Krótki kurs dobrych manier (3)
Jak jeść nieznane lub mało popularne jeszcze potrawy, by nie uronić ich smaku, a równocześnie nie wypaść jak człowiek niewychowany?
Zacznijmy od ślimaków. Ta smaczna przekąska podawana w skorupkach wymaga specjalnego uchwytu przypominającego nożyczki, lecz zakończonego półokrągłymi uchwytami, w które domek ślimaka łatwo wchodzi. Trzymając ślimaka w takim uchwycie, specjalnym widelczykiem wydobywamy go z wnętrza i połykamy. W miseczce po ślimakach zostaje pyszny sos. Warto go zjeść używając do tego małej łyżeczki bądź – co też jest dopuszczalne – maczając urwane z kromki kawałki pieczywa.
Krewetki podawane są na ogół bez skorupek, natomiast często z głową. Wtedy odkrawamy główkę i zjadamy wyłącznie resztę, czyli ogon. Zdarza się jednak, że dostajemy krewetki w skorupkach. Dopuszczalne jest wzięcie ich palcami i po naciśnięciu skorupy zdjęcie jej z mięsa. Przy tej metodzie po zjedzeniu trzeba umyć palce w miseczce z cytrynową wodą.
Homary, a także langusty (skorupiaki; homary są większe i mają groźne szczypce – do 60 cm długości, langusty – mniejsze i bez szczypiec, długości do 45 cm, o delikatniejszym mięsie) wymagają nieco więcej wysiłku. Aby je zjeść, trzeba dysponować całym zestawem „narzędzi chirurgicznych” .Są to szczypce przypominające dziadka do orzechów – służą do zmiażdżenia dość twardej skorupy szczypiec i ogona. Gdy podano nam homara przeciętego na pół, mięso z przepołowionej skorupy stosunkowo łatwo można wydobyć specjalnym nożem i widelcem. Pyszne mięso z homarowych szczypiec wyciąga się zaś zakrzywionym i dość fantazyjnym dłutem lub, jak kto woli, świderkiem. I w tym przypadku na koniec uczty wymagane jest użycie wody z cytryną.
Karczochy od niedawna pojawiły się i na naszych stołach. Sprawiają sporo kłopotów jedzącym, ale trud się opłaca. Należy trzymać kwiat karczocha jedną ręką, a palcami drugiej odrywać kolejno pojedyncze listki (wcześniej usuwamy z nich nożyczkami ostre, szpiczaste końce). Następnie moczymy płatki w sosie i zagryzając zębami zdzieramy z nich miękkie części. Twarde części odkładamy na talerzyk z odpadkami. Kiedy uporamy się z listkami, docieramy do serca – najsmaczniejszej części karczocha. Zdarza się, że kucharz nie oczyścił serca (kwiatu karczocha) z pręcików. Trzeba je usunąć, bo są niejadalne. Serce jemy nożem i widelcem.
Gdy goście kończą jedzenie karczochów, musimy podać im miseczki z wodą do umycia rąk. Może to być woda różana lub cytrynowa.
Spaghetti też może sprawić sporo kłopotów. Długie, czasem nawet kilkudziesięciocentymetrowe kluski niełatwo elegancko i bez poplamienia krawata czy koszuli włożyć do ust. W żadnym wypadku nie należy kroić ich nożem. Trzeba korzystać z łyżki do zupy i widelca. Łyżkę kładziemy na dno talerza, widelcem zaś – obracając w prawo i dotykając czubkiem do łyżki – nawijamy odpowiednią na jeden kęs porcję makaronu. Do ust wkładamy widelec tak, by wszystkie kluski znalazły się w środku. Łyżka służy nam do ochrony przed kapiącym sosem. Absolutnie niedozwolone jest wciąganie makaronu z głośnym siorbaniem. Grozi to w dodatku, że sos się nam rozpryśnie i popadniemy w konflikt z sąsiadami.
Sery na ogół podajemy na deser. Czasem zdarza się, że po serach bywają jeszcze owoce. Najpierw więc o serach. Podawane winny być w dużych kawałkach, ułożone na desce lub płaskiej paterze. Najlepiej ułożyć kilka gatunków obok siebie: miękki normandzki camembert, owerniacki pleśniowy roquefort lub włoską gorgonzolę, jeden lub dwa sery kozie oraz dwa-trzy sery twarde: ostry i łagodny.
Można też układać sery już pokrojone. Wówczas umieszczamy je w kolejności od najłagodniejszych do najostrzejszych dla ułatwienia gościom wyboru we właściwym rytmie.
Ważny jest też sposób krojenia. Sery okrągłe kroi się jak tort, czyli w trójkąty. Podłużne – w plastry. Małe serki przekrawa się na połówki.
Do serów należy podawać pieczywo i masło. Je się przegryzając ser posmarowanymi kęsami bułki lub chleba Ze smakiem serów doskonale komponują się orzechy i winogrona.
cdn
Komentarze
Panie Piotrze. Proszę jeszcze naszym co młodszym blogowiczom podać podstawowe wskazówki dot. rozmów przy stole – tematów tabu absolutnego i tematów, jakich lepiej nie poruszać, (pamiętam, że za rozmowę przy zjadaniu zupy Ojciec wyrzucił mnie z uroczystej kolacji). Trudnym doświadczeniem biesiadnym bywa sąsiedztwo przy stole osób uparcie informujących nas o stanie swego zdrowia, kondycji finansowej firmy albo prowadzeniu się córeczki sąsiadów. Zazdroszczę Panu brytwanny, oj, zazdroszczę.
Też jestem dumny z mojej brytfanny. Mam nadzieję, że taki sam stosunek do niej będą mieli i niedzielni goście. Ale dopiero po kolacji.
Na takim zgromadzeniu nie narzucam tematów rozmowy. Ale goście bardzo doświadczeni towarzysko sami tak sterują rozmową by było ciekawie a nie konfliktowo.
Unikamy więc ostrych sporów politycznych, nawet gdy przy stole siedzą przyjaciele o całkiem odmiennych poglądach i różnych partyjnych sympatiach.
Z założenia nie rozmawiamy o zdrowiu. Zwłaszcza, że z wiekiem przybywa nam chorób i utyskiwanie na organizm oraz lekarzy byłoby nudne i psujace nastrój biesiady.
Jak wiadomo gentlemani (i damy także) nie rozmawiają o pieniądzach. Pytanie: a ileż to pan zarabia? – jest całkowicie niestosowne.
Wspaniałym tematem są wydarzenia kulturalne, podróże, kulinaria, w tym np. wina oraz zwykłe plotki towarzyskie (też do pewnych granic), które intensyfikuja się wraz ze spożyciem winnym.
Ważne by nie przekrzykiwać się (choć to czasem trudne w realizacji) i dopuszczać innych do głosu.
Jeśli towarzystwo jest blisko zaprzyjaźnione gospodarze mogą mniej martwić się o przebieg dyskusji.
Jeśli są obcy lub mało znani albo przełożeni biesiadników – gospodarz musi czuwać, by nadmar luzu przy stole nikogo nie uraził.
Szanowny Panie Piotrze,
Czy rzeczywiście dopuszczalne jest Pana zdaniem użycie łyżki, jako pomocy przy jedzeniu spaghetti? Spotkałem się z kategorycznym sprzeciwem ze strony pewnego dyplomaty, gdy o to zapytano podczas ‚kursu’ savoir vivre. Zaproponował, aby mniej wprawni w jedzeniu spaghetti korzystali z dna talerza, jako oparcia do obracania widelca przy nawijaniu makaronu.
Pozdrawiam serdecznie,
Janek
Panie Piotrze!
Ponieważ nie ogląda się Pan wstecz (i słusznie) i nie zagląda do poprzednich wpisów – ponawiam swoją prośbę – ciekawość kulinarno – intelektualną.
Co to są pierogi – małdrzyk i czym się różnią od normalnych?
Włosi bez skrępowania podstawiają łyżkę pod spód widelca i wiercą te kluchy ile wlezie. Pewnie na dyplomatycznych przyjęciach to niestosowne, ale na takich rautach nie podają naogół spaghetti.
Małdrzyki to pierożki przypominające leniwe pierogi, tylko są faszerowane słodkim serem (właśnie małdrzykiem) i koniecznie muszą być odsmażane. Najklasyczniejsze bywaja okrągłe, ale mogą być także podłużne. Smaczne na koniec obiadu zamiast deseru.
A propos karczochow, odechcialo mi sie, kiedy doszlam do „serca”, a tam sobie niezle ugotowane biale robaki-larwy byly. Normalnie stanelo mi wszystko w gardle, doslownie! Hm… ciekawe, dlaczego, robal tez przysmak!
Przepisy powiadaja, ze karczochy nalezy przygotowywac w calosci,, zapiekac w sosach pomidorowych (wloski sposob) ale od tamtej pory to ja bym rozkroila na pol, zeby sprawdzic, czy serce czyste!
Bardzo dobre uwagi do przyjeciowego savoir-vivre’u, przy stole powinny nam towarzyszyc rozmowy lekkie, a nie zbawianie swiata czy upadlych dam oraz mezczyzn (tez zdarza im sie upadac!). Co prawda, in vino veritas, ale nie musimy zaraz chlapac jezorem naokolo!
Ana, jesli Cie to pocieszy, znalazlam podobna brytfanne tutaj francuskiej firmy… wylecialo mi z glowy, cos na litere „c”, i kosztuje porownywalnie, jak u Ciebie, czyli dwie kanadyjskie stowki trza wylozyc, plus podatki (razem 15%). Bym sie targnela, gdyby nie fakt, ze rzadko kiedy moglabym z tego zrobic uzytek. Kiedys bywaly przyjecia i zajazdy, teraz sie wszyscy po Kanadzie porozjezdzali i jezeli dochodzi do najazdu, to najwyzej raz na rok u mnie. Natomiast wok bywa czesto w uzyciu 🙂
Alicjo, to wlasnie ta francuska brytwanna byla taka droga!
Poniewaz ja rowniez nie czesto korzystam z tego „gara”,wiec poszukam cos tanszego.
PS. Pisalas wczesniej,ze Twoj malzonek nie lubi kaczki.Wyobraz sobie,ze ja rowniez nie biore tego ptaszydla do ust,a to ze wzgledu na jakis paskudny zapach kuraka,ktory mnie doslownie mdli.Podobnie sprawa ma sie z krolikami.Bylam kiedys zaprzyjazniona z takim jednym krolikiem imieniem Rudy.Kiedy przy okazji jakis swiat wyladowal w postaci pieczeni na naszym stole,stanelo mi wszystko w gardle i od tej pory za nic nie moge sie zmusic do tego specjalu.I tak juz niestety zostanie.
Pozdrawiam.Ana
To nie do wiary. Jak można nie chcieć kaczki czy królika. Spróbujcie Panie moich przepisów. To jest pyszne. I myślcie z sympatią o autorze przepisów, to Wam łatwiej pójdzie. Zwłaszcza jeśli przygotujecie do tego odpowiednie wina. Do kaczki np.gigondas czyli nektar z Cotes du Rhone, a do królika białego burgunda.
Królik Piotra
Tuszka królika ok. 1,5 kg, sól, 3 ząbki czosnku, 2 liście laurowe, 2 cebule, bazylia, estragon, 2 łyżki masła,1 łyżka mąki, 1/4 l śmietany, 1 cytryna, 4-5 plastrów surowego boczku
Podzielić królika na porcje. W kamiennym naczyniu układać warstwami królika, czosnek, cebulę, pokruszone liście laurowe, zioła. Wszystko skropić cytryną. Trzymać mięso w marynacie 1-2 doby w chłodnym miejscu. Na dnie brytfanny ułożyć plastry boczku, na nich porcje królika. Dodać grudki masła. Włożyć przykrytą brytfannę do bardzo gorącego piekarnika. Po kilkunastu minutach zmniejszyć ogień i piec aż do miękkości. Na koniec zdjąć przykrywkę i mięso zrumienić. Śmietanę zmieszać z sosem spod królika, dodać łyżeczkę mąki, rozbełtać by nie było grudek i zalać królika. Doprowadzić do jednokrotnego zagotowania śmietany.
Kaczka Piotra dla całej rodziny
Kaczka mała lub duża, w zależności od liczby biesiadników, 1 cebula, 3 ząbki czosnku, sos sojowy, oliwa, 2 ? 3 ugotowane suszone grzybki lub grzyby mun, 1 ? 2 słodkie papryki, sól, pieprz, ostra przyprawa (chili, cayenna), spora szczypta orientalnego mielonego kminku, 10 łyżeczek cukru, mała garść rodzynków, tyle samo orzechów lub migdałów albo 1 łyżka wiórków kokosowych
Kaczkę sprawić, posolić i upiec w piekarniku bez tłuszczu : najpierw bez przykrycia na większym ogniu, następnie dłużej, pod przykryciem, na wolnym, potem znów bez przykrycia podpiec na silniejszym ogniu. Całość pieczenia powinna trwać do 1,5 godz.
Upieczoną kaczkę (po wystygnięciu) wyluzować, czyli wyjąć z niej kości, a mięso pokroić w kawałki wielkości połowy pudełka zapałek. Jeśli mięso jest bardzo miękkie, samo się podzieli na drobniejsze jeszcze kawałeczki.
Na dużej patelni rozgrzać oliwę, poddusić w nim pokrojoną drobno cebulę, pokrojone ( wcześniej namoczone) grzybki, paprykę i przeciśnięty przez praskę czosnek, dodać rozdrobnione mięso, wlać sos sojowy, wsypać cukier, ostrą przyprawę, mielony kminek orientalny, rodzynki, migdały i chwilę razem poddusić.
Potrawę tę podaje się z ugotowanym na sypko ryżem albo z makaronem sojowym lub ryżowym.
Jestem pewien, że ten eksperyment bedzie udany. Czekam na relacje!
Do Pyry:
Piszesz „… albo o prowadzeniu sie coreczki sasiadow. Zazdroszcze Panu brytfanny, oj zazdroszcze.”
???
E tam 🙂
My, panie, jestesmy za, tylko panowie sa przeciw, i dlatego ciagle utrzymuje, ze jak sie zabiore za baranine, to maz sie dowie ostatni, a prawdopodobnie do chwalenia jedzenia bedzie pierwszy, i nie bedzie wiedzial, co chwali, dobre mieso na talerzu!
Panie Piotrze, wspomniana Natalia paryzanka ( a Jerzor zezarl kaczke i nie narzekal!) zrobila kaczke tak : 4 pomarancze ze skorka, pokrajane na grube cwiartki, jedna kaczka rozmrozona (skruszala). Natarla tymi cwiartkami kaczke, i kaczka przez 3 godziny na boku sobie lezala, nasiakala sokiem i tak dalej. Myslalam, ze Natalia doda soli, pieprzu, otoz nic z tych rzeczy. Kaczka zostala wrzucona do piekarnika z sokiem pomaranczowym , po jakiejs poltora godzinie upieczona na zloto. Ani soli, ani pieprzu nie brakowalo, przysiegam!
Ale zanotowalam przepisy Piotra na kaczke, popisze sie ktoregos dnia przed moja chinska synowa!
Dam cynk, jak zawsze daje, wykorzystujac przepisy.
Panie Piotrze, Janku, Torlinie,
Uchwyt na slimaka jest dobry, ale uzywam go zaciskajac po obu plaskich stronach zwierzecia. Chwyt na okraglej stronie moze skonczyc sie „strzalem” w koszule sasiada. Kiedy kolega pojechal do domu zmienic koszule, ja opowiadalem jego angielskiej zonie polskie dowcipy; kiedy wrocil, powiedziala mu, ze do lez rozsmieszyly ja nie moje dowcipasy, a moj angielski…
Chinczycy daja zupe z wielkim lbem krewety patrzacym ci prosto w oczy…Jesli to jest tygrysia kreweta (jumbo), ogon smakuje jak ogon n.p. ryby. Podaja tylko w skorupie bo, jak utrzymuja, bez niej krewetka nie ma smaku. I – bardzo swieze. Na talerzu, jeszcze przebieraja lapami…
Langusty nie pamietam, ale w homarach -cale miecho siedzi w ogonie, czasem nawet oferuja same ogony (n.p. ze stekiem). O ile ogromne homary z Maine dochodza do 1.40 kg
(glownie ogon) o tyle afrykanskie, zamorzone jakies takie, waza o polowe mniej.
Do skorupiakow mozna jeszcze dodac kraby. Japonczycy zazeraja sie krabem o miekkim pancerzu i jedza go w calosci, ale najbardziej popularne sa nogi z krolewskich, z Alaska. Mieso chyba delikatniejsze niz w languscie, ale mozna sobie pokaleczyc rece na skorupie. Zaden szef nie chce wyjawic, jak gotuje swoje kraby, ze maja krucha, latwo pekajaca skorupe. Raz mi powiedzieli, ze: bez soli. Sprobowalem: to samo, skorupa elastyczna i trzeba ja raczej rozdzierac niz lamac. Moze PAN PIOTR wie ?
Karczochy sa w sloiczkach: same kwiatki i – w calosci. W oliwie, albo – bez. Wtedy jest gwarancja unikniecia robali.
„Siedziala jak skromna panienka – buzia w ciup, raczki w maldrzyk…” Dlaczego tak sie mowi ? Do tej pory myslalem, ze „maldrzyk” to czesc damskiego przyodziewku ? Albo – koniec paciorka ? Moze ktos mnie, nieuka, objasni.
JANEK: blagam, daj wiare temu co pisze Pan Piotr: „Wlosi wierca te kluchy ile wlezie”. Tak jest ! Chyba, ze dasz wiare chinskiej propagandzie, ze to oni wymyslili makaron. Moze. Ale na pewno nie spaghetti. Rague, Bianca, Bolognese, Spaghetti a la putanesca i jeszcze sto dwadziescia osiem sposobow na te kluchy. Talerze w kazdym wloskim domu bylyby z dziurami od wiercenia widelcem, a Wloszki by nie wazyly tyle ile waza, gdyby zdaly sie na dno talerza. Z pelnym szacunkiem dla Twego wykladowcy – dyplomaty, ale zapewniam Cie – nie byl jegomosc we Wloszech, ani – na odleglosc nawet, wloskiej kuchni nie powachal. Tornutto !
Na krolika – nawet Pan Piotr nie zdolal by mnie namowic. Podobnie – konina. Asocjacje mozgowe (jesli tam jeszcze cos zostalo) nie puszczaja. Nawet, gdybysmy siedzieli za jednym stolem i On gotowal ! Nawet wtedy.
g.o.
Rzeczywiscie, jedzenie spaghetti przy pomocy lyzki budzi u Wlochow ogromne zdziwienie! podobnie reaguja na spaghetti bolognese widzac w tym sosie pomidory!
Do G.Okon. – podaję za Maciejem Halbańskim – małdrzyki krakowskie -smażone, okrągłe placuszki ze zmielonego twarogu z dodatkiem jajek, topionego masła, niewielkiej ilości mąki, cukru waniliowego i ew.otartej skórki cytrynowej. Można je przyrządzać także na słono.
Jeżeli będziesz zaintereowany prześlę przepis ze starych książek kucharskich. Pozdrawiam
PS – „rączki w małdrzyk”, tzn dłonie założone jedna w drugą, na kształt okrągłego placuszka.
Pani Alicjo! Mam nadzieje, ze nie bedzie niegrzecznie zapytac czym Pani chinska synowa popisuje sie przed pania. Czy skomentowaly juz Panie pogloske jakoby Polskie(ew. rosyjskie) pierogi pochodza od chinskich pierozkow „gioza”?
Gioza – japonskie. Specjalny sos. Na parze, albo podsmazane. Za godzine sie nimi opcham.
do G. Okon, mowisz ogromne homary z Maine, a co powiesz o tych z Bretanii, czy z Vendée, gdzie 3 kg nikogo nie dziwi, o smaku afrykanskich, zamrozonych, nawet nie ma co wspominac, a te Mainskie, tudziez Kanadyjskie, tez jakos tak bez zachwytu, przynajmniej na zabojadzkim stole,
krab i owszem chetnie, choc tych japonskich nie znam, mogloby byc pewnie jeszcze chetniej, ale dla fanatykow proponuje pajaka morskiego, z cala pewnoscia najdelikatniejsze miesko z tej rodzinki, niestety roboty przy tym tyle, ze rzadko komu sie chce przy tym dlubac, a zal, pozdrawiam serdecznie