Wyznania domorosłego kucharza
Jestem garkotłukiem. Mówiąc bardziej elegancko jak przystało na okoliczności, miejsce i publiczność jestem domorosłym kucharzem. Bez przesadnej skromności – dobrym. O moim mistrzostwie świadczy fakt, że liczni goście nie tylko przeżyli w dobrym zdrowiu wszystkie obiady i kolacje podawane w moim domu lecz zabiegają (czasem nawet dość natrętnie) o ponowne wizyty. Są wśród nich ludzie sztuki. Także i ci związani z Melpomeną.
Gdy gotuję zawsze towarzyszy mi muzyka. Słucham włoskich oper lub pieśni śpiewanych przez Cecilię Bartoli. W zależności od wymyślonego wcześniej menu dobieram i oprawę muzyczna.
Zastanawiałem się dlaczego tak się zachowuję. I nagle zrozumiałem, że we Włoszech nie tylko w restauracjach jedzeniu zawsze towarzyszą piękne dźwięki. Jestem gotów pójść o zakład, że w każdej kuchni usłyszeć można wspaniałe pieśni i piosenki wykonywane przez gotujący personel.
Moje przekonanie zostało ugruntowane przez lektury. Czytając biografie najsłynniejszych kompozytorów operowych niemal w każdej znajdowałem potwierdzenie silnych związków muzyki i kuchni. Bo przecież i to i to jest sztuką.
Postaram się i Państwa przekonać o słuszności tego stwierdzenia.
Na koniec jeszcze jedna uwaga: podobno w teatrach operowych najciekawsze rzeczy wydarzają się za kulisami. Głównie w bufetach! Jako rasowy dziennikarz sprawdzam to. Rezultaty dziennikarskiego śledztwa zostaną podane do publicznej wiadomości!
Teraz zaś, gdy czytacie ten tekst zamieszczony na blogu ja uczestniczę w próbach z udziałem PRAWDZIWYCH artystów (Monika Michaliszyn – sopran,Agnieszka Maciejewska – sopran, Rafał Bartmiński – tenor, Łukasz Gaj – tenor, Jarosław Zawartko – bas), solistów Teatru Wielkiego w Warszawie i innych scen, by móc zaprezentować (najpierw na Dolnym Śląsku a potem… ho, ho!) cykl zatytułowany „Muzyka i smaki”.
O niektórych kompozytorach już tu pisałem (Rossini, Verdi, Boccherini, Donizetti) a o innych poopowiadam w tym tygodniu. Mam nadzieję, że te historyczno-muzyczne gawędy przypadną Wam do gustu. No to do jutra!
Komentarze
Znowu robie za pierwszego. No prosze.
Synostwo, takie troche galicyjskie okreslenie, poszli do pracy. Nie pomylka. Oni ida do pracy. Kilka kilometrow na piechote. Samochod stioi ed domem. Jolly, czyli ta duza szwajcarka, piesa mowioc kursywa wziela Agnieszke na spacer a ja spokojnie moge sobie stukac w klawisze. Ciekaw jestem jak by mozna zdobyc bilety na imprezy Piotra. Mam na mysli inne imporezy anizeli zajecia kuchenne we wlasnym domu.
W telwizji austriackiej codziennie w dni robocze, po wiadomosciach, o godzinie 9.00 jest audycja o gotowaniu. Zapraszani sa mistrzowie/ynie prfesjonalni z roznych lokali i przed otwarta kurtyna na oczach telewidzow prezentuja na telewizyjnej kuchni swoje umiejetnosci. Czasami wyatepuja rownolegle dwu zawodnikow a prezenter wystepuje w roli podkuchennego. Wielu ludzi oglada te audycje ale kazdy jak wiadomo i tak gotuje po swojemu. Przy okazji dla kazdego z prezentujacych i jego lokalu jest reklama. Nie znam blizej zasad na jakiej to funkcjonuje ale zabawa jest ciekawa. Nie kazdego dnia chce mi sie to ogladac ale jest to po prostu staly punkt programu.
Sniadanka zrobie sobie sam albo zjemy razem, z moja wnuczka kiedy ta wroci z porannego spaceru. Potem ona na zajecia a ja do ogrodka do roboty.
Pieknego dnie i udanego tygodnia zyczy
Pan Lulek
Wiadomość dla Pana Lulka;
w niedzielę wyborczą czyli 21 października o godzinie 10.55 będę w programie I TVP gotował i gadał z Karolem Okrasą. To młody i wybitny ( a jak wygadany!) kucharz. Jest on szefem w słynnym warszawskim Hotelu Bristol. I – Drogi Panie Lulku – nie musisz się starać o bilety. Do zobaczenia więc!
Opera w kuchni… To musi być straszne. Przy operze żółtko nie chce się ścinać, makaron mięknie przed włożeniem do wrzątku, a urżnięty paluch skwierczy w szklącej się cebulce…
Muzyka, jak potrawa, rzecz gustu i istota siedzi w „Co się komu w duszy gra” (wesele-wyspiański), a Pan Piotr właśnie mi uświadomił, dlaczego mam zakaz Requiem, Mszy H mol i Pat Matheney Trio. A bo zawsze se to puszczałem i zakaz jest do odwołania, czyli jak znam Kierownictwo, to na zawsze. W kuchni jest radio i Program II PR. Polecam – cały dzień muzyka poważna, trochę dżezu i transmisje na żywo z sal koncertowych całej europy. Bez muzyki w kuchni – ani ruszt!
P.S.
Przez cały boży tydzień Izykówka wziętą była w jasyr przez bank, co to marek kundrat asz do mexyku musiał latać. O szóstej rano powstań, o 25.00 padnij. Po trzech dniach zaczynam się jąkać, słuszę w uszach donicettjego i plączę się po irzykufce z ostrym, nierdzewnym, kutym, japąskim „Sę Żermę” w ręku… Takie własnie bombardowanie gośćmi utwierdza mnie w przypuszczeniu, że „Kierowniczka tego ośrodku” jest żywą reklamą enerdżajzera. A jak żem ją brał to było, że batery not inkludet, bo niby gdzie?
Panie Piotrze ukochany nasz. Coś mi się widzi, że dopokąd kucharz sam nie śpiewa przy mieszaniu w rondlach i wyręcza się mechaniczno – elektronicznymi cudeńkami, to to nie jest żadna mazyka „jadalna”. Kucharz może nucić, gwizdać, podśpiewywać a nawet fałszować, aleć muzyka musi być jego własna. Tak sobie teoretyzuję , bo zdaje mi się, że wraz z upowszechnieniem radia, odtwarzaczy wszelkiego rodzaju itd zanikła jedna z najpiękniejszych tradycji domowych. Z nostalgią wspominam sceny z dzieciństwa – moja Matka w domu śpeiwała, podspiewywała, nuciła dzień cały. Właściwie przestawała śpiewać tylko w „ciche dni” kiedy pokłóciła się z Tatą albo kiedy w domu jakas poważna choroba była. Wyniosłam z domu znajomość z pewnością kilkuset piosenek i pieśni – religijnych, świeckich, wojskowych, harcerskich, ludowych i tanecznych Najczęściej domownicy przyłączali się do tego śpiewania, nawet Tato, któremu słoń na ucho nadepnął. Dzisiaj w polskich domach nikt nie śpiewa przy pracy – ryczą głosniki, a efektem tego jest to, że młodzież w najlepszym wypadku zna I-szą zwrotkę hymnu narodowego, kolędy, a nawet „Góralu, czy ci nie żal”
No, ponarzekałam sobie na nowoczesność, a teraz dla łasuchów podam przepis na owe płonące naleśniki węgierskie w takiej wersji, w której mdłe kasztany nadzienia, zamienione zostały na wyraziste migdały.
Naleśniki a la Gundel
ciasto :
1 szkl. mąki, 3 jajka, 3/4 szkl.piwa, 3/4 szkl wody, , 1 łyżka oleju, szczypta soli, tłuszcz do smażenia.
Nadzienie :
pół szkl. cukru, 15 dkg posiekanych migdałów, 0,5 szkl. śmietanki, 2 łyżki siekanej smażonej skórki pomarańczowej, kieliszek rumu, 5 dkg rodzynków, sZczypta cynamonu
Sos:
1 szkl. mleka, 0,5 szkl. cukru, 10 dkg ciemnej czekolady, 2 żołtka, łyżeczka mąki pszennej, 3/4 szkl. bitej śmietany
alkohol do polania (od 55%)
Z mąki, cukru, jaj, piwa z wodą, oleju i soli zrobić ciasto naleśnikowe. Koniecznie odstawić na godzinę. Usmażyć cienkie naleśniki.
Cukier, migdały, śmietankę, rodzynki i skórkę zmieszać razem, dodać cynamon i rum. Nadziewać tym naleśniki i zwijać je w rulony.
Zagotować mleko z cukrem i czekoladą, żołtka ubić dodając mąkę, a potem ubijać dalej wlewając cienkim strumyczkiem mleko z czekoladą. Gdy sos zgęstnieje ostudzić go, zmeiszać z bita śmietaną. Polać sosem naleśniki, skropić je alkoholem, który podpalić podając deser do stołu.
To bardzo syte, nawet nastoletni siostrzeniec więcej niż dwa nie zje, a tak w ogóle 1 / osobę wystarczy.
Górą łasuchy.
Pyro kochana !
Ambrozje mi w dusze lejesz. Ty i Gundel Palatschinken. Tak szybko opanowalas tajniki wegierskiej kuchni. Jak dotychczas to ja bylem tylko skromnym zjadaczem takich pysznosci. Teraz moge spokojnie powiedziec, ze pomimo znakomitej recepty tez nie potrafie zrobic nalesnika. Probowalem podgladac umiejetnoisci Piotra, na tej fotografii na poczatku blogu. Caly w nerwach przestudiowalem ten konterfekt. Okazuje sie jednak, ze na zdjeciu to nie jest nalesnik tylko omlet. Omlety to ja umiem robic na rozna sposoby. Nalesnikow jednak nie. A tak przy okazji czy jest gdzies praktyczny kurs robienia nalesnikow dla takich talentow jak ja. Moja zona przez 20 lat usilowala mnie tego nauczyc ale bez skutkow.
Dziekuje Piotrze za informacje na temat audycji w dniu 21 pazdziernika. Nie sadzisz jednak, ze w tym czasie w lokalach wyborczych mozna spokojnie zrobic przerwe w glosowaniu bo i tak caly narod bedzie siedzial przed telewizorami. Ja napewno przed telewizorem siedzial bede, aczkolwiek nie posiadam prawa wyborczego. Poza tym przeciez glosowalem w dniu 7 pazdziernika u nas w naszej gminie i mam calkiem odnowionego burmistrza.
Juz gotuje sie
Pan Lulek
Witajcie wszyscy w ten piekny jesienny poranek! Melduje sie z powrotem na tym forumnie i oswiadczam, ze dwa tygodnie bez TV i gazet sa do przetrzymania z lekkoscia, ale odwyk od tego Blogu – ciezki do zniesienia. Jestem „na glodzie” i musze poczytac do tylu, co przegapilam. Na poczatek do Lulka: przepraszam za nieodmeldowanie w drodze powrotnej z Rumunii, ale jak mowilismy – trasa byla ustalana na biezaco i korygowana w trakcie jazdy. Wesele i podroz poslubna dla gosci helweckich (23 osoby) wymagaly pilnie naszej obecnosci, chocby ze wzgledu na logistyke (5 samochodow) i dopiero we wtorek po poludniu moglismy myslec tylko o sobie. Wracalismy przez Miskolc i Zyline do Rybnika (moja przyjaciolka) i zabawiwszy jeden dzien w Kotlinie Klodzkiej juz musielismy wracac przez Prage i Stuttgart. Lulek chyba akurat tam tez dojezdzal od swojej strony, ale On nawet komorki nie ma, Szczesliwy Czlowiek z Pierzyna. O podrozy opowiem pozniej, byla ze wszech miar udana, kulinarnie i socjalnie interesujaca, a pogoda tylko w Polsce mglista i dzdzysta. Napomkne o tych nalesnikach a la Gundel, bo w drodze powrotnej nocowalismy w hotelu „Termal” w Tiszaujvaros i portier tego hotelu polecil nam restauracje w poblizu, znakomita! Po fantastycznej zupie rybnej z kawaleczkami suma nie mialam sily na drugie danie, wiec zamowilam te palatschinki. Kelner przyniosl wielki talerz z wielka porcja czegos ukrytego pod czarnym czekoladowym sosem przyproszonym z lekka cukrem pudrem. Sprawnie polal czyms z dzbanuszka i przylozyl zapalniczke. Buchnal blekitny plomien, a po lokalu rozszedl sie nieopisany aromat… Smak byl fantastyczny, ale w polowie jedzenia opadlam z sil. Kelner, bardzo mily i jezykowo kompetentny (obok ucztowali jacys Amerykanie) natychmiast zaproponowal zapakowanie reszty, zakorkowal tez wypita w polowie butelke Egri i wreczyl nam na droge. Wino dopilismy wczoraj wieczorem po szczesliwym dotarciu do domu, a czekoladowe nalesniki (na zimno rowniez doskonale) zjedlismy gdzies na Slowacji.
Hej, wróciła nasza encyklopedyczna Nemo. Powitać, bo to, proszę Pani, bardzo nam Aśćki brakowało. Jutro pewnie odezwie się też Alicja znad Ontario, Lulek mimo usadowienia się wśród Fryców też pisze – stolik wraca do równowagi.Jeszcze tylko Helena gdzieś dzisiaj przepadła, bo zamorskie stwory wiadomo, jeszcze śpią, a i nasi pracusie nie moją czasu przed południem.
Pyro, masz racje z tym spiewaniem w trakcie domowych czynnosci. Moje wspomnienia z dziecinstwa nieodlacznie kojarza sie z Mama krzatajaca wokol domu i nucaca „Que sera sera”. Stryj mojego Ojca, wielki malkontent i sledziennik, irytowal sie slyszac to podspiewywanie, bo nie znosil ludzi w dobrym humorze na codzien.
Slawku, rozpakowalam piekny prezent od Ciebie i nie smiem odbijac tej zalakowanej szyjki… Dziekuje! Czy masz jakies szczegolne zyczenia w kwestii rewanzu? Mam swoje pomysly, ale byc moze chcialbys cos szczegolnego? Daj znac bez krepacji. Notabene, dobrze ze prezent byl jeszcze nie rozpakowany, bo moglam wmowic celnikom, ze to tylko pol litra. Wraz z podobna butla od Lulka i litrem nalewek od mojej siostry przekroczylismy limity 1 l od osoby, a helweccy celnicy czujnie strzega swojej wyspy w unijnym morzu. I tak zaplacilismy clo i VAT za wegierskie wino (Szomlo i Egri), polskie piwo i nadmiar kindziuka, ale jestesmy juz zaopatrzeni na zime 🙂 Z polowka swiniaka w lodowce, workiem polskich ziemniakow i zapasem jablek z plantacji pod Bardem kolo Zabkowic – zadna zima nam nie straszna. Wlasnie pogryzam sobie wspaniale jablko odmiany Bohemia, na konsumpcje czekaja jeszcze red koksa, red boskoop, Eliza i jonagored kupione prawie prosto z drzewa. Powrot do krainy, gdzie nadal usuwa sie zniszczenia pogradowe, a na drzewach wisza smetne resztki lisci jest znacznie milszy w towarzystwie 40 kg pieknie pachnacych jablek.
Pyro, dzieki za przywitanie! Pusto tu jakos…
Panie Lulek,
Pan się dziwisz (?) że ludzie chodzą do pracy? Po piętnastu z hakiem latach jeżdżenia do pracy samochodem też zacząłem chodzić.
To znaczy najpierw idę do pociągu. Żwirówką przez las ze dwa kilometry będzie. Potem jadę dwadzieścia kilka minut pociągiem i tyleż autobusem. A na koniec znowu idę. Jak już dojdę to głównie siedzę albo latam po schodach ze strychu do piwnicy.
Późnym popołudniem powtarza się to w odwrotnej kolejności.
Czyli co rano ( cytat z Szabasowych Świec Horacego Safrina ) „idę jechać siedzieć” – choć onże Horacy miał co innego na mysli.
Skutkiem tego pozbyłem się jednego z dwóch samochodów oraz zadyszki przy wbieganiu pod górkę.
Muzyka przy gotowaniu w kuchni obowiązkowa. Mój starszy syn słucha jazzu albo reggae i jedzenie jest takie jak ta muzyka.
Ja słucham czego innego a śpiewam raczej nie. Choć rację ma Pyra, że szkoda. Moja własna Finka zna setki albo i więcej piosenek i to po parę zwrotek conajmniej.
Nemo,
„Doggy bag” z naleśnikami i egrim bikaverem? Mmmmmmm….
P.S.
Panie Lulek, czy pański syn ma imię zaczynające się na L ?
Andrzeju, mnie sie zdaje, ze syn Pana Lulka ma imie na G.
Jak miło! nemo wróciła…
Moje dzieciństwo także kojarzy się z nieprzerwanym niemal nuceniem przy kucharzeniu – mojej ukochanej Cioci, która prowadziła dom. A śpiewała piosenki w sześciu językach, i to nie były wszystkie języki, jakimi się na jej ziemiach rodzinnych mówiło…
Panie Lulku, ja mam tę samą przypadłość! Uwielbiam naleśniki, a sama nigdy nie umiałam zrobić porządnie. Muszę się w końcu nauczyć 😀
Na G to miała imię śp. żona Pana Lulka i podejrzewam, że to jej nazwisko jest w jego e-mailu.
Pani Dorotko, z tym adresem to prawda (Georgetta), ale mnie sie zdaje, ze syn ma tez na G. Zaraz sprawdze, po prostu tam zadzwonie 🙂
Nikt nie odbiera, Lulek pewnie w ogrodku 🙁
Pan Lulek nic a nic nie przesadził opowiadając o synu. Ponad sto patentów !!! Pogratulować , Geniusz po tatusiu. Jak mawiają Kurpie : wykapany tatuś i ulamentna mamusia 🙂
Pyro, bo Helena nie wstaje z kurami, tylko z kotami. A koty nigdzie sie nie speisza, Spokojnie poczytaja sobie gazete w nadziei, ze slupki znou poszly w dol dla wiadomej partii (nie moge wiecej powiedziec, bo Gospodarz wrocil po weekendzie i musimy jak ognia unikac wiadomych tematow i watkow).
Schodze teraz do kuchni i do koryta (choc nie rabunkow).
Witam westernowo, w samo południe
Lubię muzykę, to najważniejszy squadnik mojego dnia i nocy. Przez ostatnich parę dni i nocy następowała okupacja kawałka podłogi. To spowodowało przerwy w dostawie dźwięków i słuchanie ulubionej rozgłośni zostało przerwane. Ale miało to i dobre strony. Dziś po powrocie z porannego spaceru czekało na mnie na stole śniadanie. Ot niespodzianka, szkoda ze to ostatnia na jakiś czas.
Obecnie podłoga powróciła do stanów poprzednich a brzmienie rozchodzące się po pokoju wypełnia pustkę. Teraz jest to fragment opery Rossiniego. Pasuje chłopina do tego blogu nie tylko postawą. W wieku 37 lat znudziło się mu komponowanie oper. Pisać jednak nie przestał, tyle tylko, ze tym razem były to przepisy kulinarne.
Dobrego dnia
Skorzystam chytrze z wiadomości dla Pana Lulka i również wyżej wymieniony program obejrzę ( cenię Karola Okrasę za profesjonalizm i inwencję, cieszę się, Piotrze, że będę mogła popatrzeć na Twoje kulinarne działania ).
Sny blogowe mają swoją kontynuację. Streszczę swój.
Pyra, jak zwykle serdeczna i pełna humoru pracuje pełną parą. Zatrudniła też osobistą asystentkę ( kompetentna i śliczna blondyneczka ), która odpowiada za jej korespondencję i grafik spotkań a także za kontakty z wydawnictwami.
Literacką nagrodę Nobla, którą niedawno otrzymała traktuje jak zobowiązanie, by pisać wytrwale. Jej proza jest zapisem przemyśleń wnikliwej obserwatorki.
Na blogu pękamy z dumy ciesząc sie sukcesami Pyry. Spotykamy się z sobą na minizjazdach znacznie częściej niż raz w roku. Blog ewoluuje w stronę ekologii – rozważamy otwarcie gospodarstwa i produkcję zdrowej żywności na nasze potrzeby.
Sen kończy się we wspaniałej leśnej scenerii gdzie właśnie spędzamy czas…
Marialko – O Lizusie Przebrzydły , a Ukochany! Bez komentarzy.
Misiu 2 – miałeś napisać maila do Ryby. Napisz, co?
Witam wszystkich w słoneczne południe. Nemo nareszcie wróciła i to z jabłkami z moich rodzinnych stron. Iżyk odzyskuje przytomność po pracowitym weekendzie, tylko Wojtka coś jeszcze nie widać po tym lakierowaniu podłóg. Alicja leci, jutro pewnie się odezwie.
Co do muzyki w kuchni, to obowiązkowo. Sama nie śpiewam, bom muzykalna inaczej, ale coś tam mruczę pod nosem, na co zwracano mi już uwagę, bo robię to nawet w obecności innych.
Smakowitego dnia życzę i lecę mruczeć nad garami, bo przyjadą koleżanki i podam im sznycelki w sosie z moich mrożonych prawdziwków z kopytkami.
Pyro, miałam dać Alicji jedną porcję mrożonych grzybów dla Ciebie, ale w tym wyjazdowym rozgardiaszu zapomniałyśmy. Przykro mi.
Piękny sen, Marialko!
Istotnie- bardzo mnie mój sen ucieszył, był dla mnie samej taki kojący. Poza tym Pyra w moim śnie była spełniona i bardzo szczęśliwa.
U mnie juz po obiedzie (spaghetti z pomidorami z ogrodu, posypane oscypkiem, okraszone cieniutkimi plasterkami naszej swinki, usmazonymi na rumiano z czosnkiem, salata) i pora by zajac sie zbiorem fasolki szparagowej, posianej po gradobiciu i niezwykle obficie pokrytej straczkami. Ale cos mi nie idzie, ten powrot do codziennosci 🙁 Pogoda przepiekna, ubrania weselne sie wietrza z zapachu dymu papierosowego… Ci Rumuni, to straszni nalogowcy i egoisci na dodatek. Bezceremonialnie zadymiali sale kurzac na okraglo. Wsrod cwierc setki gosci szwajcarskich bylo moze 2-3 palaczy, wszyscy wychodzili na papierosa na zewnatrz, niepalacy tez, by zaczerpnac troche tlenu…
Przegladam moje juki podrozne, pelne dobra wszelakiego i lupow z podrozy: papryka w proszku z hali targowej w Budapeszcie, pasta z papryki w tubce, kielbasa z papryka, dynia podprowadzona w Burgenlandii (wzorem Lulka), sadzonki roslinek od Lulka, kasztany z Rogalina (do posadzenia), orzechy z Wegier (do zjedzenia), ptasie mleczko i 4 kg krowek z „Solidarnosci” (dla miejscowych wielbicieli), sledzie w sloiku (wiejskie i rolmopsy), 90 polskich jajek (do rozdania), nasionka jakiejs dziwnej fioletowej fasoli ozdobnej z Rumunii itd. I stos papierowych „Polityk” do przeczytania…
My dzisiaj zjemy chyba resztę piueczonej szynki tyle, że wczorajszą kapustę zasmażaną wymienię na surówkę z kalafiora i ugotuję woreczek naturalnego ryżu. Trzeba dorobić trochę sosu, bo jest za mało – leży na szafce od śniadania pół dużego pomidora, w rondlu jest resztka mięsno – grzybowego sosu, pójdzie w mniejsze naczynie + ten pomidor + 1/3 pęczka szczypiorku * 0,5 szklanki bulionu z kostki i łyżeczka mąki. Powinno wyjść jak trzeba. Ale, ale. Właśnie wróciłam z poczty, gdzie nadawałam kopertę dużą, wyściełaną do Australii. Pani w okienku pyta : priorytetem czy zwyczajny? Jako, że w kopercie był towar kazionny, mówię, że priorytet. Na to Pani, że 28 pln. No to zdziwiłam się i pytam: a zwyjkły? Niecałe 8 pln. No to posłałam zwykłym. Wydaje się, że trzykrotne (ponad) przebicie za minimum uwagi, to jednak lekka przesada.
Na zdjęciu jest omawiany parę dni temu kamienny moździeż. Jak widać jeszcze na tyle nowy, że wnętrze jest jasne. Ale wkrótce straci kolor od tarcia i stanie się bardziej śliskie. Na razie mało trę a bardziej podziwiam. Moździeż stoi na tle patery z owocami przywiezionej z południa Włoch. Bardzo ją lubię, bo i kształtna , i przydatna, i przypomina mi miłe chwile…
Wiatajcie
Trochę późno ale roboty miałem sporo. Pyro, jestem pod wrażeniem Twego snu – oby się spełnił oczywiście w kontekście książki. Choć szczerze mówiąc nadzieje mam nikłe. Ale może miałaś sen proroczy? Sen zresztą częściowo się spełnił. Otóż zapaliłem wczoraj wieczorem ognisko, usiadłem przed nim na „reżyserskim” krześle zupełnie tak jak Ci się śniło. Siedziałem, siedziałem a gdy ognisko przygasało a zimne dreszcze latały po plecach zacząłem w nim grzebać, dokładać nadpalonych gałęzi i poparzyłem sobie przez nieuwagę lewego kciuka. I mam efektownego bąbla! Dobrze, że na lewej dłoni, mniej użytecznej. A mam zamiar zrobić dziś grochówkę. Bedzie dłubanina jedną ręką, też zresztą uszkodzoną przy robocie podłogi. Dobrze choć, że dwa paluchy niezbędne do stukania w klawiaturę mam zdrowe.
Pozdrawiam serdecznie
Dzieki ci wielkie Gospodarzu za zaspokojenie mojej ciekawosci. Blogo mi sie zrobilo jak to zdjecie zobaczylam.
Och, ten mój możdzierz jest jednak ciut inny. Jak Ania będzie mogła, to fotkę wyśle. Możdzierz gospodarski ma, jakby nie było, pałkę. Mójh ma typowy pięściak, jak z neolitu. Zwracam mu część przynajmniej chwały – doskonale się nim uciera świeże zioła do sosu.
Piotrze życzę ciekawej podróży po Dolnym Śląsku. Znam trasę z Polityki a miasta do których zawitasz słodko mi się kojarzą, wiele miłych wspomnień mam z nich. Więc świetnych klimatów życzę.
Pozdrawiam
witam wszystkich jak zwykle, niezwykle serdecznie, ksiegowosc mnie przygniotla przez ostatnie trzy dni, nawet niedziele z lukiem w lesie musialem odpuscic, zal mi, bo ostatnia okazja w tym roku, do tego pogoda byla wczoraj jak marzenie, wiec teraz do marca bede tellil w sali,
ten blog dziala na mnie jak balsam, nadrobilem czytactwo i od razu dzien, mimo szarowy za oknem nabral kolorow,
Pyra mila, w formie jak zwykle, Nemo w domu i z nami, ( na zdrowie ), Alicja dolatuje, wiec pewnie zaraz sie tez pojawi, Piotr umuzycznia kuchnie, lub ukuchia muzyke i chwala Mu za to, Izyk dochodzi po bateryjnym odkryciu, Mis pstryka, ( do tej pory sadzilem, ze nie przepadam za Warszawa, ale po Twoim jesiennym spacerze, pojawily sie watpliwosci ), Lulek z wnuczka, sama radosc,
wczoraj, Zona sasiada pytala o tamarynd, mam tu pare fot http://picasaweb.google.fr/slawek1412/WJednymZTamaryndowychKrajow
i przekonanie o cudownym smaku wspomnianego, musze wracac do roboty,
pozdrowienia
Sławek się odezwał – od razu mi się gęba uśmiecha. Moja uciecha nie jest zależna od Sławkowych zajęć a nawet ich braku. Ja po prostu od razu „słyszę”, jak on mówi to, co pisze. Jednym słowem radość tania i przyjemna. A nasz Arkadius, który Alicję z Jerzorem gościł, daje sprawozdanie skąpe i wieloznaczne. Czy on ich może na manowce nie prowadził?
Podejrzliwa tym razem Pyra
Moi kochani !
Wszystko sie zgadza. Moja zona miala na imie Georgette a moj syn ma na imie Grzegorz. Standardowá poczatek imion. Wnuczka nazywa sie Agnieszka i przed chwila wrocila z zajec. Cale przedpoludnie pracowalem w ogrodku. Wiekszy anizeli myslalem i znakomicie zaniedbany. W porownaniu z nimi. to ja jestem profi. moj syn jest patenciaz ale w calkiem innej dziedzinie. Zostawil mi laptopa z wejsciem na internet ii spokojnie moge sledzic wydazenia w Polsce i plotkowac z Wami. Wydaje mi sie. ze starczy mi pracy do konca pobytu. Poza tym czytam ksiazki ktorych jest pod dostatkiem,m zajadam to co Agnieszka robi do jedzenia. Dzisiaj na sniadanie byly prawdziwe precle. Prosto z piekarni. Teraz szykuje sie wieczorne spotkanie rodzinne.
Na kolacje bedzie szpagetti ze swiezutkim sosem.
Pieknie Was pozdrawiam w charakterze chlopstwa pracujacego
Pan lulek
Dom w którym mieszka Pan Lulek obejrzałem z kosmosu i zaniedbań nie widać. Pewnie dlatego ,że zdjęcia sprzed roku 🙂
Potwierdzam, ze obejscie Pana Lulka jest bardzo zadbane. Wizja lokalna nie wykazala uchybien, kwiatki kwitna przepieknie, co potwierdze zdjeciami sprzed 2 tygodni, jak dojde do siebie 😉
Panie Lulku, my wczoraj tez jedlismy swieze precle prosto z piekarni (w Ludwigsburgu) i wzielismy nawet kilka do domu na dzisiejsze sniadanie. Ogrod Twojego syna zapewne doprowadzisz blyskawicznie do perfekcji, wiec przypominam, ze do nas niedaleko i po drodze do Burgenlandii…
Mis 2 !
Przed rokiem byly dwa domy w tym jeden lulkowy. Teraz sa juz trzy. Jesli byly jakies drobne zreszta, ewentualne niedopatrzenia byl to wynik przejsciowych trudnosci. Przed ponad tygodniem byly wybory miejscowych wladz i nic dziwnego, ze wszelkie trudnosci ustapily a ewentualne niedopatrzenia znikly jak pod dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. W moim nowym miejscu zatrudnienia, po usunieciu nieprzadanych elementow trudno sie nawet w ogrodzie poruszac. Od jutra nowy etap rozwoju czyli ciecie na kawalki usunietych elementow. Zadna mechanizacja nie wchodzi w gre. Wszystko biologicznie.
Przy okazji, ciekaw jestem, czy nemo poprobowali cujki a miejscowi autentycznej szwajcarskiej czekolady.
Dzisiaj juz relaksujacy sie
Pan Lulek
Mis 2 !
Przed rokiem byly dwa domy w tym jeden lulkowy. Teraz sa juz trzy. Jesli byly jakies drobne zreszta, ewentualne niedopatrzenia byl to wynik przejsciowych trudnosci. Przed ponad tygodniem byly wybory miejscowych wladz i nic dziwnego, ze wszelkie trudnosci ustapily a ewentualne niedopatrzenia znikly jak pod dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. W moim nowym miejscu zatrudnienia, po usunieciu nieprzadanych elementow trudno sie nawet w ogrodzie poruszac. Od jutra nowy etap rozwoju czyli ciecie na kawalki usunietych elementow. Zadna mechanizacja nie wchodzi w gre. Wszystko biologicznie.
Przy okazji, ciekaw jestem, czy nemo poprobowali cujki a miejscowi autentycznej szwajcarskiej czekolady.
Dzisiaj juz relaksujacy sie
Pan Lulek
Panie Lulku, wszyscy poprobowali wszystkiego i to nie w aptekarskich dawkach 😉 Poczawszy od Lulkowej sliwowicy codziennie degustowalismy obficie, w Budapeszcie – palinke, w Rumunii – transylwanska cujke, im dalej na wschod, tym mniej wyrafinowane w smaku, ale dzialanie zawsze pierwszorzedne 🙂
Lulku
Oglądałem dom w którym mieszka twój syn. Ładnie i dużo zieleni.
Moj jest rowniez mniej elegancki niz p. Piotra.
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/PolandandSpain2007.jpg
Przede mna caly tydzien polskiej kuchni. Szare kluski nadchodze!!!
Moździeż piękny a szare kluski wspaniałe. Niezły tydzień nadchodzi!
Witam wieczorowa porą,
Sławku dzięki za zdjecia, w koncu tygodnia przystapię do produkcji chutney, jesli znajde w Krakowie tamandrynowiec , jesli nie to w wersji Heleny z suszonych moreli.
Dziś na kolację, czyli nasz wspólny posiłek rodzinny był schab ze śliwkami, kładzione kluseczki i zielona szparagowa fasolka. Proste i dobre. Na lunch mial byc cielecy hamburger, ale skończyło sie na dobrych chęciach. Z powodow czasowych skonczylismy z M w restauracji Metropolitan, na kanapkach z wołowiną w amerykanskim stylu. Fajne miejsce, w centrum, choc trochę drogie. Czesław Miłosz ze swoja amerykańską żoną Carrol jadal tam czasem sniadania kiedy zatesknili do amerykańskich pancakes , smazonego boczku i pieczononych ziemniakow. Pieczone ziemniaki – rano!! Ale nawet poeci mają swoje slabosci. Ile razy tam jesteśmy zawsze ich ciepło wspominamy..
Niestety ja w kuchni nie spiewam, bo okropnie fałszuję i to by mnie rozpraszało. Czasem włączam sobie Clasic FM, lub II program PR. Ale najbardziej lubie gotawac z moim młodszym dzieckiem i wtedy sobie rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Wychowanie w kuchnii do skuteczna metoda, taką mam przynajmniej nadzieję. Pozdrawiam wszystkich, panie Lulku czy pan tam pojechal do pracy czy na urlop??!!
Blogowy student wieczorowy Antek zgłasza się na zajęcia.
Nemo wrażeń podróżnych pełna!!
Witaj na ekranie, albo jak to sie teraz mówi , na matrycy !!
Blog znacznie się ożywił wraz z Twym szczęśliwym powrotem 🙂
Witaj w wirtualnym domu!
Żono sąsiada – spokoju nie daje mi pytanie: którego??
Odwiedziłem dzisiaj sklep aby kupić ostatni, ważny element kurnika dla zanzibarskiej kury. I wyobraź sobie w owym sklepie jest tamardyn – prasowany w 227 gramowe kostki. Jeśli masz takie życzenie, jutro kupię ile potrzebujesz, wrzucam w kopertę……I jeśli poczta nie da plamy w sobotę będziesz mogła robić chutney ! I jak ? Potraktuj tą propozycję jako słuszny czyn prostujący pokrętną ścieżkę łączącą nasze miasta.
A teraz znowu nosy w telewizorach ?
Antku, dzięki za pamięc. Jeśli nie dostanę wspomnianej ingrydiencji w Krakowie ( a przyznam się, że z powodu natłoku różnych zajęc jeszzcze nie szukałam) to chetnie skorzystam z Twojej propozycji. Co do moje tożsamości, to pozwolę sobie na razie jej do końca nie ujawniac, choc nie jest ona ( tozsamośc) tak bardzo zakamuflowana…
Pozdrawiam serdecznie
Podejrzewam, że jeszcze oglądacie debatę. I na zdrowie. My mieliśmy lepsze zajęcia. A teraz Basia podziwia fantastyczny program o orangutanach. A jak tam Wasze?
Ja natomiast (miałem swoje powody czyli uzewnętrznienie uczuć w prygotowaniu obiado-kolacji) usmażyłem na maśle świeże rydze (chyba ostatnie w tym roku) z odrobiną soli i pieprzu, zrobiłem bruscchettę z pomidorami i czosnkiem, a potem przyrządziłem risotto z owocami morza. To ostatnie robię tak: rozmrażam tzw. mieszankę owocow morza (małże, krewetki, kalmary) a wtym czasie szklę na oliwie ryż (pół szklanki na nas dwoje). Na drugiej głębokiej patelni obsmażąm przeciśnięty czosnek, wrzucam – zanim się zazłoci – owoce morza, dodaję zeszklony ryż i zalewam wszystko połową szklanki rosołu z kostki, kieliszkiem białego wytrawnego wina i połową pojemnika śmietany (czyli 125 ml). Duszę aż połowa płynu odparuje a ryż będzie al dente. I podaję z białym winem. Tym razem było do chardonnay ze stanu Waszyngton z winnicy Chateau Ste. Michelle. z roku 2001. I wreszcie się przekonałem do win zza oceanu. Było wprost wspaniałe. Z cudownym i zdumiewającym wręcz bukietem, ostre w smaku i długo pamiętane na języku.
A teraz w którymś programie info i tak mi powiedzą kto zwyciężył. A podczas wyborów i tak kieruję się własnym rozumem. Zwłaszcza, że głosuję poza domem czyli we Wrocławiu. Ściskam wszystkich smakoszy do następnej kolacji.
Piotrze, też nie oglądalam, zamknełam sie w kuchni, ale nie po to by gotowac tylko czytac kupiona dzis ksiazkę : wywiad-rzeke z prof. Leszkiemk Kołakowskim. Debat nie oglądam kosekwekwentnie, to mój prywatny protes przeciwko jakości tegorocznej kampani, ale głosowac pójde.
I też serdeczności dla Was Obojga na dobranoc
Dzięki serdeczne. I dla Was uściski. 27 i 28 będziemy w Krakowie (z wnuczką Zuzią, by jej pokazać miasto) na Targach Książki. Pewnie też tam będziecie?
Ma Pan rację Panie Piotrze, debaty debatami, ale mojego oglądu naszej sceny politycznej nie zmienią. Kto ” mój ci on! ” wiem niezależnie od dyskusji.
Kolacyjny opis smakowicie się czyta. A jak się je….
Proszę tylko pamiętać że sen nie wcześniej niż po trzech godzinach od posiłku. 🙂
Takie nowo zasłyszane podejscie dietetyków bardzo mi odpowiada.
Nie jakieś tam strachy typu : ostatni posiłek o 18!!! ,nie póżniej jak się ściemni!, nigdy w trakcie Wiadomości!
Jem o północy – do trzeciej mam czas dla siebie !!;-)
Życzę Wszystkim dobrej nocy !
Hej Antku! Matryca to na Wegrzech winietka na autostrade, buty to cizmy, a kurtka – kabat. Tak mi sie wzbogacilo nieslychanie moje slownictwo. I jeszcze basen (do moczenia sie w wodzie termalnej) to medence (miednica?). Przyznam (z pewna niesmialoscia), ze w ciagu ostatnich 2 tygodni ogladalam TV rowno 2 godziny: w ostatni piatek w Polsce ze szwagrem i dzis o 20:00, bo nie bylo moich ulubionych „Desperate housewifes”. Ogladalam desperate politicians (polish) i powiem Wam, ze sie ciesze, ze i w Helwecji nie bylo mnie przez ostatnie 2 tygodnie. Wprawdzie walka wyborcza mdla tutaj i emocji wielkich nie wzbudza, ale swoje smaczki ma. W stosie zaleglej poczty byl list od wspolnika lekarza domowego mojego meza. Juz myslalam, ze to moze jakie zaproszenie na profilaktyczne badanie prostaty, czy co tam panowie po 50-tce sobie badac powinni, ale nie! Ten wspolnik jest lekarz-socjaldemokrata i prosi o wsparcie dla innego socjaldemokraty, ktory akurat od tego roku jest nauczycielem naszej corki (niemiecki) w klasie przedmaturalnej. Belfer kandydujacy do parlamentu ma 38 lat, zone, dziecko, przystojny, corka go lubi, moze mu dac szanse? Ale jak zacznie jezdzic na sesje, to kto bedzie uczyc?!
Panie Piotrze, ja też jestem 28.10. na targach w Krakowie!!! Podpisuję książeczkę (jeśli oczywiście ktokolwiek sie zgłosi 😉 )
No to i tam będziemy sąsiadować. Do zobaczenia w tłoku.
Powitać chlebem i solą: Alicję i Jerzego . Dotarli szczęśliwie cali i zdrowi.
Cos cale blogowiska zwegrzalo. Sklep ogrodniczy nazywa sie …”Gazda bolt i tam daja ryby, ze tylko palce lizac”…
Chyba jednak obejde aie smakiem
Dlugotrwale, burzliwe oklaski a potem owacja na stojaco.
Nie bede sobie zalowal
Pan Lulek
Panie Lulku witamy witamy ale wpisy są pod inną datą mam już 2010 r. a nie 2007 r. …
Uprzejmie prosze o nie wytykanie drobnych niescislosci. Kalendarz moze tez byc rozciagliwy a nawet kurczliwy. A do tego Templariuszka w stroju zakonnym to dopiero moze byc hit dziesieciolecia.
Poszedlem na calosc to przynajmniej powinienem co najmniej oko ucieszyc
Wielki Kombinator PT
Pan Lulek
tylko Panie Lulku mało kto czyta pod starymi wpisami .. zapraszamy pod nowy wpis .. 🙂
i zamiast kombinować proszę napisać jak ze zdrowiem? …