Cień św. Mikołaja krąży nad Warszawą
Proszę się nie bać. To nie jest groźny cień, jak ten z okresu marksowskiego. To dobrotliwy Starszy Pan szczególnie dbający o dzieci i łakomczuchów.
A oto (patrz zdjęcia) garść dowodów. Co może łączyć aromat orzechów włoskich, wosku pszczelego, wanilii, lukrecji i przypraw korzennych z subtelną słodyczą wina? Tylko francuski ocet winny z Banyuls! A zwłaszcza taki pięcioletni. I taką właśnie butelczynę Vinaigre de Banyuls dostarczył mi ów święty przez posłańców: Agnieszkę i Marcina. Stukrotne dzięki.
W chwilę później zasapany staruszek (renifery nieprzydatne bez śniegu) wrócił, by jeszcze dodać parę innych podarków. A był to Aceto Balsamico di Modena (ocet balsamiczny z Modeny), Olio Carli, czyli liguryjska oliwa extra vergine produkcji braci Carli, oraz spore pudło z napisem Olivabio.
Ta ostatnia przesyłka wprawiła mnie w zdumienie. Znam bowiem oliwę Olivabio, jadłem ją wielokrotnie i uważam za produkt świetny. Pałam do niej sympatią także dlatego, że to produkt POLSKI! Tak, tak, polski. Gaj oliwny w okolicach Kalyves na Krecie kupił Polak z Warszawy. I produkuje oliwę ze wszystkimi atestami Unii Europejskiej w sposób czysty, ekologiczny i wręcz doskonały. Ale pal diabli europejskie certyfikaty. Swoje podpisy na oliwie z Kalyves złożyły i polskie autorytety medyczne: dr hab. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska i prof.dr hab. Marek Naruszewicz (nawiasem mówiąc, mój daleki kuzyn, który co jakiś czas ruga mnie przez radio za zachęcanie słuchaczy i czytelników do łakomstwa).
Dodam więc, by zyskać rozgrzeszenie, że oliwa doskonale działa na układ trawienny, pomaga organizmowi zwalczać reumatyzm, nadciśnienie, zakrzepicę i cukrzycę…
Ale autorytet autorytetem, a mój smak, czyli język, podniebienie i nos same stwierdziły, że to jest pyszne. Nawet do wypicia bez niczego. A zwłaszcza doskonale nadaje się do wypicia przed wypiciem.
No dobra. Ale przecież o oliwie zawsze dobrze mówiłem i pisałem. Dlaczego tak się zachwycam tym płynem w tekturze. A właśnie. To jest dopiero cudo. Wewnątrz pudełka jest bukłak z kranikiem. Po wyciągnięciu kraniku na zewnątrz i lekkim naciśnięciu oliwa płynie strumykiem, który kończy się, gdy nacisk zelżeje. A bukłak zmniejsza swą objętość nie wsysając do wnętrza powietrza. A ma to wielkie znaczenie. Oliwa nie ma kontaktu z tlenem. Nie traci swoich wartości. I dłużej może czekać, aż ją do końca zjemy (bądź wypijemy). Na dodatek można pudło trzymać na wierzchu, bo przez tekturę światło nie dociera do oliwy i jej nie psuje.
I jedyną wadą tego cuda jest wysoka cena. Choć trzylitrowy bukłak kosztuje mniej niż trzy litrowe butelki, lecz i tak jest to niemało. Ale uważam, że warto wydać trzysta złotych raz na kwartał, by mieć wspaniały smak, zapach i pełno zdrowia z kuchni.
Na przywitanie wypiłem spory haust Olivabio, potem Carli, a później zająłem się robieniem winegretu. A pasztet, do którego będzie ten sos, upiekłem poprzedniej nocy.
Mam teraz przed sobą parę dni ucztowania. Więc milknę. Cześć!
Komentarze
O chwileczke!
Jeszcze do zgadywania, co gotujemy, ja wszystkie odpowiedzi znalam, ale nie moglam wyslac, bo (i teraz sprawdzam raz jeszcze…)
„The requested URL /internet@polityka.com.pl was not found on this server.”
Diabelek internetowy dziala albo cus?!
Ale niewazne – tak jak Pan sie ucieszyl z tego Mikolaja, tak ja sie ucieszylam z tych grzybow wczorajszych, bo co z Polski, to z Polski! Porozgladam sie tutaj za Olivabio, bo jesli Polak, i na Krecie… to musi byc dobry produkt, a ja tu za Oceanem jak moge kupic cos od Rodaka, to zawsze kupuje. I jeszcze polecam autochtonom!
Pyro droga (tez a propos wczorajszego wpisu), naczytalas sie Arkadego o tych lasach pachnacych zywica… nam sie tez tak wydawalo, ze wysiadziemy z samolotu i poczujemy ten zapach.
Ten zapach zeby poczuc, trzeba bylo jechac ode mnie (Kingston, Ontario) mniej wiecej 4000 km do British Columbii, to tamte lasy opisywal Fiedler, tu w Ontario prawie wszystko wycieto w pien, krzaki zostaly! No, nie do konca tylko krzaki, ale prawie ze, bo lasy dziewicze naprawde tutaj poszly pod siekiere ostra. Napisalam, ze raz na jakis czas przyroda obdarza nas tutaj grzybami, bo jest tu raczej sucho, a i gleba chyba nie taka. W British Columbii wilgoc zawsze, lasy wielkie i w ogole to, co opisal Arkady. Grzyby tez sa, tylko zbieraja je Europejczycy ( moge mowic tylko za Polakow, Czechow i Niemcow z wlasnego doswiadczenia), Kanadyjczycy sie boja bo sie nie znaja, wydaje im sie, ze to wszystko trucizna okropna. No i bardzo dobrze, niech sobie tak mysla, wiecej grzybow dla nas! I naprawde nie zartowalam z tym , ze jak juz sie jakiegos grzyba w lesie(tutaj) znajdzie, to Rodacy przy nim, bo po deszczu wszyscy wyruszamy do lasu! Ale dzielimy sie, dzielimy!
Panie Piotrze, serdeczne dzieki za adres Ristorante Gli Angeletti. Bedzie z pewnoscia wyprobowana, a jak sie okaze nie tak dobra jak sobie z Pana opisu wyobrazamy, to odeslemy rachunek do Polityki. Tak! zapomnuialam o tym wspomniec….
Cieszy mnie, ze w Polsce jest do zdobycia prawdziwy, nie podrabiany, ocet modenski. No pewnie, ze jest drogi, ale trwa i trwa, nie psuje sie, gestnieje sobie cichchutko w ciemnym flakonie. Sprobowalam ostatnio bialego octu balsamicznego , o wiele tanszy – no, moze byc, ale nie powala z nog.
Kiedy w mojej niezbyt zamoznej dzielnicy londynskiej przed laty pojawil sie spozywczy sklep francuski, ktos ze znajomych nazwal to „croissandyzacja ulicy”. W Polsce najwyrazniej zachodzi „modenizacja” – od Modeny. Co jest bardzo dobrze. Bo kazdy balsamico (nawet, tfuj, czteroletni) jest o niebo lepszy od octu spirytusowego.
A ja jeszcze robie w kuchni wspanialy aromatyczny ocet malinowy, ktory nawet sam Ludwik Lewin of Paris, gourmet et gourmand, importowal ode mnie do swojej kuchni. Czesto rozdaje ten ocet (szkocka receptura, ale wyjatkowo dobra) w ladnych rustykalnych butelkach jako prezent gwiazdkowy. Gesty, aromatyczny ocet malinowy (mozna robic takze z mrozonych malin) swietnie zastepuje balsamico. Wtedy kazda salata ma nieuchwytny, bardzo delikatny zapach i smak malin.
A jak będzie smakowało to co z rachunkiem? Może bez względu na wynik wysłać go gurmandowi z Paryża.
Podczas kolacji Pod Aniołkami proszę pozdrowić szefa kuchni – Wiktora ze Lwowa. Tak to się porobiło, ze Włochom, w Rzymie gotuje Ukrainiec mówiący po polsku. Smacznego!
Panie Piotrze!
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję.
Smacznej lektury i sukcesów przy stole Torlinie!