Smak Polski
W końcu bieżącego tygodnia w ośrodku Złota Góra (Ojców) odbędzie wielki zjazd ludzi, którzy dbają o smak polskich potraw. Tu bowiem wyznaczył doroczne spotkanie polski oddział Slow Food. Przyjadą restauratorzy, producenci żywności, handlowcy – słowem miłośnicy dobrego jedzenia. Przez dwa i pół dnia będą omawiać plany na kolejne miesiące. A organizacja ta w naszym kraju sporo już dokonała patronując produkcji dobrego chleba, popularyzując zapomniane dawno a doskonałe odmiany kartofli, prowadząc doradztwo rolnicze i zajmując się działalnością wydawniczą. Będzie mowa także o festiwalu smaków, spotkaniach filmowych i planach następnych książek.
W harmonogramie spotkania znalazłem też punkt, który mnie najbardziej zainteresował: opracowanie programu edukacyjnego dla szkół. Od paru lat mówię i piszę z wielką zazdrością o lekcjach smaku, które są w programach szkół francuskich. Małych Francuzów uczy się smaku potraw i produktów z ich regionów. To bardzo ważne, by każdy znał i umiał rozpoznać smak ojczystych potraw. Jestem pewien, że ten punkt programu będzie dobrze przyjęty przez uczestników oraz – co ważniejsze – przez młodzież, której (mam nadzieję) będzie prezentowany. Zajmuje się nim bowiem Agnieszka Kręglicka, której talent kulinarny na wielu polach od lat podziwiam.
Tym bardziej żałuję, że nie będę mógł w tych obradach uczestniczyć. Wyjeżdżamy bowiem z Barbarą wprawdzie na krótko ale w podróż od dawna planowaną i związaną z konkretną datą. Jeśli jednak plan Agnieszki Kręglickiej będzie realizowany to chętnie się do niej przyłączę.
Tymczasem zaś w ramach popularyzowania dań regionalnych a zapomnianych – co też jest jednym z zadań Slow Food – przypomnę dwa przepisy. I mogę to zrobić z czystym sumieniem, choć główny produkt wchodzący w ich skład jest Polsce pod całkowitą ochroną. Ale przecież granice są otwarte i w nieodległym Berlinie ten produkt jest całkiem legalnie sprzedawany. Gdy zobaczyłem go na wystawie sklepu rzeźniczego to kupiłem spory zapas. A tym tajemniczym produktem są SMARDZE. Ach cóż to za pyszne grzyby!
Pierwszy przepis jest stosunkowo prosty. I dziś na obiad właśnie TO przyrządziłem.
Smardze z sadzonymi jajami
Mała paczka suszonych smardzów, jajka (po 2 na osobę)i jedno dodatkowe żółtko, natka pietruszki, gałązka bazylii, masło, pół szklanki bulionu, cytryna, pieprz, sól, ziele angielskie, liść laurowy
Grzyby namoczyć w letniej wodzie. Gdy zmiękną osączyć, posiekać i podsmażyć na maśle z drobno posiekaną cebulą. Dodać posiekaną natkę pietruszki, gałązkę lub dwie bazylii, zalać bulionem i zagotować. Wyjąć zieleninę natomiast dodać przyprawy i zaprawić żółtkiem. Gotować przez chwilę aż płyn w znacznej części odparuje i wyłożyć na półmisek. Na wierzchu przykryć sadzonymi jajkami usmażonymi na maśle z odrobiną soli i świeżo zmielonego pieprzu. Jajka skropić też sokiem z cytryny.
Ciekaw jestem czy tym, którzy rozczarowali się do trufli będą smakować smardze. Berlińczykom podpowiadam, że są one w ciągłej sprzedaży u rzeźnika przy Guntzelstrasse vis a vis domu, w którym mieszkaliśmy podczas berlińskiej wycieczki z wnukiem, opisanej tu wczesną wiosną.
Drugi przepis jest znacznie bardziej skomplikowany. Jego autorem jest bowiem – też znany Wam dobrze – Karol Okrasa. Przy jego mistrzostwie liczba produktów i kilka stosowanych technik gotowania nie stanowią żadnej przeszkody. Amatorom jednak utrudniają gotowanie. Można więc wg. własnego gustu uprościć ten przepis. Ja np. zrezygnowałem z wina musującego na korzyść kilku kropli miodu pitnego, który bardzo często używam właśnie do smażenia piersi kurczaka. Rezultat wspaniały. No to do patelni!
Piersi kurczaka ze smardzami
50 g suszonych smardzów, 1 szklanka bulionu drobiowego, 4 łyżki masła, 1 cebula, 100 g pieczarek, szczypta tymianku, 1 szklanka śmietanki, kieliszek brandy, 4 piersi kurczaka, 1 łyżka oleju słonecznikowego, pół szklanki wytrawnego wina musującego, sól , pieprz.
Smardze opłukać pod bieżącą wodą , w rondlu zagotować bulion , dodać smardze , pogotować chwilę , zdjąć z ognia , odstawić na godzinę. Smardze wyjąć , posiekać , zostawiając kilka w całości . Pieczarki i cebulę drobno posiekać , na patelni rozgrzać 2 łyżki masła , dodać cebulę , zeszklić , dołożyć smardze i pieczarki , smażyć około 2 min , dolać brandy , doprawić tymiankiem , solą i pieprzem , wlać pół szklanki śmietanki i dusić kilkanaście minut , aż sos zgęstnieje , tworząc coś w rodzaju farszu. Każdą pierś naciąć , tworząc kieszenie , w które kłaść grzybowy farsz , kieszenie spiąć wykałaczkami . Rozgrzać resztę masła z olejem , włożyć piersi i smażyć ok. 8 min z każdej strony na średnim ogniu . Piersi wyjąć na talerz , na patelnię wlać wino i gotować , aż połowa płynu odparuje , dodać wywar spod smardzów , znów gotować , aż połowa odparuje , dodać resztę śmietanki , po 2 – 3 minutach dołożyć piersi i zachowane całe smardze , całość doprawić solą i pieprzem , gotować razem około 5 minut na malutkim ogniu i podawać.
Komentarze
Dzień dobry z pobielonego Poznania.
Obydwqa przepisy bardzo mi się podobają i nawet ten p.Okrasy jest mniej udziwniowny, niż zwykle. Smardzów nie mam. W ogóle nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam smardze, lata świetlne temu W dzieciństwie jadaliśmy je dość często, bo mój Ojciec lubił befsztyki ze smardzami. Było to jadło odświętne, niedzielne i sezonowe. Potem wprowadzono ścisły zakaz zbierania tych grzybów, polędwica nieprzyzwoicie zdrożała i taki stan trwa do dzisiaj.
Pyry dzisiaj też mają grzybowy obiad – kluski typu pyzy drożdżowe i pieczarki wśmietanie do tego – w pieczarkach dużo majeranku, pieprzu i zielonej pietruszki.
Smardze (tureckie, pakistańskie itp.) są dostępne w każdym sklepie spożywczym w Helwecji, przypuszczam, że i w Niemczech też. Tu są popularniejsze, niż suszone borowiki. Już kiedyś wspominałam, że po namoczeniu należy je rozciąć wzdłuż i sprawdzić, czy nie są „dociążone” kamyczkami lub kawałeczkami żelaza 😎
Do pierwszego przepisu mam zastrzeżenia, że sosu zaprawionego żółtkiem nie tylko nie należy gotować, aż się zredukuje, ale w ogóle nie powinno się gotować 🙄
Smutno zaczął się dzień. A smutny już jestem od wczoraj. Dostałem książkę wygraną w konkursie i okazało się, że nie ma żadnej dedykacji od Gospodarza. Pierwszy raz cos takiego się zdarzyło. Rano zajrzałem na blog Doroty z Sąsiedztwa i okazuje się, że przy tamtym stole kilku naszych dawnych współbiesiadników zasiadło na stałe. M.in. Helena, Bobik i WandaTX. Przeczytałem wiersz Bobika, w którym wplecione było „Choć siedź ty i płacz”. Nie pamiętam tego zwrotu od wczesnej młodości. Wówczas bardzo często tego zwrotu używał Kazimierz (Boguchwał) (Korybut) Orzechowski, ksiądz ze Złotopolskich i kapelan w Skolimowie, a w młodości aktor, później duszpasterz ludzi teatru pod opieką kardynała Wyszyńskiego. Jeszcze nie tak dawno autor pięknych reportaży TV z Rzymu i z Ziemi Świętej. Właściwie nie reportaży a refleksji dotyczących miejsc ważnych chyba nie tylko dla wierzących.
Stanislawie, pewnie siedzisz w temacie, chodzi mi o prezent dla kogos, w ktorej z kiazek Jana Pawla jest, o tym co on propagowal, a wiec on nadzieji…., ktora mam kupic?
….jest mowa…
Do Stanisława, to z pospiechu i roztargnienia. Przy następnej okazji będzie podwójnie.
ciekawe czy u nas są gdzieś smardze suszone? …. już niedługo 100 tysięczny wpis …. 🙂 …
Morag, trudne pytanie. Dorobek Karola wojtyły zanim został papieżem i dorobej JPII jest ogromny i bardzo zróżnicowany pod względem charakteru. Są też opracowania myśli Jana Pawła II dokonane przez innych autorów. Myślę, że polecałbym osobiście najbardziej 2 pozycje: 1.”Pamięć i tożsamość” napisana pod wpływem rozmów przeprowadzonych przez JPII w 1993 r. z Krzysztofem Michalskim i Józefem Tischnerem. Byc może jestem stronniczy i wybieram pozycję związaną z jednym z najbardziej cenionych przeze mnie kapłanów – Józefem Tischnerem. 2. 1994 „Przekroczyć próg nadziei” – wywiad rzeka przeprowadzony koresponedencyjnie przez włoskiego dziennikarza Vittorio Massoriego. Ewentualnie jeszcze „Nadzieja większa od wszystkiego” –
Myśli Jana Pawła II w wyborze Jerzego Klechty. Wszystkie można dostać w księgarni internetowej gloria24.pl. Tu sznureczek: http://gloria24.pl/ksiazki.php?akcja=spis_pozycji&iKatId=23&PHPSESSID=6f92e8e0c930a6a81ecf7b7e09b83364
Dziekuje, wybiore to z wspanialym ksiedzem profesorem.
Pokrzepił mnie Gospodarz. Rozumiem, że jeśli jeszcze coś wygram, będzie z dedykacją Pana Piotra i Pani Barbary.
Nikt nie komentuje mojego zaniepokojenia ubyciem paru osób przy tym stole. Mam nadzieję, ze nie ja je wystraszyłem zbyt jednostronnymi światopoglądowo wpisami. To chyba zdarzyło się we wrześniu, a wtedy nie było mnie przez 3 tygodnie. Wolne miejsca się powoli zapełniają, ale Bobika i Heleny bardzo mi brakuje, Doroty z Sąsiedztwa też.
Jolinek,
Owszem są :
http://www.grzybowysklep.pl/produkty/szczegolowy_opis/32-suszone_grzyby_smardze__
Ale cokolwiek drogie ! To może już niech nam pachną swojskie
borowiki 🙂
Danuśka dzięki …faktycznie drogie … to jak też wole borowiki …:)
Ja tam wole borowiki od mojego szkolnego kolegi Wacka, piekne i dobrze wysuszone, no i mam jeszcze maslaczki z poznanskiego…
Jak myślę o grzybach to obowiązkowo przypominaja mi się też kurki,
jakie co roku przygotowujemy,kiedy sezon kurkowy nastanie.
Najpierw odparowane,potem przesmażone na maśle z czosnkiem i
zieloną pieruszką. Palce lizać 🙂
Mała paczka suszonych smardzów to ca 15 g. W Helwecji cena jest dwukrotnie wyższa: 100g kosztuje ok. 100 Fr.
Opowiadałam tu kiedyś, jak moja pociecha w trakcie 2-dniowej praktyki w aptece została posłana do sklepu w celu zakupienia 300 g smardzów. Stary aptekarz nie sprecyzował – jakich. Ponieważ świeżych nie było, choć był właśnie sezon, dziecko bez wahania nabyło 300 g suszonych za ponad 300 Fr. 😯 Aptekarz wyposażył panienkę w kartę płatniczą, więc problemów przy kasie nie było, szok zleceniodawcy (o ile nastąpił) – dobrze ukryty, ale te zakupy zrobiły wrażenie na nas wszystkich – nieaptekarzach 😉
W przypadku kurek to tym tazem bez czosnku ale podobnie z pietruszka, rzeczywiscie palce lizac, wiecie co ide spac, szkola, szkola. wrrrrr… kto powiedzial, ze do szkoly trzeba latac o swicie
U mnie smardze wyrastają co wiosnę w ogródku na klombach wysypywanych korą. Za pierwszym razem byłem dość nieufny i długo sprawdzałem atlas grzybów. O całkowitej ochronie wiem, ale pachniały tak pięknie, że musiałem ich spróbować. Były boskie.
Czy ochrona dotyczy smardzy rosnących w moim ogródku? Chyba znam odpowiedź, ale się łudzę, że nie łamałem prawa przez ostatnie parę lat 😉
Stanisławie,
ja też ubolewam nad zniknięciem niektórych bywalców tej kuchni, ale wychodzę z założenia, że obecność przy tym stole jest dobrowolna i nikt na siłę nie będzie karmiony i przetrzymywany, jak nie przymierzając u jakiegoś Sanguszki 🙄 Jak komu towarzystwo nie pasuje, albo atmosfera (podobno duszno tu u nas 😯 ) to udaje się gdzie indziej, gdzie uśmiechy, dusery, świrkanie, głaskanie prawie na śmierć itp. Jak go zemdli, to szuka dalej…
Pawle,
nam się udaje znalezienie kilku smardzów na sezon, podczas gdy moja przyjaciółka w kantonie Vaud sadystycznie donosi mi w maju o znajdywaniu kolejnych kilkunastu do kilkudziesięciu egzemplarzy 😯 Nie sądzę, aby hodowane przez Ciebie (no przecież nie są dzikie – dałeś im substrat) grzyby ktoś mógłby zabronić Ci zjeść. Ja w każdym razie na Ciebie nie doniosę, choć z całego serca zazdroszczę 😉
Borowiki, borowikami, ale smardze sa pyszne. W czasie ostatniego pobytu w Poznaniu w restuaracji mi smaku narobili, ale sie okazalo, ze jak raz swiezych nie mieli. Wybaczylam, bo jedzenie w Todze jest tak dobre i obsluga tak mila, ze co ja sie bede boczyc. Szczegolnie, ze w zamian dostalam rydze 😀
Smarydze?!
Pozwólcie,że skomentuję jeszcze jeden wątek poruszony przez
Gospodarza – edukacja kulinarna w szkołach.Cóż za smakowity
pomysł ! Ale obawiam się,że w polskiej,szkolnej rzeczywistości
na marzeniach o wyśmienitym smaku się zakończy:(
A przecież,o ile milej byłoby degustować w klasie np.kwaśnicę
z grulami 🙂 niż pisać kolejną klasówkę o…… mitochondriach i epidermach 🙁
Nemo, dzięki 😉
Tak sobie w duchu myślałem, jednak kiedyś spotkałem ortodoksów (już ich nie zapraszam), którzy prawie na mnie donieśli na policję.
U mnie ostatnio było ich (smardzy) ok. 40 sztuk. Starczyło jako dodatek do dwóch obiadów.
Nirrod,
masz rację, smardze są pyszne i zupełnie nie do zastąpienia innymi grzybami. Zresztą większość grzybów ma swój specyficzny, niepowtarzalny smak i nie ma co kombinować z surogatami 🙁
Nemo,
Ja tu wcale nie czuję żadnej duchoty, wręcz przeciwnie, czuję się pozytywnie dotleniony i przewietrzony 😉
Psiak po raz pierwszy połaził po śniegu. Podobało mu się, wąchał zapamiętale, natomiast nie znalazł dostatecznie przytulnego miejsca na wychodek. Przyzwyczai się do jutra, że jak śnieg, to wszędzie. Czyste są chodniki i ulice ale on przenigdy z takich miejsc nie korzystał i mam nadzieję, że mu to dobre przyzwyczajenie zostanie.
Korzystając z informacji Danuśki i Nemo doszłam do wniosku, że mała paczka smardzów powinna kosztować ca. 22 złote, czyli świątecznie do wytrzymania np do kaczego biustu albo właśnie befsztyków, ale pewnie sobie daruję. Polskie grzyby suszone mam, a wolę dołożyć następne 12 do tych 22-óch i kupić drugą kaczkę. Jedna wtedy może być klasyczna, z jabłkami, a druga na dziko, albo jednego dnia piersi z obydwu kaczek w miodzie, glazurowane. w jabłkach i z orzechami, a drugiego 4 udka duszone w czerwonej kapuście i czerwonym winie. Radyjko miałby skrzydła, szyjki i grzbiety.
Stanisławie – to prawda, brak kilku osób ale jest to wynik m.in zbyt nachalnej pedagogiki społecznej i presji nie do wytrzymania na dłuższą metę. Klasyczny przypadek o brukowaniu piekła dobrymi chęciami. My się zbuntowaliśmy, kilka osób się obraziło i efekty widzisz .
Smarydze też pyszne, ale nie mają tego walory rzadkości występowania co smardze. Pawle, własna grządka zwalnia z wszelkiej odpowiedzialności za wycinanie chronionych roślin. Inaczej ze zwierzatkami, które się przyplączą. Zwróć uwagę, że nawet szarotki można dostac czasem w kwiaciarni, choć są pod ścisłą ochroną. A co na grządce, to sztucznie hodowane, nawet, gdy nie wiadomo, skąd się wzięło.
Moja wnusia, która za 2 miesiące kończy 3 lata, też wczoraj zachowywała się, jakby śnieg widziała po raz pierwszy. A spadł w Helsinkach w ogromnych ilościach. Bałwan ulepiony i zjazdy saneczkowe zaliczone.
Biusty kacze nieporównane w pomarańczach, kiedyś podawałem przepis prowansalski.
Jeszcze o leginach vel legginsach. Żabo (nie jestem w stanie napisać „Stara”), pewnie w domu bym coś na wzór leginsów znalazł, a może i prawdziwe getry. Ale pakując się na wieś poprzedniego dnia (następnego Moja przyjechała z Gdyni do Gdańska, gdzie pracuję, a wieczorem byliśmy na koncercie i stamtąd prosto na wieś 90 km) nie przewidywaliśmy śniegu. Wychodząc z koncertu na Ołowiance widzieliśmy, co się dzieje, ale już było za późno na właściwe zaopatrzenie przeciwśniegowe.
Wy o sniegu, a tutaj popaduje deszcz. brrrrry.
Danuska ja tam wole, zeby moje dziecko wiedzialo, co to mitochondria i epidermia.
Ja im wiedzy o jedzeniu nie odmawiam, ale wlasne doswiadczenia z lekcji gotowania w szkole podstawowej mam raczej srednie. Innymi slowy czas na to w programie by sie znalazl, ale czy nauczyciele? Do tego podsawa dobrej kuchnie sa dobrej jakosci skladniki, na ktore wiekszosc szkol nie stac.
Był sobie rok w rok, niestety, jeden. Chuchałam, dmuchałam, od 2 lat się nie pojawia. Rozgladałam się po okolicy – jak jest jeden, to powinno być więcej? Musi ślepam, bo nie znalazłam. Pawle, jaka kora? Może podsypię i znowu się pojawi? 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/hpim0928.jpg
Getry wyrabiałam dla znajomych wspinaczy, z wełny. To były czasy!
Stanisławie, Bobik i Helena? Proponuję zajrzeć tu – http://www.blog-bobika.eu/ .
Pozdrawiam, Teresa
Tereso, wiem, zaglądam tam i czytam, tylko nie piszę. Czytam w pierwszej kolejności wiersze Bobika. Tam właśnie było „choć siedź ty i płacz”, co wzbudziło wspomnienia dzieciństwa.
Alicjo, jesteś uniwersalna. Zdjęcia zatoki, kusy szlafroczek, getry dla wspinaczy, różne potrawy i jeszcze taki smardz na grządce. Też bym chciał wiedzieć, co to za kora. Widzę to na własne oczy i wierzę, że to możliwe w przeciwieństwie do hodowli trufli. Chociaż wyhodowanie choćby jednej dobrze wyrośniętej (tak z 1,5 kg) warte by było niemałego zachodu. A co do miejsca pojawiania się, to zauważyłem, że w naszym wiejskim ogródku kozaki rosły w jednym miejscu przez jakieś 3 lata, po czym przeniosły się o około 2 m. Teraz rosną o dalsze 2 w bok. Ale cały czas wokół brzózek. Maślaki wysypują co roku o 1-1,5 m przesunięte w stosunku do poprzedniego, przy czym jest ich coraz więcej. Kanie zawsze w tym samym miejscu, przy samym płocie obok drewutni, ale tylko 2-3 w roku.
Alicju,
Po chyba 4 sezonach ze smardzami zauważyłem, że najchętniej pojawiają się na korze wysypanej rok wcześniej. Miesiąc temu wysypałem 10 worków kory, żeby zachęcić smardze do większego wysypu. Jest to kora sosnowa grubo mielona. Najlepiej rosną w miejscach, które nie są wystawione na słońce przez cały dzień i gdzie zawsze pozostaje sporo wilgoci.
Smardze mają tak charakterystyczny zapach, że mogę ich szukać prawie po omacku. Najpierw na niuch sprawdzam czy już je czuć i w której części ogrodu, a potem zaczynam buszować po klombach na czworaka. Moja żona mówi, że mógłbym się wynajmować do szukania trufli 😉
Stanisławie, polecam jeszcze – http://www.blogi-polityczne.liiil.pl/index.php?a=kod&u=bobik&all_reviews=1 , gdzie pod komentarzami jest możliwość dopisania własnego wraz z oceną od 1 do 5. Osobiście zgłosiłam blog do rankingu więc zasługa/wina – moje są.
Stanisławie, Bobik by się z pewnością ucieszył z informacji zwrotnej na blogu „czytelnika”.
„od” mi się zjadło. Winno być: od czytelnika. Pzepraszam.
Smak Polski.
Pisałem już parokrotnie o prowadzonych tu badaniach i próbach hodowli kurek i trufli – nie będę się więc powtarzał (to po co ja się powtarzam?).
Chętnym służę odsyłaczami do informacji. Ciekawe.
Okazuje się, że tutejsi hodują nawet smardze!
Tereso, Bobik mnie dziś powitał na blogu Doroty Szwarcman, a ja mu odpowiedziałem i wyjasniłem, dlaczego na jego blogu na razie się nie wpisuję. To tylko kwestia braku czasu. W tej chwili i od tego stołu czesto muszę odchodzić. To pierwszy taki stół, przy którym zasiadłem i nie będę się przesiadał dopóki nie będę mógł zasiadać przy paru na raz.
a ja się czuję dobrze i tu i tam i nie psujcie mi tego …. 🙂
uczenie w szkole gotowania i smaków wspaniały pomysł … a gospodarze powinni napisać z brzuszkiem podręcznik dla chłopców i dziewczynek … 🙂 …
Jolinek, z jakim „brzuszkiem” bo nie rozumiem?
Może z Brzuchem?
brzucho tu pisze a ja na niego mówię/piszę „brzuszek” bo mi tak pasuje … mam nadzieję, że się nie obraża za to na mnie … 😀
Jolinku – Brzucho z pewnością Ci wybaczy, chociaż ja rechoczę na samą myśl, że ktoś to Brzucho nazywa Brzuszkiem! Lubię naszego Giena i to bardzo ale „Brzuszek”? No dobra,, pisz sobie jak chcesz.
Andrzeju Sz. – już dawno chciałam Cię zapytać o tę hodowlę grzybów, Ja nie wszystko rozumiem z podanego artykułu. Mógłbyś zrobić streszczenie dla niekumatych językowo?
Pyro,
Streszczę. O hodowli trufli?
ASzyszu – raczej te kurki mnie rajcują. Z łakomstwa
A mnie te smardze. Grzyb na zdjęciu Alicji po prostu pcha się do gęby nawet na surowo. Pewnie, że wiem, że surowych się nie je.
Pyro,
takie samo odczucie 😉
ASzyszu,
dawaj o tych smardzach, ale w ludzkim języku. Mój Szwed ostatnio na mnie obrażony i mi nie przetłumaczy.
Szyszu prosze o truflach i kurkach i o reszczie
Rozsypuje kore sosnowa od lat a tu nic. Czasami pojawiaja sie jakies grzyby troche podobne do duzych rydzów. Moze to to tylko ja nie mam pojecia.
A sniegu jak nie bylo, tak i niema. Jutro reperuja moje kopyta a potem w droge na zakupy. Dobrze, ze niema granic, chociaz po wegierskiej stronie ichni celnicy lowia trnsporty ludzi i malych piesków. Znowu bylo kilkadziesiat sztuk. Maluchy laduja w schronisku które nazywa sie Arka Noego.
Pan Lulek
O truflach i kurkach napiszę jak pozbieram nieco materiałów. Smardze hodują tu hobbyści na niewielką skalę i wygląda na to, że z powodzeniem. Co mi sie udało wyczytać, to to, że aby rozrastać się grzyby te potrzebują nieskażonej (sterylnej) ziemi oraz celulozy.
Kopią więc dół, na dno kładą warstwę gazetowej makulatury i przykrywają ją ziemią wykopaną z tej głębszej części dołu bo tam ponoć nieskażona.
O innych grzybach będzie bardziej „naukowo” czyli wiarygodniej (?)
Młoda przyleciała głodna, a tu zamiast gorących pyz z pieczarkami, przebierz się kobieto, zwierza na smycz i do lasu Po porannym taplaniu się w śniegu przespał caly dzień, teraz musiał wyjść natychmiast. W domu też dzisiaj dla niego nieprzyjemnie – pralka ęchodyię, a on nie ynosi elektrzcynzch silnikw. Trudno, u ha, ha”
smakow to moj niewyparzony jezor rozpoznaje cztery.
Mianowicie:
1/ slony
2/ kwasny
3/ slodki
4/ gorzki
I obojetnie jakbym się nie spinal to i tak nic wiecej nie wyjdzie. Przyczyna jest prozaicznie prosta. Wiecej nie rozroznia sie rodzajow smaku. Niekiedy komorki smakowe zanikaja w mojej jamie gebowej i ozywiaja sie na nowo dopiero po paru dniach. Dlugo to trawlo, prowadzilem badanie na wlasnym organizmie, zanim znalazlem przyczyne takiego stanu rzeczy.
Johny, chyba ściemniasz, jak mówią młodzi. Kolory podstawowe są nawet 3 nie 4, a oko rozróżnia miliony barw i odcieni, z czego do kilkudziesięciu potrafimy nazwać.
Johnny wymienił podstawowe smaki poza umami – smakiem kwasu glutaminowego w białkach, ale i np. w pomidorach.
Do tego parę szczegółów. Zmysł smaku chybe jest jakoś powiązany z zapachem. Tak samo działające smakowo bodźce, ale różniące się zapachem, smakowo odbieramy inaczej. Wystyępuje też czasem takie odczucie, że smak nie pasuje do zapachu. Szczególnie przy winie, gdy wydaje się po bukiecie, że już smak tego wina czujemy, a tu niespodzianka. Czasem miła, a czasem nie. Łotr uznał, że wysyłam zbyt szybko. Tym razem może miał rację.
Jaki smak ma jajko na miękko bez soli?
Stanislaw tab d. szybko bo sie juz spiesze
oczkiem to Ty moze widzisz ale odrozniasz w mozgownicy i nie to o czym piszesz
na ra
pa
Uderz w stół… 😉
Nie miałem ani przez moment i nadal nie mam zamiaru traktować mojego blogu jako konkurencyjnego wobec „Gotuj się”. Jeżeli ktoś to tak chce widzieć, to wbrew moim intencjom. Wyjaśniałem już, dlaczego teraz rzadko pojawiam się tutaj i zapraszałem serdecznie tutejszych Bywalców na swój blog, nie namawiąjąc nikogo do rezygnacji z siedzenia przy tutejszym stole. Cieszę się bardzo, że są osoby, które i tu i tu się dobrze czują.
Na blogu Bobika poruszane są tematy, które w formule blogu kulinarnego się nie mieściły i chyba to, że znalazły miejsce gdzie indziej, było i dla „Gotuj się” z pożytkiem. Ja przynajmniej taką miałem nadzieję, że robię coś pożytecznego. 🙂
Korzystając z okazji serdecznie macham ogonem miłemu Gospodarzowi i Gościom, do których odczuwam niezmienną sympatię. 🙂
Pewnie, że w mózgu, ale potocznie mówimy o oku.
Wywołaliśmy, chciałem napisać „wilka z lasu” – zupełnie bez sensu, Bobika i się zjawił, a ja tymczasem uciekam.
Chryste, znowu pada! Dach na wiacie siadł – na razie złamała się tylko jedna skrajna łata, ale wiele innych wygląda podejrzanie. Wiata ma 60 m długości, 1/3 zajmowała kiedyś suszarnia zielonek, w dachu były dziury na kominy i chyba to jest główny powód, że ta część dachu czuje się gorzej niż pozostałe 2/3; już miałam zamawiać nowe łaty, kiedy mnie oświeciło, ze prościej będzie z tej części wiaty – chwilowo nie służącej do niczego sensownego – zdjąć dach, blachę użyć na pokrycie nowych boksów (akurat mi potrzebna), a łatami nadającymi się do użytku podreperować zawczasu pozostałą część dachu. Jak wygram na loterii (a nie gram, musze zacząć) to urzeczywistnię stary plan: zrobię w tym miejscu magazyn, albo… kolejną stajnię.
Chyba zapomniałam, choć plan był, zainteresowanym wkleić – http://miasta.gazeta.pl/bialystok/1,35233,5950315,Smierc_kultury_w_Wigrach.html .
witam
a niby dlaczego miałbym się za „brzuszka” obruszać?!
:::
co do uczenia dziatwy jedzenia
(jakie to fajne, że można to słowo odczytać dwojako)
to od dłuższego czasu chodzi za mną aby coś z tym zrobić
tyle, że pisanie książki byłby ostatnim pomysłem na który bym przystał
dzieciakom (ale i dorosłym) potrzebny jest kontakt
jak najbardziej bezpośredni, wręcz na dotyk, smak, węch…
:::
widziałem w Turynie, na Salonie Smaku (Slow Foodu)
jak Włosi uczą swą dziatwę poznawania jedzenia
te małe bachory są w stanie odróżnić kilkanaście warzyw, owoców..
radzą sobie z serami, pieczywem..
(choć włoska oferta wypieków jest uboga przy naszej)
smakować i dopiero słuchać co i jak
taka droga wydaje mi się najlepsza
:::
chciałbym jeszcze otworzyć podobne zajęcia dla…
kucharzy, tych jeszcze niedouczonych, czyli szkół gastronomicznych
i bardziej mi chodzi o kuchnie i specjały regionalne
:::
do Ojcowa nie pojadę, bo nie
co nie znaczy, że nie będę robić czegoś w duchu Slow Food
(chodzi mi po głowie kilka niezłych pomysłów)
Moje dzieci (chłopcy) miały w szkole podstawowej normalne zajęcia z praktycznej umiejętności gotowania i podawania posiłku. Połączone oczywiście z przygotowaniem posiłku w szkolnej kuchni/stołówce dla całej klasy. Pamiętam, że mieli tam nawet kilkakrotnie dyżury.
Jedna z pomocy naukowych – książka kucharska dla dzieci opatrzona wizerunkiem Kaczora Donalda leży w domu do dziś. Otwierana najczęściej na stronie niemiłosiernie poplamionej czekoladowymi paluchami. Takiego przepisu na proste ciasto czekoladowe, lekko „lepkie” w środku a chrupkie z wierzchu, do tego proste i szybkie w przygotowaniu jak na tej stronie ze świecą by gdzie indziej szukać!
P.S.
Jedzenia dziatwy nie polecam. Proszę oczywiście nie zrozumieć mnie źle. Albo dobrze.
no patrzcie państwo! Wigry wracają na łono kościoła!
:::
cztery lata temu miałem okazję tam pracować
(ustawiałem, jak to się mówi, tamtejszą kuchnię)
już wtedy mówiło się o takiej (ponownego przejęcia) możliwości
:::
a Panu Litwinowiczu miałem już okazję słyszeć pochlebne zdania
może się coś dobrego z tego wydarzy
książki są potrzebne ale fajnie napisane …. pamiętam jak mój syn dostał książkę (tytuł uciekł mi z pamięci) z prostymi przepisami kucharskimi i z jakim zapałem robił kolacje swojej młodszej siostrze a czasami i rodzicom … książka była z rysunkami, fajnie napisana a potrawy nazywały się bardzo zabawnie …. oczywiście książka to uzupełnienie praktycznych zajęć ….
Ta właśnie była taka, z rysunkami szczegółowo opisujacymi procedurę i przybory oraz czas potrzebny na (przy)gotowanie. Potrawy proste i przez dzieci lubiane.
Nazwa „Książka kucharska Kaczora Donalda” ale do dzieci z niższych klas podstawówki to chyba przemawiało.
A.Szyszu i kto tam zainteresowany
nie chodzi o uczenie dziatwy gotowania
lecz umiejętności rozpoznawania
:::
rozmawiałem niedalej jak kilka dni temu z Piotrem Petryką
to nawiasem mówiąc mąż Agnieszki Kręglickiej
wiem z pierwszej ręki, że skoro och dzieci poszły do szkoły
to i ich zainteresowanie tym co jedzą ich dzieci poszło z nimi do tejże szkoły
no i oczywiście ogarnęła ich trwoga
zresztą nie ma się czemu dziwić
:::
nie tak dawno J.Oliver robił podobny program w Anglii
i jak stwierdził, nie odczuwa satysfakcji (choć to i owo mu się udało)
:::
tak więc są trzy akspekty
* co dzieci wiedzą o jedzeniu
* co jedzą w szkole
* co potrafią ugotować
i jakby to ostatnie byłoby najmniej istotne
gdyby nie jedna rzecz
dzieci są jak inżynier Mamoń
jak mi donosi znajomy – Sławek Osiński
smakosz i dyrektor podstawówki zarazem
dzieci w jego stołówce jedzą
tylko to co jedzą w domu
czyli zaledwie kilka dań na krzyż
i bardzo rzadko surówki
:::
jeśliby się udało zapętlić te trzy aspekty
czyli jeśli się dziatwa czegoś nauczy to i w domu pokaże
a w stołówce się odwaźy zjeść
to już sam ten ruch da efekty
Moi drodzy, ja przyznam od razu, ze nie wiem jak w tej chwili wyglada program nauczania, natomiast wiem, jak wygladal 15 lat temu. w 7 i 8 klasie szkoly podstawowej w programie prac recznych bylo gotowanie. Chlopacy tez gotowali, choc przyznam, ze mniej godzin na to poswiecali, za to dostala im sie obrobka drewna.
To nie byl problem czasy, czy braku kuchni (przynajmniej w mojej szkole) natomiast wiekszosc przepisow jakis sie tam nauczylam nadaje sie tylko do spalenia. Nauczycielka potrafila wyprodukowac piekne rysunki techniczne, ale gotowanie jej zupelnie nie szlo.
Nie mowiac juz o tym, ze wytlumaczenie dzieciom lub mlodziezy roznicy miedzy oscypkiem prawdziwym a podrobka jest mozliwe tylko przez porownawcze probowanie, a kto za to zaplaci? Napisanie ksiazki, to pikus. Pieniadze na szkolenia nauczycieli i kupno skladnikow, to jest moim zdaniem wieksze wyzwanie…
Brzucho,
masz słuszną rację i nie ma się czemu dziwić. Mnie sie udało tak zapęlić (nie twierdzę, że to jedynie moja zasługa), że moi dorośli synowie mają takie umiejętności rozpoznawania, że mogliby karmić innych za pieniądze. Co zresztą z powodzeniem robią.
W czasie tych szkolnych zajęć bardzo popularny był tak zwany „model talerza”
http://www.fruktogront.se/barn/tallriksmodellen.php
pomagający dzieciom prawidłowe skomponowanie posiłku i zrozumienie zasad zdrowego żywienia. Nieznośna, uporczywa pedagogika….
AndrzejuSz. przepis na proste ciasto czekoladowe poproszę 🙂
moja wnuczka mówi, że ma „pełny brzuszek” …. i tak mi się skojarzyło bo Brzucho to ma czesto pełny brzuszek … 🙂
Stanislawie, pomylilo Ci sie – u pani Doroty tylko czytam i pomalu sie doksztalcam jak zreszta na wszystkich blogach, ale u pani Doroty nie mam przy mojej znajomosci muzyki nic do powiedzenia 🙁
Owszem, u Bobika z czasem cos tam powiem, raczej dopowiem. Tu tez jestem regularnie. Z rzadka sie odzywam. Moze jak znow zrobimy wyprawe do kolejnej winnicy lokalnej 🙂
Pozdrawiam caly blog!
czym by tu zapełnić brzuszek 😉
Dla haneczki i innych dzieci:
http://aszyszkiewicz.data.slu.se/choko/
oraz słowniczek:
strösocker – cukier
ägg – jajko
vetemjöl – mąka
bakpulver – proszek do pieczenia
vaniljsocker – cukier waniliowy
tsk – łyżeczka herbatnia (5 ml)
msk – łyżka stołowa (15 ml)
Formę wysmarować i wysypać tartą bułką
Tłuszcz stopić w garku – nie zrumieniać!
Zamieszać
Wlać do formy
„Tort” będzie dość cienki, lekko popękany z wierzchu i nieco klejący się w środku. Podawać z bitą śmietaną.
Widzialam cos z zamierzchlych czasow, bylam w sklepie rosyjsko/ukrainskim i tam byly sledzie solone z mleczem i ikra, niecierpialam tego procederu w domu to zachowywanie mleczu i czasami ikry, czy ktos z Was to jeszcze jada?
Ja bym jadała, gdyby tu były dostępne 🙁 Ikrę lubiłam od zawsze.
Razowy chleb z masłem, na to ikra i cebulka…
Z braku laku jem kawior z łososia 🙄
Morag,
to dla Ciebie i innych, niepruderyjnych i z poczuciem humoru:
Wiesz, jak nazywa się gość z niezbyt imponującymi klejnotami rodowymi?
Facet z ikrą 😉
nemo nie moge wyslac, bo jednak troche za daleko
a jak sie nazywa taki z imponujacymi ale impotent?
o wlasnie nemo
zaczyna sie ponownie sezon na wschodnim morzu.
na lykend tam zawitam, pod warunkiem ze nie zabieli drogi bo wypad moze byc za drogi.
kiedys podawalas jak sie toto przyrzadza
jak to bylo?
facet z mleczem?
oj chyba przeszkadzam 🙁
spadam
przepraszam ale ja tylko zycie cytuje, widmo kryzysu krazy i uwidaczia sie w kazdych domenach zycia
Johnny,
ja się tu tylko pytałam, jak robić, a Sławek i Nirrod (albo Ana?) podali dwie metody, obie dobre i wypróbowane przez moją siostrę na ikrze łososia w Krynicy Morskiej. Jeśli Cię to serio interesuje, to poszukam.
naturalnie nemo 🙄
bardziej interesujaca jest dla mnie ikra niz mlecz 😆
dla berlinczykow flyer_ballett_pl.jpg
Ja tylko z doskoku, bo Ania pracuje.
1. pozdrowienia dla Piotra i Gangu od zapracowanej do imentu Echidny,
2. Cale solone śledzie są lepsze na marynaty i inne przetwory. Robota z nimi jest, to prawda
puscilam jeszcze raz z tym baletem ale czaka na akceptacje
wystepuja w piatek o 20.00 w heilig kreuz kirche, Zossenerstr.
http://www.ptt-poznan.pl/stronyi/515.php
Kupiłem sobie płytę. Nową, CD, żeby nie było wątpliwości.
Zaczyta się polskim kawałkiem.
Ja się chyba, kurka wodna, mleczykiem staje, podoba mi się to.
A nie jest to przecież Rammstein!!
Źle ze mną??
Posłuchajcie, jest to tu :
http://bentoss.wrzuta.pl/audio/irOgQ4SGqm/adam_aston_-_w_siodmym_niebie
dalej są jeszcze 24 kawałki……jestem w nieeebieee!!!
Wolno tańczyć!!
Wolno, nie znaczy szybko.
antku rzeczywiscie siodme niebo, mila delikatna erotyka pur
Antku
zanim Alicji pozwolisz drugi raz wyrzucic kwaszona kapuste polec dodanie do niej _kapusty naturalnie_ kminku. smak zielska zdecydowanie lagodnieje i jast znacznie lepiej przysfajalny
http://fr.youtube.com/watch?v=Fa9k8ff3l8c
Antek tez do kapusty
, po Antku mial byc, inaczej znowu Antkowa do wora wrzuci i w kubel
przeciez antek tanczy
JAK TO BYLO KTO CHCIAL POLOWAC NA TE KACZKI?
Dzony o smakach zagail, Nemo dolozyla o pomidorze, to Wam opowiem o eksperymentcie: zgromadzili gosci, zawiazali im oczy i pozatykali nosy, lali w szklo, co szlo, nie moglem uwierzyc, ze chlop, co gorzale lykal, nie byl w stanie odroznic jej smaku od zaraz potem wypitej zimnej wody, nochal okazuje sie niezbednym narzedziem, jak zreszta Stanislaw przy winie,……… byl byl zaznaczyl 🙂
na kaczki Izyk zdatny, ale czy na TE?
nawet Ruski rady nie dal
Nie jest ze mną jeszcze tak tragicznie mleczowato, sprawdziłem właśnie czy jeszcze mi się to poniżej podoba.
Jest jeszcze we mnie trochę ikry!!
Nie jest to o kminku i kapuście, nie jest o siódmym niebie, ale też ładnie…
http://eldejar.wrzuta.pl/film/fy95jTIRwQ/rammstein_du_hast
Można skakać!
Czułe uszy niech nie słuchają.
Nie!
Slawciu, już śpiewam Antkowej…. 😉
Moja wnuczka dostała „Książkę Kucharską Kubusia Puchatka” a potem jeszcze jedną ogólnoświatową tzn. były w niej przepisy (po jednym) z różnych krajów. Zdaje się, że niegłupie.
A ikra ze śledzi (znaczy ze śledziowej) pyszna.
Wieczorem wrócił ze szkolenia w Szczecinie koń mojego syna. Miał przyjechać wczoraj rano, ale droga taka, że nocował po drodze i dopiero dzisiaj po południu ruszył dalej. Wysiadł też na drodze, pół kilometra od stajni i go przyprowadzono. A ja za nim, ledwie zipiąc. Na szczęście akurat przestał padać, na trochę, śnieg.
Zdajsie, ze andrzej.jerzy cos sie dopytywal…..o kaczki ale nie TE, o takie zwykle tas tas
Johnny!!!
Kapusty nie wyrzuciłam, bo nie przesolona, tylko moim zdaniem lekko słonawa, ale ja uczulona na sól i co dla mnie słone, dla innych OK.
A o KMINKU to ja już tu klepałam ze 30 razy, że wszystkich kapustnych musi być, i w ogóle u mnie idzie tego sporo. Co domnie – i ikra, i mlecz (trochę mniej, ale zawsze, tylko ostatnio widziałam ze 30 lat temu). Trochę zawsze odmoczyć, bo diabelstwo słone , ale u mnie w domu też toczyły się walki, kto zje ostatnią ikrę. Mniam!
no to w tym roku nie ale nastepna wigilia w Berlinie, maja tam tez wszystkie polsie kielbasy w cenach tanszych niz w Polsce, np. kabanosy kilo 6.90 jewro ja przy na wsi granicy place wiecej.
uwaga z tym ramm steinen, oni nie przez przypadek sie tak nazywaja
a jak nie przez przypadek, to przez co?
ramm to rama, jak sie ktoś jaka, czy margaryna? stein to od tego, co na nerkach?
Moragu daj światło
to nie rama to taka powiedzmy potega „ikry”, rammen – mozna walic na budowie, moze cie walnac auto, mozna wwalic komus noz w brzuch, mozna sie…. walic glowa w sciane, wiec antek z jednej skrajnosci w druga wot malodziec
Stał się cud pwnego razu – Pyra ma łączność po 6 godzinach, ale ma.
Polacy to jednak wesolutki naród. Przed chwilą do Szkła kontaktowego zadzwoniła pani mocno starsza, sądząc po głosie i strzeliła aktualnym dowcipem. Streszczam.
Jak to dobrze, że nasz Ukochany Pan Prezydent taki bohaterski, taki uśmiechnięty, taki zadowolony, wyszedł cało z gruzińskiej opresji. Tylko Rosjanie smutni, bardzo się martwią. Dlaczego? A, bo im eksport broni spadł drastycznie. Od wczoraj mówiąc prawdę wręcz zamarł. Żadni terroryści nie chcą kupować kałasznikowów, bo po co komu taka niecelna broń?
Antek to ma ale wachlarz, ostrzegal zreszta, ze nie calkiem mleczak,
wrecz ikra straszyl i slusznie, tego sluchac sie nie da, Nie!
Pyro, w jednym z komentarzy obok, twierdza, ze bron byla z magnetofonu, moze Szwajcarzy sie uciesza, ze taka skuteczna ta ich Nagra i im wzrosnie u terrorystow tzw. zbyt
nie przypominaj o Nagrze, bo jeszcze pan P. wpadnie na pomysl, ze to swoi go chcieli uskutecznic za szwajcarskie pieniadze
a antek to ma wachlarz, ciekawe co on jada….
niedawno mowil, ze maslaki, no wiesz, te takie sliskie, chcial kapuste, ale Antkowa spuscila w zsyp, no i kredek wnuczki dawno nie pokazal, moze wstydzi sie wlasnej zarlocznosci?
Johnny,
tu przepis od Nirrod:
When you catch a fish that may have eggs and you want to make caviar, clean the fish immediately, and if it does have egg sacks, put them in a plastic bag and on ice. As soon as you can, start the caviar. Slit the egg sacks, and clean the eggs from the membranes they are attached too. This is the hard part. Use your fingers, continually cleaning out the little pieces of membrane. A steel screen with 1/4 inch or so mesh can be a help. Through all of this process do your best not to break the eggs. Do most of this work in a bowl of clean, cold water, and when all of the membrane has been sorted out, and the eggs are clean, drain them well.
Measure the eggs, and for each cup of eggs, make a brine of two cups of cold water and 1/2 cup kosher salt in a glass bowl large enough to hold both brine and eggs. Add eggs to cold brine and swirl gently occasionally for 15-20 minutes. Drain in a sieve and refrigerate for at least an hour or two and preferably overnight.
A tu od Sławka:
Alors, lorsque vous capturez un saumon ? ce moment de la saison, immédiatement ou dans l?heure qui suit la capture, prélevez les oeufs de votre saumon en prenant bien soin de les conserver dans leur membrane. Gardez-les ainsi au frais jusqu?au moment de la préparation du caviar. Ne pas mélanger les oeufs d?un saumon ? ceux d?un autre.
. Rincez les oeufs et la membrane dans l?eau froide pour enlever les traces de sang.
. Passez les oeufs dans un grillage de 1/2 cm (1/4?) en pressant lég?rement sur la membrane.
. Placez les oeufs dans une saumure pendant 2 heures.
. Saumure : pour 2 tasses d?oeufs, 1/3 de tasse de gros sel et 2 tasses d?eau.
. Égouttez les oeufs.
. Rincez-les encore ? l?eau froide.
. Égouttez-les encore dans une passoire fine et laissez-les au réfrigérateur pendant la nuit.
Z cicha pech doniesli, ze Magdalena zamilkla bo wyprzedala cala swoja galerie. Ludzie w kryzysie uciekaja od gotówki i lokuja ja w dobrach. U mnie bieda. Jedna i mala wolna sciana i brak gotówki. Zbyt raznie zaczalem przygotowywac sie do swiatowej wymiany pieniedzy i wpadlem w dlugi.
Moge podpowiedziec Magdalenia zeby wystosowala do twórcyów apel typu.
Broniacy do broni. Literaci do literatek.
Ciekaw jestem gdzie mozna kupic cala beczke solonych sledzi. Takich prosto od krowy.
Pan Lulek
Poszlam spac na chwile ale nie moge przespac calej nocy ciurkiem bo nie mam papierosow. Skomplikowane te spanie.
Slawek, Ty jestes okrutny a cala moja nadzieja w antku, ze skoro lata na Chmielna to moze mi obstryka iluminacje na Nowym Swiecie, moze nowe Krakowskie tez.
Panie Lulku, moj ojciec jak byl mlody to kupwowal cala beczke na targu u zydowskiego handlarza w Bialej Podlaskiej, podobno to byly sledzie i z ikra i mleczem czyli mleczne.
Na targowiskach były takie budki gdzie sprzedawali coś na rozgrzewkę i śledzia z beczki na zakąskę. Fascynowało mnie jak panowie, nim tym śledziem przegryźli, brali go za ogon i walili nim o cholewę buta. Nigdy nie doszłam dlaczego tak robili. Może otrząsali nadmiar solanki, a może taki trzepnięty śledź lepiej się obierał? Kto wie?
Zbudziłam się (ja nie palę, więc chyba za wcześnie poszłam spać?) i zobaczyłam jakieś dziwne mruganie na ścianie – UFO, czy co? Podkradłam się cichcem, a to laptop się wyłączył po pobraniu aktualizacji i dawał o tym znać.
Za oknem już 1,2 stopnia ponad zero, czyli jeszcze dobrze nie zamarzło a już się będzie topić.
Dobranoc! tym z drugiej strony Kałuży
Zabo, dokladnie te same teksty slyszalam …”to byly sledzie… bralo sie za ogon trzepalo o cholewe”… i nigdy sie nie zapytalam dlaczego oni to robili, dla mnie wyobrazenie takiego sledzia trzepanego o cholewe buta, tuz po konnej jezdzie, wedrujacego potem do ust, bylo niehigieniczne, opowiesc odbieralam jako dziwna historyjke z czasow prawie napoleonskich. Gdzie Ty to widzialas, przeciez to za Twoich czasow juz nie istnialo?