Kuchnia polska w dawnych wiekach (1)
Nadal korzystam z książki doktora medycyny Józefa Peszke, który wielce pasjonował się kuchnią polską w dawnych wiekach. Dotarł on wielu niezwykle ciekawych dokumentów i obficie je cytował. Ponieważ i mnie pasjonują te kwestie, to przytaczam fragmenty jego dzieła.
O stanie kuchni polskiej w wiekach XII i XIII danych pewnych i dokładnych nie posiadamy prawie zgoła. Oprócz przywiedzionej już kroniki Galla, pergaminy pożółkłe, z czasów owych zamierzchłych zachowane dotąd, bądź w oryginałach, bądź w odpisach wiarogodnych, mówiące o daninach, lub nadające prawa pewne osobom różnym, wspominają wprawdzie nieraz o i rozmaitych rzeczach spożywczych, oczywiście atoli nie powiadają nic o sposobie przyrządzania ich.
Przeglądając kilkaset dokumentów, wydanych między r. 1000 a 1300, ogłoszonych w „Kodeksie dyplomatycznym polskim” Rzyszczewskiego i Muczkowskiego, znajdujemy w nich wiadomości różne, rzucające światło niejakie na ówczesny sposób żywienia się. Przypatrzmy się im choć pobieżnie tylko. Więc naprzód spotykamy tam wymienione zboże rozmaite, jak: żyto, pszenicę, owies i jęczmień, z których można było mieć krupy i mąkę; o nich wprawdzie pergaminy nasze wyraźnie nie odzywają się, ale robić umiano je z pewnością, gdyż o młynach mowa jest częsta, również i chleb nierzadko wymieniany bywa, jako i piekarze, o których wspomina już dokument spisany około r. 1086. Z ziemiopłodów innych spotykamy tam tylko jeszcze groch i jagły; przypuszczać wszakże, wolno, że musiano znać już wtedy niektóre jarzyny inne jeszcze, ponieważ nieraz mowa jest o ogrodach.
Wiadomo, że w wiekach średnich najchętniej jadano mięso, dając mu pierwszeństwo przed każdą strawą inną. Mięsa dostarczały: woły, krowy, cielęta, dalej owce i koźlęta, mięsa i okrasy wieprze, w lasach wypasane na żołędziach. Bywa też mowa o szynkach wieprzowych i połciach słoniny. Do mięsiw tych, które w miastach i miasteczkach, posiadających już wtenczas rzeźnice, sprzedawano w jatkach osobnych, dodać jeszcze należy zwierzynę, jako to: jelenie, sarny, dziki, zające i wiewiórki, może i bardzo często wspominane bobry, których ogony i później jeszcze uchodziły za przysmak. Z ptactwa dokumenty nasze wymieniają z nazwy tylko kuropatwy i cietrzew; nie podlega jednakże wątpliwości najmniejszej, że jadano wtedy wszelkie ptaki inne z wyjątkiem drapieżnych, a ptaszki drobne z pewnością i wtedy już, równie jak później znacznie, do przysmaczków zaliczano. Z drobiu, domowego wymieniane bywają kury, co znaczyć może i kurczęta oraz jaja ich. Z nabiału raz tylko jeden wspomniany jest ser, z pewnością wyrabiany i spożywany powszechnie, również jak mleko i masło, o których wszakże cicho w dokumentach naszych.
Na dziś – by nie zamęczyć czytelników – tyle ale obiecuję kolejne cytaty.
Komentarze
Gospodarzu-w pierwszych słowach mego listu donoszę,że nie czuję się zamęczona lekturą.Oddychaj pełną piersią 😀
Szkoda,że w szkolnych programach nauki historii nie ma lekcji poświęconych tematyce kulinarnej.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za życzenia i wszelkie serdeczności 🙂
Mam nadzieję,że Jolinek zakończyła definitywnie blogowe wakacje
i teraz,jak zwykle,będzie zaglądała do nas codziennie.
dzień dobry …
zaglądam codziennie … 🙂 … z pisaniem nieco gorzej ….
widzę, że Barbara dała znak życia … 🙂
Dzień dobry.
No, to Gospodarz podstawił Pyrze ulubionego konika. To prawda, że nie wiemy jak jedli, wiemy natomiast dobrze co jedli. Mówi o tym ziemia i archaiczne śmietniki. Archeologowie znaleźli w Biskupinie nasiona rzepy, cebuli, pasternaku, maku, motylkowych, oczywiście zboża,pestki jabłek, gruszy, wiśni. a do tego kości świń, owiec i kóz, mało stosunkowo dziczyzny (raczej świadczą o niej wyroby z rogu) dużo ości ryb. Z resztek na ceramice wiemy, że pozyskiwali miód, że warzyli rodzaj piwa, wyrabiali sery twarogowe. Wcale nieźle jadało się nad tym jeziorem. Inna sprawa, czy jedzenie było dostępne cały rok, czy zdarzały się okresy głodu – tego nie wiemy. Wczesno- średniowieczne śmietnisko na poznańskim Ostrowie Tumskim zawierało ogromne ilości ości rybich i to dużych ryb – jesiotrów, sumów, sandaczy. Wygląda na to, że Cybina (dopływ Warty tuż u ujścia – w widłach Warty i Cybiny jest Ostrów Tumski) była rzeką obfitującą w ryby. Trudno dzisiaj w to uwierzyć patrząc na nikłą strużkę wody w bagnistej dolinie. Prawda, że nie zasilała wtedy 4 dużych stawów i jeziora maltańskiego, była pewnie obfitsza w wodę. Prawdopodobnie chleb jadano przede wszystkim w formie podpłomyków, chociaż potrafiono także wypiekać chleb na zakwasie i na drożdżach piwnych, świadczą o tym pozostałości pieców piekarniczych. W okresach świątecznych i kultowych wypiekano ciasta wzbogacane miodem, serem i makiem. Pozostały też ślady w języku: polewka, podlewka, sól (jedno z najstarszych słów w naszym języku) masło, omasta, młodzie (drożdże)
Dzień dobry bardzo, jak to mówi Marek.
Prosiactwo (czyli kot) mrau-miałczało, że pusta miseczka i musiałam wstać, chociaż u nas jeszcze do świtu jakaś godzina.
Towarzystwo po wczorajszym rejsie śpi w najlepsze.
Piękny, piękny to był dzień, dzisiaj szykuje się podobny, aczkolwiek nie żeglarski.
Wczoraj zdjęliśmy z Owery żagle, Kpt.Marek wyjeżdża za chwilę w cieplejsze strony (Victoria, British Columbia) i jacht idzie „zimować”.
Wczoraj Jerzor „gotował”, wróciliśmy z rejsu, a tu żeberka z grilla i sałata grecka. Żeberka są „sklepowe”, ale takie, że ja bym lepszych nie zrobiła. Może i bym, ale po co ulepszać to, co jest dobre?
Przyprawione ostrą marynatą pomidorowo-paprykową, wystarczy je wrzucić na grilla na jakieś 20 minut i gotowe. Goście nie wiedzieli, że kupne, myśleli, że „domowe” 😎 , ale nie pozostawiłam ich w mylnym błędzie.
Dzisiaj zajęcia w podgrupach – Jerzor do pracy, ja do ogarnięcia paru spraw, Szwagrostwo ma rowery, niech „se” gdzieś jedzie (a oni chętni), jak nie chce jechać, to niech idzie.
Kulinarnie przewidujemy odkrytą ostatnio przez Kpt.Marka restaurację „Greek Island”.
Chciałam zauważyć, że przyda nam się ostatnia książka Gospodarzy „Pyszny obiad w pół godziny”, bo nie za bardzo chcemy wystawać przy garach, pogoda nie sprzyja 🙂
Mam zapisane parę dań, które zrobię (m.innymi bardzo gęsta, solidna zupa gulaszowa według T.Olszańskiego, taki eintopf), łosoś – wiadomo, oraz inne rzeczy.
Przechyły były 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9443.JPG
Alicjo!
Lo ludzie – Alicjo jakie piwo?
Mniam !!!!!!!!!
Alicjo!
Gulasz bez lososia.
Spoko nie tak emocjonalnie.
Wiem , byly zawiasy, ( ::::)
Henryku,
toż nie wszystko naraz! Raz gulasz, raz łosoś albo inna krowa.
Piwo mamy zacne, skrzynkę kanadyjskiego oraz to, które lubię (na zdjęciu) 😉
Kanadyjskie nie jest moim wyborem, ale niech goście spróbują. Dobre kanadyjskie piwo jest z małych browarów, a nie z gigantów typu Molson czy Labatt. Moim zdaniem polskiego kanadyjskie nie przebije.
Moje ulubione polskie to Żywiec, ale rzadko bywa Za Rogiem, czyli w najbliższym sklepie, trzeba się udać „do wsi”, do większego sklepu. Za Rogiem Lech jest prawie zawsze, a jak nie ma, to mnie przepraszają, że „wyszło” i powiadamiają, kiedy spodziewają się dostawy 🙂
Nie wspomniałam o indyku, też jest w planie – za chwilę czeka nas długi łykend – tradycyjne Święto Dziękczynienia i równie tradycyjny indyk na tę okazję! Kupiłam już żurawinę, z której robi się prostą konfiturę do indyka, goście stwierdzili, że ta żurawina jak wszystko, co tutaj, jest wielka. Porównywali z dziko rosnącą żurawiną, a ta jest hodowlana, że tak powiem.
Bez konfitury żurawinowej indyk tutaj jest nieważny! Ja lubię indyka po swojemu (zioła, czosnek, jabłka w brzusio), tutaj nadziewany, ale ja się w nadziewki nie bawię, leniwiec pospolity.
Konfitura żurawinowa jest znakomita, bo kwaskowata. Robi sie to biegiem, a cukru dodaje tyle, ile się chce. Ja daję tyle ile muszę, żeby to się nazywało konfiturą 😉
W zamrażalniku mam jeszcze drobne zapasy żurawiny z mazurskich bagien.
Trzeba będzie się nią zająć.Może by tak jakiś kisiel żurawinowy….?
Alicjo-a u nas pogoda jak najbardziej do stania przy garach.
Zatem zaraz idę się przy nich ustawić.Na pierwszy rzut placki ziemniaczane 🙂
Zresztą z tą pogodą to podobno nie ma co narzekać.Właśnie powiedzieli przez radio,
że w Moskwie i Budapeszcie spadł już pierwszy śnieg.Brrr 🙁
U nas przedpołudnie, 11:00, słońce, temperatura w cieniu 23C.
Pogoda dla bogaczy 😉
Ten śnieg to w Bukareszcie,a nie w Budapeszcie.
A Latorośl nadal w letnich sukienkach na swojej śródziemnomorskiej wyspie.
A właśnie spojrzałam na termometr za oknem i się mocno zdziwiłam tylko+7. Idę kupić kapustę na bigos! Rosjanie wieszczą nam zimę stulecia, a w ogóle mała epokę lodowcową 🙁 🙁 🙁
http://wiadomosci.wp.pl/kat,18032,title,Abdusamatow-straszy-zima-wszech-czasow-Mamy-sie-czego-bac,wid,16036203,wiadomosc.html
Dzień dość praowity. Dwa razy wychodziłam do sklepików ciągnięta energicznie przez psa. Skoczyłam smażyć dżem mieszany do ciast i wpakowałam go w słoiki. Umyłam wszystkie narzędzia po dżemowej produkcji i zabrałam się do produkcji likieru mleczno – cytrynowego, czyli nalewki farmaceutów. Obrać dokładnie, pokroić w strzępy starając się nie wydusić soku – 1 kg cytryn +2 sztuki, odrzucić wszystkie pestki, a potem posiekać wanilię i wymieszać cały nabój z cukrem – to się okazuje zajęciem dosyć męczącym. Teraz poczekam kilka dni aż się cukier rozpuści i zaleję wszystko mlekiem i spirytusem. Będzie na święta dla Jolly R, jej Mamy i dla nas.
A u mnie jest teraz 23 C !
Elap, no to mamy tak samo 🙂
Ja chcę też 23oC !!!
Zmarł Tom Clancy, autor ulubionej przeze mnie postaci Jacka Ryana. Jaka szkoda.
Danuska, te 23 to trzymam dla siebie. Mamy od 10 dni powrot lata. Kolezanka mi przyniosla dwie skrzynki jablek i zastanawiam sie co z nimi zrobic. Bedzie ” najlepsza szarlotka ” wg przepisu Gospodarza a co dalej to jeszcze nie wiem. Zrobilam na kolacje nalesniki ze szpinakiem i feta.
Gdybym dostała choć skrzynkę jabłek, pokroiłabym część na plastry i ususzyła w suszarce. Pyszne są takie ususzone plasterki przegryzane zimą. Ale nie mam nadmiaru jabłek.
U mnie dziś zapachy bigosowe.To dopiero pierwszy dzień, dalszy ciąg zapachów jutro. Przyjemny zapach rosołu, który gotuje się na jutro, niestety jest całkowicie zdominowany przez bigos.
Elap, jabłka leciutko przesmażone do słoika i będą jak znalazł do następnej szarlotki 🙂
Dobry wieczor,
Pyro,
Wyrzuty sumienia mna szarpia!
A na obiadokolacje (po prasowaniu) bedzie watrobka drobiowa z ananasem. Musi brak zelaza albo co, bo ostatnio to nic tylko befsztyki, szpinak lub watrobka. Rozumowo urozmaicam jadlospis, ale zima idzie…
Młodzie, parzybroda, pyry, korbol i inne, prosto z Poznania 🙂 :
http://www.pinterest.com/cityofpoznan/poznan-food/
Malgosiu, pewnie tak zrobie. Umylam juz czesc jablek i jutro rano zaczne obierac. Ukochany lubi szarlotke to go pogonie do obierania.
Krystyno, nie lubie suszonych jablek.
Elap-trudno,trzymaj 🙁 Omotam się szalikiem i dam radę.
Widzę,że Jolly Rogers ma kolejny niezły patent:wątróbka z ananasem,zamiast po bożemu z jabłkami.Jolly podrzuć,proszę uprzejmię :-)szczegóły.
Placki usmażone i zjedzone mocno częściowo.
Przy okazji wykonaliśmy jeszcze pastę z wędzonych sielaw,jajek na twardo i majonezu.
Małgosiu-już od wczoraj szykuję się z pytaniem:
kiedy będziemy toastować Wasze wspólne 30 lat ?
odkryłam przypadkiem, że koło mojego domu rośnie drzewo rokitnika … i się zastanawiam czy zerwać te owoce i co z tym zrobić ….
http://lawendowydom.com.pl/oko-w-oko-z-rokitnikiem-czyli-warsztaty-ballarini/
Danusko,
Watrobke opruszona maka smaze na gesim smalcu, po obroceniu na druga strone dodaje cwiartki krazkow swiezego ananasa, zmniejszam ogien, przykrywam patelnie i dusze kilka minut. Znakomita alternatywa dla nielubiacych cebuli ;).
Nalewkę, Jolinku 🙂
Danusiu, pod koniec października 🙂
Jutro jemy leczo; jeżeli wyjdzie dużo, to jeszcze w piątek będziemy kończyć. Mam 3 wielkie papryki, dwie małe cukinie, 20 dlg boczku wędzonego i 3 śląskie + 25 dkg pieczarek i cebulę. Będzie cały wok docelowo albo brytfanna. Z działalności przedzimowej, jutro siekam i zamrażam zieleninę (dotąd mam tylko lubczyk i liście selera)
Jako rekowalescent i aktualny pielęgniarz, mam czas na głupoty. Otóż do upieczonej w folii ryby (ulubiony sum) zrobiłem sos śmietankowo-gruszkowo-fetowy (ser Feta) Wielkopańskim ruchem cisnąłem jeszcze przygarść rodzynków! Gruszki Bosco. Było bossskie! Ewa jeszcze nie jadła. Na wszelki wypadek nie powiedziałem co to będzie…
Jolinku !
Dzemy i soki z Rokitnika.
Mozna mieszac z jablkami.
A ile witaminy C.
Cichalu – Ewa doceni; zna się na tym, co dobre. Pozdrów choróbkę.
Jolly-czyli prosto i zwyczajnie,dzięki ! Spróbujemy.
Małgosiu-zatem jakąś szlachetny trunek będziemy na Waszą cześć wypijać do dna 🙂
Cichal-oby to był sum uzdrawiający !
Nim doczytam.
Dziś miałem ciężki dzień. Wybyłem o 8.30, aby zająć się 28 miesięczną wnuczką, bo mama w pracy, a ojciec przy remoncie dachu. Wróciłem w 12 godzin później i byłem gotowy. Nie dla tego, aby mi czas z dziecięciem był tak ciężki, ale z racji faktu, że moje nogi do tego stopnia są chore, że nie mogę w tej chwili przeżyć dnia, nie kładąc się po południu choćby na godzinę. Dziś praktycznie nie było na to czasu, bo zabawiałem małą, musiałem pomgaać przy drabinie, a jak mała spała – gotowałem obiad. Nie, żeby mała była ciężka, nie. Problem w tym, że nie miałem możliwości wypocząć leżąc. Ok 17.00 położyłem się na „wypoczynku”, zdejmując bandaż, a mała latała wokół nie jak pszczółka Maja, przynosząc mi co raz to inne zabawki do oceny. Było tego ze 20 min, ale pomogło.
Nie wiem jednak, co będzie dalej.
Pepe – potrzebny Ci bardzo dobry naczyniowiec. W Poznaniu jest taki; przyjmuje w czwartkowe popołudnia, wizyta 250, zł z badaniem gausowskim włącznie. Ja go błogosławię.
Tak Pyro, nadal nie doczytując. Mam taki pomysł, aby się „położyć” u tzw. rodzinnego i zasugerować, że nadchodzi zator (moja prawa noga wygląda naprawdę groźnie) i niech mnie wyśle do szpitala, bo indykacje na zatory są od lat i to jest problem interdyscyplinarny (naczynia, łękotka i woda w nogach). Najpewniej bym się czuł w miejscowej klinice uniwersyteckiej.
Niechby profesory coś zaradziły.
Dzień dobry,
Jaki tam dobry…żebyście wiedzieli jak ja dzisiaj nienawidzę tego Niemca. Nienawidzę! Miałem w ręku klucze, duży pęk kluczy – od domu, samochodu, magazynu, pracy, poczty, starego mieszkania, domów moich klientów itd. Położyłem na chwilę tak, żeby były widoczne i żeby nikt nie przełożył gdzieś tam. Leżały sobie. Wsiadłem do samochodu I zauważyłem, że przecież klucze zostawiłem. Idę więc pewnym krokiem tam, gdzie je położyłem. Przecież wiem, gdzie kładłem. Nie ma! Nie ma nigdzie! Szukałem 6 godzin i nic. Tak je Szwab ukrył!
Jest godzina dziesiąta wieczorem. Dzisiaj już dłużej nie szukam. Nocuję w pracy. Na szczęście mam też samochód tzw. służbowy, mogę pojechać i kupić sobie coś do zjedzenia.
Jestem załamany. Jak można tak komuś dokuczać. Trzeba nie mieć sumienia za grosz.
Idę spać, może usnę.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Nowy grunt to dystans do sytuacji … 🙂
Henryku pójdę i obaczę ten krzew jak ok to zrobię sok i dżem bo podobno tej witaminy C nie traci rokitnik poprzez gotowanie … haneczko nalewka to dodatkowe spore koszty i mam inne jeszcze w zapasie … może jak mi posmakują przetwory to w przyszłym roku nastawie mały galonik .. najważniejsze, że wiem gdzie drzewko rośnie …. 😉 … a z dżemu można zrobić dobry sosik do mięs, serów … 1 łyżka dżemu + 1 łyżka musztardy sarepskiej (pomysł z jakiegoś blogu) … dżemy mogą być różne np. wiśniwy jest dobry też …
Śledząc prasę tak dużo uwagi poświęca się tam dacie 1 sierpnia, a tak mało dacie 3 października. Może mi Gospodarz wybaczy, ale data upadku jest według mnie równie ważna, a dla mnie nawet ważniejsza. Nigdy nie mogłem się pogodzić z tym, ilu wspaniałych nam wtedy ubyło. To na ich cześć.
http://www.youtube.com/watch?v=qKnfCzU2OIw
Jolinku, dzięki, ale jestem tak zły na siebie, że trudno to sobie wyobrazić. Okropnie szybko trace pamięć I to mnie kiepsko na duchu trzyma
Zima idzie nie ma na to rady…
Sądząc po ilości zrobionych słoików w mojej kuchni, zima w tym roku będzie wyjątkowo ciężka. Zacząłem robić wczesnym latem, teraz przybywa w zastraszającym tempie 🙂
Dla jednej osoby? Jakby co trzeba będzie się podzielić z bardziej potrzebującymi.
Ja taki mądry jak radziecki naukowiec nie jestem, ale obserwacji lecących żurawi w połowie września wiedziałem to samo co on. Do tego te słoiki…
Móje powidła winogronowe z dodatkim śliwek i jabłek zasługują na nagrodę.
Dziś zaczynam następną partię.
Chociaż już jest nowy wpis Gospodarza, dam to pod wczorajszym. Mało ważne, ale żebyście wiedzieli jak mi Jej czasami brakuje. Jak Lubelszczyzny.
http://www.youtube.com/watch?v=EjU6XuSbo7k