Mówi się: zdrowy jak rydz! – zapominając o jego smaku
Sławią go poeci, śpiewają o nim piosenki, stał się nawet synonimem zdrowia. To rydz – jeden z najszlachetniejszych grzybów rosnących w naszych lasach. A ja chciałbym przypomnieć, że jest to jednocześnie jeden z najsmaczniejszych grzybów. I smakuje bez znaczenia jak jest przyrządzony. Marynowany, duszony, smażony wprawia w stan upojenia swoich miłośników.
Rydz jest tez grzybem wybrednym. Nie chce rosnąć w zatrutym środowisku. Wybiera czyste lasy, najchętniej świerkowe, choć i w gajach liściastych udaje się go spotkać.
Gdy przed 36 laty zamieszkałem na skraju Puszczy Białej nad Narwią często trafiałem na całe polanki pełne tych pomarańczowych grzybków. Wówczas jadaliśmy je niemal wyłącznie smażone na kuchennej blasze i tylko z odrobiną soli. To były uczty!
Po kilku latach rydze zniknęły. Nie było ich w całej okolicy. Starsi rolnicy zwalali winę na chemię, wówczas dość powszechnie stosowaną i na polach, i w lesie. Rydze kupowaliśmy na targu gdzie dowożono je zza wschodniej granicy.
Będzie uczta… Fot. P. Adamczewski
Minęły lata, czasy sypania środków chemicznych bez opamiętania też należą do przeszłości. I oto przed paroma dniami zauważyliśmy pod naszymi świerkami trzy małe, płaskie, pomarańczowe kapelusiki z charakterystycznymi kółkami. To był powrót rydzów. Mam nadzieję, że na stałe i nie będę już ganiać na pułtuski rynek, by podać gościom wytworną przekąskę. Np. rydze przyrządzono wg. katalońskiego przepisu. Oto on:
Rydze Catalana
20 jednakowej wielkości rydzów,4 ząbki czosnku, 3 łyżki oliwy, 1 łyżka masła, pęczek zielonej pietruszki, sól
1.Grzyby dokładnie umyć zmieniając kilka razy wodę. Osączyć na ręczniku papierowym układając blaszkami do dołu.
2.Umytą natkę drobno posiekać.
3.Formę nasmarować masłem i ułożyć rydze blaszkami do góry. Posypać zieloną pietruszką i posiekanym czosnkiem. Pokropić oliwą. Włożyć do rozgrzanego do 190 st. C piekarnika na kwadrans.
4.Posolić tuż przed podaniem.
I czekać na nastepne. Zbierając na pocieche borowiki, takie jak te z pierwszego październikowego weekendu.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Wszystkim Dzień Dobry
dzień dobry ….
Danuśka to Święto w domu … 🙂 … ucałuj Alę od nas …. 🙂
Markowe zdjęcia ze zjazdu wcięło i nawet słowa nie napisze o tym …
Piotrze rydze są pycha … bardzo lubię … cena na bazarku 40 PLN za kg …
Dzień dobry 🙂
Rydze jadałem smażone na patelni. Przepis z piekarnikiem interesujący.Gospodarzu, do jakiej temperatury rozgrzać piekarnik ?
W mojej prywatnej skali rankingowej, rydze zajmują jedno z pierwszych miejsc. Rydze z patelni – obowiązkowo na maśle, rydze z blachy , o których wspomina Gospodarz, siekanka z rydzów (różne odłamki i okrawki) uduszona w maśle i używana do wymieszania z łazankami albo drobnymi kluseczkami, wreszcie doskonałe szaszłyczki z wątróbek drobiowych, plastrów świeżego ale zamarynowanego boczku, cebuli i niewielkich rydzów – chyba jedna z najsmaczniejszych przystawek. Również kawałki rydzów suszonych dodane do suszu mieszanego zachowują swój smak i aromat świetnie perfumując sosy. Wiwat rydze (niech się trufle schowają)
Do 190 stopni Irku. Smacznego.
W Australii mamy tylko 2 rodzaje jadalnych grzybow: rydze i maslaki. Jest tu ich zatrzesienie. Zbieramy co roku i ucztujemy juz w lesie piekac je na patelni z maselkiem. sa pyszne
najlepsze rydze jadłam w Zwierzyńcu tuż koło Irka … 🙂
już nasze prababcie to robiły … 🙂
http://stosmakow.blox.pl/2013/10/Odchudzanie-sie-na-sposob-prababci.html
Danuśka mięta po zmarnieniu siedziała cicho miesiąc i teraz odbija jej …. 🙂 … się cieszę …. 😀
Zdjęcie dla Placka:
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/PrzedZima?authkey=Gv1sRgCO-FpPiI6NmamgE#slideshow/5931920636846283778
Rudy,rudy rydz…
Wczoraj na naszym bazarze też była obfitość grzybów,w tym rydze po 35 zł/kg. Wahałam się,czy nie kupić,ale w rezultacie odłożyłam to kulinarne szaleństwo na inny dzień.Też uważam,że rydze z patelni zasługują na złoty medal wśród grzybowych przysmaków.
Jolinku-dzięki,ucałuję 🙂
Cieszę się,że mięta odżyła.Niech dzielnie rośnie i zacieśnia więzy pomiędzy uprawami nadbużańskimi i warszawskimi 😉
Marku-z Ciebie rzeczywiście hurtowy producent przetworów.
Jestem pod wrażeniem i gratuluję !
Mam problem z łotrem, wrzucam trzeci raz…
Kto ma nadmiar rydzów, polecam znakomity przepis na przechowanie, sama stosowałam – usmażyć rydze na maśle (dużo masła!), prosto z patelni do słoiczka wszystko, razem z gorącym tłuszczem, zamknąć.
NIE SOLIĆ! Tylko to masło, rydze i nic więcej. Słoik typu twist-off sam się „zamknie” pod warunkiem, że prosto z patelni te rydze gorące i operację przeprowadzimy szybko. W środku zimy wyciągamy taki słoik, zawartość wrzucamy na patelnię i wszyscy myślą, że dopiero co przytargaliśmy rydze z lasu 😎
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/rrydz.jpg
http://www.youtube.com/watch?v=pW_uPhUIrlg
Jeden, jedyny raz w życiu miałam nadmiar rydzów – trafiliśmy z Jarkiem w taki młodniak świerkowy gdzieś w okolicach Czarnkowa. Zebraliśmy dwa kosze, a potem Jarek zdjął flanelową koszulę i po związaniu tu i tam zyskaliśmy spory worek. Jeszcze sporo w tym młodniaku zostało. Trafiliśmy ponoć główną WYGRANĄ W TOTKA, BO SPOTKANY LEŚNICZY nie mógł się nadziwić – tam było zawsze trochę maślaków i później zielonki, ale rydze? Trafiło się. Wtedy, raz w życiu zakisiłam garnek 5 litrowy tych rydzów. Jak iadły, było ok 3 litrów – boziu, ależ to było dobre! Kiedy wprowadziliśmy się tu na osiedle, zbierałam rydze pod lasem i wzdłuż kolejki – nigdy dużo, ot, tak 4-5 grzybów. Dodawałam do kiszppnej w słoikach kapusty; kurki też. Cięłam na mniejsze kawałki i używałam do kiszonki. Po kilku latach rydze wyginęły – nie ma ich zupełnie.
Paczka wysłana.
Danuśka
To urobek z ubiegłego tygodnia. Oczywiscie nie cały , bo część zdążyła wyjść, albo jak kto woli, trafiła w dobre ręce. Właściwie byłby to koniec przetwarzania. No chyba, że będzie mi się chciało zrobić konfiturę z owoców róży, ewentualnie z żurawiny. Wszystko zależy co pierwsze wpadnie w moje ręce. 🙂
Oczywiście zapomniałem o stojącym na piecu garnku ze śliwkami. Jak odparują będzie wkład do konfitury winogronowej. A już się pochwaliłem , że koniec…
Marku – Dziękuję, a teraz kolejna prośba; zabezpiecz te skarby, kłódkami, łańcuchami, wilczurami – grzyby, ogórki i dżemy
Marek chyba za grzybami nie przepada. Mieszka w grzybnej okolicy, na grzyby nie chodzi , grzybów nie kupuje i nie przetwarza – widać nie lubi. Eska z Wujem Leszkiem kupili sobie „nissana” w miejsce tego samochodu, który został skasowany w wypadku; Leszkowi pozdejmowali już usztywnienia ale nadal jest obolały i nie bardzo może schylać głowę i schylać się. Chłop cierpi bardzo, bo praca w gospodarstwie to dla niego nie zawód , tylko sposób na życie. Boży pijaczek, którego teraz wynajęli do roboty, przyprawi kiedyś Leszka o zawał. Jakim cudem przepracował 20 lat w PGR jako kombajnista – nie wiadomo; co dotknie maszyny, to ją zepsuje. Ja żartuję, że powinni się obydwoje poddać egzorcyzmom: przez 3 lata przeżyli 4 bardzo poważne wypadki.
Wilkiem nie jestem – do lasu mnie nie ciągnie. W czasach gdy miałem samochód często w lesie bywałem.
Kiedyś nawet sprzedawałem gałęzie z lasu, tak mniej więcej czternaście tirów w sezonie 🙂
W związku z tym okoliczne lasy znam jak własną kieszeń. Teraz mogę pojechać rowerem, popatrzeć ,pooddychać machójowym powietrzem i nic więcej. Grzybowe zbieractwo nie dla mnie.
Mirek – a w jakim rejonie Australii jest zatrzęsienie rydzów i maślaków? Podaj namiary jeśli to nie sekret.
Ostatnie lata suszy raczej nie sprzyjały grzybom. Obecnie też nie spotkaliśmy wysypu ww. Sami do grzybiarzy raczej nie należymy lecz znajomi – o tak! I narzekają okropnie na brak rudych i pomarańczowych, bo czerwonych w kropki dość sporo. Ale to Wiktoria, może w innych stanach sprawa przedstawia się lepiej.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
🙁
Odeszła moja ulubiona „kryminalistka” Joanna Chmielewska.
Strasznie mi przykro. Autorka moich antydepresantów, osoba kolorowa i ekscentryczna i chyba bardzo niełatwa w rodzinie. Do połowy swojej twórczości kochała Milicję Obywatelską (jutro przypadałby Dzień Milicjanta) a w drugiej połowie udowadniała, jak strasznie nienawidziła najgłupszego ustroju świata i przykładnie modliła się co niedziela. Hm.. Pisała nad wyraz zgrabnie, tpo co mi tam…
Pyro,
to jest chyba tak, że w tej pierwszej połowie nie mogła pisać kryminałów w ówczesnych warunkach polskich, żeby pisać o milicji źle, przecież żaden wydawca by jej tego nie wydał 🙄
Mam tylko tyle jej książek, ale czytałam chyba wszystkie.
KULINARNIE – „Książka poniekąd kucharska” jest (jak widać na załączonym obrazku nieco sfatygowana, bo bywa w użyciu. Każdy przepis to porcja śmiechu plus niezły obiad 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9604.JPG
Piotrze, dziękuję. Mam znajome rydzowisko i w sobotę testuję piekarnik na 190 stopni 🙂
Przypomniało mi się, że „Upiorny legat” ktoś ode mnie pożyczył i nie oddał, i od tamtej pory kto pożycza, to zapisuje sie w czarnej książce własnoręcznie i wypisuje, oddając książkę.
Ja wiem, kto ten „Upiorny legat” pożyczył i nie oddał, ale wyparł się w żywe oczy, bibliotekarz pieprzony (kulinarnie)!
Od tamtej pory komu jak komu, i czy się wpisał czy nie, bibliotekarzowi nie pożyczam, ma szlabanik i cześć 👿
A swoją drogą, właśnie dzisiaj użyłam słowa „kurcgalopek” (kto czytał Chmielewską, ten wie), bo Mrusia ma takie napady, że jak się rozpędzi, to zakrętu do drugiego pokoju nie wyrabia. I to jest taki galopek, nie wiem, czy kurc.
Wracając do naszego święta Dziękczynienia za tydzień przypomniałam sobie, że przecież od Mariana dostałam całe umundurowanie (letnie) wojsk lądowych, takie z oznaczeniem, że to polskie wojo.
Maćkowi dałam koszulę z tym oznaczeniem, ale dla siebie zostawiłam portki i czapkę. No to zaskoczę chłopaków wojaków, umunduruję się!
Mało brakuje do 20.00 Proponuję toast pamięci Chmielewskiej.
Alicja – kurzgalopek nie jest słowotwórstwem Chmielewskiej. To słowo używane w Galicji, które rozlazło się na cały kraj. A oznacza taki dość nieborny bieg drobnymi kroczkami. Paniusie w futrze z mufkę w ręku biegały do tramwaju kurcgalopkiem na przykład albo elegantki w długich, wąskich spódnicach i butach na obcasie.
a czytanie dobrze nam robi ….
http://booklips.pl/newsy/nowe-wyniki-badan-od-literatury-pieknej-rosnie-inteligencja-emocjonalna/
Chmielewską mam nową i starą i kucharską … zdolna dziewczyna z niej była ….
Pyro,
Chmielewskiej pisownia była „kurcgalopek”, dlatego zacytowałam.
Ja też za toastem ku pamięci.
Toast za Joannę Chmielewską wzniosę piwem lawendowym,które jest całkiem, całkiem przyjemne w smaku.
Irku-też bym chciała mieć znajome rydzowisko….
Na pocieszenie mamy znajome kurkowiska 🙂
Latorośl ogólnie w dobrej formie i pozdrawia już wszystkich z domowych pieleszy
dziękując za blogowe serdeczności.
Jolinku,
jak widzę taki sznureczek i w nim „newsy”, to nie otwieram. Jestem wredna baba, która rozumie słowo „wiadomości”. Nie wie, co to są „newsy”. Wie, co to jest „news”, ale to nie jest polski język.
Mikołaj Rej się w grobie przewraca, a Polacy znowu gęsi i swój język zapominają.
Każdego dnia w prasie porannej znajduję takie dziwadła językowe i nie mogę tego znieść, moja „inteligencja emocjonalna” (zakładam, że jakąś tam mam, choć niekoniecznie) staje dęba i protestuje.
Są uzasadnione wyjątki, ale zaśmiecanie języka polskiego byle czym angielskim cholernie mnie boli.
Alicjo to nie otwieraj … musu nie ma … 🙂
Danuśka wszyscy w domu … 🙂
Chyba nigdy nie miałam w zębach rydza. Tak chwalicie, że utkwiłby mi, gdybym miała 🙄
Chmielewskiej mam wszystko, także te słabe, z sentymentu. Jestem wdzięczna ludziom, dzięki którym mogę się śmiać 🙂
Danuśka, ściskam foremną Latorośl 😀
Alicjo,
Niedawno przeczytałem w Wyborczej, że jakaś nowa wersja samochodu „uwodzi designem”.
Proszę bardzo, otworzyłam gazetę:
„Tym razem udało mi się wszystkie wychwycić, ale tylko dlatego, że ich autorzy są moimi friendsami”.
Ręce opadają…
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14735711,_W_ciagu_dziesieciu_dni_trzy_razy_opublikowano_zdjecia.html#MT
NO NIE WYTRZYMAM 🙂
Jolinku,
to nie pretensje do Ciebie, Boże broń, przecież to nie Ty pisałaś!!!
Chodzi mi tylko o to, co się dzieje z językiem polskim i co tak zwani dziennikarze z nim robią, no a obywatele też nie gorsi, powtarzają.
,gęsi, z Reja to przymiotnik vel przydawka- wyjaśniał to kiedyś prof.Bralczyk
Wytrzymaj Placku, wytrzymaj, toż tu same friendsy!
Chociaż pewności nie mam i mogę być w mylnym błędzie 🙄
Popatrzcie ileż tego świństwa w naszej „Polityce”. Ja już przestałam reagować; szkoda mojego zdrowia.
gośka,
witaj na blogu 🙂
Ja się nie znam na częściach mowy, przydawkach i tych tam innych, ale staram się mówić i pisać poprawnie.
Dzisiaj mija 32 lata jak jestem „na obczyźnie”. Mam zasadę – nie mieszam języków, każdy z nich szanuję.
Dziecko, starawe już nieco (33 lata), przejęło tę zasadę, po polsku niestety, nie pisze najlepiej, ale mówi tak, że w Polsce nikt nie pozna, że on prawie całe swoje dotychczasowe życie przeżył tutaj.
Wychodzi na to, że poprawnej polszczyzny pilnują takie głupki jak Nowy, Cichal, Nemo, Echidna, Orca, ja, a polscy tak zwani dziennikarze mają to w głębokim poważaniu i robią swoje.
Daniel Pas-sent pisze „nienawistnicy”, a inni upierają się przy „hejterach”.
Ja jak zwykle upieram się przy swoim 🙄
Nie chciałbym Cię Alicjo rozczarować, ale znam parę nasto i dwudziestolatek – mam wrażenie, że one nie znają słowa nienawistnik ( i wielu innych, nie wiedzą też co to są rydze) 🙂 .
Duże M,
słowa „nienawistnik” chyba nikt wcześniej nie używał, dopóki nie zaczęto używać „hejterzy”. Wydaje mi się, że właśnie wtedy Daniel Pas-sent dał odpór 😉
Ale pewności nie mam, musiałabym zapytać.
Dla mnie wystarczy :
– wzornictwo,
– nienawistnik,
– dewot.
– sklep, magazyn,
– pośrednik,
ale też:
– małżeństwo ( związek to radziecki)
– żona, mąż (partner to do brydża albo interesu)
Masz rację Alicjo, ale to chyba walka z wiatrakami. Teraz język angielski jest używany przez młodych ludzi codziennie na zmianę z polskim, płynnie. I pewnie wygrywa wygoda, a to co zaczyna być w tzw. obiegu po pewnym czasie jest przez polonistów uważane za poprawne.
Ostatnio dowiedziałam się, że podobno słowo sweter w formie „swetr” jest dopuszczalne. 🙂
Moja bratanica pracuje w jednej z największych warszawskich korporacji. Większość z osób z nią współpracujących nie zna smaku domowych przetworów: powideł, dżemów, warzyw, mięs które można przerobić na tysiąc sposobów. Ciągle spotyka się z niedowierzaniem, że samemu można zrobić to wszystko i nie kupować w supermarkiecie. To twoja mama ma czas? – pada co chwila pytanie. Niestety robienie przetworów na zimę zaczyna być zajęciem nawiedzonych pasjonatów. Pewnie wkrótce będzie u nas tak jak w Ameryce: w lażdym wielkim domu ogrona kuchnia za dziesiątki tysięcy dolarów, w której odgrzewa się gotowe dania i zalewa wrzątkiem herbatę w torebce. W takim świecie nieznajomość słów specjalnie nie dziwi .
Echidna. mialem na mysli NSW . jezdzimy w okolice Lithgow , Oberon albo do Berrima. tam sa sosnowe lasy i pelno grzybow
@Alicja
Alicjo, chodziło mi o to, że cytat z Reja ,iż Polacy nie gęsi lecz swój język mają,- przytaczam z pamięci więc może niedokładnie- nie porównuje Polaków do gęsi lecz wskazuje, że Polacy mają swój język- polski i nie muszą posługiwać się językiem ,gęsim,
A tak w ogóle to pozdrawiam Cię
serdecznie jak Dolnoślązaczka Dolnoślązaczkę 🙂
szczególnie serdecznie jak Dolnoślązaczka
Duże M,
ja jestem taka wredota, że udaję, że nie wiem, o co chodzi i proszę o tłumaczenie 😉
„Swetr” absolutnie niedopuszczalne według mnie, ale ja nie jestem żadną wyrocznią.
Panie Majki,
nie każdy amerykański/kanadyjski (podejrzewam, australijski też) dom wygląda tak, jak telewizja pokazuje czy gazety o tym piszą.
To jest opinia obiegowa, a prawda trochę inna. Komu się chce jedzie na farmę malin, do sadów owocowych czy farm warzywnych, albo sam uprawia jakiś spłachetek. I sami robią przetwory i takietam, a nawet to jest w modzie 😯
gośka,
toż mnie nie musisz tłumaczyć 😉
Dziękuję i odpozdrawiam 🙂
Jak miło zostać głosicielem obiegowych opinii 🙂
Ciekawe, te pola rydzowe w Australii, no – ale Alicja też nadawała o prawdziwkach koło Kapstatu.
Moje pola rydzowe odległe o 75 km i nie chce mi się przepalać paliwa, aby trafić akurat w te „pięć minut” wysypu. Wybrałem się tam w sobotę tydzień temu i nic, a teraz się łamię, bo w pół tej drogi mam na prawdziwki, a przy okazji odwiedzę wnuczki. Dzisiaj znowu było tego parę kilo, aczkolwiek przez sobotę i niedzielę musiała się tam przewalić istna horda zbieraczy. Faktycznie, okazów starszych było niewiele i to w tych miejscach, które chyba sam tylko odwiedzam, za to tam gdzie wszyscy chodzą, same najmłodsze, z ostatniej doby. Nie do wiary wprost, że w ciągu doby prawdziwek może osiągnąć wielkość pięści.
Jutro znowu grzyby na objad. Cóż, taka dola grzybiarza.
Pepe – co zebrałeś?
Parę dni temu w niemieckiej telewizji oglądałem program o żywności, która wędruje na „śmietnik”. Oczywiście niemiecki „śmietnik” jest świetnie zorganizowany, są to firmy które utylizują żywność w bardzo nowoczesny sposób. Większość trafia do biogazowni lub spalarni. Oficjalne dane mówią o 12 milonach ton. Eksperci uważają , że uwzględniając gospodarstwa domowe może być to 20 milionów ton, czyli na każdego mieszkańca przypada około 200 kilogramów rocznie. Za tak wielkie marnotrawstwo odpowiadają głownie wielkie sieci handlowe. Dane co do ilości objęte są tajemnicą. Żadna z nich nie chce ujawnić prawdziwych danych. Autorzy filmu podkreślali , że im bogatsze i nowocześniejsze społeczeństwo tym straty są większe. W małych rodzinnych sklepach straty ograniczane są do minimum, bo właścicielowi łatwiej jest przewidzieć, które z produktów stracą termin przydatności , które można taniej sprzedać czy samemu zagospodarować. Chleb z małych sklepów nigdy nie trafia do śmietnika, w wielkich sklepach jest to około 20 % pieczywa .
Fakty i opinie 🙂
Fakt – Rej napisał;
„A niechaj narodowie wżdy postronni znają
Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają!”
Fakt – słowo „gęsi” odnosi się nie do Polaków, a do języka.
Fakt – upieranie się przy swoim i udawanie, że tak nie jest faktu tego nie zmieni 🙂
Fakt – Słów takich jak „wżdy” czy „wiadomości” nie można używać w sznureczkach, a to dlatego, że sznureczki wymyśliły narody postronne.
Bardzo byś się zdziwił Marku, gdybyś zobaczył co i jak gotuje się w amerykańskich wielkich kuchniach, nie mówiąc już o tych największych, gdzie wszystko musi być naj, naj, naj. To, o czym piszesz odgrzewane jest właśnie w najmniejszych, biednych kuchniach. To biedni są grubi, nie widziałem grubego bogacza.
Najbogatsi myślą też o zakładaniu własnych farm z których byłyby owoce, warzywa i mięso na potrzeby domu, produkowane bez żadnych środków chemicznych. Sam dorabiam sobie na boku kilka groszy prowadząc taki właśnie ogródek bez chemii. Warzywa nie wyglądają tam jak z dużego sklepu, ale są bardzo smaczne.
Wszystkiego Pyro i – niemało, ale najwięcej tych białych borowików, przeważnie młodziutkich, a mimo to dość sporych. Do tego cztery ładne borowiki ceglastopore, których ludzie nie biorą, bo się ich boją, a my je jemy. Podgrzybki (młode, twarde), brzozaki i maślaki rozdaliśmy po znajomych, a teraz w kuchni suszą sie trzy spore blachy prawdziwków.
Fakt – Piękne rydze na zdjęciu Gospodarza to mleczaje świerkowe (Lactarius deterrimus), pyszne, ale arystokratą wśród gołąbkowatych jest mleczaj rydz (Lactarius deliciosus).
Opinia – Ważne jest to by nie pomylić ich z muchomorami.
Kurcgalopek i hejter powstały na tej samej zasadzie. To fakt 🙂
Z kim walca tańczyła Demarczyk?
„I jak za nimi, sunąc wężem,
Ruchami sprężeń i rozprężeń,
Syczący, wieczny, niewidzialny,
Wśliznął się w leśne uroczyska,
Pijaną pianę tocząc z pyska
On – nienawistnik, Gad Fatalny.”
Fakt – Julian Tuwim napisał, ona zaśpiewała, Daniel Pas-sent użył.
Herbata w torebce niczym sie nie rozni od herbaty sypkiej, chyba, ze do torebek pakuje sie smiecie.
W najelegatszych i najdrozszych miejscach hernacianych Londynu – w restauracji Hotelu Ritz i w St James’ Room w sklepie Fortnum and Mason (dostawca herbaty do Palacu Krolewskiego) herbate serwuje sie w torebkach, jak najbardziej. A malo ktp zna sie tak dobrze na herbacie, swym narodowym trunku, jak Anglicy.
Oczywoscie to o rzekomym niegotowaniu w amerykanskich kuchniach to jakies kompletne nieporozumienie. Wlasnie – obiegowa opinia bez pokrycia.
Torebke zalana wrzatkiem nalezy wyjac z imbryka i wyrzucic po uplywie 40 sekund. Wtedy ma optymalna jakosc – smak i zapach . Ma piekny kolr i na powierzchni nie plywaja ciemne oka. Nie da sie tego niestety zrobic z herbata syoka, chyba, ze sie ja zaparza w specjalnym wyjmowanym sitku. Dlatego wiekszosc z nas dawno juz przestala kupoiwac herbate sypka.
Kocie dziękuję, bo ja pijam głównie herbatę z torebki. Sypanej nie potrafię nigdy zrobić tak, aby nie była za mocna. I parzę tak jak opisujesz, ma odpowiedni smak, kolor, moc. I tylko moja ciocia potrafi zrobić dobrą, odpowiednio skomponowaną sypaną herbatę, a nawet doskonałe mieszanki. Ale jest jedyną osobą posiadającą tą umiejętność, jaka znam. A i też jak Haneczka nie jadłam świadomie rydzów. ( chyba)
Placku oczekuje nagroda za wiersz ze słowem swetr 🙂
„Gruba ciotka Danuta
Robi mi swetr na drutach.
Już po pięciu minutach
Dowiedziały się o tym jaskółki,
Gwałt podniosły z wróblami do spółki:
Jak to? Ciotka Danuta
Robi mu swetr na drutach?
Na drutach siadają ptaki,
Lecz ciotka? Skąd pomysł taki?
A lećcież do niej gromadnie,
Bo wam ciotka z drutów spadnie!”
(Zawartość Placka w Brzechwie ok. 0.007%)
Gratuluję Placku,
Duże M we słowie!