Balujemy? Balujemy!
Na powyższe pytanie odpowiadam twierdząco. Popatrzmy więc co może nas czekać. Sięgam zaś po sprawdzone wzorce przytoczone przez Elżbietę Kowecką w książce „W salonie i w kuchni” wydaną ćwierć wieku temu przez PIW.
fot. East News
„Bywało więc, że na bal zjeżdżało 300 – 400 osób i dla nikogo nie było to „zaskoczeniem.” Bale wydawano zresztą także „tak sobie”, by tylko mieć okazję do zabawy.
A przecież przygotowanie dużego balu wymagało nie lada jakich starań i zabiegów, by zacząć od samego pomieszczenia. Nawet w tych pałacach, które miały pyszne sale balowe, projektowane przez najlepszych w kraju architektów, ozdabiane przez cieszących się renomą malarzy i sztukatorów, przed balem przygotowywano specjalne dekoracje z kwietnych girland i festonów. W pierwszej ćwierci wieku lubowano się zwłaszcza w przybieraniu sal w draperie z białego perkalu czy muślinu, bardzo ozdobnie drapowane pod sufitem, a często spływające i wzdłuż ścian. Podtrzymywano je włóczniami, strzałami i tarczami, na których malowano emblematy lub umieszczano stosowne sentencje.
(…)
Pierwszą rzecz, o którą musiano zadbać w czasie urządzania dużych przyjęć, stanowiło odpowiednie oświetlenie. O ile w dni powszednie, gdy nie było gości nawet w zamożnych domach jedynym źródłem światła bywał często ogień płonący na kominku, o tyle sala balowa musiała aż jarzyć się od świateł. Zakupiono więc. 25 funtów świec woskowych i 3 paczki łojowych (te ostatnie zapewne do oświetlenia schodów, gdyż w salonach ich nie używano) i 20 lampionów. Prawdopodobnie posługiwano się też małymi szklanymi kagankami napełnionymi olejem lub łojem z knotami nasyconymi terpentyną, które ustawiano rzędem na gzymsie kominka, parapetach, konsolkach itp., a także dużymi lampami olejnymi. By rozmieścić wszystkie te świece nie starczało pałacowego sprzętu, toteż wypożyczano za opłatą w warszawskich magazynach kinkiety i świeczniki.
Rozesłano kilkaset zaproszeń. By je rozwieźć, trzeba było wynająć kilka kabrioletów i fiakrów oraz specjalnego pieszego posłańca. Należało również zadbać o odpowiednią ilość krzeseł potrzebnych dla pań odpoczywających między tańcami i dla tych starszych osób, które już nie tańczyły, a tylko przypatrywały się zabawie. Krzeseł takich dostarczył (tylko na ten wieczór) któryś z warszawskich tapicerów. Wypożyczył także parawany, te z kolei były niezbędne do urządzenia „buduaru dla dam”, a więc miejsca, gdzie panie mogły poprawić uczesanie i toaletę, co nieraz było konieczne, gdyż podczas tańców często obrywały się falbany i „garnirowania” sukien. W buduarze całą noc czuwało kilka zręcznych garderobianych i panien służących, czekały przygotowane igły, nici i szpilki. Henryk Stecki wspomina, że w czasie balu wydanego przez młodych ludzi, którzy w ten sposób rewanżowali się damom za liczne przyjęcia w ich domach, urządzono specjalny „gabinet”. Pomieszczenie to zostało ubrane kwiatami, ustawiono toaletę ze srebrnymi przyborami, wynajęto dwie garderobiane. Nie zapomniano też o przygotowaniu na wszelki wypadek 12 tuzinów białych rękawiczek i tyluż trzewiczków „różnej miary”.
Na bal u Potockich „fajansarz” wypożyczał naczynia stołowe, a także formy i „maszynki” do lodów, wynajmowano również sztućce i inne srebra, a nawet obrusy. Płacono również za kwiaty do ubrania sali: te doniczkowe ustawiano w skrzyniach oklejonych zielonym papierem, cięte zaś biegła kwiaciarka ułożyła w bukiety.
(…)
Z rachunków opiewających na zakup żywności niewiele niestety można wywnioskować, czym częstowano gości. Kupowano bowiem niemal tylko produkty na potrzeby cukiernika (jeśli nie liczyć musztardy i paru butelek ziołowego octu), a więc rodzynki, migdały, pistację, wanilię, różnego gatunku czekoladę i kawę, aromatyczne likiery i esencję z kwiatu pomarańczowego, którymi nasycano ciasta i kremy, egzotyczne łakocie jak „zaczarowany chleb” do wyrobu nugatów, czy ?brukselskie biszkopty”, ozdobny, różnokolorowy papier do zawijania cukierków domowej roboty, obficie wówczas rozdawanych na każdym balu (był zwyczaj, iż goście zabierali takie cukierki do domu i obdarowywali nimi rodzinę i znajomych), a także aż 100 funtów szarej soli. Ten ostatni zakup można sobie wytłumaczyć zajrzawszy do książki kucharskiej: duże ilości soli potrzebne są bowiem przy wyrobie lodów – by uzyskać niższą temperaturę, posypuje się solą lód, którym obkłada się puszkę ze słodką masą w czasie „kręcenia” jej w maszynce.
Kupiono też dwa worki węgli drzewnych potrzebnych zapewne do samowarów. Podczas balu podawano już wówczas nie tylko wina i chłodniki, ale i gorącą herbatę. W sumie wydatki „extra” na bal pochłonęły 1664 złp i 25 gr, a więc kwotę bardzo pokaźną, zważywszy że przeciętne wydatki Potockich na kuchnię, a także na utrzymanie licznego przecież dworu, wynosiły około 1000 złp miesięcznie. A nie jest to wcale cała „ekspensja” związana z balem, nie ma tu bowiem wyszczególnionych pozycji „kolacyjnych”.”
Uff! Nasz bal będzie znacznie mniej liczny, a co z tym się łączy mniej ekspensywny.
Komentarze
Jak obiecałem ogłaszam wyniki (nieco spóźnione) quizu nr 113 czyli wigilijnego. Prawidłowe odpowiedzi zaś to:
1 Zupa z siemienia lnianego to potrawa wigilijna z Podkarpacia
2 Sina zupa konopna zaś podawana jest na Wigilię w Wielkopolsce
3 Moczka jest z kolei daniem z Górnwego Śląska.
Pierwsza prawidłowe odpowiedzi przysłała Pani Bogumiła Cyzio. Do niej więc listonosz przyniesie dwie książki kucharskie autorstwa słynnej w kręgach kulinarnych zakonnicy. Prosimy tylko o podanie mailem adresu na który wyślemy paczkę.
Ostatnie dni starego roku spędzam w redakcji czekając na wizytę paOLOre czyli Pawła z Wiednia. Zdążyłem jeszcze przeczytać, że zdradził on informację w czyim towarzystwie jadamy ostatnio kolacje. Fakt, że gospodyni jest profesorem psychiatrii nie świadczy, iż wszyscy goście byli jej pacjentami. Przy stole siedzieli bowiem i inni profesorowie specjaliści różnych nauk medycznych, biologicznych i technicznych oraz my dwoje – proste magistry. Więc rozmowa była bardzo ciekawa i na wiele tematów. A kuchnia była wprost wspaniała i ku zdumieniu gości – ukraińska. A to dzięki gosposi gospodarzy, która przyjechała spod Lwowa. Był więc wspaniały barszcz ukraiński, równie świetna sałatka z grzybów i warzyw, szprotki w oleju ale podane w galarecie i zrazy z kaszą gryczaną. Na deser oczywiście kutia ale zupełnie inna niż nasza, bo kwaskowa dzięki pomarańczom.
O jej, tam takie wspanialosci, a ja tutaj z takimi pierdolami wyskakuje 😥
Byla i dla nas tegoroczna wigilia dniem zagadkowym. Tak naprawde nie wiedzialem co nas czeka. Ali odebral nas ze stacji kitowej. W samo poludnie, w dniu, kiedy porzadni ludzie zaczynaja przygotowania do wieczerzy my przechylajac sie z lewa na prawo, do przodu i w tyl ruszylismy wielbladzim krokiem na zachod. W glab piaskownicy.
Ali z duma mowi o sobie Sahrawi. Tak nazywani sa ci, ktorzy urodzili sie na Saharze. W jego przypadku 300km na poludniowy zachod od Kairo.
Naturalnie ze wie Ali, syn pustyni, jak wsrod wietrznych piaskow piecze sie podstawowy produkt odzywczy. Nomadzi nazywaja to tgilla, a na nasze bedzie to najprawdopodobniej popiolowy chleb. By toto zrobic potrzeba czasu. Na poczatku wygrzebuje Ali w piaskownicy dziure i rozpala w niej ogien. Zaraz potem przystepuje do ugniatania z maki wody i soli paro centymetrowego okraglego gniota.
Podczas kiedy slonce nad piaskami i ogien w dziurze powoli gasnie opowiada Ali o swoim zyciu. Cztery lata mieszkal w Kairo. Nie byl tam szczesliwy. Miastowi zachowuja sie jak psy mowi. Na pustyni czuje sie lepiej. 60 wielbladow i 500 owiec posiada jego rodzina. Nawet gdyby oferowali mu palac nie zamienilby swojego zycia na miejskie.
Po siedmiu corkach przyszedl Ali na swiat. Oczekiwany syn. Szczesliwy ojciec nadal mu imie, ktore wielu arabskich synow nosi, bo nosil je rowniez prorok Muhammad, ten co ….i ten co… caly Ali.
W miedzyczasie drewno rozsypalo sie w zar i palacy popiol. Ali przykrywa to cienka warstwa piasku. Kladzie gniota i przykrywa go piaskiem. Na to jeszcze zar i palacy popiol golymi recami. Naturalny piec zaladowany.
Na pozostalym zarze gotuje Ali w miedzyczasie zielona herbate w kance. Ta rytualna czynnosc zalicza sie w wielu krajach arabskich do najwazniejszej ceremonii dnia. Po dosypaniu ogromnej ilosci zuckru miesza sie toto tylko poprzez potrzasanie w te i wewte.
Rano na rozgrzewke po zimnej nocy, w poludnie przeciw pustynnej spiekocie i wieczoren na podsumowanie dnia wypija zawsze po trzy szklanki.
Pierwsza szklanka gorzka jak smierc, druga nasycona jak dzien, trzecia slodka jak milosc. Z usmiechem tlumaczy z arabskiego Ali.
W koncu dziarga Ali patykiem w bochenek piaskowego chleba i uznaje ze jest wypieczony. I teraz nastepuje cos, czego nie skumamlem. Po tym jak Ali opukal wypiek polamal go i kazdemu z nas wreczyl kawalek pojedlismy go z wielkim smakiem. Malo tego. Miedzy zebami nie znalazlo sie zadne ziarenko piasku. Tgilla, bo tak po ichniemu nazywa sie wypiek, taka ciepla, smakowala wspaniale. Tak ze od razu wmlocilem jeszcze jeden kawalek. Zapach swiezego pieczywa na Saharze jest uroczy, podobnie jak Alego ukochany bialy wielblad, ktory otrzymuje swoja czesc. Teraz i on jest zadowolony, mlaska morda zwierze razem z nami.
_________________________________________
Jeszcze tylko przepis na tgilla > popiolowy chleb:
maka woda sol i kawalek pustyni
przyrzadzanie > patrz u gory
ale nie samym chlebem czlowiek zyje, o czym nastepnym razem 😉
A w piasku na Kurpiach(ściśle wg. tego przepisu) tgilla się uda?!
Wydaje mi się, ze jest to możliwe tylko przy udziale ochotniczej straży pożarnej.
Dzieci właśnie wyjechały, Młodsza ich odwozi na dworzec
Mili moi – Wy sobie wcale nie zdajecie sprawy z kim macie do czynienia.Otóż Pyra przez ponad 20 lat zawodowo organizowała bale karnawałowe. Sylwestrowe były 2 symultanicznie, bo na jednym, głównym chętni się nie mieścili. W Klubie na 300 par, w Kasynie na 180 par, a przez cały karnawał co sobotę bale na 200 – 250 par (kolejno – myśliwych, wędkarzy, prawników, babskich organizacji itp) W owych latach 70-tych i 80–tych wódka u nas była tania i jedzenie też w cenach przystępnych, muzyków w różnych składach dostarczała oekiestra reprezentacyjna, artystów Operetka z piętra niżej, dekoracje wykonane na Sylwestra wystarczały na cały karnawał, a wszystko robione było po kosztach – bilety musiały pokryć nadgodziny personelu kasyna, luksusu (w te jedyne dni) babki klozetowej, orkiestry i dekoracji. Pyra miała to w etacie, więc nie zarabiała na tym interesie ani centa (nawet kolacja dla orkiestry i personelu Pyry nie obejmowała, bo jakże – ważna Pani Instruktor nie może być traktowana, jak służba). Były to wtedy najtańsze bale w mieście z doskonałą muzyką i świetnym żarciem i nic dziwnego, że chętnych było tylu, aż zaproszenia przydzielać musiał specjalny komitet polityczno społeczny (przynajmniej na Sylwestra). O północy dziarskimkrokiem wkraczał któryś z generałów żeby kadrze złożyć życzenia i czym prędzej zmykał na własną imprezę zamkniętą. Generalicja z całej Polski bawiła się zawsze na Groniku w Zakopanem, a nieszczęśni „dyżurni” życzeniowi w liczbie ok 6-ciu mieli malutką imprezkę własną przy którejś ze szkół oficerskich. Obyczaj ten wytłumaczył mi kiedyś gen.Sobieraj – otóż nie mogą się bawić z innymi, bo jeszcze któryś w pijanym widzie brudzia wypije z sierżantem sztabowym i od 2-go stycznia może spotkać się z walnięciem w plecy przez kompaniona i tubalnym „Aleśmy popili Jasiu, co?” No więc sami rozumiecie – musieli bawić się osobno.
Wróciłam z psem , a tu cisza na blogu, więc napiszę o tym, co mi nadojadło przy organizacji bali (ów?) do obrzydzenia kompletnego :
1. personel – każda grupa wykonawcza czuła się osobiście pokrzywdzona i wykorzystywana. Do szefa z tym nie poszli, bo zawsze rZYyko. Do mnie z pretensjami :
– plastyk, któremu dali za mało środków na jego ambitny projekt , więc trudno – będzie biednie. Mówił sto razy, żs potrzebuje sześciu żołnierzy – plastyków, a my daliśmy czterech i żadamy cudów. Robota za bezcen „Czy Pani zdaje sobie sprawę ile za sam projekt dostaje plastyk w hotelu?”;
– magazynierka, że nie ma pomocy, a tu tyle towaru i ona za wszystko odpowiada,
– kelnerzy – co prawda zarabiają znakomicie za samego Sylwestra ale muszą pracować na to 2 doby (bajpierw mycie i polerowanie nakryć, potem nakrycie stołów, ustawienie dekoracji kwiatowych, potem obsługa, potem sprzątanie. Te pieniądze, to żadna łaska;
kuchnia – natyrają się jak głupcy, stoją przy tych garach i patelniach, dobrze robią całwe miasto to wie, a tu przychodzi p.płk.K., i PaNI iNSTRUKTOR I WAżA PORCJE (NIECH IM BOGI WYBACZą, TRZEBA BYłO WYRYWKOWO SPRAWDZAć PORCJE, BO I TAK PEWNIE KILKA RODZIN PRZEZ MIESIąC MIAłO CO JEść)
– orkiestra – „PANI BY CHCIAłA żEBYśMY GRALI NON STOP, A TAK SIę NIE DA” sKUBAńCY – CO PRAWDA NAJLEPSZY ZESPół W MIEśCIE mIG-RYTHM ALE ZBYT ZDOSTOJNIELI . Grali trzy kawałki i robili sobie 20 minut przerwy na pokrzepienie ducha. Im dalej w noc, tym przerwy były dłuższe. Kiedyś wkurzyli mnie maksymalnie i w porozumieniu z kapelmistrzem i Szefem wzięłam drugi zespół, nie związany z nami umową z elewów orkiestry. Pieniądze podzieliliśmy na połowy – grają i dostają, Zagrozili strajkiem, obrazili się śmiertelnie, tym młodziakom zabrali forsę – w to już nie wglądałam, kłopot kapelmistrza. Pomogło na miesiąc.
Gdzież ja i bal?
Na sylwestra mam się przebrać za gejszę i przygotować 2 sałatki. Jestem otwarta na pomysły 😉 zdradzę Wam coś- nie lubię robić sałatek…
Johnny, jak długo trwało pieczenie tego chleba? Trzeba będzie chyba kiedyś zaanektować dzieciakom piaskownicę i spróbować.
Mariasko – zajrzyj na stronkę Ryby http://www.tomaszewska,com.pl ona ma sporo sałatek przy czym polecam tę brokułową – robi się błyskawicznie i smakuje
Był paOLOre. Pobiegaliśmy wokół Królikarni. Zajrzeliśmy do (zza muru) ambasadora USA i (też zza płotu) do generała, który mieszka vis a vis i zmarznięci pobiegliśmy do Basi na drugie śniadanie.
Napojeni gorącą cejlońską herbatą i nakarmieni kozim serem a także piernikiem ocalałym ze świąt, oplotkowaliśmy znane osobiście Towarzystwo Blogowe, wymieniliśmy noworoczne życzenia oraz podarunki i rozstaliśmy się do następnego spotkania albo we Widniu, albo we Warszawie.
PaOLOre – pieknie ostrzyżony przez stołecznego mistrza fryzjerskiego – udał się po żonę i dzieci, by ruszyć w drogę do domu nad Dunajem. Zabrał przy okazji bardzo ważną przesyłkę dla Pana Lulka. Szklaną! Mam nadzieję, że dowiezie w całości.
A my zabieramy się do przygotowań tego co opisuję powyżej.
Marialka, co to za przebieranie? pare kresek i po krzyku:
http://sites.univ-lyon2.fr/lettres/nte3/05-06/geisha/images/CalGeisha.gif
tutaj w dwoch wersjach,
do tego w zadne salatki nie daj sie wpuscic, gejsze sa specjalistkami od cherbaty, pare ulungow na smyczy, nieco wrzatku i po cherbacie, jak sie nie spodoba wyslij pokrzywionych do Pyry, Ona nie takim grajkom rade dawala
A makijaż z mąki ryżowej?
A jak się uczulę i będę miała twarz jak szafa trzydrzwiowa ( a w Nowy Rok do pracy trzeba )???
to i tak lepiej niz z PbO, jak drzewiej robiono, a poza tym makijaz dotyczy raczej kandydatek na gejsze ( maiko ), te juz prawdziwe, generalnie po trzydziestce praktycznie bez, albo z bardzo subtelnym, dasz rade
😳 😳 😳
Czy prawda jest. ze mlode lekarki pijaja tylko parapetówe.
Jesli tak. to czy mam rozszerzyc parapety.
Z nadzieja
Pan Lulek
wróć, wstawilem bubla, PbO, to czerwono pomaranczowe swinstwo, biel olowiana- 2PbCO3-Pb(OH)2, widzisz sama, ze juz lepiej ryzem, pąsów złapałaś ze wstydu, ze jeszcze trzydziestki nie posiadasz?
toz wiemy
Dzień dobry Szampaństwu!
Coś mnie uszy piekły głęboką nocą… czyzbym była oplotkowywana?! Jak nie oplotkowywaliście mnie, Gospodarzu z PaOlOre, to się lepiej nie przyznawajcie!
U mnie szaro i chlapowato, chociaz sniegu i owszem, ciagle sporo zalega.
Dzisiaj 35 rocznica… 35 lat temu była sobota i dancing w Międzyzakładowym Domu Kultury, a jak, w Złotym Stoku, o! A Jerzor wywala oczy, co to za rocznica. Toż przypominam mu od trzydziestu paru lat, kiedy i gdzie się poznaliśmy!!! I praktycznie od tego czasu jesteśmy razem.
Te chłopy…
Toż nie wiecie! A pąsy od samej perspektywy byzia gejszą mi się ( same) robią… 😳
to raczej powod do dumy, a nie do piwonii,
a ci, co widzieli, to wiedza wiedza naoczna, spytaj Lulka, On potwierdzi
😯
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcsi.dll/bilde?NewTbl=1&Avis=DW&Dato=20081210&Kategori=RYSUNEKDNIA&Lopenr=799070878&Ref=PH&Item=1&MaxW=610&MaxH=610&border=0
No to Alicjo my Cię ściskamy rocznicowo, a Jerzorowi każ potańczyć jak w Złotym Stoku. Choć pewnie on tak tańczy całe 12 775 dni. Ale ma kondycję!
O matko… to aż tyle?!
No, kondycję ma, ponad 8000km na rowerze w tym roku, nie mówiąc o innych dyscyplinach… niekoniecznie sportowych 😉
Dziękujemy za uściski, J. pobiegł po szampana.
Alicja
Gratulacje !!
Zloty Stok kolo Ziebic ?
Ja jestem z Ziebic a od 32 lat we Francji.
Ela
W Ziębicach się urodziłam, Elu. I nawet rok przemieszkałam na ul.Przemysłowej 5, tam gdzie weterynaria… Moje kuzynki z Ciotką ciagle tam mieszkają.
Do Złotego Stoku kapkę drogi z Ziębic, trzeba jeszcze przez Paczków i takie tam Bartniki 🙂
Z Bartnik był piekny widok na Złoty Stok. I tak wypatrzyłam Jerzora 😉
Ale poznaliśmy się w Złotym Stoku, dzisiaj, 35 lat temu.
O właśnie… muszę podziękować kumplowi za trafne rozpoznanie te 35 lat temu!
Alicja i Jerzor gratulacje, ale Jerzor to chyba wtedy oczyma lypal skoro Ciebie wypatrzyl?
My nie balujemy, jedziemy nad morze i bedziemy piekli chlebek opisany przez Johnniego, wlasnie oddalismy Johnniemu poczte butelkowa od Pana Lulka.
Gdzie on tam łypał… to ja jego wypatrzyłam!
wiem, wiem ale nie musisz sie przyznawac, jak on sie wtedy zachowywal?
… mam opisywać?! No to opiszę… myślał, że ja mieszkam z 5 km od tej knajpy, gdzie był bal i bał się, że będzie mnie musiał odprowadzać po baletach. A ja mieszkałam naprzeciwko!!! Tak się ucieszył, że aż mnie pocałował „pod drzewkiem”. Drzewko jest już sporym drzewem i zawsze je odwiedzamy. A knajpa padła wiele lat temu.
Jutro przygotowuje dla Alicji i Jerzora nowa poczte butelkowa. Do odebrania na miejscu wraz z gratulacjami.
Pan Lulek
Panie Lulku WIELKIE dzięki
Przesyłka dotarła w bardzo dobrym stanie. Zanim odstawiłem w spokojne i chłodne miejsce celem uspokojenia zawartości dokonałem badania. Superhiper. Już po chwili przestało kręcić mi się wreszcie w łepetynie. Następny upust za tydzień.
pawle > toto trwało trochę. Ale czas w tym przypadku nie gra roli. To sprawa doświadczenia. Wiele faktorów na nie wpływa. Temperatura otoczenia, piasku i jego rodzaj, siła wiatru + + +. A prócz tego to oni mawiają ze Europejczycy maja zegarki a oni maja czas. Mi się nie spieszy 😉
Medal dla Jerzora!!! 😆
Johnny…
to na taka zołzę mnie oceniasz?! 😯
Jemu medal a ja co?!
Ty Alicjo masz dwa w jednym.
I Jerzora i jego medal 😆
Alicja
Ale masz dobry wzrok,ze wypatrzylas Jerzora.
Urodzilam sie tez w Ziebicach i rodzice mieszkali na Waskiej 1, blisko osrodka zdrowia. Do szkoly wyjechalam do Wroclawia i pozniej juz sie uwazalam za wroclawianke. Ale ten swiat maly ! Ogladalam Twoje zdjecia ze swiat. Jak bedziesz miala kiedys w planach zwiedzanie Bretanii ( bardzo ladna ) to daj znac.
Elap,
to jak nic urodziłyśmy się w tym samym szpitalu! Bo przecie jeden jest tam. Podeślę potem, niekoniecznie dzisiaj, troche zdjęć z Ziębic. Wyobraz sobie, mój dalszy sąsiad, Helmut Fisher, tez jest Ziębiczaninem! Za jego czasów nazywało się to Munsterberg… Krajanie jesteśmy! Opowieści Helmuta kiedyś podeślę… wesole nie były, bo on miał kilka lat, jak wojna się rozpoczęła.
moje zdjęcia i cała strona nieustannie pod tym samym adresem:
http://alicja.homelinux.com/news/
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/TarasowyWidok#slideshow/5285307634775603074
dobrze ze już skończyły się takie widoki 😉
Ja to mialam pustynie jadac przez Czechy, cos niesamowitego co sie z tym krajem stalo, czarna dziura w krajobrazie
Alicjo – to Pyra wie już za co wypiła wieczorny kusztyczek – za AlicjpJerzory. Ty go jednak pilnuj może…albo i nie, bo gdzie znajdzie drugą taką co to będzie za niego gwoździe wbijać, kiedy on wbija kilometry na liczniku.,
Pyro, takiej nie znajdzie!
To moja kuchnia malutka, rybkę zjedlismy, a teraz popijamy bąbelki. Należne, rocznicowe.
http://alicja.homelinux.com/news/img_6602.jpg
Zostalo niewiele godzin Starego Roku. Pora przygotowywac podsumowanie.
Z rana ide do banku, zasiegnac informacji o stanie mojego zakryzysowania.
Noc aktualna poswiecam na wspomnienia. Jedno siedzi jak zadra w bucie i nijak nie da sie wyjac. Przygotowujac sie do wyjazdu na Zjazd wspomnialem w domu, ze bedzie tam równiez Gigant patelni, ten co robi nalesniki majace wszystkie inne pod soba. Momentalnie zrobil sie ruch w patelnianym towarzystwie. Kazda z szesciu poprosila o staranne umycie i nakremowanie swiezym olejem slonecznikowym. Potem wszystkie zapakowaly sie w lniane sciereczki z prosba o umieszczenie w specjalnej plaskiej walizeczce skórzanej. Ulozone na dnie bagaznika zostaly dowiezione na miejsce Zjazdu przez lwice kierownicy czyli Magdalene.
Przebiegu Zjazdu nie bede przypominal. Faktem jest, ze ten niby mistrz patelni nie stanal w zawody o najlepszy nalesnik Zjazdu.
Po powrocie do domu placz i zawodzenie. Zlekcewazyl szlochaly. Nawet nie zapytal czy jest na czym zrobic nalesniki. Zadnej nawet nie dotknal, po trzonku nie poglaskal. Ciekly krople oleju jak lzy grochowe.
Do tej pory patrza na mnie z wyrzutem.
A moze ten Gigant to tylko taki duzy, mocny w gebie i piórze.
Wlaze spowrotem do wyra snuc stare wspomnienia.
PS. w strone Pyry. Dorota zapytala, czy udzielilabys pomocy w nabyciu pierzyny droga kupna. Moja jest uratowana ale i tak przespala sie pod nia jedna cala noc i stad przyszla jej ochota
Pan Lulek
Panie Lulku,
co Pan takie rzeczy o Zjezdzie po zjezdzie…było goraco, nikt nie chciał naleśników tak na upór, no dajcie spokój… Uwierzyliśmy na słowo, że ten od nalesników jest dobry, a wypróbujemy w roku 2009, OK? Jak sobie przypomnę, ile czego i od kogo, to aż mi się miętko robi i też mi żal, że jeden żołądek!
I tu już trzeba sie zastanawiać, gdzie i kiedy…
O, i niech wam do głowy nie przychodzi, ma być to wrzesień!!! No chyba, że beze mnie…Mowy nie ma!
Alicjo i Jerzu- wszystkiego najlepszego z okazji wiadomej rocznicy :lol:.
A teraz wzorem Alicji idę jeszcze dosypiać 😉 .
„Wpadka w Korei. Zeenowiew przyjeżdża we wtorek Tylko mi sie nie smiać!na rekonwalescencję, przez Melbourne. Chyba jest jeszcze bardziej wkurzony niż my. Boordell w Seulu pomieszał mu szyki.
– Załatwi się. Dostanie nowy telefon i barszcz z liściem bobkowym.
– A co u ciebie? Nie było cię długo.
– Ktoś odkopał moje podanie sprzed czterech lat. Robię doktorat.”
Tylko mi sie nie śmiać!
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Przypadki%20Komisarza%20Fomy/00.Osoby_glowne_dramatu.html
W tej szufladce jest wiecej, ale to wiecie. Obśmiałam się jak norka, a z drugiej strony… niezle sie wam pisało, a mnie notowało!