Leniwy letni dzień
Dwadzieścia sześć stopni Celsjusza, pełne słońce i całkiem mocny wiaterek czyli bardzo miła letnia pogoda. Wszystkie obowiązki i redakcyjne, i blogowe, i radiowe spełnione więc wreszcie mogę się oddać lenistwu. Najpierw godzinka lektury: kolejny szkic Bogusława Deptuły z „Literatury od kuchni” , tym razem o książce dawno przeczytanej i prawdę powiedziawszy całkiem zapomnianej czyli „Moderato cantabile” Marguerite Duras. Po przeczytaniu eseju Deptuły, w którym wspomina on i film Petera Brooka z Jeanne Moreau i Jeanen-Paulem Belmondo, zrozumiałem dlaczego książkę wymazałem z pamięci a film pamiętam. A jestem przecież miłośnikiem historii drukowanych a nie historyjek obrazkowych. Otóż Duras – moim zdaniem – jest klasycznym przykładem pisarstwa francuskiego (to zwrot pejoratywny) pełnego barokowych, piętrowych zdań, nadmiaru przenośni i innych figur stylistycznych, jednym słowem nadprodukcji słów.
Szkoda, że przed czterdziestu laty gdy czytałem „Moderato cantabile” tekst Deptuły (z przyczyn oczywistych) jeszcze nie istniał a nawet nie był planowany. Ograniczył bym się wyłącznie do tego eseju, a zyskany w ten sposób czas przeznaczył na przyrządzeni „Łososia na zimno z zielonym sosem”, który to przepis jest smakowitą pointą rozdziału poświęconego francuskiej pisarce.
Drugą książką, którą czytam na zmianę z „Literaturą od kuchni” jest wydany przez Krytykę Polityczną tom Jonathana Safrana Foer zatytułowany „Zjadanie zwierząt”. To bardzo bolesna lektura, zwłaszcza dla tak mięsożernego człowieka jak ja. O książce napiszę na pewno ale czytanie jej musi potrwać dłużej, bo poszczególne rozdziały wprawiają mnie w stan bliski depresji a w każdym razie powodują poważne rozterki. Z jednej strony nie lubię gdy autor w sposób brutalny i drastyczny usiłuje mnie przekonać, że prowadzę niemoralny sposób życia, z drugiej zaś nie mogę po prostu odrzucić jego argumentów, bo są racjonalne. Złoszcząc się czytam więc i odpoczywam od tej lektury.
Takim odpoczynkiem jest po raz chyba trzeci czytana Opowieść o Stanisławie Auguście czyli „Mój przyjaciel król” Józefa Hena. Ponieważ o dziele tym pisałem gdy książka (z piękną dedykacją i autografem autora) zjawiła się w mojej bibliotece, dziś tylko chcę potwierdzić moją opinię o autorze jako o najwybitniejszym z żyjących prozaików polskich.
Godzinka lektury przeciągnęła się nieco i trwała około 120 minut. W tym czasie członkowie rodziny zdążyli skosić wysoką pustynną trawę pokrywającą większą część ogrodu, wydrylowali 5 kilogramów wiśni, upiekli wielki placek z czarnymi jagodami i oczyścili wielką kobiałkę dorodnych kurek. Teraz szykują wieczorny posiłek (m.in. z tychże pomarańczowych grzybków) a ja tylko wybiorę odpowiednie wino i pozwolę się ugościć.
Szkoda, że takie dni bywają nad wyraz rzadko. Prawdę mówiąc tego lata było to po raz pierwszy. I zakończyło się takim posiłkiem:
Najpierw kurki z patelni z czosnkiem i natka pietruszki. Potem inne dania.
Zupa z listków rzodkiewki
4 szklanki bulionu drobiowego, 2 marchwie, pietruszka, seler i por, listki rzodkiewek, cebula, pół szklanki śmietany, 2 łyżki masła, sok z cytryny (do smaku), sól,, 4 łyżki ryżu, słodka mielona papryka
1. Marchew, pietruszkę i seler obrać, pokroić na duże kawałki, dodać oczyszczony por , zalać warzywa bulionem i gotować 20 minut, po czym wsypać ryż i zagotować.
2. Liście rzodkiewek (najlepiej jeśli są to młode, dorodne liście) umyć, posiekać niezbyt drobno.
3. Na maśle podsmażyć na złoto drobno posiekaną cebulę, po czym dodać liście rzodkiewki i chwilę dusić.
4. Połączyć liście rzodkiewek z przecedzonym przez durszlak bulionem, zagotować, zaprawić śmietaną, dodać do smaku sok cytrynowy, sól i mieloną słodką paprykę.
Uwaga: zupę taką można przygotować także z kiełków rzodkiewki
Polędwiczki z serem raclette i kiwi
80 dag polędwiczki wieprzowej, 2 kiwi, 1 szalotki, 8 plasterków raclette, 1 kieliszek porto, masło, sól, pieprz
1.Posiekane szalotki podsmażyć na maśle.
2.Opłukane i osuszone mięso pokroić w grube plastry, doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem, dodać szalotki i smażyć na złocisto z każdej strony.
3.Na kotlecikach ułożyć po plastrze kiwi i sera. Smażyć a po kilku minutach polać porto. Patelnię przykryć i mięso dusić aż ser się rozpuści.
Ciasto Renaty
Pół kostki masła, puszka zagęszczonego słodzonego mleka, paczka (20 dag) słonych krakersów, 2 garście rodzynek.
1.Krakersy pokruszyć na bardzo drobne kawałki.
2.Masło rozpuścić w rondelku, do roztopionego wlać puszkę mleka i szybko zestawić z ognia (mleko łatwo przypala się).
3.Do mleka z masłem dodać pokruszone krakersy, rodzynki i wymieszać.
4.W foremce o wymiarach 30 x 35 cm rozłożyć warstwę ciasta i upiec na złocisto. Gorące ciasto wyjąć wraz z papierem z blaszki i pokroić na porcje. Wystudzone kroi się gorzej .
Na koniec dnia rowerowa wycieczka przez Puszczę i po spotkaniu ze stadem saren powrót do naszej zagrody na zasłużony nocny wypoczynek.
Komentarze
Nemo,
wszystkich smaków, barw, powiewów lata,
aktywności kontrapunktowanych najulubieńszym relaksem,
wykwintności – prostotą,
eksploracji najciekawszych zakątków Starego Kontynentu (i dalszych okolic) naprzemiennie z zakotwiczeniem na Twych włościach…
…
radości, satysfakcji, zdrowia wokoło…
Wszystkiego najlepszego!
😀 😀 😀
Listki rzodkiewki potrafią uatrakcyjnić wiele sałatek. Tak wiele, że jakoś nigdy nie pomyślałam, iż nadają się też i na zupę/do zupy… 🙂
Co do pogody (albo pogód, że polecę Miłoszem) — tego lata w Polsce jest wręcz optymalnie: prócz kilku czerwcowych dni, gdy temperatury podchodziły (tu) pod 35, 37 celsjuszów, mamy przedupałek (mniej niż 31) z wiaterkami i innymi bryzami, bez nadmiernej wilgotności, rześkimi a nawet chłodnymi nocami (zresztą nawet w te czerwcowe szczyty temperaturowe noce zawsze przynosiły ulgę)… słońce powoli słabnie, wkrótce można będzie bez (większych) obaw pozażywać promiennych kąpieli (lepiej po piętnastej, szesnastej, to jeszcze nie wrzesień :))… —
…słowem rewelacyjnie jest!
A już z kurkami (innych grzybów też sporo, od początku czerwca), jagodami, obfitością warzyw, pierwszymi sezonowymi jabłkami, nabiałem ze źródeł!… działalnością przetworową (przetworniczą?)… mnóstwem obowiązków, kilkoma przyjemnostkami co dnia, większymi – na horyzoncie… – gdzie tu czas na lenistwo? 😉
Pozdrowienia dla wszystkich aktywnych i zrelaksowanych (najlepiej dwa w jednym :D)
Dzien dobry,
piekny dzien, nie za goraco – wczoraj w nocy padalo rzesiscie. Najblizsze dni w normie sloneczne, przynajmniej dla mnie, ktory nie przepada za spiekota letnia.
Zupelnie zgadzam sie z opinia Pana Gospodarza co do pismiennictwa Jozefa Hena, tak jeden z nielicznych juz estetow polszczyzny, ktora warto polecac mlodemu pokoleniu, jak niegdys Iwaszkiewicza czy Dabrowska. „Ja, Michal z Montaigne” Jozefa Hena to ksiazka z mojego kanonu polskiej lietarury XX wieku. Jakze byl atakowany przez jaczejke moczarowska!
A skoro mowa juz o Henie, to zawsze przy tej okazji przypominam Igora Newrelego, wspanialego prozaika i pedagoga – obu laczyla niegdys osoba Janusza Korczaka.
Pozdrawiam
PS a tak rozrywkowo to hit The Kinks „Sunny Afternoon”
And I love to live so pleasantly
Live this life of luxury
LAZING on a sunny afternoon
In the summertime.
(Ray Davies)
http://www.youtube.com/watch?v=2JJszWo8Aow
Jakos nie moge sie przekonac do listkow z rzodkiewki. Witam po tygodniowym pobycie w upalnym Paryzu. Nie mam czasu na leniuchowanie, bo przywiezlismy dwie mlode osoby do slonecznej Bretanii.
@elap
Paryz w lato jest nie do wytrzymania —-maj, maj, maj …ale byl wajatek, roku 68 bylo tak goraco w Paryzu, gazy lzawiace slaly sie po ulicach, w okolicach zwlaszcza Paris-Sorbonne.
Ale wowczas to bylem jeszcze maly. 🙂
Wszystkim Annom Najlepszego!
I to z Wrocławia, ostatni mój dzień tutaj, jutro nach Bremerhaven i na statek, najpiękniejszy na świecie 🙂
Jeśli chodzi o literaturę polską, polecam Wiesława Myśliwskiego i Stefana Chwina. To jest literatura najwyższej półki.
W tym roku trochę „siadłam”, nie za wiele było na polskim rynku wydawniczym, co by mnie zainteresowało. Drobne 11 kg książek wysłałam wczoraj do domu, głownie biografie, autobiografie i takie tam.
Nemo – jeśli tu zajrzysz – najlepsze życzenia imieninowe – dużo radości i pieknych dni ! 🙂
Niby od Anki zaczynają się zimne wieczory i poranki, ale tego roku jest zupełnie inaczej. Do tej pory prawie wszystkie wieczory były bardzo zimne, czego skutki poczułam na sobie, bo kaszel mnie ciągle męczy. Ale dziś wreszcie jest ciepło i tak ma być jakiś czas.
” Moderato cantabile” i czytałam i ogladałam. Ale przypomniałam sobie to dopiero po przeczytaniu poniższego opisu. To znaczy, że nie byłam zachwycona ani książką, ani filmem. http://www.filmweb.pl/film/Moderato+Cantabile-1960-88524/descs#
Nemo,
po pierwsze wiedz,że tęsknimy,
że Twoje wpisy lubimy,
że nieobecnością Twą się martwimy.
Wszystkiego dobrego Ci życzymy
i mamy nadzieję,że blogowo
jeszcze nie raz pogwarzymy.
Ozzy, mieszkalam dawno temu w Paryzu. Teraz byla okazja, bo mieszkanie corki bylo wolne i bawilismy sie w turystow.
Nemo, wszystkiego najlepszego ! Kiedy wracasz na blog.
Pyro-moje mini-serniczki są w wersji bez galaretki,tylko z owocami.
Pyra niejednokrotnie powtarzała,że towarzystwo samych bab bywa męczące.
A dlaczego ? Poczytajcie :
JA,KOBIETA:
Nie czytam żadnych instrukcji.Wciskam guziki,aż zadziała.
Nie potrzebuję alkoholu,żeby narobić sobie obciachu i bez tego daję radę.
Nie jestem rozkapryszona,tylko emocjonalnie elastyczna.
Najpiękniejsze słowa świata:” Idę na zakupy”.
Nie mam żadnych dziwactw To są „special effects”.
Przebaczyć i zapomnieć ? Ani nie jestem Jezusem,ani nie mam Alzheimera.
My kobiety jesteśmy aniołami,a gdy się nam podetnie skrzydła,lecimy dalej…na miotle!
Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał,że idealnego faceta będzie można spotkać na każdym rogu,a potem uczynił ziemię okrągłą.
Tak,tak,my kobiety jesteśmy jedyne w swoim rodzaju….. 🙂
Nemo, Kocimiętce, Pyrze Młodszej i wszystkim Annom i Hannom – Wszystkiego Najlepszego!!!
http://www.youtube.com/watch?v=b8BZuAyoNYk
Dziwi mnie trochę opinia Gospodarza o francuskim pisarstwie.Owszem Rabelais grzeszy rzeczywiście nadmiarem słów i figur stylistycznych,ale nie sądzę,by tak było w przypadku Maupassanta,Zoli,Stendhala,czy wielu innych klasyków francuskiej literatury.Każdy z nas ma jednak prawo do własnych ocen.
No tak,mój komentarz czeka na moderację,bo Maupas-sant !
Zamieszczam zatem na wszelki wypadek ponownie.
Dziwi mnie trochę opinia Gospodarza o francuskim pisarstwie.Owszem Rabelais grzeszy rzeczywiście nadmiarem słów i figur stylistycznych,ale nie sądzę,by tak było w przypadku Maupas-santa,Zoli,Stendhala,czy wielu innych klasyków francuskiej literatury.Każdy z nas ma jednak prawo do własnych ocen.
Uściski dla Pyry Młodszej 😀
Dzien dobry,
Nemo, Pyrze Mlodszej i wszystkim swietujacym, najlepszego!
Juz siodmego w Polsce, nakurkuje sie za wszystkie czasy :)!
Liste ksiazek do kupienia tez juz mam zrobiona :).
@Danuska
o ile dobrze zrozumialem Gospodarza, to lubi „historyjki drukowane” i wymienieni przez Ciebie tworcy francuscy naleza do tych. Najlepiej by bylo, gdyby Pan Gospodarz sam pare slow dodal. Francuska powiesc, nim doszli do glosu naturalisci byla pod przemoznym wplywem symbolistow, ot, najlepszy przyklad Prousta ( la foret proustienne – las Prousta).
Pozniej drugi nurt epicki to romantyczni tradycjonalisci jak Barres czy bardziej rewolucykny France juz nie mowie o szkolnym przykladzie Romain Rollanda „Jan Krzysztof”. Andre Gide, Francois Mauriac, Colette, Andre Maurois, Andre Malraux, Saint-Exupery i najbardziej reprezentatywny (wedlug mnie) Flaubert. To pare nazwisk francuskich tworcow i nowatorow sztuki epickiej – poczynajac od Rabelaisa.
Mysle, ze Gospodarz (znajac opinie o Duras) nie nalezy tez do milosnikow francuskiego „le nouveau roman” w ktorym styl i forma odgrywa role nadrzedna a sztuka narracyjna jest jedynie traktowana fragmantarycznie. Dla przykladu szkolnego podam tworczosc dwoch Francuzow, ktorych pamietam ze szkol a wiec Michela Butora i Alaina Robe-Grilleta. Bez eseistyki Rolanda Barthesa nie sposob jest zrozumiec nurtu „nowej powiesci” we Francji. W Polsce prof.Glowinski zajmowal sie „nowa powiescia”
Ale to sa tylko moje domysly i zapewne myle sie w sprawie recepcji tego nurtu przez szanownego Gospodarza.
Dzień dobry.
Nemo, Młodszej, Córaskowi Hanczynemu, Rude Sławka pozdrawiam i Osobistą Paolore – wszystkim Aniom, Annom, Anusiom i Anulkom – najlepsze życzenia
Annom wszystkiego najlepszego! Dodatkowo życzenia Krulowej Annie i Annie Paryskiej ( Fontaine 🙂 )
26°C, też bym chciał i mam – już teraz na balkonie – a ten jeszcze odwrócony od słońca. A na jutro i pojutrze zapowiadane temperatury rzędu 37 – 39. Uff!
Znanym mi Annom, Młodszej i Nemo tym ktorych nie znam – samych dobroci!
Gapa ze mnie.
Brak przecinka może prowadzić do nieporozumień!
Compackt, Ozzy!
Czytając Twoją listę w oczach mi się mieni. Zadowolony już byłem, gdy nazwisko obiło mi się o uszy.
Pepegor
z powodu przecinka ” , ” dochodzi czesto do wielkich nieporozumien. Czy Jezus powiedzial do dobrego lotra na Golgocie:” Zaprawde, zaprawde, powiadam ci dzis, bedziesz ze mna w raju.” ALBO „Zaprawde, zaprawde, powiadam ci, dzis bedziesz ze mna w raju” 🙂
Chyba Swiadkowie Jehowy jakies maja klopty z tym tekstem?
ozzy- też nie jestem miłośniczką „le nouveau roman ” 😉
To Hanczyny Córasek też dzisiaj świętuje ?
Zatem 100 lat wszystkim Annom,żeby już żadnej nie pominąć !
a bardziej przyziemnie
______________
bylem w sklepie spozywczym, 10 min spacer. Polskie czarne jagody (te z uprawy) niesmaczne zreszta….1kg .100 SEK ca. 40 PLN. Ale juz porzeczki (zolte, czerwone) i agrest belgijskie 300SEK ca 140 zl. A mam w ogrodzie i nikt tego nie zbieral i opadly i ptactwo tez pozywilo sie. Triskawki sie koncza – resztki za 90 SEK 35 PLN – szwedzkie, niemieckie czy tez belgijskie polowa ceny, ale niesmaczne.
My nie swietujemy imion 🙁
——————————–
ale wszystkiego najlepszego dzisiejszym Solenizantkom Aniom
Książkę czytałam, filmu nie widziałam. Ja lubię literaturę francuską – z wyjątkiem tej najnowszej. Zola czy Flaubert też bywali brutalni ale przecież nie ginekologicznie dosłowni. Jak dla mnie seks opisowy jest nudny, a tego we współczesnej literaturze francuskiej (zwłaszcza babskiej) jest multum. Cezurą są chyba lata 60-te ub w. Nowszych unikam. Tak się jakoś utarło, że współczesność chce opisywać świat nie tylko w jego złożoności, ale w najmroczniejszych jego przejawach – stąd „sztuki piękne” prezentują brzydactwa z koszmarów dewiacyjnych, literatura drąży jaźń nałogowców wszelkich odmian, albo ludzi „niesprawnych intelektualnie” (przepraszam za ten słowny potworek oficjalny) nie pisuje się już o miłości chyba, że patologicznej, o przyjaźni (bo co z orientacją seksualną) itd itp. Gdyby wierzyć współczesnym artystom, to trzeba by natychmiast popełnić zbiorowe sepuku – bo jak żyć w dewiacyjnym piekle, błotnistej dżungli i wśród kreatur? O, mie! Nie ma tak! „Niech żyje bal…”
Pyro-czy zrobiłaś już swój czekoladowy tort z malinami dla Młodszej ?
Jeśli tak,to czy dobrze się udał ? Pamiętam ten tort ze Zjazdu u Żaby.
Wszystkim Annom miłych chwil i wiele szczęścia.
Zwrot „literatura francuska”, który nieco wzburzył miłośników prozy znad Sekwany miał oznaczać, że nie lubię i irytuje mnie stylistyka pełna zakrętasów, ozdobników, przenośni (to ulubione sposoby wyrażania myśli francuskich autorów), które po ściśnięciu zdania w garści nie pozostawiają nic poza tymi ozdobami. Tak też pisują i dziennikarze z tego kraju. Wiele słów a mało treści.
Ale to wcale nie znaczy, że nie lubię wszystkich pisarzy i całej literatury francuskiej. Myślę, że czasem dobry tłumacz potrafi „wyprostować” nadmierne wygibasy autora. I to z korzyścią dla pisarza oraz czytelników. Takim tłumaczem był moim zdaniem Boy.
Danuśko – Młodsza zażyczyła sobie morelowego placka a nie tortu. Tort ma być na wrześniowe urodziny, bo jutro rodzina spotyka się na chrzcinach Nadii i dzisiaj nikt nie przyjdzie.
Ten tort udaje się zawsze – tam się nie ma co zepsuć – yle ciemny biszkopt upiekł się prawidłowo
ANNOM 🙂
The Beatles, „Anna (Go to Him)” ( LP Please, Please Me, 1963)
http://www.youtube.com/watch?v=DVJwwLcV3KY
Gospodarzu-stylistyki pełnej zakrętasów też nie lubię,w polskim dziennikarstwie(tudzież polityce) też się czasem taka zdarza 😉
Dziennikarzy francuskich mam okazję raczej więcej słuchać niż czytać oglądając francuskie dzienniki,czy też inne programy informacyjno-publicystyczne.
Nie odnoszę wrażenia,by w ich komentarzach było więcej ozdobników niż treści.
Znany chyba nam wszystkim Bernard Margueritte jest też zaprzeczeniem takich opinii.Jest natomiast dwóch francuskich dziennikarzy sportowych,komentujących łyżwiarstwo figurowe(zimą oglądamy z upodobaniem),których barokowa maniera jest wręcz nieznośna.Osobisty Wędkarz pisał nawet w tej sprawie do telewizji,
ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.Z drugiej strony skoro francuski jest językiem dyplomacji,miłości,szampana,dobrej kuchni,perfum i mody to ozdobniki w nim konieczne,a wręcz obowiązkowe 😀 😉
klepany jezyk to nieszczesliwa panienka. puszcza sie z wieloma. wystarczy ze klient zna na pamiec alfabet. okolo trzydziestu parszywych liter, nie wiecej. i kazdy moze do niej dotrzec, doprowadzic do brzemiennego stanu. a ze potem ukazuja sie potwory, to ta lajze juz nic nie obchodzi
Dla Nemo, Pyry Młodszej, córki Haneczki i oczywiście dla Kocimiętki oraz wszystkich dzisiejszych Solenizantek – Wszystkiego Najlepszego!
Niech się Wam dzieje jak najlepiej!
I po obiedzie. Jedlismy buraczki w sosie vinaigrette, krab z domowym majonezem, salata, sery i kawa. Przy krabie jest duzo pracy zanim sie go wyciagnie ze skorupy, ale pozniej sama przyjemnosc przy jedzeniu.
Ozzy, przygiąłeśmnie tym cytatem. Dopiero przy trzecim przeczytaniu pojąłem w czym rzecz (i czy w ogóle?).
Gdybym był normalnym luteranem, to w moim wieku potrafiłbym wskazać na werset, a gdybym był ambitniejszy potrafiłbym powiedzieć, w jakim, lub w jakich językach są źródła.
Ja natomiast jestem zwykłym – sfrustrowanym może – katolikiem.
To imię przybyło z bardzo daleka,
A ma smak naszego chleba i mleka.
Jak malwa jest lub dziewanna:
Anna.
Annom na ogół nie dzieje się nic złego,
Chyba, że która ma pecha
I trafi akurat na Henryka VIII-go
Liczyć trzeba dokładnie ? oto jedyna rada.
Co ósmy Henryk
Odpada.
A poza tym do wzięcia dla Ann
Jest panów ogromny klan.
Niektórzy nawet wprost o to pytani
Mówią, że bez Ani
To oni ani, ani.
(Autor: Ludwig Jerzy Kern)
Wszystkim Aniom – blogowym, rodzinnym i podczytującym – mnóstwo szczęścia. 100 LAT !!!!!!
Neeemooo – wróóóć!!!! Tęsknię!!!!
Placek stygnie; resztę sałatki arbuzowej wstawiłyśmy do lodówki. Młodsza była przed chwilą odcedzić psa i mówi, że nie ma czym oddychać – nagrzane chodniki, nagrzane mury tworzą pustynny mikroklimat, a u nas jest dużo zieleni.Jak nieznośnie musi być w centrum. Czytam „Diagnozę społeczną 2011” – wyniki badań zespołu prof. I Czapińskiego. Pasjonująca lektura.
Naszym Aniom – wszystkiego najlepszego!
Wszystkim Aniom i Annom radosci
i zdrowia w radosnym szesciu !!!!!!!
Moja pani tez Anna.
Witam, Aniom szczęśliwości, adminom w ich dniu szczęśliwości, Mick Jagger też świętuje 70 urodziny. Bosze, ile okazji!
Niech się Annom dobrze darzy
Uśmiech niech nie znika z tawrzy
Urok losu niech nie pryśnie
A co złego dunder świśnie
Echidna
upps – literówka przepraszam wszystkie Anny
Niech się Annom dobrze darzy
Uśmiech niech nie znika z twarzy
Urok losu niech nie pryśnie
A co złego dunder świśnie
Echidna
🙂
Happy Birthday, sir MICK JAGGER, enjoy #70
____________________________
http://www.youtube.com/watch?v=i5TfACHzN18
Jeszcze Alicji trzeba życzyć szczęśliwej podróży i pięknego rejsu
Wszystkim Aniom – radości i pomyślności 🙂
Nemo – dołączam do chóru: wróc!
Piękną piosenkę o Annie wyśpiewywał kiedyś Stan Borys.
http://www.youtube.com/watch?v=dOHgFbomZps
Jutro świtem bladym wyjeżdżam i wieczorem na statek.
Ahoj, przygodo! z
To była piosenka tekściarza Bogdana Loebla dla żony Anny którą Borys świetnie wykonał. Przypominki, fajne.
Ahoj, Alicjo!
Tutaj, dla anglojezycznych krotki skecz o jaroszach i miesozernych:
http://www.youtube.com/watch?v=63NNuG-6-hQ
ROMek
26 lipca o godz. 19:45
Na polskim blogu kulinarnym?
Bob kupilam!
Kolacja prawie gotowa :).
JR, co to jest bob? Takie odsyłki do słowników? Napisz BÓB!!! Żart, życzę smacznego.
Yurku,
Bob po angielsku to fryzura damska ;).
W telefonie polskich znakow niet :).
JR ja to wiem Ty to wiesz, przekomarzanki. Kto lubi skrzypce?
http://www.youtube.com/watch?v=btc7VhvH-A4
Yurku – pewnie, że lubię skrzypce. Najbardziej lubię w nowoorleańskim : skrzypce, harmonika ustna, klarnet, czasem banjo, czasem saks – co tam chłopaki zdobyli do grania.
Co tam – Mick Jagger obchodzi 70-kę.
Gdyby mi 50 lat temu ktoś napomknął o takiej możliwości, to bym się wściekł.
A tak – życie leci dalej, a Mick dalej wodzi kolanami, biodrami i tylkiem, i nie słyszałem co z jego łękotkami.
Bo ja mam pierwsze problemy, a o 70-tce jeszcze nie chce mi się myśleć.
Pepe – a mówią, że gorzała i dragi szkodzą. Komu szkodzą to szkodzą – Mike ma się doskonale
Przepraszam – zamieniłam Micka na Mike
Ahoj, Pepe!
Jutro w drogę 🙂 I pod żagle.
Achoj!
Wściekł bym się, rzecz jasna, że Mick Jagger będzie miał czelność dożyć siedemdziesiątki, a już w ogóle niewyobrażalne by było dla mnie wtedy, że będzie się jeszc… No właśnie.
Jakieś 30 lat temu, wznowili działalność i wystąpili na stadionie w moim mieście. Tak się składało, że mieszkałem niedaleko stadionu i tak się złożyło, że, na wskutek olbrzymiego popytu na bilety, organizator nakłonił ich do powtórzenia koncertu dzień później, w poniedziałek. Nie było to od razu jasne, tylko wiele później.
To załamało zupełnie rynek popytu i było tak, że w poniedziałek słyszałem, że od koników dostanę bilet już za cenę puszki coli.
Mimo to wytrwałem* słysząc przez otwarte okno (pora była taka jak teraz) nieodzowny rif(?) gitarowy do „I can get no…”. Już wtedy powinienem był sobie zdać z tego sprawę, że to długo jeszcze nie koniec, a do dziś nie wiem, czy nie było z tej okazji skorzystać
*)opowiadałem nieraz przy ognisku tym, tym którzy chcieli słuchać, że dla mie oni byli umarli. Ich chciałem usłyszeć, zobaczyć jak byli jeszcze gorący, ale oni wtedy już nie nadawali publiczniwe. Dziesięć lat później (aczkolwiek produkowali bez przerwy, stale te same kawałki) było już dla mnie nie do zniesienia.
Dla ludzi moich lat, a przede wszystkim, mojego środowiska przed „Stylową” w Zabrzu, było poważną sprawą, którzy lepsi, którzy ważniejsi, czy Beatelsi, czy owi Rolling Stones. Dochodziło nawet do rękoczynów.
Po latach stwierdzam jeszcze raz, że obie grupy szły swoją drogą, a Rolling Stonesi byli bardziej konsenkwentni w czerpaniu ze żródeł rhythm and blues. I z tego mają dorobek nie mieszczący się w żadnym już pucharze.
Beatelsi natomiast, stworzyli co mogli i stali się nieśmiertelni przez akt ich ducha, Johna Lennona, który w odpowiednim momencie przeciął nitkę.
Nie muszę chyba ukrywać, że jestem beatelsowcem.
Dzien dobry
Ja na koncert Rolling Stons jeszcze dzisiaj ppszedlbym bardzo chetnie, a Mick ze swoim „I can get no…” od zawsze gosci Od czasu do czasu w moich glosnikach. To sie u mnie nie starzeje. The Beatles tez oczywiscie lubilem. Na tym sie wychowalismy.
Mick J. nie przeszkadza mi zupelnie ze swoim alkoholem, drugs i chyba niezliczona iloscia kobiet. W polowie lat siedemdziesiatych bylem kilka miesiecy w Holandii, wowczas, a moze i dzisiaj najbardziej tolerancyjnym panstwie swiata. Byl to czas hippisow i wszelkiej wolnosci wsrod mlodych Zachodu. Poznalem ich tam wielu, z kilkoma przyjazn trwala dosc dlugo. Poznalem tez tam smak „sweet smoke” I inne nezapomniane smaki. Mick zawsze kojarzy mi sie wlasnie z tamtymi czasami i tamtym ruchem. Dlatego ciesze sie, ze jeszcze jest w takiej formie. Zycze mu jak najlepiej.
Zespół czy piosenkarz musi być aktywny. Słucham albo nie, moja decyzja.
http://www.youtube.com/watch?v=ypZzEUgZ-7s
Mick zestarzał się niezbyt pięknie, bo taka uroda, ale energia ta sama, jak sto lat temu. Rozdarta między Beatlesami (Lennon do mnie przemawiał!) i Stonsami wolałam drapieżnych Stonsów.
Spakowana, zwarta i gotowa, za jakąś godzinę z groszem wybywam z przyjaznych kątów Alsy do Bremerhaven.
Prawie nie spałam z tych emocji 🙄
Ale się wyśpię na wiadomym pokładzie pod żaglami 🙂
Nie ma to jak polędwiczki z kiwi, naszym dorodnym, sezonowym owockiem, na którego to owocka czekamy cały rok. Co to za pomysł?
P.S. A propos nie tylko „Zjadania zwierząt”, ale i ofensywy wege. Zwierzę nie jest człowiekiem. Cokolwiek by powiedzieli i napisali wszelacy obrońcy, zwierzę jest zwierzęciem. Pies nie chce sam z siebie chodzić w sukieneczce, jeść jarzyny i oglądać z pańcią telewizję. Szczerze wolałby tarzać się w padlinie. Świnia kieruje się instynktem, który nakazuje jej przetrwanie, a nie miłością do chmurek i żołędzi, a krowa daje mleko, bo ma tak skonstruowane gruczoły mleczne, że pracują cały rok. Nie cierpi, kiedy się ją doi.
W myśl całej tej filozofii obrońców „dobrostanu zwierząt” powinniśmy chociażby bardzo poważnie zlustrować lwice, które maślą się do samców, morderców ich dzieci, albo napoczynają antylopę, gdy ta jeszcze żyje. Najbardziej zidiociali wege prowadzą całkiem poważne dyskusje, czy uda się drapieżniki przestawić na jarską dietę. Spać im nie dają nie tylko red. Adamczewski i jemu podobni, ale hieny, szakale i takie. Proponuję więc właściwy dystans do rzeczonych dzieł.
Alicjo – już podróżna,
nie o to chodzi, czy on może już wygląda jak cholewa u szweckiego rajtara cztery wieki temu ale o to, że on od pięciu dekad sprzedaje to samo. Niegasnący popyt w moich oczach niczego tu nie usprawiedliwia. Wziąłby sobie przykład ze swego kumpla, Charlie Watts´a, który od lat próbuje jeszcze obok robić coś innego.
Dzień dobry.
W nocy nieźle lunęło i powietrze czyste.
Idę do zajęć.
Alicja już w drodze, a w Poznaniu padał deszczy, Deszcz porządny to nie był. najlepszy dowód, że z pieskiem do sklepiku poszłam, jak stałam – bez parasolki. Teraz się przeciera. Ja też wolałam Stonsów i nie przeszkadzają mi ich nałogi – ani ja żona, ani matka tych panów żeby się martwić. Zauważyłam jedynie, że ponoć szkodliwe specyfiki działają doskonale na Micka. Zresztą w szkodliwość alkoholu zwątpiłam już obserwując moich szefów. Jeden z nich, rocznik 1931 – czyli 82-letni, jeszcze regularnie bywa z panią na dancingach w klubie.
Cholera, szwedskiego, naturalnie!
Trudno, kwestia szczęścia, a tego mi co raz częściej brak.
Pyro, nigdy nie rozliczałem panów z ich nałogów – wiadomo.
Jestem tutaj znany poniekąd, nawet Nowy niedawno, życzliwie i przyjaźnie, jak to on, napomknął coś o tym.
Owszem Nowy, też bym chętnie, dopoki sił starczy. Na razie robię co mogę, ku uciesze licznych bratanków i siostrzenców ukochanej LP, a ku utrapieniu ich żon ?-gdy się zjawiam z wizytą.
Bo dewiza jest jasna, gdy przyjeżdża wujo to musi być dyspens. Oni przeważnie już też w wieku, gdzie mają swoje za sobą i niejedne przejścia w wąskim gronie rodzinnym, ale kiedy zjawiam się ja, przyrzeczenia i przysięgi idą na bok.
Czego i Wam życzę.
Rozmrażam mielone świńskie mięso. Usmażę kotlety obiadowe, a czego nie zjemy, posłuży za materiał kolacyjny na zimno. Jutro też nietypowo – filet z kurczaka we francuskim cieście. Danie to polecam gorąco, jako jeden z najoszczędniejszych form podania mięsa czy ryby. Wszystko dlatego, że mam jeden tylko filet kurczaczy, a to przecież niewiele. Otóż mrożone ciasto w arkusikach, kiedy już się da, rozwałkowuję dość mocno, kładę na to cienko pokrojone i lekko rozbite zraziki z piersi – posypuję dyżurnymi i ziołami prowansalskimi (może być też rozgnieciony czosnek) na to plaster żółtego sera, i na to dużo surowej, czerwonej papryki, Zalepiam ciasto na środku i po krótszych bokach i układam na blasze „szwami” do dołu. Na górnej, gładkiej powierzchni robię kilka dziurek widelcem – i piekę do pięknego zrumienienia. Bardzo smaczne i na zimno i prosto z pieca. Trochę jakiegoś ostrego dipu al;bo chutneja i niebo w gębie. Jak uczy doświadczenie, jednym filetem można – dobrze – nakarmić trzy osoby.
Przepraszam za złą gramatykę (to dlatego, że przerwałam pisanie, a potem nie zauważyłam, że nie ten rodzaj)\
Powinno być …jedną z form…
Pepegor,
ponieważ starasz się o poprawność w pisowni, to pozwalam sobie podpowiedzieć Ci, że prawidłowy przymiotnik to ” szwedzki „. Ale i tak z jezyka polskiego masz u mnie ocenę bardzo dobrą, a za styl nawet szóstkę/ to u nas ocena najwyższa/. 🙂
wszystkim MARTOM w dniu imienin
______________________________
The Beatles, Martha My Dear, White Album 1968
http://www.youtube.com/watch?v=2fRrP9rUK_U
Dzien dobry,
Po tygodniu otwieram komputer i zagladam do blogu.
Gospodarzu, pozwole sobie zauwazyc, ze okreslenie „pisarstwa francuskiego jako nadprodukcji slow” to naprawde przesadzona krytyka. Danuska juz zareagowala i zrobila to jak zwykle z wdziekiem. Wielu wspolczesnych pisarzy francuskich pisze pieknym jezykiem, kazdy ma swoj styl a rola tlumacza nie jest prosta bo przeciez najwazniejsze jest zblizyc sie jak najbardziej do oryginalu a nie „wyprostowac wygibasy autora” 🙂
Mam nadzieje, ze Gospodarz nie ma mi za zle tej uwagi a zainteresowanych francuska literatura zachecam do poznania np. M.Houellebecq’a, F.Beigbeder’a, Le Clezio, J-F.Ruffin czy E.Carrere, sa tlumaczeni na polski. Za M.Duras nigdy nie przepadalam.
Pepegor, dodam za Krystyna, ze ja tez bardzo lubie Twoj styl i zawsze czytam Cie z przyjemnoscia 🙂
Spoznione najlepsze imieninowe zyczenia dla Nemo, Mlodszej Pyry i innych blogowych An 🙂
Młodsza szykuje się do wyjścia na rodzinne święto. Ja poprosiłam o zwolnienie z obowiązku. To nie jest temperatura, przy której mogę być duszą towarzystwa. Młodsza też nie ma ochoty, ale iść ktoś musi. Uparli się na chrzciny, a potem wynajęli mały barek z kateringiem. Powiem cichutko, że to wyrzucanie pieniędzy, których i tak mają za mało. Jak to dobrze, że nie muszę się o to martwić – nikt mnie o zdanie nie pytał. To jest ich życie, niech je urządzają po swojemu.
Hłe, hłe Pyreńko – tylko kogo nieco później rozboli kieszeń?
E.
Echidno – mnie nie. Po pierwsze moja kabzda chuda, a po wtóre moja ocena jedynej, a pięknej Wnusi daleka od entuzjazmu
Ja się martwię tylko o swoją kieszeń.
Alino jakże mógłbym mieć Ci za złe, że inaczej oceniasz francuską literaturę niż ja? Ale ten styl mi nie odpowiada. Zdecydowanie bardziej wolę Anglików z ich prostotą i oszczędnym używaniem figur stylistycznych. Lubię w pisarstwie i dziennikarstwie dużo informacji przy minimalnym użyciu słów.
Mimo to oczywiście czytam francuskich autorów ( w tym także wymienionych przez Ciebie), bo lubię wiedzieć co w literackiej trawie piszczy.
Gospodarzu, ciesze sie, ze w niczym nie urazilam i zycze milego wieczoru (z ksiazka czy bez 🙂
I zobaczcie, trzy nawet wersje. Nie zauważyłem, że i w poprawce palec mi się omsknął.
Jestem przy garach. Upał taki, że trudno wytrzymać w kuchni, a ja robię rolady wołowe.
Przyjeżdża brat z bratową, a to już specjalna sprawa, bo można się omsknąć w wyborze.
Brat raz mówił: Czego wy ode mnie jeszcze chcecie. Czy ja mówiłem kiedy, że nie lubię papryki, a pomidory wręcz uwielbiam od dziecka. Ja jem właściwie wszystko tylko, po co to wszystko musi być wymieszane w jednym garnku?
Oboje mają swoje fanaberie i zastrzeżenia. Skutkowało to tym, że ich dzieci już naprawdę trudno było nakarmić, bo te wychwyciły wszystko, czego rodzice nie jedli i też odmawiali. Na szczęście, jak podrośli to sami zaczęli się rozglądać za nowinkami, a dzisiaj można z nimi wymieniać przepisy.
Do dziś wspominają sytuacje, gdy zaprosili rodziców w rocznicę ślubu do chińskiej restauracji, a tam przecież tylko wymieszane!
Stanęło więc na roladach, które uwielbiają, a ona sama robi doskonałe. Zabieramy jutro patelnie z sobą i jedziemy do córki, a ta robi rosół na nudelzupę – też pewniak!
Dzeonili Ryba z Matrosem ze swojego turystycznego objazdu Polski Płd. Serdecznie polecają wszystkim Schronisko PTTK „Jagodno” przy wjeździe do Bystrzycy Kłodzkiej. Wygodny punkt wypadowy „wszędzie” i bardzo smaczna i obfita kuchnia domowa za niewielkie pieniądze. Wczoraj rano Ryba zamówiła po porcji parówek i po zestawie śniadaniowym na osobę. Pewna była, że jak w schroniskach karpackich taki zestaw to 2 kromki chleba, kilka plastrów wędliny i serek jakiś. Tymczasem dostali takie porcje, że jedną zjedli wspólnie na śniadanie, a drugą żywili się cały dzień w trasie. Kiedy wracają zjadają obiado-kolację. Dzisiej Tomek zamwił sobie na deser racuchy „jagodne” – jadł je całą godzinę, bo z łakomstwa nie chciał zostawiać – mnóstwo jagód, gęsta śmietana i puchate racuszki – pychota. Miła obsługa a nocleg tylko 25,- o0d osoby. Są dwuosobowe pokoje.
Rolady i rosol z makaronem w taki upal?
Leniwy, letni dzień: https://www.youtube.com/watch?v=sFQHeSt0oPA
http://pinterest.com/pin/353391901979781313/
Asiu – ta fotka roztkliwiająca; dzięki
🙂
Byku, do „paczki” rymów bez liku.
Do „byka” – także:
Każdy byk – kiedyś pryk.
Przed piątą rano była silna burza. Sporo wyładowań, a obydwie obudziłyśmy się kiedy w coś walnęło z odgłosem eksplozji. Niecałą godzinę solidnie popadało, nawet chwilę drobny grad zadzwonił po parapetach. Teraz znowu słońce i trochę gorącego wiatru, jest duszno, bo zwiększyła się wilgotność powietrza. Prawdziwe lato.
Za chwilę pójdę kupić wodę mineralną, bo zapas wypity, potem zrobię michę sałatki owocowej. Wczoraj nasz Yurek tłumaczył mi, że on lubi upały i dobrze się wtedy czuje. Ja wolę wiosenne ciepełko – wyraźne, ale nie duszące.
Poburzowe dzień dobry 🙂
U mnie goście za gościami, a lada dzień przylatuje córasek 🙂 W robocie bardzo robotnie. Podczas urlopowego objazdu rozmawiałam z koleżankami po fachu, wszędzie jest tak samo – coraz więcej ludzi jeździ, ogląda, zwiedza. Wszystkie odczuwamy to dobitnie na własnej skórze 😉 Cudzoziemców w tym roku mniej i, Danuśka, prawie całkowicie wcięło Francuzów 😯 Za to cyklistów coraz więcej, o matko, jakie oni trasy robią!
O jedzeniu myślę (goście), ale sama prawie nie używam, za gorąco na kalorie. 🙄
dzień dobry …. 🙂
wróciłam cała i zdrowa … i przy zdrowych zmysłach … dzieci szczęśliwe bo wakacje z babcią bardzo im się podobały … 🙂
poczytam i skrobnę później trochę więcej ….
u nas się zbiera na burzę ….
Witaj Jolinku; dobrze, że już jesteś. Podziwiam kondycję psychiczną. Chociaż kiedy dzieci jest więcej, niż jedno, to się trochę zajmą sobą nawzajem.
Dzień dobry,
u nas też w nocy padał deszcz.
Jolinku – witaj po wakacjach 🙂 . Ładną pogodę miałyście.
https://www.youtube.com/watch?v=pph2vyi4bOc
tak pogoda była super …jak padało to tylko w nocy … zawiodłam się na jagodach bo to lasy zawsze pełne tych owoców a tu bryndza …Pyro sama siebie podziwiam jak dałam radę … dopiero ostatnie dwa dni nerwy miałam by już nic się nie stało bo wszystkie poprzednie upadki i małe katastrofy skończyły się szczęśliwie .. ja też leżałam na bruku kilka razy bo rower córci był dla mnie za ciężki …
Witaj Jolinku po wakacjach! To Twoje dobre nastawienie sprawiło, że wszystko się udało.
Małgosiu najważniejsze to pozytywne myślenie … 🙂
solenizantom i jubilatom wszystkiego najlepszego … 🙂
pepegor super, że piszesz bo ja czytam Ciebie z ciekawością … 🙂
Nowy gratulacje dla Michałka i Ani … 🙂
Irku to ja też się do Lublina wybiorę … 🙂
Danuśka zgłaszam się na Zjazd … 🙂 Majorka Twoja śliczna … 🙂
Nasza sałatka powstała z trzech przejrzewających brzoskwiń garści jagód winogronowych i 0,5 kg truskawek – ciemnopurpurowych i po trzech dniach nadal twardych, jak kamienie. Brzoskwinie obrane, pokrojone w kostkę, skropione cytryną. Winogrona w połówkach – usunięte pestki, truskawki pocięte na ćwiartki i posypane 2 łyżeczkami cukru. Wszystko wymieszane i skropione rumem – 6 łyżeczek. W kubku utarłam żółtko z 3 łyżeczkami cukru i na końcu z pojemnikiem kwaśnej śmietany 18%. Nakładamy sałatkę do miseczek i polewamy sosem. Uch, jakie dobre.
Witaj, Jolinku 🙂
Haneczko,
doszłam do wniosku, że moja absencja muzealna w ostatnich czasach ma też swoje dobre strony, zwłaszcza dla pracowników muzeów. 🙂 A już miałam wyrzuty sumienia. Do września muzea odpuszczę sobie całkowicie, dopiero we wrześniu, kiedy Sopot opustoszeje, odwiedzę tamtejszą galerię sztuki.
Krystyno, ale my lubimy bycie po coś 😀
Smaże morele a’la Stara Żaba do deserów i do ciast. Z tym, że Zaba produkuje hurt, a ja detal – robię tylko z kilograma. Absolutnie dzisiaj nie dzień na kuchenne zajęcia, ale musiałam – 2 doby w spirytusie połówki się moczyły i trzeba było wyciągnąć. Jak dotąd ugotowałam lukier z kilograma cukru i 15 minut mruqały w tm lukrze. Za godzinę znowu podlączę nas kwadrans, a wieczorem dosmażę. Ja nie miewam tabunów gości a 2 owoce do porcji lodów czy ciasta, starczy mi aż nadto. Owoce nie były wielkie i tych połówek jest dużo. Jako produkt uboczny będą 2 l morelówki. Tyz piknie.
w słoikach puszczą sok – tylko czy będzie jaki pożytek z wymuszenia zeznania już po zapuszkowaniu?
…to trzeba sprytniej, Panie Byku… ;]]]
🙂
HOWIE MANDEL….ten Kanadyjczyk jest genialny 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wGkXvUF7kpo
Dziadek z wermachtu,
a cóż to takiego?
Dziadek w weHrmachcie,
a to co innego.
Czesto:)husky
Ponoć od wtorku do czwartku temperatura spadnie do 20-21 stopni, potem powrót upałów. Młodsza z psem jedzie połazić po Żywiecczyźnie – od środy. Może trafią na dobrą pogodę.
🙂
Nie sadze, by w Polsce ktos tak gral na gitarze jak ten chlopak Quinn SULLIVAN *ur.1999
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=9NOvULfm93A
tu razem z Buddy Guy´em
Ozzy – młodzież utalentowana jest wszędzie. Żaden jednak z adeptów gitary w tym wieku nie dałby takiego koncertu. Powód: w Polsce w szkołach muzycznych granie rocka i jazzu jest zakazane do pewnego poziomu nauki. Podobno wypacza właściwą technikę i wrażliwość dopiero się kształtującą.
Jolinku, miło będzie gościć w Lublinie 🙂
A na pewno spotkamy się na Zjeździe
„Powód: w Polsce w szkołach muzycznych granie rocka i jazzu jest zakazane do pewnego poziomu nauki.”
???????!
Pyro, na jakiej podstawie tak twierdzisz?
Oczywiście, sama nauka gry na instrumencie bazuje na klasyce (też nie zawsze) i ćwiczeniach nudnych gam czy etiud. Nie spotkałem jednak nauczyciela, który odmówiłby uczniowi dostępu do nut np. jazzowych, choćby w imię jak najczęstrzego obcowania ucznia z instrumentem.
Może kogoś zainteresuje ta książka o jedzeniu : http://kacikzksiazkami.blogspot.com/2013/05/krystyna-naszkowska-jedz-co-chcesz-sad.html
Wpakowałam morele smażone w słoiki, a morelówkę do butelek. Do jednego i drugiego wyrobu mam zastrzeżenia.
1. Morelówki na zdrowy rozum powinny być dwa litry; jest 1,75 l i nie jest krystalicznie czysta mimo filtracji. Może reszta się wytrąci w czasie dojrzewania? Jak smakuje to nie wiem, bo tylko samobójca pije świeżą nalewkę.
2. Smażone morele mają właściwą konsystencję i smak ale wygląd do bani. Owoce poszarzały. może dlatego, że nie zdjęłam skórek? One nie były całkiem dojrzałe i za nic nie chciały się obierać – nawet po oparzeniu. Trudno, tak wyszło.
Pyra przetwarza morele,a mnie czeka robota z papierówkami.Nadbużański sąsiad obdarował mnie sporym koszykiem tych jabłek i jutro planuję zamienić je w mus do szarlotki.
Z kolei od Magdy,którą odwiedziłam w dzisiejsze popołudnie dostałam na wynos:
pieczone pierożki z warzywami,ciasto z owocami,chleb własnej roboty i tapenadę z czarnych oliwek.Jutro zatem nic nie gotuję 🙂
Chleb kuzynki Magdy jest rewelacyjny,nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy,jeśli powiem,że Małgosia i Magda współpracują w piekarniczym dziele,wymieniając się mąkami i zakwasami.Na zdjęciu poniżej rzeczony bochenek z czarnuszką oraz moje mini serniczki,które w piątek spotkały się z uznaniem koleżanek Wrocławianek i Warszawianek 🙂
https://plus.google.com/u/0/104147222229171236311/posts
Dzisiaj do południa byłam w odwiedzinach u jednego z nadbużańskich sąsiadów,
gdzie zebrały się cztery pokolenia pań:bardzo dziarska 86-letnia prababcia,babcia
mniej więcej w moim wieku,30-letnia mama i trzymiesięczna córeczka.To było bardzo przyjemne i ciekawe obserwować te wszystkie pokolenia jednocześnie 🙂
Jolinku-cieszę się,że miałaś udane wakacje,a co do Twojej obecności na Zjeździe,
to byłam przekonana,że usłyszę od Ciebie tylko odpowiedź na TAK 🙂
Alicjo-dobrych wiatrów !
Dzień dobry,
Cały dzień jestem w domu, sprzątać ani gotować mi się nie chce, leżę i czytam.
Wczoraj miałem ogromną przyjemność pogadania z Ewą Cichalową. U nich wszystko dobrze, prowadzą intensywne podróżniczo-zwiedzające życie, dzisiaj tu, jutro tam. Ot, beztroska ludzi szczęśliwych. Teraz zjechali na kilka tygodni do swojej letniej rezydencji koło Nowego Jorku. Rzadko tu teraz bywają, więc korzystając z okazji postaram się ich wkrótce odwiedzić. Niby niedaleko, ale jednak wyprawa.
Ewa cierpliwie wysłuchała co mnie w duszy boli – zadziałało na te bóle jak dobre lekarstwo.
Dwa dni temu grzebiąc w starych filmach (nowych nie ma) w tutejszej bibliotece znalazłem Buena Vista Social Club, widziany dawno temu w Polsce i chyba po przyjeździe tutaj też. Przechadzka po gorącej, biednej ale nie tracącej radości życia Kubie (czy tak tam jest Małgosiu W.?), no i te piosenki… Dla mnie duża przyjemność.
http://www.youtube.com/watch?v=G-60J_HcPoI
Jeśli komuś zostało jeszcze kawałek niedzieli – przyjemności. 🙂
Niedługo mecz A.R. Trzymam.
Danuśka – korzystając z Twojego pomysłu też poszłam po rozum do głowy. Otóż kiedyś kupiłyśmy kilka silikonowych tacek do robienia ozdobnych kostek lodu. Tymczasem Młodsza zaczęła kupować gotowe kostki w torbach. Kwiatuszki silikonowe leżą. Pomyślałam, że można w nich robić ozdobne galaretki do garnirowania półmisków – słodkie do deserów z gotowych proszków, a mięsne do sałatek, tac szwedzlich itp. Z tacki wychodzi 16 kwiatków na raz do buzi.
Jolinku – dobrze, że znowu jesteś!
Pomysły na galaretki: http://pinterest.com/pin/493777546614701558/ 🙂
Pyro-to prawda,silikonowe foremki można wykorzystywać w różny sposób, niekoniecznie do mufinków czy babeczek.
Aha,muszę Wam jeszcze opowiedzieć o świetnym patencie na naleśniki-
otóż Magda dodaje do ciasta trochę maślanki lub kefiru.Naleśnki są bardzo puszyste i delikatne.Postanowiłam też tak robić.
Nowy – przyjemniść jest wielka z tej muzyki słuchania.
Asiu – to dla artystek, jam wyrobnica.
Asiu 🙂
Tylko ten niebieski mnie trochę niepokoi…
Irku pewnie szybciej się zobaczymy na Zjeździe bo ja jakoś w niedoczasie wakacyjnym jestem i za chwilkę znowu jadę z wnuczką ….
ja w tym roku to z braku czasu chyba niczego nie przetworzę tylko trochę zamrożę ….
Danuśka gościujesz się i gościujesz …. 🙂
Nowy .. 🙂
Krystyno książka może być ciekawa …. dla jednych by potwierdzić już swoją wiedzę a dla młodszych by odkryć stare prawdy …
Nie przepadam za galaretkami, ale te na przedostatnim zdjęciu (z zatopionymi owocami i pianką na dole) wyglądają ciekawie. Te niebieskie też mnie niepokoją 🙂
Mój dziadek lubił takie galaretki półksiężyce w cukrze. Zawsze nas nimi częstował. Nie lubiłam ich, ale jadłam bo nie chciałam dziadkowi sprawić przykrości. Bardzo się cieszył, że może nas czymś słodkim poczęstować.
Nie było tak źle Ewo – a tak na boku – rocznik 47 znakomity, zapewniam, znam z autopsji.
Nie było tak źle z tymi roladami w te upały, bo niebo było przez większość dnia zachmurzone, a w porze odpowiedniej zlitowało się i nawet udarzyło nas paroma kroplami dla dodatkowej ochłody. Niedzielny rosół, tzn śląska nudelzupa nawet się nie pojawiła, bo młodsza nawet nie była w stanie ją przygotować, bo robi 6 dni w tygodniu, jakieś 60 godzin, a w godzinę przed naszym przybyciem pożegnała troje pomagierów (budowa) od wczoraj jeszcze, co zostali na śniadanie.
Zadałem sobie Ewo niemało trudu i naklepania, aby powiedzieć, jak to jest z wyżywieniem mojego brata w nadzieji, że mój wybór pozostanie zrozumiany. Tak więc zostało przy roladach śląskich, z pyzami poznańskimi (gotowce, a śląskich klusek akurat nie mieli) i kapustą modrą ze słoika słowem – klasyka. A tu okazało się, że mój brat kapusty też nie weźmie : nie przepadam. Zapomniałem!
Inaczej z córką i starszą wnuczką. One by tego bez modrej nie wzięły.
I bądź tu mądry.
Owszem, mogłem z grilowanym. On (brat) sam griluje na te okazje, bo dwie niedziele temu byłem u nich. Ale już z dodatkami miałbym kłopoty, bo nie przypatrywałem się temu, co on z tego co było sam jadł. Nie było czasu, bo decyzja o wizycie zapadła w piątek wieczorem i nie miałem ochoty wyruszać w sobotę na łowy kulinarne i przygotowywać ew. śląski kartofelzalat.
Od nich, tzn. faktycznych gospodarzy, z powodu nawalu zadan, nie miałem prawa oczekiwać, aby mi urządzili grila – nawet z przywiezionego materiału.
Nowy, uwielbiam piosenki Buena Vista Social Club. Kuba to już odległe wspomnienia, ale bardzo miłe. Ludzie tam rzeczywiście byli pogodni.
Małgosiu W., ja też je uwielbiam, zresztą nie tylko te z filmu.
Od jakiegoś czasu moje zainteresowanie Latynosami i ich kulturą, zwyczajami gwałtownie wzrosło, może dlatego, że mam z nimi codzienny, bezpośredni kontakt. Ja ich po prostu bardzo lubię, poznałem ich dobrze, bywam w ich domach, na skromnych przyjęciach, gdzie jestem jedynym białym itd. Długo trwało podjęcie decyzji, ale zacząłem się uczyć hiszpańskiego (ogromnie zazdroszczę A. znajomości tego języka), na razie jako samouk, od września może pójdę na kurs. Podobno na naukę nigdy nie jest za późno. 🙂
To było na Blogu już wiele razy, ale dobrego nigdy nie za wiele 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Wmfa2XznVic
Wydaje mi się, że oni są żywym przykładem tego, że o radości życia, pogodnym podejściu do codzienności nie decyduje zawartość porfela, ale… słońce. To ono powoduje, że chce się żyć, może dlatego zawsze tak czekamy na lato…
Czytałem kiedyś, już dawno, jakieś statystyki ze Szwecji – w tym bogatym i zasobnym we wszystko kraju, w zimie, kiedy dni są bardzo krótkie i brakuje słońca ilość ludzi odbierających sobie życie bardzo wzrasta.
Człowiek jest jak roślina – bez słońca ani rusz.
Dobranoc 🙂
Jeszcze nie powinienem mówić „dobranoc”. Ja przecież nocny marek….
Przeczytałem właśnie w GW coś, co mnie poruszyło
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14346426,Ludzie__Skacz__skoncz_k____ze_soba__nam_sie_spieszy.html#BoxWiadTxt
Ważył się los człowieka, jego życie. Czy mogło być coś ważniejszego? NIE! Nie mogło być nic ważniejszego w tym momencie!
Ale okazuje się, że w „kolebce dobroci” Ojca R., Toruniu, nie zabrakło takich, którym się śpieszyło…. Niewiarygodne!!! W mojej głowie się to nie mieści!
Pepegor,
Rolady, o których piszesz to jedna z moich ulubionych potraw, chociaż sam nigdy ich jeszcze nie zrobiłem. Czasami kupuję w niemieckiej restauracji, ale ceny są tam wysokie, więc mogę sobie pozwolić tylko w wyjątkowych okazjach. Tak, czy inaczej – pycha!!
Żeby zostać przy latynoskich rytmach….
http://www.youtube.com/watch?v=o3Ie3yS0S6o
Korzystając z tego, że Gospodarz śpi pozwoliłem sobie zaszaleć na Blogu. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe.
Teraz już naprawdę DOBRANOC 🙂 🙂 🙂
dzień dobry …
Nowy mojego zięcia siostra poznała na Kubie swojego męża i teraz od kilku lat mieszkają z córeczką w Londynie … i mogę potwierdzić Kubańczycy to przemili ludzie …
od soboty zamieszkała w moim domu kotka Amelki i zostanie chyba na stałe bo za akceptowała moje mieszkanie … zięć niestety wytrzymał ile się dało ze swoją alerigią ale bardzo się męczył z kotem w domu …