Jak podjąć ważną przedświąteczną decyzję
Najlepiej poradzić się fachowca. I to takiego o którym się wie, że jest dobry i ma się do jego rad zaufanie. Jeszcze lepiej gdy podziela się jego gust, bo mam na myśli dobór win na świąteczny stół.
Dla mnie takim autorytetem jest Marek Kondrat. Nie dość, że od lat zajmuje się importem win z całego świata, to jeszcze poznał mnóstwo najwybitniejszych właścicieli winnic, wypił z nimi niejedną butelkę, nabył więc olbrzymią praktykę w tej dziedzinie. Miałem okazję sprawdzić jego talent sommelierski, bo parę razy siadywaliśmy wspólnie przy stole i nigdy wybór win dokonany przez Marka nie rozczarował moich kubeczków smakowych. Więc i dziś skorzystam z jego porad.
Dobierając wino do mięsa, powinniśmy zwrócić uwagę na sposób jego przyrządzania oraz jakość i rodzaj. Do delikatnej chudej polędwicy nie należy podawać ciężkiego czerwonego wina. Nowozelandzki pinot noir lub chilijski merlot w zupełności wystarczą.
Do tłustych steków grillowanych lub pieczonych w towarzystwie tłustych sosów śmietanowych, maślanych czy ostrych pasuje pełniejsze, bardziej złożone czerwone bordeaux, toskańskie brunello a nawet australijski shiraz. Natomiast stawiając na stole kotleciki jagnięce, warto zapewnić im akompaniament beczkowego tempranillo prosto z Hiszpanii.
Dania z owoców morza to najczęściej potrawy lekkie. Kiedy dobieramy do nich wino, ważne jest, by nie przytłumiło ono samego dania. Szampany i inne wytrawne wina musujące (np. cava) pasują do większości skorupiaków, a połączenie ich z ostrygami to prawdziwy majstersztyk. Pozyskiwane z określonych miejsc owoce morza świetnie komponują się z powstającymi w pobliskich winnicach świeżymi i młodymi winami białymi – hiszpańskie Albarino z Rias Baixas czy francuski muscadet z okolic Nantes to tylko niektóre przykłady. Ważny jest też sam sposób przygotowania. Do kremowych sosów pasować będzie vouvray, a owoce morza w wydaniu azjatyckim dobrze się będą komponować z alzackim rieslingiem lub gewurztraminerem. Do homara można zaserwować niebeczkowane chardonnay lub chenin blanc. Fot. P. Adamczewski
Teraz już wiem co mam kupić, bo świąteczne menu już jest opracowane.
PS.
Byliśmy na wsi. Nie łatwo było dojechać. Na dowód załączam zdjęcie zrobione d0kładnie w godzinie nadejścia do nas wiosny. Pięknie, prawda?!
Komentarze
Mój wygląda tak samo.
Tylko ja odśnieżyłem 😉
Jeszcze raz przywitam pięknie Blogowisko.
Nie przewiduję zakupu wina na święta. Do śniadania nigdy nie podawałam wina, do podwieczorku mam butelkę tokaju „Samorodni”, do kolacji w pierwsze święto wypijemy po kusztyczku wytrawnej nalewki albo herbatę z cytrynówką. Gości nie będzie, a jak się nawet trafią, to zmotoryzowani. W drugie święto do obiadu mam merlota chilijskiego do zrazów z grzybami. I to już koniec alkoholowych doznań świątecznych, bo kolacja w drugie święto jest sałatkowo – galaretowa i jakoś mi się z winem nie kojarzy. Tu zaznaczę, że mam taki zwyczaj wykorzystywać wszystkie jajka ugotowane , pozostałe ze świąt do sporządzenia misy sałatki jajecznej (jajka, ogórki kwaszone, groszek, okrawki szynki, mały słoik szparagów).
a ja mam tyle zapasów wina i nie tylko, że będę rozdawała … 🙂
Piotrze to w tym roku Święta w domu a nie na wyjeździe …
Znów spod poprzedniego wpisu:
Stanisławie (wczoraj 12:36),
może Cię zainteresuje, że środowisko Kolegiaty stara się (i modli) o wyniesienie sługi Bożego ks. bpa. Jana Pietraszki na ołtarze. W tych dniach było 25-lecie śmierci Biskupa*. A homilie też można znaleźć na linkowanej stronie… choć chyba nieco późniejsze od tych, które wspominasz.
Kapłan ów wywarł ogromny wpływ na Wojtyłę, Tischnera i kilku innych wybitnych duchownych. Znam też wielu świeckich, którzy go wciąż wspominają. Ja już nie zdążyłam docenić jego homilii.
_____
nb, jego pogrzeb pamiętam doskonale – była to jedna z moich pierwszych ważniejszych okazji chóralnych
Placku (wczoraj, 16:10),
dla mnie jesteś cały czas wspinaczem, zdobywcą, osobowością na wskroś oryginalną, szlifierzem własnego, niedościgłego stylu… który to styl pewnie niejeden i niejedna bardzo by pragnęli imitować (nigdy nie zapominajmy – naśladownictwo najwyższą formą pochlebstwa! :D)… tyle, że w tym przypadku to nie najłatwiejsza sprawa… — no, alpy, pireneje…
Oczywiście, jeśli zechcesz, zaznaczę kiedyś dla Ciebie stosowny teren wertepiasty — na Inaccessible Pinnacle powinno być godnie i sprawiedliwie… albo pod, gdyby mnie kuraż opuścił… 🙄 😀
Nemo,
a propos się-inspirowania, zapatrywania na, kserowania — wczoraj pod wpływem decyzyjności i pracowitości Twojej błyskawiczny impuls kazał mi umyć wiosennie (czyli czterotaflowo, nie dwu, jak czynie kilkanaście razy w roku) wszystkie okna… Jeszcze przed wyjściem do pracy.
Kilka innych czynnostek też zdążyłam, po powrocie jeszcze coś.
Razem z wtorkowym dorobkiem, kiedy, zerkając na monitor* komputera, umyłam wewnątrz i na zewnątrz wszystkie szafki kuchenne i ich okolice (a wieczorem więcej)…
…wygląda na to, że święta mogą przyjść JUŻ!
A wszystko przez mobilizację dobrego przykładu. Bo słowa pouczają, przykład pociąga (rekolekcje wielkopostne, cd. twisted:) 😀
Oczywiście Alicja ma rację – imię pochlebstw z jej strony pod moim adresem jest milijon (tak mówią, ja sama mam czas dostrzec co poniektóre)… dlatego tak mnie usiłuje podcinać (od ponad sześciu lat) za styl, za „anglikanizmy”, za nieobecność niektórych moich wyrażeń w jej „Doroszewiczu rocznik 1946″… — bo wie, przeczuwa, że za chwilę… czasem już za 2-3 dni – świadomie bądź (m)nie(j) – użyje a to „sapiące homo”, a to „mówią wieki”, a to „padammm-spadammm”, „moje, moje, moje”… a to… … … 😆
Alicjo, nie trząchaj na wakacjach tylko się uśmiechaj, o tak: 😀 😀 😀 (jako i ja, zawsze, gdy czytam Twoje komentarze… no chyba że wpadam pod biurko 😆
Konsekwentny luz nie tylko wypada pokazać gdy się jest na wyraju, ale i dobre to ogólnożyciowo, dla psychosomy… zawsze… 😎
Naprawdę!
(…najpierw się oburzysz a potem powtórzysz, wiem, wiem ;)) 😀
______
*transmisja BBC z inauguracji pontyfikatu
😯
a w poczdamie konczy sie powoli odbudowa kosciola garnizonowege,
ciekawe kto z polskiej generalicji duchownej zasiadzie na trybunie podczas uroczystego ponownego otwarcia najwiekszej swietosci pruskiego militaryzmu,
tam, gdzie kleczeli i fryderyk i adolf?
mowia, ze niemiecka kompania honorowa jest lepsza(w szpagacie)
niz balet friedrichstadtpalast 😉
Słoneczne dzień dobry Blogu!
Dżizas, A cappello 😯
Ja tych okien wcale nie umyłam (i tak potem padało), o szafkach kuchennych nie mówiąc 🙄
Teraz jednak czuje się zmobilizowana podwójnie i chyba jednak się zabiorę 😉
Tylko najpierw wypełnię deklaracją podatkową. Tę, co ma termin oddania 15 marca 🙄
No wiesz, Nemo! — to niepedagogiczne – przyznawać się do czegoś takiego! Szok, po trzykroć szok! 😐
😉
Do Świąt jeszcze się nie szykujemy,bo przed nami nadal sporo niewiadomych.
Nawet nie wiemy jeszcze do końca z kim i gdzie Wielkanoc będziemy spędzać,wszystko wykluje się ostatecznie dopiero w przyszłym tygodniu.
Póki co na jutro zapowiedziany kolejny szczyt litewsko-francusko-polski 🙂 Gościmy na kolacji 4 Litwinów.Szczerze mówiąc wszelkie przygotowania na głowie Pana domu.Znam życie,da radę 🙂 Menu opracowane,lista zakupów zrobiona,
zatem dzisiaj będę mogła udać się z czystym sumieniem na wagary 😉
Na godziny popołudniowo-wieczorne przewidziany mini zjazd warszawski na cześć pierwszego dnia kalendarzowej wiosny! Skoro nie ma jej za oknem,to chociaż z Dziewczynami wiosennie poświergolimy 😉
A jak wiecie,bardzo lubimy te nasze wspólne świergoty 🙂
Pyro-dzięki za zamieszczony wczoraj fragment z Księgi Tao.Piękny tekst.
Tak Jolinku. Święta w mieście a nie na wsi. Bardzo rozpaczamy, ale do nas nie da się dojechać i trzeba parkować w sąsiednim gospodarstwie. A i wodociąg nie jest uruchomiony. W tych warunkach święta nie byłyby przyjemnością. I pewnie goście by się zbiesili odmawiając podróży. To po raz pierwszy od 12 lat. Przez tę wiosnę!
Pozwolę sobie dodać do dzisiejszego tematu, że owoców morza naprawdę nie widzę z Gewurztraminerem. Z alzackich pasowałby, poza Rieslingiem, Sylwaner lub Pinot Blanc.
Danuśko, miłego spotkania. Dołączyłabym do Was z radością.
A cappello (9:27), podpisuję sie pod Twoim uznaniem dla stylu Placka. Niedościgniony 🙂
Alino-dzięki! Szkoda,że ta Burgundia trochę daleko 🙁
A my,Piotrze,cały czas się wahamy,czy też urządzić Święta na wsi czy też nie.
Do nas można dojechać w zasadzie w każdą pogodę bez problemu,a wodę da się
otworzyć i zamknąć w 15 minut.Zatem mamy dylemat….
Na wiosnę czekamy,do wiosny wzdychamy,
wiosny wyglądamy,ale jej nie mamy,
no dlaczego ciągle nie mamy ???
Zimowych chałatów nie odkładamy,
szalikami ciepłymi się opatulamy ?
Gdzie te ptaszęta świergolące,
gdzie piękne żonkile kwitnące,
gdzie trawy zielenią buchające,
i w końcu GDZIE SCHOWAŁO SIĘ
TO CHOLERNE SŁOŃCE ???
Słońce jest u mnie 😀
I to takie mocne, że obudziło szczypiorek w skrzynce balkonowej i do obiadu zerwałam 10-cm łodyżki. Dodałam je wraz z czosnkiem, zieloną pietruszką i ziołami prowansalskimi do masła, którym ugarnirowałam wołowe steki z brukselką z ogrodu.
Zawzięłam się, przemogłam wewnętrzne lenistwo i przed obiadem umyłam jedno okno. Za chwilę zabiorę się za pozostałe.
Podatki poczekają.
Pracowałam dzisiaj jak ta pszczółka, pralka ma odświeżyć biały obrus „reprezentacyjny”, z mięsnego sklepu przytaskałam stópki i golonki na galaretę, wysprzątałam dwie szafki i szlus. Okien nie myję i nawet p. Oli nie dam myć; w taką pogodę to wyrzucanie pieniędzy w błoto i ludzkiej pracy też w odmęty. Nic się nie stanie, jeżeli te szyby zostaną umyte po świętach, kiedy już wiosna się obudzi. Nie wiem kiedy znowu się odezwę, bo mam taki nikły sygnał internetowy, że i gazety nie mogę przeczytać.
U mnie dopiero dziś wykrystalizowały się plany świąteczne i to też ogólnie. Nigdzie nie wyjeżdżamy i i do nas też nie przyjeżdża rodzina zamiejscowa. Choroby zmogły niektórych jej członków. Ale jest jeszcze rodzina miejscowa, z którą się spotkamy.
O szukaniu jajek pod krzaczkami nie ma mowy, bo krzewy zakopane w śniegu. Menu świateczne dopiero muszę obmyśleć, choć wiele tu nie ma do wymyślania. Tak jak Pyra, okna muszę sobie darować przy minusowych temperaturach, tym bardziej że zapowiadane sąwiększe mrozy. Nie ma co jednak narzekać, bo te święta na pewno będą oryginalne.
W którymś z programów kulinarnych widziałam ciekawy sernik – z dodatkiem śliwek w czekoladzie. Kawałeczki śliwek były w samym serniku, a wierzch ozdobiony był ćwiartkami śliwek. I chyba właśnie taki sernik upiekę. Z ciast będzie jeszcze mazurek pomarańczowy. I to zupełnie wystarczy.
A tych czystych okien jednak a capelli trochę zazdroszczę.
Ja na razie szykuję się do wylotu. Święta? Jakie święta, chciałoby się powtórzyć za Pyrą. Nigdzie nie wyjeżdżam, nikt nie przyjezdża, cisza i spokój po trzytygodniowej zawierusze. Wystarczy tego dobrego.
Na pewno kupię wino chilijskie i argentyńskie, peruwiańskiego u nas nie widziałam. Przyjaciele wyposażyli nas w pisco, ale to zachowamy na jakąś okazję.
Podam wam przepis na „oszukane” pisco, najlepiej wychodzi na grappie, może też być wódka czysta. Przepis podał mi (własnoręcznie napisał) master barman z La Rosa Nautica:
3 szklaneczki alkoholu
1 szklaneczka mocno osłodzonej wody (dość gęsty syrop)
1 szklaneczka soku z limonek
1 szklaneczka białek jajecznych
Wrzucić wszystko do miksera i miksować, aż wytworzy się piana, nalewać do szklanek wypełnionych do połowy lodem.
Jak kto ma angosturę, można dać kroplę dla dekoracji – smaku to nie dodaje, jest wyłącznie dla dekoracji i tak się tu podaje pisco sour.
Inna wariacja (ale to już nie będzie pisco sour) to dodanie odrobiny jakiegoś soku. Mnie ogromnie smakowało z dodaniem soku z passiflory (marakuja). Niebezpieczne, bo alkoholu się nie czuje, a drink smakuje 😉
Phi…mój komentarz czeka na moderację 🙄
Jeszcze jeden bardzo popularny sposób podawania pisco jest pół na pół z piwem imbirowym (ginger ale), tutaj podobno zawsze podaje sie z „Canada Dry” 😎
A Capello, wiem o próbie wyniesienia na ołtarze. Był w mojej rodzinie idolem jeszcze zanim został biskupem. W ogóle Kraków to takie dziwne miasto, gdzie w awansach kościelnych nie widać selekcji negatywnej. Nie wiem, jak oni to robią, ale dobrze, żeby inni chcieli się uczyć.
Alicji piękna podróż się kończy. Będzie, co wspominać.
W swoim czasie mój wspólnik odbył piękną podróż po Ameryce Południowej. Trwała dość długo, a kosztowała niezbyt wiele. Zabrał ze sobą trochę przyjaciół, w sumie było ich 8 osób. Załatwił wszystko w Gromadzie, która rezerwowała przeloty, przejazdy (w tym jakiś rejs po Amazonce do Manaus), hotele. Znaczna część przejazdu była mikrobusami. Ten mój kolega i kuzyn zarazem ma wyjątkowy talent do targowania, więc wymógł na Gromadzie jakąś minimalną marżę i wyszło naprawdę tanio. Potem jeszcze powtórzył to z Meksykiem. Potem miała być Argentyna z Antarktydą, ale tego nie dożył.
W międzyczasie był w Chinach i nakupił tak sprzętu elektronicznego sądząc, że kupuje bardzo tanio. Po powrocie okazało się, że w Polsce za wszystko zapłaciłby taniej. Widać musiał kupować w jakichś sklepach dla ceprów, bo w Hong Kongu naprawdę można znaleźć dobre ceny.
My tez staramy się robić za granicą tanie zakupy, ale ograniczamy się w zasadzie do wina. Nie korzystamy wtedy z porad Marka Kondrata, ale na ogół udaje się dobrze trafić.
A ja niczego nie czyszczę, nie myję , nie sprzątam, nie gotuję i nie piekę . Jako rekowalescent okulistyczny /właśnie wróciłam ze szpitala po naprawie oka/ w pierwszy dzień idę do Synusia, a w drugi do wspominanej tu koleżanki Dańci /Krystyno przepis na krem z batatów będzie – cierpliwości/ czyli się byczę /byku to nie do Ciebie/. Chyba lubię takie święta.
Za mazurka w tym roku wystąpi placek migdałowo – pomarańczowy, a ściślej migdałowo- laskowo-orzechowo – pomarańczowy – nie mam tyle migdałów, a mam jeszcze orzechy włoskie i laskowe ; zmielę po 10 dkg wszystkiego i będzie potrzebne 30 dkg. Smakuje nam i nie jest zbyt słodki wykończony gorzką czekoladą. Tak więc ten australijski wynalazek, baba drożdżowa i pascha ozdobią stół i dostarczą rozkoszy podniebieniu (a kalorii wszędzie indziej). Z mięs odświętnych robię tylko roladę ze schabu z serem i papryką, zrazy wypiekane z borowikami i galaretę z nóżek i golonki. Do tego ze dwie sałatki, sosy, jajka, trochę szynki. I całe święta. Żurek (tym razem zupa, nie jednogarnkówka) może towarzyszyć posiłkom przez całe święta.
Blog kulinarny pana Gospodarza stal sie troche koscielno-garnizonowy. Nie szkodzi. Juz w poniedzialek zaczyna sie Pesach, czyli zadnych ziemniakow, chleba….tylko maca z Holandii i inne produkty zwiazane tylko ze swietami paschalnymi….nawet alkohol.
@byka pozdrawiam, a moze bp Glodz na impreze garnizonowa?
ozzy, piszemy o kulinariach i o wszystkim innym. Jeżeli czasem trafi się coś o generałach czy o księżach, chyba blog się nie staje od razu garnizonowo-kościelny. Zresztą piszesz, że to nie szkodzi. Na razie chyba nie widać szczególnej indoktrynacji z czyjejkolwiek strony.
Macy jadałem sporo w dzieciństwie. W Świdnicy, gdzie mieszkałem, było trochę sklepików z produktami żydowskimi. Osobiście bardzo lubiłem rogale cebulowe, szczególnie na ciepło. Były zwyczajne albo dodatkowo posypane kryształkami soli i te wolałem. Potem, gdy już nie było dla kogo ich piec, były zwykłe solanki, ale to już zupełnie nie to. W Izraelu szukałem takich rogali cebulowych z solą w piekarniach i jakoś nie trafiłem. Znalazłem je później w Paryżu przy rue des Rosiers. Było tam więcej przysmaków zapamiętanych w dzieciństwie.
Żurek! Dobrze, że Pyra przypomniała!
Ano, koniec podróży. Finansowo wyszło średnio chyba. Jedzenie i napitki tanie, autobusy barszczowo, ale wybieraliśmy dobre hotele, nie takie znowu tanie.
Samochód na 3 dni w Chile około 100$. W porównaniu z Kanadą i jej cenami – to tanio.
Wylądowaliśmy w Santiago i mimo wszelkich opłat na lotnisku trzeba było zapłacić 135$ za twarz. Nie mielismy ze sobą polskich paszportów – jako Polacy nie zapłacilibyśmy nic. Owa opłata dotyczy tylko obywateli USA, Kanady i…Albanii (oraz jeszcze jakiegoś państwa, zapomniałam jakiego), bo co prawda nie wymagają wizy, ale wymienione państwa wymagają wizy od Chilijczyków i podobnej opłaty za nią. Wet za wet.
Podobnie z Argentyną, na granicy musieliśmy zapłacić 85$ na twarz, a jako Polacy nie zapłacilibyśmy…
Trochę późno dowiedzieliśmy się o tym i nie było czasu wyrobić sobie polskie paszporty (nasze już straciły ważność).
Dobrze, że Ricardo Jr. powiedział nam o czestych wypadkach autobusowych dopiero po naszej ekskursji z Santiago do Limy. Chociaż zaznaczył, że kierowcy tej klasy autobusów są starannie szkoleni i rzadziej zdarzają się wypadki, to raczej lokalni kierowcy jeżdzą brawurowo.
Cusco, dżunglę i inne atrakcje zostawiamy sobie na zaś – o tej porze roku tam sie nie jeździ, bo leje.
Ależ ozzy styl garnizonowo – kościelny jest na topie
http://www.tvn24.pl/sikorski-o-abp-glodziu-powinnismy-uszanowac-ten-jego-troche-wojskowy-styl,313412,s.html
Minister Sikorski ma rację. Żal tylko, że Jego Ekscelencja nie został kapelanem WP. Wtedy zwyczaje wojskowe mniej by raziły.
Wyraziłem się średnio jasno. Żal, że nie pozostał na zawsze kapelanem WP.
Jako osoba z wojskowymi zwyczajami nieźle obeznana, jestem zdania, że styl prezentowany przez ekscelencję bywa używany przez:
– kaprali i sierżantów szczególnie młodszych, którzy chcą być „macho”;
-stare wygi poligonowe, co to piją między kolejnymi turami ćwiczących,
– dawno temu przez b. frontowców, którzy zostali zawodowcami. Była to kadra wywodząca się najczęściej z bezrolnych chłopów ziem wschodnich.
Reszta się tak nie zachowywała – nawet kiedy tankowała ostro.
To do której kategorii zaliczyć Ekscelencję?
Wśród dziennikarzy i operatorów związanych z wojskiem Ekscelencja nosił wiele mówiącą ksywę Sławoj Flaszka Głódź.
Nasz kolega opowiadał o Ekscelencji wiele ciekawych dykteryjek z okresu kiedy pracował w wojsku.
Haneczko, ahoj, jesteś tam gdzieś?
Myślę nieśmiało o zrobieniu czegoś na wzór słynnej Haneczkowej rolady. Tylko nie wiem czym się takiego kuraka zszywa. Catgutem???
Kobiety Gospodarne. ratujta.
Nisiu – bez Haneczki Ci odpowiem, bo się napatrzyłam – wykałaczkami, szpilkami drewnianymi, O! Upycha się je na tyle gęsto, żeby to rzadkie nie wyleciało przy przenoszeniu do keksówki i tym pospinanym kładzie się na spód – calizną do góry. Potem już temperatury zrobi swoje i pospieka – poskleja. Uwaga – nie rozpinać póki ciepłe, bo się rozlezie. Po wystudzeniu można kroi nawet cieniutko, zagrzać albo zjadać na zimno, już się nic z tym nie dzieje. Oczywista oczywistość – forma wysmarowana hojnie olejem i rolada też.
Potem tylko długo myć ręce….
Do „zamykania” gęsi i kaczki, a ostatnio także rozciętej gęsiej szyjki stosuję taką metodę
Najlepsze są metalowe szpilki, bo się nie łamią, ale kurczaka można też spiąć wykałaczkami.
Wbija się te szpilki w skórę po obu stronach (prostopadle do brzegów nacięcia) i sznuruje grubą nitką (taką do sznurowania pieczeni) lub szpagatem krzyżując końce nitek pod każdą wykałaczką.
Po upieczeniu wystarczy wyjąć szpilki, a nitka sama odpadnie.
Gęś i szyjka sznurowane
A cappello,
moje okna też już umyte.
Przez najbliższe dni nie zanosi się na deszcz, chociaż będzie raczej pochmurnie. Jak na święta? Nie wiadomo.
Menu też jeszcze nie planuję, coś tam się wymyśli do win z piwnicy.
W przyszłą środę dostawa cielęciny.
Dziś na kolację szparagi i młode ziemniaki z Egiptu. Do tego łosoś wędzony i winegret z jajami na twardo.
Witam, to mi dodaje chęci do wszystkiego.
http://praca.wp.pl/title,Ludzie-ktorzy-rzucili-korporacje-i-sa-szczesliwi,wid,15426211,wiadomosc.html
Yurek – kiedy rzuciłeś hydrę? Dla innej, czy dla własnej roboty?
Pyro, co to jest hydra?
Hydra, to taki potwór – wąż. Ma 7 albo 9 głów i jeżeli taki łeb uciąć, to odrasta. Czasem mówią „hydra” na agresywne korporacje.
Nie mylic z hydrantem.
Kocie!
Drogi Panie Redaktorze, o „duchowym” przygotowaniu Pana Redaktora do Świąt Wielkanocnych już wiemy:
” Przygotowując się do Wielkanocy należy zadbać też i o strawę duchową. A cóż może być lepszego niż opowieści, które przedłożył światu Anthelme Brillat-Savarin i zatytułował jakże trafnie ?Fizjologia smaku albo medytacje o gastronomii doskonałej?.
O staranności doboru „żarełka i popitków” – także.
A wolno zapytać, czy wie Pan Redaktor, po co są i co to są Święta Wielkanocne?
Za przeproszeniem, to trochę tak, jakbym z okazji Święta Zbiorów (Święto Namiotów) pojechała pod namiot i opiła się winem, bo jest to okazja podziękowania Bogu za pomyślność zbiorów owoców i winogron.
Mądre to?
Pyro, Nemo, dzięki.
Tak jak Nemo, sznuruje drób niejaki Jakubiak (w sezonie). Widziałam to, ale chciałam dowiedzieć się o konkretnej roladzie, konkretnej Haneczki, która to (rolada, choć Haneczka z pewnością też) jest niesłychanej dobroci.
Witam wieczorową porą!
Spotkanie warszawskie odbyło się a jakże w miłej atmosferze, ale nie w zapowiadanej Czekoladziarni, bowiem już jej nie ma, a jest tam tylko piwo, ale w Pionie i Poziomie na Oleandrów, które znalazłyśmy po drodze. Jedzenie okazało się tam bardzo smaczne, wino również, a ceny bardzo zachęcające. Polecamy. Towarzyszkom serdecznie dziękuję za bardzo miły, teoretycznie wiosenny wieczór, mimo padającego śniegu.
Za Małgosią powtórzę – wieczór był pyszny! Choć w planie było wiosenne łasuchowanie w czekoladowni, której witryna internetowa kusiła czekoladą na tysiąc sposobów. Okazało się, że w miejscu zachwalanej czekoladowej oazy jest teraz bar całkiem nie czekoladowy. Może i dobrze się stało, bo choć z początku mocno zawiedzione, nieopodal znalazłyśmy bardzo miłe miejsce do biesiadowania. Tak więc mini zjazd wiosenny zapisujemy do bardzo udanych i to pod każdym względem. Pyszne jedzenie, przemiła właścicielka, galeria obrazów artysty, który zrezygnował z Londynu żeby osiedlić się w Warszawie. Tu sznureczek: http://www.pionypoziomy.pl
Rzeczywiście,wieczór przewidziany w nieistniejącej już,jak się okazało „Czekoladziarni Amor”udało nam się absolutnie i bez dwóch zdań przekuć w sukces pod nowym,tak
na szybko znalezionym adresem.Jolinek wypatrzyła sokolim wzrokiem ów „Pionowo Poziomy”szyld.I chwała Jej za to !
Nasze babskie plotki mają urok jedyny w swym rodzaju,a jeśli towarzyszy im lekkie, portugalskie białe wino,trochę makaronu,krewetek,wątróbek czy łososia,to gadać można bez końca…….I tak właśnie się dzieje 🙂 Jedynie rozsądek wygania nas w końcu w domowe pielesze.
Podoba mi się oferta menu tej restauracji. Dania proste, karta niezbyt rozbudowana (4 pozycje każdego asortymentu) ceny też rozsądne. Jeżeli jedzenie jest troskliwie przygotowane z dobrych produktów, to mogą odnieść sukces. Ludzie lubią kuchnię włoską i pokrewne.
Dziewczyny, zazdroszczę nastroju i ploteczek.
tak .. tak .. było super … wino piłyśmy dzisiaj włoskie .. aż 2 litry poszło … 🙂 … portugalskie też jest ale włoskie było delikatniejsze i takie nam podano do naszych dań .. dowiedziałyśmy się też, że wiele produktów dostarcza się do kuchni prosto z Włoch .. moja wątróbka pycha … ceny bardzo przystępne … a z malarzem Anglikiem mieszkającym w Warszawie pogadałyśmy osobiście ..
miejsce na spotkania i pogaduchy bardzo stosowne .. i dobra lokalizacja .. 10 m od ul. Marszałkowskiej w zacisznej uliczce .. a obok był jakiś wernisaż wesoły … no i dostałyśmy ręcznie malowane pisanki od Magdy – kuzynki Danuśki .. wieczór przemiły … 🙂
Alarm w woju, hrapliwy ryk: szereg równaj!
– i wy tam, w czerwonej czapeczce!
– obywatelu sierżancie, to jest hydrant
– hydrant, nie hydrant, u mnie i akademicy stoją na baczność.
hydra to małe piwo;
dopiero na widok centaurów wiesz, że skonczyły sie żarty, a zaczynaja schody…
@pepe:
chrapliwy, hyba…
Byku,
gdyby Pepegor miał przez przypadek zachciankę powtórnego podejścia do matury – korepetycje z bieżącej konwencji ortograficznej zapewnione, nicht wahr? 😀
Nota bene, misie bardzo podoba idea dźwięcznego ha w [hraplivy]… w [hyba] zresztą też! 😀
Tylko coraz mniej się słyszy owo dźwięczne ha wymawiane naturalnie-odruchowo a nie dla wywołania efektu komicznego…
Krystyno, okna mam bezfirankowe i gdy słoneczko „przyjarało” pięknie przedwczoraj — nie było wyjścia! 😀
Dzisiejszej nocy spadła kolejna dostawa przeuroczego śniegu. Znaczy – pochlapie je dopiero roztop z dachu – nie szkodzi, przetrze się w parę sekund dolną część zewnętrznej tafli kuchennego, północno-zachodniego (po ociepleniu parapety mają ponad 30 cm szerokości i dobrze chronią okna południowo-wschodnie)… — i juszsz 😎
Ale trzeba uważać – w tęże samą środę Mama (wczoraj okrągłe urodzinki!) wzięła się do… malowania okna balkonu-loggii… bo było tak ładnie i nawet ciepło a przecież się stosownie ubrała… I się dziwi, że katar ją dopadł. Tam było, obok marcowego słońca, znacznie więcej śniegu (starszego-zmrożonego i dosypanego w pn-wt), niż w krk; dzisiejszej nocy jeszcze „dowaliło” tu i tam… — biała i mroźna Niedziela Palmowa na horyzoncie?… [ha bahdzo dźwięczne!… z egzaspehacji :twisted:] 😀
dzień dobry ….
Krysiude dobrze żeś szybko w domu po zabiegu … 🙂
nam też napadało …
obejrzałam ten sznureczek, który podała Barbara do miejsca w którym byłyśmy wczoraj i niestety ale słaba ta strona .. zdjęcie lokalu to chyba z tej części w której jest teraz remont a w tej w której byłyśmy jest bardziej artystycznie … menu się zgadza … brak obrazów …
Jolinku – też mnie to zdziwiło, bo jednak sympatyczny klimacik wnętrza, to dopełnienie sukcesu i to nas tak bardzo ujęło 🙂 . Może tę stronkę dopracują…
Krysiude, też się cieszę, że się pokazałaś, wczoraj łączyłyśmy się z Tobą myślami 🙂