Aż dwieście przepisów na szczęście
Nikt cię lepiej nie pochwali niż ty sam. Znacznie częściej dostaje się przygany, uszczypliwości i pouczenia (jakże słusznie na ogół!) więc dla poprawienia sobie humoru będę się chwalił. Sam.
Otóż w pierwszych dniach września ukaże się nasza (czyli Basi i moja) kolejna książka. Tym razem u całkiem nowego wydawcy – Klary Molnar, której oficyna nazywa się Studio Emka. Specjalizuje się ono w książkach ekonomicznych i poradnikach z dziedziny psychologii rynku ale – zapewne dla odprężenia – co jakiś czas sięga i po książki kulinarne. Tu wyszło np. kolejne, rozszerzone i odnowione wydanie cudnej książki Tadeusza Olszańskiego „Nobel dla papryki”. To wynik wspólnoty krwi, bo Klara jest Węgierką, choć mieszka od lat w Warszawie i ma męża Polaka a Tadeusz jest w połowie Madziarem. Rezultat tej przyjaźni jest wspaniały. „Nobel dla papryki” winien stać na półce każdego smakosza lubiącego dobrą kuchnię.
Teraz zaś Studio Emka sięgnęło i po nasze dziełko, fajnie je ilustrując maleńkimi rycinami oraz projektując okładkę tyleż kiczowatą (na zamówienie autorów), ile radosną i dobrze zapowiadającą to, co będzie można wewnątrz znaleźć.
A ponieważ autorka nie znosi długiego siedzenia w kuchni, toteż i przepisy są zwięzłe, możliwe do szybkiej realizacji ale bez wątpienia smakowite.
Teraz trzeba tylko czekać na to, by drukarnia zdążyła książeczkę wydać w obiecanym terminie.
A w prezencie jeden z przepisów:
Pikantna zupa bananowa
4 duże banany,2 cebule,3/4 szklanki jogurtu naturalnego,4 szklanki bulionu warzywnego, 2 łyżki łagodnej przyprawy curry, łyżka ostrej papryki,3 łyżki oliwy
1.Rozgrzać w garnku oliwę, dodać pokrojone w krążki cebule i chwilę smażyć.
2.Pokroić w plasterki 3 banany, dodać do cebuli, wlać bulion, dodać curry i ostrą paprykę. Gotować 20 minut.
3.Zupę zmiksować na gładki krem.
4.Podając dodać pokrojony w plasterki pozostawiony banan.
Smacznego!
Komentarze
Barbaro, Małgosiu, Placku, Irku i wszyscy kochani blogowicze – jeżeli spełni się choćby połowa Waszych życzeń, to będę pławić się w szczęściu 🙂 .
Gospodarzu,
Gratuluję nowej książki. Odnotowałam, a po powrocie z wakacji będę rozglądać się w księgarni.
Jak to dobrze, że Autor sam zauważył „estetykę” okładki. Ja w pierwszej chwili pomyślałem , ze autorzy zmienili wyznanie i od teraz ich okładki będzie projektował naczelny grafik „Strażnicy” 🙂
Nikt cię lepiej nie pochwali niż ty sam. Znacznie częściej dostaję przygany, uszczypliwości i pouczenia (jakże słusznie na ogół!) więc dla poprawienia sobie humoru będę się chwalił. Sam.
Zatem, w ostatnim dniu „mojego” znaku zodiaku, dorzucę dumnie i szczodrobliwie dwieście pierwszy przepis na szczęście.
Dokładniej – na radosne, pozytywne, bezproblemowe funkcjonowanie w internetowej rzeczywistości publikacyjnej:
Za krytyki, wytyki, przygany, nagany DZIĘKUJEMY – nie żeby zawsze i natychmiast, ale gdy mamy czas i ochotę… dziękczynienia owe wyrażamy wdzięcznie, wylewnie, kurtuazyjnie, w różnych językach, np. po francusku ale można też po angliczańsku* — że tacy uważni, czas poświęcają, skupienie natężają aż do wypęku, dowcip ostrzą i szlifują na tym tu imadle niegodnym (bo innego może nie mają…)
A my, już i tak genialni, z dorobkiem na parę półek, stylem i radością życia, Małżonką i Rodzinką, że pozazdrościć…
…A my tylko doskonalimy się i wzrastamy w całym tym krytycznym młynie. Wiedząc i myśląc swoje od samego początku, ogólnie i w szczególe — błędy i potknięcia nie przytrafiają się tylko tym, którzy nic nie robią; jeśli masz zobowiązania, codzienne, wieloletnie – bywają powody do wytyków. Za któreśmy zawsze najpokorniej wdzięczni (TU choćby dlatego, iż napędzają dyskusję – skoro niektórzy nie potrafią być aktywni, niechże będą bodaj REaktywni ;)),
lecz swoje wiemy: a kimże TY jesteś, co sobą prezentujesz na dłuższą metę, choćby i tu, w internecie, bidoto anonimowa lub pół-, czasem dodatkowo przywdziewająca tchórzliwe nicki secundarne, by – w twoich mniemaniach i nadziejach – choć trochę dokopać, a tak naprawdę tylko ubawić… albo litość wzbudzić (Z początku porwał mnie śmiech pusty a potem litość i trwoga)
➡ …ja się rozwijam, codziennie idę do przodu na tylu obszarach, codziennie wypracowuję i spijam tyle Pucharów Radości i Satysfakcji… a TY w tym samym czasie?… Popatrz-że w lustereczko…
Chyba nie muszę tego wszystkiego Panu pisać, Redaktorze… Ale na wszelki wypadek 😀
Serdecznie gratuluję nowej publikacji!
_____
*it is a great honour and a geniune pleasure to… have a bunch of readers as deep and incisive as I have…
to have received such a barrage of criticism… it doesn’t happen every day, it does not happen to just anybody…
the yesterday’s flak was particularly plaeasant as it prooves beyond any doubt, that some of you have actually read the original column… etc. 😉 – angliczański ma ogromne zasoby cierpkiej, zdystansowanej, choć super-poprawnej ironii, autoironii, ogólnego dystansu do spraw i zjawisk… – po prostu studnia bez dna (niech nawet dla kalk i inspiracji)
PS, gdzieś w dziewiętnastej albo dwudziestej wiośnie życia przeczytałam w liście od starszego kolegi, wówczas doktora wiodącej dyscypliny ścisłej (teoretyka, wtedy też/już na etacie profesorskim na uczelni francuskiej):
„i wiesz, powiedziałem ten invited speech [na konferencji, BM], i nawet wywiązała się gorąca dyskusja, co cieszy, bo świadczy, że ktoś coś z tego zrozumiał…”
Tenże sam kolega nauczył (nie tylko mnie ale i kilkoro innych młokosów), jak reagować na zaczepki dyżurnych krytykantów (siada taki w pierwszym rzędzie i albo poprawia błędy językowe (lub tłumacza, jeśli takowy jest), albo po tych 25 minutach wytyka, czego nie powiedziano, nie rozwinięto, nie pogłębiono, nie doprecyzowano):
— Ależ tak, ależ oczywiście… jeszcze należało wspomnieć, rozszerzyć to, i tamto, i owo… A zdradzę też szanownemu dyskutantowi, iż nie wychwycił (szelmowski mrug) rzeczywistej i największej w istocie słabości mojej prezentacji (lub też naszej pracy, jeśli referujemy dokonania zespołu), którą jest…
– i w ten deseń lecimy, już w czasie i trybie dyskusji, a nie w wyśrubowanych 25 minutach (lub ile tam nam dadzą) prezentacji.
Absolutnie ta sama reguła dotyczy wszelkich publikacji sieciowych, dla których otwarte są komentarze. Co więcej – nauczywszy się wcześnie odruchu auto-czytania wszystkich słabości i przyszłych linii ostrzału naszej prezentacji… czytania ich już w procesie tworzenia – po pierwsze stwarzamy rzecz doskonalszą (w przypadku felietonu – bardziej służącą celowi – niech nim nawet będzie prowokacja dyskusji poprzez lakoniczność, niedoskonałość formy, niepełność treści, ewidentną wyrwę, niespójność, pójście pod włos jakiemuś przejawowi pc, itd.), po wtóre – uodparniamy się na przyszłe zarzuty, bo je po prostu znamy (i to najczęściej w postaci pełniejszej, znacznie bardziej zjadliwej, niż kiedykolwiek zostaną wyartykułowane przez innych – krytykantów, oponentów, adwokatów diabła, etc. :twisted:)
Asiu, Ewo – wszystkiego najlepszego, zdrówko i zdrowia!
😀 😀
Ewo, piszesz Wycieczki wysokogórskie raczej mam z głowy… – to pewnie przez moje niesystematyczne czytanie tutejszych komentarzy, lecz nie pamiętałam, że chodziłaś. Wydawało mi się, że pod tym miejscem to tylko Nemo i ja –
– fajnie, że jest więcej takich osób! 😎
Jeszcze raz – szybkiej kuracji! 🙂
Mój dwieściedrugi przepis na szczęście 😉 tydzień temu o tej porze realizował się w formie wędrówki ze Stronia Śląskiego przez Kletno na Śnieżnik.
W następnym dniu czyli w sobotę weszliśmy na Czerwoną Górę w Wysokim Jesioniku (Czechy) z pięknymi widokami na „naszego” Pradziada (zdobytego 3 maja 2012).
Czwartek i niedziela też zmieściły kilkunastokilometrowe wędrówki oraz wiele zwiedzania: Głogówek, Paczków, Kamieniec Ząbkowicki, Złoty Stok, Lądek Zdrój, Bolesławów, Kudowę, Jawornik, Vidnavę, Głuchołazy, Głubczyce, Racibórz…
Oprócz złotych szlaków, traw i złoto-kryształowej pogody, były i dodatkowe radości-ekscytacje, np. zapchanie się w sobotni poranek na trasę rajdu Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski Sienna 2013 (i przejechanie oesu z pełnym sukcesem, choć bez pomiaru czasu… jakoś nas nie sklasyfikowali :roll:… może dlatego, żeśmy na Puchaczówce wysadzali pana z obsługi i nam dobry czas uciekł… nno, ów pan kazał był jechać 40-50 km/h, zdrajca jeden! :lol:)
Linki do wszystkiego zgromadzone we wpisie. Zapraszam Zainteresowanych do podziwiania Kotliny Kłodzkiej, Śląska z dołu, z góry, z Polski, z Czech!
Pogoda była cudowna, jak się rzekło; z jej upalnym aspektem poradziliśmy sobie dobrze, choć trzeba było jednak odespać tak intensywne cztery dni! 😀
Dzien dobry,
Gospodarzu, gratuluje nowej publikacji 🙂
Mam pytanie co do przepisu na bananowa zupe. W ktorym momencie dodajemy jogurt?
Czy je sie ja na zimno i jogurt dodaje na koncu, po zmiksowaniu zupy? Chetnie wyprobuje ten przepis.
Placku i A Cappello – dziękuję za życzenia 🙂
Panie Piotrze – gratulacje! Szczęście x 200 to jest to 🙂 . Kiedy książka ukaże się w księgarniach?
Ja bym się okładki nie czepiała, proszę Kurpia! Ma w sobie wdzięk ilustracji w „Bluszczu” albo starej pocztówki, gdzie w kwietnym serduszku para na tle ogrodu. Moja siostra miała lusterko z taką ilustracją na odwrocie. Też jestem tą. zupą zainteresowana. Będę w październiku pewnie robiła kolację dla psiapsiólek Młodszej (te urodziny stają się świętem ruchomym jakoś) i nowa, ciekawa zupa będzie mile widziana.
Alino, jogurt dodać podczas miksowania czyli w punkcie 3. Smacznego!
Alino,
Jogurt na koniec
Zrobiłam onegdaj i sama zjadłam. Osobisty nie był zachwycony, ale on jest bardzo powściągliwy wobec nowości kulinarnych 😉
Alino – Szkoda, że nie masz najnowszej książki państwa Adamczewskich (z dedykacjami). Tyle pytań, tak mało czasu 🙂
Onegdaju nie jadłem, ale sama nazwa wzbudza mój entuzjazm.
Ongiś też jest niezły 😉
… natomiast drzewiej… hmm… Trafia na opory 😉
200 przepisów na szczęście? BAAARDZO chętnie poproszę !
A obiady w pół godziny to staram się robić jak najczęściej i bardzo chętnie rozwinę swoje umiejętności w tej dziedzinie.Gratulacje dla autorów !
Osobisty Wędkarz właśnie od środy znalazł swój sposób na szczęście-cały dzień na łódce z piknikami mi na dzikich plażach,noce w namiocie na nadbużańskich łąkach,kolega wędkarz do towarzystwa,wędka w użyciu praktycznie przez 24 godziny na dobę.Pogoda dopisuje,jeszcze nie wiedzą dokładnie,kiedy wrócą do cywilizacji.A rezultatach nie omieszkam Was powiadomić.
Te skojarzenia Pyry ze starą pocztówką albo ilustracją w „Bluszczu”przypomniały mi zachwyt naszych Francuzów nad kuchennymi haftowankami,które oglądaliśmy w skansenie w Sierpcu.Kiedyś już o tych haftowanych makatkach rozmawialiśmy. Jest to obyczaj we Francji nieznany,a często miły naszym sercom,bo pamiętamy, jak to drzewiej 😉 w czasach naszego dzieciństwa te makatki wisiały w kuchniach naszych mam,babć czy ciotek:
http://www.pantuniestal.com/blog/2007/09/makatki-ucza-jak-zyc/
Gratuluję nowej książki!
„Nobel dla papryki” – a Palma dla banana 🙂
kontrowersyjny przepis na ww zupkę,
muszę wypróbować, tak jak kolejnych 199.
Czekam, Pozdrawiam.
Głosuję na Placek z onegdajem
To lubię 30 minut na dobry obiad, pozdrawiam 🙂
Dzien dobry!
A ja za onegdajem z Plackiem.
Placku wybacz ,mnie nieszczesnemu.
Gospodarzu, to coś dla mnie 🙂 Jestem półgodzinna albo jeszcze krótsza 😉
Onegdaj zachowywał się przyzwoicie, ale wczorajowi mam za złe. Wykończył mi monitor, gdy podawałam Barbarze śliwki bez stania 👿
Ewo , Asiu !
Dla Was same serdecznosci.
I ZDROWIA NA ZAWSZE.
Troche po czasie ,ale nie
mniej serdeczne.
Swietowac z mojej przyczyny
bedziecie dluzej.
Henryku – dziękuję 🙂
Haneczko, czyżbym w tym fatalnym wczoraju maczała palce? Zachciało mi się śliwek bez stania, hehehe
Gospodarzom gratulacje, będę wyglądać książki, lubię takie ekspresowe przepisy 🙂
Wiele potraw da się sporządzić w pół godziny, ale podpowiedź w formie książki z zebranymi przepisami bardzo się przyda pod ręką.
Kiczowata okładka całkiem urocza 🙂
Zupa bananowa prosta, kilka minut przygotowanie, a i gotować długo się nie musi.
Z egzotycznych zup lubię moją afrykańską z orzeszków ziemnych – jadłam w restauracji w Johannesburgu i postanowiłam to odtworzyć, wyszła mi całkiem-całkiem, a nawet lepiej, co podkreślam w ramach samochwalenia się 😎
U mnie węgierki nie występują ani w sierpniu, ani we wrześniu, ani-ani 👿
Najbliższe pokrewne to „california prunes”, owszem, przystojne, ale węgierki to nie są.
http://www.californiaprunes.co.uk/
Na śniadanie kromucha razowca z Baltic Deli, grubo posmarowana ekstra-pikantnym hummusem z ostrą papryką, a potem wzorem Mrusi będę się wylegiwać na kanapce, tyle że ja z książką. Dobrze, że mamy dwie kanapki! Mrusia zajęła tę nasłonecznioną o tej porze dnia. W nocy rozrabiała, a teraz śpi 🙄
Asiu!
Milo mi.
Powidła w słoiczkach – wyszło 7 szt i ze dwie łyżki w miseczce do porannej bułki. Są doskonale wysmażone i bardzo smaczne> Na obiad była nadziewana papryka , odrobinę nietypowa, bo prócz mielonej wieprzowiny, ryżu i przypraw, zużyłam do niej resztę wczorajszego leczo, za to nie dałam jajek. Dwie sztuki zostały na kolację. Nic mi się już dzisiaj nie chce robić – umyję tylko garnek po powidłach teraz zalany gorącą wodą. Inne, potrzebne utensylia już umyłam. Lenistwo będę pielęgnowała z namaszczeniem.
Ja powracam do Szczecina, chociaż…właśnie wypływamy dalej, dalej…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8832.JPG
no to czekam na te ksiazke z wytesknieniem! pol godziny to maksimum, ile moge zniesc, przygotowujac cos do zjedzenia, kiedy wracam bardzo zmeczona i glodna z pracy
koniecznie musze sobie zamowic u przyjaciol w Polsce 🙂
Magdaleno – to będzie tak, jak z obiadami pani Lucyny Ć. – każdy za 5 złotych. Co? Drożej wyszło? A, bo łaskawa Pani w kramach przepłaciła!
Pyro 🙂
Całkiem serio niejeden obiad będzie gotowy w pół godziny, a jeszcze więcej jeżeli rano albo poprzedniego dnia coś się podgotuje, podszykuje itp. Najczęściej właśnie w pół godziny po powrocie z pracy wszystko jest gotowe.
pozwole sobie Szanownemu Towarzystwu przekazac od pewnego grona, ze „niejaka” Nisia to osoba o wielkim, zlotym sercu i ludzkiej zyczliwosci nieogarnionej jak ocean! Trzeba miec naprawde wiare w ludzi i klase, zeby tak zadzialac 🙂
Magda – wiemy, widzieliśmy „niejaką” w akcji – szczytnej i zaszczytnej.
Henryku,
Przyłączam się do podziękowań 🙂
Basiu,
Masz dobrą pamięć. Ale Witek lubi góry również wyższego wzrostu i robił po cichu „przymiarki” by i mnie tam zaciągnąć. Na razie ograniczam się do ceprostrad i zamkowych wież. Schody mi już nie przeszkadzają 😉
Pyro!
Koledzy stolujacy sie w akademiku
pytaja kolege ktory mial dzisiaj
gozowac , za ile dzisiaj odiad?
Za 5 zl. I co bedzie , barszcz czerwony
kapeczka smietany i pyry.
Po przygotowaniu pyta ,barszczyk podawac
czysty czy z tymi pokrojonymi smieciami.
CZYSTY !!!!!!!!
Wiec kucharz durszlag nad zllewozmywak
i barszcyk poooszedl.
Ewo!
Jesze raz dla Ciebie ,przyjemnosc
po mojej stronie.
Zmarł Konstanty Miodowicz. Nie darowałam mu do dzisiaj rozróby z Jarucką przeciwko Cimoszewiczowi. To było łajdactwo.
Lubię filmy Woody Allena zatem pognałam dzisiaj czym prędzej na „Blue Jasmine”.
I miałam rację! Film znakomity,a Cate Blanchett ogląda się naprawdę z ogromną przyjemnością:http://www.filmweb.pl/film/Blue+Jasmine-2013-657891
Jeśli będziecie okazję obejrzeć,to polecam 🙂
Są akcenty słowiańskie-wódka Stolicznaja i kwestia na temat dowcipów o Polakach, których na jednym z przyjęć nikt już nie miał ochoty słuchać.No cóż….
Powtarzam sznureczek do filmu:
http://www.filmweb.pl/film/Blue+Jasmine-2013-657891
Wróciłem z perehodu. Krótka relacja foto
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Perehod#slideshow/5915375969944677826
Irku – imponujesz mi wiedzą i rozeznaniem w „/żywiołach”. Zdjęcia piękne i świat jest piękny.
Danuśka – film ma doskonałe recenzje.
Pyro-bardzo słusznie ma doskonałe recenzje.
Irku-z Nemo oraz z Tobą odbywam cenne i bardzo sympatyczne lekcje przyrody 🙂
Dzięki !
Skoku w bok ciąg dalszy:
http://www.eryniawtrasie.eu/9232
Ewo,
życzenia urodzinowe trochę spóźnione, ale szczere – dużo zdrowia i pieniędzy na piękne podróże. 🙂 Pomysłów na pewno Wam nie zabraknie.
Danuśka,
wybieram się na ten film w niedzielę. Na szczęście pokażą go i w Gdyni. Jestem już pewna, że będzie mi się podobał.
Moje powidła także się udały – wyszło 10 małych słoiczków. Tylko że tradycyjnie muszę walczyć z przypalonym garnkiem. Na razie zagotowałam sól, potem wykorzystam coca-colę, ale i tak bez skrobania pewnie się nie obejdzie. A mieszałam powidła bardzo często. Cóż , przydałby się jednak specjalny garnek.
Znalazłam przepis na powidła śliwkowe bez mieszania i bez przypalania garnka, ciekawostka: http://www.mniammniam.com/POWIDLA_SLIWKOWE_BEZ_MIESZANIA-10195p.html
Madalena,
z „niejaką ” Nisią znam się dosyć dobrze, wydaje mi się.
Nisi serce jest dużo większe niż ona sama, chociaż pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, zaangażowana w rzeczy niekoniecznie blisko własnego domu.
Chamskie (bo jak to nazwać?) wpisy pod adresem Nisi są niczym innym, tylko chamstwem.
Dostałam dziś ponad 2 kg aronii. W całości zostanie przeznaczona na nalewkę, którą będziemy robić po raz pierwszy. Po przebraniu włożyłam owoce do zamrażalnika , bo podobno lepiej je przemrozić. Wybraliśmy przepis , w którym do aronii dodaje się skórkę z pomarańczy i cytryn, goździki i wanilię. W przepisach Alicji są też różne nalewki, ale aroniówki niestety nie ma. Późną jesienią zajmę się pigwówką.
Barbarko miła – cukier? Do powideł?
Ciekawy ten przepis, ale do wykorzystania chyba dopiero w przyszłym roku. Choć tak do końca nie jestem pewna, czy garnek rzeczywiście nie przypali się. A trochę cukru do moich powideł dodałam, bo śliwki nie były aż tak bardzo dojrzałe jak powinny.
Barbaro, będzie łatwiej i bez octu. Na dno garnka nasyp ok. 2 cm cukru. Ułóż 2-3 warstwy śliwek skórką do dołu. Włóż delikatnie resztę. Daj ogienek niewielki i idź sobie. Gdy uznasz, że już wyglądają jak trzeba, dodaj co tam chcesz (ja zawsze wyskrobaną cytrynę albo dwie) zamieszaj i już nie spuszczaj z oczu i ręki. Garnki mam bardzo takie sobie, nigdy się nie przypaliło 🙂
HA!
Moja ulubiona szwagierka nadała mi właśnie, że przybywają pod koniec września do nas na 3 tygodnie!
Co ja się naprzekonywałam szwagra w Caffe22 w Szczecinie (wiadoma wieża), że nie ma co myśleć, tylko łuki w juki i lecieć…do tej pory gardło mnie boli, Tereski nie trzeba było przekonywać.
I przyjadą w piękny czas, klony cukrowe będą zmieniać kolory!
Okropnie się zacieszam na ten czas!
To dzisiaj toast za zdrowie Nisi !
Krystyno, moja aronia jeszcze na krzaku. Zrobię dwie, wyselekcjonowane z pięciu.
1 kg aronii
1/2 l spirytusu
1/2 l wódki zbożowej
1/2 laski wanilii
4-5 goździków
0,3 dkg cukru
mały kawałek cynamonu
skórka i sok z cytryny i pomarańczy
Aronię trochę ugnieść w słoju. Wanilię i skórkę posiekać, wrzucić (cynamon i goździki też). Zalać procentami. Po miesiącu zlać, owoce zasypać cukrem. Codziennie potrząsać aż do rozpuszczenia cukru:roll:
Zlać, owoce wycisnąć (ja w sokowirówce, wygodnam 😉 ). Przefiltrować, połączyć, jeszcze przefiltrować flanela). Pól roku co najmniej wzdychać i tęsknie spoglądać 🙂
1 kg aronii
0,2 kg cukru
1 l wódki j.w.
1/2 l spirytusu
1 laska wanilii
4-5 ziaren kardamonu
Owoce zasypać cukrem, potrząsać z tydzień. Zalać procentami. Dodać przekrojoną wanilię i kardamon. 2 tygodnie w cieple domowym, niezmordowanie potrząsać. Zlać, filtrować, dalej j.w.
Krystyno-ja też jestem pewna,że film będzie Ci się podobał 🙂
A bo Wy to macie pod ręką, kina znaczy. Musielibyśmy jechać do Poznania, a nie ma kiedy, okropnie czasowo ciasno 🙁
Haneczko – dzięki za podpowiedź w sprawie śliwek, niezawodnie wypróbuję. Bo ten sposób z octem trochę mnie tym octem zmartwił 🙂
Pyro – wiem, że prawidłowe powidła powinny być bez cukru, ale ździebko powinno być wybaczone?
Krystyna 21.21
na przypalone garnki polecam http://www.frisco.pl/pid,13448/n,LUDWIK-Termax-Zel-do-usuwania-przypalen/stn,product -sprawdziłam działa. Czyszczę nim piekarnik i patelnie błyszczą jak nowe 🙂
Markusovce – urodził się tam Felix Mariassy, węgierski reżyser, który podobno zmarł w tajemniczych okolicznościach. http://pl.historia.wikia.com/wiki/F%C3%A9lix_M%C3%A1ri%C3%A1ssy
Markusovce ? urodził się tam Felix Maria-ssy, węgierski reżyser, który podobno zmarł w tajemniczych okolicznościach. http://pl.historia.wikia.com/wiki/F%C3%A9lix_M%C3%A1ri%C3%A1ssy
Barbaro, ja też byłam nieufna. Wybrałam, na próbę 🙄 , najmniej pożałowania godny garnek 😆
Haneczko,
ten film wyświetlany jest też w Gnieźnie.
Ten pierwszy przepis na aroniówkę jest bardzo podobny do tego, który wybrałam. Tam podają większą ilość cukru, ale uważam , że 0,3 kg zupełnie wystarczy na 1 kg owoców. Nie chcę, żeby nalewka była zbyt słodka.
Antonino,
dziekuję za podpowiedź. Słabo orientuję się w takich nowościach, a ta jest bardzo przydatna. Jutro będę w dużym sklepie i rozejrzę się za tym ludwikiem.
A rodzina Maria-ssy pojawiła się również w sztuce (komedii) „Jan” Laszlo Bus Feketego. 🙂 : http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/139470/
W 1994 roku sztukę tę wyreżyserował, dla teatru telewizji, Edward Dziewoński.
Do przygotowania powideł mojej mamie służy ostatnio stary prodiż, a dokładnie jego dolna część. Jeszcze nic się nie przypaliło 🙂
O matko, rzeczywiście 😯 Nawet nie sprawdziłam ❗ Przyzwyczaili nas do badziewia a w zapowiedziach nie było 👿 Dziękuję, Krystyno 😀
Zawsze daję mniej cukru we wszelkich przetworach 🙂
Dziękuję za dobre słowo i toast – czuję się zaszczycona!
Nisiu, czuj się oblana 🙂 Ja Ciebie na czerwono, portem 😉
Dla wielbicielek róż: http://pinterest.com/pin/363736107375158520/
A ja Nisię na różowo
Nisiu, przyłączam się do toastu za Twoje zdrowie 🙂 Wyobrażam sobie jak pięknie teraz jest w Twoim ogrodzie, może nawet piękniej niż na różanym zdjęciu od Asi 🙂
Na pewno piękniej, bo jak pamiętam to Nisia ma wiele kwiatów w ogrodzie, nie tylko róże 🙂
W WBC ukazał się mały album o Białowieży z 1903 roku, z ciekawymi zdjęciami. Autorem jest Zygmunt Gloger. Wspomniane są Narewka i Budy. Opisy puszczy, życie żubrów 🙂
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=268142
Taka piosenka na dobranoc http://www.youtube.com/watch?v=hzNNT_qlQGo
Już śpicie? A ja za zdrowie Nisi zaraz z Jerzorem wzniosę czerwonym australijskim 🙂
Nie, jeszcze nie śpię; leniuchuję sobie.
Też leniuchujemy po wzniesionym toaście – Jerzor chce zagłaskiwać Mrusię, a ona od tego daleka. Była bardzo delikatna dając znać, że sobie nie życzy, ale teraz z pazurami, a co!
Powtarzałam – nie narzucaj się kotu!
Swoją drogą ja nocami mam za swoje, nie narzucałam się kotu, a kot włazi mi na głowę i walczy o poduszkę, która była jej, a wcześniej moja 🙄
Alicja – będziesz miała fajnie kiedy przyjedzie Tereska. Też ją bardzo lubię, a panowie zrosną się chyba z ramą rowerową.
Idę już sobie o 1m. w lewo od miejsca, w którym siedzę; zmienię położenie na horyzontalne.l Do jutra.
Za Nisię też oczywiście wzniosłam toast.
Z podziękowaniem za wszystkie miłe słowa – zainteresowanych zapraszam do mojego ogródka sprzed dwóch tygodni (teraz jest więcej róż, ale nie mam świeżych fotek).
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/SierpienWOgrodku
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14479229,Sokolow_vs_bloger__Firma_chce_150_tys__zl__Poszlo.html#TRNajCzytSST
😯
Dla mnie tatar to surowe mięso mielone, dawno temu nikt nie dochodził, czy ono z wołowiny, do tego żółtko w środek , na boku przyprawy – pokrajana cebula, ogórek kiszony, dyżurne, obowiązkowa piędziesiątka zmrożonej czystej na dobre trawienie.
To ja już się nie znam na tatarach 🙄
Tu był taki trochę wyszukany tatar, ale zjadłam ze smakiem i doprawiłam sobie jak chciałam. Kapary były dla mnie nowinką do tatara (bardzo pasowały!), co tam pośrodku zamiast zółtka siedziało – nie pamiętam nazwy.
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5475960876021665185/5477152224783225858?pid=5477152224783225858&oid=115054190595906771868
Czy ktos moze wie, jak po angielsku nazywa sie jablon o polskiej nazwie „papierowka”?
Na zalaczonym linku jest duzy wybor jabloni, wlacznie z drzewem o nazwie „Antonovka” z Syberii. Czy na tej liscie jest papierowka? Jesli tak, to ktore to jest drzewo?
Dziekuje.
http://www.burntridgenursery.com/fruitingPlants/index_product.asp?dept=12&parent=7
Orca – nie wiem jak po angielsku, ale oficjalna nazwa to „oliwka inflancka” – może to jest jakoś przetłumaczone? Mówi się też „oliwka żółta”. Szukałabym nazwy z tymi Inflantami. Może się odezwie Nemo – ona wie gdzie szukać.
Cieszę się bardzo,że wywołałyśmy wilka z lasu,znaczy Nisię z ogrodu 😉
A nisiowy ogród wspaniały !
Zapowiada się piękna sobota,czego i Wam życzę !
Dzień zacznę od zakupów na targu.
Dzien dobry.
Pyro masz racje ,
obie te nazwy sa poprawne
do ,,papieröwki´´
Papieröwka
ang.
Whit Ttansparent ,Yellow Transparent
Piękny ogród Nisiu, zwróciłam uwagę na hortensje – imponujące 🙂 ale róże też cudne oczywiście.
Orca – w załączonym linku, tuż za antonówką (przedostatnia z listy), tak mi się wydaje 🙂
Nisiu – dziękuje za sierpniowy spacer po Twoim przepięknym ogrodzie, można się nawet pobawić z pieskiem 🙂
Asiu,
Nie dziwota – Markuszowce w swoim czasie były własnością rodziny Maria-s-sych.
Krystyno,
🙂
Witam, Orca.
http://www.keepers-nursery.co.uk/white-transparent-apple-fruit-trees.aspx
Alicja – to co w srodku zamiast zoltka to tez kapary.
U nas nazywa sie Kapperapfel, u Was caperfruit.
Dzien dobry,
Gospodarzu, dziekuje za wczorajsza odpowiedz.
Nisiu, masz sliczny ogrod. Podziel sie znami wrazeniami z rejsu i tak ogolnie Twojego lata 🙂
Danusko, nowy W. Allen ukaze sie we Francji dopiero za miesiac. Skandal 🙂
A w tutejszym malym kinie pewnie za kolejny miesiac…
” z nami”
Alino-na premiery filmowe musisz wpadać do Warszawy 😉
Na owocowo-warzywnym targu kolorowy zawrót głowy.Kupiłam oczywiście dwa razy więcej niż zamierzałam,ale nie sposób się oprzeć.Z ciekawostek słodka papryka makaronowa.Na polach SGGW za płotem uprawiają dynię makaronową,ale papryki chyba nie.Do końca nie wiadomo,bo nieupoważnionym wstęp wzbroniony 🙁
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5905738646144279761/5915604156981994258?pid=5915604156981994258&oid=104147222229171236311
Teraz czeka mnie wyprawa rowerowa na drugi koniec miasta,a dlaczego opowiem
po powrocie.Będzie fotorelacja(oczywiście,jak dojadę i nie wyzionę ducha po drodze)
Zrobiłam dzisiaj napoleonkę, prawdziwą. Pyszne ino idzie tam gdzie niekonieczne powinno. No, ale jak to prawdziwa – na maśle, jajach i tych innych. Przyjdzie mi chyba pobiegać ździebko. Najpierw jednak skonsumuję dzisiejszą produkcję (w czym niewątpliwie z wielką ochotą towarzyszyć będzie Wombat)
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Troszkę fotowspomnień z rejsu, jak zwykle dużo zdjęć, ale nie wybieram, kto chce, niech zerknie. Ta wizyta bardzo mi się podobała.
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5915613644080508321
Wydaje mi się, że prezydenta Komorowskiego ludzie lubią. Upał był 35C czy coś koło tego, a każdy chciał uścisnąć mu łapę, Gajowemu 😉
I on poświęcił lekutko 20 minut (a może i wiecej), żeby podejść do ludzi, łapę uścisnąć i pogadać. Ochrona (to ci panowie naokoło) chyba nie była z tego zadowolona, ale dali radę, od tego są 🙂
Ja miałam świetne stanowisko do cykania zdjęć – „oko” z kapitańskiego mostka 🙂
Ale powtarzam – zawodowcem nie jestem i cykam z małego canona, którego można ukryć w dłoni, i nastawiony jest na automat.
Alino, moje lato było spaprane wciąż piszącą się książką. Kończę ją, na szczęście, ale też ślamazarnie. Tylko na Darze dobrze mi się pisało.
Fotki – proszę bardzo.
Kilka obrazków z Aarhus, gdzie zaczynały się Tolszipy:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/AarhusTolszipy
Strasznie długo bujaliśmy się na Morzu Północnym, które wyglądało jak południowe:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/MorzePoNocne
Pięć dni staliśmy w Bremerhaven na „odpuście”… Potem szybki przelot do Szczecina. Prawie nie spałam w nocy, żeby nie przeoczyć wejścia i usłyszeć hymn grany z dachu Stacji Pilotów. Za to zrobiłam zdjęcia w takim świetle, jakiego na ogół nie widuję, bo śpię (była szósta rano). Na imprezach nie bywałam, bo temperatura przekroczyła moje możliwości.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/WejscieDoSzczecinaFinaTSR2013
Przepraszam za przewrócone maszty na jednym zdjeciu – jak je ostatnio widziałam, to stały.
Nisiu, dziekuje za wycieczke. Dostalam oczoplasu 🙂 Trzymam kciuki za szczesliwa
pisarska koncowke.
Jeszce mi żółć nie zeszła (zawistnica jedna!) po zeszłorocznym rejsie, a tu masz – kolejny. Wszystko ładnie i pięknie ale tuż za stocznią busz i puszcza? Namorzyny? Nie ta woda; co tam za gąśżćż taki?
Dziekuje wszystkim za pomoc w zidentyfikowaniu papierowki.
Jesli ktos ma ochote eksperymentowac to bardzo polecam jagode (berry) o nazwie huckleberry. Wedlug informacji na zalaczonej stronie red huckleberry rosnie tylko w Pacific Northwest. Krzaki huckleberry rosna dziko wszedzie tam, gdzie jest cien i wilgoc. Owoce sa kwaskowate i troche podobne w smaku do czerwonych porzeczek. Pestki „huckleberry” sa bardzo male, jak w jagodach.
http://www.burntridgenursery.com/northwestNatives/index_product.asp?dept=85&parent=5
Zycze przyjemnego dnia.
Panski przepis na kurczaka po wegiersku podany bodajze w jednym z marcowych blogow stal sie przebojem rodziny. Dzieci lubia to robic bo jest to danie latwe i smaczne; tylko dodajemy wiecej ostrej papryki.
Pyro, wodne kawałki Szczecina, widoczne tylko z pływadeł, bywają bardzo ciekawe, w niektórych miejscach mamy regularną puszczę amazońską, jak twierdzi jeden wodniak. Są też wielkie łąki – od strony dzielnicy Skolwin tuż przy ulicy mozna zobaczyć, jak po tej łące suną statki. Woda jest daleko i całkowicie zasłonięta. Fascynująca jest cała delta Odry z jej odnogą Regalicą – Park Krajobrazowy Doliny Dolnej Odry. Niemcy po swojej stronie mają park narodowy. Do zwiedzenia wyłącznie z łódki.
Była mowa o papierówkach, a ja dziś zjadłam kilka papierówek prosto z drzewka, idealnie dojrzałych, słodkich ale jeszcze soczystych. To były papierówki – marzenie. Niestety, nie u mnie. Tymczasem okazało się, że moja mała jabłonka zakupiona jako odmiana gloster , jest antonówką. Widocznie sprzedającemu pomyliły się etykiety. Nic bym nie miała przeciwko antonówce, bo tych owoców jest niewiele, ale chciałam mieć jabłka czerwone, dla ozdoby. Takie niespodzianki mogą nas spotkać, nawet gdy kupuje się sadzonki w szkółce ogrodniczej.
Zabieram się za nalewkę z aronii.
Poznań urządził sobie dzisiaj i jutro Dni Twierdzy Poznań. Ponoć kłębią się tam dzikie tłumy, bo można niektóre forty zwiedzać wewnątrz. Niemcy utopili w tych fortach fortunę zyskaną od Francji z repasacji wojennych (wojna francusko – pruska 1870-71) Fortów różnego rzędu obronności wybudowali 23 w trzech koncentrycznych pasach połączonych szosą okrężną. Niektóre sami zaczęli rozbierać jeszcze przed I wojną, inne padły ofiarą rozbudowy miasta, w dobrym i bardzo dobrym stanie jest dzisiaj 8 fortów głównych i spora ilość innych dzieł fortyfikacyjnych ( prochownie budowane o 1 km od fortu, mnóstwo pojedynczych bunkrów jako wysunięte punkty oporu dla drużyny albo gniazda ckm. Moja generacja praktycznie wychowywała się na fortach – ogromne tereny zielone z zakamarkami, zakazami wstępu (zakazy? dla Indian i odkrywców?). W czasie II wojny były wykorzystywane jedne jako więzienia i miejsca straceń, inne jako montownie samolotów, składy amunicyjne, koszary itd. Po wojnie też – magazyny (np śledzi) w 2 są muzea, w 2 prochowniach są spichlerze paszy dla ZOO. Najśmieszniej było z jednym fortem na wschodnim podejściu do miasta. Nieduży, silnie ufortyfikowany, w dość bezludnej wtedy okolicy w międzywojniu posłużył za centralny magazyn środków i materiałów opatrunkowych. W 39-tym nie zdążono go wykorzystać, ani ewakuować. Wszystko dostało się Niemcom. W 45-tym cała zabawa powtórzyła się co do joty – szpitale polowe były gołe, a w Dębinie leżał zapas na 3 lata wojny. Dostał się armiejcom w 3/4 zapełniony polskimi bandażami, gazikami i innym sprzętem Nie powiem – podzielili się z nami; wydali jakiś tam ponoć znaczny przydział dla wojskowych i cywilnych szpitali, resztę zabrali. Nie wiem, cy nadal wojska stosują centralne magazyny? Kiepsko wygląda sprawa kiedy to, co schowane, jest naprawdę potrzebne.
Wielkie dzięki naszym Żeglarkom za piękne zdjęcia !
Dzisiaj ogólnie rzecz biorąc miły dzień,bo zajrzeli dawno niewidziani:oprócz Nisi,Orca
i ROMek.ROMku-może byś jeszcze parę zdań napisał o swoich podróżach?
Ja natomiast włóczyłam się dzisiaj po własnym mieście i odkrywałam na nowo niektóre zakątki Warszawy z perspektywy dwóch kółek.To naprawdę znakomity sposób na podróżowanie i zwiedzanie,szczególnie przy takiej pogodzie,jak dzisiaj 🙂
Umówiłam się na Pradze z moją koleżanką Prażanką (dla niewtajemniczonych-Praga,leży na prawym brzegu Wisły i niektórzy Warszawiacy prawie w ogóle tam nie zaglądają).Ja w tej dzielnicy się urodziłam i tam chodziłam do szkoły,więc mam do tych miejsc ogromny sentyment.Dzisiaj celem naszego spotkania i mojej wycieczki rowerowej był klub „La Playa”.Odbywał się tam pokaz sztuki kulinarnej 🙂
Jan Kuroń prezentował kuchnię izraelską w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej,
który dzisiaj rozpoczął się w Warszawie.Nasz mistrz kucharski przyrządzał gulasz
rybny,humus i sałatkę z kuskusem.Dokładne przepisy ukażą się jutro na jego stronie
http://www.kuchniakuronia.pl Przy okazji tej wyprawy zrobiłam taki niewielki fotoreportaż:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5915733685992512737
Pyro-oj,przewrotna bywa ta historia…
Wielkie dzięki naszym Żeglarkom za piękne zdjęcia !
Dzisiaj ogólnie rzecz biorąc miły dzień,bo zajrzeli dawno niewidziani:oprócz Nisi,Orca
i ROMek.ROMku-może byś jeszcze parę zdań napisał o swoich podróżach?
Ja natomiast włóczyłam się dzisiaj po własnym mieście i odkrywałam na nowo niektóre zakątki Warszawy z perspektywy dwóch kółek.To naprawdę znakomity sposób na podróżowanie i zwiedzanie,szczególnie przy takiej pogodzie,jak dzisiaj 🙂
Umówiłam się na Pradze z moją koleżanką Prażanką (dla niewtajemniczonych-Praga,leży na prawym brzegu Wisły i niektórzy Warszawiacy prawie w ogóle tam nie zaglądają).Ja w tej dzielnicy się urodziłam i tam chodziłam do szkoły,więc mam do tych miejsc ogromny sentyment.Dzisiaj celem naszego spotkania i mojej wycieczki rowerowej był klub „La Playa”.Odbywał się tam pokaz sztuki kulinarnej 🙂
Jan Kuroń prezentował kuchnię izraelską w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej,
który dzisiaj rozpoczął się w Warszawie.Nasz mistrz kucharski przyrządzał gulasz
rybny,humus i sałatkę z kuskusem.Dokładne przepisy ukażą się jutro na jego stronie.
Przy okazji tej wyprawy zrobiłam taki niewielki fotoreportaż:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5915733685992512737
Mój komentarz czeka na moderację.Zamieściłam 2 sznureczki,więc to zapewne z tego powodu.Likwiduję więc jeden z nich.
Strona J.Kuronia to:www.kuchniakuronia.pl
Bardzo sympatyczny z niego facet,towarzyszyła mu niedawno poślubiona żona,też
robiąca sympatyczne wrażenie.
Pyro-oj,historia bywa doprawdy bardzo przewrotna…
Miałam napisać,że żona J,Kuronia robiła miłe wrażenie,żeby się nie powtarzać,
ale wyszło,jak wyszło 😳
Pyro,
jak wiesz, mam do Poznania ogromny sentyment, zdaje się, że od tego czasu, kiedy to po maturze okrążałam Polskę za parę groszy (trzy stówy!), zatrzymując się to tu, to tam po rodzinie. Pierwszym „zatrzymkiem” był Poznań. Patrzę na to zdjęcie – Halinka (z lewej) już nie żyje, Marlena (córka Haliny i Lotnika) jest już babcią, a Mariusz, braciszek Marleny, jest jakimś przedsiebiorcą. Jeszcze nie dziadek, córka w Londynie i do Polski nie zamierza wracać podobno. Po co – powiada – przecież lot z Londynu do Poznania to chwila, a ona się już tam nieźle ustawiła. Tak to się ten świat zmienia…
http://alicja.homelinux.com/news/Poznan-73/Poznan-Palmiarnia-73.jpg
Dostałam niezłą wałówkę od Eski – Inka przywiozła. trochę twardych jeszcze gruszek i – ogromną purchawicę. U Eski wyrosły kilka lat temu na pastwisku. Kupiła grzybnię pt „grzyby szlachetne” i wyrosły z tego purchawy. Co roku się marnują, bo nikt tego nie je, a w czasie naszych zjazdów już były przejrzałe. Teraz Inka wracała do Poznania i jedną przywiozła. Nie ma mowy, żebyśmy dały radę ją zjeść. Sąsiedzi wyjechali i nie mam komu wydać. Lekko licząc połowa do wzięcia.
Nisiu, piękny ogród. Uściskaj ode mnie Rumika 🙂
Pyro,
Znam ten problem, bo u nas też purchawica wyrosła swego czasu w ogrodzie. Purchawicę można ususzyć a potem zmielić. Witek z upodobaniem dodaje proszek do gulaszu. Sprawdza się.
@Danuska dziekuje za zaproszenie. Bylem w zeszlym tygodniu w Rio de Janeiro, ale o tym, ze Brazylia jest super napisano wlasnie w ostatnim numerze drukowanej „Polityki”. Dodam tylko, ze bylem ze znajomymi na swietnej wolowinie w tradycyjnej churrascarii, popijalem capirinhie na Copacabanie i podziwialem zgrabne Brazylijki grajace w siatkowke plazowa. Sambe tez tanczylem; co prawda szkola samby Magueira miesci sie w faweli, i cale szczescie, ze dopiero wczoraj obejrzalem film „Miasto Boga” (Ciudade de Deus) bo gdybym to widzial przed ta wizyta to pewnie bym tam nie poszedl. Teraz wiem dlaczego wokol stal kordon policji z bronia gotowa do strzalu. W kazdym razie bylem ostrozny, nikt mnie nie obrabowal i chce znowu leciec do Brazylii. Jedzenie proste, ale dobre, ludzie sympatyczni, krajobraz niezwykly.
Purchawicę olbrzymią kroję na mniej więcej 3cm grubości plastry i smażę na maśle. Można panierować, ale ja nigdy tego nie robiłam, bo jak jest purchawica olbrzymia i żadnych gości, to kto ma to zjeść?!
Ewa,
nie próbowałam suszyć purchawicy i zastanawiam się, gdzie by tu w moim wilgotnym klimacie…w piekarniku pół-otwartym, lekutko podgrzanym?
Obiad skromniutki i „na ząb”, zaraz udajemy się na kolejną imprezę u geologów z uniwerku. Zrobiłam moją odwieczną sałatę z bulguru, wino kupimy po drodze do.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9190.JPG
Pomidory, papryki kolorowe (żółtej mi tu brakuje, ale trudno), ogórek, czerwona cebula, groszek się napatoczył, natka pietruszki, a sos bardzo prosty – oliwa, ocet najlepiej winny (chianti), dyżurne i DUŻO czosnku. Ja daję 4-5 ząbków, w porywach więcej.
Bulgur (albo kuskus, ja wolę bulgur) trzeba wcześniej zalać wrzątkiem i pokrojone drobno warzywa wrzucić dopiero wtedy, jak bulgur jest schłodzony. Pyszne, polecam!
Mrusia zaczęła zwiedzać apartamenty 😯
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9192.JPG
Ewo – moim zdaniem Purchawicy się nie suszy. Jak dla mnie ma nieznośny, kwaśny posmak suszona. Może mi zepsuć smak sporej porcji grzybów mieszanych. Chyba tylko smażyć ją trzeba.
Danuśka,
bardzo ciekawe i ładne okolice odwiedziłaś – zielone nadrzeczne tereny.
ROMek zachwala kurczaka po węgiersku. Zajrzałam do przepisu, bo nabrałam ochoty na taką wersję kurczaka. http://adamczewscy.pl/?p=3921
Dzień minął bardzo przyjemnie z jednym wyjątkiem – stwierdziłam, że bociany już odleciały, a jeszcze we wtorek je widziałam. Przejeżdżałam kilkakrotnie obok okolicznych gniazd i niestety, wszystkie puste i żadnego ptaka nie wypatrzyłam na łąkach. To już najwyższy czas na odloty.
Pierwszy, najbardziej pracochłonny etap przy produkcji nalewki z aronii zakończony. Najwięcej pracy było z wyciskaniem soku oraz obieraniem i krojeniem skórek. Duży słój napełniony ma stać w ciemnym miejscu 4 tygodnie.
Ja dzisiaj miałam dzień nalewkowy. Zlałam i przefiltrowałam jeżynówkę i nalewkę renklodowo – morelową. Porozlewałam w butelki i niech dojrzewają. Zlałam też bazę do orzechówki, a same orzechy zasypałam cukrem. Postoją póki się cukier nie rozpuści. Potem obydwa płyny się zmiesza. Narobiłam się jak głupia, a w sumie mam jakieś 3 i 3/4 litra nalewek; orzechówki też potem będzie ok 2 litry. W poniedziałek czekać mnie będzie wiśniówka.
Papierowki ciag dalszy…
Wiki podaje nazwe „White Transparent” w kilku jezykach. Teraz tylko trzeba posadzic drzewo i czekac na owoce.
http://en.wikipedia.org/wiki/White_Transparent_(apple)
Ja miałam dzisiaj dzień, a właściwie popołudnie bardzo sympatyczne, Jerzor mnie poganiał, aparat foto został w domu 🙁 A potem miał pretensje, bo chciał robić zdjęcia 🙄
Spotkałam ludzi, których nie widziałam od paru dobrych lat i to było fajne (prof.emeryt), i poznałam nowych („Polak Węgier dwa bratanki…”).
Węgier z Budapesztu, 10 lat młodszy ode mnie, tutaj się doktoryzował z geologii. Miał wielu przyjaciół Polaków, stąd zna powiedzenie o tych bratankach, na praktyki geologiczne jeździł pod Kraków 😉
Żivot je cudo, mimo że czasami daje w d..ę!
Dziewczyny,
Po konsultacji z Witkiem wyszło, że niechcący wprowadziłam Was w błąd. Errata: W. suszył młodą purchawkę jadalną bądź chropowatą a nie purchawicę olbrzymią. Stąd różnica w smaku.
Na śniadanie grzanka z humusem (w nawiązaniu do moich wczorajszych kulinarno-rowerowych peregrynacji) oraz pajda razowca z serem korycińskim z czarnuszką.
Teraz robię sos ze świeżych pomidorów.Lato kocham również za pyszne pomidory 🙂
Jest ich teraz dużo,w wielu odmianach i tanie,jak barszcz -3-5zł/kg.
O tej porze roku pomidory jadam codziennie i z ogromną przyjemnością.
Dzisiaj znowu szykuję aparat,tym razem wybieram się na Wielokulturowe Warszawskie
Street Party czyli po prostu paradę taneczną.Pogoda sprzyja,również tancerkom samby 🙂 No cóż nie mogę lecieć do Rio,jak ROMek,to poszukam tych rytmów na ulicach Warszawy.
ROMku-zazdraszczam !
Alicjo-fajne spotkanie,rzeczywiście szkoda,że nie miałaś aparatu.
Pyro-pamiętam Twoją jeżynówkę,znakomita !
Zresztą nie tylko jeżynówka 🙂
Dzień dobry 🙂
Ależ wczorajszy dzień obfitował w rozmaite wyprawy, morskie, lądowe, bliskie, dalekie, ale jakże ciekawe.
Danuśko, podziwiam kondycję, wczoraj zrobiłaś ładny kawał drogi, a przy okazji barwną reklamę rowerowych atrakcji stolicy. Często tę trasę przemierzam i z okien samochodu widzę coraz liczniejszych rowerzystów korzystających z nowych tras i plażowych atrakcji po prawej stronie Wisły. Serce rośnie 🙂
Nastał czas pomidorów, ale też śliwek, jabłek, czas więc na ciasto ze śliwkami, trzeba przejrzeć przepisy. Miłej niedzieli 😀
Barbaro,
Dorzucę jeszcze co nieco:
http://www.eryniawtrasie.eu/9289
Przygotowania zjazdowe nabierają rumieńców 🙂
Odbyłam kolejną naradę telefoniczną z Żabą,rozmawiałam też z wakacjującym Jolinkiem oraz z Krysiade.Oj,będzie się działo !
Barbaro 🙂
Krystyno-uroki spacerów po Warszawie przed Tobą !
Ewo-w przygotowaniu i opracowaniu podróży jesteście z Witkiem perfekcyjni !
Gratulacje 🙂
Ufff Po pierwszej porcji purchawicy, za godzinę powtórka. Ależ to smaczne; jeszcze lepsze od kani. A był to ostatni moment na zerwanie tego grzyba – za 2 dni już byłby przejrzały, zaczynał mięknąć. Jak wydyszę całe łakomstwo, to coś napiszę.
Obejrzałam dziś polecany przez Danuśkę/ ale też szeroko reklamowany/ nowy film W. Allena ” Blue Jasmine”. Sporo w nim momentów gorzkiej komedii, ale w sumie bardzo smutny. Nic dziwnego, skoro Allen nawiązuje do dramatu ” Tramwaj zwany pożądaniem”. Mnie film podobał się bardzo, mężowi mniej, bo ” to jest film do obejrzenia w telewizji, a w kinie wolę więcej efektów specjalnych, których telewizja nie jest w stanie należycie pokazać”.
Z zapowiedzi filmowych na wrzesień i pażdziernik: film ” Diana”/ wiadomo o kim/, „Audiencja” / o obecnej królowej/ – nie wybieram się. Dalej ” Wałęsa”, ” W imię ” z Andrzejem Chyrą w roli księdza oraz film ” Sierpniowe niebo. 63 dni chwały” łączący teraźniejszość z historią. Bardzo podobał mi się zwiastun tego filmu, ale nie jestem jeszcze pewna, czy chcę obejrzeć ten film, bo bardzo przeżywam takie historie. http://www.youtube.com/watch?v=_YMdi3TGKao
Krystyno, czytalam niedawno, ze do swojego ostatniego filmu W.Allen zainspirowal sie postacia Ruth Madoff, zony tego slawnego amerykanskiego oszusta. Chetnie obejrze ten film.
Barbaro, wspominalas o zamiarze pieczenia ciasta ze sliwkami. Mialam renklody, ktore upieklam w ciescie z tego przepisu, moze Cie zainteresuje (bez porzeczek bo nie mialam):
http://smakialzacji.blogspot.fr/2012/08/ciasto-otrebowe-z-renklodami-i-czarna.html
A do tego jeszcze „smakialzacji”, wiec tym chetniej wyprobowalam i polecam 🙂
Wylegujemy się w porannym słoneczku, a co! I oczka piękne zielone mamy!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9197.JPG
Każdy ma swój styl życia – to tak a propos wpisu a capelli z przedwczoraj:
„ja się rozwijam, codziennie idę do przodu na tylu obszarach, codziennie wypracowuję i spijam tyle Pucharów Radości i Satysfakcji? a TY w tym samym czasie?? Popatrz-że w lustereczko?”
To bardzo fajnie, że się rozwijasz na tylu obszarach, żyjesz swoim życiem i to Cię cieszy, każdy żyje swoim i każdego cieszy co innego. Lepiej nie mogłaś się pochwalić (temat był o chwaleniu się i można było się chwalić, a jakże!), tylko „popatrz-że w lustereczko” nie na miejscu.
To tak, jakbyś wskazywała paluszkiem – no a wy co?!
Każdy ma swoje „puchary do spijania radości”, swoje satysfakcje, swoje podróże małe i duże, swoje pasje, swoje lenistwo od czasu do czasu i tak dalej, a i założę się, że nie każdy z Łasuchów codziennie gotuje.
A TY CO?!
Ja nic…leżymy sobie z Mrusią w słoneczku i cieszymy się nic-nierobieniem, jak chcę coś, to co chcę realizuje w miarę możliwości. Dożyłam wieku, w którym, jak to Stefania Grodzieńska pięknie ujęła w książce „Już nic nie muszę”.
Alinko, dziękuję za podrzucony link. Przepis wygląda łatwo i smacznie. Zapisałam. Blog ciekawy, będę zaglądać. A dzisiaj upiekłam znane tu ciasto ze śliwkami wg naszej Żaby (chyba to się nazywa puchatka Żaby). Wyszło pysznie, szybko znika 🙂
Basiu, czy mozesz w wolnej chwili przypomniec przepis na „puchatke Zaby”? Gdzies zapodzialam. Dziekuje 🙂
Krystyno, wczytałam się w przepis ale punkt czwarty
4. Dusić pod przykryciem kilka minut, uzupełniając bulionem, aż kurczak zmięknie
kilka minut to raczej mało 🙂 spróbuję jednak nieco dłużej, dzięki za inspirację 🙂
Alino, tu przepis na ciasto z owocami od Żaby:
1 szklanka cukru
1 szkl. mąki
2 łyżeczki proszku
1/2 szkl. oleju
5 całych jaj (ja dałam 4, plus pół małej łyżeczki soli)
Ubić jajka z cukrem, dodać mąkę z proszkiem, solą, nast. olej, wymieszać i wylać do formy. Ciasto jest dość lejące. Poukładałam połówki śliwek skórką do dołu, piekłam ok.35 min. w 180st. Ciasto podrosło, ale na szczęście nie wypłynęło poza formę. Przed pieczeniem posypałam cukrem trzcinowym i cynamonem.
Składniki ciasta przepisałam z oryginału rzetelnie, natomiast sposób wykonania to już może być niekoniecznie zgodny, za co Żabę przepraszam. Najważniejsze, że ciasto pyszne 🙂
Barbaro, dziekuje, wyprobuje 🙂
…podejrzewam, że bardziej wiarygodny przepis na to ciasto jest w zbiorze przepisów Alicji, ale ja zapomniałam jak tam trafić 😳
Prosz bardzo:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
…zdaje się, że zaniedbałam nieco te /Przepisy 🙄
Takie śliwki nabyliśmy (dla porównania wielkości dodałam jajo) – to nie są kalifornijskie, ale bardzo podobne. Kwaskowate – ja takie lubię.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9182.JPG
Nie wiem, czy nadawałyby się na powidła, pewnie te powidła byłyby kapeczkę drogie.
Jeszcze mam w uszach dźwięki samby 🙂 Zdjęcia oczywiście nie oddają uroku całej tej tanecznej fiesty,która dzisiaj odbyła się w Warszawie pomiędzy pl.Bankowym,a Krakowskim Przedmieściem.Oprócz tańców były stoiska z kuchnią z całego świata i różnymi egzotycznymi ciekawostkami z różnych części globu.Warto było zajrzeć:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5916130762536192961
Popołudnie zakończyłyśmy z koleżanką w teatrze „Kamienica”.
Dwoje aktorów i dwie znakomicie zagrane role:
http://teatrkamienica.pl/spektakle/aktualne/dzis-wieczor-arszenik-czyli-komedia-z-kawa
Dzień bez pomidora to dzień stracony dla mnie, jem na okrągło, w zimie z Meksyku czy z innych cieplejszych krajów. W tym roku bez większej nadziei (podróże) wsadziłam jedną sadzonkę do donicy z bazylią. Podlewali 😎
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9199.JPG
Marzeno,
istotnie, ten czas duszenia kurczaka po węgiersku wydaje się za krótki. Trzeba samemu ocenić, czy mięso jest wystarczająco miękkie. Dla mnie kurczak musi być bardzo miękki.
Zupełnie nie a propos kurczaka tylko Lublina. Właśnie skończyłam czytać bardzo ciekawy kryminał Marcina Wrońskiego ” Kino Venus”, którego akcja rozgrywa się właśnie w Lublinie w latach 30. Dla lublinian lektura tym bardziej ciekawa, bo mogą wędrować po mieście wraz z bohaterami książki.
Alino,
u nas też w recenzjach ” Blue Jasmine” wspomina się o prawdopodobnej inspiracji Allena historią pani Madoff.
Danuśka, cudowna ta parada. 🙂
Danuśka,
Ty to masz wszystko pod ręką, zazdraszczam trochę (dużo).
U mnie (w pierwszej stolicy Kanady) tu daleko, tam daleko…Za Róg 2.5km w jedną stronę, a do centrum 14 km.
Na szczęście też się dzieje, od piątku doroczny Blues Festival po wszystkich knajpach (mamy ich „od zarzyganio”, jakby to Krakus powiedział), a dzisiaj finał na Rynku. Ale nie pojedziemy, bo goście wpadają o 19-tej, po drodze im będzie z innej imprezy.
Gość w dom – święta sprawa! Wczoraj też nie było okazji wyskoczyć na bluesa, bo byliśmy w gościach. Nic to – festiwal jest co roku, a goście nie zawsze!
Alicjo,
te renklody wygladają na dość twarde i jeszcze niedojrzałe. Ale Ty nie lubisz słodkiego, więc mogą Ci smakować.
Puchatki Żaby nie znalazłam w Przepisach. To może te wersję podaną przez Barbarę tam zamieścisz w wolnej chwili. Proponuję także wpisać do działu nalewek wpisać nalewki z aronii Haneczki / wpis Haneczki z 23 sierpnia godz. 22.05 /.
Danuśka,
ależ przyjemnie spędzasz wolne dni. Choć ja też nie narzekam, bo przed południem byłam w kinie, a wieczorem na długim spacerze wśród pól i w lesie. Nawet niespodziewanie znalazłam trochę grzybów/ całe 30 dag/, w tym jeden duży borowik częściowo skonsumowany przez ślimaki.
W dodatku A cappella spija z pucharów z Małżonką i dziatkami Mickiewicza, a ja nie 🙂
Alicjo – A cappella chwaliła dorobek życiowy niejakiego Adamczewskiego, w końcu wszyscy wiemy, że pije, a potępiła moje na niego ataki. Za karę zerknąłem do lusterka – błąd 🙂
To wpisywanie trochę mi się zdublowało.
Placku,
a widzisz! W lusterku! Też spojrzałam – pusto… 🙁
Krystyno,
nie te renklody, które ja z Polski pamiętam. Opakowanie już zniknęło, następnym razem zanotuję, w każdym razie nie są to europejskie śliwki, tylko z tego kontynentu, z południa.
A że kwaskowate – jasne, że mi smakuje 😉
Krystyno, nie czytałam ale zapamiętam 🙂 było u nas kino Kosmos, powojenne z tradycjami ale w tym szaleństwie na nowości i nowoczesności szybko go rozebrano i teraz podobno żałują tego kroku…apartamentowiec który tam miał stanąć nie jest opłacalny.
Wspomnień żal.
Wszyscy wiemy,że duże miasta to zarówno plusy dodatnie,jak i plusy ujemne,jak mawiają niektórzy 😉 Bo życie w dużym tempie,bo stres,korki,spaliny i hałas,ale jednocześnie dużo się dzieje i jeśli ma się czas i ochotę,to można korzystać.
Lubię się zaszyć na wsi i spędzać tam czas leniwie,słuchając śpiewu ptaków i gawędząc niespiesznie z sąsiadami,ale lubię też miejskie przyjemności.Ten weekend właśnie im poświęciłam.Uważam,że warto było 😀
Ja z kolei często zazdroszczę Nemo jej spacerów po górach i warzyw z własnego ogrodu,Nowemu widoku na ocean,a Krystynie Bałtyku o rzut kamieniem.
No cóż,wiadomo w życiu nie można mieć wszystkiego.
Irku-dziewczyny uczestniczące w paradzie jakoś głównie fotografowali panowie.
Sama nie wiem,dlaczego 😉
Alicjo , Danuśka nie ma wszystkiego pod ręką , tylko jej się chce chociaż nie musi 🙂 Wycieczka rowerowa która nam zaprezentowała to do przejechania ok 15 km w jedna stronę , a na dzisiejszą fiestę też miała około 17 km.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/01.CIASTA_etc/Placek_Grazyny_od_Starej_Zaby.html
To jest ten przepis, coś mi się wydaje, że to Pyra albo Haneczka nazwały go „puchatką Żaby”, albo to ja coś pokręciłam, no trudno 🙂
Antonino,
o rowerze to byś mogła z Jerzorem, bo on codziennie do pracy wte i z powrotem przemierza lekutkie 15 km. (razem 30). Ale on się z rowerem urodził, i to takim wyścigowym 😉
Dlaczego mówię, że Danuśka „ma wszystko pod ręką”?
Dlatego, że znam Danuśkę i jej „okoliczności przyrody”, i z wielkim sentymentem wspominam majowy Zjazd w Warszawie, ten właśnie:
http://alicja.homelinux.com/news/img_2766.jpg
Komitet powitalny na Nowym Świecie 🙂
Jolinek, Danuśka, MałgosiaW, Krystyna.
Jak zauważyła Danuśka (powyżej), wszystkiego się nie da, ale co się da, to się łapie jak jest możliwość.
Czego wszystkim serdecznie życzę!
p.s.
Mnie też się chce, wcale nic nie muszę, ale na, z przeproszeniem, tyłku też nie siedzę. Bywają mini-zjazdy blogowiczów i po tej stronie globu – u Nowego, u Cichala i u mnie 😉
Chce się nam! Oby jak najdłużej!
Dzień dobry Wszystkim,
Wróciłem z lotniska – cisza trudna do wytrzymania. Ludzie, jaka pustka!!!!! Dobrze że, jak zwykle, mam wino….
Alicjo 22:48
Lato ma się ku końcowi, trzeba szybko pomyśleć o spotkaniu, później Cichale wyjadą na Florydę i tyle ich będziemy widzieli.
Danuśka,
Jak ja lubię ogladać Twoje reportaże, a po dzisiejszym, tym z warszawskich ulic jeszcze bardziej 😉 Mam tylko jedną prośbę – czasami spróbuj używać kamery zamiast aparatu, krótki filmik oddałby nawet lepiej atmosfere egzotycznych tńców 😉