Uczyć czy nie uczyć
Jeśli chodzi o rzeczy praktyczne i dobre, takie jak na przykład umiejętność gotowania, zazwyczaj na tak postawione pytanie udzielamy odpowiedzi, że lepiej uczyć. Przekonanie mamy silne, nie zawsze jednak wystarcza nam cierpliwości, aby uczyć własne dzieci. Zresztą nie mamy też zwykle nadmiaru wolnego czasu, wydaje nam się, że tysiąc i jedna sprawa czeka, a praca w kuchni to rzecz drugorzędna wobec algebry czy zabranego z biura pliku spraw do przejrzenia.
Fakt, wspólne gotowanie może poczekać. Ale powinno, zapewniam, wobec doświadczenia własnego, poczekać tylko do pierwszej nadarzającej się okazji. Nie będę opowiadać o przerwanej nici tradycji, o znaczeniu łączącego rodzinę wspólnie spędzonego w kuchni czasu. Nie, przypomnę tylko, że wcześniej niż nam się zdaje każda młoda osoba, chłopak czy dziewczyna, staje bezradna w kuchni, jeśli choćby nie widziała, jak to się robi.
Mówię to, bom sama nie bez winy, bardzo niechętnie patrzyłam na moje dziecko w kuchni, uważałam poza tym tę właśnie wiedzę za dość marginalną. Przestała wydawać mi się marginalna, kiedy moja przyjaciółka, dziś już nieżyjąca Beata Mellerowa, namówiła mnie do napisania wspólnej książki. Pierwszy pomysł był taki, że obie mając dzieci, nie nauczyłyśmy ich zupełnie niczego z własnych, przekazanych przez mamy i babcie mądrości. Trzeba było tę lukę wypełnić. Beata Mellerowa, będąc historykiem kultury materialnej, miała morze wiadomości, które razem, z wielką przyjemnością, spisałyśmy i przedstawiłyśmy we wspólnej książce. Oczywiście obok pełnego zestawu przepisów, których używałyśmy w obu domach, a które były w dużej mierze spadkiem po naszych rodzinach. Lubię bardzo tę książkę, choćby dlatego, że to właśnie od tego czasu pisanie o jedzeniu i jego historii stało się moim zawodem.
Z prawdziwym też wzruszeniem widywałam tę książkę używaną w domach dzieci Beaty i mojej córki. Cel został spełniony.
Ostatnimi czasy okazało się, że pisanie o jedzeniu jest tak frapujące, że widać genetycznie przechodzi na następne pokolenie. Ukazała się pięknie wydana książka Katarzyny Meller, córki Beaty Mellerowej, w której rozpoznajemy zmienione przepisy mamy wynikające z tej samej pamięci smaków i mnóstwo przepisów Kasi, która talent do twórczego kucharzenia ma wielki. Umie też inspirować się różnymi kuchniami. Czy zdziwi kogoś tytuł książki, który brzmi „W kuchni matki i córki”? Prócz przepisów znaleźć w niej można wiele wspomnień, zdjęć i zabawnych anegdot o całej rodzinie, która znana jest z wielu innych dziedzin działalności.
I na koniec stawiam pytanie: uczyć dzieci kuchni czy nie uczyć. Czekam na Wasze zdanie w tej sprawie.
Barbara
Komentarze
Dzień dobry dla mistrzów patelni i dla podkuchennych oraz dla rodziców i dzieci w kuchni!
Z tym uczeniem to bywa różnie, chyba najważniejsze, by uczeń był skłonny do nauki, a nie zawsze jest. Moja Mama będąc młodym dziewczęciem w ogóle nie interesowała się kuchnią i absolutnie nie była chętna do żadnej nauki. Wyszła za mąż nie mając pojęcia o gotowaniu i wszystkiego uczyła się we własnym gospodarstwie i głównie na własnych błędach. Potem wraz z wiekiem interesowała się kuchnią coraz bardziej i stale mi podrzucała różne przepisy 🙂
Wracając jeszcze do wczorajszego wieczoru-zapomnieliśmy podać chińskich, księżycowych
ciastek 🙂
https://www.chinskiraport.pl/blog/wp-content/uploads/2013/09/ciastko-ksiezycowe.jpg
Dzień dobry, gdy byłam dzieckiem w naszej kuchni królowała babcia, która była szybka, energiczna, gotowała świetnie, ale uważała, że sama to zrobi najlepiej i najczęściej z tej kuchni nas wypraszała. Teraz moje małe siostrzenice chętnie pomagają w kuchni babci i dziadkowi. Czasami wymuszają różne rzeczy – na przykład dwa tygodnie temu zmusiły dziadka do zrobienia karnawałowych chruścików 🙂 dzielnie przy tym pomagając. Właściwie tata tylko nadzorował pracę.
Z domu rodzinnego nie wyniosłam żadnej wiedzy kulinarnej. Mama nie zachęcała nas, mnie i siostry, do pomocy a my nie okazywalysmy zapału. Obie nauczyłyśmy sie gotować juz na własnych gospodarstwach, czesto pytając mamę o radę. Zaczelam wtedy spisywać jej przepisy, które są najcenniejsza częścią mojej kulinarnej biblioteki. Mój syn był chętny do pomocy w kuchni juz od dzieciństwa a kiedy moi rodzice odwiedzali nas, babcia uczyła go smażyć naleśniki. Teraz umie i lubi gotować, duzo improwizuje, zdarzają sie wpadki ale na ogół dobrze sobie radzi. Cieszy mnie to bardzo a jego dziewczynę jeszcze bardziej 🙂
Internet za pierogi.
Kiedy zacząć uczyć dzieci gotowania? Pewnie nie powinienem się wypowiadać tak jak ksiądz o wychowaniu… Ale niekze ta, jak mawiaja górale. Tak sobie myślę, że zanim zacznie się naukę gotowania, należy dziecko nauczyć jedzenia. Odserwuję (obserwowałem ) dzieci znajomych , których nie nauczono jeść różnych rzeczy i nawyk pozostał w dorosłym życiu. Znajoma teraz dorosła kobieta nie je owoców, mięso z potraw wydłubuje widelcem i odkłada z boku na talerzu, poza tym ma całą masę potraw których nie tknie. Jak wygląda szkoda gadać. Nie chcesz dziecko jabłuszka to nie jedz… Zdaję sobie sprawę jak trudno wychować dziecko niejadka ale spora grupa rodziców szybko rezygnuje z różnorodnego jedzenia i pozwala dzieciom jeść co chcą. Dochodzą do tego różne mody. Moja znajoma przeszła na weganizm i taką samą kuchnię wmusiła swoim dzieciom. Dzieci gdy matka nie widziała dosłownie rzucały sie na potrawy z mięsa. Terz gdy są dorosłe jedzą normalnie ale gdy były dziećmi żal było patrzeć na wygłodzone i wychudzone patyki.
Wczoraj oglądałem na moim boxie program kulinarny z udziałem dzieci, tak około dziesięciu lat. Z przerażeniem patrzyłem na rozgrane patelnie pełne tłuszczu gdzie dzieci coś smażyły. Ledwo co wystawały nad patelnię Przypominało to konkurs mis dla pięciolatek. Może musi zdarzyć się wypadek w kuchni na wizji , by ktoś poszedł po rozum do głowy. Wbrew pozorom wypadki w kuchni z udziałem małych dzieci zdażają się bardzo często. Uczyć dzieci ale z rozsądkiem w odpowiedni sposób i w odpowiednim czasie, znając ich możliwości ruchowe i percepcję.
Nowy, dzieki za wczorajszego Lesmiana i adres blogu.
Dzieci uczą się same, przez „osmozę”, gdy je od małego umiejętnie zatrudnić w kuchni. Co nie jest proste.
Jeśli się je traktuje jako przeszkodę i te, wszystkiego ciekawe szkraby przepędza, bo przeszkadzają, brudzą i plączą się pod nogami, to im ta ciekawość mija i znajdują inne zainteresowania nie przestając cenić gotowego, podsuniętego pod nos jedzenia.
Moja mama traktowała córki jako pomocników od ucierania, ubijania, dolewania, dosypywania, ale wszystko „na oko”, czarna magia.
Przez wiele lat nie miałam odwagi zamiesić samodzielnie drożdżowego ciasta, bo skąd miałam wiedzieć, kiedy przestać dolewać ciepłe mleko lub stopione masło 🙄
Wiedziałam jednak, jaka powinna być konsystencja ciasta na pierogi, bo wiele razy musiałam rozwałkowywać placuszki, napełniać je i lepić.
Pamiętam też pierwszy własnej roboty makaron ugniatany z jednego jajka i mąki na taborecie. Wyszedł jakiś szarawy, ale jaki dobry 😎
Co robią dzieci po powrocie ze szkoły, kiedy matka pracuje do wieczora?
Eksperymentują w kuchni.
Samodzielnie gotowany kaimak, makagigi, chałwa z pestek dyni, kogel-mogel… Pamiętam i potrafię do dziś.
Moje dziecko zaczęło eksperymenty kuchenne od zmieszania (na podłodze) litra oliwy z półlitrem oleju z ostu. Miało 2 latka.
Pierwsze ciasto powstało w pralni z proszku do prania i płynu do płukania. Wszystko w dużych ilościach, bez ważenia i odmierzania 😎
Teraz, jak twierdzą przyjaciele, robi chałkę lepszą od mojej.
U mnie w kuchni przez długie lata królowała babcia. Jako koszmarny niejadek do czasów wczesnoszkolnych unikałam kuchni jak jak ognia. Potem to się zmieniło, pamiętam jak mieliłam, w maszynce ręcznej oczywiście, mięso na pasztet (3 razy, na koniec z drobnym sitkiem), podobnie mak do makowca. Stanowczo wolałam mięso. Trzymałam miskę z ciastem drożdżowym i dolewałam masło jak babcia, potem mama je wyrabiały. Patrzę z zadowoleniem jak wnuczka z przyjemnością zajada warzywa i owoce, a sobotę się zdziwiłam jak bez skrzywienia zaczęła przeżuwać plasterek cytryny. Podobno lubi przypatrywać się czynnościom kuchennym i nawet kupili jej stołeczek, żeby mogła to sobie obserwować. Mój syn mistrzem kucharskim nie jest, ale jak trzeba obiad sobie zrobi, wie jakie mięso i gdzie kupić dobre ryby czy warzywa, lubi i docenia dobre jedzenie.
dzień dobry …
trochę dziś zaspałam i jestem w niedoczasie … temat ciekawy ale może później skomentuję bo mnie czas goni ..
taka informacja tylko .. „PKB w trzecim kwartale +2,5% .. najgorzej od trzech lat …gorzej od najgorszych przewidywań” …
Mam podobne do Waszych doświadczenia. W domu pełniłam rolę pomocnicy i choć mama udzielała mi teoretycznych nauk, bez praktyki pozostały bezużyteczne. Zresztą zupełnie nie ciągnęło mnie do gotowania. Dopiero ” na swoim” musiałam się trochę nauczyć, ale też stopniowo, bo to były czasy, kiedy dość powszechnie korzystało się ze stołówek pracowniczych. Zaczęłam kupować jakieś książki kucharskie, bo musiałam mieć dokładne przepisy.
Syn pomagał mi przy świątecznych wypiekach, dzielnie mieląc mak i twaróg. Teraz radzi sobie dość dobrze w kuchni. Sześcioletni wnuk nie przejawia na razie żadnych zainteresowań kuchennych.
Konkursy kulinarne dla dzieci nie budzą mojego entuzjazmu.
Widze, ze jestem w doborowym towarzystwie. Gotowanie mnie nie interesowalo jak obecnie moja corke. Ja mialam oczy wsadzone w ksiazki a ona w komputer. Z czasem zaczelam gotowac, ale z musu. Latwiej mi poszlo we Francji, bo to co bylo w przepisie to moglam kupic w sklepie. Podobnie jak Krystyna musialam miec dokladny przepis.
Oczywiście, że tak. Mimochodem.
Nie na zasadzie: pójdź dziecię, ja cię uczyć każę, tylko przez wspólne zajęcia w kuchni, wspólną radość z gotowania, rozmowy przy garnkach o wszystkim i niczym, o jedzeniu, o życiu, przez dekorowanie ciast i innych potraw, opowiastki kuchenne o zwyczajach kulinarnych (rzecz jasna, nie tylko) w różnych krajach i czasach.
Podobnie dziecko uczy się np. znajomości przyrody: wspólne wędrówki, obserwacje, robienie zielników, rozpoznawanie śladów zwierząt, doczytywanie w mądrych książkach. I tak dalej 🙂
Wypraktykowane z dobrym skutkiem 😀
Warto uczyć się gotowania 😉 https://www.youtube.com/watch?v=MAp8j4c2LGs
Bjk, moje dziecko przeszlo przez prawie wszystkie znajomosci jakie podalas, jak byla mala to jej nawet dalam make, cukier i jajka aby cos robila.Ona woli dlubac srubokretem lub robic dziury w scianie aby powiesic polki. Szyje sobie stroje i robi bron wg japonskich komiksow manga i bierze udzial w roznych konkursach. Raz wygrala konkurs we Francji innym razem podroz do Japonii. Ja kuchnia nie interesuje. Lepi tylko pierogi jak jest w domu.
Elapa, wiadomo, że nie wiadomo, co z tego wyniknie. Czasem gotowanie chwyci i będzie współgrać z innymi, „poważniejszymi” zainteresowaniami, a czasem nie. Do nas, rodziców, czy dziadków (oczywiście nie ograniczam się do mam i babć!) należy sianie. A nuż coś wyrośnie? Że tak odwołam się zawsze aktualnej piosenki Kaczmarskiego 🙂
A skoro już przy poezji, to chętny odzew dla Nowego:
http://literat.ug.edu.pl/xxx/lesman/swidryg.htm
Dołączam się:
„Co sto lat tu zlata ptaszek,
Złoty ptaszek, Gregoraszek,
Puka w dąb: niech w dębu szparze
Dziwożona się pokaże!
Stuk, puk! z dziupli wypłoszona,
W świat wybiega Dziwożona,
O, już tańczy zwijanego.
Gonionego, wyrwanego.
Leśnej bajce dając wątek.
Pośród modrych tańczy łątek,
Gra jej ciepła trzcin muzyka,
O, ucieka już, już znika.
Pobiegnijmy za nią w ślady,
Na wywiady, na wybady,
Zanim dąb się zamknie za nią,
Za tańczącą Złotopanią!
Bo ptak złoty lubi zwlekać,
Więc sto lat będziemy czekać,
Na drzwi dębu otworzone
Znów pokażą Dziwożonę.”
B. Leśmian
Jako dziecko też wolałam sadzić z ojcem drzewa owocowe, budować płot czy pojechać z nim na ryby albo grzyby. Pomaganie w kuchni to był raczej obowiązek, tak jak sprzątanie czy plewienie w ogrodzie (wolałam kopać), ale pewną wiedzą przy tym nasiąkłam.
Majsterkowanie przy zepsutych wtyczkach (umiem wymienić, ale tylko taką rozkręcaną), malowanie ścian i podłóg, budowa własnej etażerki… Różne się miało pomysły 😉
Później przyszła faza szydełkowania koronek na batystowych chusteczkach (sąsiadka była mistrzynią) robienia na drutach, szycia, tkania…
Każda umiejętność może się przydać.
Moja mama usiłowała nauczyć mnie robienia skarpet na drutach, ale przy pięcie wykazałam się takim oporem, że dała mi spokój.
Moja teściowa zaopatruje całą rodzinę w skarpety, siostry „drutują” namiętnie, co ja im będę robić konkurencję 🙄
Moje dziecko zaś powiedziało mi pewnego dnia:
– Mamusiu, już się nie musisz uczyć robienia skarpet, ja tatusiowi zrobię.
I zrobiła. Piękne, długie i z wzorami, do górskich butów.
A zwykłych wełnianych skarpet od teściowej ma on zapas na najbliższych 30 lat 😎
Z dziećmi można gotować na wesoło, ale to też nie jest gwarancja, że pokochają pracę w kuchni: http://3.bp.blogspot.com/-yQlE8AKEZpU/T3G4Ou-V4_I/AAAAAAAAEeI/TpgZ9_wMAu0/s1600/040.JPG
https://www.youtube.com/watch?v=uBvvUxIBhCs
🙂
🙂 Niby mało, a jak dużo
Nie obiecuję ci wiele…
Bo tyle co prawie nic…
Najwyżej wiosenną zieleń…
I pogodne dni…
Najwyżej uśmiech na twarzy…
I dłoń w potrzebie…
Nie obiecuję ci wiele…
Bo tylko po prostu siebie…
B. Leśmian
ja myślę, że uczyć można w ramach rodzinnej rozrywki .. ale nauczyć trudno jeśli brak zainteresowania .. u mnie w rodzinie tak się złożyło iż to panowie od chłopięcych lat garneli się do kuchni a panie gotowały jak już musiały .. tata moich dzieci gotuje wyśmienicie ale to syn lubił wymyślać rożne potrawy … córka ma szczęście bo ma męża gotującego i to on ją nauczył jeść wiele dań, których jako dziecko do ust nie brała .. niby takie samo wychowanie a dwie różne osoby wyrosły nam w naszej kuchni …
więcej Leśmiana poproszę … 🙂 .. balsam na duszę …
Dzień dobry w moje południe,
następny piękny, słoneczny i ciepły (+12c w cieniu) dzień, niespotykany listopad, wiem, co mówię, to mój 34 listopad tutaj.
Mój syn nauczył się gotować i robi to dobrze, nie będąc uczony i nie gnałam go do kuchni. Sam przyszedł i to i owo podejrzał, o to czy tamto zapytał. Tak jak ja w dzieciństwie, bo życie rodzinne toczyło się w wielkiej kuchni. Tu się coś pomogło, tam zagnali do pomocy…poza tym chętnie przeglądałam stare wydanie „Kuchni polskiej”. Drobna pomoc w kuchni, tu obrać ziemniaki, tam przypilnować czegoś, wreszcie samemu jakieś racuchy czy zupy…wszystko w swoim czasie, tak jak to zauważył Miś Kurpiowski. Dzieci zaganiane na siłę do kuchni nie mają z tego radości i z niej uciekają
Programów kulinarnych w tv jest bez liku (szczególnie w sobotnie przedpołudnia!), zauważyłam ten sam „trynd” w Polsce i tak jest prawdopodobnie wszędzie. No i dobrze – dla każdego coś miłego 🙂
w zupelnosci wystarczy, kiedy bachor posiadzie umiejetnosci operowania i nozem, i widelcem, i mala lyzeczka i ta do zupy. dodatkowym + jest kiedy nie bedzie siorbal, ani z lyzki, ani z kubka. a jezeli nie bedzie wylizywal talerza jerzorem, to tez na dodatnie plusy mozna mu zaliczyc.
wszystko inne jest mu zbedne do normalnego zdrowego funkcjonowania w obecnym kosmosie.
czas spedzony przy garach, probowania, smakowania i lizania to czas ktory bardzo ciezko nadrobic, a zatem zamiast dawac wachac bachorowi garowe opary mozna z nim, a to na rower, a to do muzeum, a to na deskorolke, a to na plywalnie albo inne atywnosci ruchowe w aktywowac.
domowe nauki kulinare rzadko kiedy daja wiedze, ktora przydatna jest w kulinarnym zyciu, bardziej odzwierciedla tradycje, przyzwyczajenia i regionalne smaki niz umiejetnosci laczenia produktow, by sobie oraz i tym z ktorymi spozywamy to cosmy nagotowali nie szkodzilo.
od jakiegos czasu staram sie gotowac jedynie ( srednio w roku ) przydotowywac posilek co drugi dzien. niech sie inni mecza ze mna 🙂 oczywiscie ze do tej kuchennej bezrobotnej czesci rocznych dni, wliczam jeden, a dosyc czesto i drugi dzien w tygodniu kiedy tylko pije. z przyjemnoscia mineralna wode gazowana 🙂
od czasu do czasu nalezy zresetowac smaki, a na lepsza metode jeszcze nie trafilem 🙄
Na prośbę Jolinka 🙂
Ty przychodzisz jak noc majowa…
Biała noc, noc uśpiona w jaśminie…
I jaśminem pachną twe słowa…
I księżycem sen srebrny płynie…
Kocham cię…
*
Kocham cię jak powietrze.
Jak dziurę w starym swetrze.
Jak drzewo na polanie…
Po prostu kocham cię… kochanie.
*
Czy pozwolisz, ze ci powiem…
W wielkim skrócie i milczeniu…
Że ci oddam i otworzę…
W ciszy serc, w potoków lśnieniu…
Słowa dwa przez sen porwane…
Przez noc ukryte… przez czas schwytane…
Słowa dwa, co brzmią jak śpiew,
dwa proste słowa… kocham cię.
B. Leśmian
Dwoje Ludzieńków
Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.
Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.
Nie widzieli się długo z czyjeś woli i winy,
A czas ciągle upływał – bezpowrotny, jedyny.
A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Pod jaworem – dwa łóżka, pod jaworem – dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.
I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia, bez jednego uśmiechu.
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Chcieli się jeszcze kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
By wrócić na ziemię – lecz nie było już świata.
https://www.youtube.com/watch?v=Z0dBGMdUzKw
Strug, Leśmian, Soyka
https://www.youtube.com/watch?v=FA8O2yTP_YE&list=PLWwQB0Jm3yClU0VXRPauFRLkWX4W7_sAh
W liceum byłam zafascynowana Leśmianem i kiedyś w ramach pewnej lekcji poezji sprawiłam nieświadomie swojej koleżance ogromną przykrość, właśnie zmarła jej mama , a ja bardzo sugestywnie, recytowałam ten wiersz:
Po co tyle świec nade mną, tyle twarzy?
Ciału memu już nic złego się nie zdarzy
Wszyscy stoją, a ja jeden tylko leżę –
Żal nieszczery, a umierać trzeba szczerze.
Leżę właśnie zapatrzony w wieńców liście,
Uroczyście – wiekuiście – osobiście.
Śmierć, co ścichła, znów zaczyna w głowie szumieć,
Lecz rozumiem, że nie trzeba nic rozumieć…
Tak mi ciężko zaznajamiać się z mogiłą,
Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!
Dziś znalazłem w internecie mój ulubiony kanał TV Alice. Kiedyś był dostępny na Astrze potem zakodowali, przez jakiś czas była niekodowana wersja niemiecka. Niestety jesienią ubiegłego roku zakończono nadawanie. Chyba się Włosi przeliczyli z oglądalnością w Niemczech.
Najciekawszym programem jest Akademia Luca Montersino. Nauczyłem się od niego robić gnocchi z parmezanem. Teraz robiąc zwyczajne kopytka z ziemniaków i startego na tarce białego sera dodaję trochę parmezanu lub grana padano. Niebo na talerzu.
Alice – pamiętam, była kiedyś platforma sat o nazwie „Wizja” – chyba tak się to nazywało? Tam też była niekodowana wersja, ale chyba oryginalna, włoska. Bardzo ciekawe programy. Oglądałam czasami u siostry.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry,
Uczyć, nie uczyć….oczywiście uczyć!!! Jako dziecko spędzałem w kuchni mnóstwo czasu pomagając mamie w różnych kuchennych czynnościach, zwłaszcza przed świętami. Mak i mięso na pasztet, które musiało przejść przez maszynkę, czekało na mnie, a właściwie ja się wyrywałem, żeby to robić. Nikt nas z kuchni nie wyganiał, nigdy nie słyszałem, że przeszkadzam.
Ale najwięcej uczyła mnie nasza ciotka. Miała rzadkie imię Xawera, urodziła się w 1986 roku i spędzała u nas większość zim. Bardzo dużo gotowała i piekła i robiła to świetnie. Jako nauczycielka miała do nas anielską cierpliwość, nigdy nie okazała najmniejszego zniecierpliwienia. Do dzisiaj pamiętam niezdarnie wykrajane przeze mnie świąteczne pierniczki wędrujące do pieca. Byłą moją pierwsza nauczycielką nie tylko w kuchni, ale w lesie i w ogrodzie też. Dzięki niej czytać i pisać umiałem dużo wcześniej zanim poszedłem do szkoły.
A gotowanie – dzięki tamtym doświadczeniom umiem znacznie więcej niż tutaj pokazuję, zawsze myśląc z wdzięcznością o mojej ciotce i mamie.
To moja ciotka Xawera
https://photos.google.com/share/AF1QipPo8p8XfNT2NYTDjG9hTFM6BKVjO3BPKdVFVex_QA1OosHkcvj6EWg8wyDQ2LRVag?key=NWZMYkNlZmkxaVRrd09CcE9XM0R1RExQb2dmNWJ3
Dobranoc 🙂
errata… w roku 1896.
dzień dobry …
to może dżem do bułeczek z kawą …
http://pyrynagaz.blogspot.com/2016/11/dzem-dyniowo-pomaranczowy.html
Asiu dziękuję … 🙂
Nowy dziś niestety ani babć ani cioć rodzinnych w domu brak … każdy wspomina ale teraz się mieszka jednopokoleniowo … Amelka gotuje z rodzicami ale tylko w weekendy .. do babć i dziadków wpada na chwilkę i pędzi na zajęcia dodatkowe ..
Masz rację Jolinku, dzisiaj jest to coraz rzadziej spotykane. Może dlatego z wielkim sentymentem myślę i wspominam swoje coraz bardziej odległe już dzieciństwo.
Jak relikwie trzymam też stare rodzinne fotografie, może nawet za często je tutaj zamieszczam, ale upatruję w nich coś szczególnego. Każda z nich powstała nie wskutek „pstryknięcia”, jak to tutaj niedawno na blogu padło, ale każda z tych fotografii to małe, pozowane dzieło ówczesnej, amatorskiej sztuki fotograficznej. I zgadzam się z Misiem, że zdjęcie nie powinno być „pstrykane, ale wciąż „robione”.
Galopujący rozwój techniki bardzo często zabija jakikolwiek wysiłek, w fotografii również.
Nowy dla mnie to nawet za mało … lubię wspomnienia i stare zdjęcia …
przyda się … strona informująca o wydarzeniach darmowych lub takich, na które cena biletu nie przekracza 20 zł ….
https://kulturadostepna.pl/
Nowy
Pozowane zdjęcia… Fotografując ciągle spotykałem się z sytuacją gdy trudno namówić ludzi do pozowanych zdjęć. Tradycyjna srebrowa technika wymuszała inny sposób fotografowania, każdy wiedział, że chcąc mieć dobre zdjęcie musi na chwilę się zatrzymać i spojrzeć w obiektyw. Stare albumy rodzinne są pełne zdjęć ludzi „zatrzymanych w kadrze” . Starannie ubranych, uczesanych bo zrobienie zdjęcia było czymś odświętnym, czymś ważnym. Teraz fotografuje się byle gdzie, jak popadnie. Efekt? Masz tysiące cyfrowych zdjęć a jak musisz pokazać to masz problem z wyborem . Znika też zwyczaj zamieszczania wydrukowanych zdjęć w tradycyjnych albumach. Zdjęcia wrzuca się w chmurę, zamieszcza na jakimś portalu, przechowuje na dyskach komputerów i nagle jest dramat bo w parę sekund znika twoje jakże bogate w wydarzenia życie. Dobrze jeśli przy pomocy fachowca można zdjęcia odzyskać. Tyle tylko że odzyskanie z dysku o pojemności 1 czy 2 TB zapełnionego filmami i muzyką graniczy z cudem albo kosztuje majątek.
MisKU (: ze masz do czynienia z ludzina niepoddajaca sie twoim wplywom przed obiektywem.
jesli jestem sam w plenerze, to dosc czesto prosza jestem o pstrykniecie obrazka. i tu zaczyna sie swietna 🙂 zabawa. zazwyczaj zaczynam od zdejmowania 🙄 spoko, spoko najpierw ciemnych okularow. mam taki dziwny zwyczaj, nawet podczas rozmowy patrzenia drugiej stronie w oczy. nie pamietam by ktokolwiek tego nie uczynil. nastepnie wyzwalam u delitwenta, jesli nie ma naturalnego, lekki usmiech i w tym momencie zaczynaja oczy blyszczec. toto, to fantastyczny efekt na obrazku. ale na tym nie koniec. posuwam sie dalej w dol i zwracam uwage na postawe pacjenta. wystarczy jezeli dlonie lekko zostana odwrocone naczepna strona do obiektywu, to automatycznie sylwetka staje w pionie. spogladam toche nizej, jeszcze nizej i proponuje jedna przednia noge lekko ugiac w kolanie, tylnia wyprostowac i tulow lekko pochylic do przodu. pstryk.
ja wiem o tym, ze 99 % ludziny na obrazku chce wygladac lepiej niz w realu, a zatem przed obiektywem przyjmuja bardzo czesto wszelkie moje wymysly. w taki sam sposob ustawiam pacjenta do kolejnych ujec kadrow. zabawa jest znakomita 🙂 dla obu stron 🙂
Misiu,
a spróbuj namowić do pozowania psa albo kota 🙄
Moja tegoroczna jesień
Dużo gór, dużo chodzenia…
Jaką pozycję należy przyjąć, aby lepiej wyglądać na zdjęciu?
Taką? 😉
No, to obie płcie już wiedzą, jaką 😉
nemo zdjęcia dają pozytywne myślenie .. mnie najbardziej brakuje słońca tej jesieni …. zwierzęta i rowerzysta pięknie pozowali .. w Genewie, Lucernie i Montreux udało mi się być i nawet mam zdjęcie z pomnikiem Freddie Mercury … a co jest na tym zdjęciu z Diavolezza? … wygląda jak bar z kieliszkami ..
dziś robię placki z kurczaka i kukurydzy ..
Porządkowanie starych zdjęć to znakomite zajęcie na długie, jesienne wieczory. W miarę wolnych chwil właśnie się tym zajmuję i przede wszystkim podpisuję, co niepodpisane, ale zdarza się, że mam wątpliwości.
Nemo-rzeczywiście sporo się nachodziłaś tej jesieni 😉 Fantastyczne zdjęcia!
Jolinku-sznureczek o dostępnej kulturze przesłałam czym prędzej do Latorośli.
Cenna informacja, warta więcej niż 20 zł 🙂 Dzięki.
Nemo, 🙂 milo popartrzec szczegolnie na dwa obrazki. czyzbys robila je z mysla o mnie 🙄 ?
uwielbiam takie kontrasty: woda, wiatr w latawcu a ja na desce, w oddali pico del teide w bialym kolnierzyku 🙂 w takich przypadkach ogromny usmiech osadza sie na mojej twarzy pomimo piekacego slonca i slonej wody 🙂
ostatnio w ramach alternatywnych aktywnosci wyporzyczylem w el medano elektro mountaibike. kto tego jeszcze nie robil temu goraco polecam. fantastyczna zabawa, nie trzeba inwestowac duzo sily na podjazdy. jezdzic mozna przez pol dnia i jezor nie wisi do kolan.
Jolinku,
miałaś to zdjęcie na myśli?
Jeśli to, to jest to armatka śnieżna szykująca podkład pod trasy narciarskie. Wyglądały (było ich więcej) trochę groteskowo w w wolnym od śniegu krajobrazie, ale na tej wysokości (prawie 3000 m) temperatura pozwala na takie ekstrawagancje. Teraz doszło tam co najmniej pół metra naturalnego śniegu.
Aby wędrować dalej, na ten szczyt, z którego widać przełęcz Bernina i turkusowe jezioro na niej, trzeba się było przedrzeć przez istną zadymkę 😉
Szaraku,
w tutejszych górach też już coraz więcej „elektrycznych” rowerzystów, ale chyba żaden nie ma mniej niż 50 lat.
tak nemo … ale taki bar by się przydał w górach … 😉
Danuśka prześlij i pozdrów dziecko … 🙂
Jolinku,
zacznie się sezon narciarski, będzie i bar.
Poza tym przy prawie każdej stacji tutejszych górskich kolejek jest jakaś knajpka, bar, bufet. Z pragnienia i głodu nikt nie zginie 😉
Chodząc po tych górach jesienią stwierdziliśmy przy wielu trasach pięknie urządzone miejsca na ognisko zaopatrzone w drewno, często zadaszone. Trzeba tylko przynieść ze sobą coś do wrzucenia na ruszt.
Nemo,
po plaskim to uwazam ebike za swego rodzaju feszytyzm, ale trzeba raz sprobowac ebike w gorskich i skalistych terenach, zeby przestac sie dziwic 🙄
juz niedlugo tez to ciebie czeka 🙂
Szaraku,
u mnie nie ma płaskiego.
Czasami zazdroszczę mojej sąsiadce śmigania pod naszą górkę na jej e-bike’u, ale to ciężki rower, o wiele za ciężki na ewentualną jazdę bez prądu. Dopóki wjeżdżam moim zwykłym bez problemu, odkładam rozważania o kupnie elektrycznego.
E-bike jest fajny, ale rosnąca od paru lat liczba ofiar wypadków wśród rowerzystów dotyczy osób w starszym wieku nie panujących nad pojazdami z elektrycznym wspomaganiem. W mojej okolicy szczególnie na drogach przez wysokie przełęcze, a także trasach dla mountain- bike’ów. Zwykłym rowerem nie wjechaliby w ogóle na takie wysokości.
Może jazda po kanaryjskich pagórkach to fajna rekreacja, ale w Alpach to trochę poważniejsza sprawa. Za dużo tu ludzi i pojazdów, także na górskich ścieżkach.
nie ma mowy Nemo bys jezdzila bez pradu. dzis technika zaszla bardzo daleko. ten, ktory wyporzyczylem w el medano, ladowal akku podczas kazdego zjazdu, a zatem masz zawsze zapas energii i w akku i w nogach 🙂
i nie czekaj az sie zestarzejesz bo bedziesz zagrozeniem dla innych 😉
i nie rob mi przykrosci ze pico del teide to pagorek. ma swoje prawie 4000mnpm, najwyzszy szczyt w hiszpanii, poruszanie sie wyzej od niego to dla mnie juz czysty idiotyzm i z moja rekreacja nie nic wspolnego
o tak sie prezentuje: http://www.fatbike24.de/images/product_images/info_images/10169_0.jpg
chlopakom w sklepie zapowiedzialem ze w przyszlym miesiacu jak beba bezwietrzne dni to tez bede rowera testowal 🙂
Na takich fatbike’ach to u nas się zimą jeździ po kopnym śniegu 😉
A teraz udaję się moim klasycznym pojazdem jednośladowym z górki na pazurki, a potem z powrotem 😉
zdecydowanie uczyć gotować. Mnie moja mama nie angażowała w kuchni. Zmarła, gdy miałam 14 lat i byłam zmuszona prowadzić dom. Siostra dwie lewe ręce do gotowania, kompletny brak umiejętności doprawiania. Jedynie nauczyła się robić najlepsze w świecie ciasto na pierogi. Ale farsz to już ja muszę. Sama musiałam nauczyć się gotować, eksperymentować ze smakami, poznać różnego rodzaju przyprawy. I wciąż się uczę, taj już od 40 lat. Ale wciąż nie umiem zrobić dobrego ciasta makaronowego ani wytrybować kurczaka czy mostka cielęcego. Mam wrażenie, że dzisiejsi rodzice mają skłonność do ubezwłasnowolniania własnych dzieci, zamiast przygotować je do późniejszego życia.
Pozdrawiam Pani Barbaro i bardzo się cieszę, że kontynuuje Pani blog Pana Piotra.
Wytrybować mostek cielęcy 😯
Tego rzadko się można nauczyć w domu.
U mnie nawet się takiego kawałka cielęciny nie da kupić z kością.
Od tego jest rzeźnik, żeby trybował.
Szansą dla tutejszych dzieci z rodzin bez wielkich tradycji kuchennych (czytaj – pizza ze sklepu do pieca, parówki, gotowe dania do mikrofali, fast food poza domem) jest obowiązkowa w szkołach nauka gotowania i zdrowego, racjonalnego odżywiania.
Wśród młodych dorosłych panuje moda na wspólne gotowanie, tradycyjne i egzotyczne, bo młodzi dużo podróżują, poznają inne smaki i ambitnie próbują je odtworzyć. Nie jest tak źle z naszymi dziećmi 😉
Nemo-też dochodzę do podobnych wniosków obserwując młodych dookoła nas.
Gotują na ogół chętnie, lubią nowe smaki, wyzwania i eksperymenty.
Nasi też trybują http://www.befsztyk.pl/kurczak-trybowany.html
Poniżej reklama dla dzieci dużych i małych oraz dla Szaraka, któremu żadne sporty nie straszne 😉 https://www.youtube.com/embed/OWG3rtGoIlI
Nemo, oglądam Twoje zdjecia i co chwila wyrywa mi sie och i ach, tyle jest w nich piękna.
Zauważam u mojego syna i jego znajomych, ze zwracają coraz większa uwagę na zdrowe odżywianie.
Choroba w rodzinie 🙁
Kotek. Od wczorajszego popołudnia nie je, nie pije, nie wydala i szybko oddycha. Nie rusza się z legowiska, na nic nie reaguje, nawet na kilka ulubionych kocich „cukierków”, które jej podsunęłam pod nos (a ona jest łasuchem!), ani na wodę, nawet nie liznęła…
Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Nie ma możliwości, żeby się czymś zatruła, jest to kot domowy, który niczego nie tknie, poza swoim kupnym zresztą jedzeniem, ani też niczego nie liźnie. W piątek była u veta w związku z tą alergią…może tam się czymś zaraziła? No nic, zobaczymy.
Wizyta u lekarza za 2 godziny.
Alicjo – może to nic groznego. Daj informację po wizycie u weta.
Piękne zdjęcia i krajobrazy, Nemo.
Alicjo, wraz z moimi żulikami trzymamy mocno kciuki za Prosiaczka. Daj znać, co z nim.
Szaraku, elektryczny, to mam nadzieję, że jeszcze długo nie 😀
Nieoficjalny Rok Leśmiana:
https://www.youtube.com/watch?v=9IxWr7j9mNQ
Nemo – piękna jesień na pięknych zdjęciach
Zdrowia dla Mrusi
Na szczęście, nie muszę trybować 🙂 Dosiu – rodzice i tak nie są w stanie pokazać wszystkiego, tym bardziej, że pracują, wracają późno i w tygodniu obiad jest przygotowywany szybko. W domach, w których przygotowuje się posiłki, dzieci najczęściej pomagają i przy okazji uczą się. Jeżeli rodzice lubią gotować to w sobotę czy niedzielę można przygotować bardziej skomplikowane dania. Myślę, że większość z nas wyniosła jakieś podstawy z domu, resztę musieliśmy nauczyć się sami. Mam wielu sporo młodszych kuzynów i kuzynek i widzę, że każde z nich radzi sobie w kuchni. I tak jak piszą Nemo i Danusia – młodzi eksperymentują i sprawia im to dużo radości.
Nowy – wiesz, że lubię takie zdjęcia 🙂 Może później pokażę zdjęcie mojej babci.
Na stepie (B.Leśmian)
Noc błękitnieje w oddali,
Na widnokręgów podkowie,
Jak błysk bladego zwierciadła
W na poły mrocznej alkowie!…
Step dymi modrym płomieniem,
Wiatr to się ocknie – to zdrzemnie.
Cienie biegają po ziemi,
Niby się gonią wzajemnie!…
Ja idę – i czuję sercem,
Jak w ziemi rodzą się czary,
Ja idę – i wierzę senny,
Że step – bez końca, bez miary!…
I piję tchy nieskończenia,
I radość w piersi mi płacze,
I strach mię jeno zdejmuje,
Że koniec stepu zobaczę!…
Przychodzi kotka do lekarza, a lekarz chłop.
Nie dogadali się, bo nic nie chciała powiedzieć. Dostała zastrzyk przeciwbólowy na początek i chyba to był dobry początek, bo po powrocie do domu skierowała się do michy i wtrząchnęła troszkę kociego jadła, a potem, swoim zwyczajem, popiła.
Mam ją obserwować, lekarz jutro rano zadzwoni i zapyta, co i jak. Być może będzie trzeba zrobić dalsze badania. Najważniejsze, że zaczęła się ruszać i coś zjadła, napiła się!
Alicjo – czy chodziła do kuwety?
A owszem, odwiedziła swój pałacyk, nic niepokojącego w moczu, śladów krwi etc. Martwiłam się, że to może być coś z nerkami, bo u kotów to często bywa, ale lekarz raczej to wyklucza. No nic, idę spać, dobranoc.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
Alicjo to trochę odetchnęłaś …
u nas cieplejszy ranek bo +7 …
Dzień dobry,
Jolinku, Asiu… to ta sama osoba.
https://photos.google.com/share/AF1QipMoPSgZbmFqpzJjSkJbW9RQw_3fS45ejbwF0Iyg63kFaLO1tym8UH9lbY-YFXPUDw/photo/AF1QipO8ZogPYmWsbrw8yT1EypTxoI5fkpOhq_BBRQr0?key=RTB1cmpLTk5PN2JhWlVVNFEyN0p6R0hOTVl3Q3hR
W początkach swojej pracy jako nauczycielka w wiejskich, często jedno lub dwuizbowych szkołach Lubelszczyzny, gdzie wkładała cały swój wysiłek, by nauczyć tamtejsze dzieci chociażby podstaw, warunki życia, pracy i zarobki były tragiczne. Stąd chyba jej strój. Nie wiem co oznacza i czy w ogóle coś oznacza czapka. Przypuszczam, że to zdjęcie dobiegnie wkrótce setki.
Kilka lat później ciotka zamieszkała we dworze państwa Studzińskich w miejscowości Leśce, koło Kurowa i Garbowa, gdzie, nie przerywając pracy w wiejskiej szkole, została guwernantką czterech chłopców państwa Studzińskich. Tam warunki były bardzo dobre, a z państwem Studzińskim dotrwała do końca w wielkiej przyjaźni.
Gdy wielka armia wyzwoleńcza deptała wszystko idąc od wschodu państwo Studzińscy skryli się u nas w Nałęczowie tracąc cały majątek, ale być może ratując życie.
Irek już zaprasza na kocią kawę, czyli dla mnie pora spać.
Przyjemności dla wszystkich!
Jutro już piąteczek 🙂
Nowy nawzajem … 🙂 … znasz historię osób ze zdjęć i to jest godne podziwu a jednocześnie wzbudza ciekawość by je zobaczyć .. jeśli jesteś na emeryturze to masz weekend każdego dnia ale piąteczek zawsze cieszy … 😉
zmiana pogody to moja głowa czuje to od wczoraj … dziś leniwy dzień …
dla dyniarzy …
http://www.everycakeyoubake.pl/2016/11/maslo-dyniowe.html#
Całkiem OT.
Szukam kontaktu do praktykującego weterynarza, który mógłby zdalnie udzielić informacji. Zwierzaki mam zdrowe, chodzi o profilaktykę, co do której słyszę ostatnio zatrważające wieści, a do tej pory stosowałam.
Jeśli ktoś taki to czyta i chciałby podzielić się wiedzą, to bardzo prosiłabym o kontakt 🙂
Przepraszam (lub tzw. sorki) za wtrącenie tematyki całkiem odległej od stołu, ale może za to bliskiej wielu z nas, zwierzolubów?
Bjk,
jaką profilaktykę masz na myśli? Szczepienia czy środki stosowane zewnętrznie np. przeciw pchłom albo oralnie (robaki)?
Chodzi o odrobaczanie profilaktyczne, słyszałam niedawno od dwóch osób, że niesie to więcej zagrożeń niż korzyści. Od zawsze odrobaczam psy i koty, także te niewychodzące z domu (podobno to nadgorliwość i szkodzenie kotom). Ale nie wiem, czy to jest najlepszy temat do omawiania tu „przy stole”.
bjk – myślę, że każdy temat, który dotyczy nas i naszych zwierzaczków może być tu omawiany. W Warszawie prowadzałam swoje zwierzaki do bardzo dobrej lekarki, a sądzę, że nawet znakomitej. Ta lekarka bardzo pilnowała odrobaczania. Nie zaszczepiła bez odrobaczania. Przeprowadzała to dwa razy w roku. Jest to wskazane również dla naszego bezpieczeństwa. Czy to weterynarz mówił żeby nie odrobaczać?
Kot odrobaczany i szczepiony przeżył ponad 19 lat.
Nemo 🙂 piszesz orralnie i przypomnialo mi cos takiego:
auf was stehst du denn so?
kekse!
orr….. ich meine doch im bett
ach so, dann käsekuchen, der krümmelt nicht so!
U mnie +10c, ale niebo już od wczorajszego wieczora zachmurzone.
Prosiaczek bez zmian 🙁 , ciężko i „krótko dycha”, co mnie martwi, no i że nadal o nic nie prosi, chociaż to taki łasuch, zwłaszcza na kocie „cukierki”.
Lekarz zadzwonił, wypytał, jesteśmy umówieni na popołudnie.
Oj, biedna kicia 🙁
Może ciepła kąpiel dla kici?
http://ec06.luz1.cache.orange.pl/interia/v.iplsc.com/ten-kot-kocha-kapiele/00064EMRBL1F0PN4-V2.mp4
Mam nadzieję, że to będzie działało…na filmiku czarna Figa, owczarek niemiecki mojej siostry oraz kotka Kicia.
Z dalszego sąsiedztwa zabłąkał się na podwórko jakiś obcy kundelek, który dobrał się do Kici. A ona na to:
https://plus.google.com/u/0/109836405131768412107/posts/Hb6WBxjN49S
Dziś, Dzień bez Długów. Wczoraj wpłaciłem 1, 88 zł zaległość za internet. Nikt nie mógł mi wytłumaczyć w Polsacie skąd to się wzięło. Mam zieloną f-r, płacę skanując kod, tel. kom. Podczas rozmowy dostałem propozycję zmiany taryfy z 20 GB+LTE
bez limitu, na 30 GB+LTE bez limitu 20 zł mniej z 59.99 na 39.99. Jutro kurier, podpisanie umowy i zobaczymy?
w górskich i skalistych terenach… a, rozumiem, technika już dawno zaszła, pardon zajechała z prądem pod ścianę… wpięła się zgrabnie karabinkiem, i… 😛 😉
O, a cappella zdobywała szczyty , tam rowerkiem, nawet elektrycznym się nie wjedzie 🙁
Dzień dobry,
Przepraszam, że na krótką chwilę odbiegnę od tematu kuwet i robaków…
Ale to tylko tak na dzień dobry…
Tutaj wciąż piękna, słoneczna jesień. Przejeżdżałem dzisiaj przez pobliskie Sag Harbor, małą cudna mieścinę gdzie na ponad dwadzieścia lat znalazł swoje miejsce Kazimierz Wierzyński. Czy był tutaj szczęśliwy?
http://www.bing.com/videos/search?q=kazimierz+wierzy%c5%84ski+youtube&view=detail&mid=FEC585AFE98376315AF0FEC585AFE98376315AF0&FORM=VIRE
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy, sarkazm pojęty i przyjęty do wiadomości. Przepraszam za podzielenie się nieapetycznymi rozterkami, postaram się tutaj nie odbiegać od głównego tematu blogu – jedzenia i stołu 🙂
dzień dobry …
a ja odbiegnę … czy wiecie, że Minister od dróg stwierdził że A2 i A4 służą głownie interesom obcych państw …
Alicjo co z kotem? ..
cieplej dziś …
pytanie zadane przez pania Barbare – uczyc gotowania czy nie uczyc. W rodzinnym domu zycie toczylo sie w kuchni, przy kuchennym stole odrabialam lekcje, na duzej kanapie w rogu przy oknie bawilam sie z kolezankami, w drugim rogu kolo okna zwykle budowalam namiot z kocy. Babcia krolowala, prala, gotowala, siala, orala i zbierala. Nie, nie uczyla mnie. To maz uczyl mnie gotowania.
Dzis z wnuczka kleimy pierogi, pieczemy ciasto, doprawiamy zupe. Tak jest bo to ona tego chce. A ja lapie sie na tym ze mowie – wiesz Julenko, moja babcia zwykle robila to w taki sposob… wiec to zostaje. U Julenki w Londynie nie ma zwyczaju gotowania, moja zalatana corka stoluje sie w restauracjach. Jedynie ja pokazuje mlodej smaki mojego dziecinstwa ktore jakos doskonale pamietam nie tylko na podniebieniu ale i w sposobie przygotowania…