Smaczliwka wdzięczna czyli awokado i inne nowości
Nno, nareszcie ukazały się nasze najnowsze książeczki. Wkrótce odbędzie się ich promocja w sali multimedialnej „Polityki” (4 grudnia o godz. 18.00). Termin wybraliśmy perfidnie, żeby móc zaprosić wszystkich miłośników kuchni na imieniny Barbary. Będą słodkości i troszkę trunków. No i oczywiście rozmowy. Poprowadzą je nasi przyjaciele – znana dziennikarka i człowiek nauki. Szczegóły ujawnię nieco później. Dziś porcja nowości na polskim talerzu zaczerpnięta z książki pod tytułem „Nowości na talerzu”. A są one smaczne. Ciekawe czy i Waszym zdaniem też!?
Awokado to owoc, którego ojczyzną jest Ameryka Środkowa, obecnie uprawiany w wielu krajach o bardzo ciepłym klimacie. Drzewa wyrastają na wysokość 10-20 metrów. Owoce dojrzewają dopiero po zerwaniu, a więc plantatorzy mogą zbierać tyle owoców, na ile jest zapotrzebowanie. Inne pozostawiając na gałęziach bez szkody dla jakości, jak w najdoskonalszym magazynie.
Te bardzo kaloryczne owoce są istnymi skarbnicami wszystkiego, co dobre dla człowieka: mają w sobie bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych, witaminy E zapobiegającej starzeniu się, przeciwnowotworowej luteiny, magnezu, potasu i kwasu foliowego, a także sporo przeciwutleniacza i składnika blokującego wchłanianie cholesterolu.
Równie ważny jednak jak zawartość zdrowotnych substancji jest wspaniały smak awokado. Łagodny, o kremowej konsystencji i orzechowym smaku owoc jest doskonały w zestawieniu z różnymi dodatkami, w sałatkach, pastach, musach i kremach.
Owoc przeznaczony do zjedzenia powinien być zielony, o jednorodnej barwie, bez plam, uginający się pod palcami, ale nie nazbyt miękki.
Awokado najpierw przekrawa się na połówki, a następnie wbija się w pestkę nóż, przekręca i wyjmuje. Przekrojone lub obrane owoce kropimy sokiem cytrynowym, aby nie ciemniały.
Z awokado można przyrządzić wiele pysznych dań, przekąsek, a nawet… deser. Awokado można także po prostu położyć w plasterkach na kanapkach.
Bataty czyli słodkie ziemniaki przywieziono do Europy w XVI wieku, ale w Ameryce Środkowej uprawia się je od ponad 5 tysięcy lat. Roślina nazywana wilcem ziemniaczanym wytwarza grubiejące części podziemne, których smak i wartości są znakomite. Zawartość, przede wszystkim potasu i witaminy A, ale także innych witamin i korzystnych dla zdrowia składników stawia je w rzędzie godnych polecenia elementów diety.
Bulwy, pokryte brązową lub czerwonawą skórką, mają również kolorowy miąższ: czerwony, różowy, brązowy, niekiedy biały. Wbrew pozorom batat nie jest krewnym ziemniaka, aczkolwiek bardzo dobrze zastępuje go w wielu potrawach, co można zauważyć w naszych przepisach. Bataty mogą stanowić produkt służący do przygotowania bardzo oryginalnych choć prostych dań lub po prostu bardziej oryginalny niż zwykłe ziemniaki dodatek do dań mięsnych, rybnych lub z warzyw.
Ten piękny, fioletowy lub zielony owoc nosi polską nazwę gruszka miłosna. Bakłażan jest bliskim krewnym ziemniaka i choć do Europy trafił znacznie wcześniej niż skromny krewniak jest odeń o wiele mniej popularny. Już w XIII wieku mamy dowody na jego dość szerokie użycie, ale znalazłby się w jadłospisach znacznie wcześniej, gdyby nie panujące od starożytności przekonanie, iż jego jadanie powoduje… szaleństwo. Obecnie oczywiście pogląd ten obalono. Bakłażany są coraz bardziej lubiane także w Polsce, choć jest to zbyt mała popularność jak na walory tego warzywa. W tradycyjnej kuchni polskiej nie ma potraw z bakłażanów, dlatego trzeba szukać przepisów w innych kuchniach. Gotować z nich można przede wszystkim doskonałą ratatouille, musakę, i inne potrawy, które trafiają na nasz stół jako zapożyczenia z kuchni orientalnej i śródziemnomorskiej.
Miąższ bakłażanów jest niskokaloryczny, nadaje się doskonale do jadania zarówno w potrawach zimnych, jak i gorących. Aby usunąć specyficzną goryczkę, należy po pokrojeniu bakłażanów na plastry posolić i odłożyć na durszlak na 30 minut. Po tym czasie wytrzeć papierowym ręcznikiem wydzielający się sok i dopiero po takim przygotowaniu przyrządzać. W czasie smażenia bakłażany silnie chłoną olej, dlatego po zdjęciu z patelni należy je ułożyć na papierowym ręczniku, aby odsączyć nadmiar tłuszczu.
CDN.
Komentarze
Jak mawia mój szwagier: „awokado lubi cytrynę”. Zgadzam się a do tego kawałek łososia plus pieczywo. Jak śpiewał ktoś (kto , tego..?) : pieczywka troszeczke, pieczywka troszeczke może być ewentualnie z masełkiem.
Rzeczywiście, ma Pan rację – nie ma w starych książkach przepisów na bakłażana, chociaż są na kardy, karczochy, a nawet bulwę włoską, czyli topinambur.Lubię bakłażany w różnej oprawie, a najbardziej smażone na patelni na zmianę z panierowanymi sowami (kaniami) ; przechodzą wtedy takim grzybowym, wytwornym smaczkiem i razem na talerzu są znakomitą jesienną kolacją. Batata nigdy jeszcze nie jadłam, więc nie mam nic do powiedzenia. Awokado i owszem, są „zjadliwe” w sałatkach , kremach z łososia czy innych owoców morza, a także na sposób carpaccio 0wijane plastry w polędwicę, albo surową szynkę (na przystawkę). Tak czy owak cena tych owoców jest u nas zbyt wysoka, jak na efekt końcowy, możliwy do uzyskania.
Panie Piotrze,
Nie do wiary, odpisal mi Pan – jak dziekowac ?
Nieladnie zasmiecac kulinarny Blog wtretami o kolezkach z zamierzchlej historii, raczej – z Dziekanki, ale tam tez bylo smacznie, zwlaszcza kiedy przychodzilem z apetyczna Panna Krysia – Slojewski az sie slinil zeby Ja zaintrygowac Osobowoscia Hamiltona i „wyjac panienke”. Jednak, dramatyczne wyzymanie skarpetek w maszynie do pisania to nie afrodyzjak. Guzik mu z tego wyszlo. Wiele lat wczesniej, z Doboszem posadzili mnie na dwa tygodnie. W ostatniej lawce, u Czackiego. Konczyl te swoje studia, przyniosl swistek z kuratorium, ze nadrabia jedenasta klase (po Francji), potem przyniosl kapcie, sniadanko w pakieciku, potem znikl, a w Kulturze znalazla sie wielka rozkladowa: Swiadectwo niedojrzalosci. Potem nastapily rozne perypetie, zdecydowanie – nie kulinarne. Jesli Panska cierpliwosc dorownuje zoladkowi, to jeszcze jedno – kiedy skonczyla sie mania sandalkow u przyjaciela Jedrusia ? I co z nim teraz ? Powinno bylo byc: Gdzie okon ma wstyd ? Zamiast – ucho. Naduzywam Panskiej cierpliwosci, koncze, jeszcze raz dziekuje. Szczerze: zostawia Pan inne Blogi daleko za soba; dzieki darowi interacting, narracji i odcieciu sie od wielce niestrawnej polityki.
Pozdrawiam, Stary Okon.
Drogi Okoniu, to mamy wielu wspólnych znajomych a nawet przyjaciół. Pewnie jeszcze paru by się znalazło.
Jędruś sandałki zamienił na lakierki i był autorem bardzo słynnego „Polskiego ZOO” w TVP1.
Potem miał przykre doświadczenia zdrowotne, które opisał w świetnej książce autobiograficznej „Ręka noga mózg na ścianie”. Teraz mieszka pięknie w Milanówku, czasem pisze coś dla radia. I także czasem udziela się przyjaciołom. Ale bardzo rzadko. Lubię z nim siadać do stołu, bo jego Ewa wspaniale gotuje, a Jędruś, mimo swych przypadłości, kalamburzy i dowcipkuje jak dawniej.
Przy stole oszczędza się ale tylko w kwestiach płynów. Pozdrawiam. I zachęcam do pytań – nie tylko kulinarnych.
Szanowny Panie Piotrze,
Przeciez ja tam nie bylem przez ponad trzydziesci piec lat ! Nie odwiedzalem, nie dzwonilem. Transplantacja, albo adopcja totalna. Moj jedyny przyjaciel, z jednej paczki, zmarl w 85. Tysiace pytan. Co to bylo na Mokotowskiej ? Hybrydy ? Tam, z Fredzia Elkana piwko popijalem, na podlodze, pod sciana, a Dzymka (taki Jimmi…) i Jurek Markiewiczowie podgrywali, jako New Stompers (Warszawscy Stompersi ?). Jurek mial konserwatorium krakowskie, a Dzymka – puzon. Pamieta Pan te bale ? A w Sopocie, na pierwszym festiwalu jazzowym, kiedy to niejaka Alicja Bobrowska za Miss sie zostala, jechalem na pierwszej kobyle z lewej strony, jeszcze jako uczen liceum, w „trykotkach”, pomalowany na wszystkie kolory teczy, matka mowila, ze wiecej mnie do kosciola nie wpuszcza…a pan Krzysztof Komeda, z kolegami, „na placformie”. Wtedy nie mielismy pojecia co to jest n.p. steak. ? (prawdziwy, file) A dzis slucham commercial, ze musze sobie zamowic Allan Brothers Steaks, ktore mi dostarcza do domu, w cooler i – z miesa wybranego z mniej niz 2% steakowej wolowiny. Ile oni musza tych krow natluc ? Steak to ja robie sam i naprawde, najlepszy na swiecie, Wabash Street moze sie schowac. Niedaleko jest ranch ANGUS beef. Zamowilem sobie z niego file, w Marriott, w Moskwie. Trzeba miec iscie radziecki talent, zeby tak to schrzanic, jak oni. Wspolni znajomi: niemozliwe, zeby nie znal Pan rodziny Grocholskich z Uniwersytetu (tam tez mieszkali, tata wykladal chyba meteorologie, bo codzien rano latali probki deszczu zbierac); Basia Grocholska – akademicka mistrzyni swiata w biegu zjazdowym ? Jej braciszek Wlodzio (bylo ich chyba siedmioro), tyczka pod niebo, siedzial ze mna stolik – w – stolik u Czackiego (aromat cukiereczkow z Fuksa vis a vis), a spacerowalismy razem po poreczy Poniatowszczaka, nad Wiaduktem, bo byl zaklad o kilogram wedlowskich czekoladek. Albo – jezdzilismy wozkiem na zaglu, pod pomnikiem Kopernika, w grudniu, ubrani w spodenki i koszulki gimnastyczne. Znacznie pozniej, w tym samym miejscu, regularnie „urzedowalismy” w Staropolskiej, gdzie Kazio Kierzkowski (taka „starsza kolezka”) i wspolnik Debski serwowali 1.5 kg goloneczki z grochem, kapusta, chrzanikiem, jak Pan Bog przykazal. Wracajac do Milanowka: jeszcze przedwojenny nauczyciel matematyki, p.prof. Bogdanowicz i pare artystycznych, a przez to – nadwrazliwych, dusz, ktorych nie smiem tu wymienic, choc wlasnie obchodza rozne jubileusze. Okon, znaj miare ! Koniec wspominkow. Trzeba bylo mnie nie prowokowac, Panie Piotrze. Moze ma Pan troche satysfakcji, bo jaki inny blog tak otwiera czytelnikow ? I nie – jednym fajerwerkiem, ale codziennym traktowaniem o rzeczach dobrych i ciekawych, nie tylko na stole.
Panski Okon.
Tak, to były Hybrydy przy Mokotowskiej. Teraz przeniesiono je na Złotą pod kino Palladium. Ale to już nie to samo.
Elkana śpiewała w Stodole (przy. Emilii Plater a potem Trębackiej) z zespołem Janusza Zabieglińskiego. Pianistą był mój przyjaciel z grupy polonistycznej UW Witek Krotochwil (dziś przedsiębiorca muzyczny w Szwecji).
Ale najweselej było w Studium Wojskowym. Jak mogło być inaczej gdy w jednej kompanii byli: Marek and Wacek (duet fortepianowy) Marcin Król i Wojtek Karpiński – myśliciele, Edward Wnuk-Lipiński-ekonomia, Stefan Meller – poezja, historia i dyplomacja i.t.p.
I tylko jadaliśmy marnie. Trudno było o dobre zakąski. Odbiliśmy to sobie znacznie później.
Ale chyba dość tych wspomnień. Przecież wcale nie jesteśmy starzy. Tyle różnych smaków jeszcze przed nami. Nowych i nieznanych.
Dziś np. mam bardzo pracowity dzień. O 15 zebranie Klubu Piwnego. To 8 gentlemanów (niektórzy z wyżej wymienionych), którzy raz na miesiąc spożywają wspólny rybny posiłek przy piwie i rozmowach (bez polityki). Dziś będą krewetki i małże.
Wieczorem dwa (obowiązkowe ale cóż to za przyjemny obowiązek)przyjęcia imieninowe u bliskich przyjaciół. Pierwsze w świetnej restauracji o wdzięcznej nazwie „Różana”, drugie w domu. I tu i tu świetna kuchnia i piwniczka.
A potem prosto do samolotu i Międzynarodowe Targi Książki Kulinarenj we Wrocławiu.
Pracowity weekend, nieprawdaż?
No to do …zobaczenia(?), przeczytania raczej. I smacznego wypoczynku.
Wie
PS
Wnuk Lipiński to socjolog.Przepraszam uczonego kolegę i blogowiczów.A jednak wiek robi swoje.Choć może to raczej młodzieńcze roztargnienie.
Panie Piotrze. Zarzekałam się, jak ta żaba błota, że nijakich książek kucharskich już nie kupię. I co? Ano to, że od wczoraj moje półki wzbogaciły się o prezent córczyny – takie trio wydane przez „Panią Domu” i sp Prószyński – w tym m.in. książeczkę p. Barbary „Potrawy postne”. Tak więc i ja mam coś pp Adamczewskich. Obie książeczki , i tę wspomnianą wyżej i „Stół wigilijny” p.Chomicz przejrzałam jeszcze wczoraj wieczorem. Dołączonej płyty z poradami i przepisami jeszcze nie odtwarzałam.
Panie Piotrze kochany! Piwo do ryby?
Taki obyczaj, taka tradycja przywieziona z Irlandii. Więc musi być guinness i nie ma gadania. Ten klub to juz historia. Co prawda dopiero pięcioletnia ale zawsze. I piwo jest bez zmian (Irlandczycy są uparci)tylko dania się zmieniają.
A co do książek to polecam te najnowsze. Jest w nich dużo czytania (mam nadzieję, że ciekawego) zanim człowiek dotrze do przepisów. Do księgarń trafią w poniedziałek. Obejrzeć je można w http://www.merlin.pl lub http://www.nowy-swiat.pl
Polecam bezwstydnie bo to nasze najświeższe „dzieci”.
switem bladym… ha! to mi sie podoba, te wspominki pomiedzy Gospodarzem a Okoniem!
I tylko szkoda, ze mnie we Wroclawiu nie ma 🙁
a propos awokado – polowke sobie odkroic, pestke wywalic (zasadzic w doniczce, pieknie rosnie w naslonecznionym miejscu, taki fikus prawie), wlac sok z cytryny w to miejsce, popieprzyc, posolic i zajadac. Kaloryczne to i owszem jest, ale tluszcz z awokado to ten dobry tluszcz, a poza tym awokado ma cala mase blonnika. A o blonniku wiemy, ze to taka miotla, ktora wymiata jelita z tych tam paskudnych rzeczy… 🙂
Jeszcze jedno podrzuce Gospodarzowi, skoro o tej miotle…taki temat – otoz soczewica. Nie doceniamy… a powinnismy!
ALICJA.
Do wspominek musi byc zbieznosc czasu. Niestety widze, ze Gospodarz ma nieco pozniejsze. Twoj Wroclaw pamietam z czasow pierwszego festiwalu teatrow studenckich (przeswietny Kalambur z Januszem Hejnowiczem), brewerii na Wzgorzu Partyzantow, kregielni w TPPR, Pantomimy Tomaszewskiego, Pandory na pl. Teatralnym i Jazz Jamboree w Palacyku przy ul. Kosciuszki. Oraz – „o bladym swicie” – wykwintnych danek w restauracji na dworcu glownym – bo gdzie przyjezdny mial sie nad ranem podziac ? Tam, nie danka, a k…y i zlodzieje byli glowna atrakcja dla 20-latka. Aha, dodam jeszcze „convent” na ulicy Tramwajowej. Nie wytworna kuchnia byla wtedy czlowiekowi w glowie…
Panie Piotrze!
Najczęściej robię nadziewane bakłażany, ale miąższ wywalam. Czyżbym żle robił? To bakłażany można jeść na surowo? Nie wiedziałem. Obiera je sie wtedy?
Może ja zadaję głupie pytania, ale czy avocado się obiera np. do sałatki?
A batatów w życiu nie jadłem.
Awokado obierać koniecznie. Skorka niejadalna. Albo wybierać łyżeczką z połówki pozbawionej pestki. Z bakłażana nic się nie wyrzuca tylko trzeba go osączyć na papierowym ręczniku z goryczki. Na surowo się go nie jada, Mgą natomiast być smażone na oliwie plastry.
Bataty należy traktować jak kartofle: frytki, zupa, smażone.
A w sprawie wspólnoty czasu – to ja się odmładzam ale tylko trochę. I tak znaleźliśmy wiele wspólnego!
Soczewica – pyszna rzecz. Będzie okazja o tym pogadać.
Ale Pan wpadl, Panie Piotrze ! Sam mi Pan podsunal Wacka. Czytalem o tragedii pod Pultuskiem. Czy znane sa Panu (to juz ostatni raz, przysiegam !) losy Jego zony Joanny ? Pamietam ich z Paryza, tam sie zaczelo… I przyrzekam: koniec wspominkow. Teraz – tylko dobrym jedzeniu. Okon.
Wspominki sa bardzo sympatyczne.Czytam je z ciekawoscia!
A Wroclaw,to moje ulubione miasto.I chociaz jako dziecko przelezalam tam kope czasu w klinice,na kardiologii.Wspominam je z lezka w oku.Miasto mlodosci moich rodzicow.A potem miasto moich wakacji ,spedzanych u rodziny(Karlowice).Spacery z psem nad Odra,wizyty w ZOO…….no i piekny dworzec,gdzie pozegnan nie bylo konca.
Ach,kawal czasu juz tam nie bylam.Podobno Wroclaw bardzo,bardzo wypieknial?
Wracam do spraw kulinarnych.Nabralam smaku na avocado i w najblizszych dniach przyrzadze z niego salatke.Kiedys moja znajoma Brazylianka, podala mi przepis na koktajl z avocado.Ale przepis gdzies przepadl i nie moge go odtworzyc?!
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.Ana
Ana,
Avocado w rekach to gorzej, niz sliska zaba. Ni to obrac ze skory, ni to oddzielic te peche, maze sie, cieknie, smaruje po wszystkim. Najlepiej wyzerac lyzeczka miedzy skorka i pestka i dac sobie spokoj jak najszybciej. Kazda meksykanska resauracja da Ci tego do woli, czysciutko i bez sapania. Taki jeden, to wtykal w kawal avocado mala krewetke z odrobina Jalapeno i smietany. I udawal konesera. Zmiksuj sobie troche tego avocado z tequila Sauza/Jose Cuervo/Gold, kropla Tobasco, lime i bedzie coktail.
Masz racje, ten Wroclaw byl osobliwy. Cala Lwowska inteligencja, wydawnictwo Ossolineum, palestra, lekarze, kresowiacy z dusza „na raspashku”, znalezli znowu Swoje miejsce. A w parku Szczytnickim kwitly rododendrony, jak mi poznej, nawet w Boca, nigdy nie kwitly; no bo widzialas kiedys, zeby ryba wachala kwiatki ? Pozdrowienia. Okon.
Oczywiście , że wiem co się z nią dzieje. Jest żoną wspaniałego lekarza gastrologa, bardzo fajnego faceta umiejącego zjeść i wypić, a także błyszczeć towarzysko. Mają wspaniałe mieszkanie na sąsiedniej ulicy na Mokotowie. I mamy wielu wspólnych bliskich przyjaciół. O szczególach nie chcę na blogu pisać, bo niewiem czy była by zadowolona.
Ale żyje (chyba) szczęśliwie. I ich (tj. Wacka) córeczka też.
A awokado wcale nie jest złe. Tylko trzeba wiedzieć co z niego zrobic. W naszej witrynie jest pełno przepisów.
A teraz dobranoc. Bo rano pędzimy na samolot do Wrocławia, który jest pieknym i najbardziej europejskim miastem w naszym kraju.
Panie Piotrze Kochany,
Szczegoly – na bok. Prosze b.b.serdecznie pozdrowic od: PR addition to Coroneos – Doria – Childs – 1972 i dac moj e-mail.
Dziekowac bede, kiedy znajde wlasciwe slowa.
Okon.
Załatwione!
Okon,
serdeczne dzieki za przepis na avocadowy koktajl.Pamietalam,ze musiala byc limona,ale z jakim alkoholem wymieszac,juz nie!
Zycze powodzenia w hodowli rododendronow!!Jestes szczegolna RYBKA,wiec musi sie udac!!!
Pozdrowienia.Ana
Okon, z „moich czasow na Placu Teatralnym bardzo dobrze pamietam „Szklany Dom”, w ktorym przemieszkiwal moj malzonek jako student, a ja tam przez te cale 5 lat bywalam. I wyobraz sobie, ktos niedawno podsunal mi ksiazki Marka Krajewskiego (az 4 ksiazki, jedna seria juz zakonczona) z „Breslau” w tytule. Bardzo polecam – niby kryminaly, ale inne, a dzieja sie we Wroclawiu lat 20-tych i dalej. Ostatnia z serii, Festung Breslau, wspomina wlasnie Szklany Dom, ale przed wojna, i byla to naonczas kamienica dla bogatych ludzi. Poza tym od krajana wizytujacego nas rok temu dostalam piekny album o Wroclawiu „Wroclaw Gestern”, i tam sa przepiekne zdjecia Wroclawia sprzed wojny. Czytajac ksiazki Krajewskiego, ciagle do tego albumu powracalam. A Wzgorze Partyzantow? Tam mialam swoje studenckie juwenalia, otrzesiny… nie pamietam, jak nazywala sie ta knajpa, ale bardzo a propos naprzeciwko Kombinatu Geologicznego „Zachod”. Co sie wiazalo z obranym zawodem 🙂
Przez pare ostatnich lat bywalam we Wroclawiu czesto, ale nie w okolicach Wzgorza Partyzantow, nie wiem, co tam jest. Szklany Dom juz tez sie na cos tam przeksztalcil, juz nie akademik.
Pora kuchcic, ide robic sole a la pange, domownik sie domaga! Daj im cos sprobowac, a beda sie domagac…
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Sola&brokuly/images.html
Dorzucilam brokuly, bardzo dobrze sie komponuja z ryba i serem!
Do tego chlebek z calymi zabkami czosnku (nie ja pieklam, ale wspanialy!)
Alicjo,
Podowczas, byl to uniwersytecki Walt Disney World, z Opera/Operetka przez ulice (choreograf p.Beata Lichtarska „spolecznie” uczyla studentow samby), „Monopolem” vis a vis (a zjesc tam mozna bylo bardzo dobrze), ostoja kolonializmu -TPPR tuz obok, pieknym basenem przez ulice i oficerskim hore house z czasow wojny, przemianowanym na Szklany Dom, w ktorym wylagl sie prezentowany tuz obok, na Swidnickiej, Studencki Teatr Kalambur z :
O, Edulu ! Tys Prymusem, geba cala.
Ty sie karmisz spirytusem, a my – chala.
Ty masz dziurek szesc i metalowy kurek.
Nam sie w nocy sni zla mieta i ogorek.
Edulico ! Tys Matrona, Tys Dziewica !
Bioder Twoich lodz nasza chuc poniesie…
W naszym klubie zle dziejesie, zle dziejesie…
na otwarcie i anchor kazdego spektaklu. I co bylo piekniejsze: spiewy, czy panna Kostrowicka – do dzis nie wiem. Koszule prala pani Pastuszkowa, palil w kotlowni pan Stefan Gwozdz, ktory mial 13 dzieci, prawie wszystkie byly Stefan albo Stefania, a pan Gwozdz zarzekal sie: panie, a bo to moje ? Moje to te dwa najstarsze, a reszta to – studentow ! Krakowskie i poznanskie juwenalia nie umywaly sie do wroclawskich i dlatego tam ciagnelismy, lokowani na noc w Szklanym Domu (kolezanki – na pl. Nankiera) i podpierani nagrodami z ZSP, za to co ktos napisal, zaspiewal albo wymalpil na scenie. W odwodzie staly: Palacyk (kierownik, Czarus Zeromski , z usmiechem dawal klucz…), Piwnica Swidnicka, akademik na Komuny Paryskiej i „Tramwajowa” na Biskupinie, dla kolezanek. Podjesc mozna tez bylo w Klubie Dziennikarza na Podwalu, gdzie „mieli chody” krecacy sie wokol Slowa Polskiego i Gazety Robotniczej polonisci – Lucek Kielkowski i Bohdan Danielak.
Tak Ci, mniej wiecej, staralem sie wypelnic luke miedzy Festung Breslau, a Twoimi Otrzesinami.
Jak sie to odnosi do Sola a la Pange – trudno zgadnac. Moze nie powiesza.
Pozdrowienia. Okon.
Poszukuje czlonkow klubu Piwnica Swidnicka we Wroclawskim Ratuszu z lat 1965-1966. Nazywam Sie Adam Dzikielewski.Moj email;bafpol@yhoo.com moi przyjaciele z tamtych lat to A.Jaworski-Kot,Heniek Jakimek ,Piotrek Szkodzinski.
Pozdrawiam Adam
adam ty idioto!!!