Jak porażkę przekuć w sukces!
A było to tak: w sobotni wieczór mieliśmy kolację dla szóstki bliskich przyjaciół. Ponieważ spotykamy się z nimi dość często to wymyślenie menu nie było sprawą łatwą. Nie chcieliśmy bowiem powtarzać repertuaru. Dodatkowym utrudnieniem było to, że jedna z pań ogłosiła strajk głodowy. Uznała, że przez zimę przybyło jej zbyt dużo kilogramów, a tu sezon obnażania się za parę tygodni, więc ścisła dieta jest koniecznością.
Że też, cholera, musiało to paść na nas. Nie mogła zacząć kuracji od niedzieli?! Ale trudno – trzeba było sprostać i temu zadaniu. Wiadomość o strajku głodowym dopadła nas już po zakupach, które zrobiliśmy na początku tygodnia. Korekty były czynione więc niejako w biegu. Tymczasem danie główne – baranina w śmietanie wg. przepisu prababci – już była w marynacie.
Dwa wielkie kawały udźca po oczyszczeniu z błon i łoju, naszpikowałem dość gęsto połówkami ząbków czosnku, ziarnami pieprzu i ziela angielskiego, natarłem octem winnym i cukrem, obłożyłem plasterkami marchewki, cebuli i listkami laurowymi. Na koniec skropiłem dość obficie sokiem z cytryny. Brytfannę z mięsem wystawiłem na balkon, gdzie panuje temperatura znacznie niższa niż w lodówce i co 12 godzin przewracałem udziec z boku na bok. Brytfanna była dobrze chroniona, bo już grasują w okolicy sroki złodziejki, które nie raz wyjadały np. nasze stygnące galarety czy ryby faszerowane. Tym razem więc nie dość, że naczynie było pod przykrywką, to jeszcze ustawiłem je w wiklinowej szafce z zamykanymi drzwiczkami. Udziec był bezpieczny jak złoto w sejfie w Forcie Knox.
Udziec barani to nie jest danie dietetyczne. Zwłaszcza, gdy towarzyszy mu gęsty sos śmietanowy i kluski papardelle oraz gotowane buraczki. Nadal szukaliśmy więc pomysłu dietetycznego.
Wreszcie postanowiliśmy pójść najprostsza drogą: smażone na oliwie plastry bakłażana po osączeniu z nadmiaru tłuszczu ułożyliśmy na półmisku i obłożyliśmy w ten sam sposób przyrządzoną cukinią. Do tego sos z jogurtu z czosnkiem. Wydawało się, że spełnia to wymogi ścisłej diety. Na drugim półmisku – sama zielenina: roszponka z rodzynkami i rukola z podsmażonymi orzeszkami pinii. A wszystko oczywiście obficie skropione winegretem.
Mogliśmy więc wrócić do dań podstawowych. Baraninę po zakończeniu procesu marynowania (trwało 3 doby) oczyściłem z marchwi, cebuli, liści laurowych i wrzuciłem na mocno rozgrzaną patelnię z odrobineczką oliwy. Mięso obracałem, by mocno się przyrumieniło ze wszystkich stron. Nie peszyłem się gdy nawet lekko przypalało się tu i ówdzie. Po obsmażeniu natarłem mocno solą, posypałem lekko świeżo zmielonym pieprzem i wrzuciłem do brytfanny, której dno było pokryte cieniutką warstwą oliwy i kilkoma grudami masła. Baranina natychmiast puściła sok. Ale i tak musiałem go uzupełnić wodą, by mięso było zanurzone w płynie na wysokość 1,5 – 2 cm. Brytfannę przykryłem włączyłem grzanie. W dwunastostopniowej skali uruchomiłem 8. Płyn bulgotał a ja co pół godziny przewracałem udziec na drugą stronę. Po dwóch godzinach duszenia udziec był niemal rozpadający się. Wówczas zalałem go 18 proc. śmietaną z dodatkiem odrobiny mąki. I dusiłem jeszcze kwadrans.
Gdy udziec cichutko sobie bulgotał zająłem się – nie bez tremy – przekąską, która miała być gwiazdą wieczoru: foie gras z rodzynkami, świeżymi figami i koniakiem. Prawie 80 dag foie gras to imponujący widok. Zwłaszcza na patelni i to gdy kucharz w tej mierze jest debiutantem. Najpierw namoczyłem sporą garść rodzynek. Potem odsączyłem je i wrzuciłem na cienką warstwę rozgrzanej oliwy. Gdy trochę zaczęły skwierczeć delikatnie dołożyłem wątrobę. Smażyłem ją ze wszystkich stron, by mocno zazłociła się a i w środku nabrała temperatury. Po kilkunastu minutach polałem kieliszkiem koniaku. Gdy odparował i wydawało mi się, że dość grzania zdjąłem patelnię z ognia i odstawiłem na bok do wystygnięcia.
Umyłem surowe figi i pokroiłem je w ćwiartki. Foie gras było już na tyle chłodne, że mogłem spokojnie pokroić je w dość grube plastry. Ułożyłem na półmisku w sąsiedztwie rodzynek i fig. I teraz znów polałem odrobiną koniaku. Było gotowe!
Tak to wyglądało na półmisku
Goście byli już za progiem. Stół nakryty. Gospodarze wykapani i wypachnieni. Można było sięgnąć do winiarki. I tu klęska: wprawdzie leżały na półce aż dwie butelki słodkiego wina ale obie prawie puste. Zapomniałem, że większość zapasu już wywiozłem na wieś. A foie gras bez sauternes’a lub innego słodkiego wina (np. santo spirito Frescobaldiego) traci na smaku niepomiernie. W sobotni wieczór w pobliżu domu nie ma możliwości kupna tej słodyczy. I wówczas przypomniałem sobie ileż to razy mówiłem i pisałem o wspaniałości polskiego miodu pitnego. A mam w kredensie zawsze kilka butelek miodu używanego najczęściej do mięs czy zieleniny na patelni. Podałem więc gościom po kieliszku półtoraka wygłaszając stosowną kwestię o wyższości polskiego miodu nad francuskim czy włoskim słodkim winem. Nikt nie narzekał. Prawdę mówiąc wszyscy chwalili: i danie, i trunek! (Nawiasem mówiąc odchudzająca się nie jadła nic tylko piła wodę mineralną … brrrr!)
Na koniec wspomnę tylko o winach towarzyszących barankowi. Były to dwie nowości na moim stole. Jedno z północy (Trentino), drugie z południa (Sycylia). I doprawdy sam nie wiem, które lepsze. Muszę jeszcze parę razy je skonfrontować. Dziś więc tylko je przedstawię:
Esegesi
Eugenio Rosi
Vallagarina 2004
In CalianoTrento
Cabernet sauvignon e merlot
oraz
Kalaurisi 2006
Maggiovini
Nero d’Avola
Sicilia
Komentarze
Niedziela Palmowa w Łysych:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-04-06.html
Jako,że już mamy nowy wpis powtarzam moją opowiastkę
ornitologiczną zamieszczoną pod poprzednim artykułem :
Bażanty,racja,są. A poza tym na drodze z Warszawy
do Węgrowa bocianów zatrzęsienie. Wszystkie gniazda zajęte.
Z kolei pod Węgrowem mieszkają strusie w liczbie 23,
na pięknej, położonej pod lasem fermie. Jaja zostały kupione za
50 zł/szt. Jedno dla nas dwa dla znajomych.
Strusie jajo na twardo – 1,5 godz,
Strusie jajo na miękko – 45 min.
1 jajo strusie = jajecznica dla 5 osób.
1 strusie = 1 kurze,jeśli chodzi o zawartość chlesterolu.
1 struś tworzy rodzinę z 2 paniami strusiowymi.
W zasadzie popieram wytrwałość i konsekwencję tej pani odchudzającej się,ale ja na jej miejscu zjadłabym trochę zieleniny a i skubnęłabym trochę udżca i wątróbek.Naprawdę odchudzaniu to by nie zaszkodziło.Ale to chyba rzeczywiście był strajk głodowy,a wtedy trzeba być twardym.Swoją drogą , pyszna musiała być ta kolacja.
Danuśka,cieszą mnie te dobre wieści ornitologiczne,bo ostatnimi laty bocianów znacznie ubyło i bardzo wiele gniazd było opustoszałych.
Mieć na stole baraninę,foie gras oraz figi i pić jedynie wodę
mineralną. Nie potrafiłabym !
No i mamy całą prawdę 😯
Mydlenie oczu i nawijanie o Morzu Czerwonym, ciepłym, wręcz gorącym (w marcu 😯 ), herbatce miętowej i trącaniu nosem ryb i raf koralowych, a tymczasem prawda jest taka:
Zakupy na początku tygodnia, 3-dniowe marynowanie baraniny, smażenie wątróbek z rodzynkami, wywożenie słodkiego wina na wieś etc. a na koniec goście w sobotę 😎
Nero d’Avola lepsze 😉
Nemo, podejrzliwość sprowadza na manowce. Wróciliśmy dzisiejszej nocy. Tekst i zdjęcie przygotowane wcześniej, czekało w kolejce na swój czas emisji. A przyjęcie było przed trzema tygodniami.
Do redakcji idę za godzinę i wówczas podam zwycięzcę poprzedniego quizu.
W tym, przedświątecznym tygodniu prawie wszystkie teksty są przygotowane z wyprzedzeniem. A relacja z podróży – po świętach.
Zdążylismy tylko przeczytać serdeczności i życzenia z okazji „mickiewiczowskiej” rocznicy. Dziękujemy!
No właśnie może Gospodarz się wytłumaczy !
A Niedzielę Palmową w Łysych naprawdę warto zobaczyć.
Oby tylko bez prezydenta.
Ok- wyjaśnienia przyjęte.
Witam Gospodarza! 🙂 No, ale może chociaż ze dwa słowa na temat urlopu?
Gospodarzu,
przecież sobie żartuję 😉 Przez cały tydzień byliśmy częstowani konserwami, to pomyślałam sobie, że przy poniedziałku sprowokuję jakieś żywe słowo. No i udało się 😉 Życzę znośnego powrotu do codzienności 🙂
Wg. życzenia dwa słowa: BYŁO ŚWIETNIE!
Teraz wiemy na pewno, że Gospodarz żyw i naprawdę powrócił. Bo kto wie, ile konserw czeka w tej redakcji na emisję 🙄
😆
dobra konserwa nie jest zła 😉 🙂
Po tej podróży to ja jestem dobrze zakonserwowany. Będzie do zobaczenia!
Urlop to rzecz znakomita, ja mam zamiar pod koniec maja popłynąć Marychą.
Powitac Guru naszego. Tu juz tesknoty sie zaczely…
Barani udziec brzmi smakowicie, trzeba bedzie wyprobowac przy okazji gosci bo to przynajmniej 4-5 osob musi zasiasc do stolu. Tak mysle.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
nemo, Kryniczko Wiedzy –
Ty mnie porada wspomoz. Rozumiem, ze w szklarni rozne takie tam zielone Ci wyrasta. W ogrodzie takowoz. My szklarni nie posiadamy lecz na grzadkach za diabla nie chce rosnac szczypiorek, koperek, pietruszka i cebula. Sialam tez w donicach i NIC!!!
Co ja zlego robie? Pamietaj zem ogrodnik poczatkujacy i przyrownanie do koziej „cos” tam calkiem obrazowo rzecz opisuje.
E.
Dzień dobry Szampaństwu.
Powitać Gospodarza – miło słyszeć, że było świetnie, ale dosyć tego leniuchowania! Do roboty! 😎
Echidna,
może ziemię masz jakąś trefną? Bo żeby nic nie rosło… 😯
Mnie jakiś zwierz cięgiem zeżerał koperek, jak tylko wychynął z ziemi, toteż przerzuciłam się na doniczki. Ale żeby Tobie zasiane nie wylazło z ziemi?!
Za oknem listopad, niech mi nikt o wiośnie nie wspomina, dobra?! 👿
Alicjo –
w tejze samej ziemi, na tejze samej grzadce rosnie rzodkiewka, obok buraczki, nieco dalej bardzo pozne pomidory samosiejki i cos tam jeszcze. A to niby samorosnace „tniutnia sobie” i nie wylazi z ziemi. Ot zagwostka.
Musi oporne jakieś…Łagodna perswazja nie daje rezultatu?
O, a ja do dentysty za pół godziny… Pogoda do kitu i dentystyczny fotel w perspektywie, no i oczywiście poniedziałek! 🙁
No i niestety nie będzie nagrody. To pewnie data spowodowała, ze nikt nie odpowiedział prawidłowo. 1 kwietnia to feralna data. Będzie więc książka na kolejny tydzień.
A prawidłowe odpowiedzi to:
1 El mussarin to kiszka wołowa nadziewana farszem mięsno-jajecznym z ryżem i przyprawami
2 Czakczuka to jajecznica
3 – Reszta to arabski makaron.
W środę kolejne zagadki.
Ja nie chce reszty w arabskim makaronie! Wole dzyn-dzyn na dloni.
E.
Kiedyś musi być ten pierwszy raz… bo o ile pamietam, jeszcze się nie zdarzyło, zeby chociaż jedna osoba nie odpowiedziała prawidłowo.
I raz się zdarzyło, że Gospodarz zadał pytania i sam na nie odpowiedział 😉
Echidno,
mnie koper sam się rozsiewa, ale w tym roku dostałam nasiona jakiegoś węgierskiego, więc zasieję i zobaczę, co z tego wyjdzie. Koper lubi ziemię dość ciężką, wapienną, nie za mokrą. Kiełkuje po 7-14 dniach. Rzuć raz garść nasion pomiędzy zagony i zapomnij, to może urośnie. W doniczce siać nie głębiej niż 1 cm.
Pietruszka kiełkuje dopiero po 3 tygodniach i nie jest wcale taka łatwa w uprawie, ale w ubiegłym roku zasiałam rządek i zapomniałam, to w końcu wyrosła 😉 Mowa o pietruszce naciowej gładkolistnej, bo korzeniowej tu nie ma, a ja znowu zapomniałam zażyczyć sobie nasionka z Polski 🙁
Pogoda nadal przepiękna, ptactwo świergoli, muszę iść do sklepu po nasiona marchewki i rzodkiewki.
Alicji współczuję pogody i dentysty 🙁
Odpowiedzi na pytania konkursowe padły na blogu i były prawidłowe, choć na każde z osobna, ale chyba nikomu nie chciało się zebrać wszystkich razem i wysłać 🙄
Echidno,
nie wiem jaka cebula Ci nie rośnie. Na pewno jest w sprzedaży szalotka, spróbuj ją posadzić (głębokość 5 cm) Nasiona cebuli sprawdź na kiełkowanie, kiełki możesz zjeść w sałacie. Cebula rośnie chętnie w piaszczystej ziemi. Ja sadzę małe cebulki, u nas są w sprzedaży wiosną i jesienią, bo cebula wytrzymuje zimą w ziemi bez problemu.
A Nemo znała odpowiedź na pytanie najtrudniejsze dotyczące
arabskiego makaronu !
Zakupiłam nasionka, a po drodze stwierdziłam, że wszędzie nagle kwitną forsycje, a magnolie to lada chwila…
Owszem kwitną,również w ogrodzie przed moim biurem.
Wygląda na to ,że zakwitły właśnie dzisiaj.
Witam wszystkich łakomczuchów, też jestem własnie na diecie wiosennej. Czy mi sie wydaje, czy też torturowanie gęsi w celu wyhodowania jej przerosniętej wąrtoby jest już w EU zabronione? Foie gras ze wzgledów etycznych i zdrowotnych na pewno odpada ale świeże figi i winko jak najbardziej, nawet przy okazji diety odchudzającej – oczywiście jedno i drugie w umiarze.
Do wszystkich nieszczęść dzisiejszych (poniedziałek, pogoda, dentysta) doszło jeszcze jedno – odchudziłam się i owszem, o 350$. Kiedy te cholerne plomby tak podrożały, pytam mojego dentystę. I dlaczego ja muszę mu tyle kasy za moje cierpienia na fotelu – powinno być odwrotnie!
Przyznał mi rację, ale recepcjonistka skasowała…
Nie mogę się doczekać godziny toastu, ale jeszcze gębę mam cokolwiek zamarzniętą.
Na obiad kasza gryczana plus grzyby w sosie – pieczarki , oyster muschrooms i prawdziwków kilka od Jagody. O, wy sobie nie wyobrażacie, ile oni w tym RPA mają grzybów! Oczywiście musi trafić na obfite deszcze… Jagoda ma zasuszonych całą poszwę od poduszki 😯
Uwieczniłam na jakimś zdjęciu. Dała mi 4-litrowy słój 🙂
alicani ,
my łasuchy wszystko w umiarze 😉
Ze względów etycznych nie powinniśmy kupować kurczaków, świniny, krowiny i tak dalej – widział ktoś, w jakich warunkach są hodowane? To nie to, co kiedyś cierpiatka z perliczkami biegały po sporym podwórku, a moja młodsza siostra dokarmiała biegajacego na ćwierć ogrodu prosiaka Pimpka.
Jedynie jeszcze krowinie daje się więcej miejsca…
p.s.Siostra dokarmiała Pimpka długaśnym makaronem spagetti… na szczęście bez żadnych sosów.
Wiosna buchnelo na calego. Zakonczylem sezon nalewek na mrozonych owocach. Teraz zaczna na suszonych a potem na swiezych. Zacznie sie od truskawek, potem pójda inne.
Zastanawiam sie, czy nie zmienic fruzury na wiosenna.
Chyba najlepszy typ a´la Radek Sikorski. Bede sie czesal recznikiem.
O stosownej godzinie jak zwykle toast za pomyslny powrót Gospodarzostwa.
W oczekiwaniu na nowa ksiazke pod roboczym tytulem „Kuchnia piratów znad Morza Czerwonego”
Pan Lulek
no nie wiem…. myślę, że baran przyrządzony przez gospodarza miał bezstresowe, fajne życie i nikt mu rurką do gardła paszy z hormonami nie wlewał. Ostatnio przy kupowaniu jajek na targu, chłop, który je sprzedawał wyjasnił, że te oznaczone jako „1” są od kur chodzących po podwórzu. Jajka były smaczne i wyszło przy okazji, że żyją też kury nie zniewolone. Świeżutki, wręcz pachnacy dorszyk z dzisiejszego mojego obiadu do wczoraj pluskał się beztrosko w przyjemnie chłodnym Bałtyku skubiąc swoje jedzonko dla przyjemności.
Aj, Aj, nie było mnie kilka dni zaledwie i znowu mnie trochę nie będzie. To chyba Broniewski o Waryńskim : „Robota, robota, tak wiele roboty/ i jeszcze X-ty pawilon” Prócz pawilonu, reszta się zgadza. Ja korzystam z komputera „łysego”, bez internetu, Młodsza siedzi dniami i nocami szykując pułapki dla maturzystów i konspekty dla studentów, którzy u niej mają jakieś praktyki. Kiedy zaś jestem w domu sama, to pies tęsknie patrzy za okno, gdzie wiosna, ptaki, słoneczko i zwierz zaczyna zawodzić: cicho, rzewnie i zgoła rozpaczliwie. No i co leciwa Pyra robi: ano, smycz w rękę, a pies na drugim końcu tej smyczy. I tak co 2 godziny zupełnie wyrywa mnie z rytmu.
Na obiad były zrazy bite, nie zwijane, duszone z czerwoną paprykąm cebulą , pomidore, i marchewką
„… Nemo, podejrzliwość sprowadza na manowce….”
Nie tylko, to może być „nałogiem”.
Knopie,
jak już, to bez cudzysłowu 😉
Na kolację mam gości, więc będzie pieczeń z łopatki wiadomej szczęśliwej świnki z majerankiem, czosnkiem, tymiankiem i winem, szczęśliwa fasolka tyczkowa od Liebherra, jeszcze szczęśliwsze buraczki i roszponka wprost z ogrodu. Młode kartofelki z Izraela pieczone w skórce na oliwie z tymiankiem. Na deser panna cotta i Desperate Housewives.
Przy kolacji zostanie wzniesiony toast za szczęśliwy powrót Gospodarza.
Zgadza się,
… to jest nałóg.
zapomniałem dodać (… świrk, świrk…):
😉 🙂 😉
…a na razie fruwają motyle
tyle tego i tamtego coś tyle
a na razie wierzymy w baśnie –
i jaśniej… i jaśniej…
Trzeba się podpierać chocby muzyka łatwą i przyjemną w taki *francowaty* dzień, jak u mnie jest dzisiaj. No wiecie co….
O właśnie… przypomnieć sobie ostatnie wakacje w Polsce!
http://www.youtube.com/watch?v=EOs2TSXTOkQ
Co Ty o nałogach, knopie? My ze szwagrem nie takie nalogi mieli…
Wreszcie się u mnie niebo lekuchno rozjaśnia, przestało lać. No to niech ja się za te grzyby, podsmażyć z cebulą, a potem czary mary (jeszcze nie wiem, co).
Dobry wieczór Alicjo.
No bo nałogi, to taki wdzięczny temat, że można i na wprost i na przeciw.
Byle do przodu, zwile i nie na tak, ale moze wrumpatuk a pozatym to skorupiaki i nie wrecz ale na kole i desce!
ktoś wspominał o nałogu?
jest okazja do wypicia?
😉
Brzucho,
jak sie szuka okzji to nie jest nałóg, tylko presja otoczenia 😉
O matko!
Zapomnialam o toascie!!! Brzucho, to co, napijemy się czegokolwiek? Ja mam jakis południowoafrykański malbec w piwnicy, a do obiadu już tuż tuż…otworzę i niech oddycha, bo ja juz za te grzyby sie zabieram.
Wrum… co tam?
Lecę do kuchni!
A, Brzucho! dzisiaj pasowałoby mi Twoje wiadomo co, krupiok, ale zanim co, i te moje ganianie za sprawami… a pogoda jak nic do krupioka pasuje, taka paskudna, że chciałoby się cos ciepłego i mniam mniam…
robiłem krupiaka w środę
fajny jest, oj fajny
(wersję obszańską, czyli z twarogiem)
:::
a teraz szklaneczka mataxy
🙂
Brzucho…
Ja najbardziej lubię krupiaka z grzybami w sosie…. mmmnnniiiiaaaaam!
To lecę te grzyby lekutko z cebulką, bo Jerzor się zapowiada z pracy. Kaszę gryczaną nastawiam.
Paskudna mamy jesień tej wiosny 😯
Wyglada smakowicie, ale dla mnie za duzo roboty. Jak chce zaskoczyc (pozytywnie) moich przyjaciol, robie polska specjalnosc – pierogi. I wszyscy sa bardzo zadowoleni.
Dzien dobry Wszystkim,
Rano bylo tutaj tak gwarno (wiadomo, Gospodarze wrocili), ze do glosu nie mozna sie bylo dopchac, teraz znacznie ciszej. Dajcie mi wiec cos powiedziec.
Chociaz stosunkowo niedawno goszcze na tym blogu, tym niemniej zdazylem juz o Was opowiedziec tu i tam, nie ominalem rowniez swojej dawnej kolezanki jeszcze z czasoww liceum – znalezlismy sie po wielu, barzdo wielu latach na „Naszej Klasie”, a w tamtym roku spotkalismy sie na jeden dzien w Nowym Jorku (na stale mieszka we Francji). Okazalo sie, ze Ona od dawna korzysta z przepisow Gospodarza, a teraz, nakierowana przeze mnie na blog, zapalala do Was sympatia wielka i wkrotce sie tu pojawi, ale…….prosila o wczesniejsza zapowiedz, co z przyjemnoscia czynie.
Wydaje mi sie, ze od pozostalych blogowiczow rowniez dostanie „Yes, yes, yes!” i bedziemy mieli sie do kogo zwrocic o przepisy na specjaly kuchni francuskiej i nie tylko. Ale nie moge wszystkiego zdradzac. Poczekamy.
Alicja,
Ja rozumiem, ze zla pogode musialas od siebie gdzies przegnac, ale czy musialas na poludnie? Tutaj nawet jesienia jest ladniej.
Wlepujac swoj wpis z 01:13 bardzo sie staralem by nie popelnic jakiegos faux pas, ale sie nie udalo. No trudno, moze Gospodarz nie zauwazy.
Obudzilem sie zlany potem z przerazenia. Snilo mi sie, ze Gospodarz wysunal teze, ze ziemia jest kartoflem który na dokladke stale wiruje i jak tak dalej pójdzie, to wszyscy z niej powypadamy.
Zeby tylko uratowac przepisy. Bo jak wyladujemy na innej planecie to trzeba bedzie zaczynac od nowa.
Wczoraj bylem w kilku ogrodnictwach. Nigdzie nie mieli drzewa figowego. Jesli ktos ma na zbyciu to niech podrzuci.
Pan Lulek
Nowy,
ja tam aż taka wredna nie jestem, żebym komuś wredotę typu mojej pogody podsyłała. Wysyłałam ją do wszystkich diabłów, a nie na południe!
Panie Lulku,
wiadomo, że /Przepisy uratuję ja, mam na tak zwanym twardzielu, ale jak co – na tzw. back-upie też nagrane.
Drzewa figowego nie mam, nie ten klimat, ale listek by się przydał.
… a czas mi się jakoś nie zgadza, powinno byc 6 godzin różnicy między Polską, a mną, a jest jakby nie patrzył pięć. Na zimowym zostaliście czy co? 😯
Post wysyłam 34 minuty po północy, a pokazuje mi , ze o piatej tyle a tyle sie zjawia. Co je grane?!
Alicjo,
tu jest ciągle jeszcze czas zimowy 🙄
Panie Lulku,
figi są w sprzedaży wysyłkowej, tu na przykład:
http://www.yatego.com/baldur-garten/p,4960ce09e43f1,45e5b160df2f55_3,bayernfeige–violetta%AE-?sid=04Y1239083672Y0c6eb6a1285c428451
Madeleine des Deux, Negronne, Dalmatie, Ronde de Bordeaux, Pastiliere…
Panie Lulku,
figa to nie jest po prostu figa. Drzewka różnią się formą i tempem wzrostu, odpornością na mróz, smakiem owoców itd. Może Haneczka się wypowie, jaką ma odmianę i skąd?
Zanim coś zamówisz poinformuj się na ten temat. W internecie są całe grupy dyskusyjne o figach 🙂
dzień dobry Bando
witam wszystkich nowych forumowiczów
bo widzę, że przybyło towarzystwa
:::
po awarii
udało mi się jakoś dojść do porozumienia z kompem
ale i tak czuję się jak okradziony
czas chyba zamienić staruszka na nowy
:::
położyłem się tydzień temu do szpitala na badania
i lekarze stwierdzili, że jestem bardzo zdrowy
poza miejscami gdzie jestem chory
ale to nic takiego, czyli jest dobrze, a nawet b.dobrze
:::
a propos świąt
zakisiłem żur i szykuję się na obżarstwo
w niedzielę byłem na kawie z Okrasą
bo miał u mnie w Olsztynu pokaz w CH
przypomniał mi sposób na soczyste mięsa
długie, powolne pieczenie w niskiej temperaturze
mówię wam, rewelacja!
polędwieczki pieczone w 80 paru stopniach
przez 2-3 godziny
kruche jak diabli, a soczyste też jak diabli
:::
co robicie na święta na stół?
Nagroda za ostatni quiz należy się Nemo za rozszyfrowanie reszty. Reszta dziecinnie łatwa.
Opis przygotowania udźca przypomina chińską torture dla smakosza. Można czuć zapach i smak prawie, a nie można spróbować.
Miód pitny akceptuję bezwzględnie. Nie trawię natomiast sauternów. Taki błąd genetyczny jakiś. Wolę dobre Nero d’Avola (nie wszystkie są dobre) od Chateau d’Yquem.
Jestem pod silnym wrażeniem wczorajszego trzęsienia ziemi. Bardzo lubię Aquilę i jej okolice. Byłem tam m.in. w 2000 roku, gdy całe miasto było w rusztowaniach z okazji generalnych porządków na nowy wiek.
Nie będę pisał o niepokoju o budynki, gdy zginęli ludzie. Tuż pod Aquileą jest wylot ponad dziesięciokilometrowego tunelu pod Gran Sasso na autostradzie Teramo – Rzym (Strada del Parchi). Z tego tunelu wjazd (ściśle strzeżony) do wielkiego ośrodka badań nuklearnych. Wierzchołek ośrodka widac na Campo Imperatore prawie kilometr wyżej. Prawdopodobnie i tunel i ośrodek nuklearny dobrze zabezpieczono przed trzęsieniem ziemi.
Na obrzeżach miasta największy chyba sklep z bielizną, jaki w życiu widziałem. Bez ekskluzywnych marek, ale z włoskim wdziękiem.
Czy te figi w naszych warunkach tylko kwitną, czy też owocują? W reklamie widac owoce, ale jak to jest w praktyce, chciałbym wiedzieć. A może owocują tylko w Bawarii?
Dzień francowaty był wczoraj. To trzesienie ziemi nie daje mi spokoju. I równocześnie wyrzuty sumienie, że trzęsienie ziemi w Indonezji czy Chinach porusza tylko troche, a w mieście, które się zna, zdecydowanie bardziej. A przeciez ludzie tak samo giną i tak samo zostają bez dachu nad głową. W l’Aquili bez dachu 17 tysięcy, czyli 1/4 mieszkańców. To pozwala wyobrazic sobie skalę zniszczenia.