Gandhi tego nie jadł
Niezbyt często pisuję o kuchniach Dalekiego Wschodu. To błąd. Trzeba go więc choć w małym stopniu nadrobić. No to spróbuję.
Te odległe regiony naszego świata bardzo często stosują w swej diecie wegetarianizm. Wegetarianizm zaś to filozofia dla silnych ludzi. Słabe charaktery niech się do tego nie biorą. Ileż bowiem trzeba hartu ducha, by nie sięgnąć do półmiska wypełnionego krwistą szynką, aromatycznym schabem i wędzoną surową kiełbaską!
George Bernard Shaw (fot. Wikipedia)
Współczesny wegetarianizm ma dwa nurty: etyczny i zdrowotny. Ten pierwszy nie dopuszcza nawet myśli o zjadaniu zwierząt, które są przecież przyjaciółmi człowieka. Obłudne, moim zdaniem, hasło: „Zwierzęta są moimi przyjaciółmi, a ja nie jadam swoich przyjaciół” rzucił podobno przed stu laty angielski dramaturg George Bernard Shaw. Zwolennicy tego zawołania nie przestali jednak nosić skórzanych butów, rękawiczek czy pasków. Niektórzy dopuszczają także na swe stoły owoce morza. Równie dobrze mogliby uznać, że krowa czy owca jest owocem łąki.
Zwolennicy wegetarianizmu zdrowotnego twierdzą, nie bez racji, że jedząc mięso pochłaniamy szkodliwe dla nas hormony, antybiotyki, adrenalinę, cholesterol, nadmierne ilości tłuszczu, pestycydy czy nawozy sztuczne. Aby przestrzegać rygorystycznie czystości diety zamieniają oni białe, pszenne pieczywo na razowe, ryż łuskany na nie oczyszczony, eliminują całkowicie napoje gazowane, sól i cukier.
Taki jadłospis przysparza im samym wiele kłopotów: każdy produkt musi być dokładnie sprawdzony czy spełnia wymagania dietetyki i zdrowotności.
Różne są jak widać odmiany wegetarianizmu. Jedni nie jedzą tylko mięsa zwierzęcego. Inni – także ryb. Ostatni – nawet jajek. Do tej najsurowszej reguły stosował się m.in. Mahatma Gandhi. Wiedząc, że siadanie z nim do stołu jest dla większości Europejczyków udręką starał się nie chodzić do zwykłych restauracji.
Mahatma Gandhi (fot. Wikipedia)
Pewnego razu, w czasach gdy studiował jeszcze w Londynie, wybrał się jednak na obiad z bardzo bliskim przyjacielem, który – nawiasem mówiąc siłą – starał się „ucywilizować” Mahatmę. Gdy na samym początku obiadu Gandhi wnikliwie wypytywał kelnera z jakich produktów przyrządzone są poszczególne potrawy, przyjaciel – myśląc, iż utemperuje go w ten sposób – krzyknął: – lepiej wyjdź stąd jeśli nie potrafisz zachowywać się normalnie. Hindus wstał, wyszedł i czas obiadu spędził na ulicy.
Ku zdumieniu Anglików – nie obraził się. Czekał pod lokalem. Uznał bowiem, że przyjaźń jest rzeczą cenniejszą niż drobne scysje przy stole.
Inny, choć znać tu hinduskie wpływy, rodzaj kuchni uprawiany jest w sąsiednim kraju. Na skrzyżowaniu wielu szlaków, w najdalszej części Dalekiego Wschodu leży Tajlandia czyli – jak mawiano dawniej Syjam. Tu krzyżowały się rasy, kultury i kuchnie. W takim kotle kultur i ras na ogół powstawały rzeczy wielkie bądź co najmniej ciekawe.
Potwierdzenie tej tezy znaleźć można właśnie i w Tajlandii. Dziewczyny są tu niezwykle piękne, architektura imponująco bogata, a kuchnia doskonała. Wszystko to zaś Bangkok i okolice zawdzięczają wpływom chińskim i indyjskim po połowie.
Tajskie curry z owoców morza (for. Wikipedia)
Drobno siekane mięsa i warzywa – to technologia kuchni Kraju Środka. Częste stosowanie wspaniałej przyprawy curry – to oczywisty wpływ kucharzy znad Gangesu. Do tego używanie ( czasem jak na polskie podniebienie może nadmierne ) papryki chili nadaje tajskim potrawom pikanterii niespotykanej w innych kuchniach.
Mało jest tu potraw pieczonych lub gotowanych w wodzie. Zdecydowanie przeważają dania duszone lub gotowane na parze. Do wszystkiego natomiast podawane są sosy – aromatyczne i ostre. Położenie sprawia, że wśród tutejszych dań królują ryby i skorupiaki. Nie brak jednak – na szczęście dla krwiożerczych Polaków – i mięs. Ale za to jak przyrządzanych!
Komentarze
Z zimnego i pochmurnego grodu pyr całe Blogowisko i jego Gospodarza – pozdrawiam.
Wegetarianizm – hm. Dyktowany potrzebami zdrowotnymi i w niezbyt restrykcyjnej (nie wegańskiej) postaci jest z pewnością ciekawą odmianą zwyczajów żywieniowych. Nie lubię natomiast „apostołów” wegetarianizmu (podobnie jak wojujących feministek, ekologów i innych skąd inąd szacownych i potrzebnych ruchów społecznych, w ich wojującej postaci). Kiedyś i w Europie, poszczącej często i surowo co najmniej 2 dni w tygodniu, a zdarało się i 5 dni (nie licząc nawet wielkich postów) potrawy jarskie były bardzo popularne. Kuchnia polska potrafiła z dań postnych zrobić arcydzieła, ale przecież i inne kuchnie mają smakwite bezmięsne potrawy. Od kuchni azjatyckich odruca mnie zapach – nie smak, nie składniki, a właśnie natrętny, wszystko przenikający zapach oleju sezamowego z imbirem i Bóg wie czym jeszcze. To jest w ogóle ciekawe – ten sam imbir, który w ciasteczkach , grzanym winie, czy naszej „chińszczyźnie” jest smakowitą przyprawą, w stężeniu kuchni azjatyckich bywa wręcz agresywny.Niby prawda, że z mięsem i jego przetworami zjadamy masę niepotrzebnych albo i szkodliwych substancji, ale przecież i w roślinach jest całe laboratorium chemiczne, a bywa, że i kawałeczek atomistyki. Ryby też zawierają toksyny i metale ciężkie. Na mój babski rozum – nie dajmy się zwariować. Nie lubi ktoś mięsa (albo mu skodzi) , to niech nie je, chce mieć ktoś złudzenia, że odżywia się w sposób zdrowy i racjonalny jadając rośliny hodowane „ekologicznie” – niech mu tam będzie. Nie pamiętam już kto , bp Pieronek, czy ks.Tischner opowiadali, jak to w dień ścisłego postu kard.x. A.Sapieha przyjmował w Krakowie korpus dyplomatyczny i sporą część Episkopatu. Na stole były ryby zrobione na wiele sposobów, masło, chleb i śledzie. Goście mogli jeść do syta. Gospodarz jadł wyłącznie suche, gotowane ziemniaki. Gościom nie zostało nic innego, jak naśladować Gospodarza i całe towarzystwo wstało głodne od stołu bankietowego. Biskup Saltzburga miał potem mówić z przekąsem, że Sapieha zastosował szanta moralny. No więc, ja wolę bez szantażu, bez filozofii i bez przesady, a przede wszystkim bez agitacji.
Najpierw prywatnie, do Slawka:
Jaka kura w sloiku? To jest 6 kaczek!!! Gdzies we Francji jest teraz co najmniej 6 bez- lub 12 jednonogich kaczek! Listonosz przydzwigal wlasnie prawie 5-kilowa paczke, a w niej zlocista puszke z elegancka czarna etykieta „Confit de canard cuisses”, 12 cuisses. Pogoda idealna na cassoulet, bo zimno i leje od kilku dni, pozostaje tylko sprosic gosci 🙂 Dzieki serdeczne!
Nieźle kończy się ten tydzień. W Szwajcarii mimo chłodu i deszczu piękna pogoda choć w jednym domu. Najpierw kaczki na cassoulet, a potem książka na dobranoc. No i czyż życie nie bywa piekne?
Mam przyjaciela,którego córka zakochała się w wojującym wegetarianinie.
Chłopak miał urok i dar przekonywania,bo po pewnym czasie dziewczyna przeszla na „wiarę wegetariańską”
Przyjaciel skwitował tę przemianę sceptycznie:”Wolałbym żeby chłopak mojej córki zjadł dla niej żabę niżby ona dla niego jadła siano!!
Pozdrawiam!
W kwestii azjatyckiej stałam sie miłosniczką kurkumy.
Uprzednio zupełnie jej nie doceniałam, z czasem polubiłam i niezmiernie mi jej brak gdy brakuje jej wśród moich przypraw- tak jak w tej chwili właśnie.
W bardzo uproszczonym zastosowaniu jest składnikiem panierki do ryb.
Lubię ją też niezmiernie, w bardzo ciekawej marynacie z kalafiora. Przepis zaczerpnęłam z książki Barbary Adamczwskiej ” Przetwory domowe”.
Pyro, za agitacją również nie przepadam.
Wszystkim wielu smacznych kąsków życzę.
Wszystkim wiele smacznych kąsków życzę.
A teraz o kuchni azjatyckiej i wegetarianach. Mam w domu wegetarianke, ktora na szczescie jada sery, jaja i ryby. Nie jada niczego, co by moglo popatrzec jej w oczy (!). Potrafi zlapac rybe na wedke i nie ma oporow, by ja usmiercic. Bo ta ryba byla przedtem szczesliwa i wolna, a jezeli jest glupia i dala sie zlapac na przynete, to juz Darwin powiedzial, ze tacy eliminuja sie sami i nie powinni swoich genow przekazywac dalej 😉 Jak juz Gospodarz pisal, wszystko da sie uzasadnic naukowo lub za pomoca religii.
Kuchnia azjatycka pasuje mi bardzo, bo wszystko jest przyrzadzane krotko i szybko, pomijajac zmudne krojenie warzyw na pasujace kawaleczki. Oleju sezamowego praktycznie nie uzywam ze wzgledow podanych przez Pyre. Smaze na oleju arachidowym. Na patelni lub woku podsmazam najpierw bardzo krotko drobno posiekany czosnek, papryczke chili (peperoncino) i swiezy imbir, na to wrzucam warzywa lub mieso albo tofu, przyprawiam sosem sojowym i ostrygowym. Mieso marynuje najpierw w mieszance sosu sojowego i sherry, dodaje lyzeczke skrobi z kukurydzy, mieszam i wlewam lyzeczke oleju z ostu. Mieszam jeszcze raz i takie mieso smaze krotko na oleju z ww. przyprawami. Mieso pozostaje soczyste w srodku, bo na powierzchni tworzy sie skrobiowa powloka, ktora, przyrumieniona, dodaje smaku.
nemo,
co to jest olej z ostu?
http://www.pflanzenoel.ch/speiseoel/oelsorten/disteloel.htm
Andrzeju, ten olej, to helwecka specjalnosc. Uzywam go zawsze do salaty, do smazenia nigdy (z wyjatkiem chinszczyzny), bo zawiera najwiecej nienasyconych kwasow tluszczowych ze wszystkich znanych olejow (olei?) roslinnych. Przy tym jest neutralny w smaku i zapachu. Czy po szwedzku „ost” znaczy ser, jak po norwesku?
Zgadza się, jest ser!
Yes sir 🙂 a po szwedzku ten oset (Krokosz barwierski) nazywa sie „safflor”.
Jak już jesteśmy przy ciekawostkach lingwistycznych, to „öl” po szwedzku znaczy tyle co „piwo” po polsku.
I jak tu się w tym wszystkim połapać….
Wegetarianka jest moja E. Stalo sie tak stopniowo, bo kiedy ja poznalam 26 lat temu, gotowalam dla niej rozne miesne rzeczy, ktore sama lubie. Ale im bardziej ona poznawala dzisiejsze metody hodowli zwierzat, tym bardziej wzdragala sie przed jedzeniem miesa . A nawet niektorych ryb: kiedy zobaczyla w TV program o hodowli lososia w Szkocji, oznajmila, ze nigdy odtad nie bedzie jadla lososia z hodowli. Kupuje zatem trzykrotnie drozszegoi lososia dzikiego, choc z powodu kosztow w malych ilosciach. Podobnie z mlekiem i nabialem – tylko pochodzace z hodowli organicznej i takiej, w ktorej kury nie pochodza – jak to nazywa – „z Oswiecimia”.
Podobnie dla naszych kotow kupuje ryby i mieso – wylacznie organiczne lub dzikie.. Na codzien odzywia sie najczesciej jarzynami, owocami, krupami. Pod jej silna presja ja tez staram sie kupowac wylacznie mieso, mleko, nabial organiczne – choc czasami leciutko, leciutko oszukuje jak nikt nie widzi.
Nie wysmiewam sie z tego, ani nie zartuje. Jej autentyczna i gleboko przezywana troska o dobro wszystkichg stworzen, wzbudza moj ogromny szacunek. I to pod wpywem i presja ludzi takich jak E. Unia zaczela zwracac coraz wieksza uwage na to metody hodowli i transportu zwierzat i wprowadzila odpowiednie ustawy, zas wielkie sieci spozywcze znaczaco zwiekszyly wybor produktow organicznych na swoich polkach.
Jestem za to wdzieczna wegetarianom. choc sama nie bylabym w stanie zrezygnowac z np wedzonych mies.
Kiedy trzy lata kupilam w Polsce cudownie wyprawiona skore krowia do swej sypialni na podloge (potrzebowalam czegos stonowanego kolorystycznie i asymetrycznego) E. byla gleboko zgorszona i nigdy jej noga nie dotknela tej krowy.
Droga Pyro !
Wyslalem dzisiaj pieniadze pod haslem Gotuj sie / Pan Lulek na nazwisko Anna Kodyniak. Wysylanie bylo nie lada wyczynem i moj bank nie jest pewien czy pieniadze wyladuja na wlasciwym koncie. Podanego banku nie mozna bylo wywolac na komputerze poniewaz nie padalas numeru SWIFT oraz IBAN. Brak tych danych zwiazany jest z koniecznoscia oplacenia dodatkowych kosztow operacji bankowej po mojej stronie i po stronie odbiorcy. W sumie moze to byc do 20 % przelewanej sumy. Suma nie jest wielka 60 EURO ale zawsze. Sprawdz prosze czy: po pierwsze doszly pieniadze po drugie jaka suma. Jako cel wysylki napisalem: Gotuj sie / Pan Lulek. Jesli wszystko w porzadku, prosze o wiadomosc w blogu, jesli nie to podaj do publicznej wiadomosci dla zagranicznych uczestnikow numery IBAN i SWIFT co jest znane kazdemu odzdzialowi baku w Europie. Banki nie chca czasami udzielac takich informacji gdyz wtedy przelew jest bezplatny i oni nie kasuja oplat bankowych. Taka odmowa u nas jest karalna i bank ma wtedy wielkie nieprzyjemnosci. W ostatecznym razie zaplace wszystko na miejscu tylko prosze napisac mi czy moga placic karta bankowa lub kredytowa a jesli gotowka to w jakiej walucie.
Przepraszam za klopoty ale to dotyczy wszystkich ktorzy mieszkaje poza obszarem Polski. Jesli trzeba, moge przyslac faxem dowod wplaty a jesli potrzebny jest oryginal to wysla poczta listem poleconym.
Pan Lulek
Andrzeju, wyobrazasz sobie, jak po podrozy po Skandynawii opowiadalismy niemieckojezycznym znajomym: „a do tego pilismy öl”? Niektorzy pytali, czy bylo az tak zimno?
Heleno, masz racje. Uwazam, ze wszyscy zwolennicy taniej zywnosci powinni zobaczyc najpierw, jak ona powstaje. Moj maz powiedzial, ze nie bedzie jadl swini z „kacetu”, kiedy zobaczyl zamkniete fermy swin w Katalonii, w ktorych szeregi barakow (do trzech pieter!) ze zintegrowanym silosem na pasze „produkuja” setki tysiecy swin nie ogladajacych nigdy golego nieba. Lososie z masowej hodowli nazywa „swiniami morskimi”, ale podobno pod wplywem reportazy w mediach bardzo poprawila sie ekologia hodowli tych ryb w Norwegii.
Wegetarianizm? Pan, który żywił się warzywami i owocami, uważając że najlepiej jak można dba o zdrowie, zapadł na stwardnienie rozsiane, koleżanka na tej diecie nabawiła się manii prześladowczej, siostrzenica – przepukliny. Czy te choroby nie są wynikiem niedoboru białka?, jeśli człowiek z białek jest zbudowany…
Panujący na blogu Gospodarza klimat rozmów, taki do „rany przyłóż”, słuszny nad wyraz, nie powinien być zakłócany, tymczasem mnie znosi…
Przepraszam Państwa za swoje zachowanie. tss
Wiele lat kupowałem produkty do gotowania w sklepiku ” ekologicznym” obok Szkoły Baletowej . Był to jeden z pierwszych sklepow ze „zdrową żywnością ” w Warszawie. Kupując w sklepiku można było spotkać przeróżnych cudaków. Parę razy widziałem matkę z zagłodzonym dzieckiem która rygorystycznie przestrzegała diety wegańskiej. Ciągle opowiadała o lekarzach ,którzy widząc zaawansowaną anemię i niedorozwój fizyczny dziecka nakazywałi jej aby karmiła je normalnie. Nie sposób było wytłumaczyć kobiecie ,że wyrządza dziecku krzywdę pozbawiając białka zwierzęcego które jest w pożywieniu dzieci najważniejsze.
Wiązanie wegetarianizmu ze stwardnieniem rozsianym i manią?
Jestem zdumiona.
tss, ja znam jednego, co jadl mieso i wpadl pod autobus!
Marialka ma racje, a w roslinach jest tez bialko. Goryle nie jedza miesa, a jakie bywaja dorodne. Krowa, kon i inne ssaki tez produkuja bialko z trawy. Czlowiek je wszystko, wiec moze przezyc w wielu warunkach. Sa tezy twierdzace, ze czlowiek dawniej odzywial sie glownie roslinami i padlina (!). Oswojenie zwierzat i rozpoczecie ich hodowli i uprawy roslin uwolnilo go od ciaglej pogoni za jedzeniem i pozwolilo na rozwoj intelektu w strone sztuki, nauki i ulepszania broni w celu walki ze wspolplemiencami.
tss,
Zakłócaj śmiało, ja ci nawet pomogę:
– Pani co to „tylko masełko, broń boże żadnej tam margaryny” zmarła na raka wątroby
– Pan co to w życiu nie jadał nic słodkiego – śledzia i owszem -ogłuchł był na starość
– Młoda dziewczyna przepadająca za bitą śmietaną wpadła pod samochód
Ja zaś położyłem gdzieś okulary i nijak nie mogę znaleźć!
Lepiej już? 😉
Witajcie
A ja myślę, że jedzenie mięsa jest jednym z niewielu przejawów naszego związku z naturą. Przecież w toku ewolucji(te doświadczenia mamy zaprogramowane w mózgu)człowiek głównie polował, by przeżyć. Nogi mamy skonstruowane do pogoni za zwierzem, zęby do zagryzania, ręce do zabijania kamieniami a inteligentny mózg do zakładania pułapek i organizowania obław. Pewnie też z tego powodu nabraliśmy tak bardzo społecznych cech. W związku z powyższym uważam wegetarianizm za sprzeczny z naturą człowieka i pewnego rodzaju dziwactwo. Oczywiście nic mi do tego jak ludzie żyją ale niech no tylko ktoś mi mięska zacznie zabraniać. Bedzie źle!!!
Pozdrawiam serdecznie.
Ja też się bałem poruszając ten temat. Przed paroma laty napisałem spory felieton(na całą stronę Polityki) o wegetarianizmie. Wyłożyłem jasno co popieram a czego nie. Najbardziej zaatakowałem terroryzm antymięsożerny. I obłudę. A w dodatku felieton, jak to felieton rządzi się swoimi prawami. Były w nim żarty i przewrotność. Atak z jakim się spotkałem był przerażający. I trwał bardzo długo. Jeszcze niedawno jedna czytelniczka z Anglii zapowiedziała, że przestaje czytać Politykę, bo w niej pisuje niejaki Adamczewski – mieśoeny wróg wegeterian. I w jego tekstach są zdjęcia np. pieczonego prosiaka. Ale równocześnie temat, który wywołuje emocje rasowego dziennikarza pociąga. No i macie,,,Dyskutujcie…Tylko mnie nie porzucajcie, a flekować? Prosze bardzo!
Tę agresję Panie Piotrze to właśnie odrzywianie tylko roślinkami wywołuje. Pewien mój znajomy doszedł do wniosku, że mu się w życiu nie uklada. Aby oczyścić ciało i duszę zaaplikował sobie posty lecznicze i wpylał tylko lucernę. Nie dość, że śmierdzieć zaczął potwornie bo zaburzył sobie kompletnie przemianę materii to na dokładkę rozwiódł się ze ślubną, zostawił jej piękny dom i zamieszkał w pokoju z widokiem na śmietnik. Teraz tam wegetuje z kobietą jak lustrzane odbicie poprzedniej i stadem jej dzieci z poprzednich związków. Starej żonie płaci sowite alimenty więc stać go już tylko na lucernę. I tak życie w głupocie kołem się toczy – od lucerny się zaczęło i na lucernie skończyło. A mógł jeść mięso!
Pozdrawiam
Odżywianie oczywiście.Znów plamę dałem, ale to dlatego, że wzburzyło mnie wspomnienie tego nieszczęśnika od lucerny.
Wojtku popieram , nie dajmy się stłamsić ideologicznemu oszołomstwu.
Sa okresy w moim życiu ,że nie jadam mięsa ale nigdy nie trwa to zbyt długo. Zdrowy rozsądek na pierwszym miejscu. Ale zwierzątek zawsze żal…
Lekarze ostrzegaja: rozgryzanie viagry moze spowodowac stwardnienie rozsiane! 😉
Misiu 2
Ja też miewam okresy bezmięsne np. postów przestrzegam choć z kościołem większych związków nie mam. Ale bez przesady. Zresztą zgodnie z porami roku dieta mi się zmienia bo przyroda różne smakołyki dojrzałe dostarcza. Jeszcze dwa miesiące temu kiełbasę przegryzałem pomidorem a teraz pomidory przegryzam kiełbaską.
No proszę! Nemo. Wreszcie jakaś wiarygodna nt. stwardnienia teoria.
Wojtek!
Ty zostaw tę lucernę w spokoju. Mój młody bardzo lucernę lubi – zwłaszcza zimą. Do tego stopnia, że już chyba nieodwołalnie na ten wegwtarianizm przeszedł:
http://aszyszkiewicz.data.slu.se/po_lucernie/
A jak sobie jeszcze z koleżką (ten z białą gwiazdką) poliżą soli kamiennej to już żadne befsztyki i dewolaje ich nie interesują.
„Wegetarianizm” miało być – ciągle tych okularów znaleźć nie mogę…
Andrzeju!
Młodego to masz wyżartego!Kolega też niczego sobie – najwyraźniej im lucerna służy. Nie to co mój znajomy, cień człowieka z niego został. A do okularów polecam sznureczek. Odkąd używam problem zniknął.
Pozdrawiam
Odpowiadam Nemo na pytanie, czy mi nie żal ulubieńca mojej mamy. Żal. Ale po wielu latach, kiedy sama byłam w wieku mojej mamy.
Jest takie powiedzenie: kobiety lubią drani.
Myślę, że równym stopniu dotyczy to mężczyzn, którzy niekoniecznie ciche, pracowite i oddane zauważają.
Dobrze jak fascynacja połączy się racjonalnością, tylko czy to możliwe.
Pewnie powinno się trochę dojrzeć do życiowych wyborów. Są jednak dwa niebezpieczeństwa:
– że się będzie zbyt dojrzałym,
– nigdy się nie dojrzeje. 🙂
Pomyślności córce i całej rodzinie życzę.
Chciałabym mieć takie problemy. U mojego syna chyba pierwszy przypadek ma miejsce, ale ciągle mam nadzieję.
E. jest chora na stwardnienie rozsiane. Zachorowala kiedy miala dwadziescia pare lat (kiedy jadala mieso) i dzis jest prawie zupelnie niedolezna. Dwa miesiace temu przestala prowadzic samochod, co jest wielka tragedia, bo ja nie prowadze (astygmatyzm!). Przeczytalysmy wszystko co zostalo kiedykolwiek napisane na temat SM i wskazania dietetyczne sa bardzo wyrazne: duzo zieleni, duzo czerwieni warzywnej i owocowej , duzo niebieskiego (jagody) oraz ryby dla bialka zwierzecego..
Autoimmunologiczna choroba jest spwodowana prawdopodobnie jakims wirusem nabawionym w dziecinstwie, ktory pozostawal w stanie uspienia, az po latatch zaczal niszczyc wlasna tkanke (oslone mielinowa nerwow) jako cialo obce.
To, ze E. prztrwala tyle lat w stanie pozwalajacym jej na w miare normalne funkcjonowanie, przypisuje ona zdrowemu odzywianiu sie i codziennym cwiczeniom jogi (kiedys czterokrotnie w tygodniu chodzila tez na plywalnie).
Rzecz w tym, ze wersja o uspionym wirusie jest najbardziej prawdopodobna teoria etiologii SM. Bardziej wiarygodnych nie znaleziono. A ze jest to zwiazane tez z dieta tez nie ulega watpliwosci dzieki badaniom epidemiologicznym. Odnotrowano np, ze najwiecej MS obserwuje sie w krajach „miesa, smalcu i piwa”, a najrzadziej wystepuje choroba w krajach „ryb, oliwy i wina”. Co wiecej jesli np Wloch przeprowadzi sie do „kraju miesa i piwa” to ma taka sama szanse zapadniecia na stwardnienie rozsiane co rdzenny mieszkaniec tego kraju.
Wiec to zapewne jakies polaczenie czynnikow.
Jednym z objawów wegetarianizmu,są alergiczne reakcje na jakiekolwiek wypowiedzi przeciwko!Często wściekłość i agresja.Może to są jakieś biochemiczne reakcje na białko wyłączne roślinne?
Kompleksy wegetarian w stosunku do mięsożerców przejawiają się w nazewnictwie potraw;kotlety z soczewicy,szaszłyki z pieczarek,schabowe z patisona,itd,itp…Te wszystkie „mięsopodobne” nazwy mają jakby nobilitować potrawy wegetariańskie.
Wojtek z Przytoka ma rację;wszystkiego po trochu,we właściwym czasie i w dobrym towarzystwie!
a.j
Oczywiscie nie wirus niszczy wlasna tkanke, tylko organizm nosiciela. A wirus jedynie uruchamia mechanizm autoimmunologiczny.
bon appétit Nemo, nie poplam ksiazki cassouletem,
Heleno! Bardzo Wam obu z powodu choroby E. współczuję.
Zatem przekomarzania na bok.
A jeśli chodzi o dietę, to w Polsce wśród chorych na SM bardzo popularna stała się dieta Kwaśniewskiego. Dlaczego? Trudno dociec. Podobnie odżywia się mój chorujący na stwardnienie znajomy.
Zastanawiałam się nad tym wielokrotnie. Może dla tych, którzy mają kłopoty z ” techniczną” stroną jedzenia ta dieta jest łatwiejsza? A inni stają się naśladowcami i tak powstaje mit?
Pozdrawiam serdecznie.
I do kuchni uciekam, z dnia wolnego korzystając.
z naczelnych, człowiekowi najbliżej do szympansów. Warto te właśnie szympansy poobserwować – one nie domawiają sobie mrówek, larw, a i małpkę sobie upolują. Dieta mieszana – i mięso i rośliny. Tak nas natura stworzyła. Oczywiście, jeśli ktoś odmawia jedzenia mięsa – to jego sprawa. Ale robienie z tego ideologii przypomina mi jedną z wypraw Ijona Tichego, na planetę, której mieszkańcy siłą próbowali się upodobnić do ryb.
Ech, to temat – rzeka. jest teoria związana z grupami krwi i historią ludzkości – że starsze grupy krwi to więcej mięska, a młodsze to więcej zboża. Może i tak.
Ja tam bez mięsa długo bym nie wytrzymał.
Heleno, w dalszej rodzinie meza jest Wloch, chory na MS. Podobno migranci zmieniajacy miejsce zamieszkania przed 15 rokiem zycia choruja na choroby nowego kraju, a starsi – zabieraja choroby ze starego. Na zachorowalnosc na MS ma tez miec wplyw witamina D, ktora moduluje odpornosc. Najmniej chorych na MS jest w strefach blisko rownika (promieniowanie UV-B syntezujace witamine D w skorze) i w strefie polarnej, gdzie Eskimosi (Inuit) odzywiaja sie bogatymi w wit. D rybami, surowa watroba fok i tluszczem i zadnej zieleniny nie jedza. Wyglada na to, ze w naszej strefie klimatycznej mamy szanse zalapac wszystkie chorobska dla niej typowe, obojetnie co bysmy jedli. Wiec jedzmy, co nam smakuje i co nasze sumienie pozwala nam jesc ze spokojem. I nie zamykajmy oczu na warunki, w jakich nasze jedzenie powstaje.
Z niedoboru białka. Policzono to dokładnie. Idzie o to, że konsumowane białko (nie mniej niż 40 g białka dziennie dla człowieka średniego wzrostu, ale choremu – więcej) ma zabezpieczyć potrzeby organizmu w zakresie regeneracji (u dzieci głównie wzrostu) oraz na budowę enzymów niezbędnych do trawienia węglowodanów – proporcjonalnie do liczby tych węglowodanów. W 100 g pomidorów jest 5 g węglowodanów, a 100 g ryżu – prawie 80 g, więc białka na enzymy odpowiednio więcej. Japończycy do ryżu jedzą dużo ryby…
Białko w roślinach jakoby nie jest podobne do tego z jakiego zbudowany jest człowiek, a do tego, dla przykładu jest go w 100 g:
– białka jaja – 11 g
– sera twarogowego chudego – 21 g
– kurczaka pieczonego – 30 g
– sera edamskiego – 25 g
– agrestu, porzeczek, malin, grapefruita,… – ok 1 g
– pomidorów, kalafiora, szparagów, grzybów świeżych – ok 1 g
– jabłka – 0,3 g (!)
– ryż – 6,7 g
– mąka – 9 g
Człowiek głodny w 2 godziny po posiłku doświadcza najpewniej głodu białkowego…
Białko = życie?
Pozdrawiam pięknie Państwa, tss
Tu już nie moge się oprzeć i nie zacytować Agnieszki Osieckiej:
Życie jest formą
istnienia białka,
ale w kominie
coś czasem załka,
czasem coś liźnie,
czasem coś gwiźnie,
coś się pokaże
w samej bieliźnie, oj dana !
Oj dana, dana,
nie ma szatana,
a świat realny
poznawalny, oj dana!
nascie lat temu, robilismy przyjatko na Sylwestra u znajomych, wiekszosc gosci stanowili Polanscy, wiec stol zastawiony byl w konsekwencji, tu prosiaczek, tam sledzik i inne grzybki w bigosie i bez, impreza juz niezle i sympatycznie rozkrecona, jest fajnie, bedziemy wiec siadac do stolu, a tu nam Chilijka wyciaga kawalek poru i marchewku z wora jeszcze zywe, oglaszajac, ze ona tylko to, a do tego czasu wodke pila jak wszyscy, ugotowala w wodzie bez soli, zajela miejsce przy stole i skutecznie odebrala apetyt biesiadnikom, taki niby niegrozny, a jednak terroryzm, bo oczywiscie nie obylo sie bez wykladu nt.wyzszosci swiat BN nad WN, okazalo sie ze ewentualnie jest w stanie spozyc kure, akurat nie bylo, ale zadnych ssakow to juz nie, zostawilem ja z pytaniem, czy dziobaka by zjadla, pewnie jeszcze mysli,
Panie Lulku – jak dotąd pusto, a o reszcie napisze Panu Pyra młodsza jutro.Nemo, Marialka – jak wiecie n medycyną mam tylko tyle wspólnego, że czasem potrzebuję porady lekarskiej, ale zdarzyła się w mojej rodzinie sytuacja przedziwna dla człowieka racjonalnego, jak np ja. Otóż siostra moją miała dwoje dzieci w wieku do siebie zbliżonym i po 20 latach przerwy trzecią pociechę. Rzecz dotyczy tej starszej dwójki. Dzieci były totalnymi niejadkami do tego stopnia, że kolejno usunięto je z trzech przedszkoli, bo zły przykład dzieciom dawały. Rosły zresztą bez większych kłopotów, uczyły się na mocną trójczynę i może tylko chłopak z tej pary działał trochę, jak p.Fotyga – na zwolnionych obrotach. Dzieczyna była miłą przylepą, wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci – i zaczęły się kłopoty – jakieś fobie, stałe poczucie zagrożenia, ucieczka w sektę, wreszcie samobójstwo popełnione z dziećmi. Nic o tych kłopotach nie wiedziałam, bo durna (ś.p.) Siostrunia ukrywała to z całych sił, a ja mieszkałam daleko od nich. Psychiatra współpracujący z policją stwierdził post factum, że Basia miała schizofrenię i dawno powinna być leczona, a peirwszym jej objawem bywa właśnie przypadek niejadka w dzieciństwie i to powinno skłonić rodzców do wczesnego leczenia. Słowo daję, nie miałam pojęcia, że niechęć do jedzenia może być objawem choroby autodestrukcyjnej. Kłopotów takich nigdy nie miałam. Moje dzieci jadły aż zbyt chętnie.
Wiesz Pyro, z racji hobby kulinarnego niejeden raz rozmyslam o jedzeniu, to truizm. I jeśli chodzi o zupelne skrajności a mianowicie chorobliwą otyłość i anoreksję a więc sprawy istotnie autodestrukcyjne, to jednak z dwojga złego wybrałabym otyłość. Bo przynajmniej w nadmiernym, przeobfitym konsumowaniu tkwi element dostarczenia sobie czegoś- także w aspekcie psychologicznym, metaforycznym. A anoreksja to już czysta negacja. I szybciej zabija.
Dobry gospodarz liczy sie z tym, ze wsrod gosci moga byc ludzie nie jedezacy miesa – zwlaszcza wieprzowiny (wiele religii na to nie pozwala) i przygotowuje cos latwego dla nich.
Domy do ktorych my chodzimy, zawsze maja cos dla E. I ja tez zawsze sie upewniam co kto je. Nie ma to wiele wspolnego z wegetarianskim terroryzmem jak piszesz, wiele natomiast z elementarna kultura i goscinnoscia. Sa ludzie, ktorzy nie jedza krewetek (bo nie lubia) lub orzechow (bo moga umrzec z uczulenia). Kiedy planuje dla gosci, zawsze sie upewniam, jesli zachodza watpliwosci. Mialam nauczke wiele lat temu, kiedy do sosu do pasty sciuty dodalam troche czerwonego wina, zapominajac, ze bedzie osoba, ktorej organizm wina nie trawi. Musialam wzywac pogotowie.
Wczoraj mialam na obiedzie corke mojej warszawskiej przyjaciolki Helenki, o ktorej wiedzialam, ze stara sie przestrzegac nakazow kaszrutu (koszernosci). Musialam zatem pamietac, aby przy miesnym obiedzie nie dawac na deser niczego ze smietanka. I Rutka byla bardzo mi wdzieczna, ze pomyslalam. A puszne ptysie zjadlysmy pare godzin pozniej.
Zresztą inspirowana naszą dzisiejszą blogową dyskusją myślę dziś o wzajemnym wpływaniu na siebie przy stole. O tolerancji, kontrolowaniu zachowań wspólbiesiadników.
Cóż, wśród moich przyjaciół i bliskich kolegów- pełna swoboda. Różnimy się upodobaniami, jesteśmy siebie ciekawi, czujemy się swobodnie.
Stąd nie bardzo rozumiem to co przebija z niektórych wypowiedzi. Dlaczego miałabym się poczuć sterroryzowana odmiennym gustem? Jadamy tak jak lubimy lub potrafimy, bo i sporym ograniczeniem są chociażby słabe umiejętności kulinarne i brak pomysłowości w tym zakresie. Siebie samych nie przekroczymy.
I jeszcze dodam, że od tego myślenia intensywnego i wielkiego pośpiechu dziś, boleśnie się w kuchni oparzyłam. Mam szczęście, że wrzątkiem.
Marialko, wieloletnie statystyki wielkich amerykanskich firm ubezpieczeniowych wykazuja, ze najdluzej zyja ludzie, ktorych BMI oscyluje wokol 30, a wiec ze spora nadwaga! 🙂
Heleno, kiedy zapraszam gosci, to tez pytam, czego nie jedza. Oszczedza to zaklopotania i ewentualnych problemow z nastepstwami zdrowotnymi. Poza tym podnosi gosciom samopoczucie.
Przepraszam, Pyro, że tak abstrahowałam od przykładu, tak osobistego, podanego przez Ciebie ale szukałam czegoś ogólnego, odnoszącego się do jedzenia i autodestrukcji.
Jeśli chodzi o goszczenie ludzi czegokolwiek niejedzących, mam w zwyczaju pytać o restrykcje kulinarne, jakoś łatwiej mi je zapamiętać niż upodobania. A potem, zabawa w twórczość kuchenną!
terroryzm nie polega na odmiennosci, ale na sposobie jej przezywania, patrz, narzucania innym, nie idzie sie do knajpy marokanskiej prosic o schabowego, podziwiam atencje Heleny
Marialko, oparzenia w kuchni zdarzają się bodaj każdemu, a przyjemne nie są. Ja najczęściej oparzam sobie przedramię, grzebiąc w piekarniku. Nie chce się leniwej babie wyciągać z pieca, a potem obnosi czerwoną szramę przez kilka tygodni. A w ogóle masz rację – niech każdy je to, co lubi, albo co mu nie szkodzi. Podobnie jak Helena zawsze upewniam się, czego moi goście na pewno nie jadają. Tego starannie unikam, ale na resztę mojej twórczości są już niestety, skazani. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę – Twoje ziemniaki chili zrobiły u mnie furorę. Okazuje się , że i Alicja i Nemo i Ana robią podobne z modyfikacjami.
A tak w ogóle, to lubię sobie z Wami pogadać. Andrzeja młody wygląda już jak stary, Wojtek przewrotnie staje „w poprzek”, a Miś 2 chce być miły dla wszystkich. Jak to miło, że Gospodarz darzy nas sporą dozą wyrozumiałości.
Dziękuję Pyro! Zauważyłam. Weź proszę poprawkę na to, że dość nieregularnie pisuję, to zależy tylko i wyłacznie od pracy. Cóż za skromność. ” Skazani” na Twoją twórczość. Dobre sobie. Po raz kolejny jestem dziś, czytając bloga, rozbawiona.
Na oparzenia w kuchni fenomenalnie dziala surowe bialko z jajka.
Ale staram sie miec takze przy piecu cudowna tutejsza masc Acriflex na oparzenia (0.25% w/w Chlorhexidine Gluconate).
Ale bialko jest bez pudla. Jesli sie natychmiast posmaruje, to nawet nie ma pozniej zaczerwienienia.
Liczne sa moje oparzenia po wyciaganiu czegos z pieca! Och lliczne, choc mam niejedna rekawice!
Dziękuję za poradę, Heleno. Jeśli znów coś mi sie przydarzy ( ależ skądże, więcej nie zamierzam! ) skorzystam. Wyciąganie z pieca dziś jeszcze przede mną.
Własnie dostałem maila, że wegetariane są łagodni dzieki diecie. Potem parę inwektyw pod moim adresem i wszelkim innym mięsożercom.
W sprawie gości: też zawsze pytam (nowych znajomych) czego nie mogą jeść. A i tak czasem narażam się na kłopoty. Przed laty przyszedł na kolacje w paroosobowym gronie Ryś Kapuściński. Przygotowałem wyjątkowo piękną polędwice. A tymczasem on miesiąc wcześniej przeszedł na wegetarianizm. Za karę, że nie uprzedził jadł tylko sałatę (choć mogłem szybko zrobić coś innego) i popijał Lagavulin (wiecie co to?). Inny kłopot sprawiają członkowie AA i brak świadomości co im wolno a czego nie. Na kolację z Wiktorem Osiatyńskim (mogę to opisać, bo sam czasem o tym pisze i mówi) Basia zrobiła najpyszniejszy tort świata – marcello z gorzkiej czekolady. Ale był nasączony (przed pieczeniem) alkoholem. I diabli wzięli efekt. Ale na szczęście były ciasteczka Babci Eufrozyny.
Ile to gospodarze przeżywają stresów…
Lagavulin, brzmi jak srodek przeczyszczajacy, i pewnie tak dziala w polaczeniu z salata 🙂 Whisky z Dolinki z Mlynem.
Marialko, na oparzenia tylko natychmiastowe chlodzenie, pod biezaca woda (nie lod) co najmniej 20 minut, aby sie nie wytworzyly histaminy. Stosuje po dotknieciu pieca, zelazka, opryskaniu przez goracy tluszcz itp.
No, tak, pod woda biezaca tez!
Jak to pisal przy innej okazji Poeta?
Candy is dandy.
But liquor is quicker!
Znaczy sie, ze bialko szybciej dziala.
Dzień dobry! Co człowiek, to opinia, wygłoszę swoją, jeśli wolno.
Jestem wszystkożerna (no, z okiem barana i niektórymi takimi ciekawostkami przyrodniczymi – gdyby mi śmierć groziła). Mięsa nigdy u mnie nie było przesadnie – powiem, że średnio, a ostatnio coraz mniej. Nie, że dieta, ale mój organizm coraz mniej się domaga mięsa. Nie macie takiego wewnętrznego diabełka, który raz na jakiś czas czegoś się domaga? Ja mam takiego. Jak cicho siedzi, to cicho, a jak się drze o jajka, to gotuję sześć (na pół miękko) i cztery zjadam natychmiast, a dwa pózniej, i chrzanię cholersterol czy co tam. To samo z mięsem – jak się drze, to nie oglądam się na nic, tylko idę i kupuję.
Krótka historia o młodych – pare lat temu wymyślili, że przechodzą na wegatarianizm. Trochę kłopotu, bo to jednak jak goście, to prościej tego kotleta, jakieś b-b-q, wedlinę na stół, ale znów tak często nie bywają, więc… W jakieś dwa lata z okładem po tym, jak się przechrzcili, przyjeżdżaja, pytam, co do jedzenia by chcieli. A ten sos spagetti z mięsem, jaki zawsze robiłaś. Z mięsem?! Przeprosili się z mięsem, jak młody zemdlał ze dwa razy, poszedł do lekarza na gruntowne badania, a lekarz wziął na dodatkowe spytki, widząc wyniki testów. Jaka dieta, od kiedy, tryb życia i tak dalej. Kazał im się puknąć w durne łby – wegetarianizm to nie jedzenie warzyw i sałat bez pojęcia, powiada, trzeba wiedzieć JAK to robić, żeby zastąpić białko zwierzęce roślinnym, żeby dostarczyć żelaza itd. itp. Nie odrobili potrzebnej klasówki, ergo, anemia (przy intensywnym i wyczerpującym trybie życia , studia i praca pełny etat). Odechciało im się pouczyć o wegetarianizmie, przeszli na „normal”, w którym oboje wyrośli. W domu kuchnia raczej chińska, dobrze zbalansowana, po co wydziwiać?
Ekologia , organiczne jedzenie – temat równie śliski, a nawet bardziej. Traktujemy świnie jak świnie, można powiedzieć. To samo z kurami. Jedynie stada bydła rzeznego mają tu mnóstwo przestrzeni do chodzenia i podjadania trawy, ale też ciekawa jestem, co im się dodaje ekstra. Jedno trzeba chyba powiedzieć, że nie da się hodować tak jak drzewiej bywało, bo jest nas za dużo, a i to połowa świata głoduje. Przydałoby się to równo rozłożyć, oj przydało. Organicznie, czyli zdrowo, bez chemii i tak dalej – nawet lody antarktyki noszą ślady chemii i różnych takich. Chcemy ciasto mieć i ciasto zjeść, najnowsze zdobycze techniki, wielkie samochody, cuda świata – i jednocześnie zdrową żywność. Good luck przy takiej zachłanności i żarłocznośći!
A z drugiej strony – żyjemy dłużej, jak nigdy. I to nie dlatego, że co drugi z nas leży w szpitalu na podtrzymaniu życia. Widocznie przestawiamy się do zaistniałych warunków tak szybko, jak szczury 🙂
Tak, tak, Nemo, wiem o wodzie bieżącej. A białko mnie zaintrygowało.
Za porady dziękuję.
Brak wieprzowiny przeniknął do religii z życia, w dawnych czasach i w ciepłych rejonach tej planety. Świnka rozkłada się bowiem parokrotnie szybciej na czynniki pierwsze niż baranek krówka czy inna kózka. Gdyby mieli lodóweczki grillowali by i blondyneczki.
To wiara w zdrowe żywienie nie pozwalała na trzymanie świń.
Żadne jedzenie nie będzie zdrowe jak organizm nie dostanie odpowiedniej ilości płynów.
Żeglarze zabierali dawniej na wyprawy znacznie więcej wina niż wody. Nie sadzę by chodziło im o bujanie po jego spożyciu, bo to zapewniały im fale. Wino z racji ze jest po fermentacji nie psuło się, a lodóweczek było brak.
Jeszcze łyka wody i spływam na wodę.
@Slawek
Po dziobaku to chyba wypada walnąć lufę by spłynęło dobrze ? tak słyszałem w towarzystwie polanek.
Na oparzenia polecam Topsym Salbe ? jedyna wada nie pomaga na mój sparzony jęzor.
O rany, Nemo wie wszystko. Nawet wie gdzie pedzą w Szkocji mało znane u nas whisky. Pachnie toto torfem, bo z torfowej wody, trochę dziegciem, a ja to lubię. Ma też tę zaletę, że goście odmawiaja i wolą Wędrowniczka. A wadę – ta cena. Ale obecną flaszencję przywiozłem z Edynburga. Tam taniej. I dziś ją siorbnie prawdziwy artysta, scenograf 100 filmów (Hasa, Wajdy, Majewskiego, Hofmana) Andrzej Haliński. A przyjaźnię się z nim (bez oglądania się na koszty i dietę) już ponad 40 lat. Niech więc pije i je na zdrowie.
Tak, Gospodarzu, Nemo wie wszystko i jeszcze wiecej 🙂 I maz Nemo mowi, ze jakby to bylo sredniowiecze, to by Nemo juz dawno spalili na stosie 🙁 bo wykrakuje rozne rzeczy…
Andrzeju Szyszkiewiczu,
ten wiersz Osieckiej, a piosenkę Skaldów, trzeba by podsunąć wiadomo, komu. Szatan jest ostatnio pilnie poszukiwany, czytałm w przekaziorach.. 🙂
Nemo,
mamy się bać? I hej, Salem istnieje, średniowiecze tu i ówdzie też, więc może Ty się bój 🙂
Arkadius,
tu się nie je wieprza (brudne zwierzę), gdzie indziej krowy (święta przecież), ja nie dam się namówić na baranie oko. A jednak się kręci!
Arku, pozwole sie nie zgodzic z tym co piszesz jesli chodzi przynajmniej o judaizm. Wiem ze wersja o szybkim psuciu sie w upale jest popularna nie tylko wsrod wiekszosci chrzescijannie znajacych sie na judaizmie, ale takze i wsrod niektorych Zydow. Nie jest to jednak prawda, poniewaz kura i ryby psuja sie w upale tak samo szybko, I nikt nie potrzebuje NAKAZOW RELIGIJNYCH aby sie ustrzec przed botulizmem czy salmoneloza. Glowne reguly dotyczace koszernosci wychodza z przeslanki, ze ‚jedzenie miesa jest moralnym kompromisem’, albowiem jest roznica pomiedzy zjedzeniem kotleta a zjedzeniem salatki. Na kotleta trzeba kogos zabic. I jesli zatracimy poczucie, ze nie jest wszystko jedno czy zabijemy zywe stworzenie czy zjemy miske ryzu, zatracimy czesc naszego czlowieczenstwa.
W judaizmie, choc nie jestem wybitnym rabinem, jest nieslychanie wazne aby czynnosci zwyczajne, jak jedzenie, uswiecac.
Zacvytuje Ci mojego ulubionego rabina:
There is nothing intrinsically wicked about eating pork or lobster, and there is nothing intrinsically moral about eating cheese or chicken instead. But what the Jewish way of life does by imposing rules on our eating, sleeping and working habits, is to take the most common and mundane activities and invest them with deeper meening, turning every one of them into an occasion of obeying (or disobeying) God.
I dalej powiada, ze kiedy nie-zyd wchodzi do McDonalda i zamawia cheesburgera, to ten nie-zyd po prostu wpadl na szybki lunch. Ale kiedy robi to samo Zyd, jest to wyznanie (i wyzwanie!) teologiczne.Deklaruje tym samym, ze nie uznaje praw, ktore mu Bog narzucil, ktore go jako spolecznosc obowiazuja.
Gdyby placono mi zlotowke za kazdym razem, kiedy tlumacze to moim przyjaciolom-chgrzesciajanom i jeszcze dodatkowo jeden grosik za kazdym razem, kiedy objasniam ze oko za oko nie jest wezwaniem do zemsty, lecz ostrzezeniem, zeby kara nie przekraczala wagi przewinienia ( a wiec nie bylo tak, ze glowa za oko, i reka za zab) – otoz gdyby mi za kazdym razem placono po zlotowce i grosiku za te tlumaczenia, bylabym dzis na Bahamach, a sluzebni robili by mi nieustannie pina colade, czy co oni tam na Bahamach pija.
Wszystkie trzy monoteistycne religie mają swoje dziwactwa i tylko szczerą i głęboką wiarą ich wyznawców można tłumaczyć wszelkie próby racjonalizacji mitu, a nawet i eschatologii. Jeżeli są ludzie, grupy, ba, całe narody, którym się z tym lepiej żyje – to proszę bardzo Sum sum corda.Heleno – nie zarobisz ani pensa na Twoich tłumaczeniach, bo ludzie mają zakodowane odnoszenie wszelkich nowych wieści do swoich starych doświadczeń, więc sama rozumiesz…Bardzo, no, po prostu ogromnie spodobało mi się powiedzenie p. Piotra o pioelęgnowaniu starej pryjaźni bez oglądania ię na koszty.
I wiecie co? Ja bym się jednak zgodziła z tezą
„Oj, dana, dana, dana, dana
nie ma szatana”.
Bywają wyjątkowo wredni homo sapiens, bywają nieszczęśliwe zbiegi okolicności, ale nie chce mi się wierzyć w upiornie pracowitego upadłego anioła.
Heleno
Wielkie dzięki za Dobre słowo . Jestem twoim dłużnikiem .
W zakresie pina colady 🙂
Drodzy B-cze,
W Chronicle of Higher Education przeczytalam kedys atrykul, ze coraz wiecej medycznych teorii wiaze MS, schizofrenie, Alzheimer oraz artretyzm reumatyczny z jakims wirusowym zakazeniem. Ten wirus wydaje sie byc „wyzwolony” przez jakies hormonalne przmiany jak dojrzewanie czy starzenie.
Niektorzy mysla, ze to moga byc wirusy odzwierzece, jak np przy toxyplazmozie…
Mam nadzieje, ze leczenie przyczyn a nie objawow jest blisko.
Przyznam tez , ze chociaz jem mieso i uwazam gdzie moje produkty spozywcze kupuje to mysle, ze jemy tego miesa za duzo.
Zrobilo sie powszechne i tanie, jak zreszta jedzenie w ogole…
To dobrze ze ludzie nie sa juz glodni i rzadko umieraja z glodu jak jeszcze nie tak wiele lat temu…
Gdzies tam gleboko w sercu mysle jednak, i sama nie lubie tej mysli, ze moze z wegetarianizmem bedzie jak z paleniem papierosow. Nie bylo o co walczyc, generalnie jest to niezdrowe i trzeba to bedzie odstawic.
Dodam , ze palilam przez prawie 25 lat, chwala Bogu wino jest zdrowe.
a.
Panie Piotrze,
Pisze Pan, ze „goscie odmawiaja i wola Wedrowniczka” (niz whisky, G.O.). Przecie Wedrowniczek to Johny Walker, tez whisky, whisky 6×9.
Moze byc czerwony, jakoz fioletowy (etykieta), znacznie drozszy. To od czego „wola” ? Albo ja jestem glupi, albo u Pana cos nie wyszlo. Inna odmiana jest burbon, n.p. Jim Bean paskudztwo, ale ma wielu zwolennikow. Skoro lubi Pan whisky, spytam skromnie czy probowal Pan „Balantine” ? A Chevas, dwunastoletni ? Wogole wydaje mi sie, ze whisky jest jakas taka nijaka; dobra na posaczenie po kropelce z lodu przed obiadem, ale to „ni pies ni wydra”. Nie przepali, rozgrzeje jak n.p. mocna Passover Slivovitz (jak sie to pisze ?), czy polska wodka, nie wezmie jedzonka pod raczke do smaku i przerobki, jak dobre winko, nie „poszmera delikatnie” a smakowicie, jak moj koktail z ginu i Campari, nie rozbawi smakowo jak jakas nalewka czy Zubrowka, czy tecquila, czy pieprzowka, czy chocby sam ogon, ten „scotch” jest po prostu niewyrazny. Pije przez snobizm; bo jak inni przed obiadem biora to i ja. Przez snobizm.
To jak z tym „wola Wedrowniczka”, wola niz…? Ale sie przyczepilem ! Przepraszam.
Heleno, to „kosher” ma rozne rodowody, prawie wszystkie sprzed kilku tysiecy lat. I Torah i Koran (i wiele innych) to o tym jak zyc, zeby bylo przyzwoicie i bezpiecznie. Od kuchni do malzenskiej alkowy. W jedzeniu zalecaja nic innego tylko rozsadna diete, odzywczy zestaw, unikanie problemow – wszystko co gastrolog by ci powiedzial. A wypracowane toto przez tysiace lat doswiadczen, sprawdza sie w 99%. Ale – rozne sa tez szkoly tego koszer. Nawet ten sam rabbi co rok tlumaczy troche inaczej. Ale -dowcip ma tylko jeden i co rok go powtarza. Swinka mozna sie szybko zatruc (jak sie ta bakteria nazywa ?), jesli postoi. Nie mieli lodoweczek, ale wiedzieli. Podobnie nie mieszanie roznych mies i tluszczow. Religia bez przyziemnej podporki bylaby slabsza, a zakaz obzarstwa, czy inne restrykcje stolowe, nie bylyby skuteczne bez oprawienia w ramki teologiczne. A wegeterianizm to rozwiniecie ponad miare jednego rozdzialu tylko. Jesli unika sie miecha w miare (n.p. posty) albo robi sie czysta diete (n.p. ramadan) to z pozytkiem dla zdrowia i wszyscy zdrowi ! Plus poczucie, ze sie do czegos nalezy, „czlowiek jest O.K. jesli wierzy w cos co przetrwa dluzej niz on”, ze stoi za nim ideologia, system, cos niepodwazalnego i trwalego. Religie tez wyznajemy ze strachu, dzieci kochamy ze strachu (sumienie), biednym pomagamy ze strachu(znow sumienie plus poczucie wlasnej dobroci). Kreci ten czlowiek na siebie bicz za biczem. Bo jak uczy judaism: Dobro i zlo to jednosc. Nawiasem mowiac, podstawowa roznica wobec religii chrzescijanskich: unika sie koszmarnego i nieustannego „dwelling” to dobre a to – nie. Jestem praktyczny i jem jak Alicja: raz to, raz tamto, na co mam ochote. I od kilkudziesieciu lat mam te sama wage, w szpitalu bylem raz jeden, jeden dzien, na totalnych badaniach wszystkiego, bo wybuchl skandal, ze nie mam stalego „family doctor”. Teraz juz mam, ale unikam go jak ognia. Zapedzil nas dzisiejszy blog w temat, ktorego nalezy nie uznawac. Bo sie zamienimy w stado skrzypliwych ramoli (poza kilkoma wyjatkami) co ani innych nie bawi, ani nas.
Klaniam sie koszernie: Jedz smacznie !
Wszelkie religie w tym i żydowską uważam za swoiste ideologie i nie odnoszę się do nich.
Sztuki jak kura czy ryba zabijano lub łowiono w celu przeżycia /popatrz na te dwie
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=R06_co_to_jest_i_jak_to_zjesc.jpg/
nie zdarzą się popsuć bo każdy z nas jest w stanie spałaszować je bez obalania flaszki. Świnki nie da się wrąbać nawet z flaszka tak szybko, zdąży się popsuć.
Naturalnie ze jest to kompromis bowiem trudno byłoby wymienione stworzenia zjadać żywcem. Mam nadzieje ze czasy zabijanie kogoś na kotleta minęły bezpowrotnie po wyczynach Jasia Bokassy. Zabijanie dla jedzenia to kolejny dowód na teorie Darwina, nie wszystkie gatunki małp to wegetarianie. I jeżeli to robimy tylko w tym celu to zwycięża jak na razie dobro. W przeciwnym razie nie byłoby już naszego gatunku na tej planecie.
Zrobiłem sobie przerwę w drylowaniu wiśni . Po przerobieniu połowy wiadra wyglądam jak postać z filmu Kil Bill. Wolę dłubać niż słuchać postękiwania naszego najjaśniejszego LK.
Czeka mnie sporo pracy przez najbliższe dni bo wiśnie wyjątkowo obrodziły . Ambitny plan 6 kg co wieczór. Idę dalej drylować bo pozostała połowa wiadra czeka 🙂
Pozdrawiam dobrze odżywionego Okonia…
Misiu, Misiu – to co, dzis na pinakoladzie sie skonczy ? Widzialem to mleczno-sine o smaku bez definicji wiele lat temu, kiedy moj bawolek sobie zamawial i nie dopusc Boze ! Nie bede. Jak Twoje okna, drzwi i reszta, skonczyles ? Pochwal sie, wyslij nam jakies zdjecia. Tak mnie dobiles tym klimatem Ostroleki, ze do dzis nie mam slow. Czy jestes blisko Doliny Raspudy ? Tam miliony ida, a tu 60 tysiecy ludzi wdycha aromaty jak z blogu politycznego ? Bardzo Ci wspolczuje i szlag mnie trafia na takie obrazki z Polski. Jednego pokolenia malo, zeby to popapranstwo wyprostowac ?
Oczywiście, że piłem (i pijam czasem) chivas regal, i Walkera z granatową nalepką, i Balantines tyż.Mam w szafce także Danielsa i inne bourbony. Ale w Polsce najpopularniejszy jest pospolity wędrowniczek czerwony. A kudy mu do lagawulina. I o to szło. Ale wszelkie whisky dla mnie to jedna szklaneczka podczas wstępnej pogwarki. Do prawdziwej rozmowy przy kolacji musi być wino. Dziś np. przyjechałem niespodziewanie na wieś do Basi, bo jej urodziny. I przywiozłem wspaniałe chianti z Castello di Querceto Riserva 2003. Co znaczy, że leżakowało 3 lata w beczce i wreszcie je rozlano do butelek i dziś je wypiliśmy. A przyjaciele czyli Ania i Andrzej Halińscy sączyli omawiany wcześniej lagavulin. Tak to bywa z tymi, którzy 10 lat mieszkali za oceanem ( w tym i w Toronto, bo Ania wykładała biologię w USA w Cornel, a potem w Toronto w jakiejś innej renomowanej uczelni, ale na szczęście dla mnie wrócili).
Resztę tych ważkich spraw omówimy później. Może nawet w Kórniku, jeśli Pan Lulek dopuści nas do głosu.
Okoniu,
a bo Gospodarz wspominał o tych mało znanych i drogich wiskaczach, pachnących torfem itd… a nie o popularnym Wędrowniczku czy Ballantines.
A mnie się dzisiejsza dyskusja podobała, nawet jedna z lepszych moim zdaniem (dużo ciekawych głosów), choć temat był śliski – w rzeczy samej zgadzamy się, że żeby żyć, trzeba jeść, jedni trawę, inni zwierza, jeszcze inni to i to.
I Gospodarzowi nie było za co doflekować 🙁
@Alicja
ja zwierzaczek sie znudzi to tu instrukcja pod 09apr
http://bigbert.vfs.com/~dd08bart/wordpress/?m=200704
O tak!
Mnie też dzisiejsza dyskusja sprawiła przyjemność, tyleż życia i wigoru! Twórczy spór. Zastanawiam się też jakiż inny temat kulinarny miałby ten potencjał…
Panie Piotrze! Rzecz jasna, że w Kórniku do głosu dopuszczać się będziemy.
Wszystkiego najlepszego dla Pani Barbary! Dużo zdrowia i radości. Odwagi. I wielu twórczych inspiracji. Jestem Jej serdecznie i osobiście wdzięczna za świetne książki, które pisze.
Moj bl.p. Ojciec tez wykladal w Cornell – jako visiting professor. Ale wykladow nie lubil, uwazajac to za strate czasu, ktory wolal przeznaczac na badania.
Nigdy nie pilam tego fioletowego Johnny Walkera. Kiedys na lotnisku tryzmalam nutelke w dloni, ale zadrzala mi reka – 78 funtow szterlingow. Moj ulubiony jest czarny.Czasem strzele sobie butelke – jesli Renata przyjezdza. Nie dajemy gosciom, same wypijamy.Podobnie z czerwinym kawiorem, choc tym razem nakarmilam tez Rutke, bo kazalam przyjsc na sniadanie (w hotelu, gdzie sie zatrzymala sluzbowo dawali tylko jajka na bekonie!) . W moim sklepie rosyjskim solidna puszka czerwonego kawioru 300 g kosztuje … 10 funtow (56 zl). C`est donne! jak mowi Nicole. Albo jakos tak. Nie znam francuskiego.
Skończyłem drylowanie .Na oko 8 kilo w półtorej godziny.
szybko poszło bez narzędzia jakim jest drylownica , ale wolę palcyma bo czuję które nie nadaja sie na dżem. Teraz tylko zagotować i do słoiczków.
Potrzebuję dobry przepis na nalewkę lub wiśniówkę .
Okoniu
Produkcja cellozy daję zajęcie paru tysiącom ludzi W Stora Eso i okolicznym właścicielom lasów , ale nie da się uniknąć smrodu podczas ługowania drewna. Teraz znacznie się poprawiło . Problemem dla połowy miasta jest przestarzała oczyszczalnia z której wylatuja wszystkie smrody. Ale rozpoczęła się modernizacja za pieniądze Uni. Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić 🙂
Panie Piotrze,
Dziekuje za poprawki mojej pisowni. Pelna zgoda – whisky, po kropelce przed jedzeniem.
Zona Panskiego przyjaciela pracowala w szkole slynnej z najlepszego zarcia w calym USA. Piekne miejsce. Jezdzilem wizytowac, kiedy wybieralismy szkole dla syna. Cale miasteczko Itaca liczy mniej niz Cornel. W rolnictwie i hodowli slyna wszedzie. Moze stad ta apetyczna kuchnia ? Mialem zaszczyt zobaczyc tam s.p. prof.Sagan; uczyl, tlumaczyl w TV nieukom, jak ja, co to jest astronomia, a jego twarz przypominala bardzo Daniela Passenta. Niestety, nie zdazylem sie dowiedziec jakie mial gusta kulinarne. Szkola siedzi na gorze, nad malenkim miasteczkiem, gdzie sa wylacznie studenci, studenci, studenci i wszystko wokol nich sie kreci. Poziom bardzo wysoki, ale latorosl ciagnelo do MIT. Za to dojechac do nich po tych kretych drozkach to koszmar.
O wazkich rozmowach w Korniku moge sobie tylko pomarzyc ( jakze cenna jest Pana sugestia…). Nie umiem ruszyc sie z miejsca.
Po calym zyciu hoteli, samolotow, nowych twarzy, i liczenia, liczenia, liczenia siedze w tych krzakach szczesliwy od nierobstwa i zadna sila mnie nie ruszy. Czy jeden dzien w Korniku to nie za malo ? Nawet jednego zbiorowego i odkrywczego dania nie zdazycie wspolnie wysmazyc. A posiedziec wieczorkiem na przyzbie, pogadac, poprobowac z tych Misiowych sloikow, do rana, do pierwszych ptaszkow, a potem walac sie do obiadku, a potem obiadek leniwy i wolniutki, moze to a moze tamto, a wysluchac sagi z Pyrologii ? A Pan Lulek ? A inni ? Napewno kazdy ma cos waznego do Pana. Jeden dzien to stanowczo za malo. Wlasna rodzine opedzic w jeden dzien ? Toz to skandal, Maestro ! A ja sobie tu posiedze i bede myslal o wszystkich z wdziecznoscia za kawalek tego, z czego wyroslem.
Zarezerwowane są dwa dni czyli o 100 proc. więcej. Wystarczy by popatrzeć Pyrze w oczy. I Pyra oceni ile kto wart. A wesprze ją – mam nadziję, bo ma blisko – Wojtek z Przytoka.
Misiu, na Boga, to Ty naleweczke z paluchow bedziesz robil ? A mowil, ze wegeterianin… Klamczuch w dodatku… Do jutra bedziesz mial napewno kilka receptur na ten trunek, ten blog Cie nie zawiedzie. Dzieki za dobre wiesci o poprawie w Celulozie. Odeszlo mi. Pozdrowienia.
Skończyłem robić dżem wyszło 7 litrów, cały garnek aż się przelewało. Słoiczki dojrzewają pod kocykiem, smakowo bardzo dobre. Koleżanka pewnie by się zdenerwowała bo za dużo cukru. Na sześc kilo wydrylowanych wiśni daję dwa kilo cukru. Według mnie w sam raz. Nigdy nie pryskam drzewek. Czysta natura.
Miś 2.
Mogę pogratulować zapasu?
tss
G.Okon.
Głos mi odebrało…
Mogę się w Pana imieniu pokłonić jeziorom w okolicach Pisza?
Pakuję się.
tss
rzeczywiscie Pan Piotr ruszyl delikatny temat, sie je, sie nie je, bo to, bo tamto, historia jest na tyle bogata, ze na wszystkie wersje starczy przykladow i uzasadnien, dietetycznych, mitologicznych, religijnych i co kto chce, tylko, co z tego?, przeciez, to i tak kwestia indywidualna i kazdy robi z tym, co ma ochote, swinka zostala napietnowana, przez wiekszosc z grubsza krajow srodziemnomorskich, jako zwierze nieczyste i do tej pory maja klopot, zeby te nieczystosc wyjasnic, nawet sie nie staraja, weszlo w zwyczaj i zostalo, teraz nawet nikt nie zastanawia sie dlaczego, sie nie je i juz, zapodac zabke, czy slimaczka na weselu w Polandlandzie, pewnie tez wielu zatrworzy, ze nie wspomne o smierdzacych serach, itp, itd,
czujnie jest po prostu sie wywiedziec, jak niektore blogowiczki, czego goscie nie lykaja i sie dostosowac w konsekwencji, bo w koncu jesli Ghandi wyjdzie na ganek czekajac na koniec posilku, to malo sympatyczne dla gospodarza,
ja tam jestem z tych, Cyganow, co dla towarzystwa sie obwieszaja, probuje wszystkiego, dla radosci zapraszajacych, jak nie pasuje, to wpuszczam dyskretnie w paprotke,
Lagovulin tez znam, torfowo- jodowy, czasami z nuta wedzonej ryby,
Jas Wedrowniczek, jednak zdecydowanie z czarna etykieta, choc i tak wole Jacka Danielsa
ale naplotlem
Misiu przywlecz sloiczek z wisniami pod Poznan, plz
Okoniu, nie wiedzialem, ze o morskiej jednostce mowa, Putin farciarz, jednoczesnie parasolny pokerzysta, niech mu tam,
Nemo, robilem trzykrotne podejscie mailowe, wszystkie wrocily, juz mnie nie lubisz?:)
uklony dla Wszystkich
Slawku, jakze bym Cie mogla nie lubic? Tez sle emalie (nawet z obrazkami!), ale chyba w czarnej dziurze laduja, bo nie wracaja, a odzewu brak 🙁 Wez Ty sprawdz, czy dobrze adres napisales, bo raz doszlo. A moze moje sa u Ciebie w smieciach? Albo poszly do kogo innego? A ten ktos po polsku ani w zab!
Najlepszy jest niebieski John,drogi ale warty grzechu,$160 za butelke 3/4
litra.Ja osobiscie lubie single malt ze Szkocji.
Ale gusta sa rozne podobnie jak pojmowanie piekna.
Slaweczku, a Ty myslales, ze stary nafciarz, byly ambasador w Chinach, dyrektor CIA, wiceprezydent, byly prezydent, ojciec dwoch gubernatorow (w tym Texas), ojciec prezydenta siedzi nad gminnym stawem i plywa na balii ? To jest rezydencja na plazy, nad Atlantykiem, w Kennenbankport, w Main, z flota roznych przeznaczen i ochrona, ze na Bialy Dom by starczylo. Nilowy okon nawet z wiza by sie tam nie dostal. Poza tym, Fidelowi Castro, dawno temu, ciupciaki pod woda do blystki przywiazywali na Mazurach, to kto wie jak to z tym 40 calowym u Putina bylo… A Chruszczowowi jelenie. Za jedna noge do jednego drzewa. Potem strzelal…O swintuchach bylo, to Ci dopowiem, ze swinie i krowy w PGRach, przed wizyta Gierka, maslem smarowali, a nie rzadko podmalowali. Zeby byl szczesliwy, swintuch.
TSS, albo Tess, pamietasz film „Working girl” o karierze sekretarki w N.Y. dzieki Harrrisonowi Fordowi ? Jej bylo Tess wlasnie.
Nie rozumiem co z tym glosem i co do tego ma Puszcza Piska ? A sniadanek Wam zycze, jak w Przedwiosniu, z Maciejuniem, kawka z kozuszkiem, meseleczkiem, czy ktos to jeszcze pamieta ?
No pewnie, że śniadanko z Przedwiośnia pamiętam i te konfitury czereśniowe paniczom zachwalane.
Misiu – toż tydzień temu albo dwa było na blogu przepisów na nalewki od groma, jak nie znajdziesz, to Ci znowu napiszę. Mam pewnie z osiem i na likiery też.
Hm…
Pyro,
Czym się różnią nalewki od likierów?
się zagotowałem. pewnie było to już stwierdzone parę razy, ale jak widac powtórzyć nigdy nie zawadzi;
prosze Pana, minimum przygotowania merytorycznego – wegetarianie a już szczególnie ci „etyczni” ryb i owoców morza nie jedzą z wyjątkiem temu zbliżonych „głodnych kawałków”, zdjęcia z wikipedii Pan kopiuje więc i można by się pofatygować na hasło wegetarianizm, miło paru głupot żadnych ryb i „owoców morza” tak nie ma. odrazu pocieszę też że po paru latach nie sporzywania zwierząt myśl o zjedzeniu miski wypełnionej zakrwawionymi zwłokami bynajmniej nie śline przytacza do ust. jeśli chodzi o odzierz z niechlubnymi wyjątkami nie nosimy skurzanych pasków i butów (chociaż często trudno takie dostać)
Jak zwykle kiedy pada słowo wegetarianizm zaczyna się emocjonująca dyskusja kto jest a kto nie jest. Osobiście nie jadam mięsa od paru lat, żeby ułatwić życie sobie i innym nie używam słowa wegetarianin, chwilę określałem się jako jarosz ale ryb też nie jadam. Dla tego mówię „nie jem mięsa” i jest spokój.
Z tym nie jedzeniem jest jedna sprawa zawsze pada pytanie „to co Ty jadasz?” i tak do znudzenia. Dlatego stworzyłem stronę jak w opisie, dotycząca o można zjeść.
Mam nadzieje, że nikt mnie nie oskarży o herezję ale gotowanie to moje hobby także proszę podejść do tego z humorem, wszystko co jest tam umieszczone jest potrochu eksperymentem, reasumując mi smakowało 😉
Pozdrawiam