Czy Tremo miewał tremę

W historii polskiego życia salonowego wiele jest sławnych uczt, które wielekroć opisywali kronikarze. Żadna z nich nie dorównała jednak wydawanym co czwartek przez dziesięć lat (1771-1781) obiadom na dworze ostatniego polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król – człowiek o szerokich horyzontach, subtelny znawca sztuk, znawca literatury i smakosz – proponował w czwartek spotkania przy stole. Zapraszał do siebie elitę artystyczną i naukową.

august.jpg

O ile król dbał o dobór biesiadników, to o stworzenie oprawy kulinarnej spotkań dbał człowiek, którego wpływ na monarchę trwał całe dziesięciolecia i był niezwykły. To Paweł Tremo – „pierwszy kuchmistrz w Europie”. Wiemy o nim sporo: był potomkiem hugonockiej francuskiej rodziny, z królem związany od wczesnej młodości Stanisława Poniatowskiego. W czasie któregoś pobytu „u wód” poznał bowiem i zatrudnił u siebie Pawła Tremo i jego brata Jacquesa, także parającego się kucharskim fachem.

Tremo szlifował swoją sztukę kucharską w całej niemal Europie, a wiedzę poszerzał czytując dzieła uczonych z różnych epok i o różnej tematyce od Apicjusza poczynając. Sam w późniejszych latach napisał „Botanikę kuchenną” – dziełko poświęcone właściwościom ziół i warzyw oraz „Naukę dokładną sposobów warzenia i sporządzania potraw z mięsiwa, ryb, jarzyny, mąki, jako też przyprawiania rozmaitych sosów, robienia esencji ponczowej”.

Przy królu trwał do końca. Już po abdykacji, kiedy Stanisław August udał się do Petersburga, pojechał z nim i Tremo. Po śmierci króla wrócił do Warszawy i tu, na Grzybowie, w podarowanym przez króla dworku dokonał żywota w roku 1810 r.

Jak każdy człowiek sukcesu miał wielu wrogów lub choćby prześmiewców. Opowiadano sobie w Warszawie historyjki o twardych pieczeniach „Tremona”, których nie zjadały nawet psy, o biednym chłopaku, który wzgardził migdałowym tortem z królewskiego stołu. Żartowano sobie, że dobrze zaopatrzona w „dygestywy” królewska apteczka jest stale w użyciu, ratując zdrowie uczestników przyjęć. A doglądał on przyrządzania wszystkich dań, próbował, doprawiał, nadawał im ostateczny szlif. Złośliwcy jednak przypominali: Paweł Tremo nie jadał w królewskim pałacu. Wracał do swego domu i tam zjadał posiłek ugotowany przez sługę.

Obiady czwartkowe posłużyły królowi także w walce z pozostałym po dawnych czasach sarmackim opilstwem. Król abstynent, z dobrze i obficie zaopatrzonej zamkowej piwniczki na stół czwartkowy „obficie starcząc wina, sam tylko pił wodę”. Jedynie biskup Naruszewicz mający mocną głowę wypijał kilka kieliszków. Inni biesiadnicy brali wzór z gospodarza pijąc miernie lub wcale.

Na obiadach tych Paweł Tremo podawał na przykład cietrzewie z buraczkami, głuszce z czerwoną kapustą, sławne z „dobroci”, jak mawiano, jarząbki szpikowane słoniną, liczne pasztety, wędliny, ryby, kiszki, marynaty i baranią pieczeń, szczególnie ulubione danie królewskie. Zupy gotowane przez Pawła Tremo były esencjonalne, pachnące i smakowite. Ulubioną króla był przyprawiany korzennie esencjonalny bulion. Takie zupy jak Rosół z jarząbków czy Zupa cebulowa smakowały uczestnikom obiadów wyjątkowo.

Nie samą jednak sztuką, literaturą i wyższymi wartościami zajmowało się dostojne grono. W męskim towarzystwie, w którym nie brakowało osób stanu duchownego, nadchodził w trakcie obiadów czas na frywolne fraszki, epigramaty i wierszyki. To lubił i król, i goście. W ich przygotowywaniu na czwartkowe spotkania przodował dostojny biskup Naruszewicz, szerszą jednak popularność zyskał sobie mniej znany autor Franciszek Ksawery Woyna. Napisał on na jedno ze spotkań pieśń biesiadną „Hej wiwat kątek/ Skąd życia początek”, śpiewaną wkrótce także poza dworskimi komnatami. Tu po raz pierwszy Franciszek Bohomolec przeczytał też „Kurdesz”, wspaniałą pieść biesiadną sławiącą uroki alkoholu śpiewaną do dziś.

Wszystko jednak kiedyś się kończy. Stanisław August dawał sygnał zakończenia obiadu w iście monarszy sposób. Wchodziło dwóch paziów: jeden z nich miał na tacy kopertę z adresowanym „Au Roi” listem, który był w istocie pustą kartką. Drugi podawał na małej farfurce trzy śliwy, ulubione królewskie owoce. Zgromadzeni wiedzieli,że trzeba się żegnać.

Au revoir.