Skarb Emili-Romanii
Trudno wytłumaczyć, skąd bierze się niezrównany smak szynki parmeńskiej. Jedni mówią, że wpływ na niego mają szczególnie korzystne warunki klimatyczne panujące w Parmie i jej okolicy, inni twierdzą, że przyczyna tkwi w zdrowym karmieniu świń, nic wspominając o innych ważnych czynnikach, jak właściwe przycięcie udźca, fachowe posolenie i odpowiednio długi okres dojrzewania. ?Mało słona, wonna wędlina z pochodzącego z gór prosięcia” – tak brzmi prawie towaroznawczy opis szynki parmeńskiej, który już w XVI wieku sformułował Bartolomeo Scappi, nadworny kucharz papieża Piusa V. W minionych czasach było rzeczą normalną, że mięso konserwowano, soląc je i susząc na powietrzu. Jednakże dopiero u schyłku XIX wieku ta parmeńska ?konserwa” przeżyła prawdziwy boom. Nagle wszyscy zaczęli o niej mówić. Popyt na szynkę z Parmy rósł szybko, i tak około 1870 roku w Langhirano, małej wiosce niedaleko stolicy prowincji, rozwinęła się wysoko kwalifikowana produkcja szynki.
Jeszcze dzisiaj w Langhirano i okolicznych wsiach stoją ogromne hale, za których wysokimi murami dojrzewają miliony szynek parmeńskich. Odpowiednie wietrzenie zapewniają okna z żaluzjami, które w zależności od pogody zamyka się lub otwiera. Prosciutto di Parma należy do artykułów DOC, z prawnie chronionym, kontrolowanym miejscem pochodzenia. Nad utrzymaniem właściwej jakości czuwa specjalne konsorcjum. Świnie, których udźce mogą potem nosić wysoko ceniony znak towarowy z koroną Parmy, podlegają surowym wymogom. Muszą one pochodzić z kontrolowanych hodowli 7. północnych i środkowych Włoch i być karmione wyłącznie serwatką powstałą przy produkcji parmezanu, jęczmieniem paszowym, kukurydzą i owocami. Świnie zabija się zwykle w wieku 10 miesięcy, ale tylko wtedy, gdy są odpowiednio tłuste i osiągną przepisową wagę przynajmniej 160 kilogramów. Warstwa tłuszczu jest niezbędna, ponieważ w okresie dojrzewania owija ona delikatne, zwarte, różowe mięso szynki niczym płaszcz i chroni je przed wysuszeniem.
W pierwszej fazie produkcji świeże udźce wieprzowe, ważące od 10 do 11 kilogramów, są przechowywane w chłodnym pomieszczeniu o temperaturze od 0 do 4°C i co pewien czas solone. Sól i chłód odciągają z mięsa wodę. W trakcie tego procesu szynkę mocno się ugniata, aby sól mogła przeniknąć do najgłębszych włókien. Gdy szynka jest już wystarczająco sucha, myje się ją, a powierzchnię przekroju, której naturalnie nie chroni słonina, smaruje się grubą warstwą pasty ze smalcu, mączki ryżowej i pieprzu, w celu zabezpieczenia przed wysuszeniem. Teraz szynka przez kilka miesięcy musi dojrzewać, aby naturalne biochemiczne procesy uczyniły z surowego solonego mięsa aromatyczny parmeński przysmak. W końcowej fazie waga udźca spada do blisko 7 kilogramów. Prawdziwa prosciutto di Parma dojrzewa od 10 do 12 miesięcy; może jednak też dojrzewać znacznie dłużej, aby nabrała jeszcze delikatniejszego i bardziej wyrafinowanego smaku.
Połowę produkcji szynek parmeńskich przeznacza się na eksport. Ponieważ poza Włochami preferuje się szynkę bez kości, usuwa się więc je ostrożnie z udźców, a szynkę zawija szczelnie w folię, pozwalającą zachować aromat. Pozostałą część produkcji zjadają Włosi. Szynkę parmeńską można podawać jako antipasto z chlebem pszennym lub z grissini, znakomicie harmonizuje również ze świeżym melonem albo dojrzałymi figami. Naturalnie pasuje ona także do szparagów z masłem. Wszystko jedno, z czym trafi na stół, ważne tylko, aby była zawsze cienko pokrojona, bo tylko wtedy rozwija w pełni swój aromat.
Komentarze
Dzień dobry.
Zgłaszam powrót z urlopu; dzisiaj jeszcze tylko z doskoku, bo różne roboty remontowe Pyrę czekają.
Ot, tyle mojej obecności, żeby uczcić Alinę i Cichala w odpowiedniej porze.
Chciałam pourlopować nieco dłużej, ale czytam i zamiast pełnoobsadowego wodewilu w niektóre wieczory zdarzały się nisko obsadowe farsy, a i monodram był na horyzoncie. Dobrze, że Żaba z błota wylazła na trochę i że Danuśka z Misiem porannych wizyt nie zaniedbywali. R.Frimml z dawna napisał stosowny apel:
http://youtu.be/apDDKlwZzz4 – dedykuję Bywalcom wersję niemiecką, bo polskiej tej jakości nie znalazłam.
A teraz mam liścik prywatny do pani Antoniny (wybacz Gospodarzu)
Droga Pani. Pani raczy się mylić. Moje zobowiązania wobec Gospodarza nie są związane z ofiarowanym komputerem, ani kilkanaście wartościowych książek, ani z grzybami nieprzerwanie od 6 lat królującymi na naszym stole wigilijnym. Komputer – rzecz ważna i licząca się w budżecie emerytki starego portfela, aleć jednak nie najważniejsza. Moja wdzięczność i przywiązanie do p. Piotra płyną z tego miejsca, które stworzył kilka lat temu, gdzie na niespieszne pogwarki w przyjaznej (na ogół) atmosferze zbierają się ludzie z różnych stron i różnych temperamentów. Za to „kupił” sobie red Adamczewski Pyrę „na zawsze”.
Że czasem spotka się tutaj i p. Antoninę? Cóż, życie niesie z sobą różnego typu zagrożenia. Takie ryzyko…
Pyro – to dla mnie wielka radość! Serdeczności. Nana
Droga Pyro! Czytam Wasz blog od roku chyba 2007. I cieszy mnie ogromnie, że znowu jesteś. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Nemo, niestety, dalej brak. Teresa
Smakowity poranek,bo i Pyrę odzyskaliśmy,a na przekąskę po plasterku szynki parmeńskiej dla chętnych :-D?
Niepokoi mnie i martwi jeszcze brak paru osób,w tym Krystyny.Nie wiem,czy nasza Koleżanka widziała już np.ostatni film Polańskiego „Wenus w futrze” i co ewentualnie o nim sądzi.Ja biję się z myślami i nie wiem,czy się wybrać,
czy odpuścić.
Uff! „Babka ziemniaczana” w formie, czyli grzeczna i życzliwa…jak zawsze.
Czekamy jeszcze na reaktywację „nema”.
Nie mam szynki parmeńskiej w domu (ani żadnej innej wysokiej klasy). Chętnie kupuję po 10-15 dkg jeżeli spotkam we włoskich delikatesach albo w innym, dobrym handelku. Cieniusieńko pokrojona jest ukoronowaniem wielu przystawek, albo doskonałej kromuchy z masłem. Mam natomiast w lodówce wyrób mięsno – podobny i ciężko myślę co z niego zrobić. Polecono mi to cudo w osiedlowym samie i ja, stara idiotka dałam się uwieść urodzie jaśniutkiego, jasnoróżowego batona mięsnego z kropkami ziaren pieprzu. Nazywa się to „szynkowa z pieprzem” – kupiłam 20 dkg cienko pokrojonej z myślą o kolacyjnych roladkach z serem i czosnkiem albo z jajkiem i ogórkiem. Po jednym dniu w lodówce pachnie jak laboratorium chemiczne, a plasterki (nadal blado różowe) zaczynają się lepić do rąk. Chyba specjalnie jutro zrobię sałatkę warzywną (dzisiaj rosół, włoszczyzna będzie) i wpakuję w nią to cudo sztuki wędliniarskiej drobniutko pokrojoną. Będę jadła z myślą „dobrze ci tak, kretynko posiwiała”.
Miło Pyrę czytać.
Alinie i Cichalowi najlepsze życzenia. Toastu chyba dzisiaj nie wzniosę, bo Ukochana zaniemogła od kilku dni, a samemu jakoś niesporo. Może wzniesiemy szynką, skoro taki temat dzisiaj na tapecie.
Coś mi chodzi po głowie, że prosciutto di Parma jest traktowane solą z górskich solankowych strumieni. Ale mogłem pokręcić ze speckiem z Alto Adige.
Danuśka, 🙂
Nie oglądałam ” Wenus w futrze”. Nie wątpię, że to dobry film, ale tematyka jakoś mnie nie pociąga. Skoro wahasz się, to znaczy, że pewnie masz takie same wątpliwości. A ostatnio i tak prawie każdy wieczór spędzam bardzo kulturalnie, bo oglądam spektakle teatralne na gdyńskim festiwalu R@port, widziałam też w kinie ” Papuszę” , a jeszcze koncert operowy i występ chóru Aleksandrowa, więc kulturalnie powinnam być nasycona, ale niestety, nie wszystko mi się podobało.
Mogę Ci polecić, jako warszawiance, spektakl Teatru Studio ” Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” Doroty Masłowskiej z kiloma brawurowymi rolami.
Z ciekawostek kulinarnych – pierwszy raz widziałam w sprzedaży wiśnie suszone.
” kilkoma” rolami
Naszą Kochaną Jubilatkę Alinę ściskam mocno i serdecznie,chociaż nie za mocno,bo przecież krucha z Niej istota 🙂
Bez krępacji i mocno można natomiast przycisnąć do piersi Solenizanta Cichala życząc Mu wielu żeglarskich przygód i morza żołądkowej gorzkiej 😉
Krystyno-cieszę się,że udało mi się wywołać Cię do tablicy 🙂
Tak,mam niewątpliwie te same wątpliwości dotyczące „Wenus w futrze”.
W ogóle człowiek jakiś robi się co raz bardziej wybredny i marudny na stare lata,
a na dodatek opuścić wygodną kanapę w listopadowy wieczór też nie jest łatwo.
Kanapę opuściłam parę dni temu,bo młodzież zaprosiła mnie na występy kabaretu
„Hrabi”.Publiczość śmiała się i bawiła doskonale,a ja jakoś nie za bardzo 🙁
Widzę,że z kabaretami zdecydowanie zatrzymałam się w minionej epoce.
Wymiana drzwi do piwnic, zamków, części instalacji i w tym wszystkim ja – w charakterze psa łańcuchowego dka swoich i kilku sąsiedzkich przynależności. Jutro c.d. ale chyba już beze mnie. Teraz to mi jest ganze gal – u mnie są słoiki i butelki (puste) 3 dywany spakowane, sokownik i ksiażki. Ten, który włamał się kilka lat temu, wzbogacił się o 3 wory czystych maskotek – w tym kolekcję słoni, z wielkim czerwonym zwierzem, który zdawał maturę w VI LO, a potem wszystkie zaliczenia i egzaminy na wydziale nauk o ziemi aż do II roku włącznie. Potem dostał szlaban. Wyniósł także ów złodziej komplet radia „Amator” z mikserem, wzmacniaczem głośnikami itd i 200 płyt długogrających, 52 płyty ebonitowe i 6 szelakowych. Nie jestem kolekcjonerem – to były płyty rodzinne od niepamiętnych czasów. Policja zgłoszenie zlekceważyła – radia nie używaliśmy, płyt nie słuchaliśmy, więc dobrze, że ktoś sobie zabrał. I tak jedna z rodzinnych skarbonek przepadła. Teraz mogą się włamywać, to im nowe drwi zafundowali.
Kilkoro ogromnie sympatycznych ludzi się odezwało, siadajcie z nami.
No i Gwardia – Stanisław, Krystyna, tylko patrzeć, a dobiją inni. Czekamy.
Uroczyste całusy dla Aliny!
Danuśko!
Byłem. I byłem zachwycony. Jest to właściwie sztuka teatralna przeniesiona na ekran, bo całość jest zrobiona według zasady trzech jedności. Aktorstwo wspaniałe, występują tylko dwie osoby, więc film jest bardzo kameralny. Ja mam innego rodzaju wątpliwości dotyczące Polańskiego i temu poświęciłem poprzednią notkę u siebie w blogu. Jak chcesz przeczytać, to naciśnij mój nick. Ale robota perfekcyjna.
———-
YYC!
nieskromnie powiem, ja tego nie muszę szukać, ja to wiem.
Torlinie-dzięki za komentarz.
Poprzedni film Polańskiego „Rzeź”to też była w zasadzie sztuka teatralna,
z kina wyszłam bardzo zadowolona.Zachęciłeś mnie,w takim razie pójdę 🙂
Dzien dobry,
Alinie i Cichalowi – najlepszego!
Danuśka, warto pójść na ” Wenus…”. Wspaniała gra dwójki aktorów , docieranie do zakamarków duszy. Cały Polański
Alino, Cichalu,
niech się Wam wiedzie w najlepszym zdrowiu bo wiadomo, gdy zdrowie będzie, to i grzechy będą!*
*)Taki wpis umieściłem właśnie na nie naszej stronie.
Niech będzie, ale skoro już tam, to pozwolę sobie zwrócić uwagę na naprawdę przednie przekomarzanie się w rymach, czyli w mowie wiązanej.
Polecam:
http://paradowska.blog.polityka.pl/2013/10/28/kilka-wspomnien-o-czasach-i-chwilach-jakie-juz-sie-nie-zdarza/
Jasne, że trzeba szukać na końcu.
Pepe – witaj w mateczniku łasuchów. O Paradowskiej wiemy od dawna, czytamy, tylko nie pisujemy. Nie da rady wszędzie pisać.
Na toast za imieniny Krakusa i urodziny Aliny , wlałam sobie tegorocznej morelówki, ale nie piję „na żywca” – wlałam dozę w wysoką szklankę, wrzuciłam 3 kostki lodu, 2 plasterki cytryny i sporo cytrynowej oranżady; pije się lekko i mój żołądek nie protestuje, a toastów mogę wznieść 4-5. Dobrze mi.
Alinie i Kapitanowi NAJLEPSZEGO!
I wznosimy nie byle gdzie i nie byle czym, bo malbecem w Mendozie. Wasze zdrowie!
Nowy,
luki w juki i do Mendozy, stolicy malbeca. Kupilismy 5 litrow na zapas, bo jutro jedziemy pod Aconcague – znowu jestem bezogonkowa, bo moja Della chyba zdycha, wlascicielka hotelu udostepnila mi swoja maszyne w hallu, przyjemnie tutaj i chyba najchlodniej w calym hotelu. Mendoza o tej porze roku jest goraca i zakurzona, wytrzymac sie nie da w tym upale )ponad 30C) i wszechobecnym kurzu, ale damy rade, jutro bierzemy samochod i jedziemy pod Aconcague. Tam musi byc nieco chlodniej.
Zdrowie Aliny i Cichala nieustajace i zawsze po raz pierwszy!
W skrocie – wczoraj przylecielismy z Santiago do Buenos dobrze po poludniu, z lotniska jechalismy chyba z 1.5 godziny do stacji autobusowej ‚ widzielismy wiec obrzeza miasta, imponujace nie sa, ale to zadna nowina. Wykupilismy bilety do Mendozy (nieco ponad 1000km. 110$ za bilet). W Mendozie¨”wyladowalismy” w poludnie i od razu dostalismy suchym upalem w twarz.
Autobus i serwis wspanialy, wieczorem pelna kolacja (sznycelki, ziemniaki tluczone, salata, deser, WINO – malbec oczywiscie, ile kto chcial. Dokumentacja w stosowny, czasie.
Wielkie fotele, rozkladane na prawie lezace, sporo miejsca. Znakomita obsluga. O widokach nie bede opowiadac duzo, bo beda zdjecia. Raz to przejechac – fajna rzecz, ale tak w ogole nuda, plasko jak na stole, pastwiska, pola uprawne, blizej Mendozy winnice, hektary, hektary i lepiej to wyglada. Winnice musza byc podlewane w odpowiednim czasie, jest tu bardzo piaszczyscie i sucho, przynajmniej o tej porze roku.
Zjedlismy cos na ulicy (ogrodek przy knajpie) – widac bylo, ze tam turystow nie ma, miejscowi wiedza, gdzie co zjesc. Byl to tutejszy fast-food, ale tutejszy. Jerzor powiedzial, ze tak znakomitego hamburgera w zyciu nie jadl, a ja swojej malutkiej pizzy tez nie moglam sie nachwalic.
To nie byla restauracja sensu stricte, tylko taka jadlodajnia, gdzie w czasie sjesty schodza sie z okolicznych biur i domow, zeby cos przegryzc. Nawet nie bylismy specjalnie glodni, ale przez rozum zjedlismy, i to z przyjemnoscia. chociaz jak w czasie posilania sie ruszajacy z ulicy autobus zadymil, to oczka nam wyszly na wierzch.
Malbeca kupilismy w¨”Vinoteca”, bardzo sympatyczny pan nas informowal o ronych winach, ale Jerzoru smakuje wiadomo co – im tansze tym lepsze 🙄
A przecie kazde dobre wino tutaj jest minimum 10 razy tansze, niz w Kanadzie i nie po to tu przyjechalam, zeby pic najtansze 👿
No dobra, to zakupimy jakies lepsze na jutro. Na dzisiaj zostaje 4-litrowy sikacz malbec za 12$ za te cztery litry. Nie powiem, nie jest zly, nie moze byc niedobre wino z Mendozy!
Tyle na zrazie, jutro wyjezdzamy, nie wiem, jak bedzie internet dzialal, w marcu bylo cienko, ale ja podejrzewam, ze Steve sie nudzil i wolal z nami porozmawiac, jedynymi goscmi, niz udostepnic nam internet.
Uciekam, pozdrawiam, wznosze zdrowie!
Alicja (i Jerzor tez)
Alicjo-to widzę,że jedynie byliście przejazdem w Buenos.
A ja czekam i czekam,by nareszcie ktoś mi powiedział,czy oni tam rzeczywiście tańczą to tango na każdym rogu ulicy,bo jeśli tańczą,to zaraz jadę 😉
Irku-obiecuję,pójdę 🙂 ale dopiero w przyszłym tygodniu,bo weekend zapowiada się bogaty w wydarzenia i towarzyskie i teatralne.
Alinie i Cichalowi – wszystkiego najlepszego!
Ja też ❗ Ja też ❗ Najlepszego 😀
Dziękuję za życzenia i takież składam mej sąsiadce życzeniowej – Alinie!
Alinie i Cichalowi, dużo zdrowia !!!
Eska, dziękuję! Twego mleka do końca życia nie zapomnę! Obydwie Ewy zaświadczą. Moja i Żaba!
Alinko,
Niewazne pierwszy czy ostatni – kazde niech sie licza tak samo – samych najlepszosci Ci zycze – na codzien i od swieta.
Usciski kollatajowsko – urodzinowe . Niech Ci sie szczesci.
Irek,
Dziekuje za mily wpis na picasa .