Uczyć czy nie uczyć

Jeśli chodzi o rzeczy praktyczne i dobre, takie jak na przykład umiejętność gotowania, zazwyczaj na tak postawione pytanie udzielamy odpowiedzi, że lepiej uczyć. Przekonanie mamy silne, nie zawsze jednak wystarcza nam cierpliwości, aby uczyć własne dzieci. Zresztą nie mamy też zwykle nadmiaru wolnego czasu, wydaje nam się, że tysiąc i jedna sprawa czeka, a praca w kuchni to rzecz drugorzędna wobec algebry czy zabranego z biura pliku spraw do przejrzenia.

Fakt, wspólne gotowanie może poczekać. Ale powinno, zapewniam, wobec doświadczenia własnego, poczekać tylko do pierwszej nadarzającej się okazji. Nie będę opowiadać o przerwanej nici tradycji, o znaczeniu łączącego rodzinę wspólnie spędzonego w kuchni czasu. Nie, przypomnę tylko, że wcześniej niż nam się zdaje każda młoda osoba, chłopak czy dziewczyna, staje bezradna w kuchni, jeśli choćby nie widziała, jak to się robi.

Mówię to, bom sama nie bez winy, bardzo niechętnie patrzyłam na moje dziecko w kuchni, uważałam poza tym tę właśnie wiedzę za dość marginalną. Przestała wydawać mi się marginalna, kiedy moja przyjaciółka, dziś już nieżyjąca Beata Mellerowa, namówiła mnie do napisania wspólnej książki. Pierwszy pomysł był taki, że obie mając dzieci, nie nauczyłyśmy ich zupełnie niczego z własnych, przekazanych przez mamy i babcie mądrości. Trzeba było tę lukę wypełnić. Beata Mellerowa, będąc historykiem kultury materialnej, miała morze wiadomości, które razem, z wielką przyjemnością, spisałyśmy i przedstawiłyśmy we wspólnej książce. Oczywiście obok pełnego zestawu przepisów, których używałyśmy w obu domach, a które były w dużej mierze spadkiem po naszych rodzinach. Lubię bardzo tę książkę, choćby dlatego, że to właśnie od tego czasu pisanie o jedzeniu i jego historii stało się moim zawodem.

Z prawdziwym też wzruszeniem widywałam tę książkę używaną w domach dzieci Beaty i mojej córki. Cel został spełniony.

Ostatnimi czasy okazało się, że pisanie o jedzeniu jest tak frapujące, że widać genetycznie przechodzi na następne pokolenie. Ukazała się pięknie wydana książka Katarzyny Meller, córki Beaty Mellerowej, w której rozpoznajemy zmienione przepisy mamy wynikające z tej samej pamięci smaków i mnóstwo przepisów Kasi, która talent do twórczego kucharzenia ma wielki. Umie też inspirować się różnymi kuchniami. Czy zdziwi kogoś tytuł książki, który brzmi „W kuchni matki i córki”? Prócz przepisów znaleźć w niej można wiele wspomnień, zdjęć i zabawnych anegdot o całej rodzinie, która znana jest z wielu innych dziedzin działalności.

I na koniec stawiam pytanie: uczyć dzieci kuchni czy nie uczyć. Czekam na Wasze zdanie w tej sprawie.

Barbara