Uprawa ryżu
W jaki sposób i jaka drogą ryż trafił do Włoch. Jedni historycy twierdzą, że starożytni Rzymianie znali ryż, inni uważają, że został on przywieziony na Sycylię przez Arabów mniej więcej tysiąc lat temu. W Wenecji głoszona jest wersja, że to weneccy kupcy (czyt. Marco Polo) przywieźli ryż z podróży na Daleki Wschód.
Uprawy ryżu rozpoczęła się w XV wieku. Poszukiwano wtedy, po licznych klęskach głodu, nowych źródeł pożywienia. Wówczas to cystersi z klasztoru w pobliżu Trino Vercellese odkryli, że na zasobnej w wodę Nizinie Padańskiej istnieją doskonałe warunki dla sadzonek ryżu. Mieszkańcy tamtejszych wiosek nie chcieli słyszeć o nowych uprawach. Sądzili, że roślina rosnąca w wodzie może sprzyjać np. dżumie.
Po latach czyli w XIX wieku rozpoczęto na Nizinie Padańskiej uprawę ryżu na wielką skalę. Zbudowano kanały, na przykład otwarty w 1852 roku Canale Cavour, a także założono wydajne systemy nawadniania, które umożliwiały uprawę ryżu na coraz większych powierzchniach pól.
Wkrótce rozkwitł eksport włoskiego ryżu.
W XX wieku uprawa ryżu została do tego stopnia udoskonalona, że Włochy znalazły się na pierwszym miejscu wśród europejskich producentów.
W WENECJI Euganejskiej risotto jest zawsze płynne, zupowate, o kremowej barwie, gdyż grube, krótkie ziarna ryżu wchłonęły wiele smakowitego bulionu, mimo to pozostając wciąż sypkie i al dente. Do wzoru doskonałości zbliża się rzadko spotykana i bardzo poszukiwana odmiana ryżu o nazwie vialone nano, uprawiana na nizinnych terenach poniżej Werony, wokół niewielkiego miasteczka Isola delia Scala.
W tej strefie ryżowej hodowcy, należący do wybranej spółdzielni hodowców i producentów uprawiają risaie czyli pola ryżowe, nie stosując środków chemicznych i pestycydów. W celu zniszczenia szkodników i chwastów do kanałów i zalanych pół ryżowych wprowadza się karpie. Po zbiorach ryż jest selekcjonowany w młynie ryżowym. To zabytek zbudowany w 1650 roku. Jest on prowadzony przez Gabriele Ferrona, jednego z uznanych włoskich ekspertów w tej dziedzinie upraw.
W Antica Riseria, należącej do rodziny Ferron, posortowany vialone nano poddaje się starannej obróbce. Niekiedy wykorzystuje się stare, żeby nie powiedzieć antyczne urządzenia, napędzane przez wodę, i pochodzące z czasów założenia młyna. Po usunięciu łusek porusza się powoli w górę i w dół, pozwalając, by ziarna były polerowane ocierając się o siebie zachowując możliwie najwięcej skrobi i witamin. W końcowej fazie dokonuje selekcji za pomocą płaskich sit ręcznych.
Risotto to jedno z najwspanialszych dan włoskich. Robię je bardzo często i chwalę się tym także na blogu. Moje ulubione risotto to risotto ai fungi czyli z grzybami oraz risotto ai frutti di mare – z owocami morza. Nie chcę powtarzać przepisów, bo możecie znaleźć je we wcześniejszych wpisach. Dziś chcę podać recepturę wymyśloną przez Kurta Schellera szefa kuchni i właściciela restauracji w warszawskim hotelu Rialto. Kurt tym przepisem zdobył uznanie wielkiego producenta ryżu włoskiego Riso Gallo i znalazł się na łamach przewodnika po stu światowych restauracjach podających najlepsze risotto. Przepis Kurta jest polsko-włoski. A sam kucharz jest Szwajcarem zakochanym w Polsce. Jego przepisu jeszcze nie robiłem. Jeśli go wypróbujecie to na własne ryzyko.
Risotto alla Polacca wg. Kurta Schellera
240 g ryżu Arborio, 1 mała cebula, 1 kieliszek białego wina, 0,75 litra bulionu z kurczaka, 80 g kurek, 80 g borowików, tymianek, 400 g polędwicy, kieliszek żubrówki, żurawina, liście laurowe, 50 ml bitej śmietany, 2 pomidory, sól, pieprz, oliwa z oliwek, 60 g masła, 60 g startego parmezanu
Zeszklij posiekaną drobno cebulę na niewielkiej ilości oliwy. Dodaj ryż i dokładnie wymieszaj. Kiedy ryż stanie się przezroczysty dodaj wino i zamieszaj. Poczekaj
aż wino wyparuje. Dodaj dwie łyżki wazowe bulionu i doprowadź do wrzenia. Zdejmij ryż z ognia i pozwól, aby chwilę postał i „uspokoił się”. W międzyczasie rozpuść masło na patelni, dodaj pokrojone grzyby – dopraw tymiankiem, solą, pieprzem i lekko podduś. Polędwicę zamarynuj w wódce i żurawinie z listkiem laurowym (1-2) przez 20 minut. Potem odlej powstały sos, a polędwicę podsmaż na patelni i tak, aby skórka nabrała brązowego koloru. Przełóż mięso do naczynia żaroodpornego, przypraw solą
i pieprzem i piecz przez 15 minut (mięso nie powinno być przepieczone).
Upieczone mięso pokrój w plastry. Ustaw risotto na ogniu, powoli dodawaj bulion – łyżka po łyżce i mieszaj, dopóki ryż nie wchłonie bulionu. Kiedy ryż będzie gotowy, dodaj do niego grzyby. Ubij bitą śmietanę, aż będzie sztywna i dodaj do ryżu razem
z parmezanem i masłem – mieszaj delikatnie.
Risotto nałóż na talerze, ułóż na nim polędwicę razem z pokrojonymi w ósemki pomidorami.
Smacznego!
Komentarze
Robiłam to risotto, bo p. Kurt podaje przepisy w okresowych reklamówkach sieci supermarketów spożywczych i Ikei. Stamtąd miałam przepis. Rzeczywiście świetne. Nie mam teraz świeżych ani zamrożonych grzybów, więc robić nie będę. Moja rodzina lubi risotto z suszonymi borowikami i wołowiną, z kurczakiem, kolorową papryką i jajkami , a najbardziej z wątróbkami drobiowymi, szparagami i cukinią. A tak w ogóle można je robić właściwie z wszystkiego wykorzystując resztki, warzywa i co tam w słoiczkach i lodówce jest. Jedno z dań uniwersalnego zastosowania. Mój Brat kiedyś w ataku paniki, kiedy to znienacka zjechali się do niego goście, zrobił ogromny sagan risotta wykorzystując do niego resztki „Królika na dziko”, białej rzodkwi, duszonej zielonej papryki i świeżych brzoskwiń. Trochę to było dziwne, ale smaczne i goście zjedli do ostatniej łyżki.
Z ryżem mozna wszystko, ale „o tem potem”, przechodząc świtem bladym obok maszyny zauważyłam Pyrę.
A mam sprawę, względem wczorajszego wpisu – wspomniałaś o mundurach i święcie lotnictwa, a ja już dawno miałam zamiar napisać, że do Poznania przyjeżdżałam do mojego kuzyna, który był lotnikiem. Oblatywał te wszystkie MIG-i, zaliczył dwie katapultki z płonących samolotów, jak jego żona przeżyła te rzeczy, to nawet nie pytać. Teraz Tadzia dochodzą odgłosy f-16 z Krzesin i serce się rwie, bo on kochał latać. Na emeryturę przeszedł pod koniec lat 70-tych w paskudnie młodym wieku, ale oni, piloci-oblatywacze, mieli inne zasady, i zresztą słusznie, wielu nie dożyło. Ten to w woju nie był dla wężyków, tylko dla latania, dusza-człowiek. Jak jestem w Polsce, zawsze odwiedzam. Przy okazji wspomnienie – odwiedziłam Tadziów po drodze na wakacje swego czasu, jak już jechać z Dolnego Sląska na Mazury, to przez Poznań i zatrzymać się parę dni. Mieszkali wówczas w Głuszynie, jak większość wojaków i floty powietrznej. Jak zwykle u nich było świetnie i rodzinnie, mnóstwo atrakcji, Zlot Gwiazdzisty żużlowców, pływanie na Malcie, golonka Pod Koziołkami etc. Któregoś dnia wpadł sąsiad z naprzeciwka pożyczyć krzeseł kilka, bo impreza u niego, a ludzi tyle, że nie ma na czym posadzić, nawet nas na tę imprezę zapraszał, byle z krzesłami, z jakichś powodów nie poszliśmy. Po 5 latach od tego wydarzenia Tadziu powiadomił mnie, że sąsiad (już wtedy nie) ten od krzeseł właśnie w kosmosie…
Alicjo skarbie. Lotnicy to w ogóle specjalny gatunek ludzi. Tyle, że ja pracowałam w DWL-cie, a Głuszyna ( a właściwie Piotrowo) to były WOPK (wojska obrony powietrznej kraju). Historia była – jak to w Polsce – i smieszna i straszna. W latach 60-tych wczesnych było jedno lotnictwo i dwa dowództwa operacyjne – wojska lotnicze i wopk (m.in z rakietówkami p/lot i rozpoznaniem) Takie sobie lotnictwo przeciwko Duńczykom – jeżeli to my atakujemy, albo też p. Du ńczykom, jeżeli to oni nas atakują. Naczelne d-two było w Warszawie. Aż zdarzyło się, że dowódcami owych dwóch struktur zostali dwaj ambitni, a skłóceni generałowie. Co to się działo… Nawet mur jeden kazał w korytarzu zbudować, żeby się odciąć od sąsiadów, drugi przyszedł rano do pracy i mur kazał rozwalić. I tak kilka miesięcy. No i ówczesny MON zamiastpogonić obydwu antgonistów gdzie pieprz rośnie i zrobić tam porządek (czego i kogo bał się, u licha?) rozdzielił obydwa dowództwa na stałe – obrona kraju została w W-wie, wojska lotnicze zbudowały centralę w Poznaniu. Tym sposobem np w Poznaniu jedno lotnisko (ławica) należało do WL, drugie (Krzesiny-Piotrowo) do obrony kraju. W Polsce WL dostały lotniska na ścianie zachodniej i ółnocnej, WOPK raczej na wschodzie i w centrum. Polskim też obyczajem zaczęły się podchody, rywalizacje, podgryzanie wzajemne i td.
Co ja Ci będę mówić, PoAK POTRAFI . jA MIAŁAM PRZYJACIÓŁ ( CZY RACZEJ ZNAJOMYCH) W OBYDWU „WOJSKACH” (Stale naciskam na caps lock) Jak pojedziesz do Tadziów, zajedź i do mnie.
W Szwecji mieszka od dawien-dawna Fernando Di Luca i dzięki jego przedsiębiorstwu można tu kupić między innymi najlepsze gatunki włoskiego ryżu.
Mój faworyt to Carnarolli (najlepszy podobno uprawia się w okolicach Pavii). Jest droższy od Arborio ale łatwiej wchłania smaki i zapachy a ponadto łatwiej zachowuje „aldentyzm” (jak to po naszemu ?) podczas gotowania.
Klasyczna recepta przygotowania risotto na opakowaniu. Ja zresztą nauczyłem się gotować a także piec chleb czytając recepty na opakowaniach produktów spożywczych tu sprzedawanych. Bardzo praktyczne!
Według mnie risotto im prostsze tym lepsze ale kiedyś sie pewnie skuszę i zamarynuję polędwicę żurawinami i żubrówką. Ale bitej śmietany to chyba nie. Wystarczy dobra oliwa, zwłaszcza taka doprawiona smakiem ziół albo cytryny….
Przeczytałem ponownie receptę Kurta Schellera i zastanawiam się po co on tę bitą śmietane jeszcze raz bije?
Bo pewnei jest sadystą. Nawiasem mówiąc ja też wolę carnarolli. A al dente po polsku określamy jako „twardawy”. Ostatnio najczęściej robię risotto z grzybami, albo z owocami morza, albo (to zaryzykowałem parę dni temu i rezultat był pyszny) z grzybami i owocami morza łącznie. Ryż szklę na oliwie, a owoce morza i grzyby duszę z czosnkiem, bulionem, białym winem i jogurtem (rodzina domaga się śmietany). Gdy ryż zeszklony wlewam wszystko na jedną głęboką patelnię, dodaję odrobine ostrości (n[. malutką peperoncino diavolo) i trzymam na patelni 8 minut. Zdejmuje gdy ryż jest jeszcze zbyt twardy. Dochodzi do stanu al dente juz w misce. A mam piekną risottierę z Basilicaty z miasteczka Maratea.
Oj lubię wspominać smaki tego regionu!
Panie Piotrze
Niestety nie jestem znawcą ryżu i potraw na jego bazie.Moja niechęć do ryżu wynika pewnie z traumatycznych doświadczeń dzieciństwa.Jako wątły niejadek byłem tuczony mlekiem i pomidorówką aż gęstą od rozgotowanego ryżu.Ciężkie to były chwile i niejedna łza do ryżowej brei wpadła.No ale najwyższa pora to zmienić,tym bardziej,że cholesterol podskoczył niebotycznie podobnie zresztą jak ciśnienie.Przymierzam się więc do reformy żywieniowej i zmiany upodobań.Więc od wiosny koniec z ociekającymi tłuszczem fasolkami,golonkami,bigosami,karkówkami itp. W zamian dieta śródziemnomorska-warzywa,rybki i właśnie ryż w różnych wariantach(byle na ostro i zdrowo).Wdzieczny będę za pomysły jak sobie z ryżem radzić.
Serdecznie pozdrawiam
Upsss… niestety odpada. Z grzybow w Melbourne mozna jedynie dostac pieczarki roznej wielkosci i odcieni (cup, buttons,chestnut, portobello,field i swiss brown) lub grzyby chinskie i japonskie (oyster, shiitake, enoki, shimeji). Te ostatnie swieze lub suszone. W wybranych sklepach mozna kupic susz grzybowy – jakas-taka drobnica w opakowaniach po 1.5, 3 lub 5 dekagramow. Nie wydaje mi sie by mogly byc substytutami swiezych borowikow i kurek. Totez choc przepis brzmi smakowicie, z powodu braku skladnikow nie wyprobuje mych kulinarnych mozliwosci (zdolnosci?) na polu „Risotta alla Polacca”. Chyba ze zmodyfikuje przepis, ale to juz nie bedzie to samo. Prawda?
A tak na marginesie: jeden z Panskich przepisow w witrynie Pani Barbary i Panskiej, przepis bodajze na gulasz chiński z jarzynami, podaje jako jeden ze skladnikow pieczarki. Nie chce sie wymadrzac lecz pieczarki do potraw chinskich raczej nie nadaja sie. Maja zbyt wyrazny, swoisty smak i zapach jaki przebija zdecydowanie inne skladniki. Znajomy kucharz chinski zawsze zaznacza bym starala sie przestrzegac ilosci skladnikow, ich kolejnosci i unikala wszelkiej modernizacji bowiem danie moze byc nawet i smaczne ale nie odda prawdziwego smaku potrawy.
I chyba – a raczej na pewno ma racje – moi goscie zawsze dopominaja sie chinskich „specyjalow” na proszone obady czy kolacje.
Chcialoby sie wpasc do redakcji „Polityki” na zaproszenie Naszego Gospodarza lecz niestety za daleko…za zaproszenie serdecznie dziekuje.
Mam nadzieje iz choc krotkie zapiski ze spotkania z czytelnikami – a moze nawet „pierwsze spotkania trzeciego stopnia” z wspolgoscmi Panskiego blogu znajda swoje miejsce w nieniejszej witrynie.
Pozdrawiam
Echidna
Napiszę jeszcze raz o ryżu więcej miejsca poświęcając technice gotowania i różnym fajnym przepisom. W dzieciństwie też byłem napychany rozgotowanym ryżem ale nie zniecheciło mnie to tak dalece bym dziś odmawiał risotta. Zwłaszcza, że to łatwe w produkcji, a daje dużo mozliwości kucharzowi. Przecież hiszpańska paella to arcydzieło kulinarne.
Oj ju z się zapalam do tematu a muszę się powściągać, bo nie będzie o czym gadać w przyszłym tygodniu.
Echidna – Broń Panie Boże nie chcę się wymądrzać, a w Australii byłam tylko palcem po mapie, ale pod słowem: przeczytałam w jakimś naszym reportażu o podróży samochodem w poprzek kontynentu. Owóż autor zapewnia, że wzdłuż niemal całej autostrady rosły sobie na poboczu rydze, których nikt nie zbierał. Więc nasi dziennikarze (bo było ich czterech) w miasteczku po drodze kupili wielką puszkę masła i przez niemal tydzień zywili się smażonymi rydzami co najmniej 2 razy dziennie. Nie wiem czy prawda, ale może z tymi grzybami nie jest tak źle ?
Wspanialy czlowiek amerykanski, Richard Wanderer, moj kolega ze studiow, nauczyl mnie wielu rzeczy, miedzy innymi zelaznej zasady gotowania ryzu, stosowanej w moim domu od ponad 30 lat:
1 czesc ryzu,
2 czesci plynu (wody lub jakiegos wywaru)
zagotowujemy i przykrywajac ciezka przykrywka gotujemy(raczej bulgoczemy) na minimalnym ogniu rowno 20 minut, niezaleznie od ilosci ryzu. Nie wolno zagladac. Po dwudziestu minutach wylaczamy – woda cala jest wchlonieta, ryz jest mieki i sypki.
Nauczyl mnie takze robienia ryzu bardzo lagodnego, aromatycznego do wszelkkich ostrych dan, np curry.
1 fulizanke ryzu basmati obsmazamy w lyzce masla (najlepsze sklarowane, ale nie kazdy ma).
Wkladamy do malego zeliwnego garnuszka, dodajemy dwa centymetry laski cynamonu, utluczone ziarenka z szesciu „gwaiazdek” anyzu, pare utluczonych ziarenek kardomonu, pare utluczonych ziarenek kollendry, zalewamy dwoma kubkami rosolu, przykrywamy, gotujemy na b. wolnym ogniu 20 minut, nie zagladajac, gotowe.
Ta zelazna metoda ( 1 czesc suchego + 2 czesci mogrego, przykryc, nie otwierac, gotowac rowno 20 minut na wolnym ogniu) nie wychodzi w przypadku ryzu brazowego, ktory poptrezbuje wiekszej ilosci plynu i ciut dluzszego gotowania.
W sprawie tej metody Richarda prowadze nieustajaca od wielu lat walke z moja Matka, ktora wsypuje do garnka ryz na oko, otwiera kran, wlewa wode na oko, zato prawie do brzegow garnka i wola do mnie z kuchni: To jak Richard ten ryz gotuje, zeby sie nie zlepial?
Wtedy ja dostaje szalu.
Panie Piotrze
Paella jest super.Co ciekawe dla Hiszpanów największym przysmakiem,z tego co zauważyłem,są spieki ryżowe ze spodu garnka.Ale wracając do traum z dzieciństwa.Cięzkim doświadczeniem był dla mnie szpinak zasmażany z jajkiem-po prostu go nienawidziłem!Tak mocno ten wstręt we mnie tkwił,że przez całe życie szpinaku nie tknąłem.W lutym załatwiałem coś w Warszawie i miałem trochę czasu do odlotu.Koło ogrodu saskiego znalazłem sympatyczny bar tapas.Zamówiłem ensaladę catalunya. Barman mi ją podał i ścierplem-szpinak.No ale danie tak pięknie wyglądało.Warkocze podsmażonej na liwie czerwonej papryki przeplatały się z warkoczami zielonego szpinaku.Wszystko to posypane podsmażonym czosnkiem,orzeszkami pini i podsuszoną szynką ciętą w kostkę.Spróbowałem,po prostu pyszne.Wróciły wspomnienia z Hiszpanii. I tak diabli wzięli jedzeniowe obsesje z dzieciństwa.Szkoda tylko czterdziestu lat życia bez szpinaku.
Pozdrawiam
Pyra
To prawda – rydze byly – nawet niektorzy je zbierali – glownie polacy, rosjanie i nacje z bylych obszarow Ukladu Warszawskiego. Rydze i maslaki – ale takich grzybow w sklepie nie kupisz. (Ale na grzybobranie trzeba sie wybrac poza miasto – tak „circa-about” 50-100-150km.)
Ja osobiscie nie powiekszylam grona zbieraczy. Na rydzach sie specjalnie nie znam, maslakom dalam spokoj – a moze raczej sobie.
Pisze „zbierali” bowiem” od lat kilku w Australii panuje susza – zatem i grzybow nie uswiadczysz.
Co zas do autora reportazu – jedyna droga zaslugujaca na miano autostrady to odcinek pomiedzy Melbourne i Sydney – nie wiem co mial na mysli piszac o rydzach rosnacych wzdluz autostrady biegnacej w poprzek kontynentu.
Echidna
Ten przepis jest nieprecyzyjny. Jeśli napisano bardzo precyzyjnie, że 80gr tego i tamtego, to co to znaczy – „mała cebula” i „kieliszek wina”, ha?! Moje cebule wszystkie są wielkie, a kieliszki mają różne wymiary!
No a teraz się wyśmiewajcie, bardzo proszę: pierwszy raz w życiu słyszę, że Włosi uprawiają ryż! Psiakrew, makaroniarze mają być, a nie jakies pola ryżowe uprawiać!
Ryż… moja synowa Chinka używa tego specjalnego gara do gotowania ryżu, rice cooker (jej mama dostała w prezencie, darczyńca nie wiedział, że to obraza?! Dała córce, a córka nowoczesna).
Jej mama gotuje podobnie jak napisała Helena, z tym, że prościej:
zagotować 2 szklanki wody osolonej, wrzucić opłukany ryż (1 szklanka), jak to się zagotuje, przykryć, odstawić z ognia – i spokojnie sobie robić cokolwiek. Gotowe mniej więcej po 20 minutach.
W ten sposób gotuje znajoma Afganka, ryż jest sypki, zapewniam, bo sama robilam. Kluczem do sypkiego ryżu jest opłukanie go na sitku przed gotowaniem, to usuwa mączkę. Zadne wielkie mecyje. I lepiej nie dolać wody w tych 1:2, niż dać za dużo.
Peruwianka natomiast gotuje ryż na piwie, ale nie podaję przepisu, bo zapomniałam, zapytam przy okazji.
Ja robie najprościej:
gar wrzącej wody plus sól, ryżu ile mi się chce, byle przepłukany na sitku (ulubiony – basmati).
Wrzucam jak makaron, zmniejszam ogień, żeby gotowało się powoli, czasem pomieszać nie zawadzi, za jakieś 10 minut sprawdzam, czy jest w miarę „dente”. Zazwyczaj jest w miarę po 13-15 minutach, ale trzeba przyuważyć, bo potem to klapa, mazidło.
Odcedzam na sitku, przelewam wodą i cześć.
Ale risotto to risotto, ma swoje prawa.
Co do mnie, kocham ryż, a do zup (pomidorowa!) gotuję osobno i dopiero na talerzu niech każdy sobie włoży, ile chce. Reszta w misce do lodówki, na jutro.
P.S. I miałam jeszcze napisać o tak zwanym dzikim ryżu (wild rice), czarny, cienki i dosyć długi, a drogi jak jasny gwint. To nie ryż sensu stricte, tylko jakaś taka trzcina, dałabym głowę, że na polskich mokradłach też rośnie, porównując zdjęcia rośliny z internetu.
Ergo, wszystko nadaje sie do jedzenia!
Dziki ryż dodaje się tutaj do normalnego w niewielkim stopniu, smaku też nadzwyczajnego nie ma, ale na pewno jest bogaty w różne dobre dla nas rzeczy. Pieknie prezentuje sie w sałatkach ryżowych na zimno!
Będzie większa niespodzianka, bo ryż uprawiają też Francuzi w Langwedocji i Hiszpanie w regionie Walencji. No i zjadają go natychmiast, bo doskonały.
A o włoskim ryżu był przed laty doskonały film neorealistyczny, z ery tuż powojennej, z Silvana Magnano w roli głównej.
Och, Alicjo. W moim samie na osiedlu przy ryżu białym, naturalnym krótko i długoziarnistym stoi „dziki ryż”. Cena 7 złociszy z groszami za torebkę. To ok 3 razy więcej, niż zwyczajne ziarenka. Nie kupowałam, bo nie mam pojęcia co z tego zrobić. Przecież dla nas dwóch na codzień wystarczy jakieś 15 dkg suchagoi ryżu, więc ten dziki byłby na długo. A Ty masz rację. To roślina wodna i ponoć Indianie zbierają ziarno nagarniając wiosłem do czółna. Trochę wpada do „Zniwiarzy” a trochę do wody i tak się sieje. Jednak jeśli to nie bardzo smakuje, to może dać sobie spokój?
To ze mnie jest pewnie nieprawdopodobny tradycjonalista. Ja ryż płuczę na sitku, wrzucam do garnka, dodaję x 1,5 wody, jak się zagotuje dodaję sól, trochę masła i oleju. Jak woda zniknie, a wszystko jest jeszcze wilgotne – w gazetę, torebkę pastykową i pod kołdrę. Sypki jest, że hej! Tak samo postępuję z kaszą gryczaną.
A ryż uwielbiam. I mój pies tyż.
Tak panie Piotrze. „Gorzki ryż” – jakaż byłam wzruszona na filmie, a Silvana tańczyła calypso w sposób genialny. Dziewczyna kompletnie ubrana, bez makijażu, mało tego – z lekka obdarta, a seksu, czaru i wdzięku w tym tyle, że aż ciarki po plecach chodziły.
A teraz o czym innym – mam prośbę do Heleny albo Alicji albo innej osoby anglojęzycznej. Kilka wpisów temu Helena podała link do przepisu na chili. No i nie mogę sobie z nim poradzić nawet z pomoca Ani. Jest tam (chyba) przedostatnia pozycja 10…. coś z ponidorami. Co to jest? Bo siekane pomidory są już wyżej. Pomóżcie dobrzy ludzie, co?
Ja bym sobie dała spokój, Pyro – u nas kosztuje z 5 razy więcej, niż mój ulubiony basmati i szczerze mówiąc, kupiłam parę razy garstkę dla efektu wizualnego w połączeniu z białym, bo próbowałam osobno i… nie powaliło mnie wcale.
Torlin, liczę na Ciebie, że jutro będziesz zwarty i gotowy oraz z aparatem foto 🙂
Jak mnie i paru innych osób tam nie będzie, to chętnie poczytamy/pooglądamy od naszego wysłannika!
(Pan Piotr się w tym sensie nie liczy, bo będzie gospodarzem).
A ja to wszystko doniosę Chińczykom, ciekawa jestem, czy oni wiedzą, co sie w tej Europie wyrabia! Jeszcze trochę, a zaczną herbatę uprawiać!
Pyro,
sundried tomatoes to są pomidory suszone na słońcu. Można pominąć, dać więcej tych z puszki, te sundried to taka moda 🙂
Mają inny smak, są kwaskowate, bardzo często sprzedawane w słoikach w oliwie, z przyprawami – ale teksańskie chili bez tego sie obejdzie.
I jeszcze coś, ja do chili dodaję przesmażone z cebulą mięso mielone wołowe (nie musi być dużo, zależy, na ile kto tam mięsny jest), toż to podstawa… nie wiem, dlaczego tego nie ma w przepisie BBC , no ale oni nie z Teksasu, a i nie z Meksyku!
Cumin to takie coś podobne do kminku (caraway tutaj), ale smak ma kapkę inny, nie znam polskiego odpowiednika. Prawdopodobnie odmiana kminku i tyle.
Torlin
Ja te/ż kasz/ę pod ko/łdr/ę wkladam i jeszcze w gazety(GW)owijam by dosz/ła.Przepraszam za uko/śniki,ale ad s/ąsiadek studentek piszę a one co/ś maj/ą z klawiatur/ą.?Świetne rady o ry/żu,dzi/ękuj/ę i wykorzystam w gotowaniu
Pozdrawiam i mi/łego wieczoru
Panie Piotrze, dzięki za książkę. Fajne, łatwe przepisy. Solidnie wydana! Pozdrawiam Pana serdecznie i życzę samego dobra.
piotr siła
Pod koldra? ryz? Ludzie!!! Toz tak robiono przed Wielka Rewolucja Pazdziernikowa, za caratu! Przed zniesieniem niewolnictwa w Ameryce!
1 czesc suchego
2 czesci mokrego
sol, ew. ziola lub kostka rosolowa (wtedy bez soli)
Zagotowac, zmniejszyc ogien do minimum
Gotwac pod przykryvciem 20 minut z zegarkiem w reku, nie zagladajac.
Odstawic z ognia.
A tak, tak, mozna przemyc w durszlaku pod biezaca woda, choc z ryzem basmati nie ma takiej koniecznosci.
POpieram Alicje w sprawie sundried tomatoes. Dobre wloskie z puszki sa w chile con carne just as good.
Alicjo to kmin rzymski inaczej zwany orientalnym. W postaci mielonej jest niezwykle aromatyczny, a pachnie bardzo egzotycznie i dalekowschodnio. Lubię dodawać go do kaczki słodko-ostrej (tej luzowanej) i różnych sosów. Można te przyprawę kupować w sklepach arabskich, które są już w wielu miastach. Przechowuje się doskonale byle w zamkniętych szczelnie słoikach, by aromat nie uciekł.
„Gorzki ry/z”-neorealizm w/oski.Kto teraz o tym pami/eta?Fajnie,ze mo/emy sobie powspomina/c.Kto teraz unie ta/nczyc callypso?
Dobranoc blogowicze kochani
Jakie dobranoc. Przecież-sądząc po ukośnikach – jesteś jeszcze Wojtku z Przytoka z wizytą u znajomych studentek. Chyba jednak nie zaśniesz zbyt wcześnie?!
I tu go mamy, tego z Przytoka!
Torlin,
a propos zdjęć z jutra, możesz do mnie wysłać wszystkie i ja je udostępnię w moim serwisie, jak zawsze! Ilość nieograniczona.
alicja@cogeco.ca
O, proszę. Oni tam na trzecim piętrze przy Słupeckiej 6 sobie gadu-gadu, a ja herbatkę po śniadaniu, za oknem marznący deszcz. Paskudnie, wyjść na spacer to narazić sie na złamanie kończyny jakiejś. A zresztą po co wychodzić w tak ponury dzień.
Tilapia pod parmezanem na dzisiaj z dodatkiem brokułów, klientela do stołu zamówiła. Nie protestuję, bo robi się szybko, a i sama lubię.
P.S. Oswajam wiewiórę, ale nie szarą czy czarną, tylko taką niby czerwoną, ale gdzie tam ona czerwona, bura jakaś. Może uda mi się ją sfotografować, a płochliwa jest bardzo.
Witaj Alicjo w naszej samotnej blogosferze – wszyscy jakos rozpiechrzchli sie na weekend
Ja tez dzis mam rybe -uwielbiany tatar ze swiezutkiego tunczyka, czeski Pilzner, duza salata z dzikiej rukoli ( arugoli, roquette, czy jak to sie u Was nazywa, bo wszedzie inaczej) i malutki, maciupenki deser czekoladowy podlany malutka, maciupenka lyzeczka custardu . JUtro zrobie sobie urlop od swietoszkowatych ryb i wyprobuje jakis bardzo ladny przepis z telewizji na meat balls z sosem chianti oraz paste rigatoni (to te takie grube krotkie rurki). Nie mam akurat chianti, ale tlumy jakichs innch wloskich win czerwonych.
.
U nas juz wiosna na calego i pogoda boska. Posadzone zaledwie trzy tugodnie temu konwalie juz wyjrzaly z ziemi i pewnie beda juz w tym roku kwitly.Niektore drzewa tez juz kwitna na rozowo.
Pust’ wsiegda budiet solnce!
Konwalie wyjrzały…u mnie konwalie wyjrzą za dwa miesiące! Pocieszam się tylko myślą, że jak już wyjrzą, to ho ho! Mam cały wielki las konwalii, tzw. górkę.
I tak na przyklad wygląda górka 4 maja 2004 roku, jak i każdego innego roku, akurat to zdjęcie mam pod ręką.
http://alicja.homelinux.com/news/hpim0807.jpg
Jak widzisz, ledwie co wyłażą dopiero!
Tatar z tuńczyka? Tak samo robić jak zwyczajny, tylko zamiast mięcha rybę? Brzmi ciekawie.
Arugula u nas się zwie, to zielsko. Mam u siebie na spłachetku ogródka, bardzo lubię, a z roku na rok samo się rozsiewa podobnie jak ogórecznik, i co ważniejsze, o nic się nie doprasza.
Drzewa kwitną na różowo… przyjrzyj się, jak u mnie w maju drzewa wyglądają, gołe jeszcze! No nic. Wytrzymam, nie mam wyjścia….
Boze, jakze boskie jest to zdjecie! czego tam nie ma na tej gorce. Bardzo Ci zazdroszcze tej natury!
. Ja niestety nie mam wlasnego ogrodu, tylko komunalny trawnik pod oknem z jednej strony i donice przy drzwiach, oraz skrzynke na oknie kuchennym. Ale kiedy wprowadzalam sie do domu zasadzilam piec roz wzdluz ogromnego okna na cala sciane (w celach bezpieczenstwa, przede wszystkim). Te roze musza byc bardzo radykalnie scinane co roku bo wyrastaja na wysokosc drugiego pietra. Jest to amerykanska floribunda mulltiflora wyhodowana w roku koronacji JKM, stad nazywa sie Queen Elizaberh – wspoaniale odporna na choroby i nie wymagajaca duzo zachodu.
A ponadto mam jedna pnaca po plocie – Pink Perpetue i dwa krzaki bzow (bialy i ciemnofioletowy) posadzone przed czterema laty wiec dopiero od zeszlego roku kwitna. Takze jeden bez miniaturowy – nieslychanie pachnacy, ktory kwitnie niestety co dwa lata, czego zupelnie nie rozumiem.
Teraz posadzilam 25 klaczy konwaliowych i mam nadzieje, ze zadomowia sie tak jak sie zadomowily posadzone nie pamietam kiedy zonkile. W polowie kwietnia zaczynamy sadzic donice i skrzynki, moje oraz E, ktora ma zaawansowane SM, sama nie moze i nie umie, a mieszka w sasiednim mieszkaniu. Bardzo lubie kwiecien, choc to „najokrutniejszy miesiac”. Kwiecien jest nadzieja, ze bedzie lepiej.
A! Tatar z tunczyka – jest wspanialy i robi sie podobnie jak miesny, tylko rybe krajam w drobna kostke, a nie na miazge i zamiast musztardy dodaje troche slodkiego sosu chile (takiego do maczania orientalnych pulpetow rybnych – sweet chile dipping sauce). Coz za cudowne danie. Pierwszy raz jadlam w Paryzu w restauracji przed wielu laty. Odtad robie takze tatara lososiowego, jak widze, ze ryba jest fantastycznie swieza.
Post scriptum:
Who or what on earth is „ogorecznik”?
Ogórecznik czyli borago officinalis to roślina pochodząca z Bliskiego Wschodu, uprawiana tam od średniowiecza i stosowana zarówno jako przyprawa jak i lek. Liście w smaku przypominaja ogórek Dodaje się je do sałatek, można też przyrządzać tak jak szpinak. Młode pędy są także jadalne.
A napar z ogórecznika leczy nieżyty błony śluzowej.
Sałatka lub danie z ogórecznika jest teraz bardzo modne.
Borage lub lovage po angielsku, a wygląda tak:
http://alicja.homelinux.com/news/Ogorecznik.jpg
Listki młode dodaję do sałaty, chyba dlatego ogórecznik, że listki mają smak przypominający ogórek, lekko słonawe też. O, a kwiatki zbieram i zamrażam w kostkach lodu – do drinków, niekoniecznie alkoholowych. Kwiatki z wiekiem zmieniaja kolor z niebieskich na różowe.
Mąż mnie wygania na spacer, bo deszcz ustał. Chyba sie przejdę, bo ileż można siedzieć, stawy mi zardzewieją!
http://alicja.homelinux.com/news/Polityka-spotkania/
Borago officionalis! Toz trzeba bylo tak od razu mowic! Czy to sie nie nazywa po polsku lubczykiem, a ogorecznik to taka bardzej nazwa botaniczna? (Tak jak smaczliwka wdzieczna znana skadinad jako zwyczajne awokado, albo gruszka milosna ktora normalnie nazywa sie baklazanem?)
Swietne zdjecia, dzieki. Przynajmniej mamy jakies wyobrazenie jak to wygladalo.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lubczyk_ogrodowy
namieszałam, lovage to lubczyk, borage to ogorecznik.
Zdjęcia dostałam od Torlina.
Panie Piotrze!
Chciałem bardzo Panu podziękować za spotkanie i przemiłą atmosferę.
Wszystkiego najlepszego.
Ja także dziękuję. Miło poznać uczestników wspólnej zabawy i pasji jednocześnie.
Dziękuję za fotki ze spotkania i Torlinowi i Alicji w roli „fotonosza”. Tak mi żal, że mnie tam nie było, ale chyba Torlin porządnie opisał? Będę czytała.
Alicjo,jestes niezastapiona.Prawdziwa encyklopedia!
Podgladam stale! A ogorecznik szaleje u mnie kazdego roku w ogrodzie.Musze go czesto wyrzucac,bo zajmuje coraz wiecej miejsca.
Pozdrawiam wszystkich
Ja też przetrzebiam ogórecznik, bo lubi się panoszyć, ale sporo zostawiam, bo to ładna roślina. Do sałaty dodaję młode listki, wcześniej je trochę przygniatam, bo te włoski są nieco kłujące i niektórych „w zęby kolą”.
Zdjęcie jest z mojej rabatki przed domem.
A przy okazji, jest wiele kwiatów, które można wykorzystać w kuchni, taki ogórecznik na przykład kwiaty też ma jadalne. A dodawaliście kiedyś kwiaty nasturcji? Wygląda przepięknie, a smakuje nieco pieprznie – nie musi być dużo, ot kilka. Pamiętacie takie zielsko – żywokost? Ja się zajadałam właśnie kwiatkami z pysznym nektarem. Tu nie natknęłam się na tę roślinę. Z nasion nasturcji robię oszukane kapary, marynuję i już. Są bardziej pieprzne.
Torlin pewnie coś nam napisze na temat tych spotkań w Polityce. Miłego wieczoru Wam życzę, u mnie słońce piekne i upał, +5C. Obiad z głowy, bo u przyjaciół.
O, Torlin już opisał wszystko u siebie na stronie, właśnie zajrzałam.
RYŻ. Dieta. Indeks glikemiczny. IG to BŁĘDY.
BH.240.
MOTTO: Ryż, to KONIECZNOŚĆ !!
WIKIPEDIA.
Produkty uboczne powstające podczas obróbki ziaren ryżu; czyli otręby i proszek powstały po rozdrobnieniu odpadów z procesu polerowania ziarna, wykorzystuje się jako KARMĘ dla ZWIERZĄT. Z otrąb uzyskuje się olej używany do celów spożywczych i przemysłowych. Pokruszone ziarna wykorzystuje się do warzenia piwa, destylacji alkoholu oraz produkcji skrobi i mączki ryżowej. Plewy stosuje się jako opał i materiał do pakowania, produkuje się z nich również nawóz i furfurol. Słomę używa się na ściółkę, paszę dla zwierząt, pokrycia dachowe oraz do produkcji mat, odzieży, opakowań i mioteł. Ryż wykorzystywany jest także w papiernictwie, do wyrobu przedmiotów plecionych, kleju i kosmetyków (puder). Stanowi źródło skrobi.
Podczas młocki usuwa się zwykle zarówno PLEWY, jak i OTRĘBY, czasem dodatkowo stosuje się polerowanie glukozą i talkiem, co nadaje ziarniakom połysk.
IRL KRAKÓW.
Ryż, biały lub brązowy, podnosi poziom cukru o ok. 18-20% wzrostu po spożyciu, a więc wyjątkowo NISKO, max. po ok. 60 min. czyli nie od razu, i wchłania się DŁUGO !!
Kasza jaglana zawiera skrobię, ryż też, a mimo to kasza wchłania się już po 15 minutach, tj. mamy ten największy wzrost, a w ryżu po 60 minutach. Są to tzw. NISKIE węglowodany, tj. do 26% wzrostu.
WSKAZANIA te można i trzeba ZWERYFIKOWAĆ, również UWIARYGODNIĆ, w trosce o własne zdrowie i Ew. wyniki sportowe.
Każdy kto zechce, może sobie te wzrosty sprawdzić własnym glukometrem i nie jest to trudne !!
Wobec tego ryż powinien być jako produkt żywieniowy; ZALECANY lub DOZWOLONY. Odnośnie konsumpcji to ostanie słowo, co oczywiste należy zawsze do naszego lekarza rodzinnego.
PUENTA:
RYŻ biały to produkt najwyższej wartości odżywczej, to OCZYWISTE !!
Nieprawdy biologiczne oraz puste frazesy o ryżu i nie tylko o ryżu, rozpowszechniają jedynie SPECE od tzw. Indeksu Glikemicznego, a to dlatego, że nic nie badali, nie znają glukometru, również nie czytali książek ze szkoły podstawowej (biologia 4 klasa) czyli plotą i plotą, wydając książkę za książką o tym Indeksie Glikemicznym. Kłamią. OMIŃ !!
Gołym okiem widać, że Ci SPECJALIŚCI od IG, cynicznie i bezczelnie potwierdzają Nieprawdy BIOLOGICZNE, które sami głoszą OŚMIESZAJĄC się przy tym skutecznie.
Przecież do Nich nie możesz zadzwonić, bo nie ma gdzie. Nie masz kogo zapytać, o te wpisy w Internecie, dziesiątki sprzecznych ze sobą tabel, dlaczego ? To proste uciekają przed prawdą bo mówią kłamstwa, piszą oszczerstwa i Ich nigdzie nie ma; jednak PROKURATURA zna IP komputerów. Do krakowskiego IRL KRAKÓW, zawsze możesz zadzwonić bo są to żywi, realni naukowcy nie poddani żadnym NAUKOWYM REŻIMOM czyli lekko, łatwo omawiają PRAWDY BIOLOGICZNE, które zbadali. Warto !!
Zobacz też; CHLEB typu KR-IRL, wg: IRL KRAKÓW.
Książka; pt._______: PORADNIK ŻYWIENIOWY człowieka w XXI wieku.
Wydanie drugie: zaktualizowane i uzupełnione.
Skrót adresu strony w Internecie_______: MAGDALIRL
ADRES_______: http://www.magdalirl.com.pl/
Bardzo ciekawy, hm… to felieton, prawda? Naprawde doskonaly. Mozna powiedziec – przepyszny. Zdjecie, co prawda, nie pasuje do przepisu, ale tez mi sie podoba. Mieso na fotografii to nie poledwica lecz kotlety jagniece. Przepyszne 🙂 A propos poledwicy – w przepisie nie wyszczegolniono… cieleca czy wieprzowa?
pozdrawiam
jo