyles?
Alicjo, wiesci mam smutne, karpika mozna linem, tydziez duzym karaskiem z bieda zastapic, inne nie smierdza wystarczajaco, idz w halibuta, robi gre, tluscioch, jak trza, blotko, ew. zdrap z kaloszkow, nie wspominam o leszczu, bo raz, nie wydajesz mi sie na tyle cierpliwa ( osci zatrzesienie ), a dwa, bocian nie dolata z tym gatunkiem
z kieleckich opowiadan Dziadka Edka, wiec mojego Ojca, zapamietalem, ze ryby intesywnie holubione wsrod rodzin kumpli, to glownie byl leszcz i mietus, karpik i tak byl w sklepie, potem Dziadka wywiezli, jak wrocil, juz kumpli nie bylo,
Alu, w Ameryce karpia zastepuje sie z powodzeniem white fishem swiezym (taki jest w Minischewitzu). Kulki, ale raczej plaskie i owalne te kulki, nalezy leciutko bulgotac w wywarze w ktorym znajda sie takze dwie pokazne marchewki, jeden pokazny korzen pietruszki, pietruszka zielona, dwie cebule, listek laurowy, sol, pieprz i – aboslutnie konieczna – lyzeczka cukru! Bez lyzeczki cukru to nie gefilte fisz, ale nie wiadomo co. I nie zapomnij tez glowy z ryby, jesli bedzie miala glowe.
Istnieje oczywiscie blyskawiczny sposob na gefilte fish. Kupujesz dwa litrowe sloje Manischewitza. Starannie zlewasz do garnka cala polplynna galaretke. Dodajesz jarzyny i przyprawy i gotujesz na BARDZO wolnym ogniu ok godziny. Odcedzasz z jarzyn. Marchewke kroisz na talarki. pulpety rybne ukladasz na polmisku. marchewke ( a nawet jak lubisz – pokrojony korzen pietruszki) ukladasz miedzy filetami i na filetach. Zalewasz przestudzonym wywarem. Wstawiasz na kilka godzin do lodowki. Przybierasz swieza pietruszka. Jeszcze sie nie zdarzylo, aby goscie sie poznali, ze nie jest to ryba robiona w domu!
Najwazniejsze o czym pamietac – do geflte fishu nie daje sie zelatyny. Galareta ma byc naturalna, pol ciekla. Ani sie jej nie klaruje, musi byc metna. Ociupina cukru poprawia smak i zapach ryby. Kiedys postanowilam ulepszyc smak gefilte fisza i dodalam odrobine galki muszkatolowej. Odradzam. Byl to blad. W moim domu (ale nie spotkalam sie z tym nigdzie indziej) do gefilte fisz zawsze szly zimne kluski typu wstazki, polewane ta galareta. No i chrzan, of caurse.
A jak robi Pani Barbara?
pf course, a nie of caurse.
Mnie tam płaskie i owalne kulki nie przeszkadzają, Heleno, ale com się uśmiała, to moje. 😀
A, to mam jasność. White fish jest. Jak już, to będę odważna i zrobię „from scratch”. I sprawozdam!
Tak a propos, Pyro, jak się klaruje cokolwiek białkiem? Nigdy tego nie robiłam.
Tymczasem bawię się w rozlewnię wina, to znaczy przepraszam, wino jest rozlewane i butelkowane w Chateau Alicja, zajzajer jak trza, malinowa nuta i inne bajery, niestety, nie było w beczce dębowej. Rozlewam już od dwóch godzin, bo co rusz do różnych Baś i Barbar życzenia oraz toasty rzeczonym zajzajerem.
Zdaje się, że moc ma … 🙂
Ponie Pietrze. Zdrowie inskyk Basiecek piłek u siebie. U Pona pozwole se wypić zdrowie najdrozsej Ponu Poni Basiecki. Sto lat!!!!! 🙂
A tak przy okazji… cy mógłby ftoś tak po znajomości popytać Pona Pietra, coby kiesik jakom potrawe na Smadnym Mnichu wyryktowoł? 🙂
jam nieco ciekawski, co to jest ta white ryba? z pletwami? czy w prostopadloscianach, trapezoidalnie dostosowanych do nieobecnosci dorsza? nie panujac nad subtelnosciami jezykowymi, tylko sie dopytuje
A czy te słoje manischewitza są w Polsce? I jak to się nazywa?
Owszem, produkty Manischewitza widzialam kiedys w Trojmiescie. To jest amerykanska firma, ktora robi gefilte fisz, czerwony barszcz, mace, ogorki malosolne i inne, pomidopry solone, takie rzeczy do ktorych przyzwyczajona jest dusza wschodnioeuropejska. W Europie ichnia gefilte fish robiono w dawnej Jugoslawii, ale teraz nie wiem gdzie, musze sprawdzic na sloiku, jak kiedys kupie. Generalnie swietna firma, a ich barszcz czerwony wole nawet od polskiego, choc ostatnio nie widze go w sprzedazy. Rozni sie glownie tym, ze w sloju sa takze podrobnione buraki.
Jak sie nazywa po polsku white fish, nie pytajcie, bo nie wiem. Ale jest to swietna ryba, chyba morska.
Wysłuchałam audycji radiowej z udziałem pp. Adamczewskich. Kto nie słuchał, niech się dowie, że ci dwaj faceci, co tam byli, nie pozwalali p. Barbarze skończyć zdania, wciąż Jej przerywali! 😯 Dopiero pod koniec jakoś ich spacyfikowała – może robiła miny albo kopała pod stołem. 🙂
Basia to robi na ogół tak:
Szczupak wagi ok. 75 dag lub inna ryba np. halibut (na 6 ? 8 osób), włoszczyzna, 1 jajko, 3 łyżki tartej bułki, pieprz mielony (dużo), sól, natka pietruszki, 1 ziarnko ziela angielskiego, 2 ziarnka pieprzu, maleńki kawałeczek listka laurowego, 1 łyżeczka cukru, 1 spora cebula lub 2 małe, 2 ? 3 łyżeczki żelatyny, 1 jajko na twardo.
1. Rybę oczyścić, wypatroszyć, umyć i nacinając ostrym nożykiem zdjąć dokładnie skórę, starając się jej nie uszkodzić. Powinien być zachowany łeb ryby, jednak usuwamy skrzela i oczy.
2. Ugotować w szerokim garnku lub rynience do gotowania ryb wywar z poszatkowanej włoszczyzny, cebuli oraz ziela, pieprzu, listka laurowego.
3. Mięso obrać z ości, zemleć w maszynce, dodać siekanej natki pietruszki, żółtko, pieprz, cukier, sól, dosypywać w miarę mieszania masy tartą bułkę. Uważać, aby masa nie była zbyt gęsta ani zbyt rzadka ? właściwa jest konsystencja miękkiego masła.
4. Ubić pianę z białka. Połączyć z masą.
5. Skórę zdjętą z ryby napełnić masą starając się nadać zgrabny szczupaczy kształt. Zeszyć wyparzoną bawełnianą nicią.
6. Włożyć rybę do naczynia, gotować przez 1 godz.
7. Wystudzić wywar, ostrożnie wyjąć zeń rybę. Odmierzyć 3 szklanki wywaru. Spróbować, czy jest smaczny ? jeśli czegoś mu brakuje, doprawić do smaku.
8. W zimnym wywarze namoczyć na 1/2 godz. żelatynę. Kiedy spęcznieje ? zagotować. Ostudzić do momentu, kiedy zacznie lekko tężeć.
9. Dostatecznie oziębioną rybę pokroić ostrym nożem na plastry, pozostawiając ją jednak w nie zmienionym kształcie. Przybrać plasterkami marchewki z wywaru, kawałkami ugotowanego na twardo jajka, natką pietruszki. Wstawić do lodówki.
10. Kiedy ryba jest dość wychłodzona, należy polewać ją tężejącą galaretą. Podawać z dobrym domowym majonezem, chrzanem z jajkiem i ze śmietaną.
Do Alsy:
Basia nas nie kopała tylko na nas tak patrzyła! I to wystarczyło. Mogła wczesniej popatrzeć to byśmy umilkli!
Helena,
wiki podaje, że to „sieja wędrowna”:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Coregonus
Tych coregonusów jest do licha i ciut ciut, nawiasem mówiąc. Nasz jest jeziorny, bardzo pospolity w Wielkich jeziorach. A sieja to niezła ryba…
Pewnie patrzyła, tylko że bez wzajemności! 😀
Alicjo, karpia maja duze chinskie grossary. Mozesz sprawdzic w Toronto.
Okoniu zadzwoń na chwilkę . Ja już nie mogę wygadałem wszystko.
Alicjo, kliknęłam na tę sieję wędrowną, a tu mi wyświetliło, że to włwsnie ja mam dać darowiznę i na dokładkę te jakieś takie czerwone znaczki się wyświetliły. Co to niby jest?! Sieja przywędrowała?
Okoniu,
ja chrzanię wycieczkę do Toronto po jakiekolwiek zakupy, zwłaszcza w grudniu! Chinatowan jest w samym centrumie, a ja nie taka durna, żeby przedzierać się przez całe miasto po karpia. Na Ronceswólce (polska dzielnica) też pewnie maja karpia przed Wigilią, , a to nawet jeszcze dalej. Będzie sieja, chociaż pan J. już się zjeżył, że on nie będzie jadł, bo raz spróbował u naszej Helenki i było paskudne. Fakt. Helenka nie posoliła i w ogóle wyjątkowo jej nie wyszło, a zawsze dobrze gotuje.
I nie wyglądało to zachęcająco, żadnej marchewki, jajka, zieleniny obok.
Ja walnęłam sporo chrzanu i zjadłam.
A niech się Jerz jeży, ja mam ochotę to zrobić i zrobię, i chyba te kulki. Znudził mi się łosoś na Wigilię, trzeba coś nowego i uparłam się na gefilte.
Opowiastki u p.Cezarego Lasiczki mogę dopiero usłyszeć w internecie za dzień czy dwa. Bedąc osobą ciekawską, wysłałam do redakcji email z prośbą o przekazanie P.Lasiczce – chciałam go zapytać, skąd tak dużo wie o Kingston. Wspominał o tym przy okazji audycji, gdzie było o Zjezdzie w Kórniku, i wiedział zdumiewająco wiele (przeciętny Kanadyjczyk nie wie, że to była pierwsza stolica Kanady, że o innych szczegółach nie wspomnę), a poza tym wspomniał, że spędził tu miłe chwile. Jak nic mamy wspólnych znajomych, bo przecież tutaj wszyscy się znają 🙂
Przy okazji proszę pozdrowić Pana Cezarego z Kingston, Gospodarzu!
Panie, Piotrze, Panibasiny przepis brzmi bardzo autentycznie, procz dwu szczegolow – cukier dodaje do wywaru (ale byc moze mozna dodac do ryby), no i zelatyna, ktora jest zbedna. Glowe sie przeciez gotuje po to by wywar tezal. A galareta powinna byc bardzo luzna, jak mowia w ksiazkach kucharskich – jak esencjonalny rosol z kury wyjety z lodowki.
Zalewac nim rybe mozna od razu, wtedy ona nie ma szansy wyschnac stygnac. Na polmisku rzecz jasna.
Pamietam jak robilam te rybe na swieta u Renaty. Stoczylysmy walke o te zelatyne. Wygrala Renata (jej kuchnia przeciez!) , bo nie wyobrazala sobie, ze mozna robic bez zelatyny. Ale ryba przegrala, moim zdaniem, galareta byla za sztywna. Zwlaszcza, ze dzisiejsze zelatyny sa miesne, a nie morski agar-agar. Agar-agaru nie widzialam na oczy od wyjazdu z Rosji. Zydzi za Boga nie uzyliby zelatyny wieprzowej.
Do Pani Barbary!!
Gdy Pani wrócisz już z radia toku
By wśród poezyj nie robić tłoku
Zyczenia wpiszę na prawym boku
……………………………………………………………………Radości w sercu
……………………………………………………………………i uśmiechu na twarzy
……………………………………………………………………życzy antek
Also,
mnie się wyświetla ta strona jak należy. spróbuj może jeszcze raz?
Aaa, i jeszcze mi cos przyszlo do glowy. Ten wywar z ryby i jarzyn, raczej bym odgotowala do potrzebnej ilosci, bo jest on genialny i im bardziej esencjoinalny tym lepiej krzepnie. Ja ten wywar uwielbiam, jak juz stezeje. W kazdej ilosci.
Pozwoliłam sobie (bez pytania) zeskanować te dwa przepisy z książki Basi Adamczewskiej, Kuchnia żydowska według Rebeki Woolf, zerknij na to Heleno:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Gefiltefisz/
Zdrowie Barbary – u Was już po północy, a ja mam jeszzce pare godzin celebrowania 🙂
Taką luźną galaretę to ja robię do karpia ‚po żydowsku’ Gotuję łby i płetwy z dużą ilością cebuli, cukrem, zielem angielskim, liściem laurowym, sola i pieprzem. Później przecieram przez sito. Absolutne cudo! Koniecznie z chałką.
Jemy to z wielkim entuzjazmem. Jedyny szkopuł, że to ja muszę to przygotować( w tym roku 12 osób).
Alicjo, zeszlo na moje rybki! Rybowa to jestem tylko ja w tym domu, na wigilie zmuszam towarzycho do choc jednego kesa. Jak cos wymyslisz, a nie karp, to zapodaj.
Buzia,
Lena
Ty zawsze przygotowujesz Wigilię na jakąś niesamowitą liczbę ludzi, Alsa! Może sceduj parę innych dań na resztę uczestników? Akurat pasuje… 12 osób, 12 dań 🙂
Alsa, rozejrzyj sie za Minischewitzem.
A generalnie to ja juz nie mam cierpliwosci do urzadzania „swiat” z duza iloscia potraw. Mysle, ze warto zasoby finansowe przeznaczone na swieta poswiecic na pare butelek szampana i duza ilosc wedzonego lososia. Do tego croudite lub duza miske salaty, jakies przyjemne ciasto od cukiernika and that’s it!
Te swieta wielodaniowe (12 pie…ych potraw!!!) mialy sens wtedy kiedy ludzie poscili przez caly Adwent. Ale dzisiaj? Szampan i losos! I tort Pawlowej!
Alicjo, to dobre przepisy. Minus zelatyna.
Jaką niesamowitą? To tylko część mojej najbliższej rodziny! Reszta u Isi. Raz spędzaliśmy Wigilię tylko we czworo. Koszmar!
Dobry wieczor,
znakomity blogowy dzien,
moze to z okazji imienin Basi wszyscy sie ujawnili z najlepszej strony i zaprezentowali talenty zapierajace dech.
Nemo z Andrzejem Szyszkiewiczem juz kiedys bawili nas kupletami.
Ale zeby w 10 minut wyrabac wierszyk z „bar” slowami!
Mam nadzieje, ze Pani Basia teraz odpoczywa popijajac np. Kir Royal i ze jej nikt nie przerywa.
Znakomite tez dzisiaj przepisy na gefilte i faszerowanego szczupaka.
Oczywiscie wykonanie tej potrawy zajmuje trzy dni.
ja tez nie dodaje zelatyny, bo pozniej taka galarete trzeba ciac i rabac, a ja lubie jak jest taka ledwo stala.
Mysle tez ze podam przepiorki na swieta,
Dobranoc,
czesto z boku zyczliwie sie przygladajaca,
a.
Lena,
wyszło na whitefish, Helena doradziła, a helena zna tutejsze realia.
A jeszcze dodam, że następna moja miłość to śledzie, wszelkie rolmopsy i inne, albo śledzie w śmietanie – i na różne sposoby, byle to było zrobione ze śledzi solonych. I najchętniej robię te rzeczy sama, zakupując śledzie solone z beczki, bo wszystkie inne kupne są słodko-kwaśne (marynaty), a ja lubię „wytrawne”, cukru żeby go nie było czuć, tylko do smaku.
Raz trafiłam na rolmopsy z jakiejś firmy (z Lowicza chyba), przepyszne, było tam dużo czosnku i marchewki drobno pokrojone – i panienki z Baltic Deli przestały to sprowadzać. Ręce mi opadły i zrobiłam na oko „reverse ingeneering”, wyszło 🙂
Żadnych 12 potraw! Dla mnie to nie problem – uszka i pierogi robię wcześniej i zamrażam. Najwięcej roboty przy rybie, ale warto! Desery to nie moja działka, siostra przywozi.
Za Minischewitzem na pewno się rozejrzę, bardzo mnie kusi. A gdzie widziałas, Heleno? Jakieś ekskluzywne sklepy w Trójmieście czy centra handlowe?
Ja wszystko co się da robię odpowiednio wcześniej, Also, podobnie jak Ty. A w tym roku prawdziwa Wigilia będzie we dwoje. A *wcześniejsza* 22-go, bo smarkate mają czas 22-23 i wtedy przyjeżdżają. Mnie tam za jedno, byle byli.
Też się nie wygłupiam z 12 potrawami i menu się już od dawna ustaliło, tylko rybę chciałabym jakoś inaczej w tym roku, żeby coś urozmaicić. Stąd pomysł z gefilte.
Alicjo, tak – wite fish to dorsz, na Florydzie mozesz go lapac „wiadrami” u samego brzegu. Kiedys nie moglismy znalezc karpia i sprobowalismy buffalo – wcale niezly, a to na pewno u ciebie jest. Jesli chcesz przepis na karpia w galarecie, moge dac , bo robimy po kazdej wizycie u Chinczykow. Z odrobina cukru i rodzynkami, jak Pan Bog przykazal. Na galarete gotuje sie lby, pletwy, ogon – odpady.
Aniu Z.
Ja robiłam pare razy przepiórki (zawsze kupowałam mrożone) i zamiast słoniny (skąd tu słoninę?!) owijałam plastrem boczku – ale koniecznie wędzonego z polskiego sklepu. I nieodzowne ziarenko jałowca w środek, Nie wiem, jak Gospodarz to robił. Pyszne, a co się człowiek napracuje przy jedzeniu 🙂
Dzisiaj piję zdrowie Barbar rabarbarem (zajzajer) i mam takie pisane, że już może powinnam się przymknąć. No to przerzucam się na Teleexpress via internet.
p.s. Helena powyżej wyżej miało być z dużej litery. Znaczy, zajzajer działa 🙂
Okoniu,
dorsz to „cod”, ryba morska, whitefish to słodkowodna.
Smakowitych snów wszystkim życzę. 🙂 Do jutra, mili moi.
Zgłaszam do oceny sos do śledzi:
– 200 g majonezu
– 100 g smietany kwaśnej
– 1/2 łyżeczki soli
– 2 łyżki czerwonego kawioru
– 1 ząbek czosnku
– 2 łyżki musztardy
– 2 dymki
Śledzie to świeże filety z octu.
Alsa, nie pamietam. Pamietam tylko, ze odnotowalam z zadowoleniem, ze Manischewitz trafil pod kaszebskie strzechy (oni tam mowia kaszebskie, relato refero) .
Alicjo, robie najlepsze sledzie na wschodniej polkuli. Kupuje najczesciej juz obrane, choc ostatnio kupowalam tez te atlantyckie giganty, na ktore idzie sporo gazet przy czyszczeniu.
Ale matiasy w bialych plastikowych tackach sa absolutnie OK.
Bierzesz dwie tacki lub jedna gigantyczna. Odlewasz te paskudna ciecz, w ktorej plywaja. Splukujesz pod ZIMNA biezaca woda (kiedys splukalam pod ciepla i zaczely sie rozlazic, znaczy sie, ze sie ugotowaly.
Wkladasz do duzej ilosci zimnej wody i zostawiasz na noc. Nie, nie boj sie, one sa za slone. POzniej je i tak doprawisz cytryna..
Nazajutzr splukujesz jeszcze raz zimna woda i KAZDY filet osuszasz zawijajac w papertowy recznik. Tak. idzie duzo recznikow.
Kroisz duza czerwona cebule albo dwie w cieniutkie plasterki (czerwona wyglada ladniej). Scierasz skorke z jednej cytyryny, zachowujac ja na pozniej, zas sama cytryny rozlrawasz na pol i jedna polowke kroisz na cienkie plasterki. Druga bedzie na sok,
W litrowym sloiku starannie ukladasz pokrojone na kawalki sledzie – srebrzysta skorka do szkla, przytulajac od czasu do czasu do scianki sloika plasterek cytryni po kazdej warstwie sledzia, dodajesz pierscionki z cebuli, az do konca. Kiedy sloik jest pelny do polowy, przytulasz do szkla jeden listek laurowy Przesypujesz tez starta skorka z cytryny. Kiedy wszystkie sledzie, cebula i plasterki z polowki cytryny sa ulozone, wyciskasz do sloika sok z pozostalej polowki cytryny. Przelewasz w miare bezsmakowym olejem, moim zdaniem najlepszy jest tu z pestek winogronowych, az sledzie beda przykryte (potrzasnij sloikiem, ale nie wylej na siebie!) .Przed zakreceniem sloika wciskasz jeszcze te wycisnieta polowke cytryny do srodka Zakrecasz sloik i wstawiasz do lodowki.
Mozna jesc nazajutrz.
Uwaga: Taka zaprawa jest mniej trwala ( z uwagi na cytryne) niz na samym oleju. Wiec nalezy spozyc w ciagu tygodnia. Ale jest fenomenalnie aromatyczna, a sledzie cudownie delikatne.
W mojej wersji luksusowej dodaje jeszcze czarne oliwki, te takie pomarszczone. Albo do sloika, albo przed podaniem sledzi.
Taki litrowy sloik sledzi dostawal ode mnie co roku na gwiazdke Szef Serwisu Wschodnioeuropejskiego BBC, uroczy Wegier, pan Jotiszky, ktory mnie raz o te sledzie poprosil. A ja od niego dostawalam ogromne pudlo bardzo paskudnej i drogiej brytyjskiej czekolady. Lepsza bylaby jedna mala tabliczka belgijskiej, nie?
Alicjo, cod tez jest w uzyciu, ale dziesiatki razy chodzilem na surf fishing i kazdy tam lapal wlasnie white fish, tak kazdy mowi – white fish, prosto z morza. Nawet dlugo nie wiedzialem jak to po polsku. A ciagnalem pelne wiadro. Az mi obrzydlo. Ale jak slodkowodna to Atlantic tez jest slodkowodny i o.k.
Nie wykluczone, ze white fish zyje w tzw, brackish water, pol-slonej, pol slodkiej, albo jak pstrag moze zyc i tu i tam. Przeciez to lososiowate, jak pstrag. I wyglada jak pstrag na tym obrazku.
A moze white fish to jest nazwa ogolna wielu gatunkow, tak jak ktos napisal w wikipidia,
http://en.wikipedia.org/wiki/Whitefish_(fisheries_term)
Chce zrobic 100 wpis to przynioslem sobie z kuchni litrowa butelczyne z czerwonym plynem i pocietymi buraczkami, a napisy glosza: Manischevitz. Quality since 1888. Kosher for Passover and all year around. (U)P Pareve. Borscht with ground beets. Made from fresh beets.Not from concentrate. Water, beets, sugar, salt, citric acid. R.A.B. Food Group, LLC
Secaucus, NJ 07094. Product of USA.
Wystarczy dodac odrobine Vegeta, wycisnac pol cytryny i podgrzac do zagotowania. Mozna nim zalac cielece lub drobiowe pielmieszki i smakuje wybornie. Dlaczego oni nie biora sie za oscypek ? Tyz by zrobili i nostalgiczne pienia by ustaly.
Co racja, to racja.
A z tą białą fiszą to namieszali, bo jest ich od groma. Ale – jak zwał tak zwał, byle smakowało 🙂
Alicja, radzilem ci buffalo, macie ?
Od dań z torebki czy słoika jestem na kilometr. Coraz częściej łapię się na tym ,że wchodząc do sklepu stwierdzam ,że coraz ładniej zapakowane gotowe produkty coraz mniej zwracają moją uwagę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz kupiłem gotowiznę w słoiku. Wiele lat temu dałem się parę razy skusić reklamie i kupiłem coś co po otwarciu i podgrzaniu natychmiast wędrowało w koszu. Łatwiźnie i gotowcom mówimy stanowcze NIE !!!
Witam Pana Misia !
Juz od siodmej na czterech lapach ? Oczywiscie, ze robione from scratch w domu, jest lepsze, ale ten barszcz i pielmieszki nie ustepuja domowym. Pewno zalezy na co sie trafi. Poza tym tu jednak sa drakonskie wymagania wobec producentow i rynek wiekszy, trudno porownac. Zachecila mnie rozmowa i wlasnie skonczylem telerz uszkow, czy pielmieni, z barszczykiem. Ci sypie ? Duzo jest ? Wszystko biale, biale, biale oj, oj, oj, jak ladnie…Bym pojechal…Ale nie ma po co i nie ma do kogo…Jak strzelisz jakies zimowe obrazki – daj znac. Bardzo serdecznie pozdrawiam.
Okoniu
Ty się weź do roboty i nie chodź po nocy bo zaczynam odczuwać głęboki niepokój z powodu twojej bezsenności. Długo nie pociągniesz śpiąc w dzień i łażąc po nocy. Jak ciebie zabraknie to kto nas będzie denerwował na blogu 🙂
O fotografii mówiłem poważnie. Kup na e-bayu skaner do negatywów Nikona i pokaż co zrobiłeś. Sam mówiłeś ,że foto to twoja młodzieńcza pasja. Warto wrócić i czymś się zająć. Po kilku godzinach ciężkiej pracy przy komputerze będziesz spać jak zabity.Może i ja się od ciebie czegoś nauczę. O Polskę nie musi się już martwić, jest na dobrej drodze ( to z plakatu powyborczego PiSu 🙂 )
Wszyscy rozprawiaja o rybach a ja zapodzialam gdzies przepis na te wspaniale rozki z roza. Pamietam tylko tyle, ze uformowana z ciasta kule wsadza sie na jakis czas do wody. Czy ktos z szanownych blogowiczow moglby go przypomniec na naszym forum? Z gory dziekuje, a pania Basie i Gospodarza serdecznie pozdrawiam
Apetyczne przepióreczki