Panie Piotrze
W końcu można Pana zobaczyć i usłyszeć . Słucham regularnie w Tok fm . Miła niespodzianka . Krok do własnego kanału TV o tematyce kulinarnej. Tak trzymać !!!!!
Film obejrzałem do końca . Świetny początek i czekamy niecierpliwie na następne programy. Zaletą przekazu video jest to że można pokazać jak się to robi . Czasem drobne sprawy a tu kawa na stół 🙂 . Dzięki karcie satelitarnej w komputerze często nagrywam programy kulinarne na płyty DVD. Już sobie wyobrażam płytę DVD dołączoną do Pana ksiązek …
Podobnie, jak Małżonka Pana Redaktora – wolę zajmować się sałatkami, sosami do nich czy deserami, niż mięsiwem. Kto wie, może to nawet jakiś kobiecy atawizm 😉 Ale wymyślanie ‚sposobu obróbki’ pięknej sztuki mięsa może być przyjemnością – zwłaszcza, jeśli otoczenie docenia efekty 🙂
Niestety, wok mam wciąż bylejaki (choć spełnia swą funkcję – i to często).
Tak, przywożenie ze świata pięknych i pożytecznych przedmiotów do kuchni to coś, co dodatkowo uprzyjemnia potem chwile tam spędzone. Codziennie spędzamy dostatecznie dużo czasu na przyrządzaniu posiłków, itd., by chcieć mieć wtedy do czynienia z ‚funkcjonalną estetyką’ jak najwyższej próby.
P.S. Pyro, kliknąć w środek (w strzałeczkę; wyskoczy ‚loading’ a potem filmik się zacznie)
Wacławo z G. – Dziewczę drogie. My po prostu kibicujemy Barbarze Adamczewskiej w kuchni, biurku i w małżeństwie z p. Piotrem. A jako, że zależy nam na doskonałym poczuciu naszego Gospodarza, wszelkie zagrożenia staramy się wypalić żywym ogniem do gołej skały. Howgh.
Dzięki za komplementy. Już są gotowe 4 kolejne filmiki z konkretnymi przepisami i wędrówkami po sklepach. Bardzo mnie bawi taki rodzaj działalności dziennikarskiej i cieszy, że znajduje odbiorców.
Droga Wacławo, nie przejmuj się okrzykami zaprzyjaźnionych blogowiczów. To są uroczy ludzie. Zresztą sama zobaczysz gdy tu trochę pobędziesz. Są chętni do porad i konkretneju pomocy. Nie tylko w kwestiach gotowania. A oświadczyny są miłą nagrodą za mój trud. Tyle tylko, że mocno spóźnione. Bez zażenowania muszę wyznać, że po 42 latach nadal kocham Barbarę. A na dodatek – co bardzo ważen – my się też przyjaźnimy. Mam nadzieję, że zrozumiesz i docenisz tę subtelną różnicę. Pozdrawiam wszystkich recenzentów!
Ale ciekawy film Panie Piotrze! Że ja nie przywiozłem z Portugalii Cataplana, teraz żałuję. A chodziłem, krążyłem, wahałem się no i w końcu nie kupiłem.
Widac mamy takie same woki i kuchenke,z ktorej jestem bardzo zadowolona!
Ja lubie bardzo gotowac,szkoda tylko ze efekty nie zawsze sa takie jak byc powinny 🙁 Ale probuje nieustannie………..
Nie wiem, czy porady udzielone wcześnie Pyrze są wystarczające. Czasami, żeby usłyszeć głos trzeba pokręcić gałką przy głośniku. Ja swoje zazwyczaj przykręcam, żeby uniknąć przykrych niespodzianek i zawału serca. Więc to jest pierwsza moja porada. Druga – na ikonce głosnika z prawj strony ekraniku trzeba ustawić dźwięk na maxa. Więcej filozofii już nie ma.
Pozdrawiam 🙂
Oj, jak fajnie!
Ma Pan bardzo praktycznie zorganizowaną malutką kuchnię – moja jest malutka, ale nie tak ustawna, sporo miejsca się marnuje na okno, dwoje drzwi, no i schowek pod schodami. Ale jest, jaka jest – z okna i drzwi na ogródek i las też jest w końcu pożytek, bo można zerknąć na przyrodę.
Wacławo z Giżycka, jak to – co za maniery?! Zamiast wejść, przedstawić się, wierszyk powiedzieć, to Ty z miejsca wzdychasz do naszego Gospodarza! Nie dziw się, że wystąpiliśmy zwarci w obronie 🙂
Witamy na blogu, jak już wdepnęłaś, to nie wyjdziesz, bo ten blog tak ma – wciąga.
P.S. Pyro, właśnie – głośniki. Jak nie włączę głośników u siebie, to nic nie słyszę.
Panie Piotrze,
pomysł z filmikami jest rewelacyjny. Bardzo miło zobaczyć Pana wreszcie na wizji. Chciałam również zwrócić Pana uwagę że jest to chyba jedyny blog kulinarny na którym nie ma agresji. To chyba Pana osoba tak nastraja blogowiczów.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następne filmiki.
oj jak milo zobaczyc na zywo, bardzo cenna inicjatywa, zalotow Panu oszczedze, konkurencja juz i tak spora, Waclawo z Gizycka, nie zrazaj sie, trwaj z nami, to tylko takie sobie czubienie sie miedzy ludzmi, ktorzy sie lubia, dla szczegolu spytam tylko o ten wok zeliwny i tajine o dziwnym ksztalcie, sadzilem, ze wok, to klepany mlotkiem na zimno solidny kawalek zelaza, az do nadania mu wymaganego ksztaltu, w zw. z tym w miare cienki w srodku i solidny po bokach, zrodla podaja, ze kiedys tam daleko, byl duzy klopot z drewnem i trzeba bylo oszczednie nim gospodarzyc pojawila sie wiec koniecznosc posiadania naczynia, ktore pozwoliloby uwarzyc szybko i wszystko, skutecznie na trzech szczapach i tak narodzil sie wok, w kazdym razie tak mi opowiadal znajomy Chinczyk, a tu masz? zeliwo? do konsultacji tajine poprosilem sasiada z naprzeciwka, twierdzi, ze takiego jeszcze nie widzial, a jest z Maroka, to pewnie jakas bardzo lokakna produkcja?
Slawek- nie zrażam się. Jestem wytrwała kobieta i uczciwie dbam o gospodarke. Niech tutejsze kobiety sie nie gniewają i nie wypraszają mnie. Pan Piotr jest tak samo mój jak i wasz! Podzielmy się sprawiedliwie i po równo! A Gospodarza pozdrawiam i Slawka i innych.
Mając w rodzinie Chinkę powiem, że wok, ktory otrzymałam od jej mamy jest z cienkiego dosyć żelaza, całkiem lekki, duży i głęboki. Miałam go najpierw umyć i wręcz wyszorować gorącą wodą, wysmarować oliwą w środku i wstawić do gorącego piekarnika na 15-20 minut, potem zostawić do ostygnięcia, znowu umyć. I powtórzyć tę czynnośc 2 razy jeszcze. Po każdym użyciu (i umyciu) bardzo cienko pociągnąć wacikiem nasączonym oliwą.
Ten wok wyłudziła ode mnie koleżanka, a ja miałam kupić sobie drugi taki – no i nie kupiłam, używam czegoś pociągniętego teflonem. Znowu trzeba się zmobilizować któregoś dnia i kupić.
Burza mnie wygania z ogródka!
Wacławo z Giżycka, chyba się nie pobijemy o Pana Piotra, co?
Pamiętaj, że próżność męska nie zna granic, oni są dużo lepsi w tym od kobiet, to może nie dawajmy Gospodarzowi więcej powodów do puszenia się, niż już ma 🙂
Pyro,
co do Twoich wcześniejszych uwag, oczywiście cennych i celnych, powiem Ci tak – rzadko kiedy idą w parze zdolności czy talent z umiejętnością ich sprzedania.
Potrzebny dobry menago, a manager kosztuje. Ergo, artysta musi zarobić na siebie i na niego w pewnym stopniu. Jestem przypadkiem, który nie posiada tej drugiej umiejętności i gdyby nie wdzięczni klienci, tylko oni by o mnie wiedzieli. A tak – jakoś mnie wypromowali i to działa w mojej skali, w skali tego, co jestem w stanie zrobić „własnemi ręcami”. Prasa i owszem, też była, a nawet książka z moim drobnym udziałem (o kanadyjskich projektantach swetrów etc). Faktem jest, że mogło tego być więcej, tylko dla jednej osoby jest to ogromnie ciężka robota – i w sumie albo dziergam, albo rozdrabniam się na ileś tam innych rzeczy, a to co robię, jest niezmiernie pracochłonne. I tak się obijam od jakiegoś czasu, bo brak mi nowych wyzwań, na przykład jakiegoś konkursu albo czegoś w tym rodzaju. Motywacja to cholernie ważna rzecz.
Jacobsky,
znam te rzeczy, podobne imprezy są w Toronto, i to niejedna, w Ottawie itd.
Toronto, Ottawa i Montreal w zasięgu moim, prawda, ale teraz trzymaj się mocno krzesła, bo Ci powiem, ile kosztuje wpisowe na 1 dzień w Toronto na „One of the kind ” kiermasz. 1100$ za dzień, musisz wykupić stoisko minimum na 3 dni.
Ottawa porównywalnie, podejrzewam, że Montreal też. Zaszalałam dwa razy, zwróciły mi się koszta. Po prostu na takich kiermaszach ludzie kupują rzeczy w miarę tanie, a ja nie mogę tanio sprzedać czegoś, nad czym siedziałam dzień w dzień godzinami miesiąc – półtora.
Dodam, że nie narzekam, tylko chciałabym, żeby wolałabym, zeby ktoś zajmował się całą resztą, a ja tylko robotą. I żeby od czasu do czasu podrzucał mi coś, co rzekomo jest „nie do zrobienia”. To napędza motor!
Arkadius, ja nie Paris Hilton, jestem w wieku raczej poskandalowym, ale za radę dziekuję 🙂
A zresztą… skandale są chyba możliwe w każdym wieku? Rozważę zatem!
I za ogródkowe porady we wcześniejszych wpisach, zaznaczyłam sobie sznureczek od Andrzeja Szyszkiewicza i to, co Pyra napisała zanotowałam w rozumie. Zostawiam to na przyszły rok.
A tymczasem leje….
W Drummondville (tylko 45 drogi od Montrealu, autostrada) organizowany jest co roku festiwal pn. Mondial des Cultures de Drummondville (http://www.mondialdescultures.com). Festiwal to takze targi rekodziela, i nie powiem, zeby sprzedawane tam wyroby byly tanie. Sprzedawane sa tekstylia, rzezba, wyroby uzytkowe, ale wszystko z pracowni artystow – rzemieslnikow. Nie sadze, zeby cena za stoisko byla tam az tak zabojcza.
Byc moze rowniez sklepiki po malych miescinach w Estrie (na wschod od Montrealu). To mily, gorzysty region, pelno drugich siedzib ludzi z Montrealu i z Sherbrooku, a miasteczka takie jak Bolton, Knowlton, Magog slyna z butikow sprzedajacych rekodzielo artystyczne.
Pisze o tym, ze Estrieto rowniez kraina ciekawa kulinarnie, ktora warto zwiedzic przy okazji szukania ewentualnego nabywcy na Twoje knity. Jadac droga 104 od Montrealu w kierunku Knowlton mija sie winnice, wytwornie cidru, serow, lokalnych wedlin i innych wiktualow. Wszedzei mozna sie zatrzymac, podegustowac. Bonus: w Estrie mowi sie na rowni po angielski i po francusku.
Alicja- nie bijmy się! Sprawę należy wyjaśnić pokojowo. Podzielmy tydzień sprawiedliwie na dni parzyste i nieparzyste. Ja bede miała prawo do autora w nieparzyste a pani Alicja w parzyste. Pół na pół równo no chyba że pan Piotr odejmie pani Alicji karnie ileś dni i więc reszta mnie przypadnie.
jest klopot, mam nadzieje, ze Pan Piotr sie nie potnie, na parzyste i inne, tu jest dostepny, mysle, 7na7 dla kazdego i niech tak zostanie, prosze, co tam bedzie komus przypadal? a do tego karnie, tndB
Wacławo z Giżycka,
cwana jeseś, ale niestety, tak nie będzie, że się podzielimy prawem do Gospodarza we dwie (ani ja wcale o to nie walczę!), zobacz tylko, ile tu luda!
I coś mi sie wydaje, że ostatnio panów jakby więcej ? Nawet Misio podwójny się zajeżył na Twoje wejście, że tak od razu oświadczyny 🙂
Mam nadzieję, że nie bierzesz poważnie tych naszych przekomarek. Oczywiście, że witamy serdecznie.
Ach, Jacobsky, właśnie cała rzecz w tym, żeby znalezć kogoś, kto by robił za mnie robotę czarną, czyli sprzedawał. Kiedyś był to Le Plumage w 4 seasons Hotel na Sherbrooke w Montrealu, ale właściciele poszli na emeryturę, a nowi… nie wiem, co z nowymi. Zaglądnęłam jesienią do Mount Tremblant, ale jeszcze poczekam, bo nie widzę dla siebie żadnego boutique’u, tam sie dopiero wszystko rozwija. A poza tym… ja się ostatnio zrobiłam leniwa i nic mi się nie chce. A tu J. mówi, że przecież nic nie muszę. A ja – że ja chcę musieć! Rozumiecie coś z tego?!
Mount Tremblant sie dopiero rozwija ? Oh Boy ! A kiedy tam bylas ostatnio ? Bo teraz z Mt-Tremblant zrobilo sie lokalne St-Moritz, hotel na hotelu, Club-Med i inne tego typu. To prawdziwy kombinat turystyczny dla klienteli o kieszeniach z glebokimi piwnicami…
Jacobsky,
w pazdzierniku ub. roku. Ale ja patrzyłam na to miejsce głównie pod względem miejsc, które byłyby dla mnie przydatne , tego jeszcze mało, głownie sklepy sportowe , narty i te rzeczy. Reszta jest tak, jak powiadasz.
To mi przypomina Whistler. Czy jest piękne? Ja pamiętam to miejsce sprzed 20 lat.
Nie kręci mnie, brak duszy. O, ale ja nie jeżdżę na nartach!
To z pazdziernika właśnie: http://alicja.homelinux.com/news/Mount_Tremblant/
Wspanialy artykul na temat Frutti di Mare i piekne zdjecia. Sama slinka plynie. Sa to jednakze potrawy bardzo niebezpieczne szczegolnie dla kieszeni.
W Wenecji jest slynny Canale Grande nad ktorym rozpina sie most Rialto. Na nabrzezu i pod mostem stoja stoliki gdzie mozna pe bieganinie usiasc szczegolnie wieczorem i napic sie wina. Kiedys po colodziennej wyprawie, w tym na wyspe Murano, siedlismy z Georgetta zmordowani wlasnie w okolicach Rialto. Kelner, malutki z czarnym wasikiem, wygladem przypominajacy djabla z Lancuta zapytal po wlosku co sobie zyczymy. Zebralem do kupy cala moja wloszczyzne i zamowilem wino czerwone. Zaczelismy rozmawiac po niemiecku a ten skubaniec czysta, troche starorzytna niemczyzna zapytal czy jestesmy glodni i czy chcielibysmy cos zjesc. Jak sie okazalo on byl z Tyrolu Poludniowego a pracowal w Wenecji bo tam zawsze jest wielu turystow mowiacych po niemiecku. Georgetta powiedziala, ze owszam cos lekkiego ale potem. Uno momento Signora, to juz po wlosku. Za chwile przyjechal wozkiem, przypchnal go oczywiscie. Wozek to byla wanienka pelna potluczonego lodu. W srodku, chyba spala, wspaniala langusta. Georgetta powiedziala, ze zwierza puscilo do niej oko. Mozliwie. Kelner pokazal languste i skubaniec popatrzal mojej zonie w dekolt. Jakie piekne perly, japonskie powiedzial. Niestety tak. Wlasnie wrocilem z podrozy i na lotnisku w Moskwie kupilem je. Langusta bedzie przygotowana w ciagu kilkunastu minut. Polecam do tego biale wino. Mamy dobre gatunki. Nawet nie pozwolil mi dojsc do slowa. Dopijalismy nasze czerwone i plotkowalismy na temat ubieglego dnia. Wjechal inny wozek tym razem z polmiskiem i langusta z dadatkami. Kelner dwiol sie i troil. Dzielil zwierza na porcje i nakladal na talerze. Wino bylo wspaniale temperowane a na deser malutka czarna jak smola kawa Espresso i o dziwo dla mnie nalesniki ale na zamowienie.
Przyszlo do placenia. Karta kredytowa, napiwek juz pieniedzmi. W hotelu moja slubna byla zachwycona. Rano po sniadaniu zapytala ile nas to kosztowalo. Powiedzialem. Zastanowila sie krotko a potem po prostu powiedziala, ze skracamy urlop o trzy dni. Jak widzicie, Frutti di Mare moga byc niebezpiecznymi potrawami szczegolnie dla kieszeni.
Ten Casanowa jednak wiedzial co nalezy zajadac. Czy ktos wie przynajmniej gdzie On zlozyl swoje kosci, czym zajmowal sie w koncu swojego zycia i jak nazywal sie polski magnat z ktorym pojedynkowal sie w Warszawie.
Nastepnym razem napisze o mojej wczorajszej wyprawie na Wegry a potem o pluskwach i karaluchach.
Też lubię jedną knajpkę wenecką koło targu rybnego. Nazywa się Poste Veccie i działa od 1386 roku. Robią tam risotto ai frutiti di mare, które jest dla mnie – jak narazie – nieosiągalnym wzorcem.
Casanova w ostatnich latach życia był kapusiem Inkwizycji. Wrócił do Wenecji po latach wygnania pod warunkiem, że podpisze lojalkę i będzie donosił na współobywateli. Był bardzo gorliwym tropicielem wszelkich nieprawości obyczajowych. A jemu w tym czasie nawet ostrygi juz nie pomagały.
A w Polsce pojedynkował się z Branickim.
Ja nie mowie, ze Mt-Tremblant jest piekne (osobiscie – nie moj styl i nie moja zasobnosci kieszeni), i ze ma dusze (cokolwiek przez to rozumiec). Ja tylko twierdze, ze ta stacja narciarska sie rozwija.
Aby komentować, zaloguj się na konto portalu Polityka.pl
Komentarze
Panie Piotrze
W końcu można Pana zobaczyć i usłyszeć . Słucham regularnie w Tok fm . Miła niespodzianka . Krok do własnego kanału TV o tematyce kulinarnej. Tak trzymać !!!!!
Szkoda że pan ma żonę. 🙁
Film obejrzałem do końca . Świetny początek i czekamy niecierpliwie na następne programy. Zaletą przekazu video jest to że można pokazać jak się to robi . Czasem drobne sprawy a tu kawa na stół 🙂 . Dzięki karcie satelitarnej w komputerze często nagrywam programy kulinarne na płyty DVD. Już sobie wyobrażam płytę DVD dołączoną do Pana ksiązek …
Panie Piotrze komentarz Wacławy z Giżycka natychmiast usunąć 🙂
Hej, proszę poradzićź analfabetce co ma kliknąć, żeby głos p. Piotra usłyszeć? P. Wacławę w kamasze!
Świetny pomysł!
Podobnie, jak Małżonka Pana Redaktora – wolę zajmować się sałatkami, sosami do nich czy deserami, niż mięsiwem. Kto wie, może to nawet jakiś kobiecy atawizm 😉 Ale wymyślanie ‚sposobu obróbki’ pięknej sztuki mięsa może być przyjemnością – zwłaszcza, jeśli otoczenie docenia efekty 🙂
Niestety, wok mam wciąż bylejaki (choć spełnia swą funkcję – i to często).
Tak, przywożenie ze świata pięknych i pożytecznych przedmiotów do kuchni to coś, co dodatkowo uprzyjemnia potem chwile tam spędzone. Codziennie spędzamy dostatecznie dużo czasu na przyrządzaniu posiłków, itd., by chcieć mieć wtedy do czynienia z ‚funkcjonalną estetyką’ jak najwyższej próby.
P.S. Pyro, kliknąć w środek (w strzałeczkę; wyskoczy ‚loading’ a potem filmik się zacznie)
A cóż to za maniery? Wchodzę do blogu, piszę normalnie co czuję. A napadają na mnie jakieś podwójne misie. Horor w kamaszach!
Wacławo z G. – Dziewczę drogie. My po prostu kibicujemy Barbarze Adamczewskiej w kuchni, biurku i w małżeństwie z p. Piotrem. A jako, że zależy nam na doskonałym poczuciu naszego Gospodarza, wszelkie zagrożenia staramy się wypalić żywym ogniem do gołej skały. Howgh.
Pyro: 😆
… i to jest najlepsza i jedynie słuszna obrona wartości rodzinnych 😉
Dzięki za komplementy. Już są gotowe 4 kolejne filmiki z konkretnymi przepisami i wędrówkami po sklepach. Bardzo mnie bawi taki rodzaj działalności dziennikarskiej i cieszy, że znajduje odbiorców.
Droga Wacławo, nie przejmuj się okrzykami zaprzyjaźnionych blogowiczów. To są uroczy ludzie. Zresztą sama zobaczysz gdy tu trochę pobędziesz. Są chętni do porad i konkretneju pomocy. Nie tylko w kwestiach gotowania. A oświadczyny są miłą nagrodą za mój trud. Tyle tylko, że mocno spóźnione. Bez zażenowania muszę wyznać, że po 42 latach nadal kocham Barbarę. A na dodatek – co bardzo ważen – my się też przyjaźnimy. Mam nadzieję, że zrozumiesz i docenisz tę subtelną różnicę. Pozdrawiam wszystkich recenzentów!
Panie Piotrze dziękuję za wsparcie! Czytam i będę czytała.
Ale ciekawy film Panie Piotrze! Że ja nie przywiozłem z Portugalii Cataplana, teraz żałuję. A chodziłem, krążyłem, wahałem się no i w końcu nie kupiłem.
Panie Piotrze bardzo mily pomysl z tym „widelo” 😀
Widac mamy takie same woki i kuchenke,z ktorej jestem bardzo zadowolona!
Ja lubie bardzo gotowac,szkoda tylko ze efekty nie zawsze sa takie jak byc powinny 🙁 Ale probuje nieustannie………..
Pozdrawiam.
Nie wiem, czy porady udzielone wcześnie Pyrze są wystarczające. Czasami, żeby usłyszeć głos trzeba pokręcić gałką przy głośniku. Ja swoje zazwyczaj przykręcam, żeby uniknąć przykrych niespodzianek i zawału serca. Więc to jest pierwsza moja porada. Druga – na ikonce głosnika z prawj strony ekraniku trzeba ustawić dźwięk na maxa. Więcej filozofii już nie ma.
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję. Pomogło.. U mnie dzisiaj zupa pieczarkowa jako eintopf z młodymi ziemniaczkami. Jak kto ciekawy, mogę dać przepis.
Oj, jak fajnie!
Ma Pan bardzo praktycznie zorganizowaną malutką kuchnię – moja jest malutka, ale nie tak ustawna, sporo miejsca się marnuje na okno, dwoje drzwi, no i schowek pod schodami. Ale jest, jaka jest – z okna i drzwi na ogródek i las też jest w końcu pożytek, bo można zerknąć na przyrodę.
Wacławo z Giżycka, jak to – co za maniery?! Zamiast wejść, przedstawić się, wierszyk powiedzieć, to Ty z miejsca wzdychasz do naszego Gospodarza! Nie dziw się, że wystąpiliśmy zwarci w obronie 🙂
Witamy na blogu, jak już wdepnęłaś, to nie wyjdziesz, bo ten blog tak ma – wciąga.
P.S. Pyro, właśnie – głośniki. Jak nie włączę głośników u siebie, to nic nie słyszę.
Panie Piotrze,
pomysł z filmikami jest rewelacyjny. Bardzo miło zobaczyć Pana wreszcie na wizji. Chciałam również zwrócić Pana uwagę że jest to chyba jedyny blog kulinarny na którym nie ma agresji. To chyba Pana osoba tak nastraja blogowiczów.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następne filmiki.
Alicjo ja nie zdycham. Po prostu skonstatowałam smutny fakt. 🙁
A film rzeczywiśie bardzo dobry, profesjonalny. Leczę na więcej.
wzdycham!!!!!!!!
przepraszam pośpiech
Bardzo fajna odskocznia od tych politycznych sporow 🙂
Pozdrawiam
Kazu78
PS. Alicjo! Przeczytałaś mój (ostatni) wpis pod wczorajszym tematem?
Pyro, poczytałam. Odniosę się potem, bo lecę po wióry drzewne, żeby uzupełnić to i owo w ogródku.
oj jak milo zobaczyc na zywo, bardzo cenna inicjatywa, zalotow Panu oszczedze, konkurencja juz i tak spora, Waclawo z Gizycka, nie zrazaj sie, trwaj z nami, to tylko takie sobie czubienie sie miedzy ludzmi, ktorzy sie lubia, dla szczegolu spytam tylko o ten wok zeliwny i tajine o dziwnym ksztalcie, sadzilem, ze wok, to klepany mlotkiem na zimno solidny kawalek zelaza, az do nadania mu wymaganego ksztaltu, w zw. z tym w miare cienki w srodku i solidny po bokach, zrodla podaja, ze kiedys tam daleko, byl duzy klopot z drewnem i trzeba bylo oszczednie nim gospodarzyc pojawila sie wiec koniecznosc posiadania naczynia, ktore pozwoliloby uwarzyc szybko i wszystko, skutecznie na trzech szczapach i tak narodzil sie wok, w kazdym razie tak mi opowiadal znajomy Chinczyk, a tu masz? zeliwo? do konsultacji tajine poprosilem sasiada z naprzeciwka, twierdzi, ze takiego jeszcze nie widzial, a jest z Maroka, to pewnie jakas bardzo lokakna produkcja?
wroc, spytalem mlodszego, mowi, ze ok, jak zwykle musialem poutrudniac
Slawek- nie zrażam się. Jestem wytrwała kobieta i uczciwie dbam o gospodarke. Niech tutejsze kobiety sie nie gniewają i nie wypraszają mnie. Pan Piotr jest tak samo mój jak i wasz! Podzielmy się sprawiedliwie i po równo! A Gospodarza pozdrawiam i Slawka i innych.
Mając w rodzinie Chinkę powiem, że wok, ktory otrzymałam od jej mamy jest z cienkiego dosyć żelaza, całkiem lekki, duży i głęboki. Miałam go najpierw umyć i wręcz wyszorować gorącą wodą, wysmarować oliwą w środku i wstawić do gorącego piekarnika na 15-20 minut, potem zostawić do ostygnięcia, znowu umyć. I powtórzyć tę czynnośc 2 razy jeszcze. Po każdym użyciu (i umyciu) bardzo cienko pociągnąć wacikiem nasączonym oliwą.
Ten wok wyłudziła ode mnie koleżanka, a ja miałam kupić sobie drugi taki – no i nie kupiłam, używam czegoś pociągniętego teflonem. Znowu trzeba się zmobilizować któregoś dnia i kupić.
Burza mnie wygania z ogródka!
Wacławo z Giżycka, chyba się nie pobijemy o Pana Piotra, co?
Pamiętaj, że próżność męska nie zna granic, oni są dużo lepsi w tym od kobiet, to może nie dawajmy Gospodarzowi więcej powodów do puszenia się, niż już ma 🙂
Pyro,
co do Twoich wcześniejszych uwag, oczywiście cennych i celnych, powiem Ci tak – rzadko kiedy idą w parze zdolności czy talent z umiejętnością ich sprzedania.
Potrzebny dobry menago, a manager kosztuje. Ergo, artysta musi zarobić na siebie i na niego w pewnym stopniu. Jestem przypadkiem, który nie posiada tej drugiej umiejętności i gdyby nie wdzięczni klienci, tylko oni by o mnie wiedzieli. A tak – jakoś mnie wypromowali i to działa w mojej skali, w skali tego, co jestem w stanie zrobić „własnemi ręcami”. Prasa i owszem, też była, a nawet książka z moim drobnym udziałem (o kanadyjskich projektantach swetrów etc). Faktem jest, że mogło tego być więcej, tylko dla jednej osoby jest to ogromnie ciężka robota – i w sumie albo dziergam, albo rozdrabniam się na ileś tam innych rzeczy, a to co robię, jest niezmiernie pracochłonne. I tak się obijam od jakiegoś czasu, bo brak mi nowych wyzwań, na przykład jakiegoś konkursu albo czegoś w tym rodzaju. Motywacja to cholernie ważna rzecz.
Jacobsky,
znam te rzeczy, podobne imprezy są w Toronto, i to niejedna, w Ottawie itd.
Toronto, Ottawa i Montreal w zasięgu moim, prawda, ale teraz trzymaj się mocno krzesła, bo Ci powiem, ile kosztuje wpisowe na 1 dzień w Toronto na „One of the kind ” kiermasz. 1100$ za dzień, musisz wykupić stoisko minimum na 3 dni.
Ottawa porównywalnie, podejrzewam, że Montreal też. Zaszalałam dwa razy, zwróciły mi się koszta. Po prostu na takich kiermaszach ludzie kupują rzeczy w miarę tanie, a ja nie mogę tanio sprzedać czegoś, nad czym siedziałam dzień w dzień godzinami miesiąc – półtora.
Dodam, że nie narzekam, tylko chciałabym, żeby wolałabym, zeby ktoś zajmował się całą resztą, a ja tylko robotą. I żeby od czasu do czasu podrzucał mi coś, co rzekomo jest „nie do zrobienia”. To napędza motor!
Arkadius, ja nie Paris Hilton, jestem w wieku raczej poskandalowym, ale za radę dziekuję 🙂
A zresztą… skandale są chyba możliwe w każdym wieku? Rozważę zatem!
I za ogródkowe porady we wcześniejszych wpisach, zaznaczyłam sobie sznureczek od Andrzeja Szyszkiewicza i to, co Pyra napisała zanotowałam w rozumie. Zostawiam to na przyszły rok.
A tymczasem leje….
Alicja,
Co do Montealu – nie wiem. Dowiedz sie. http://www.salondesmetiersdart.com/
W Drummondville (tylko 45 drogi od Montrealu, autostrada) organizowany jest co roku festiwal pn. Mondial des Cultures de Drummondville (http://www.mondialdescultures.com). Festiwal to takze targi rekodziela, i nie powiem, zeby sprzedawane tam wyroby byly tanie. Sprzedawane sa tekstylia, rzezba, wyroby uzytkowe, ale wszystko z pracowni artystow – rzemieslnikow. Nie sadze, zeby cena za stoisko byla tam az tak zabojcza.
Byc moze rowniez sklepiki po malych miescinach w Estrie (na wschod od Montrealu). To mily, gorzysty region, pelno drugich siedzib ludzi z Montrealu i z Sherbrooku, a miasteczka takie jak Bolton, Knowlton, Magog slyna z butikow sprzedajacych rekodzielo artystyczne.
Pisze o tym, ze Estrieto rowniez kraina ciekawa kulinarnie, ktora warto zwiedzic przy okazji szukania ewentualnego nabywcy na Twoje knity. Jadac droga 104 od Montrealu w kierunku Knowlton mija sie winnice, wytwornie cidru, serow, lokalnych wedlin i innych wiktualow. Wszedzei mozna sie zatrzymac, podegustowac. Bonus: w Estrie mowi sie na rowni po angielski i po francusku.
Pozdrawiam
Alicja- nie bijmy się! Sprawę należy wyjaśnić pokojowo. Podzielmy tydzień sprawiedliwie na dni parzyste i nieparzyste. Ja bede miała prawo do autora w nieparzyste a pani Alicja w parzyste. Pół na pół równo no chyba że pan Piotr odejmie pani Alicji karnie ileś dni i więc reszta mnie przypadnie.
jest klopot, mam nadzieje, ze Pan Piotr sie nie potnie, na parzyste i inne, tu jest dostepny, mysle, 7na7 dla kazdego i niech tak zostanie, prosze, co tam bedzie komus przypadal? a do tego karnie, tndB
Wacławo z Giżycka,
cwana jeseś, ale niestety, tak nie będzie, że się podzielimy prawem do Gospodarza we dwie (ani ja wcale o to nie walczę!), zobacz tylko, ile tu luda!
I coś mi sie wydaje, że ostatnio panów jakby więcej ? Nawet Misio podwójny się zajeżył na Twoje wejście, że tak od razu oświadczyny 🙂
Mam nadzieję, że nie bierzesz poważnie tych naszych przekomarek. Oczywiście, że witamy serdecznie.
Ach, Jacobsky, właśnie cała rzecz w tym, żeby znalezć kogoś, kto by robił za mnie robotę czarną, czyli sprzedawał. Kiedyś był to Le Plumage w 4 seasons Hotel na Sherbrooke w Montrealu, ale właściciele poszli na emeryturę, a nowi… nie wiem, co z nowymi. Zaglądnęłam jesienią do Mount Tremblant, ale jeszcze poczekam, bo nie widzę dla siebie żadnego boutique’u, tam sie dopiero wszystko rozwija. A poza tym… ja się ostatnio zrobiłam leniwa i nic mi się nie chce. A tu J. mówi, że przecież nic nie muszę. A ja – że ja chcę musieć! Rozumiecie coś z tego?!
Mount Tremblant sie dopiero rozwija ? Oh Boy ! A kiedy tam bylas ostatnio ? Bo teraz z Mt-Tremblant zrobilo sie lokalne St-Moritz, hotel na hotelu, Club-Med i inne tego typu. To prawdziwy kombinat turystyczny dla klienteli o kieszeniach z glebokimi piwnicami…
Jacobsky,
w pazdzierniku ub. roku. Ale ja patrzyłam na to miejsce głównie pod względem miejsc, które byłyby dla mnie przydatne , tego jeszcze mało, głownie sklepy sportowe , narty i te rzeczy. Reszta jest tak, jak powiadasz.
To mi przypomina Whistler. Czy jest piękne? Ja pamiętam to miejsce sprzed 20 lat.
Nie kręci mnie, brak duszy. O, ale ja nie jeżdżę na nartach!
To z pazdziernika właśnie:
http://alicja.homelinux.com/news/Mount_Tremblant/
Wspanialy artykul na temat Frutti di Mare i piekne zdjecia. Sama slinka plynie. Sa to jednakze potrawy bardzo niebezpieczne szczegolnie dla kieszeni.
W Wenecji jest slynny Canale Grande nad ktorym rozpina sie most Rialto. Na nabrzezu i pod mostem stoja stoliki gdzie mozna pe bieganinie usiasc szczegolnie wieczorem i napic sie wina. Kiedys po colodziennej wyprawie, w tym na wyspe Murano, siedlismy z Georgetta zmordowani wlasnie w okolicach Rialto. Kelner, malutki z czarnym wasikiem, wygladem przypominajacy djabla z Lancuta zapytal po wlosku co sobie zyczymy. Zebralem do kupy cala moja wloszczyzne i zamowilem wino czerwone. Zaczelismy rozmawiac po niemiecku a ten skubaniec czysta, troche starorzytna niemczyzna zapytal czy jestesmy glodni i czy chcielibysmy cos zjesc. Jak sie okazalo on byl z Tyrolu Poludniowego a pracowal w Wenecji bo tam zawsze jest wielu turystow mowiacych po niemiecku. Georgetta powiedziala, ze owszam cos lekkiego ale potem. Uno momento Signora, to juz po wlosku. Za chwile przyjechal wozkiem, przypchnal go oczywiscie. Wozek to byla wanienka pelna potluczonego lodu. W srodku, chyba spala, wspaniala langusta. Georgetta powiedziala, ze zwierza puscilo do niej oko. Mozliwie. Kelner pokazal languste i skubaniec popatrzal mojej zonie w dekolt. Jakie piekne perly, japonskie powiedzial. Niestety tak. Wlasnie wrocilem z podrozy i na lotnisku w Moskwie kupilem je. Langusta bedzie przygotowana w ciagu kilkunastu minut. Polecam do tego biale wino. Mamy dobre gatunki. Nawet nie pozwolil mi dojsc do slowa. Dopijalismy nasze czerwone i plotkowalismy na temat ubieglego dnia. Wjechal inny wozek tym razem z polmiskiem i langusta z dadatkami. Kelner dwiol sie i troil. Dzielil zwierza na porcje i nakladal na talerze. Wino bylo wspaniale temperowane a na deser malutka czarna jak smola kawa Espresso i o dziwo dla mnie nalesniki ale na zamowienie.
Przyszlo do placenia. Karta kredytowa, napiwek juz pieniedzmi. W hotelu moja slubna byla zachwycona. Rano po sniadaniu zapytala ile nas to kosztowalo. Powiedzialem. Zastanowila sie krotko a potem po prostu powiedziala, ze skracamy urlop o trzy dni. Jak widzicie, Frutti di Mare moga byc niebezpiecznymi potrawami szczegolnie dla kieszeni.
Ten Casanowa jednak wiedzial co nalezy zajadac. Czy ktos wie przynajmniej gdzie On zlozyl swoje kosci, czym zajmowal sie w koncu swojego zycia i jak nazywal sie polski magnat z ktorym pojedynkowal sie w Warszawie.
Nastepnym razem napisze o mojej wczorajszej wyprawie na Wegry a potem o pluskwach i karaluchach.
Pieknego dnia zycze Pan Lulek
Też lubię jedną knajpkę wenecką koło targu rybnego. Nazywa się Poste Veccie i działa od 1386 roku. Robią tam risotto ai frutiti di mare, które jest dla mnie – jak narazie – nieosiągalnym wzorcem.
Casanova w ostatnich latach życia był kapusiem Inkwizycji. Wrócił do Wenecji po latach wygnania pod warunkiem, że podpisze lojalkę i będzie donosił na współobywateli. Był bardzo gorliwym tropicielem wszelkich nieprawości obyczajowych. A jemu w tym czasie nawet ostrygi juz nie pomagały.
A w Polsce pojedynkował się z Branickim.
Alicja,
Ja nie mowie, ze Mt-Tremblant jest piekne (osobiscie – nie moj styl i nie moja zasobnosci kieszeni), i ze ma dusze (cokolwiek przez to rozumiec). Ja tylko twierdze, ze ta stacja narciarska sie rozwija.